O literaturze i czasach wojny w Ukrainie Ryszard Kupidura
W
ojny nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Nie jesteśmy w stanie odtworzyć czy odegrać emocji, które towarzyszą człowiekowi podczas wojny. Wojna w Ukrainie, jak wiemy, trwa już od 8 lat. Reportażyści zajmujący się konfliktem na Donbasie niekiedy z pewnym zaskoczeniem pisali o tym, że całkiem blisko działań wojennych, np. w Kramatorsku czy Siewierodoniecku, ludzie próbują żyć normalnym życiem. Jednak jeśli się dłużej nad tym zastanowić, to przestaje nas to dziwić. Jest to przecież na swój sposób piękne, że jak tylko pojawia się odrobina wolnej przestrzeni, choćby najmniejszy kawałek terenu pozbawiony wojennej aury, wówczas ludzie momentalnie wracają do swoich spraw, dzieci zaczynają wychodzić na place zabaw. Bo wojna jest po prostu czymś bardzo nieludzkim, jest środowiskiem, w którym człowiek naturalnie nie egzystuje.
90
POST SCRIPTUM
Po 24 lutego zauważyłem różne postawy wśród czytelników. Niektórzy nie byli w stanie sięgnąć w tych dniach po literaturę. Stały za tym przynajmniej dwie przyczyny. Najbardziej oczywistą był, rzecz jasna, brak możliwości skupienia się na lekturze. Niektórzy jednak nie decydowali się na czytanie ze względu na poczucie winy. Według nich sięganie po książkę w sytuacji, kiedy inni walczą lub chowają się przed bombami, byłoby niegodziwe. Warto jednak pamiętać, że pozostawanie w świecie literatury nie musi być przejawem ignorancji. Przeciwnie – może być manifestacją człowieczeństwa. Potwierdzają to słowa Bohdana Kołomijczuka, który będąc obecnie członkiem lwowskiej obrony terytorialnej, napisał na Facebooku, że szczególnie ważne dla niego stało się to, że ludzie w dalszym ciągu czytają jego książki i dzielą się swoimi refleksjami
w mediach społecznościowych. Dla niego stanowi to bowiem wspomnienie o dotychczasowym życiu, do którego zdążył już zatęsknić i do którego chce jak najszybciej powrócić. Myślę, że kultura ukraińska stała się teraz ważna przynajmniej z kilku powodów. Z jednej strony naturalnie chcemy dowiedzieć się więcej o kraju i ludziach, którzy przeżywają tragiczny czas w swojej historii. Jednak w tym konkretnym ukraińskim przypadku, jak sądzę, chodzi zdecydowanie o coś więcej. Jako Polacy staliśmy się bowiem częścią tej historii. Już choćby dlatego, że otworzyliśmy swoje domy dla Ukraińców, którzy uciekają przed wojną. Zauważyli Państwo, że osoby przyjmujące u siebie w mieszkaniach Ukraińców często nie stosują określania „uchodźcy” tylko „goście”? Mówią: „Mam gości z Ukrainy”. To symptomatyczne. Język zaczyna reagować na zmieniającą się rzeczywistość.