
4 minute read
Wiersze polecane – COBY COOBUS
POEZJA
Polecane
Advertisement
TADEUSZ KRZYSZTOF KNYZIAK
urodzony w 1948 r. w Warszawie, gdzie mieszka do dziś. Publikuje pod pseudonimem artystycznym Coobus (na Facebooku jako Coby Coobus). Pseudonim ten wywodzi się z początków życia internetowego w 2007 r., gdy autor pojawił się na miniblogu Pinger i tam zainicjował swoją działalność twórczą. W następnych latach, dzięki kolejnym poetyckim blogom oraz grupom, zabawa w wierszopisanie osiągała coraz bardziej profesjonalny poziom. Coobus, wzbogacając się o nowe doświadczenia, dojrzewał twórczo. W 2012 r. jego wiersze po raz pierwszy ukazały się drukiem. Od tamtej pory Coobus wydał 5 tomików (Chwile, Światłocienie, Światłoczułe słowa, Posłoneczność, Sen o przebudzeniu), współtworzył ponad 100 almanachów, gościł na łamach periodyków twórczych i w rozgłośniach radiowych. Zdobywca kilkudziesięciu nagród w ogólnopolskich i międzynarodowych konkursach literackich, w tym ponad 30 zwycięskich. Należy do Stowarzyszenia Autorów Polskich (członek zarządu Oddziału Warszawskiego), grupy literacko-muzycznej Terra Poetica oraz Klubu Poszukiwaczy Słowa w Piasecznie pod Warszawą. Autor wierszy, piosenek (na kilku płytach), opowiadań i recenzji tomików poetyckich. Prowadzi spotkania autorskie inicjowane działalnością w SAP-ie. Swoją poezję prezentuje w szkołach, bibliotekach, domach kultury i na forach internetowych. Za całokształt twórczości otrzymał odznakę honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej” (2020), a za działalność na rzecz SAP-u – Nagrodę im. Bolesława Prusa (2020).
Mówiłaś… jeśli nie możesz być ptakiem, bądź człowiekiem, nie przesadzaj z nauką latania. Nie szukaj wysokich skał i dachów. W świecie drzew i wysokiej trawy każdy upadek będzie bolesny, ale próbuj. Nie uwolnisz się od marzeń. Musisz przejść przez stłuczenie kolan, podobnie jak przez pierwszy erotyczny sen. Tylko tak uda ci się wyjść z Nibylandii i Stumilowego Lasu.
Mowiłaś… rośnij i bądź. Oswajaj to, co nieoswojone, zbieraj napotykane prawdy jak muszelki, z czasem nauczysz się oddzielać ziarno od plewów. Jeśli skaleczą i zaboli, popij wódką, trudno, tylko pamiętaj, z jakim skutkiem robił to ojciec. Wykrzycz gniew morskiej fali. I nie dziw się, że wilk ucieka na widok człowieka, drzewa karnie ustawiają się przed ludźmi w szpalery, a rzeka na ich żądanie zmienia koryto. Tym, którzy wiedzą wszystko, nie ufaj. Słowa wszystko, nic, zawsze i nigdy, to wielka mistyfikacja.
Mowiłaś… odkładaj w sercu chwile dobre i chwile złe, wyznacz dla nich osobne półki. Kiedyś powrócisz do lektury. Jesienne liście, które zachłystują się nadmiarem złota, to martwe liście. Człowiek w niewoli bogactwa to martwy człowiek. Ten biedny jest bardziej szczery, ale to zapewne na razie zbyt trudne dla ciebie. Zrozumiesz to, zanim jeszcze życie wystawi ci rachunek za smutki i radości, za mądrość i głupotę, za to, czego zrobić nie zdążyłeś, i za to, co zrobiłeś bez świadomości końcowego rachunku sumienia.
Mówiłaś, patrząc w doniczkowe okna, w bezbarwność ścian, w biel szpitalnej pościeli. Wtedy, gdy uczyłem się chodzić, gdy spadłem z roweru, gdy po raz pierwszy rzuciła mnie dziewczyna. Mówiłaś przekonana, że kierujesz te słowa do mnie. Płomyk znicza odbity od chryzantem potrafi dziś wiele wyjaśnić. Patrząc w niewidoczne lustro, kierowałaś je również do siebie samej.
POEZJA
MAGIA
W zielonych gniazdach rodzi się głód życia, czas się uskrzydla, jedwabni go motyl, kwitną kasztany. Tu cię zostawiłem, tu wciąż prowadzą coraz cichsze kroki. Czy wracałbym tu, gdyby cię nie było? Nie pytaj. Nie wiem. Ogród też już inny. Wczoraj, nad ranem, znowu mi się śniłaś, świt psim językiem lizał stare blizny.
Uległe wiatrom witają mnie liście, wita mnie oddech starego ogrodu, podrywam życie na zmęczonych skrzydłach, gdzieś w tym jaśminie odkrywałem młodość. Ptak się nie męczy tak jak ludzka pamięć, śledzę go wzrokiem, gdy kręgi zatacza. Ja już bez skrzydeł. Jego są jak znaki, utrwalające półprawdy półznaczeń.
Nikt nie wie, po co stale tutaj wracam, tylko te ptaki, tylko stary platan.
BALLADA O MILCZĄCYCH DŁONIACH
W twoich dłoniach milczących moje nie zamilkły, bezgłośnymi szeptami pulsują w ukryciu. Czasem głos im się łamie w wyznaniach niewinnych, czasem drżą, oczekując na życie po życiu.
W twoich dłoniach lękliwość spłoszonych gołębi, w moich kuszące ziarnem ciche obietnice. Oswajam cię z bliskością satynowej głębi, świadomy trzepotania zalęknionych skrzydeł.
W twoich dłoniach kamienie w niewoli bezruchu. Podnoszę je raz setny, nasycam nadzieją, że przestaną być wreszcie bezduszne i głuche, i odsłonią przede mną to, co w sobie kryją.
Chciałbym światłem księżyca zbudzić kolec róży, żeby kropla czerwona żyła jak najdłużej.
MIŁOŚĆ Z KLOCKÓW LEGO
dziś znowu wymienicie się ciałami wczepiona paznokciami wzniesiesz się ku jasnej stronie mocy a on pół mężczyzna pół dziecko po raz kolejny ucieszy się z odkrycia że gdy jesteś w nowiu wyją do ciebie wilki wciąż oddala swój powrót z Gwiezdnych Wojen Nibylandii też zapewne nigdy nie opuści jesteś zmuszona wmawiać sobie że dorosłość to zbędny dar i kochać go takim jaki jest niepoprawny wieczny dzieciak Leia już na zawsze pozostanie dla ciebie konkurentką starasz się rywalizować z nią jak równa z równą jak księżniczka z księżniczką jak miłość brzemienna z miłością bezpłodną klockami lego też z nikim się nie dzieli dla ciebie nie zamierza robić wyjątku odpłacasz mu własnymi konstrukcjami szepty dopasowujesz do oddechów układasz z nich schody do wspólnej wspinaczki i cieszysz się gdy twój mały książę nazywa cię różą bo niezwykłe i księżycowe to doznanie móc się wtedy dla niego otworzyć