MM Trendy Wrzesień 2021

Page 1

WRZESIEŃ SIERPIEŃ 2021 NUMER 09 08 (99) / WYDANIE BEZPŁATNE

Moon Light



#09

#spis treści wrzesień 2021

30

Styl życia Muzyczny start Bartosza Utrackiego

#06 Newsroom

Wydarzenia, podsumowania, sukcesy, nowe projekty

#14 Temat wydania

Pochodząca ze Szczecina Waleria Tokarzewska-Karaszewicz wraca z jubileuszową kolekcją i po raz kolejny udowadnia, że nie bez przyczyny jest określana jedną z najzdolniejszych projektantek mody młodego pokolenia

#24 Rozmowa miesiąca Marek Rudnicki i jego nowa powieść

#26 Styl życia

- Lem wiecznie żywy - Zbigniew Zamachowski z dystansem - Andrzej Wierciński, mistrz wśród pianistów

#36 Kulinaria

- Kulinarna rewolucja restauracji Karkut - Czym smakuje Szczecin - Miasto pachnące czekoladą

#42 Wnętrza

- Drzwi i ościeżnice - cisi bohaterowie każdego wnętrza - Światło w domu - którędy je zaprosić?

#46 Nieruchomości

W mieście czy za miastem - dokąd zmierzają nasze mieszkalne upodobania?

#48 Zdrowie i uroda - Tatuaż, pamiątka na całe życie - Co mówią o tobie stopy? - Skórka mandarynki i jej zastosowanie

#55 Biznes i finanse #62 Sport Olimpijczycy na medal

#58 Kronika towarzyska MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

3


Agata Maksymiuk redaktor naczelna

#okładka: NA OKŁADCE: KOLAŻ @EVE_COLLAGE ZDJĘCIE: DASTIN KOUHAN

FOTO Natalia Sobotka / MUA & STYL Agnieszka Szeremeta

#09

#redakcja Wrzesień to dziwny miesiąc. Dzieli rok na dwie nierówne części - tę przed wakacjami i tę po wakacjach, zwiastuje niepogodę i krótsze dni, ale ma też w sobie coś z tajemnicy gotowej do odkrycia. Nowy semestr w szkole, nowe znajomości, nową energię. Korzystając z tej ostatniej, postanowiliśmy nieco puścić wodze fantazji, i przygotować dla Was wachlarz różnorodności, który właściwie odda tę osobliwą aurę. Właśnie z tego powodu już z okładki, z onirycznym wdziękiem, spogląda na Was „pani noc”, bohaterka sesji Moon Light Dastina Kouhana, a zarazem autorskiej pracy Eve Collage. Jednak to dopiero początek. Roboty, kosmos, dziwne fantazje i przewidywania przyszłości, czyli podsumowanie twórczość Stanisława Lema przygotowała dla Was Małgorzata Klimczak. W tym roku wypada setna rocznica urodzin, jednego z najpoczytniejszych polskich pisarzy science-fiction, którego twórczość zaliczana jest do kanonu światowej literatury. Więcej dowiecie się zaglądając do tekstu Gosi, która na Lemie nie poprzestała. Specjalnie dla Was porozmawiała jeszcze z aktorem Zbigniewem Zamachowskim, a także Andrzejem Wiercińskim, który będzie reprezentował Polskę na XVIII Konkursie Chopinowskim. Cieszymy się, że na łamy wróciły nazwiska nam znane i bliskie, ale też pojawiły się zupełnie świeże. Nasz redakcyjny kolega Marek Rudnicki, wydał powieść zainspirowaną historiami jego dziadków. Waleria Tokarzewska-Karaszewicz wypuściła na rynek jubileuszową kolekcję (kiedy to minęło?) i już święci nią tryumfy. A Bartosz Utracki, którego poznaliśmy całkiem niedawno, za chwilę podzieli się z nami sporą dawką autorskiej muzyki. Jak sami widzicie, wrzesień to miesiąc pełen różnorodności, czekających na odkrycie.

4

Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelna: Agata Maksymiuk Product manager: Ewa Żelazko tel. 500 324 240 ewa.zelazko@polskapress.pl Reklama: tel. 697 770 133, 697 770 202 mateusz.dziuk@polskapress.pl pawel.swiatkowski@polskapress.pl Redakcja: Małgorzata Klimczak, Szymon Wasilewski, Ynona Husaim-Sobecka, Bogna Skarul, Julia Zając, Alicja Włodarczyk, Dariusz Zymon, Leszek Wójcik Prezes oddziału: Piotr Grabowski Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Druk: F.H.U. „ZETA” Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Tomasz Przybek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy



| NEWSROOM |

foto: materiały prasowe

Richard Bona w ramach Szczecin Music Fest 2021

4 września o godz. 19 na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich wystąpi Richard Bona with Alfredo Rodriguez w ramach festiwalu Szczecin Music Fest 2021. Zapowiada się absolutna muzyczna, bardzo energetyczna latynoska fiesta. Richard Bona znany szczecińskiej publiczności po raz kolejny przyjedzie na koncert. Tym razem zagra w poszerzonym składzie. Richard Bona to kameruński multiinstrumentalista, wokalista, twórca piosenek, basista, kompozytor, reżyser dźwięku i producent. Za tą listą kryje się życie, na podstawie którego można by napisać niejedną książkę. Urodził się w 1967 r. w Mincie – małej wiosce w Kamerunie. Jako niemowlę bardzo często płakał, aż w końcu rodzina odkryła, że jedynie muzyka jest w stanie go uspokoić. Jako pięciolatek rozpoczął naukę gry na balafonie (melodyczny instrument perkusyjny z drewnianymi sztabkami), występując w zespole muzyki tradycyjnej, w którym grał jego dziadek. W wieku jedenastu lat rodzina przeniosła się do Douali, gdzie Bona zaczął się udzielać jako gitarzysta w zespole tanecznym. W tamtym czasie odkrył swoje zainteresowanie muzyką jazzową. W 1989 r. przeprowadził się do Paryża, a następnie do Nowego Jorku (1995), szybko zyskując w obu miastach sławę jednego

6

z najlepszych jazzmanów swojego pokolenia. Jego charyzmę natychmiast docenili najwięksi giganci jazzu: Bobby McFerrin, zespół Steps Ahead i wreszcie sam Pat Metheny, który zaoferował mu miejsce w swojej legendarnej Grupie. Bona objechał świat w towarzystwie legend, by wkrótce zasłynąć jako autor własnych projektów, silnie zakorzenionych w afrykańskiej tradycji, zarazem jednak o europejskiej tradycji harmonicznej i amerykańskiej swobodzie właściwej jazzowemu światu. Eklektyczny styl Bony wymyka się jednoznacznym ocenom krytyków. „Każdy basista, który mnie ogląda, myśli, że gram coś innego, niż jest w rzeczywistości. Technika, którą stosuję, pozwala na łączenie wszystkiego z wszystkim, balafonu, gitary i wokalu. Wygląda to dziwnie. To, jak się ruszam, nie jest typowe dla basisty. Czy to źle? Nie wiem”. Na fortepianie zagra mistrz z Kuby, wykształcony klasycznie w konserwatorium w Havanie, Alfredo Rodriguez, który w ciągu ostatniej dekady wyrósł z młodego lokalnego kubańskiego artysty na uznanego na całym świecie nominowanego do nagrody GRAMMY. Panowie poznali się przed laty, lecz w studiu zagrali ze sobą dopiero na produkowanym przez Quincy Jonesa albumie „Tocororo”. Nagrali razem dwa utwory, ale obiecali sobie ponowne spotkanie i wspólny projekt. Te dwa mocne filary muzyczne uzupełniają doskonali muzycy: Ludwig Afonso – perkusja, Jose Montaña - instrumenty perkusyjne, Carlos Sarduy - trąbka, Denis Cuni - puzon. (mk) Richard Bona with Alfredo Rodriguez, 4 września 2021, Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie, godz. 19.


#reklama


fot. Bogna Skarul

| NEWSROOM |

Urodzinowa impreza Vienna House Amber Baltic Międzyzdroje Symbol Międzyzdrojów skończył 30 lat. Hotel Vienna House Amber Baltic Miedzyzdroje był pierwszym na polskim wybrzeżu i drugim w Polsce hotelem sieciowym. Swoje trzydziestolecie obchodził w gronie przyjaciół, wieloletnich gości i partnerów biznesowych. To przy wsparciu hotelu co roku (z wyjątkiem okresu pandemicznego) odbywa się w Międzyzdrojach Festiwalu Gwiazd i to tutaj powstawał jeden z pierwszych filmowych bestsellerów lat 90. – „Młode wilki”. Miejscem akcji filmu był jeden z symboli kurortu – Vienna House Amber Baltic Miedzyzdroje, wówczas znany jako Amber Baltic. - Od początku hotel należy do austriackiej sieci Vienna House, która ustala standardy i strategię rozwoju. Myślę, że dzięki temu nie ustępujemy w niczym nowoczesnym obiektom i ciągle jesteśmy jednym z najbardziej popularnych hoteli na zachodnim wybrzeżu – mówiła podczas urodzin hotelu Monika Kowalska, dyrektorka Vienna House Amber Baltic Miedzyzdroje. O tym hotelu w Międzyzdrojach mówi się, że to hotel powrotów, bo bardzo często jego goście to osoby, które przyjeżdżają do hotelu od kilkunastu lat. Wiele osób przyjeżdża tu też po latach – byli

8

w Międzyzdrojach z rodzicami jako dzieci, teraz przyjeżdżają ze swoimi rodzinami. W sezonie wakacyjnym Vienna House jest oblegany – obłożenie nie spada poniżej 90 proc. Poza sezonem to miejsce konferencji, spotkań hybrydowych czy imprez okolicznościowych. - Każdego roku kilka par mówi sobie „tak” na plaży przy hotelu i świętuje ten wyjątkowy dzień właśnie w Vienna House Amber Baltic Miedzyzdroje – mówi z dumą Monika Kowalska. Urodzinowa impreza hotelu Vienna House Amber Baltic Międzyzdroje odbyła się 20 sierpnia tego roku. Przybyło na nią ponad 220 osób, wśród których byli m.in. włodarze Międzyzdrojów, prezydent Wrocławia, konsul honorowy Indii we Wrocławiu, przedstawiciele polityki, aktorzy i pisarze oraz wieloletni goście, partnerzy biznesowi i pracownicy. Impreza częściowo miała charakter garden party, gdyż część wydarzeń odbywała się w hotelowym ogrodzie oraz na tarasie z wyjątkowym widokiem na morze. Tam można było podziwiać pokaz barmański i spektakularny pokaz sztucznych ogni. Natomiast we wnętrzach miło upływał czas przy akompaniamencie muzyki na żywo, a o wrażenia artystyczne zadbali aktorzy Teatru Polskiego w Szczecinie. Szef kuchni oczarował gości wyrafinowanym menu, m.in. stacjami live cooking z siekanym przy gościach tatarem, smażoną ośmiornicą czy też indywidualnie komponowanym deserem gruszkowym. Uwieńczeniem wieczoru był występ harfistki w świetle laserów. Większość gości zdecydowała się na nocleg w hotelu, więc mieli okazję do zabawy w dyskotece aż po świt. (bs)


Komfortowy dom z basenem w Smolęcinie na działce o powierzchni 9468 m2 z pięknie zagospodarowanym ogrodem


| NEWSROOM |

Studentki Akademii Sztuki w artystycznych duetach w Kenii Po raz drugi artyści Akademii Sztuki w Szczecinie biorą udział w wymianie artystycznej z artystami z Kenii. W tej chwili osiem polskich artystek współpracuje z artystkami z Kilifi County, rozwijając projekty, które zostaną zaprezentowane na początku września w Kenii, a już w listopadzie także w Muzeum Narodowym w Szczecinie.

Poprzedni festiwal (marzec 2021) odbył się pod hasłem Community i wzięli w nim udział zarówno uznani artyści jak Richard Onyango, którego indywidualnej wystawy możemy spodziewać się w 2022 roku w Trafostacji Sztuki, jak i lokalne gwiazdy malarstwa i street artu – Castro i Mohamed Mbwana we współpracy ze szczecińską gwiazdą graffiti Fruits of The Lump (Piotr Pauk). Efekty pracy duetu projektowego Wacu Kihary i Emilii Łapko mogliśmy oglądać tej wiosny na ulicach Szczecina w kampanii AMS. Festiwal zaangażował także lokalne grupy taneczne, szkoły podstawowe i studentów z uniwersytetu Pwani, a każdy duet zaprezentował w Kilifi miniwystawę. (mk) Kuratorki: Ciro G. i Zorka Wollny. Artystki: Animacja: Sheila Okanga i Iza Plucińska Ceramika: Fauzia Aly Khan i Anna Molska Taniec: Faith Kwamboka & Marta Ziółek Instalacja: Shaila Resia Agha & Aneta Grzeszykowska Prasa/Media: Ciro G. & Justyna Machnicka Multimedia: Linda Shuma i Natalia Szostak Muzyka/Poezja: Shangazi Masika & Alicja Pilarczyk Tkanina: Ciro Karimi & Irena Zieniewicz.

10

foto: materiały prasowe Akademii Sztuki w Szczecinie

Przez trzy tygodnie (od 16 sierpnia do 6 września) osiem kobiecych duetów z Kenii i Polski (poetki, muzyczki, tancerki, fotografki i rzemieślniczki) pracuje w różnych miejscach w Kilifi, aby rozwijać swoje projekty, wymieniać się wiedzą i współpracować ze studentami, tancerzami, muzykami i rzemieślnikami. Ta edycja festiwalu jest poświęcona sile kobiet. Symboliczną patronką spotkań jest Mekatilili wa Menza, bojowniczka o wolność i bohaterka z plemienia Mijikenda. Podczas festiwalu uczestnicy zaprezentują dziedzictwo Mekatilili i skupią się na wzmocnieniu pozycji kobiet poprzez sztukę i kulturę. Podsumowaniem miesięcznej współpracy będą trzydniowe prezentacje, ogólnodostępne dla lokalnej społeczności. W ramach festiwalu odbędzie się kino plenerowe, koncerty, pokazy, gry i zabawy dla dzieci, a także wystawy, wycieczki z przewodnikiem i otwarte studia.


| NEWSROOM |

w Teatrze Współczesnym w Szczecinie

fot. Andrzej Szkocki

Teatr Współczesny przygotował sześć premier. W pierwszej z nich zobaczymy nagrodzony dramat Antoniny Grzegorzewskiej „La Pasionaria” w reżyserii debiutującej w teatrze repertuarowym Karoliny Szczypek. Będzie to opowieść o Dolores Ibarruri, autorce słynnego: „No pasaran!”. W grudniu o jednym z najważniejszych „końców” ostatnich lat opowie dyrektor artystyczna Teatru Współczesnego, Anna Augustynowicz, pracując nad poematem dramatycznym „Odlot” Zenona Fajfera, wprost odwołującym się do katastrofy smoleńskiej i próbującym opisać narodowe mity i demony, które w związku z nią powstały. W kolejnym roku (również debiutująca) reżyserka Maria Magdalena Kozłowska będzie się przyglądać szczecińskim fokom, które nieoczekiwanie rozpoczynają próby do detektywistycznego musicalu inspirowanego „Grażyną” Adama Mickiewicza. Równocześnie młodzież i dorosłych teatr zaprosi na „Edukację seksualną” autorstwa Michała Buszewicza, spektakl, w którym autorzy postarają się „odwstydzić” temat seksualności i pokazać, że edukacja seksualna to naprawdę istotna społecznie kwestia, a zarazem dobra zabawa. Bohaterem końca sezonu będzie ten, który był gotów umrzeć na krzyżu za wolność i równość wszystkich nas - Spartakus! Opierając się na nagrodzonym European Press Prize reportażu Janusza Schwertnera „Miłość w czasach zarazy”, Jakub Skrzywanek pragnie zabrać stanowczy głos wobec braku systemowego wsparcia psychiatrycznego dla tysięcy wykluczonych nastolatków w Polsce. Nowy sezon to także inauguracja działu pedagogiki teatralnej, który wspólnie z teatrem w Schwedt powoła międzynarodowy klub teatralny (Cyfrowe Forum Teatralne.pl), w ramach którego będzie szukać alternatywnych, teatralno-pedagogicznych strategii na znoszenie granic, które na skutek pandemii nieoczekiwanie próbują nas od siebie oddalić. (mk)

Przed nami II edycja Beauty Camp w Pałacu Manowce

foto. Materiały prasowe

Nowy sezon artystyczny

Warsztaty makijażu, jogi czy gotowania, a także zabiegi pielęgnacyjne oraz bioenergoterapia. Beauty Camp Agnieszki Szeremety wraca w wielkim stylu i potrwa od 24 do 26 września. Wydarzenie odbędzie się w Pałacu Manowce pod Szczecinem, a gośćmi specjalnymi będą modelka Anna Tarnowska i celebrytka Natalia Siwiec. Trzy intensywne dni dla ciała i ducha pod okiem specjalistek w otoczeniu niezwykłej przestrzeni - tak w ubiegłym uczestniczki podsumowały Camp. Czy uda się powtórzyć ten sukces? Wiele na to wskazuje. W programie zajęć znalazły się takie punkty jak np. Joga Hatha z elementami jogi powięziowej oraz wieczorna praktyka wyciszająca, warsztaty z rozwoju osobistego prowadzone przez dyplomowaną psychoterapeutkę, wykład o naturalnych właściwościach kamieni szlachetnych, Make-up Class czy inspirujące spotkanie z gościem specjalnym, czyli Natalią Siwiec. - Natalia od wielu lat pracuje jako modelka i aktorka - wyjaśnia Agnieszka Szeremeta, organizatorka. - Jest nie tylko piękna na zewnątrz, ale i wewnątrz, poza tym jest niezwykle pozytywną osobą, dla której rozwój osobisty jest jedną z najważniejszych spraw w życiu. Natalia podzieli się swoimi doświadczeniami na temat tego jak rozwój duchowy wpłynął na jakość jej życia. Więcej na temat wydarzenia można znaleźć na FB: @szeremetabeautycamp. (am)

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

11


| NEWSROOM |

#materiał partnerski

Esencja luksusu. Nowe biuro Elite Nieruchomości

Otulona bielą i złotem nowa siedziba Elite Nieruchomości to popis najwyższej próby kunsztu architekta wnętrz. Luksusowe biuro oddaje jakość i styl pracy zespołu, jednocześnie będąc enklawą najbardziej wyrafinowanych gustów i potrzeb klientów. Agencja działa już od lipca pod adresem Kwiatkowskiego 1-3 B na osiedlu Nowa Cukrownia. Odwiedzających nową siedzibę, najlepszej agencji nieruchomości na Pomorzu Zachodnim, wita doskonały balans między otwartym układem funkcjonalnym - dla maklerów, a przytulną atmosferą dla klientów. Architekt wnętrz stworzył subtelnie przenikającą się aranżację przestrzeni zanurzoną w luksusie. Biel i złoto to barwy dominujące w biurze. Równoważy je lekki odcień cappucino umieszczony na głębokich fotelach przy stanowiskach maklerów. Wszechobecne lustra, szkło i biały marmur akcentują charakter miejsca, powiększając je wizualnie. Kluczowym pomieszczeniem jest sala konferencyjna, zwieńczona awangardowym żyrandolem. Jak mówi Krzysztof Makowski, właściciel Elite Nieruchomości dobrze zaprojektowane biuro to wizytówka firmy. W tym przypadku firmy, która na rynku działa w oparciu o ponad 20-letnie doświadczenie. Agencja uciekając od szablo-

12

nów, wyznaczyła własną ścieżkę rozwoju, pozostawiając konkurencję daleko w tyle. Odzwierciedleniem tego jest tytuł - najlepszego biura nieruchomości województwa zachodniopomorskiego, zdobyty w prestiżowym konkursie branżowym „Lider Nieruchomości Otodom”. Ale też zaufanie klientów, którzy w wielu przypadkach, wiążą się z biurem na lata. Elite Nieruchomości swoim zasięgiem obejmuje zarówno Szczecin, jego okolice, jak i nadmorskie wybrzeże. Od najbardziej elitarnych lokalizacji, po te popularne. W ofercie można znaleźć domy i mieszkania na wynajem i sprzedaż, lokale, obiekty komercyjne czy działki. Począwszy od budynków w architekturze tradycyjnej po nowoczesne apartamentowce i wille. Podejmując współpracę z agencją, klienci mogą liczyć nie tylko na pośrednictwo, ale też na dokonywanie zlecenie obrotu nieruchomościami czy usługi doradcze - w tym doradztwo kredytowe. - Nasz zespół cechuje śmiałość działania i dbałość o najwyższą jakość obsługi - mówi Paulina Makowska, pośrednik Elite Nieruchomości. - Wyznaczone cele osiągamy wspólnie, a sukces jednego maklera, jest sukcesem nas wszystkich. Przyjacielskie relacje przekładają się na determinację, ale też wdzięk i konsekwencję z jaką działamy. Każdy z naszych klientów otrzymuje osobistego doradcę, który prowadzi go i odciąża ze skomplikowanych i czasochłonnych zagadnień transakcyjnych. Myślę, że styl naszego nowego biura przy ulicy Kwiatkowskiego znakomicie oddaje to o czym mówię.


#materiał partnerski

Branża nieruchomości to jedna z najdynamiczniej rozwijających się branży w kraju i na świecie. A same nieruchomości stanowią najatrakcyjniejszą z możliwych lokat. Dlatego, jak tłumaczą właściciele agencji - jako firma reprezentująca rynek trzeba iść naprzód, rozwijać zespół i swoje otoczenie. - W obecnych czasach ulokowanie funduszy w nieruchomościach jest najlepszym zabezpieczeniem dla kapitału - wyjaśnia Krzysztof Makowski. - Pieniądze na kontach są nieoprocentowane, więc chętnie

| NEWSROOM |

przedostają się na rynek nieruchomości. Popyt na rynku wtórnym jest tego najlepszym odzwierciedleniem. Jak długo utrzyma się ten stan? To zależy od rządzących. Jestem jednak przekonany, że nieruchomości, szczególnie te z segmentu premium, zawsze będą rozwijały swoją wartość, dlatego warto w nie inwestować. Wiele wskazuje na to, że adres Kwiatkowskiego 1-3 B, wkrótce przerodzi się w najbardziej pożądany, przez klientów rynku nieruchomości, adres Szczecina.

Siedziba główna - Cukrowa Office ul. Kwiatkowskiego 1/3B, Szczecin | telefon: +48 91 817 17 17 Oddział II ul. Witkiewicza 45 E, Szczecin | telefon: +48 91 817 17 17 biuro@elite.nieruchomosci.pl | www.elite.nieruchomosci.pl FB: @elite.szczecin | IG: @elite.nieruchomosci.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

13


| TEMAT WYDANIA |

Waleria Tokarzewska -Karaszewicz świętuje jubileusz twórczy nową kolekcją Pochodząca ze Szczecina Waleria Tokarzewska-Karaszewicz wróciła z jubileuszową kolekcją. I po raz kolejny udowodniła, że nie bez przyczyny jest określana jedną z najzdolniejszych projektantek mody młodego pokolenia. Jej dziesiąta seria trafiła do sprzedaży pod nazwą Refresh i z miejsca zdobyła uznanie krytyków, a także zainteresowanie gwiazd. TEKST AGATA MAKSYMIUK

Kolekcja szczecinianki to przede wszystkim podróż po inspiracjach latami 2000, gdzie królowały odkryte brzuchy, dzwony czy szwedy. Oryginalne kroje doprawione są formami lat 80. i współczesnym azjatyckim oversizem. - Refresh to odpowiedź na nastroje towarzyszące na przestrzeni wydarzeń ostatniego roku - wyjaśnia Waleria To-

14

karzewska-Karaszewicz. - Motywem przewodnim jest kolor, który tak bardzo potrzebny jest w naszym życiu, szczególnie teraz. Kolekcja, jak i sama sesja wizerunkowa, nasycona jest tęsknotą za wakacjami, gotowością na podróże i wyzwania. Ubrania czekają niecierpliwie na okazję, by móc zalśnić swoją barwą na ulicy, wśród fleszy czy podczas pierwszego urlopu poza domem.

W Refresh dominuje autorski wzór gradientowy w wielu odcieniach opartych na neonie, występują także nasycone barwami materiały gładkie, takie jak żakardy, błyszczące siatki czy powlekane płótno. Kolekcja podzielona jest na dwie części. Pierwszą z nich jest awangardowa linia Premium, w której znajdziemy oversizowe, przeskalowane garnitury bogate w obszerne ramiona, krótkie topy, wiąza-


| TEMAT WYDANIA |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

15


| TEMAT WYDANIA |

Kolekcja Refresh WTK / Tokarzewska Zdjęcia: Magdalena Czajka-Cardoso Wideo: Paweł Galanty Modele: Natalia | MODEL PLUS, Weronika i Kiyong | UNITED for MODELS Mua: Kropka make up art | Anna Duchała Fryzury: Bartek Bożek | Kemon Asystenci: Julia Golińska i Kacper Pankau Produkcja: Social Beauty

nia oraz tiulowe suknie. Ubrania zostały nazwane porami dnia związanymi z aktywnością słońca, które maluje na niebie piękne, kolorowe gradienty oraz nazwami związanymi z letnimi widokami. Drugą jest linia BASIC, a właściwie BASIC FRUITS, w której przeważają dzianiny - bluzy, koszulki, welurowe dzwony czy krótkie topy. Nazwy ubrań zostały przyporządkowane owocom, z którymi mają tożsame barwy i które tak bardzo kojarzą się z latem. Sylwetki, mimo często przerysowanych kształtów, mają być praktyczne i wygodne, stąd także obecność dominującej liczby spodni nad misternie zdobionymi sukienkami, które w poprzednich kolekcjach zdecydowanie przeważały. Przy okazji premiery kolekcji, szczecinianka podkreśliła również poszanowa-

16

nie kwestii ekologii. - Jako marka WTK i ludzie, którzy się pod nią kryją, kochamy naszą planetę, jak również modę - mówi Waleria Tokarzewska-Karaszewicz. – Dlatego, chcąc zachować zdrową relację pomiędzy środowiskiem a naszą pracą, kierujemy się prostymi, transparentnymi zasadami. Maksymalnie skracamy łańcuch dostaw, nie produkując ubrań w nakładach szwalniczych, aby nie stwarzać szkodliwych nadwyżek. Metody druku naszych tkanin są pod względem trwałości porównywalne do barwienia fabrycznego, natomiast są energooszczędne, wykorzystujemy atramenty na bazie wody. - Do druku wykorzystujemy najwyższej jakości poliestry ze sprawdzonych źródeł, dzięki czemu proces barwienia nie zawiera szkodliwej dla środowiska chemii, która niestety jest nieunikniona przy włóknach naturalnych - kontynuuje. - Po

zamówieniu, ubrania szyjemy u lokalnych krawców. Współpracujemy z odpowiedzialnymi podwykonawcami, bo zależy nam, aby osoby, których praca pomaga nam tworzyć kolekcje, działały odpowiedzialnie i dzieliły takie same wartości wobec ludzi i świata jak my. Kampania kolekcji miała swoją premierę na łamach Vogue.pl, serwisu najważniejszego modowego pisma w Polsce. To nie pierwszy raz, kiedy projekty szczecinianki zyskują taki rozgłos. W jej kreacjach widzieliśmy już: Cleo, Natalię Kukulską, Karolinę Gilon, Annę Dereszowską, Małgorzatę Rozenek-Majdan czy Małgorzatę Kożuchowską. Jej ubrania „wystąpiły” też m.in. w reklamie T-Mobile z udziałem Billie Eilish. Wiele wskazuje na to, że podobna ścieżka sławy czeka i jubileuszową kolekcję szczecinianki.


Masaże erotyczne dla kobiet 723 314 908


Moon Light

18


| EDYTORIAL |

Photo: Dastin Kouhan Model: Kornela Woźna Mua: Paulina Frątczak Hair: Mateo Molturi Stylist: Kinga Stęplewska

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

19


| EDYTORIAL |

20


| EDYTORIAL |


| EDYTORIAL |


| EDYTORIAL |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

23


| ROZMOWA MIESIĄCA |

Ze wspomnień moich dziadków Marek Rudnicki wraca z nową powieścią „Vakho. Wilcze szczenię”, pod takim tytułem Marek Rudnicki, szczeciński dziennikarz (i nasz redakcyjny kolega), wydał nową książkę. Powieść, inspirowana wspomnieniami jego dziadków, przeniesie czytelników w czasie i zabierze ich aż na Kresy. To jednak nie jedyna niespodzianka, jaką pisarz przygotował. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ

Fakty czy fikcja, w czym łatwiej się poruszać? Jako dziennikarz przez lata trzymał się Pan faktów, teraz jako pisarz oddaje się Pan fantazji. - Zawsze wygodniej jest, szczególnie w przypadku powieści historycznej, podlać ją faktami. Z tego powodu wielu pisarzy trzyma się ich, inspiruje nimi, ale też czasami przesadza, aby uwiarygodnić fabułę. Oczywiście, trzeba pamiętać o właściwej proporcji, aby nie powstał misz-masz, mało wiarygodny chaos, który zniechęci czytelnika. I właśnie tę fikcję łączoną z faktami najtrudniej się wymyśla. Są różne szkoły, ja uważam, że najlepszą z nich jest sięganie po znaną sobie historię i doprawianie jej wyobraźnią. W tym przypadku to wyobraźnia czy fakty zaprowadziły Pana, aż na Kresy? - „Vakho. Wilcze szczenię”, nie jest powieścią stricte historyczną, nie można jej zestawić z publikacjami IPN-u. Inspiracją były wspomnienia z lat młodości dwóch moich dziadków, Jana Rudnickiego i Sylwestra Mielczarskiego, legionistów Piłsudskiego. Zwariowane chłopaki, których przygody po prostu kochały. Wiele z nich ocierało się o śmierć i trzeba było naprawdę mieć sporo odwagi i rozumu, a może i szczęścia, by wyjść z nich bez szwanku. Przez lata nosiłem się z zamiarem spisania ich, wydawało mi się to mało celowe, ale skończyło się książką. Mój kolega, który jako jeden z pierwszych recenzował powieść, stwierdził, że czyta się ją jak przygody Tomka Wilmowskiego wymieszane z „Ogniem i Mieczem”. Fajnie, bo oznacza, że powieść nie jest nudna. Dziadkowie chętnie dzielili się swoimi historiami? Wielu ludzi nie lubi wracać do przeszłości, trzeba drążyć samemu. - Dziadek Jan Rudnicki uwielbiał wspominać swoje przygody, ale przyznam, że dzielił się nimi tylko ze mną. Pikantnymi

24

szczegółami również, choć akurat z tych niewiele rozumiałem (śmiech). Kiedy jechaliśmy gdzieś bryczką zagłębiał się w nie, a ja, głupi smarkacz, słuchałem zafascynowany. Jeśli chodzi o dziadka Sylwestra Mielczarskiego, to jego historię znam z opowieści babci Jadwigi. Mam też listy, cudowne, których dziś nikt nie pisze, które wymieniali ze sobą. Dziadek zginął albo w Katyniu, albo w bitwie nad Bzurą. Do tej pory nie udało nam się tego ustalić. W obydwu miejscach występują te same dane, ten sam numer identyfikacyjny i informacje wydają się wiarygodne. Przed wojną dziadek pracował dla wywiadu na Wschód. Był delegowany z dywizji Legionów do placówek Korpus Ochrony Pogranicza. Jego funkcje przenikały się. Wiele zawdzięczam obu i na ich opowieściach ukształtowała się moja tożsamość oraz widzenie świata. Cóż, dawniej to właśnie dziadkowie wpływali na wychowanie wnuków, dziś to rzadkość. Cudownie wspominam ten czas. Historia o wilku, który zaprzyjaźnił się z człowiekiem również pochodzi z opowieści dziadków? - Historia o wilku, a w zasadzie wilczycy, która zaprzyjaźniła się z człowiekiem to historia mojej mamy, Teresy. Saba, bo tak miała na imię wilczyca, była podarunkiem dla mamy od dziadka Sylwestra. Jak trafiła w ręce ludzi? Jego żołnierze byli zmuszeni rozbić watahę, która atakowała chłopskie gospodarstwa. Jedno szczenię się uchowało. Mama opowiadała, że bardzo mocno się z nią zaprzyjaźniła. Więź między nimi była wyjątkowo silna, wilczyca broniła jej na każdym kroku czy to jak ktoś podniósł głos, czy nawet jak koń zbyt głośno prychnął. Dzięki temu zachowania wilków znam nie tylko z książek przyrodniczych. Zainspirowało mnie to i tym samym mój bohater, Janek, ratuje młodego


| ROZMOWA MIESIĄCA |

wilczka przed niedźwiedziem. Tylko dlaczego wilk miałby w ogóle walczyć z niedźwiedziem i potrzebować pomocy człowieka? - Niedźwiedź wybudzony ze snu zimowego bywa nieprzewidywalny i bardzo groźny. Wilki szukając ochrony przed chłodem, próbują znaleźć odpowiednią dla siebie jamę. Zdarza się, że naruszą gawrę niedźwiedzia. Wówczas dochodzi do walki. A w takim przypadku, każda para rąk może okazać się wsparciem, ale nie będę zdradzał fabuły. Umieszczanie fragmentów rodzinnych wspomnień i historycznych odniesień w powieści traktuje Pan jak ratowanie historii od zapomnienia? - Szczerze mówiąc nie. Przekazywaniem historii zajmowałem się w artykułach. Popełniłem duże teksty m.in. na temat mojego teścia. Był Żołnierzem Wyklętym skazanym na śmierć. Oczekując na wyrok spędził sporo czasu w jednej celi z Arthurem Greiserem, namiestnikiem Kraju Warty nazywanym katem Poznania. Podczas odsiadki odbyli kilka rozmów. Taki paradoks, po jednej stronie nazista, po drugiej były żołnierz Armii Krajowej. Greiser przekonywał teścia, że ma szacunek do Polaków choć jednocześnie wierzył w słuszność zwalczania nas w czasie wojny. Z jego ust miało nawet paść stwierdzenie, że gdyby Polacy sprzymierzyli się z Niemcami i wspólnie ruszyli na Rosję, Rosjanie nie mieliby szans. Moja teściowa miała również historię wartą upamiętnienia. Trafiła do obozu, przeszła wszystkie choroby, łącznie z cholerą i wyszła z tego cało. To są historie, które chcę zachować dla kolejnych pokoleń. A książka ma być przyjemnością i rozrywką. W książce chciałem wykorzystać opowieści zasłyszane od moich dziadków. Jednak temat Kresów nie jest zbyt popularnym tematem w literaturze sensacyjnej czy przygodowej. Czy to nie ryzykowne obracać się w tym kierunku? - O Kresach wiele pisano przed wojną. Po wojnie, ze zrozumiałych względów, raczej nie. A dziś rządzi polityka. To jest arcyciekawa historia, którą teraz możemy odkrywać i zgłębiać na nowo. Przecież do Bitwy Warszawskiej nie doszło za pstryknięciem palcami. To były lata działań wywiadu na Wschodzie. Państwa polskiego jeszcze nie było, a wywiad już pracował w ramach organizacji niepodległościowych. Jako naród mieliśmy wielu bohaterów, którzy dziś

są zapomniani, jak chociażby major Feliks Jaworski, gen. Józef Dowbor Muśnicki, por. Józef Siła-Nowicki i inni. Rosjanie panicznie się ich bali. Dzięki nim i im podobnym, udało się zapobiec wielu straszliwym zbrodniom na Kresach. Podręczniki przedstawiają jedynie pewne wersje historii. Wybiórcze fragmenty. A historia Kresów, to historia, do której trzeba w końcu wrócić, bo jeśli nie, to odejdzie wraz z kolejnymi pokoleniami. Jakie są zatem Pana oczekiwania względem tej publikacji? Otwarcie wątku dyskusji, zwrócenie uwagi na problem czy po prostu dostarczenie rozrywki? - Z książkami, a raczej czytelnictwem, w Polsce nie jest najlepiej. Powinniśmy nad tym pracować, bo książki uczą i rozwijają. Myślę, że po prostu chciałbym, żeby ludzie sięgnęli po tę książkę, sprawdzili czy ich interesuje. Jeśli nie - to trudno, ale żeby potem wzięli następną i próbowali znaleźć swoją niszę. To może wydać się śmieszne, ale mam przyjaciela, który lubi literaturę kobiecą. Z wielką namiętnością czyta kolejne tytuły. Inni w podobny sposób zaczytują się w kryminałach, sensacji czy obyczajówce. I to jest dobre. Czytajmy, próbujmy, porównujmy. „Vakho. Wilcze szczenię”, świeżo po premierze, jest już do kupienia. Podobno książka jest też dostępna w sprzedaży w Stanach Zjednoczonych. Jak to się stało? - Wydawnictwo z USA samo się do mnie zgłosiło z propozycją wydania „Vakho...”. Powieść zaskoczyła ich, bo prezentuje odmienny punkt widzenia, gdzie okres bolszewizmu często jest wybieleny. Bolszewicy w Stanach są kreowani niemal na bohaterów. Moja książka rzuciła im tamte wydarzenia, ujmę to nieco pompatycznie, prosto w twarz. Zdaje się też, że to nie jedyna premiera, do której Pan się szykował (uśmiech). Co jeszcze ma Pan dla nas? - Już tworzę drugą część przygód Janka - „Vakho. Czerwone wrota”. Jestem gdzieś w połowie pisania. Ale to prawda, przede mną jeszcze jedna premiera. Wkrótce ukaże się „Krwawy Bursztyn”, ostatnia część mojej trylogii, którą budują „Szpony Diabła” i „Remedium 111”. Dziennikarz uwikłany w akcję służb specjalnych. Jednak tym razem kompletnie zmieni się umiejscowienie fabuły. Nie zdradzę nic więcej, ale na pewno będzie ciekawie.


| STYL ŻYCIA |

Roboty, kosmos, dziwne fantazje i przewidywanie przyszłości. To wszystko charakteryzowało twórczość Stanisława Lema, do którego chętnie wracają nie tylko wielbiciele literatury science-fiction. TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

W 2021 roku przypada setna rocznica urodzin Stanisława Lema, jednego z najpoczytniejszych polskich pisarzy science-fiction, którego twórczość zaliczana jest do kanonu światowej literatury. W Szczecinie mogliśmy uczestniczyć w cyklu wydarzeń Lemostrada, zorganizowanym przez Dom Kultury 13 Muz. - Publiczność zna Stanisława Lema także jako filozofa. To on jako pierwszy zauważył, że pewne problemy czysto ludzkie człowiek będzie załatwiał nie poprzez ich rozwiązywanie, ale poprzez manipulację inteligencją i świadomością - mówi Roman Ciepliński, prezes szczecińskiego Związku Polskich Artystów Plastyków. Dom Kultury 13 Muz zrealizował wyjątkowy projekt przypominający nam tego wyjątkowego twórcę pod hasłem Lemostrada. - Projekt Lemostrada powstał z okazji 100. urodzin Stanisława

26

Lema - mówi Magdalena Tyczka z Domu Kultury 13 Muz. - Pierwszą częścią była wystawa w Galerii ZPAP przy ul. Koński Kierat. Na wystawie można zobaczyć prace trzech autorów, którzy stworzyli grafiki, ilustracje komiksowe, inspirując się powieściami Stanisława Lema – „Bajkami robotów”, „Cyberiadą”, komiksem „Niezwyciężony”. Reedycją wszystkich książek, które zostały ostatnio wydane. Rysunki Daniela Mroza, rysownika „Przekroju”, zostały udostępnione dzięki jego córce. Mamy Przemka Dębowskiego i jego kolorowe grafiki oraz ilustracje do wszystkich wydanych książek Lema. Są to okładki inspirowane latami 50. i 60. Mamy też ilustracje komiksowe do komiksu „Niezwyciężony” na podstawie książki Stanisława Lema o tym samym tytule Rafała Mikołajczyka. Wersja kolorowa jest w książce i kalendarzu, który również jest na wystawie.

Daniel Mróz zaprojektował jedenaście okładek do książek Lema, a także zilustrował „Księgę robotów”, „Cyberiadę” (dwa wydania), „Bajki robotów” oraz kilka opowiadań. Zbliżała go do pisarza wyobraźnia i poczucie humoru. Kosmiczno-cybernetyczny sztafaż grafik traktował jako doskonałą zabawę i pastisz. Postacie interpretował swobodnie, wzbogacając je własnymi skojarzeniami. A zarazem portretował kosmitów i roboty w duchu Lema. Mimo że wyglądają jak fantastyczne stwory czy przybysze z innej planety, to – jak w książkach pisarza – niejednokrotnie naśladują w postawie i zachowaniu ludzi.


| STYL ŻYCIA |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

27


| STYL ŻYCIA |

- Publiczność zna Stanisława Lema także jako filozofa. To on jako pierwszy zauważył, że pewne problemy czysto ludzkie człowiek będzie załatwiał nie poprzez ich rozwiązywanie, ale poprzez manipulację inteligencją i świadomością.

Przemek Dębowski – plakaty – okładki – grafiki, wydawca, absolwent edytorstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. W ciągu ostatnich 15 lat zaprojektował ponad 500 książek dla największych wydawców w Polsce. Głównie projektuje książki dla prowadzonego od 2008 roku wydawnictwa Karakter. Seria plakatów Przemka Dębowskiego to oryginalnie okładki reedycji książek Stanisława Lema. Większość powieści Lem napisał w latach 60., dlatego Dębowski postanowił pójść w kierunku estetyki i kolorystyki retrofuturystycznej. Jego plakaty czerpią więc sporo z kultury filmów science fiction lat 50. i 60.

Rafał Mikołajczyk – absolwent Łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, projektant graficzny z wieloletnim stażem. Komiks „Niezwyciężony” to jego długo wyczekiwany debiut. Prowadzi wydawnictwo Booka, gdzie realizuje m.in. projektowanie ilustracji i książek. - Pomysł powstał lata temu, jak byłem małym dzieciakiem - mówi Rafał Mikołajczyk, autor komiksu. - Wtedy po raz pierwszy przeczytałem książkę „Niezwyciężony” i pomyślałem, że fajnie by było to zilustrować. Pierwsze szkice zacząłem robić cztery lata temu. Ilustracje pokazują proces tworzenia rysunków. Wszystkie plansze są oryginalne, robione ręcznie. Druga część projektu to wystawa ilustracji Andrzeja Klimowskiego oraz Danuty Schejbal do publikacji „Robot”, którą można oglądać w DK 13 Muz. Andrzej Klimowski jest autorem okładek, ilustracji, ogłoszeń, projektów programów teatralnych. Współtworzy gatunek zwany graphic novel (powieść graficzna), polegający na użyciu ilustracji jako głównego medium opowiadania. Tak powstała książka „Robot” zawierająca dwa opowiadania z cyklu „Bajki Robotów” Stanisława Lema – „Zakład doktora Vliperdiusa” i „Uranowe uszy”. Komiks ukazał się w Polsce (wydawca timof comics) oraz w Wielkiej Brytanii (wydawca SelfMadeHero).

28

Danuta Schejbal – urodzona w Londynie, studiowała scenografię na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz Modę i Ubiór w Ealing School of Art w Londynie. W publikacji „Robot” zilustrowała opowiadanie „Uranowe uszy”, w którym siły podległe paranoicznemu władcy noszą świecące, zrobione z uranu zbroje. Czy młodemu wynalazcy Pyronowi uda się znaleźć sposób, żeby wyzwolić lud spod władzy zbrodniczego tyrana? Podczas Lemostrady III w otoczeniu laserowych kolorowych projekcji w Alei Kwiatowej usłyszymy czytane przez szczecińskich aktorów fantastyczne, cybernetyczne i przewrotne historie napisane przez Stanisława Lema. Z okazji 100-lecia urodzin autora zostaną w ramach projektu Lemostrada zaprezentowane m.in.: „Bajka o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła”, „Jak ocalał świat” czy „Jak Mikromił i Gigacyan ucieczkę mgławic wszczęli”.

Czytać będą szczecińscy aktorzy: Maria Dąbrowska, Krystyna Maksymowicz, Magdalena Myszkiewicz i Wojciech Sandach. Do 5 września można również nadsyłać na konkurs zgłoszenia plakatów lub ilustracji inspirowany twórczością Lema. Natomiast 25 września o 16.00 w Galerii Foyer „13 Muz” zostanie pokazana wystawa Lemostrada IV, prezentująca wybrane przez Jury najlepsze prace nadesłane na konkurs.



| STYL ŻYCIA |

Muzyczny start Bartosza Utrackiego

30


| STYL ŻYCIA |

Szerszej publiczności dał się poznać dzięki telewizyjnemu show The Voice of Poland. Kiedy emocje po zakończeniu programu opadły, nie osiadł na laurach. Niedawno do sieci trafił jego teledysk „Droga” nagrany w duecie z OBWN i singiel „Bezsen” stworzony z zespołem Mysen. Jakie jeszcze pomysły ma szczecinianin? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO DOMINIKA JEZIORSKA

Udział w talent show jest dobrym startem dla ogólnokrajowej kariery? Zdania na ten temat zawsze są podzielone.

pierwsze wnioski. Jak oceniacie odbiór piosenki? Może zmienilibyście coś w produkcji?

o czas chodzi, to w całości poświęcasz go muzyce. Jak to jest możliwe (uśmiech)?

- Wziąłem udział w programie, bo chciałem zdobyć doświadczenie, ale też sprawdzić, czy poradzę sobie ze stresem podczas występów przed kamerami i tak dużą publicznością. Test zdałem. Osiągnąłem swoje cele, a nawet ciut więcej, bo nie myślałem, że zajdę aż tak daleko. Każdy kolejny etap programu sprawiał, że czułem się swobodniej i nabierałem więcej pewności siebie. Myślę, że udział w programie jest dobrym startem dla osób, które mają już swój materiał i są gotowe, by zacząć budować grono odbiorców.

- Produkcja to zamknięty temat. Podczas pracy nad utworem przychodzi moment, kiedy trzeba powiedzieć sobie - stop. Bo tak naprawdę im dłużej siedzi się nad nim, im więcej się o nim myśli, tym więcej chciałoby się zmienić, dodać. Unikamy tego, aby nie wpaść w pętlę wprowadzania kolejnych poprawek. Jesteśmy zadowoleni z tego, co udało nam się stworzyć. Jeśli chodzi o wnioski, te są raczej pozytywne. Na festiwalu Stokstock w miejscowości Stoki ludzie śpiewali z nami nasz singiel i śpiewali go jeszcze, kiedy zeszliśmy ze sceny. Pierwszy raz tak się zdarzyło (uśmiech). To wspaniałe uczucie!

- Ostatnie trzy lata spędziłem w akademii sztuki, więc muzyki mi nie brakowało. Przez pewien czas rzeczywiście musiałem wspomagać się pracą dorywczą. W końcu jednak udało mi się zdobyć stypendium naukowe i mogłem się skupić na tym, co lubię najbardziej (uśmiech). Poza koncertami zdarzają mi się różne zlecenia to na kompozycję, to na występy. Ciągłość pracy to marzenie każdego muzyka i mam nadzieję, że i mi uda się je spełnić. Póki co trzymam się swojej rutyny. Pobudka, ćwiczenia, medytacja, produkcja.

Czy występy w konkursie rzuciły nowe światło, na to w jakim miejscu, jako artysta, chciałbyś się znaleźć? - W programie działo się bardzo dużo. Wszystko było ekscytujące, dzięki czemu nieustannie czułem kopa, że trzeba dać z siebie jak najwięcej. Jednak kiedy program się skończył, emocje opadły i tempo zwolniło. Wbrew pozorom zadziałało to na mnie motywująco. Ustanowiłem kolejne cele, zaplanowałem kolejne kroki. Dzięki systematycznej pracy razem z OBWN, czyli Kubą Wojciechowskim, wydaliśmy teledysk do utworu „Droga”, a z formacją Mysen wpuściliśmy singiel „Bezsen” na Spotify. W drodze są już dwa kolejne utwory i myślimy o całym albumie. Na pewno chcę jak najdłużej korzystać z energii, która została mi po udziale w programie. Od premiery teledysku do utworu „Droga” minęło już trochę czasu, a to oznacza, że na pewno pojawiły się

Działacie przy wsparciu wytwórni czy wszystko robicie na własną rękę? - W tej chwili nie jesteśmy pod żadną wytwórnią. Staramy się radzić ze wszystkim sami i chyba nam to wychodzi (śmiech). Nie mamy problemów z organizacją koncertów. Dostajemy propozycje z różnych miast i miejsc. Organizatorzy wydarzeń są na nas otwarci. Naszym celem jest stopniowe zwiększanie listy utworów własnych granych na żywo. Do tej pory mocno posiłkowaliśmy się coverami. Zależy nam, żeby to, co przygotujemy dla publiczności, było dobrze dopracowane. Współpraca z wytwórnią z pewnością pomogłaby nam w promocji i dotarciu do większego grona osób, ale zanim się na nią zdecydujemy, chcemy być dobrze przygotowani. Takie przygotowania muszą być czasochłonne, ale czytałam gdzieś, że jeśli

A słuchanie muzyki? Pracując, słuchasz innych wykonawców, inspirujesz się? Czy wolisz unikać sugestii? - Lubię inspirować się innymi artystami, słuchając codziennie różnorodnej muzyki, ale kiedy przychodzi do procesu twórczego to chcę zaczynać pracę z czystą głową i dawać się ponieść. Mam wielu wykonawców, do których często wracam i trudno mi wybrać tego ulubionego. Na pewno słucham dużo elektroniki, mam sentyment do rocka. Ostatnio zdarzyło mi się słuchać dużo jazzu. Wszystko zależy od mojego nastroju. W takim razie nad czym teraz pracujesz i jaki będzie twój kolejny krok? - Razem z Kubą szykujemy kolejny singiel „Inkantacje”. Z Mysen dopiero co wpuściliśmy do sieci kawałek „Bezsen”. Co będzie dalej? Zobaczymy. Pomysły są, ale nie chcę ich jeszcze zdradzać.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

31


| STYL ŻYCIA |

Zbigniew Zamachowski lubię grać bohaterów niejednoznacznych Osobowość otwarta, z dystansem do siebie i poczuciem humoru. Aktor, który nigdy nie marzył o graniu Hamleta, ale o Ryszardzie III. Zbigniew Zamachowski oczarował szczecińską publiczność, opowiadając o swoich rolach i życiu. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO SYLWIA DĄBROWA

Przyjechał Pan do Szczecina na festiwal Dąbskie Wieczory Filmowe. Jak Pan odbiera ten festiwal? Festiwal podoba mi się z wielu powodów, ale chyba najbardziej urzeka mnie jego kameralność. Pobyt w Szczecinie wiąże się z odpoczynkiem, organizatorzy zapewniają atrakcje, pływaliśmy po jeziorze i miałem okazję zobaczyć Szczecin od strony wody. Publika dopisała niebywale, padły świetne pytania i mam nadzieję, że nie był to dla widzów czas stracony. Brakowało Panu takich spotkań podczas lockdownu? Po długim czasie, kiedy nie mogliśmy mieć publiczności, a potem tylko jej część, teraz, kiedy sale są pełne, to jest jak oddech. Obecnie jeżdżę z recitalem i cieszy mnie, że coraz więcej ludzi przychodzi i chce w sposób bardzo aktywny rozmawiać. A Szczecin szalenie mi się podoba, niesamowite jest, jak się rozwija, Szczecin z dziś i 40 lat temu to zupełnie inne miasto. Ludzie są fantastyczni, życzliwi i to jest przeurocze. Ostatnio często Pan gościł w naszym mieście. Na zamku ze wspomnianym recitalem, na Dąbskich Wieczorach Filmowych, a w Teatrze Polskim czytał Pan wspólnie z Michałem Janickim „Przygody dobrego wojaka Szwejka”. To jednorazowy projekt czy coś więcej? Jednorazowy. W zasadzie to od początku do końca z Michałem

32

improwizowaliśmy. To nie pierwsze moje spotkanie z wojakiem Szwejkiem, bo czytałem tę książkę w radiu, więc jakoś naturalnie przyjąłem tę propozycję, mając nadzieję na dobrą zabawę i ciekawe spotkanie. Może to chwila oddechu po rolach trudnych i niezbyt pozytywnych bohaterów? Tak jak w „Zawróconym”? Może tak. Lubię tego „Zawróconego”. To, że zagrałem główną rolę w tym filmie, było wypadkową wielu rzeczy. Kazimierz Kutz, reżyser filmu, był po trudnej realizacji filmu „Śmierć jak kromka chleba” i próbował odreagować. Napisał scenariusz krótkiego filmu telewizyjnego. Ja z kolei byłem po zdjęciach do filmu „Biały”, też dla mnie trudnego, i potrzebowałem czegoś lekkiego. Znaliśmy się z Kazimierzem z wcześniejszego filmu „Straszny sen Dzidziusia Górkiewicza”. Na planie tego filmu świetnie nam się pracowało. Lubię film „Zawrócony”, bo to jest klasyczna tragikomedia. Spektrum tego, co tam jest tragiczne i poważne z tym, co jest śmieszne, jest bardzo daleko posunięte. Pamiętam, że jak Kazio kazał mi biegać po podwórkach w Katowicach, to prawie trzy dni biegałem, bo żeby nakręcić siedmiominutową sekwencję ucieczki potrzebne były trzy dni. Po tych trzech dniach straciłem władzę w nogach i przyjechał masażysta, żeby mnie wymasować. To, że chodziłem w tym filmie w specyficzny sposób, to nie jest gra aktorska, po prostu moje nogi nie były jeszcze całkiem sprawne. W filmie „Zieja”, który oglądaliśmy na festiwalu, w reżyserii Roberta Glińskiego zagrał Pan negatywną postać w kontraście do tytułowego bohatera, granego przez Andrzeja Seweryna. Zło w kinie jest dużo ciekawsze niż granie człowieka dobrego. Z tego, co wiem, za postacią majora Grosickiego, oficera SB, którego gram, nie stoi żaden konkretny człowiek. Jest to wypadkowa wyobraźni scenarzysty. Zdążyłem siebie i państwa przyzwyczaić do moich ról ludzi miłych, sympatycznych, zmagających się z rzeczywistością, dających się lubić, ciepłych. Dlatego ilekroć dostaję propozycję zagrania kogoś złego, chętnie z tego korzystam. Chociaż to też nie jest takie proste, bo takich postaci nie należy traktować czarno-biało. Kiedy trafiła mi się rola Grosickiego, robiliśmy z Robertem wszystko, cyzelując dialogi, żeby to zło, które reprezentuje mój bohater, było wiarygodne. Nawet jeśli nie znamy źródeł tego, co robi bohater i dlaczego robi to, co robi, to na pewno czuć, że to jest człowiek, który niekoniecznie jest taki, jaki chciałby być. Najciekawsze w tej pracy było to, żeby zagrać kogoś, kto się ze sobą zmaga. Często w naszym zawodzie aktorzy mówią, że starają się obronić postać. Nie tyle staramy się ją polubić, bardziej zrozumieć. Powiedział Pan, że przyzwyczaił widzów do ról ludzi sympatycznych. Ale ja mam wrażenie, że nie wszystkie Pana po-


| STYL ŻYCIA |

staci są sympatyczne. Nie powiedziałabym tego o bohaterze „Dekalogu X”, „Ucieczki z kina Wolność” czy w „Białym”. To postaci niejednoznaczne. Bardzo się cieszę, że pani to mówi. To oznacza, że osiągnąłem taki efekt, na jakim mi zależało. To oznacza, że ci bohaterowie nie są papierowi. Lubię takich bohaterów. W moim przypadku kryterium wyboru roli jest proste – najważniejszy jest scenariusz. Czytam i oceniam, czy warto wchodzić w ten projekt. Jeżeli oceniam, że warto, to zaczynają się rozmowy na temat roli, poprawki i dyskusje. Ważny jest dla mnie także reżyser. Kiedy dostałem propozycję od Wojciecha Marczewskiego, to przyjąłem propozycję, nie zastanawiając się, jaką zagram u niego rolę. Po obejrzeniu jego wcześniejszych filmów wiedziałem, że chcę u niego zagrać. Lubię grać bohaterów, których postawa nie daje widzowi jednoznacznej odpowiedzi. Te półcienie są najciekawsze. Powiedział Pan podczas spotkania z publicznością, że po studiach trafił do Teatru Studio w Warszawie, który był dla Pana ważnym teatrem. Mam wrażenie, że dzisiaj absolwentom szkół aktorskich już nie zależy na tym, żeby trafić do dobrego teatru. To prawda. Dzisiaj to wygląda zupełnie inaczej. Młodzi ludzie szukają pracy w innych miejscach. W serialach, reklamach, na planach filmowych. Myślę, że taką sytuację w dużej mierze wymusza rynek. Dla Pana teatr wciąż jest najważniejszą ze sztuk, miejscem, w którym realizuje się Pan aktorsko? Tak. Ja nie wyobrażam sobie sytuacji, że całkowicie rezygnuję z teatru. W Teatrze Studio spotkałem swojego mistrza Jerzego Grzegorzewskiego oraz wielu ważnych ludzi, którzy mnie ukształtowali. Tam przepracowałem ponad 20 lat. To był teatr, który nigdy nie dawał jednoznacznych odpowiedzi. Ludzie po spektaklu wychodzili z pewnym niedosytem, co było fantastyczne. Jakiś czas temu zrezygnowałem z etatu w teatrze, ale nie zrezygnowałem z gry w teatrze. To dla mnie kwintesencja zawodu aktora. Poza tym teatr wymusza pewną dyscyplinę. Czasami, kiedy gram jakąś sztukę przez dłuższy czas, mogę nią być trochę znudzony, ale nie mogę zagrać słabiej, bo każdego dnia przychodzą do teatru nowi widzowie, którzy tę sztukę widzą po raz pierwszy. Dla nich muszę zagrać najlepiej jak potrafię, stanąć na wysokości zadania, bo w ten sposób okazuję szacunek widzom. Jesienią ukaże się Pana książka „Zbyszek przez przypadki” (Wydawnictwo Społeczny Instytut Wydawniczy Znak).

O czym ona będzie? To będą wspomnienia, anegdoty z planów filmowych, z garderób teatralnych, ze spotkań. Pracuję już 40 lat i okazało się, że w moim życiu zawodowym działo się bardzo dużo. Właśnie o tym opowiadam w tej książce. Kiedy robiłem ostatnie korekty do książki, okazało się, że więcej jest w niej o muzyce niż o aktorstwie. To mnie trochę zaskoczyło, ale rzeczywiście muzyka była bardzo ważna w moim życiu. Jako pięciolatek odkryłem na strychu w moim rodzinnym domu w Brzezinach fortepian. Te dźwięki pamiętam do dziś i od tego momentu wiedziałem, że chcę się nauczyć na tym grać. Potem zapisałem się na lekcje fortepianu do domu kultury. To muzyka była powodem, dla którego zdawałem do szkoły filmowej w Łodzi. W roku 1980 po wielu eliminacjach muzycznych dostałem się do Opola do koncertu Debiutów, gdzie zdobyłem II miejsce. Relację w telewizji oglądała żona Krzysztofa Regulskiego, reżysera, który szukał dwóch młodych chłopaków do filmu „Wielka majówka”. Dostałem telegram z zaproszeniem do Wrocławia na próbne zdjęcia. Pojechałem na te zdjęcia z dużym luzem. Dopiero zagrawszy w tym filmie, podjąłem decyzję o zdawaniu do szkoły filmowej. To było niesamowite zrządzenie losu i między innymi o tym opowiadam w mojej książce. O szczęśliwych przypadkach, które wpływały na moje życie.

Zbigniew Zamachowski Aktor filmowy, teatralny i dubbingowy, lektor, piosenkarz, kompozytor muzyki do etiud filmowych oraz autor muzyki i tekstów piosenek. W filmie debiutował w 1981 rolą w „Wielkiej majówce” Krzysztofa Rogulskiego. W teatrze debiutował w grudniu 1983. Dwa lata później otrzymał nagrodę za rolę Pianisty w przedstawieniu „Syn marnotrawny” (Łódź – III Ogólnopolski Przegląd Spektakli Dyplomowych). Również w 1985 ukończył studia na Wydziale Aktorskim PWSFTiT w Łodzi. Jest wykładowcą piosenki aktorskiej w warszawskiej Akademii Teatralnej. Od kwietnia 2008 jest członkiem rady Fundacji Centrum Twórczości Narodowej. W 2020 r. zaczął prowadzić audycję radiową pt. Zamach na dziesiątą muzę w Radiu Nowy Świat, w którym jest także członkiem redakcji muzycznej.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

33


| STYL ŻYCIA |

Mistrz wśród pianistów

Andrzej Wierciński Uwielbia muzykę Chopina, ogląda dzieła sztuki, które go inspirują do gry. 25-letni Andrzej Wierciński będzie reprezentował Polskę na XVIII Konkursie Chopinowskim w październiku. Przedtem wpadł do Szczecina na koncert, bo lubi grać dla szczecińskiej publiczności. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO MATERIAŁY PRASOWE

Koncert w szczecińskiej Willi Lentza to jeden z etapów przygotowywania się do XVIII Konkursu Chopinowskiego? - Zdecydowanie tak. Jest to jeden z etapów, które trzeba wykonać, jeżeli chodzi o przygotowanie do konkursu. Jest to kolejne ogranie repertuaru chopinowskiego, więc daje mi to więcej pewności i motywacji, bo szczecińska publiczność jest bardzo pozytywnie nastawiona do muzyki klasycznej. Bardzo to cenię. Koncertował Pan również w szczecińskiej filharmonii. To tam poznał Pan szczecińską publiczność? - Tak. Grałem w szczecińskiej filharmonii kilka razy i bardzo się cieszę, że tu przyjeżdżam. Ostatnio grałem w filharmonii koncert e-moll ze szczecińską orkiestrą, z którą również wykonałem trio Pendereckiego, trio Brahmsa i trio Dvorzaka na kolejnym koncercie. Jako trio też zostaliśmy bardzo ciepło odebrani. Na Konkursie Chopinowskim już Pan przetarł szlaki w 2015 roku. Jakie ma Pan wspomnienia z tamtego konkursu? - Poprzedni konkurs był 6 lat temu i udział w nim dał olbrzymią radość i satysfakcję, motywację do dalszej pracy. Dzięki konkursowi jestem dojrzalszym artystą. Również bardziej dojrzałym człowiekiem. Każdy tego rodzaju konkurs jest wyzwaniem i trzeba do niego odpowiednio podejść. Trzeba umieć wyciągać wnioski z takiego konkursu. Na poprzednim konkursie przekonałem się, ile jeszcze mi brakuje do bycia artystą kompletnym i spełnionym. Mam nadzieję, że chociaż odrobinkę zbliżam się do tego punktu,

34

w którym mogę swobodnie wykonywać muzykę od serca. Oczywiście zgodnie ze stylistyką danego kompozytora, nie mając większych problemów technicznych. To jest konkurs, na który trafiają najlepsi wykonawcy muzyki Chopina z całego świata. Jak, będąc w takim gronie, wybić się i przekonać do siebie jurorów? - Myślę, że jest wiele cech, które trzeba pokazać na konkursie, żeby zostać wyróżnionym. Przede wszystkim być sobą, bo każdy ma inne linie papilarne, każdy ma inne palce, każdy ma inne emocje w sobie. Mimo że dźwięki są te same, to każdy wykonuje je w inny sposób. To jest najciekawsze, że balladę g-moll można wykonać na 87 sposobów. Wybić się można również szczerością wypowiedzi artystycznej, ponieważ musi to być zgodne z intencją kompozytora. Dina Joffe, znakomita pianistka, powiedziała, że na pierwszym miejscu stawia partyturę i to, co kompozytor chciał przekazać za po-

mocą dźwięków. Ja się z tym zgadzam i uważam, że partytura jest na pierwszym miejscu. Trzeba dobrze ją odczytać. Przeczytać od deski do deski, a potem pomyśleć, dlaczego autor tak ją napisał. Dlaczego włożył w to takie emocje, a nie inne i co chciał przez to przekazać. Ścieżka dojrzewania utworu jest dosyć długa. Kiedy się słucha pianistów wykonujących ten sam utwór, widać rys indywidualności każdego z uczestników konkursu. Czy po tym pierwszym konkursie wie Pan, co jest ważne dla jurorów i jak być oryginalnym, żeby w tej oryginalności nie przesadzić? - Konkurs konkursowi jest nierówny. Myślę, że na tamtym konkursie jurorzy szukali czegoś innego i teraz też będą szukać czegoś innego. Wiadomo, że są pewne rysy i pewnych granic nie powinno się przekraczać. Wszystko powinno być wykonane zgodnie ze stylistyką chopinowską. Interpretacje muzyki się zmieniają. Teraz są takie


| STYL ŻYCIA |

czasy, że technika jest na bardzo wysokim poziomie, utwory są wykonywane w bardzo szybkim tempie, często szybszym niż intencje kompozytora. To robi ogromne wrażenie i takie osoby przechodzą dalej w konkursach. Myślę, że jurorzy szukają przede wszystkim muzyki wykonywanej od serca, szczerze, zgodnie z intencją kompozytora. Oczywiście każdy pianista musi dobrze odczytać zapis nutowy. Jak taki konkurs wygląda za kulisami? Ma Pan jakiś patent na stres? - Nie, nie mam takiego patentu. Mentalnie wyciszam się przed występem. Skupiam się na tym, że chcę już wyjść na scenę i tworzyć muzykę na żywo, bo sprawia mi to ogromną radość. Staram się nie dopuszczać złych myśli. A złe myśli zawsze są.

Zawsze nam towarzyszy taka myśl: żeby się tylko człowiek nie pomylił. To jest koszmar dla każdego pianisty. Każdy pianista jest tylko człowiekiem, każdy juror i widz też. Jeżeli słuchacz jest rozsądny, to zrozumie, że pianista nie jest robotem i może się pomylić. Nie ma człowieka, który się nie myli i nie ma pianisty, który nigdy się nie pomylił. Wiadomo, że świat dąży do perfekcji i jest ona bardzo trudna do osiągnięcia, ale warto dążyć do pewnego balansu w życiu i przewartościowania sobie kilku rzeczy. To jest kwestia bardzo subiektywna i każdy ma inne wartości w życiu. Punktem wyjścia jest to, żeby wyjść na scenę i poczuć się na niej swobodnie. Który moment konkursu jest dla Pana najbardziej stresujący? - Wszystkie momenty są stresujące. Najbardziej emocjonalnie podchodzę do ogłoszenia wyników. Człowiek zawsze liczy na to, że dostanie się dalej. Ale z drugiej nie ma tu już nic do zrobienia. Całą pracę wykonujemy na scenie, bo tam musimy po prostu zagrać piękną muzykę. Wszystko tam zależy od nas. Niektórzy ludzie grający perfekcyjnie czasami odpadają, bo nie wkładają w muzykę serca i duszy. Ciężko o tym

mówić, bo sztuka jest tworem niewerbalnym. Mówiliśmy o tym, że koncerty są elementem przygotowania do konkursu. Jakie są inne elementy takich przygotowań? - Bardzo cenię ćwiczenie bez instrumentu, bo trzeba mieć podstawy techniczne, żeby móc opowiedzieć jakąś historię. W związku z tym trzeba przesiedzieć wiele godzin z instrumentem, ale ważne jest też myślenie poza instrumentem. Sięgnięcie do źródeł każdego utworu, czasami nawet do życiorysu kompozytora. Sprawdzić, co odczuwał tworząc daną kompozycję. Czy przeżywał jakieś rozterki miłosne, jak w przypadku Chopina. Niezbędne jest zachowanie niezbędnego balansu. W moim przypadku ćwiczenie przy instrumencie trwa 5-6 godzin dziennie, a przez resztę dnia staram się wyłączać myśli i inspirować naturą, życiem, ludźmi. Tę inspirację można potem przelać na muzykę, dzięki czemu muzyka zyskuje na wartości, a przeżycie duchowe jest większe. Chopin jest najważniejszym dla Pana kompozytorem? - Niewątpliwie jest on bliski mojemu sercu. Wydaje mi się, że go rozumiem. Wyczuwam naturalność w jego frazie. Mam wrażenie, że wiem, co chciał przekazać przez swoją muzykę, więc kiedy gram Chopina, czuję się jak ryba w wodzie. Uwielbiam też grać innych kompozytorów. Lubię się rozwijać w kierunku Bacha czy Beethovena, Rachmaninowa czy muzyki późnoromantycznej i współczesnej. Ta muzyka bardzo rozwija wyobraźnię. Utwory współczesne są bardzo abstrakcyjne i naprawdę potrzeba dużej kreatywności, żeby niektóre rzeczy zagrać. A inne gatunki sztuki pomagają rozwijać się muzycznie? - Osobiście uważam, że nie trzeba interesować się malarstwem, żeby być doskonałym pianistą, ale patrząc perspektywicznie, to wszystko rozwija horyzont, wyobraźnię i duszę. Oglądanie obrazów wspaniałych malarzy pogłębia chęć tworzenia, bo to wszystko składa się na sztukę. Transmisje ostatniego Konkursu Chopinowskiego w telewizji na żywo biło rekordy oglądalności. Skąd takie maso-

we zainteresowanie muzyką klasyczną? - Konkurs Chopinowski jest według mnie najbardziej rozpoznawalnym konkursem muzyki fortepianowej. Jest to chyba największe wydarzenie fortepianowe na świecie. Wydaje mi się, że muzyka Chopina jest muzyką międzynarodową, dlatego też ludzie tak bardzo do niej sięgają. Po prostu lubią piękne melodie. Niewątpliwie postać Chopina jest kojarzona, ale do tej muzyki potrzeba dużo pokory i spokoju, a tego często nam brakuje. Świat idzie do przodu w bardzo szybkim tempie, technologia się rozwija bardzo szybko i niektórzy znajdują sobie ciekawsze zainteresowania. To tak jak z obrazami. Oglądami je w biegu, mało kto przysiada na ławeczce w muzeum, żeby kontemplować sztukę. - Oczywiście. Ostatnio byłem w muzeum w Brukseli. Oglądałem obrazy i odkrywałem ich historię, bo każdy obraz ma swoją historię. Spoglądanie na obraz jest bardzo istotną kwestią, bo trzeba wiedzieć, co malarz chciał namalować na początku, a co później. Z tego też się tworzy historia. Dlatego trzeba patrzeć w odpowiedni sposób, czasami na poszczególne elementy. Zamierza Pan jeszcze odpocząć przed konkursem czy już tylko będzie Pan ćwiczył? - Nie mam specjalnych sposobów mentalnych na relaks. Gra od serca jest najważniejsza.

Andrzej Wierciński pianista przekonujący, wirtuozowski, spontaniczny, pozwalający się nieść wyobraźni i dający czystą radość słuchania. Wśród najważniejszych osiągnięć artystycznych na szczególną uwagę zasługują: I miejsce na Ogólnopolskim Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie (2015 rok), I miejsce w 6. Międzynarodowym Chopinowskim Konkursie Pianistycznym w Budapeszcie (Węgry 2014 rok). Andrzej Wierciński koncertował w większości krajów europejskich, Kanadzie, Japonii i Indonezji. Współpracował z Orkiestrą Filharmonii Narodowej oraz Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

35


| KULINARIA |

#materiał partnerski

Kulinarna elegancja restauracji Karkut Przyjemny gwar, a w jego centrum kuchnia emanująca skupieniem. Elegancja przeplata się tu z jakością. Myśli i pomysły wibrują w powietrzu, by w końcu przelać się na talerze gości. Restauracja Karkut to pierwsza i jedyna restauracja tej klasy w Szczecinie. Wiele wskazuje na to, że pod kierownictwem Roberta Skubisza, utytułowanego szefa kuchni oraz doradcy kulinarnego, lokal ma szansę wspiąć się jeszcze wyżej.

Karkut na lokalnym rynku był już restauracją uznaną. Jak z restauracji uznanej zrobić restaurację uznaną, ale bardziej? - Odpowiedzią na to pytanie jest praca. Obecnie dążymy do tego, aby stworzyć restaurację, która zapisze się na mapie Polski, a może nawet świata. Karkut jest naszą bazą wypadową, naszą restauracją matką, ponieważ w planach zarządu jest otwarcie kilku obiektów o podobnym standardzie. Tu się spotykamy, tu rozmawiamy, tu modernizujemy działalność. W tym miejscu staram się wdrażać w życie całe swoje doświadczenie. Jeśli zapytałaby mnie Pani, na czym się teraz skupiamy najbardziej, to wskazałbym zmianę stylu obsługi gości na styl bardziej otwarty, a także naszej karcie dań oraz alkoholi. Chcemy, aby finalnie obejmowała ponad 100 pozycji. Chcemy oferować bogaty wybór trunków oraz potężny wybór najlepszych szampanów. Innymi słowy, chcemy przenieść do Szczecina to, co z sukcesem udało się wypracować na rynku warszawskim. Ale Szczecin to nie Warszawa. Chyba że lokal nastawia się głównie na gości biznesowych i okazje specjalne. - Nie chodzi o kopiowanie rynku warszawskiego, chodzi o zastosowanie pewnych mechanizmów. Myślę, że Szczecin jest otwarty na nowe doznania. To są proste kwestie - odpowiednio sformatowana karta, właściwie wyeksponowane bestsellery czy muzyka na żywo. A czy jesteśmy restauracją biznesową? Tak, jak najbardziej jesteśmy. Myślę, że życzeniem zarządu od początku było, aby wystrój, obsługa i jakość jedzenia były dedykowane wydarzeniom specjalnym. Co to oznacza dla gości? Na co powinni się nastawić? - Przede wszystkim na emocje. Zależy nam, abyśmy atmosferą i posiłkiem nieśli emocje. Cieszę się, że mogę swobodnie wchodzić w polemikę z gośćmi, dyskutować o jedzeniu, o jego składnikach. Każde danie jestem w stanie rozłożyć na czynniki pierwsze. Dysponuję wiedzą, która mi na to pozwala. Goście to doceniają.

36

Po latach spędzonych w kuchni, na sali czuje się pan wystarczająco swobodnie? - Doświadczenie budowałem latami. Jednak ostatnie trzy lata były pod tym względem wyjątkowe. Byłem szefem kuchni, ale również członkiem zarządu jednej z najlepszych restauracji w Polsce. Moje funkcjonowanie nie ograniczało się wyłącznie do pracy w kuchni. Na prośbę właścicieli koordynowałem całościową pracę restauracji. Jestem rewolucjonistą. Nie ma sprawy, którą byłbym w stanie poddać, jeżeli w nią wierzę. Te trzy lata były wymagające - marketing, sprzedaż, kontakt z klientem, ale równocześnie były szalenie rozwijające. Na sali czuję się równie dobrze, co w kuchni. Marzy mi się, aby tu w Szczecinie te dwie sfery przenikały się, lepiej rozumiały i dobrze ze sobą współdziałały. Z czego wynikają te bariery? - Kuchnia i sala to dwa odrębne światy. Kuchnia to presja i temperatura. Sala to spokój i gracja. Chcąc to zrozumieć, trzeba to przeżyć. Ja to przeżyłem, dlatego teraz chcę to przełamać. Poczyniłem już pierwsze próby i jestem dobrej myśli. Co w takim razie będzie następne? Czym Karkut nas zaskoczy? - Obsługa będzie swobodniejsza, styl lżejszy. Będą zajmowali się nią nie tylko mężczyźni, ale też kobiety. Chcemy, aby restauracja kojarzyła się przede wszystkim z wysokiej jakości wołowiną i owocami morza. Z miejscem idealnym na spotkanie biznesowe, jak i wyjście we dwoje czy z rodziną. Od września wprowadzamy menu degustacyjne, rozbudowaną kartę win i alkoholi. Dla bardziej wymagających oferujemy degustację kawioru czy selekcję świeżych ostryg w połączeniu z najlepszymi szampanami dostępnymi na rynku. Wychodząc naprzeciw współczesnym czasom, oferujemy również privet cooking. W naszych planach nie ma miejsca na przypadek. Każdy detal musi być potężnie przemyślany, tak aby wizyta w Karkucie na długo pozostała w pamięci gości.


#reklama


| KULINARIA |

Paprykarz to nie wszystko. Czym smakuje Szczecin? Jak Szczecin to paprykarz, ale nie tylko! Na rynku pojawia się coraz więcej produktów kojarzących się z miastem, a i nasze gusta się zmieniają. Co mają do powiedzenia na ten temat lokalni gastronomicy? TEKST JULIA ZAJĄC / FOTO ARCHIWUM

Szczecin leży nad morzem - to teza, którą wciąż wielu próbuje udowodnić. Nic dziwnego, wciąż zdarza się, że ktoś na ulicy zapyta - a którym tramwajem dojechać na plażę? Złośliwi odpowiedzą, że trzeba wsiąść w tramwaj nr 6 i jechać do końca. Niestety plaży się tam nie znajdzie. Ale rybę na pewno. Dorsz, śledź, szprotka - to gatunki, które łowimy i lubimy. Dziś są dostępne na targach, w sklepach rybnych, wyspach handlowych w galeriach, a nawet w foodtruckach jako główny bohater kanapek i sałatek. Wśród szczecińskich smaków jest też… - Pasztecik z barszczem czerwonym do popicia - mówi Grzegorz Iwan, właściciel restauracji U Somsiadów w Bartoszewie. I warto przypomnieć, że od 2010 roku szczeciński pasztecik jest na liście Produktów Regionalnych. Tego smaku nie wolno ignorować! Podobnie jak zapachu czekolady, który wieczorami roznosi się od Trasy Zamkowej, aż po filharmonię oraz Szczecińskiej Bezy, która już z nazwy jest mocno szczecińska. - Lubimy też kuchnię polską, domową – mówi Grzegorz Iwan. - Wszystko to co świeże i własnoręcznie przyrządzone. Pierogi ruskie, smaczny rosół, pomidorową, ale na dobrych pomidorach. Widzimy to po naszych gościach. Za długo królowały sztuczne potrawy, robione na szybko, z dodatkiem polepszaczy. Dziś ludzie wolą zjeść na spokojnie, pójść do restauracji, żeby zamówić obiad „jak u mamy”. Prosty przykład: placki ziemniaczane. Samemu w domu nie chce się ich robić. W wielu punktach są odgrzewane lub sprzedawane na zimno do odgrzania. U nas goście mogą zjeść świeży placek, prosto z patelni i bardzo sobie to cenią. Myślę, że jako społeczeństwo dojrzewamy (uśmiech). Wychodząc w miasto nie da się też ukryć, że mamy mocny sentyment do kuchni włoskiej i japońskiej. Pizzerie czekają praktycznie na każdym rogu, podobnie jak lokale serwujące sushi. Małymi krokami przekonujemy się też do tzw. zdrowej kuchni - bez cukru, glutenu, laktozy itp. - Myślę, że wciąż jest tu wiele do zrobienia, ale na pewno jest lepiej niż było - mówi Celestyna Krajczyńska, autorka bloga Cuda Celestyny. - Ludzie zaczęli

38

zwracać uwagę na to co jedzą i dbać o siebie. Zdrowa kuchnia również poszła do przodu w naszym mieście. Otworzyło się kilka punktów, w których są serwowane dania bez alergenów, a większość lokali stara się wprowadzać ofertę wegańską. Obsługa chętnie udziela informacji czy dana potrawa jest, albo może być, roślinna. Sama, mając dużo nietolerancji żywieniowych, mogę dziś wyjść na miasto i spróbować nowych rzeczy. A to cieszy. Czy to oznacza, że jesteśmy otwarci na nowości? - Na pewno rozwijamy się w tej dziedzinie - podsumowuje blogerka.


#reklama

Jesteśmy otwarci i już dla Was gotujemy Bartoszewo 4G, Bartoszewo | tel. Eveline 731803144 | tel. Grzegorz 601749596 czynne: wtorek - piątek 13:00 - 20:00 | sobota - niedziela 11:00 - 21:30 u Somsiadów


| KULINARIA |

Miasto pachnące czekoladą, czyli jakie słodycze lubimy najbardziej Czekolada, a właściwie jej zapach, unoszący się nad Szczecinem, to sprawka fabryki działającej nieopodal Łasztowni. Sprawka, która stała się jednym ze znaków rozpoznawczych miasta, a także inspiracją wielu słodkich kreacji. A tych w Szczecinie zdecydowanie nie brakuje. TEKST JULIA ZAJĄC / FOTO ARCHIWUM

Deserowa, mleczna, biała, na gorąco, na zimno i w kostkach - czekolada. Za jej wynalazcę i pierwszego producenta uznaje się szwajcara Rudolfa Lindta. Choć w Polsce, myśląc czekolada, raczej myślimy Karol Wedel. Skojarzenie potęgują legendarne pijalnie czekolady rozsiane po całym kraju. Dwie z nich prężnie działają w Szczecinie, a mieszkańcy miasta chętnie je odwiedzają. - W tym sezonie szczecinianie najczęściej sięgają po czekolady mrożone z gałką lodów - zdradza Natalia Długosz, Pijalnia Czekolady E.Wedel. - Zimą naturalnie będą to czekolady na gorąco. Najoryginalniejsze zamawiane warianty to mrożona czekolada z torcikiem wedlowskim, mrożona z bananem, z martini, z likierem jajecznym czy ze słonym karmelem. Mleczna, deserowa, biała. Możliwości i kombinacji jest wiele. A jeśli o kombinacje smakowe chodzi,

40

to w mieście pomysłów na nie nie brakuje. I tych wyszukanych i tych bardziej przypadkowych jak słynna już beza. - Beza jest efektowna, a do tego bardzo szybko się ją robi - zdradza Hania Komór, twórczyni Szczecińskiej Bezy. - Ale muszę przyznać, że moja przygoda z nią rozpoczęła się zupełnie przypadkiem. Przypadek, nie-przypadek Szczecin doczekał się kolejnego słodkiego symbolu, serwowanego z owocami i kremem. Jak mówi Hania - beza to ogólnie znane ciasto, ale ludzie i tak przychodzą do jej kawiarenki trochę z ciekawości, a trochę, żeby zobaczyć je na żywo. Bo nie ukrywajmy, wygląd bezowego tortu Hani potrafi zaprzeć dech, na tyle mocno, że doczekał się nawet własnego odcinka w popularnym programie telewizyjnym na kanale Kuchnia+, a także wielu występów radiowych. Pozostaje jeszcze kwestia sprawdzenia, czy w domowym zaciszu równie chęt-

nie sięgamy po mocną dawkę słodkości. - Osobiście lubię eksperymenty – mówi Magda Gogłoza, organizatorka Sytobrunchy. - Trochę tego, trochę tamtego i sprawdzam, co mi wyjdzie. Na rynku jest sporo zagranicznych produktów, co ułatwia nieoczywiste kombinacje. Czasem wystarczy dodać jeden składnik więcej, aby urozmaicić np. klasyczny jabłecznik. Jak sięgam pamięcią, z ciekawszych słodkich pomysłów robiłam pieczony, karmelizowany rabarbar. Klasyczny owoc w niecodzienny sposób. Dodałam go też do sałatki. Pycha! (uśmiech). Sporo inspirujących pomysłów na słodkości i na te eksperymentalne i czekoladowe można też znaleźć na stronach lokalnych blogerów. Nam szczególnie w oko wpadły puszyste naleśniki z figami, nasionami granatu i sosem jogurtowo-miodowym od Einopf.pl, ale też legendarne (mocno czekoladowe) brownie ze strony Cudacelestyny.pl. Smacznego!


ZAPRASZAMY! #reklama

. . . o k d o ł s a n o Nie tylk iadanie, lunch i drinki! Zapraszamy na śn

Pijalnia Czekolady E. Wedel przy Placu Grunwaldzkim Pijalnia Czekolady E. Wedel Brama Królewska Fot: Roksana Soból

|

Fot: Evelin Sey Instagram @seyevelin


| WNĘTRZA |

#materiał partnerski

Drzwi i ościeżnice, cisi bohaterowie każdego wnętrza Decydują o charakterze wnętrza, stanowią jego punktum, ale przede wszystkim prowadzą przez kolejne części nieruchomości. Drzwi i ościeżnice. Bez nich aranżacja wnętrza nie byłaby możliwa. Prym wśród nich wiedzie nieśmiertelna klasyka, jednak i ona potrafi zaskoczyć. Drzwi to stały, nieodzowny element wystroju wnętrz. A modele, które dopełnią każde wnętrze wpisują się w nurt klasyki. Co to znaczy? - To znaczy, że proste ponadczasowe wzory sprawdzają się zawsze i wszędzie - zarówno we wnętrzach urządzonych w tradycyjnym stylu, jak i w bardziej nowoczesnych przestrzeniach, gdzie historia przeplata się z teraźniejszością tworząc zgrany duet. Nie ulega wątpliwości, że projektanci wnętrz mówią o klasyce jak o przysłowiowej „małej czarnej” w modzie. - Tajemnicą klasyki jest umiar, czyli wzory i dodatki bez krzykliwych rozwiązań, zdobień i kolorów - wyjaśnia Małgorzata

42

Sieczko-Kamińska, salon Stalrem w Szczecinie. - Proste formy w odcieniach bieli, w kolorach drewna z delikatnymi akcentami, najszybciej zdobywają serca naszych klientów. Ich wygląd jest elegancki i stylowy. Jedne modele są pełne, inne częściowo lub całkowicie przeszklone czy zwieńczone łukiem. Ta różnorodność zamknięta w prostocie sprawia, że wpisują się w wiele aranżacji. Klasyka przejawia się również w wysokiej jakości wykonania, choć używając słowa klasyka, ma się częściej na myśli uniwersalny wygląd, niż materiał, z którego zostały wykonane. Drewno to oczywiście podstawa tego kierunku - solidne, wysokogatunkowe przetrwa lata w świetnym stanie. Jednak drzwi to nie wszystko, bo są jeszcze ościeżnice. Okazuje się, że mogą być detalem podkreślającym unikatowy styl. - Ościeżnice są nie tylko elementem stabilizującym, ale również dekoracyjnym - podkreśla Małgorzata Sieczko. - Wraz z ozdobnymi listwami, koronami, gładkie lub z delikatnymi żłobieniami są w stanie wyróżnić wnętrze w sposób bardzo indywidualny. Wielu producentów oferuje szeroki wachlarz rozwiązań poza tymi standardowym. To ukłon w stronę klientów, szukających oferty pod własne projekty. Przykłady ponadczasowych realizacji można obejrzeć na miejscu w salonie Starlem w Szczecinie. Tam też można zamówić wymarzone drzwi do swojej nieruchomości, które zostaną wyprodukowane tylko i wyłącznie dla nas.


#reklama


| WNĘTRZA |

Światło w domu - którędy je zaprosić? Naturalne światło w pomieszczeniach ma zbawienny wpływ na nasze samopoczucie to fakt eksploatowany przez architektów i projektantów. W jasnych pomieszczeniach pracujemy wydajniej, jesteśmy bardziej skoncentrowani i mamy lepsze samopoczucie. Tylko jak zaprosić światło do wnętrza? TEKST ALICJA WŁODARCZYK / FOTO ARCHIWUM

O zaproszeniu światła do wnętrza najlepiej pomyśleć już na etapie projektowania budynku lub tworzenia zupełnie nowej aranżacji wnętrza. Warto przy tym pamiętać, że źródłem naturalnego światła są wszystkim okna i drzwi. - To samo pomieszczenie z różną ilością światła dziennego będzie odbierane zupełnie inaczej - wyjaśnia architekt Michał Kołodziejczyk, NAAN architekci. - Jeśli chcemy mieć pomieszczenie jasne i rozświetlone to oprócz standardowych otworów okiennych z parapetem, można zastosować wiele innych pomysłów projektowych, które zapewnią dużą ilość światła. Jak się dowiedzieliśmy - zamiast klasycznych okien można zastosować duże przeszklenia, idealnie zaprojektowane od poziomu podłogi do krawędzi sufitu, najlepiej w wąskich lub ukrytych ramach okiennych. W ten sposób będą odbierane jako jednolite płaszczyzny przeszklonej ściany. Wnętrze zacznie zlewać się z zewnętrznym otoczeniem - zwłaszcza, gdy zastosujemy to samo wykończenie podłogi po obu stronach przeszklenia - w środku i na zewnątrz, na tarasie czy balkonie. Co tyczy się drzwi, stosując przeszklone modele rozjaśniamy przestrzeń, a także uzyskujemy ciekawy efekt dekoracyjny, powiększając optycznie przestrzeń. Dzięki temu możemy wykorzystać dobroczynne działanie światła nie tylko w domu, ale również w pracy, czy innych miejscach, w których spędzamy dużo czasu. - Współczesne budynki cechują się dużymi przeszkleniami - zwraca uwagę Magdalena Goławska, właścicielka firmy FRAMEX. - Jeszcze tak niedawno nieruchomości ograniczyliśmy drzwiami 180 x 220, teraz wybieramy powierzchnie niemal dwa razy większe. To daje zupełnie inne możliwości obcowania z naturą i poczuciem przestrzeni. Zastosowanie przeszklonej stolarki drzwiowej pozwala też na funkcjonalny podział przestrzeni bez jej dodatkowego zacienia-

44

nia i pomniejszania. Niektóre mieszkania, zwłaszcza w blokach z wielkiej płyty, są małe, a często też ciemne wskutek usytuowania budynku, które ogranicza dostęp promieni słonecznych do ich wnętrza. Zamykanie drzwi pomaga nam zatrzymać przepływ dźwięków z danego pomieszczenia, czy oparów i zapachów kuchennych, jednak często stanowi przy tym „światłoszczelną” barierę, która sprawia, że nasze lokum staje się jeszcze mniejsze i przytłaczające. Drzwi z przeszkleniami rozjaśniają mieszkanie i dodają mu lekkości, a jednocześnie umożliwiają każdemu z domowników zachowanie prywatności.


#reklama


| NIERUCHMOŚCI |

W mieście czy za miastem - dokąd zmierzają nasze mieszkalne upodobania? Duże mieszkanie w kamienicy w śródmieściu w pobliżu wszystkich miejskich udogodnień, a może raczej dom z ogrodem na wsi z dala od miejskiego zgiełku? Każda z lokalizacji ma swoje wady i zalety. Dylematy obejmują zarówno kwestie praktyczne, ale i jakościowe. Przyjrzyjmy się im bliżej. TEKST SZYMON WASILEWSKI

Zacznijmy od komunikacji. To tylko jeden z aspektów dotyczących jakości życia w mieście lub poza nim, ale bardzo istotny. W końcu współczesny rozwój obrzeży miast związany jest z pojawieniem się samochodu oraz rozwojem indywidualnej motoryzacji. Współczesne suburbia narodziły się w latach 50. w USA. W Polsce zaś po roku 1989, na co miała wpływ liberalizacja prawa budowlanego oraz przede wszystkim wzrost poziomu życia - posiadanie auta stało się znacznie łatwiejsze, więcej osób też stać na zakup działki i budowę domu lub na skorzystanie z oferty dewelopera proponującego życie w „cichej i spokojnej okolicy, z wygodnym dostępem do miasta”. Jak wygląda zainteresowanie tego typu podmiejskimi ofertami? Zaglądamy do Chojny, gdzie u zbiegu ulic Dworcowej i Wilsona powstaje kameralny kompleks mieszkaniowy. Całość założenia będzie się składała z czterech niskich wielorodzinnych budynków o wysokości czterech kondygnacji. Pierwszy etap inwestycji to 31 mieszkań, każde z balkonem lub przed ogródkiem oraz trzy lokale usługowe w parterach. Inwestycja została zaprojektowana tak, by harmonijnie wpisać się w kameralną skalę i zielony charakter przestrzeni otaczającej osiedle. - Pośród motywów wyboru mieszkania w mniejszej miejscowości z całą pewnością trzeba wymienić ceny zakupu nieruchomości - dodaje Mariusz Wenta, prezes zarządu Park Wilsona Inwestycje. - Na takie rozwiązania decydują się osoby, które nie mogą lub nie chcą zapłacić 8 000 czy 10 000 złotych lub więcej za metr kwadratowy za nowe mieszkanie w dużej aglomeracji miejskiej. Biorąc pod uwagę nową inwestycję w Chojnie, to różnica w zakupie 40 metrowego mieszkania między Szczecinem a Chojną może wynieść nawet ponad 100 000 zł. Inni, wyjechawszy z np. z wielkiego osiedla albo z samego centrum, gdzie byli anonimowi, doceniają swoją lokalną społeczność, którą udało się stworzyć tych kilkanaście kilometrów dalej. - Na naszym osiedlu rozmawiamy ze sobą o różnych sprawach dotyczących najbliższej okolicy. Jeśli jest np. jakaś awaria albo planowane jest jakieś wydarzenie, informujemy się, najczęściej

46

za pomocą Facebooka, ale także kiedy widzimy sąsiadów na podwórku. Ostatnio zorganizowaliśmy sobie strefę kibica - mówi Magda z jednego z ogrodzonych osiedli na Bezrzeczu. W czasach mediów społecznościowych faktycznie łatwo o kontakt, tworzone są grupy łączące mieszkańców danych osiedli, ulic, a informacje docierają szybko. Na niemal każdym osiedlu czy to w mniejszych miasteczkach, czy wsiach, czy na suburbiach lub osiedlach z wielkiej płyty oddalonych od centrum o kilka kilometrów tego typu komunalne zachowania są obecnie czymś naturalnym. Argumentów jest więcej. - Ludzie emigrują do małych miast, bo te są zwykle wolne od korków - dodaje Mariusz Wenta. I to bardzo duża zaleta takiego wyboru. Warto w tym miejscu wspomnieć, że pociąg PKP z Chojny do Szczecina jedzie 40 minut, a podróż samochodem z prawobrzeża do centrum bardzo często przekracza godzinę. Kolejnym argumentem za zmianą lokalizacji jest spokój małego miasta. Życie toczy się w nim niespiesznym rytmem. Ludzie dziś uciekają od zgiełku. Szukają dostępu do terenów zielonych i rekreacyjnych. Poza tym warto jeszcze wspomnieć o ogólnych kosztach życia. Opłaty lokalne, podatek od nieruchomości za mieszkanie, stawki za wodę i śmieci, paliwo czy żywność są średnio o 1/3 niższe niż w dużych miastach. Zdaje się jednak, że miasto ma więcej do zaoferowania w kwestii rozwijania kontaktów społecznych, udogodnień, atrakcji, takich jak lokale, kawiarnie, oferta kulturalna. Choć, co ciekawe, w okolicach Szczecina w ostatnim czasie (jeszcze przed pandemią, jak i w tych miesiącach, kiedy luzowane były obostrzenia) najprężniej działał dom kultury stworzony w... Przecławiu. To jeden z najnowocześniejszych takich obiektów pod Szczecinem. Jego młodsze „rodzeństwo” zbudowane również poza centrum (lecz już w granicach administracyjnych Szczecina) w Podjuchach - Dom Kultury „Krzemień” nie miał tyle szczęścia, bo otwarty został w samym środku pandemii. Duże znaczenie dla jakości życia ma też przestrzeń. O rewitalizacji dzielnic miast, remontach głównych alei, bulwarów, placów napisano już wiele. Z kolei - jak zauważają badacze - dość niewiele mówi się o suburbanizacji pod kątem właśnie przestrzeni. Nastąpiło kompletne rozmontowanie systemu planowania przestrzennego i naprawdę można budować w miejscach, które nigdy nie powinny być przeznaczane pod zabudowę mieszkaniową, właśnie ze względu na słabość ich infrastruktury - twierdzi dr hab. Katarzyna Kajdanek, profesor w Zakładzie Socjologii Miasta i Wsi Uniwersytetu Wrocławskiego, autorka książki „Suburbanizacja po polsku”. W podobnym tonie wypowiada się Elżbieta Raszeja, architekt: - Przenoszenie na obszary wiejskie miejskiego stylu życia i narzucanie miejskich wzorców kształtowania przestrzeni przyczyniają się do zacierania specyfiki tego krajobrazu kulturowego. A więc duże mieszkanie w kamienicy w śródmieściu w pobliżu wszystkich miejskich udogodnień, a może raczej dom z ogrodem na wsi z dala od miejskiego zgiełku? - To pytanie, na które odpowiedź trzeba odkryć samodzielnie.


#reklama


| NIERUCHMOŚCI |

Wizytówka posesji, czyli ogrodzenie domu. Jakie rozwiązania stosujemy w Szczecinie? Ogrodzenie ma być nie tylko wizytówką naszej posesji, ale też przez wiele lat ma służyć jako ochrona przed hałasem, spalinami i nieproszonymi gośćmi, dlatego warto zadbać o jego prawidłowe zaplanowanie i wykonanie. TEKST ELŻBIETA WASILEWSKA-KMITA / FOTO ARCHIWUM

Podstawowe aspekty, jakie należy uwzględnić przy wyborze rodzaju ogrodzenia, to jego estetyka, dopasowanie do bryły budynku oraz charakteru zabudowy okolicy, trwałość konstrukcji oraz koszt jego wykonania i konserwacji. A wybór jest naprawdę duży. Wśród rodzajów ogrodzeń wyróżniamy ogrodzenia z kamienia, betonowe, metalowe, drewniane, murowane, żywe i kombinowane. Zacznijmy od kamienia. W zależności od rodzaju kamieni użytych na ogrodzenie oraz sposobu ich ułożenia wyróżniamy: - mur francuski (rzędowy) – kamień łupany lub ciosany (o kształcie przypominającym prostopadłościany) układa się rzędami tak, aby kamienie układane na jednej wysokości miały zbliżony rozmiar, wysokość poszczególnych warstw może być zróżnicowana, elementy łączy się za pomocą zaprawy lub kleju, - mur dziki – nieobrobione kamienie polne dowolnej wielkości układa się z dużą dowolnością, przestrzegając jedynie zasady, aby podstawę stanowiły kamienie większe, - mur warstwowy – płaskie łupane kamienie układa się poziomo w warstwach wyznaczanych przez największe kamienie co jakąś określoną odległość w murze oraz w narożnikach,

48

- gabionowy – kamieniami (rzadziej żwirem lub szkłem) wypełnia się duże prostopadłościenne siatki wykonane z prętów i siatki stalowej. - Spośród wymienionych rodzajów ogrodzeń z kamienia w naszym regionie króluje mur francuski, inaczej zwany rzędowym - objaśnia Tomasz Ziembakowski, KADO Hurtownia Kostki Brukowej i Kamienia. Ogrodzenia betonowe, niegdyś jedno z najpopularniejszych typów ogrodzeń, nawet dzisiaj wybierane są dość często ze względu na ich trwałość, dość niski koszt wykonania i łatwość konserwacji. Jednak większość z nich wygląda dość topornie. Jeśli nawet uda nam się znaleźć producenta ogrodzeń o nietypowej atrakcyjnej formie elementów, ogrodzenie takie już nie będzie tanie. Na rynku pojawiły się betonowe ogrodzenia, których wypełnienie imituje drewniane deski. Trzeba przyznać, że wyglądają one bardzo efektownie. Są też ogrodzenia metalowe. Ten typ ogrodzenia jest obecnie najczęściej wybieranym rodzajem ogrodzenia. Wśród nich mamy do wyboru ogrodzenia kute, systemowe (panelowe, modułowe) lub ogrodzenia z siatki. Ogrodzenia kute należą do najtrwalszych i najoryginalniejszych. Niestety, są też najdroższe z tej grupy. Wynika to przede wszystkim z ceny materiałów oraz kosztów montażu (który powinien być wykonany przez profesjonalną firmę). Ogrodzenia systemowe składają się z łatwych w montażu paneli ogrodzeniowych oraz pasujących do nich słupków stałych. Dzięki temu są łatwe w montażu (można je wykonać samodzielnie). Proces cynkowania ogniowego gwarantuje, że są to ogrodzenia bardzo trwałe i odporne na korozję. Najtańsze, ale też najmniej atrakcyjne i najmniej trwałe są ogrodzenia z siatki metalowej. Aby zwiększyć wytrzymałość ogrodzenia

z siatki, warto wybrać siatkę powlekaną tworzywem (np. PVC). Osoby stające przed decyzją, jak wykończyć obejście domu, mogą też wziąć pod uwagę lite ogrodzenia murowane wykonane najczęściej z cegieł elewacyjnych (klinkierowe lub licówki). Coraz popularniejsze stają się też ogrodzenia wykonywane z prefabrykowanych bloczków. Są to elementy betonowe puste w środku, wykończone z zewnątrz fakturą przypominającą naturalny kamień łupany. - Najbardziej popularnym materiałem do budowy ogrodzeń frontowych są prefabrykowane pustaki betonowe - dodaje Tomasz Ziembakowski. - Są łatwe w montażu, nie wymagają też wielu prac wykończeniowych, np. fugowania, tynkowania, malowania. Ze względu na bogatą kolorystykę i estetykę wykonania nasi klienci najczęściej decydują się na bloczki marki JONIEC. Z kolei jedną z najpiękniejszych form ogrodzeniowych są... żywopłoty. Rozwiązanie to będzie szczególnie atrakcyjne dla osób, które lubią pracę w ogródku, ponieważ takie ogrodzenie wymaga stałej pielęgnacji (przycinania góry i boków). Do tworzenia żywopłotów możemy wykorzystać wiele roślin, w tym: buk zwyczajny, ligustr pospolity, grab pospolity, berberys czy bukszpan. Nie możemy też zapominać, że elementami, które powinny być dobrane do stylu i rodzaju ogrodzenia, są lampy, domofony czy skrzynki pocztowe. A kiedy zabrać się do pracy nad ogrodzeniem? - Ogrodzenie najlepiej postawić na samym końcu, po wykonaniu podjazdu, chodników i założeniu ogrodu - mówi Tomasz Ziembakowski. - Zbyt wczesne ogrodzenie posesji blokuje dojazd dla sprzętu ciężkiego jak choćby koparki, wykorzystywanego przy pracach brukarskich i ogrodniczych. Ale nie warto też zbytnio zwlekać.


#reklama


| ZDROWIE I URODA |

Tatuaż, pamiątka na całe życie. Chwilowa moda czy... - Sprostujmy, tatuaże to nie moda. Ich historia sięga jeszcze czasów starożytnych i trzeba przyznać, że bywała burzliwa. Dziś według statystyk już co ósmy Polak posiada tatuaż. Skąd ten wynik? Żeby to sprawdzić, wyszliśmy w miasto. TEKST DARIUSZ ZYMON / FOTO ARCHIWUM

Utarło się, że każdy tatuaż powinien coś znaczyć, ale prawda jest inna. Większość osób traktuje je jako ozdobę. Pozostali najczęściej decydują się upamiętnić ważne wydarzenia z życia - datę narodzin swojego dziecka, imię drugiej połówki czy portret ukochanego psa z dzieciństwa. Gwiazdki, listki, pajęczyny, postacie z filmów czy gier. To tylko promil przykładów popularnych wzorów - ważne jest, aby cała kreacja dobrze się prezentowała. - Jest wielu klientów, którzy przychodzą i mają w głowie wspaniałe pomysły na indywidualne projekty - mówi Bartosz Machura, Tattoo Paradise Szczecin. - Wspólnie tworzymy ostateczny wzór, aby „wydziarać prawdziwe dzieło”. Jest tylko jedno „ale” - to dzieło zostaje na całe życie. Stąd tatuaż powinien być uniwersalny i oderwany od aktualnych emocji. Smutny wers z piosenki o nieszczęśliwej miłości może wydawać się świetnym pomysłem, ale jedynie tuż po zerwaniu. I choć podobno nie ma wzoru, którego nie da się zakryć, to nie każdy tatuażysta podejmie się takiego zlecenia. Co ciekawe, ważniejsze od samych wzorów są style tatuaży - to wręcz materiał na pracę magisterską. Ich mnogość i różnorodność może przyprawić o zawrót głowy. Jak podkreśla Bartosz Machura - ostatnio bardzo dużą popularność zdobywają tatuaże minimalistyczne. Obecnie najczęściej tatuowanymi motywami są wzory geometryczne, rośliny i kwiaty oraz cytaty. Powodzeniem cieszą się również projekty polegające na wytatuowaniu samego konturu. Często są to prace przedstawiające miejsca, zdjęcia rodzinne czy zwierzęta. Od lat niekwestionowanym królem tatuażu jest realizm. Cieszy się on największą popularnością poprzez uniwersalny charakter. Można go stosować zarówno w przypadku portretów, zwierząt czy symboli. Jest to styl, który świetnie prezentuje się w kolorze czy czerni. Jak się dowiedzieliśmy - kolejnym pożądanym stylem jest dotwork. Technika polega na wykonaniu wzoru za pomocą tysięcy kropek stawianych w małej odległości. Można nią tworzyć

50

wzory realistyczne, geometryczne czy też słynne mandale. - Mówiąc o stylach, nie można nie wspomnieć o ponadczasowym oldschoolu. Klasyk sztuki dziarania nigdy niewychodzący z mody - dodaje Bartosz. - Styl ten opiera się na grubych i wyrazistych konturach oraz ograniczonej palecie kolorów. Rosnącą popularność notują tatuaże wykonywane tradycyjnie za pomocą samej igły oraz tuszu - stick&poke. Pierwotnie był to domowy sposób na wykonanie tatuażu. Obecnie nie brakuje artystów specjalizujących się tylko w tej stylistyce. Po czym je poznać? Charakteryzują się minimalistycznymi wzorami, podobno też, jak mówią sami wytatuowani, ich wykonanie jest mniej bolesne. I choć wydaje się, że dotarliśmy do momentu, kiedy zostało już tylko puścić wodze fantazji i wybrać odpowiedni salon tatuażu, to musimy poruszyć jeszcze jedną ważną kwestię. - Zdarza się, że artysta może odmówić wykonania tatuażu. Do najczęściej wymienianych projektów, których nie wykonaliby tatuażyści, zaliczają się wszelkie symbole nazistowskie czy komunistyczne. Często nie tatuuje się projektów oklepanych - dmuchawców, znaków nieskończoności czy wzorów tribalowych. Z odmową wykonania usługi często muszą liczyć się osoby nieletnie. - Pierwszy tatuaż zrobiłem sobie w wieku trzydziestu lat jako dojrzały i świadomy facet - podkreśla Paweł, Tattoo Paradise Szczecin. - Kiedy odmawiam tatuowania młodej osoby, zawsze tłumaczę dlaczego. Będę to powtarzał - wspaniały klient to świadomy klient.


#reklama

ul. Kazimierska 2 (wejście od Ku Słońcu) SZCZECIN | tel. 798 134 074 FB/TattooParadiseSzczecin


| ZDROWIE I URODA |

Kondycja stóp a organizm. Co mówią o tobie stopy? Wiele problemów zdrowotnych najprawdopodobniej całkowicie by nas ominęło, gdybyśmy więcej uwagi poświęcali swoim stopom. To wniosek, który nasuwa się już po pierwszej wizycie u podologa. Niestety, wciąż niewiele osób zdaje sobie sprawę, że kondycja kręgosłupa, bioder czy kolan zależy od podstawy. TEKST ALICJA WŁODARCZYK / FOTO ARCHIWUM

Stopy, podpora kręgosłupa, a także główny środek transportu. W podeszwie stopy umiejscowione są zakończenia ponad siedmiu tysięcy nerwów, które mają bezpośrednie połączenie z mózgiem, a równocześnie ze wszystkimi częściami ciała i organami. Chore i zaniedbane stopy mogą być przyczyną wielu schorzeń. Warto dbać o nie nie tylko dlatego, żeby pięknie wyglądały, ale także, by cieszyć się zdrowiem przez długie lata. Szacuje się, że nawet co drugi Polak cierpi bądź cierpiał na przewlekły lub napadowy ból w plecach. Kojarzyć może się ze źle dobranym materacem do spania, siedzącym trybem

52

życia i brakiem ruchu. Rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że dolegliwości ze strony kręgosłupa mogą mieć swoje źródło w schorzeniach stopy. - W naszym społeczeństwie wciąż pokutuje brak świadomości, jak ważną funkcję pełni lekarz podolog - komentuje Katarzyna Woźniak, Beauty Hand & Feet. - Każdy z nas regularnie powinien badać i pielęgnować swoje stopy w profesjonalnych gabinetach podologicznych. Lekarz ocenia kondycję stóp, sprawdza chód, stawia diagnozę i określa ścieżkę leczenia lub pielęgnacji. W wielu przypadkach niezbędne są wkładki do butów, tworzone na indywidualne zamówienie. Choć sama wkładka może też zaoszczędzić sporo bólu. Należy wiedzieć, że kiedy stopa układa się w niewłaściwy sposób na podłożu, w ślad za nią niewłaściwie ustawia się miednica, a za nią cały kręgosłup i mięśnie. Dlatego każda deformacja stóp powinna być badana od razu. Warto pamiętać, że układ stopy kształtuje się do około ósmego roku życia, dlatego tak ważne jest, aby w tym okresie rodzice zwracali szczególną uwagę na to, w jakich butach chodzą dzieci - przy zakupie kierujmy się nie tylko modą, ale i wygodą. Oprócz kłopotów z kręgosłupem, kolanami i biodrami, skutkiem nieleczonych zniekształceń na stopach mogą być też... bóle głowy w okolicach szyi lub karku. Źle ustawiona stopa powoduje przekrzywienie kręgosłupa, ten zaś wymusza na głowie bardzo niekorzystne położenie. Skutkiem są bezustanne napięcia mięśni ponadpotylicznych. To właśnie dlatego powinniśmy obserwować swoje stopy każdego dnia, odpowiednio pielęgnować nie tylko latem, a jakąkolwiek widoczną zmianę konsultować z lekarzem. Szybka diagnoza pozwoli na skuteczne leczenie i zapobieganie konsekwencjom.


#reklama

zabiegi podologiczne odciski, modzele, nagnioty, wrastające paznokcie, klamry ortonyksyjne, usuwanie brodawek wirusowych, rekonstrukcja paznokci

pedicure kosmetyczny pedicure hybrydowy manicure manicure hybrydowe ul. Bema 11, szczecin tel: 883 636 433 | tel: 91 48 91 682


Właściwości mandarynki Mandarynki to owoc podobny do pomarańczy, jednak są od niej o wiele mniejsze, słodsze i łatwiejsze w obieraniu ze skórki. Dzięki dużej zawartości witaminy A i C wspomagają układ odpornościowy, hamują działanie wolnych rodników odpowiedzialnych za proces starzenia, a także poprawiają kondycję skóry oraz chronią przed chorobami oczu. Dlatego warto jeść mandarynki. Skórka od mandarynki – nie wyrzucaj, wykorzystaj!

Skórka mandarynki i jej zastosowanie dla zdrowia i urody Mandarynka to bardzo smaczny owoc. Uwielbiany przez dzieci i dorosłych. Ma wiele witamin i wspiera odporność. Ten cytrus nie tylko ze względu na swoje walory smakowe jest tak popularny, okazuje się, że jego skórka ma wiele zastosowań i nie warto jej wyrzucać. TEKST KATARZYNA DĘBEK

Pewnie niewiele osób wie, że skórka od mandarynki ma dużo cennych właściwości. Można ją wykorzystać w wielu dziedzinach życia np. przy sprzątaniu, pielęgnacji skóry, czy zapobieganiu rozwojowi wielu chorób.

Większość ludzi jedząc mandarynki, wyrzuca do kosza jej skórkę – to duży błąd, ponieważ ma ona wiele zaskakujących i nieoczywistych zastosowań. W okresie jesienno – zimowym idealnie sprawdzi się syrop ze skórki mandarynki. Aby go przygotować, trzeba dokładnie umyć ją, aby pozbyć się wszelkich zabrudzeń i konserwantów. Następnie zetrzeć na tarce, zasypać cukrem i odstawić na kilka dni. Cukier można opcjonalnie zastąpić miodem i dodatkowo dodać starty imbir. Po upływie tego czasu, kiedy już skórka puści swoje soki, gotowy syrop przelać do butelki i pić po jednej łyżeczce na dzień. Mikstura działa również przeciwbólowo i może być stosowana u dzieci. Innym przykładem zastosowania skórki jest nalewka, która sprawdzi się u dorosłych w pierwszych objawach przeziębienia. Do jej zrobienia będzie potrzebne 50 g startej skórki z mandarynki i około 200 ml alkoholu 40%. Skórki należy zalać przygotowanym alkoholem, przykryć i odstawić w ciemne miejsce na około tydzień czasu. Taka nalewka ma działanie rozgrzewające, wzmacniające i łagodzące stany zapalne. Zalecana dzienna dawka to jedna łyżeczka. Co ciekawe skórka może też pomóc zamaskować brzydkie zapachy w domu. Wystarczy zrobić naturalne woreczki zapachowe ze skórki po mandarynce. Skórkę kroimy w cienkie paseczki, suszymy i wkładamy w gazie np. do butów czy szafy. W skórce mandarynki znajduje się substancja o nazwie nibelytyna. Jest jej znacznie więcej niż w samym owocu. Ten rodzaj flawonoidu jest odpowiedzialny za zapobieganie takich chorobom jak: stłuszczenie wątroby, otyłość, miażdżyca czy cukrzyca typu 2. Dlatego pamiętajcie - nigdy nie wolno ignorować mandarynek.


Niepubliczna Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna ul. Łabędzia 42/1, Szczecin (od ul. Krasińskiego) tel. 739 039 809

PSYCHOLOG DZIECIĘCY INTEGRACJA SENSORYCZNA LOGOPEDIA DIAGNOZA ADOS-2 DORADCA ZAWODOWY

Możliwa rejestracja i spotkanie online!

WWW.PSYCHOTERAPIA.JESTEMIJA.PL TERAPIE

DIAGNOZY I OPINIE

· Terapia matematyczna (więcej niż korepetycje)

· małego dziecka (już od 1 r.ż.) · bilans dwulatka,

· Indywidualna Stymulacja Słuchu - terapia Johansena,

· trudności w uczeniu się matematyki (dyskalkulia), · dysleksja, dysgrafia, dysortografia · gotowość szkolna, · badania przesiewowe w kier. ADHD i Zespołu Aspergera, · depresja, lęki

· Terapia pedagogiczna (zajęcia kompensacyjno-korekcyjne), · Terapia ręki · Trening Umiejętności Społecznych, · Warsztaty dla nastolatków · Szkoła dla Rodziców, · ADOS 2 · PSYCHOLOG DLA DOROSŁYCH


| ZDROWIE I URODA |

#materiał partnerski

Harmonia Zdrowia i Urody - gabinet, do którego się wraca Rynek zna lepiej, niż własną kieszeń, bo prowadzeniem gabinetów urody zajmuje się od niemal 30 lat. Klienci ufają jej i polegają na jej autorskich metodach. Klaudia Kampioni-Michałowska, właścicielka gabinetu Harmonia Zdrowia i Urody na Mierzynie, zdobywa kolejnych klientów i wszystko wskazuje na to, że nie zamierza zwolnić tempa. Jak mówi - jest zadowolona, że kobiety dbają o swój wygląd i poddają się zabiegom kosmetycznym. Zdarza się, że już sama świadomość, że robimy coś dla siebie działa kojąco. Jednak to dotyczy nie tylko pań, bo coraz więcej mężczyzn pojawia się w mierzyńskim gabinecie. - Czasem są to zabiegi pielęgnacyjne, innym razem zabiegi z zakresu medycyny estetycznej - zdradza Klaudia Kampioni-Michałowska. - Panowie przychodzą również do gabinetu na manicure i pedicure. Bez względu na płeć, każdy docenia kompleksowość oferty gabinetu Harmonia Zdrowia i Urody. Specjalistki działające na miejscu podchodzą do klientów kompleksowo. Dbając o ciało, ale i o ducha. - Zawsze pytam o pielęgnację domową, nawyki żywieniowe, staram się w miarę możliwości nakierować na prowadzenie zdrowego trybu życia - wyjaśnia właścicielka salonu. - W miarę potrzeby kieruję do lekarzy specjalistów. Czasem muszę być również psychologiem, bo intymna i spokojna atmosfera w gabinecie skłania do zwierzeń. Jednym z zabiegów budzących obecnie największe zainteresowanie w gabinecie jest masaż ajurwedyjski - to doskonała metoda na odstresowanie. Masaż ten wywodzi się ze starożytnego systemu leczenia. Zabieg wykonuje się przy pomocy specjalnej ciepłej oliwki ze specjalistycznymi składnikami. Wpływa on również na lepsze ukrwienie i poprawę przepływu limfy, na poprawienie stanu skóry, zmierza do usuwania toksyn z organizmu. Są oczywiście przeciwwskazania do wykonywania tego typu

56

masaży. Osoby chorujące na nowotwór, przechodzący silną infekcję z gorączką, kobiety w ciąży, podczas menstruacji, osoby z wysokim ciśnieniem oraz z chorobami serca nie powinny poddawać się takim zabiegom. Jednak zawsze przed przystąpieniem do masażu specjalistki robią wywiad. Prócz zabiegów relaksacyjnych, jesienią królują generalne porządki po nadmiernym opalaniu. - Uwielbiam zabiegi z kwasami owocowymi, stosuje je z powodzeniem od 20 lat - mówi Klaudia Kampioni-Michałowska. - Posiadam bogata ofertę tych zabiegów, dopasowaną do wieku i problemów skórnych. Bardzo popularna będzie też mezoterapia zarówno igłowa jak i mikroigłowa. To doskonałe zabiegi kondycjonujące skórę, wpływające na przebudowę i tworzenie nowych włókien kolagenowych i elastynowych. To również świetna broń przeciw przebarwieniom posłonecznym. W naszej szerokiej ofercie proponujemy zabiegi parafinowe, oraz specjalne maski na dłonie i stopy. Jak podsumowuje właścicielka gabinetu Harmonia Zdrowia i Urody - jej długoletnie doświadczenie i ogromne zaangażowanie sprawia, że każdy klient wychodzący z gabinetu jest zadowolony i wraca z wielką chęcią. Umów się na wizytę! tel. 502 035 061 - Klaudia Kampioni-Michałowkasa - Kosmetyka tel. 600 078 557 - Ewa Stachira - Pielęgnacja dłoni i stóp FB/ Harmonia-Zdrowia-i-Urody | www.harmoniaurody.pl


#materiał partnerski

| BIZNES |

Krystian Król i jego sposób na udany biznes Oryginalna kreacja marki, promocja, marketing. Jak w obliczu pandemii utrzymać się na rynku? Przebranżowienie, a może jednak dążenie do celu, mimo przeciwności losu? Właściwą odpowiedź zna Krystian Król, właściciel agencji marketingowej i twórca nowej marki Krystian Król Twój człowiek dedykowanej promocji i eventom. W zasadzie, co u Ciebie słychać? Ostatni czas musiał być niepewny. - W związku z obostrzeniami mam za sobą ciężki okres, tak jak większość przedsiębiorców, jednak wykorzystałem ten czas na zrealizowanie wielu ważnych dla mnie planów. W myśl zasady, która mówi, że każdy kryzys to również szansa, postanowiłem wykorzystać ten czas na dywersyfikację mojego biznesu. Ostatecznie obserwując rynek, dostosowując się do niego oraz reagując na to, co przyniosła pandemia postanowiłem zostać freelancerem i stworzyłem markę Krystian Król Twój człowiek od promocji i eventów, która oferuje działania brandingowe, promocyjne, projektowanie graficzne oraz organizację i obsługę wydarzeń. Tak jak wspomniałeś nie tylko kryzys popchnął Ciebie do takich zmian, ale również rynek. Co takiego zaobserwowałeś na rynku, że podjąłeś takie działania? - Obsługując kilka firm i rozmawiając z wieloma osobami doszedłem do wniosku, że słowo „agencja” przestało się kojarzyć z kreatywnością i skutecznością. Wiele agencji nie słucha swoich klientów, nie rozumie ich potrzeb, działa szablonowo i sprzedaje tylko to, co ma w ofercie, a nie szuka najskuteczniejszych rozwiązań. Zostając freelancerem wypowiadasz wojnę agencjom? - To nie jest wojna, rynek jest duży każdy ma prawo wybrać ofertę, która najlepiej według niego się sprawdzi. Znam kilka dobrych agencji, ale zazwyczaj ceniona jest przez klientów w nich jedna osoba, Pan Kowalski, który wszystko załatwi, znajdzie, wyceni. Stworzyłem ofertę w, której to ja jestem Panem Kowalskim

z taką zmianą, że nie zamykam się w mojej ofercie, a wyszukuję dla klientów najskuteczniejsze dostępne rozwiązania. Dla wielu firm jestem jednoosobowym działem marketingu. Świetnie się to sprawdza w sektorze MŚP. Na koniec jak myślisz, co czeka biznes w najbliższych miesiącach i w jakie działania powinno się inwestować? - Sytuacja jest niepewna, trudno jest co kolwiek przewidzieć. Na pewno eventy, robię ich dużo bo ludzie są tego spragnieni. Warsztaty, pchli targ, festyny, akcje promocyjne, koncerty – wszystko, co skupia ludzi. Zawsze należy dbać o swoją markę, budowanie jej i lojalności, która za chwilę może zostać zachwiana. Spójne działania promocyjne, kampanie oraz pomysły, które pomogą wyróżnić się z tłumu. O tych działaniach trzeba myśleć już teraz. Trzeba być gotowym na zly scenariusz, zabezpieczyć się, żeby podczas kryzysu nie musieć na raz wydawać dużych pieniędzy na promocję. No i internet, do którego za chwilę wszystko może wrócić. Jednak nie tylko dlatego warto być w sieci. Musimy pamiętać o tym, że młode pokolenie tam jest, tam buduje swoje wzorce i nawiązuje relacje. To pokolenie będzie dojrzewać i zostanie z firmami, które zna bo umiały dostosować swoją komunikację do niego. Czego Tobie życzyć? - Przede wszystkim stabilności zaróno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Niech ten koszmar koronawirusowy się skończy, żeby biznes wstał na nogi. Jestem przed 30-stką więc silnie rodzi się we mnie potrzeba założenia rodziny, ale dalej pielęgnuję w sobie tą młodzieńczą energię oraz intuicję, która pozwala mi tworzyć skuteczne działania dla moich klientów.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

57


| FINANSE |

Złoto czy nieruchomości? Jaka forma oszczędzania daje największą pewność inwestorowi w niepewnych czasach pandemii?

Sztabka złota czy nieruchomość? W czasach pandemii Polacy pozbywają się nadwyżek, tracąc zaufanie do pieniądza. Kupują więc mieszkania zarówno w mieście, jak i (najczęściej) w regionie nadmorskim. Ale interesującą formą lokowania pieniędzy wciąż, od wieków, jest też złoto. Ono zawsze jest w cenie. ROZMAWIAŁA LESZEK WÓJCIK / FOTO ARCHIWUM

Wzrost zainteresowania inwestorów złotem wynika - szczególnie w czasach pandemii - z utraty zaufania do pieniądza papierowego, do ekonomistów i polityków. Kiedy wszyscy szukają odpowiedzi, tylko złoto mówi prawdę. Nasz ekspert, Paweł Mazurek z Mennicy Mazovia, jest przekonany, że lokowanie pieniędzy w złoto to bardzo dobre rozwiązanie. - Bo żadne akcje czy obligacje nie zagwarantują takiego poczucia bezpieczeństwa - twierdzi. Czas pandemii zdecydowanie zmienił nasze priorytety. Dotyczy to praktycznie każdej sfery życia, zarówno materialnej, jak i duchowej. Inaczej postrzegamy pracę, dobra materialne, sposób wydawania pieniędzy czy oszczędzania. Z dnia na dzień wkroczyliśmy w fazę planowania wydatków, oszczędności i obaw o przyszłość. - Wielu Polaków sięga więc po sprawdzone rozwiązania i ponownie odkrywa zalety metali szlachetnych - twierdzi Paweł Mazurek. - Skąd ten nagły zwrot ku inwestowaniu w złoto i srebro? Decydująca okazała się potrzeba stabilizacji. Złote sztabki i monety lokacyjne można spieniężyć na całym świecie. O dużym bezpieczeństwie tego typu inwestycji może świadczyć fakt, że decydują się na nie także światowe rządy, zabezpieczając narodowy kapitał w złocie. Tradycyjną formą inwestycji w złoto jest zakup monet bulionowych lub sztabek wykonanych z najwyższej próby złota, zawierającej 99,99 proc. lub 99,999 proc. czystego kruszcu. Te tradycyjne formy inwestowania są pewne i bezpieczne, ponieważ złoto otrzymujemy w formie fizycznej i możemy nim dowolnie dysponować. Posiadanie złota jest więc skutecznym za-

58

bezpieczeniem majątku na wypadek kryzysu, przewrotu politycznego czy wojny. - Zazwyczaj emisje monet i sztabek bulionowych są nielimitowane a zysk z inwestycji zależy od rynkowego kursu złota w dniu sprzedaży. Do ceny złota inwestycyjnego nie dolicza się podatku VAT - płacimy więc za metal oraz kilkuprocentową marżę. Nie ma również obowiązku zapłaty podatku dochodowego, jeżeli zbycie monety bulionowej lub sztabki następuje po upływie sześciu miesięcy od daty jej zakupu. Intratną inwestycją może być również zakup monet kolekcjonerskich, których emisja jest limitowana. Cena emisyjna jest znacznie wyższa niż wartość kruszcu. To nie tylko inwestycja w złoto, ale również w wartość kolekcjonerską, która rośnie z czasem. Jednak sądząc po liczbie podpisanych ostatnio umów z Marina Developer, widać, że Polacy coraz odważniej inwestują w nieruchomości. - I tu chciałbym pod-

kreślić wyjątkowość Pomorza Zachodniego - mówi Krystian Surmacz, dyrektor ds. sprzedaży. - To jedno z niewielu już miejsc w kraju z tak wyjątkowymi lokalizacjami. Weźmy np. nasze propozycje w Dziwnowie. Są tak usytuowane, że z trzech stron widać wodę. I to kupujący doceniają. Zdaniem Krystiana Surmacza, zachodniopomorski rynek odnotowuje ciągły wzrost cen. Jest też bardzo różnorodny. W Dziwnowie największym zainteresowaniem cieszą się dwupokojowe mieszkania (które można wykorzystać jako miejsce wypoczynku albo przeznaczyć do wynajęcia). Z kolei w Szczecinie - lokalizacje w okolicach jeziora Dąbie i na Warszewie - lepiej się sprzedają lokale luksusowe. Co ciekawe, w naszym województwie w mieszkania inwestują drobni inwestorzy, którzy kupują jedno mieszkanie, często obarczone kredytem. Są też „hurtownicy”, którzy kupują od razu po kilka lokali.


#reklama


| FINANSE |

Pracodawcy a pandemia. W jakiej kondycji są firmy i jakie szanse dają pracownikom? Bezrobocie wzrosło, ale nie poszybowało do góry jak szalone. Były momenty trudne, ale czas lockdownowej stagnacji szybko udało się zastąpić kreatywnym działaniem i dywersyfikacją zobowiązań zawodowych. TEKST BOGNA SKARUL / FOTO ARCHIWUM

- Ostatni rok pokazał siłę przedsiębiorców w regionie zachodniopomorskim - mówi Anna Sudolska z Idea HR Group. - Branże dotknięte lockdownem musiały dokonać radykalnych zmian w swojej organizacji pracy. Nie brakuje jednak sektorów gospodarki, które w ostatnich miesiącach się wzmacniały i nadal kontynuują rekrutację. Szczecin jako jeden z niewielu rynków pracy w całej Polsce ma bardzo dynamicznie rosnącą liczbę ogłoszeń na portalach dotyczących rynku pracy. Jesteśmy w ogólnopolskiej czołówce - podkreśla Anna Sudolska. Jak podają eksperci, chętnie zatrudniani są specjaliści w branżach: BPO, ICT oraz informatycy i specjaliści ds. e-commerce. Na pewną i dobrze płatną pracę mogą liczyć także magazynierzy, specjaliści branży morskiej i osoby zajmujące się techniką przesyłową. Najgorszym okresem pandemii była wiosna 2020, gdy poczucie niepewności w wielu firmach spowodowało, że zawieszono re-

60

krutację. Podejmowano wówczas także decyzje o zwolnieniach. Sytuacja szybko się jednak poprawiła. Drugi kryzys przyszedł jesienią, gdy nastąpił kolejny lockdown. On jednak najmocniej dotknął branże bezpośrednio objęte obostrzeniami, czyli handel, turystykę, hotelarstwo i gastronomię. Drugi lockdown okazał się nie dotknąć transportu, przemysłu czy przetwórstwa. Wiele firm nie przetrwało. - Przedsiębiorcy, którzy znaleźli się w trudnościach finansowych, przede wszystkim optymalizowali koszty prowadzenia działalności, często wraz z zespołem analizowali przyszłą strategię rozwoju i w ten sposób szacowali potencjał firmy - wyjaśnia Katarzyna Michalska, kancelaria Kiżuk & Michalska, doradztwo gospodarcze. - Wielu przedsiębiorców, niestety, decydowało się na ograniczanie zatrudnienia, często zdarzało się także upłynnianie majątku firmy. Dużym zainteresowaniem cieszyła się restrukturyzacja sądowa, a szczególnym Uproszczone postępowanie restrukturyzacyjne wprowadzone dla firm dotkniętych skutkami lockdownu. Jak wyjaśnia ekspertka - to postępowanie daje możliwość porozumienia się z wierzycielami na zasadach korzystnych dla przedsiębiorstwa - można w propozycjach układowych wnioskować o umorzenie części odsetek, części kapitału. A co najważniejsze, od momentu otwarcia postępowania przez cztery miesiące przedsiębiorca uzyskuje ochronę i wierzyciele nie mogą wypowiadać kluczowych umów, nie mogą prowadzić czynności windykacyjnych. Przedsiębiorca zyskuje spokój na odzyskanie płynności. Na szczęście nie wszystkie branże tak ucierpiały. Specjaliści wskazują jasno: logistyka oraz e-commerce poradziły sobie najlepiej, a nawet zdecydowały się na poszerzenie zatrudnienia. Na przedmieściach Szczecina powstaje wiele hal magazynowych. Ich powierzchnie znajdują bez problemu inwestorów, a ci poszukują pracowników. - Na takie stanowiska jak magazynier czy operator wózka widłowego jesteśmy w stanie przyjąć każdą liczbę chętnych - dodaje ekspertka. - Tutaj wolne etaty możemy liczyć w setkach. Mowa głównie o firmach na terenie Szczecina i okolic. Bieżące rekrutacje prowadzone są także w branży e-commerce czy w logistyce i transporcie. Brakuje także pracowników w handlu. Etatów w dyskontach, które są coraz lepiej płatne, jest pod dostatkiem - dodaje Anna Sudolska. Jak zatem radzić sobie w trudnych sytuacjach? - Ważne, aby osoby zarządzające firmą reagowały na niepokojące sygnały sprawnie - podkreśla Katarzyna Michalska. - Jeśli tracimy płynność finansową, nie jesteśmy w stanie regularnie opłacać faktur, a nasze koszty stają się wyższe niż nasze przychody, to najprostszy sposób, by myśleć o wdrażaniu środków naprawczych. Czasem wystarczy analiza dokumentów prawno-księgowych. Wprowadzenie drobnych zmian poprawiających płynność, jak np. dostosowanie cen naszych usług do realiów rynkowych - może przynieść dobre efekty. Czasem jednak należy podjąć działania bardziej zaawansowane, jak np. postępowania restrukturyzacyjne sądowe. Myślę jednak, że jeśli czynności naprawcze podejmowane są w odpowiednim momencie, to w zasadzie każdą firmę można uratować.


#reklama

Restrukturyzacja szansa na odzyskanie płynności finansowej! RESTRUKTURYZACJA przedsiębiorców Nasza kancelaria specjalizuje się w postępowaniach restrukturyzacyjnych sądowych i pozasądowych. Pomagamy przedsiębiorcom zagrożonym niewypłacalnością w porozumieniu się z wierzycielami. Wdrażamy działania naprawcze w firmie!

Nasza wiedza i doświadczenie do Twoich usług możliwość zawieszenia postępowań egzekucyjnych

Zapraszamy do kontaktu z nami!

redukcja zadłużenia (ukorzenie części kapitału,

Kancelaria@kizukmichalska.pl

wydłużenie okresu kredytowania; rozłożenie zobowiązań na elastyczne raty, karencje w ich spłacie) Ochrona przed wypowiedzeniem kluczowych umów Ochrona majątku

tel. 693 110 250 www.kizukmichalska.pl www.centrumrestrukturyzacji.pl


| SPORT STYL ŻYCIA | |

62


| SPORT |

Olimpijczycy na medal

Złoto, dwa srebra i brąz – to były udane igrzyska olimpijskie dla sportowców związanych z Pomorzem Zachodnim. Czas je podsumować. TEKST JAKUB LISOWSKI / FOTO MATERIAŁY PRASOWE

Igrzyska w Tokio zakończone. Zaczęły się ponuro, pechowo, ale dla polskich kibiców rozkręciły się na dobre w drugim tygodniu wydarzenia. Sytuację uratowali lekkoatleci, natomiast boli słabość w grach zespołowych i sportach walki. Z grona sportowców związanych z naszym województwem zdecydowanie najlepiej wypadła Małgorzata Hołub-Kowalik, która przez lata reprezentowała Bałtyk Koszalin, a od niedawna AZS Lublin. Koszalinianka została podwójną medalistką olimpijską. W sztafecie mieszanej wystartowała w eliminacjach i ustanowiła rekord Europy. W finale jednak jej zabrakło, ale Polacy zdobyli złoty medal. Było trochę zamieszania przed ceremonią wręczenia medali, organizatorzy nie zgodzili się na udział wszystkich uczestników w ceremonii i Hołub-Kowalik musiała pozostać na trybunach. Ale medal dostała. Po kilku dniach walczyła świetnie w damskiej sztafecie. Polki spisały się świetnie, ale na Amerykanki to było za mało. Srebro i tak było, i jest ogromnym sukcesem. Agnieszka Skrzypulec- żeglarka SEJK Pogoni Szczecin pływała w Klasie 470 razem z Jolantą Ogar-Hill (Toruń) i w ostatnim wyścigu na ostatnich metrach zapewniła sobie wicemistrzostwo olimpijskie. Liczyliśmy na dobry wynik osady, bo od

lat była w światowej czołówce. Początek zmagań olimpijskich - wyborny. Dwa pierwsze wyścigi eliminacyjne (z 10) - wygrane, na półmetku prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Później było gorzej i przed wyścigiem medalowym 3. lokata. Skrzypulec i Ogar-Hill w wyścigu medalowym płynęły świetnie taktycznie. Pilnowały prowadzących Brytyjek, a jednym okiem obserwowały, co robią Francuzki - rywalki do srebra. Na ostatniej prostej Polki wyprzedziły Brytyjki i o dwie pozycje wyprzedziły też Francuzki. Dawało im to srebro, ale wtedy zaczął się nerwowy kwadrans, bo trójkolorowe zgłosiły protest. - Kompletnie nie wiedziałyśmy, co się dzieje. Francuzki odebrały nam najważniejszy moment zawodów, czas radości po zakończonej rywalizacji. Nie potrafiły przegrać – mówi Agnieszka Skrzypulec. Komisja sędziowska protest odrzuciła i życiowy sukces Skrzypulec stał się faktem. Żeglarka Pogoni była już mistrzynią świata, ale jednak medal olimpijski ma większą renomę. Z medalem do Szczecina powrócił też Patryk Dobek i to był niebywały sukces lekkoatlety MKL Szczecin. Dobek przez kilka ostatnich lat był w kraju najlepszy w biegu na 400 m przez płotki, ale nie mógł się przebić do światowej czołówki. W tym roku zmienił konkurencję. Zaczął biegać 800 m i w Tokio zdobył brąz.

- Piękna historia, a to dopiero początek mojej przygody z tym dystansem. W finale podjąłem maksymalne ryzyko, bo każdy błąd mógł mnie kosztować dyskwalifikację. Popełniłem też błąd taktyczny przed ostatnią prostą. Ale w sumie wszystko się dobrze dla mnie zakończyło – podkreśla Patryk Dobek. Pozostali sportowcy z województwa tak dużo szczęścia nie mieli, a część z nich nawet nie przystąpiła do rywalizacji. Michał Rozmys - zawodnik Barnima Goleniów - do półfinału biegu na 1500 m wszedł z ostatniej pozycji, półfinał ukończył z jednym butem i pogodzony, że Tokio będzie dla niego kiepskim wspomnieniem. Ale po proteście został dołączony do finału, a w nim zaprezentował się z bardzo dobrej strony. 8. pozycja z nowym rekordem życiowym. Tej konkurencji nie ukończył Marcin Lewandowski (wychowanek Ósemki Police, obecnie AZS Lublin), który w półfinale doznał kontuzji. Karol Ostrowski - pływak MKP Szczecin wziął udział w sztafecie 4x100 m stylem dowolnym. Było dobrze, bo swoją zmianę Ostrowski zakończył z nowym rekordem życiowym, a sztafeta ustanowiła rekord Polski. Adam Nowicki - zawodnik MKL reprezentował Polskę w maratonie. Zajął odległą pozycję, ale w takiej stawce i w tych warunkach ukończenie rywalizacji było sukcesem. Był też najlepszym z Polaków.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

63


| SPORT STYL ŻYCIA | |

Piotr Lisek - tyczkarz OSOT Szczecin zajął 6. miejsce. Zabrakło olimpijskiej formy, bo przecież apetyty sięgały podium. Natalia Partyka - tenisistka stołowa Startu Szczecin w drużynówce odpadła w pierwszym meczu, a w singlu w drugim. Łukasz Posyłajka - wioślarz ZS Szczecin poleciał jako zawodnik rezerwowy i w Tokio nie wystąpił. Bojana Milenković - siatkarka od nowego sezonu będzie przyjmującą Chemika Police, a w Tokio zdobyła razem z reprezentacją Serbii brązowe medale. Elżbieta Wójcik - pięściarka z KB Karlino w igrzyskach odpadła już po pierwszej walce. Miała pecha, bo trafiła na wymagającą przeciwniczkę. Paweł Spisak - zawodnik JKS Dako-

64

-Galant Skibno od ponad dekady jest najlepszym polskim przedstawicielem w WKKW i start w Tokio miał być piątym występem olimpijskim. Niestety, w Tokio Spisak miał ogromnego pecha, bo kilka dni przed rozpoczęciem rywalizacji test na COVID jego wierzchowca Banderasa dał wynik pozytywny i Spisak nie mógł wystartować. Darłowo w Tokio reprezentowały trzy kolarki torowe. Marlena Karwacka w sprincie drużynowym zajęła 7. miejsce, a w keirinie i sprincie indywidualnym klasyfikowana była w trzecich dziesiątkach. Daria Pikulik w omnium nie została sklasyfikowana, a w madisonie zajęła 6. miejsce, razem z siostrą Wiktorią. Byli koszykarze Kotwicy Kołobrzeg – Szymon Rduch i Paweł Pawłowski walczyli w nowej konkurencji olimpijskiej – 3x3. Polacy niby z każdym walczyli

jak równy z równym, ale przegrywali spotkania w końcówkach, marnowali szanse na wyjście z grupy i szybko zakończyli swój udział. Szkoda, bo sami zapowiadali medal. Marcin Chabowski z Pomeranii Szczecinek długo był najlepszym z Polaków w maratonie, ale ostatecznie nie ukończył rywalizacji. Olga Michałkiewicz - wioślarka pochodząca z Bornego Sulinowa walczyła w osadzie czwórki bez sternika. Były nadzieje na medal, ale ostatecznie skończyło się 6. miejscem w finale A. Magomedmurad Gadżijew do niedawna reprezentował AKS Białogard (a teraz AKS Wrestling Team Piotrków Trybunalski) miał być liderem polskich zapaśników. W pierwszej walce pokonał szybko Greka, by w ćwierćfinale przegrać z Rosjaninem. Został sklasyfikowany na 7. pozycji.


#materiał partnerski

Nowy Nissan Qashqai dla mistrzyni olimpijskiej Lekkoatletka Małgorzata Hołub-Kowalik wróciła z Tokio z dwoma medalami zdobytymi na XXXII Letnich Igrzyskach Olimpijskich do Polski. Z lotniska z Warszawy do rodzinnego miasta Gosię przywiózł mąż dotychczasowym samochodem Mistrzyni Olimpijskiej Nissanem Juke, który otrzymała od sponsora Nissan Polmotor na początku współpracy. Nissan Juke służył Olimpijce ponad rok czasu, Gosia otrzymała Nissana Juke zaraz po jego premierze w Polsce. Juke jest wyjątkowym crossoverem coupé, o wyrazistych liniach, rozpoznawalnym na drogach, budzącym spore emocje. Dziś już wiemy, że Mistrzyni Olimpijska przesiądzie się do najnowszego modelu

| SPORT |

marki Nissan, którego postanowił przekazać Gosi lokalny dealer Grupa Polmotor. Klucze do Nowego Nissana Qashqai Małgorzata Hołub-Kowalik otrzyma podczas Półmaratonu Szczecińskiego, którego Nissan Polmotor jest od kilku lat partnerem motoryzacyjnym. Nowy Nissan Qashqai w perłowym kolorze ze specjalnym oklejeniem prezentuje się doskonale. Model Mistrzyni Olimpijskiej posiada najwyższe w serii wyposażenie TEKNA+, który pozwoli na komfortową i dynamiczną jazdę. Qashqai wyposażony jest między innymi w najnowsze rozwiązania technologiczne Nissan Intelligent Mobility, zapewniające wsparcie i bezpieczeństwo podczas użytkowania samochodu; ProPILOT z Navi-link, wyświetlacze HEAD-UP DISPLAY, cyfrowe zegary z wyświetlacze TFT. Ponadto posiada opcje masażu, które z pewnością doceni nowa właścicielka auta. Teraz na zgrupowania i zawody Gosia jeździć będzie suvem, który w całkowicie nowej osłonie robi ogromne wrażenie. Koncepcja Nissana Qashqai z 2007 roku ewoluowała, a śmiała sylwetka crossovera łączącego kompaktowe rozmiary hatchbacka z praktycznością SUV-a spełni z pewnością wszystkie oczekiwania Mistrzyni Olimpijskiej.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

65


| SPORT |

#materiał partnerski

Pokonaj wiatr Małymi krokami kończymy lato i zbliża się jesień, pora roku, podczas której doskwiera nam wiatr oraz przelotne deszcze. Poniżej, kilka słów, jak pokonać uciążliwy dla nas wiatr tej jesieni. Wietrzna pogoda zdolna jest naprawdę oziębić atmosferę. Nawet kiedy jest sucho i słonecznie, wiatr drastycznie obniża temperaturę – a to pogarsza Twój komfort i zagraża ciepłocie ciała. Dlatego ważne jest, żeby być przygotowanym i zachować ciepło. Twój wybór odzieży roboczej do pracy na wietrze Podobnie jak w przypadku innych warunków pogodowych, ubierając się na wietrzny dzień pracy należy wziąć pod uwagę kilka różnych czynników. W zależności od pory roku, pożądane może być założenie takiej bielizny, która zapewni ciepło od wewnątrz lub odprowadzi wilgoć. W pewnych okolicznościach wygodniejsze może być jednak dodanie kurtki typu shell, którą łatwo będzie zdjąć, kiedy wiatr się uspokoi. Istotny jest też oczywiście czas pracy: im dłuższe zmiany, tym większe oczekiwania względem technologicznej wiatroszczelności odzieży. I jak zawsze, ważną rolę z punktu widzenia komfortu odgrywa również ciepłota ciała. O tym, co najlepiej na siebie włożyć, decydują więc zaplanowane na dany dzień zadania: czy będą to prace mało intensywne, czy też energiczne?

66

Temperatura faktyczna a odczuwana Dobranie właściwego ubioru na dzień pracy na wietrze może być kłopotliwe z tego względu, że wiatr wpływa na temperaturę odczuwaną: sprawia iż wydaje się, że na zewnątrz jest chłodniej, niż sugerowałoby wskazanie termometru. Dlatego też, przystępując do pracy w warunkach wietrznych, należy mieć na uwadze zależność między temperaturą faktyczną a odczuwaną. Przykładowo, jeśli na zewnątrz panuje temperatura 0°C, a wiatr wieje z prędkością 10 m/s, to temperatura odczuwana wynosi –7°C. Przy temperaturze +10°C i prędkości wiatru 18 m/s odczuwa się zaś temperaturę +5°C. Te przykłady wyraźnie ilustrują, jak znaczny jest wpływ wiatru na właściwy wybór odzieży roboczej. Wiatroszczelne nie znaczy nieprzewiewne Oddychalność odzieży roboczej – podobnie jak w przypadku tej przeznaczonej na deszcz – ma zasadnicze znaczenie dla Twojego komfortu także wtedy, gdy wieje. Może to zabrzmieć z pozoru sprzecznie, niemniej tak właśnie jest: nasz cel to niedopuszczanie wiatru do ciała, przy jednoczesnym zachowaniu właściwości oddychających odzieży. Podczas wykonywania energicznych prac, noszona odzież robocza musi odprowadzać wydzielaną przez ciało wilgoć, żeby użytkownik stale czuł się komfortowo. Dlatego wyrób w sobie nawyk sprawdzania właściwości oddychających odzieży – tym sposobem w każdej sytuacji zapewnisz sobie przewiewność umożliwiającą pożądane studzenie organizmu. W naszym sklepie mamy odzież na każdą porę roku. Zapraszamy do nas a postaramy się dobrać odpowiedni rozmiar dla ciebie jak również odpowiemy na nurtujące się pytania i zabezpieczymy przed złymi warunkami atmosferycznymi. Dominik Żukowski - Kierownik Sklepu


#reklama


Fot: Sebastian Wołosz

| KRONIKA TOWARZYSKA |

Szczecińskie rozdanie Fryderyków

To właśnie w Szczecinie poznaliśmy wszystkich laureatów Fryderyków 2021. Nagrody zostały rozdane podczas gali Muzyki Rozrywkowej i Jazzu w Netto Arenie. Niewątpliwie największym wygranym był Krzysztof Zalewski, który zdobył 4 statuetki. Odebrał je w kategoriach Producent Roku (razem z Andrzejem Markowskim), Autor Roku, Album Roku i Pop Alternatywny za płytę „Zabawa”. Doceniony został także teledysk do jego utworu „Annuszka”. Gala Fryderyków okazała się szczęśliwa również dla Maty, który zdobył dwie statuetki za Fonograficzny Debiut Roku i Album Roku Hip Hop. W tym roku przyznano także dwa Złote Fryderyki. W kategorii Jazz nagrodę odebrał Adam Makowicz, pianista jazzowy, a w kategorii Rozrywka Krzysztof Krawczyk. Nagrodę odebrała żona zmarłego w kwietniu artysty oraz jego menedżer Andrzej Kosmala. Niewątpliwie było to największe wydarzenie muzyczne tego roku w Szczecinie. (mk)

68


| KRONIKA TOWARZYSKA |

Oh my Green!

Sylwia Majdan wraca z nową kolekcją

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2021

fot. Andrzej Szkocki

Rośliny, kwiaty, ale przede wszystkim zieleń stały się motywem przewodnim nowej minikolekcji Sylwii Majdan. Projektantka zaprezentowała nowe propozycje odzieżowe podczas kameralnego eventu w swoim atelier. Wydarzenie odbyło się pod nazwą Oh my Green! i zdobyło uznanie modowych miłośniczek, które licznie stawiły się w pracowni. Wśród nich były m.in. dr Izabela Wierzbicka, właścicielka kliniki L.A. Beauty Szczecin, dr Katarzyna Pezinska-Kijak, właścicielka Przychodni Rehabilitacji Weterynaryjnej Vetico, a także modelki i influencerki Laila Szaranek czy Anita Pawlak. Podczas premiery nie zabrakło czasu na rozmowy, przymierzanie nowych propozycji i oczywiście zakupy. (am)

69


Aleja Gwiazd w Sorrento w Szczecinie wzbogaciła się o osiem nazwisk Maria Szabłowska, Anna Jurksztowicz, Ada Rusowicz, Krzysztof Klenczon, Zbigniew Wróblewski, Aleksander Nowacki, Jacek Lech, Wiesław Bernolak - osiem nowych osób zasłużonych dla polskiej muzyki rozrywkowej trafiło do Alei Gwiazd klubu Sorento w Szczecinie. To już trzecia edycja projektu Muzeum Muzyki Polskiej. - W ubiegłym roku ze względu na pandemię musieliśmy odwołać spotkanie, ale w tym nic nie stanęło nam na przeszkodzie - mówił Zbigniew Beatles Włodarczyk, szef stowarzyszenia Sorento. Skąd pomysł na Aleję Gwiazd w Szczecinie? - Pomysł zrodził się z racji Festiwalu Młodych Talentów 1962/63, żeby uhonorować w tym mieście artystów klasy światowej, którzy sławią Polskę i Szczecin, bo wśród tych artystów byli szczecinianie - wyjaśniał. (mp)

70

foto. Andrzej Szkocki

| KRONIKA TOWARZYSKA |


TARG RYBNY

WĘDZARNIA

SMAŻALNIA

Oferujemy świeże ryby

Tradycyjna wędzarnia

Nasze ryby filetujemy

z Morza Bałtyckiego

otwarta cały rok

na miejscu

Centrum Rybne Belona położone jest w urokliwym i spokojnym miejscu przy porcie rybackim Belony. Malowniczy widok na rzekę uzupełniamy starannie przyrządzanymi smakowitościami naszych potraw z ryb. Jesteśmy rodzinną firmą z wieloletnim doświadczeniem w poławianiu ryb i ich znakomitym przyrządzaniu. CENTRYM RYBNE BELONA - DZIWNÓW SŁOWACKIEGO 21D


#reklama


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.