11 minute read

Nikita Kuznetsov – Czy walka z Czechowem pomoże zwyciężyć Putina?

CZY WALKA Z CZECHOWEM POMOŻE ZWYCIĘŻYĆ PUTINA?

etsov N uz k Nikita

Advertisement

Przed publikacją kilku myśli o kulturze w czasie wojny, chciałbym najpierw ukazać perspektywę, z której patrzę – bo, wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie jest wyłącznie rosyjska, ale w dużej mierze polska, a po części (choć, przyznaję, stosunkowo niewielkiej) nawet ukraińska. Dlatego na początku kilka słów o sobie. Jestem Rosjaninem z Petersburga, od 30 lat mieszkam w Polsce, od 25 lat – w Krakowie. Studiowałem tu filozofię, ale jeszcze przed ukończeniem studiów zacząłem stawiać pierwsze kroki jako tłumacz. Obecnie mam już wieloletnie doświadczenie, tłumaczę na język rosyjski przede wszystkim literaturę, w tym poezję (m.in. Miłosza, Szubera, Czapskiego, Wajdę, Gruszkę-Zych). Kilka książek – nieliterackich – przetłumaczyłem na polski, wykonuję również tłumaczenia ustne. Oprócz tego zajmuję się promocją literatury polskiej w Rosji, pracując w jednej z polskich państwowych placówek kulturalnych. Gdy 22 lata temu Putin doszedł do władzy, od samego początku ostrzegałem przed nim, tłumaczyłem, jak bardzo jest niebezpieczny, uczestniczyłem w protestach (m.in. w czasie moich wizyt do Rosji). Z drugiej strony, od połowy lat 90. zaczęły się moje wielorakie związki z Ukrainą. Mam wielu przyjaciół w Kijowie, Lwowie, Odessie, Czortkowie oraz wśród Ukraińców mieszkających w Polsce. Często odwiedzam Ukrainę, zdarzało mi się mieszkać tam przez dłuższy czas, a na przełomie lat 2013-2014 byłem na Majdanie (choć wróciłem do Polski jeszcze zanim w Kijowie doszło do rozlewu krwi). Rozpętana przez Putina wojna stajak najbardziej się zgadzam z moimi ukraińskimi przyjaciółmi – poetami, pisarzami, filozofami, artystami. Jednak ostatnio obserwuję u niektórych z nich chęć otwarcia jeszcze jednego frontu – kulturalnego. I ta odsłona wojny budzi we mnie wielkie wątpliwości. Być może poczekałbym ze swoją wypowiedzią do lepszych czasów, ale odkryłem, że mój punkt widzenia doskonale wyraził ukraiński filozof, tomista, prof. Andrij Baumeister, który pozostał w zagrożonym rosyjskim wtargnięciem i ostrzeliwanym Kijowie, przez co jego głos ma szczególną moc. Baumeister zwrócił uwagę na to, że w czasie wojny w życiu ludzi następują głębokie egzystencjalne i emocjonalne zmiany. Po pierwsze myślenie zaczyna działać w sposób uproszczony. Przestrzeń półtonów i niuansów bardzo się zwęża, prawda i kłamstwo, dobro i zło stają się wyraźne i jednoznaczne, rzeczywistość przybiera postać dwubiegunową. Jest to konieczne, by przeżyć, przetrwać, zwyciężyć. Jednak w takim czarno-białym myśleniu jest wiele pułapek. Po drugie dokonują się przemiany w psychologii społecznej. W sytuacji wojny ludzka potrzeba przynależności do dużych grup gwałtownie wzrasta. Rośnie w siłę zbiorowa emocjonalność. Ale w związku z tym pojawia się groźba niedostrzeżenia w podmiotach zbiorowej nienawiści, gniewu, współczucia, miłości – poszczególnych ludzi, jednostek z ich rozterkami, złożonością i niejednoznacznością. Nie wolno, pisze Baumeister, pozwalać gniewowi i nienawiści, by zalewały

ła się dla mnie osobistą tragedią, ale przeżywam ją również jako tłumacz, istniejący na pograniczu kilku kultur, z których każda jest mi na swój sposób bliska. Odczuwam przerażenie i wstyd na widok przestępstw, które popełnia wojsko kraju, w którym się urodziłem. Chyba najlepiej to, co myślę i czuję, oddaje wiersz wybitnej rosyjskiej poetki, tłumaczki i dysydentki (oraz mojej mistrzyni) Natalii Gorbaniewskiej, jednej z ośmiu osób, które w 1968 r. wyszły na Plac Czerwony, by zaprotestować przeciwko inwazji ZSRR na Czechosłowację:

To ja nie ocaliłam wtedy Pragi, a wcześniej Warszawy, nie odkupię swej winy – niegodnych synowie niegodni –dom mój pustym się stanie, progi zgniły i mury zmurszały, niech będzie przeklęty dom zła, dom grzechu, dom kłamstwa, dom zbrodni. Tłum. Adam Pomorski

Czuję się odpowiedzialny za to, że zrobiłem za mało, by uniknąć tej wojny, staram się jednak nie pogrążać w rozpaczy, na różne sposoby pomagać Ukraińcom i bezwzględnie wypowiadać się przeciwko rosyjskiej agresji. Moje zdanie jest bardzo jasne: agresor powinien być zatrzymany i pokonany, zbrodnicze czyny wojsk rosyjskich mają być potępione i ukarane, a Ukraina, jej ludność i siły zbrojne potrzebują wszelkiego możliwego wsparcia i pomocy. Co do tego

nas i zaślepiały nasz rozum i uczucia. Bardzo niebezpieczne jest wpadanie w przesadne uogólnienia, m.in. dotyczące kultury, chociaż istnieje wielka pokusa obarczenia odpowiedzialnością całych kultur i narodów. Ale w ten sposób rozmywa się i zaciera rozumienie osobistej odpowiedzialności. Takie rozmycie granic może doprowadzić do zatracenia człowieczeństwa. Te słowa Andrij Baumeister kieruje do swoich ukraińskich kolegów, których oczywiście można zrozumieć. Kiedy ktoś musi chować się w piwnicy

przed bombardowaniem, widzi swoje miasto w ruinach, dowiaduje się o śmierci swoich bliskich, traci dom i majątek, ciężko mu zachowywać opanowanie. Co innego w spokojnej Polsce, która od wielu lat jest moim domem. Dzięki Bogu nikt tu nie jest w sytuacji zagrożenia życia, jednak, ku mojemu zdziwieniu, coraz częściej słyszę nawoływania do ograniczenia języka rosyjskiego, dochodzą do mnie wiadomości o odwoływaniu koncertów muzyki Szostakowicza, oper Musorgskiego, sztuk Czechowa – tego właśnie Czechowa, który pisał o konieczności codziennego wyciskania z siebie niewolnika! Instytucje kulturalne i poszczególni autorzy rezygnują ze współpracy nawet z tymi Rosjanami, którzy wiele ryzykując (teraz za wystąpienia antywojenne grozi w Rosji do 15 lat więzienia), wypowiadają się przeciwko agresji. Zaprzestaje się wydawania polskich (!) książek w Rosji, pozbawiając jej mieszkańców możliwości usłyszenia naszego głosu w wielu ważnych sprawach i stwarzając swoistą kulturową żelazną kurtynę – a przecież kiedyś, w czasach ZSRR, przywożono tam zachodnie książki potajemnie, by przełamywać barierę informacyjną. To już nie są sankcje –które sam popieram – tylko jakieś szaleństwo. Następnym krokiem w tym kierunku zapewne będą płonące stosy książek rosyjskich autorów. O tym zjawisku bardzo mądrze napisał polski historyk i dyplomata prof. Hieronim Grala. Pozwolę sobie zacytować tylko mały fragment jego wywodu: „Czytam, iż wypowiedzieliśmy wojnę Czajkowskiemu, Strawińskiemu, Szostakowiczowi. Rozumiem, iż autorzy tych pomysłów nieco wcześniej – w ramach permanentnej denazyfikacji – nie zgodziliby się nigdy, by hymnem Zjednoczonej Europy stała się Oda do radości, wszak to dzieło aż dwóch Niemców. (…) Spotykam się stosunkowo często z poglądem,

iż potrzebna jest «opcja zerowa», zerwanie wszelkich kontaktów etc. A ja słucham tego z rosnącym niesmakiem i przerażeniem: oto zdradzamy tych naszych może niezbyt licznych, ale też wcale nie tak nielicznych «sprawiedliwych», którzy nastawiają karku «za wolność naszą i waszą», którzy byli z nami w czasach dla nas trudnych, którzy wspierali naszą walkę o prawdę i bronili niegdyś Polski, a teraz Ukrainy. (…) Rozumiem, iż występek powinien być surowo ukarany, ale karanie niewinnych w ramach odpowiedzialności zbiorowej raczej nie mieści się w tradycji prawnej narodów cywilizowanych”1 .

1 H. Grala, Ukrainę zaatakował Putin, a nie Czajkowski. Po co nam krucjata przeciw rosyjskiej kulturze?, „ Więź”, 04.03.2022, [online] https://wiez. pl/2022/03/04/ukraine-zaatakowal-putin-a-nieczajkowski/ (28.03.2022).

To, że ludzie, popełniający zbrodnie przeciwko ludzkości, wyrastają z jakiegoś środowiska kulturalnego, nie oznacza,

że to środowisko jest z gruntu złe.

Niestety wspomniana tendencja szerzy się obecnie w całej Europie, jest to poniekąd zrozumiałe – zrywanie więzi kulturalnych kosztuje najmniej, przynajmniej w wymiarze materialnym. Jako obywatel Polski, państwa unijnego, muszę stwierdzić, że groteskowo, a wręcz haniebnie wygląda ostracyzm, któremu są poddawani w Europie niezależni twórcy rosyjscy, wypowiadający się przeciwko wojnie, oraz kultura rosyjska jako całość – przy jednoczesnym przekazywaniu reżimowi Putina miliardów euro w zamian za gaz i ropę. Jeżeli komuś się wydaje, że taki bojkot kulturowy jest gestem symbolicznym, to symbolizuje jedynie hipokryzję, bezradność i głupotę. Wróćmy jednak do kultury. Przede wszystkim rzeczywiście jest bardzo indywidualna i zróżnicowana. Oczywiście zawsze istniały i nadal istnieją wypowiedzi kulturowe w nurcie panujących ideologii, ale równie dobrze mogą powstawać (i powstają!) niezwiązane z nimi albo wręcz przeciwstawne im dzieła literatury, sztuki, muzyki… Rozpatrywanie kultury jako pewnej przybudówki idei państwowej, która działa w tym samym kierunku i dąży do tego samego celu, jest ogromnym uproszczeniem. Czegoś takiego nie było nigdy i nigdzie.

Czy warto rozczłonkowywać żywe ciało kultury?

Nawet jeżeli państwo usiłuje podporządkować sobie kulturę, najczęściej ponosi klęskę, a najwybitniejsze książki napisane w krajach totalitarnych prawie zawsze są antytotalitarne. To, że ludzie, popełniający zbrodnie przeciwko ludzkości, wyrastają z jakiegoś środowiska kulturalnego, nie oznacza, że to środowisko jest z gruntu złe. I chodzi oczywiście nie tylko o kulturę rosyjską. Goethe, Beethoven i Kant nie ponoszą odpowiedzialności za przestępstwa nazistów. Szekspir, Gainsborough i Dickens nie uczyli angielskich kolonizatorów okrucieństwa względem ludności Indii i Afryki. Czechow, Rachmaninow i Dowłatow nie zachęcali rosyjskich żołnierzy do ostrzeliwania szpitali i bombardowania bloków mieszkalnych. I skoro o tym mowa, Szewczenko, Łesia Ukrainka i Hryhorij Skoworoda nie nawoływali do rzezi wołyńskiej. Rozgrywające się w świecie straszliwe wydarzenia mogą raczej świadczyć o tym, że ich inspiratorzy i wykonawcy nie „czytali w dzieciństwie właściwych książek”, jak śpiewał Wysocki. Albo czytali, lecz nie zrozumieli. Znane są imperialne lub wręcz szowinistyczne wypowiedzi literackie Dostojewskiego, Puszkina, Tiutczewa i innych rosyjskich twórców. Na tej podstawie niektórzy koledzy, wykorzystując dość wątpliwe dokonania tzw. teorii postkolonialnej, wysuwają tezę o „rdzeniu imperialnym” w kulturze rosyjskiej. Szukanie wątków imperialnych w literaturze (a co dopiero w muzyce!) może być skądinąd ciekawe, zaś pewne poczynione spostrzeżenia niekiedy są całkiem słuszne. Jednak zarówno Miłosz, jak i Wajda, których książki tłumaczyłem, a którzy byli wybitnymi znawcami twórczości Dostojewskiego, bodaj najwięcej piszącego o wyjątkowości narodu rosyjskiego, zgodnie uważali te wątki za drugorzędne dla jego twórczości. To samo można powiedzieć o zdecydowanej większości wybitnych twórców, w których dziełach można znaleźć jakiekolwiek nuty wielkomocarstwowe. A przecież u wielu te nuty są zupełnie nieobecne. Jest oczywiste, że putinowska propaganda będzie chętnie przywłaszczała sobie rosyjską kulturę, wyrywając z niej te fragmenty, które jej pasują. Kilka lat temu widziałem w telewizji rosyjskiej nawet próbę zawłaszczenia takiego piewcy wolności i antytotalitaryzmu, jakim był mój ulubiony poeta i pieśniarz Aleksander Galicz. Czy to oznacza, że należy oddać rosyjską kulturę Putinowi? Moim zdaniem – wręcz odwrotnie. Nie warto szukać powodów dla kultury unieważniania. Prawie każdy naród ma coś na sumieniu – w ten sposób można unieważnić całą kulturę. Zresztą żadne unieważnienia nie są w stanie jej zgładzić. Prawdziwe rękopisy nie płoną. Słyszałem też opinie, że nie należy teraz bronić kultury, bo życie ginących w Mariupolu dzieci jest ważniejsze od wierszy Puszkina. Owszem, życie dzieci jest ogromnie ważne, ale w tym wypadku sama przedstawiona alternatywa jest fałszywa. Zabójstwo dziecka jest okropną zbrodnią, jednak unieważnienie Puszkina nikogo nie wskrzesi i nie pomoże uratować życia innych. Co więcej, unieważnienie Puszkina i wszystkich literatów (niekoniecznie rosyjskich), którzy nie pasują do jakichś naszych koncepcji, doprowadzi jedynie do coraz większej duchowej pustki, która będzie sprzyjała pojawianiu się nowych morderców. Zaś unieważnienie całej klasyki

rosyjskiej według kryterium narodowościowego nie uderzy w imperium (które ma za nic poezję, tak samo jak dzieci), ale przyczyni się jedynie do wzrostu ksenofobii… Chciałbym poruszyć jeszcze jeden aspekt istotny dla przyszłości Ukrainy, na której mi zależy, bo kocham ten kraj i mieszkających w nim ludzi. Niedawno, na prośbę pewnej wspaniałej krakowskiej tłumaczki literatury angielskiej, przygotowałem dla rodziny z Zaporoża, którą ta przyjęła w swoim domu, dziecięce książki w języku rosyjskim. W kontekście ogólnego potępiania języka i kultury rosyjskiej, które obserwuję, powstaje pytanie: czy jest to z mojej strony pomoc ludziom w potrzebie, czy może kolejny akt agresji kultury rosyjskiej przeciwko kulturze ukraińskiej? Gwoli wyjaśnienia należy dodać, że rodzina jest rosyjskojęzyczna i sama poprosiła o książki w tym właśnie języku.

Z tego wypływa następne pytanie: jak można prowadzić wojnę przeciwko kulturze rosyjskiej, jeżeli znaczna część mieszkańców Ukrainy odbiera ją jako własną lub bliską, a język rosyjski jest dla tych ludzi językiem ojczystym? Zgadzam się, że czasami taka sytuacja była skutkiem rusyfikacji, choć bynajmniej nie zawsze. Ale nie to jest najistotniejsze. Czy warto rozczłonkowywać żywe ciało kultury? Przecież nie da się wszystkiego „wziąć i podzielić” (jak proponował Szarikow z powieści kijowianina Bułhakowa) na zasadzie narodowości lub języka – za dużo pojawia się niuansów. Do kogo wtedy będzie należał np. Gogol? Albo bardzo ukraiński, ale piszący po rosyjsku Borys Chersoński z Odessy? Ze zdziwieniem i smutkiem dowiedziałem się niedawno, że wybitny ukraiński reżyser białoruskiego pochodzenia Siergiej Łoznica, wielki orędownik ukraińskiej racji stanu, którego miałem zaszczyt tłumaczyć na festiwalu w Krakowie, a którego film Donbas pokazuje absurdy i potworności okupowanego przez Rosję Donbasu, został usunięty z Ukraińskiej Akademii Filmowej za „kosmopolityzm” i planowany udział w festiwalu kina rosyjskiego we Francji. Czy tak ma wyglądać kultura czysta etnicznie i ideologicznie? Teraz na Ukrainie ukształtował się, a wskutek tej wojny

dodatkowo się scementował, niesamowity naród polityczny, który jednak nie jest jednolity pod względem etnicznym i kulturowym. Czy wojna z kulturą rosyjską nie spowoduje w tym narodzie pęknięcia? Zresztą należy też pomyśleć o przyszłej reintegracji do państwa ukraińskiego mieszkańców Donbasu i Krymu. Jak już wspomniałem, chciałem odłożyć swoją wypowiedź do lepszych czasów, ale przeraziła mnie częstotliwość z jaką ten temat jest poruszany przez moich ukraińskich, a niekiedy również polskich przyjaciół i kolegów – tak, jakby to właśnie kultura rosyjska była ich głównym wrogiem. To, jak bardzo niebezpieczne jest uwalnianie nienawiści, choćby nawet do kultury, pokazuje Andrij Baumeister, przestrzegając: „Nie wolno mówić, że «to tylko emocje». W czasach, do których zostaliśmy wrzuceni, jedna niewłaściwa emocja potrafi wysadzić w powietrze cały świat. Uwolnienie swojej wewnętrznej bestii nie jest nieszkodliwe. Są dwie możliwości: albo prawda jest po naszej stronie, albo, walcząc ze smokiem, sami przemienimy się w smoka. Ale wtedy to nie będzie zwycięstwo, tylko droga do klęski”. Z całego serca życzę Ukrainie zwycięstwa w każdej walce, również w tej

duchowej. Jednak jestem pewien, że to nie kultura rosyjska ma być w tej walce pokonana. Zgadzam się, że w czasie, gdy giną niewinni ludzie, rozmowy o kulturze nie są najważniejsze, ale kultura ma swoją rolę do spełnienia – choćby po to, żeby do czegoś takiego nie dochodziło w przyszłości. Rozumiejąc uczucia tych, którzy są bombardowani, jestem przekonany, że kultura w ogóle i literatura w szczególności staną się kiedyś podstawą do pojednania i gojenia ran. Myślę, że głównym zadaniem literatury rosyjskiej jest teraz uzmysłowienie, dlaczego ta wojna i dyktatura faszystowskiego typu w Rosji, przy czynnym lub milczącym poparciu znacznej części ludności, stały się możliwe. Kolejnym wielkim zadaniem jest pokuta. Mam nadzieję, że literatura sobie z tymi zadaniami poradzi. [NK]

Kultura w ogóle, a literatura w szczególności, staną się kiedyś podstawą do pojednania i gojenia ran.

This article is from: