
12 minute read
Izolda Kiec o Agnieszce Osieckiej
from POST SCRIPTUM
I Z O L D A K I E C
Ot, tak się toczy świat… AGNIESZKI OSIECKIEJ
Advertisement
Pomnik A. Osieckiej w Opolu (autor: Marian Molenda)
Koledzy ze Studenckiego Teatru Satyryków mówili o piosenkach Osieckiej „Agusiowate”, a ona o sobie – „polityczna gapa”. Ponieważ jej świat funkcjonował na własnych prawach, odległych od politycznych kalkulacji i narodowych symboli. O tym, jaka jest rzeczywistość wokół, dowiadywała się ze zdziwieniem, ale i z pokorą przyjmowała tę wiedzę. W jednym ze swoich najpiękniejszych utworów, zatytułowanym Nie żałuję, napisała:
Że w tym kraju przeżyłam te kilka podłych lat. Nie, nie żałuję. Że na koniec się dowiem: ot, tak się toczy świat. Nie, nie żałuję.

Nie żałowała – poświęciła bowiem całą swoją uwagę i swój talent Okularnikom, Kochankom z Kamiennej, Donkiszotom, Mężczyznom z Przeszłością i Kobietom po Przejściach. Których historii lubiła słuchać. I którym stworzyła ciepły kąt na przetrwanie oraz dobrą pogodę na szczęście. W uważnych słowach, w najpiękniejszych melodiach.
Agnieszka Osiecka miała własną wersję stworzenia świata, zapisaną w utworze Gonią wilki za owcami. Oto w siedmiodniowym trudzie „Bozia, pan Stworzenia” wystrugał porządek natury z „drewieneczka najtwardszego”:
Zrobił Pan Bóg ziemi grudę i zimowe ptaki chude zrobił mrówki z mrówczętami Odrę Nysę z dopływami.
Tę istniejącą z woli i pod opieką Boga krainę zaludniają – niczym balową salę przygotowaną na przyjęcie gości – Agusiowi melancholicy, dzieci Saturna ze swoim słynnym „nic, które boli” w sercach i w duszach. Między nimi znajduje się dziewczyna z walizkami pełnymi snów, z nadzieją na dobry los, z tęsknotą i pożarem w sercu. Tutaj kończy swoją nieudaną podróż, by rozpocząć nowe życie pytaniem: „Kto powie, ile potrwa świat i ja?” Być może to właśnie ona nazwie tę przestrzeń Rajem – i postanowi… znaleźć w niej odrobinę szczęścia:
nie wiedziałam, że ja także będę Ewą, nie wierzyłam, nie czekałam, nie przeczułam w głębi snu, że jeżeli jest gdzieś niebo, to tu, to tu.
Śladem dziewczyny podążają kolejni przybysze – „niekochani i kochani / odtrąceni i wybrani / lokatorzy cudzych marzeń / bohaterzy wielkich zdarzeń / dzieci Ziemi nieserdecznej / samotności niebezpiecznej”, a zatem: Małgośki i Marzanki, polskie Madonny, Szpetni Czterdziestoletni, Rafael, Zdzich i Okruszek, Cyganka, Renata, Jagna, Bronka i Maria – pachnąca miętą albo bzem…


Płaskorzeźba upamiętniająca bohaterów piosenki Agnieszki Osieckiej w Łodzi przy ul. Włókienniczej 2 (dawniej ul. Kamienna) (autor Wojciech Gryniewicz)
Zbłąkanym w nieznanym świecie podróżnym wydawać się może, iż „wystarczą pieniądze na bilet i jesteś już u Raju bram”. Lecz to nie wszystko. Gdyż warunkiem uczestnictwa w balu jest odnalezienie partnera do zabawy – samotny taniec to szaleństwo, to gest wariatki wirującej w czerwonej poświacie, z czerwoną udręką w sercu. W tym świecie, stworzonym przez prywatnego Boga Agnieszki Osieckiej, ludzkie życie toczy się na wzór funkcjonowania natury. Skoro Odra i Nysa posiadają swoje dopływy, a mrówki mrówczęta, to i człowiek musi mieć towarzysza, przyjaciela, kochanka. Prawo to zamyka się w prostym, wystylizowanym na ludową mądrość, zatem prawdę odwieczną i niepodważalną, stwierdzeniu: „Gonią wilki za owcami / a chłopaki za babami / a dziewczyny za zamęściem”. Samotność postrzegana jest tutaj w kategoriach grzechu. „Byłam sama, jestem sama / resztę grzechów dobrze znasz” – wyznaje w pięknej modlitwie do Matki-Ziemi jedna z bohaterek Osieckiej. Skąd zatem w świecie tym, zbudowanym na wspólnocie dwojga, tak wielu grzeszników – zdradzonych, zranionych, skrzywdzonych? Okazuje się, że podczas aktu stworzenia:
Zaczął Pan Bóg szczęście lepić z lustereczka maluśkiego jedno tylko dostał w sklepie nie wystarczy dla każdego. W los człowieka rwącego się do tańca na balu, gdzie gospodarzem i wodzirejem jest sam Bóg, z góry wpisane więc zostało cierpienie: opuszczenie, zwątpienie, samotność. O chwile szczęścia – tak nieliczne – należy zabiegać, wykradać je Stwórcy, naturze, innym ludziom, gdyż jedynie: „Ten ma szczęście, kto ukradnie / bo za mało w świecie tego”. Przy innej okazji pada pytanie: „Czy warto życie zamieniać we łzę?” – i zaraz po nim refleksja: „Dla wszystkich ludzi nie starczy wszak wina”. Z tego stwierdzenia, że szczęście nigdy nie jest trwałe, wynika zasada kierująca postępowaniem bohaterów Osieckiej: „Nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go”…
Złodzieje szczęścia nie żyją poza dobrem i złem, lecz wobec dobra i zła, a zatem doznają na przemian to bólu i trosk, to radości i upojenia życiem – kosztują „to słodkie rodzynki / to gorzkie migdały”. Dopiero przecież doświadczenie zmienności losu pozwala na osiągnięcie pełni człowieczeństwa: nie przypadkiem Stwórca ulepił szczęście z lustereczka – magicznego symbolu samopoznania i refleksji nad własnym miejscem w świecie. Samowiedza zaś i świadomość siebie nie są możliwe bez rozpoznania wszelkich stron i odcieni egzystencji, pełnia szczęścia jest nie do osiągnięcia bez znajomego smaku łez, goryczy opuszczenia i klęski. Grzechem, którego nie pojmie kochający i cierpiący człowiek ani nie wybaczy Bóg,

Agnieszka Osiecka i Bułat Okudżawa w Warszawie w 1992 r. (źródło: NAC)


Krystyna i Henryk Grynbergowie, Agnieszka Osiecka i Julian Stryjkowski, 1967 r. (źródło: Polona)
jest nieumiejętność odczuwania smutku i radości istnienia, a więc niezdolność tak do ofiarowania, jak i do przyjęcia miłości.
Była dla niego laleczką, Zabaweczką liryczną przed snem. On zaś był jej potrzebą serdeczną –królewiczem, paniczem i lwem. Dał jej szminkę, puder, tusz. Dał jej może tysiąc róż, ale serca swego – cóż, serca nie dał, pewno nie miał
– to tancerz z Naszego ostatniego bolera. Być może ten sam, a z pewnością taki sam mężczyzna jak ten, którego inna bohaterka pyta: „Kto nauczył cię tak ładnie patrzeć na łzy?” Przestrogą dla takich właśnie, nieczułych i bezdusznych kochanków jest historia Jagny z ulicy Próżnej i Jana kancelisty. „A on był dla niej jak młody bóg, / Żebyż on jeszcze kochać mógł” – wzdycha autorka, która opowiada o losie dziewczyny zdradzonej przez podłego chłopca:
Przez niego więc siebie zabiła ta, co z miłości tańczyła, Bóg jej wybaczył czyny sercowe i lody podał jej malinowe.
Bóg bowiem opieką otacza nieszczęśliwych, porzuconych i odtrąconych, lecz o zdolnych do kochania sercach. Sprawiedliwość wymierza tym, których jedyną odpowiedzią na ofiarowane uczucia są zdrada, kłamstwo lub obojętność. Przyszłość Jana kancelisty to dla nich ostrzeżenie, dla wszystkich oszukanych zaś – dowód nieustannej obecności na balu współczującego i współodczuwającego Niebieskiego Wodzireja:
Posłuchaj, niewierny kochanku, co nienawidzisz poranków: wróci do ciebie jeszcze ta trumna, gdzie leży twoja kochanka dumna. Bo taki, co kochać nie umie, przegra – choć wszystko rozumie. Bóg cię pokarze swą nieczułością za to, żeś gardził ludzką miłością.
Naprzemienność cierpień i szczęść wpisanych w ludzki los stanowi odzwierciedlenie cyklicznych zmian zachodzących w przyrodzie. Wiosna i lato oznaczają szczęście, miłość, obecność kochanej i kochającej osoby, a wśród barw przewagę zieleni – symbolu nadziei i odradzającego się życia. „Ja jeszcze z wiosną się rozkręcę, / ja jeszcze z wiosną się roztańczę!” – zapowiada bohaterka utworu W żółtych płomieniach liści. „Zielono mi i spokojnie” – tak zaczyna się jedno z najpiękniejszych w polskiej piosence wyznań miłości, składane podczas letniej nocy, w rozświetlonym blaskiem księżyca lesie:
Zielono mi i spokojnie bo dłonie masz jak konwalie noc pachnie nam jak ten młody las popielatej pełen mgły a w ciszy leśnej tylko ja i ty…
Zielono mi jak w niedzielę Dziękuję ci, najmilsza ma, za tę zieleń. Zielono mi, bo ty, właśnie ty w noc i we dnie mi się śnisz i jesteś moją ciszą w czasie złym…
Inaczej jesień i zima – te kojarzą się z rozstaniem, opuszczeniem, samotnością. Nic dziwnego zatem, że dominują tu kolory zdrady (czerwień) i żałoby (czerń i fiolet). Ponury, mroźny świat jest jak coraz bardziej zamieniające się w grudkę lodu serce kochanka. Panowanie zimy w przyrodzie okazuje się tyleż znakiem, który ofiarowuje natura jako zapowiedź nieuchronnej odmiany losu („zamarzają na śmierć kartofliska / wiem, że pora rozstania jest bliska”), ile projekcją rozterek kobiety przeczuwającej kres miłości:
Jeszcze oczy ci rozjaśnia moje słowo i mój gest, jeszcze świecę ci jak gwiazda, ale to już nie tak jest.
Jeszcze tyle trzeba przebyć niewesołych bladych zim… Czy nam zimy wynagrodzi letnich ognisk wonny dym?
Pod śniegiem świat pochylony, siwieje mrozu brew, to pora zmierzchów czerwonych, to pora czarnych drzew.
A wiatr w kominie śpi, bo ciemno. A ja? Co ja? Co ze mną?...

Rytm funkcjonowania przyrody – tym samym ludzkiego życia – odpowiada boskim planom funkcjonowania świata, gdzie po każdej kolejnej apokalipsie następuje odrodzenie, po potopie arka wyrusza na morze, a zatem po każdym rozstaniu nadejść musi nowa miłość:
Za parę lat wypłyniemy znów na wodę, za parę lat pogonimy znowu w szkodę, we włosach kwiat, choć te włosy już niemłode, snu nam nie żal, domu nie żal, nie żal…
Za parę lat na kulawej naszej barce ruszymy w świat, ja – dziewczyna, a ty – harcerz, popłynie śpiew: „kto nie służył w marynarce”… Snu nam nie żal, domu nie żal, nie żal…
Na pokład nasz zabierzemy zwierząt parę, niech będzie kot, jakaś kura czy kanarek, i znowu „start”, nastawimy znów zegarek –snu nam nie żal, domu nie żal, nie żal…
Złodziejem szczęścia jest się przez całe życie. To bowiem nie profesja ani wyuczona lekcja, lecz sposób na osiągnięcie pełni istnienia, na poznanie świata w każdym jego wymiarze. Na poszukiwanie kolejnej przygody, nowej miłości czas jest zawsze i dla każdego – tak długo, dopóki trwa bal, gra orkiestra i oczekują na swój Wielki Występ kolejni tancerze. Nawet po najcięższych trudach i doświadczeniach, na przekór osamotnieniu i upływającemu czasowi, nastaje wreszcie „dobra pogoda na szczęście”. Przemijające lata nie oznaczają kresu wędrówki do miejsc, „gdzie kochają nas”. Skoro „serce wciąż bije, to serce, ten drań”, nie liczą się granice czasu i bariery wieku. Młodość kończy się dopiero wraz z pytaniem: „Ach panie, panowie / Czemu ciepła nie ma w nas?”... Tymczasem jednak trzeba wierzyć w wygraną. Tak naprawdę nawet samotni złodzieje szczęścia nie pozostają sami. We wszystkich przygodach, decyzjach i wyborach towarzyszy im – wzywająca „na szlaki szczęść i bied” – ich siostra „nadziejka-złodziejka”, która:
Mówi, że będzie lepiej, że miłość kupisz w sklepie, że niebotyczne niebo pochyli się nad tobą, i potanieje słońce nam jak pajda chleba, jak wódki sto gram!
Dlatego samotny Rafael zyskuje zapewnienie: „Gdzieś na tym świecie jest dziewczyna / której nie śmieszy to / to twoje imię znaczy dla niej / srebrną noc, złoty dzień, śniegu biel…”, a porzucony chłopiec otrzymuje radę, by poszukać Weroniki – przynoszącej zwycięstwo:
Jedna zła dziewczyna to nie wszystko, Po ziemi chodzą Weroniki śliczne, […] Ich serca są jak ciepłe winogrona, Zachowaj dla nich swoje serce czyste, Wracaj, wracaj do nas.
„Wracaj do nas” – gdyż w rozgoryczeniu, samotnie, nie należy opuszczać balu. Tylko jego wodzirej i kreator może podjąć decyzję o zakończeniu zabawy, o przemianie karnawałowych psot w ponury dance macabre. Bóg Agnieszki Osieckiej bowiem, zapraszając zbłąkanych wędrowców na bal, umieszczając ich w gronie wybranych, którym dane jest przeżyć „karnawał – w życiu raz”, daje im wolność wyboru – partnera, balowego kostiumu i rodzaju tańca. Z daleka obserwuje swoich podopiecznych i – jak Deus ex machina rodem z antycznego teatru – pojawia się na każde ich wezwanie, by wskazać właściwy (cóż, że nie zawsze ten najłatwiejszy…) wybór dalszej drogi:
Daj mi Panie rozpoznanie Bym wiedziała co jest co Czy mam wszystko mówić mamie Czy zostawić to i to To i to, ta i ta Deus ex machina…
Daj mi Panie rozpoznanie Kim ja jestem, kim ach kim Czy mam zostać leśnym drwalem Czy z wojskami iść na Rzym To i to, ta i ta Deus ex machina…
Daj mi Panie rozpoznanie Czy ja z dobrych czy ze złych Czy to twoje jest rozdanie Czy mam karty w rękach swych To i to, ta i ta Deus ex machina…
Daj mi Panie rozpoznanie Czy mam oddać się na złom Czy dostawszy tęgie lanie Jeszcze nie pchać się na prom Daj mi Panie rozpoznanie Czy szaleństwo jest tuż, tuż Czy to tyś miał Panie w planie Żeby nie żałować róż. To i to, ta i ta, Deus ex machina…
Daj mi Panie rozpoznanie Czy zaryczy ranny łoś Kiedy przyjdzie już konanie Czy zapali światło ktoś. To i to, ta i ta, Deus ex machina…
AGNIESZKA OSIECKA

„Daj mi Panie rozpoznanie” – oto jedyna prośba złodziei szczęścia. Reszta to już słowa podzięki za „cuda fantastyczne”, za to, że „dałeś nam czas, że słuchasz i oglądasz nas”. Ponad świadomością, iż wszyscy balowi goście to tylko „zabawki Pana Boga”, dominuje wdzięczność za tę jedną Wielką Szansę, za wyrozumiałość i dyskretną opiekę. Tym samym Agnieszka Osiecka przywraca swoim bohaterom status platońskiej zabawki zmyślnie wykonanej przez Boga, nie degradując jednak ludzkiego bytu, lecz postrzegając człowieka jako doskonałe Boże dzieło, jako „księcia stworzeń”. Dlatego próżno szukać wśród postaci Osieckiej stoików lub sceptyków. Tu wszystkim rządzą emocje, żarliwa wiara w naturalny ład świata, w dobro i piękno człowieka (Człowiek piękny jest – tak zatytułowała autorka jeden ze swoich ostatnich utworów), oraz chęć właściwego wykorzystania każdej ofiarowanej chwili istnienia, gdyż radości życia towarzyszy świadomość, że człowiek przebywa na balu „przelotnie jak ptak”, a pozostaje po nim jedynie „najczarniejsza z gwiazd”. W tym odwiecznym teatrze świata zamienionym u Osieckiej na balową salę obowiązuje perspektywa moralna – nie jest ważna liczba przetańczonych godzin, dni, lat, lecz sposób, w jaki prosi się partnera do tańca i umiejętność stawiania właściwych tanecznych kroków. Ecce homo – to jedyna rola, jaką wyznacza Bóg-wodzirej aktorom- -tancerzom, sposób i styl zachowania w balowej sali zależą wyłącznie od wskazanych. „Warto żyć” – przekonuje jeden z tancerzy. „Kręć się, kręć się, katarynko – wtóruje inny. – Dalej, póki starcza siły!” I wreszcie – sama Agnieszka Osiecka: „Nie żałuję”…
Że nie dałeś mi, Panie, zasypiać słodkim snem. Nie, nie żałuję. Że nie byłam przez chwilę szarotką ani lwem. Nie, nie żałuję.
Nie, ja nie żałuję, Przeciwnie, bardzo ci dziękuję, Panie mój. [IK]



Izolda Kiec z Osiecką w Opolu. Autor zdjęć: Marek Dybizbański

Izolda Kiec – prof. dr hab. w zakresie kulturoznawstwa; literaturoznawczyni i teatrolożka; prezeska Fundacji Instytut Kultury Popularnej, zatrudniona w Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu (w Katedrze Kuratorstwa i Teorii Sztuki). Autorka artykułów i monografii książkowych poświęconych literaturze i teatrowi XX wieku oraz formom kultury popularnej. W 2015 r. wyróżniona przez minister kultury odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. W 2016 i 2020 r. stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatura. W roku 2017 stypendystka Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie Kultura i ochrona dziedzictwa narodowego.