
5 minute read
KAROLINA PATEREK – Dialog architektury i malarstwa – Jarosław Prusiński
Karolina

Advertisement

Karolina Wojnowska-Paterek jest artystką i architektem. Przez lata zajmowała się zarówno działalnością artystyczną, jak i projektowaniem, co wywarło wpływ na jej pracę twórczą. W roku 2017 uzyskała tytuł doktora sztuki. Obok dokonań malarskich czy rzeźbiarskich, w jej dorobku artystycznym znajdują się działania związane z szeroko pojętym kształtowaniem przestrzeni, jak eksperymentalne instalacje wykorzystujące światło i barwę do kształtowania przestrzeni. Niedługo po studiach artystka otrzymała propozycję wyjazdu i pracy w Singapurze, który stał się jej domem na ponad 11 lat. Podróżując po Azji, miała okazję zetknąć się ze sztuką i jej twórcami z Indii, Malezji, Singapuru, Indonezji oraz Chin. Podróże te wpłynęły na dorobek twórczy artystki, oraz dały początek serii prac malarskich Imperfect Beauty of Asian Cities.


Dialog architektury i malarstwa
Jarosław Prusiński rozmawiaz Karoliną Wojnowską-Paterek
Uwielbiam sztukę. Jest to dla mnie taki bezpośredni przekaz – z oczu wprost do serca (duszy). Poznaję ten stan, gdy przekaz trafia. Mam wtedy gęsią skórkę na plecach. Tak też było w przypadku Pani obrazów.
Cieszy mnie to, co Pan mówi, bo taki „bezpośredni przekaz” to trudna rzecz do uzyskania dla artysty. Rolą sztuki między innymi jest wywołanie takich emocji. W dzisiejszych scyfrowanych czasach wielu ludzi widzi sztukę jedynie na ekranie telefonu lub komputera, co w przypadku malarstwa niestety wyklucza odczuwanie tych emocji. Nie znają ich. Ja również uwielbiam malarstwo. Gdy staję przed obrazami mistrzów, czasem zapiera mi dech albo mam łzy w oczach, zapamiętuję je na całe życie. I dla takiego obrazu w głowie warto daleko jechać, żeby go „na żywo” zobaczyć. To nie to samo co 30
kolorowy zestaw pikseli na ekranie. Odetchnęłam z ulgą, gdy ostatnio znowu otworzono galerie i muzea.
Jak określić Pani malarstwo? Archi-art?
„Artarchitecture” to tylko nazwa strony w internecie. Myślę, że nie określa malarstwa. Nawiązuje do designu i architektury, którymi zajmowałam się przez lata równolegle ze sztuką. Te dziedziny mają ze sobą dużo wspólnego, w niektórych przypadkach trudno je nawet rozdzielić. Stąd ta nazwa. Architektura niewątpliwie miała wpływ na moje podejście do problemów malarskich. Jest wiele czynników, które składają się na to, jaką formę ma twórczość i o czym opowiada. U mnie z pewnością to podróże, architektura, obserwacje przyrody. Moja praca nad serią obrazów

Imperfect Beauty of Asian Cities, związanych z magicznymi miejscami w miastach Azji, rozpoczęła się podczas podróży po Azji w latach 2009–2014. Projektując wnętrza sieci hoteli w kilku azjatyckich krajach, miałam okazję mieszkać w różnych miejscach. W tym czasie dużo podróżowałam i zafascynowana atmosferą, kulturą ludzi, których spotykałam, architekturą, przyrodą Azji robiłam setki fotografii, szkiców i filmów. Na interpretację rzeczywistości, jej obraz, który pokazuję w malarstwie, z pewnością miał wpływ klimat miejsc i to, co o nich wiem. Gdy przyjeżdżamy do Phnom Penh z Warszawy, czujemy się jak przeniesieni do innego świata. Formy natury, architektury, kolorystyka, zapachy oraz dźwięki to główne czynniki identyfikujące atmosferę miejsca. Bardzo trudno to przenieść na płótno. To było wyzwanie.
Dlaczego właśnie taki rodzaj sztuki Pani wybrała? Czy zdarzyło się w Pani życiu coś, co zrodziło myśl: „tak właśnie będę tworzyć!”?
Ta sztuka to zarówno instalacje artystyczne związane z kształtowaniem przestrzeni i rzeźbą jak i malarstwo. Praca nad instalacjami artystycznymi rozwijała się długo, może nawet dziesięć lat. Podobnie było z malarstwem. Zwykle są to inspiracje, przemyślenia, szkice, fotografie, potem różne próby pokazania tematu, poszukiwania formy. No nie brzmi to jak myśl „tak właśnie będę tworzyć!”.
Największy sukces?
Myślę, że sukcesem jest to, o czym Pan powiedział na początku wywiadu. Inną rzeczą i chyba najważniejszą

dla artysty jest satysfakcja ze skończonej pracy, ale to długi temat. Mniej interesują mnie nagrody i wyróżnienia.
Mieszka Pani w Singapurze. Jak to się stało?
W 2009 roku pojechałam tam z myślą o co najwyżej 2-letnim pobycie, i już zostałam.
Zanim usiądę do pisania, układam sobie w głowie sceny. Właściwie one same do mnie przychodzą, a ja staram się je tylko zapamiętać, potem opisać. A jak to jest u Pani?
Podobnie. Ale te pierwsze myśli i szkice to ogólne koncepcje. Przychodzący pomysł wywołuje miły przypływ energii. „Sceny” czasami wyłaniają się w trakcie malowania obrazu. Często przerywam pracę na pewnym etapie, patrzę się na nią i długo myślę, układając dalsze scenariusze. Obrazy przechodzą metamorfozy, czasami poza pracownią, w głowie. Każdy przypadek jest inny, za każdym razem rozwiązuje się nowe problemy.
Czy w Pani głowie jest jakiś obraz, którego nie ma Pani odwagi namalować?
A może chodzi o brak odwagi przed ich upublicznieniem? Jeżeli jest coś, czym nie chcę się publicznie podzielić, chowam to dla siebie i najbliższych mi osób. Mam w głowie dużo obrazów i wszystkie chciałabym namalować, w związku z tym marzę, żeby czas płynął wolniej, a pory roku nie zmieniały się tak szybko. Dlatego lubię życie na równiku. Zmieniają się tylko cyfry w kalendarzu.
Jak długo maluje Pani jeden obraz? Czy to zależy od weny, czy po prostu ma to Pani zakodowane w swoim DNA i zawsze trwa to tyle samo czasu?
To bardzo często zadawane pytanie. Nie ma na nie

odpowiedzi. To nie jest praca rzemieślnicza, którą można przeliczyć na godziny lub metry kwadratowe albo ustalić termin ukończenia. Tutaj zaczyna się od inspiracji, przemyśleń, szkiców, czasem metodą prób i błędów rozwija się wizualny przekaz myśli, buduje się swoje umiejętności, doświadczenie w konkretnym temacie. Rozmawiając o jednym obrazie, lepszym pytaniem byłoby „kiedy tę pracę uważa się za skończoną?”. Zdarza się, że artyści malują obraz latami i nie uzyskują zamierzonego efektu. W swoich obrazach czasami dochodzę się do etapu, w którym potrzebuję przerwy. Kończę pracę wtedy, gdy przyjdzie mi do głowy pomysł na rozwiązanie problemu. Niektóre rozwiązania przychodzą łatwiej, niektóre wymagają więcej pracy, co nie świadczy wcale o ich większej lub mniejszej wartości artystycznej.
Gdy staję przed obrazami
Kilka słów na koniec o tym, o czym artyści nie chcą rozmawiać, a czytelnicy uwielbiają czytać. Nie spytam o fantazje seksualne, proszę się nie martwić (może następnym razem). Czy z malarstwa udaje się wyżyć, opłacić rachunki i kupić jakąś szmatkę, żeby nie chodzić nago? Jak to wygląda w Pani przypadku?
Nigdy nie traktowałam sztuki zarobkowo, nie brałam udziału w aukcjach. Niestety, gdy zaczyna się tworzyć z myślą o sprzedaży, kończy się sztuka. W przeszłości materiały na swoje instalacje artystyczne i obrazy kupowałam za pieniądze, które zarobiłam, pracując jako architekt. To jednak z upływem czasu zaczęło się zmieniać. Dziś pracuję nad instalacją artystyczną, która zilustruje zjawisko fizyki kwantowej: przebywanie w dwóch miejscach jednocześnie. Środki na moją pracę pochodzą z Foundational Questions Institute w USA, obrazy z ostatniej wystawy w Pałacu Sztuki w Krakowie znajdują nowych właścicieli, a mój czas poświęcony sztuce zdominował czas poświęcony na inne dziedziny. [JP]