TIKI TIKI
– Mamy dosyć powiększoną macicę. Nie wiem. Nie jestem pewien, ale... nie wykluczam ciąży. Doktor S. patrzył na mnie zatroskanymi oczami zza zamglonych okularów. Pod okularami rozpościerały się sumiaste wąsy, a pod wąsami... moje bladosine z przerażenia i dyskomfortu całej tej sytuacj, kolana... – To niemożliwe. Mam przecież spiralę. Sam mi pan ją zakładał... – Tak, pamiętam... Ale, wie pani, pani Ewo, że zawsze jest jakieś ryzyko, jakiś margines błędu... A poza tym jej nie wyczuwam... Poczułam, że albo natychmiast ucieknę albo zemdleję. Jedno i drugie było słabym rozwiązaniem, zważywszy na pozycję, w której leżałam, wróć. Siedziałam? No, w każdym razie tkwiłam... – Nie dam sobie głowy uciąć, ale raczej mamy tu ciążę. „No pewnie, że nie dasz , Doktorku, bo to ja, osobiście, zaraz ci tę głowę zmiażdżę kolanami!“–
36
POST SCRIPTUM
Renata Cygan
Katarzyna Jamróz
RC
to były moje chwilowe, kryminalne marzenia, ale żadne mądre słowa nie przychodziły mi do głowy. A poza tym jacy „my“, do cholery?! To moja macica, mój brzuch, moje nerwy!!! No i moja ciąża... Nie! To żart!!! – przecież to wszystko niemożliwe!!! – Jeżeli ma pani czas, pani Ewo, to zrobilibyśmy USG i KTG w szpitalu. Mam dzisiaj dyżur. Dobrze się składa. Nic się dobrze nie składało, ale za parę minut jechałam już za skodą octavią Doktora S. Kraków o tej porze był już trochę wyciszony. No, może nie do końca. Ale przejezdny. Nie wiem kiedy i którędy dotarłam pod szpital. Zaparkowałam obok skody Doktora S. Piękny budynek, stary , monumentalny szpital ze starodrzewiem przed frontem, i klimatem sprzed lat. Wciągnęłam sporą dawkę czerwcowego powietrza, nasyconego akacjami, jaśminem i całą resztą alergenów, i przypomniałam sobie natychmiast po co tu przyjechałam...