"Wejherowo Miasto do Życia" NR 1/2025 (luty-marzec)

Page 2


NIEZALEŻNA PRASA LOKALNA

GMINA WEJHEROWO PRZEGRYWA W SĄDZIE!

Ustalenia Sądu wskazują jednoznacznie na winę pracodawcy, tj. Urzędu Gminy Wejherowo na czele z wójtem, Panem Przemysławem Kiedrowskim. Konsekwencje: sponiewierany człowiek oraz ponad 100 000 zł wydatkowane z gminnej kasy, w tym 99 760 zł nienależnie wypłaconych środków z tytuły zapewnienia wyżywienia i zakwaterowania obywatelom Ukrainy, oraz 14 381,31 zł do wypłaty na mocy prawomocnego wyroku Sądu.

Najpierw, bezprawnie zlecono pracownikowi zadania z poza zakresu jego obowiązków, a nawet bez zaopatrzenia go w narzędzia do ich wykonywania. Następnie obarczono go winą i zwolniono, ignorując po drodze komunikaty Pana Zbigniewa, mówiące jednoznacznie o braku możliwości właściwej weryfikacji wniosków, które do niego trafiały. Rozstrzygnięcie sądu jest miażdżące dla wójta Kiedrowskiego, cytat z wyroku Sądu Rejonowego w Gdyni, IV Wydział Pracy (Sygn.

akt IV P 100/23): „wypowiedzenie (umowy o pracę - przyp. red.) było niezgodne z prawem – nie zawierało ani jednej, prawdziwej i zasadnej, przyczyny zwolnienia”.

WYROK JEST PRAWOMOCNY! Apelację gminy rozpatrzył Sąd Okręgowy w Gdańsku, uznawszy ją za bezzasadną i potwierdził w pełni ustalenia Sądu pierwszej instancji, przyjmując je za swoje wyrokiem z 27 listopada 2024 roku (Sygn. Akt VII Pa 176/23).

CD. NA STR. 2

WNajlepsi na najdłuższej trasie (76 km+) styczniowych biegów. Od lewej: Tomasz Zysk (Wysokie Mazowieckie), Marcin Pawlus (Bydgoszcz), Filip Reszke z synem Czarkiem (Wejherowo). Fot. Tomasz Krywienko fb.com/trojmiasto.fotograf.

ejherowianin, podobnie jak w letniej edycji, zajął trzecie miejsce w zimowych zmaganiach Festiwalu Biegowego ULTRA-WAY. Gratulujemy! Szeroką relację z wydarzenia można znaleźć na profilu organizatora pod adresem internetowym: fb.com/FestiwalBiegowy ULTRAWAY

POETÓW I SATYRYKÓW ZIEMI WEJHEROWIEJ 2024 WOJCIECH HILDEBRANDT PODEJRZANY W INTERNECIE

Pod koniec stycznia odbyła się uroczysta promocja tomiku poezji „Antologia poetów i satyryków Ziemi Wejherowskiej”, wydanego przez Powiatową Bibliotekę Publiczną w Wejherowie przy wsparciu Starostwa Powiatowego. Dyrektor biblioteki, Pani Barbara Gusman, wyraziła wdzięczność za zaangażowanie uczestników i liczny udział w tworzeniu antologii. Podkreśliła, że projekt był efektem wspólnej pracy wielu osób na prze-

strzeni kilku miesięcy. – „Jesteśmy dumni, że mogliśmy zrealizować ten

projekt, dając Państwu – jako autorom – przestrzeń do publikacji Waszej twórczości i umożliwiając podzielenie się swoimi tekstami z szerokim gronem odbiorców”.

Poeci czytali swoje wiersze, dzieląc się z publicznością przeżyciami i refleksjami. Każde wystąpienie spotkało się z gorącymi brawami, a atmosfera w sali była pełna wzruszeń i emocji. Wspomnienia autorów były bardzo osobiste – niektórzy w tym czasie przeżyli stratę bliskich osób, a jedna z poetek powitała na świecie swoje dziecko.

Antologia zawiera wiersze 24 autorów związanych z Ziemią Wejherowską, którzy podzielili się swoimi przemyśleniami i wrażliwością. Publikacja wyróżnia się różnorodnością wiekową i literackim doświadczeniem autorów, co czyni ją wyjątkowym świadectwem twórczości mieszkańców naszego regionu. Po raz pierwszy w zbiorze ukazały się wiersze w języku kaszubskim. Gratulujemy twórcom cennej pozycji. Mat. Pras. Organizatora. Źródło: fb.com/ PowiatowaBibliotekaWejherowo

Polecamy śledzić celne komentarze na profilu satyrycznym „W WEJHEROWIE”. Adres www: fb.com/wwejherowie

Przyszłość Wejherowa? Prawda, że zgrabny montaż? Podpisano: WOJCIECH HILDEBRANDT

Zdjęcie profilowe blogu

KOMUNIKAT WYDAWCY

Drodzy Czytelnicy / Szanowni Państwo Wydawanie czasopisma zostaje zawieszone z powodów osobistych. Trwają starania zmierzające do jak najszybszego wznowienia publikacji tytułu.

Zapraszam do śledzenia naszej działalności w kanałach elektronicznych:

PROFIL PUBLICZNY: fb.com/wejherowomiasto GRUPA DYSKUSYJNA: fb.com/groups/czytajgazetewejherowo

CZY WÓJT KIEDROWSKI CHCIAŁ WROBIĆ PRACOWNIKA?

CD. ZE STR. 1

BEZPRAWNIE

ZLECONE ZADANIA

Pan Zbyszek, jako Kierownik Referatu Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego otrzymał polecenie (ogólne), że będzie się zajmował sprawami dotyczącymi obywateli Ukrainy – takim komunikatem wójt narzucił pracownikowi nowe obowiązki za pośrednictwem Sekretarz Gminy, Pani Małgorzaty Niemirskiej-Thiel. To w praktyce, jak się okazało, oznaczało weryfikację wniosków o przyznanie świadczeń pieniężnych z tytułu zakwaterowania i wyżywienia dla obywateli Ukrainy. Jak wskazał Sąd w uzasadnieniu wyroku, pracodawca może wydawać polecenia niewyszczególnione w zakresie obowiązków, ale musze one pozostawać w związku z pracą określoną w umowie między stronami, a nie zlecać wykonywanie dowolnych czynności.

Pracownikowi narzucono czynności stricte z zakresu polityki społecznej, czym, jak wskazał Sąd Pracy, cytuję: „Kierownik Referatu Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego ani się nie zajmował, ani nie mógł się zajmować”. Zadania miały wyłącznie charakter socjalny, ale nawet gdyby – zauważył Sąd, strony umownie rozszerzyły zakres pracy Kierownika, to podana przyczyna zwolnienia go z pracy, mówiąca o licznych nieprawidłowościach związanych z weryfikacją wniosków, pozostaje przyczyna nieprawdziwą i niezasadną.

BRAK NARZĘDZI

DO PRACY

Od 1 czerwca 2022 r. do prawidłowej weryfikacji wniosków o świadczenie przysługujące za zakwaterowanie i wyżywienie obywateli Ukrainy miało służyć narzędzie teleinformatyczne – system ze skonfigurowaną stacją podłączoną do sieci MSWiA, a do tego indywidualna karta dostępu z certyfikatem dla użytkownika. Zadania (bezprawnie wg Sądu) narzucono Panu Zbigniewowi w lutym 2022 roku, niedługo

po tym, tj. 12 marca weszła w życie ustawa regulująca tę kwestię. Jednak pracownika wyznaczonego do tych zadań nie zaopatrzono w narzędzia aż do 28 listopada, pomimo wielokrotnych interwencji Kierownika, tj: zapotrzebowanie z 10 maja, zgłoszeń podczas posiedzeń Kolegium Wójta w datach: 23.05; 9.06; 22.06; 25.07; 8.08. Pomimo jednoznacznych komunikatów o braku narzędzi i niemożności prawidłowej weryfikacji wniosków, starania pracownika były ignorowane.

Pismem z 1 sierpnia Pan Zbigniew zwrócił się do wójta z prośbą o zdjęcie z niego oceny tych wniosków z powodu braku możliwości ich prawidłowej weryfikacji. Pracodawca na pismo nie odpowiedział wcale. Ale realizacji zadań oczekiwał i mimo wszystko, skarbnik gminy podpisywał, a wójt zatwierdzał listę środków do wypłaty. Na etapie postępowania sądowego gmina stwierdziła, że brak narzędzi nie wykluczał możliwości prawidłowej weryfikacji wniosków. Twierdząc, że w celu ustalenia daty przybycia obywatela Ukrainy można było zwracać się do Straży Granicznej, a także prosić wnioskodawców o kopie paszportów. Sąd taką argumentację określił jako kuriozalną. I nadmienił, że ustawa narzuciła weryfikację wniosków poprzez konkretne rozwiązana informatyczne, a nie w dowolny sposób. Ponadto, cytat z wyroku sądu: „Nie sposób również pojąć, na jakiej podstawie prawnej i w jakim trybie powód (pracownik – przyp. red.) miałby legitymować obywateli Ukrainy – abstrahując już od czasu i środków zaangażowanych w indywidualne zbieranie danych w każdej sprawie”. Za równie kuriozalne można uznać zastrzeżenie pracodawcy w postępowaniu, że można było skorzystać z narzędzi, tj. ze stacji roboczej z odpowiednim systemem w „sąsiednim” referacie i to, według pracodawcy miało być „oczywiste”. Takie twierdzenie nie znalazło aprobaty Sądu; nie sposób zrozumieć

w takim wypadku braku regulacji w tym zakresie przez prawie pół roku, pomimo wielokrotnego monitowania braków przez pracownika. Nie zorganizowano współdzielenia narzędzi i nie unormowano tego w żaden sposób. Ignorowano i bagatelizowano sprawę, nie racząc nawet odpowiadać na prośby – informuje w uzasadnieniu do wyroku Sąd. Gmina Wejherowa nie zapewniła pracownikowi od 1 czerwca aż do 28 listopada narzędzi umożliwiających rzetelną realizację zadań – stwierdzenie czy wniosek nie dotyczy osoby i okresu, który jest już przedmiotem innego podania, w innej gminie lub pod innym adresem. Późniejsza weryfikacja wniosków rozpatrzonych bez odpowiedniego systemu, przeprowadzona od 28 listopada do 5 grudnia 2022 roku wykazała, że wypłacono nienależnie kwotę w wysokości 99 760 zł, co ujawnił Kierownik, któremu bezprawnie i bez narzędzi zlecono zadania.

Z.K. ZWOLNIONY Z PRACY

Ostatniego dnia stycznia 2023 r. Panu Zbigniewowi wypowiedziano umowę o pracę z zachowaniem okresu wypowiedzenia. Jak już zaznaczyliśmy na wstępie; prawomocny wyrok Sądu uznał je w całości za niezgodne z prawem, nie zawierające ani jednej, prawdziwej i zasadnej, przyczyny zwolnienia. Przytoczyliśmy ustalenia i argumentację Sądu, wykluczającą pierwszą przyczynę zwolnienia podaną przez pracodawcę, czyli, cytuję: „występujące liczne nieprawidłowości w zakresie prawidłowej weryfikacji wniosków o zakwaterowanie i wyżywienie zgodnie z ustawą dnia 12 marca 2022 r. o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa. Zaistniałe nieprawidłowości potwierdza fakt, że wypłacono środki z Funduszu Pomocy niezgodnie z przeznaczeniem w wysokości 99 760,00 zł”.

W uzasadnieniu wypowiedzenia umowy o pracę podano także: „2) powtarzające się skargi zgłaszane przez mieszkańców Gminy

Wydawca: Bartosz Skwarło; Adres wydawcy i redakcji: ul. Kopernika 11/1, 84-200 Wejherowo Redaktor naczelny: Bartosz Skwarło, wejherowomiasto@gmail.com, tel. 509 024 314 Redaktor prowadząca wydanie: Marta Papierowska Numer w Rejestrze Dzienników i Czasopism Sądu Okręgowego w Gdańsku: 2365 ISSN 2956-4077; Skład: Studio Grapfa, www.grafpa.pl; Druk: Polskapresse Sp. z o.o. Oddział Poligrafia Autorzy materiałów przekazują je bezpłatnie do publikacji Wydanie gazety (łamanie, druk, kolportaż) jest finansowane ze środków własnych wydawcy

COPYRIGHT© Bartosz Skwarło

KONKLUZJA SĄDU

„Podsumowując, wypowiedzenie powodowi umowy o pracę było niezgodne z prawem, skoro nie zawierało ani jednej, równocześnie prawdziwej i zasadnej, przyczyny wypowiedzenia. Wypowiedzenie jest wprawdzie zwykłym sposobem rozwiązania stosunku pracy, a podane w nim przyczyny nie muszą mieć szczególnej doniosłości – nie oznacza to jednak, że pracodawca może powołać się na przyczyny nieprawdziwe, dowolne i błahe. W ocenie Sądu Pracy, Pracodawca nie wykazał, aby powód uchybił swoim obowiązkom pracowniczym. Co więcej, przyjmując na siebie zadania związane z weryfikacją wniosków o wypłatę świadczeń na podstawie ustawy z dnia 12 marca 2022 roku, powód wykazał się absolutną lojalnością wobec Pracodawcy i natychmiast przystąpił do realizacji zadań, choć nie pozostawały one w jakimkolwiek funkcjonalnym związku z zakresem umówionej z Pracodawcą

Wejherowo na Pana (zwalnianego pracownika – przyp. red.) nieprofesjonalne działania w zakresie wypłaty świadczeń pieniężnych za zapewnienie zakwaterowania i wyżywienia obywatelom Ukrainy przebywającym na terytorium RP ; 3) coraz częściej pojawiające się informacje pochodzące od OSP z terenu gminy o negatywnej współpracy z Panem (zwalniany pracownik –przyp. red.). W konkluzji wypowiedzenia napisano, cytat: „Powyższe sprawia, że nie spełnia Pan oczekiwań pracodawcy jako pracownik zajmujący ważne dla funkcjonowania Urzędu Gminy stanowisko i utracił Pan zaufanie pracodawcy”. W zakresie tych zarzutów sąd rozstrzygnął: 2) zarzut powtarzających się skarg jest absurdalny i całkowicie chybiony. Przedstawiono wyłącznie dwie skargi, z czego jedna była anonimowa i została uznana przez samego pracodawcę za bezzasadną. A więc skarga miała charakter incydentalny, nie mogła racjonalnie powodować utraty zaufania do pracownika i być przyczyną zwolnienia. Nie przedłożono pełnej treści skargi, którą pracodawca uznał za zasadną. Miała ona dotyczyć wykładni przepisu ustawy regulującej składanie wniosków o wypłatę świadczeń, jednak – jak ponownie podkreślił Sąd w uzasadnieniu – skarga dotyczyła nowych i stale zmienianych przepisów ustawy, czym dany pracownik i jego referat się nie zajmował, i nie powinien. 3) określenie, cytuję: „coraz częściej pojawiające się informacje” zawarte w trzecim punkcie uzasadnienia do wypowiedzenia umowy o pracę w praktyce oznaczały, cytat: „jeden e-mail od Ochotniczej Straży w Orlu, w którym jednostka ta wyraziła niezadowolenie z decyzji podejmowanych przez powoda (kierownika referatu – przyp. red.). Pracodawca nie wyjaśnił jednak w postępowaniu przed Sądem, czy i dlaczego zarzuty jednostki były słuszne, a decyzje powoda – nieprawidłowe i niezgodne z interesem majątkowym gminy”. Zeznający świadek powoływał się na zdarzenia sprzed 2, 4 i 7 lat wyrażając swoje niezadowolenie, ale nie wyjaśniono, czy i dlaczego zarzuty są słuszne, czy są też spekulacjami, pretensjami bądź życzeniami świadka. Sąd przypomniał, że obowiązkiem pracownika jest dbanie o dobro zakładu pracy i interes pracodawcy, a nie podmiotów współpracujących. Pracownik natomiast, w kontekście powyższych zarzutów wyjaśnił precyzyjnie dlaczego poszczególne roszczenia nie mogły zostać uwzględnione, a żądanie nie było do pogodzenia z interesem pracodawcy. Ponadto negatywnej współpracy urzędnika z OSP przeczą dokumenty znajdujące się w aktach sprawy. Z protokołów posiedzeń Kolegium Wójta Gminy Wejherowo z 2022 r. wynika, że kierownik referatu współdziałał stale ze strażami pożarnymi, a rok wcześniej został wyróżniony za osobisty wkład i zaangażowanie w wyposażenie jednostek OSP. Kontrola przeprowadzona w referacie w 2022 r. w zakresie rozliczenia udziału w akcjach ratowniczych nie budziła żadnych zastrzeżeń.

Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych

Redakcja nie realizuje zamówień na płatne ogłoszenia

Redakcja zastrzega sobie prawo redagowania i skracania tekstów

Prawa autorskie oraz majątkowe do wszystkich zamieszczonych tekstów należą do Wydawcy oraz ich Autorów i są oznaczone znakiem © Rozpowszechnianie opublikowanych artykułów jest zabronione bez zgody wydawcy i autora Ogłoszenia i reklamy nie stanowią materiału wydawcy, redakcja nie odpowiada za ich treść

ALARMY I SYRENY - ODPOWIEDZI

Syrena strażacka – co zrobić gdy usłyszysz sygnał? Jest to jeden z niewielu sposobów komunikacji, który szybkością przekazu wyprzedza nawet social media. Syrena strażacka - bo o niej mowa z ważną informacją dociera do każdego. Warto wiedzieć, że ma ona kilka rodzajów, a każdy ma dla nas inną wiadomość do przekazania. Może być używana w sytuacji zagrożenia lub jego odwołania.

Co oznaczy sygnał syreny strażackiej. Tego typu dźwięk to jasny i klarowny komunikat o zagrożeniu lub informacja dla służb. Nie zawsze musi to oznaczać coś złego. Jego głośność i donośność nie ma na celu nas wystraszyć. Czasem interpretujemy go jako niepotrzebny hałas lecz tylko dzięki takiej częstotliwości dźwięku komunikat może trafić do każdego.

Dlaczego syrena wyje? Mówiąc wprost to najprostszy i najszybszy sposób na komunikację ze wszystkimi mieszkańcami danego terytorium. Może informować tylko konkretnych mieszkańców z danego obszaru. Komunikat może być też skierowany dla całego kraju jak np. w przypadku zagrożenia wojennego lub w formie upamiętniającej daną sytuację historyczną. Na pewno nie jest to sygnał, który ma u nas wzbudzić strach. Nie oznacza to jednak, że taki dźwięk możemy bagatelizować.

Syrena strażacka sygnały. Aby komunikat był odebrany prawidłowo musi być odpowiednio zaadresowany. Aby to sobie dobrze uświadomić możemy wyobrazić sobie alfabet morsa. W tym przypadku mamy do dyspozycji przerywane sygnały. Od ich ilości zależne jest

jaki komunikat do nas trafia. Mogą być to np. 2 sygnały, 3 sygnały lub nawet 5 sygnałów syreny strażackiej. Przyjrzyjmy się ich rodzajom i sprawdźmy jak zachować się w danej sytuacji.

Syrena strażacka 3 razy. Trzy sygnały syreny znane są w Państwowych jak i Ochotniczych Jednostkach Straży Pożarnej. Gdy je słyszymy strażacy stawiają się w swoich remizach. Następnie są w pełnej gotowości lub bezpośrednio kierowani do swoich pojazdów, skąd udają się do gaszenia pożarów. Jego długość może być różna a wpływ ma na to np. pora dnia lub nocy. Sygnał ten trwa nie dłużej niż 30 sekund. Ciekawostką jest, że najnowsze remizy mają możliwość regulacji głośności dźwięku.

Syrena strażacka 5 sygnałów. Syrena strażacka może mieć jeszcze 3 sygnały lub 5 sygnałów. Każdy komunikat będzie wskazywał na inne zagrożenie. Powodem uruchomienia syren w tych sytuacjach może być: skażenie terenu, klęska żywiołowa, atak terrorystyczny lub nalot bombowy. Na pewno musimy być czujni w tych sytuacjach.

Syrena strażacka, a wojna?

Jeśli nie ma Cię w miejscu zamieszkania w tym czasie warto udać się w bezpieczne miejsce. Jeśli dźwięki tego typu zastały Cie w domu przede wszystkim sprawdź w mediach o jakim zagrożeniu jest obecnie mowa. Jeśli mówimy o zagrożeniu wyższego stopnia- wyłącz urządzenia elektryczne oraz gazowe a także pozamykaj okna. W sytuacji kryzysowej zapakuj niezbędne rzeczy: dokumenty, pieniądze oraz leki. Warto mieć pod ręką klucze na

wypadek ewakuacji. Najważniejsze jest zachowanie spokoju i słuchanie poleceń służb mundurowych. ŹRÓDŁO: strefa998.pl

ALARMOWANIE

I OSTRZEGANIE

Sygnały alarmowe i ostrzegawcze przekazywane są przez syreny alarmowe (niektóre syreny posiadają możliwość emitowania alarmów i komunikatów głosowych) oraz środki masowego przekazu – radio i telewizję. W niektórych gminach, powiatach i województwach wykorzystywane są także inne sposoby informowania ludności np. wiadomościami tekstowymi (SMS) poprzez sieć telefonii komórkowej, megafony oraz powiadamianie od domu do domu.

Alarm ogłaszany jest w przypadku wystąpienia zagrożeń trzyminutowym sygnałem modulowanym. Odwoływany jest przez trzyminutowy sygnał ciągły. Ostrzeżenia przekazywane są w przypadku kiedy istnieje ryzyko wystąpienia zagrożeń. Komunikaty ostrzegawcze przekazywane są w środkach masowego przekazu.

SYGNAŁY ALARMOWE

Ogłoszenie alarmu: sygnał akustyczny: modulowany dźwięk syreny w okresie trzech minut; w środkach masowego przekazu: powtarzana trzykrotnie zapowiedź słowna: Uwaga! Uwaga! Uwaga! Ogłaszam alarm (przyczyna, rodzaj alarmu itp.) ... dla ...; wizualny sygnał alarmowy: znak żółty

w kształcie trójkąta lub w uzasadnionych przypadkach innej figury geometrycznej.

Odwołanie alarmu: sygnał akustyczny: ciągły dźwięk syreny w okresie trzech minut; w środkach masowego przekazu: powtarzana trzykrotnie zapowiedź słowna: Uwaga! Uwaga! Uwaga! Odwołuję alarm (przyczyna, rodzaj alarmu itp.) ... dla ...

KOMUNIKATY

OSRZEGAWCZE

Uprzedzenie o zagrożeniu skażeniami:

sposób ogłoszenia komunikatu: poprzez środki masowego przekazu: powtarzana trzykrotnie zapowiedź słowna: Uwaga! Uwaga! Osoby znajdujące się na terenie ... około godz. ... min. ... może nastąpić skażenie ... (rodzaj skażenia) w kierunku ..., sposób odwołania komunikatu: poprzez środki masowego przekazu: powtarzana trzykrotnie zapowiedź słowna: Uwaga! Uwaga! Odwołuję uprzedzenie o zagrożeniu ... (rodzaj skażenia) dla ... Pamiętaj: jeżeli usłyszysz dźwięk syreny alarmowej, włącz radio lub telewizor na lokalną stację, słuchaj komunikatów o zagrożeniu i postępuj zgodnie z poleceniami, sprawdź miejsca pobytu domowników i osób z najbliższego otoczenia, poinformuj ich o niebezpieczeństwie, gdy jesteś poza domem, skontaktuj się z najbliższymi, informując ich o sytuacji, miejscu swego pobytu oraz o sposobie dalszego kontaktowania się, nie wpadaj w panikę, dawaj przykład rozumnych zachowań.

ŹRÓDŁO: gov.pl/web/ mswia/alarmowanie-iostrzeganie

pracy. W „nagrodę”, Pracodawca zwolnił powoda, przypisując mu w całości odpowiedzialność za nieprawidłowe przygotowanie Urzędu Gminy do weryfikacji wniosków. Takie postępowanie naturalnie nie mogło znaleźć aprobaty Sądu Pracy.

POLOWANIE W CELU

ZWOLNIENIA?

Z analizy ciągu powyższych zdarzeń oraz relacji osób z otoczenia wójta Kiedrowskiego wyłania się obraz nieuzasadnionej buty wobec doświadczenia i kompetencji, z czego można by zrobić użytek dla dobra gminy. Ciężko oprzeć się wrażeniu,

w mojej opinii tak było, że kosztem ludzi i relacji miedzy urzędnikami, mieszkańcami oraz wprost pieniężnym, jest prowadzona swoista „polityka kadrowa”, co nie buduje i nie wróży dobrze na przyszłość.

PROBLEM Z RESPEKTOWANIEM PRAWA

Najprawdopodobniej, a to więcej niż opinia, Wójt Kiedrowski inaczej widzi sprawiedliwość, niż ta wyrażona w prawomocny wyrok sądu. Pracownik, który wygrał z gminą przed Sądem Pracy i zgodnie z wyrokiem został przywrócony do pracy w Urzędzie Gminy Wejherowo –na poprzednich warunkach pracy i płacy, musi dalej walczyć o swoją

godność i zajęcie. Wiarygodna informacja z UG mówi, że Pan Zbigniew nie został przywrócony na stanowisko Kierownika Referatu Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, jest przymuszony do wykonywania zadań na poziomie referenta lub pomocy biurowej. Wójt miał powiedzieć, że nie uznaje wyroku Sądu, a kompetencje Z.K. są za niskie, żeby wrócił na poprzednie stanowisko. W piśmie skierowanym do jednego z radnych gminy, już po prawomocnym wyroku Sądu Pracy, wójt nadal obwinia pracownika za nienależnie wypłacone środki. Co dziwne, wójt sam akceptował świadczenia do wypłaty, wiedząc, że nie dostarczył narzędzi do właściwej weryfikacji wniosków.

Pracownik czuje się dyskryminowany i szykanowany, musi szukać pomocy w kolejnych instytucjach, zamiast dobrze pracować, jak miało to miejsce przez wiele lat.

Należy zauważyć, że już wcześniej, tj. 19 marca 2024 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku (Sygn. akt XV Ns 100/24) w trybie wyborczym rozpatrzył wniosek pracownika i postanowił zakazać Markowi M. (kandydat w wyborach samorządowych z ramienia KWW Przemysława Kiedrowskiego) rozpowszechniania nieprawdziwych informacji i pomawiania Pana Zbigniewa o rzekomym narażeniu mieszkańców gminy na stratę 100 tys. zł przez brak kompeten-

cji i upartość. Sprawa dotyczyła tego samego procesu – weryfikacji wniosków, a postanowienie mówi to samo, co wyrok Sądu Pracy. Sąd nakazał Panu Markowi M. zamieścić przeprosiny za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji.

Sposób postępowania wójta i ludzi z jego otoczenia, prawomocne orzeczenia sądów to kolejne, obok wcześniejszych ustaleń Państwowej Inspekcji Pracy czy kontrowersyjnych działań Sekretarz Gminy, dowody na to, że nie dzieje się dobrze w Urzędzie Gminy Wejherowo. Polecamy te kwestie poddać głębokiej refleksji.

Michał Kowal

WOKÓŁ WEJHEROWA - ARTUR WYSZECKI

Pod koniec lutego zakończyła się w Filharmonii Kaszubskiej – Wejherowskim Centrum Kultury wystawa pt. „mojeWEJO”, która prezentowała twórczość Artura związaną z jego rodzinnym miastem – Wejherowem. Znalazły się na niej prace studenckie – widok z okna mieszkania przy ul. Strzeleckiej, które ukazują podwórko z perspektywy wnikliwego obserwatora o bujnej wyobraźni. Bo cóż tam się nie dzieje… Latają noże, z okna sąsiadującej kamienicy wygląda były prezydent Stanów Zjednoczonych George Bush senior….

Niekiedy u Artura obraz może istnieć sam, a niekiedy jego istotnym dopełnieniem jest tekst, który ujawnia nam intencje, inspiracje i skomplikowane nawiązania.

Także z czasów studenckich pochodzi praca Łazienka Arnolfinich, dla której inspiracją było słynne dzieło Jana van Eycka widziane przez Artura podczas podróży do National Gallery w Londynie. Tutaj właśnie wielopoziomowe nawiązania i bujna wyobraźnia autora prowadzą nas poprzez kody kulturowe, osobiste nawiązania, podobną kolorystykę i kompozycję od dzieła Wyszeckiego do dzieła van Eyka. Tytuł ułatwia nam sprawę, a tekst Artura do tego obrazu wyjaśnia wszystkie powiązania. I choć na pewno nie tak wyglądała łazienka małżeństwa Arnolfinich, to tytuł jest w pełni uzasadniony.

Na wystawie pokazane zostały także prace bardzo dużego formatu, jednolite w kolorach sceny domowe, które zdecydowanie nie wymagają tekstu. Dla mnie są to obrazy przejmującej samotności.

Prace najnowsze, malowane na deskach z wykorzystaniem techniki własnej prezentują Wejherowo jak z surrealistycznego snu.

Tutaj to, co współczesne, miejsca i budynki, które znamy, przeplatają się z tym, co nierealne, przeskalowane i baśniowe. Nad dworcem góruje dostojny jeleń, ogromny kundelek siedzi na centrum handlowym, z tunelu przy ul. św. Jana wypełza postać zaczerpnięta

z Tryptyku Sąd Ostateczny Hansa Memlinga.

W cyklu fotomontaży „Moja ulica” artysta wykorzystuje ten sam zabieg, wkleja w przestrzeń swojej ulicy zdjęcia-ikony fotograficzne. To tutaj, na ulicy Gulgowskiego w Wejherowie dzieją się najważniejsze i najtragiczniejsze w dziejach świata wydarzenia. Przejeżdża Hitler w swoim kabriolecie, Mahatma Gandhi prowadzi „bierny protest”, wybucha bomba jądrowa, Papież Polak zostaje postrzelony, palą się wieże WTC i ginie wielu, wielu ludzi. Są też sceny mniej pesymistyczne: Neil Armstrong stawia swój pierwszy krok na księżycu, przechadza się Marilyn Monroe, Wałęsa ogłasza koniec strajku, odbywa się parada karnawałowa prosto z Rio de Janeiro, a Beatlesi przechodzą na drugą stronę ulicy.

Wszystkie te prace łączy Wejherowo, jako Miasto do Życia, które jak się okazuje może inspirować w nieskończoność i w którym, dzięki wyobraźni i talentowi może dziać się wszystko.

Artysta przez najbliższe lata zamierza kontynuować cykle „moja ulica” i „mojeWejo”.

Obecnie w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie można oglądać kolejną wystawę Artura.

Artur Wyszecki na tle swoich prac

Artur Wyszecki - artysta wszechstronny. Rysuje, maluje, fotografuje, rytuje sgraffita (technika dekoracyjna malarstwa ściennego), tworzy grafiki, rzeźby, instalacje, teledyski, video-art, pisze teksty. Jego realizacje można podziwiać w przestrzeni naszego miasta i wielu innych miejscach w kraju, na naszym kontynencie i poza nim. Jest ciekawym świata człowiekiem. Podróżnikiem, który potrafi przekazać w formie sztuki swój obraz świata. Jest także organizatorem Spichlerza Sztuki, dzięki któremu mamy możliwość kontaktu ze sztuką wielu artystów z kraju i z zagranicy.

Tym razem artysta prezentuje drugą stronę swojej twórczości, tę związaną z jego podróżami.

„z Marcelem”, bo taki tytuł nosi wystawa to - jak możemy przeczytać w opisie ekspozycji: „Fotograficzny i filmowy zapis samochodowej podróży na południe Europy, z Polski na Sardynię, w celu namalowania muralu z osłem. Jedynym towarzyszem artysty był jego pies – spaniel o imieniu Marcel.

Zdjęcia z podróży dokumentują przesuwający się pejzaż naznaczony obecnością cywilizacji, oraz stopniowe przesunięcie człowieka z centralnego punktu świata na symetryczny wobec zwierzęcia. Zdjęcia i film prezentują dwa punkty widzenia: autora i jego zwierzęcego przyjaciela, co za tym idzie są próbą zrozumienia filtrów kulturowych, społecznych, psychologicznych, są przyglądaniem się instynktom, świadomości.

Dwójka podróżników spotyka na swojej drodze interesujących ludzi nawiązuje nowe przyjaźnie i przeżywa ciekawe przygody. Jest to zarówno podróż do określonego miejsca w przestrzeni, jak i podróż w głąb jaźni. To również portret przyjaźni i coraz silniejszej więzi międzygatunkowej”.

Oprócz dokumentacji fotograficznej z podróży przez pół Europy 21 marca odbędzie się pokaz filmu z procesu tworzenia dwóch prac, które Artur pozostawił na Sardynii. Jeden z nich to mural powstały w przestrzeni miejskiej prezentujący osła, odwiecznego sprzymierzeńca człowieka w codziennej pracy. Jak wyjaśnia artysta, inspiracja do tej pracy powstała podczas wcześniejszej podróży: „Maroko... dobrze zapamiętałem osła, uwolnionego

przez nas o północy ze zbyt krótkich więzów, którymi był przymocowany do słupa prawie cały

dzień i część nocy. Kiedy rozwiązaliśmy mu kilkucentymetrowy sznur przy pysku, natychmiast

cofnął się parę kroków i wtedy zrozumiałem, że przez te wszystkie godziny w nieruchomym napięciu

cały czas „ciągnął” wóz którym był obciążony, bo ten dwukołowy wehikuł stał lekko pod górkę i był jego wielogodzinnym, nieustannie torturującym go jarzmem. Udręczony osioł odetchnął głęboko jak potwornie zmęczony człowiek po czym wydał z siebie przeciągły jęk i był to najbardziej przejmujący, i pełen skargi dźwięk jaki kiedykolwiek słyszałem u żywej istoty. Wtedy - w nagłym olśnieniu zrozumiałem, że osioł, jako pracująca dla człowieka od paru tysięcy lat istota, był „silnikiem”, przy pomocy którego zbudowano cywilizację basenu morza Śródziemnego. Pomyślałem, że warto by go jakoś uhonorować. I pojechałem z Marcelem na Sardynię, żeby namalować skromny fresk w hołdzie dla wszystkich osłów”. Drugi mural to przedstawienie dziewiętnastowiecznego sycylijskiego rozbójnika Corbeddu Salis, który dla miejscowych jest

uosobieniem wolności i niezależności, w opozycji do Włochów, którzy okupowali Sardynię i wcielili ją siłą do swoich granic. Praca powstała na podwórku gospodarza, u którego Artur się zatrzymał. Zakończyła się wielką fetą na cześć artysty, z sardyńskim jedzeniem oraz winem, z którego mieszkańcy są bardzo dumni. Były też tradycyjne śpiewy, które pozwolono Arturowi zarejestrować.

Aby poczuć klimat tamtych dni, zobaczyć Artura podczas pracy oraz Marcela zwiedzającego kolejne miasta Europy, zapraszam na autorską prezentację, która odbędzie się 21 marca o godz. 18.00 w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie. Wystawa będzie czynna do końca marca 2025 roku.

Fb.com/papierowskamarta Insta: marta.papierowska.art www.galeriawoknie.pl

„BĄDŹ ZMIANĄ, KTÓRĄ PRAGNIESZ UJRZEĆ W ŚWIECIE”

Na słowa Mahatmy Gandhiego zwróciłam szczególną uwagę w czasie, gdy pracując w szkole publicznej, mierzyłam się z licznymi wątpliwościami dotyczącymi systemu nauczania. Wiedziałam, że nie jestem w stanie go zmienić, ale zrozumiałam, że mogę działać po swojemu i stać się częścią tej zmiany. Zakładając DomoSzkołę, stworzyłam miejsce, o jakim marzyłam dla swoich dzieci. Zadałam sobie pytanie, czego sama oczekiwałabym od szkoły i właśnie w odpowiedzi na to pytanie powstała przestrzeń, którą konsekwentnie rozwijam z myślą o dzieciach i ich rodzicach.

Słowa, które zacytowałam w tytule, mają niezwykłą moc, szczególnie gdy spojrzymy na nie w kontekście wychowania i edukacji naszych dzieci. Każdy rodzic marzy o tym, by jego dziecko wyrosło na mądrego, dobrego i odpowiedzialnego człowieka. Jednak często zapominamy, że dzieci uczą się nie tylko w szkole z podręczników, ale przede wszystkim przez obserwację nas – dorosłych w codziennym życiu.

Wielu rodziców koncentruje się na edukacji formalnej – dbają o dobre oceny, zapisują dzieci na dodatkowe zajęcia, motywują do nauki. To oczywiście ważne, ale nie wystarczy.

Chcąc wychować uprzejme dzieci, sami musimy okazywać szacunek innym. Pragnąc nauczyć dziecko wytrwałości, warto pokazywać, jak my radzimy sobie z trudnościami. Jeśli zależy nam na tym by chętnie sięgały po książki, najlepszym sposobem jest dawanie własnego przykładu.

Dzieci są doskonałymi obserwatorami. Widzą więcej, niż nam się wydaje. Gdy mówimy o znaczeniu zdrowej diety, a jednocześnie sięgamy po fast foody, nasze słowa tracą

moc. Wymagając punktualności, ale przy tym sami się spóźniając, tracimy autorytet. Edukacja nie zaczyna się i nie kończy w szkole – trwa przez całe życie, w każdej chwili.

Rodzice często zastanawiają się jak nauczyć dziecko empatii, cierpliwości czy odpowiedzialności. Odpowiedź jest prosta – przez własne działania. Jeśli chcemy, by nasze dzieci pomagały innym, sami powinniśmy to robić. Jeśli chcemy, by traktowały naukę jako coś wartościowego, musimy pokazać, że sami nieustannie się rozwijamy – czy to przez czytanie, naukę nowych umiejętności, czy rozmowy na ważne tematy.

Nie chodzi o bycie perfekcyjnym. Chodzi o autentyczność. Dziecko nie musi widzieć idealnego rodzica, ale takiego, który stara się być coraz lepszy. Takiego, który potrafi przyznać się do błędu i wyciągnąć z niego wnioski.

Zmiana zaczyna się w nas.

Zamiast skupiać się na tym, jakie błędy popełniają nasze dzieci, warto zadać sobie pytanie: Jakim jestem wzorem? Jeśli chcemy, by nasze dzieci były bardziej cierpliwe, może sami powinniśmy nauczyć się spokojniej reagować? Jeśli chcemy, by chętnie pomagały w domu, może warto sprawić, by wspólne obowiązki były dla nich naturalnym elementem życia, a nie przymusem?

Zmiana, której pragniemy w naszych dzieciach, zaczyna się w nas. Kiedy my się zmienimy, zmieni się także otoczenie. Edukacja to nie tylko wiedza przekazywana słowami, ale przede wszystkim lekcje, które dzieci czerpią z naszych działań.

Bardzo bliskie są mi wspomniane słowa Mahatmy Gandhiego –jeśli chcemy, by świat był lepszy, musimy zacząć od siebie, od naszych małych kroków, nie czekając na to, co zrobią inni.

Jako rodzice mamy ogromny wpływ na przyszłość naszych dzieci. Dając im dobry przykład, kształtujemy ludzi, którzy kiedyś będą budować świat.

Nie wystarczy mówić – trzeba działać. Bo to, kim jesteśmy, ma znacznie większą moc niż to, co mówimy.

I IGRZYSKA KOLĘD

I PASTORAŁEK W WARSZAWIE

Chór Męski Harmonia nie traci animuszu i zapału do śpiewu! Zespół z Wejherowa kolejny rok swojej działalności rozpoczął z wysokiego „C”, używając słów zaczerpniętych z terminologii muzycznej. I tak jak na pięciolinii, aby dojść do upragnionego, wysokiego dźwięku trzeba być cierpliwym i sumiennym, tak samo musi być też w pracy; na próbach i lekcjach śpiewu. Tak Panowie w charakterystycznych czarnych marynarkach i czerwonych muszkach swoją drogę festiwalową rozpoczęli dwa lata temu; od wiary we własne możliwości. Na początek, uczestnictwo na konkursie w Niemczu, niedługo później był Czersk. „Harmonia” nabiera wiary w siebie i uzupełnia repertuar o utwory polskich kompozytorów, dzieła profesora Romualda Twardowskiego i Piotra Jańczaka. Następny rok to kolejne cztery festiwale: Chełmno, Sopot, Wejherowo i Poznań. Pojawiają się „Złote” i „Srebrne” Pasma i ogromna ilość

ciepłych słów od słuchaczy. Panowie, nie tylko nie zwalniają tempa, ale po raz kolejny udowadniają, że trudno poskromić ich apetyt na śpiew.

Tym razem stolica! W Warszawie zameldowali się w godzinach popołudniowych, po siedmiu godzinach jazdy w iście zimowej aurze, i kilku „przygodach” na trasie. Syreni gród wita Wejherowian bez entuzjazmu – nie dość, że śnieg i deszcz, to jeszcze silny wiatr, oraz rozkopany plac budowy. Natomiast dla chórzystów, mimo zmęczenia, cel nadal był jasny. Godnie reprezentować miasto i nie zawieść swoich sympatyków. W końcu obiecaliśmy, że damy z siebie wszystko! I tak było. Warunki do śpiewania były trudne, występy konkursowe odbywały się na sali gimnastycznej w szkole. Ciepłe pomieszczenie wygrało z akustyką, która właściwie „oddaje dźwięki”. Wszyscy mieli równe szanse, więc nie mamy żalu. Nasz Wejherowski Chór do zadań specjalnych, został

zakwalifikowany do najliczniejszej grupy wykonawców. Na trzydzieści zespołów z całej Polski, aż dziewięć znalazło się w naszej kategorii. Zdobywamy „Brąz”. Jest radość i oklaski! Członkowie zadowoleni z siebie, dyrygenta i zarządu z prezesem na czele! Praca włożona na próbach przyniosła owoce w postaci podium. Kolejne „pudło” do bogatej już kolekcji. Po drodze jeszcze tylko wymiana smsów, z rodziną i przyjaciółmi, kilka łyków ciepłej herbaty i luźne rozmowy. Z uśmiechami na twarzach wrócili do domów.

I jesteśmy w Wejherowie. Miasto śpi, my zaraz razem z nim. Przed snem w uszach wybrzmiewają kolędy i głos prowadzącego: „Brązowe Pasmo zdobywa – Wejherowski Chór Męski HARMONIA”… Ale to nie sen.

PASMA NIESUSTAJĄCYCH SUKCESÓW I TAKICH PIĘKNYCH WSPOMNIEŃ ŻYCZYMY WSZYSTKIM WEJHEROWSKIM CHÓROM.

©ANIA

DZIECI SYBERYJSKIE Część 4.

To czwarta i ostatnia część opowiadania o losach Dzieci Syberyjskich, które są nierozerwalnie związane z Wejherowem.

Osło 882 polskich dzieci z Syberii. Część z nich została odebrana przez rodziny, ale większość trafiła do różnych sierocińców. Duża część budynków, w którym znajdowały się ośrodki, była w opłakanym stanie. Posiłki dzieci składały się z kaszy i chleba, a były dni, kiedy w ogóle nie widziały pieczywa. Taki stan rzeczy prowadził do rozwoju chorób. Podopieczni zaczęli chorować na odrę, szkarlatynę, świerzb czy jaglicę. Dodatkowo personel stosował kary cielesne. Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej dowiadując się o warunkach, w jakich zmuszone były przebywać uratowane dzieci, podjął decyzję o utworzeniu Zakładu Wychowawczego Dzieci Syberyjskich w Wejherowie. Placówka została otwarta 30 kwietnia 1923 roku. W pierwszym okresie była finansowana z funduszu wspomnianego ministerstwa oraz Krajowego Związku Komunalnego. Przełożoną zakładu w latach 1923-1925 była Maria Buglewska, następnie Stanisława Ćwierdzińska, a jako ostatnia pełniła tę funkcję Aniela Rogowska. Anna Bielkiewicz przebywała w zakładzie rzadko. Jej głównym zajęciem było zajmowanie się biurem komitetu w Warszawie. Natomiast głównym lekarzem i wychowawcą dla podopiecznych był Józef Jakóbkiewicz.

Placówka odpowiadała na potrzeby indywidualne każdego dziecka. Plan zajęć był dopasowany do aktualnych potrzeb konkretnego przypadku. Część z nich potrzebowała natychmiastowej hospitalizacji, inna grupa rozwoju intelektualnego, niektóre trafiały do szkół na różnym szczeblu, a te najstarsze do zakładów pracy.

Proces kształcenia wychodził daleko poza ramy zwykłej placówki. Jakóbkiewiczowi zależało na pielęgnowaniu patriotyzmu, przywiązaniu do korzeni, ale również zachowaniu pamięci o Japonii. Udane schematy z harców na Syberii przenosił do działalności w Wejherowie. W 1924 powstał Harcerski Syberyjski Hufiec im. Tadeusza Kościuszki. Rok później zrzeszał ponad połowę wychowanków ośrodka i został włączony w szeregi Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Pierwszym

drużynowym został Jakóbkiewicz, a w kolejnych latach był zastępowany przez podopiecznych placówki. Najbardziej znaczącym przedsięwzięciem były cykliczne obozy harcerskie. Mogły się one odbywać dzięki szerokiemu wsparciu finansowemu, między innymi z administracji Gdyni czy Wejherowa. Podczas wyjazdów dominowały zajęcia z żeglarstwa. Przygotowania takiego obozu trwały cały rok i skutecznie pomagały wprowadzić dyscyplinę, oraz poczucie przynależności do grupy.

Pierwsze efekty całej akcji humanitarnej były widoczne, gdy dzieci syberyjskie ukończyły szkoły i praktyki w zakładach pracy. Bielkiewicz z Jakóbkiewiczem dostawali gratulacje za sposób

wychowywania dzieci z zakładu. W latach 1923-1926 gmach ośrodka opuścili między innymi urzędnicy, handlowcy, rzemieślnicy czy nauczyciele.

Największą przeszkodą w działalności okazał się Pomorski Sejmik w Toruniu. W 1926 roku podjął on decyzję o zerwaniu umów z instytucjami, które swoje siedziby miały w gmachach wcześniejszych zakładów dla psychicznie chorych. Niestety ośrodek dla dzieci syberyjskich znajdował się w takich budynkach. Bielkiewicz i Jakóbkiewicz zostali poinformowani o 6-miesięcznym okresie wypowiedzenia. Zaczęto przewozić dzieci do bursy, budowanej od 2 lat w Warszawie. Niestety, chcąc zachować dobre warunki życia, nie można było wysłać tam wszystkich dzieci w tym samym czasie. Niestety mimo, że zakład dla psychicznie chorych został otwarty dopiero w listopadzie kolejnego roku, część dzieci musiała żyć obok niego. Smutnym faktem całej tej akcji jest brak zrozumienia dla młodego pokolenia. Efekty w usamodzielnieniu się wielu z dzieci, pokazywały że cały proces kształcenia przeprowadzany w ośrodku miał pozytywne skutki.

Chcąc zakończyć życiową historię działaczy Polskiego Komitetu, należy wspomnieć o ich losach po

skutecznych akcjach ratunkowych. Po zamknięciu ośrodka w Wejherowie komitet był lustrowany przez władzę; Bielkiewicz osobiście to przeżywała. Postanowiła wyjechać do USA w 1930 roku. Zamieszkała tam u jednej z wcześniej uratowanych przez siebie osób. Żyła bardzo skromnie. Zmarła, po walce z nowotworem, 2 października 1936 roku. Losy Wieńczysława Piotrowskiego urywają się. Uczestniczył tylko w pierwszej akcji humanitarnej. Wrócił do Polski w 1922 roku. W ojczyźnie zaczął wydawać poezję. Mieszkał w Warszawie, Wołyniu, Polesiu, aż trafił do miasteczka Skidel, którego został burmistrzem. Ostatnie wiadomości o jego życiu pochodzą z 1928 roku, kiedy wydał tomik poezji.

Józef Jakóbkiewicz po zakończonej pracy wychowawczej rozpoczął pracę na Uniwersytecie Warszawskim i ponownie zainteresował się medycyną tropikalną. Uczęszczał na studia w Paryżu, zaczął wielokrotnie wygłaszać referaty na terenie całej Europy. W 1937 roku został kierownikiem nowej filii Państwowego Zakładu Higieny w Gdyni. Wydał kilkadziesiąt prac i artykułów na tematy medyczne. Jako jeden z nielicznych badaczy w Polsce znał dżumę nie tylko z książek, ale również z własnych doświadczeń nabytych na dalekim wschodzie.

W trakcie wojny mieszkał poza Polską, ale po jej zakończeniu osiedlił się w Cieplicach Śląskich. Zmarł, po długiej chorobie, 9 lipca 1953. Spoczywa na Cmentarzu Powązkowskim. W 2019 roku, w Gdyńskim budynku Uniwersyteckiego Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej odsłonięto tablicę pamiątkową poświęconą Jego pamięci.

W latach 1945-1989 nie pielęgnowano pamięci o Dzieciach Syberyjskich. Komunistyczna władza nie szczyciła się faktem, że uciekano od: głodu, nędzy i ubóstwa. Uciekano z terenów rosyjskich. Przez te lata duża część dzieci zmarła. Większość z nich ułożyła sobie życie w Polsce. Niestety nie da się cofnąć czasu, a przez to wspomnienia z Syberii, Mandżurii, Japonii, Stanów Zjednoczonych, czy Wejherowa zostały z tymi osobami na zawsze. Jednak od 1989 roku Polska i Japonia próbują przypominać tę historię na nowo. Przykładem może być inicjatywa z 1995 roku, gdy po trzęsieniu ziemi w Japonii, profesor Stanisław Filipek – ówczesny radca handlowy w Ambasadzie Rzeczypospolitej Polskiej w Tokio, podjął się organizacji akcji „Za serce – serce”. Dzięki wpłatom od japońskich organizacji, osób prywatnych i miasta Niepołomice, w wakacje do Polski przyjechała grupa 25 dzieci. W 2018 roku w Sejmie odbyła się konferencja „Syberyjskie dzieci Cesarzowej Japonii. Pomoc Japonii dzieciom polskim z Syberii w latach 1919-1922”. W konferencji brali udział nie tylko parlamentarzyści, ale także potomkowie dzieci syberyjskich, czy osoby zajmujące się tym tematem na co dzień. Dnia 9 sierpnia 2019 roku powstała w Sejmie Rzeczypospolitej Polskiej uchwała w sprawie upamiętnienia 100. rocznicy powołania Polskiego Komitetu Ratunkowego Dzieci Dalekiego Wschodu. Ze swojej strony chciałbym podziękować za możliwość opisania tej historii na łamach gazety. Cieszę się, że mogłem w skróconej wersji przedstawić Państwu moją pracę licencjacką. Na koniec należą się również ogromne podziękowania dla Joanny i Ryszarda Kandzory, którzy pomogli mi w całym procesie pisania pracy, oraz dla Profesora, Pana Wiesława Theissa, autora największych książek opowiadających tę całą, fascynującą historię. Zdjęcia pochodzą z witryny internetowej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

Tablica pamiątkowa poświęcona pamięci dr. Józefa Jakóbkiewicza, założyciela pierwszej w Polsce placówki zajmującej się medycyną tropikalną.
Dr Józef Jakóbkiewicz.

MACIEJ TAMKUN

OPOWIADANIE HISTORYCZNE:

Amor Patriae nostra lex – Miłość Ojczyzny naszym prawem

ANNULUS SVANT

prawda okraszona fikcją

Më Swiãtopełka plemiã

Stôwómë ù grańców Pòmòrzczi

Bë barnic naji zemiã Pòkrzésô nas dozér Bòsczi. (autor)

Dedykuję rodzinie i przyjaciołom

Rok 1220 – Gdańsk, na Dworze Namiestnikowskim Wrześniowym zmierzchem strażnicy miejscy z wielkim poruszeniem obwieszczali przybycie posłańców Najjaśniejszego Pana z Krakowa Leszka. Podniesiono południową kratę bramy. Przy głównej drodze w pośpiechu rozpalano pochodnie, przeganiano żebraków, handlarzy i dzieci. Po chwili na koniu wjechał najpierw uzbrojony rycerz z chorągwią Księstwa Krakowskiego, za nim dwaj posłańcy a na końcu konwojująca drużyna rycerska. Szybko przemknęli do Dworu Namiestnikowskiego. W Gdańsku i na Dworze Namiestnikowskim panowała żałoba po śmierci Pana Pomorza Mściwoja I. Do chwili pogrzebu na głównym placu miasta mieszały się zwyczaje pogańskie z chrześcijańskimi, odbywała się tryzna, odprawiano dziady, konsolacje i celebrowano puste noce. Czuwano modlitewnie w Oratorium Oliwskim jak również zanoszono dary na Wzgórze Peruna. O zmierzchu wychodziły płaczki, tworzyły kilkuosobowe kręgi i na przemian rozpaczały, generując chóralną harmonię dźwięków. Na trasie ostatniej drogi Namiestnika wystawiano jadła, napoje, ale też czarne proporce i krzyże.

W Sali głównej Dworu Namiestnikowskiego posłańcy rzucili się do stóp wdowy Zwinisławy. Niemal na jednym wydechu przekazali kondolencje i pozdrowienia od księcia Leszka, a na dowód prawdziwości swojej misji pokazali pieczętny pierścień z wizerunkiem rycerza trzymającego włócznię.

Zwinisława gestem ręki kazała powstać posłańcom.

- Jakie wieści przywieźliście od Jaśnie Pana Leszka? – zapytała szeptem.

- O Pani Pomorska, nasz Książe Leszek z wielką troską spogląda na Pomorze. Prosi, aby wasz najstarszy syn czcigodny Świętopełk przyjął godność Namiestnika Pomorza i w tym celu przyjechał natychmiast do krakowskiego zamku. Oto stosowny dokument

Zwinisława słabego zdrowia i wzroku podała dokument stojącemu obok osobistemu spowiednikowi mnichowi Dobroszowi. Ten złamał pieczęcie i chwilę zadumał się nad łacińskim tekstem, po czym skinął głową wdowie na znak potwierdzenia prawdziwości dokumentu.

- Panowie, nadchodzi noc, zapraszam na wieczerzę i na spoczynek do komnat. Z samego rana z synem Świętopełkiem wyruszycie do Krakowa. – oznajmiła Zwinisława.

Wdowa umęczona późną porą kazała przywołać swojego syna Świętopełka. Ten zjawił się natychmiast, z głową spuszczoną, ale też uśmiechnięty, tak jakby podsłuchiwał rozmowę i wiedział o wszystkim. Ucałował matkę w dłoń i wysłuchał wieści z Krakowa. Polecił szambelanowi dworu Domażyrowi przygotować jutrzejszą podróż, a sam udał się do swojej komnaty. Zmówił modlitwę. Zza pazuchy wyjął starą złotą monetę otrzymaną na pamiątkę i na szczęście od swojego ojca Mściwoja. Moneta wybita w VII w. za dynastii Merowingów. Na awersie widoczne popiersie wojownika z diademem na szyi (buste à

droite avec une sorte de diadème sur la nuque), a na rewersie był umieszczony odwrócony krzyż z dwiema wypustkami, które symbolizowały rozchodzącą się wiarę na cały świat (croix latine ancrée). Ów znak przypominał odwróconą kotwicę.

Ojciec opowiadał młodemu Świętopełkowi, że są potomkami Samona kuzyna króla Franków Dagoberta I z dynastii Merowingów. W 623 r. Dagobert I wysłał swojego krewnego Samona na Morawy w konkretnym celu, miał zorganizować słowiańskie powstanie przeciwko Awarom. W dziejach Słowian odnajdujemy

Państwo Samona – najstarsze znane państwo zachodniosłowiańskie, które istniało w latach 623-660, na terenie Moraw, Czech, Łużyc i Panonii. Z dwunastu słowiańskich żon Samon miał mieć dwudziestu dwóch synów i piętnaście córek. Państwo Samona pozbawione było typowego aparatu władzy, administracja była bardzo słabo rozwinięta, a sam władca nie zadbał o sprawy dotyczące dziedziczności tronu. Po jego śmierci ok. 658 (lub 661) roku państwo rozpadło się, wchodząc ponownie pod panowanie awarskie, aż do zniszczenia Kaganatu Awarskiego przez armię Karola Wielkiego w 805 roku. Wtedy to na terenie dzisiejszych Moraw, powstało Państwo Wielkomorawskie. Potomkowie Samona należeli do elit słowiańskich, pierwszym

znanym był Mojmir I, następnie cała dynastia Mojmirowców. Potomkowie Samona przeniknęli także na Śląsk i Wielkopolskę. Od początku państwa Polskiego pełnili wysokie stanowiska urzędnicze, jako że mieli wysokie pochodzenie. Bolesław Krzywousty jednego z potomków tych możnowładców Sobiesława, dziadka Świętopełka II Wielkiego, powołał na urząd Namiestnika Pomorskiego.

Świętopełk chwilę popatrzył na monetę, ucałował ją, uśmiechnął się i schował z powrotem za pazuchę.

Następnego dnia, o świcie Świętopełk wraz z ze swoją drużyną rycerską, giermkiem Pakosławem, przewodnikiem Spytkiem i posłańcami Księcia Leszka wyruszył w drogę konno. Na pierwszy przystanek wytyczono Starigrod (Starogard Gdański), klasztor u rycerzy zakonnych św. Jana. Podróż była wyczerpująca, ale spokojna i bez przeszkód, cała wyprawa do Krakowa trwała 7 dni.

Do zamku w Stolicy dotarli późnym wieczorem. Świętopełka witano godnie i z honorami. Utworzono rycerski szpaler z pochodniami a wielkie trąby grzmiały niczym stado jeleni. Wystrojony królewski seneszal ukłonami i gestami zaprosił Świętopełka do łaźni, a następnie do komnaty gościnnej. Rankiem o świcie giermek Pakosław przyniósł świeże i strojne odzienie, pomógł ubrać się kandy-

datowi na namiestnika. Zamkowy szambelan zaprosił Świętopełka do sali książęcej na śniadanie i spotkanie z Leszkiem. Dwaj rycerze zbrojni poprowadzili gościa do wielkiej komnaty, tam już oczekiwał na niego Książę Leszek wraz z żoną Grzymisławą i 8-letnią córką Salomeą. Do stołu zasiadł także biskup Iwo Odrowąż, sekretarz Świętosław, kasztelan krakowski (starszy syn Goworka) - Godek oraz marszałek dworu Domarad Chromy, sędziwy i wielce zasłużony rycerz pamiętający czasy Bolesława Kędzierzawego. Dwaj panowie serdecznie uścisnęli się. Służba wniosła pieczoną sarnę z owocami oraz beczułkę miodu pitnego. Książę Leszek miał siwe i kręcone włosy, w świetle świec wyglądał blado, jakby za chwilę miał zemdleć. Długo przyglądał się Świętopełkowi. W końcu przemówił:

- Panie, drogi kamracie, z bólem pożegnaliśmy ojca twego Mściwoja, który godnie zarządzał Pomorzem, dlatego też zdecydowałem, że tobie, jako najstarszemu synowi, nowemu Namiestnikowi przekażę Pomorze. Uroczystość inauguracyjna odbędzie się w następny Dzień Pański. Posłańcy już rozesłani z zaproszeniami do bratnich książąt dzielnicowych, przygotowania trwają. Wnoszę toast za twoje dobre i sprawiedliwe rządy.

- Jaśnie Panie, Wielki Książę Seniorze Leszku, jestem gotów

w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego – odparł Świętopełk i ucałował stojący krzyż. Następnego dnia Świętopełk zamówił u dworskich krawców szaty, u płatnerzy zbroję, a u złotników trzy złote pierścienie – jeden sobie i dwa dla posłańców działających w Jego imieniu. Świętopełk, święcie przekonany, że rodowa moneta przynosi mu szczęście, odrysował z rewersu znak krzyża globalnego i przekazał złotnikowi, aby ten umieścił na pierścieniach wraz z napisem ANNULUS SVANT (ANNULUS SVANTOPELCI)

W wolnych chwilach Książę Senior dużo czasu poświęcał gościowi, jednego dnia zorganizował turniej rycerski na zamkowym dziedzińcu, a następnego polowanie na dziki w lesie Mogilskim będącym własnością biskupa Iwona Odrowąża. Świętopełk był dumny i zadowolony, w turnieju zwyciężył Jego rycerz Sieciech, a na polowaniu sam ubił wielkiego odyńca. Czas mijał na rozrywkach, aż nadszedł zaplanowany Dzień Pański. W przeddzień zjechali się szanowni goście: Władysław Odonic Plwacz, świeżo mianowany przez Papieża na urząd arcybiskupa gnieźnieńskiego Wincenty z Niałka, Konrad I Mazowiecki, Henryk I Brodaty, Władysław III Laskonogi. Z Czech przybył, wraz z biskupem praskim Andrzejem, 15-letni królewicz Wacław I Przemyślida, syn panującego króla Przemysła Ottokara. Po oficjalnym przywitaniu gości przez Leszka czas mijał na rozmowach. Atmosfera była sztywna. Od czasu do czasu było słychać podniesione głosy i kłótnie. Następnego dnia zapomniano o niesnaskach i kłótniach, bo to przecież Dzień Pański. Mszę inauguracyjną celebrował arcybiskup Wincenty z Niałka. Książe Leszek odczytał nominację, a arcybiskup włożył na palec nominata pierścień i na głowę mitrę w postaci złotej opaski z fleuronami, a biskup Iwon Odrowąż nakrył płaszczem ceremonialnym. Nowy Namiestnik Pomorza złożył przysięgę na wierność Bogu, Ojczyźnie i Księciu Seniorowi. Przed katedrą wręczono Świętopełkowi prezenty, były tam konie, pięknie wyprawione skóry niedźwiedzie, złote i srebrne naczynia. W wielkiej sali książęcej nastąpiła uczta, głównym daniem był pieczony odyniec na miodzie upolowany przez Świętopełka. Biesiada trwała do samego rana dnia następnego. Panowie Świętopełk i Odonic przypadli sobie do gustu, byli w podobnym wieku, obydwaj potężnej postury. Przechwalali się

osiągnięciami łowieckimi, w końcu po wypiciu kilku kielichów miodu pitnego siłowali się na ręce. Wreszcie umęczeni rozrywką zaczęli przechwalać się swoimi siostrami, obydwie były piękne.

- Moja siostra białogłowa Jadwiga ma warkocze grube jak nogi końskie w pęcinie, a oczy niebieskie jak wiosenne niebo – zawołał Świętopełk

- A moja Eufrozyna, tfu – ripostował Odonic zwany Plwacz, bo co chwilę z nawyku pluł na podłogę – jest szeroka, tfu, w biodrach jak dojrzała wierzba, tfu, przy tym szybka i zwinna jak łania, tfu. W końcu obaj dobili targu i zapowiedzieli wzajemne swaty już tej zimy. Uznali, że podróżowanie saniami po zamarzniętych mokradłach Pomorza jest łatwiejsze dla kobiet. Zadowoleni, przy pomocy giermków rozeszli się do swoich komnat na spoczynek. Władysław III Laskonogi, stryj Odonica, nie był zadowolony z nowej przyjaźni młodych panów. Był skonfliktowany z bratankiem, zastanawiał się, jak osłabić sojusz nowych przyjaciół. Na przemyślany plan nie było czasu, więc przed wyruszeniem w drogę nowych przyjaciół kazał swojemu zaufanemu słudze dosypać niewielką ilość skruszonej trującej rośliny tojadu mocnego (wówczas znanej jako łapki Velevitki) do zapasowej paszy końskiej Odonica.

Następnego dnia poczyniono przygotowania do podróży powrotnej Świętopełka. Plwacz do Kalisza miał po drodze, więc ruszyli razem. Najpierw dotarli do osady Seuor (Siewierz), zatrzymali się u kasztelana Trzebiesza. Nie używali zapasowej paszy, gdyż miejscami rosła jeszcze zielona trawa. W stajniach kasztelani korzystali z miejscowego siana. Następny przystanek zaplanowali w Czanstochowie (Częstochowie), tak że obyło się bez zapasowej paszy. Podobnie było w drodze do miejscowości Wieluń, gdzie skorzystano z gościnności sekretarza książęcego o imieniu tożsamym z miejscowością – Wieluń i nazwisku Broda, właściciela i założyciela tej miejscowości. Bez problemu wieczorową porą dotarli do zamku książęcego Odonica w Kaliszu. Świętopełk został ugoszczony na miarę księcia, z szacunkiem i honorami. Z samego rana, przy śniadaniu, został przedstawiony Eufrozynie. Zobaczył piękną, dobrze zbudowaną dziewoję, rzeczywiście miała szerokie biodra i pokaźny biust. Ubrana była w białą lnianą suknię, a na głowie miała zwój białego szalu, zakrywa-

jącego także szczelnie szyję i ramiona. Wszechobecna biel wskazywała na niewinność i cnotliwość damy. Była zawstydzona i nieśmiała, przez cały czas miała spuszczony wzrok. Świętopełk od razu poczuł motyle w brzuchu, na taką kobietę czekał od lat. Ukląkł przed nią i ucałował fragment jej śnieżnobiałej szaty.

- O pani jaśniejąca pięknem i dobrocią oddaję się w twoje łaski – drżącym głosem powiedział świeżo upieczony nominat.

Eufrozynę przerosły emocje, wybiegła zawstydzona.

- Tfu, tobie przeznaczona – rzucił Odonic – tfu, czynione będą przygotowania do ślubu, tfu. Zgodnie z naszą umową, tfu, zimową porą Eufrozyna przyjedzie do Gdańska, w powrotnej drodze będę oczekiwał Jadwigę, tfu.

- Niech się stanie.

Zaniepokojony jesienną aurą Świętopełk wraz ze służbą tuż po uczcie kazał osiodłać konie. Odonic przekazał mu nienaruszone worki z paszą, nie świadomy że skażona jest trującymi łapkami Velevetki. Ruszyli na Kazimierz Biskupi. Po drodze zaskoczył ich długi i siarczysty deszcz, powiększyły się rozlewiska bagienne Warty. Usilnie szukali schronienia, zbłądzili. Przemoknięci i zmarznięci postanowili przeczekać złą aurę pod drzewami dębów. Przerzedzone żółte liście zbytnio nie chroniły. Wojowie i służba daremnie próbowali rozpalić ognisko. Wycieńczeni chłodem i wilgocią doczekali do północy, przestał padać deszcz, odsłoniło się gwiaździste niebo, księżyc nieco rozjaśnił miejsce postoju. Wokół cisza, tylko w oddali słychać było wycie wilków. Świętopełk i przewodnik Spytko zastanawiali się, w którym kierunku wyruszyć dalej. Spytko na podstawie układu gwiazd wskazał ręką trasę. O świcie ruszyli dalej. Długo jeszcze błądzili po mokradłach, w końcu dotarli nad brzeg Warty, gdzie stały trzy biedne chatki rybackie, w zasadzie bardziej ziemianki. Przy brzegu huśtały się dwie tratwy. Świętopełk wysłał Spytka i Pakosława do chat, aby rozeznali sytuację. Ostrożnie weszli do pierwszej.

- Szczęść Boże – zawołał Spytko. Po chwili, kiedy przyzwyczaił się wzrok do ciemności, zobaczyli przerażającą scenę. Na klepisku izby leżały zakrwawione zwłoki mężczyzny i kobiety. Obydwaj odruchowo wydobyli miecze. W centralnym miejscu tliło się jeszcze ogniszcze. Po bokach było z siedem legowisk, ale tylko dwa ciała. Szybko wybiegli, już od wyjścia krzyczeli:

- Panie, panie nieszczęście! W środku zabici ludzie.

Wojowie natychmiast wbiegli do następnych chatek, podobna sytuacja, zwłoki dorosłych ludzi. - To nie pospolici rabusie, to pogańscy Prusowie. Napadają biedne zagrody, porywają dzieci i młodzież – oznajmił Świętopełk. Rozejrzał się, szukał dowodów na potwierdzenie swojej tezy. W pobliżu stał dąb obwieszony darami, to pogański obyczaj. Powód mordu nie był na tle religijnym. Zwłoki miały szerokie rany cięte, od topora. Książę rozkazał pochować ciała pod lasem i wysprzątać izby. Był już wieczór, wybrał to miejsce na nocny spoczynek. Konie napojono w rzece. Wysypano zapasową paszę dla koni. Wyznaczono straże. Rozpalono domowe paleniska, wszyscy pozostali udali się na spoczynek. Sen umęczonych Pomorzan nie trwał długo, obudziło ich stukanie o tarczę i wołania stróżującego woja: - Konie zachorzały, konie zachorzały!

Pomimo ogromnego zmęczenia wszyscy wybiegli na zewnątrz. W świetle ogniska zobaczyli leżące konie. Chrapały i wierzgały nogami, z pyska wydobywała się piana. Świętopełk zorientował się, że cierpią na niestrawność, zarządził pojenie koni wodą a pozostałą paszę kazał wyrzucić. Cały dzień poświęcono na ratowanie koni, pod koniec dnia dolegliwości ustały. Świętopełk zastanawiał nad przyczyna strucia koni. Paszę przekazał mu Odonic. Postanowił, że będzie bardziej czujny. Osłabione konie dochodziły do zdrowia jeszcze przez następne dwa dni. Namiestnik bał się załamania jesiennej pogody. W czasie postoju nie próżnowano, polowano na dziki, łowiono ryby, wzmocniono konstrukcję tratw. W końcu przeprawiono się przez Wartę, ludzie na tratwach, konie w pław. Podróż do Gdańska trwała jeszcze przez 4 dni. Zaraz po objęciu rządów na Pomorzu Świętopełk już myślał o uniezależnieniu się dzielnicy namiestnikowskiej od Polski. Był zaniepokojony sytuacją polityczną i gospodarczą kraju. Irytowały Go kłótnie i walki książąt dzielnicowych i niemoc księcia seniora. Gdańsk budował na wbijanych w bagnisty grunt palach wzdłuż głównego ciągu wyłożonych dębowymi dylami, a jego zakończeniem był główny plac tuż przy Motławie. Podstawową gałęzią gospodarki istnienia ówczesnego miasta rybołówstwo oraz dynamicznie rozwijający się handel. Do miasta przybywało coraz więcej osadników z Niemiec oraz żydowskich handlarzy. Miasto liczyło ok. 7000 mieszkańców.

Przełom roku 1220/1221 –na zamku w Kaliszu Tej zimy mróz był siarczysty. Rzeka Prosna tak zamarzła, że niemożliwością było dokopać się do wody. Śniegu napadało ze 5 łokci. Książe Odonic poczynił przygotowania na przeprawę Eufrozyny do Gdańska. Na wyjazd przeznaczono 6 sani. W pierwszych saniach usadowił się doświadczony przewodnik Mroczek, zasiadła też służba, w drugich Eufrozyna z damą dworu Piechną oraz koniuszy Strachosz. W następnych woźnica z wianem księżnej – ze srebrną zastawą stołową, z dwoma worami puchu ptasiego, ze skórami niedźwiedzimi, wilczymi, bobrowymi i norczymi, z dwiema beczkami miodu pitnego, i garderobą księżnej. W trzech kolejnych, wojowie konwojujący wraz z paszą dla koni i zapasem żywności. Do ostatnich sań były przywiązane 4 konie posagowe.

O świcie mnich Lestek pobłogosławił wyprawę, Odonic uściskał siostrę i konwój ruszył w kierunku Wladislavia (Włocławka) do dworu biskupa diecezjalnego Barta Piasta, kuzyna Odonica. Z Wladislavia sanie ruszyły zamarzniętą Wisłą aż do Gdańska z przystankami w Toruniu, Świeciu i Gniewie. Podobnie było w powrotnej drodze z siostrą Świętopełka, Jadwigą. Książęce obietnice zostały spełnione.

Wiosna 1221 – Gdańsk, swaćba na Dworze Namiestnikowskim

Do końca zimy trwały przygotowania do wesela. Świętopełk objął rządy silną ręką. Wzmocnił swoje wojsko i pobudził pomorską gospodarkę nowymi dekretami, umożliwiającymi handel i ustanawiając Wisłę jako bezpieczny trakt handlowy. Przygotowywał Gdańsk do nadania praw miejskich na wzór Lubeki. Wymagało to także licznych zabiegów dyplomatycznych. Wczesną wiosną odbył się ślub Świętopełka z Eufrozyną w Oratorium Oliwskim. Ślubu udzielił biskup kamieński Konrad II. Z zacnych gości przybył Książę Szczeciński Barnim I Dobry, Książę Dymiński Warcisław III i Władysław Odonic.

Następnego dnia, po uroczystościach, Panowie Książęta i Biskup Konrad II udali się na polowanie w Òlëwsczé Lasë (Oliwskie Lasy) należące do Zakonu Cystersów, była dobra okazja, aby porozmawiać o sprawach politycznych. Upolowano sarnę i kilka zajęcy.

Wcześniej służba przygotowała ognisko na wzgórzu o nazwie

GrzëpaPachołka(WzgórzePachołka – niem. Pacholkenberg), za czasów pogańskich było to święte miejsce czczenia boga Peruna.

Cystersizniszczyliświątyniępogańską i zbudowali tam drewniany szałasdlasłużbywypasającejowce. Upolowanezwierzętawyprawiono i upieczono.

Najpierw biskup Konrad II zainicjował modlitwę, następnie przystąpiono do uczty.

- Zacni panowie, wypijmy za zdrowieNamiestnikaŚwiętopełka ijegożonyEufrozyny,abyPanBóg pozwoliłimdoczekaćsiępotomka – powiedział biskup.

Panowieomawialisytuacjępolityczną polskich księstw dzielnicowych,atakżeksięstwpomorskich. Byli zgodni co do jednego, Książę Senioralny nie traktował równo wszystkichksięstwdzielnicowych, kierował się własnymi interesami. Niestety,zbliżającasięburzazmusiła ich do powrotu.

Rok 1227

Świętopełk bardzo umocnił swoją pozycję namiestnika, jednak uważał, że należy mu się status niezależnego księcia. Nie krył się z tym, ignorował dekrety księcia seniora, zwiększył liczebność wojska, umocnił granicę księstwa, szukał wsparcia Papieża. Zawsze miałwpamięci,żejestpotomkiem walecznych królów frankijskich. W roku 1227 na ziemiach polskich nasiliły się konflikty międzyksiążętamidzielnicowymi. Seniorem był nadal Leszek Biały, syn Kazimierza Sprawiedliwego, któryzmagałsięzwielomaproblemami, np.: próbą uniezależnienia sięPomorzaGdańskiego,konfliktem międzyWładysławem Laskonogim a Władysławem Odonicem (wnukiem Mieszka Starego) inajazdamipogańskichPrusów.Na początku listopada 1227 r. Leszek Biały postanowił zwołać zjazd międzydzielnicowywGąsawie,na którymwsposóbpokojowychciał wydobyć kraj z kłopotów dręczących go wskutek podziału Polski. Przybylinaobradyksiążętazwrócili uwagęnanieobecnośćŚwiętopełka i Odonica, ale mimo tego przystąpili do negocjacji. Pertraktacje dotyczyłynietylkosprawpolitycznych, ale także sporów o ziemie imajątki.Niestety,rozmowyzostały przerwane.

Wczesnym rankiem 23 lub 24 listopadadoGąsawyprzybyłazbrojna drużyna Wielkopolan i Kujawianpoddowództwemzaprzyjaźnionego z Odonicem wojewody kujawskiego Jana Wilka, która zaatakowała zebranych. Książę

śląski Henryk Brodaty został ciężko ranny we własnym łożu. Leszka Białego zaatakowano w łaźni. Próbował uciekać konno, ale w okolicach wsi Marcinkowo został doścignięty przez pogoń i nagi padł ofiarą napastników. Śmierć Leszka Białego, ostatniego seniora uznawanego przez książąt dzielnicowych, wyznacza ważną granicę w historii Polski – rozpoczyna okres silnego osłabienia więzi ogólnopolskich wskutek podziału kraju między członków dynastii piastowskiej. Świętopełk sprytnie to wykorzystał i ogłosił Pomorze Gdańskie wolnym państwem, a siebie mianował księciem. Wielkie zaangażowanie w chrystianizację Prus książąt polskich – Konrada Mazowieckiego i Henryka Brodatego, inspirowane było przez papieża Grzegorza IX, który zapragnął założyć w Prusach państwo kościelne. Cel ten chciał osiągnąć z pomocą cystersów i księcia gdańskiego Świętopełka, popierając go w jego dążeniach uniezależnienia się od Polski. Mając takie wsparcie, Książę czuł się niezagrożony, był bardzo zadowolony z rozwoju sytuacji, miał swoje, niezależne państwo i poparcie Papieża.

W grudniu Świętopełk zorganizował pielgrzymkę dla biskupa diecezji kujawsko-pomorskiej Michała i duchownych z Gdańska. W prezencie dla papieża zamówił u gdańskiego jubilera Godzisza z bursztynu i złota: krzyż, kielich, i paterę. Z pięcioma drużynami Świętopełk odprowadzał pielgrzymów aż do Płocka, mroźna i śnieżna pogoda sprzyjała podróży saniami, zwłaszcza zamarzniętymi korytami rzek.

Dla zabicia czasu wojowie głośno i dość zgrabnie śpiewali znaną w całej Polsce Pieśń rycerzy Krzywoustego:

Nasze dziady swoje ziemie o pierś morza opierali nasze ojce swoje plemię wrogom pod miecz oddawali. Nasze dziady swoje miecze obmywali w oceanach, a my ojców swoich winy obmywamy w swoich ranach.

Innym razem, stukając rytmicznie mieczami o tarcze, śpiewali pieśń pomorską:

My Świętopełka plemię

Stajemy u granic Pomorza By bronić naszą ziemię Umacnia nas łaska Boża.

Przy okazji podróży Świętopełk zaplanował odwiedzić wojewodę Jana Wilka w Korzeczniku oraz

swojego szwagra Odonica. W Płocku nocowali w pałacu biskupim u ordynariusza Guntera Prusa. Wieś Korzecznik i okoliczne miejscowości, należały do możnego rodu Awdańców, pochodzących z gałęzi rodowej związanej z Izbicą Kujawską. Za ich protoplastę uznaje się Wilka, kasztelana kruszwickiego w latach 1212-1216. Jego synem był Jan Wilk, wspomniany wojewoda (zmarły przed 1246 r.). Awdańcy mają rodowód skandynawski (wikingów) z grupy wojowników warego-ruskich. Wojownicy ci bywali też określani mianem wilków (vargar) lub lisów. Stąd u gospodarza najpierw przezwisko a później przekształciło się w nazwisko. Kult siły wilka i sprytu lisa przetrwał z czasów pogańskich wikingów.

Powszechnie znana była niechęć Leszka Białego i Konrada I Mazowieckiego do rodu Awdańców, za wszelką cenę chcieli umniejszyć ich rolę, odbierając im wszelkie przywileje i stanowiska państwowe. Już 10 lat wcześniej, w roku 1217 Konrad I Mazowiecki kazał uwięzić wojewodę mazowieckiego z rodu Awdańców Krystyna, wuja Jana Wilka, potem wydłubać mu oczy i wreszcie zamordować. Prawdopodobnie ów wojewoda będący jednostką wybitną zanadto umocnił się i książę poczuł się zagrożony. Jan Wilk, nie chciał podzielić losu Krystyna, przeczuwając swoją klęskę sprzymierzył się z Władysławem Odonicem i Świętopełkiem szukając wsparcia. Odonic ucieszył się mając po swojej stronie sprawnego dowódcę i wojownika.

Do dworu wojewody Jana Wilka w Korzeczniku Książe Świętopełk wraz z wojami dotarł w godzinach popołudniowych. Posłańcy uprzedzili wojewodę, był na to przygotowany. Wyszedł z rodziną na podwórze wystrojony jak zwykle w piękne futro i czapę ze skór wilków i lisów. Był przekonany, że spryt lisów i siła wilków jest w nim. Panowie uściskali się jak przyjaciele, natomiast rodzina wyraziła szacunek Księciu skłonem i pocałunkiem w rękę.

W salonie stół był już obficie zastawiony, miód pitny, kuraki z owocami, pieczony warchlak dzika z grzybami i ulubiony przysmak dzieci – pieczone wiewiórki w miodzie z siekanymi orzechami laskowymi. Na ścianach wilcze i lisie skóry, preparowane pyski, ozdoby z kłów, pazurów i kości.

Książe rozglądał się z zaciekawieniem.

- Wilcze gniazdo – zażartował

- Mości Książę, będąc w towarzystwie wilków sam możesz stać się jednym z nich, hi, hi, hi – roze-

śmiał się wojewoda – homo homini lupus est.

- Wolę być sprawnym pasterzem, a moim owieczkom Pomorzanom niegroźne wilce – ripostował Świętopełk – ale jestem wdzięczny tobie, że zagryzłeś bielika. Consummatum est. Moje państwo jest wolne i bezpieczne. W dowód mojej wdzięczności przyjmij ten oto pierścień. Okazując go moim wojom, możesz liczyć na pomoc i wsparcie.

- Est modus in rebus. To wielki zaszczyt dla mnie – wziął wojewoda pierścień, ucałował go i włożył na serdeczny palec - Nunc est bibendum. A teraz wypijmy za pomyślność twoją książę i całego Księstwa Pomorskiego.

Rok 1229 – dwór wojewody w Korzeczniku Drewniany dwór spłonął od uderzenia pioruna. Pierścień zaginął w zgliszczach.

Rok 1885 - odnalezienie sygnetu Świętopełka Pierścień Świętopełka to szczerozłoty zabytek średniowiecznej sztuki, który został odnaleziony przez służbę Pana Stanisława Borodzicza w 1885 r. w Korzeczniku na pograniczu Kujaw i Wielkopolski. Dwaj parobkowie Michał Zając i Kacper Gomołka, w trakcie kopania rowu odwadniającego znaleźli pierścień. Przez dwa dni zastanawiali się co z nim zrobić. Sprzedać? Ale kto by uwierzył, że jest to ich własność. Oddać właścicielowi ziemi Panu Borodziczowi? Ten drugi wariant okazał się właściwy, tak też uczynili. Pan Stanisław Borodzicz nie miał pojęcia jaką wartość historyczną przedstawia pierścień, jedynie u znajomego złotnika dowiedział się, że jest to złoto najwyższej próby i waży ok. 7,3 grama. - Gustowny to on nie jest –oglądając pierścień, powiedział pan Borodzicz do żony.

– Wrzuć go do skrzyni z kosztownościami, przerobimy go na ładny pierścionek – odpowiedziała żona.

Pierścień przypisywany Świętopełkowi

Z czasem zapomniano o sygnecie.

Rok 1903

Po śmierci pana Stanisława Borodzicza majątek przejął jego syn Bronisław. Znał historię znalezienia pierścienia. Porządkując kosztowności rodzinne, schował sygnet do kieszeni z myślą o sprzedaży albo przerobieniu na pierścionek dla żony. Będąc w Kutnie, zaszedł do znajomego złotnika, aby go wycenił.

- Dziwny pierścień, z napisami łacińskimi, takich nie robi się od czasów średniowiecza, musi być bardzo stary - powiedział złotnik, oglądając go przez lupę – jedynie specjaliści z Muzeum Czartoryskich w Krakowie mogliby rozpoznać pochodzenie.

Bronisław Borodzicz był człowiekiem zamożnym o tradycjach patriotycznych, nie mógł nadszarpnąć reputacji, niszcząc taki zabytek. Postanowił zawieźć pierścień do muzeum. Sprawa znalezienia pierścienia stała się głośna, ukazał się na ten temat artykuł w „Tygodniku Ilustrowanym” nr 46 ze wstępną analizą pochodzenia znaleziska. Rok później w „Kwartalniku Historycznym” Władysław Semkowicz podał własną wersję pochodzenia pierścienia, obowiązującą do dnia dzisiejszego.

W sierpniu 1910 roku Bronisław Borodzicz przekazał pierścień do Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie, z wcześniejszym opisem Władysława Semkowicza.

Lilia, która widnieje na sygnecie, nazywana także „odwróconą kotwicą”, to symbol czystości, niewinności, nadziei oraz chwały, majestatu i władzy. Sygnet był atrybutem władzy książęcej, symbolizował więź między władcą i jego ludem Epokę, do której pierścień ten odnieść należy, pozwala dość ściśle określić charakter liter napisu oraz znak rodowy właściciela w pierwotnym swoim, nieuheraldyzowanym jeszcze na zachodnich wzorach kształcie. Napis daje się łatwo odczytać: ANNULUS SVANT, a w uzupełnieniu ANNULUS SVANTOPELCI czyli pierścień Świętopełka – pisał naukowiec – Ta pieczęć sygnetowa jest najstarszym znanym pierścieniem sygnetowym polskim.

Pierścień pozostał w zbiorach muzeum jako cenny zabytek.

Rok 2014

Gdańsk czeka na pierścień Świętopełka. Vox populi vox Dei

PIERWSZE NOWE AUTOBUSY NA LINIACH PKS

W POWIECIE WEJHEROWSKIM

Mieszkańcy powiatu wejherowskiego już wkrótce skorzystają z nowoczesnych, ekologicznych autobusów. Dzięki dofinansowaniu w wysokości 9,72 mln zł z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), Wejherowski Związek Powiatowo-Gminny zakupi sześć hybrydowych autobusów IVECO Crossway 12 LE Line. To pierwsze nowe pojazdy na liniach PKS od kilkunastu lat!

Rekordowe dofinansowanie na rozwój transportu publicznego

Zakup autobusów to inwestycja o łącznej wartości 13,28 mln zł, z czego 85% kosztów kwalifikowanych netto pokrywa dofinansowanie z KPO. Pozostałe środki, w wysokości 3,56 mln zł, są współfinansowane przez Powiat Wejherowski oraz sześć gmin: Szemud, Linia, Wejherowo, Gniewino, Choczewo i Luzino, które przeznaczyły na ten cel po 297 tys. zł każda Pod koniec października Centrum Unijnych Projektów Transportowych (CUPT) ogłosiło wyniki konkursu na dofinansowanie zero- i niskoemisyjnego transportu zbiorowego. Partnerski wniosek powiatu i gmin w ramach Wejherowskiego Związku Powiatowo-Gminnego znalazł się w gronie 47 podmiotów w całej Polsce, które uzyskały wsparcie. Dopiero  31 stycznia 2025 r. podpisano umowę o dofinansowanie, co pozwoliło na finalizację przetargu i wybór wykonawcy.

Nowoczesne autobusy dla mieszkańców powiatu

Nowe pojazdy zastąpią ponad 30-letnie, wyeksploatowane autobusy, znacząco poprawiając komfort i bezpieczeństwo podróżowania. Hybrydowy układ napędowy pozwoli na redukcję emisji spalin, co przyczyni się do poprawy jakości powietrza w regionie. Pojazdy będą obsługiwać kluczowe trasy, w tym linie: 670, 674, 675, 676, 677, 678, 694 i 699

Dzięki temu mieszkańcy oraz uczniowie dojeżdżający z gmin wiejskich do szkół powiatowych  w Wejherowie, Rumi i Redzie będą mogli korzystać z nowoczesnego, niskoemisyjnego transportu publicznego. Autobusy będą przystosowane do potrzeb osób o ograniczonej mobilności, a ich wyposażenie obejmie najnowocześniejsze systemy bezpieczeństwa.

Przewozy wspierane przez Fundusz Rozwoju Przewozów Autobusowych Nowy tabor obsłuży 14 nierentownych linii, które funkcjonują tylko dzięki dopłatom państwowym z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych (FRPA). Bez tych

środków połączenia te zostałyby zlikwidowane. W 2024 r. dopłaty do przewozów na liniach PKS na terenie powiatu wejherowskiego przekroczyły 4,7 mln zł, a w 2025 r. wyniosą 5,8 mln zł. W skali województwa pomorskiego przewidziano ponad 59 mln zł dopłat z FRPA na 2025 r.

Planowany harmonogram realizacji

Autobusy dostarczy ABP BUS & COACH Sp. z o.o., wyłączny dystrybutor pojazdów IVECO w Polsce. Umowa z wykonawcą została podpisana 12 lutego 2025 r., a wartość kontraktu wynosi 12,98 mln zł. Nowe pojazdy mają trafić na szosy do na początku 2026 r. Dzięki tej inwestycji mieszkańcy powiatu wejherowskiego zyskają nowoczesny, komfortowy i ekologiczny transport, który poprawi jakość podróży oraz dostępność komunikacyjną regionu. Arkadiusz Szczygieł. Naczelnik Wydziału Rozwoju i Programów Europejskich Starostwa Powiatowego w Wejherowie. Koordynator projektu KPO pt. „Zakup 6 autobusów hybrydowych do realizacji zadań z zakresu publicznego transportu zbiorowego na obszarze Wejherowskiego Związku Powiatowo-Gminnego”.

Podpisanie umowy z wykonawcą

PULS WEJHEROWA SZUKA HAKA!

Radny Miasta Wejherowa otrzymał trzema kanałami (pismo w otwartej kopercie pozostawione w biurze Rady Miasta, e-mail na prywatny adres poczty elektronicznej, e-mail na adres poczty elektronicznej radnego) poniższą treść:

Pan Bartosz Skwarło Radny Miasta Wejherowa

W oświadczeniu majątkowym, które złożył Pan jako radny w dniu 30.05.2024 r. napisał pan odnośnie uzyskanych dochodów: „Z tytułu umowy o pracę w roku 2023: 135,83 tys. zł; Z tytułu umowy o pracę w okresie 01.01-07.05.2024: 44,19 tys. zł”. Wg informacji uzyskanych w Urzędzie Skarbowym radni w oświadczeniach majątkowych powinni podawać również miejsca, źródła uzyskanych dochodóww przypadku umów o pracę są to dane pracodawców.

Redakcja Pulsu Wejherowa zwraca się do Pana jako radnego z następującymi pytaniami:

1. Dlaczego nie podał Pan danych pracodawcy (pracodawców), od którego otrzymuje pan wynagrodzenie stanowiące dochód z tytułu umowy o pracę wymieniony w oświadczeniu majątkowym? Czy to jest tajemnica? Dlaczego pan to ukrywa?

2. Gdzie jest Pan zatrudniony na umowę o pracę? Jaka firma (firmy) jest Pana pracodawcą? W związku z planowaną publikacją prosimy o odpowiedź w terminie 7 dni. W przypadku niepełnej lub braku odpowiedzi pana stanowisko

nie zostanie uwzględnione w publikacji, o czym poinformujemy Czytelników i Internautów.

Z poważaniem, Anna Kuczmarska „Puls Wejherowa”

Materiał do tej pory nie ukazał się w gazecie „Puls Wejherowa”, choć od udzielenia odpowiedzi (pełnej i w wyznaczonym terminie) wydano dwa numery tego miesięcznika.

PUBLIKUJEMY PEŁNĄ

TREŚĆ UDZIELONEJ

ODPOWIEDZI:

„Szanowna Pani Anna Kuczmarska

ODPOWIEDZI NA PYTANIA:

1. Oświadczenie wypełniłem zgodnie z poleceniami na druku, który otrzymałem. Nie jest to tajemnicą, ale są to informacje przeznaczone dla grona osób / firm, które są zainteresowane moją pracą, a nie tanią sensacją. Nie ukrywam, tą i wiele innych informacji o mojej pracy zawodowej można znaleźć na zawodowych serwisach społecznościowych.

2. Dla dobra prywatnych pracodawców oraz z powodu braku uznania dla misji gazety „Puls Wejherowa” nie przewiduję Państwu udzielać odpowiedzi na pytania niezwiązane z pełnioną przeze mnie funkcją publiczną, powody podałem w oświadczeniu poniżej.

W odpowiedzi na Pani sugestie i pytania, w uzupełnieniu proszę zamieścić do wiadomości Czytelników poniższe oświadczenie w całości:

W mojej opinii wydawca / redaktor naczelny, Pan Dariusz Kuczmarski oraz Pani Anna Kuczmarska (wcześniej wydawca Pulsu Wejherowa), jako bezkrytyczni realizatorzy politycznego interesu ugrupowania Wolę Wejherowa Krzysztofa Hildebrandta nie zasługują na jakiekolwiek informacje ponad te, które jako osoba sprawująca funkcję publiczną, udzielić czuję się w obowiązku zawsze i każdemu.

Moja praca zawodowa nie była i nie jest związana z pełnioną przez mnie funkcją publiczną. Wszyscy moi pracodawcy to prywatne firmy (bez jakiegokolwiek udziału samorządów czy Skarbu Państwa), niezobowiązane do udostępniania informacji publicznej. Jako osoba odpowiedzialna i szanująca dobre imię przedsiębiorców dbam, aby ich nazwy nie stały się przedmiotem

nieuprawnionych i nieuzasadnionych materiałów prasowych, szczególnie o charakterze oszczerczym.

Uważam, że swój obowiązek związany z oświadczeniem majątkowym wypełniłem w sposób wzorcowy, żadna informacja nie wymagała korekty czy uzupełnienia. Dokument został przyjęty przez Przewodniczącego Rady Miasta bez uwag, ponadto na jakikolwiek brak w oświadczeniu, nie wskazał też przedstawiciel właściwego Urzędu Skarbowego, z którym miałem kontakt.

Czytelnicy powinni wiedzieć, że punkt VIII. OŚWIADCZENIA MAJĄTKOWEGO radnego gminy brzmi: „Inne dochody osiągane z tytułu zatrudnienia lub innej działalności zarobkowej lub zajęć, z podaniem kwot uzyskiwanych z każdego tytułu”, a więc podanie kwoty oraz tytułu wydaje się być

wystarczające, i takie się okazało. Jeżeli byłoby inaczej, to zostałbym wezwany przez uprawniony organ do złożenia korekty, i ona byłaby dostępna nawet dla redaktorów «Pulsu Wejherowa».

Z niecierpliwością czekam na pytania od „Pulsu Wejherowa” związane z funkcją radnego. Może o budżet na rok 2025, dług publiczny Gminy Miasta Wejherowo lub inne frapujące mnie, i z pewnością Mieszkańców sprawy?

Podsumowując, to co moje prywatne jest tajemnicą dla pismaków działających w politycznym interesie, a nie publicznym. Mieszkańców Wejherowa oczywiście zapraszam do kontaktu ze mną, szczerze zainteresowanym na pewno nie jedną taką „tajemnicę” zdradzę z przyjemnością. z poważaniem, Bartosz Skwarło”

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.
"Wejherowo Miasto do Życia" NR 1/2025 (luty-marzec) by Wejherowo Miasto do Życia - Issuu