11 minute read

Orapista Krzysztof Konopka w Wenecji – relacja

Jako magazyn artystyczny promujący kulturę, jesteśmy wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ciekawego i wartościowego. Tym milej nam, jeśli dotyczy to kogoś, kto gościł na naszych łamach. We wrześniu w Wenecji odbyły się trzy równoległe wydarzenia: festiwal filmów, wystawa niezwykłego malarstwa oraz historyczne regaty. Przepiękne dwa polskie akcenty: Małgosia Szumowska w konkursie głównym 77 Festiwalu Filmowego i nasz Orapista, Krzysztof Konopka, na otwarciu Międzynarodowej Wystawy Aqvart, w pałacu Scuola Grande di San Teodoro. Materiał autorstwa Katarzyny Brus-Sawczuk o Krzysztofie Konopce ukazał się w poprzednim numerze Post Scriptum. Jeśli jeszcze nie czytaliście, koniecznie zajrzyjcie. Warto, bo Orapizm jest nowym oficjalnym głosem w sztuce abstrakcyjnej. Co działo się w Wenecji? Wystawa Aqvart narodziła się z potrzeby podkreślenia, jak ważna była od zawsze woda w rozwoju urbanistycznym miasta. Została zainicjowana przez architekta i krytyka sztuki Margheritę Blonską Ciardi, która od wielu lat prowadzi Studio Artemisia zajmujące się sztuką i architekturą. Woda dawała życie, umożliwiała rozwój, handel i przemysł, a przemyślana konstrukcja i forma budynków połyskujących w świetle słońca, znajdowała odbicie w wodzie. Cała sztuka wenecka powstawała dzięki bliskości człowieka i wody. A woda od wieków była inspiracją malarzy. W pałacu San Teodoro, który jest jednym z najstarszych budynków Wenecji i równocześnie miejscem koncertów muzyki Vivaldiego, swoje obrazy zaprezentowali twórcy z USA, Izraela, Polski, Luksemburga, Anglii, Szwecji, Chorwacji. W sobotę, 5 września, niezwykłą wystawę, przy dźwiękach muzyki Ennio Morricone, otworzyła czerwona, plastyczna kreacja galowa zainspirowana Orapizmem – obrazem “Podróże weneckie” Krzysztofa Konopki. Pokaz mody florenckiego atelier Alta Moda Giuliacarla Cecchi i prezentowane obrazy zachwyciły znakomitych gości. Wystawa, która została umieszczona na liście narodowych wydarzeń kultury włoskiej nazwanych “ Le citta’ in festa” (“Miasto Sztuki “), odbyła się pod patronatem Miasta Wenecji. Jednym z gości honorowych był architekt i artysta Gianni Arico, autor fasady weneckiego teatru Goldonii i pomników dedykowanych Vivaldiemu. Wydarzenie było transmitowane przez telewizję wenecką. Towarzyszyły mu nocne koncerty Vivaldiego grane przez weneckich muzyków ubranych w siedemnastowieczne kostiumy. Mimo wielu ograniczeń związanych z pandemią, do miasta przyjechało wiele ważnych osobistości ze świata sztuki, kina i kultury, a także dużo turystów. Udowadnia to jeszcze raz, że dla Włochów życie jest silniejsze od śmierci, a maksyma humanistów “carpe diem” jest głęboko zakorzeniona w tutejszej kulturze. Wystawa została entuzjastycznie przyjęta przez publikę – obecną na miejscu i tę online. Może do Wenecji? Krzysztofie dziękujemy Ci, że mogliśmy Cię gościć na naszych łamach. [PS]

Striptiz intetektualny

Advertisement

Rok 2013 – powstaje wzruszający film o młodym człowieku, którego umysł zamknięty jest w niewładnym ciele. Temat, który pojawiał się już na ekranie. Trudno jest zagrać taką rolę, jeszcze trudniej prowadzić aktora, który ma grać niewładnym ciałem, niewładnym głosem, a jeszcze trudniej, kiedy bohater w wielu scenach filmu gra jako dziecko. Z tym wyzwaniem zmierzył się jeden z charyzmatycznych polskich reżyserów – Maciej Pieprzyca, a niepełnosprawnego chłopca po porażeniu mózgowym zagrało dwóch aktorów – w wieku dziecięcym Kamil Tkacz, a rolę dorastającego chłopca odtworzył Dawid Ogrodnik.

Skąd pomysł na ten poruszający film? Czy trudno go

było zrobić? (Pytam Macieja w trakcie naszej rozmowy na zoomie).

Film ten jest dedykowany Ewie Pięcie. To koleżanka, młoda reżyserka, która w latach dziewięćdziesiątych zrobiła dokumentalny film Jak motyl. Była to historia chłopca z porażeniem mózgowym. Nagle, tragicznie zmarła. O swoim projekcie opowiadała mi wielokrotnie, miała też nadzieję, że może kiedyś na bazie tego dokumentu powstanie film fabularny. Kilka lat później zobaczyłem jej film, przypomniałem sobie nasze rozmowy i pojawił się pomysł… Długo dokumentowałem, zbierałem informacje, spotykałem się z bohaterem filmu Ewy, ale również z rodzinami, które miały dzieci z porażeniem mózgowym. W mojej pracy i warsztacie reżyserskim generalnie ta cała droga dokumentacyjna przed filmem jest długa i najważniejsza.

Bardzo starannie przygotowuję się, analizuję całą historię, pracuję też długo z aktorami. Praca na planie jest jedynie konsekwencją tych przygotowań. Trzeba było zastanowić się, jak opowiedzieć ten film, żeby ktoś chciał go wyprodukować i ktoś go chciał oglądać. Główny bohater ani nie mówił, ani nie chodził, więc trudne jest skupienie zainteresowania widzów przez dwie godziny nad taką historią. Nie było łatwo na początku przekonać producentów do tego filmu. Ponieważ proces ten trwał długo, więc aby samemu ułożyć sobie to w głowie, zacząłem pisać książkę (o tym samym tytule Chce się żyć przyp. red), Zygmunt Miłoszewski, którego znałem, a który był już wtedy znanym pisarzem, przeczytał scenariusz filmu i powiedział Beacie Stasińskiej z wydawnictwa WAB, że jest taki scenariusz i pomysł, ona skontaktowała się ze mną i zaproponowała mi napisanie książki. Wtedy powstała pierwsza, jeszcze surowa wersja. Zacząłem realizację filmu i zarzuciłem pisanie. Książkę dokończyłem po zrealizowaniu filmu.

Maciej Pieprzyca i Katarzyna Brus-Sawczuk

Maciej Antoni Pieprzyca

– polski reżyser filmowo-telewizyjny scenarzysta, dziennikarz dokumentalny. Profesor sztuk filmowych. Absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach (1989), Studium Scenariuszowego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi (1990) i reżyserii na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego (1993). Reżyseruje filmy dokumentalne, fabularne, sztuki filmowe, seriale. Filmy w reżyserii Macieja Pieprzycy były wielokrotnie nagradzane na licznych festiwalach polskich i międzynarodowych.

nie od razu wiedziałem, że chcę być reżyserem

Dlaczego powierzyłeś tę rolę Dawidowi Ogrodnikowi?

Dawid Ogrodnik był świeżo upieczonym absolwentem Akademii Teatralnej w Krakowie. Przyszedł na zdjęcia próbne. Był najlepszy wśród grupy 70/80 młodych aktorów, których sprawdzaliśmy do tej roli. Przygotowania do filmu trwały długo. Ponadto oprócz dorosłego aktora musieliśmy znaleźć odtwórcę młodocianego Mateusza i muszę powiedzieć, że było to dużo trudniejsze. Musiałem przesuwać termin zdjęć, bo długo nie miałem kandydata, który dałby radę zmierzyć się z rolą niepełnosprawnego dziecka. Myślę, że miałem duże szczęście, iż trafiłem na Kamila Tkacza, który zagrał małego Mateusza w sposób niesamowicie wiarygodny.

Obie role przejmujące. Masz swoich ulubionych charakterystycznych aktorów. Jakie trzeba mieć cechy, żeby być aktorem Macieja Pieprzycy?

Myślę, że nie będę oryginalny, jeśli powiem, że zwykle reżyserzy, jeśli pracowało im się dobrze z jakimś aktorem, lubią do niego wracać. Rzecz jasna, jeśli mają dla niego propozycję roli. Nie wszystkie role są odpowiednie dla konkretnego aktora. Jak reżyseruję, to cały oddaję się filmowi, więc równocześnie oczekuję tego samego od aktorów. Lubię pracować z aktorami, którzy są kreatywni, bardzo poważnie traktują to, co robią i podchodzą do odtwarzanej postaci indywidualnie, Lubię ten proces, jak przygotowują się do roli na długo wcześniej, zanim wejdą na plan filmowy.

Czy aktorzy odgrywający rolę pensjonariuszy ośrodka opiekuńczego to prawdziwi pacjenci?

Tak, było to możliwe dzięki temu, że współpracowaliśmy z ośrodkiem opiekuńczym w Międzylesiu, za zgodą rodziców i opiekunów wystąpili oni w filmie. Znaliśmy ich, spędziliśmy z nimi sporo czasu, więc chcieliśmy, żeby zagrali w filmie.

Dlaczego reżyserię skończyłeś w Katowicach?

Ja nie od razu wiedziałem, że chcę być reżyserem, raczej chciałem pisać. I od dziennikarstwa zacząłem. Potem dowiedziałem się o studium scenariuszowym w Łodzi i tam wysłałem swoje opowiadania. Zakwalifikowałem się do egzaminów, zdałem i to był pierwszy krok w kierunku filmu od strony literackiej. I wtedy złapałem bakcyla, postanowiłem, że jednak moje życie nie będzie związane z dziennikarstwem. Uświadomiłem sobie, że chcę robić filmy. Dlaczego Katowice? Tam na reżyserię można było zdawać już po studiach. Kiedy zdawałem miałem 24 lata i edukację w dwóch szkołach wyższych, nie chciałem konkurować z maturzystami.

Masz jakiegoś szczególnego nauczyciela, którego wspominasz? Który wpłynął na to, jaką poszedłeś drogą?

Studiowałem w trudnych czasach, na początku lat 90. Na naszych oczach zmieniał się ustrój, stare zasady finansowania uczelni artystycznych upadły, a nowych jeszcze nie było. Zmieniały się też zasady finansowania szkół artystycznych. Brakowało pieniędzy na realizację etiud filmowych. Przez dłuższy czas nie robiliśmy żadnych praktycznych ćwiczeń, nie realizowaliśmy etiud. Jednak oczywiście byli mistrzowie, którzy mieli na mnie wpływ. Szczególnie wspominam Wojtka Marczewskiego, z którym miałem zajęcia na ostatnim roku w szkole. Rozmowy z nim na pewno wpłynęły na moją pracę i sposób, w jaki tworzę filmy. Jeżeli chodzi o film dokumentalny, to ważna dla mnie była postać ówczesnego dziekana Andrzeja Jurgi, pod którego opieką zrobiłem swój pierwszy w życiu film – Inna.

Twoje filmy były wielokrotnie pokazywane na festiwalach polskich i międzynarodowych i nagradzane. Jaka nagroda była dla Ciebie najważniejsza?

Najważniejsza nagroda…? W 1993 roku na Międzynarodowym Festiwalu filmowym w Turynie dostałem pierwszą nagrodę za mój debiut dokumentalny – Inną. Myślę, że pozostanie dla mnie jedną z najbardziej cennych. Dała mi wiarę i motywacją do tego, by wytrwać w postanowieniu, że chcę, jednak i mimo wszystko, robić filmy. Rynek pracy w drugiej połowie lat 90. dla debiutantów był trudny. Z mojego roku, ja jako jedyny robię filmy.

A jaka byłaby najważniejsza?

(Śmiech).

To trudne pytanie. Tych nagród prestiżowych jest bardzo dużo. Ale pewnie podświadomie każdy reżyser marzyłby, jeśli nie o Oskarze, to przynajmniej o nominacji do niego.

Czyli nie obraziłbyś się? Z jakim aktorem zagranicznym chciałbyś popracować? Kto mógłby u Ciebie zagrać?

Jest wielu znakomitych aktorów. Trudno wymienić jednego, bo to jest kwestia historii, którą chce się opowiedzieć. Role męskie, które wywarły na mnie w ostatnim czasie ogromne wrażenie to Joaquin Phoenix w roli Jokera i Casey Affleck w filmie Manchester by the sea. Współpraca z aktorami to z jednej strony profesjonalizm, z drugiej strony umiejętność stworzenia dobrej atmosfery. Reżyser i aktor grają do tej samej bramki, obu stronom zależy na jak najlepszym filmie. Zwykle w okresie przygotowawczym do filmu prowadzę z aktorami rozmowy, wspólnie oglądamy materiały dokumentalne, filmy, podpowiadam źródła, które pomogłyby odtwórcy głównej roli ją zbudować. Przed samymi zdjęciami, to aktor wie o roli więcej niż reżyser. Przepuszcza ją przez swoje własne doświadczenia. Staje się graną przez siebie postacią. To aktor obnaża się w swojej roli. Jest to trochę jak intelektualny striptiz. Ja mogę tylko pewne rzeczy korygować na planie, pomagać. Najważniejszy jest dobrze przepracowany okres przygotowawczy. Proces powstawania filmu to długa i pracowita droga. Ale owszem, pomiędzy reżyserem a aktorami powinna być też chemia.

Macieju, Twoim pierwszym, pełnometrażowym filmem fabularnym były Drzazgi (2008). Scenariusz napisałeś ze ś.p. scenarzystą Bartoszem Kurowskim. Czy trudno Ci było wejść na rynek z filmem fabularnym?

To był film dość niszowy, a kina takich filmów nie lubią. Większa publiczność obejrzała go później, w telewizji. Historia dzieje się w jednym ze śląskich miast, w ciągu kilku dni. Specyficzny klimat. Życie trójki bohaterów jest uporządkowane i przewidywalne, jednak każdemu z nich przydarza się coś, co każe mu poważnie się zastanowić nad dotychczasowym sposobem myślenia o sobie i swojej przyszłości. To nie był łatwy film.

Jednak został zauważony. I nagrodzony za debiut reżyserski na 33 Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni

(2008). Film wzbudził emocje, było sporo recenzji.

„Pieprzyca miesza realizm magiczny z opowieścią o dojrzewaniu w pejzażu jakże ukochanego przez polskich filmowców Górnego Śląska. Film zgrabny, momentami zaskakujący”. (Michał Burszta)

„W debiucie fabularnym Macieja Pieprzycy Drzazgi, istotny element filmu stanowi trójka młodych aktorów: Karolina Piechota, Marcin Hycnar i Antoni Pawlicki. Dzięki tej trójce aktorów, trzy z pozoru przeciętne pod względem fabularnym nowele nabierają ciepłego, magicznego charakteru. To za pośrednictwem aktorów i ich umiejętności film ogląda się z niekłamaną przyjemnością, mimo że zaprezentowane w filmie historie nie są czymś niezwykłym lub oryginalnym”.

(Katarzyna Magiera WP. film)

ale nie pełnometrażowe (Inferno i Barbórka), robiłem sztuki teatralne, czy seriale. W tym zawodzie często tak bywa, że na taki prawdziwy pełnometrażowy debiut trzeba poczekać, dorosnąć do niego. Taki był też taki czas, że nie przyszło to łatwo.

Zrealizowałeś też seriale. Skąd pomysł na Kruka?

Dobry kryminał, który ma osadzenie psychologiczne, to bardzo ciekawy gatunek filmu. Kruk nie jest moim autorskim pomysłem. W 2016 roku zrealizowałem film Jestem mordercą. Był to thriller polityczno-psychologiczny. Film został bardzo dobrze przyjęty, miał dobrą oglądalność. Bardzo spodobał się Piotrowi Dzięciołowi z firmy producenckiej Opus i on zaproponował mi projekt, który ostatecznie stał się Krukiem. Nie byłem więc autorem scenariusza, ale znalazłem swój pomysł na ten serial. Zżyłem się z nim. Film Jestem mordercą zdobył liczne nagrody. W uzasadnieniu Grand Prix festiwalu w Tarnowie: za “imponująco konsekwentny artystycznie, zanurzony w świecie lat 70., a jednocześnie uniwersalny i bardzo dziś aktualny portret człowieka zarażonego złem”. Obraz ten został doceniony w Polsce i za granicą, był wielokrotnie nagradzany: należy wspomnieć Srebrne Lwy na Festiwalu Filmowym w Gdyni, uzyskał także nagrodę za najlepszy scenariusz, Cottbus na Festiwalu Młodego Kina Wschodnioeuropejskiego za reżyserię, w Szanghaju na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym dla najlepszego reżysera.

Muszę powiedzieć, że masz imponujące wykształcenie. Dziennikarz, scenarzysta, reżyser mający w swoim dorobku filmy dokumentalne, fabularne, sztuki teatralne, seriale. W roku zostałeś profesorem sztuk filmowych. A więc również nauczyciel.

To jest wypadkowa wielu rzeczy. Dla mnie jako praktyka, moja praca na uczelni polega na uczeniu przede wszystkim warsztatu, praktycznej reżyserii. Prowadzę zajęcia ze scenariusza, dramaturgii i reżyserii filmowej. A ta profesura to konsekwencja długiej drogi uczelnianej.

Jesteś również autorem sztuki telewizyjnej Fryzjer –

to twój debiut reżyserski w Teatrze Telewizji (2003). Zgrabnie opowiedziana historia kryminalna „z życia”, zakorzeniona w środowisku małego śląskiego miasteczka. Scenariusz napisaliście wspólnie ze wspomnianym wcześniej Bartoszem Kurowskim. Doskonała rola Krzysztofa Pieczyńskiego.

Fryzjer był nietypowym teatrem telewizyjnym. Scenariusz, który napisaliśmy z Bartkiem, to był pomysł na film, jednak nie mogliśmy go zrealizować. I dopiero po realizacji Inferno (2001), ten scenariusz również pisaliśmy z Bartkiem, Teatr Telewizji zaproponował mi realizację jakiegoś projektu. Wpadłem na pomysł, że mógłby to być Fryzjer. Tak scenariusz filmowy zmienił się na teatralny.

Z ciekawości: Rynek miasteczka to Pszczyna?

(Śmiech).

No tak, ryneczki śląskich miast są podobne i dość charakterystyczne Nie – to Toszek koło Rybnika.

Tak, ostatnio na podobnym rozmawialiśmy bodajże dwa lata temu, w trakcie festiwalu filmowego Kino na Granicy, w Cieszynie. Żal tych spotkań festiwalowych na żywo…

Ostatnia twoja fabularna produkcja to znów rola

Dawida Ogrodnika (Ikar – legenda Mietka Kosza 2019).

I nagroda. Kolejne Srebrne lwy. Czy to była od początku rola dla Dawida?

Historia Mieczysława jest prawdziwa. To był wybitnie uzdolniony ociemniały pianista, który pod koniec lat 60. stał się objawieniem na polskiej scenie jazzowej. Podświadomie, od początku widziałem w tej roli Dawida. Było nawet pewne fizyczne podobieństwo pomiędzy nim, a Mietkiem Koszem. Wiedziałem również, że Dawid ukończył szkołę muzyczną, co też jest istotne, jeśli ma powstać film o muzyku.

I co dalej? Powiedziałeś mi, że w przyszłym tygodniu wchodzisz na plan. Co to będzie i kiedy możemy spodziewać się czegoś nowego?

Po trzech latach wracam do Kruka. Pierwszy Kruk podobał się widzom, więc powstanie drugi sezon serialu. Spodziewam się, że produkcja zostanie zakończona w styczniu, więc publiczność jeszcze chwilę musi zaczekać. Przede mną pracowity czas.

Co potem?

Chciałbym wydać swoje opowiadania.

Pewnie jeszcze wielokrotnie nas zaskoczysz. [KBS]

This article is from: