KANAT_04_2024

Page 1


SPIS TREŚCI

Galopem przez świat 6

Słownik wyścigowy: Forkenter 8

Rozmowa sprinterska z Adriem de Vriesem. Kinga Marchela 10

Przeżyjmy to jeszcze raz! Rewelacje, sensacje i największe niespodzianki sezonu

Jan Zabieglik 12

Co łączy wyścigi konne i skoki narciarskie?

Z Kamilem Grzybowskim i Maciejem Kotem rozmawia Kinga Marchela 18

Piątka KANAT-u 22

„Sezon 2024 był jednym z najlepszych, jakie mieliśmy do tej pory” – z Marianem Ziburske rozmawia Jędrzej Puzyński 24

„Moim celem było wygranie jednej gonitwy” – z Angeliką Burakiewicz rozmawia Kinga Marchela 28

Sezon wyścigowy 2024 na wrocławskich Partynicach Piotr Pękala 32

„Podążam spokojnie własną wyścigową ścieżką” – z Konradem Mazurem rozmawia Jan Zabieglik 36

„Wyścigi wymagają większego wysiłku niż skoki przez przeszkody” – z Mściwojem Kieconiem rozmawia Kinga Marchela 40

Co to był za sezon! Katarzyna Krauss 42

Zespół redakcyjny: Marta Filipek, Martyna Jarząbek, Magdalena Kamińska, Kinga Marchela, Jędrzej Puzyński

Patronaty gonitw: Beata Bronowicz, tel. 519 009 525, beata.bronowicz@totalizator.pl Reklama/Strefa VIP: Marika Gajewska, 571 770 852, marika.gajewska@totalizator.pl, Dagmara Kostyrka, 571 770 851, dagmara.kostyrka@totalizator.pl

Fot.
Mikołaj
Samborek

Szanowni Państwo,

sezon wyścigowy 2024 rozpoczął się 20 kwietnia na Torze Służewiec i w tym samym miejscu, 17 listopada, bomba po raz ostatni w tym roku poszła w górę. Na warszawskim hipodromie odbyło się 46 dni wyścigowych i rozegranych zostało niemal 400 gonitw. Tysiące kibiców, które wzięły udział w tych wydarzeniach, są dowodem na dużą popularność wyścigów konnych i niezwykłej atmosfery Toru Służewiec. Pokazują też potencjał, jaki wciąż drzemie w tym wspaniałym, zabytkowym obiekcie i magii królewskiego widowiska, jakim są wyścigi konne. Emocji w zakończonym sezonie nie brakowało. Rozegrane przy prawdziwie brytyjskiej pogodzie Westminster Derby, upalny Dzień Arabski, czy niesamowity klimat tegorocznej Wielkiej Warszawskiej z pewnością pozostaną w naszej pamięci na długo. Warto też przypomnieć, że sezon 2024 był 80. sezonem wyścigowym w bogatej historii Toru Służewiec, który notabene sam skończył w tym roku 85 lat. Totalizator Sportowy jest największym mecenasem

ARTUR KAPELKO CZŁONEK ZARZĄDU TOTALIZATORA SPORTOWEGO NADZORUJĄCY TOR WYŚCIGÓW KONNYCH SŁUŻEWIEC

sportu i kultury w Polsce. Wspieranie Toru Służewiec, co z dumą czynimy już od 16 lat, łączy oba te obszary i jest dla nas wielkim zaszczytem i zobowiązaniem.

Już teraz trwają intensywne prace nad tym, żeby sezon 2025 był jeszcze lepszy od poprzedniego. Pierwsze przyszłoroczne spotkanie z wyścigami konnymi czeka nas wiosną, a jesień przyniesie kolejny ważny jubileusz – 80. Wielką Warszawską na Torze Służewiec. Temu wspaniałemu wydarzeniu towarzyszyć będzie premiera filmu w reżyserii Bartłomieja Ignaciuka, w którym pokazane zostaną wyścigi konne na początku lat 90. Jestem pewien, że nowy sezon wyścigowy 2025 przyniesie wspaniałe wydarzenia i wielkie sportowe emocje. Wszystkim Państwu serdecznie dziękuję za ten jubileuszowy sezon. Na nadchodzące Święta Bożego Narodzenia życzę odpoczynku i dobrej atmosfery przy świątecznym stole - na Nowy Rok wszelkiej pomyślności i dużo zdrowia. Zapraszam na Tor Służewiec w przyszłym sezonie.

GALOPEM PRZEZ ŚWIAT

Znane z występów w Polsce konie Marcus Aurelius i Remama pokazały się z dobrej strony w gonitwie sprzedażowej we Francji. Pierwszy z nich, trenowany przez Emila Zaharieva na Torze Służewiec, zajął czwarte miejsce, a o zwycięstwo otarła się Remama niedawno odkupiona od Saliha Plavaca

Czteroletni Bad Guy Pompadour sprawił niespodziankę, plasując się na drugim miejscu we French Arabian Breeders’ Challenge Classic – H.H. Sheikh ZBS Al Nahyan (G1, 2200 m) w Tuluzie. Przed startem szanse byłego podopiecznego Macieja Kacprzyka oceniano na 20 do 1. Bad Guy Pompadour dla swoich właścicieli zarobił w tym wyścigu 10 000 euro.

Patryk Gorczyca to wielki pasjonat wyścigów, którego liczną grupę koni trenuje w Polsce Maciej Jodłowski . Duet ten odniósł wielki sukces, za sprawą startu zwyciężczyni Nagrody Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi – Merveilleux Lapin w niemieckim Hanowerze. Wygrała gonitwę Alton Trophy rangi Listed przeznaczoną dla dwuletnich klaczy.

Noir własności Andrzeja i Ryszarda Zielińskich wygrała Prix Casimir Delamarre rangi Listed w Paryżu. Czteroletnia córka Mastercraftsmana w treningu Alicji Karkosy popisała się pięknym przyspieszeniem i odniosła największy sukces w swojej karierze.

Kolejny udany start w Szwecji zaliczył przygotowywany przez Janusza Kozłowskiego na Torze Służewiec Wasmy Al Khalediah . Choć przygotowywana w Belgii przez Petera Deckersa (i jego własności) Farida P okazała się poza zasięgiem, Wasmy zajął bezdyskusyjnie drugie miejsce. Podtrzymał tym samym trend zajmowania miejsc w pierwszej dwójce gonitw na poziomie Pattern, rozpoczęty rok temu.

Lightning Thunder, własności Rafała Płatka i trenowany przez Karin van den Bos, po raz trzeci z rzędu zajął drugie miejsce, tym razem w gonitwie G3 Premio Milano Jockey Club na dystansie 1800 metrów. Tym samym Lightning Thunder potwierdził swoją wysoką formę, zajmując czołowe miejsca w trzech kolejnych gonitwach Pattern.

Dobry październik dla Westminster Race Horses . Oprócz sukcesu Kaneshyi w Wielkiej Warszawskiej na Torze Służewiec, Westminster Moon zajął drugie miejsce w G3 w Berlinie, a Sir Siljan zwyciężył we Francji pod Tonym Picconem w Compiegne w Prix du Vermandois.

Zwycięzca Westminster Derby 2023 na Służewcu po raz kolejny potwierdził swoją znakomitą formę. W niedzielę 27 października czteroletni Westminster Moon zajął pod cenionym dżokejem Eduardo Pedrozą na rzymskim torze Capannelle trzecie miejsce w Premio Roma Italian Champion G2 na 2000 m (pula nagród 247 500 euro).

W październiku znakomicie na zagranicznych torach zaprezentował się Westminster Moon, zwycięzca m.in. ubiegłorocznej gonitwy Derby na Torze Służewiec. Fot. Łukasz Kowalski

SŁOWNIK WYŚCIGOWY FORKENTER

Przed startem gonitwy, konie prezentują się publiczności w próbnym galopie, który nosi nazwę forkenter. Na zdjęciu Timemaster pod dżokejem Dastanem Sabatbekovem przed rozpoczęciem wyścigu o Nagrodę Mosznej (6 października 2024 r.).

Fot. Dava Palej
Fot. Łukasz Kowalski

ROZMOWA SPRINTERSKA

Z ADRIEM DE VRIESEM

TYM RAZEM DO ROZMOWY SPRINTERSKIEJ ZAPROSILIŚMY ADRIEGO

DE VRIESA , URODZONEGO W HOLANDII ZWYCIĘZCĘ TEGOROCZNEJ

WIELKIEJ WARSZAWSKIEJ. TEN DOŚWIADCZONY DŻOKEJ DWUKROTNIE

W SWOJEJ KARIERZE UZYSKAŁ TYTUŁ CZEMPIONA DŻOKEJÓW

W KATARZE, A RAZ DOKONAŁ TEGO WYCZYNU W NIEMCZECH. NA GORĄCO, ZARAZ PO ZAKOŃCZONYM WYŚCIGU, ROZMAWIAŁA KINGA MARCHELA

Jak to jest zostać zwycięzcą Wielkiej Warszawskiej?

Wspaniale! Jestem niezwykle szczęśliwy, ale czuję też ulgę.

Czy to dlatego, że odczuwałeś presję przed startem?

Tak. Koń, na którym jechałem był jednym z faworytów i chciałem go dobrze poprowadzić. Poza tym zawsze chcesz się zaprezentować dobrze, gdy przyjeżdżasz do innego kraju.

Wyjeżdżając na bieżnię, czułeś, że sięgniecie z Kaneshyą po zwycięstwo?

Jeszcze przed wyjazdem czułem, że jest to koń, który może walczyć o zwycięstwo. Zawsze trudno jest oceniać obce konie, ale Kaneshya miał dobre wyniki. Wiedziałem, że ma klasę, którą pokaże na bieżni.

Wyścig potoczył się dokładnie tak, jak to sobie zaplanowałeś?

Ze względu na biegnącego luzem konia, gonitwa była dosyć chaotyczna. Na początku jechałem w tyle stawki, dalej niż się spodziewałem. Wyścig był nieco wolny, więc na prostej musiałem znaleźć sobie miejsce, by wykonać jakiś ruch. Kaneshya jest dużym koniem i cały czas trzymał dobre tempo. W połowie

prostej finiszowej byłem już pewien, że wysunie nos do przodu i sięgnie po zwycięstwo.

Czy jest to Twoja pierwsza wizyta w Polsce?

Faktycznie jestem tu po raz pierwszy, więc tym bardziej cieszę się, że udało mi się od razu wygrać tak ważną gonitwę. Mam nadzieję, że niedługo tu wrócę.

Jak Ci się podoba Tor Służewiec?

Bardzo mi się podoba, ale oczywiście dobremu wrażeniu sprzyja to, że sięgnąłem tu po zwycięstwo. Na pewno to miejsce wzbudziło też we mnie bardzo pozytywne odczucia pod względem jego poziomu. Myślę, że można je postawić na równi z bardzo dobrymi torami wyścigowymi z całego świata.

Jak zapamiętasz tę wizytę w Warszawie?

Jako bardzo udaną, z wielu powodów. Wielka Warszawska to prestiżowa gonitwa, z dużą pulą nagród, która może dorównać zagranicznym wyścigom, więc zwycięstwo w niej bardzo mnie cieszy. Sam tor też jest bardzo dobry, płaski i z przyjemną prostą finiszową, więc dobrze się po nim jedzie. I do tego dochodzi też wspaniała atmosfera. Trybuny są duże, a były w całości wypełnione ludźmi – to robiło niesamowite wrażenie. Jestem zachwycony tym, jak ciepło mnie tu wszyscy powitali.

PRZEŻYJMY TO JESZCZE RAZ!

REWELACJE, SENSACJE I NAJWIĘKSZE

NIESPODZIANKI SEZONU 2024

Jedna z mądrości wyścigowych głosi, że to koń czyni człowieka wielkim lub małym. Trenerzy często ją powtarzają, bo sami najlepiej wiedzą, że największe nagrody i zaszczyty zdobywają tylko ponadprzeciętnie utalentowane lub wybitne konie. Jeśli się na takie nie trafi, można nawet dziesiątki lat czekać, lub nawet nigdy się nie doczekać zwycięstwa w Derby, Wielkiej Warszawskiej, czy jakiejś innej prestiżowej gonitwie. „Z lichej szkapy nie będzie rumaka, choćbyś podkowy dał złote" - jak śpiewał przed laty jeden z popularnych, studenckich bardów.

Oczywiście konie, nawet te mające bardzo dobre rodowody, same z siebie nie biegają. Ich wyniki w dużej mierze zależą najpierw od przygotowania w okresie poprzedzającym sezon wyścigowy. Jaka praca treningowa została wykonana zimą, takie są rezultaty osiągane wiosną, latem i jesienią. Poniżej przypomnimy rewelacje, sensacje oraz największe niespodzianki minionego sezonu, które są solą wyścigów. Bez nich wiałoby na torze nudą. Na pierwszy rzut idą konie, w drugiej części napiszemy o trenerach i jeźdźcach, którzy się najbardziej wyróżnili.

Fot. Łukasz Kowalski
Miss Dynamite sama jedna na mecie wyścigu o Nagrodę Prezesa Totalizatora Sportowego.

Pamiątkowe zdjęcie z Zen Spiritem po gonitwie o Nagrodę Rulera.

Magiczne Derby Magnezji na Służewcu i Naughty Petera w Pradze

W pierwszej części sezonu, czyli od kwietnia do pierwszej niedzieli lipca, główne zainteresowanie fachowców i stałych bywalców toru tradycyjnie skupia się na gonitwach koni trzyletnich, które zostały zgłoszone do Derby. Rywalizacja czteroletnich i starszych folblutów jest oczywiście również ważna, ale pozostaje jakby na drugim planie.

Pierwsze dwie próby przed gonitwą o błękitną wstęgę, rozgrywane na dystansie 1600 m, nagrody: Strzegomia (kat. B) i Rulera (kat. A), padły łatwym łupem zimowego faworyta na Derby, ogiera Zen Spirit, podopiecznego Macieja Jodłowskiego. W gonitwie o Nagrodę Wiosenną (kat. A, 1600 m), rozgrywaną tylko w gronie klaczy, pewnie zwyciężyła trenowana przez Macieja Janikowskiego Magnezja, która podczas inauguracji sezonu (20 kwietnia) wygrała Nagrodę Dżamajki (II gr. 1600 m). Oba te konie nie zostały sprawdzone w połowie czerwca na dystansie 2200 m (Zen Spirit w Nagrodzie Iwna, a Magnezja w Iwna lub Soliny tylko dla klaczy), gdyż ich trenerzy i właściciele chcieli pozostawić sobie element zaskoczenia. Jeśli chodzi o Zen Spirita, to panowało dość powszechne przekonanie, że derbowy dystans 2400 m, biorąc pod uwagę jego sprinterski rodowód, może się okazać dla niego za długi. Ale z drugiej strony, łatwe

zwycięstwa tego szybkiego ogiera na 1600 m robiły tak duże wrażenie, że grzechem byłoby nie sprawdzić go w Derby, których zwycięzcy przechodzą do historii.

Zanim jednak 19 koni stanęło 7 lipca na starcie na Służewcu, dużą niespodziankę sprawił podopieczny Macieja Jodłowskiego Naughty Peter, który jako drugi w historii koń w polskim treningu wygrał 104. Derby w Pradze (obecna nazwa: Westminster České Derby). Pierwszym był w 1984 roku Juror, dosiadany przez legendarnego Mieczysława Mełnickiego, który w ciągu trzech tygodni dokonał słynnego, swoistego hat-tricku, wygrywając najpierw Derby na Nemanie w Wiedniu, następnie w Pradze i po tygodniu ponownie na Nemanie na Służewcu.

Nieprzypadkowo wspomnieliśmy najpierw tylko o Magnezji i Zen Spiricie. Klacz sprawiła bowiem w Derby dużą niespodziankę (była liczona w piątej kolejności: 62,30 za stawkę 5 zł), odchodząc po wyjściu na prostą pod szwedzkim dżokejskim mistrzem Per-Andersem Grabergiem (w 2015 roku wygrał Derby na rewelacyjnym Va Banku) łatwo, jak od stojących koni. Niezagrożona wygrała przy bandzie o 2 długości przed faworytem Zen Spiritem (13,20), który jako jedyny próbował ją doścignąć. Ta para zdecydowanie oddzieliła się od stawki. Trzeci na mecie Smoke Plume stracił do zwyciężczyni aż 13 długości. Derbista z Pragi, Naughty Peter, był w totalizatorze pojedynczym typowany w drugiej kolejności (20,30), ale po dwóch tygodniach

Fot. Łukasz Kowalski

stać go było tylko na zajęcie siódmego miejsca. Niestety, derbistce Magnezji, własności Pawła Dukacza i Dominiki Witusiak, nie było dane rozwinąć skrzydeł. Miesiąc później zajęła w Oaks (kat. A, 2400 m) dopiero piąte miejsce. Następnie doznała kontuzji i zakończyła karierę na torze, odchodząc do hodowli. Natomiast Zen Spirita jego właściciele Kishore Mirpuri i M. W. Żmiejko oddali do treningu we Francji. Jednak większych sukcesów tam na razie nie odniósł. W trzech startach był kolejno piąty, czwarty i szósty. Jako czterolatek ma zacząć biegać na francuskich torach w końcu lutego.

Miss Dynamite ponownie odpaliła

W rocznikach czteroletnich i starszych folblutów w tym sezonie żaden koń wcześniej mniej znany nie osiągnął spektakularnych sukcesów. Natomiast jeszcze lepsza niż w wieku trzech lat, kiedy to wygrała nagrody Liry (Oaks) i SK Krasne, okazała się trenowana przez Macieja Jodłowskiego Miss Dynamite. Wygrała (podczas Gali Derby) Nagrodę Prezesa Totalizatora Sportowego (kat. A, 2600 m), pokonując łatwo o 4 długości występującego jeszcze wtedy

w niemieckich barwach Nordminstera (w Wielkiej Warszawskiej startował już jako reprezentant stajni Macieja Janikowskiego). Następnie zwyciężyła w ostatniej klasycznej nagrodzie sezonu – St. Leger (kat. A, 2800 m) i była blisko druga (0,75 dł.) w Wielkiej Warszawskiej za trenowanym w tym roku we Francji Kaneshyą (w sezonie 2022, w treningu Krzysztofa Ziemiańskiego, wygrał nagrody: Iwna i Kozienic). Tym samym stała się mocną kandydatką w wyborach Konia Roku 2024.

Aż cztery rewelacyjne klacze w stawce dwulatków! Bold niespodziewanym, zimowym faworytem na Derby

Nie brakowało natomiast bardzo emocjonującej i zaskakującej rywalizacji w stawce koni dwuletnich pełnej krwi angielskiej. Najpierw prym wiodła polskiej hodowli SK Krasne Formuła, córka słynnego Va Banka i Fortune Teller, trenowana przez Małgorzatę Łojek. Wygrała trzy gonitwy z rzędu, w tym Skarba (kat. B, 1300 m) i Dakoty (kat. A, 1300 m). Była też faworytką (10,50) gonitwy o Nagrodę Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi (kat. A, 1400 m), wyłaniającej

Szwedzki mistrz dżokejski Per-Anders Graberg wygrał na liczonej w piątej kolejności, trenowanej przez Macieja Janikowskiego Magnezji, po raz drugi Derby na Służewcu. Wcześniej dokonał tej sztuki w 2015 r. na Va Banku, również szkolonym przez Janikowskiego. Warto podkreślić, że nestor służewieckich trenerów, 82-letni Janikowski, wygrał ostatnio Derby dwukrotnie z rzędu. W ubiegłym roku triumfował Westminster Moon. W sumie Janikowski ma koncie 6 zwycięstw w gonitwie o błękitną wstęgę.

Fot. Łukasz Kowalski

tradycyjnie najlepszego dwulatka. Jednak zajęła dopiero trzecie miejsce za dwoma końmi trenera Jodłowskiego, sensacyjną zwyciężczynią Merveilleux Lapin (40,90) oraz Belmondem (16,80).

Zwycięska francuska klacz, własności Patryka Gorczycy, po łatwej wygranej w debiucie, w kolejnym starcie zajęła drugie miejsce w biegu o Nagrodę Dorpata (I gr., 1200 m). Przegrała z trenowaną przez Krzysztofa Ziemiańskiego Lady Ilze o cztery długości. Być może dlatego była ostatnią grą w totalizatorze, jeszcze za Boldem (16,20) i Montegrinem (37,90). Do prostej galopowała jako ostatnia ze stratą 3-2 długości. Erbol Zamudin Uulu zdecydowanie przyspieszył dopiero 300 m przed metą i „Cudowna Króliczka” (Merveilleux Lapin w tłumaczeniu na polski) finiszowała jak uskrzydlona. Bez walki wyprzedziła walczące ze sobą Belmonda i Formułę, uzyskując w celowniku przewagę aż 4,5 długości. Trzy tygodnie później wygrała Alson Trophy rangi Listed w Hanowerze i uzyskała status Black type*. Takiego sukcesu nie odniósł w przeszłości żaden dwulatek w polskim treningu!

Oprócz Merveilleux Lapin i Formuły bardzo dobre wyniki osiągały też: wspomniana już Lady Ilze, która w pięknym stylu wygrała Nagrodę Cardei (kat. B, 1200 m), oraz druga wielka nadzieja trenera Jodłowskiego Sunny Silence, mająca za sobą późny zwycięski debiut (6 października). 3 listopada na stracie najważniejszej gonitwy dla dwuletnich klaczy, Nagrody Efforty (kat. A, 1400 m) stanęły: Lady Ilze, Formuła i Sunny Silence. Mocną faworytką była ta pierwsza (7,30). Jednak po zaciętej walce na finiszu wygrała Sunny Silence, dosiadana przez Wladimira Panowa, który specjalnie przyjechał na ten wyścig z Niemiec. Druga o szyję była Formuła, lepsza od faworytki o 0,5 dł. Rywalizacja opisanych czterech klaczy w przyszłym sezonie zapowiada się pasjonująco.

Natomiast Nagrodę Mokotowską dla ogierów (kat. A, 1600 m) i miano zimowego faworyta na Derby dość nieoczekiwanie wygrał pod Martinem Srnecem, trenowany przez Janusza Kozłowskiego Bold, własności PPH Falba. Zrewanżował się on za porażkę Belmondowi, pokonując go aż o 7 długości.

Tor usnął po zwycięstwie

Onyksa

W porównaniu z folblutami, do naprawdę dużych sensacji doszło w dwóch prestiżowych gonitwach dla koni arabskich, Derby (kat. A, 3000 m) i Michałowa (kat. A, 2800 m). W pierwszej

z nich z miejsca do miejsca wygrał Onyks pod Konradem Mazurem, wysyłany o 4 długości przed Donatem FA, wyhodowany przez Milenę Kosicką i trenowany przez praktycznie debiutującego w tej roli właściciela Andrzeja Urbanowskiego (w ub. sezonie w barwach jego stajni wystartowały tylko po razie Maximus i Onyks). Publiczność, a także trenerzy rywali, uważali go widocznie za pacemakera (lidera) Maximusa, gdyż początkowo prowadził z przewagą kilkunastu długości. Konrad Mazur po mistrzowsku rozłożył jego siły w dystansie i na prostej finiszowej Onyks nie dał sobie nawet powąchać ogona. W totalizatorze był liczony dopiero w dziewiątej kolejności (64, 80) w stawce 12 koni. Przed Nagrodą Michałowa główny arabski specjalista Trafnews tak oceniał szanse zwycięzcy Nagrody Janowa (kat. A, 2600 m), trzeciego w Derby Fragnara (hodowli oraz własności Moniki Stelmaszczyk, trenowanego przez Adama Wyrzyka): „Wydaje się, że ogier w swoich tegorocznych startach potrzebował niezwykle silnego posyłu, więc pod delikatniejszą ręką amazonki może nie pokazać swojego maksimum. Fragnar ma jednak duże szanse, aby stoczyć pojedynek o piąte miejsce z dwoma czterolatkami zagranicznej hodowli”. Tymczasem liczony w ostatniej kolejności (71,00) Fragnar, był prowadzony przez Joannę Wyrzyk do prostej na końcu stawki, ale podczas finiszu zachował najwięcej sił po bardzo mocnym wyścigu w dystansie i zwyciężył łatwo o 3 dł. przed Aishą Al Shahanią, w rekordowym czasie 3’14, lepszym od poprzedniego aż o 2,16 s.!

Sezon życia Macieja

Jodłowskiego, rewelacyjny Erbol Zamudin Uulu

Po 30 latach trenowania koni Maciej Jodłowski sam przyznał w jednym wywiadów, że był to jego sezon życia. Co prawda dwa lata temu Jolly Jumper wygrał nagrody Rulera i Derby, w ubiegłym sezonie Miss Dynamite zwyciężyła w Oaks, a Zen Spirit zdobył najważniejsze nagrody dla dwulatków, zostając szóstym w karierze trenera zimowym faworytem na Derby, ale takich żniw nagrodowych trener Jodłowski się zapewne nie spodziewał. Najważniejsze sukcesy odniosła Miss Dynamite, która zdobyła dla niego kolejne laury, których wcześniej nie miał, nagrody: Prezesa Totalizatora Sportowego i St. Leger. Ponadto była druga w Wielkiej Warszawskiej. Jednak najwięcej splendorów, obok Miss Dynamite i Zen Spirita, przyniosły Jodłowskiemu

zwycięstwa w gonitwach dwulatków. O najważniejszych już było wyżej, ale nie tylko jakość, ale również liczba wygranych młodych folblutów Jodłowskiego – 18 na Służewcu i po jednym we Wrocławiu i Hamburgu, okazała się rekordowa. Po raz pierwszy Jodłowski wygrał i to zdecydowanie trenerski czempionat – 49 pierwszych miejsc w 158 startach, z rekordowym procentem zwycięstw – 31,01, przed Adamem Wyrzykiem – 42 (306, 13,73 %). Co prawda sprzyjały mu w tym dziele również zakulisowe okoliczności.

Na początku lipca do jego stajni trafiło 9 koni

Patryka Gorczycy, trenowanych wcześniej przez

* BLACK TYPE to w dosłownym tłumaczeniu czarna czcionka, wytłuszczenie. Na stronach w katalogach aukcyjnych wyróżnia się w ten sposób konie, które zajęły miejsca 1-3 w gonitwach Pattern. Nazwy koni, które wygrały wyścig klasy Pattern, a więc G1, G2, G3 lub Listed, są zapisywane na stronie katalogowej pogrubionymi, wielkimi literami. Te, które zajęły drugie lub trzecie miejsca –pogrubioną czcionką, ale już małymi literami. Black type pozwala już na pierwszy rzut oka ocenić wartość rodowodu konia w katalogu. Im więcej „czarnego” w najbliższej rodzinie, tym można się spodziewać wyższej ceny za konia.

Trener Maciej Jodłowski miał w sezonie 2024 wiele powodów do demonstrowania zwycięskich gestów.

Wyrzyka, między innymi Merveilleux Lapin, a w końcu sierpnia doszły jeszcze trzy dobre, zagraniczne araby, dwa francuskie i tyjski ze stajni Macieja Kacprzyka. Jednak trzeba podkreślić, że Jodłowski od początku sezonu znajdował się na czele klasyfikacji. Na zaufanie, jakie mu okazali właściciele, jak najbardziej sobie zasłużył. Do sezonu 2025 ma szansę przystąpić z istną armadą koni trzyletnich, ale nie można przesądzać, że wygra Derby, bo w Janikowskiego i Kozłowskiego też już się poka zały bardzo dobre dwulatki.

W gronie jeźdźców rewelacją sezonu oka zał się 21-letni Kirgiz Erbol Zamudin Uulu. Zaczął on ścigać się w na Partynicach. Tegoroczny sezon, pracując w stajni Marleny Stanisławskiej, rozpoczy nał z 13 wygranymi na koncie. 23 czerwca po wygraniu 25. gonitwy w pień praktykanta, a 27 października kandydata dżokejskiego (50. gonitwę wygrał na arabie Wij daanie). Dzień wcześniej zanotował hat-tricka, zwyciężając w pierwszych trzech gonitwach. Ostatecznie z dorobkiem 43 drugie miejsce w czempionacie za Dastanem Sababetkowem - 48, a Abaevem - 40. Dodajmy na koniec, że od sierp nia rewelacyjny młody Kirgiz rozpoczął pracę w stajni Jodłowskiego, więc nie zdziwimy się zbytnio, jeśli w sezonie 2025 wygra 44 gonitwy i uzyska stopień dżokeja!

ODWAGA, DETERMINACJA I CIĘŻKA PRACA

CO ŁĄCZY WYŚCIGI KONNE I SKOKI NARCIARSKIE?

Z MACIEJEM KOTEM (SKOCZKIEM NARCIARSKIM, DWUKROTNYM MISTRZEM POLSKI I DRUŻYNOWYM BRĄZOWYM MEDALISTĄ OLIMPIJSKIM) ORAZ

KAMILEM GRZYBOWSKIM (DŻOKEJEM, DWUKROTNYM WICECZEMPIONEM JEŹDŹCÓW I ZWYCIĘZCĄ WIELU GONITW) ROZMAWIA KINGA MARCHELA.

Co czyni Twój sport wyjątkowym?

Maciej Kot: Skoki są wyjątkowe m.in. dlatego, że tylko garstka ludzi jest w stanie poczuć to samo, co my. Nie jest to sport szeroko dostępny, jak np. tenis. Możesz go oglądać w telewizji, a później pójść na kort i nie mając o tym pojęcia poodbijać piłeczkę. Natomiast gdyby ktoś chciał spróbować tego latania, to tak naprawdę nie jest w stanie bez odpowiedniego treningu, bez lat przygotowania, dojść do takiego momentu, żeby rzeczywiście poczuć to, co my. Więc jest to sport, który rzeczywiście uprawia garstka ludzi i tylko oni są w stanie odczuwać te emocje, oderwać się od ziemi i lecieć. Myślę, że to była jedna z przyczyn, dla których zdecydowałem się uprawiać tę dyscyplinę. Trenowałem wcześniej narciarstwo alpejskie, które w pewnym momencie stało się

dla mnie trochę nudne. Pod wpływem oglądania skoków w telewizji i sukcesów Adama Małysza stwierdziłem, że spróbuję skoków narciarskich i to była inna bajka. Zupełnie inne emocje, możliwość pobijania rekordów, skakania coraz dalej, przechodzenia na większe skocznie. To było coś, co zaczęło mnie wciągać.

Kamil Grzybowski: Na pewno praca z koniem. Mam do tych zwierząt sentyment, bo zanim zaczęła się moja wyścigowa przygoda, jeździłem rekreacyjnie od wielu lat. Te wyzwania, to że każdy koń będzie inny i trzeba sobie z nim poradzić i postarać się go zrozumieć, to jest wyjątkowe. Trzeba z nim na tyle znaleźć porozumienie, żeby i tobie, i jemu było wygodnie, żeby ten trening był poprawny i odpowiedni zarówno dla konia, jak i jeźdźca.

Jakimi cechami charakteru musi się wyróżniać sportowiec, żeby odnieść sukces w Twoim sporcie?

M.K.: Na pewno odwaga. Do tego cierpliwość i konsekwencja w dążeniu do postawionych celów. Ważna jest też umiejętność odmawiania sobie czegoś i gotowość do pewnych wyrzeczeń, bo to wiadomo: dieta, wyjazdy, rozłąka z rodziną. Trzeba być twardym, pracowitym i mieć jasne priorytety.

K.G.: To na tyle specyficzny sport, że na sukces składa się bardzo duża liczba czynników. Oczywiste jest to, że musimy mieć dobrego konia. Poza tym musimy się wykazywać dużą wytrwałością, bo ten sport jest bardzo trudny i fizycznie, i psychicznie. Musimy mieć dobrą kondycję, bo chociaż koń robi większość pracy siłowo-szybkościowej, bo to on galopuje, to my musimy poprowadzić go odpowiednio na dystansie. Musimy mu pomóc na prostej finiszowej i go posyłać, czyli pomóc mu utrzymać i osiągnąć tę maksymalną prędkość. To wymagająca pozycja, w której używane są wszystkie mięśnie, dlatego tak ważna jest dobra kondycja fizyczna. Kluczem do sukcesu będzie też sztuka podejmowania szybkich i trafnych decyzji. Wyścig trwa bardzo krótko,

biegnie tam grupa koni i jeźdźców i każdy chce wygrać. Musisz wykazać się sprytem i czujnością, by odpowiednio zareagować w trakcie gonitwy na różne sytuacje i podejmować takie decyzje, które dadzą ci możliwość zajęcia jak najlepszego miejsca w gonitwie, zachowując przy tym spokój i konsekwencję.

Często towarzyszą Ci momenty lęku, w których zdajesz sobie sprawę z ryzyka, z jakim wiąże się uprawianie Twojego sportu?

M.K.: Każdy zawodnik miewa takie momenty. Czasami jest dłuższa przerwa od skakania, pewne automatyzmy lekko się zacierają i wtedy, np. na wiosnę, te pierwsze skoki są obarczone lekką niepewnością co do tego, co może się wydarzyć. Szczególnie jeżeli zawodnik przychodzi pierwszy raz na większą skocznię, np. mamucią. Tam ten lęk na pewno się pojawia. Chociażby z racji tego, że zawodnik nie jest w stanie do końca sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądać i nie jest w stanie w stu procentach się przygotować na to, co będzie. To taka trochę podróż w nieznane. Myślę, że często ten lęk czy strach to jest oznaka respektu, szacunku do obiektu, do warunków, do przyrody, bo wszyscy wiemy, jakie jest ryzyko,

fot.
M. Samborek

jeśli coś pójdzie nie tak. Natomiast najważniejsze jest, żeby te negatywne myśli odrzucić na bok i skoncentrować się na swoim zadaniu. Często wychodząc na belkę, włączamy ten tryb koncentracji i skupiamy się na skoku i wtedy te obawy odpływają na bok, bo nie ma na nie miejsca.

K.G.: Z jednej strony to ryzyko to już dla mnie codzienność, ale z drugiej nie ma dwóch takich samych gonitw. Każdy wyścig jest inny, ze względu na konia i na to, że jedziemy całą grupą, więc dużo może się wydarzyć. Muszę mieć zaufanie do siebie i do innych osób, ale też oczy dookoła głowy i szybko reagować, żeby eliminować ryzyko. Na szczęście, mimo tego, że często w wyścigach biega po 10 koni, które są rozpędzone do prędkości nawet ponad 60 km/h, rzadko zdarzają się wypadki.

Jak duże znaczenie w tym sporcie ma praca nad sferą mentalną?

M.K.: Z roku na rok coraz więcej się o tym mówi i coraz większe ma to znaczenie. Kiedyś, jak zaczynałem swoją przygodę ze skokami, to współpraca z psychologiem była czymś ekstra, jakimś dodatkiem dla nielicznych, którzy zresztą niekoniecznie widzieli w tym sens. Ale z roku na rok wydaje mi się, że trenerzy i zawodnicy zrozumieli, że ta sfera mentalna jest bardzo ważna. I nie chodzi o to, żeby rozwiązywać jakieś problemy, tylko żeby odblokować swój potencjał.

Pracować nad tym, żeby z zawodnika wycisnąć jak najwięcej, żeby on mógł jak najlepiej skakać, przenosić dobre skoki z treningów na zawody, radzić sobie z emocjami, ze stresem. Wydaje mi

się, że w ostatnich latach to postrzeganie pracy z psychologiem się zmieniło. Jeżeli ktoś słyszy, że zawodnik pracuje z psychologiem to oznacza, że ma jeszcze potencjał do odblokowania i chce być po prostu lepszy.

K.G.: Jest bardzo ważna, bo zachowanie „zimnej głowy” pomaga nam myśleć racjonalnie i przejechać wyścig ze spokojem. Musimy być dobrze przygotowani merytorycznie, znać swojego konia, inne konie i jeźdźców i mieć wizję na ten wyścig, żeby później podczas gonitwy weryfikować, czy jesteśmy w odpowiednim dla siebie miejscu. Przez to, że pracujemy ze zwierzęciem, żywym stworzeniem, to musimy pamiętać, że przekazujemy mu nasze emocje. A jego spokój będzie się przekładał na wynik, bo koń spokojny to koń, którego dobrze prowadzi się w gonitwie, który reaguje na nasze sygnały i zachowuje więcej sił na wyścig. Presję też często napędza to, że wyścigi nie są rywalizacją jeźdźców, a koni. To sukcesy trenerów, właścicieli, walka o pulę nagród i kwestie finansowe. Dodatkowo często koń biegnie w danym wyścigu tylko raz w życiu, więc z tą presją też trzeba sobie radzić. Trzeba utrzymać w spokoju siebie i konia, żeby przełożyć to na dobry wyścig.

Jak przygotowujesz się mentalnie przed startem?

M.K.: Każdy zawodnik ma taki tryb przedstartowy, który wprowadza go w dobry nastrój. Często zaczyna się to jeszcze w hotelu, od jakiejś ulubionej muzyki, która daje odpowiednie emocje. Najważniejsze jest chyba to przygotowanie tuż przed oddaniem skoku, czyli kiedy potrzebujemy się wyciszyć, włączyć wyobrażenie skoku i przygotować się w pełni do swojej próby. To co mi w ostatnim czasie pomaga, to takie skupienie się na samym sobie, zajrzenie do środka, zobaczenie jak się czuję i wyprowadzenie tej uważności na zewnątrz. Chodzi też o wyobrażenie sobie skoku i wejście w taką gotowość do niego.

K.G.: Staram się zachować spokój i dobrze przygotować do gonitw. Robię to przykładowo analizując program gonitw, poprzednie starty mojego konia i innych. Do tego dochodzi dużo innych składowych – dystans gonitwy, numer startowy konia, stan toru, zachowanie innych uczestników wyścigu. Pod to dobiera się całą taktykę. Moim nauczycielem jest pan Andrzej Szydlik. Rozmawiam z nim dzień przed gonitwami, gdzie analizujemy sobie możliwą taktykę, a wieczorem po wyścigach omawiamy ich przebieg szukamy, gdzie można było coś poprawić.

Fot. Łukasz Kowalski

Jakie jest największe wyzwanie z jakim mierzą się sportowcy w Twojej dyscyplinie?

M.K.: Dla każdego zawodnika wyzwaniem będzie co innego. Dla niektórych chociażby utrzymanie wagi jest dużym problemem, dla mnie osobiście tak nie jest. Wydaje mi się, że na przestrzeni kariery to też jest zmienne. W tej chwili, biorąc pod uwagę, że mam żonę i dziecko jest to pogodzenie życia rodzinnego, roli ojca i męża, z treningami, wyjazdami, zawodami. To jest największym wyzwaniem.

K.G.: Codziennie pracujemy ze zwierzętami. Od poniedziałku do soboty porankami bierzemy udział w treningach koni. Później popołudniami mamy czas dla siebie, więc wtedy pracujemy nad własną kondycją. W weekendy są wyścigi, gdzie wszystko się spełnia, widzimy wtedy, czy nasza praca przynosi efekty. Trudem dżokeja jest to, żeby wszystkie te składowe problemy udźwignąć – przygotowanie taktyczne, presję, utrzymanie wagi, przygotowanie własnej kondycji.

Zarówno w wyścigach, jak i skokach narciarskich ważne jest utrzymywanie odpowiedniej wagi. Jak wpływa to na Twoje codzienne życie? Pilnowanie wagi wymaga wielu poświęceń?

M.K.: Współpracujemy z panią dietetyk, która jest zatrudniona w Polskim Związku Narciarskim. Jeżeli ktoś ma jakieś problemy, to w każdej chwili może się do niej zwrócić, żeby otrzymać pomoc. U mnie to wygląda tak, że codziennie wstaję rano i się ważę. Jeżeli widzę, że waga zaczyna rosnąć, to włącza się ta przysłowiowa czerwona lampka i wiem, że trzeba ograniczyć jakieś ciasteczko czy deser i wszystko szybko wraca do normy. Najważniejsza jest kontrola, żeby nie dopuścić do tego, że waga nagle skoczy i potem trzeba drastycznie zmniejszyć kaloryczność posiłków czy wprowadzić jakąś dietę, żeby tę wagę zbijać. Jestem zwolennikiem tego, żeby wagę utrzymywać na stabilnym poziomie. Wtedy raz na jakiś czas można sobie pozwolić, żeby diety nie pilnować, wyjść ze znajomymi do restauracji i zjeść pizzę czy hamburgera i nie mieć wyrzutów sumienia.

K.G.: Istotny jest okres wiosenny, kiedy po przerwie zimowej musimy się przygotować do sezonu. To ważny moment, żeby wejść w sezon w odpowiedniej kondycji i zdrowiu, by później w miarę możliwości utrzymywać tę dobrą kondycję. Później w sezonie jest trudniej o treningi. Dochodzi wtedy ograniczony czas, zmęczenie, więc trzeba się starać utrzymać tę wagę i formę właśnie przez odpowiednią dietę. Żeby nie było zaburzeń spowodowanych przez przejedzenia czy głodzenie

się. To istotne, żeby ten poziom odżywiania był równy, chociaż wiadomo, że zdarza się, że przed weekendem trzeba trochę „przykręcić śrubę” i ograniczyć jedzenie, czy nawet dołożyć jakieś wypacanie się poprzez bieganie czy saunę. Ale jeżeli nie robimy tego w drastyczny sposób przed weekendem, to nawet powiem szczerze, czasem mi to pomaga.

Jaką radą podzieliłbyś się z kimś kto stawia pierwsze kroki w tym sporcie?

M.K.: Po prostu się nie poddawać. W każdym sporcie, również w skokach, są lepsze i gorsze momenty, wzloty i upadki. Szczególnie na początku drogi, będąc dzieckiem, ważne jest, by traktować tę drogę jako przygodę, bo na samym początku to jeszcze nie jest kariera. Trzeba mieć z tego radość, bawić się tym i traktować to jako proces. Ale przy tym być ambitnym, ciężko pracować i konsekwentnie robić swoje.

K.G.: Na samym początku ważna jest sprawność fizyczna. W im lepszej formie fizycznej będziemy, tym łatwiej będzie nam wchodzić na wyższe poziomy jeździectwa. Konie wyścigowe nie są łatwe do jazdy, tak samo jak styl jazdy też jest wymagający, ale jeśli jesteśmy w dobrej kondycji i mamy dużo siły to będzie nam łatwiej. Na początku trudne jest też to, że młodym jeźdźcom nie jest łatwo się przebić, bo właściciele wolą postawić na doświadczonego dżokeja. Ale trzeba nieustannie dążyć do swoich celów, nie poddawać się i dawać z siebie jak najwięcej. Mieć na uwadze to, że aby być od kogoś lepszym, musisz zrobić od niego jeszcze więcej, więc stojąc w miejscu nie prześcigniesz nikogo.

fot. Tadeusz Mieczyński

PIĄTKA KANATU

NAJLEPSZE AMAZONKI WOMEN POWER SERIES

Women Power Series to wyjątkowa seria gonitw tylko dla amazonek, która organizowana jest na Torze Służewiec od 2020 roku. A to oznacza, że w tym sezonie zakończyła się piąta odsłona cyklu. Nie mogliśmy więc przepuścić okazji, aby w ramach Piątki KANAT-u przedstawić naszym Czytelnikom dotychczasowe zwyciężczynie.

Wyścigi konne to doskonała przestrzeń dla ambitnych dziewczyn, aby realizować swoje marzenia. Obecnie wśród jeźdźców, biorących udział w gonitwach, zdecydowaną większość stanowią mężczyźni. Cykl Women Power Series ma na celu promocję kobiet i jednocześnie znakomitych jeźdźców, które mają odwagę zmierzyć się z tą trudną dyscypliną. Women Power Series to cykl bardzo zróżnicowany. Zawodniczki biorą udział w serii wyścigów na różnych dystansach, a najlepsza z nich zostaje nagrodzona podczas Gali Zakończenia Sezonu.

2020 r. – Daria Pantchev

Daria Pantchev pochodzi z wyścigowej rodziny. Jej ojciec, Rumen Pantchev, był znakomitym dżokejem, który wygrał m.in. Derby i Wielką Warszawską.

Już w swojej pierwszej gonitwie w życiu odniosła zwycięstwo (na arabie Pustynny Zmrok w 2009 r.). Szczególnie udany był dla niej rok 2020, w którym wygrała 16 razy. Wtedy też odniosła swoje pierwsze zwycięstwo w nowo powstałym cyklu Women Power Series.

2021 r. – Joanna Wyrzyk

Najbardziej utytułowana spośród aktywnych amazonek. Pierwsza kobieta, która wygrała gonitwę Derby na Torze Służewiec (tego historycznego wyczynu dokonała w 2021 r. na trenowanym przez swojego ojca, Adama Wyrzyka, ogierze Guitar Man). Wcześniej na klaczy Inter Royal Lady triumfowała także w Oaks i kilku innych pozagrupowych gonitwach. W cyklu Women Power Series okazała się najlepsza w sezonie 2021.

2022 r. – Daria Pantchev

Drugie zwycięstwo w Women Power Series

Daria Pantchev odniosła w 2022 r. W wywiadzie, którego udzieliła w poprzednim numerze KANAT-u, tak mówiła o tym cyklu: „Women Power Series daje kobietom ogromne możliwości i pozwala im się wykazać. Mamy szansę pokazać, że jesteśmy odważne i możemy osiągnąć wszystko. Kochamy to, co robimy, a ściganie się między sobą daje nam olbrzymią radość.”

2023 r. – Oliwia Szarłat

Oliwia Szarłat rozpoczęła karierę jeździecką w 2018 roku. Dwa lata z rzędu, w 2020 i 2021 r., triumfowała w Czempionacie Młodych Jeźdźców (cykl gonitw uczniowskich). Rok 2021 zakończyła z dorobkiem dziewięciu wygranych i tytułem starszej uczennicy. Rozwój jej kariery na pewien czas spowolniły perypetie zdrowotne, ale już w sezonie 2023 powróciła w dobrym stylu. Wygrała siedem gonitw i zajęła pierwsze miejsce w cyklu Women Power Series. Sukces zapewniła sobie jeszcze przed ostatnim etapem serii.

2024 r. – Angelika Burakiewicz

Przed rozpoczęciem tegorocznego sezonu wyścigowego, Angelika Burakiewicz nie miała jeszcze na swoim koncie żadnego zwycięstwa. Sezon 2024 okazał się dla niej jednak bardzo udany. Karierę rozpoczęła w ubiegłym roku, a 2024 kończy już jako zwyciężczyni piątej edycji cyklu Women Power Series. Wywiad z tą znakomitą amazonką znajdziecie w tym numerze KANAT-u

5

SEZON 2024

BYŁ JEDNYM Z NAJLEPSZYCH, JAKIE MIELIŚMY DO TEJ PORY

DLA MARIANA ZIBURSKE , WŁAŚCICIELA FIRMY WESTMINSTER, TEGOROCZNY

SEZON WYŚCIGOWY BYŁ NIEZWYKLE UDANY. JEGO KONIE ODNOSIŁY

SUKCESY ZARÓWNO W POLSCE (ZNAKOMITY KANESHYA WYGRAŁ WIELKĄ WARSZAWSKĄ), JAK I NA ZAGRANICZNYCH TORACH.

ROZMAWIA : JĘDRZEJ PUZYŃSKI

Wywiad musimy zacząć oczywiście od Wielkiej Warszawskiej. 6 października na Torze

Służewiec w tej prestiżowej gonitwie zwyciężył Kaneshya pod Adriem de Vriesem. Podczas naszej ostatniej rozmowy do KANAT-u

wspominał Pan, że jest to koń, który biega teraz głównie na dystansach od 2600 do 3000 metrów i tym samym idealnie pasuje do tego wyścigu. Potwierdzeniem tych słów był jego znakomity finisz. Wiemy, że mocno wierzył

Fot. Łukasz Kowalski

Pan w zwycięstwo Kaneshyi, ale czy mimo wszystko przebieg tej gonitwy był dla Pana zaskoczeniem?

Mocno wierzyliśmy w Kaneshyę i mieliśmy nadzieję na to zwycięstwo , choć nie byliśmy oczywiście pewni tego, jak zniesie podróż. W trakcie samego wyścigu również mogą wydarzyć się niespodziewane sytuacje, które zaburzają rywalizację i byliśmy tego świadkiem podczas Wielkiej Warszawskiej, kiedy pechowo dżokej spadł z The Clash-a. Kaneshya został przez to nieco zablokowany, choć nie tak bardzo jak Bremen, tempo wyścigu spadło też znacznie poniżej oczekiwań. Jednak bardzo dobry koń w parze z bardzo dobrym dżokejem obronili się w tej sytuacji. Kaneshya był świetnie przygotowany i ta wygrana sprawiła nam wielką radość.

Jakie są Pana dalsze plany dotyczące rozwoju kariery Kaneshyi?

Po wygranej w Wielkiej Warszawskiej Kaneshya otrzymał dodatkowe 1,5 kg wagi, co utrudniłoby mu kolejne zwycięstwa w gonitwach najwyższej klasy. Z tak wysoką wagą nie może zostać w handikapach, poza tym kończy już piąty rok życia. Wygrał dla nas w tym sezonie 160 000 Euro, wraz z premiami. Dlatego uznaliśmy, że to najlepszy moment, żeby wdrożyć dla niego dobrą strategię wyjścia, czyli z zyskiem. Jego historia miała wymarzony przebieg, kupiliśmy go stosunkowo tanio, ścigaliśmy z sukcesami, a na koniec, sprzedaliśmy za bardzo dobre pieniądze.

3 października Westminster Moon zajął drugie miejsce w G3 w Berlinie. Z kolei kilka dni po Wielkiej Warszawskiej, sukces odniósł inny Pański koń. Znany z występów na Torze Służewiec Sir Siljan, zwyciężył we Francji pod Tonym Picconem w Compiegne w Prix du Vermandois. Październik był chyba znakomitym miesiącem dla stajni Westminster Race Horses?

Cały ten sezon był dla nas wybitnie dobry. Powiedziałbym, że był jednym z najlepszych, jakie mieliśmy do tej pory. Westminster Moon był pierwszym naszym koniem, który zajął płatne miejsce w gonitwie rangi G1, zdobył także, nieco pechowo, trzecie miejsce w G2

Kowalski

we Włoszech. Dostawaliśmy za niego bardzo dobre oferty i zdecydowaliśmy się go sprzedać, tak jak w przypadku Kaneshyi, z dużym zyskiem, bo za 260 000 Euro. Sir Siljan natomiast, ma nowy rating – 44, ale nadal nie jest to szczyt jego możliwości, naszym zdaniem jest o wiele, wiele lepszy. Wygrał w imponującym stylu wyścig klasy 2, później powoli przygotowywaliśmy go do klasy 1, którą wygrał równie łatwo. To jest koń, który dobrze sobie radzi na każdym podłożu i trener Henri Pantall jest pewien jego potencjału. Na pewno może być kandydatem do startu w Wielkiej Warszawskiej w przyszłym roku. Sir Siljan przyniesie nam w kolejnych sezonach dużo radości, póki co, ma zimową przerwę.

W październiku do grona trenerów współpracujących z firmą Westminster dołączył wielokrotny czempion Adam Wyrzyk. Czy ma Pan już jakieś konkretne plany lub oczekiwania dotyczące tej współpracy?

Adama Wyrzyka nie trzeba nikomu przedstawiać. Jest świetnym trenerem, osobowością, miłośnikiem koni, który podchodzi do swojej

pracy z pasją i zaangażowaniem. Mam do niego szacunek i cieszę się, startujemy z naszą współpracą. Mam nadzieję, z biegiem czasu będzie się ona rozwijać.

Czy tworzy Pan już wstępne plany, dotyczące startów Pańskich koni w sezonie 2025? Które z gwiazd stajni Westminster Race Horses będziemy mogli podziwiać w przyszłym roku na zielonej bieżni Toru Służewiec?

Jeśli chodzi o plany na gonitwy klasyczne w Polsce, jest jeszcze na nie zbyt wcześnie. Pokładam spore nadzieje w Lady Charlotte, chciałbym zobaczyć ją w polskim Derby. Świetny pierwszy start miał też Westminster Eagle, biegł w stawce koni, które startowały już trzy razy i przegrał jedynie o dwie długości, to bardzo obiecujące. Jest już zapisany do Debry w Niemczech, ale może będą to i Derby polskie. Mamy kilka perspektywicznych koni, o Sir Siljanie w Wielkiej Warszawskiej już wspomniałem, ale wszystkie te decyzje będziemy podejmowali w przyszłym sezonie.

Dziękujemy za rozmowę.

Fot.
Łukasz
Kowalski

„MOIM CELEM BYŁO

WYGRANIE JEDNEJ GONITWY”

PRZED ROZPOCZĘCIEM SEZONU WYŚCIGOWEGO 2024 ANGELIKA

BURAKIEWICZ NIE MIAŁA JESZCZE NA KONCIE ANI JEDNEJ

WYGRANEJ. KOŃCZY GO NATOMIAST Z TYTUŁEM NAJLEPSZEJ

AMAZONKI PIĄTEJ EDYCJI CYKLU WOMEN POWER SERIES. ROZMAWIA KINGA

MARCHELA.

Opowiedz proszę, jak wyglądały Twoje jeździeckie początki. Czy od razu wiedziałaś, że Twoje życie będzie związane z wyścigami, czy pojawiło się to na późniejszym etapie Twojej przygody z końmi?

Moja przygoda zaczęła się dość standardowo, bo od dziecka marzyłam o jeździe konnej. Gdy miałam 10 lat, rodzice zapisali mnie na jazdy i długo jeździłam tak rekreacyjnie, nie mając dużych ambicji sportowych. Jeździłam w rodzinnym Augustowie, gdzie później poznałam pana Pawła Wasilewskiego, który jest właścicielem koni arabskich. Jeździłam treningowo u niego na koniach, które startowały w wyścigach i z nim zaczęłam przyjeżdżać tutaj, na Tor Służewiec. Pomagałam szykować konie i prowadziłam je po padoku. I wtedy pojawiła się pierwsza myśl w stylu: „ale super byłoby zostać jeźdźcem wyścigowym”. To była jednak zupełnie niezobowiązująca myśl i nigdy bym nie pomyślała, że faktycznie to się stanie. Przełom nastąpił, gdy skończyłam liceum. Planem A były studia weterynaryjne, zdałam nawet maturę z takim wynikiem, który pozwoliłby mi dostać się na weterynarię. Ale dostałam propozycję przyjazdu na Służewiec od pana Pawła Wasilewskiego, który miał też konie w treningu u trenera Tomasza Pastuszki. Zaczęłam wtedy dużo o tym myśleć i rozmawiać z rodzicami, czy nie warto zaryzykować i przyjechać tu do pracy.

Co Twoi rodzice o tym myśleli?

Byli bardzo otwarci i nie popychali mnie w żadną stronę. Chcieli, żebym zrobiła to, co czuję, że jest dla mnie odpowiednie. I tym sposobem we

wrześniu przyjechałam na Służewiec. Najpierw zaczęłam u trenera Pastuszki, później pół roku spędziłam u trenera Macieja Jodłowskiego, gdzie też dużo się nauczyłam. W międzyczasie nastąpił gdzieś ten wyścigowy debiut i już wiedziałam, że tu zostanę. Pełno zawirowań i różnych dróg doprowadziło mnie do tego miejsca i jestem bardzo szczęśliwa, że tu jestem.

To był dla Ciebie wyjątkowy rok. Wygrałaś cykl Women Power Series i odniosłaś pierwsze zwycięstwa w karierze. Czy spodziewałaś się, że sezon 2024 będzie dla Ciebie tak udany?

Moim celem na ten sezon było po prostu wygranie jednej gonitwy, tej pierwszej. Nie pomyślałabym zupełnie, że to wszystko pójdzie w takim kierunku i ten sezon tak bardzo przerośnie moje oczekiwania. Zimą przeniosłam się do trenera Adama Wyrzyka i jestem mu ogromnie wdzięczna, bo daje mi dużo szans. Mam możliwość jeździć na dobrych koniach i osiągać dobre wyniki. Wszystkie te sukcesy w Women Power Series odniosłam właśnie na koniach ze stajni Rosłońce.

Jakie emocje towarzyszyły Ci po Twoim pierwszym sukcesie w gonitwie? Czy ten moment był dokładnie taki, jak sobie wyobrażałaś?

To były tak niesamowite emocje. Kiedy zorientowałam się, że mijam celownik jako pierwsza, od razu poleciały mi łzy szczęścia. Nie potrafiłam w ogóle opanować tych emocji, byłam wzruszona i miałam poczucie spełnienia. Zwłaszcza, że to była gonitwa WPS na koniu Cinamoon, który w ogóle nie był liczony. Nie brałam pod uwagę, że

to może być TA gonitwa, a udało nam się zaskoczyć wszystkich i wygrać. Nie zapomnę tego do końca życia.

O czym myśli się, gdy jedzie się wyścig?

Gdy zaczynałam jeździć wyścigi, nie byłam w stanie zebrać myśli i pomyśleć o czymś innym. To wynikało z ekscytacji i stresu. Teraz mam taką głowę, że potrafię nad tym zapanować i mam takie momenty, że jadę wyścig i mam w głowie

takie myśli, że „jeju, jak ja chcę to robić” i czuję, że jestem we właściwym miejscu. Cieszę się z tego, bo to też pozwala na lepsze technicznie jazdy, że potrafię z zimną krwią podejść do tego wyścigu i podejmować decyzje, które pozwolą mi osiągnąć lepszy wynik.

Istnieje takie powiedzenie, że „czasem wygrywasz, a czasem się uczysz”. Czy zgadzasz się z tym stwierdzeniem? Czy więcej uczą Cię te

fot
Monika Metza

gonitwy, w których pokonujesz wszystkich rywali, czy te, w których nie udaje Ci się tego dokonać?

Znam podobne powiedzenie, które towarzyszy mi od początku. „Żeby raz wygrać, trzeba sto razy przegrać”. Myślę, że to się sprawdza w wyścigach, bo każda jedna gonitwa jest cenna. Po każdej z nich dochodzi do mnie tyle nowych informacji, wręcz otwierają się jakieś szufladki w głowie. Myślę o tym, co mogłam zrobić lepiej, dlaczego pojechałam tak, a nie inaczej, dlaczego ktoś podjął taką decyzję i to wszystko ma znaczenie w końcowym wyniku. W naszej stajni jest taka tradycja, że raz w tygodniu całym zespołem spotykamy się z trenerem i omawiamy każdy wyścig z poprzedniego weekendu. Rozmawiamy na temat przebiegu gonitwy, taktyki, co poszło dobrze, a co możemy poprawić. To cenne informacje, które nam dużo dają. Szczególnie, że trener Wyrzyk widział już wiele wyścigów i jest jednym z najlepszych trenerów w Polsce.

Jak radzisz sobie z presją przed wyścigiem i w jego trakcie?

Mówi się, że ambitni ludzie sami na siebie nakładają presję i muszę przyznać, że dalej mam z tym problem. Może już nie taki, jak na początku, ale wyścig, zwłaszcza z doświadczonymi dżokejami, to ogromny stres i taki moment, gdzie sprawdzasz siebie. Chcesz się dobrze zaprezentować,

pokazać jak najlepiej przed trenerem i jednocześnie nie zawieść właściciela konia. To bardzo stresujący moment, ale on mija w momencie, gdy wsiadam na konia. Wtedy skupiam się tylko na nim, żeby jak najlepiej go przeprowadzić, żeby się nie denerwował. Ale przed samym wyścigiem jednak te trudne emocje występują. Dla mnie najbardziej stresujący moment jest wtedy, kiedy konie przychodzą już na prezentację na padoku i wiem, że to faktycznie się dzieje, wtedy ten stres rośnie. Ale staram się przekształcać go w taką siłę motywacyjną i czerpać z tego stresu energię, bo w końcu bardzo tego chcę.

Gdybyś mogła udzielić jednej rady młodym dziewczynom, które marzą o karierze wyścigowej, to co by to było?

Wydaje mi się, że najważniejsze jest to, czym ja się kierowałam, podejmując swoją decyzję. By po prostu skupić się na swoich marzeniach, na ich spełnianiu, i nie patrzeć na krytykę czy zdanie innych osób. Nikt za nas nie przeżyje tego życia i jeżeli faktycznie to czujesz, chcesz tego spróbować, to po prostu to zrób. Nie zwracaj uwagi na to, że ktoś powie, że Ci nie wyjdzie albo że się nie nadajesz, bo nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz.

Często jest ta krytyka? Trudno jest być dziewczyną, kobietą w świecie wyścigów?

fot Monika Metza

Dziewczynom jest trudniej, nawet ze względu na predyspozycje fizyczne. Z tego względu trenerzy częściej stawiają na chłopaków, chociaż widzę, że to się powoli zmienia. Dziewczyny też dostają coraz więcej szans, ale myślę, że wciąż warto podkreślać ich obecność. W stajniach, na treningach, 90% to właśnie one. Niekoniecznie wszystkie jeżdżą same wyścigi, ale wkładają całe serca w tę pracę, żeby konie z ich stajni mogły mieć jak najlepszą formę w dniu wyścigu.

Niejednokrotnie na torze widzieliśmy Cię na siwym koniu Gad. Jakim jest on koniem i jak to się stało, że zostałaś jego właścicielką?

Marzeniem chyba każdej dziewczyny, która jeździ konno jest posiadanie własnego konia. Wcześniej niestety nie mogłam sobie na to pozwolić, ale zawsze gdzieś to było z tyłu głowy. Gad to był koń, który został mi przydzielony na początku pracy w stajni trenera Pastuszki. Codziennie go dosiadałam, na nim miałam pierwsze starty z maszyny, więc zawsze był bliski mojemu sercu i dużo mnie nauczył. To on wprowadził mnie w świat wyścigów. W pewnym momencie poczułam, że skoro pracuję w stajni wyścigowej, jestem tam codziennie, to jest to odpowiedni moment na kupienie konia wyścigowego. Gad dostarcza mi mnóstwa radości. Nie jest wybitnym koniem, ale zawsze przeżywam jego starty. Ma pięć lat i w styczniu miną dwa lata, odkąd go mam. Dla mnie

to koń ideał, bo jest w tym wszystkim taki spokojny. Jest grzeczny i bezproblemowy, a każdy w stajni go lubi, bo jest uroczy, czuły i zawsze chętny na głaskanie. W wyścigach też jest bezproblemowy i czuję się na nim bezpiecznie i pewnie.

Niedawno na aukcji w Irlandii kupiłaś drugiego konia. Dlaczego zdecydowałaś się na jego zakup i jakie masz wobec niego plany?

Chciałabym zakończyć karierę Gada już po tym sezonie, będzie od teraz moim koniem rekreacyjnym i będę sobie na nim jeździć nie wyścigowo. Ale z racji tego, że wciągnęły mnie te emocje w roli właściciela, postanowiłam, że chciałabym to kontynuować. I kiedy pojawiła się okazja, żeby pojechać na aukcję Tattersalls w Irlandii z trenerem Wyrzykiem i wybrać konia, stwierdziłam, że z niej skorzystam. To roczny ogierek po ogierze Inns of Court, po którym jest też Zen Spirit, więc mam nadzieję, że pójdzie w te ślady. Jest dobrze zbudowany i fajnie się zapowiada. Nie wybrałam mu jeszcze oficjalnego imienia, ale wstępnie będzie nazywał się Hold My Wine.

Jakie stawiasz przed sobą cele na kolejny sezon?

Chciałabym doskonalić dalej swoją jazdę. Odnosić jak najwięcej sukcesów i satysfakcjonujących jazd i chciałabym być z sezonu na sezon lepszym jeźdźcem. Mam nadzieję, że uda mi się pobić wyniki z tego roku.

fot
Dava Palej

SEZON WYŚCIGOWY 2024

NA WROCŁAWSKICH PARTYNICACH

TRENER JOSEF VANA MŁ . I STAJNIA SCUDERIA AICHNER ZGARNIAJĄ

AUTOR: PIOTR PĘKALA

Dwie największe gonitwy z przeszkodami wrocławskiego sezonu padły łupem czeskiego trenera Josefa Vani mł. i przygotowanych przez niego koni ze stajni Scuderia Aichner – Santa Klara zwyciężyła w Wielkiej Wrocławskiej Nagrodzie Prezydenta Wrocławia, a Gap Pierji wygrał Crystal Cup. Na wrocławskim torze pobity został kolejny rekord frekwencji – średnio 7.700 widzów oglądało wyścigi podczas jednego mityngu na Partynicach.

Santa Klara, na której jechał Lukas Matusky, zwycięstwo w Wielkiej Wrocławskiej (dyst. 5000 m, pula 200.000 zł) wywalczyła w dość dramatycznych okolicznościach. Konie rozpoczęły wolnym tempem. Już na pierwszej przeszkodzie z Sophista spadła Tereza Polesna. Dalej stawkę poprowadziła Piraniya (Rostislav Bens), która około połowy dystansu uzyskała bardzo dużą przewagę. Jeździec pomylił jednak trasę i chociaż klacz dobiegła do celownika, nie została sklasyfikowana.

Przed przeszkodą wodną zatrzymany został Irreverencieux (Oleksandr Ryzhak), a po ostatnim skoku na bieżni stiplowej, przed przejazdem na płotową, z faworyzowanego Haad Rina spadł Niklas Loven. Santa Klara w połowie finiszowej prostej odparła ataki Pretty Kinga (Marek Stromsky) i Go Canada (Jakub Kocman) i wygrała niezagrożona. Półtora miesiąca później zajęła szóste miejsce w słynnej Wielkiej Pardubickiej.

Gap Pierji dosiadany przez Jana Kratochvila wystartował jako główny faworyt Crystal Cup (5500 m, 172.000 zł) i w trzecim podejściu odniósł łatwe zwycięstwo (rok temu zajął trzecie miejsce, a dwa lata wcześniej był drugi).

W pierwszej fazie gonitwy późniejszy zwycięzca galopował w środku 9-konnej stawki, której na zmianę przewodzili White Wood (Jaroslav Myska) i Beau Saonois (Rostislav Bens). W drugiej części wyścigu zaczął stopniowo przesuwać się bliżej czołówki, a po tym, jak jeździec White Wooda pomylił trasę, objął prowadzenie i zwiększając tempo, odskoczył rywalom na kilka długości i tę przewagę utrzymał do celownika. Za nim pięć koni walczyło już tylko o drugie miejsce. W końcówce sięgnął po nie, cztery i pół długości za zwycięzcą, Molly Power (Jan Odlozil). Trzeci w odstępie 1¼ dł. finiszował Irreverencieux (Oleksandr Ryzhak), pokonując na ostatnich metrach o nos Beau Saonois, za którym ze stratą trzech czwartych długości przybiegła Ironika (Daniel Vyhnalek); szósty był Pretty King (Niklas Loven), który w końcówce osłabł. Nie udało się trenerowi Josefowi Vani mł.

i stajni Scuderia Aichner wygrać trzeciej z najważniejszych gonitw wrocławskiego sezonu, płotowej Wielkiej Partynickiej Nagrody Unico Logistics (4200 m, 100.000 zł). Ich koń, faworyzowany Piton Des Neiges (Lukas Matusky), prowadził od startu do wyjścia na końcową prostą, ale później dał się wyprzedzić Nairobi Boyowi (dż. Jaroslav Myska, tr Eva Ewa Zahorova, stajnia Syndikat V3J), który pewnie zwyciężył, a także Ambrosiusowi (Marek Stromsky).

Dwie pozostałe gonitwy „partynickiej piątki” również wygrały konie z Czech. W przeszkodowej Nagrodzie Marszałka Województwa Dolnośląskiego (4000 m, 60.000 zł) bezkonkurencyjna była Runa (k. dż. Rostislav Bens, tr Grzegorz W. Wróblewski, stajnia Wiesław Jakub Kartus), odnosząc czwarte zwycięstwo w sezonie 2024 na Partynicach.

Nagrodę Przewodniczącego Sejmiku Województwa Dolnośląskiego (3000 m, 50.000 zł) kończącą cykl gonitw z płotami dla trzylatków „Partynice-Służewiec” niespodziewanie, w drugim starcie w karierze, wygrała Pascala (st. u. Tereza Polesna, stajnia PF Ludmirov), przynosząc pierwsze zwycięstwo swojej trenerce Martinie Jasickovej.

Lady Jaguar nie do pokonania

Lady Jaguar trenowana przez Macieja Janikowskiego dla stajni Westminster Race Horses i dosiadana przez Bolota Kalysbeka Uulu wygrała Suempol Nagrodę Konstelacji (kat. B, 1907 m, 44.000 zł), powtarzając sukces z poprzedniego

Fot.
Agata
Władyczka

roku. Gonitwa miała trochę eksperymentalny charakter, ponieważ jeźdźcy dosiadali klaczy bez bata. Mimo to nie zabrakło emocjonującej walki do końca, a czołowa ósemka (z 10 startujących) mijała celownik w bardzo małych odstępach.

Start najlepiej przyjęła Marigold Blossom (Temur Kumarbek Uulu) i ona podyktowała tempo. Tuż za nią galopowały Lady Jaguar i Migliore Speranza (Sanzhar Abaev). Na około 200 m przed celownikiem Lady Jaguar minęła Marigold Blossom i pewnie wygrała z przewagą półtorej długości nad… Migliore Speranzą, która w samym celowniku o nos pokonała towarzyszkę ze stajni Dozbud 2.

Nie wszystkie uczestniczki gonitwy potrafiły dostosować się do nietypowej sytuacji. Główna faworytka Miss Dynamite (Szczepan Mazur) od początku ciężko galopowała, zamykając stawkę. Później nie potrafiła na tyle przyspieszyć, żeby włączyć się do rozgrywki i zajęła ostatnie miejsce z dużą stratą do walczącej o zwycięstwo czołowej ósemki.

Dwudziestolecie kłusaków

Ważnym wydarzeniem sezonu 2024 na Partynicach był jubileusz kłusaków. Dwadzieścia lat temu, 10 października 2004 roku, właśnie na wrocławskim torze wystartowała pierwsza oficjalna gonitwa kłusaków w Polsce. Zwyciężyła wówczas 6-letnia Kora Plaisir trenowana przez Petera Simoniego, Duńczyka mieszkającego w Polsce, a powożona przez Lesława Łukawskiego.

Dla uczczenia tej historycznej daty podczas Dnia Województwa Dolnośląskiego rozegrana została Nagroda 20-lecia wyścigów kłusaków w Polsce (2200 m, 21.000 zł), którą niespodziewanie wygrał Je T’Aime Meinhart powożony przez swojego trenera Huberta Bagińskiego. Właścicielem „jubileuszowego” zwycięzcy jest wielokrotny mistrz świata w karate Marek Kiełbasa.

W rozegranej tego samego dnia najważniejszej gonitwie sezonu kłusaczego, Nagrodzie Cheval Francais (2600 m, 21.000 zł), bezapelacyjnym zwycięstwem swoją pozycję najlepszego kłusaka w Polsce ostatnich lat potwierdził Factoriel trenowany przez Annę Frątczak-Salivonchyk i powożony przez Tarasa Salivonchyka, którzy są też jego właścicielami.

Widzowie po raz kolejny pobili rekord

Wrocławskie wyścigi konne w sezonie 2024 jak zwykle cieszyły się ogromnym zainteresowaniem publiczności. Kolejny raz poprawiony został rekord liczby widzów podczas dnia wyścigowego – średnio gonitwy na Partynicach w trakcie jednego mityngu oglądało 7.700 osób, o 300 więcej niż w poprzednim roku, który także był pod tym względem rekordowy. W całym sezonie frekwencja wyniosła 84.000 widzów w ciągu 11 dni wyścigowych. Warto jednak dodać, że z 12 zaplanowanych mityngów jeden nie doszedł do skutku –musiał zostać odwołany z uwagi na zagrożenie powodziowe.

Fot.
Agata
Władyczka

PODĄŻAM SPOKOJNIE

WŁASNĄ WYŚCIGOWĄ ŚCIEŻKĄ

Minęło dziesięć lat od czasu, gdy zapragnąłeś zostać jeźdźcem wyścigowym. Jakie miałeś wcześniej doświadczenia z jazdą konną? Czy decydujący wpływ miały niezwykłe sukcesy starszego o dwa lata brata Szczepana, który w roku 2012, mając niespełna 17 lat, został najmłodszym w historii Służewca zwycięzcą prestiżowych wyścigów najpierw Nagrody Rulera, a następnie Derby?

W gospodarstwie naszych rodziców w Księginicach na Dolnym Śląsku (50 km od Wrocławia), od kiedy pamiętam były konie. Jednak z wyścigowymi, jako pierwszy kontakt miał Szczepan, który nauczył się jazdy na folblutach u trenera Dawida Mioduszewskiego, prowadzącego niedaleko od naszej miejscowości stajnię wyścigową.

Gdy zaczął już brać udział w wyścigach w 2011 roku we Wrocławiu i na Służewcu, wpadł w oko trenerowi Adamowi Wyrzykowi, który zaproponował mu pracę w ośrodku treningowym w Podbieli pod Warszawą. Już w następnym sezonie zaczął go sadzać na swoje najlepsze konie. Szczepan rewelacyjnie wykorzystał tę szansę i tak się rozpoczęła jego piękna kariera. Na mnie nie robiła ona początkowo większego wrażenia. Dopiero, gdy Szczepan z okazji moich 16 urodzin podarował mi wyleczonego z kontuzji konia Apexa i lekkie wyścigowe siodło, pomyślałem, że może i ja bym spróbował. Ojciec się zgodził, więc mając 17 lat, rozpocząłem nowy, przez pierwsze lata mało efektowny, etap mojego życia. Ale szybko sobie uzmysłowiłem, że praca z końmi i branie udziału w gonitwach sprawia mi po prostu przyjemność, więc cierpliwie, pomału, zdobywałem kolejne jeździeckie stopnie.

Jak przebiegała Twoja dotychczasowa kariera?

Pierwsze nauki również pobierałem u trenera Mioduszewskiego, a w 2014 roku za namową mojego kolegi Dawida Tomiczka trafiłem do stajni Tadeusza Dębowskiego na Partynicach. Wziąłem wtedy udział w kilkunastu gonitwach i dwukrotnie byłem trzeci. W kolejnym sezonie wygrałem już trzy razy i dwa razy byłem drugi. Następne lata nie przyniosły większych postępów, jeśli chodzi o wygrywanie. Dopiero w 2018 roku, gdy dzięki trenerowi Markowi Borucie, który zapewnił mi mieszkanie, przeniosłem się do Warszawy, miałem już 123 dosiady i wygrałem 11 razy. Jednak tak na dobre moja kariera się zaczęła, gdy w następnym roku pracę wraz darmowym mieszkaniem zapewnił mi trener Maciej Kacprzyk. Wtedy wygrałem 16 gonitw i 19 razy byłem drugi w 155 startach. Najlepszy z dotychczasowych sezonów miałem w stajni trenera Kacprzyka w 2020 roku – 36 zwycięstw i 34 drugie miejsca w 252 startach. Zająłem wtedy trzecie miejsce w czempionacie. W kolejnych osiągałem odpowiednio wyniki: 25-35-201; 21-29-229; 26-25-195. Setną gonitwę wygrałem i uzyskałem stopień dżokeja 1 maja 2022 roku, na klaczy By my Girl trenera Łukasza Sucha. W sezonie 2024 zająłem ósme miejsce w czempionacie z dorobkiem 22 wygranych w 161 startach.

Od trzech lat jestem w związku partnerskim z trenerką Claudią Pawlak, u której od ubiegłego roku pracuję jako dżokej. Stanowimy rodzinę, bo w maju tego roku urodziła się nam córeczka Enola. Już nie ścigam się tylko dla siebie!

Jak reagujesz na częste zapewne pytania o wychodzeniu z cienia sławnego brata, między innymi czterokrotnego już triumfatora Derby i dwukrotnego zwycięzcy Wielkiej Warszawskiej na Służewcu, odnoszącego w ostatnich latach sukcesy także w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Katarze? Czy takie pytania Cię irytują?

Skądże! Od początku błyskotliwej kariery Szczepana mu kibicowałem i kibicuję nadal. Cieszę się, że już tak dużo osiągnął nie tylko w Polsce, ale także w rywalizacji międzynarodowej. Jednak choć przez kilka miesięcy dość często także bezpośrednio rywalizujemy w gonitwach, głównie na Służewcu, nie odczuwam żadnego ciśnienia, żeby koniecznie próbować mu dorównać, bo jest to po prostu z wielu względów niemożliwe, o czym dobrze wie każdy bywalec wyścigów. Mogę z nim wygrywać, i to już nieraz się zdarzyło, kiedy dosiadamy koni podobnej klasy. Ale w najważniejszych gonitwach, przede wszystkim dla koni pełnej krwi angielskiej, w Derby czy Wielkiej Warszawskiej, on zawsze będzie jechał z racji swej pozycji na jednym z faworytów, a ja jeśli w ogóle dostanę dosiad, to na jakimś mniej liczonym koniu. Musiałbym jechać na bardzo dobrym koniu ze stajni prowadzonej przez Claudię, a na takiego być może trzeba będzie jeszcze kilka lat poczekać. Na najlepsze konie zapisywani są często dżokeje zagraniczni. Dotychczas jechałem w Derby trzykrotnie: dwa lata temu byłem na Maggiore 16., w ubiegłym roku na The Clashu 6. i w minionym sezonie na klaczy Crystal Wine 12. Nie czuję z tego powodu żadnego dyskomfortu i czekam na kolejne szanse. Spokojnie podążam własną wyścigową ścieżką i staram się uzyskiwać jak najlepsze wyniki w każdej gonitwie!

KONRAD MAZUR ma 27 lat. Jest jednym z najwyższych jeźdźców startujących w Polsce (mierzy 171 cm). Jeśli trzeba wyważa się na 56 kg. Rozpoczął karierę na torze we Wrocławiu w 2014 roku, gdy jego starszy o dwa lata brat Szczepan był już obok Piotra Piątkowskiego najlepszym polskim dżokejem. Pierwszą gonitwę wygrał na Partynicach na ogierze Trim ze stajni Tadeusza Dębowskiego w drugiej połowie 2015 roku, setną, uzyskując tytuł dżokeja, na By my Girl trenera Łukasza Sucha 1 maja 2022 r. na Służewcu. Obecnie ma na koncie 168 wygranych gonitw.

Fot. Monika Metza
Z córeczką Enolą na padoku po Arabskich Derby.

Pierwsze zwycięskie Derby Konrada Mazura. Onyks wygrał pod nim Derby sam jeden z miejsca do miejsca.

I to Ci się w dużej mierze w sezonie 2024 udało. Wygrałeś po raz pierwszy Arabskie Derby (kat. A) na liczonym dopiero w dziewiątej kolejności

Onyksie oraz także prestiżową Nagrodę Mlechy, Gazelli i Sahary (Oaks kat. A) dla klaczy arabskich na Cechini, która miała piąte notowania. Ponadto zwyciężyłeś również w gonitwie o Nagrodę Figaro (kat. B) na Sarieeh Alfalah, która okazała się lepsza od bitego faworyta Oceana Al Maury. Czy jazda na arabach bardziej Ci odpowiada niż na folblutach?

Powiem żartobliwie: tak krawiec kraje, jak mu materiału staje. Nie miałem do tej pory zbyt często okazji dosiadania dobrych „anglików” (wygrałem dotychczas trzy pozagrupowe gonitwy: Memoriał Fryderyka Jurjewicza w 2023 r. na trenowanym przez Krzysztofa Ziemiańskiego Timemasterze, oraz dla dwulatków nagrody Skarba i Efforty w 2020 r. na klaczy Lagherta Rhyme ze stajni Macieja Kacprzyka). Natomiast rzeczywiście zdobyłem dużo większe doświadczenie i odniosłem znaczące sukcesy w jeździe na arabach. Główną siłą stajni pana Maćka były właśnie konie czystej krwi. W 2020 roku wygrałem na klaczy Amwaj Al Khalediah nagrody kategorii A: Michałowa i Porównawczą. Jeśli chodzi o tegoroczne sukcesy na arabach, to pierwsze dwa z wymienionych wyżej zwycięstw odniosłem na koniach innych trenerów, Andrzeja Urbanowskiego i Pawła Talarka,

natomiast trzecie na arabce z naszej niewielkiej stajni (20 boksów), w której Claudia zajmuje się sprawami organizacyjnymi, kontaktami z właścicielami i treningiem koni, a ja jestem przede wszystkim jeźdźcem. Trenerem, jak na razie, być nie zamierzam, choć gdy zostałem szczęśliwym ojcem, przez jakiś czas zastępowałem Claudię w jej obowiązkach. Uważam, że bardzo dobrze radzi sobie Claudia w roli trenerki, choć ma dopiero trzyletnie doświadczenie. Z 16 wygranymi zajęła 12. miejsce w czempionacie, a przecież z jej stajni brało udział w wyścigach tylko kilkanaście koni.

Przy okazji chcę podziękować trenerowi Urbanowskiemu, że obdarzył mnie dużym zaufaniem, zapisując w Derby na Onyksa, którego zwycięstwa mało kto się spodziewał. Wielu sądziło, że będzie on liderem drugiego konia trenera Urbanowskiego, Maximusa. Tymczasem zgodnie z dyspozycją trenera, podyktowałem dość mocne, w miarę równe tempo w dystansie i na prostej finiszujące konie nawet nie zdołały Onyksowi powąchać ogona, który wysyłany wygrał o cztery długości. Natomiast to, że w Oaks pojechałem na Cechini, było dziełem przypadku. Miał na niej jechać Szczepan, ale w dniu rozgrywania tej gonitwy źle się poczuł i w ogóle nie brał udziału w wyścigach. Trener Talarek mógł postawić na kogoś innego, ale wybrał mnie. Powiedział mi tylko przed biegiem, żebym jechał

Fot. Monika Metza

blisko z przodu. Tak zrobiłem i Cechini wyraźnie pokonała faworyzowaną Formułę MS o 1,5 długości. Te niespodziewane sukcesy podniosły mnie na duchu. Udowodniłem, że warto na mnie stawiać także w ważnych gonitwach!

Jeśli już jesteśmy przy koniach czystej krwi, to powiedz dlaczego duńskiej hodowli oraz własności Lindalhs Anakin, który w ubiegłym roku był niekwestionowanym liderem rocznika trzylatków (wygrałeś na nim nagrody: Europejczyka (kat. B) i Białki (kat. A) z dużą przewagą, w tym sezonie zdołał zwyciężyć tylko w Memoriale Bogdana Ziemiańskiego (I gr. 1800 m), natomiast w gonitwach pozagrupowych nie zajmował czołowych miejsc?

Być może dlatego, że dopiero wiosną wrócił z Danii od właścicielki do treningu na Torze Służewiec. W każdym razie nie udało nam się doprowadzić go do takiej wysokiej formy, jaką błyszczał w drugiej połowie poprzedniego sezonu. Również ośmioletni Lindahl’s Avatar, który w sezonie 2023 wygrał trzy gonitwy, musiał się ścigać w tym roku w mocnych stawkach. Udało mu się zwyciężyć tylko w czerwcu w biegu o Nagrodę Al. Ghazi (1400 m, I gr.). Wspomniana już Sarieeh Alfalach wygrała przed Nagrodą Figaro wyścig II grupy. Dobrze też w gonitwach niższych grup spisywała się Shandharah Alfalach. Zwyciężyła dwukrotnie i tyleż

Końcowe metry gonitwy o Nagrodę Gazelli, Mlechy i Sahary (Oaks). W środku Cechini.

razy była druga. Spore nadzieje wiązaliśmy z Claudią z trzyletnią Lilą des Vialettes, która w debiucie wygrała, a następnie była druga w biegu o Nagrodę Piechura (I gr. – Wathba Stallions Cup 2000 m). Jednak trzeci występ miała nieoczekiwanie trochę słabszy, ale straciła tylko kilka długości do bardzo dobrych rywalek. Jedną gonitwę specjalną pod patronatem KOWR wygrała Pestka.

Pomówmy o folblutach z Waszej stajni. Zdecydowanie wyróżniła się w minionym sezonie irlandzka klacz Don’t Cray, własności Zuzanny Król, Filipa Krupy i Claudii Pawlak. Wygrała aż cztery gonitwy, w tym Nagrodę Dżudo (I gr., 1400 m). Czy będzie biegać także w przyszłym sezonie?

O tym zadecydują współwłaściciele, ale mam nadzieję, że tak, bo to bardzo dzielna klacz. Dobrze też spisywał się czteroletni Nunek, który wygrał trzy gonitwy. Dużo satysfakcji Claudii i mnie sprawiła również dwuletnia Tokala. W debiucie była trzecia, ale w drugim starcie odniosła błyskotliwe zwycięstwo. Może ona w przyszłym roku odegra jakąś ważną rolę w rywalizacji derbowego rocznika?

Tego, a także innych sukcesów Pani trener i Tobie serdecznie życzę i dziękuję bardzo za rozmowę.

Fot. Mateusz Błaszczak

WYŚCIGI WYMAGAJĄ WIĘKSZEGO WYSIŁKU

NIŻ SKOKI PRZEZ PRZESZKODY

MŚCIWOJ KIECOŃ TO WIELOKROTNY REPREZENTANT POLSKI NA ARENIE

MIĘDZYNARODOWEJ I DWUKROTNY MISTRZ NASZEGO KRAJU W SKOKACH PRZEZ PRZESZKODY. Z ZAWODNIKIEM, KTÓRY TRZYKROTNIE PODCZAS ZAWODÓW WARSAW JUMPING BRAŁ UDZIAŁ W GONITWIE POKAZOWEJ, ROZMAWIA KINGA MARCHELA.

Podczas trzech edycji Warsaw Jumping na Torze Służewiec startowałeś w tzw. gonitwie pokazowej. Miałeś wtedy możliwość wsiąść na wyścigowego konia i spróbować swoich sił na zielonej bieżni. Jak wspominasz to doświadczenie?

To niesamowita adrenalina i zastrzyk pozytywnych emocji. Pierwszy raz tak mi się spodobał, że chciałem wracać na bieżnię za każdym razem, gdy byłem na Warsaw Jumping. To zupełnie inne odczucia niż te, z którymi mam na co dzień do czynienia w skokach przez przeszkody.

Co było dla Ciebie najbardziej wymagające przed gonitwą i w jej trakcie? Czy całe to doświadczenie było trudniejsze niż się spodziewałeś?

Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale było to jednak mniej straszne niż wyglądało z boku. Pierwszy stres związany był z wjazdem do maszyny startowej, bo jest tam bardzo wąsko. Nie jesteśmy też przyzwyczajeni do jeżdżenia w aż tak krótkich strzemionach, a i tak mieliśmy dłuższe od tych, w których na co dzień jeżdżą dżokeje. Sama gonitwa nie była już tak stresu-

fot.
Dava
Palej

jąca. Inaczej trzyma się wodze, a najtrudniejsze było chyba posyłanie konia. Staraliśmy się robić wszystko, żeby ten koń galopował szybciej, ale nie jest to takie proste.

O czym myślałeś przed samym startem?

O tym, żebym nie został w maszynie, gdy otworzą się jej drzwiczki.

A podczas samego wyścigu? Co działo się w Twojej głowie?

Myślisz o tym, żeby nie dać się wyprzedzić. W trakcie jazdy niewiele widzisz po bokach, więc koncentrujesz się na tym, żeby „pchać” konia do przodu. Myślisz o tym, żeby być pierwszym. Każdy z nas, skoczków, którzy jechali ten wyścig, o tym myślał. Jesteśmy sportowcami, więc każdy, nieważne co robi, chce być we wszystkim dobry. Nawet jeżeli jest to zabawa, gonitwa pokazowa, to chcesz wygrać.

Czy zauważyłeś jakieś podobieństwa między końmi skokowymi a wyścigowymi pod względem ich temperamentu i zachowania? Czy czułeś, że koń wyścigowy wymaga innego podejścia od jeźdźca?

Kiedy wsiedliśmy na konie wyścigowe to były one grzeczne, przynajmniej te, które dostaliśmy. Były spokojne i wiedziały, co mają robić. Dopiero kiedy wchodziły do maszyny startowej, obudził się w nich ten zew zwycięzcy i chciały galopować jak najszybciej, by dobiec do mety na czele. Podobnie jest z końmi skokowymi. Kiedy są w domu to są znacznie spokojniejsze. Na parkurze cał-

kowicie się zmieniają, bo wiedzą wtedy, że mają zadanie do zrealizowania i bardzo się starają.

Czy jest coś, czego nauczyłeś się podczas gonitwy, co możesz wykorzystać w swojej dyscyplinie, na przykład w kwestii techniki jazdy lub podejścia do treningu?

Trudno mi to ocenić, bo jednak mimo wszystko te konie są różne i różny jest styl jazdy. Myślę, że lekcja, jaką mogę wyciągnąć z tego doświadczenia to, by dbać bardziej o swoją kondycję. Wyścigi wymagają o wiele większego wysiłku niż skoki przez przeszkody.

Czy uczestnictwo w gonitwie pokazowej miało wpływ na Twój sposób myślenia o świecie wyścigów i pracy, jaką wykonują jeźdźcy wyścigowi?

Wizyta na Torze Służewiec podczas Warsaw Jumping to był pierwszy raz, kiedy miałem styczność z wyścigami. Przedtem wydawało mi się, że po prostu siadasz, jedziesz i to wszystko. A tutaj jednak, tak jak przy skokach, wszystko ma znaczenie. I podłoże, i tor po którym jedziesz i taktyka. Jest to bardziej wymagające niż się wydaje z boku. Szczególnie to dbanie o kondycję. My mieliśmy do pokonania tylko krótki odcinek, bodajże 600 metrów, a ja czułem się jakbym sam przebiegł dobre 10 kilometrów. Potem te mięśnie, nieprzyzwyczajone do takiej pracy, były zwiotczałe przez kilka godzin i wypompowane z energii. Duży szacunek dla dżokejów, za to, że muszą tak dbać o swoją fizyczność, kondycję i wagę.

Kowalski

CO TO BYŁ ZA SEZON!

Sezon wyścigowy 2024 na warszawskim Torze Służewiec był pełen nie tylko sportowych emocji, ale także elegancji i stylu, które przyciągnęły zarówno miłośników wyścigów, jak i mody. W organizowanych przez Damosferę konkursach na najpiękniejszą stylizację w kapeluszu rywalizowali dorośli, młodzież i dzieci. Świadomość estetyki wyścigowej w Polsce rośnie z roku na rok.

fot. Weronika Gwardys

Strefa eleganckiej mody wyścigowej i konkursy kapeluszowe

W zakończonym sezonie, Strefa eleganckiej mody wyścigowej i konkursy na najpiękniejszą stylizację w kapeluszu cieszyły się ogromnym powodzeniem. Podczas najważniejszych dni wyścigowych, przyciągnęły one licznych amatorów mody, stylu i elegancji. Głównym celem Strefy było inspirowanie odwiedzających pod kątem stylizacji na cały dalszy sezon oraz zachęcanie ich do udziału w konkursach. Strefa cieszyła się też dużym zainteresowaniem wystawców, którzy prezentowali ekskluzywne kolekcje, inspirowane stylem brytyjskich wyścigów. Rywalizacja w konkursach była naprawdę ostra, a uczestników zachęcały do udziału zarówno szansa stanięcia na podium, jak i możliwość wygrania wspaniałych prezentów. Zwycięskie kreacje wyróżniał wysoki poziom oryginalności, elegancji i zgodność z najnowszymi trendami wyścigowymi. Nagrodzone stylizacje łączyły klasyczną elegancję z nowoczesnym podejściem, wprowadzając śmiałe kolory i innowacyjne kształty kapeluszy i fascynatorów, które nadawały całości wyjątkowego charakteru. W tym roku możemy mówić o rekordowej liczbie uczestników walczących o podium!

KATARZYNA KRAUSS

Jury - eksperci z pasją

Jury konkursów składało się z ekspertów mody, stylistów i projektantów, którzy oceniając stylizacje, zwracali uwagę na kilka kluczowych elementów. Najważniejsza była harmonia między kapeluszem i fascynatorem a całością kreacji. Kluczowym elementem było także odpowiednie dopasowanie stylizacji do charakteru wyścigów. Oceniający przywiązywali wagę do autentyczności stylu, a także do pomysłowości i umiejętności nadania tradycyjnym elementom nowoczesnego akcentu. Podkreślali, że ważna dla nich jest inspiracja, a nie przebieranie się. Wśród członków jury znaleźli się Rafał Grabias, Mika Urbaniak, Irena Kamińska – Radomska, Kasia Paskuda, czy Marta Wieliczko.

Nadchodzący sezon 2025 i trendy w modzie wyścigowej

Obecny sezon dopiero się zakończył, ale już intensywnie myślimy o kolejnym. Moda wyścigowa w 2025 roku będzie koncentrować się na harmonii klasyki i nowoczesności. Warto postawić na odważne kolory, jak butelkowa zieleń, granat oraz burgund, które będą dominować zarówno w odzieży, jak i w dodatkach. Chętnie będziemy sięgać także po pastele. Modystki postawią na bardziej abstrakcyjne, geometryczne formy, które łączyć będą nowoczesność z klasyką.

My już nie możemy się doczekać kolejnego sezonu na Torze Służewiec! Do zobaczenia!

fot.
Dava Palej
fot. Weronika Gwardys

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.