3 minute read

Kobieta w kwiecistej sukience – Marcin Laskowski

Kobieta w kwiecistej sukience

czyli opowieść zapisana w bliznach

Advertisement

Kobieta opiera się o płot. Wysoka, szczupła. Całe ramię ma pokryte bliznami. Uśmiecha się. Wygląda zwiewnie, dziewczęco w tej krótkiej, kwiecistej sukience, którą ma na sobie. Tylko twarz do niej nie pasuje. Pokryta siecią zmartwień, jakby należała do znacznie starszej kobiety. – Panie Marcinie – zna moje imię, choć ja nie znam jej. Wiem, że mieszka gdzieś w pobliżu. Mówimy sobie „dzień dobry”. Nic więcej o niej nie wiem. – Eksmitują mnie. Mój były mąż, pijak, mnie załatwił.

Gdzie ja się podzieję z dziećmi?

Mąż pijak jest jedną z blizn na jej ramieniu.

A może wszystkimi? – Chodziłam, pytałam po domach, czy ktoś jakiej przybudówki nie ma do wynajęcia, ale nikt nie chce.

Mieszkania nie wynajmę. To teraz 1400 zł. A ja tyle mam pensji na miesiąc. Wcześniej dorabiałam na sprzątaniu, ale teraz to już nie mogę. Kręgosłup mi wysiadł. Lekarz mówi, żeby ciężko nie pracować.

I tak pracuję ciężko, na zmiany. Co on wie o życiu?

Jak mam nie pracować? A za co jedzenie kupić?

Węgiel na zimę za co? Te pięćset dostaję, ale tylko na młodsze dziecko, bo starszy już 18 lat skończył, choć jeszcze do technikum chodzi. Żyć jakoś się da, ale na wynajem nie mam. Mieszkanie socjalne mam dostać we wsi, 30 km stąd. Patrzyłam. Warunki straszne.

Milknie na chwilę, jakby zbierała siły. – Łazienki nie ma. Córka szkołę będzie musiała zmienić. Koleżanki zostawić. Z synem będziemy dojeżdżać do miasta, to i pieniądze na dojazdy pójdą.

Żebrać mi przyjdzie.

W jej oczach zaszkliły się łzy. Dotyka mnie dłonią. Właściwie się oparła o moją pierś. Jakoś tak odruchowo chyba. Zawstydzona chowa rękę za siebie i uśmiecha się nieśmiało. Znowu wygląda dziewczęco. – Mówiłam dzieciom, że to jak wakacje. Że to taka przygoda. Nie wierzą. Córka płacze, syn się nie odzywa. Ona też milknie. Patrzy gdzieś w dal. Wtedy ja się odzywam, pieczołowicie wypełniam ciszę słowami, staram się coś doradzić. Staram się być użyteczny. – Mówi pan, żeby faceta znaleźć? Albo kobietę? Kawalarz z pana, panie Marcinie. – Znowu kładzie dłoń na mojej piersi, jakbym miał złożyć jakąś przysięgę. – Kto mnie zechce z dwójką dzieci? No, ciało to mam jeszcze całkiem. – Przytakuję. Ciało ma całkiem. Zgrabna jest. – Tak pan myśli? Żeby do tej knajpy iść, gdzie samotne kobiety chodzą? A pan jako moja przyzwoitka by był? – Kręci głową niepewna.– Wystraszyłby mi pan adoratorów. To już lepiej samej iść. Tylko, że się wstydzę. Wzdycha. – Do internetu ogłoszenie? Toć w tym internecie to sami zboczeńcy. Wiem, bo jedna koleżanka przez internet szukała. Jakie propozycje od tych facetów miała, to wstyd nawet powtarzać. Lepiej nie. Nie. Co to, to nie. Nie! Jestem normalną kobietą. Zwyczajną. Ani brzydka, ani ładna, nie cnotka i nie rozpustnica. Wiem skąd się biorą dzieci, sama dwójkę urodziłam, to wiem. Seks nawet lubię, wie pan, ale taki zwyczajny. Żeby patrzeć w oczy i się cieszyć sobą. – Patrzy na mnie tak, że aż mi po plecach przeszły ciarki. – Rozumie pan, co mam na myśli? Odrywa dłoń od mojej piersi i dyskretnie przeciera oczy. Marcin Laskowski

RC

– Tylko, żeby w ciążę nie zajść, bo przerwać przecież nie można, a ja z kolejnym dzieckiem sobie nie poradzę. To chyba lepiej niech będzie jak jest. Pomarzyć tylko sobie, ot i tyle. O bliskości, czułości… Marzenia sobie, a życie sobie – znowu wzdycha.– No, to pójdę już. Zakupy wyszłam zrobić. To pójdę. Do widzenia, panie Marcinie.

Odchodzi szybkim krokiem. Ona zawsze chodzi szybko, jakby miała na głowie za dużo pilnych spraw. Pewnie tak jest. Patrzę na nią, gdy idzie wzdłuż ulicy. Nawet się wychylam, żeby odprowadzić ją wzrokiem, aż jej kwiecista sukienka zniknie w bocznej uliczce. „Ani brzydka, ani ładna”. Zapomniałem zaprzeczyć. Zdecydowanie ładna. Tylko ten smutek w oczach dodaje jej lat. I sieć drobnych zmartwień na twarzy. Biorę szpadel i wracam do przerwanej pracy. Ziemię trzeba skopać w jednym miejscu, wyrównać i zasadzić świeżą trawę. Wbijam szpadel. Gleba jest czarna, oleista, oporna, pełna kamieni. Kopię jak moi przodkowie, ich przodkowie i przodkowie ich przodków. Powoli, z mozołem, do bólu pleców. W powietrzu czuć wiosnę. Przecieram ramieniem czoło i wracam myślą do tej kobiety w kwiecistej sukience, której imienia nie pamiętam. Ile jest takich kobiet i podobnych historii? Ile opowieści zapisano w bliznach? Za dużo. Zdecydowanie za dużo. Ciemne chmury zbiły się w jedną całość i zastygły tuż nad moją głową. Zaczyna siąpić deszcz. Wracam do kopania. Ziemia jest czarna, oleista i pełna kamieni. [ML]

This article is from: