1 minute read

szczegóły

Do Norwegii jedziemy z mężem pierwszy raz. Samochodem, tak jak lubimy. Zawsze marzyliśmy o fiordach. Słyszałam, że wrzesień jest tam najpiękniejszy. Widoki nas nie rozczarowują, ale drogi – wymagają mocnych nerwów. Na krętej trasie pod Stavanger wyprzedza nas ciężarówka. Jest bardzo wąsko, nie ma gdzie zjechać. Po lewej stronie ciężarówka, po prawej stromy uskok w dół tuż za barierką. Chyba się o nią ocieramy. Słychać tylko huk, bo kamienie spod kół tamtego samochodu rozbijają nam szybę. Zatrzymujemy się. Co robić? Tyle kilometrów od domu...

Spokojnie, jest polisa, mamy numer alarmowy. Dzwonię, opowiadam, co się stało, staram się mówić konkretnie, ale w takiej sytuacji trudno zebrać myśli. Człowiek naprawdę głupieje. Konsultantka informuje nas, że możemy wymienić szybę w serwisie i wysłać im fakturę. Idzie nawet szybko, ale płacimy fortunę: ponad 7 000 norweskich koron.

Na drugi dzień dzwoni likwidatorka z Ergo Hestii i wypytuje o okoliczności naszej „przygody”. Opowiadam jej o ciężarówce, o kamieniach. Pytam, gdzie przesłać fakturę za wymianę szyby. Podaje mi adres, ale dodaje, że nie zwrócą mi całej kwoty, bo podpisałam umowę z wariantem kosztorysowym. Po kilku dniach widzę, że przelali nam na konto... 700 złotych z groszami. To chyba nie jest całe odszkodowanie? Piszę do Ergo Hestii i żądam wyjaśnień. Jeszcze raz opisuję, bardzo szczegółowo, co się wtedy wydarzyło, na drodze pod Stavanger...

This article is from: