
20 minute read
Blogowanie z kulturą – Katarzyna Brus-Sawczuk
from POST SCRIPTUM
Blogowanie z #Kulturą„Najważniejsze jest słowo.” Katarzyna Brus-Sawczuk
Zaprosiłam do marcowego wywiadu kilku barwnych ludzi. Różni ich wiek, wykształcenie, wykonywany zawód. Łączy otwartość umysłu i szacunek (odwzajemniony) do kultury, sztuki, słowa pisanego i mówionego.
Advertisement
Blog ma swoja historię. Pierwszy raz termin „blog” został użyty w 1999 r. przez Petera Merholza, redaktora jednego z najwcześniejszych internetowych dzienników, znanego pod nazwą „Robot Wisdom”. Od dwóch lat istniało określenie „weblog” autorstwa Jorna Bargera, oznaczające strony, na których umieszczane były jedynie linki do innych stron z danej dziedziny, ewentualnie komentarze lub wpisy ułożone w porządku odwrotnym do chronologicznego. Blogami nazywano natomiast pamiętniki online. Za pierwszego bloga uznaje się stronę www założoną w 1990 r. przez Tima Bernersa-Lee. Posługując się definicją (ang. web log – dziennik sieciowy) – to rodzaj strony internetowej zawierającej odrębne, ale uporządkowane chronologicznie wpisy. Blogi jako medium ogólne noszą nazwę blogosfery. Najważniejszą funkcją przekazu bloga jest tekst, choć mogą pojawiać się zdjęcia, inna grafika czy 92
nagrania video. Weblogi utożsamiano ze stronami osobistymi. W historii blogów wiele się zmieniło, wciąż jednak od innych stron internetowych blogi odróżnia bardziej personalny charakter treści: często stosowana jest narracja pierwszoosobowa, a fakty przeplatają się z opiniami autora. Za jednego z pierwszych blogerów w Polsce uważa się Piotra Waglowskiego (pseudonim VaGla). Był publicystą, prawnikiem, pisarzem, poetą, webmasterem, autorem serwisu vagla.pl. Przez lata zmieniły się wygląd, forma i zawartość blogów, a także ich funkcje oraz oprogramowanie narzędziowe. Tematycznie zaczęły przeważać blogi osobiste, udające pamiętniki online. Coraz popularniejsze stały się blogi profesjonalne prowadzone w celach zawodowych. W blogach pojawiła się kultura, sztuka, muzyka, film, ale także codzienne życie. Blog to niewątpliwie zjawisko socjologiczne, o ogromnym zasięgu i mocy sprawczej słowa. Według socjologów, jako naturalny wytwór świata wirtualnego może służyć ekspresji autorów i ich postrzeganiu świata, autopromocji, promocji otaczających zjawisk, zaspokajaniu potrzeb towarzyskich, więzi społecznych, celów zawodowych, a także realizacji pasji.
Moje zaproszenie do rozmowy o „kulturalnym” blogowaniu przyjęli:


JANUSZ ROSZKOWSKI
Janusz Roszkowski. Człowiek petarda, bloger w czasach powijaków blogowania, pisarz, poeta, także wydawca recenzent i humanista. Od zawsze zakochany w przyrodzie i kobietach.

Kamil Śliwiński. Wszechstronny znawca sztuki. O Beksińskim i Szukalskim wie wszystko. Jako stypendysta MKiDN, prowadzi różne projekty wspierające sztukę. Jest również blogerem. Biegły w świecie Internetu i jego prawnych aspektach.

AGATA BECHER

foto: Monika Szałek foto: Marta Rybicka KAMIL ŚLIWIŃSKI
Agata Becher. Polonistka, kulturoznawczyni, zawodowo związana z mediami branżowymi, entuzjastka i użytkowniczka social mediów, antysystemowa uczestniczka systemów, publikuje teksty o kulturze, mediach, pisze felietony, recenzje z wykorzystaniem wszelkich platform internetowych, u siebie na zjedzkanapke.net, dwutygodnik.com o teatrze. Wszechstronna, współczesna blogerka i więcej!

Julia Brodowska. Absolwentka Akademii Muzycznej i Sztuki Pisania i zdolna skrzypaczka. Od ponad 10 lat prowadzi bloga, Subiektywnie o Muzyce, na którym recenzuje płyty i koncerty. Wiele w nim muzyki duszy – fado. Fascynuje ją również world music i jazz. Jej teksty o muzyce pojawiają się również w innych portalach i w czasopismach. Przez całe swoje życie zauroczona kolorami Lisbony.

foto: archiwum własne JULIA BRODOWSKA
foto: archiwum własne Tomasz Sobierajski. Znany i ceniony socjolog społeczny z ogromnym doświadczeniem. Jako pracownik naukowy uniwersytetu wydał w swojej dziedzinie kilkanaście naukowych książek. Jest człowiekiem rozpoznawalnym, blogerem i influencerem.


Blog
Januszu, czy łatwo było zostać blogerem… ponad dwadzieścia lat temu?
Janusz Roszkowski: W moim wypadku dwanaście lat temu… Wprawdzie wiedziałem o powstaniu w latach 2003-2004 dwóch dużych portali blogowych, nawet kilka razy tam zaglądałem, ale zniechęcony miałkością większości wpisów nie paliłem się do zostania blogerem, tym bardziej że w tamtym czasie myślałem poważnie o odejściu od literatury. W 2005 roku Wojciech Siemion prowadził moje ostatnie spotkania autorskie w Warszawie – żegnałem się z czytelnikami (słuchaczami) jako poeta, prozaik, tłumacz, dramaturg radiowy. Złożyłem legitymację Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich. Zamierzałem wyemigrować z kraju i osiąść gdzieś wśród Indian nad Amazonią. I tak by się niechybnie stało w październiku 2006 roku, gdybym na swojej dawnej posiadłości pod Serockiem nie wpadł w garażu do niezabezpieczonego kanału i nie wybił sobie prawego barku. W internetowym banku wolnych miejsc sanatoryjnych była tylko jedna oferta: SANVIT w Iwoniczu-Zdroju, o którym przedtem nawet nie słyszałem. Przyjechałem, zakochałem się w Beskidzie Niskim i tu zostałem na stałe. Oderwany całkowicie od rzekomych dóbr cywilizacyjnych (radia, telewizji, kin, teatrów, prasy, książek też) stałem się człowiekiem natury. Ale kiedy na początku 2009 roku jedno z prywatnych wydawnictw zaproponowało mi napisanie poradnika Jak być kuracjuszem? – pomyślałem sobie, że uczynię bohaterem tej książki miejsce, które tak mnie zachwyciło: Iwonicz-Zdrój. Odwiedziła mnie wtedy moja córka Joanna Jagiełło (obecnie znakomita pisarka, pieśniarka i malarka) i namówiła mnie do założenia bloga na portalu blog.onet.pl, a ponieważ strona się początkowo nie wyświetlała, zarejestrowała mnie na blox.pl. W ten przypadkowy sposób na obu blogach noszących ten sam tytuł Pisarskie refleksje zacząłem zamieszczać identyczne posty – spostrzegłem szybko, że bardziej wymagający wchodzili zazwyczaj na bloxa. Przez dłuższy czas były to wpisy codzienne o różnej tematyce, którą podsuwały mi wędrówki po górkach, szczególnie nocne. Początkowo miałem wrażenie, że piszę do szuflady, bo licznik odwiedzin obracał się niemrawo, nawet myślałem o zaprzestaniu pisania. Po miesiącu odzew czytelniczy był coraz większy, przybywało komentarzy. Od pewnego momentu zacząłem publikować serię postów, 94
z których powstały potem książki. Nie miałem wyjścia – musiałem założyć wydawnictwo książkowe Mons Admirabilis.
Można powiedzieć, że blog dał drogę książkom.
JR: Tak. Z tym, że zanim w roku 2005 pożegnałem się z literaturą, byłem autorem dwudziestu czterech książek. Blogowanie nadało jednak mojej twórczości pisarskiej nowy impuls. Moje rozmowy z Krishnamurtim zostały najpierw opublikowane w odcinkach na blogu. Tak samo jak ostatnio wydane przeze mnie Zeszyty dawnych lektur (dwa tomy po 286 stron każdy). W tym roku wydam jeszcze Pisarskie refleksje.blog.onet. pl (blox.pl), też w dwóch pokaźnych tomach. Jeśli zaś chodzi o bardziej znane książki z rozmów z Adamem Hanuszkiewiczem, które zredagowałem z 20-godzinnych nagrań zrobionych w roku 2001 w Dźwirzynie, to jeszcze za życia Mistrza Adama publikowałem je najpierw na moich blogach, zanim w 2012 i 2015 roku ukazały się nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka (o kobietach) oraz Wydawnictwa BOSZ (o teatrze). Bardziej znana jest książka Kobieto! Boski diable… Wyszła ona jednak u Prószyńskiego za późno, mimo iż temat gorący, bo na chwilę wydania hasło Hanuszkiewicz przestało być „gorącym kartoflem”, więc skończyło się na pierwszym, niespełna czterotysięcznym nakładzie.
Z ciekawości, czy to, iż byłeś żonaty sześć razy, miało wpływ na tytuł Kobieto! Boski Diable i dobranego do rozmów interlokutora?
JR: Niewątpliwie kobiety dały pretekst do rozmów o kobietach. Dlaczego z Hanuszkiewiczem? Czterokrotnie żonaty – uważał się za świetnego znawcę kobiet… (śmiech)
Januszu, czy blog to forma nowoczesnego dziennikarstwa, czy raczej tęsknota za pamiętnikiem naszych prababci? Jednak prawdopodobnie lepiej, żeby miał więcej niż jednego czytelnika?
JR: Z pewnością lepiej, żeby miał choć jednego czytelnika poza autorem! Jeśli chodzi o moje Pisarskie refleksje, to zewnętrzny licznik na blog.onet.pl zarejestrował w dniu 25 lutego 2018 roku 516 161 odwiedzin, a komentarzy 1175! Pół roku później, kiedy i portal blox.pl zlikwidowano dla darmowych blogerów, wewnętrzny licznik zarejestrował prawie 300 000 wizyt i 1000 komentarzy! I tam i tu komentarze
były w większości tak znakomite, że stworzyły książki w książkach. Nikt nie wstawiał nonsensownych lub lakonicznych słów w stylu „brawo!”, „fajowe”. Ludzie zadawali sobie trud myślenia, miałem więc udział w rozwoju bloga. Obecnie blogi na portalach społecznościowych to najczęściej formy nowoczesnego dziennikarstwa.
Tomku, blogowanie to zjawisko społeczne. Czy kultura często się w nim pojawia? Kto jest odbiorcą? Czy możesz to skomentować?
Tomasz Sobierajski: Nie umiem ocenić, ile jest blogów kulturalnych, bo też i zjawisko bardzo się zmieniło. Nadal istnieje blogowanie tradycyjne na platformach, które były do tego przeznaczone, ale rozumienie i pojęcie bloga bardzo się rozszerza. Działają mikroblogi na Instagramie czy Facebooku, które często są ze sobą powiązane, vlogi, które pojawiają się na Youtube, mikro-mikroblogi , które są domeną Tik-toka, a które też są pewnego rodzaju opowieścią, choć zupełnie odmienną od tradycyjnego blogowania. Blogi prowadzone są bardzo różnymi kanałami, konkretne linki do danych treści autorzy udostępniają w różnych miejscach blogosfery i to wszystko przenika się i jest dostępne uniwersalnie. Daje to możliwości pozyskiwania nowego grona odbiorców. Każdy jest w stanie coś sobie wybrać, obserwować, a także uczestniczyć w życiu bloga (komentarze, posty, emotikony). Dużo jest blogów promujących kulturę. Poprzez takie rozprzestrzenianie się informacji można dotrzeć nawet do niszowych wydarzeń kulturalnych.
Jeszcze jedno pytanie, Tomku. Ty promujesz książki. Czy to, co robisz na Instagramie, można nazwać współczesną formą blogowania? (coś mi mówi, że wpasowałam się moim pomysłem wywiadu…)
TS: Promowanie książek to uprawianie „biedoinfluencerki”. Patrząc na zjawisko globalnie, chyba nie ma takiej osoby, która na promowaniu książek mogłaby zyskać jakąś szeroką grupę odbiorców. Ale co ciekawe – moje posty o książkach mają najmniej polubień ze wszystkich postów, które wrzucam na Instagram, w zamian toczy się pod nimi bardzo ciekawa, dynamiczna i zażyła dyskusja. Więc zakładam, że jeśli nawet z grona kilkudziesięciu czy kilkuset odbiorców dziesięć osób tę książkę przeczyta albo kupi, to i tak jest to sukces. Jest to dla mnie również w jakimś sensie zabawa, bo promując książki na Instagramie, który jest absolutnie antyksiążkowy, muszę dobrze przemyśleć, jak o tych książkach napisać bardzo krótko, w pigułce, ale tak żeby kogoś mogło to zainteresować. Pamiętajmy też, że Instagram jest trudniejszy, jeśli chodzi o słowo, tam ludzie zaglądają głównie dla zdjęć i ewentualnie czytają krótki opis. Słowo na Instagramie nabiera o tyle wagi, że musi naprawdę przyciągnąć. Czy jest to forma bloga? Myślę, że tak. I co ciekawe, często moje wpisy odkrywają ludzie, którzy nie czytają książek, więc mam też misję, aby skłonić ich do czytania…
Jakie trzeba mieć wykształcenie, żeby blogować o sztuce? A może jaką trzeba mieć wiedzę lub i inne np. cechy predysponujące? Kamil?
Kamil Śliwiński: Sam jestem niedoszłym biologiem (śmiech) i najlepszym przykładem na to, że kierunkowe wykształcenie wcale nie jest najważniejsze. Oczywiście ludziom po studiach na kierunkach artystycznych, którzy mają akademickie podstawy swojej wiedzy, będzie dużo łatwiej, zarówno w sieci jak i tzw. realu, ale to wcale nie oznacza, że uda im się przyciągnąć i zainteresować wielu obserwujących. Wiedzę w konkretnym temacie nie tylko warto posiadać, trzeba ją systematycznie pogłębiać, rozwijać, niemniej nawet to nie gwarantuje, że będziemy komunikować się w sposób ciekawy dla potencjalnych odbiorców. W moim przekonaniu trzeba mieć również pojęcie o samym blogowaniu i wszystkich jego współczesnych formach. Odniosę się do moich przedmówców. W czasach, kiedy zaczynaliśmy blogować, o czym mówił Janusz Roszkowski, treści były często w bardzo obszernych formach – dla współczesnego internauty byłoby to „ciężkostrawne”. Tomek Sobierajski dla kontrastu zapiął to wszystko klamrą z drugiej strony – dziś słowo stało się pigułką, skrótem do przekazania najistotniejszych informacji, a form blogowania jest tak wiele jak platform do komunikacji w sieci. Blogowaniem możemy nazwać już nawet krótkie, dziesięcio-, piętnastosekundowe filmy/relacje na Instagramie czy TikToku. Muszą być one jednak tak zbudowane, aby przyciągnąć bardzo specyficzną dla danego medium społeczność. Definicja bloga ewoluowała i dzisiaj zadałbym nieco inne pytanie: czy trzeba mieć jakieś szczególne wykształcenie, aby tworzyć? Na pewno trzeba mieć wyobraźnię i dar przekazywania informacji, ale moim zdaniem wiedza jest tu obowiązkowa jako baza, bo czy ktoś z nas chciałby na przykład mieć do czynienia z ekspertem w dziedzinie bezpieczeństwa, który nie ma w tym zakresie żadnego doświadczenia?
Julio, co ty wiesz o muzyce…? :-) Wiem, że dużo. Czy ja z twojego bloga dowiem się np. wszystkiego o fado albo o world music? Czy bloger musi być ekspertem?
Julia Brodowska: Myślę, że nie jest warunkiem koniecznym, aby bloger był ekspertem, ale z pewnością musi się on dobrze orientować w tematach, o których pisze. Dużo zależy od specyfiki samego bloga i zakresu tematów na nim poruszanych. Trudno, by ktoś piszący o szeroko pojętej kulturze, znał się jednakowo dobrze na przykład na malarstwie, filmie i muzyce. Zwykle mamy węższe specjalizacje i w którejś dziedzinie jesteśmy trochę laikami. Nawet samo pisanie o muzyce może być problematyczne, bo mamy przecież do czynienia z mnogością gatunków i stylów. Ja siłą rzeczy wybieram to, co znam najlepiej

– osłuchanie pozwala mi zbudować kontekst. Zakładam, że czytelnik, który do mnie przychodzi, ma już jakąś wiedzę o fado czy world music. Z moich obserwacji wynika, że na blog dotyczący niszowej muzyki rzadko trafia ktoś z przypadku – najczęściej przychodzą ludzie, którzy mają podobny muzyczny gust.
Agato, kim wobec tego jest współczesny bloger?
Agata Becher: Pojęcie blogera jako tego, który dzieli się codziennie swoimi myślami na różnych platformach, zanikło. Zdewaluowało się. Myślę, że mają na to wpływ zmiany zachodzące w cyberprzestrzeni i dynamicznie
rozwijające się nowe formy przekazu oraz zmiany upodobań jego użytkowników. Mikroblogowanie, vlogowanie, formy wizualne pamiętników (np. w przestrzeni Instagramu) to współczesne sposoby na blog. Nie postrzegam siebie jako blogerki, prowadzę stronę zjedzkanapke.net, na której propaguję kulturę, staram się zainteresować czytelników tematami, które wynalazłam i które mnie zainteresowały. Ale równocześnie prowadzę podobną do wspomnianej przez Tomka formę mikrobloga, moje krótkie wpisy pojawiają się regularnie na Facebooku. Facebook jako medium o ogromnym zasięgu jest potężnym narzędziem do współczesnego blogowania. Ważny jest też chwytliwy i nośny tytuł bloga. Słowo klucz.
Czy wpisy muszą charakteryzować się regularnością, aby trafiać do czytelnika i zdobywać zasięg? Agata.
AB: Algorytmy stron internetowych, Facebooka, Instagrama wskazują na to, żeby często aktualizować wpisy. Nieobecność w sieci np. miesięczna powoduje, że treści danych stron nie wyświetlają się, algorytm może być bezlitosny (śmiech). Regularność zamieszczanych wpisów powoduje, że czytelnicy się przyzwyczajają. Treści automatycznie pokazują się przed innymi. Dla propagowania kultury, blogowania z kulturą i o kulturze, trzeba szukać cały czas ciekawych informacji i dzielić się nimi regularnie. Trzeba być online, nie znikać z sieci. Niestety współczesne media wymagają coraz częściej płatnej reklamy.
Czy bloger to influencer.?
AB: Zdecydowanie. Te osoby, które blogowały, blogują – stały się influencerami.
Julio, jak wpadłaś na pomysł, aby zacząć w sposób regularny pisać i propagować w cyberprzestrzeni muzykę mocno sprofilowaną, nawet trochę niszową? Dużo masz wiernych followersów? Jest odzew po drugiej stronie?
Julia Brodowska: Początek był pewnie banalny. Już w liceum zorientowałam się, że kiedy wracam z koncertów, opowiadam o nich bez końca bliskim mi osobom. W pewnym momencie zrozumiałam, że oni zaraz będą mieli mnie dość i stwierdziłam, że może warto zacząć spisywać swoje myśli – tak powstał blog Subiektywnie o muzyce. Początkowo myślałam, że robię to tylko dla siebie, ale pojawili się czytelnicy, ich grono rosło i tak to popłynęło. Dziś mam sporą grupę wiernych followersów, którzy słuchają podobnej muzyki i są ciekawi, co mam o niej do powiedzenia. Nie zastanawiałam się, czy muzyka, którą wybieram, jest niszowa, pisałam po prostu o tym, co najbardziej mnie fascynuje i porusza. Jednak okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Nawiązując do wypowiedzi poprzednich rozmówców – aby opowiadać ludziom o muzyce jako jednej z dziedzin szeroko pojętej kultury i faktycznie docierać do czytelników ze słowem czy misją, trzeba wykazać się dyscypliną i regularnością. Tylko wtedy ma to sens. Przyzwyczajamy w ten sposób naszych odbiorców do codziennego zaglądania, czekania na wpisy, prowokujemy do dyskusji. Bo o to we współczesnym blogowaniu chodzi: trzeba wzbudzić reakcje, wywołać polemikę. Trudno dziś mówić o kulturze, ograniczając się tylko do jednego zakątka cyberprzestrzeni. Blogosfera przenika się w różnych punktach sieci – także na facebookowych fanpagach czy Instagramie. Te miejsca z jednej strony służą mi do promowania treści, które zamieszczam na blogu, z drugiej są jego rozszerzeniem i miejscem do publikowania codziennych krótkich wpisów czy linków. Instagram to portal „zdjęciolubny”, tam przemawia bardziej obraz. Na tym koncie postanowiłam również czasem przedstawiać książki, ponieważ literatura to moja druga pasja. I sama widzę, rozszerzając zasięg mojego blogowania, że pojawiają się nowi ludzie, którzy chcą czytać o muzyce czy podzielić się swoimi komentarzami. Współczesne social media dają liczne narzędzia do wypromowania bloga, a samo jego pojęcie ciągle ewoluuje.
Julio, coraz popularniejsze są tzw. podcasty*. Pamiętam całkiem niedawną sytuację – w chwili kiedy doszło do bardzo negatywnego w skutkach dla kultury działania przeciwko jednej ze stacji radiowych z wieloletnimi tradycjami, jedna z prezenterek radiowych o bardzo charakterystycznym głosie przeniosła swoje pogadanki muzyczne do sieci, w formie podcastów. Czy nie uważasz, że to lepsza możliwość ekspresji dla blogera piszącego o muzyce?
JB: Uważam, że to jest forma współczesnego blogowania, zmienia się tylko medium. To zdecydowanie przestrzeń do zagospodarowania. Słuchać można wszędzie, czytaniu trzeba poświecić więcej uwagi. Słuchać można „po drodze”, czytać nie zawsze.


Myślę, że to jedna z szans dla kultury w tych trudnych dla niej czasach kwarantanny. Czy vlog posługujący się obrazem lub wideo-obrazem jest stworzony do opowiadania o muzyce?
JB: To byłaby najlepsza forma, jednak trudno opowiadać o muzyce, nie dając słuchaczom dźwięków. Prawa autorskie niestety nie pozwalają na jej bezpłatne udostępnianie jako uzupełnienie słów vlogera.
Kamilu, jesteś fachowcem w zakresie prawnych aspektów internetowych publikacji…
KŚ: Myślę, że w zakresie udostępniania treści w swoich materiałach np. utworów muzycznych i praw autorskich ich autorów, branża internetowa reaguje bardzo szybko i wychodzi twórcom naprzeciw. Jedna z największych platform streamingowych, Spotify, która od dawna oferuje również ogromną bazę podcastów, pracuje nad nową funkcjonalnością dla ich twórców. Serwis ma wkrótce zaoferować ludziom tworzącym audycje muzyczne możliwość w pełni legalnego wykorzystania całości utworów muzycznych, dając niejako każdemu z nas możliwości zarezerwowane dotąd jedynie dla radiowców. To otwiera użytkownikom Spotify możliwość tworzenia własnych autorskich audycji bez naruszania praw autorskich prezentowanych utworów. To wszystko zdaje się tylko potwierdzać wyjątkowy boom na podcasty w sieci. Ludziom piszącym o muzyce takie narzędzie może stworzyć nową szansę na dotarcie do zainteresowanych odbiorców. Daje to również swobodę w tematycznym i szerokim dobieraniu i udostępnianiu nie fragmentów, a całych utworów z poszanowaniem praw ich twórców.
Julio, może czas na podbój Spotify? Chcemy Ciebie słuchać i tego co nam rekomendujesz, nie tylko czytać. Tomku, czy taka „personalna audycja” pod skrzydłami platform multimedialnych to krok dalej w możliwościach blogowania?
TS: Nie zgodzę się do końca. Taki sposób udostępniania treści to jednak audycja, a ona ma trochę inny cel. Blog utożsamiam jednak z pisaniem, ze słowem, z uważnością na słowo.
Ale z drugiej strony np. na stronach Narodowego Instytutu Kulturalnego czy na platformie Po Stronie Kultury pojawiają się regularnie podcasty związane z szeroko pojętą kulturą: muzyką, filmem, sztuką. Ja osobiście nie postrzegałabym tej formy jako audycję.
TS: Ja bardziej postrzegam to jako jedną z form dotarcia do użytkowników platform multimedialnych czy stron zajmujących się kulturą. Niezmienną dla mnie podstawą bloga jest tekst. Prowadzę bloga. Umieszczam w nim długi tekst, dajmy na to o wpływie gustu grup społecznych na dobór treści dotyczących kultury. Media społecznościowe służą mi do udostępnienia skrótu, na Instastory zamieszczam
JANUSZ ROSZKOWSKI:
www.monsadmirabilis.beskidy.pl
KAMIL ŚLIWIŃSKI:
https://www.facebook.com/beksinski/, https://www.facebook.com/zdzislawbeksinski/, https://www.instagram.com/beksinski/, https://twitter.com/art_beksinski, https://www.facebook.com/artofszukalski/, https://www.instagram.com/artofszukalski/
JULIA BRODOWSKA:
AGATA BECHER:
TOMASZ SOBIERAJSKI:
#KsiążkiNieTylkoDlaTych, @tommysobierajski
krótkie nagranie, że taki tekst jest opublikowany, kręcę krótki film i publikuję go w formie vloga na Youtube. Wszystko to pięknie się uzupełnia, ale wyjściowe jest słowo.
Jednak nagrywając tekst czytany, tworzysz formę zbliżoną do podcastu…
TS: Jest to forma jako jedno z narzędzi, którymi dysponuję do udostępniania treści. Podstawą jest słowo.
Agato, jak się powinno realizować bezpieczeństwo w cyberprzestrzeni?
AB: Nie jest to łatwe przy tylu udostępnianych treściach na różnych platformach, gdzie tworzymy wzajemnie udostępniane linki. Nie zawsze ustrzeżemy się przed kradzieżą słów, musimy starać się postępować uczciwie względem siebie i czytelnika. Być też czujnym. Kradzież słowa, plagiat to przestępstwo. Są też instrumenty prawne, na których można się oprzeć, dochodząc swoich praw.
A jak jest z cytatami? Kamil, Tomek?
KŚ: Cytowanie jest dozwolone, z zaznaczeniem, że jest to cytowanie lub cytowanie za innym autorem, z podaniem źródła i ewentualnego linku do źródła. TS: W publikacjach naukowych cytowania są naturalną częścią publikacji, jednak nie można kopiować słów, nie podając źródeł lub przypisując je do własnej osoby. Internet rządzi się podobną zasadą (cytowania wymagają podania źródeł, fotografie wymagają podania autorów itd.), jednak znacząco trudniej jest ustrzec się przed kradzieżą słowa.
Wróćmy do praw autorskich. O ile treści neutralne, czyli np. informacje o koncertach wystawach, własne recenzje i opinie, można publikować bez przeszkód, to treści dotyczące artystów żyjących i nieżyjących, zdjęcia, muzyka, podlegają prawu autorskiemu? Kamil?
KŚ: Aby bezpiecznie i legalnie udostępniać utwory artystyczne, nie tylko warto, ale wręcz należy zorientować się, kto dysponuje autorskimi prawami majątkowymi do dorobku artysty oraz jego wizerunku, a następnie wystąpić o koniecznie zgody na publikacje bądź licencje na wykorzystanie. To szczególnie ważne w przypadku twórców już nieżyjących, ponieważ wraz z ich śmiercią prawa autorskie do ich utworów nie wygasają – dopiero po upływie 70-letniego okresu ochrony autorskie prawa majątkowe do utworu wygasają, a utwór przechodzi do tzw. domeny publicznej. W praktyce oznacza to, że dopiero po upływie 70 lat od dnia śmierci twórcy każdy może swobodnie korzystać z jego dzieła. Od lat prowadzę kilka stron poświęconych twórczości Zdzisława Beksińskiego i Stanisława Szukalskiego i robię to w sposób legalny, posiadając wszelkie konieczne zgody. Właścicielem praw autorskich w przypadku pierwszego twórcy jest instytucja publiczna, w przypadku drugiego – osoby prywatne, mieszkające poza granicami Polski.
Zapytam jeszcze o rzetelność informacji przekazywanych w blogach o kulturze. Januszu, czy spotkałeś się z takim z pojęciem: #bookstagram?

JR: Tego terminu używają blogerki książkowe. Czasem zaglądam na blogi bookstagramowe, ale przyznam się, że te recenzje książkowe są stokroć bardziej miałkie od recenzji, które pisałem w swoim życiu lub które pisali inni, niekiedy znakomici recenzenci. No ale nie każdy może być Janem Błońskim czy Andrzejem Kijowskim, czy też Januszem Roszkowskim… (śmiech). Mam też wątpliwości co do uczciwości wydawnictw w promowaniu książek, ich doboru do promowania i wyboru przez te wydawnictwa osób promujących.
Cytując za Gosią Fraser – analityczką prywatności i cyberbezpieczeństwa, dziennikarką technologiczną,
edukatorką, prowadzącą blog o kulturze (www. okruchykultury.pl):
„Bookstagrammerki książki pozyskują głównie w ramach współpracy z wydawnictwami, które cenią sobie możliwość pokazania produktu za darmo (za egzemplarz recenzencki) na profilach obserwowanych przez kilka(naście) tysięcy osób. Konwersja sprzedażowa przynajmniej w praktyce zapowiada się dzięki takiej promocji wręcz jak marzenie. Popularną praktyką instagramowych blogerek książkowych jest kupowanie botów*, które sztucznie pompują liczbę obserwujących na danym koncie, bądź też zamieszczają sztuczne komentarze i polubienia, dające wydawnictwom iluzję popularności profilu. (…) Nie wszyscy obserwujący konta bookstagrammerek to prawdziwi ludzie.”
Czy to stwarza obawy sterowania blogowaniem kulturalnym? Trzeba umieć to przefiltrować z sieci? Agata?
AB: Według mnie problem botów, które ewentualnie mogą napędzać konwersję pod sprzedaż książki to jest efekt uboczny większego niepokojącego zjawiska, jakim jest urynkowienie książki. Dziś wydaje się i promuje te książki, które są produktem



spreparowanym według rynkowych paradygmatów zapotrzebowania przeciętnego i niewymagającego czytelnika. Ponieważ przynoszą zyski ze sprzedaży, to się je w różny sposób promuje, także za pomocą influence marketingu. Nie dowierzam także recenzentom, którzy żyjąc z recenzji, są zobowiązani wobec wydawnictw, aby o ich produktach pisać dobrze. W takim wypadku te oceny mogą być po prostu sztampowe i stronnicze. Trzecia sprawa stanowiąca trudność w wyłowieniu ciekawego tekstu o książce to niski poziom językowy wielu osób piszących, a niestety Instagram jest pełen takich aspirujących adeptów recenzowania i wyrażania. Recenzent, aby dobrze opowiedzieć o książce, musi być niezależny i sprawny językowo. Bookstagram ma sens, ale z rozsądnym przefiltrowaniem informacji.
Ostatnie pytanie. Jakie uniwersalne blogi (oprócz
swoich – śmiech) propagujące szeroko pojętą kulturę
polecilibyście? Zastanówcie się dobrze. Tylko jeden blog.
www.zjedzkanapke.net – poleca Tomasz Sobierajski. Blog Agaty Becher. Catering Nie-Kulturalny. Koniecznie.
www.niezłasztuka.net – poleca Kamil Śliwiński. Blog Joanny Majewskiej i Dany Tomczyk-Dołgij. Prowadzą niezależną fundację zajmującą się promowaniem kultury: Niezła sztuka. „Bo Niezła sztuka z miasta Łodzi pochodzi” :-)

Mariusz Szczygieł na Instagramie – poleca Agata Becher. Mariusz Szczygieł. Nie zarabia na recenzowaniu i rekomendowaniu książek.
www.przymuzyceoksiazkach.com.pl – poleca Julia Brodowska. Kto po drugiej stronie? Paweł Cybulski. Profesjonalnie, ale bez nadęcia. https://joannajagiello.com/joanna-jagiello-blog/ – poleca Janusz Roszkowski. Blog Joanny Jagiełło – kobiety orkiestry. Pisarki, piosenkarki, blogerki, malarki.
Autorka artykułu poza powyższymi i wspomnianymi w tekście, subiektywnie zachęca do poczytania: www.laminerva.pl – Justyna Stasiek-Harabin. Przedstawia się jako histeryczka sztuki, a dziewczyny z Niezłej Sztuki nazywają ją Hrabiną wśród muzealników.
www.artinbrief.pl – czyli Małgorzata Czyńska i Wojciech Tuleja. Historycy sztuki, łowcy talentów. Małgorzata jest również pisarką – ma na swoim koncie dziesięć książek, a Wojciech prowadzi warszawską galerię ART (www.galeriaart.pl).
Ostatni rok był dla kultury mało łaskawy. Pandemia zamknęła możliwości promowania kultury na żywo czy uczestniczenia w kulturalnych wydarzeniach. Większość z nich nie odbyła się lub została przesunięta bez gwarancji na realizację. Wiele wydarzeń musiało zaistnieć w sieci. I zaistniało. Blogowanie o kulturze nabiera szczególnej misji, a możliwości Internetu są nieograniczone.