
17 minute read
Arthouse Charlie – Joanna Nordyńska
from POST SCRIPTUM
kino arthouse=
KINO STUDYJNE, KOLEJNA ODSŁONA…
Advertisement
CZYLI KOMU POTRZEBNE DZIŚ DEKAEFY...
Kino studyjne, jak dawniej DKF (Dyskusyjny Klub Filmowy), arthouse lub inaczej, miejsce spotkań z artystycznym kinem, to dziś kinowa oaza dla koneserów. Pierwsze kina studyjne powstały w latach 20. w Europie, następnie w Stanach Zjednoczonych (choć bazowały przede wszystkim na dobrym kinie europejskim). W Polsce początki klubów filmowych to lata 50.
W dobie wszechobecnych multipleksów, gdzie wyświetlane są kasowe nowości przy ogólnie akceptowalnym akompaniamencie chrupania popcornu i siorbania coca-coli, wydaje się, że tzw. ambitne kino nie ma racji bytu. Ludzie przychodzą dziś do kin dla rozrywki i wytchnienia po pracy, nie dla myślenia i analizy „co autor chciał powiedzieć”. Oczekują oderwania ich zmysłów i umysłów od dnia codziennego i zaabsorbowania ich niezwykłymi doznaniami płynącymi z ekranu. Stąd filmy stają się coraz bardziej dynamiczne i wręcz atakują widza mocnym obrazem. Po dawce kina, widzowie zaspokajają głód fizyczny w okolicznych restauracjach lub pubach.
Czy zatem ambitne kino ma szanse przetrwania, a przede wszystkim, czy jest na nie zapotrzebowanie? O tym i o transformacji klubów prezentujących filmy niszowe rozmawiam z właścicielem kina „Charlie”, jednego z najlepiej działających w Polsce kin arthousowych, Sławomirem Fijałkowskim.
Charlie ARTHOUSE
Sławku, zacznę od standardowego pytania, które pewnie wielokrotnie już padało w Twoją stronę: skąd 25 lat temu pojawił się pomysł na Forum Kina Europejskiego? Ten pomysł pojawił się przecież wcześniej niż powstało Twoje kino. Czy ma to związek z jakże popularnymi wówczas Konfrontacjami?
Tak naprawdę to projekt z 1992 roku, za rok obchodzilibyśmy 30-lecie. Ten projekt jest starszy niż utytułowane Camerimage. Przesłanek było kilka. Przede wszystkim pojawił się pewien deficyt na rynku spowodowany zakończeniem słynnych Konfrontacji. To był impuls do stworzenia w Łodzi – która akurat w tym czasie sporo straciła, bo przemysł kinematograficzny wskutek kryzysu i w końcu upadłości Wytwórni Filmów Fabularnych przeniósł się do Warszawy – wydarzenia na kształt festiwalu. Sami widzowie byli tego spragnieni, a ponieważ wywodzę się z ruchu dyskusyjnych klubów filmowych, zakładałem DKF, pracowałem w jednym z najsłynniejszych dekaefów – w Prexerze, który był pod patronatem Uniwersytetu Łódzkiego, zaproponowałem taką właśnie formułę. Dlaczego Forum? Ponieważ właśnie w nazwie Forum upatrywałem czegoś, co mnie bardzo zainteresowało, czyli położenia nacisku na relacje widz –twórca. Te filmy, które pokazywałem, miały przede wszystkim pobudzić do rozmowy, do dyskusji. A dlaczego akurat filmy europejskie? Jestem filmoznawcą, wychowałem się na kinie mistrzów. Uważałem więc, że kino europejskie jest najbardziej inspirujące, najbardziej twórcze i ma największe osiągnięcia, jeśli chodzi o kinematografię światową, choć kino europejskie to także twórcy działający w Ameryce. Poza tym dzieła mistrzów takich jak Antonioni, Wajda, Fellini, Rene czy szkoła brytyjska, nawet pokazywane po latach są nadal aktualne. Pamiętajmy, że wówczas byliśmy za tzw. żelazną kurtyną i filmy napływały do nas z dużym opóźnieniem. Momentami, kiedy mieliśmy szansę je zobaczyć, były właśnie Konfrontacje lub projekcje w DKF-ach. Te filmy często w ogóle nie trafiały u nas do dalszej dystrybucji.
Podobnie działo się w Stanach Zjednoczonych. Tam też powstawały kluby filmowe prezentujące kino europejskie.
Tak, bo Europa jest kolebką światowej kinematografii. Ameryka zaś zmonetyzowała X muzę. Jednak kino zawsze rozwijało się dwutorowo. Nie tylko z nastawieniem na zarabianie pieniędzy. M.in. kino radzieckie poruszało ważne tematy społeczne. W latach 90. byliśmy już bardziej proeuropejscy i uważałem, że przede wszystkim należało „odrobić lekcje” z naszej tożsamości, bo zaległości były spore. Forum Kina Europejskiego było szansą na pokazanie elementów stycznych, tj. wymiaru polskiego z przynależnością do wspólnoty
europejskiej. Oczywiście po przyjęciu do Unii Europejskiej staliśmy się już pełnoprawnym członkiem tej społeczności i nasze Forum stało się prawdziwym miejscem wymiany myśli i doświadczeń twórców oraz ich wzajemnych inspiracji. też do Łagowa, na konferencje filmoznawcze i od początku miałem takie założenie, żeby moje przedsięwzięcie nie odbywało się wyłącznie na moim terenie. Była to już w zamyśle impreza, do której synergicznie zapraszałem innych partnerów (neologizm określenia „synergia” będzie mi potem towarzyszyć również w odniesieniu do Forum). Pierwszym zaproszonym do współpracy kinem był DKF Sami Swoi, później Łódzki Dom Kultury, a potem jeszcze wiele, wiele innych. Termin imprezy nieprzypadkowo został wybrany na przełom listopada i grudnia. Zwykle był to trudny okres dla kina, bo nadchodzące święta przytrzymywały ludzi bliżej domu, a ja jako manager musiałem dbać o finanse, czyli musiałem myśleć o takich projektach, które przyniosłyby określone profity. Forum Kina Europejskiego łączyło
w sobie kilka elementów. Z jednej strony kino mistrzów, z drugiej nowości, z trzeciej debiuty. „Klasyka, premiery i debiuty” to hasło pierwszej edycji, które jest do dziś aktualne. W pewnym momencie okazało się, że debiutanci są bardzo istotnym trybem napędzania kinematografii. Niesamowite, ale obecnie bardzo dużo festiwali wygrywają debiutanci. Są też tworzone osobne sekcje dla debiutantów, żeby stymulować ich pracę. Kiedyś pierwszy sukces przychodził po 10-15 latach, a teraz

Zarządzałeś wtedy dużym kinem „Przedwiośnie”. Czy Forum wymagało bardziej kameralnego wnętrza, że zdecydowałeś się na powołanie do życia kina „Charlie”?
W tamtych czasach jeździłem na różne festiwale filmowe, choćby Warszawski Festiwal Filmowy, ale

Magister kulturoznawstwa i filmoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim. Menadżer i animator kultury, absolwent kierunku Kulturoznawstwo na Wydziale Filologicznym, które ukończył w 1995 r. Od 1999 właściciel Agencji Wydarzeń Artystycznych „Pro Cinema”, założyciel kina “Charlie”. Założyciel i prezes Stowarzyszenia „Łódź Filmowa” oraz Fundacji „Miasto Kultury”, członek Stowarzyszenia „Kina Polskie”, Stowarzyszenia Kin Studyjnych i Lokalnych oraz kapituły łódzkiej Alei Gwiazd. Do najważniejszych projektów Sławomira Fijałkowskiego należy Forum Kina Europejskiego „Cinergia” (od 1992 roku), czy Konkurs Polskiej Piosenki Filmowej „Kamer-TON” (4 edycje). Za wybitne zasługi w rozpowszechnianiu filmów polskich” został uhonorowany „Złotym biletem” Stowarzyszenia „Kina Polskie”, otrzymał także Nagrodę Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej dla najlepszego kina studyjnego w Polsce za rok 2008 (trzykrotnie nominowany). Wyróżniony Nagrodą Marszałka Województwa Łódzkiego (2011), dwukrotnie „punktem dla Łodzi”, zajął 2 miejsce w plebiscycie na „Człowieka roku” oraz „Łodzianina Roku 2017” w 2017 oraz innymi wyróżnieniami. W 2018 został Absolwentem VIP Uniwersytetu Łódzkiego oraz członkiem Rady Uczelni Uniwersytetu Łódzkiego w pierwszej kadencji. Stowarzyszenie „Łódź Filmowa”, którego jest prezesem od 2000 roku, jest operatorem kina Ratusz w Zduńskiej Woli oraz kina KDK w Kozienicach. Najnowszym jego projektem jest utworzenie Hubu Kultury/ Strefy Kultury Kina Charlie, jako interaktywnego i innowacyjnego miejsca dla „postpandemicznej” kultury w Łodzi.
film debiutancki może powstać już w trakcie studiów. Okazało się, że jeśli ma się odpowiednią propozycję programową, która zainteresuje widzów, to publiczność zjawi się nawet w najtrudniejszym dla kin momencie. Należy tu dodać, że FKE trwało przez trzy tygodnie. Porównując z dzisiejszymi weekendowymi festiwalami, był to naprawdę maraton.
Działały wtedy w Łodzi jeszcze inne kina tego kalibru: Stylowy, Adria, Iwanowo. Próbowaliście nawiązać współpracę?
Byłem wtedy w randze szefa kina i szefa dystrybucji. Moja funkcja pozwalała na współpracę z każdym kinem w regionie i jako przedstawiciel ITI i Warner Bros decydowałem o redystrybucji. Oczywiście rozpatrywałem kina lokalne pod kątem Forum, ale miałem także aspiracje na własne kino. Dojrzewanie do jego otwarcia trwało dość długo, ale niespodziewanie podczas obchodów 100-lecia kina w Teatrze Wielkim, gdzie organizowałem premierę filmu „Czerwony” Krzysztofa Kieślowskiego, prof. Zygmunt Machwitz, wykładowca łódzkiej PWSFTviT i ówczesny sekretarz generalny Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych zasugerował, że jest takie miejsce przy Piotrkowskiej 203/205, które nadałoby się na małe, autorskie kino. W ten sposób narodziło się kino Charlie.
Jakie jest postrzeganie kina ambitnego w sytuacji, gdy obecne pokolenie od najmłodszych lat jest karmione kinem akcji? Jakie są oczekiwania młodych ludzi?
Miałem to szczęście, że tworzyłem Forum dla swojego pokolenia, czyli stałych bywalców dyskusyjnych klubów filmowych, konfrontacji itd. Była to więc już określona widownia. Ci ludzie nadal stanowią trzon mojego kina. Obserwowałem oczywiście, jak zmienia się publiczność i w którą stronę zmierzają jej preferencje. Obserwowałem też rozwój kinematografii europejskiej. Zaczęli pojawiać się twórcy, którzy mieli istotny wpływ na jej kształt, chociażby Pedro Almodovar, nieznany wcześniej w Polsce. Niefortunnie jego jedyny dystrybuowany początkowo film „Matador” poniósł klęskę. Byliśmy pierwsi, którzy pokazali retrospektywę jego filmów i nagle okazało się, że widzowie go pokochali. Od tego momentu Roman Gutek kupował wszystkie jego tytuły i wprowadzał do dystrybucji w Polsce. Pod kątem widowni zmienia się tematyka, poprzez historyczną, ostatnio w kierunku LGBT, kina kobiecego, relacji i trudności odnalezienia się w dzisiejszym świecie. Zatem gdyby prześledzić historię Forum, to każda edycja ujawniała jakieś nowe zjawisko odwołujące się a to do kodów dzieciństwa, a to do przemian społecznych itd. Mnie osobiście fascynuje to, że kino jest pierwszym medium, które ujawnia pewne podskórne odczucia, np. niepokoje związane z tematami ekologicznymi, metafizycznymi czy religijnymi. Zmiany w preferencjach widowni związane są też z pojawieniem się nowych mediów i nowych rejonów twórczych. Do głosu doszli np. twórcy z Rumunii czy Skandynawii, kojarzonej dotychczas głównie z Ingmarem Bergmanem, a okazuje się, że kino skandynawskie jest bardzo inspirujące w zakresie powstających tam seriali, których tematyka jest często przenoszona na duży ekran. Forum jest platformą do szeroko pojętej dyskusji, czyli także na temat wolności artystycznej oraz tego właśnie co interesuje młodego widza, tj. konstatacji kim on jest.
A czy pomocna jest w tym nasza szkoła filmowa? Jak układają się relacje za słynną łódzką Filmówką? Czy studenci, przyszli przedstawiciele branży filmowej, uczestniczą w Waszych spotkaniach i projekcjach?
To się zmieniło, choć nadal relacje ze szkołą są bardzo dobre. Do ok. 2010 roku studenci szkoły filmowej byli motorem napędzającym dyskusje, brali udział w festiwalach. Sytuacja zmieniła się choćby z tego powodu, że po pierwsze czasu na dodatkowe zainteresowania jest coraz mniej, a po wtóre mamy możliwość oglądania online. Ponadto kino mistrzów nie stanowi już dla nich podstawowego źródła inspiracji. Młodzi adepci sztuki filmowej częściej czerpią inspiracje z prac swoich kolegów w Europie, zaglądają do social mediów, biorą udział w międzynarodowych warsztatach, case study czy pitchingach.
Czyli czasy „Honoratki” na pewno już nie wrócą?
Na pewno nie. Tak jak zmienia się cała nasza cywilizacja, tak
też ewoluuje Forum, które jest odpowiedzią na „tu i teraz”. Trudno powiedzieć, jak długo taka formuła będzie atrakcyjna i potrzebna. 5, 10 lat? Nie wiem. Społeczeństwo generalnie staje się coraz bardziej konsumpcyjne i więcej czasu spędza na gromadzeniu dóbr materialnych, najpierw podstawowych, potem coraz lepszych, z „wyższej półki”. Obecne pokolenie nie chce długo czekać na osiągnięcie zadowalającego statusu, więc swoje wysiłki kieruje przede wszystkim na to, choć na szczęście nie wyłącznie. Ale po pandemii niektóre aspiracje i priorytety mogą się zmienić…
Czy w świetle tego, co powiedziałeś, publiczność kin studyjnych maleje?
Absolutnie nie. Wręcz przeciwnie. Kino jest miejscem spełniania potrzeby duchowej. W miarę propagacji dóbr materialnych rośnie potrzeba pogłębionej refleksji nad życiem, a film jest pierwszym i najprostszym sposobem pobudzenia wyobraźni myślącego człowieka. Zwłaszcza kino Charlie oferujące propozycje bardziej artystyczne i psychologiczne jest dobrą odpowiedzią na takie właśnie zapotrzebowanie. Poza tym proponujemy szerokie spektrum działalności.
Czyli nie jest to już tylko wąsko pojmowane kino studyjne, a raczej arthouse?
W zasadzie tak, ponieważ oprócz projekcji prowadzimy np. galerię, ale także podejmujemy szereg inicjatyw realizowanych nie tylko na naszym terenie. Przypomnę choćby Szydełkowaną Lokomotywę na rynku Manufaktury, koncerty, kina plenerowe. Ja jednak w odniesieniu do kina Charlie wolę użyć określenia „kino społecznościowe”, ponieważ to kino powstało dla społeczności i społeczność je współtworzy poprzez przekazywanie podpowiedzi programowych. Badanie zapotrzebowania jest bardzo istotnym elementem, szczególnie, że mamy w tej chwili bardzo dobre i szybkie narzędzia do tego celu. W dziedzinie kontaktów internetowych z publicznością jesteśmy pionierami. Przypomnę, że kino Charlie jako pierwsze w Polsce utworzyło 23 lata temu stronę internetową dedykowaną wydarzeniu. Nawet międzynarodowy festiwal warszawski, ani gdyński, takiej strony nie miały. Pierwsi także stworzyliśmy możliwość rezerwacji biletów do kina online. Multipleksy zrobiły to znacznie później. Pierwsi w końcu umożliwiliśmy poprzez internet rozmowę z widzami w czasie rzeczywistym. Była to popularna już dziś videokonferencja. Przeprowadziliśmy ją w 2003 r. ze Zdzisławem Beksińskim, który rozmawiał z widzami ze swojego domu w Warszawie. To był szok. Nagrodę Złotego Glana odbierał wówczas młody Tomek Bagiński. Drugim laureatem był Zdzisław Beksiński, który ze względu na chorobę nie mógł do nas przyjechać.

Kolejną pozycją Waszej działalności jest niezwykle pożyteczna dla kina polskiego archiwizacja. Macie ogromną kolekcję zwiastunów, prawda?
O tak, bo archiwalia to dziedzictwo narodowe. Od początku współpracujemy na tym polu z Muzeum Kinematografii, które ma to w swojej statutowej działalności. Przekazujemy im np. wszelkie plakaty z naszych imprez. Kolekcjonowane zwiastuny były akurat elementem festiwalu zwiastunów filmowych. Ściągaliśmy także z internetu funkcjonujące wówczas paczki trajlerowe. Mamy np., dziś już wycofane z rynku globalnego, zwiastuny „Spidermana”, które zostały zniszczone przez dystrybutora, Warner Bros, z powodu kontekstu związanego z World Trade Center. W pierwotnej wersji teasera sieć Spidermana rozpięta była pomiędzy wieżami, które dwa miesiące później nieszczęśliwie legły w gruzy. Zarówno zwiastun, jak i film zostały szybko przemontowane, więc jesteśmy z pewnością w gronie nielicznych posiadaczy pierwotnej wersji.
Opowiedz coś o nowych pomysłach. Szykują się jakieś nowe cykle?
Oj, pomysłów mamy aż za wiele. Elementem nowej kreacji jest chociażby sekcja kina VR zaliczającego się do nowych technologii, które z eksperymentów i gier przeniosły się na obszar kina. Powstają projekty narracyjne dla VR i to są fascynujące podróże w

inny wymiar kina. Dla nas zawsze była ważna interakcja z widownią. Począwszy od wystawy plakatów poprzez np. doznania kulinarne podczas festiwali tematycznych związanych z konkretną kinematografią. Gościliśmy przy tej okazji najlepszych kucharzy z danego kraju. To, że kino Charlie jest uważane za kino kultowe, wynika właśnie z naszych działań kreacyjnych, z tego także, że wyciągamy na światło dzienne kino absolutnie niszowe, które nigdy nie było prezentowane w obiegu publicznym np. produkcje filmów skate’owych, queerowych. Pokazujemy także kino amatorskie. Powołaliśmy też do życia pierwszy w Polsce festiwal animacji ReAnimacja. W mieście, do którego trafił pierwszy Oskar za animację. Mówię tu o Zbyszku Rybczyńskim, który zdobył tę nagrodę za „Tango”. Pokazywaliśmy animacje nie tylko w kategoriach filmu eksperymentalnego, czyli bliskich nam twórców związanych z Warsztatem Formy Filmowej, ale również znanych m.in. z produkcji kukiełkowych czy lalkowych animacji Se-ma-fora oraz najnowsze osiągnięcia techniki komputerowej. Dystrybuowaliśmy np. „Katedrę” Tomka Bagińskiego – film, który przez cztery lata powstawał w zaciszu domowym, a potem okazał się objawieniem. Dostał nagrodę SIGGRAPH 2002, później był nominowany do Oskara. Od tego momentu zainteresowanie animacją niesamowicie wzrosło.
W tym roku dołożył swoją cegiełkę Mariusz Wilczyński, również łodzianin, zdobywca m.in. tegorocznych Złotych Lwów, a przed paroma laty laureat Złotego Glana - nagrody dla nieco niepokornych twórców idących własną drogą.
Nie można było sobie wymarzyć lepszego ukoronowania jubileuszu 25-lecia kina Charlie i 75-lecia powstania Łodzi Filmowej.
Jesteś niezwykle aktywny w działaniach, co wiąże się zapewne z koniecznością ciągłej czujności i szybkiego reagowania. Mam rację?
Ja żyję kinem, a kino jest zbiorem wiedzy z różnych obszarów. Psychologicznych, reklamowych, socjologicznych, religijnych. Staram się nad tym wszystkim panować. Kino jest też nośnikiem idei. To bardzo ważne medium. Fascynujące jest w nim to, że jest ono takie namacalne. Można obejrzeć film, napić się kawy, podyskutować, wziąć autograf od twórców itd. Telewizja czy internet nam tego nie dają. Działając w obszarze przemysłów kreatywnych i różnych projektów, w mojej pracy ważna jest znajomość źródeł ich finasowania, tzw. cross-financing. Ułatwia nam to przynależność do elitarnej sieci kin Europa Cinemas.
Masz kontakt z wieloma filmowcami na świecie. Czy łódzka szkoła filmowa jest nadal postrzegana w środowiskach filmowych tak dobrze jak niegdyś?
Mogę potwierdzić, że nadal zaliczana jest w branży do dziesięciu najlepszych szkół na świecie. Jej prestiż ugruntowali tacy absolwenci jak Kieślowski, Polański, Wajda, ale oczywiście szkoła cały czas musi pracować na swoją pozycję. Pamiętajmy też, że Filmówka była kiedyś jedyną szkołą filmową w Polsce. Dziś mamy sporo wydziałów o takim profilu na innych uczelniach, jest też wiele szkół prywatnych. Nie można stanąć w miejscu. Podobnie jest z kinami. Cały czas trzeba mieć nowe propozycje artystyczne. W naszym dorobku jest kilkanaście festiwali i przeglądów, z których część zarzuciliśmy, obserwując reakcje widzów, ale też ze względu na to, że nie jesteśmy w stanie kontynuować wszystkich projektów. Kino Charlie nie jest instytucją finansowaną poprzez subsydiowanie tak jak np. domy kultury. My generalnie utrzymujemy się z biletów, zatem musimy wybierać i kontynuować tylko najlepsze projekty. Pomysłów mamy aż za wiele i tak naprawdę zapełniają one cały rok. Nieżyjący już dziś profesor Zbigniew Machwitz powiedział kiedyś do mnie tak: „Czym Ty się przejmujesz? Przecież u Ciebie festiwal trwa 365 dni w roku. Co jeszcze chcesz udowodnić?” Myślę, że rzeczywiście sukcesem było realizowanie projektów za niewielkie pieniądze w makroskali. Wspomnę choćby fakt, że 10 lat temu, kiedy Forum Kina Europejskiego zaczęło funkcjonować pod nazwą własną „Cinergia”, przeglądy odbywały się jednocześnie w 6 łódzkich kinach. Potem jeszcze zrobiliśmy tour w 30 kinach sieci Helios i Cinema City. Mieliśmy niewielkie wsparcie ze strony miasta, ale w skali tak dużego przedsięwzięcia było ono zdecydowanie niewystarczające. Zapewniam, że żaden inny festiwal w Polsce nie jest w stanie wygenerować tak dużo za tak niewiele. Z naszej strony było to
trochę szaleństwo, bo rzucaliśmy się na pozycje bardzo wysokiej próby, nie mając odpowiedniego zaplecza finansowego. Był czas, kiedy niestety z tego powodu kino Charlie poległo, na szczęście na krótko. Wypowiedziano nam umowę, bo nie byliśmy w stanie zapłacić czynszu.
Jakie kroki wtedy podjąłeś?
Zorganizowaliśmy kolejne Forum Kina Europejskiego, nie mając swojego kina. Potem zbiegiem okoliczności sala kinowa wróciła na przetarg i udało mi się wygrać kino po raz drugi. Myślę, że taka sytuacja mogła zaistnieć tylko w kraju, gdzie waga kultury jest zdecydowanie niższa niż na Zachodzie. To trochę „orka na ugorze”, ale ja podejmuję rękawicę, mając tę świadomość i robię to z szacunku dla twórców i wiernej publiczności. Pamiętajmy, że bardzo istotnym kosztem są w przypadku festiwali licencje filmowe, a nie tylko koszty stricte organizacyjne. Z tego m.in. powodu zwróciłem się w pewnym momencie w stronę animacji, bo ich twórcy, walczący wówczas o pozycję tego gatunku na rynku kinematograficznym, przysyłali swoje prace za darmo w ramach promocji, a ponadto były to bardzo ciekawe artystycznie propozycje. Mam nadzieję, że postrzeganie kultury jednak zyskuje na wartości i to, co robimy, ma na to postrzeganie dobry wpływ. Podczas gdy pod koniec lat 90. masowo upadały kina studyjne, ale i w ogóle małe kina, z powodu wyrastających jak grzyby po deszczu multipleksów, kino Charlie okazało się sztandarowym przykładem tego, że jeśli ma się pomysł, komunikuje się z widownią i reaguje na jej potrzeby, to nie ma problemów z przetrwaniem. Co ciekawe, do nas zwracały się multipleksy z propozycją współpracy.
Rozumiem, że jest to zachęta dla innych kin studyjnych. Że potrzeba jest, tylko konieczna jest współpraca z widownią.
Absolutnie tak. Myślę, że jesteśmy inspiracją dla wielu bardzo dobrych kin, nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Wiele z nich codziennie monitoruje nasze działania i to mnie cieszy. Poza nagrodą Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej dla najlepszego kina w kraju, jesteśmy również w gronie najlepszych kin w Europie.
Zatem nie zależy Ci na zachowaniu nimbu sukcesu wyłącznie dla siebie?
Bardzo chętnie dzielę się spostrzeżeniami i doświadczeniem, bo siła kin arthousowych jest w ich ilości i jakości. Jeszcze na początku XXI w. nikt nie przeprowadzał badań nad strukturą widowni i oglądalności. Nie było takich danych ani w Komitecie Kinematografii, ani później w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. Robiliśmy to na własną rękę poprzez szereg ankiet. W pierwszej ankiecie wzięło udział ponad 1300 osób, które potwierdziły moje intuicyjne obserwacje, a to już była wiedza, która pozwoliła na modelowanie repertuaru, dostosowanie pory seansu, czy wielkości sali. Mamy 20 tys. odbiorców newslettera, co też wpływa na moderowanie. Podstawą pracy w kulturze jest analityka, box office, a to nie dla wszystkich jest oczywiste. Cieszy mnie fakt, że również multipleksy zaczęły czerpać z naszych pomysłów. Kiedyś były one nastawione wyłącznie na projekcje, następnie pojawiły się maratony filmowe (pierwszy odbył się w kinie Charlie w 1995 r.), teraz zaś także multipleksy sięgnęły po inne wydarzenia kulturalne.
Reasumując: jesteś, jak się to kolokwialnie mówi, właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Nie bez powodu pretendowałeś do tytułu Łodzianina Roku. Zdradź nam jeszcze, co jest dla Ciebie rozrywką. Zwykle właśnie dla rozrywki i relaksu człowiek ogląda filmy, a Ty?
Ja także oglądam filmy dla rozrywki, dla siebie.
Zdarza Ci się oglądać jakiś film wielokrotnie?
Tak, oczywiście. Lubię przeżywać filmy po prostu jako widz. Są takie filmy, chociażby polskie komedie Barei, Machulskiego, czy blockbustery, jak np. Ostatni Mohikanin, które mnie „resetują”, bo znam każdą scenę, ale mnie nie nudzą. Dla rozrywki także jeżdżę na festiwale, koncerty, chodzę po galeriach. To daje mi też pewne przemyślenia w odniesieniu do kina i do komfortu widza w kinie. Myślę, że cząstką naszego sukcesu było zadbanie już dawno temu o przestrzeń otwartą na relacje z widzem. Myślę tu m.in. o kawiarence, o otwartej kasie (podczas gdy wszystkie kina miały okienka jak w banku czy na poczcie), o kolorystyce wnętrz, czyli o tych elementach związanych z energią koloru, które stwarzały wrażenie familiarności widowni. Wiedziałem, do kogo adresuję swoją propozycję programową. Odbiorcami są zazwyczaj wykształceni, uczciwi, wrażliwi i empatyczni ludzie. Jakżesz mógłbym podejrzewać, że ktoś mi coś ukradnie?! Zależało mi na budowaniu związków emocjonalnych z moją widownią i to się chyba udało.
Pod tym względem jesteś wzorcowym operatorem kina. Dbasz o widza i to procentuje. W kinie Charlie seans odbywa się nawet wtedy, kiedy przyjdzie do kina zaledwie kilka osób. Nigdy nie „odejdą z kwitkiem”. To ważny kredyt zaufania.
Tak, bo ja szanuję czas widza i wyobrażam sobie rozczarowanie w sytuacji odwołania seansu. Wyświetlam, nawet jeśli musiałbym do tego dopłacić.
Pozostaje mi pogratulować zapału, energii i pasji, życząc dalszych sukcesów. Dziękuję za rozmowę.
Zapraszam do kina Charlie oraz na organizowane przez nas wydarzenia. Po prostu #widzimysiewkinie. [JN]
