NIEZALEŻNA PRASA LOKALNA

Wsobotę 28 września odbył się finał III Biennale Małej Formy Ceramicznej, podczas którego ogłoszono wyniki konkursu oraz otwarto wystawę główną wydarzenia. Ponadto miał miejsce efektowny pokaz wypału wielkoformatowej pracy ceramicznej w mobilnym piecu autorskiej konstrukcji. Rzeźbę, która powstała na oczach widzów można oglądać wraz z pracami konkursowymi biennale w galerii Wejherowskiego Centrum Kultury (budynek Filharmonii Kaszubskiej) do 27 października br. Zachęcamy do oglądania wystawy.
JEST WYROK
PIERWSZEJ INSTANCJI
GIGANTYCZNE
ODSZKODOWANIE!
MIASTO MA
ZAPŁACIĆ 3,5 MLN ZŁ
Zgodnie z wyrokiem Sądu Okręgowego w Gdańsku z 6 czerwca br. Gmina Miasta Wejherowa ma zapłacić prawie 2 miliony zł tytułem niedopłaty dotacji oświatowej w latach 2009-2016 oraz odsetki ustawowe za opóźnienie. To daje w sumie przeszło 3,5 miliona zł, gdyby do rozliczenia doszło 11 października 2024 r. Do rozliczenia najprawdopodobniej nie dojdzie.
KWOTA ROŚNIE
Z informacji, do których dotarliśmy wynika, że Miasto złożyło apelację od wyroku. To oznacza wzrost kwoty roszczenia odszkodowawczego, jeżeli sąd drugiej instancji utrzyma w mocy wyrok z 6 czerwca. Kwota rośnie każdego dnia o ponad 1 000 zł, a rocznie o prawie 400 000 zł.
O zaległe dotacje walczy przed sądem z pozwu cywilnego właścicielka jednego z niepublicznych wejherowskich przedszkoli. Po 6,5 roku od założenia sprawy jest wyrok pierwszej instancji. ‚O szczegółach sporu i jego zakończenia będziemy informować.
Festiwal ArteFonie po raz czwarty udowodnił, że wielka kultura niejedno ma imię, a Wejherowo, choć od lat przyćmione kulturalnie przez Trójmiasto, potrafi przyciągnąć i zagwarantować niesamowite doznania kulturalne. ArteFonie to zdecydowanie jeden z najbardziej obiecujących festiwali na mapie województwa, który zachęca do śmiałych, muzycznych eksploracji.
Parafraza tytułu utworu z XVI w. wskazuje na sytuację i obraz, który smuci, bo dotyczy prawie każdej rodziny naszego pięknego Grodu. Chodzi o wygląd cmentarza parafialnego w Śmiechowie i tzw. starego cmentarza na ul. 3 Maja.
Tak to już jest: gdy panuje ład, czystość, widoczna dbałość i gospodarność, ludzie się do niego dostosowują i naśladują. Gdy jednak jest bałagan, tworzy się chaos, zakłócona estetyka. Nie lubimy brudu, niechlujstwa, bylejakości – to było w przeszłości, teraz każdy chce, aby było schludnie, czysto, estetycznie, gdyż to świadczy o nas, o naszym podejściu do tego, co wspólne.
Gdy widzimy bylejakość, bałagan, brud w nekropolii, miejscu, w którym spoczywają na wieki nasi Najbliżsi – nie wiemy, czy płakać, czy się złościć, czy interweniować, bo dbałość tego miejsca refleksji, zadumy, osobistych wspomnień… jest lekceważona.
Administrator odsyła do Księdza Prałata i na odwrót!?
Zdjęcia pokazują, że cmentarz (I ołtarz!?), w Śmiechowie wygląda jak śmietnik, plac budowy… Brak też powiadomień, że właśnie zbliża się termin zapłaty i wynikają z tego powodu nieraz przykrości (a można choćby poinformować, przyklejając karteczkę do Grobu, tak jak to robi się gdzie indziej!?). Brakuje półek na
Według szacunków koszt realizacji
Centrum Integracji Społecznej Wodne Ogrody przekroczył kwotę 60 MILIONÓW ZŁOTYCH, w wersji oficjalnej podaje się 45. Zapominając przy tym, albo pomijając wartość: gruntu (inne, będące własnością gminy trzeba sprzedawać, żeby pozyskać środki finansowe do kasy miej-
(M. Rej Krótka rozprawa między trzema osobami: Panem, Wójtem a Plebanem)
zużyte znicze, które ktoś mógłby jeszcze wykorzystać (ekologia!?), obdrapana jest dzwonnica i ołtarz, płot……
skiej), wyburzonej kamienicy z lokalami mieszkalnymi, oraz o osobno realizowanych zamówieniach, na przykład: badania archeologiczne, przygotowanie terenu, projekt, nadzór inwestorski, dostawę szafek basenowych, dostawę wyposażenia (innego niż szafki). Do tego dochodzą koszty obsługi długu miasta. Zadłużenie ma wynieść na koniec 2024 roku:
Nie posądzamy władz kościelnych i cywilnych o nieposzanowanie polskiej tradycji „miejsc świętych”.
ponad 115 milionów zł, a jego obsługa ma kosztować prawie 7 milionów zł.
Ostatnio Prezydent dopisał do WO kolejny koszt w wysokości 900 000 zł (założenie, dokładny nie jest znany) na ekrany dźwiękochłonne, o co okoliczni mieszkańcy zabiegali kilka lat temu, ale ich nie wysłuchano. Włodarz był zdziwiony, że ten dodatkowy
Wydawca: Bartosz Skwarło; Adres wydawcy i redakcji: ul. Kopernika 11/1, 84-200 Wejherowo Redaktor naczelny: Bartosz Skwarło, wejherowomiasto@gmail.com, tel. 509 024 314 Numer w Rejestrze Dzienników i Czasopism Sądu Okręgowego w Gdańsku: 2365
ISSN 2956-4077; Skład: Studio Grapfa, www.grafpa.pl; Druk: Polskapresse Sp. z o.o. Oddział Poligrafia
Autorzy materiałów przekazują je bezpłatnie do publikacji Wydanie gazety (łamanie, druk, kolportaż) jest finansowane ze środków własnych wydawcy
COPYRIGHT© Bartosz Skwarło
Jest to też miejsce naszego, żyjących, miejsca wiecznego spoczynku!
Zasmuceni Wejherowianie
wydatek interesuje część Rady Miasta. Za kilka lat prawdopodobnie organ wykonawczy będzie chciał dopisać z dnia na dzień (po prawomocnym wyroku) kilka milionów, które będzie trzeba wypłacić tytułem odszkodowania za niewypłacone na czas dotacje dla przedszkola oraz odsetki od tych kwot. I pewnie będzie zdziwiony, że będą pytania…
Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych
Redakcja nie realizuje zamówień na płatne ogłoszenia
KĄCIK POEZJI ŻYCIEM INSPIROWANEJ
Cały naród przetarł oczy, Jak się Wejherowo moczy. Ogród wodny, sezonowy Stanął w centrum zabudowy. Za pięćdziesiąt baniek w złocie, Można moczyć tyłek w błocie.
Ludzie wzięli się na spytki, Skąd pieniądze na te zbytki? Czy w budżecie Wejherowa Diamentowe mamy złoża? Nie, tu Brodacz urzęduje, On budżetem dysponuje. Jak bawarski król szalony, Trwoni grosz z miejskiej skarbony.
Czym opłaca te frykasy? Czy dokłada coś do kasy? Nie, mieszkańcu zadziwiony, Ty zostałeś zadłużony. Gigantyczne te wydatki Sfinansują Twoje dziatki. Sto milionów zadłużenia Będą spłacać pokolenia.
Lecz to nie jest kres tej bzdury. Brodacz podniósł wzrok do góry. I w kolejnym zamroczeniu Ujrzał kolej w zawieszeniu. Czy cudowne Wejherowo Będzie kolej mieć linową? Znów pożyczy się miliony? Będziesz Pan zadowolony?
Trudno uciec od zdumienia, Kto Mu dawał przyzwolenia? Miewał Brodacz radnych miasta, Którzy zwykli bródkę głaskać. Kawki, Małpki czy Koziołki Głosowali za swe stołki.
Nastąpiła w radzie zmiana, Nie ma już przyklepywania. Brodacz wyje w internetach: „Nie chcą klepać mnie po plecach. Chcę znów radnych, co żądania, Spełniać będą w głosowaniach. Chcę zadłużać pokolenia, Walnąć coś na kształt Lichenia.”
Redakcja zastrzega sobie prawo redagowania i skracania tekstów
Prawa autorskie oraz majątkowe do wszystkich zamieszczonych tekstów należą do Wydawcy
oraz ich Autorów i są oznaczone znakiem © Rozpowszechnianie opublikowanych artykułów jest zabronione bez zgody wydawcy i autora
Ogłoszenia i reklamy nie stanowią materiału wydawcy, redakcja nie odpowiada za ich treść
Panie Radosławie, wszedł Pan do Rady Miasta, można powiedzieć przebojem. Zebrał Pan największą bezwzględną ilość głosów – 751. W Pana okręgu kandydował do Rady Miasta Pan Krzysztof Hildebrandt, urzędujący od 1998 roku Prezydent Miasta, ale to Pan uzyskał więcej głosów od mieszkańców, najwięcej. W czym upatruje Pan ten sukces wyborczy?
Dziękując wyborcom za tak liczne poparcie, cóż mogę powiedzieć. Mam nadzieję, że wynika to z oceny mojej dotychczasowej działalności na rzecz miasta i mieszkańców, i to zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i społecznej. Wybory na szczeblu samorządu lokalnego mimo szyldów partyjnych stawiają jednak na człowieka, a nie tylko na partię, którą reprezentuje.
Wysokie poparcie społeczne, a później sprawowany mandat radnego to zaszczyt, ale przede wszystkim zobowiązanie i odpowiedzialność. Komitety wyborcze mają wspólny program, który je scala, ale chyba każdy ma jakieś priorytety, coś co chce zmienić, wnieść z przekonaniem, że dobrze się przysłuży wspólnocie; z czego byłby Pan zadowolony, jeżeli się ziści w Wejherowie przez najbliższe kilka lat?
Moim celem jest przywrócenie samorządności mieszkańcom, ponieważ jako uczestnik życia publicznego od samego początku, tj. od wyborów w 1989 roku mam nieodparte wrażenie ewidentnego oderwania się od rzeczywistości naszych włodarzy. Zamknięcie się w wąskim środowisku decydentów i klakierów przekonanych o swej nieomylności kończy się przegraną
w wyborach. Otwarcie urzędu na głos mieszkańców widzę między innymi poprzez utworzenie Rad Osiedli. Jako aktywny rowerzysta pracuję nad poprawą infrastruktury dla miłośników jazdy na rowerze, monitoruję temat połączenia Wejherowa przez las z Redą, marzy mi się trasa z Wejherowa nad morze o dobrym standardzie. Nie jest tajemnicą, widzą to też mieszkańcy, że mamy dwa obozy w Radzie Miasta. Zadeklarowani ludzie prezydenta stracili 3 mandaty w stosunku do poprzedniej kadencji. Wolę Wejherowo ma 10 przedstawicieli w dwudziestojednoosobowej radzie. Jak Pan ocenia aktualny klimat w tym organie, czy do wyboru jest tylko porozumienie na zapleczu albo „wojna”? Ma Pan doświadczenie jako były radny Miasta Redy, czy 21 osób wybranych przez mieszkańców jako Ich reprezentacja nie może decydować w konkretnej sprawie, mając na względzie tylko dobro, przyszłość Wejherowian?
Niestety smutne doświadczenia początku kadencji wskazują, że drugiej strony nie stać na kompromis, nawet w sprawach które wydawałyby się ponad podziałami. Dyscyplina w klubie WW łamie kręgosłupy tym, którzy może myślą podobnie jak my, ale są uwikłani i zależni wobec Prezydenta i całego aparatu Urzędu Miasta. Przykrym jest też sposób sprawowania władzy przez Prezydenta, który powinien reprezentować interes wszystkich mieszkańców, a realizuje swoje wizje, którymi znaczna część podatników jest już zmęczona, czym dała wyraz w wyborach. Pracując w wielu miejscach, zawsze
pamiętałem, że jestem finansowany z podatków mieszkańców, obserwując wiele nieudanych inwestycji, nie widzę tego u obecnych włodarzy. Jest Pan Przewodniczącym Komisji Kultury, Oświaty i Spraw Społecznych Rady Miasta. Jako wieloletni dyrektor instytucji kultury, Dyrektor Wejherowskiego Centrum Kultury przez 13 lat (1991-2004), a później Dyrektor Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej (2007-2013) zna Pan doskonale mechanizmy ich działania; bolączki, ale też szanse na skuteczną realizację ich misji. Jak Pan widzi współpracę z instytucjami, czy komisja, której Pan przewodzi, może być realnym wsparciem w pozyskaniu lepszej oferty kulturalnej dla Mieszkańców?
Cieszę się, że powierzono mi liderowanie w dziedzinie, która jest mi najbliższa, natomiast jestem umiarkowanym optymistą, patrząc chociażby na podejście władz miasta do tematu nauki języka kaszubskiego w szkołach, czy też w rozwiazywaniu pojawiających się problemów. Przypomnę, że trwa obstrukcja i zaproszeni goście na komisje nie przychodzą, co w poprzednich kadencjach wydawałoby się niedopuszczalne. Ale mimo to będziemy działać na rzecz przede wszystkim mieszkańców. Jednym z celów będzie rewitalizacja amfiteatru, który, jak starsi mieszkańcy pamiętają, kiedyś tętnił życiem podczas Jarmarków Wejherowskich czy festynów wakacyjnych. Niedawno z ramienia Rady Miasta objął Pan społeczną funkcję w wejherowskim Muzeum, jest Pan członkiem Rady Muzeum. Proszę przybliżyć czytelnikom, czym zajmuje się taka Rada i jak Pan widzi w niej swoją rolę.
Rada Muzeum jest powoływana przez Radę Powiatu jako organ doradczy dla dyrektora tejże instytucji. Miałem już przyjemność działać w takiej radzie przy Muzeum na zamku w Człuchowie. Natomiast jako były dyrektor i muzealnik służyć będę swoim doświadczeniem i kontaktami, tym bardziej że reprezentuję środowisko kaszubskie, jak i rodzinę, która współtworzyła tę instytucję. Mimo iż nie pracuję już w pałacu, cały czas jego stan leży mi na sercu.
Ci, którzy mnie znają, wiedzą ile czasu i sił poświęciłem, aby doprowadzić to muzeum do lepszego stanu. I nie muszę tu dementować niesmacznych podchodów od adwersarzy, wyniki mojej pracy mówią same ile wniosłem w nasze życie lokalne. Cieszę się też z faktu, że w Radzie tym razem jest więcej muzealników, bo jak to mówią –nic o nas bez nas. Przed rozmową poprosiłem Pana o życiorys, ale przyznaję szczerze, że nie sposób przełożyć go w całości na papier w tym materiale, nawet ograniczając się tylko do bieżącej aktywności. Proszę, kierując się własnym systemem wartości, wymienić działania najistotniejsze i krótko je przedstawić. Obecnie jako rencista realizuję się w roli przewodnika i animatora kultury. Mam przyjemność oprowadzać turystów w każdym wieku po pięknym mieście Wejherowie i po Kaszubach Północnych. Ale sporo czasu też poświęcam na przybliżanie autorskiego projektu „szlakiem dworów i pałaców Pomorza”, który wymyśliliśmy w 2006 roku, zaś od 11 lat realizuję w postaci wycieczek jednodniowych. Moim celem jest pokazanie, jakie skarby kryje nasza najbliższa „Mała Ojczyzna”, zaś moim mottem jest stwierdzenie, że „nie ma nieciekawych miejsc – są tylko nieodkryte”. Dając radość uczestnikom moich wycieczek, dzielę się wiedzą i zachęcam do dalszych podróży. Ponadto działam w wejherowskim Oddziale Zrzeszenia Kaszubsko-Pomor-
skiego, będąc wiceprezesem. Współtworzyłem też „Pomerania Manors” Stowarzyszenie Właścicieli Pałaców i Dworów, które jest kontynuacją moich dotychczasowych działań w ramach projektu unijnego „Dwory Południowego Bałtyku”.
Jako Społeczny Opiekun Zabytków podróżujący po powiecie tworzę bazę danych o zabytkach, którą się dzielę z osobami zainteresowanymi. Opracowałem mapę zawierającą ponad 550 obiektów z Gminnej Ewidencji Zabytków Wejherowa, jest też dostępna mapa dworów i pałaców Pomorza, którą sukcesywnie uzupełniam o kolejne powiaty.
Jako Przewodniczący Powiatowej Rady Działalności Pożytku Publicznego, również staram się współpracować z licznymi organizacjami pozarządowymi z terenu powiatu, utrzymując także dobre kontakty z włodarzami miast i gmin.
Zostałem też niedawno reprezentantem miasta Wejherowa w Stowarzyszeniu Małe Trójmiasto Kaszubskie, dołożę starań, aby wypełnić je treścią. Spróbuję też ożywić nasze zaniedbane kontakty zagraniczne.
Czas poświęcony na działalność w Radzie spożytkuję dla dobra naszych mieszkańców. Dziękując za rozmowę, życzę Panu oraz pozostałym członkom Rady Miasta Wejherowa owocnej pracy na rzecz naszej wspólnoty. Bartosz Skwarło
Dziś będzie o niełatwej sytuacji niezależnych mediów lokalnych. Do podjęcia tego tematu skłoniła mnie informacja o przygotowywanej przez Ministerstwo Kultury nowelizacji ustawy medialnej. Ministerstwo chce zapisać w niej zakaz wydawania przez samorządy gazet, które powszechnie uważane są za ich „tuby propagandowe”. Jak można było się spodziewać, samorządy są temu przeciwne. W ich imieniu głos zabrały Związek Miast Polskich oraz Związek Powiatów Polskich. Oprotestowały ministerialny projekt, twierdząc, że media samorządowe służą przede wszystkim promocji i informowaniu mieszkańców. Co najwyżej zgadzają się na to, żeby nie umieszczać w nich płatnych reklam. Zupełnie odmiennego zdania są wydawcy i dziennikarze mediów niezależnych. Uważają, że utrzymanie samorządowych gazet może doprowadzić ich media do
upadku. Ale nie tylko o finanse im chodzi. Także o zagwarantowaną w Konstytucji fundamentalną w ustroju demokratycznym zasadę wolności słowa. Tym razem żadne protesty nie pomogą. Zmiana dotychczasowego stanu jest nieuchronna. To tylko kwestia czasu. Do ich wprowadzenia jesteśmy bowiem zobowiązani w związku z przyjęciem przez Parlament Europejski Aktu o Wolności Mediów (EFMA). Do końca września mają potrwać konsultacje i można składać swoje propozycje. Potem ruszą prace legislacyjne. Jak długo potrwają i czym się skończą, w dużej mierze zależy od determinacji koalicji rządzącej. Trudno ją posadzić o zamiar storpedowania zaleceń zawartych w EFMA. Gdyby u władzy była inna opcja, byłoby to wielce prawdopodobne. Obecna koalicja przed wdrożeniem tych zaleceń raczej się nie cofnie. Tym bardziej, że dostała
ŚCIEŻKI EDUKACJI - DomoSzkoła
©ANIA
Pierwszy ślad dziecka w internecie często pojawia się, zanim ono samo przyjdzie na świat – jest nim zdjęcie USG, które rodzice z dumą udostępniają w mediach społecznościowych. Kolejne fotografie to często kadry z pierwszych chwil po narodzinach, pierwszych kroków, spacerów nad morzem, a później z uroczystości, takich jak pasowanie na przedszkolaka czy pierwszoklasistę. Dzieci dorastają, a wraz z nimi rośnie ich cyfrowy ślad –nieświadomy, niekontrolowany, ale trwały.
W listopadzie 2006 roku pojawił się w polskiej przestrzeni internetowej serwis społecznościowy Nasza Klasa, a w tym samym roku na świecie zadebiutował Facebook, który do dzisiaj cieszy się ogromną popularnością. Od tego momentu publikowanie zdjęć, zarówno własnych, jak i dzieci, stało się powszechną praktyką. Wiele placówek edukacyjnych, za zgodą rodziców, również zaczęło udostępniać wizerunki dzieci w celach promocyjnych.
Warto jednak zastanowić się, czy za kilka lub kilkanaście lat nasza pociecha będzie zadowolona z faktu, że udostępnili-
śmy znajomym (a często nawet obcym osobom mającym dostęp do naszego profilu) fotograficzne relacje z jej udziałem. W dzisiejszych czasach coraz większy nacisk kładzie się na ochronę prywatności dzieci w internecie, a to, co dziś może wydawać się niewinne, w przyszłości może wywołać u dziecka dyskomfort.
Prezentując relacje z działań w DomoSzkole, zawsze dbam o prywatność moich uczniów, dlatego nigdy nie udostępniam zdjęć, na których widać ich twarze. Zależy mi na tym, aby chronić ich anonimowość i zapewnić im bezpieczeństwo w przestrzeni publicznej. Uważam, że w cyfrowym świecie szczególnie ważne jest dbanie o prywatność dzieci i zapewnienie im komfortu, poprzez unikanie eksponowania ich wizerunku bez potrzeby. Podobną zasadę stosuję także na moich prywatnych kontach w mediach społecznościowych – tam również nie publikuję zdjęć dzieci. Troska o ich prywatność jest dla mnie priorytetem zarówno zawodowo, jak i prywatnie.
Obecnie sztuczna inteligencja rozwija się w zawrotnym tempie, a jej możliwości są trudne do przewidzenia w perspektywie kilku lat. Nie wiemy, do czego w przy-
silne wsparcie ze strony Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, Stowarzyszenia Mediów Lokalnych, Izby Wydawców Prasy, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, które we wspólnym oświadczeniu napisały: Obowiązkiem władzy jest tworzyć warunki dla realizacji wolności słowa, także przez tworzenie warunków działania w pełni niezależnym mediom. A jednym z zadań owych niezależnych mediów jest kontrolowanie działań władz samorządowych. Z tej podstawowej przyczyny władza samorządowa nie może prowadzić swoich mediów, gdyż czyniąc to, wolność tę pośrednio ogranicza – stanowiąc konkurencję dla niezależnych od niej tytułów”. I dalej Nie może być mowy o uczciwej konkurencji, gdyż władze samorządowe wydają swoje pisma w oderwaniu od zasad rynkowych. Gazety samorządowe są często bezpłatne, bywa, że teksty
do nich piszą urzędnicy lub pracownicy instytucji samorządowych. W wielu tzw. gazetach samorządowych sprzedawane są reklamy, co w każdym takim przypadku podważa podstawy ekonomiczne wydawców niezależnych.
Dodajmy, że tworzy też nieformalne, zagrażające demokracji układy zależności. Na domiar złego gazety samorządowe bardzo często wykorzystywane są przez lokalne władze do bieżącej walki politycznej i zniechęcania swoich oponentów do angażowania się w sprawy publiczne. Oczywiście jak najbardziej zasadne w tym miejscu będzie pytanie, czy media niezależne, podejmując nośne społecznie, wzbudzające kontrowersje tematy, do czego mają pełne prawo, robią to w sposób rzetelny i obiektywny. Muszą wiedzieć, że tylko w ten sposób zjednają sobie szacunek i uznanie swoich odbiorców.
Jerzy Budnik
szłości mogą zostać wykorzystane zdjęcia dzieci ani jaką historię będzie można na ich podstawie odtworzyć.
To dodatkowy powód, aby ostrożnie podchodzić do udostępniania wizerunku najmłodszych w internecie.
Oto kilka powodów, dla których warto zastanowić się, zanim opublikujemy zdjęcie dzieci w sieci:
1. Brak kontroli nad własnym wizerunkiem – dzieci nie mają wpływu na to, jakie informacje o nich trafiają do internetu. Zdjęcia publikowane przez rodziców mogą na zawsze pozostać w sieci, tworząc cyfrowy ślad, którego dziecko nie jest świadome ani nie miało okazji zaakceptować. W przyszłości może czuć się niekomfortowo, wiedząc, że jego wizerunek był publicznie dostępny bez jego zgody.
2. Ryzyko nieodpowiedniego wykorzystania – zdjęcia dzieci mogą być niewłaściwie użyte, zwłaszcza w przypadku ich publikacji na otwartych platformach społecznościowych. Istnieje ryzyko, że zostaną pobrane, zmanipulowane lub udostępnione na nielegalnych stronach, co może
prowadzić do cyberprzemocy, cyberprzestępczości lub innych nieetycznych działań.
3. Ujawnienie wrażliwych danych – podając zdjęcia wraz z innymi informacjami, takimi jak imię, miejsce zamieszkania czy szkoła, można nieświadomie ujawnić szczegóły, które ułatwią osobom trzecim identyfikację i lokalizację dziecka.
To z kolei może prowadzić do niechcianych interakcji lub nawet niebezpieczeństw, takich jak stalking czy uprowadzenia.
4. Brak kontroli nad rozpowszechnianiem – raz opublikowane zdjęcie może być łatwo kopiowane, zapisywane i udostępniane przez innych użytkowników bez naszej wiedzy czy zgody. Nawet jeśli usuniemy zdjęcie z własnego profilu, nie oznacza to, że zniknęło ono z internetu – mogło zostać wcześniej zapisane lub zarchiwizowane.
Co możemy zrobić, aby chronić prywatność naszych dzieci?
• Przede wszystkim, warto być bardziej świadomym tego, co i gdzie udostępniamy. Zamiast publikować zdjęcia w otwartych mediach społecznościowych, można rozważyć bardziej prywatne kanały komunikacji, takie jak albumy prywatne, do których dostęp mają tylko najbliżsi.
Każde zdjęcie, które trafia do sieci, powinno być przemyślane pod kątem tego, czy w przyszłości nie stanie się źródłem dyskomfortu dla dziecka.
• Inną dobrą praktyką jest ograniczenie liczby szczegółowych informacji publikowanych wraz ze zdjęciami – takich jak miejsce zamieszkania, szkoła czy imię dziecka. Im mniej danych dostępnych publicznie, tym trudniej będzie osobom trzecim zidentyfikować i namierzyć nasze dzieci.
• Ostatecznie, najważniejszym krokiem jest rozmowa z dzieckiem, gdy tylko będzie na to gotowe. Warto je uczyć, jak zarządzać swoją prywatnością w internecie i dlaczego jest to tak ważne. To także dobry moment, by zacząć traktować ich zdanie poważnie – jeśli dziecko nie chce, aby jego zdjęcie było publikowane, należy to uszanować.
Warto pamiętać, że ochrona prywatności dzieci dziś, to inwestycja w ich bezpieczną przyszłość.
Józef Jakóbkiewicz, Anna Bielkiewicz i Wieńczysław Piotrowski byli współzałożycielami oraz głównymi działaczami Polskiego Komitetu Ratunkowego we Władywostoku. Pierwszy z nich urodził się na Uralu, w 1892 roku. Jego ojciec został zesłany na Syberię po powstaniu styczniowym. Rodzice młodego Józefa bardzo dbali o przywiązanie patriotyczne, a miejsce jego zamieszkania nie tylko sąsiadowało z tajgą i górami, ale również było świadkiem wielu cierpień katorżników Polskich. Ukończył gimnazjum w Smoleńsku, oraz medycynę na Uniwersytecie Moskiewskim w 1915 roku. Został wcielony do Armii Rosyjskiej w czasie I wojny światowej, tam pełnił funkcję lekarza. W 1919 roku trafił do Władywostoku. Został tam naczelnym lekarzem sanitarnym i skutecznie zwalczał cholerę, tyfus plamisty i dżumę. W tym samym czasie prowadził drużyne harcerską imienia Tadeusza Kościuszki, a później został komendantem Harcerskiego Hufca Dalekowschodniego. Dzięki jego doświadczeniom związanym z pracą oraz harcerstwem dostrzegł potrzebę pomocy dzieciom Polskim na Syberii. Wtedy zaangażował się w działal-
MACIEJ TAMKUN
Okładka dwutygodnika narodowego poświęconego sprawom polskim na Dalekim Wschodzie, „Echo Dalekiego Wschodu” z 1921 r. Źródło: bcul.lib.uni.lodz.pl
(część trzecia)
Był taki czas, że zwyrodnialcy triumfowali i że w Piaśnickich Lasach ziemia zastygła krwią. Jest taki czas, by pamiętać i nasłuchiwać Requiem w Leśnej Katedrze. Orle, ciepły wieczór czerwcowy 1939 roku
Przemówienie Alberta Forstera ze swojego okna słyszał Antoni Formella, handlarz pasmanterią. Poczciwy Kaszuba. Mieszkał przy ulicy Wałowej. Z okna kuchni widział żydowską bożnicę. Przyjaźnił się z Żydem magidem i zarazem hazzanem Lejbem Obermanem, który dostarczał mu z miasta Łodzi nici. Przed wojną żyło się Żydom w Wejherowie dobrze. Nie było żadnych problemów. Ludzie wzajemnie się szanowali. Póki w Polsce żył Piłsudski, póty Żydzi
nie mieli kłopotów w kontaktach z Polakami. Marszałek ich cenił i lubił. Gdy jednak umarł, od razu zaczęły się pierwsze szykany. Ludzie mówili do nich „wasz dziadek nie żyje”. Antoni pamięta, jak Lejb czasami przychodził do niego ze skrzypcami i śpiewał ciągle tę samą piękną piosenkę:
HEJ KASZUBI
Hej Kaszubi, bracia moi, Dziś ja stawiam wszystkim wino. Dajcie mi uśmiech, on koi, Niechaj moje smutki miną…
Stawiał wino koszerne na stół, ale sam nie pił. Rozchodziła się od niego kompozycja zapachów czosnku, cebuli, smażonej wątróbki i starego potu. Antoni co chwilę zażywał tabakę, aby znieczulić nos.
ność Polskiego Komitetu Ratunkowego. Anna Bielkiewicz pochodziła z Czechrynia w Guberni Kijowskiej, gdzie przyszła na świat w 1877 roku. Jej dziadek został zesłany na Syberię również po powstaniu styczniowym w 1863 roku. Jej udało się wyprowadzić do Warszawy w 1904 roku, gdzie wyszła za mąż oraz dołączyła do Kasy Pomocy Więźniom Politycznym. Za jej znaczny wkład w pracę uzyskała przydomek ‚,hrabina”. Gdy jej małżeństwo zaczęło się rozpadać, wyjechała na Riwierę Francuską, a pomocą humanitarną zajęła się ponownie podczas I wojny światowej. Trafiła wtedy do Władywostoku ze swoim drugim mężem i widząc ogrom cierpienia dzieci, podjęła decyzję o założeniu Komitetu Ratunkowego Dzieci Dalekiego Wschodu i wydawaniu gazety „Echo Dalekiego Wschodu”.
Wieńczysław Piotrowski ma bardzo ciekawą historię swojego życia przed Władywostokiem. Urodził się w 1880 roku w Czernichowie na terenach Ukrainy. Z zamiłowania był podróżnikiem, próbował uciec do Turcji i Ameryki. Był członkiem powstań rewolucyjnych w latach 1904-1905, został zatrzymany i zesłany w głąb
Rosji. W 1906 roku wyemigrował do Brazylii, zajął się tam życiem rolnika i handlarza. W 1908 roku przebył Francję, Holandię i Szwajcarię, aby ostatecznie trafić na tereny dawnej Polski. Do Ameryki Południowej wrócił w 1914 roku, gdzie z innymi Polakami udali się na pieszą podróż. W obliczu wybuchu wojny wrócił do Europy i dołączył do „Legionu Bajońskiego”. Dwa lata później trafił na Wołyń, gdzie zaciągnął się do jednostki dowodzonej przez Józefa Hallera. W 1918 roku, uniknął niewoli i zadomowił się w Harbinie. Tam zajął się pisaniem oraz redakcją lokalnych gazet oraz zaangażował się w działalność Polskiego Komitetu Ratunkowego.
Historia życiowa głównych działaczy pokazuje nam ogromny patriotyzm i chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi. W kolejnym numerze opiszę powstanie Polskiego Komitetu Ratunkowego oraz pierwsze transporty humanitarne dzieci.
Borys Szymański
NA DALSZĄ CZĘŚĆ HISTORII ZAPRASZAMY DO KOLEJNYCH NUMERÓW GAZETY
Opowiadanie zainspirowane przerażającym wspomnieniem Elżbiety Ellwart pochodzącej z Orla, jedynego naocznego świadka okrutnej zbrodni w Lasach Piaśnickich.
Lejbela Obermana wraz z żoną i siedmiorgiem dzieci naziści wywieźli w nieznane już 9 września.
Rankiem 11 listopada 1939 r. zaświeciło słońce. Maria otworzyła okno na chwilę, popatrzyła na piękne błękitne niebo, wzięła głęboki oddech jesiennego powietrza. Temperatura na zewnątrz była dodatnia, wiał dość silny, ale niegroźny wiatr. Od razu przyszła jej myśl, że to idealny dzień na odwiedzenie teściów w Leśniewie. Obiecała to mężowi. Była już w siódmym miesiącu ciąży, czuła się wyśmienicie. Podjęła decyzję, że pójdzie. Doskonale znała drogę na skróty. W prostej linii to tylko 9 kilometrów. Kalkulowała, że jeśli wyjdzie o godzinie 9, to na obiad dotrze na miejsce.
CD. NA STR. 6
CD. ZE STR. 5
Rodzice próbowali ją powstrzymać, a brat chciał odprowadzić, ale Maria była uparta, chciała iść sama.
– Jest piękna pogoda, znam doskonale drogę, czuję się dobrze, dam sobie radę – oświadczyła rodzinie.
Zapakowała w woreczek pajdę chleba i wyruszyła w drogę. Rozpoznawała trasę, latem wielokrotnie przemierzała ten las razem ze Stefanem. Cóż jest piękniejszego niż kaszubski las jesienią. Promienie słoneczne delikatnie prześwitywały przez korony drzew, aż do złotego runa. Od razu pomyślała, że ten jesienny czas szybko minie i niedługo zasypie Kaszuby śnieg. Zima to bardzo trudny czas dla zwierząt, ponieważ dostępność pokarmu jest o wiele trudniejsza niż w innych porach roku. W pewnej chwili Maria spostrzegła, że w koronie jednego z drzew po gałęziach skacze wiewiórka. Miała długi, puszysty ogon. Spód jej ciała był biały. Wiewiórka zbierała buczynę i zanosiła ją do swojego gniazda. Widocznie robiła zapasy na zimę. Maria pomyślała, że teściowie też gromadzą zapasy, pewnie otrzyma od nich jak zwykle okrasę. Przechodząc między drzewami Puszczy Darżlubskiej, można było dostrzec wiele zwierząt i przelatujących ptaków. Ścieżki leśne były usłane barwnymi liśćmi, które już spadły z drzew. Na wysokim dębie ćwierkały wróble i sikorki. Pod drzewami iglastymi rosło dużo grzybów, leżało wiele szyszek. Zachwycona pięknem jesiennej przyrody Maria rozmarzyła się. Szła, rozmyślając o mężu i o dziecku, które urodzi się za dwa miesiące. „Dziewczynce damy imię Ewa, a chłopcu Piotr”. Zamyślona, po około 2 godzinach marszu usłyszała najpierw jakby jęki i płacz, a po chwili głośne i chrapliwe wołanie w języku niemieckim: – Stop, zatrzymać się! Stop! Stooooop!!!
Zobaczyła przed sobą reagującego nerwowo niemieckiego żołnierza w mundurze Wehrmachtu i w hełmie na głowie. Był bez broni palnej.
– Kobieto, co tu robisz, jak się nazywasz? – wrzeszczał. Podszedł i mocno chwycił ją za ramię, spojrzał na jej brzuch.
– Nazywam się Maria Hirsch, idę do mojej rodziny, która mieszka w Leśniewie – odpo -
wiedziała przerażona po niemiecku. Jej rodzice chodzili do szkoły niemieckiej w czasie zaborów, nauczyli ją języka niemieckiego.
– Stój tu, nie ruszaj się aż do mojego powrotu – powiedział rozkazującym tonem.
Oddalił się, co chwilę oglądając się na Marię. Jak tylko zniknął w zaroślach, Maria zrobiła w jego kierunku kilka kroków. Rozejrzała się wokół i z przerażeniem zobaczyła, że nieopodal na drzewie wiszą zwłoki mężczyzny w szatach liturgicznych księdza. – Matko Przenajświętsza –rozpłakała się. Po chwili rozpoznała proboszcza z Mechowa, Bolesława Witkowskiego. Wisiał za ręce związane nad głową. Lina była przymocowana do gałęzi na drzewie. Maria znała księdza, był zaprzyjaźniony z teściami, spotykała go także na odpustach na Kalwarii Wejherowskiej. Z przerażenia cała się trzęsła, łzy ciekły jej po twarzy ciurkiem. Dalej zauważyła dwóch mężczyzn w białych koszulach, czarnych spodniach i butach z cholewami oraz czarnych furażerkach na głowach. Byli mocno poplamieni krwią. Jeden z nich trzymał malutkie, około dwuletnie dziecko za nóżki, rozdzierał je, a potem uderzał kilkakrotnie główką o drzewo. Po chwili mężczyźni dostrzegli przerażoną Marię. Jeden z nich rzucił dziecko na ziemię i obaj przybiegli do niej. Zauważyła na ich czarnych furażerkach znaki ,,SS”.
– Stój! Co tu robisz, kobieto?
– krzyczeli, wymachując zakrwawionymi rękoma.
– Ja, ja idę do krewnych, którzy, którzy mieszkają w Leśniewie – odpowiedziała w języku niemieckim.
– Jak się nazywasz? Imię i nazwisko.
– Maria Hirsch. Jestem tutejsza, z Orla.
– A panieńskie?
– Lehmann.
SS-mani spojrzeli na siebie, słysząc niemieckie nazwiska. Wytarli zakrwawione ręce najpierw o garść suchych liści a później o spodnie. Jeden z nich wyciągnął z kieszeni kartkę papieru i ołówkiem spisał wszystkie dane Marii.
– Słuchaj uważnie, nic nie widziałaś i nic nie słyszałaś. Jeśli piśniesz słówko komukolwiek, to zginiesz wraz z całą twoją rodziną, z całą wsią. A teraz uciekaj stąd – po tych słowach oddalili się.
Maria dostała drgawek, nie mogła zrobić kroku do przodu. Rozejrzała się wokół siebie i zobaczyła świeżo rozkopany, prostokątny dół, a w nim wielu zabitych, mężczyzn i kobiet. Nieco dalej widziała także nieżywych leżących na ziemi obok dołu oraz kilkanaście osób rannych i w agonii, umierających w cierpieniach. Uprzytomniła sobie, że to stąd dochodziły odgłosy jęków i płaczu, które wcześniej słyszała. Była bliska obłędu. Sparaliżowana strachem i dramatycznym widokiem zaczęła głośno rozpaczać. Jeden z SS-manów, słysząc to, biegiem wrócił, uderzył ją w twarz i mocno pchnął. – Won stąd, szalona kobieto, bo cię zabiję! – krzyczał, wymachując podniesionym kijem. Odeszła, chwiejąc się i zwymiotowała. Świat wirował, drzewa zataczały coraz szybszy szalony krąg. Straciła orientację, błądziła przez długi czas w lesie. Zamroczona stresem nie mogła znaleźć drogi. Zmęczona usiadła na złamanym pniu drzewa. Płakała i rozpaczała przez cały czas. Podniosła się po kilku godzinach.
Dnia 11 listopada 1939 r. miała miejsce najliczniejsza z niemieckich egzekucji w kaszubskim Lesie Piaśnickim. Trwająca od października 1939 roku, zbrodnia ta była prawdopodobnie pierwszym masowym ludobójstwem drugiej wojny światowej. Przez sześć miesięcy na przełomie 1939 i 1940 r. w lesie między Wejherowem a Krokową Niemcy zamordowali około 14 000 osób, wykazując się przy tym nieznanym wcześniej w nowożytnej historii bestialstwem. Poza rozstrzeliwaniami udowodnione są przypadki roztrzaskiwania dzieciom główki o pnie drzew, a także zakopywania ofiar żywcem w masowych grobach.
Wycieńczona strachem Maria skierowała się racjonalnie na zachód, chciała wrócić do Orla, do rodziców. Już się ściemniało, kiedy odnalazła właściwą, powrotną drogę. Szybko zapanowała ciemność, ale w oddali widziała migotanie światełek w oknach domostw wsi Orla. Czuła, że ma gorączkę.
Drzewa ze zdumienia szemrały:
O-ho! Nadszedł nasz czasJak to być może? Jakże się to stało? Bo nie oglądał nasz Piaśnicki LasNic podobnego, choć widział niemało.
Każdy szelest liści, trzask łamanej gałązki wywoływał
u niej potworny strach i dreszcze. Było jej zimno. W ciemnościach zamiast zarysów drzew widziała: to esesmanów przy konfesjonale strącanych zapadnią przez spowiednika do otchłani piekielnej, to szalone i wirujące duchy, to Smętki maszerujące czwórkami na wojnę, to wielkiego Stolema niosącego martwe dziecko. W końcu upadła u progu drzwi swojego domu.
Rodzice Marii byli przerażeni jej widokiem i opowieścią. Myśleli, że majaczy. Miała wysoką gorączkę i dreszcze. W nocy jej stan się poprawił, przyszła do nich do łóżka jak za dawnych lat. Spokojniejsza, powtórnie opowiedziała to, co ją spotkało w lesie. Koszmary nocne dręczyły ją jeszcze przez wiele lat. Następnego dnia Zofia i Jan Lehmannowie z samego rana poszli do Wejherowa na targowisko. Wzięli ze sobą na sprzedaż albo handel wymienny kobiałkę jajek kurzych, woreczek suszonych jabłek i dwa wieńce suszonych grzybów. Przy okazji chcieli dowiedzieć się czegoś więcej o działaniach nazistów w Wejherowie i w najbliższej okolicy. Liczyli na informacje o mordowanych ludziach w Piaśnickim Lesie. Żeby nie drażnić szpicli i nazistowskich tajniaków, idąc do Wejherowa, rozmawiali między sobą w języku niemieckim. Przemierzając ulicę Adolf-Hitler-Strasse, widzieli kursujący między ratuszem a dworcem PKP samochód Opel Blitz 3t załadowany skrzyniami. Przystanęli, aby zobaczyć, co jest na platformach, ale patrol esesmanów krzykiem upomniał ich, aby szli dalej.
Na targowisku spotkali licznych znajomych, bali się z nimi rozmawiać o polityce, dopiero zaufali napotkanemu kuzynowi Antoniemu Formelli z Wejherowa, który akurat handlował pasmanterią.
Kończy mi się zapas nici, dostarczał je mój przyjaciel żydowski Lejb, ale wywieźli go wraz z rodziną w nieznane.
A słyszeliście, że faszyści upokorzyli i zamordowali w październiku naszego burmistrza Teodora Bolduana? Widziałem wielokrotnie, jak prowadzili go na łańcuchach, aby sprzątał rynek – opowiadał nerwowo i szeptem, rozglądając się, czy nikt inny tego nie słyszy – ponoć zamykają w aresztach naszą inteligencję, przetrzymują ich w willi doktora Panka, a po przesłuchaniach
wywożą w nieznane. Mówią, że w kierunku Krokowej, ale jaka jest prawda, tego nie wiem.
– Może gdzieś do lasu? – szeptem zapytała Zofia, pamiętając ostrzeżenie Marii, aby nikomu nie wspominać jej traumatycznych przeżyć.
– Do lasu? A niby po co? –zapytał Antoni.
– Antku, widzieliśmy ciężarowy samochód wiozący skrzynie na dworzec, co tam mogło być? – zapytał Jan, szybko zmieniając temat rozmowy.
– Wczoraj z rana przyszło takich dwóch szwabów z magistratu do mojego sąsiada Leona i kazali mu pakować skrzynie w budynku urzędu. Po powrocie opowiadał, że nosił różne dokumenty i książki.
Zofia i Jan sprzedali jaja, suszone jabłka i grzyby. Za zarobione pieniądze kupili ciepłe buty dla Marysi. Zaniepokojeni opowieściami Antoniego wrócili szybko do domu.
Pod koniec listopada w Orlu przez kilka dni padał śnieg. Roman Lehmann zgromadził zapasy opału na zimę. Podwórze zajmował równo ułożony w duże kostki wysuszony torf, a pod chlewem stos pociętego drewna. Zwozić torf pomógł mu sąsiada syn Hans Müller. We wsi mieszkało paru gospodarzy przyznających się do narodowości niemieckiej, współpracujących z okupantem. Jednak większość to rdzenni Kaszubi. Znali się wszyscy, razem wychowywali, chodzili do szkoły, bez względu na narodowość wzajemnie darzyli się szacunkiem. Jak do tej pory nie było poważniejszych nieporozumień. Nawet stary Markus Müller, zatwardziały faszysta, który witał się z sąsiadami tylko zawołaniem „Heil Hitler”, chętnie użyczał koni z wozem do transportu torfu. Jego dwaj młodsi synowie Klaus i Erik jeszcze przed wojną wyjechali do Rzeszy robić wojskową karierę. Z ojcem na gospodarstwie został najstarszy syn Hans. Klaus w latach młodzieńczych podkochiwał się w nastolatce Marysi, na wiejskich zabawach adorował ją. Po wyjeździe do Rzeszy okazjonalnie przysyłał kartki pocztowe, ostatnią Marysia otrzymała z Regensburga w dniu zaręczyn ze Stefanem.
CIĄG DALSZY
Dnia 31 sierpnia odbyło się uroczyste otwarcie wystawy Latającego Spichlerza Sztuki w Dworze Sześć Dębów w Prusewie. W tegorocznej edycji wzięło udział 40 twórców, którzy odpowiedzieli na hasło przewodnie wydarzenia: Sytuacja Zero.
Po 12 latach Spichlerz Sztuki Wejherowo powrócił w mury budynku o tym samym przeznaczeniu. Już nie do tego z ceglanymi ścianami, który mieści się przy ul. 12 Marca w Wejherowie, a do żelbetowego, ogromnego budynku w Prusewie (gm. Krokowa). To już drugi raz jak ta zrodzona w Wejherowie inicjatywa, wyleciała poza granice naszego miasta i wylądowała w nowej przestrzeni.
Spichlerz Sztuki dostał skrzydeł i szukać go teraz trzeba w innych lokalizacjach. Dla organizatorów to nie lada wyzwanie, ale satysfakcja nie mniejsza. Poszerzamy horyzonty, poznajemy nowych ludzi, nowe miejsca z ich bogatymi historiami.
Przez te 12 lat w Spichlerzach wzięło udział już niemal 200 arty-
stów, grono to – choć ma stały trzon, bo około 20 artystów pokazuje swoje prace podczas każdej edycji – stale się powiększa. Także w tym roku pojawili się nowi twórcy, którzy zmierzyli się z tegorocznym hasłem.
Jak podkreślał podczas wernisażu Artur Wyszecki, organizator Spichlerza: „Sytuacja zero, czyli
chwilowe zatrzymanie świata, jak moment bezdechu między dwoma głębokimi oddechami – temat Latającego Spichlerza Sztuki 2024 jak zawsze ostatnimi laty odnosi się do naszego „tu i teraz” oraz do miejsca, w którym się właśnie znajdujemy”. Folwark Prusewo niegdyś należący do niemieckiej rodziny Fliesbach zmieniał
swoje funkcje, po wojnie powstał tam PGR, obecnie w murach dworu mieści się hotel z kawiarnią, a ogród dopieszczony przez właścicieli zachwyca wszystkich odwiedzających.
Głównym celem, jaki stawiają sobie organizatorzy Spichlerza jest zaprezentowanie ciekawej, różnorodnej wystawy, której nie ogranicza, a scala temat. Artyści na swój sposób i w wybranej przez siebie technice odpowiadają na hasło przewodnie. Jak co roku wystawa była bardzo różnorodna pod względem pokazanych technik artystycznych, było malarstwo, grafika, rysunek, ilustracja, fotografia, rzeźba, instalacje i obiekty zewnętrzne. Podczas wernisażu odbył się performance o snach –Katarzyny Wentzeck oraz o spotkaniu – Marka Arcimowicza.
Znany i ceniony fotograf Tomasz Sikora zaprezentował swój projekt „Obraz i Słowo” w formie projekcji filmowej. Wojtek Ostrowski pokazał film o Leonie Tarasewiczu –malarzu, którego obrazy można podziwiać w Dworze Sześć Dębów. W podziemiach Artur Wyszecki prezentował wizualizacje, ruchomy obraz stworzenia świata, który został wygenerowany przez sztuczną inteligencje.
Temat wystawy został potraktowany bardzo szeroko. Często artyści odwoływali się do Sytuacji
Zero jako do nowego początku, przełomu. W ten sposób podszedł do tematu prof. Roman Gajewski, którego praca pokazała jak świat wyglądałby bez człowieka – bezgraniczna zieleń. W podobnym tonie, choć zupełnie o czymś innym, mówiła praca Przemka Łopacińskiego Marzy mi się… Co by było, gdyby spełniły się nasze marzenia….
by było, gdyby Adam i Ewa z zerwanego jabłka zrobili konfiturę jabłkową i nie zjedli jej. Może nadal żylibyśmy w Raju – takim podejściem do tematu zaskoczyła widzów Anna Sobolewska w swoich akwarelach – portretach jabłek.
Twórcze zmagania się z materią, kiedy obraz nie daje się okiełznać, poskromić, wydaje się być wiecznie nieskończony to Sytuacja Zero dla malarek Dobrochny Walickiej i Bogny Klaman.
Bardzo ciekawą pracą okazała się seria ilustracji do książki obrazkowej Mileny Rytwińskiej – studentki niemieckiej uczelni artystycznej. Opowieść o bocianach, które opuszczają wioskę w poszukiwaniu ciepłych krajów. O tęsknocie za nimi, oczekiwaniu na powrót, który zwiastuje nadejście wiosny.
Sytuacja Zero została też zauważona w Nasionku, które przybyło do Polski uczepione ubrania ogrodniczki Aliny Zając prosto z wyspy Madery. Nasionko zakiełkowało,
przemieniło się w piękną roślinę i stworzyło kolejne nasionka. Potencjał, jaki w nim drzemie, jest przeogromny, już w nim jest wszystko, co może powstać.
Kolejna praca związana z naturą to obiekty Ady Dobrzeleckiej. Wycinanki umieszczone w starych ramach tym razem opowiadały o sile natury, jej zdolnościach odnawiania się. Artystka umieszcza fotografie bliskich zmarłych wraz z rycinami roślin i wraz z nadzieją, że tak jak natura w swoim cyklu odradza się, tak osoby, które odeszły, kiedyś do nas powrócą.
O sytuacji przełamania, momentu, kiedy jeszcze nie wiadomo, w którą pójść stronę, mówi rysunkowa praca Ady Majdzińskiej. Półksiężyce. Czy będzie przybywał czy ubywał? Czy księżyc idzie do nowiu czy do pełni?...
Swoistą Sytuację Zero zainicjował Piotr Orz Orzechowski poprzez umieszczenie na II piętrze budynku setek metalowych puszek. To był punkt wyjścia, każdy mógł zrobić z puszkami, co chciał. I tak się stało. Dzieci zaczęły budować wieże, tory przeszkód, ścieżki prowadzące do obrazów. Puszki zaczęły żyć własnym życiem, drugim życiem. O nowym życiu mówi też praca Przebudzenie Anny Baranowskiej, która wskrzesza budynek. Z filara na parterze wyłania się postać: twarz, dłonie, kolana, stopa. To spichlerz się budzi. Jego duch. Idzie sprawdzić czy ta nowa funkcja –galeria sztuki – spełnia jego oczekiwania….
Były też prace bardziej osobiste, o relacjach międzyludzkich, historiach rodzinnych, miejscach, które znikają, zmieniają swoje przeznaczenie.
Spichlerz Sztuki Wejherowo trwa nieprzerwanie od 2012 roku. Warto zaznaczyć, że inicjatywa ta jest działaniem oddolnym, bez stałego finansowania. Spichlerz
Sztuki tworzą artyści po to by zarażać sztuką, dawać okazję do spotkania i rozmowy, wreszcie pokazać, że sztuka jest nie tylko piękna ale i ciekawa.
Zapraszam do śledzenia poczynań Spichlerza na jego stronie internetowej: fb.com/spichlerzsztukiwejherowo Można tam znaleźć relacje z wernisaży oraz dokumentacje dotychczas zrealizowanych wystaw.
Gdzie wyląduje kolejny Latający Spichlerz Sztuki, tego jeszcze nie wiemy, ale zapraszamy już dziś na edycję 2025.
Lista uczestników Latający Spichlerz Sztuki 2024: Ada Dobrzelecka, Ada Majdzińska, Aleksander Widyński, Alina Zając, Anna Baranowska, Anna Sobolewska, Artur Wyszecki, Bartosz Skwarło, Bogdan Kiliński, Bogna Klaman-Tarnowska, Czesław Podleśny, Dobrochna Walicka, Elvin Flamingo, Grażyna Rigal, JacekMichałowski, Jakub
Biewald, Janusz Sytek, Joanna Nurowska, Katarzyna Swinarska, Katarzyna Wentzeck, Krystyna Maria Kahsin, Maciej Kotłowski, Maciej Moskwa, Marcin Różański, Marianna Jagoda, Marek Arcimowicz, Marta Papierowska, Milena Rytwińska, Natalia Ostrowska, Piotr Orz Orzechowski, Przemysław Łopaciński, Roman Fryczyński, Roman Gajewski, Tomasz Sikora, Tomasz Sobisz, Tytus Grodzicki, Wojciech Ostrowski, Wojciech Koniuszek, Wojciech Radtke, Zbyszek Gorlak.
Organizatorzy Spichlerza Sztuki Wejherowo dziękują gospodarzom tegorocznej edycji, właścicielom Dworu Sześć Dębów w Prusewie oraz mecenasom, którymi byli: Playa Dębki, Hotel Marmułowski oraz Radosław Skwarło.
Fb.com/papierowskamarta Insta: marta.papierowska.art www.galeriawoknie.pl
PARKRUN WEJHEROWO – REKORD ZA REKORDEM
Rok 2024 niewątpliwe jest bardzo udany dla wejherowskiego parkrunu. W tym czasie grupa obchodziła jubileusz 5-lecia działania, odbyła się też 200. edycja cyklu, na której został pobity lokalny rekord frekwencji, zaś 5. października 20. rocznicę powstania świętowała cała światowa społeczność parkrun. Wejherowo wyraźnie zaznaczyło swoją obecność na mapie tej aktywności.
W Wejherowie krótko cieszono się z rekordu frekwencji ustanowionego 31. sierpnia br., w biegu/marszu na 5 km, wzięły wtedy udział 154 osoby (poprzedni wynosił 116), ponieważ już 5. października padł nowy rekord, wynoszący 181 uczestników
(76 debiutantów). Wydarzenie obsługiwało 20 wolontariuszy. Ta edycja cyklu była poprzedzona kampanią mobilizacyjną w celu ustanowienia krajowego wyniku na poziomie 10 000 uczestników i wolontariuszy. Nie udało się tego osiągnąć, ale 9 250 osób uczestniczących w wydarzeniu (w tym wolontariusze) z 5. października robi wrażenie, i jest to najlepszy w historii wynik. Z 97 lokalizacji w naszym kraju aktywność w wejherowskim Parku Miejskim była na 9. miejscu pod względem frekwencji. Gratulujemy organizatorom, wolontariuszom i uczestnikom, nie zapominając, że za tymi liczbami stoi regularna aktywność fizyczna na świeżym powietrzu i integracja :)
Ku uciesze zawodników i kibiców basketu reaktywował się w Wejherowie Ogólnopolski Turniej Koszykówki chłopców (U15). Zawody „Wejher Cup” rozgrywano w latach 20012010 i cieszyły się dużym uznaniem ze względu na wysoki poziom sportowy i organizacyjny.
Turniej odbył się w dniach 27-29 września 2024 roku w hali sportowej Szkoły Podstawowej nr 8 w Wejherowie. Wzięło w nim udział 6 drużyn, a rywalizacja toczyła się w systemie „każdy z każdym”. Zwycięzcą turniej została Gdyńska Akademia Koszykówki, która wygrała wszystkie mecze, a najlepszym zawodnikiem wybrano reprezentującego tego zespołu, Huberta Grabowskiego.
Nasza drużyna, UKS Basket-Ósemka Wejherowo po wygraniu trzech z pięciu pojedynków zajęła trzecią lokatę.
Końcowe wyniki turnieju:
1. Gdyńska Akademia Koszykówki (GAK ENERGA)
2. Akademia Koszykówki 7 Sopot
3. UKS Basket Ósemka Wejherowo
4. Wilki Morskie Szczecin
5. MChKK Chełmno
6. SSK Basket Włocławek
Organizatorem wydarzenia był klub UKS Basket Ósemka-Wejherowo, a inicjatorami reaktywacji cyklu Panowie Kordian Zabrocki oraz Bartłomiej Woźniak. Podziękowania należą się także dyrekcji SP Nr 8, w której serca do koszykówki nigdy nie brakowało.
Wiele osób, nie tylko radni samorządowi czy działacze społeczni korespondują z urzędem. Mieszkańcy pytają wójtów/burmistrzów/prezydentów o kwestie, które ich interesują, a są związane z funkcją publiczną adresata. Nader często, niestety odpowiedzi nie satysfakcjonują nadawcy, przyczyny są pewnie różne – być może mieszkańcy czy radni wymagają zbyt wiele. A być może organ nie zna odpowiedzi i/lub nie chce jej udzielić.
Na prośby czytelników, którzy dostarczają nam pisma-odpowiedzi, co do treści których mają sporo zastrzeżeń, będziemy je analizować i przedstawiać do Państwa oceny.
Na pierwszy ogień prezentujemy odpowiedź Prezydenta Miasta Wejherowa na wspólną interpelację radnej, Pani Justyny Mazur-Dziadkiewicz oraz radnego, Pana Bartosza Skwarło.
Treść odpowiedzi (datowana na 04.09.2024 r.) na pytania radnych
Podstawowe pytanie z interpelacji brzmiało, cytuję: Ile ławek i koszy na śmieci oraz w jakich lokalizacjach zostało ustawionych od 21. maja br. do dnia udzielenia odpowiedzi na tę interpelację w związku z uchwałą Rady Miasta Nr IXk/II/5/2024 przekazującą na ten cal kwotę 150 000 zł.
Przypominamy, że ustawienie nowych ławek i koszy było bardzo nośną obietnicą wyborczą! Zachęcamy do przeczytania odpowiedzi. CZY TAKICH ODPOWIEDZI MIESZKAŃCY OCZEKUJĄ? Zachęcamy do przesyłania nam nic niemówiących pism.
Anna Rocławska-Musiałczyk została laureatką I NAGRODY w międzynarodowym konkursie kompozytorskim Emerging Composers 2024 organizowanym przez Friends of the Vox we współpracy z Dan Forrest Music Stany Zjednoczone-Wielka Brytania. Na konkurs nadesłano 100 kompozycji z 19 krajów. Utwory laureatów będą premierowo wykonane i nagrane w Londynie przez Vox Anima Chamber Choir w trakcie sezonu 2024/2025. Dziewiątego listopada br. nastąpi prawykonanie nagrodzonego utworu Rocławskiej-Musiałczyk w St. Peter Church w Eaton Square w Londynie. Podczas uroczystego koncertu laureatce oficjalnie zostanie wręczona nagroda. Kontynuacją tego wyróżnienia jest nagranie, którego dokona wyżej wspomniany chór Vox Anima Chamber w prestiżowej wytwórni nagraniowej Voces8 Centre w maju 2025 roku. Nagranie zostanie opublikowane w mediach społecznościowych i portalach streamingowych. Pani Ania zdecydowała się na udział w ostatniej chwili, ale między innymi o tym mówi nam już sama artystka: Bardzo się cieszę, że tak wielkie wyróżnienie mnie spotkało, tym bardziej, że utwór skomponowałam w weekend, dosłownie na dwa dni przed ostatecznym terminem przysyłania kompozycji konkursowych. Wybrałam tekst adwentowej antyfony „O Oriens” co znaczy „O wschodzie” i napisałam muzykę w wariancie na chór żeński i fortepian. Bardzo pomógł mi w kwestiach językowych ks. Przemysław August Lewiński, mój przyjaciel z lat szkolnych I LO w Wejherowie, a dzisiaj –Radca Nuncjatury Watykańskiej, na co dzień posługujący w Hawanie, na Kubie.
Kompozytorka w obiektywie Anny Świeczkowskiej
Cieszy mnie także, że przewodniczącym jury był Dan Forrest. W naszym środowisku muzycznym jest jednym z kluczowych kompozytorów muzyki chóralnej na świecie. Dostałam już feedback od niego i cieszę się, że jestem z nim w kontakcie. Być może otworzy to przede mną kolejne, nowe perspektywy.
Czasami warto zaryzykować i zrobić coś pod wpływem impulsu. W połączeniu z ciężką pracą, wykonywaną na co dzień, może to przynieść nieoczekiwane rezultaty
Jak się okazuje z początkiem października br. zaczęła działalność w naszym mieście FEEL HARMONIA. Bywa, że nazwy nie oddają tego co się za nimi kryje, więc postanowiłem się dowiedzieć: co to hasło niesie za sobą? Między innym na to pytanie odpowiedziała Pani Iwona Skarzyńska – pomysłodawczyni tej przestrzeni. Pani Iwono, proszę opowiedzieć czytelnikom o sobie, o swojej pracy.
Od wielu lat organizuję i prowadzę nieszablonowe warsztaty rzemieślnicze oraz hobbystyczne i kreatywne, między innymi warsztaty dekorowania pierników. To propozycje wyjątkowych działań, które mogą wzbogacić program spotkania integracyjnego czy biznesowego lub towarzyskiego. Do tej pory usługi realizowałam w miejscu wyznaczonym przez klienta. Ale teraz pomysł jest inny, miejsce ma być stałe, właściwie już jest – pod konkretnym adresem w Wejherowie. Skąd ta zmiana i co „Feel Harmonia” będzie oferowała?
Zainspirowana rozmowami z innymi twórcami, postanowiłam stworzyć miejsce, które będzie oazą dla osób poszukujących przestrzeni do prowadzenia warsztatów: ceramicznych, graficznych, plastycz-
nych, literackich, rzemieślniczych. Pomysł na stworzenie przestrzeni do organizacji warsztatów narodził się z potrzeby pracy stacjonarnej. Będzie to miejsce idealne także do organizowania np. kreatywnych, kameralnych urodzin lub imienin czy spotkań przy kawie. Feel Harmonia to również sale warsztatowe i szkoleniowe do wynajęcia dla osób prywatnych oraz firm. Chciałabym, aby ta przestrzeń nie skupiała się tylko na wynajmowaniu pomieszczeń, jest to miejsce, które wspiera artyzm, tworzy społeczność, pobudza ludzką wrażliwość.
Gdzie „Feel Harmonia” się mieści i skąd pomysł na taką nazwę?
Moją misją jest stworzenie przestrzeni, które inspiruje do życia w harmonii z otoczeniem i własnym wnętrzem, więc nazwa „Feel Harmonia” nasunęła się sama. Przestrzeń powstaje na parterze kamienicy przy ulicy Hallera 12 w Wejherowie, to tam będziemy łączyć ludzi o różnych ścieżkach i zainteresowaniach. Proszę opowiedzieć o swoim doświadczeniu, sukcesach. Zaczęłam 15 lat temu pod czujnym okiem Pani Jarmiły Buczyńskej – pionierki lukrowania pierników w Polsce, z nią stawiałam swoje
Dnia 19 października w Filharmonii Kaszubskiej odbędzie się drugi dzień finału II Kongresu Kultury Pomorskiej. W programie wiele atrakcji, m.in.: część artystyczna, panele dyskusyjne, kaszubska potańcówka i poczęstunek.
PROGRAM:
9.30-11.30 (MPiMK-P, ul. Zamkowa 2A, Wejherowo). Spotkanie 19: Teatr bliżej widza - edukacyjne praktyki włączające Centrum Edukacji Teatralnej MICET w Starym Teatrze w Krakowie, prowadzący: Daniel Arbaczewski (MICET)
9.30-12.00 Rejestracja uczestników w Filharmonii Kaszubskiej
9.45-11.45 Oprowadzania (Wejherowo, w tym Kalwaria Wejherowska; Filharmonia Kaszubska + projekcja filmu)
10.00-13.00 Akcja „Krew Kultury”*
12.00-15.00 Akcja Adoptuj mnie**
12.00-12.15 Otwarcie II dnia Kongresu (powitanie + niespodzianka)
12.15-12.35 Kongres Kultury Pomorskiej w pigułce (prezentacja wideo)
12.35-14.35 III Panel / Region, a Centrum: w stronę zrównoważonego rozwoju (wystąpienia panelistów, głosy z sali). Prowadzący: prof. dr hab. Daniel Kalinowski – Uniwersytet Pomorski
14.35-14.55 Przerwa lunchowa (poczęstunek)
14.55-16.55 IV Panel / Wokół dziedzictwa i tradycji Pomorza: wyzwania - potencjał - praktyki (wystąpienia panelistów, głosy z sali). Prowadzący: prof. dr hab. Cezary Obracht-Prondzyński – Uniwersytet Gdański.
17:05-17.35 Część artystyczna: Teatr Ruchu Mo-sHe, „Symbioza” (spektakl, teatr tańca)
17:40-18.30 Kaszubska potańcówka (DJ Sing)
* „Krew Kultury” – mobilizacyjna akcja środowiska pomorskiej kultury w celu ratowania życia i zdrowia potrzebujących. Bądź niezastąpionym dawcą krwi! Akcja koordynowana przez Policyjny Klub Honorowych Dawców Krwi w Gdyni. Krew będzie można oddać w krwiobusie ustawionym na parkingu przed Filharmonią Kaszubską.
** Adoptuj mnie – oddaj do adopcji, wymień, adoptuj roślinkę doniczkową. Daj radość sobie i innym! Akcja prowadzona wspólnie z Fabryką Kultury w Redzie.
Wstęp na wydarzenie jest bezpłatny, udział wymaga zgłoszenia: pomyslodalnia@gmail.com, kongres@ pomorzekultury.pl, tel. 608-661-616. Wszelki informacje związane z kongresem można znaleźć na stronie kongres.pomorzekultury.pl
pierwsze kropki i kreski. Na warsztatach uczyłam się dekorowania pierników lukrem królewskim. W toruńskich średniowiecznych piwnicach doświadczałam historii i poznawałam najpiękniejsze legendy o piernikach. Na moich warsztatach otwieram drzwi tajemnic piernikarskich. Prowadziłam między innymi warsztaty dla firm Porshe, Coco Chanel, Centrum Nauki Kopernik, Miasta Stołecznego Warszawy, Polfarma, Coca Cola, Medicover i dla wielu placówek kulturalnych, domów seniora czy dzieci w pieczy zastępczej. Więc Pani domeną jest dekorowanie pierników, co to zajęcie daje uczestnikom?
To po prostu kreatywna zabawa, moim zdaniem to bardzo dużo. W dzisiejszym, pełnym pośpiechu świecie coraz częściej szukamy sposobów na twórcze i relaksujące spędzanie czasu. Idealnym rozwiązaniem, które łączy w sobie kreatywność, zabawę i tradycję, są warsztaty dekorowania pierników. To nie tylko doskonała okazja do rozwoju umiejętności manualnych, ale także wspaniała forma wspólnego spędzania czasu z rodziną czy przyjaciółmi. A co najważniejsze – każdy uczestnik może stworzyć coś wyjątkowego, co zostanie z nim na długo. Warsztaty dekorowania pierników to idealna aktywność zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Podczas tych zajęć każdy uczestnik ma możliwość nauczenia się sztuki ozdabiania pierników lukrem królewskim, który pozwala na tworzenie niezwykłych, fantazyjnych wzorów. Dzięki doświadczonym instruktorom, każdy, niezależnie od wieku czy zdolności plastycznych, jest w stanie stworzyć swoje małe, słodkie arcydzieło. Podczas zajęć uczestnicy rozwijają kreatywność, zdolności artystyczne i manualne. Dzieci – one szczegól-
nie, uczą się precyzji i cierpliwości, a dorośli odkrywają na nowo radość z tworzenia. Po takich warsztatach wszyscy mają mnóstwo radości i satysfakcji. Pierniczki ozdobione własnoręcznie mogą stać się wspaniałym i oryginalnym prezentem. Czy to na Dzień Nauczyciela, Święta, urodziny czy inne uroczystości – taki podarunek zawsze wywołają uśmiech.
Proszę zachęcić naszych czytelników do skorzystania z Feel Harmonii, w końcu najlepiej spróbować.
Zapraszamy do udziału w naszych warszta tach, w miłej atmosferze, w przytulnych wnętrzach przedwojennej kamienicy w stylu modernistycznym przy ulicy Hallera 12 w Wejherowie. Oferujemy możliwość udziału zarówno w naszych przestrzeniach, jak i organizacji warsztatów w szkołach, przedszkolach czy innych placówkach. Wszędzie tam, gdzie możemy dotrzeć, zabieramy ze sobą całą potrzebną wiedzę i materiały, zapewniając pełen komfort uczestnikom oraz miłą atmosferę. Zapraszamy do udziału w naszych twórczych warsztatach wszystkich, także grupy zorganizowane: szkoły, przedszkola czy domy seniora. Bardzo dziękuję za rozmowę, a czytelników zapraszam do sprawdzenia nowej przestrzeni. Obecnie trwają zapisy na grupowe warsztaty dekorowania pierników w listopadzie i grudniu 2024 r. Informacje o regularnych warsztatach oraz jednorazowych wydarzeniach będą dostępne w mediach społecznościowych: fb.com/allelukier/ fb.com/FeelHarmoniaMiejsce SpotkanTworczych/ Bartosz Skwarło
WYNIKI KONKURSU
Nagrodę Filharmonii Kaszubskiej w Wejherowie – Grand Prix w kategorii „Mała forma ceramiczna” otrzymała Pani Magdalena Łysiak za pracę Truteń i Robotnica. Nagrody oraz wyróżnienia w pozostałych kategoriach:
• Kategoria: biżuteria
Tytuł: Szept fal, Autor: Eva Stramska Srnikova
Wyróżnienie honorowe:
Skarb, Autor: Sara Gotowiec
• Kategoria: forma użytkowa
Tytuł: Przyprawnik, Autor: Magdalena Stecka
Wyróżnienia honorowe:
Tytuł: Lampa, Autor: Jessica Wilniewczyc
Tytuł: Czarko-kadzidło, Autor: Maciej Szynwelski
• Kategoria: forma rzeźbiarska
Tytuł: Bulwy, Autor: Michał Żesławski
Chór Mieszany Cantores
Veiherovienses - zespół działalność artystyczną zainaugurował 6 stycznia 1985 r. w Wejherowie. Pomysłodawcą i założycielem chóru był absolwent Akademii Muzycznej w Gdańsku, dziś jej wykładowca i profesor, Marek Rocławski, który przez 30 lat był także jego dyrygentem. Chór mieszany Cantores Veiherovienses zrzesza ludzi różnych zawodów i specjalności, których łączy pasja wspólnego śpiewania. W ciągu swojej działalności artystycznej uczestniczył w konkursach i festiwalach chóralnych krajowych i zagranicznych zdobywając wiele prestiżowych nagród i wyróżnień. Do ostatnich należą Grand Prix Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Religijnej im. Stanisława Ormińskiego w Rumi w 2021 roku oraz Złote Pasmo i nagroda specjalna za najlepsze wykonanie pieśni kompozytora bydgoskie-
• Wyróżnienia honorowe:
Tytuł: Akt, Autor: Grażyna Teresa Kamińska
Tytuł: Nieskończoność Wszechświata, Autor: Elżbieta Chodkiewicz
Tytuł: Architektura bez lukru, Autor: Mateusz Michalczyk
Skład Komisji Konkursowej:
1. prof. ASP dr hab. Bożena Sacharczuk – Akademia Sztuk Pięknych we Wrocławiu,
2. dr Alicja Buławka-Fankidejska – Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku,
3. dr Magdalena Cisło – Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie.
Gratulujemy wszystkim uczestnikom oraz dziękujemy organizatorom za dużą dawkę dobrej kultury!
Bartosz Skwarło
Tytuł: Truteń i Robotnica, Autor: Magdalena Łysiak
Rzeźba z pokazowego wypału firesculpture – NATURA OGNIA – Dmitrij Buławka-Fankidejski
go na konkursie Musica in urbe w Bydgoszczy w 2023 roku. Cantores Veiherovienses współpracuje z Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, gdzie ma swoją oficjalną siedzibę. Zespół jest członkiem Oddziału Gdańskiego Polskiego Związku
Chórów i Orkiestr, współpracował z wieloma instytucjami kultury województwa pomorskiego oraz znakomitymi artystami. W latach 2015-2024 zespół prowadził Tomasz Chyła - absolwent Akademii Muzycznej w Gdańsku, dyrygent, skrzypek jazzowy, wokalista i kompozytor. Od września 2024 roku dyrygentem i kierownikiem artystycznym chóru jest Weronika Brakoniecka.
Weronika Brakoniecka –ukończyła z wyróżnieniem studia magisterskie z dyrygentury chóralnej na Akademii Muzycznej w Gdańsku, w klasie prof. dr hab. Marka Rocławskiego. Wcześniej uczyła się gry na fortepianie w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia w Białymstoku.
Od ponad 10 lat śpiewa w Białostockim Chórze Żeńskim przy III LO w Białymstoku, pod dyrekcją Anny Olszewskiej. Z zespołem tym zdobyła wiele nagród i wyróżnień, z których najważniejsze to: dwukrotnie Grand Prix Polskiej Chóralistyki (2021 i 2023), Grand Prix Złote Dyplomy w kategorii sakralnej i świeckiej, nagrodę najlepszego dyrygenta dla Anny Olszewskiej w konkursie Chorus Inside Inter-
Nowa Dyrygent i Kierownik chóru, Pani Weronika Brakoniecka w czasie pracy. Fot. materiały prasowe XIX Ogólnopolskiego Konkursu Dyrygentów Chóralnych w Poznaniu
national Advent w Rzymie (2023), Grand Prix oraz 4 nagrody specjalne na XXII Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Chóralnej w Barczewie i wiele innych. Jest również sopranem I w Żeńskim Chórze Kameralnym Iuvenes Corda pod dyrekcją Anny Olszewskiej, z którym zdobyła m.in. Złoty Dyplom na Igrzyskach Chóralnych 2024, I miejsce oraz 3 nagrody specjalne na XV Pomorskim Festiwalu Pieśni Wielkopostnej w Kielnie 2023, Grand Prix Cantates Lublinensis 2022, Złoty Dyplom oraz wyróżnienie za najlepsze wykonanie utworu o tematyce marynistycznej z repertuaru kompozytorów Pomorza Gdańskiego na XXVI Ogólnopolskim Festiwalu Pieśni o Morzu w Wejherowie.
Weronika Brakoniecka jest również laureatką wyróżnienia na XIX Ogólnopolskim Konkursie Dyrygentów Chóralnych im. prof. Stanisława Kulczyńskiego w Poznaniu w 2024 roku.
ZAPRASZAMY
W poniedziałki i środy od godziny 19.00 do 21.00 można do nas dołączyć , mamy próby w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej (ul. Zamkowa 2a, Wejherowo).
MEDIA I KONTAKT: Fb.com/CantoresVeiherovienses Chor_cv
Tel. kontaktowy: 501 650 360 (Karolina Szczepańska) kontakt@cantores-wejherowo.pl cantores-wejherowo.pl
Za nami kolejna odsłona Festiwalu ArteFonie. Wydarzenie przyciągnęło do Wejherowa entuzjastów muzyki klasycznej, improwizowanej, popowej, a także alternatywnej. Headlinerką czwartej edycji była Natalia Kukulska. Po raz czwarty organizatorzy festiwalu pokazali, jak wielka siła tkwi w różnorodności.
Wydarzenie organizowane przez Zespół Wokalny Art’n’Voices co roku gromadzi entuzjastów muzyki z całego Pomorza, chociaż w tym roku frekwencja dopisała szczególnie. Festiwal odbywał się w drugi weekend września (13-16.IX 2024), w różnych miejscach Wejherowa.
- ArteFonie powstały, żeby rozruszać nieco scenę Wejherowa, pokazać publiczności, że nie muszą jeździć do Gdyni czy Gdańska na ciekawy koncert. Dlatego też już przy pierwszej edycji zdecydowaliśmy się na skrajnie różne odsłony i gatunki muzyczne. – opowiada Marta Jundziłł, współorganizatorka ArteFonii, tekściarka i członkini Zespołu Wokalnego Art’n’Voices. - Chcemy, by każdy, niezależnie od wieku i preferencji na osobistej playliście, znalazł tu coś, co go zainteresuje i zainspiruje do dalszych muzycznych eksploracji. – dodaje. Festiwal ArteFonie 2024 to były cztery dni wypełnione muzyką najwyższej jakości. Wydarzenie zaingurowała Natalia Kukulska z Atom String Quartet i Michałem Dąbrówką – akustyczne aranżacje największych przebojów wokalistki wybrzmiały na scenie Filharmonii Kaszubskiej. Podczas występu Natalia Kukulska wykonała piosenkę Bezdomni bez siebie w specjalnie
napisanej z okazji festiwalu aranżacji Anny Rocławsiej-Musiałczyk. Na scenie towarzyszyli jej organizatorzy festiwalu – Zespół Wokalny Art’n’Voices. Całość wykonana a cappella okazała się naprawdę poruszająca. Tego wieczoru wyszło na jaw, że nie tylko Natalia Kukulska i Art’n’Voices potrafią śpiewać. Wokalistka zainspirowała publiczność, która pod koniec koncertu z wielkim przekonaniem wyśpiewywała kolejne wersy hitów takich jak Pół na pół czy Im więcej ciebie tym mniej.
Drugi dzień ArteFonii obfitował w aż trzy wydarzenia: tegoroczny debiut jazzowy – występ zespołu Maliny Midery MIDI 4 wraz z trębaczem Emilem Miszkiem, taperowanie do filmu niemego w wykonaniu najmniejszej, bo dwuosobowej orkiestry świata – Orkiestry Ludwika Sarskiego; oraz scenę muzyki alternatywnej wypełnioną dźwiękami Olgi Anny Markowskiej grającej na cytrze i elektronice. Był to zdecydowanie najbardziej różnorodny dzień festiwalu. Pierwszy koncert – MIDI 4 – w pełni akustyczny, mocno improwizowany, okazał się
eksperymentem pomiędzy skomplikowaną harmonią i piękną melodyką. Orkiestra Ludwika Sarskiego przez niemal dwie godziny tworzyła sugestywne dźwiękowe obrazy do filmu Mocny człowiek Henryka Szaro z 1929 r. Koniec wieczoru uświetniła Olga Anna Markowska. Był to minimalistyczny, ambientowy materiał urozmaicony o egzotyczne dźwięki cytry, na której artystka grała na żywo. Wszystkie wydarzenia odbyły się na terenie Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie.
W niedzielę, w kościele NMP Królowej Polski odbył się wyjątkowy koncert ze zbiórką charytatywną na rzecz domowego hospicjum pw. Św. Tadeusza Judy w Wejherowie. Podczas „Medytacji w przestrzeniach sacrum” wystąpił Bogusław Grabowski z Maciejem Sikałą. Fuzja potęgi organowej i improwizacji saksofonisty wzbogacona była o wyjątkowe rozważania śp. ks. Jana Kaczkowskiego w interpretacji Dominika Mazana.
Ostatni dzień festiwalu ponownie odbył się w gościnnych progach Filharmonii Kaszubskiej. Tym razem
w przestrzeni sakralnej (Dominik Mazan, Maciej Sikała, Bogusław Grabowski). Fot. Maciej Lieder
gwiazdą wieczoru byli organizatorzy ArteFonii – Zespół Wokalny Art’n’Voices. Laboratorium Ballad i Romansów był to absolutnie zjawiskowy spektakl audio-wizualny: synteza muzyki, improwizacji, wizualizacji, poezji i tańca.
W Laboratorium Ballad i Romansów w reżyserii Piotra Kosewskiego (który w tym wyjątkowym projekcie wcielił się również w rolę lektora tekstów Mickiewicza) osią narracji była Świtezianka. Proste surowe układy, przepiękne wokalne improwizacje i interpretacje Mickiewicza połączone z wizualizacjami Gary’ego Garnowskiego oraz eksperymentalnym tańcem Joanny Nadrowskiej stworzyły spektakl kompletny w każdym aspekcie.
Jak co roku istotnym elementem ArteFonii był konkurs kompo-
zytorski. Zadaniem artystów było napisanie utworu na chór dziecięcy lub młodzieżowy do tekstu Marty Jundziłł pt. Recepta. Jury uhonorowało najlepsze prace nagrodami finansowymi, a także, co chyba istotniejsze w świecie kompozytorskim – zaplanowanymi prawykonaniami utworów. Laureatami tegorocznej edycji konkursu kompozytorskiego zostali ex aequo Magdalena Garbecka i Michał Jackowski (drugie miejsce) oraz Szymon Chyliński (wyróżnienie). Jury nie przyznało pierwszej nagrody.
Już dziś czekamy na kolejną, piątą festiwalu edycję.
Marta Jundziłł (członkini Art’n’Voices) Dominik Mazan (koordynator Festiwalu ArteFonie)
Po ponad tygodniu od wizyty w Stajni Agro pozostaję pod jej wrażeniem, niby nic wielkiego; kilkanaście koni poza miastem na usługach ludzi. Stajnia jakich wiele?
Jeszcze 20-30 lat temu wielu z nas, wtedy dzieci (ew. nastolatków) zazwyczaj spędzało przynajmniej część weekendów i wakacji na wsi i wie co znaczą żniwa, wykopki oraz odróżnia siano od słomy.
Dzisiaj większość tych doświadczeń można układać w opowieści i snuć małoletnim potomkom jak dalekomorskie przygody. Nasze dzieci (uogólniając), z miast można powiedzieć, jeżdżą na wycieczki z placówek edukacyjnych zobaczyć gospodarstwo, a tam krowy, świnie czy kury. I to jest przeżycie, dla nich. Pewnie są tacy, którzy tygrysa widzieli więcej razy niż krowę z bliska. Cóż, takie czasy, że do gospodarstwa w dawnym stylu są wycieczki jak do ZOO, alpaków czy strusi
- egzotyka. Nie jest łatwo o wieś, nasze wspomnienia przeobrażają się w tereny podmiejskie. Tak też się dzieje w niedalekim Przetoczynie, które w związku z powstaniem trasy Kaszubskiej biegnącej nieopodal (jeszcze) wsi drogi ekspresowej jest atrakcyjną lokalizacją. Można szybko dojechać do pracy, szkoły w mieście nie mieszkając w nim, ale już za
chwilę też nie na wsi przecież. Już za chwilę typowe działki budowlane z podmiejską zabudową, a może nawet bliźniaki i zabudowa szeregowa pozbawią nas złudzeń.
STAJNIA AGRO
Więc nie ma już gospodarstwa przy Świerkowej – jak kiedyś, nie ma już dawno, podobnie jak w wielu innych miejscach. Hodowla czy
uprawa na własne potrzeby, wyżywienie rodziny z niego to niemalże syzyfowa praca. Ale są króliki, kozy, kury, koty i psy. No i konie. Jest stajnia, i jest wieś. To mnie naprawdę urzekło. Wszak jechaliśmy do stajni, tata z córkami, a tu jest dużo więcej. W stajni jest kilkanaście koni, a dookoła wszystko czego potrzeba zwierzętom, i ludziom do nauki jeździectwa.
Pola, łąki, las – rezerwat przyrody Pełcznica.
Julka przygodę z końmi zaczęła w maju 2013 roku, naukę realizował w Kielnie, a z czasem zaczęła też jeździć na należących do sąsiadów tzw. „grubasach” – koniach typowo rolnych. Po dwóch latach regularnych treningów i rozwoju w kieleńskiej stajni pojechała na pierwsze zawody, na dzikim kucy-
ku – jak zaznacza, zajęła drugie miejsce. Rok później wystartowała po raz pierwszy na dużym koniu – to było wyzwanie dla mnie 11-latki, bo w takim wieku byłam wtedy i zdobyłam trzecie miejsce - wspomina. Niedługo potem zajęła się pierwszym, dzierżawionym kucem – niczego nie umiał
i razem z moją trenerką uczyłyśmy go wszystkiego od podstaw, aż po nasze pierwsze wspólne zawody, które śmiało możemy zaliczyć do bardzo udanych, stanęliśmy na podium W tamtym czasie zaczęłam też jeździć na młodych koniach, je także uczyliśmy zachowania pod siodłem, wtedy przekonałam się
do pracy z nimi, robię to do dziś. W Kielnie, gdzie trenowałam pojawiła się Witalia, dobrze się dogadywałyśmy, co zostało zauważone przez właścicielkę, która zaoferował sprzedaż i moją babcię, która spełniła marzenie. To był mój pierwszy własny koń. Nic nie przyszło łatwo, własnymi siłami – babcia, rodzice i sąsiedzi, wyremontowaliśmy chlewnię, która była nieużywana przez kilkanaście lat. Podobnie było z całą infrastrukturą dookoła, którą zbudowaliśmy pod konie. I wtedy moja Witalia trafiła do domu, bo wcześniej musiała być w hotelu z braku odpowiedniego miejsca. Wkrótce pojawił się drugi końdo towarzystwa i oba są tutaj do dzisiaj, oraz 14 innych:). Konie były od zawsze z nami jak sięgam
pamięcią. Moja mama jeździła na obozy i ukończyła podstawowe szkolenia, z czasem niestety zrezygnowała. Ja z końmi, stajnią i całym tym zwierzyńcem związałam się na zawsze – pasją, zawodem, całym życiem. Dzięki codziennej pracy, choć to nie jest łatwe są zaopiekowane i myślę, że szczęśliwe. Wydaje mi się, że dzieci i młodzież, które tutaj trenują i obcują ze zwierzętami, przyrodą także tego doświadczają.
Formalnie rzecz biorąc dziewczyna – Julka ma 20 lat, od 11 lat pracuje z końmi, a od 5 także z dziećmi. Była wielokrotnie opiekunem i instruktorką na półkoloniach jeździeckich. Skończyła kursy żywieniowca koni i innych zwierząt. Mówi, że stajnia to ogromne wyzwanie, ale pasja i miłość do zwie-
rząt powoduje, że to robi, i będzie robić całe życie. Nam pozostaje korzystać z takich miejsc i trzymać kciuki, żeby byli następcy. W Stajni Agro jest pensjonat dla koni (boksowany i wolny wybieg), nauka jazdy na każdym poziomie zaawansowania, także dla tych, którzy przygodę z końmi chcą zacząć. Ale można też zorganizować imprezę okolicznościową, piknik, noc w stajni oraz ognisko czy wycieczkę. W ferie zimowe odbywają się półkolonie dla dzieci. Po prostu można spędzić aktywnie piękne, bezcenne chwile na wsi. Myślę, że to jest miejsce, którego często szukamy dla siebie i swoich dzieci, żeby się odciąć, zapomnieć i oddychać. Stajnia Agro w Przetoczynie, całe 10 km od Wejherowa czeka. Bartosz Skwarło
NOWA UCHWAŁA RADY! Dnia 25 września br. Rada Miasta Wejherowo przyjęła uchwałę likwidującą próg frekwencyjny 10% w wyborach do Rad Osiedli. Wejście w życie przepisu powoduje, że wybory będą ważne bez względu na to, ile uprawnionych do głosowania weźmie w nich udział. Zniesienie progu ma być krokiem w stronę utworzenia i popularyzacji jednostek pomocniczych gminy.