KRZYSZTOF ŁOZOWSKI Koty z miasta Łozowsko wielkie, olej, płótno, 30x50cm, 2013
CHWILÓWKA Juliusz Wątroba
Przepraszam, ja tu tylko na chwilę – mam świadomość, że Państwo nie macie ochoty na dłużej, a ja nawet chęci. Bo nie ma czasu, bo czas pogania, dogania, wyprzedza, przegania. Wszystko i wszystkich. To dziwne. Jeszcze jeden paradoks. Wszak ludzkość, od zarania, czyniła wszystko, co tylko możliwe i niemożliwe, by wolnego czasu mieć jak najwięcej. Wszystkie wynalazki najtęższych umysłów, na pierwszym planie i w tle, miały na celu czynienie życia człowieka rozumnego i myślącego (to optymistyczne założenie) lżejszym, przyjemniejszym, z mnóstwem wolnego czasu, który można przeznaczyć na kochaśki, igraszki czy inne proste lub skomplikowane rozrywki, właśnie dla zabicia czasu albo chociażby tylko na hedonistyczne lenistwo w czasie, gdy to czas nas zabija – wolno acz nieustannie i nieuchronnie. O ironio, tu się król stworzenia pomylił, przeliczył, a może tylko w twórczym zapale zagalopował i zapomniał, co leżało u podstaw pomysłów – od koła poczynając, na najnowszych modelach przeróżnych komputerów kończąc. Bo oto okazało się, że wszystko to, co miało czas oszczędzać, a nawet magazynować go do wykorzystania na przyjemności, wynikające z radosnego fenomenu istnienia, obróciło się przeciw nam. Na złość zagrało na nosie, zakpiło i zachichotało złośliwie. Każdy kij ma dwa końce. Każdy wynalazek, mający z założenia służyć dobru człowieka (trwożnym milczeniem pomijam wynalazki służące do zadawania cierpienia bliźnim, od narzędzi tortur, po bomby atomowe), ma dwie strony – jasną i ciemną. I ta ciemna często bierze górę nad światłością. Więc to, co miało oszczędzać czas, bezczelnie go kradnie. Już mój dziadek Teofil (urodzony jeszcze
32
POST SCRIPTUM
w dziewiętnastym wieku) nazywał telewizor „złodziejem czasu”, gdy wyciągał zza pazuchy fujarkę albo organki z kieszeni, by krowy na pastwisku, prócz przeżuwania zielonej soczystości, miały także doznania artystyczne wyższego rzędu. Dopiero niedawno naukowcy stwierdzili, że muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale także wpływa na mleczność krów! Był więc mój dziadek zarówno prorokiem, jak i wesołkiem pocieszającym zafrasowane zwierzątka oraz sfrustrowanych bliźnich. Ile tych „złodziejów czasu” w międzyczasie się namnożyło i ile coraz szybciej się mnoży w postępie geometrycznym czy też wykładniczym? Jeszcze nie zdążymy się dobrze zapoznać z jednym, a już drugi, nowszy i lepszy wpycha się na chama, chcąc zająć miejsce uboższego poprzednika, poprzedzony, a jakże, natarczywą reklamą – też lepszą, działającą nawet na podświadomość… A czasu coraz mniej. Od chwili do chwili. Chwil, które stają się coraz krótsze. To już nawet nie chwile, a chwilątka, chwilki, chwileczki, chwilunie. Jeszcze jedna się dobrze nie zaczęła, a już się skończyła, wypchnięta poza nawias, na margines, boczny tor przez nową, lepszą, krótszą, atrakcyjniejszą, wpraszającą się, naprzykrzającą, jak intruz, jak wścibska pożyczająca soli sąsiadka. Robią to tak perfidnie, że nawet nie mamy świadomości opisanego zjawiska… Nieodżałowanej pamięci Rysiu Riedel śpiewał w one dni, że „w życiu piękne są tylko chwile”. To też nieprawda, bo w życiu chwile są też niepiękne, a tych brzydkich i szarych jest znacznie więcej. W przeciwieństwie do pierwszych, króciuśkich, mijających błyskawicznie, niepiękne ciągną się jak guma do żucia – albo lepiej do życia(?) – lub jak makaron – ten z serialowej piosenki (młodszym przypominam, że chodzi o „Wojnę