
5 minute read
WALIA
Już za nieco ponad siedem miesięcy startuje Puchar Świata 2023 we Francji, a tradycyjnie w pierwszy weekend lutego Puchar Sześciu Narodów 2023, który jest próbą generalną. Zapowiadając występ reprezentacji Walii w lutowo-marcowym turnieju mam w głowie jedną myśl, a właściwie wspomnienie: rajd Ange Capuozzo w ostatnich minutach meczu z Włochami, rozegranego 19 marca 2022 roku. Niestety ta sytuacja i ten mecz (przegrany pojedynek z Gruzją również, ale w mniejszym stopniu, choć de facto był większą sportową sensacją) powodują, że zapowiedź mojego autorstwa nie będzie optymistyczna.
Rozpoczyna się 79. minuta meczu, piłka w rękach Walijczyków, ruck, box kick w wykonaniu Kierana Hardiego, tysiące kibiców zadaje sobie w duszy pytanie o zasadność tego zagrania, ale nie wie jeszcze, co się wydarzy za niespełna 60 sekund. Chwyt skrzydłowego Padovaniego, podanie do obrońcy Capuozzo i dzieje się magia. Chuderlawy Włoch mija rywali jak tyczki, by finalnie oddać piłkę skrzydłowemu, który przykłada piłkę na polu punktowym Walijczyków. Włosi wygrywają swój pierwszy wyjazdowy mecz w historii swoich startów w Six Nations (i pierwszy od 2015 roku), Josh Adams oddaje swoją nagrodę dla zawodnika meczu filigranowemu Włochowi, Walia, pomimo zwycięstwa nad Szkocją i zajęciu piątego miejsca w końcowej tabeli, jest najgorszą drużyną tamtego turnieju. Wydaje się, że nowozelandzki trener Walijczyków Wayne Pivac jest skończony. Nigdy nie miał na Wyspach dobrej prasy, krytykują go wszyscy, głównie za styl i za brak wprowadzania nowych zawodników, jednak miejscowa federacja ciągle mu ufa. Niewątpliwie wpływ na taką decyzję mają wyniki z roku 2021, kiedy to Walia wygrała w cuglach Puchar Sześciu Narodów, choć w dalszej części roku przegrała z Argentyną, Nową Zelandią i RPA. To, co wydarzyło się jednak jesienią 2022 roku, było zbyt wielkim obciążeniem układów nerwowych prezesów WRU i Nowozelandczyk pożegnał się z posadą. Porażki z Gruzją (zgadza się, historyczna dla Gruzinów) oraz z Australią po szaleńczym finiszu graczy z Antypodów, były kroplami, które przelały czarę goryczy. Kiedy eksperci wieszali na Walijczykach psy, misji niemożliwej podjął się Warren Gatland. Z jednej strony to trener legenda dla walijskiego rugby, z drugiej syn marnotrawny, którego powrót wlewa w serca miejscowych kibiców tyle samo nadziei, co niepewności.
Advertisement
Obraz Walii w 2022 roku to dziewięć porażek na dwanaście występów. Powrót Gatlanda wywołał wręcz euforię, ale doświadczony szkoleniowiec zna stan inwentarza. Zabrał się więc ostro do pracy, a pierwszą decyzją nowego starego szkoleniowca było przemeblowanie sztabu. Pojawili się Jonathan Humphreys (trener formacji młyna) oraz Neil Jenkins (trener kopów i umiejętności), a także Alex King i Mike Forshaw jako trenerzy odpowiednio ataku i gry obronnej. Wielkie nadzieje pokładane są w tym drugim, bo mówi się, że ma wykonać pracę podobną do tej, którą dla Francuzów wykonuje Shaun Edwards. Sam Gatland uważany jest przez Walijczyków za trenerskiego maga, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienia oblicze zespołu. Zrobił to wielokrotnie. Zasadnicze pytanie jednak brzmi: „Czy Warren ciągle to ma?”.
Pozytywów na pewno należy szukać w dyspozycji poszczególnych zawodników, zwłaszcza wśród czternastki powołanej z Ospreys, którzy pokazali się od dobrej strony w rozgrywkach Heineken Champions Cup. Warto tu wspomnieć o Jaku Morganie i zawodnikach nawiązujących do swojej dawnej dyspozycji, jak choćby Justin Tipuric. W United Rugby Championship udaną serię zaliczają również zawodnicy Scarlets z miasta Llanelli. Szczególnie atak tej drużyny, częściowo przeniesiony do kadry, jest określany jako jakościowy (choć padają pytania o brak powołania na pierwsze mecze dla Johnny’ego McNicholla). Na papierze zarówno w ataku, jak i w obronie znajdziemy dobrze znane twarze, ale o ile Pivacowi zarzucano, że stawia cały czas na starszych zawodników, nie dając szans młodszym, tak Gatland stara się szukać właściwej proporcji pomiędzy doświadczeniem a młodością. Zawodnicy poniżej 25. roku życia – Jac Morgan, Rhys Davies, Keiran Williams, Teddy Williams, Mason Grady czy dochodzący do siebie po kontuzji Louis Rees-Zammit – powinni zapewnić świeżość, ale i siłę w kluczowych momentach meczów. W formacji młyna Gatland nie zdecydował się na znaczące odmłodzenie. O ile zapewne zobaczymy tam młodziutkiego Morgana, to jego towarzyszami będą zawodnicy po trzydziestce: Alun Wyn Jones (38 lat), Ken Owens (36) czy wspomniany już Tipuric (34). Ci zawodnicy będą dobrze przygotowani, w reprezentacyjnych koszulkach nigdy nie zawodzili, ale czy ich organizmy zniosą trudy siedmiu tygodni turnieju bez szwanku? Oby tak. Dziwi brak Rossa Moriarty’ego czy Nickiego Smitha – obaj są w tym sezonie w dobrej formie, a przede wszystkim nie skończyli jeszcze 30 lat.
Akcja Capuozzo może być przełomowa dla dalszych losów Six Nations i jest dla mnie symbolem (podobnie jak zwycięstwo Gruzji). Pomimo więc potężnej, pozytywnej energii, jaka wytworzyła się wokół Gatlanda, uważam, że ma zbyt mało czasu na powrót do „Gatlandball”. Wayne Pivac rozregulował reprezentację Walii na tyle, że nawet taki cudotwórca jak Warren Gatland nie będzie jej w stanie przywrócić do równowagi i moim zdaniem Walijczycy znów zakręcą się koło piątego miejsca w klasyfikacji końcowej. Mecz z Włochami tym razem na Olimpico w Rzymie…
TRENER: WARREN GATLAND



Stary, dobry znajomy Walijczyków wraca do domu. Nie można napisać, że zastał spaloną ziemię, ale w reprezentacji Walii nie dzieje się dobrze. Wydaje się, że włodarze WRU („worst run union”, czyli po polsku „najgorzej zarządzanego związku”, jak złośliwie napisali na banerze kibice podczas starcia walijskich drużyn Ospreys i Scarlets) pamiętają jedynie 2019 rok, który przyniósł Wielki Szlem w Pucharze Sześciu Narodów oraz czwarte miejsce na Pucharze Świata w Japonii. Takie było zwieńczenie ery Gatlanda jako trenera Walii. Potem utytułowany trener wrócił do rodzinnego Hamilton, gdzie miał poprowadzić miejscowych Chiefs. Jego przygoda z Super Rugby zakończyła się totalną klapą. Zarzucano mu zbytnią zachowawczość i przestarzały styl gry. Teraz, kiedy po ponad trzech lata wraca jak syn marnotrawny, wszyscy mają nadzieję, że nawiąże do sukcesów Smoków z drugiej dekady XX wieku. Nieważne, że cztery ostatnie lata to dla Gatlanda bardzo bolesna lekcja, ważne, że jest ich, jest legendą.
Wprowadzenie młodszych graczy, „odpalenie” tych doświadczonych, a przede wszystkim ich zgranie i zmotywowanie do kolejnej wspólnej kampanii to jego główne zadania na ten rok. Łatwo napisać, trudniej zrobić. Jego praca przypomina rozbrojenie pola minowego, jeden fałszywy ruch i rok Pucharu Świata zostanie stracony. To duże obciążenie dla tego szkoleniowca. A pierwsza weryfikacja już 4 lutego przed własną publicznością.
KAPITAN: KEN OWENS
Powiedzieć, że wyznaczenie Kena Owensa na kapitana reprezentacji Walii jest niespodzianką, to jak nie pow iedzieć nic. 36-letni zawodnik będzie pełnił tę funkcję pierwszy raz w karierze. Wybór dość zastanawiający, biorąc pod uwagę, że w składzie są i Dan Biggar, i Justin Tipuric, i Alun Wyn Jones, którzy pełnili tę rolę w przeszłości. W wywiadzie udzielonym portalowi „Wales Online” Owens oczywiście zaznaczył, że to honor dla niego i jego rodziny, że to nowe wyzwanie, ale – co najważniejsze – powiedział też, że w drużynie jest mocna grupa liderów, która wspólnie weźmie odpowiedzialność za drużynę. Czy zawodnicy, których wymieniłem wyżej wspólnie z Kenem Owensem poprowadzą drużynę Walii do sukcesów? Pomysł wydaje się dobry, zobaczymy, jak zostanie wprowadzony w praktyce.
Co do samego Owensa, to jest to klasowy młynarz. Wystarczy powiedzieć, że w wieku 36 lat wciąż nie dopuszcza do podstawowego składu młodszych zawodników. Co prawda sezon dla Kena Owensa w Scarlets przebiega nieco w kratkę, gra mniej więcej w połowie meczów, ale kiedy jest na murawie, robi to, co do niego należy, zwłaszcza w stałych fragmentach. Jeśli wytrzyma cały Puchar Sześciu Narodów będzie niewątpliwie mocnym punktem drużyny… No właśnie, „jeśli”…
PLAYER TO WATCH: JAC MORGAN
Chciałem tu napisać o Johnnym McNichollu, ale naturalizowany Nowozelandczyk nie został powołany przez Warrena Gatlanda, co wywołało niemały skandal. Brylujący w ataku Scarlets zawodnik wydawał się naturalnym wyborem, aczkolwiek trener zdecydował się postawić na pozycji obrońcy na parę Liam Williams – Leigh Halfpenny. Nie ma McNicholla, więc trzeba napisać kilka słów o kolejnym złotym dziecku walijskiego rugby – Jaku Morganie.
Niewysoki, bo mierzący 180 cm rwacz pokazał się nieraz z dobrej strony zarówno w rozgrywkach ligowych, jak i w reprezentacji. Niezwykle zwinny, dobrze trzymający się na nogach i ciężki do zaszarżowania, do tego szybki. Porównania do Anglika Sama Simmondsa są w pełni uprawnione. Moim zdaniem większe wrażenie robi poza boiskiem. Jest niezwykle miły, elokwentny, chętnie się wypowiada, a jego wypowiedzi nie są jedynie płytką gadką dla dziennikarza. Biegle mówi po walijsku. Zszokowała mnie informacja, że były kapitan kadry narodowej Walii U-20 poważnie zastanawiał się, czy warto zostać profesjonalnym rugbystą a nie… inżynierem. Znakomita trzecia linia, z jakiej przez lata słynęli Walijczycy, będzie więc wzmocniona o nietuzinkowego zawodnika, który potrafi zarówno bronić, zdobywać metry, a nawet przykładać punkty. Warto go obserwować, bo może to być jeden z mocniejszych akcentów Smoków w tej kampanii.