Varia{T} 14

Page 1

VARIA

14

XI 2021

{T}

MAGAZYN SZKOLNY NR

14 Mydło i powidło Fast fashion

Z Kopernikiem dla klimatu

Kiedy jesień przemija Oddech przeszłości


REDAKCJA

redaktor naczelna: Oliwia Folborska

autorzy: Amelia Mederowska Julia Klimek Oliwia Folborska Maria Krogolewska Anna Dziemian Magda Chłopecka Alicja Stanicka Natalia Kozera Andrzej Langierowicz Dominika Machelska Kasia Krzyżanowska

oprawa graficzna: Patryk Rzeszotek Maja Cichoń

media społecznościowe: Anna Dziemian Oliwia Folborska Maja Krawczyk

opieka merytoryczna: Anna Józefiak Paulina Pawlikowska


. . . . . . .

Słowo wstępu - 05 Oliwia Folborska

Fast fashion - 06

Amelia Mederowska

SPIS TREŚCI . . . . . . . Szkoła marzeń? - Fiński system edukacji - 20

Czas start - pierwszaki w nowej szkole - 09 Julia Klimek

Wspomnienia z ToMUN 2021 - 11 Oliwia Folborska

„Lepiej robić swoje, niż nie robić nic” - 13 Dominika Machelska

Z Kopernikiem dla klimatu - 16 Maria Krogolewska i Anna Dziemian

Puk, Puk! (cz. 1) - 17 Magda Chłopecka

Alicja Stanicka

Kiedy jesień przemija - 24

Maria Krogolewska

Pomidorowa nauka - 25 Natalia Kozera

Mroczna przygoda na pustyniach Arrakis - 26

Andrzej Langierowicz

Po mistrzowsku - 28 Magda Chłopecka

Oddech przeszłości - 30 Dominika Machelska

Fotorelacja z Koncertu Zaduszkowego - 31

Katarzyna Krzyżanowska


SŁOWO WSTĘPU Oliwia Folborska

Drodzy Czytelnicy! Witam Was w pierwszym wydaniu „Varia{ta}” w tym roku szkolnym. Niezmiernie cieszę się z mojego „awansu” – od września przejęłam rolę redaktor naczelnej naszego magazynu. Jako młody zespół redakcyjny napotykaliśmy sporo rozmaitych przeszkód podczas prac nad najnowszym wydaniem, zanim pomyślnie doszliśmy do efektu końcowego. Mimo to w końcu się udało i prezentujemy wszystkim czternasty numer „Varia{ta}”. Tytuł „Mydło i powidło” nawiązuje do wyjątkowo różnorodnej tematyki pisanych przez nas tekstów. Oferujemy między innymi recenzje książkowe i filmowe, wywiady oraz artykuły dotyczące tematów z życia codziennego. Do wyboru, do koloru… Mam nadzieję, że dzięki temu każdy znajdzie w tym wydaniu coś dla siebie, a wprowadzone przez nas rubryki ułatwią czytanie. Życzę każdemu przyjemnej lektury i zachęcam serdecznie do czytania w grudniowe chłodne wieczory oraz odwiedzenia naszego profilu na Instagramie, który ponownie działa, po dłuższej wakacyjnej przerwie!

Oliwia Folborska redaktor naczelna


VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T} VARIA{T}


06

FAST FASHION

nia są wytwarzane. Toksyczne chemikalia zawarte w ciuchach i powstające podczas ich produkcji przedostają się do oceanów, Amelia Mederowska mórz, rzek, gleb i finalnie trafiają do naszych organizmów. rzykładowy sklep opierający się na modelu fast fashion Obecnie w fast fashion najczęściej wykorzystywanymi środkami produkuje nawet do 20 kolekcji rocznie. Czy kupując są bawełna i poliester, a także inne materiały syntetyczne, do nieużywane wcześniej ubranie z sieciówki, zdajemy których należą między innymi poliamid, akryl czy elastan. sobie sprawę z jego prawdziwej ceny oraz konsekwencji, jakie niesie za sobą jego wyprodukowanie?

P

Myślę, że każdemu chociaż raz to pojęcie obiło się o uszy. Jednak tym, którzy nie wiedzą, czym jest fast fashion („szybka moda”), krótko wyjaśniam. Najprościej mówiąc: są to łatwo dostępne i tanie ubrania wpasowujące się w aktualne trendy. Ideą tego założenia jest odpowiedź na ogromny rynek konsumentów poprzez jak najszybsze wyprodukowanie kolekcji w jak największych ilościach. A JEDNAK FAST FASHION JEST ZŁE! Degradacja środowiska Branża odzieżowa w naszym kraju zwykle nie kojarzy się z zanieczyszczaniem środowiska. W państwach Zachodu możemy cieszyć się zakupionymi w sieciówkach ubraniami, nie ponosząc widocznych kosztów ekologicznych. Jednak jak problem zanieczyszczania planety prezentuje się z perspektywy miejsc, w których powstaje nasza garderoba? Produkcja odzieży w państwach takich, jak Indie, Chiny czy Bangladesz, odpowiada za znaczącą część zanieczyszczeń uwalnianych do środowiska w tych rejonach. Ubrania, które nosimy na co dzień, to w większości po prostu czysta chemia. Szkodliwe dla środowiska i dla nas samych są zawarte w nich barwniki (przede wszystkim barwniki azowe, które stanowią największą grupę barwników syntetycznych i pigmentowych) oraz materiały i surowce, z których ubra-

fot. Amelia Mederowska


07 Oprócz gorszej jakości ubrań wytworzonych z materiałów powstałych na drodze obróbki chemicznej problemem jest również ich oddziaływanie na środowisko. Uprawa bawełny jest wyjątkowo szkodliwa dla środowiska – przyczynia się ona do zużycia ogromnych ilości wody, wpływa na wzrost poziomu dwutlenku węgla oraz wzmaga proces degradacji gleby poprzez intensywne stosowanie środków owadobójczych czy pestycydów. Poliester natomiast powstaje w oparciu o ropę naftową należącą do zasobów nieodnawialnych, której proces wytwarzania jest bardzo energochłonny. Jednym z jego aspektów jest mikroplastik, czyli niewidzialne dla oka cząstki włókien, uwalniane przez tkaniny syntetyczne podczas ich noszenia i prania. Warto również zaznaczyć, że poliester przyczynia się do trzykrotnie większej emisji gazów cieplarnianych niż bawełna. Cały przemysł odzieżowy odpowiada za większą emisję gazów cieplarnianych niż lotnictwo i transport wodny razem wzięte. Czy recykling jest dobrym pomysłem? Oczywiście, że tak, jednak w przypadku tekstyliów proces ten należy do bardzo skomplikowanych – konieczne jest bowiem ich rozbicie na włókna podstawowe, które następnie mogą być wykorzystane do produkcji nowych ubrań. Sęk w tym, że coraz częstsze wykonywanie ubrań z włókien mieszanych w dużej mierze utrudnia recykling. Przez to używanie poliestru pochodzącego z recyklingu jest mniej opłacalne niż wykorzystanie nowego czystego tworzywa. Obecnie aż około 3/5 wszystkich wyprodukowanych ubrań jest palone w przeciągu roku od produkcji lub ląduje na składowiskach odpadów. Tylko 1% ubrań podlega procesowi recyklingu.

łamanie praw człowieka, do którego dochodzi niemal na każdym etapie wytwarzania masowej liczby ubrań. Wbrew pozorom odzież nie jest szyta przez nowoczesne maszyny, lecz w większości przez ludzi – ręcznie lub przy użyciu maszyn niskiej jakości. Przemysł odzieżowy ma w Bangladeszu ogromne znaczenie, bo przynosi 80% dochodów z eksportu. Jest on trzecim po Chinach i Włoszech pod względem wielkości przemysłem tekstylnym na świecie i wciąż staje się popularniejszy. Po tragicznym wypadku, w którym pod gruzami 8-piętrowej fabryki zginęły setki osób, tragiczna sytuacja tego kraju została nagłośniona. Ciężkie warunki pracy to jeden z wielu problemów związanych z produkcją ubrań w krajach azjatyckich. Budynki zakładów pracy mają niedbałą konstrukcję, wadliwą elektryczność prowadzącą do pożarów; brakuje też odpowiedniej wentylacji, co prowadzi do wdychania toksycznych substancji przez pracowników. Przykładem może być piaskowanie, które wykorzystuje się między innymi przy produkcji jeansów, aby pozyskać efekt wytarcia. Podczas pracy stosuje się wysokociśnieniowe pistolety, które rozpylają piasek bezpośrednio na materiał. W trakcie tego procesu w słabo wentylowanych pomieszczeniach w powietrzu unosi się mnóstwo drobinek krzemionki. Przez brak odzieży ochronnej pracownicy często zapadają na chorobę, na którą lekarstwa nie wynaleziono do dziś – krzemicę płuc, w skrajnych przypadkach prowadzącą do śmierci.

Kolejną sprawą są długie godziny pracy oraz nieludzko niskie stawki. Różne źródła podają różne pensje, za które Naruszenie praw człowieka szyte są ubrania sławnych marek, lecz w każdym przypadku Kolejnym problemem związanym z fast fashion jest są to stawki zbyt niskie, aby zapewnić pracownikom utrzy-


08 manie. Zbyt małe płace, przedmiotowe traktowanie osób pracujących i szerzące się nadużycia związane z przemocą fizyczną, psychiczną i seksualną, brak prawa do urlopu macierzyńskiego oraz brak możliwości regularnego spożywania posiłków przez pracowników to zdecydowanie rzeczy, które nie powinny mieć miejsca. Co więcej – w wielu rejonach świata społecznie akceptowana jest praca dzieci, na przykład na plantacjach bawełny, w tkalni czy przy barwieniu materiałów, za stawki jeszcze niższe niż te płacone dorosłym. Teraz trochę liczb: z 90 mln ton produkowanych rocznie tekstyliów (czyli około 80 mld sztuk ubrań) co roku na wysypiska lub do spalarni odpadów trafia 20 mln ton (to dane wyłącznie z Unii Europejskiej i USA). Branża modowa odpowiada za ponad 10% globalnej emisji dwutlenku węgla, i 35% mikroplastiku trafiającego co roku do oceanów, jest drugim pod względem wielkości światowym konsumentem wody (na przykład do wyprodukowania pary dżinsów potrzeba ponad 7500 litrów wody) i jest odpowiedzialna za 20% przemysłowych zanieczyszczeń wód. Pranie odzieży uwalnia 500 tys. ton mikrowłókien do oceanu, co jest równe 50 miliardom plastikowych butelek. Pracownicy przemysłu odzieżowego zazwyczaj muszą pracować do 16 godzin dziennie, 6-7 dni w tygodniu. W azjatyckich państwach ogromna liczba zakładów produkuje ubrania za cenę kilkukrotnie niższą od ceny, jaką ten produkt posiada w sklepach. Jak możesz pomóc? Sprawdzaj skład ubrań przed kupnem – zwracaj uwagę na to, czy są zrobione z materiałów syntetycznych czy z naturalnych oraz z recyklingu. Ubrania potrzebujące naprawy oddawaj do krawcowej lub samemu przerabiaj. Jeżeli czegoś już nie nosisz, oddaj to znajomemu, członkowi rodziny lub

fot. Amelia Mederowska

osobie potrzebującej. Możesz również sprzedać nienoszoną rzecz na vinted lub w podobnych aplikacjach. To samo tyczy się kupowania ciuchów – kupuj z drugiej ręki lub zainwestuj w ubrania wyprodukowane w sposób etyczny. Mimo ich zazwyczaj wyższej ceny są one trwałe i będziesz mógł je nosić przez wiele lat, a osoba odpowiedzialna za ich uszycie otrzyma godne wynagrodzenie. Nie kupuj więcej niż faktycznie potrzebujesz. Przestrzeganie tych reguł jest kluczowe dla poprawy sytuacji związanej z fast fashion i dla wyeliminowania problemów opisanych powyżej. A to tylko kilka z wielu szkód, jakie niesie za sobą szybka moda. Pamiętajmy również, że bycie eko może być również bardzo przyjemne – wspólne wyjście do lumpeksu ze znajomymi czy nauka szycia to okazja do spędzenia czasu w przyjemny i pożyteczny sposób. Zacznijmy od siebie i każdego dnia próbujmy zmieniać świat na lepsze.


09

CZAS START - PIERWSZOKLASIŚCI W NOWEJ SZKOLE

M

Julia Klimek

inął miesiąc nauki i integracji pierwszoroczniaków w 1 LO. Wśród gwaru licealistów panoszących się po korytarzach „Jedynki” mam przyjemność przeprowadzać wywiad z trzema entuzjastycznymi licealistkami na temat ich oczekiwań wobec „Jedynki”, rozczarowań – jeśli takowe są – oraz wrażeń, jakie wywołała w nich szkoła i jej społeczność. Julia Klimek: Czas mija nieubłaganie, a wy już w „Jedynce” trochę jesteście… Podoba się Wam w 1 LO? Kasia Krzyżanowska 1E: Niesamowicie, bardzo mi się tu podoba. Społeczność jest przecudowna. Wszyscy są dla siebie nawzajem mili i sympatyczni. Nikt tu na nikogo nie wpada, na przykład na korytarzach; gdy ktoś chce przejść, to zawsze mówi: „Przepraszam, czy możesz się przesunąć?” I nie ma, że ktoś z „bara wjeżdża”. Uwielbiam to w tej szkole. Ania Dziemian 1D: Bardzo mi się tu podoba. Naprawdę bardzo. Jest tak, jak się spodziewałam. Paulina Piotrowska 1A: Odczuwam bardzo przyjazną atmosferę, ludzie są do mnie pozytywnie nastawieni. J.K.: Każdy z nas ma zawsze wiele oczekiwań w nowym miejscu. Czego oczekiwałyście po 1 LO?

fot. Julia Klimek

A.D.: Oczekiwałam wielu eventów, wielu rzeczy organizowanych w szkole. Na początku myślałam, że się zawiodę, ale szybko zmieniłam zdanie. Już w pierwszym


10 miesiącu zbombardowano mnie wieloma ciekawymi A.D.: Tak, miałam okazję zapoznać się z ofertą dodatkoeventami. Każdy może znaleźć tu coś dla siebie. wych zajęć. Chodzili po klasach reprezentanci kółek pozaszkolnych. Zachęcali nas do wzięcia udziału w wybraK.K.: Oczekiwałam przede wszystkim dobrego przygotonych grupach. Zostałam doinformowana! wania mnie do matury. Do tego, żebym jak najlepiej zdała egzaminy i żebym dostała się na wymarzone studia J.K.: Czy w takim razie uczęszczacie na jakieś zajęcia? – myślę o medycynie. A.D.: Tak, zapisałam się na kółko dziennikarskie. Miałam P.P.: Mimo że nastawiałam się na dużą ilość nauki, to już pierwsze zajęcia i napisałam swój pierwszy artykuł. miałam też nadzieję na wyjazdy i inne ciekawe atrakcje Mam nadzieję, że pojawi się w gazetce. organizowane w szkole. Już widzę, że to się spełnia, bo P.P.: Zdaję sobie sprawę z możliwości udziału w różnych planowany jest np. obóz narciarski. grupach. Zapisałam się już na spotkania MHW (Muzeum Historyczno-Wojskowe), byłam już na ich pierwszych zaJ.K.: Zamierzasz wybrać się na ten wyjazd? jęciach i było bardzo przyjemnie. P.P.: W tym roku nie, ale za rok zamierzam pojechać. J.K.: Chciałybyście coś dodać? J.K.: Czy jest coś w 1 LO, co nie spełniło Waszych oczekiK.K.: Serdecznie pozdrawiam wszystkich uczniów. Jestewań? śmy zdolne bestie, bo się tutaj dostałyśmy! K.K.: Myślę, że na razie nic mnie nie rozczarowało. Ciężko jest to stwierdzić, bo nie mam aż tak konkretnie wy- A.D.: Polecam wszystkim rocznikom, które są teraz w znaczonych oczekiwań, ale myślę, że jest wszystko w ósmej klasie, żeby przyszły do 1 LO! porządku i po pierwszym miesiącu nie mam żadnych zaJ.K.: Bardzo dziękuję za wzięcie udziału w wywiadzie, strzeżeń. drogie licealistki! Wszystkim pierwszym klasom życzę P.P.: Myślałam, że budynek będzie większy, ale to aż tak spełnienia celów, odnalezienia siebie i własnego szczęścia oraz wspaniałych towarzyszy podróży! bardzo mnie nie rozczarowało. A.D.: Poza licznymi awariami automatu z kawą raczej nic mnie nie zawiodło. J.K.: Czy zostałyście poinformowane o szkolnych kółkach zainteresowań? K.K.: Tak. Orientuję się we wszystkim… Myślę, że z czasem zapiszę się na jakieś zajęcia. Zdecydowanie.


11

W

ubiegłym miesiącu w naszej szkole odbywały się symulacje obrad ONZ – ToMUN. Za tym przedsięwzięciem stał szereg osób, które troszczyły się o to, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Jedną z nich była Marianna Bartłomiejus-Samołyk, z którą rozmawiałam między innymi o byciu delegatem danego państwa oraz o tym, jak w ciągu roku poznać miłość na lata. Na czym polegały Twoje zadania jako Deputy Secretary General for Internal Affairs? Jako deputy zajmuję się organizacją wewnętrzną w szkole, wraz z całym Staffem, czyli managerami i członkami każdego zespołu. W praktyce, każdy panuje nad różnymi ważnymi kwestiami, nawet jeśli w teorii wykraczają poza zakres obowiązków związanych z jego posadą. Ja zajęłam się zapisywaniem delegatów, współpracowałam z działem f inansów, osobami odpowiedzialnymi za kawiarenkę, pilnowałam wydawania certyf ikatów i pomogłam w organizacji upominków dla najlepszych delegatów. Dodatkowo, znalazłam saksofonistę, który zgodził się wystąpić na naszej ceremonii otwarcia, dzięki czemu była ona wyjątkowa. Żadna inna konferencja saksofonu nie miała.

WSPOMNIENIA Z TOMUN 2021

Oliwia Folborska

mi jest poznanie Olivera – mojego chłopaka. Poznałam go 3 lata temu, na moim pierwszym ToMUNie. Byłam wtedy delegatką Ekwadoru. Co prawda rozmawiałam z nim tylko kilka razy, ale już wtedy wiedziałam, że chciałabym z kimś takim się związać. Później pojechałam na ZaMUN (Žilina Model United Nations) i oczywiście obrady były dla mnie ważne, ale wiedziałam, że będzie też on. Znowu kilka razy rozmawialiśmy, bez żadnych sensacji. Na następnego ToMUNa przyjeżdżać nie miał. Jednakże pewnego dnia wchodzę do szkoły i patrzę, a tam Oliver

Brałaś udział w wielu MUNach, nie tylko tych toruńskich. Jakie jest Twoje najlepsze wspomnienie związane z obradami? Najlepszym i zarazem najważniejszym wspomnieniem związanym z obrada-

fot. Alicja Stanicka


12 Gvozdiak. Pomyślałam sobie wtedy, że kolejny raz już mi nie ucieknie. Dalsza część historii potoczyła się już szybko. Przez cały pobyt Olivera w Toruniu spędzał on ze mną więcej czasu niż ze swoją rodziną goszczącą. Pamiętam, że było wtedy okropnie zimno. To był najgorszy możliwy wrzesień w Polsce. Ale nam to nie przeszkadzało. Siedzieliśmy całe dnie w parkach i miło spędzaliśmy razem czas. Po powrocie do domu Oliver zachorował, przez nasze codzienne spacery. Później pojechaliśmy razem na LeMUN (Leiden Model United Nations). Od tego czasu jesteśmy razem i niedługo zamieszkamy wspólnie we Wrocławiu. Dopięłam swego i trzeci raz uciec już mu nie dałam. Dla wszystkich był to szok i wiele osób nie chciało uwierzyć w moją historię o Słowaku, którego znalazłam na ToMUNie. Jesteś już absolwentką Jedynki. Czy przez to Twoja przygoda z ToMUNem dobiega już końca? Przygoda z samymi MUNami niestety musi się już skończyć. Dodatkowo, przyznam Ci się, że kiedy byłam przez te kilka dni w szkole, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo tęskniłam za całą atmosferą szkoły, przebywaniem z ludźmi i robieniem czegoś wspólnie z innymi. Co prawda nauczanie zdalne miało jakieś swoje plusy dla mnie, gdyż jestem osobą, która notorycznie się spóźnia. Po prostu wychodzę z założenia, że dama na czas nie przybywa i trzeba na nią zaczekać (śmiech). ToMUN to taki „łabędzi śpiew” mojej kariery w 1 LO i siedząc w tej szkole poczułam, że tęskniłam i jak bardzo tęsknić będę. Od dwóch lat planujemy obecne obrady i jestem w szoku, że jesteśmy teraz w ich trakcie. Sama przygoda z byciem delegatką się jeszcze nie kończy. ToMUN pokazał mi, co chcę robić w życiu. Zamierzam rozwijać się w kierunku dyplomacji, studiując ją. Czuję, że to jest to – dyploma-

cja i stosunki międzynarodowe. Nieodłączna część mnie i niesamowicie ważny rozdział mojego życia, bez którego nie byłabym sobą i nie traf iłabym do miejsca, w którym teraz jestem. ToMUN zmienił moje życie, czego bym się kilka lat temu nie spodziewała. Na koniec zadam Ci jeszcze jedno pytanie. Chciałabyś przekazać coś przyszłym nowym delegatom? Każdy delegat powinien wiedzieć, że każdy z nas siedział kiedyś jako pierwszoroczniak, nie wiedząc, co się dzieje wokół. Warto jednak pamiętać, że jest to zabawa. Można dzięki temu poznać mnóstwo ludzi z wielu państw i przeżyć niesamowite przygody. Nie warto się zrażać, kiedy coś nie wychodzi, bo czasem rzeczywiście jest ciężko. Sama jako początkująca delegatka wniosłam jedynie jedną poprawkę podczas pierwszych obrad, a ona i tak nie przeszła dalej. Cieszę się z zaufania pierwszorocznych delegatów, dzięki temu mogłam pomóc kilku osobom w przygotowaniu się, a pytali mnie o rzeczy, z którymi kiedyś sama sobie nie radziłam. Korzystajcie z możliwości wyjazdów za granicę i próbujcie nowych rzeczy, a nie będziecie żałować! Dziękuję Ci za tę rozmowę, droga Marianno. Życzę Ci wielu sukcesów na wszelkich życiowych płaszczyznach, chęci do dalszej nauki oraz powodzenia na nowym etapie życia, wraz z Oliverem. Liczę na to, że Twoje zamiłowanie do dyplomatyki nie ulegnie zmianie. Do zobaczenia. W Jedynce lub poza Nią. Ja też jestem Ci bardzo wdzięczna. Życzę powodzenia oraz organizacji wielu tomunów! Do zobaczenia.


W

13

„LEPIEJ ROBIĆ SWOJE, NIŻ NIE ROBIĆ NIC”

i elu młodych ludzi boi się podążać za głosem swojego serca, który nakłania ich do rozwijania swoich pasji. Powodem obaw najczęściej jest lęk przed Dominika Machelska opinią innych. Aby przekonać Was do odważenia się i zrobienia kroku w przód na ścieżce Waszych zainteresowań, łam, śpiewałam i działałam z utworami innych twórców. przeprowadziłam wywiad z autorką tekstów i ukuleleistką Zacząć można różnie i na wiele sposobów, a ja postaZuzanną Wiśniewską. nowiłam obrać sobie coś za bazę i swoje teksty opiera Opowiedz coś o tym, jak zaczęła się Twoja kariera? łam na przykład na f ragmentach dzieł Młynarskiego. Na Zainteresowanie muzyką towarzyszy Ci od dziecka, czy szczęście miałam wsparcie wielu wcześniej poznanych kolegów, którzy również obcowali z muzyką i dostałam początkowo Twoje marzenia podążały inną drogą? wiele rad, by odejść od obranych wcześniej schematów Ze sztuką do czynienia mam właściwie od dziecka, i znaleźć swój „świat”. Odcięłam się wtedy zupełnie od ponieważ pochodzę z artystycznej rodziny. Mój tata do dziś słuchania muzyki, by nawet przypadkiem nie inspiropracuje w Teatrze Horzycy, a mama również z wykształce- wać się zasłyszanym tekstem. Do teraz najtrudniej jest nia jest aktorką, jednak zajmuje się warsztatami dla dzieci dać czemuś początek, jednak w trakcie tego twórczei młodzieży. Jako ciekawostkę mogę dodać, że większość go chaosu i procesu brnięcia do końca przez różnorakie

naszej gwardii wywodzi się właśnie z Waszego liceum. Moja pasja rozwinęła się dzięki konkursom poezji śpiewanej, na które zapisała mnie początkowo mama. Z czasem złapałam bakcyla i sama zaczęłam wyszukiwać kolejne okazje do samorozwoju. Poznałam wiele osób i otworzyłam się na nowe doświadczenia, których wciąż przybywa. Skoro wspomniałaś, że Twoja pasja miała swój zalążek już w wczesnych latach, to czy nadal napotykasz w trakcie pracy jakieś trudności? A może wręcz przeciwnie, dzięki sporemu doświadczeniu wszystko przychodzi Ci łatwo i przyjemnie? Zdecydowanie najtrudniejszy jest początkowy etap tworzenia, bo kiedyś przed napisaniem czegoś recytowa-


14 dźwięki i słowa wszystko zaczyna działać coraz łatwiej i płynniej. Wcześniej inspiracji szukałaś u innych autorów tekstów, ale zaprzestałaś takiej metody szukania nowych motywów. Skąd teraz napływają do Ciebie kolejne pomysły? W jakich okolicznościach masz największy przypływ weny? W odróżnieniu od wielu ludzi, którzy piszą w pociągu lub w kawiarni, dla mnie na pewno najważniejsza jest cisza i samotność. Najczęściej zamykam się sama w pokoju, a jedyny towarzysz, którego wtedy znoszę, to chodzący obok mnie kot. Jeśli natomiast chodzi o inspirację, to najłatwiej przychodzi mi pisanie, gdy wiem, co ma powstać. Potrzebuję bodźca przywołującego falę, z którą popłynę do końca - w moim przypadku do wydania płyty. Sama określam takie ramy, na których opiera się dany album. Z wydawaniem poprzedniej płyty było nieco inaczej, ponieważ podczas spisywania myśli nie wiedziałam jeszcze, że kiedyś ujawnią się w takiej postaci. Teksty powstały w podróży, w domu i nawet w klubie przy szybkim piwie... A jak u Ciebie wyglądał przypływ weny w czasie pandemii? Dla części artystów na pewno był to okres rozkwitu, ale wielu cierpiało na brak inspiracji podczas ogólnego zamknięcia. Akurat tak się złożyło, że w momencie ogłoszenia kwarantanny wychodziłam już prawie ze studiów i miałam skończoną pracę magisterską. Wszystko miałam

zupełnie pozamykane, więc przede mną stało pytanie „co robić w czasie tej pandemii?”. Nie mogłam grać wcześniej wydanych piosenek, więc doszłam do wniosku, że to odpowiedni czas, by rozpocząć myślenie o nowej płycie. Ustaliłam z zespołem plan działania i zorganizowałam akcję czerpania inspiracji, która polegała na cotygodniowym „rzucaniu słowem”. Moi obserwujący na Facebooku mogli podawać słowa, które mogłyby stać się tytułem lub tematem danej piosenki. Ta akcja spotkała się z dużym zainteresowaniem. Zaangażowała nowych słuchaczy i pomogła mi współpracować z innymi w trakcie tworzenia muzyki. Koniec końców czas pandemii był dla mnie bardzo owocny i rozwojowy, bo wzięłam się za pisanie z innej perspektywy. Piosenka Zwierciadła porusza dość ważny i drażliwy temat body shamingu, oceny poprzez wygląd oraz podnosi kwestię akceptacji własnego cia-


15 ła. Czy powstała jako zachęta do refleksji, jako chęć przerwania milczenia i rozpoczęcie otwartej rozmowy o tej istotnej sprawie, czy raczej była potrzebnym Ci wylaniem myśli? Zwierciadła powstały stosunkowo dość dawno, jednak pamiętam, że w moim zamyśle leżało zrobienie swego rodzaju żartu o przejmowaniu się swoim wyglądem, ponieważ zajmuje to sporą część naszych myśli. Często słyszałam od mamy, że większość młodych osób na zajęciach boi się zagrać roli w jakimś stroju lub wstydzi się siebie na scenie, a przecież nie o to chodzi w aktorstwie. Obserwując ten proces doszłam do wniosku, że społeczeństwo zbyt krytycznie podchodzi do oceny i sami błędnie oceniamy rzeczywistość. Na swoim przykładzie nawet wiem, jak dużo razy myślałam, że coś jest ze mną nie tak, a inni tego nie zauważali. Stąd też pomysł, by swobodnym, przyjemnym i wpadającym w ucho tekstem piosenki zachęcić innych do przemyśleń. W moim zbiorze jest sporo dość depresyjnych piosenek, ale w przypadku tego tekstu chciałam uniknąć przytłaczającej atmosfery. Zgadzam się oczywiście ze stwierdzeniem, że forma przekazu jakiegoś tematu wpływa na jego odbiór i emocje związane z przeżywaniem dzieła. Nasuwa mi się pytanie, czy większość Twoich tekstów ma być nawołaniem do żartobliwej i niezobowiązującej dyskusji? Bywa z tym różnie i wszystko zależy od mojego stanu, ponieważ potraf ię i lubię pisać teksty skrajne

emocjonalnie. Akurat tworząc poprzednią płytę miałam zamiar odciąć się od pewnego etapu w życiu, w którym dominowała poezja. Zaczęły mnie inspirować inne rzeczy i postanowiłam porzucić budowanie poważnego nastroju wokół siebie. Na zasadzie kontrastu zdecydowałam się połączyć poważne tematy, które wpasowują się w ramy i def inicje poezji z lekką formą satyry. Nadal znajdą się jednak nadal utwory wpadające w smutne i przygnębiające tony, których przykładem jest chociażby świeży Mróz. Kończąc nasz wywiad, zapytam o radę dla osób, które myślą nad działalnością muzyczną. Co powiedziałabyś sobie sprzed kilku lat? Jakie słowa powinna usłyszeć osoba, która dopiero wchodzi w ogromny, muzyczny świat? Myślę, że powiedziałabym sobie, aby nie przejmować się zbytnio słowami innych ludzi. Na pewno nie warto się w pełni zamykać na zdanie otaczających nas ludzi, które wielokrotnie bywa pomocne i dobrze zwrócić na nie uwagę. Wspomniałabym jednak, że lepiej nie uzależniać swoich działań tylko od tego, co twierdzą inni. Otrzymywałam zupełnie skrajne reakcje na to, na jakim instrumencie gram i jaki pokład muzyczny stosuję w swoich utworach. Słyszałam, że na ukulele nie wygram odpowiednich dźwięków, a z czasem te słowa przerodziły się w zupełnie co innego i dużo mówi mi się, że wprowadziłam nieco świeżości do świata muzyki. Taką końcową refleksją może być to, iż lepiej robić swoje, niż nie robić nic.


16

Z KOPERNIKIEM DLA KLIMATU 4 września wzięłyśmy udział w Strajku „Z Kopernikiem dla klimatu”, organizowanym przez Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Zrzeszenie młodych aktywistów jest odpowiedzialne za realizację eventów w całej Polsce. W tym roku inicjatywę udało się przeprowadzić w 20 miejscowościach.

Po skończonym pierwszym bloku wydarzenia udaliśmy się na przemarsz, którego trasa obejmowała ulice Starówki. „Głośniej, głośniej dla klimatu”, „Z Kopernikiem dla klimatu”, „Solidarni z górnikami, ale nigdy z kopalniami” – to tylko niektóre z haseł, które wykrzykiwaliśmy w ramach sprzeciwu i troski o naszą planetę. Duża grupa młodych robiąca hałas przykuła uwagę przechodniów. Kiedy wróciliśmy pod pomnik Kopernika, prowadząca oficjalnie zamknęła zgromadzenie.

Nastolatkowie wychodzą na ulice, aby wyrazić sprzeciw wobec niewystarczających działań podjętych przez rządy nie tylko naszego kraju, ale również władze zagraniczne. Młodzież nie zgadza się na bierność polityków wobec zmian klimatycznych i na potencjalne ich skutki, które mogą objąć też nasze najbliższe otoczenie. Wiemy, że w pierwszej kolejności efekty ocieplenia klimatu dotkną właśnie nas, nastolatków. Politycy omijają niewygodne tematy i nie poruszają ich na obradach. Ich bierność nie może jednak trwać w nieskończoność, dlatego właśnie organizuje się takie strajki. Wspólna mobilizacja pozwala zwrócić uwagę na problem.

Strajk uświadomił nam skalę problemu i dał do zrozumienia, że nasze mikrodziałania mogą wiele zmienić. Każdy z nas zostawia po sobie ślad, który ma wpływ na globalną sytuację klimatyczną. Wspieramy MSK, bo wierzymy, że istnieje jeszcze szansa na załagodzenie problemu i uniknięcie konsekwencji. Wspieramy, bo nie chcemy być świadkami wysychania Wisły i upadania gospodarstw rolnych. Chcemy oszczędzić przyszłym pokoleniom zmartwień, z którymi my właśnie się borykamy. Serdecznie zachęcamy do wzięcia udziału w kolejnej edycji wydarzenia. Przekonacie się, jak bardzo otwiera to oczy na ważne kwestie.

Zebraliśmy się w samo południe pod pomnikiem Kopernika. Aktywistki MSK oficjalnie otworzyły zgromadzenie, po czym wysłuchaliśmy inspirujących przemów kilku z nich. Dziewczyny poruszyły kwestie dotyczące skutków zmian klimatu i tego, że będą one w pierwszej kolejności dotykać najbiedniejszych. Europejczycy i Amerykanie wykazują się ignorancją, gdyż nie oni będą się zmagać z suszami w ciągu najbliższych 10 lat. Nie oni będą mieli ograniczone zasoby jedzenia i picia (jeszcze bardziej ograniczone niż teraz). Aktywistki zadbały o szczegółowe przybliżenie problemu oraz zaproponowały rozwiązania, takie jak segregacja śmieci lub ograniczanie zużycia wody. Następnie zabrały głos reprezentantki organizacji: „Brygada Feministyczna”, „Równik” i „Zielone Wrzosy”. Zachęcały nas do podpisania licznych petycji w słusznej sprawie.

Warto walczyć o lepsze jutro.

Maria Krogolewska i Anna Dziemian

2

fot. Emilia Ladorucka


J

uż po raz trzeci tego dnia, ni stąd ni zowąd, ogarnia mnie niezrozumiałe przygnębienie, które rozchodzi się powoli po moim ciele. Napinam mięśnie klatki piersiowej, potem rąk, nóg, a następnie palców. W efekcie po sekundzie przypominam napiętą strunę, gotową w każdej chwili pęknąć. W głowie zaczynają się kłębić ponure myśli, które wiją się i skręcają, próbując pochwycić mój umysł w sidła. Staram się im opierać, oczyścić głowę i kompletnie je wyłączyć – stworzyć wokół umysłu twardą otoczkę, łupinę, przez którą nie będzie w stanie się przedostać żaden brud. Aby nie zapaść w totalną melancholię, biorę trzy głębokie wdechy i przymykam na chwilę oczy. Dosłownie moment później jestem z powrotem tak mocno napięta, jak wcześniej. Powoli zaczyna mnie zalewać kolejna fala trosk i rozterek, które po raz kolejny mnie atakują niczym chmara rozwścieczonych os. Do głowy napływają w ekspresowym tempie pytania z ostatnich szkolnych testów, wracają złe wspomnienia z domowych awantur, które staram się z powrotem zamknąć w klatce zapomnienia. Czuję się jak dom Dursleyów z Harry’ego Pottera zasypywany setkami listów. Oni przynajmniej mogli próbować uciec. Ja z własnej głowy nie wyjdę, choćbym nie wiem, jak chciała. Zastanawiam się, gdzie jest guzik wyłączający tę całą skomplikowaną machinerię. Czerwony OFF, którego naciśnięcie zablokowałoby tę lawinę. Jeśli zaraz się czymś nie zajmę, jak Boga kocham, zwariuję! – myślę gorączkowo. Postanawiam wyjść na spacer, mimo parszywej pogody. Mam tylko nadzieję, że mama nie znajdzie później moich przemoczonych ubrań, bo nie sądzę, żeby byle parasol czy przeciwdeszczówka uchroniły mnie przed taką pompą. Niewiele myśląc, zmieniam stare dresy na jeansy, zakładam ulubioną błękitną bluzę z kolorowym napisem „JUST SMILE” i wiążę włosy w niedbały kok. Idę na dół, wkładam buty i wychodzę do ogrodu, ledwo pamiętając, by zamknąć za sobą drzwi frontowe.

17

PUK, PUK! (cz. 1) Magda Chłopecka

Leje niemiłosiernie. Krople wody uderzają o moją twarz niczym wprawny perkusista o bębny, ale otrzeźwia mnie to, więc pozwalam im tarabanić, ile tylko chcą. Próbuję o niczym nie myśleć, skupić się tylko na lodowatej wodzie spadającej na mnie z granatowych chmur wiszących złowrogo nad miastem. Ich mrok przytłacza mnie, ale ponieważ czuję się podobnie jak one, wpatruję się w nie dalej. Ich barwa, umieszczona w gamie kolorów między grafitem, ciemną szarością a intensywnym granatem wpadającym w czerń, pochłania nie tylko niebo, ale także i nasze ziemskie królestwo. Chociaż królestwo jest w tym wypadku raczej zbyt dostojnym słowem – wolę je zarezerwować na twór z większą gracją, przynoszący wielokrotnie więcej szczęścia niż to dno piekieł Dantego. Przeklinam zatwardziałe katechetki i zakonnice straszące ludzi szatanem czy ogniem piekielnym – to wszystko otrzymaliśmy już w ziemskiej ofercie. Nagle zbiera się we mnie wściekłość. Jestem zwyczajnie zła – na ludzi mówiących mi „Ty to dasz sobie radę, silna jesteś!”, jakby moja rzekoma „siła” wykluczała mordercze zmęczenie i złość. Złość na nauczycieli, wymagających od nas, że bez zakłopotania i poczucia naruszania naszej prywatności włączymy kamerki na lekcjach i będziemy uczyli się z takim samym zapałem, jak w szkole. Na rodziców, że nie chcą zobaczyć, jak cierpię z samotności i zamiast zainicjować rozmowę czy kontynuować konwersację rozpoczętą przeze mnie, wiecznie mnie oceniają. A już najbardziej zła jestem na samą siebie, że nie umiem spełnić swoich wymagań, nie mam siły wziąć do ręki książki ani ochoty, by ruszyć moje grube cztery litery i wybrać się na spacer czy spotkać z


18 tą czy tamtą koleżanką. Mam ochotę tupać nogami, wrzesz- zać, o które konkretne osoby mi chodzi. W sumie mogę poczeć ile sił w płucach i płakać jednocześnie – gdyby tylko wiedzieć, bardzo ogólnikowo, aczkolwiek raczej trafnie – o mojemu umęczonemu organizmowi starczyło na to siły… wszystkich. O Hankę, przyjaciółkę ze szkolnej ławki, której na każdej lekcji musiałam pożyczać długopis lub ołówek, po Patrzę jeszcze raz do góry, szukając pocieszenia w nieważ wiecznie zapominała brać z domu swoich własnych rozjaśniającym się niebie, ale nic z tego. Leje tak samo, jak przyborów biurowych. O moją ukochaną babcię, jedyną, jaką przed chwilą. Mam wrażenie, jakby komuś tam na górze mam i która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła (zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie kulinarne). O Luizę, przewrócił się wielki bojler z wodą. z którą przyjaźnię się od pierwszego I to taką nienagrzaną, bo ogromne dnia w zerówce. O wujka Stefana, ciąlodowate krople deszczu uderzają w gle maltretowanego przeze mnie o moją twarz, sprawiając mi ból. drukowanie materiałów na biologię. O panią od matmy, która jest rów Inni na pewno lepiej sobie ranie niezwykłym umysłem ścisłym, co dzą. Tylko ze mnie taka sierota, że empatyczną duszą z wielką pasją do sama ze sobą wytrzymać nie mogę. niesienia każdego rodzaju pomocy. Póki przebywałam z innymi ludźmi, Nawet o panią Marysię ze sklepiku dobrze sobie radziłam – musiałam szkolnego, robiącą najlepsze na świesię skupić na rozmowie z nimi, choćcie bułki z warzywami. I nie tylko o by po to, by nikogo nie urazić ignonich! Mam też na myśli mnóstwo inrancją oraz brakiem zainteresowanych osób, z którymi dzieliłam przenia. Nieraz się na nich wkurzałam, różne pola życia. Bo na żadnym nie miałam do nich żal, gdy przyprawiabyłam sama, a teraz zostałam sama li mnie o troski i zgryzoty, czasem na lodzie, a właściwie na pustyni lonawet powodowali u mnie strach i dowej. obawy, na przykład kiedy musiałam Jaka ja jestem głupia, że nawet stanąć z drugą osobą twarzą w twarz własnej głowy nie potrafię ogarnąć! po zaciętej sprzeczce. Słowem – zajWcześniej wygrywałam konkursy limowali mi myśli. Teraz po nich zoterackie, dostawałam w szkole świetstała mi jedna wielka pustka, krater, ne oceny przynoszące satysfakcję, jaki pozostawia po sobie meteoryt. uczęszczałam na milion zajęć doWłaściwie nawet nie potrafię wskafot. Magda Chłopecka


19 datkowych i często marzyłam, żeby chociaż na parę sekund uwolnić się od trajkoczących znajomych! Byłam zmęczona ciągłym przebywaniem wśród innych osobników mojego gatunku, tak więc gdy wracałam do domu, pragnęłam tylko tego, by zawinąć się w ciepły koc i w samotności pouczyć się czy obejrzeć film. Mimo energii i pozytywnego nastawienia do innych, które naprawdę posiadałam, w głębi duszy potrzebowałam wielu chwil odosobnienia, które mogłam dzielić tylko sama ze sobą. Bo wtedy naprawdę siebie lubiłam. Lubiłam mój dociekliwy, prędki niczym Kubica umysł. Uczuciowość, dzięki której doskonale rozumiałam bohaterki romansów, doświadczające miłosnych wzlotów i upadków (mimo że nigdy nie ubrałam ich butów). Kreatywność pozwalającą tworzyć dowcipy, gry słowne i rymowanki, którymi doprowadzałam do śmiechu (a bywało też, że do szału) moją rodzinę, lubiącą cukier zamienić na dawkę dobrego humoru. Z kolei teraz? Mam trochę spokoju od ludzi, tak bardzo wtedy wyczekiwanego, i co z tego wyszło? Chyba tylko szydło z worka, bo okazuje się, że wesołość i radość życia Ani były tylko księżycem odbijającym światło dawane przez Słońce. Gdybym była Słońcem, świeciłabym nadal, bo czy to możliwe, żeby gwiazda wypaliła się tak szybko? Co się ze mną dzieje? Kiedy z pełnej życia i pozytywnego vibe’u nastolatki stałam się przeszkadzającym wszystkim, a najbardziej mnie samej, cieniem? Nagle ciemne chmurzyska przestają wydawać się tak okropne. Właściwie wyglądają raczej smutno. Zwykle białe, lekkie, puszyste, leniwie sunące po jasnym niebie, dzisiaj mroczne i ciężkie, słuchające Ziemian, którzy na nie narze-

kają i pragną, by czym prędzej odeszły. Właściwie to je rozumiem. Wiem, jak to jest czuć narastający ciężar, w końcu zalać się łzami, a następnie wysłuchiwać niezwykle „pomocnych” złośliwych uwag, że trzeba się za siebie wziąć, a nie tylko bezwiednie egzystować, mało co nie doprowadzając do powodzi. Współczuję im, a raczej współczuję razem z nimi, aż po chwili robi mi się lepiej, bo w końcu odnalazłam kogoś, kto mnie rozumie. Niektórzy mawiają, że niebo płacze.


20

SZKOŁA MARZEŃ? - FIŃSKI SYSTEM EDUKACJI Alicja Stanicka

B

ądźmy ze sobą szczerzy – mało który uczeń nie miał choć przez chwilę dosyć chodzenia do szkoły. I jest to w stu procentach zrozumiałe. W końcu, dlaczego od małego jesteśmy zmuszani do siedzenia przez kilka godzin w niewygodnej ławce, do wkuwania znienawidzonych regułek tylko po to, by zapomnieć je zaraz po napisaniu sprawdzianu? Odpowiedź na to pytanie zdecydowanie do łatwych nie należy. Ostatecznie, chociaż przez lata nauczyciele, uczniowie i rodzice kwestionowali wygląd obecnego systemu, funkcjonuje on tak samo od dawien dawna i wielu z nas miałoby problem z wyobrażeniem sobie innej szkolnej rzeczywistości. Bo czy nauka może odbywać się inaczej niż poprzez kartkowanie obszernego podręcznika i uczenie się na pamięć szeregu definicji? W tym momencie należy jednak zadać sobie inne pytanie – czy gdzieś na świecie istnieje model nauczania, z którego ten polski mógłby zaczerpnąć trochę inspiracji, aby uczniowie chętniej poznawali otaczający ich świat? Według mnie tak, a mam na myśli model fiński, powszechnie uznawany za jeden z najlepszych. Jeśli chcecie przekonać się, jak wygląda edukacja w tym skandynawskim kraju i w jaki sposób różni się od tej dobrze nam znanej, zapraszam do przeczytania artykułu.

teryzował się między innymi wczesnym podziałem uczniów na dobrych i słabych oraz czteroletnim obowiązkiem kształcenia, po spełnieniu którego wielu uczniów było przekierowywanych do szkół zawodowych. Ta forma nauki przynosiła jednak mierne efekty, nie przekazując uczniom wiedzy potrzebnej na dalszym etapie życia oraz zniechęcając ich do dalszego kontynuowania edukacji. Z tego powodu w latach 80. XX wieku wprowadzono szereg reform mających dać wszystkim obywatelom takie same możliwości kształcenia i uczynić je bardziej rozwijającym. W tym celu zaczęto zbierać informacje o innych systemach funkcjonujących na świecie, by wydobyć z nich to, co najlepsze. Ostatecznie postanowiono, że szkoła powinna rozwijać w uczniach pasję do nauki, chęć poznawania świata oraz umiejętności miękkie, takie jak kreatywność, myślenie krytyczne czy funkcjonowanie w społeczeństwie. Priorytetem do dziś pozostaje zakorzenienie w uczniach umiejętności i chęci uczenia się oraz przystosowania ich do życia w stale zmieniającym się świecie. Szkoła podstawowa, liceum i technikum

Edukację na poziomie podstawowym zwykle zaczyna się w wieku lat siedmiu, a kończy w okolicach szesnastego roku życia. Szkoła podstawowa dzieli się na dziewięć klas – przez sześć pierwszych lat nauki uczniowie zdobywają wiedzę pod okiem nauczyciela-wychowawcy oraz nauczycieli takich przedmiotów, jak muzyka czy plastyka. Ponadto, od klasy trzeciej mają oni również możliwość wyboru zajęć dodatkowych, takich jak taniec, geografia czy gotowanie. CieKształtowanie się systemu kawostką jest to, że uczniowie z rodzin dwujęzycznych mają Aby lepiej zrozumieć funkcjonowanie obecnego sys- także prawo do nauki swojego drugiego języka, wraz z jego temu, warto wspomnieć o tym, który jeszcze kilka dekad kulturą i historią. W klasie siódmej rozpoczyna się nauczanie temu w Finlandii obowiązywał. Wcześniejszy system charak- przedmiotowe, tj. każdego przedmiotu uczy inny nauczy-


21 ciel. Trwa ono trzy lata, po których uczeń kontynuuje naukę i sam wybiera między liceum a szkołą zawodową. Jeżeli jednak dana osoba nie jest jeszcze w stanie podjąć tej decyzji, ma prawo do nauki w opcjonalnej klasie dziesiątej, w której otoczona jest opieką doradcy zawodowego i psychologa. Uczniowie, którzy ukończyli klasę dziesiątą, otrzymują także odrębne świadectwo.

System oceniania i indywidualne podejście do ucznia

Mitem jest to, że w fińskiej szkole nie ma ocen. Aspekt ten jak najbardziej w Finlandii występuje, trzeba jednak nadmienić, że wygląda on odrobinę inaczej niż w Polsce. W najmłodszych latach edukacji ocenianie ma raczej charakter opisowy – uczeń jest informowany o swoich mocnych i słabych stronach, taki feedback otrzymują również rodzice. W Jeśli zaś chodzi o naukę w szkole ponadpodstawowej, trwa dalszych latach nauki nauczyciele mogą oceniać uczniów w ona zwykle trzy lata, jednak uczniowie mają możliwość ewentu- skali od 1 do 10, z czego 5 jest najniższym dobrym stopniem. alnego wydłużenia jej do lat czterech lub skrócenia do dwóch, w Ocena jednak nie ma stanowić kary za złe przygotowanie zależności od swojego własnego tempa nauki. Uczniowie mogą również samodzielnie ułożyć plan oraz wybrać przedmioty fakultatywne, jednak w dalszym ciągu są zobowiązani do nauki przedmiotów obowiązkowych. Rok szkolny dzieli się na kilka (zwykle 5 lub 6) semestrów, w którym uczniowie uczęszczają na minimum cztery i maksymalnie siedem przedmiotów. Koniec semestru wiąże się z sesją egzaminów trwających około półtora tygodnia. Zwieńczeniem tego etapu edukacji jest natomiast egzamin maturalny składający się z obowiązkowego języka ojczystego oraz trzech wybranych przedmiotów. fot. Alicja Stanicka


22 się, a informację zwrotną, mającą dać uczniom motywację do poprawy – takie podejście jest zresztą wdrażane od najmłodszych lat. Podstawą takiego systemu oceniania jest indywidualizacja – uczeń nie ma być porównywany z rówieśnikami i straszony brakiem promocji do następnej klasy, a świadomy swoich możliwości i sposobów na podniesienie swojego poziomu. Sprawdziany i prace domowe Błędnym przekonaniem o fińskim systemie edukacji jest to, że brakuje w nim sprawdzianów i prac domowych. Zupełnie tak, jak wyżej wspomniane oceny, sprawdziany są obecne w fińskiej szkole. Należy jednak dodać, iż rzadko kiedy przyjmują one formę testów wielokrotnego wyboru, bowiem fińscy nauczyciele wychodzą z przekonania, że jest to rozwiązanie mocno ograniczające kompetencje ucznia. Dlatego też tego typu testy są ewentualną informacją dla nauczyciela o poziomie uczniów, a ich wyniki zazwyczaj nie są zdradzane ani uczniom, ani rodzicom. Większość pedagogów wybiera formę sprawdzania wiedzy w postaci długoterminowych projektów, które mają pokazać, że uczeń rzeczywiście wyniósł coś z zajęć. W kwestii prac domowych, ich dużą zaletą jest to, że najczęściej są… małe. Nauczyciele zdają sobie sprawę z tego, jak ważny dla uczniów jest czas wolny i starają się zabierać im go jak najmniej. Ewentualną pracą domową może również stać się coś, czego nie można zrobić w szkole, czyli wszelkie zadania polegające na obserwacji lub wyjściu w teren (czyli przykładowo na przeprowadzeniu wywiadu). Ma to rozwijać samodzielność oraz zdolność do kreatywnego i krytycznego myślenia.

Zawód nauczyciela Ważnym elementem każdego systemu edukacji są pedagodzy – w końcu ich rolą jest nie tylko przekazywanie wiedzy, ale i stanowienie dla uczniów wzoru do naśladowania. Zawód nauczyciela cieszy się w Finlandii o wiele większym prestiżem i powszechnym szacunkiem niż w Polsce – jest on stawiany na równi z takimi profesjami, jak lekarz czy architekt. Z tego powodu na studiach pedagogicznych zawsze znajduje się wielu chętnych, spośród których najlepsi mają szansę na zostanie nauczycielami. To jednak nie jedyna różnica między f ińskimi, a polskimi realiami – ważnym aspektem jest tu autonomia w sposobie prowadzenia zajęć, co pozwala na wygodniejsze i ciekawsze nauczanie, dostosowane zarówno do nauczyciela, jak i uczniów. Niewielkie różnice w poziomie szkół Zapewne wszyscy pamiętamy czasy, gdy pod koniec szkoły podstawowej lub gimnazjum przeszukiwaliśmy Internet w poszukiwaniu rankingu szkół ponadpodstawowych, po cichu licząc, że uda nam się dostać do tej najlepszej. W Finlandii coś takiego w ogóle nie istnieje – różnice w poziomie nauczania między szkołami są znikome. Wynika to między innymi z braku dawnego podziału uczniów na lepszych i gorszych – szkoły dążą przede wszystkim do stworzenia dla każdego takich samych możliwości kształcenia. Z tego powodu uczniowie najczęściej wybierają szkołę, która jest najbliżej ich miejsca zamieszkania, ponieważ każda placówka oferuje podobne warunki.


23 Korepetycje

wój umiejętności miękkich, udało jej się stworzyć środowisko zachęcające młodych ludzi do nieustannego poznawania ota Czy wiedzieliście, że w Finlandii udzielanie korepe- czającego ich świata oraz, co ważne, samych siebie. tycji jest nielegalne? Tak, dobrze przeczytaliście – nie można udzielać korepetycji. W Polsce takie rozwiązanie byłoby nie Chociaż mogłoby się wydawać, że w tym artykule przeddo pomyślenia, w końcu jak uczniowie mieliby sobie samo- stawiłam fiński system w samych superlatywach, należy poddzielnie poradzić z przedmiotami, które sprawiają im proble- kreślić, iż jest to jedynie system, który tak, jak wszystkie inne, my? Trzeba jednak wiedzieć, że pomimo braku możliwości posiada swoje wady. Mimo to zadziwiające jest, jak w przeciądouczenia się poza szkołą, uczniowie w Finlandii nie są po- gu niemalże czterdziestu lat Finom udało się zmienić oświatę zostawiani sami sobie – w razie potrzeby nauczyciele mają w swoim kraju o sto osiemdziesiąt stopni, tym samym zajmumożliwość i wsparcie w organizowaniu dodatkowych zajęć jąc czołowe miejsca w światowych rankingach. Według mnie, dla osób, które tego potrzebują. W młodszych oddziałach gdyby do polskiej szkoły wprowadzić chociaż trochę ich rozczęsto lekcje prowadzi dwóch nauczycieli, z czego ten drugi, wiązań, o wiele więcej uczniów z przyjemnością uczęszczałoby zazwyczaj o krótszym stażu, pomaga uczniom w rozwiązy- na zajęcia, a sama nauka nie przysparzałaby aż takiego stresu. waniu zadań. Oczywiście, każdy ma prawo do swojej opinii – mam jedynie nadzieję, że udało mi się was chociaż trochę zaciekawić tym Atmosfera swobody i współpracy tematem, drodzy czytelnicy. Jest to zdecydowanie rozwiązanie, którego reszta Europejczyków zazdrości Finom. Fiński system bowiem dąży do wyeliminowania wyścigu szczurów między szkołami i samymi uczniami. Korzystają z tego nie tylko uczniowie, którzy z chęcią powracają w mury szkoły, ale i nauczyciele niebojący się częstych wizytacji czy krytyki, za to posiadający sporą swobodę w prowadzeniu zajęć i realizowaniu materiału. Dużym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że uczniowie nie zwracają się do nauczycieli Proszę Pana albo Pani Profesor, a mówią do nich po prostu po imieniu. To rozwiązanie ma podobno zaznaczyć równość między nauczycielami a uczniami i wprowadzić lepszą atmosferę zajęć. Warto również nadmienić, że fińska szkoła odeszła od nieprzynoszącego rezultatu wkuwania suchej teorii i tak, jak wspomniałam wcześniej, poprzez praktyczne podejście do tematu, wzajemne zaufanie i naciskanie na roz-

fot. Alicja Stanicka


24

KIEDY JESIEŃ PRZEMIJA Maria Krogolewska

Ujmij moją dłoń i trzymaj podczas jesieni, Kiedy liście i ich kolory zataczają koło Na palecie ziemistych barw, Moje skostniałe palce czekają na Twoje ciepło.

Właściwie to chciałabym, żebyś ujął moją dłoń, Tak jak zbrązowiałe liście trzymają się kurczowo gałązki. Chcę zatracić się w zimnej kałuży toń, I mam nadzieję, że nie zdmuchnie mnie wiatr.


25

N

adszedł koniec wakacji, a wraz z nim rok szkolny pełen obowiązków i nowych wyzwań. Po dwóch miesiącach odpoczynku i całkowitego luzu ciężko jest się zabrać za uczenie się na chociaż jeden przedmiot, a co dopiero na kilkanaście. Brak skupienia, milion rzeczy, które nagle są o wiele ciekawsze od podręczników. Znacie to? Na szczęście można temu zaradzić i właśnie o tym chciałabym wam opowiedzieć. O pomodoro.

POMIDOROWA NAUKA

Natalia Kozera

1. Decydujesz, co będziesz robić, jakie zadanie musi być wykonane. 2. Ustawiasz timer na 25 minut. 3. Pracujesz.

Pomodoro to technika opracowana przez Francesco Cirillo w latach 80. XX wieku, która opiera się na przekonaniu, że częste przerwy mogą wspomagać produktywność. Nazwa pomodoro wywodzi się od kuchennego minutnika, który był wykorzystywany przy pierwszych badaniach Cirillo.

4. Po upływie 25 minut, gdy już zadzwoni alarm, zaznaczasz to na kartce obok jakimś symbolem.

Jak to działa? Technika ta składa się z sześciu, naprawdę prostych kroków.

6. Po czterech takich cyklach pracy robisz dłuższą, 30-minutową przerwę, a następnie wracasz do kroku pierwszego.

5. Jeśli masz mniej niż 4 symbole, robisz 5-minutową przerwę, a po tym czasie wracasz do pracy.

Technika pomodoro nie tylko pozwala przełamać prokrastynację (czyli zwlekanie, ociąganie się), ale pomaga też rozwijać umiejętność porządkowania zadań pod kątem priorytetów i uczy zarządzania czasem. Dodatkowo wykreślanie ukończonych zadań z listy daje nam poczucie sukcesu. W końcu kto z nas nie lubi wykreślać nudnych zadań z liczby obowiązków?

fot. Natalia Kozera


26

MROCZNA PRZYGODA NA PUSTYNIACH ARRAKIS Andrzej Langierowicz

Z

apierająca dech w piersiach opowieść o losach rodu Atrydów, które zostały opisane w książce Franka Herberta pt. Diuna, dostała wreszcie swoją odświeżoną i udaną ekranizację. Realizacją tego trudnego projektu, przy którym polegli wcześniej tacy reżyserzy, jak Alejandro Jodorowsky czy David Lynch, zajął się Denis Villeneuve. W nowej Diunie warto zwrócić uwagę na estetykę i wykonanie. Idealnie skomponowana muzyka (dzieło Hansa Zimmera) momentami wbijała mnie w fotel. Aktorzy zostali idealnie dobrani do klimatu produkcji (właśnie tak wyobrażałem sobie postać barona Vladimira Harkonnena, kiedy za dzieciaka tata opowiadał mi o Diunie!). Bardzo podobał mi się mroczny charakter barona i Rabbana. Funfact, czarnoskóra kobieta oprowadzająca bohaterów po Arrakis, w książce była białym mężczyzną, co jest ciekawym zabiegiem reżysera. Jako fan serialów, takich jak Wikingowie, byłem oczarowany scenami walk, choć poprzeczka była postawiona bardzo wysoko. Ale udało się – potzcyki były efektowne i trzymały w napięciu do samego końca. Reżyser zastosował według mnie bardzo trafną taktykę skupił się na obrazie, a nie na dialogach. Rozczarowały mnie niestety sceny dziejące się w kosmosie. Statki kosmiczne i planety wyglądały tandetnie i szczerze mówiąc, akurat w tej kwestii spodzie Denis Villeneuve pokazuje nam historię, która odbywa wałem się czegoś lepszego. się w bardzo odległej przyszłości. Ród Atrydów został zesłany na tytułową planetę Diunę z rozkazu Imperatora Shaddama O czym jest Diuna? (uwaga spojlery!) 4, który oddał im tę planetę jako lenno. Diuna była piaszczy-


27 stą, gorącą i niezdatną do życia dziurą, na której nawet nie było wody. Na dodatek mieszkały na niej ogromne robale zwane czerwiami, które zabijały wszystko, co popadnie. Ale planeta skrywała w sobie coś bardzo cennego – przyprawę, która służyła ludziom jako narkotyk przedłużający życie i pozwalający odbywać podróże w kosmosie. Kto miał przyprawę, rządził wszechświatem. Oczywiście, czyn Imperatora miał w sobie haczyk, który na pewno was zaskoczy. Filmy wzorowane na książkach zwykle nie odzwierciedlają wiernie pierwowzoru i zawsze można znaleźć w nich wariacje reżysera dotyczące różnych elementów historii. W tym przypadku nie było inaczej. Fabuła w większości się zgadza. A różnice? Mało czasu poświęcono postaci Leto, czyli ówczesnego księcia Atrydów, która w książce jest bardzo ważna, a w filmie – zdawało mi się, że drugoplanowa. Inaczej pokazana jest też problematyka – w filmie głównym wątkiem jest walka dobra ze złem, w książce religijny fanatyzm, wyzysk środowiska naturalnego i brutalne polityczne zatargi związane z finansami. Frank Herbert o swojej książce mówił tak: „[…] Miała to być opowieść tłumacząca mit Mesjasza. Opowieść tworząca wizję zamieszkanej przez ludzi planety jako maszyny energetycznej. Opowieść zgłębiająca przenikanie się polityki i ekonomii. Opowieść badająca możliwość absolutnych przepowiedni i ich pułapek. Opowieść o zmieniającym świadomość narkotyku i konsekwencjach uzależnienia od niego. Rozpaczliwy niedostatek wody miał obrazować problem ropy naftowej i samej wody, których ilość na Ziemi maleje każdego dnia. Miała to być zatem opowieść ekologiczna, przedstawiająca zarazem ludzi i ich zmagania o ludzkie wartości […].” [Frank Herbert, Mesjasz Diuny, Poznań 1969]

W takim razie, czy fikcyjna opowieść traktująca o bardzo odległych czasach i takich problemach ma odniesienie do teraźniejszości? Według mnie tak i wydarzenia ukazywane w filmie są nam bardzo bliskie. Autor chciał nam ukazać realia współczesnego świata, które są łudząco podobne do powieści: zepsucie ludzi, którzy ślepo dążą do osiągnięcia celu, robiąc przy tym innym krzywdę, brak wody czy ocieplenie klimatu. Czy cała powieść nie jest pewnego rodzaju przestrogą skierowaną w stronę ludzi?

Co mogę dodać? Film jest zrobiony w bardzo dobry sposób. Fabuła ma sens i jest przystępna dla zwykłego odbiorcy nieznającego powieści, ale również fani książki Herberta nie będą zawiedzeni. Film bardzo mi się spodobał i z pewnością jeszcze kiedyś go obejrzę. Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną część.


28

PO MISTRZOWSKU... Magda Chłopecka

Z

są w tym filmie tak dynamicznie poprzeplatane z potokiem smutku, że zanim serce widza zdąży nasycić się szczęściem, oczy już rejestrują kolejne zdarzenia, przechylając szalę na stronę smutku. Z kolei do mózgu zaczyna docierać, iż ta pozytywna chwila to jedynie kropla w oceanie rozpaczy, jakim była obozowa rzeczywistość. Po scenach pełnych bólu i przemocy otrzymujemy scenę rozgrzewającą serce, dającą przyjemne wytchnienie napiętym mięśniom. Przykładowo, po zagazowaniu grupy więźniów, czemu towarzyszą desperackie krzyki oraz ryk silników niemieckich pojazdów, Pietrzykowski mocno obejmuje Janka. Po obejrzeniu makabrycznych scen, ten życzliwy ojcowski gest ze strony Tadeusza powoduje, że widz docenia dobroć pięściarza znacznie bardziej, niż zrobiłby to w przypadku szeregu spokojnych scen rodem z sielanki.

nacie to uczucie, gdy po udanym seansie bądź wciągającej niczym ruchome piaski książce macie ochotę śmiać się przez łzy? Dokładnie takie uczucie towarzyszyło mi, gdy opuszczałam salę kinową po obejrzeniu Mistrza – polskiego filmu w reżyserii Macieja Barczewskiego, przedstawiającego losy warszawskiego pięściarza Tadeusza “Teddy’ego” Pietrzykowskiego. Teddy’emu, tak jak milionom innych, przychodzi stanąć do najtrudniejszej, najbardziej wyczerpującej oraz wymagającej walki – walki o przetrwanie w obozie Auschwitz. Sportowe umiejętności Tadeusza okazują się być kluczowe w utrzymaniu się przy życiu. Stawka jest niezwykle wysoka – nagrodą za zwycięstwo nie są pieniądze czy zaszczytne tytuły, ale ludzkie życie, w dodatku nie tylko Niewątpliwym atutem filmu, a zarazem cechą, którą samego Teddy’ego, ale także wielu innych więźniów oświę- cenię sobie w sztuce najbardziej, jest brak trywializacji ludzcimskiego piekła na ziemi. kiego cierpienia. Brutalne sceny nie służą wzbudzeniu sensa W przypadku tego dzieła nie mamy do czynienia jedy- cji, poczuciu satysfakcji z czyjegoś bólu czy też zaspokojeniu nie z motywem pięściarstwa użytego jako narzędzie do prze- potrzeby ludzi na krwawe widowisko, którą wielu autentycztrwania Auschwitz. Możemy tu dostrzec także przyjacielsko- nie odczuwa, nawet jeśli wprost w życiu by się do tego nie -ojcowską relację Pietrzykowskiego z Jankiem, obserwujemy przyznało. Jak to się mówi – lud pragnie chleba i igrzysk. Tym młodzieńczą miłość niemajacą szans na przetrwanie po razem reżyser sięga po rozwiązanie z wyższej półki, które przekroczeniu szyldu z napisem ARBEIT MACHT FREI, widzi- zdecydowanie bardziej mi odpowiada. Lejąca się krew, rany i my przejawy ludzkiej dobroci w miejscu, w którym chleb jest jęki ciężko chorych ludzi zawsze mają w tym filmie sens, zana wagę diamentów oraz przede wszystkim obserwujemy wsze służą przedstawieniu historii, historii bardzo okrutnej, wytrwałą walkę aż do ostatniej sekundy. To wszystko zawiera tym bardziej, że wydarzyła się ona naprawdę. Scena, w której się w ok. 1,5-godzinnym filmie, przy czym każda z 90 minut Pietrzykowski wraca na ring, by dokończyć ostatnią walkę i myli przeciwnika, udając, że nie jest w stanie zadać kolejnych nakłania do refleksji. ciosów, należy do jednej z bardziej okrutnych. Teddy pozwa Mając przed sobą tak wysokiej klasy filmowy majstersz- la Niemcowi dosłownie zmasakrować sobie i tak poranioną tyk, będący nagromadzeniem kontrastów, odczuwanie jed- twarz. Krew leje się strumieniami, jego oko puchnie do roznoznacznych emocji wydaje mi się niemożliwe. Iskry radości miarów piłki do tenisa ziemnego. Po jego wygranej w Pie-


29 trzykowskim widzimy już nie tylko niezwykle zdolnego warszawskiego pięściarza, ale samego mistrza; mistrza nie tylko jako sportowca, ale także jako człowieka po licznych trudnych próbach człowieczeństwa.

Sam Tadeusz nie uważa się za bohatera, co przyznaje w jednej z ostatnich scen. Nie ma się co dziwić – patrząc przez pryzmat katastrof mających miejsce na terenie obozu czy choćby zerkając na wymęczonego pięściarza, ciężko mówić o jakichkolwiek zwycięstwach. Jego zadaniem jest przeżyć, to jego prawdziwy cel, zaś zwycięskie walki sportowe są jedynie drogą do niego prowadzącą. Jednak biorąc pod uwagę bagaż doświadczeń, będący w przypadku tej postaci toną walizek wypchanych po brzegi stalą, nawet ujścia z życiem z oświęcimskiego piekła nie można uznać za stuprocentowy tryumf. Przypominają o tym m.in. właśnie rany na jego ciele, będące pamiątką po okrucieństwach niemieckich komendantów. Ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć na temat muzyki – podczas oglądania byłam zbyt wciągnięta w fabułę, by zwrócić na nią choćby minimalną uwagę. Prawdopodobnie świadczy to o tym, że jest ona po prostu dobrze dobrana i nie zakłóca nastroju, który panuje w danym momencie filmu. Nie mam zamiaru komentować poziomu gry aktorskiej, gdyż choćbym użyła

najbardziej kwiecistych określeń wyjętych prosto z tomików poezji Adama Mickiewicza, stanowiłyby one niemal obrazę dla aktorów, którzy w przedstawienie losów Pietrzykowskiego (i nie tylko!) włożyli całe swoje serce. Reżyser Mistrza stwierdził, że gdyby nie Piotr Głowacki, film w ogóle nie zostałby nakręcony. Istniały jedynie dwie opcje – film z Piotrem lub brak filmu, ponieważ Maciej Barczewski nikogo innego nie wyobrażał sobie w roli głównego bohatera. Scena, w której do walki przeciwko tytułowemu mistrzowi staje młodziutki Janek, utwierdziła mnie w przekonaniu, że ultimatum postawione przez Barczewskiego było słuszne. Film polecam każdemu, kto lubuje się w klimacie drugiej wojny światowej, nie pogardzi dawką adrenaliny, pragnie poczuć intensywne, prawdziwe do bólu emocje, szuka motywacji do osiągnięcia wymarzonych celów, a jednocześnie chce poznać historię człowieka, który silnie kochał oraz dzielnie walczył. Gdybym miała oceniać film w skali od jednego do dziesięciu, dostałby ode mnie porządną dziewiątkę. Tę brakującą jedynkę pozostawiam w rezerwie, gdybym kiedyś pewnym dziwnym, niespodziewanym trafem natknęła się na dzieło znacznie lepsze od Mistrza. Quentinie Tarantino, Woody Allenie, miejcie się na baczności – macie iście mistrzowską konkurencję!


30

ODDECH PRZESZŁOŚCI Dominika Machelska

T

ytuł książki może okazać się zgubny. Rebeka nie jest główną bohaterką powieści, jednak jej rola w historii wcale nie jest drugorzędna. Jej postać snuje się cieniem za młodą i nieobytą ze światem wyższych sfer dziewczyną przybyłą do Manderley. Kobieta nie pozwala jej zaznać spokoju, którego szukała u boku właściciela posiadłości. Życie, które wyobrażała sobie jako nowa pani de Winter, zostaje strawione wraz z ogniem ducha przeszłości. Jej marzenia nie dają rady zapłonąć jaśniej, bo przypływ wspomnień o Rebece nieustannie gasi ich płomyk… Tę książkę przeczytałam dzięki przekonaniu, że urzeknie mnie styl autorki i klimat, który Daphne du Maurier potrafi stworzyć w zaledwie kilku słowach. Nie pomyliłam się, gdyż dokładność opisów nie pozwala oderwać się od historii, która – jak się okazało – jest pełna zwrotów akcji. Pomijając wymienione już pozytywne aspekty książki, zdecydowanie największą jej zaletą są bohaterowie, którzy zostali wykreowanie w niesamowity sposób. Każdy z nich ma szczególne cechy, które składają się na głęboki portret psychologiczny, nasuwający wiele ciekawych przemyśleń. Mimo przedstawienia postaci w ich pełnej okazałości, nie wiemy o nich wszystkiego. Ciągnie się za nimi szarfa tajemnicy i oplata ich jak mgła wśród leśnych drzew... Rebeka to mój nowy ulubiony klasyk, który absolutnie nie sprawi trudności nowicjuszom w tym gatunku. Lektura mija w przeciągu chwili, a czytelnik nie może się bez niej odnaleźć, jak gdyby obudził się z cudownego snu…

fot. Dominika Machelska


31

FOTORELACJA Z KONCERTU ZADUSZKOWEGO @lil.krzyzanowska.shots


32


33


@variat1lo variat.jedynka@gmail.com www.issuu.com/variat1lo

{T}


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.