6 minute read

Żółty świat Oli – Wanda Dusia Stańczak

ŻÓŁTY świat Oli

To normalne, że dzieci i młodzież uczestniczą w konkursach literackich. Zdobywają nagrody. Są dumą szkoły. Dlatego być może nie było nic szczególnego w tym, że Ola Wilk, uczennica warszawskiego gimnazjum, zdobyła nagrodę za wiersz „Inny tancerz”. Ale ona wie, że od tego się wszystko zaczęło. I dlatego za szczególne wydarzenie uznać to wypada.

Advertisement

Wczoraj Ola skończyła 19 lat, za dwa dni zdaje maturę. Ale chce się spotkać, książki niech odpoczną. Ona też. Przyjedzie. Czekam z kawą. Na pierwszy ogień idzie Inny tancerz. Pytam o tekst. Ola zaczyna recytować. „on tańczy ze mną ale nikt nie wierzy że zna kroki prowadzi mnie za rękę ale nikt nie wierzy że mnie nie zgubi ma ruchy inne niż wszyscy mają intrygujące zwinnie przechodzi z jednej do drugiej pozycji wszyscy patrzą na niego ale nie z podziwem czy nie widzą jak dobrze tańczy…” Konkurs na wiersz ogłoszony został przez Stowarzyszenie Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa „Bardziej kochani”. 13-letnia Ola zmierzyła się z tym wyzwaniem. Z sukcesem. Sprawdziła się w niełatwym temacie. Przez kolejne 6 lat, jakie od tego czasu upłynęły, sprawdzała się, pokonywała bariery, a nawet przeciwstawiła się naturze… No właśnie. Natura. Stworzyła ją jako osobę praworęczną. Ale Ola lubi burzyć bariery. Kupiła książeczki ze szlaczkami. Nie dała lewej ręce próżnować. Ćwiczyła, ćwiczyła, aż wyćwiczyła. Do tego stopnia, że obecnie w zeszycie po lewej stronie pisze lewą ręką, po prawej prawą. Nie męczy się, operuje obiema bardzo sprawnie. A to było bardzo ważne, bo… No właśnie, ważne, bo Ola zaczęła wtedy pisać powieść. Zainspirował ją sen z dzieciństwa, a jego fabuła nie chciała odejść w zapomnienie. Wyobraźnia zaczęła pracę na pełen etat. Młoda autorka widziała rzeczy, których nie ma. Tworzyły razem z nią świat magiczny, tajemniczy, niezwykły. Powieść leży do dziś w szufladzie, nie było warunków, by ją wydać. Ale w każdej złej chwili sięgała po nią i przenosiła się w lepszy świat. To wszystko, co przelewała na kartki, pomagało jej pokonać smutek, ból, uciec od codzienności trudnej, przytłaczającej, w jakiej przyszło jej spędzać dzieciństwo. Rozmawiamy otwarcie, ale stawiam barierę. Proszę, by wyznaczyła granice, które uszanuję. – Nie. – Uśmiecha się. – Rozmawiajmy o wszystkim, jestem bardzo otwarta. Chcę, żeby to wszystko wyszło, to ważne. Dlatego nie będę nic ukrywać. Rodzina była bardzo poprawna na zewnątrz, pełna, dzieci dobrze ułożone, uczyłam się gry na skrzypcach, gram na pianinie. Ale to było na pokaz. Tylko. W środku natomiast – wszystko bardzo toksyczne. Bardzo. Rodzice niesamowicie się niszczyli. Trzeba było uciekać. Choćby w wyimaginowany świat. Robię drugą kawę, a Ola uderza w struny gitary. Pięknie, melodyjnie. Lubię też, jak gra na skrzypcach. I na pianinie. I jak gra na scenie. Bo gra. W kabarecie, który założyłam i od siedemnastu lat prowadzę. Jest świetna. Ale teraz słucham jej gitary. I odgaduję, że zaraz dotknie bardzo bolesnego tematu, dlatego próbuje muzyką złagodzić piętrzące się myśli. – Dusia – mówi opanowanym głosem – dziękuję, że mogę zaśpiewać Żółte kwiaty na scenie. One są chyba lekiem. Może pomogą, tak myślę… Oczywiście, że zaśpiewa. W najbliższym programie. I tu zdradzę coś za zgodą Oli, a może nawet na jej prośbę. Chociaż nawet jak piszę, nie czuję się komfortowo. A co dopiero ona musiała czuć, przeżywać, pokonać. Tata popełnił samobójstwo. Kilka dni po jej osiemnastych urodzinach, dokładnie w jej imieniny. Kiedy próbował rok wcześniej, dokładnie w siedemnaste

urodziny Oli, informując ją telefonicznie, ubłagała go, by przyjechał. Wtedy go uratowała. Tym razem nie miała takiej możliwości. Ale obarcza się winą. – Wiesz – cicho mówi Ola – tak strasznie mi go brakuje. Życie bym oddała, żeby był znowu. I śni mi się co noc. Pewnie zapytasz, dlaczego żółte kwiaty. Uprzedzę pytanie. Żółty jest dla mnie najpiękniejszy. Jak mam na sobie coś żółtego albo żółty jest w pobliżu, to czuję wielkie szczęście. Ukochany kolor. Wszystko, co fascynujące, musi być żółte. I ja tacie chcę te kwiaty podarować piosenką…

Oto fragment: „żółte kwiaty dla ciebie uszyję z pozostałości gwiazd na niebie na żółtej podam je tacy przyprawię żółtą kokardą podpiszę żółtym markerem żebyś nie miał cienia wątpliwości i zostawię gdzieś pod drzewem w czasie burzy (…) żółte kwiaty są uszyte tylko po to by nie zwiędły”

Rozmawiamy jeszcze długo. Ale tu zostawiamy ten wątek. Uważam go za zbyt osobisty. W dalszą podróż po meandrach życia zabieramy tylko kolor żółty. I dodajemy jeszcze kilka. Po to, aby można było zapowiedzieć Wojnę Kolorów. – Denerwuje mnie – Ola kręci głową – że ludzie narzucili pewne filtry. Jak czarny, to człowiek smutny, żałoba. Zresztą na pogrzebach niemal obowiązkowy. W innych sytuacjach podpowiadają, że tu koniecznie w tym, a w tym nie wypada. Powstał we mnie bunt. I stąd wziął się najpierw wiersz, który był inspiracją do napisania powieści. O kobietach i czterech kolorach, z którymi nierozerwalnie były połączone ich cechy, charaktery, wizerunki. Ten wiersz zainspirował powieść, którą właśnie kończę. Nie do szuflady. To, co zadziało się w głowie młodej autorki, to był dla mnie, przyznam, kosmos. Tyle pomysłów, tyle różnych zdarzeń, malowanych oczami wyobraźni. Ograniczę się tylko do kilku zdań. Książka ma się bronić sama, a sięgać po nią należy – jak po każdą – niczym po tajemnicę. Czytelnicy znajdą się więc w czterech królestwach-światach, którymi rządzić będą: Lady in Yellow, Lady in Blue, Lady in Green i Lady in Black. A główna bohaterka, Emili, jest bez koloru. Ola zabiera się do drugiego tomu i po maturze robi rok przerwy, by zrealizować najważniejsze plany. Potem studia w Wielkiej Brytanii. Ale plany najbliższe to… Oczywiście książka. A także… stworzenie własnej marki odzieżowej. Modele będą przeznaczone dla wszystkich chętnych, oczywiście, ale projektując, chce mieć na uwadze przedział wiekowy 18-30 lat. Kolory – łatwo się domyślić. Będą to kolekcje Lady in Yellow, Lady in Blue, Lady in Green, Lady in Black i dodatkowo Lady in Red oraz Lady in White. Żadnego innego koloru u Oli się nie kupi. Ale to nie koniec planów. Do każdego modelu wraz z metką zostanie dołączona koperta z historią. A ta historia to będzie opowiadanie, w którym rolę istotną odgrywa ta konkretna sztuka odzieży. Natomiast filmiki promujące kolekcje będą nierozerwalnie powiązane z książką. I nie na modelkach będzie się oglądać i podziwiać projekty. Filmy będą się składać ze scenek z postaciami z Wojny Kolorów, a w scenki wpleciona zostanie promocja kolekcji. Ola opowiada mi o tym z taką pasją, że nie mogę ani przez chwilę wątpić w sukces jej planów. O filmiki się nie martwię, robi ich mnóstwo, kończy szkołę o profilu filmowym. A reszta? O resztę też jestem spokojna. W jej otoczeniu są ludzie o przeróżnych zainteresowaniach, o różnych profilach, bardzo się wspierają. Ola zdradziła mi, że już jej podpowiadają, szukają kontaktów, pomagają przetrzeć szlaki. To ludzie twórczy, niesztampowi. Na moje pytanie, czy nie za duże to wyzwanie, czy da radę – odpowiada: „Dusia, jak przyjaźnisz się z pięcioma milionerami, to będziesz szóstym”. Zaciekawiła mnie kolekcja Lady in Black. Mój kolor. Ale na razie czekam na książkę. W dodatku napisaną z pokonaniem jeszcze jednej bariery. Ola musiała nauczyć się pisać na maszynie. Bo jej książka tak ma się właśnie rodzić. Najpierw maszyna, zupełnie inny klimat przetwarzania myśli, a potem dopiero klawiatura laptopa. I tu klawiatura i tu klawiatura, a jaka ogromna różnica. Metaforycznie gaszę światło. Zapalam żółtą lampkę dla Oli. Na szczęście… [WDS] Wanda Dusia Stańczak

This article is from: