6 minute read

Tereska Wanda Dusia Stańczak o poetce-drwalu Teresie

Tereska

„Zostaw tę poezję! Napisz książkę koniecznie pod tytułem Noc i Dzień. Noc to będzie całe nasze dzieciństwo i młodość, a dzień – nasze teraz” – te słowa dźwięczą w uszach Teresy Bachledy-Kominek bezustannie. Kiedyś posłucha siostry, napisze. Ale nie teraz. Teraz ma swój las i… nową miłość, Andersena.

Advertisement

Spotkałyśmy się kilka lat temu w zakopiańskiej willi „Astoria”, na poetyckiej biesiadzie. Już chyba pierwszy uścisk dłoni zdradził, że los wyrzeźbi nam kilka wspólnych ścieżek. Ten jej uśmiech, iskry ciepła, wiersze, a w nich prostymi słowami o sprawach nieprostych. Tereska. Magicznie zwyczajna, zwyczajnie magiczna. Drobniutka z siłą nie do pokonania… Kobieta-drwal z certyfikatem, siekierka jej nie podskoczy, a piła bez szansy na bunt. Praca mordercza, niebezpieczna, niejednego osiłka powali, a Tereski nie. I druga Tereska – delikatna, drobniutka, wrażliwa na piękno, dostrzega je w każdym źdźble trawy, w kałuży, pomarszczonym liściu. A nade wszystko widzi je w każdym milimetrze lasu, który pokochała, jak chyba nikt dotąd.

Jest noc 2020/2021. Zamknięci pandemią witamy nowy rok w domach. Księżyc rzuca promień na leśną dróżkę, by towarzyszce wspólnych schadzek oświetlić bezpieczną drogę. Mróz skrzypi pod stopami. Właśnie wybiła sekunda ostatnia dla starego kalendarza. Tereska w ukochanych filcokach wspina się po swojej leśnej górze na zakopiańskiej Cyrhli, przysiada na pieńku, wyciąga karteczkę i pisze. Palce grabieją, nic to. Trzeba zdążyć, zanim myśl ucieknie. „Nie mogę inaczej, one mi dyktują, te drzewa, kamyki, każda igiełka, każdy listek. Ty nie pytaj, bo słów nie ma takich – ja tam wyfruwam ponad ciało, taki musi być raj. Kiedy ci źle, wypłaczesz się cichcem, a za chwilę jesteś wygłaskana i pocieszona. Jak mogłam nie przywitać z moją wielką miłością nowego kalendarza. Wiem, że mi nie wierzysz…” – śmieje się Tereska. Wierzę, no z tym rajem to mi nie po drodze, bo słuchając, nasuwam na plecy pled, wyobraźnia nie chce się zamykać na zmrożone palce. Przy jej samozaparciu, sile, wszystkie moje słabości obnażają się podwójnie i to mi nie w smak. Wreszcie: mam cię! Atakuję ją delikatnie, ale dosadnie. Jak to jest, że tak rozkochana w lesie, w każdym krzaczku, listku chwyta za siekierę, albo piłę, niszczy swój raj, a serce nie pęka… „Nie zrozumiesz… Ja im pomagam, co by z honorem legły. Wiatr szuka takich, żeby siłą powalić, a tych się nie chwyta, bo nie stawiają oporu. Lekceważy. One chore albo nadłamane są zagrożeniem. Innego nie drasnęłabym nawet paznokciem. Przytulić – tak, opisać najpiękniej, jak umiem – tak, ale nie skrzywdzić. Czytam im, one słuchają. Tak jak drwale…” – uśmiecha się Tereska.

Tak, tak jak drwale. Pracuje z nimi w lesie, jedyna kobieta. Szacunek ma, poważanie. Kobieta i… poetka. Zanim rozpoczną wycinkę, siadają na pniakach i proszą: Ciotko (nie ma pokrewieństwa, ale jest w zwyczaju, żeby do dojrzałej kobiety tak się zwrócić) – a napisałyście co nowego? Przeczytajcie, pytomy wos. Długo pytoć nie trzeba. To już rytuał. Zanim chwycą za piły – Tereska im czyta dwa, trzy wiersze. Niedawno jeden poprosił o wiersz dla swojej kobiety, drugi dla żony. Napisała. Radości podobno było w rodzinie i wzruszenia dużo. Dziwią się drwale, że poetka rąbie drzewo. Ona ma jedną odpowiedź: gdyby nie las, to tych wierszy by nie było…

Las. We wrześniu uległa namowom i pojechała do Danii na zbiór jabłek. W filcokach i z gałązką ze swojego ukochanego lasu. Miała ją cały czas obok łóżka albo pod poduszką. A z tą namową to historia cała. Siostra, Małgorzata, była niesamowicie zdolna. Tereska skończyła szkołę podstawową, dłużej kończyła niż przewidywał program, sporo dłużej. Twierdzi, że „jej inteligencja w porównaniu z Małgorzatą, mieści się w jednym bucie”. Siostra wyczytała chyba wszystkie książki w bibliotece, bardzo chciała być lekarzem. Nie dane jej było. Szukała swojego miejsca w trudnym życiu. Świat baśni otworzył przed Małgorzatą w dzieciństwie Hans Christian Andersen. Do tego stopnia, że podczas pożaru domu rodzinnego (była już młodą kobietą), uratowała bezcenny skarb – baśnie Andersena. I z nimi wyjechała do Danii. Niemal bez niczego, ale z wyczytaną, zniszczoną, ukochaną książką.

POD TATRZAŃSKIM NIEBEM

Zaśmioł sie miesioncek W złotej aureoli, Stary rocek minon, Nima sie co zolić. Nowy sprzyjoł bedzie, Obiecoł mi przecie… Niek sie radość z gór Hen ku morzu niesie.

01.01.2021 w lesie przy sałasie

Mieszka tam od wielu lat. W pobliżu domu z dzieciństwa Andersena w Odense. Tak bardzo zapragnęła żyć w jego świecie. A książka na honorowym miejscu… No, może na krótko baśnie zmieniły adres. A wszystko za sprawą Tereski. Gospodarz, u którego pracowała w sadzie, miał letni domek tuż nad morzem. Tam się nasza poetka urządziła na tych kilka tygodni. Z ukochanymi filcokami, gałązką z zakopiańskiego lasu i… baśniami Andersena. Po zbiorze pędziła do domku i czytała, czytała. Odwiedziła dom dzieciństwa poety, weszła w jego baśniowy świat i już nie ma odwrotu. „Posłałam ci trzy baśnie: o Hani marzycielce, magicznym drzewku i Jasiu juhasiku. Zerknij, jak ci czas pozwoli. Wiesz, to te z Danii, tam je napisałam w domku nad morzem. Czytałam, czytałam, pochłonięta. A rano, kiedy wychodziłam, znalazłam tuż przed drzwiami domku piękne pióro synogarlicy. Dusiu, to był znak. Podniosłam i już wiedziałam, że bez kilku baśni nie wrócę do domu. Ale to dopiero początek. Zamówiłam Dzienniki Andersena 1925-1875 i nie mogę się doczekać. Wszystko chcę wyczytać o nim do cna. Wiesz, że miał bardzo trudne dzieciństwo, nasze życiorysy są takie podobne. Muszę poznać jego świat, klimaty, w jakich się obracał, bo przede mną wielkie marzenie: wydać baśnie.”

Znalazłam czas, choć podchodziłam do tego jak pies do jeża. Myślałam: jak ona te baśnie wymyśla. Las tak, przyroda tak, życie tak, ale fantazja? Ciekawość jednak była duża. Przeczytałam wszystkie trzy. I nie z ciekawości, a z przyjemnością. Pisane językiem literackim, nie gwarą, którą Tereska często w wierszach stosuje. Ale jakie plastyczne opisy, ukochany las ze swoimi tajemnicami, niespotykane metafory. Takie dokładnie w punkt. Bez przerysowania.

Przy najbliższej wycince przerwa będzie nieco dłuższa, bo baśń to nie wiersz, na czytaniu troszkę minut zejdzie. Ale jeżeli – jak Tereska mi powiedziała – drwale przy wierszach „zapadali w tak piękne skupienie, że nikt by nie uwierzył”, to w ten świat wejdą z nią z pewnością jak zaczarowani. A że przeczyta im, to pewne. Bo zapomniałam dodać, że kiedy ociągała się z decyzją wyjazdu do Danii, to oni właśnie naciskali: „jedźcie, ciotka, jedźcie, napiszecie co nowego, jedźcie…” [WDS]

ROBOTNICY

Czy to stolarz, czy drwal, Czy kominiarz, czy zdun, czy też murarz, co piony ustawia, wszystkim chodzi po głowie owo proste przysłowie, tylko praca z nieróbstwa wybawia. Konopnicka wzdychała… Tuwim w wierszu wspominał: Że też wszyscy dla wszystkich potrzebni, Chyba lepiej artystom, Bo nie muszą na siłę Utrzymywać się ze zbędnych im bredni. Biedę jakoś się sklepie, Można skromniej coś w sklepie, Byle było do garnka co włożyć, A gdy garnek dziurawy, Smaczne suche potrawy, Grunt, by myśli wciąż płodzić i mnożyć. Można fraszką okrasić, Aforyzmem dopieścić Owe głody tęsknego poety, Reszta jemu nie ważna, Życie wciąż szuka błazna, Lecz artysta się nie da, niestety!

Wanda Dusia Stańczak

HEJZE, HEJ!

Hej ludziska uceni i prości Syćkim zycem tyj śwarnej miłości Tyj jedynej nieuwiynzionej, Nie sprzedanej i nie kupionej, Bez podotku, li tyz bez granic, Ftorej serce nie zbyńdzie za nic. Tyj miłości Wom zycem ludziska, Ftoro trysko, jak potok olcyski, Uślachetnio myślenie bez gniewu Nadajency scynście nom syćkim. Hej ludziska! Nie dejmy se wydrzyć Tyj radości z promiennej dusy! Ino kochoj cłeku, a scyrze, Nie bój nic! Miłości nie skrusy…

This article is from: