SKARB FANA RUGBY
SIX NATIONS 2023

Od wywalczenia przez reprezentację Francji Wielkiego Szlema minął już rok i znowu znajdujemy się u progu kolejnej edycji Pucharu Sześciu Narodów. Turnieje przypadające w latach Rugby World Cup mają szczególny status i podobnie będzie i tym razem – lutowo-marcowa rywalizacja nic nie straci ze swej rangi i znaczenia, ale pewnie w głowach większości kibiców będzie pojawiała się myśl, jak to będzie we wrześniu i w październiku na francuskich boiskach.
Głównych faworytów do wygrania Six Nations ponownie mamy dwóch, z tym że oprócz Francji wymienia się teraz Irlandię, a nie jak przez ostatnie dwa lata Anglię. Irlandia i Francja to dwie najlepsze drużyny światowego rankingu i razem z Nową Zelandią i RPA tworzą kwartet głównych kandydatów do zdobycia mistrzostwa świata (to, że prawdopodobnie wszystkie trafią na siebie już w ćwierćfinałach, to piramidalny absurd, ale to nie miejsce na tego typu rozważania). W ostatnich tygodniach mówiło się chyba jednak więcej o Anglii i o Walii, a to oczywiście z powodu zmian na stanowiskach selekcjonerów obu reprezentacji. Obie wisiały w powietrzu (bardziej zwolnienie Jonesa), obie da się logicznie wytłumaczyć (bardziej zwolnienie Pivaca), niemniej ze względu na ilość czasu, jaka pozostała do RWC, były to ruchy jednak zaskakujące. Tutaj podobieństwa się kończą, bo ile Steve’a Borthwicka wymieniało się jako głównego faworyta do objęcia schedy po Eddiem Jonesie, to opcja ponownego zatrudnienia Warrena Gatlanda wydawała się jedynie pobożnym życzeniem stęsknionych walijskich kibiców. Losy obu szkoleniowców – z których jeden ma za sobą 177 meczów w roli selekcjonera Irlandii, Walii i British Lions, a dla drugiego to pierwsza samodzielna praca w kadrze narodowej – będzie być może najbardziej pasjonującym wątkiem całych rozgrywek.
Dopiero w trzecim szeregu stoją wiecznie niespełnieni Szkoci i Włosi, którzy po raz pierwszy od lat nie przystępują do turnieju z łatką „totalnych chłopców do bicia”. Opiekun Szkocji Gregor Townsend bardzo chciałby wydobyć swoją ekipę z przeciętności czwartych miejsc, a przy okazji – wreszcie pokonać Irlandię. Włoskie rugby wierzy z kolei mocno, że koszmar 36 kolejnych porażek już nigdy się nie powtórzy, a pomóc ma w tym mądrość Kierana Crowleya.
Może to być również turniej wzruszających, choć nieprzesądzonych pożegnań. Nie lubię używać określenia last dance, ponieważ po sukcesie serialu o koszykarzach Chicago Bulls frazy tej nadużywa się wszędzie tam, gdzie dany sportowiec staje po raz ostatni przed jakimś wyzwaniem, niemniej o kilku zawodnikach prawdopodobnie słyszymy teraz po raz ostatni w kontekście Six Nations. Mam na myśli Jonathana Sextona i Aluna Wyn Jonesa, a być może również dotyczy to Ciana Healy’ego, Conora Murraya, Keitha Earlsa, Bena Youngsa, Kena Owensa czy łapiącego kolejne urazy Leigh Halfpenny’ego.
Mamy nadzieję, że w śledzeniu wszystkich tych wątków pomoże Wam „Skarb Fana Rugby” przygotowany przy okazji Pucharu Sześciu Narodów już po raz czwarty. W tym roku swoją pracą i pasją wsparli mniej (w kolejności alfabetycznej): Grzegorz Bednarczyk, Kajetan Cyganik, Robert Grzędowski, Kuba Sieradzki i Max Ziara, którym bardzo serdecznie dziękuję! Życzyłbym sobie, aby nasza kolejna współpraca przydarzyła się wcześniej niż dopiero za rok ;)
Tomasz PŁOSA
Redaktor prowadzący „Skarbu Fana Rugby”
4 8 12 16 20 24
ANGLIA
Max ZIARA
FRANCJA
Grzegorz BEDNARCZYK („W szponach rugby”)
IRLANDIA
Robert GRZĘDOWSKI (Polskie Radio)
SZKOCJA
Tomasz PŁOSA
WALIA
Kuba SIERADZKI (Rugby Rzeszów)
WŁOCHY
Kajetan CYGANIK
WALIA – IRLANDIA
4 lutego, 15.15, Cardiff
sędzia: Karl DICKSON (ENG)
ANGLIA – SZKOCJA
5 lutego, 17.45, Saint-Denis
sędzia: Paul WILLIAMS (NZL)
WŁOCHY – FRANCJA
5 lutego, 16.00, Rzym
sędzia: Matthew CARLEY (ENG)
IRLANDIA – FRANCJA
11 lutego, 15.15, Dublin
sędzia: Wayne BARNES (ENG)
SZKOCJA – WALIA
11 lutego, 17.45, Edynburg
sędzia: Andrew BRACE (IRE)
ANGLIA – WŁOCHY
12 lutego, 16.00, Londyn
sędzia: James DOLEMAN (NZL)
WŁOCHY – IRLANDIA
25 lutego, 15.15, Rzym
sędzia: Mike ADAMSON (SCO)
WALIA – ANGLIA
25 lutego, 17.45, Cardiff
sędzia: Mathieu RAYNAL (FRA)
FRANCJA – SZKOCJA
26 lutego, 16.00, Saint-Denis
sędzia: Nika AMASHUKELI (GEO)
SZKOCJA – WŁOCHY
18 marca, 13.30, Edynburg
sędzia: Angus GARDNER (AUS)
WŁOCHY – WALIA
11 marca, 15.15, Rzym
sędzia: Damon MURPHY (AUS)
ANGLIA – FRANCJA
11 marca, 17.45, Londyn
sędzia: Ben O'KEEFFE (NZL)
SZKOCJA – IRLANDIA
12 marca, 16.00, Edynburg
sędzia: Luke PEARCE (ENG)
FRANCJA – WALIA
18 marca, 15.45, Saint-Dublin
sędzia: Nic BERRY (AUS)
IRLANDIA – ANGLIA
18 marca, 18.00, Dublin
sędzia: Jaco PEYPER (RSA)
W ojczyźnie rugby wielkie zmiany: Steve Borthwick, opromieniony tytułem mistrza kraju, do którego poprowadził w poprzednim sezonie drużynę Leicester Tigers, zastąpił Australijczyka Eddiego Jonesa na stanowisku trenera reprezentacji Anglii. Dla rugbistów z czerwoną różą na piersi rozpoczyna się wyścig z czasem, aby przystosować się do nowego trenera i nowego stylu gry na mniej niż osiem miesięcy przed Pucharem Świata 2023 we Francji. Borthwick będzie więc musiał zdziałać cuda, aby doprowadzić Anglików do zwycięstwa w Pucharze Sześciu Narodów w ciągu zaledwie trzech miesięcy od objęcia funkcji selekcjonera. W pierwszym składzie wybranym przez nowego trenera jest naprawdę sporo zmian w porównaniu do jesiennych meczów, choć dużą ich część wymusiły kontuzje.
Jones został zwolniony w grudniu po siedmiu latach naprawdę owocnej pracy: za jego kadencji Anglicy zostali przecież wicemistrzami świata i trzykrotnie wygrali Six Nations – w 2016, 2017 i 2020 roku (pierwszy z tych triumfów okrasili jeszcze Wielkim Szlemem). Rozczarowujące wyniki Autumn Internationals przechyliły jednak szalę na niekorzyść Australijczyka, nad którego głową czarne chmury zbierały się już od dłuższego czasu: w ostatnich dwóch edycji Pucharu Sześciu Narodów Anglia przegrywała po trzy z pięciu meczów, zajmując piąte miejsce w 2021 i trzecie w 2022 roku (niby lokata na podium, ale czołowa dwójka, czyli Francja i Irlandia, były daleko z przodu). Słaba forma wynikała głównie z powodu stagnacji gry w formacji ataku i braku dyscypliny w grze obronnej. Listopadowe porażki z Argentyną i Republiką Południowej Afryki na własnym terenie, a także uratowany w ostatnich minutach remis z Nową Zelandią dopełniły obrazu angielskiej reprezentacji w roku 2022.
Steve Borthwick podpisał kontrakt na pięć lat. Przez prawie dekadę (2001–2010) w reprezentacji zagrał 57 razy, będąc kapitanem drużyny w 21 spotkaniach. Wiele mówiło się o tym, że ma przejąć stery angielskiej kadry po francuskim mundialu, ale RFU zdecydowało się działać się szybciej, zwłaszcza że Czerwone Róże wygrały tylko pięć z ostatnich 13 meczów. Borthwick opuszcza Leicester Tigers po dwuipółletnim pobycie na Welford Road, w trakcie którego klub z dołu ligowej tabeli doprowadził do tytułu mistrza Premiership. Borthwick jest właściwie wszystkim, czym Jones nie jest – skromnym, empatycznym, realistycznym… no i jest Anglikiem. W nowej roli zadebiutuje domowym meczem ze Szkocją 4 lutego.
– Jestem niezwykle zaszczycony, że zostałem trenerem reprezentacji Anglii i jestem bardzo podekscytowany tym wyzwaniem. Chcę zbudować zwycięską drużynę, która w pełni wykorzysta nasz ogromny potencjał i zainspiruje młodych ludzi do zakochania się w rugby tak jak ja. Chcę, żeby cały kraj był z nas dumny i cieszył się oglądaniem naszej gry – mówił Borthwick w momencie objęcia posady.
Co oczywiste, nastąpiły również zmiany w sztabie szkoleniowym. Trenerem gry obronnej został Kevin Sinfield – w przeszłości znakomity zawodnik w odmianie trzynastoosobowej, a ostatnio współpracownik Borthwicka w Tigers. Trenerem gry w ataku została z kolei legenda Harlequins i były reprezentant Nowej Zelandii – Nick Evans.
Borthwick bez wahania mianował kapitanem Anglii Owena Farrella, choć spekulowało się, że funkcja skippera przypadnie może Courtneyowi Lawesowi lub Ellisowi Genge’owi. To swego rodzaju wsparcie dla łącznika ataku Saracens, który ostatnio przeżywa problemy w swoim klubie (o czym więcej w sylwetce kapitana). Po trzech latach przerwy do składu reprezentacji powraca 36-letni prawy filar Leicester Dan Cole. Nowy trener pominął jednak inne znane nazwiska. W kadrze nie zobaczymy m.in. kilku ulubieńców Jonesa – wiązacza Billy’ego Vunipoli oraz skrzydłowych Jonny’ego Maya i Jacka Nowella. Potencjalnych debiutantów jest pięciu, a są to: łącznik ataku Fin Smith, skrzydłowi Ollie Hassell-Collins i Cadan Murley, a także młynarze Jack Walker i George McGuigan (ten drugi doznał jednak kontuzji na zgrupowaniu i choć nie został oficjalnie odesłany do klubu, jego występ stoi pod znakiem zapytania). Selekcjoner nie może skorzystać z George Forda (leczy kontuzję ścięgna Achillesa) i Toma Curry’ego, etatowego kadrowicza za czasów Jonesa, z powowdu kontuzji ścięgna podkolanowego (powołanie otrzymał za to jego brat bliźniak Ben). Jeszcze przed przyjazdem na obóz przygotowawczy lub w jego trakcie urazów doznali Courtney Lawes, Elliot Daly, Jamie George, Henry Slade i Dan Kelly. Przerwa Daly’ego może potrwać nawet 12 tygodni, George natomiast wrócił do zdrowia i ma być brany pod uwagę już przy ustalaniu składu na mecz ze Szkocją. Trzeba jeszcze dodać, że łącznik ataku Marcus Smith dopiero co wrócił po kontuzji kostki, której nabawił się w listopadzie. Wszystko to powoduje, że drużyna wybrana przez Borthwicka na pierwsze spotkanie w turnieju może wyglądać zupełnie inaczej niż ta, którą wyobrażał sobie kilka tygodni temu.
Kalendarz Anglii w tej edycji Pucharu Sześciu Narodów można uznać za sprzyjający. Szkocja i Włochy na Twickenham, a później być może równie słaba jak w tamtym roku Walia w Cardiff. W czwartej rundzie Anglicy spotkają się z Francją na własnym terenie i angielscy kibice bardzo chcieliby, aby w tym momencie ich reprezentacja wciąż była w grze o Wielkiego Szlema. Kampanię zwieńczy wyjazd do Dublina.
Przede wszystkim jednak fani rugby w ojczyźnie tej dyscypliny mają nadzieję, że zmiana trenera da impuls do lepszej gry ich ulubieńców.
44-latek to były zawodnik drugiej linii młyna, który w kadrze rozegrał 57 meczów, a w 21 z nich był jej kapitanem. W 16-letniej karierze klubowej bronił barw zaledwie dwóch drużyn – Bath i Saracens.
O tym, jak potoczyła się jego kariera reprezentacyjna, Borthwick mówi z dumą, ale także z dużą dozą żalu. Chodzi głównie o niedosyt spowodowany brakiem powołania na zwycięski dla Anglików Puchar Świata w 2003 roku. Złe doświadczenia z czasów kariery zawodniczej ukształtowały jego podejście jako głównego trenera kadry. Zrozumiał, że nie może być taki, jakim był zawodnikiem, czyli powściągliwym i mało rozmownym – jako trener musi być bardziej komunikatywny.
W przeciwieństwie do Eddiego Jonesa, który uwielbiał nakręcać swoich przeciwników słownymi potyczkami, Borthwick posiada bardzo angielską umiejętność do opowiadania żartów o sobie. Może to pomóc rozładować napięcie widoczne wśród kilku angielskich graczy, dostrzegalne pod koniec kadencji jego poprzednika. Niech za przykład posłuży opowieść Borthwicka o spotkaniu ze szkolną doradczynią zawodową. – Napisałem: „Chcę być profesjonalnym graczem rugby i chcę grać dla Anglii” – wspomina. – Spodziewałem się negatywnej reakcji w stylu: „Nie będziesz profesjonalnym graczem rugby”. Doradczyni zawodowa tylko spojrzała na mnie i powiedziała: „Chcesz być profesjonalnym graczem rugby? Cóż, w takim razie lepiej naucz się pisać profesjonalny”.
32-letni kapitan Anglii przystępuje do turnieju o Puchar Sześciu Narodów w atmosferze niesmaku wokół swojej osoby. Od dawna jego technika szarżowania wzbudza wiele kontrowersji: zatrzymywanie przeciwników – z reguły odbywające się na granicy przepisów – jest często i mocno kwestionowane. Kilka ostatnich lat to również przezwyciężanie różnych kontuzji.
Tym razem panel dyscyplinarny RFU nie chciał chyba rzucać Steve’owi Borthwickowi kłód pod nogi i choć za wysoką szarżę (przeoczoną przez sędziego) przeciwko Jackowi Clementowi z Gloucester w ligowym meczu na początku stycznia ukarał Farrella czterotygodniowym wykluczeniem, to później zredukował karę do trzech tygodni, przeoczając jakby fakt, że to już nie pierwszy taki przypadek w karierze gracza Saracens…
Za powierzeniem Farrelowi funkcji kapitana przemawia jednak wiele elementów: jego umiejętności gry na dwóch pozycjach w ataku (łącznika i wewnętrznego środkowego), bardzo dobry styl i skuteczność kopów na bramkę, a przede wszystkim jego doświadczenie oraz umiejętności przywódcze. Przed rokiem z udziału w Six Nations wykluczyła go kontuzja, ale 19 listopada rozegrał swój setny występ w reprezentacji Anglii – mecz przeciwko Nowej Zelandii zakończył się remisem 25:25.
Ma za sobą wiele sukcesów w karierze klubowej i reprezentacyjnej, ale wciąż pozostaje głodny kolejnych wyzwań i triumfów. Szczególnie w roku, w którym odbędzie się Puchar Świata. W angielskiej kadrze nie brakuje zawodników klasy światowej, którzy w rugby wygrali i widzieli wiele. 29-latka wyróżnia jednak niesamowita inteligencja, pracowitość i indywidualizm. Od początku występów w kadrze jest jednym z jej liderów.
O niespełna dwumetrowym zawodniku drugiej linii młyna mówi się, że wszystko, czego dotknie, zamienia w sukces. W 2016 roku, jako zaledwie 22-latek, zdobył tytuł EPCR Player of the Year dla najlepszego gracza w Europie, a rok później brytyjscy fani śpiewali na jego cześć podczas tournée British and Irish Lions po Nowej Zelandii.
Po jesiennych test meczach Itoje wykazał się odwagą i nie bał się w ostrych słowach powiedzieć, co myśli o grze reprezentacji. – Potrzebowaliśmy zmiany, ponieważ ostatni rok nie był tym, czego od siebie oczekiwaliśmy – mówił. Zwrócił uwagę na fakt, że w kadrze występowali zawodnicy z 11 różnych klubów i każdy preferował inny styl gry. Jego zdaniem w poczynaniach Anglików brakowało wspólnej myśli. Ciekawe, co na to nowy trener Steve Borthwick?
Francuzi od kilku lat należą do faworytów Pucharu Sześciu Narodów – w 2020 i 2021 byli bliscy najwyższego stopnia podium, ale triumf odbierały im porażki ze Szkotami. Rok temu wreszcie jednak po końcowy sukces sięgnęli. Na dodatek w znakomitym stylu, wygrywając wszystkie spotkania. Ten Wielki Szlem był tylko jednym z elementów ich znakomitego pasma sukcesów – od czasu dwóch minimalnych porażek z Australią latem 2021 (gdy wysłali na południową półkulę rezerwowy skład) wciąż wygrywają i mają na koncie aż 13 zwycięstw z rzędu w meczach międzynarodowych. I to z nie byle kim – m.in. z Południową Afryką (30:26 w Marsylii w listopadzie 2022) i Nową Zelandią (40:25 po rewelacyjnym meczu w listopadzie 2021 w Saint-Denis).
Jakby tego było mało, francuskie kluby dominują na arenie klubowej w Europie – w dwóch ostatnich edycjach Heineken Champions Cup trzech spośród czterech półfinalistów pochodziło z francuskiej ligi Top 14. Ligi, która przyciąga bezkonkurencyjną liczbę widzów i jest uważana za najlepszą na kontynencie. W przeciwieństwie do graczy z wielu innych krajów francuscy zawodnicy nie mają potrzeby wyjeżdżać poza granice ojczyzny, bo najlepszą okazję do grania na co dzień mają pod nosem (jedyną atrakcją mogą być jeszcze większe pieniądze oferowane w lidze japońskiej – i ponoć pojawia się temat wyjazdu tam na rok Romaina Ntamacka w nieodległej przyszłości). Przeciwnie, to najlepsi zawodnicy z zagranicy przyjeżdżają do Francji (w tym roku ma się pojawić np. kapitan Springboks, Siya Kolisi), ale system JIFF i tak zapewnia Fabienowi Galthié wielkie pole do wyboru we francuskich talentach. Najlepszym dowodem fakt, że Francuzi mają najmniej naturalizowanych graczy z zagranicy spośród wszystkich uczestników Pucharu – tylko czterech spośród wybranych do kadry zawodników urodziło się poza tym krajem.
Sukcesy Francji na arenie międzynarodowej są tym cenniejsze, że Galthié rotuje składem i nie boi się wciąż wprowadzać do niego nowych twarzy. Jasne, są zawodnicy stanowiący kręgosłup tej ekipy, ale zaledwie jeden zawodnik zagrał we wszystkich spotkaniach we wspomnianej serii 13 zwycięstw – Peato Mauvaka (który zresztą swojej serii kontynuować nie będzie z powodu kontuzji). Także i tym razem we francuskiej kadrze pojawiła się grupa potencjalnych debiutantów – i to ośmiu, czyli najwięcej spośród wszystkich selekcji. Wydawałoby się, że w zwycięskiej maszynie nie ma czego zmieniać, zwłaszcza tuż przed najważniejszą imprezą w czteroletnim cyklu. Albo właśnie zmiany i dopływ świeżej krwi są metodą na sukces francuskiego trenera, albo głębokość rezerw francuskiej kadry jest tak przebogata, że to nie robi różnicy. Najpewniej – jedno i drugie.
Formacji ataku Francuzom zazdroszczą obecnie wszyscy na świecie. Łącznik młyna Antoine Dupont, w 2021 uznany najlepszym rugbystą świata, a w 2022 nominowany do tej nagrody, łącznik ataku Romain Ntamack, typowany do bycia najskuteczniejszym zawodnikiem turnieju skrzydłowy Damian Penaud – wszyscy należą do najlepszych na świecie na swoich pozycjach. A przecież są jeszcze Matthis Lebel, Gaël Fickou, Thomas Ramos czy niezwykle skuteczny z kopów obrońca Melvyn Jaminet (jeszcze niedawno debiutant powołany do kadry
z drugiej francuskiej ligi). A wciąż pojawiają się nowe twarze. Tym razem wśród nich jest środkowy z Lyonu Ethan Dumortier, który jest liderem w klasyfikacji najlepiej przykładających w Top 14 i ma szansę skorzystać na nieobecności kontuzjowanego Jonathana Danty’ego. I to wcale nie musi być osłabienie tej ekipy, jak pokazały inne debiuty za kadencji Galthié.
Ale i młyn francuski też jest pełen znakomitych graczy. W pierwszej linii są uważani za jednych z najlepszych na świecie filar Cyril Baille i młynarz Julien Marchand. W drugiej linii wraca po kontuzji do składu pochodzący z Południowej Afryki Paul Willemse. W trzeciej linii Francuzi mają kolejnych wybitnych graczy: Charlesa Ollivona i jednego z najlepszych wiązaczy na świecie – Grégory’ego Alldritta.
Co może stanąć na przeszkodzie Francji? Tamtejsza federacja na niespełna rok przed najważniejszą imprezą w rugbowym świecie jest wstrząsana aferami. Szefa komitetu organizacyjnego Pucharu Świata Claude’a Atchera usunięto ze stanowiska po zarzutach o złe traktowanie pracowników. Szefa federacji Bernarda Laporte’a i właściciela firmy Altrad, Moheda Altrada (głównego sponsora federacji i właściciela Montpellier, czyli klubu, który zdobył ostatnie mistrzostwo kraju) skazano za korupcję na wyroki więzienia w zawieszeniu. Federacja pogrążona jest w konflikcie i nie może wybrać następcy Laporte’a. Jednak związane z tym zamieszanie wydaje się nie mieć wpływu na kadrę. Są też kontuzje – oprócz wyżej wymienionych Danty’ego i Mauvaki wypada wymienić m.in. Camerona Wokiego. Ale przed zwycięstwem w turnieju mogą ich powstrzymać chyba tylko trzy rzeczy: kiepski dzień, który każdemu zespołowi może się zdarzyć, chwila szaleństwa, jak ta w ćwierćfinale ostatniego Pucharu Świata (czerwona kartka Sébastiena Vahaamahiny kosztowała ich przegraną z Walią), no i wreszcie Jonathan Sexton.
W Pucharze Pięciu Narodów przed stu laty, w 1923, Francuzi jedyne zwycięstwo odnieśli nad Irlandią – z pozostałymi uczestnikami przegrali. Dziś to Irlandczycy są ich największymi rywalami do zwycięstwa w całej imprezie – pamiętajmy, że oni też ostatnio pokonali Południową Afrykę i Nową Zelandię (tę ostatnią dwukrotnie i to na wyjeździe).
Grzegorz BEDNARCZYK „W szponach rugby”
Fabien Galthié to człowiek, który w rugby osiągnął naprawdę bardzo wiele – a jednak największy możliwy sukces wciąż jest przed nim.
Na boisku występował na pozycji łącznika młyna. Przez kilkanaście lat był podporą US Colomiers, z którym został wicemistrzem Francji i finalistą Pucharu Heinekena. Karierę kończył w Stade Français, wieńcząc ją mistrzostwem Francji w 2003. W reprezentacji Francji debiutował jako 22-latek w 1991 i zagrał dla niej 64 razy (z czego 25 jako kapitan). Czterokrotnie wystąpił z nią na Pucharach Świata, zdobywając wicemistrzostwo globu w 1999 (odegrał wówczas znaczącą rolę w półfinałowym zwycięstwie nad All Blacks). W 2002 IRB uznało go najlepszym rugbystą na świecie.
Po zawieszeniu butów na kołku był trenerem najbogatszych klubów Top 14. Po kilka sezonów spędził w Stade Français (m.in. mistrzostwo Francji) i Montpellier (tu największym osiągnięciem było wicemistrzostwo kraju), a potem rok w Tulonie. W 2019 został asystentem trenera reprezentacji Francji Jacques’a Brunela i pojechał na Puchar Świata w Japonii. Zaraz potem sam stanął na czele sztabu szkoleniowego kadry i trudno nie łączyć tej zmiany z sukcesami drużyny. Wielki Szlem w Pucharze Sześciu Narodów sprzed roku to tylko przygrywka – rok 2023 to dla Galthié największe wyzwanie w trenerskiej karierze.
KAPITAN: ANTOINE DUPONT
Urodzony pod koniec 1996 w podgórskich rejonach Gaskonii zaczął zabawę z rugby już jako czterolatek. W wieku 15 lat trafił do Auch, a trzy lata później, po upadku tego klubu, przeniósł się do Castres, w barwach którego debiutował w Top 14 i pucharach europejskich. W tym okresie zagrał w dwóch edycjach młodzieżowego Pucharu Sześciu Narodów i mistrzostwach świata w kategorii U-20 (podczas tych ostatnich zdobył pięć przyłożeń). W 2017 przeniósł się do francuskiej potęgi, Stade Toulousain, w tym samym roku zadebiutował też w seniorskiej reprezentacji Francji (w meczu z Włochami podczas Pucharu Sześciu Narodów).
Dwa lata później był już podstawowym łącznikiem młyna i w klubie, i w drużynie narodowej. Zagrał na Pucharze Świata w Japonii, w swoim pierwszym meczu zdobywając przyłożenie. W 2020 i 2022 został uznany najlepszym graczem Pucharu Sześciu Narodów, w 2021 najlepszym rugbystą świata, a w ostatnim roku w ponownym zgarnięciu tej nagrody przeszkodził mu Josh van der Flier. Kapitanem reprezentacji został po kontuzji Charlesa Ollivona i już tej funkcji nie oddał.
Niewątpliwie jest rugbowym geniuszem, wyjątkowym łącznikiem młyna, szybkim i silnym, znakomicie przewidującym grę i umiejącym świetnie przełamać linię obrony przeciwnika.
Jeden z najlepszych wiązaczy młyna na świecie, ze znakomitego francuskiego pokolenia rugbystów urodzonych pod koniec lat 90.
Przyszedł na świat w Tuluzie, choć jego ojciec urodził się w Kenii, a mieszkał głównie w Szkocji. Rugbową karierę zaczynał na pograniczu Oksytanii i Akwitanii – w Condom, a w wiek seniorski wszedł w Auch (gdzie jego towarzyszem był m.in. Antoine Dupont). Po bankructwie Auch jako 20-latek przeniósł się do Stade Rochelais – ambitnego klubu, budowanego z myślą o wielkich sukcesach. I faktycznie – w 2021 awansował do finałów Top 14 i Champions Cup, a w ubiegłym roku został najlepszą drużyną Europy.
Alldritt odgrywał w tym niebagatelną rolę – nie tylko jest znakomity w obronie w przegrupowaniach, ale posiadł też umiejętność świetnego podawania piłki, w tym podań na offloadzie. W reprezentacji Francji znalazł się w 2019 i niemal natychmiast wygryzł z podstawowego składu jedną z francuskich legend, Louis’a Picamoles’a. Wystąpił w podstawowym składzie we wszystkich meczach Pucharu Sześciu Narodów w ostatnich trzech sezonach i aż siedmiokrotnie wybrano go w nich najlepszym zawodnikiem spotkania. Ostatnio załapał się do najlepszej piętnastki świata 2022 roku według World Rugby – w konkurencji o obsadę pozycji nr 8 pokonał m.in. znakomitego Ardiego Saveę.
ROK ZAŁOŻENIA FEDERACJI: 1919
PRZYDOMEK: LES BLEUS
MIEJSCE W RANKINGU WR: 2
LICZBA STARTÓW W HOME/FIVE/SIX NATIONS: 92
TRIUMFY: 18 (1959, 61-62, 67-68, 77, 81, 87, 89, 93, 97-98, 2002, 04, 06-07, 10, 22)
TRIUMFY WSPÓŁDZIELONE: 8 (1954-56, 60, 70, 73, 83, 86, 88)
WIELKIE SZLEMY: 10 (1968, 77, 81, 87, 97-98, 2002, 04, 10, 22)
DREWNIANE ŁYŻKI: 13
Jeśli nie teraz, to kiedy? Drużyna Irlandii ma wszelkie argumenty, by przełamać klątwę ćwierćfinału i w końcu wejść do najlepszej czwórki w tegorocznym Pucharze Świata. Najpierw czeka ich jednak Puchar Sześciu Narodów, w którym nie tylko powalczą o końcowy triumf, ale mają też spore szanse na Wielkiego Szlema.
Zespół prowadzony przez Andy’ego Farrella ma za sobą bardzo udany rok 2022. W Pucharze Sześciu Narodów Irlandczycy byli słabsi jedynie od wielkoszlemowej Francji, a wyjazdowe spotkanie z Les Bleus w drugiej rundzie zeszłorocznych rozgrywek przegrali nieznacznie po walce do ostatnich minut. W pozostałych meczach turnieju spuszczali rywalom łomot. Po prostu.
Latem wybrali się do Nowej Zelandii po historyczne zwycięstwa z drużyną All Blacks, a jesienią wygrali wszystkie trzy jesienne testy w Dublinie: z RPA, Fidżi oraz Australią. Rok zakończyli z dziewięcioma zwycięstwami i tylko dwoma porażkami na koncie. Nikogo nie dziwi, że prowadzą w rankingu światowej federacji.
Kluczem do sukcesów w przypadku rugbowej reprezentacji Irlandii jest stabilizacja. Angielski trener Andy Farrell pracuje z zespołem od 2019 roku, a kilka ostatnich sezonów pozwoliło mu nie tylko na wypracowanie zwycięskiego stylu, ale też na znalezienie trzonu wyjściowej piętnastki. Każdy z zawodników zna swoje miejsce na boisku i zadania, jakie ma wykonać. Świetne wyniki wpłynęły na pewność siebie, którą drużyna z Zielonej Wyspy po prostu kipi.
Podstawą jest tu postawa silnej i niemal niezmiennej formacja młyna. Pewnie rozgrywane stałe fragmenty przynoszą punkty lub otwierają grę dla przebojowej formacji ataku, w której rotacji jest więcej, ale nie wpływa ona na poziom sportowy. Dodatkowo łącznicy młyna potrafią podporządkować się ścisłym założeniom taktycznym i to niezależnie od tego, który z graczy zaczyna mecz w koszulce z dziewiątką na plecach. Wszystko to sprawia, że mówimy o drużynie niemal kompletnej. Niemal….
Największą bolączką sztabu szkoleniowego reprezentacji Irlandii jest Johnny Sexton, a w zasadzie jego rosnąca z wiekiem podatność na kontuzje. Legendarny łącznik ataku mimo upływu lat prezentuje niezmiennie wysoką formę, ale robi to wtedy, kiedy gra. W 2022 roku zabrakło go na boisku w kilku spotkaniach, m.in. we wspomnianym meczu z Francuzami. Oczywiście Irlandczycy potrafią wygrywać pojedyncze mecze gdy 38-latek jest kontuzjowany, ale wygranie jednego meczu to zadanie o wiele łatwiejsze niż zwyciężenie w całym turnieju. Tym bardziej, że do sukcesu w Pucharze Sześciu Narodów niemal na pewno niezbędny będzie Wielki Szlem.
W tej kwestii Irlandia posiada jednak atut w postaci terminarza. Co prawda w tym roku zagra trzy mecze na wyjeździe, a dwa u siebie, ale przed własną publicznością zmierzy się z najgroźniejszymi rywalami – Francją i Anglią. Układani od podstaw przez Warrena Gatlanda Walijczycy, przebojowi acz chimeryczni
Szkoci oraz pukający do bram światowej czołówki Włosi nie powinni sprawić ekipie Andy’ego Farrella większych problemów. Dokładnie tak, jak rok temu.
Wróćmy jednak do formacji młyna, bo nie sposób pisać o Irlandii bez choćby wspomnienia rewelacyjnych w ostatnich miesiącach zawodników. W pierwszej linii brylują Andrew Porter, Tadhg Furlong i Dan Sheehan. Ten ostatni, mimo młodego wieku, zdaje się wyznaczać standardy dla nowocześnie grających młynarzy. W drugiej linii są niezniszczalni James Ryan i Tadhg Beirne. W trzeciej linii Farrell ma do dyspozycji starego wygę Petera O'Mahony'ego, twardego jak skała Caelana Dorisa i – uwaga – najlepszego rugbystę 2022 roku na świecie, czyli Josha van der Fliera. Konia z rzędem temu, kto wskaże lepszy młyn. Nie tylko w Pucharze Sześciu Narodów.
Za Irlandią przemawia też doświadczenie liderów. Johnny Sexton rozegrał już w karierze 109 międzynarodowych spotkań, łącznik młyna Conor Murray ma ich na koncie 100, a Peter O’Mahony – 89. Cian Healy, który jest ważnym uzupełnieniem przedstawionej wyżej pierwszej linii młyna, zasłużył na miano prawdziwego weterana światowych boisk. Przy jego nazwisku widnieje liczba 121 „czapeczek”. W kluczowych momentach wyrównanych meczów tysiące minut spędzonych na największych rugbowych arenach robią różnicę. Andy Farrell zdaje sobie z tego sprawę i dlatego w kilkuletnim cyklu przygotowań do tegorocznego Pucharu Świata postawił właśnie na doświadczenie. Powinno ono pomóc także „po drodze”, czyli w Pucharze Sześciu Narodów.
Tym bardziej, że styl gry preferowany przez Farrella jest idealnym połączeniem pragmatyzmu i przebojowości. To Irlandczycy, jeśli wymaga tego sytuacja, uparcie przenoszą piłkę kopami na połowę rywali i skupiają się na wypracowaniu przewagi terytorialnej. Potrafią też jednak przerywać linię obrony efektownym rajdami – zarówno zawodników ataku, jak i dynamicznego w tym przypadku młyna. Co więcej, gdy już zbliżą się do pola punktowego, nie panikują. Akcje są z pełną kontrolą finalizowane po kilku kolejnych fazach gry. Oglądamy więc rugbowe fajerwerki wymieszane z powagą i rutyną. To coś, czego od swoich zespołów oczekują wszyscy trenerzy świata. Andy Farrell może na tym polegać.
Co więc może pójść nie tak? Nic. Nawet jeśli znajdziemy rysy na niemal idealnym obrazie reprezentacji Irlandii, to są one o wiele mniej wyraźne niż u pozostałych uczestników Pucharu Sześciu Narodów. Dlatego zaryzykuję stwierdzenie, że to właśnie ten zespół jest największym faworytem do wygrania tegorocznego turnieju. I to z Wielkim Szlemem.
Robert GRZĘDOWSKI Polskie RadioStatus boiskowej legendy zyskał w rugby league, ale pracę trenerską w rugby union wykonuje wyjątkowo skutecznie. Z drużyną Irlandii, którą prowadzi od 2019 roku, dotarł na szczyt światowego rankingu, ale wciąż brakuje mu… trofeów. Lata pracy Farrella nie przyniosły irlandzkiej federacji zwycięstwa w Pucharze Sześciu Narodów. Kibice liczą, że zmieni się to za kilka tygodni.
Najważniejszym zadaniem angielskiego szkoleniowca jest jednak odpowiednie przygotowanie zespołu do Pucharu Świata we Francji. To tam Irlandczycy spróbują przełamać klątwę ćwierćfinału i potwierdzić, że zasługują na wiele więcej. Długofalowy projekt Farrella przyniósł efekty w postaci świetnej gry już w 2022 roku. Pytanie, czy nie za wcześnie?
Odpowiedź poznamy już prawdopodobnie w czasie Pucharu Sześciu Narodów 2023, który Irlandczycy kończyć będą domowym meczem z Anglią. Dla trenera gospodarzy będzie to najprawdopodobniej oznaczało kolejny mecz przeciwko synowi Owenowi – ważnemu zawodnikowi angielskiej reprezentacji. Obaj zapewne liczą, że 18 marca w Dublinie decydować będą się nie tylko losy zwycięstwa w całym turnieju, ale też losy Wielkiego Szlema.
Tegoroczny Puchar Sześciu Narodów będzie najprawdopodobniej jego ostatnim w karierze, bo 38-latek ma zakończyć przygodę z międzynarodowym rugby po jesiennym Pucharze Świata we Francji.
Łabędzi śpiew musi jednak w tym przypadku wybrzmieć donośnie, bo Sexton jest podstawowym reżyserem gry Irlandczyków. Oprócz niego w szerokim składzie na Puchar Sześciu Narodów znalazło się tylko dwóch łączników ataku: Ross Byrne i Jack Crowley. Ta dwójka zagrała łącznie w 16 meczach międzynarodowych. Johnny Sexton sam uzbierał 109 takich występów. Do turnieju podejdzie po miesięcznym odpoczynku spowodowanym kontuzją kości policzkowej i operacją. Wszystko przez spektakularną dziurę w tej kości, będącą efektem zderzenia z rywalem w noworocznym meczu zespołu Leinster.
Johnny Sexton ma szansę na wyprzedzenie innego legendarnego Irlandczyka Ronana O’Gary w historycznej klasyfikacji najlepiej punktujących zawodników Pucharu Sześciu Narodów. Obecny kapitan przez 13 lat gry w tym turnieju uzbierał 531 punktów. Wyprzedzi O’Garę, jeśli dorzuci do dorobku kolejnych 27 „oczek”. Szansa na to wydaje się spora, bo koledzy powinni dać mu dużo szans na próby podwyższeń. Wiele będzie jednak zależało od tego, czy rozegra pięć spotkań bez przerw spowodowanych kontuzjami.
PLAYER TO WATCH: JOSH VAN DER FLIER
Nie wypada patrzeć w innych kierunkach, gdy na boisku jest najlepszy rugbysta świata 2022 roku. Dynamiczny rwacz ma za sobą znakomite miesiące, których ukoronowaniem była nagroda w plebiscycie World Rugby.
30-latka doceniono za harówkę w defensywie, breakdownie i rucku, ale też za efektowne akcje z piłką w rękach. Dojrzałość i pewność w boiskowym zachowaniu pozwala mu idealnie realizować zadania wyznaczone przez trenera Farrella. Widać to było zwłaszcza podczas zeszłorocznej wyjazdowej serii meczów w Nowej Zelandii, którą van der Flier zakończył z przyłożeniem i nagrodą dla najlepszego zawodnika trójmeczu na koncie. Przyłożeń w 2022 zdobył zresztą więcej, bo w Six Nations zapunktował jeszcze przeciwko Szkocji, a potem jesienią w meczu z RPA. Przede wszystkim jednak Josh van der Flier niemal nie rozstaje się z boiskiem, gdy występuje w narodowych barwach. Z jedenastu zeszłorocznych meczów Irlandii opuścił tylko jedno – to najmniej prestiżowe – z Fidżi. Grał z reguły od deski do deski, a wyjątkiem w tej kwestii było pięć minut jednego ze spotkań z All Blacks, gdy zszedł na chwilę na zmianę czasową.
Andy Farrell ufa Joshowi van der Flierowi, a ten odpłaca się grą na najwyższym poziomie. Jeśli utrzyma formę, będzie jednym z liderów Irlandii w drodze do sukcesu w tegorocznym Pucharze Sześciu Narodów.
ROK ZAŁOŻENIA FEDERACJI: 1879
MIEJSCE W RANKINGU WR: 1
LICZBA STARTÓW W HOME/FIVE/SIX NATIONS: 128
TRIUMFY: 14 (1894, 96, 99, 1935, 48-49, 51, 74, 82, 85, 2009, 14-15, 18)
TRIUMFY WSPÓŁDZIELONE: 9 (1888, 1906, 12, 26-27, 32, 39, 73, 83)
WIELKIE SZLEMY: 3 (1948, 2009, 18)
POTRÓJNE KORONY: 12 (1894, 99, 48-49, 82, 85, 2004, 06-07, 09, 18, 22)
DREWNIANE ŁYŻKI:
Nie jest łatwo kibicować w rugby Włochom (choć może ostatnio trochę łatwiej, o czym możecie przeczytać kilka stron dalej), ale czy bycie fanem Szkocji w tej dyscyplinie jest o wiele łatwiejsze? I nie chodzi mi nawet o to, że zawodnicy spod znaku ostu podnieśli puchar ostatni raz w 1999 roku, kiedy grało o niego jeszcze tylko pięć ekip. Chodzi mi o bolesną powtarzalność w kilku ostatnich sezonach, przy czym „powtarzalność” nie oznacza w tym kontekście solidności, a raczej marazm.
A przecież w ostatnim czteroleciu nie brakowało Szkotom emocjonujących spotkań i ważnych zwycięstw. Wszyscy pamiętamy choćby niesamowite starcie z Anglikami na Twickenham zamykające rywalizację w Six Nations 2019 – po 30 minutach było 31:0 dla gospodarzy, do przerwy 31:7, między 34. a 76. minutą goście zdobyli kolejnych 38 punktów bez odpowiedzi rywala, ale skończyło się remisem 38:38 (to najwyższy w historii rugby comeback, który dał remis). Pamiętamy równie dobrze, że to przez podopiecznych Gregora Townsenda Francuzi musieli czekać na triumf w Pucharze Sześciu Narodów aż do zeszłego roku: Szkoci ograli Les Bleus w 2020 u siebie (jeszcze przed wybuchem pandemii) i w 2021 na wyjeździe (kiedy sami mogli zająć co najwyżej czwartą lokatę). I pamiętamy także o dwóch wiktoriach odniesionych nad odwiecznymi rywalami z południa: dwa lata temu Szkotom udało się wygrać na Twickenham po raz pierwszy od 1983 (!) roku, a rok temu potwierdzili swoją wyższość nad Anglikami na Murrayfield. Oba wyniki to chyba dla każdego mieszkańca Szkocji coś o wiele ważniejszego niż tylko zwycięstwo w sportowych rozgrywkach.
Problem w tym, że po żadnym z tych sukcesów nie nastąpiła pomyślna kontynuacja. Podczas Rugby World Cup 2019 w Japonii Szkoci ulegli Irlandii oraz gospodarzom i nie wyszli z grupy (po raz drugi w historii), a Anglicy – zostali wicemistrzami świata. W 2020 świat został spętany przez koronawirus, a jesień przyniosła porażki z Francją i tradycyjnie z Irlandią (choć na plus trzeba zapisać wygraną nad Walią na dokończenie Six Nations). W 2021 nadzieje na odegranie istotnej roli w turnieju po historycznym triumfie w Londynie prysły jak bańka mydlana po minimalnych przegranych z Walią i Irlandią. W zeszłym roku w drugiej rundzie spotkań Szkocja także mierzyła się ze Smokami i także nieznacznie poległa… Trzy ostatnie kampanie to trzy razy czwarte miejsca, piątą lokatę zajęli Szkoci w 2019, na trzeci stopień podium wdrapali się, kiedy po raz pierwszy prowadził ich Townsend, czyli w 2017. Aktualnie za mocni, by przegrywać z Włochami (jak to drzewiej kilka razy bywało), ale też zbyt słabi, żeby do końca liczyć się w walce o trofeum. Przeciętność, taka sama, jak matematycznie ujmowany całościowy bilans obecnego selekcjonera: pod jego wodzą Szkocja rozegrała 61 meczów, z których wygrała 33, przegrała 27 i jeden zremisowała, co daje wskaźnik zwycięstw na poziomie 54,1 procenta.
Paradoks polega na tym, że… pod tym względem były szkoleniowiec Glasgow Warriors jest najlepszym statystycznie trenerem Szkotów według statystyk liczonych od 1971 roku! Jego bezpośredni poprzednik Nowozelandczyk Vern Cotter zakończył pracę z dorobkiem 19 zwycięstw
i 17 porażek (52,78 procenta), a legendarny sir Ian McGeechan w trakcie dwóch przygód z funkcją selekcjonera zanotował łącznie bilans 37 – 2 – 37 (46,68 procenta). Wychodzi więc na to, że tak już chyba z tą Szkocją jest: przy ograniczonym potencjale ludnościowym (choć Walijczycy są przecież jeszcze mniej licznym narodem), przy jedynie dwóch zawodowych drużynach oraz przy znowu nie aż tak powszechnej migracji wyróżniających się graczy do lig angielskiej czy francuskiej, wiele pozytywnych czynników musi zaistnieć jednocześnie, aby dumni Szkoci mogli cieszyć się z prawdziwych sukcesów swojej reprezentacji.
Jednym z takich faktorów jest na przykład postawa największych gwiazd, a trzeba przyznać, że dwie najjaśniejsze nie ułatwiają życia trenerowi Townsendowi. Niesnaski pomiędzy selekcjonerem a Stuartem Hoggiem i Finnem Russellem powtarzają się co jakiś czas. W zeszłym roku obaj nie zostali powołani na lipcowe mecze w Ameryce Południowej (co jeszcze można wytłumaczyć chęcią sprawdzenia innych graczy), Russell nie znalazł się jednak w kadrze także jesienią, a Hogg stracił funkcję kapitana na rzecz Jamiego Ritchiego. W tej drugiej decyzji trudno dopatrywać się złośliwości szkoleniowca. Odsunięcie Finna próbowano tłumaczyć nadchodzącymi narodzinami córeczki, niemniej wszyscy od razu przypomnieli sobie rok 2020, kiedy łącznik ataku najpierw został wyrzucony ze zgrupowania za złamanie ciszy nocnej, a następnie publicznie skrytykował metody szkoleniowe opiekuna kadry.
Townsend próbował kilku innych dziesiątek, ale Ross Thompson gdzieś się zagubił, koncepcja z naturalizowanym Afrykanerem Jaco van der Waltem została zarzucona po dwóch jego meczach, uchodzący od lat za wielki talent Blair Kinghorn przestrzelił karnego w końcówce meczu z Australią i Szkocja minimalnie przegrała, a Adam Hastings, który jako kicker skutecznie zastąpił Russella w turnieju w 2020, doznał kontuzji w starciu przeciwko Fidżi… I na dwa ostatnie mecze poprzedniego roku do składu wrócił gracz Racingu.
Finn zarzeka się teraz, że ojcostwo go zmieniło, a jego relacja z selekcjonerem jest lepsza niż kiedykolwiek wcześniej, ale musimy zobaczyć to jeszcze na boisku. Bez jego pozytywnego wkładu w grę Szkocji na niewiele zdadzą się wysiłki tak znakomitych graczy, jak Hogg, Ritchie, Hamish Watson (on akurat wraca po kontuzji), bracia Richie i Jonny Grayowie, Duhan van der Merwe, Chris Harris czy Ali Price.
Tomasz PŁOSA50-latek urodzony w Galashiels miał bardzo udaną karierę zawodniczą. Występował na pozycjach łącznika ataku, środkowego oraz obrońcy. W reprezentacji swojego kraju rozegrał 82 spotkania (w których zdobył 164 punkty), pojechał z nią na dwa Puchary Świata (1999 i 2003), wygrał też ostatnią w historii edycję Five Nations Championship w 1999 roku. Był także członkiem ekipy Lions podczas zwycięskiej wyprawy do Republiki Południowej Afryki dwa lata wcześniej. Grał w lidze angielskiej, francuskiej i celtyckiej, w rozgrywkach stanu Nowa Południowa Walia i w Super Rugby w barwach Sharks.
Jako szkoleniowiec pracował już w szkockiej kadrze w latach 2009–2012 jako asystent Anglika Andy’ego Robinsona. Potem został trenerem Glasgow Warriors – wicemistrzostwo (2014) oraz mistrzostwo (2015) ligi celtyckiej wypromowały go do roli szkoleniowca drużyny narodowej w 2017 roku. Jego kontrakt obowiązuje do tegorocznego RWC we Francji i sam Townsend przyznał ostatnio, że wciąż nie wiadomo, co będzie z nim po tym turnieju.
W ostatnim czasie jako selekcjoner skorzystał z nowego regulaminu World Rugby pozwalającego na zmianę drużyny reprezentacyjnej pod warunkiem trzech latach karencji – dzięki temu powołania otrzymali 14-krotny reprezentant Australii Jack Dempsey (który w granatowej koszulce debiutował przeciwko… Wallabies) oraz Ruaridh McConnochie, mający na koncie dwa występy dla Anglii.
Razem z Hamishem Watsonem tworzy parę „edynburskich bliźniaków”, bez których trudno sobie wyobrazić podstawowy skład reprezentacji Szkocji – 27-letni skrzydłowy młyna rodem z Dundee zadomowił się w wyjściowej piętnastce w końcu 2018 roku, był więc w ostatnim czteroleciu zaangażowany we wszystkie wzloty i upadki Szkotów, o których piszemy obok. Być może Ritchie najlepiej pamięta konfrontację przeciwko Francji na Murrayfield w 2020 roku, kiedy Mohamed Haouas uderzył go pięścią, za co został ukarany czerwoną kartką.
W październiku zeszłego roku dość niespodziewanie Gregor Townsend wyznaczył Jamiego na nowego kapitana drużyny narodowej, odbierając tę funkcję Stuartowi Hogga. Choć w obecnej kadrze jest kilku zawodników z podobnym albo nawet bogatszym doświadczeniem reprezentacyjnym, selekcjoner uznał, że to właśnie kogoś takiego jak Ritchie potrzebuje w tym momencie jako skippera. – W roli kapitana będę tak autentyczny, jak tylko potrafię. To bardzo ważne, żeby być w zgodzie ze sobą – mówił wkrótce po nominacji. Jamie poprowadzi Szkotów również podczas Six Nations 2022.
Swój kraj reprezentował już w kategoriach juniorskich U-18 i U-20, a jako nastolatek grał w szkolnej drużynie krykieta i uprawiał judo – w tej drugiej dyscyplinie zdobywał nawet medale w mistrzostwach Wielkiej Brytanii.
Po co wybierać do tej rubryki gracza, którego karierę śledzimy od lat i którego zalety i mankamenty doskonale znamy? Może gdyby nie jego deklaracje o dość głębokiej życiowej przemianie, warto byłoby się przyjrzeć komuś innemu, ale w takich okolicznościach uwaga kibiców nie tylko reprezentacji Szkocji skupi się na graczu, którego wciąż próbuje się zastąpić i który wciąż okazuje się w dłuższym terminie niezastępowalny.
To z pewnością rozgrywający nieszablonowany i nieobliczalny, często dający się ponieść fantazji. Odpowiednia dawka tego szaleństwa prowadzi do wielce efektownej gry formacji ataku, jeśli jednak stężenie przekroczy dopuszczalne normy zaczynają się kłopoty… Może dlatego podczas dwóch wypraw z ekipą Lions zaliczył tylko jeden oficjalny występ, a Warren Gatland wolał postawić na przykład na bardziej „zrównoważonego” Dana Biggara?
Jako zawodnik Glasgow Warriors był gwiazdą ligi celtyckiej. W 2018 roku przeniósł się do Racingu 92, gdzie został następcą samego Dana Cartera. Choć w podparyskim Nanterre wciąż nie mogą narzekać na brak pieniędzy i klasowych rugbystów, to za czasów Szkota Racing wciąż nie zdobył żadnego trofeum – najbliżej było w roku 2020, kiedy w finale Pucharu Europy błękitno-biali ulegli Exeter Chiefs. Pobyt we Francji powoli dobiega końca: po RWC Russell przeniesie się na południe Anglii – spekuluje się, że w Bath zarobi astronomiczną kwotę ok. miliona funtów za sezon.
Już za nieco ponad siedem miesięcy startuje Puchar Świata 2023 we Francji, a tradycyjnie w pierwszy weekend lutego Puchar Sześciu Narodów 2023, który jest próbą generalną. Zapowiadając występ reprezentacji Walii w lutowo-marcowym turnieju mam w głowie jedną myśl, a właściwie wspomnienie: rajd Ange Capuozzo w ostatnich minutach meczu z Włochami, rozegranego 19 marca 2022 roku. Niestety ta sytuacja i ten mecz (przegrany pojedynek z Gruzją również, ale w mniejszym stopniu, choć de facto był większą sportową sensacją) powodują, że zapowiedź mojego autorstwa nie będzie optymistyczna.
Rozpoczyna się 79. minuta meczu, piłka w rękach Walijczyków, ruck, box kick w wykonaniu Kierana Hardiego, tysiące kibiców zadaje sobie w duszy pytanie o zasadność tego zagrania, ale nie wie jeszcze, co się wydarzy za niespełna 60 sekund. Chwyt skrzydłowego Padovaniego, podanie do obrońcy Capuozzo i dzieje się magia. Chuderlawy Włoch mija rywali jak tyczki, by finalnie oddać piłkę skrzydłowemu, który przykłada piłkę na polu punktowym Walijczyków. Włosi wygrywają swój pierwszy wyjazdowy mecz w historii swoich startów w Six Nations (i pierwszy od 2015 roku), Josh Adams oddaje swoją nagrodę dla zawodnika meczu filigranowemu Włochowi, Walia, pomimo zwycięstwa nad Szkocją i zajęciu piątego miejsca w końcowej tabeli, jest najgorszą drużyną tamtego turnieju. Wydaje się, że nowozelandzki trener Walijczyków Wayne Pivac jest skończony. Nigdy nie miał na Wyspach dobrej prasy, krytykują go wszyscy, głównie za styl i za brak wprowadzania nowych zawodników, jednak miejscowa federacja ciągle mu ufa. Niewątpliwie wpływ na taką decyzję mają wyniki z roku 2021, kiedy to Walia wygrała w cuglach Puchar Sześciu Narodów, choć w dalszej części roku przegrała z Argentyną, Nową Zelandią i RPA. To, co wydarzyło się jednak jesienią 2022 roku, było zbyt wielkim obciążeniem układów nerwowych prezesów WRU i Nowozelandczyk pożegnał się z posadą. Porażki z Gruzją (zgadza się, historyczna dla Gruzinów) oraz z Australią po szaleńczym finiszu graczy z Antypodów, były kroplami, które przelały czarę goryczy. Kiedy eksperci wieszali na Walijczykach psy, misji niemożliwej podjął się Warren Gatland. Z jednej strony to trener legenda dla walijskiego rugby, z drugiej syn marnotrawny, którego powrót wlewa w serca miejscowych kibiców tyle samo nadziei, co niepewności.
Obraz Walii w 2022 roku to dziewięć porażek na dwanaście występów. Powrót Gatlanda wywołał wręcz euforię, ale doświadczony szkoleniowiec zna stan inwentarza. Zabrał się więc ostro do pracy, a pierwszą decyzją nowego starego szkoleniowca było przemeblowanie sztabu. Pojawili się Jonathan Humphreys (trener formacji młyna) oraz Neil Jenkins (trener kopów i umiejętności), a także Alex King i Mike Forshaw jako trenerzy odpowiednio ataku i gry obronnej. Wielkie nadzieje pokładane są w tym drugim, bo mówi się, że ma wykonać pracę podobną do tej, którą dla Francuzów wykonuje Shaun Edwards. Sam Gatland uważany jest przez Walijczyków za trenerskiego maga, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienia oblicze zespołu. Zrobił to wielokrotnie. Zasadnicze pytanie jednak brzmi: „Czy Warren ciągle to ma?”.
Pozytywów na pewno należy szukać w dyspozycji poszczególnych zawodników, zwłaszcza wśród czternastki powołanej z Ospreys, którzy pokazali się od dobrej strony w rozgrywkach Heineken Champions Cup. Warto tu wspomnieć o Jaku Morganie i zawodnikach nawiązujących do swojej dawnej dyspozycji, jak choćby Justin Tipuric. W United Rugby Championship udaną serię zaliczają również zawodnicy Scarlets z miasta Llanelli. Szczególnie atak tej drużyny, częściowo przeniesiony do kadry, jest określany jako jakościowy (choć padają pytania o brak powołania na pierwsze mecze dla Johnny’ego McNicholla). Na papierze zarówno w ataku, jak i w obronie znajdziemy dobrze znane twarze, ale o ile Pivacowi zarzucano, że stawia cały czas na starszych zawodników, nie dając szans młodszym, tak Gatland stara się szukać właściwej proporcji pomiędzy doświadczeniem a młodością. Zawodnicy poniżej 25. roku życia – Jac Morgan, Rhys Davies, Keiran Williams, Teddy Williams, Mason Grady czy dochodzący do siebie po kontuzji Louis Rees-Zammit – powinni zapewnić świeżość, ale i siłę w kluczowych momentach meczów. W formacji młyna Gatland nie zdecydował się na znaczące odmłodzenie. O ile zapewne zobaczymy tam młodziutkiego Morgana, to jego towarzyszami będą zawodnicy po trzydziestce: Alun Wyn Jones (38 lat), Ken Owens (36) czy wspomniany już Tipuric (34). Ci zawodnicy będą dobrze przygotowani, w reprezentacyjnych koszulkach nigdy nie zawodzili, ale czy ich organizmy zniosą trudy siedmiu tygodni turnieju bez szwanku? Oby tak. Dziwi brak Rossa Moriarty’ego czy Nickiego Smitha – obaj są w tym sezonie w dobrej formie, a przede wszystkim nie skończyli jeszcze 30 lat.
Akcja Capuozzo może być przełomowa dla dalszych losów Six Nations i jest dla mnie symbolem (podobnie jak zwycięstwo Gruzji). Pomimo więc potężnej, pozytywnej energii, jaka wytworzyła się wokół Gatlanda, uważam, że ma zbyt mało czasu na powrót do „Gatlandball”. Wayne Pivac rozregulował reprezentację Walii na tyle, że nawet taki cudotwórca jak Warren Gatland nie będzie jej w stanie przywrócić do równowagi i moim zdaniem Walijczycy znów zakręcą się koło piątego miejsca w klasyfikacji końcowej. Mecz z Włochami tym razem na Olimpico w Rzymie…
Kuba SIERADZKI Rugby RzeszówStary, dobry znajomy Walijczyków wraca do domu. Nie można napisać, że zastał spaloną ziemię, ale w reprezentacji Walii nie dzieje się dobrze. Wydaje się, że włodarze WRU („worst run union”, czyli po polsku „najgorzej zarządzanego związku”, jak złośliwie napisali na banerze kibice podczas starcia walijskich drużyn Ospreys i Scarlets) pamiętają jedynie 2019 rok, który przyniósł Wielki Szlem w Pucharze Sześciu Narodów oraz czwarte miejsce na Pucharze Świata w Japonii. Takie było zwieńczenie ery Gatlanda jako trenera Walii. Potem utytułowany trener wrócił do rodzinnego Hamilton, gdzie miał poprowadzić miejscowych Chiefs. Jego przygoda z Super Rugby zakończyła się totalną klapą. Zarzucano mu zbytnią zachowawczość i przestarzały styl gry. Teraz, kiedy po ponad trzech lata wraca jak syn marnotrawny, wszyscy mają nadzieję, że nawiąże do sukcesów Smoków z drugiej dekady XX wieku. Nieważne, że cztery ostatnie lata to dla Gatlanda bardzo bolesna lekcja, ważne, że jest ich, jest legendą.
Wprowadzenie młodszych graczy, „odpalenie” tych doświadczonych, a przede wszystkim ich zgranie i zmotywowanie do kolejnej wspólnej kampanii to jego główne zadania na ten rok. Łatwo napisać, trudniej zrobić. Jego praca przypomina rozbrojenie pola minowego, jeden fałszywy ruch i rok Pucharu Świata zostanie stracony. To duże obciążenie dla tego szkoleniowca. A pierwsza weryfikacja już 4 lutego przed własną publicznością.
Powiedzieć, że wyznaczenie Kena Owensa na kapitana reprezentacji Walii jest niespodzianką, to jak nie pow
iedzieć nic. 36-letni zawodnik będzie pełnił tę funkcję pierwszy raz w karierze. Wybór dość zastanawiający, biorąc pod uwagę, że w składzie są i Dan Biggar, i Justin Tipuric, i Alun Wyn Jones, którzy pełnili tę rolę w przeszłości. W wywiadzie udzielonym portalowi „Wales Online” Owens oczywiście zaznaczył, że to honor dla niego i jego rodziny, że to nowe wyzwanie, ale – co najważniejsze – powiedział też, że w drużynie jest mocna grupa liderów, która wspólnie weźmie odpowiedzialność za drużynę. Czy zawodnicy, których wymieniłem wyżej wspólnie z Kenem Owensem poprowadzą drużynę Walii do sukcesów? Pomysł wydaje się dobry, zobaczymy, jak zostanie wprowadzony w praktyce.
Co do samego Owensa, to jest to klasowy młynarz. Wystarczy powiedzieć, że w wieku 36 lat wciąż nie dopuszcza do podstawowego składu młodszych zawodników. Co prawda sezon dla Kena Owensa w Scarlets przebiega nieco w kratkę, gra mniej więcej w połowie meczów, ale kiedy jest na murawie, robi to, co do niego należy, zwłaszcza w stałych fragmentach. Jeśli wytrzyma cały Puchar Sześciu Narodów będzie niewątpliwie mocnym punktem drużyny… No właśnie, „jeśli”…
Chciałem tu napisać o Johnnym McNichollu, ale naturalizowany Nowozelandczyk nie został powołany przez Warrena Gatlanda, co wywołało niemały skandal. Brylujący w ataku Scarlets zawodnik wydawał się naturalnym wyborem, aczkolwiek trener zdecydował się postawić na pozycji obrońcy na parę Liam Williams – Leigh Halfpenny. Nie ma McNicholla, więc trzeba napisać kilka słów o kolejnym złotym dziecku walijskiego rugby – Jaku Morganie.
Niewysoki, bo mierzący 180 cm rwacz pokazał się nieraz z dobrej strony zarówno w rozgrywkach ligowych, jak i w reprezentacji. Niezwykle zwinny, dobrze trzymający się na nogach i ciężki do zaszarżowania, do tego szybki. Porównania do Anglika Sama Simmondsa są w pełni uprawnione. Moim zdaniem większe wrażenie robi poza boiskiem. Jest niezwykle miły, elokwentny, chętnie się wypowiada, a jego wypowiedzi nie są jedynie płytką gadką dla dziennikarza. Biegle mówi po walijsku. Zszokowała mnie informacja, że były kapitan kadry narodowej Walii U-20 poważnie zastanawiał się, czy warto zostać profesjonalnym rugbystą a nie… inżynierem. Znakomita trzecia linia, z jakiej przez lata słynęli Walijczycy, będzie więc wzmocniona o nietuzinkowego zawodnika, który potrafi zarówno bronić, zdobywać metry, a nawet przykładać punkty. Warto go obserwować, bo może to być jeden z mocniejszych akcentów Smoków w tej kampanii.
17.09.63 BILANS (2008–2019): 130 meczów: 72Z – 2R – 56P; 2995-2565; procent
Najlepszym miejscem, które Włosi zajęli w historii swoich występów w Pucharze Sześciu Narodów, była czwarta lokata w 2007 i 2013 roku. Przez 22 lata od momentu przystąpienia do rozgrywek, przykleiła się do nich łatka „chłopców do bicia”. Wielu na ich miejscu chętnie zobaczyłoby Gruzinów. W tym roku wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że ta opinia może się zmienić, a tym, który odmieni sytuację rugby w Italii będzie Nowozelandczyk Kieran Crowley.
Statystyki to zdecydowanie nie jest miejsce, w które lubią zaglądać kibice włoskiej drużyny. Na przestrzeni 22 lat w Pucharze Sześciu Narodów aż 17 razy otrzymali „Drewnianą Łyżkę” wręczaną najsłabszej drużynie turnieju. Tyle samo mają ich na koncie Anglicy, tyle że oni brali udział w 126 edycjach... Co więcej Azzurri od 2016 roku niezmiennie co sezon zajmują ostatnie miejsce. Czterokrotnie byli przedostatni, a ich najlepsze sezony przypadły na 2007 i 2013 rok, kiedy wygrali po dwa mecze. Co ciekawe, za pierwszym razem pokonali Walijczyków i Szkotów, a przy drugiej okazji Francuzów i Irlandczyków. W sumie włoscy kibice świętowali zwycięstwo swojej drużyny w meczu Six Nations Championship zaledwie 13 razy… Wygrana z Walią w ubiegłym roku była pierwszą od siedmiu lat i kończyła serię 36 kolejnych porażek.
Gdyby więc patrzeć tylko na te statystyki, można dojść do wniosku, że zespół i w tym roku nie będzie mieć wielkich szans. Trudno się z takim stwierdzeniem nie zgodzić, zwłaszcza w kontekście wskazywania zwycięzcy całej rywalizacji. W tym miejscu musi się jednak pojawić „ale”. Zdobycie głównego trofeum jest być może mało prawdopodobne, ale… Włosi udowodnili w mijającym roku, że praca, wizja i myśl trenerska Kierana Crowleya zaczynają przynosić rezultaty. Drużyna gra efektownie, ofensywnie i bez kompleksów. Co więcej, młode pokolenie z Półwyspu Apenińskiego, oczywiście z Ange Capuozzo na czele, zaczyna pokazywać pazur. Udowadnia, że chce coś znaczyć na scenie nie tylko europejskiego, ale i światowego rugby.
Dlaczego poprzedni rok pozwala mieć więcej wiary we Włochów?
Pierwszą iskierką było wspomniane już wyjazdowe zwycięstwo nad Walią w Pucharze Sześciu Narodów. Włosi wykazali się wówczas żelazną konsekwencją, punktując gospodarzy z rzutów karnych i mimo straty trzech przyłożeń wciąż pozostając w kontakcie z rywalem. Zabójczy cios nadszedł w 79. minucie. W akcji na miarę zwycięstwa pierwsze skrzypce zagrał młody i niepozorny obrońca – Ange Capuozzo. Na pole punktowe wpadł Edoardo Padovani, a Paolo Gabrisi podwyższył, dając swojemu zespołowi zwycięstwo 22:21.
Kto myślał, że to był tylko błysk formy, zdziwił się jesienią. Włosi najpierw rozbili Samoa 49:17, a następnie po raz pierwszy w historii pokonali Australię 28:27. To prawdopodobnie była długa noc dla ponad 20 tysięcy kibiców, którzy zgromadzili się tego dnia na stadionie we Florencji. Było co świętować, a bohaterem znów został zdobywca dwóch przyłożeń, 23-letni Capuozzo. Potem Azzurri co prawda przegrali wyraźnie z mistrzami świata 21:63, ale o ich drużynie wszyscy zaczęli wypowiadać się z coraz większym
podziwem. Dość powiedzieć, że w jesiennych testach zdobywali średnio 3,67 przyłożenia na mecz. Lepsi w tym ofensywnym zestawieniu spośród drużyn europejskich byli jedynie Szkoci.
Wraz z napływem świeżej krwi Italia nabrała wiatru w żagle i zaczęła grać z fantazją, ambicją i pasją. Z pewnością wiele w tym zasługi Kierana Crowleya – nowozelandzkiego szkoleniowca, który osiem lat prowadził reprezentację Kanady, a następnie pięć lat spędził w Benettonie Treviso. To on postawił na młodość w drużynie, którą widać gołym okiem, kiedy spojrzy się w metryczki rugbystów powołanych do szerokiego składu. Jedynie Tommaso Allan ma rozegranych w kadrze więcej niż 50 meczów.
– Zmienimy oczywiście kilka rzeczy w naszej grze przed Pucharem Sześciu Narodów, bo zawsze trzeba być innowacyjnym – zapowiedział tajemniczo Kieran Crowley przed startem rozgrywek. Szkoleniowiec podkreślił również w wywiadzie, że w ostatnich latach razem z zespołem budował jego tożsamość i pewność siebie. – Zapracowaliśmy sobie na szacunek rywali i zaufanie kibiców. Chcemy nadal budować na fundamentach, które położyliśmy do tej pory – zadeklarował.
Czy młodzieńcza ambicja oraz fantazja, a także rosnące doświadczenie zawodników, którzy na co dzień grają w rozgrywkach United Rugby Championship, wystarczą, by znów zaskoczyć świat? Rok, w którym odbywa się Puchar Świata, jest chyba najlepszym momentem, żeby zaprezentować wszystkim swoją rosnącą moc. Czy uda się to już w pierwszym meczu? Nie będzie łatwo, bo przyjdzie im się zmierzyć z Francuzami – obrońcami trofeum i zdobywcami Wielkiego Szlema w roku 2022. Spotkanie zaplanowano w Rzymie, więc Azzurri będą mieli wsparcie z trybun, jednak ich zwycięstwo byłoby sporym zaskoczeniem.
Może w takim razie Anglia – po raz pierwszy w historii? W drugiej rundzie, na Twickenham? Byłaby to z pewnością piękna historia! W tych dwóch meczach zabraknie jednak kontuzjowanego, niespełna 23-letniego Paolo Garbisiego, który prawdopodobnie dołączy do drużyny już podczas kampanii. Strata takiego łącznika ataku jest z pewnością znacząca, ale w turnieju zagra młodszy brat Paolo – Alessandro. W szerokim składzie jest też trzech innych debiutantów na czele z Lucą Rizzolim – gwiazdą ostatniego czempionatu U-20. Kapitanem tego zdeterminowanego i mądrze zarządzanego zespołu będzie Michele Lamaro.
Kajetan CYGANIK
19
oficjalnych meczów i aż105
zdobytychpunktów. Karierę trenerską rozpoczął w 1998 roku jako asystent, a następnie główny trener zespołu Taranaki. Przez rok prowadził drużynę All Blacks U-19, by w 2008 objąć kadrę Kanady, którą prowadził podczas Pucharu Świata w 2011 (zwycięstwo nad Tonga, remis z Japonią oraz przegrane z Francją i Nową Zelandią) i 2015 roku (komplet porażek przeciwko Francji, Irlandii, Włochom i Rumunii).
W roku 2016 Crowley przeniósł się do Włoch, gdzie z sukcesami prowadził Benetton Treviso, by w 2021 objąć reprezentację kraju. – Każdy wie, że w rugby na poziomie międzynarodowym chodzi o zwyciężanie. To główny sposób, w jaki możesz zapewnić sobie utrzymanie stanowiska trenera. Ja jestem już jednak starszym szkoleniowcem i nie myślę w ten sposób. Dla mnie ważne jest, by stworzyć produkt, który się dobrze ogląda. Uważam, że to nasza odpowiedzialność, jako trenerów, by czynić rugby atrakcyjnym dla kibiców. Tym się kieruję – powiedział Crowley w jednym z wywiadów, wyjaśniając tym samym, skąd tak duża odmiana w grze Włochów.
Wciąż bardzo młody, ale już doświadczony rwacz Benettonu Treviso, który urodził się, by być kapitanem. Geny kapitańskie przekazał mu bowiem ojciec, który był żeglarzem i dwukrotnie reprezentował Włochy na igrzyskach olimpijskich w 1984 i 1988 roku. Jak dotąd Lamaro rozegrał w błękitnej koszulce 21 oficjalnych spotkań (oraz 17 w kadrze U-20), a funkcję kapitana otrzymał po zaledwie siedmiu rozegranych spotkaniach międzynarodowych. Świadczy to dobitnie o jego charyzmie, zdolnościach przywódczych i autorytecie, jaki ma w drużynie narodowej.
Trzecioliniowiec, który wychował się zaledwie 10 minut piechotą od Stadio Olimpico w Rzymie, przyznał kilkakrotnie w rozmowach z mediami, że jego idolem w młodych latach był Nowozelandczyk Richie McCaw. – Fascynuje mnie zarówno kultura, krajobrazy, jak i styl gry Nowej Zelandii. Ranking światowy nie ma dla mnie znaczenia, uważam że to najlepsza drużyna globu – powiedział Lamaro. Zobaczymy, czy w tym roku uda mu się wprowadzić w grę Italii trochę nowozelandzkiej perfekcji.
Czy wskazując zawodnika, na którego w zbliżającym się sezonie Six Nations warto zwrócić uwagę, można wybrać kogoś innego? Chyba nie! Młody obrońca udowodnił już nie raz, że pomimo niepozornej budowy i, wydawałoby się, mikrych warunków fizycznych rośnie na jednego z najgroźniejszych, a zarazem najciekawszych graczy całego turnieju – nie tylko składu Azzurrrich. A w pierwszej reprezentacji kraju debiutował dopiero w zeszłym roku. W błękitnej koszulce rozegrał siedem meczów, zdobywając 25 punktów. W wieku 20 lat podpisał zawodowy kontrakt z Grenoble, skąd w ubiegłym roku „wyjął” go Stade Toulousain. Capuozzo jest szybki i niesamowicie zwinny. Ma niezwykłą wprost zdolność omijania rywali i unikania kontaktu. Potrafi perfekcyjnie dograć piłkę w tempo, wypracowując wiele sytuacji punktowych. To jeden z tych obrońców, którym lepiej nie kopać wysokich piłek, bo od razu zaczyna pachnieć kontrą.
W listopadzie Capuozzo został wybrany przez World Rugby objawieniem roku. Wcześniej został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu Walia – Włochy przez… Josha Adamsa. Walijski skrzydłowy otrzymał nagrodę MVP, jednak decyzja, jak to zwykle bywa, zapadła przed ostatnim gwizdkiem. Tymczasem Capuozzo wyprowadził punktową, decydującą akcję swojego zespołu. Włosi wygrali, a Adams przekazał nagrodę włoskiemu obrońcy, zasługując tym samym na nagrodę fair play.
ROK ZAŁOŻENIA FEDERACJI: 1928
PRZYDOMEK: AZZURRI
MIEJSCE W RANKINGU WR: 12
LICZBA STARTÓW W HOME/FIVE/SIX NATIONS: 23
TRIUMFY: -
TRIUMFY WSPÓŁDZIELONE: -
WIELKIE SZLEMY: -
DREWNIANE ŁYŻKI: 17
Najwięcej meczów:
1 Sergio PARISSE (ITA)
2 Brian O’DRISCOLL (IRE)
3 Rory BEST (IRE)
Alun Wyn JONES (WAL)
5 Ronan O’GARA (IRE)
6 Martin CASTROGIOVANNI (ITA)
7 Cian HEALY (IRE)
8 Mike GIBSON (IRE)
Gethin JENKINS (WAL)
Jonathan SEXTON (IRE)
11 Ross FORD (SCO)
12 John HAYES (IRE)
Jason LEONARD (ENG)
Alessandro ZANNI (ITA)
15 Leonardo GHIRALDINI (ITA)
Willie-John McBRIDE (IRE)
Chris PATERSON (SCO)
18 Ben YOUNGS (ENG)
19 Marco BORTOLAMI (ITA)
Martyn WILLIAMS (WAL)
Paul O'CONNELL (IRE)
Stuart HOGG (SCO)
Najwięcej przyłożeń:
1 Brian O’DRISCOLL (IRE)
2 Ian SMITH (SCO)
3 Shane WILLIAMS (WAL)
George NORTH (WAL)
5 Gareth EDWARDS (WAL)
Cyril LOWE (ENG)
Rory UNDERWOOD (ENG)
8 Ben COHEN (ENG)
Gerald DAVIES (WAL)
Ken JONES (WAL)
22 (2000-2011)
22 (od 2011) 18 (1967-1978) 18 (1913-1923)
18 (1984-1996)
16 (2000-2006) 16 (1967-1978) 16 (1947-1957)
6
Willie LLEWELLYN (WAL) 16 (1899-1905)
Stuart HOGG (SCO) 16 (od 2012)
13 Will GREENWOOD (ENG) 15 (1998-2004)
Johnny WILLIAMS (WAL) 15 (1907-1911)
15 Serge BLANCO (FRA) 14 (1981-1991)
Tommy BOWE (IRE) 14 (2006-2017)
Keith EARLS (IRE) 14 (od 2010)
Jonny MAY (ENG) 14 (od 2014)
Jason ROBINSON (ENG) 14 (2001-2007)
Philippe SELLA (FRA) 14 (1983-1995)
George STEPHENSON (IRE) 14 (1920-1930)