
3 minute read
„ Mam ubezpieczenie: zapłacą
Poślizgnąć się na oblodzonym chodniku pod własnym domem? W lutym, w środku zimy, słyszy się takie historie, ale ja? Niestety, wystarczy moment i leżę na ziemi, dosłownie nie mogę się ruszyć. Sąsiad wzywa karetkę. W szpitalu okazuje się, że to paskudne złamanie. W dodatku źle się zrasta, mam operację. Kilka tygodni leżę, jestem uziemiony. Wszystkie plany biorą w łeb. Potem mam ćwiczenia z rehabilitantem, ale długo nie mogę chodzić zupełnie swobodnie. I noga nadal boli.
Na szczęście mam ubezpieczenie wypadkowe, kupiłem w pakiecie razem z polisą na dom i samochód. Tylko parę złotych składki, więc wziąłem. Zgłaszam szkodę i wysyłam dokumentację z leczenia. Czytałem niedawno, że jakaś kobieta po wypadku samochodowym dostała 200 000 złotych zadośćuczynienia za ból i cierpienie. Fakt, była bardziej połamana niż ja, ale tego, jak ja się nacierpiałem, też nikomu nie życzę. Czekam na odszkodowanie.
Dostaję pismo z Ergo Hestii: zapłacą za złamanie. Ale mam wrażenie, że to jakaś kpina. Niecałe 2 500 złotych – tylko tyle za takie złamanie?
Skandal! Odwołuję się, nie odpuszczę, niech sobie nie myślą!
Dostaję zgłoszenie szkody z ubezpieczenia Następstw Nieszczęśliwych Wypadków (NNW). Upadek na śliskiej nawierzchni, złamanie kości udowej. Dokumentacja leczenia wskazuje na komplikacje, konieczna była operacja. Sprawa odpowiedzialności nie budzi żadnych wątpliwości: klient poślizgnął się przed własnym domem. Muszę tylko ustalić wysokość odszkodowania. Z tabeli, zamieszczonej w Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia NNW wynika, że tego typu złamanie powoduje 10% uszczerbku na zdrowiu. A to pomnożone przez sumę ubezpieczenia daje równe 2 000 złotych. Umowa przewiduje też określone świadczenie za każdy dzień pobyt w szpitalu. Łącznie przekazuję do wypłaty 2 450 złotych.
Klient oddzwania, jest oburzony. Żąda 100 000 złotych odszkodowania. Twierdzi, że to minimum, kwota adekwatna do jego cierpień, obrażeń i poniesionych strat. Mówi, że czytał o ofiarach wypadku samochodowego, które dostały dwa razy więcej. To nieporównywalne sytuacje… Inne ubezpieczenia – inne zasady, zawsze precyzyjnie określone. Zadośćuczynienie może dostać poszkodowany w ramach ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej sprawcy wypadku.
Z tytułu polisy NNW mogę wypłacić świadczenie obliczane tylko według prostego wzoru. Ustalony uszczerbek na zdrowiu mnożę przez sumę ubezpieczenia – która w przypadku tego klienta wynosi 20 000 złotych. Wysyłam szczegółowe wyjaśnienia, przywołuję przepisy umowy ubezpieczenia. Chcę go przekonać, że dobrze się z niej wywiązaliśmy. Wyjaśniam. Nie będzie łatwo.
Samego wypadku nie pamiętam. Jechałam samochodem z kolegą na szkolenie. Kurs menedżerski zajął mi prawie cały marzec. Pod koniec miesiąca miał być egzamin, a po nim awans. Takie były plany... A życie? Dużo bólu, szpital, operacje, nieciekawe rokowania. Właściwie można się załamać.
Jestem jeszcze na zwolnieniu i martwię się, co będzie dalej. Muszę wrócić do pracy. Chcę! A jeśli mi się nie uda? Muszę z czegoś żyć. Zgłaszam się do ubezpieczyciela sprawcy wypadku. Przez chwilę myślę, czy nie wziąć prawnika, żeby się tym zajął...
Dzwoni do mnie pani z Ergo Hestii. Często rozmawiamy. Mówi o jakimś badaniu w specjalistycznej klinice. Zapewnia, że będę mieć specjalny transport i nocleg, ale to jest aż w Poznaniu! Chyba nie mam tyle siły. Poza tym boję się, czy potrafiłabym znowu zaufać obcemu kierowcy. Lęk mnie po prostu paraliżuje. Jednak staram się myśleć racjonalnie i słucham argumentów. Od ubezpieczyciela zawsze dzwoni do mnie ta sama osoba. Już trochę zdążyła mnie poznać. Nie do wiary, ale nawet wypłakiwałam się jej do słuchawki!
W końcu podejmuję decyzję. Zbieram dokumenty, przechodzę wszystkie formalności, badania, jestem zdeterminowana. Podpisujemy ugodę, więc dostaję też 100 000 złotych odszkodowania. Zaczynam rehabilitację. Przeznaczam na nią swój cały urlop – w tym czasie udaje mi się już wrócić do pracy. Za nic nie chcę jej stracić. Ani jednego dnia dłużej na zwolnieniu! Jest coraz lepiej. Myślę o przyszłości.
Brawurowa jazda kończy się zderzeniem samochodu osobowego z ciężarową Scanią.
Taki wypadek nigdy nie wygląda dobrze. Poważna szkoda osobowa. Pasażerka auta ma rozległe obrażenia. Liczne złamania kości i wewnętrzne urazy wielonarządowe. Po 3 miesiącach w szpitalu zgłasza się do nas, bo sprawca wypadku jest ubezpieczony w Ergo Hestii.
Od razu widać, że to sprawa dla Centrum Pomocy Osobom Poszkodowanym. Właśnie po to je stworzyliśmy: chcemy najbardziej poszkodowanym zaproponować coś więcej niż pieniądze – możliwość powrotu do normalnego funkcjonowania. Leczenie i kompleksowa rehabilitacja koordynowana przez CPOP mogą trwać kilka miesięcy, nawet rok. Kosztują średnio 40 000 złotych. Dużo, ale to i tak mniej niż wypłata dożywotniej renty. Sytuacja jest korzystna dla obu stron. A jeśli leczenie nie przyniesie oczekiwanej poprawy? Ryzyko bierzemy na siebie
Mam stały kontakt z poszkodowaną. Kiedy rozmawiamy, słyszę, że jest załamana. Dotąd robiła karierę i nagle stała się zależna od innych ludzi. Ciągle mówi o powrocie do pracy. Wspomina o zatrudnieniu kancelarii odszkodowawczej, ale w końcu tego nie robi. Jestem jej opiekunem ze strony ubezpieczyciela. Mam poczucie, że zaczyna mi ufać.
Procedura CPOP wymaga starannej kwalifikacji do rehabilitacji. Trzeba kompleksowo ocenić stan poszkodowanej i stopień jej samodzielności. Współpracujemy z kliniką Rehasport w Poznaniu. Pani Joanna absolutnie nie chce jechać. Boi się wsiąść do samochodu. Jej psychiczny uraz po wypadku to dla nas poważna bariera. W końcu udaje mi się ją przekonać. Proszę, żeby dała sobie szansę, a wszystko, krok po kroku, przejdziemy razem.
Jest dobrze. Kiedy trwa już rehabilitacja, zawieramy ugodę i wypłacamy 100 000 złotych odszkodowania za cierpienia, uszczerbek na zdrowiu. Gdyby rehabilitacja nie powiodła się do końca, zawsze pozostaje poszkodowanej możliwość wystąpienia o rentę. Ale to dzielna młoda kobieta, szybko wraca jej wiara w siebie. Znowu może pracować. Naprawdę dużo z siebie daje. Trzymam za nią kciuki.