20 minute read

ANNULUS SVANT

MACIEJ TAMKUN

OPOWIADANIE HISTORYCZNE

Amor Patriae nostra lex – Miłość Ojczyzny naszym prawem

ANNULUS SVANT

prawda okraszona fikcją

Më Swiãtopełka plemiã

Stôwómë ù grańców Pòmòrzczi

Bë barnic naji zemiã Pòkrzésô nas dozér Bòsczi. (autor)

Dedykuję rodzinie i przyjaciołom

Rok 1220 – Gdańsk, na Dworze Namiestnikowskim

Wrześniowym zmierzchem strażnicy miejscy z wielkim poruszeniem obwieszczali przybycie posłańców Najjaśniejszego Pana z Krakowa Leszka. Podniesiono południową kratę bramy. Przy głównej drodze w pośpiechu rozpalano pochodnie, przeganiano żebraków, handlarzy i dzieci. Po chwili na koniu wjechał najpierw uzbrojony rycerz z chorągwią Księstwa Krakowskiego, za nim dwaj posłańcy a na końcu konwojująca drużyna rycerska. Szybko przemknęli do Dworu Namiestnikowskiego.

W Gdańsku i na Dworze Namiestnikowskim panowała żałoba po śmierci Pana Pomorza Mściwoja I. Do chwili pogrzebu na głównym placu miasta mieszały się zwyczaje pogańskie z chrześcijańskimi, odbywała się tryzna, odprawiano dziady, konsolacje i celebrowano puste noce. Czuwano modlitewnie w Oratorium Oliwskim jak również zanoszono dary na Wzgórze Peruna. O zmierzchu wychodziły płaczki, tworzyły kilkuosobowe kręgi i na przemian rozpaczały, generując chóralną harmonię dźwięków. Na trasie ostatniej drogi Namiestnika wystawiano jadła, napoje, ale też czarne proporce i krzyże.

W Sali głównej Dworu Namiestnikowskiego posłańcy rzucili się do stóp wdowy Zwinisławy. Niemal na jednym wydechu przekazali kondolencje i pozdrowienia od księcia Leszka, a na dowód prawdziwości swojej misji pokazali pieczętny pierścień z wizerunkiem rycerza trzymającego włócznię.

Zwinisława gestem ręki kazała powstać posłańcom.

- Jakie wieści przywieźliście od Jaśnie Pana Leszka? – zapytała szeptem.

- O Pani Pomorska, nasz Książe Leszek z wielką troską spogląda na Pomorze. Prosi, aby wasz najstarszy syn czcigodny Świętopełk przyjął godność Namiestnika Pomorza i w tym celu przyjechał natychmiast do krakowskiego zamku. Oto stosowny dokument

Zwinisława słabego zdrowia i wzroku podała dokument stojącemu obok osobistemu spowiednikowi mnichowi Dobroszowi. Ten złamał pieczęcie i chwilę zadumał się nad łacińskim tekstem, po czym skinął głową wdowie na znak potwierdzenia prawdziwości dokumentu.

- Panowie, nadchodzi noc, zapraszam na wieczerzę i na spoczynek do komnat. Z samego rana z synem Świętopełkiem wyruszycie do Krakowa. – oznajmiła Zwinisława.

Wdowa umęczona późną porą kazała przywołać swojego syna Świętopełka. Ten zjawił się natychmiast, z głową spuszczoną, ale też uśmiechnięty, tak jakby podsłuchiwał rozmowę i wiedział o wszystkim. Ucałował matkę w dłoń i wysłuchał wieści z Krakowa. Polecił szambelanowi dworu Domażyrowi przygotować jutrzejszą podróż, a sam udał się do swojej komnaty. Zmówił modlitwę. Zza pazuchy wyjął starą złotą monetę otrzymaną na pamiątkę i na szczęście od swojego ojca Mściwoja. Moneta wybita w VII w. za dynastii Merowingów. Na awersie widoczne popiersie wojownika z diademem na szyi (buste à droite avec une sorte de diadème sur la nuque), a na rewersie był umieszczony odwrócony krzyż z dwiema wypustkami, które symbolizowały rozchodzącą się wiarę na cały świat (croix latine ancrée). Ów znak przypominał odwróconą kotwicę.

Ojciec opowiadał młodemu Świętopełkowi, że są potomkami Samona kuzyna króla Franków Dagoberta I z dynastii Merowingów. W 623 r. Dagobert I wysłał swojego krewnego Samona na Morawy w konkretnym celu, miał zorganizować słowiańskie powstanie przeciwko Awarom. W dziejach Słowian odnajdujemy Państwo Samona – najstarsze znane państwo zachodniosłowiańskie, które istniało w latach 623-660, na terenie Moraw, Czech, Łużyc i Panonii. Z dwunastu słowiańskich żon Samon miał mieć dwudziestu dwóch synów i piętnaście córek. Państwo Samona pozbawione było typowego aparatu władzy, administracja była bardzo słabo rozwinięta, a sam władca nie zadbał o sprawy dotyczące dziedziczności tronu. Po jego śmierci ok. 658 (lub 661) roku państwo rozpadło się, wchodząc ponownie pod panowanie awarskie, aż do zniszczenia Kaganatu Awarskiego przez armię Karola Wielkiego w 805 roku. Wtedy to na terenie dzisiejszych Moraw, powstało Państwo Wielkomorawskie. Potomkowie Samona należeli do elit słowiańskich, pierwszym znanym był Mojmir I, następnie cała dynastia Mojmirowców. Potomkowie Samona przeniknęli także na Śląsk i Wielkopolskę. Od początku państwa Polskiego pełnili wysokie stanowiska urzędnicze, jako że mieli wysokie pochodzenie. Bolesław Krzywousty jednego z potomków tych możnowładców Sobiesława, dziadka Świętopełka II Wielkiego, powołał na urząd Namiestnika Pomorskiego.

Świętopełk chwilę popatrzył na monetę, ucałował ją, uśmiechnął się i schował z powrotem za pazuchę.

Następnego dnia, o świcie Świętopełk wraz z ze swoją drużyną rycerską, giermkiem Pakosławem, przewodnikiem Spytkiem i posłańcami Księcia Leszka wyruszył w drogę konno. Na pierwszy przystanek wytyczono Starigrod (Starogard Gdański), klasztor u rycerzy zakonnych św. Jana. Podróż była wyczerpująca, ale spokojna i bez przeszkód, cała wyprawa do Krakowa trwała 7 dni.

Do zamku w Stolicy dotarli późnym wieczorem. Świętopełka witano godnie i z honorami. Utworzono rycerski szpaler z pochodniami a wielkie trąby grzmiały niczym stado jeleni. Wystrojony królewski seneszal ukłonami i gestami zaprosił Świętopełka do łaźni, a następnie do komnaty gościnnej.

Rankiem o świcie giermek Pakosław przyniósł świeże i strojne odzienie, pomógł ubrać się kandydatowi na namiestnika. Zamkowy szambelan zaprosił Świętopełka do sali książęcej na śniadanie i spotkanie z Leszkiem. Dwaj rycerze zbrojni poprowadzili gościa do wielkiej komnaty, tam już oczekiwał na niego Książę Leszek wraz z żoną Grzymisławą i 8-letnią córką Salomeą. Do stołu zasiadł także biskup Iwo Odrowąż, sekretarz Świętosław, kasztelan krakowski (starszy syn Goworka) - Godek oraz marszałek dworu Domarad Chromy, sędziwy i wielce zasłużony rycerz pamiętający czasy Bolesława Kędzierzawego. Dwaj panowie serdecznie uścisnęli się. Służba wniosła pieczoną sarnę z owocami oraz beczułkę miodu pitnego. Książę Leszek miał siwe i kręcone włosy, w świetle świec wyglądał blado, jakby za chwilę miał zemdleć. Długo przyglądał się Świętopełkowi. W końcu przemówił:

- Panie, drogi kamracie, z bólem pożegnaliśmy ojca twego Mściwoja, który godnie zarządzał Pomorzem, dlatego też zdecydowałem, że tobie, jako najstarszemu synowi, nowemu Namiestnikowi przekażę Pomorze. Uroczystość inauguracyjna odbędzie się w następny Dzień Pański. Posłańcy już rozesłani z zaproszeniami do bratnich książąt dzielnicowych, przygotowania trwają. Wnoszę toast za twoje dobre i sprawiedliwe rządy.

- Jaśnie Panie, Wielki Książę Seniorze Leszku, jestem gotów w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego – odparł Świętopełk i ucałował stojący krzyż.

Następnego dnia Świętopełk zamówił u dworskich krawców szaty, u płatnerzy zbroję, a u złotników trzy złote pierścienie – jeden sobie i dwa dla posłańców działających w Jego imieniu. Świętopełk, święcie przekonany, że rodowa moneta przynosi mu szczęście, odrysował z rewersu znak krzyża globalnego i przekazał złotnikowi, aby ten umieścił na pierścieniach wraz z napisem: ANNULUS SVANT (ANNULUS SVANTOPELCI)

W wolnych chwilach Książę Senior dużo czasu poświęcał gościowi, jednego dnia zorganizował turniej rycerski na zamkowym dziedzińcu, a następnego polowanie na dziki w lesie Mogilskim będącym własnością biskupa Iwona Odrowąża. Świętopełk był dumny i zadowolony, w turnieju zwyciężył Jego rycerz Sieciech, a na polowaniu sam ubił wielkiego odyńca. Czas mijał na rozrywkach, aż nadszedł zaplanowany Dzień Pański. W przeddzień zjechali się szanowni goście: Władysław Odonic Plwacz, świeżo mianowany przez Papieża na urząd arcybiskupa gnieźnieńskiego Wincenty z Niałka, Konrad I Mazowiecki, Henryk I Brodaty, Władysław III Laskonogi. Z Czech przybył, wraz z biskupem praskim Andrzejem, 15-letni królewicz Wacław I Przemyślida, syn panującego króla Przemysła Ottokara. Po oficjalnym przywitaniu gości przez Leszka czas mijał na rozmowach. Atmosfera była sztywna. Od czasu do czasu było słychać podniesione głosy i kłótnie.

Następnego dnia zapomniano o niesnaskach i kłótniach, bo to przecież Dzień Pański. Mszę inauguracyjną celebrował arcybiskup Wincenty z Niałka. Książe Leszek odczytał nominację, a arcybiskup włożył na palec nominata pierścień i na głowę mitrę w postaci złotej opaski z fleuronami, a biskup Iwon Odrowąż nakrył płaszczem ceremonialnym. Nowy Namiestnik Pomorza złożył przysięgę na wierność Bogu, Ojczyźnie i Księciu Seniorowi. Przed katedrą wręczono Świętopełkowi prezenty, były tam konie, pięknie wyprawione skóry niedźwiedzie, złote i srebrne naczynia. W wielkiej sali książęcej nastąpiła uczta, głównym daniem był pieczony odyniec na miodzie upolowany przez Świętopełka. Biesiada trwała do samego rana dnia następnego. Panowie Świętopełk i Odonic przypadli sobie do gustu, byli w podobnym wieku, obydwaj potężnej postury. Przechwalali się osiągnięciami łowieckimi, w końcu po wypiciu kilku kielichów miodu pitnego siłowali się na ręce. Wreszcie umęczeni rozrywką zaczęli przechwalać się swoimi siostrami, obydwie były piękne.

- Moja siostra białogłowa Jadwiga ma warkocze grube jak nogi końskie w pęcinie, a oczy niebieskie jak wiosenne niebo – zawołał Świętopełk

- A moja Eufrozyna, tfu – ripostował Odonic zwany Plwacz, bo co chwilę z nawyku pluł na podłogę – jest szeroka, tfu, w biodrach jak dojrzała wierzba, tfu, przy tym szybka i zwinna jak łania, tfu.

W końcu obaj dobili targu i zapowiedzieli wzajemne swaty już tej zimy. Uznali, że podróżowanie saniami po zamarzniętych mokradłach Pomorza jest łatwiejsze dla kobiet. Zadowoleni, przy pomocy giermków rozeszli się do swoich komnat na spoczynek.

Władysław III Laskonogi, stryj Odonica, nie był zadowolony z nowej przyjaźni młodych panów. Był skonfliktowany z bratankiem, zastanawiał się, jak osłabić sojusz nowych przyjaciół. Na przemyślany plan nie było czasu, więc przed wyruszeniem w drogę nowych przyjaciół kazał swojemu zaufanemu słudze dosypać niewielką ilość skruszonej trującej rośliny tojadu mocnego (wówczas znanej jako łapki Velevitki) do zapasowej paszy końskiej Odonica.

Następnego dnia poczyniono przygotowania do podróży powrotnej Świętopełka. Plwacz do Kalisza miał po drodze, więc ruszyli razem. Najpierw dotarli do osady Seuor (Siewierz), zatrzymali się u kasztelana Trzebiesza. Nie używali zapasowej paszy, gdyż miejscami rosła jeszcze zielona trawa. W stajniach kasztelani korzystali z miejscowego siana. Następny przystanek zaplanowali w Czanstochowie (Częstochowie), tak że obyło się bez zapasowej paszy. Podobnie było w drodze do miejscowości Wieluń, gdzie skorzystano z gościnności sekretarza książęcego o imieniu tożsamym z miejscowością – Wieluń i nazwisku Broda, właściciela i założyciela tej miejscowości. Bez problemu wieczorową porą dotarli do zamku książęcego Odonica w Kaliszu. Świętopełk został ugoszczony na miarę księcia, z szacunkiem i honorami. Z samego rana, przy śniadaniu, został przedstawiony Eufrozynie. Zobaczył piękną, dobrze zbudowaną dziewoję, rzeczywiście miała szerokie biodra i pokaźny biust. Ubrana była w białą lnianą suknię, a na głowie miała zwój białego szalu, zakrywającego także szczelnie szyję i ramiona. Wszechobecna biel wskazywała na niewinność i cnotliwość damy. Była zawstydzona i nieśmiała, przez cały czas miała spuszczony wzrok. Świętopełk od razu poczuł motyle w brzuchu, na taką kobietę czekał od lat. Ukląkł przed nią i ucałował fragment jej śnieżnobiałej szaty.

- O pani jaśniejąca pięknem i dobrocią oddaję się w twoje łaski – drżącym głosem powiedział świeżo upieczony nominat.

Eufrozynę przerosły emocje, wybiegła zawstydzona.

- Tfu, tobie przeznaczona – rzucił Odonic – tfu, czynione będą przygotowania do ślubu, tfu. Zgodnie z naszą umową, tfu, zimową porą Eufrozyna przyjedzie do Gdańska, w powrotnej drodze będę oczekiwał Jadwigę, tfu.

- Niech się stanie.

Zaniepokojony jesienną aurą Świętopełk wraz ze służbą tuż po uczcie kazał osiodłać konie. Odonic przekazał mu nienaruszone worki z paszą, nie świadomy że skażona jest trującymi łapkami Velevetki. Ruszyli na Kazimierz Biskupi. Po drodze zaskoczył ich długi i siarczysty deszcz, powiększyły się rozlewiska bagienne Warty. Usilnie szukali schronienia, zbłądzili. Przemoknięci i zmarznięci postanowili przeczekać złą aurę pod drzewami dębów. Przerzedzone żółte liście zbytnio nie chroniły. Wojowie i służba daremnie próbowali rozpalić ognisko. Wycieńczeni chłodem i wilgocią doczekali do północy, przestał padać deszcz, odsłoniło się gwiaździste niebo, księżyc nieco rozjaśnił miejsce postoju. Wokół cisza, tylko w oddali słychać było wycie wilków. Świętopełk i przewodnik Spytko zastanawiali się, w którym kierunku wyruszyć dalej. Spytko na podstawie układu gwiazd wskazał ręką trasę. O świcie ruszyli dalej. Długo jeszcze błądzili po mokradłach, w końcu dotarli nad brzeg Warty, gdzie stały trzy biedne chatki rybackie, w zasadzie bardziej ziemianki. Przy brzegu huśtały się dwie tratwy. Świętopełk wysłał Spytka i Pakosława do chat, aby rozeznali sytuację. Ostrożnie weszli do pierwszej.

- Szczęść Boże – zawołał Spytko. Po chwili, kiedy przyzwyczaił się wzrok do ciemności, zobaczyli przerażającą scenę. Na klepisku izby leżały zakrwawione zwłoki mężczyzny i kobiety. Obydwaj odruchowo wydobyli miecze. W centralnym miejscu tliło się jeszcze ogniszcze. Po bokach było z siedem legowisk, ale tylko dwa ciała. Szybko wybiegli, już od wyjścia krzyczeli:

- Panie, panie nieszczęście! W środku zabici ludzie.

Wojowie natychmiast wbiegli do następnych chatek, podobna sytuacja, zwłoki dorosłych ludzi.

- To nie pospolici rabusie, to pogańscy Prusowie. Napadają biedne zagrody, porywają dzieci i młodzież – oznajmił Świętopełk. Rozejrzał się, szukał dowodów na potwierdzenie swojej tezy. W pobliżu stał dąb obwieszony darami, to pogański obyczaj. Powód mordu nie był na tle religijnym. Zwłoki miały szerokie rany cięte, od topora. Książę rozkazał pochować ciała pod lasem i wysprzątać izby. Był już wieczór, wybrał to miejsce na nocny spoczynek. Konie napojono w rzece. Wysypano zapasową paszę dla koni. Wyznaczono straże. Rozpalono domowe paleniska, wszyscy pozostali udali się na spoczynek.

Sen umęczonych Pomorzan nie trwał długo, obudziło ich stukanie o tarczę i wołania stróżującego woja:

- Konie zachorzały, konie zachorzały!

Pomimo ogromnego zmęczenia wszyscy wybiegli na zewnątrz. W świetle ogniska zobaczyli leżące konie. Chrapały i wierzgały nogami, z pyska wydobywała się piana. Świętopełk zorientował się, że cierpią na niestrawność, zarządził pojenie koni wodą a pozostałą paszę kazał wyrzucić. Cały dzień poświęcono na ratowanie koni, pod koniec dnia dolegliwości ustały. Świętopełk zastanawiał nad przyczyna strucia koni. Paszę przekazał mu Odonic. Postanowił, że będzie bardziej czujny.

Osłabione konie dochodziły do zdrowia jeszcze przez następne dwa dni. Namiestnik bał się załamania jesiennej pogody. W czasie postoju nie próżnowano, polowano na dziki, łowiono ryby, wzmocniono konstrukcję tratw. W końcu przeprawiono się przez Wartę, ludzie na tratwach, konie w pław. Podróż do Gdańska trwała jeszcze przez 4 dni.

Zaraz po objęciu rządów na Pomorzu Świętopełk już myślał o uniezależnieniu się dzielnicy namiestnikowskiej od Polski. Był zaniepokojony sytuacją polityczną i gospodarczą kraju. Irytowały Go kłótnie i walki książąt dzielnicowych i niemoc księcia seniora.

Gdańsk budował na wbijanych w bagnisty grunt palach wzdłuż głównego ciągu wyłożonych dębowymi dylami, a jego zakończeniem był główny plac tuż przy Motławie. Podstawową gałęzią gospodarki istnienia ówczesnego miasta rybołówstwo oraz dynamicznie rozwijający się handel. Do miasta przybywało coraz więcej osadników z Niemiec oraz żydowskich handlarzy. Miasto liczyło ok. 7000 mieszkańców.

Przełom roku 1220/1221 – na zamku w Kaliszu

Tej zimy mróz był siarczysty. Rzeka Prosna tak zamarzła, że niemożliwością było dokopać się do wody. Śniegu napadało ze 5 łokci. Książe Odonic poczynił przygotowania na przeprawę Eufrozyny do Gdańska. Na wyjazd przeznaczono 6 sani. W pierwszych saniach usadowił się doświadczony przewodnik Mroczek, zasiadła też służba, w drugich Eufrozyna z damą dworu Piechną oraz koniuszy Strachosz. W następnych woźnica z wianem księżnej – ze srebrną zastawą stołową, z dwoma worami puchu ptasiego, ze skórami niedźwiedzimi, wilczymi, bobrowymi i norczymi, z dwiema beczkami miodu pitnego, i garderobą księżnej. W trzech kolejnych, wojowie konwojujący wraz z paszą dla koni i zapasem żywności. Do ostatnich sań były przywiązane 4 konie posagowe.

O świcie mnich Lestek pobłogosławił wyprawę, Odonic uściskał siostrę i konwój ruszył w kierunku Wladislavia (Włocławka) do dworu biskupa diecezjalnego Barta Piasta, kuzyna Odonica. Z Wladislavia sanie ruszyły zamarzniętą Wisłą aż do Gdańska z przystankami w Toruniu, Świeciu i Gniewie. Podobnie było w powrotnej drodze z siostrą Świętopełka, Jadwigą. Książęce obietnice zostały spełnione.

Wiosna 1221 – Gdańsk, swaćba na Dworze Namiestnikowskim

Do końca zimy trwały przygotowania do wesela. Świętopełk objął rządy silną ręką. Wzmocnił swoje wojsko i pobudził pomorską gospodarkę nowymi dekretami, umożliwiającymi handel i ustanawiając Wisłę jako bezpieczny trakt handlowy. Przygotowywał Gdańsk do nadania praw miejskich na wzór Lubeki. Wymagało to także licznych zabiegów dyplomatycznych.

Wczesną wiosną odbył się ślub Świętopełka z Eufrozyną w Oratorium Oliwskim. Ślubu udzielił biskup kamieński Konrad II. Z zacnych gości przybył Książę Szczeciński Barnim I Dobry, Książę Dymiński Warcisław III i Władysław Odonic.

Następnego dnia, po uroczystościach, Panowie Książęta i Biskup Konrad II udali się na polowanie w Òlëwsczé Lasë (Oliwskie Lasy) należące do Zakonu Cystersów, była dobra okazja, aby porozmawiać o sprawach politycznych. Upolowano sarnę i kilka zajęcy.

Wcześniej służba przygotowała ognisko na wzgórzu o nazwie Grzëpa Pachołka (Wzgórze Pachołka – niem. Pacholkenberg), za czasów pogańskich było to święte miejsce czczenia boga Peruna. Cystersi zniszczyli świątynię pogańską i zbudowali tam drewniany szałas dla służby wypasającej owce. Upolowane zwierzęta wyprawiono i upieczono.

Najpierw biskup Konrad II zainicjował modlitwę, następnie przystąpiono do uczty.

- Zacni panowie, wypijmy za zdrowie Namiestnika Świętopełka i jego żony Eufrozyny, aby Pan Bóg pozwolił im doczekać się potomka – powiedział biskup.

Panowie omawiali sytuację polityczną polskich księstw dzielnicowych, a także księstw pomorskich. Byli zgodni co do jednego, Książę Senioralny nie traktował równo wszystkich księstw dzielnicowych, kierował się własnymi interesami. Niestety, zbliżająca się burza zmusiła ich do powrotu.

Rok 1227

Świętopełk bardzo umocnił swoją pozycję namiestnika, jednak uważał, że należy mu się status niezależnego księcia. Nie krył się z tym, ignorował dekrety księcia seniora, zwiększył liczebność wojska, umocnił granicę księstwa, szukał wsparcia Papieża. Zawsze miał w pamięci, że jest potomkiem walecznych królów frankijskich.

W roku 1227 na ziemiach polskich nasiliły się konflikty między książętami dzielnicowymi. Seniorem był nadal Leszek Biały, syn Kazimierza Sprawiedliwego, który zmagał się z wieloma problemami, np.: próbą uniezależnienia się Pomorza Gdańskiego, konfliktem między Władysławem Laskonogim, a Władysławem Odonicem (wnukiem Mieszka Starego) i najazdami pogańskich Prusów. Na początku listopada 1227 r. Leszek Biały postanowił zwołać zjazd między dzielnicowy w Gąsawie, na którym w sposób pokojowy chciał wydobyć kraj z kłopotów dręczących go wskutek podziału Polski. Przybyli na obrady książęta zwrócili uwagę na nieobecność Świętopełka i Odonica, ale mimo tego przystąpili do negocjacji. Pertraktacje dotyczyły nie tylko spraw politycznych, ale także sporów o ziemie i majątki. Niestety, rozmowy zostały przerwane.

Wczesnym rankiem 23 lub 24 listopada do Gąsawy przybyła zbrojna drużyna Wielkopolan i Kujawian pod dowództwem zaprzyjaźnionego z Odonicem wojewody kujawskiego Jana Wilka, która zaatakowała zebranych. Książę śląski Henryk Brodaty został ciężko ranny we własnym łożu. Leszka Białego zaatakowano w łaźni. Próbował uciekać konno, ale w okolicach wsi Marcinkowo został doścignięty przez pogoń i nagi padł ofiarą napastników. Śmierć Leszka Białego, ostatniego seniora uznawanego przez książąt dzielnicowych, wyznacza ważną granicę w historii Polski – rozpoczyna okres silnego osłabienia więzi ogólnopolskich wskutek podziału kraju między członków dynastii piastowskiej. Świętopełk sprytnie to wykorzystał i ogłosił Pomorze Gdańskie wolnym państwem, a siebie mianował księciem. Wielkie zaangażowanie w chrystianizację Prus książąt polskich – Konrada Mazowieckiego i Henryka Brodatego, inspirowane było przez papieża Grzegorza IX, który zapragnął założyć w Prusach państwo kościelne. Cel ten chciał osiągnąć z pomocą cystersów i księcia gdańskiego Świętopełka, popierając go w jego dążeniach uniezależnienia się od Polski. Mając takie wsparcie, Książę czuł się niezagrożony, był bardzo zadowolony z rozwoju sytuacji, miał swoje, niezależne państwo i poparcie Papieża.

W grudniu Świętopełk zorganizował pielgrzymkę dla biskupa diecezji kujawsko-pomorskiej Michała i duchownych z Gdańska. W prezencie dla papieża zamówił u gdańskiego jubilera Godzisza z bursztynu i złota: krzyż, kielich, i paterę. Z pięcioma drużynami Świętopełk odprowadzał pielgrzymów aż do Płocka, mroźna i śnieżna pogoda sprzyjała podróży saniami, zwłaszcza zamarzniętymi korytami rzek.

Dla zabicia czasu wojowie głośno i dość zgrabnie śpiewali znaną w całej Polsce Pieśń rycerzy Krzywoustego:

Nasze dziady swoje ziemie o pierś morza opierali nasze ojce swoje plemię wrogom pod miecz oddawali. Nasze dziady swoje miecze obmywali w oceanach, a my ojców swoich winy obmywamy w swoich ranach.

Innym razem, stukając rytmicznie mieczami o tarcze, śpiewali pieśń pomorską:

My Świętopełka plemię

Stajemy u granic Pomorza By bronić naszą ziemię Umacnia nas łaska Boża.

Przy okazji podróży Świętopełk zaplanował odwiedzić wojewodę Jana Wilka w Korzeczniku oraz swojego szwagra Odonica. W Płocku nocowali w pałacu biskupim u ordynariusza Guntera Prusa.

Wieś Korzecznik i okoliczne miejscowości, należały do możnego rodu Awdańców, pochodzących z gałęzi rodowej związanej z Izbicą Kujawską. Za ich protoplastę uznaje się Wilka, kasztelana kruszwickiego w latach 1212-1216. Jego synem był Jan Wilk, wspomniany wojewoda (zmarły przed 1246 r.). Awdańcy mają rodowód skandynawski (wikingów) z grupy wojowników warego-ruskich. Wojownicy ci bywali też określani mianem wilków (vargar) lub lisów. Stąd u gospodarza najpierw przezwisko a później przekształciło się w nazwisko. Kult siły wilka i sprytu lisa przetrwał z czasów pogańskich wikingów.

Powszechnie znana była niechęć Leszka Białego i Konrada I Mazowieckiego do rodu Awdańców, za wszelką cenę chcieli umniejszyć ich rolę, odbierając im wszelkie przywileje i stanowiska państwowe. Już 10 lat wcześniej, w roku 1217 Konrad I Mazowiecki kazał uwięzić wojewodę mazowieckiego z rodu Awdańców Krystyna, wuja Jana Wilka, potem wydłubać mu oczy i wreszcie zamordować. Prawdopodobnie ów wojewoda będący jednostką wybitną zanadto umocnił się i książę poczuł się zagrożony. Jan Wilk, nie chciał podzielić losu Krystyna, przeczuwając swoją klęskę sprzymierzył się z Władysławem Odonicem i Świętopełkiem szukając wsparcia. Odonic ucieszył się mając po swojej stronie sprawnego dowódcę i wojownika.

Do dworu wojewody Jana Wilka w Korzeczniku Książe Świętopełk wraz z wojami dotarł w godzinach popołudniowych. Posłańcy uprzedzili wojewodę, był na to przygotowany. Wyszedł z rodziną na podwórze wystrojony jak zwykle w piękne futro i czapę ze skór wilków i lisów. Był przekonany, że spryt lisów i siła wilków jest w nim. Panowie uściskali się jak przyjaciele, natomiast rodzina wyraziła szacunek Księciu skłonem i pocałunkiem w rękę.

W salonie stół był już obficie zastawiony, miód pitny, kuraki z owocami, pieczony warchlak dzika z grzybami i ulubiony przysmak dzieci – pieczone wiewiórki w miodzie z siekanymi orzechami laskowymi. Na ścianach wilcze i lisie skóry, preparowane pyski, ozdoby z kłów, pazurów i kości.

Książe rozglądał się z zaciekawieniem.

- Wilcze gniazdo – zażartował

- Mości Książę, będąc w towarzystwie wilków sam możesz stać się jednym z nich, hi, hi, hi – roześmiał się wojewoda – homo homini lupus est.

- Wolę być sprawnym pasterzem, a moim owieczkom Pomorzanom niegroźne wilce – ripostował Świętopełk – ale jestem wdzięczny tobie, że zagryzłeś bielika. Consummatum est. Moje państwo jest wolne i bezpieczne. W dowód mojej wdzięczności przyjmij ten oto pierścień. Okazując go moim wojom, możesz liczyć na pomoc i wsparcie.

- Est modus in rebus. To wielki zaszczyt dla mnie – wziął wojewoda pierścień, ucałował go i włożył na serdeczny palec - Nunc est bibendum. A teraz wypijmy za pomyślność twoją książę i całego Księstwa Pomorskiego.

Rok 1229 – dwór wojewody w Korzeczniku

Drewniany dwór spłonął od uderzenia pioruna. Pierścień zaginął w zgliszczach.

Rok 1885 - odnalezienie sygnetu Świętopełka

Pierścień Świętopełka to szczerozłoty zabytek średniowiecznej sztuki, który został odnaleziony przez służbę Pana Stanisława Borodzicza w 1885 r. w Korzeczniku na pograniczu Kujaw i Wielkopolski. Dwaj parobkowie Michał Zając i Kacper Gomołka, w trakcie kopania rowu odwadniającego znaleźli pierścień. Przez dwa dni zastanawiali się co z nim zrobić. Sprzedać? Ale kto by uwierzył, że jest to ich własność. Oddać właścicielowi ziemi Panu Borodziczowi? Ten drugi wariant okazał się właściwy, tak też uczynili. Pan Stanisław Borodzicz nie miał pojęcia jaką wartość historyczną przedstawia pierścień, jedynie u znajomego złotnika dowiedział się, że jest to złoto najwyższej próby i waży ok. 7,3 grama.

- Gustowny to on nie jest –oglądając pierścień, powiedział pan Borodzicz do żony.

– Wrzuć go do skrzyni z kosztownościami, przerobimy go na ładny pierścionek – odpowiedziała żona.

Pierścień przypisywany Świętopełkowi

Z czasem zapomniano o sygnecie.

Rok 1903

Po śmierci pana Stanisława Borodzicza majątek przejął jego syn Bronisław. Znał historię znalezienia pierścienia. Porządkując kosztowności rodzinne, schował sygnet do kieszeni z myślą o sprzedaży albo przerobieniu na pierścionek dla żony. Będąc w Kutnie, zaszedł do znajomego złotnika, aby go wycenił.

- Dziwny pierścień, z napisami łacińskimi, takich nie robi się od czasów średniowiecza, musi być bardzo stary - powiedział złotnik, oglądając go przez lupę – jedynie specjaliści z Muzeum Czartoryskich w Krakowie mogliby rozpoznać pochodzenie.

Bronisław Borodzicz był człowiekiem zamożnym o tradycjach patriotycznych, nie mógł nadszarpnąć reputacji, niszcząc taki zabytek. Postanowił zawieźć pierścień do muzeum. Sprawa znalezienia pierścienia stała się głośna, ukazał się na ten temat artykuł w „Tygodniku Ilustrowanym” nr 46 ze wstępną analizą pochodzenia znaleziska. Rok później w „Kwartalniku Historycznym” Władysław Semkowicz podał własną wersję pochodzenia pierścienia, obowiązującą do dnia dzisiejszego.

W sierpniu 1910 roku

Bronisław Borodzicz przekazał pierścień do Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie, z wcześniejszym opisem Władysława Semkowicza.

Lilia, która widnieje na sygnecie, nazywana także „odwróconą kotwicą”, to symbol czystości, niewinności, nadziei oraz chwały, majestatu i władzy. Sygnet był atrybutem władzy książęcej, symbolizował więź między władcą i jego ludem Epokę, do której pierścień ten odnieść należy, pozwala dość ściśle określić charakter liter napisu oraz znak rodowy właściciela w pierwotnym swoim, nieuheraldyzowanym jeszcze na zachodnich wzorach kształcie. Napis daje się łatwo odczytać: ANNULUS SVANT, a w uzupełnieniu ANNULUS SVANTOPELCI czyli pierścień Świętopełka – pisał naukowiec – Ta pieczęć sygnetowa jest najstarszym znanym pierścieniem sygnetowym polskim.

Pierścień pozostał w zbiorach muzeum jako cenny zabytek.

Rok 2014

Gdańsk czeka na pierścień Świętopełka. Vox populi vox Dei

This article is from: