7 minute read

Powieść Márqueza – SHERZOD ARTIKOV – Opowiadanie

Powieść Márqueza

S h e r z o d A r t i k o v

Advertisement

Uwielbiam październik. W październiku wieje i pada deszcz. Jest pochmurno. Żółte jesienne liście szeleszczą pod stopami, przynosząc spokój i ukojenie. Wczoraj było wietrznie, dziś padało. Wieczorem zrobiło się cicho. W powietrzu czuć było wilgotny zapach ziemi i jej gorycz. Temperatura gwałtownie spadła, więc chłodziłem się na balkonie. Potem wszedłem do domu. Mój przytulny pokój miał długą i dużą półkę na książki. Podszedłem do niej i przez chwilę zastanawiałem się, co robić. Nie miałem ochoty na czytanie. Bolała mnie głowa, serce mocno waliło. Jest mało prawdopodobne, że lektura pomoże w takiej sytuacji. Kiedy usiadłem na krześle, ponownie przypomniałem sobie, że Nafisa nie odniosła książki. Zabrała Sto lat samotności Márqueza dokładnie dziesięć dni temu. Nie była u mnie od tego czasu. Ból głowy nasilił się. Wziąłem lekarstwa i wypiłem świeżo parzoną gorzką kawę. Potem zacząłem chodzić po pokoju tam i z powrotem.

W domu naprzeciwko mnie mieszkała wcześniej stara Rosjanka. Zmarła dwa miesiące temu. Nafisa i jej rodzina przeprowadzili się na jej miejsce – przebywający za granicą syn zmarłej sprzedał im dom. Ojciec Nafisy był wojskowym, pracował w garnizonowej części miasta, a ona sama, jeśli się nie mylę, uczyła w szkole angielskiego. Musiała usłyszeć od sąsiadów, że mam sporą biblioteczkę. Sama nigdy o to nie pytała. Kiedy spotykała mnie na ulicy, kiwała tylko głową na powitanie, nic nie mówiąc – być może wstydziła się prosić mnie o coś. Pewnego dnia pojawiła się nagle przed moimi drzwiami. – Czy mogę pożyczyć jedną z twoich książek? Byłem bardzo zaskoczony. Nikt tutaj nie prosił mnie o książki. Jednak zaprosiłem Nafisę do środka. – Masz ich tyle! Rozejrzała się po mojej bibliotece szczęśliwa jak małe dziecko. Stałem w milczeniu przed oknem, przyciskając papieros do ust. Nie chciałem jej odpowiadać. Pomyślałem, że wtedy mogłaby zadać więcej pytań. Kiedy paliłem, miałem w zwyczaju nic nie mówić. – Mogę wziąć Jacka Londona? Skinąłem głową na znak zgody, wdychając dym papierosowy i odwracając się do niej plecami. Nafisa chwyciła książkę i podziękowała mi z całego serca. – Przeczytam szybko! Jej pierwszą książką był Martin Eden. Potem zaczęła przychodzić do mnie co trzy lub cztery dni. Prawie nie rozmawialiśmy, była trochę zawstydzona, zwłaszcza gdy zobaczyła, że nie zwracam na nią uwagi. Zauważyła, jak obojętnie palę, stojąc przy oknie. Ostrożnie odkładała przeczytaną pozycję na półkę, zabierała ze sobą tę, którą wybrała i pośpiesznie wychodziła. Z czasem stało się to naszą rutyną, ale ostatnim razem coś się zmieniło. Nie wiem nawet dlaczego. W czasie wizyty nie paliłem przy oknie. Wręcz przeciwnie, siedziałem w fotelu, nie odrywając od niej wzroku. Ona też nie spieszyła się do wyjścia, gdy odłożyła przeczytaną książkę. Stała przed półką dłużej niż zwykle, jakby nie mogła wybrać. Po długiej przerwie wzięła Sto lat samotności Márqueza i spojrzała na nie z zainteresowaniem, stojąc na środku pokoju. – Jak widzę, lubisz literaturę światową? – Po raz pierwszy patrzyłem na nią uważnie. Kiedy zauważyła moje spojrzenie, zrobiła się czerwona jak burak. – Tak, często czytam taką literaturę – odpowiedziała, zachowując spokój i dalej przewracając strony książki. Może nie była atrakcyjna. Niemniej ta uprzejma postawa, płynność ruchów, spokojna pewność siebie, a jednocześnie lśniące w jej oczach pragnienie życia niezwykle mnie pociągały. – Przeczytałeś to wszystko? – Prawie – powiedziałem, patrząc na półkę. – Zazdroszczę ci. – Zamknęła książkę i zaczęła szykować się do wyjścia. – Chyba nie odmówisz filiżanki kawy? – zapytałem, wstając nagle, kiedy dotarła do progu. – Dziś jest odpowiednia pogoda na kawę. Nafisa wyjrzała przez otwarte okno. – Cóż, jeśli nie sprawi ci to żadnych kłopotów… – Z cukrem czy bez? – Bez. Przy kawie zapomniałem o swojej nietowarzyskości i nieśmiałości. Z entuzjazmem opowiadałem o książkach, które czytałem, i o moich ulubionych autorach. Słuchała z zaciekawieniem i uwagą. Kiedy przychodziła jej kolej, mówiła z przyjemnością i nie mniejszym entuzjazmem. Słuchając jej, zdałem sobie sprawę, jak bardzo fascynuje

Sherzod Artikov urodził się w 1985 roku w mieście Marghilan w Uzbekistanie. W 2005 roku ukończył politechnikę w Ferganie. W 2020 roku w Uzbekistanie ukazała się jego pierwsza autorska książka, Symfonia jesieni, wydana przez Yangi Asr Avlodi. W 2021 roku jego teksty zostały opublikowane w książkach: Światowi pisarze w Bangladeszu, Azja śpiewa i Śródziemnomorskie fale w Egipcie, Wschodzące horyzonty w Indiach, Uzdrawianie wersetami w Kanadzie (w języku angielskim), a Symfonia jesieni została wydana w języku hiszpańskim i angielskim na Kubie przez Wydawnictwo Argos Iberoamericana.

mnie człowiek myślący tak jak ja. Byliśmy jak dwie krople wody i wreszcie poczułem tę słodką przyjemność, której brakowało mi w życiu przez wiele lat. Gdy odeszła, byłem znowu sam z książkami. Jak zawsze. Spodziewałem się, że moje serce, przyzwyczajone do samotności, znów zacznie się cicho błąkać po swoich opuszczonych zakamarkach. Bardzo się pomyliłem. Po raz pierwszy poczułem się przeraźliwie samotny w moich czterech ścianach. Kiedy wychodziłem z domu następnego dnia, przypadkowo spotkałem ją na ulicy. Była z siostrą – Sney, która jeszcze chodziła do szkoły. Jak zwykle przywitaliśmy się, ale na przystanek autobusowy poszliśmy w milczeniu. Chciałem mówić, ale potem zmieniłem zdanie. Może znowu byłem zawstydzony ludźmi wokół mnie. Na przystanku złapałem taksówkę, a Nafisa wsiadła do autobusu. Po drodze przypomniałem sobie o książce, którą ostatnio pożyczyła. Zacząłem się zastanawiać, czy szybko ją przeczyta. Coś mi mówiło, że nie. Minęły cztery dni bez żadnych wiadomości. Podczas piątego opuścił mnie spokój ducha, a szóstego, wbrew mojej naturze, serce mi zamarło i zacząłem się bardzo denerwować. Siódmego dnia doszedłem do wniosku, że spokojnie da się przeczytać trzystuosiemdziesięciosześciostronicowego Márqueza w tydzień, i ten wniosek doprowadził mnie do furii. Nie miałem pojęcia, czemu Nafisa nie zwraca mi książki przez tak długi czas. Ciągle o tym myślałem, a przez głowę przemykały mi obsesyjne myśli… Tłumaczyłem sobie, że prawdopodobnie nie miała czasu na czytanie. A może po prostu jej się nie spodobała i zapomniała ją zwrócić? Większość moich kolegów nie była zainteresowana czytaniem, wyjątek stanowiła Feruza Anvarovna z działu zarządzania ryzykiem. Miała około trzydziestu pięciu lat, była szczerą i bardzo inteligentną kobietą. Postanowiłem w przerwie zapytać ją o tę książkę Márqueza, która zajęła mi cały umysł. – Feruzo Anvarovno – powiedziałem, wchodząc do jej gabinetu. – Mogę cię o coś zapytać? Sortowała stosy papierów na stole. – Oczywiście, Humajunie. – Ile dni czytałabyś książkę, która ma trzysta osiemdziesiąt sześć stron? Feruza Anvarovna zastanowiła się. – To zależy od rodzaju książki. Jeśli uznam ją za interesującą, skończę czytać w siedem dni. Jeśli nie, nie przeczytam jej nawet w miesiąc. Nieco później zwróciłem się do jednego z moich klientów z tym samym pytaniem. – Jeśli w ogóle spróbuję, prawdopodobnie będę czytał przez dwa tygodnie – powiedział z namysłem. W drodze do domu zadałem to pytanie taksówkarzowi. – Szczerze mówiąc, nie jestem zainteresowany czytaniem – odrzekł i uśmiechnął się do mnie. Kiedy wracałem do domu, stanąłem oparty o ścianę na korytarzu, nie wszedłem do mieszkania. Miałem w tym ukryty cel: gdyby Nafisa zobaczyła mnie ze swojego okna, prawdopodobnie przyszłaby wymienić książkę. Stałem tak przez dwadzieścia minut. Nie przyszła. Rozczarowany sięgnąłem do kieszeni spodni i wyciągnąłem paczkę papierosów. Pudełko było prawie puste. Na szczęście pozostał ostatni papieros, który pomógł mi trochę oderwać się od natrętnej myśli. Podszedłem do regału i wyjąłem trzy powieści. Jedna miała dwieście pięćdziesiąt cztery strony, druga sto osiemdziesiąt trzy, a trzecia sto dwadzieścia cztery. Po namyśle ostatnią zostawiłem – resztę odłożyłem na półkę. Przejrzałem książkę od początku do końca i postanowiłem następnym razem polecić ją Nafisie. ***

Wędrowanie po pokoju szybko mnie zmęczyło – rozbolały mnie nogi. Usiadłem na krześle. Ból głowy zaczął ustępować po połkniętej tabletce, ale moje serce wciąż waliło jak szalone. Opierając czoło o krawędź stołu, na chwilę zamknąłem powieki. Obraz Nafisy raz po raz unosił się przed moimi oczami. Zdałem sobie sprawę, że mój dyskomfort, zdenerwowanie, zły nastrój w ciągu ostatnich dziesięciu dni były wynikiem czekania. Ja, od dzieciństwa przyzwyczajony do nieoczekiwania niczego, wprost nie mogłem się doczekać spotkania z nią. Dlaczego miałbym się okłamywać? Nie mogłem się doczekać, kiedy znowu do mnie przyjdzie, będzie ze mną rozmawiać, a jej przyjemny głos wypełni pokój. Naprawdę nie miało znaczenia, jak długo czytała książkę Márqueza. Kiedy uświadomiłem sobie ten fakt, roześmiałem się. Był to śmiech pełen bólu, tęsknoty i smutku. Nie mogłem przestać się śmiać. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. W pierwszej chwili go nie usłyszałem. Ktoś zapukał znowu. Poprawiłem krawat i zapiąłem koszulę. Otworzyłem. Nafisa stała na progu, trzymając w ręku książkę. – Dopiero co skończyłam – powiedziała, próbując się uśmiechnąć i pokazała mi książkę. – Márquez bardzo mnie wzruszył… [SA]

This article is from: