Magazyn wyścigowy KANAT 2/2024

Page 1

SPIS TREŚCI

Przed nami 80. gonitwa o błękitną wstęgę

Dominik Nowacki 5

Galopem przez świat 6

Słownik wyścigowy: Miler 8

Rozmowa sprinterska z Sanzharem Abaevem

Rozmawia Kinga Marchela 10

Women Power Series. Siła jest kobietą 12

Fakty i ciekawostki z 79 gonitw

Derby na Torze Służewiec

Jan Zabieglik 20

Piątka KANAT-u 24

Eksperckim okiem

Witold Sudoł i Michał Kurach 26

Marin le Cour Grandmaison: na wyścigach pracują ludzie z pasją

Rozmawia Jędrzej Puzyński 28

Dawka wolności dla koni wyścigowych na Partynicach

Jerzy Sawka 32

Andrzej Walicki: Mogę być dumny ze swych osiągnięć, jednak wszystko, co dobre, też się kiedyś kończy

Rozmawia Jan Zabieglik 36

Annamaria Sobierajska: Chcemy docierać do jeszcze szerszej publiczności Rozmawia Jędrzej Puzyński 42

Facynatory i kapelusze

Katarzyna Krauss 44

Dawnych wspomnień czar, czyli z pamiętnika rówieśnika

Andrzej Szydlik 46

Zespół redakcyjny: Marta Filipek, Martyna Jarząbek, Kinga Marchela, Szymon Piechowiak, Jędrzej Puzyński

Patronaty gonitw: Beata Bronowicz, tel. 519 009 525, beata.bronowicz@totalizator.pl Reklama/Strefa VIP: Marika Gajewska, tel. 571 770 852, marika.gajewska@totalizator.pl, Dagmara Kostyrka, tel. 571 770 851, dagmara.kostyrka@totalizator.pl

3
fot. Bartek Zborowski
7
25
LIPCA
SIERPNIA 6 PAŹDZIERNIKA
WIELKA WARSZAWSKA

PRZED NAMI 80. GONITWA

O BŁĘKITNĄ WSTĘGĘ

Drodzy Czytelnicy,

cieszę się, że ponownie spotykamy się z Wami na łamach Magazynu wyścigowego KANAT. Pierwsze miesiące sezonu 2024 już za nami, a wraz z nimi m.in. niezapomniana (nieco deszczowa) inauguracja sezonu oraz (tym razem już piękny i słoneczny) Women Power Day. O drugim z tych wydarzeń przypomina nam okładka tego numeru KANAT-u. Więcej na temat bojowych i silnych amazonek, uczestniczek tegorocznego cyklu Women Power Series, przeczytacie w dalszej części Magazynu.

Jak zapewne pamiętacie, rok 2024 jest dla nas szczególny. Obchodzimy 85. rocznicę otwarcia Toru Służewiec, trwa także 80. sezon wyścigowy na naszym obiekcie. Natomiast już 7 lipca, również po raz 80., najlepsze trzyletnie konie pełnej krwi angielskiej zmierzą się w biegu o błękitną wstęgę. Jubileuszowej gonitwie Westminster Derby poświęcony jest w tym numerze Magazynu wspominkowy felieton Andrzeja Szydlika, rówieśnika Toru Służewiec. Jeżeli interesuje Was np. która stadnina wyhodowała najwięcej derbistów, który koń osiągnął najlepszy czas w tej gonitwie, lub kto sprawił w niej największą niespodziankę, to te i inne ciekawostki znajdziecie w artykule Jana Zabieglika. Gorąco zachęcam też do lektury rozmów z wyścigowymi bohaterami: obszernego wywiadu z wybitnym trenerem Andrzejem Walickim i „Rozmowy sprinterskiej”

z czempionem jeźdźców sezonu 2023 i triumfatorem zeszłorocznej gonitwy Westminster Derby, Sanzharem Abaevem.

Co jeszcze czeka Was w tym numerze KANAT-u? Jerzy Sawka, dyrektor Toru Partynice, opowiada o zmianach, jakie zaszły na wrocławskim hipodromie. Fascynujący świat fascynatorów dla pań i męskich kapeluszy przedstawia w swoim felietonie Damosfera, a „Eksperckim okiem” Witolda Sudoła i Michała Kuracha przyglądamy się gonitwom pod patronatem Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Nie zabraknie też kolejnej odsłony „Piątki KANAT-u”.

W debiutującym na naszych łamach cyklu „Galopem przez świat” podsumowujemy m.in. zagraniczne sukcesy gwiazd znanych z Toru Służewiec, a w „Słowniku wyścigowym” wyjaśniamy, co oznacza słowo „Miler”.

7 lipca czeka nas wielkie święto wyścigów konnych, na które miłośnicy tego królewskiego widowiska czekają cały rok. Mam nadzieję, że Magazyn KANAT umili Wam oczekiwanie na ten wyjątkowy dzień.

Życzę miłej lektury i do zobaczenia na Torze Służewiec!

5
DOMINIK NOWACKI DYREKTOR TORU SŁUŻEWIEC

GALOPEM PRZEZ ŚWIAT

Dżokej Szczepan Mazur zajął drugie miejsce w katarskim czempionacie dżokejów. Polak przez lwią część sezonu 2023/2024 toczył zacięty bój o zwycięstwo. Pod koniec kwietnia wygrał trzy wyścigi, w tym gonitwę dnia, i zbliżył się do lidera Christophe’a Soumillona. Sezon zakończył jednak finalnie na pozycji wicelidera.

Na Hippodrome de Navarre w Evreux znana z występów na Torze Służewiec pięcioletnia Chibani z przytupem rozpoczęła karierę we Francji. W dobrym stylu wygrała gonitwę Prix Francois Boutin na dystansie 1800 m z pulą nagród 16 tys. euro. W rywalizacji pokonała ogiera Matt Machine, który w Polsce wygrał m.in. wyścigi o Nagrody Mokotowską i Strzegomia.

Ella Duchic , córka wyhodowanego w Stadninie Koni Iwno Tunisa , zwyciężyła we francuskiej gonitwie Prix Gaston Branere. Tym samym Tunis doczekał się pierwszego potomka ze statusem black type. W ubiegłym roku potomstwo Tunisa odniosło dziewięć zwycięstw we Francji (w gonitwach płaskich, płotowych i przeszkodowych).

Czteroletnia Saanen , która w 2023 roku zajęła trzecie miejsce w Westminster Derby, wygrała we francuskim Fontainebleau swój pierwszy wyścig w karierze. Pod utalentowanym Jackym Nicoleau klacz, należąca do Ryszarda i Andrzeja Zielińskich, triumfowała w gonitwie maiden Prix de La Chapelle-la-Reine na dystansie 2000 m.

Sześcioletni Gryphon , trenowany przez Alicję i Roberta Karkosów dla Janusza Szweycera, stanął na paryskim torze Longchamp przed najtrudniejszym egzaminem w całej swojej karierze. Wystartował w Prix d’Harcourt G2 na dystansie 2000 m. Zajął szóste miejsce, przegrywając tylko o szyję ze znakomitym ogierem Feed The Flame (zwycięzcą w 2023 roku Grand Prix de Paris G1, czwartym koniem we francuskim Derby i ósmym w Łuku Triumfalnym).

Kaneshya , będący własnością firmy Westminster, wygrał wyścig z warunkami klasy trzeciej na torze Fontainebleau na dystansie 2200 metrów. Koń startuje od tego sezonu dla trenera Henriego-Alexa Pantalla (poprzednio trenowany był przez Krzysztofa Ziemiańskiego).

Zgodnie z oczekiwaniami, siedmioletni Wasmy Al Khalediah nie dał szans rywalom w gonitwie Wathba Stallions Cup G3 na szwedzkim torze Jägersro. To już drugi cenny laur ogiera i piąty trenera Janusza Kozłowskiego na poziomie Pattern, wywalczony w Szwecji. Do zwycięstwa Wasmy’ego poprowadził Per-Anders Graberg.

Le Destrier, Koń Roku 2023 w Polce, został zapisany do tegorocznej gonitwy o Nagrodę Łuku Triumfalnego G1. Pięcioletni ogier należący do Sławomira Pegzy triumfował w zeszłym roku w gonitwie o Nagrodę Prezesa Totalizatora Sportowego i w Wielkiej Warszawskiej. Nagroda Łuku Triumfalnego rozegrana zostanie 6 października na Longchamp w Paryżu na dystansie 2400 metrów.

W wieku 51 lat karierę jeździecką zakończył jeden z najwybitniejszych dżokejów świata Olivier Peslier. Jego ostatni wyścig odbył się 25 kwietnia w La-Teste-de-Buch. Francuz w swojej karierze wygrał ponad trzy tysiące gonitw, w tym 122 biegi G1 we Francji, Wielkiej Brytanii, Japonii, Niemczech, Hong Kongu, USA, Irlandii, Włoszech, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i w Kanadzie.

Le Destrier, Koń Roku 2023 w Polce, został zapisany do tegorocznej gonitwy o Nagrodę Łuku Triumfalnego G1. Podczas Wielkiej Warszawskiej dosiadał go dżokej Szczepan Mazur, który zajął w tym roku drugie miejsce w katarskim czempionacie. Fot. Łukasz Kowalski

6 NR 2/2024

SŁOWNIK WYŚCIGOWY MILER

Milerem nazywamy konia, który specjalizuje się w gonitwach na dystansie 1600 metrów (nawiązuje to do mili angielskiej, która wynosi ok. 1609 m). Kluczowymi czynnikami w takich wyścigach są siła i szybkość. Tymi cechami wykazał się ogier Zen Spirit, który zwyciężył w tegorocznych gonitwach o Nagrody Strzegomia i Westminster Rulera (są to sztandarowe wyścigi milerskie).

8 NR 2/2024
Fot. Łukasz Kowalski

ROZMOWA SPRINTERSKA

Z SANZHAREM ABAEVEM

Zapraszamy do naszego nowego cyklu, gdzie – w prawdziwie ekspresowym tempie – rozmawiamy z wyścigowymi bohaterami. Gościem pierwszej „Rozmowy sprinterskiej” jest czempion jeźdźców sezonu 2023 i triumfator zeszłorocznej gonitwy Westminster Derby, Sanzhar Abaev.

ROZMAWIA KINGA MARCHELA

Od jak dawna mieszkasz i trenujesz w Polsce?

Przyjechałem do Polski w kwietniu 2018 roku. Byłem tu wtedy jednym z pierwszych jeźdźców z Kirgistanu.

Co najbardziej podoba Ci się w naszym kraju?

Polska ma wiele wspaniałych tradycji i podoba mi się to, że ludzie starają się je utrzymywać. Lubię też polskie krajobrazy - góry i morze, chociaż wolę te, które są naturalne i niezmienione przez ludzi. I oczywiście Tor Służewiec - to jeden z ładniejszych torów wyścigowych, jakie widziałem.

Intensywnie uczysz się języka polskiego i robisz duże postępy. Czy jest to dla Ciebie trudny język?

Tak, język polski ma wiele trudnych dźwięków, które są dla mnie bardzo nienaturalne. Dość szybko po przyjeździe do Polski zacząłem próbować komunikować się z innymi w tym języku. Pomogło mi też czytanie programów wyścigowych.

Z czego w swojej karierze jesteś najbardziej dumny?

Z wygranej w Derby. To chyba marzenie każdego dżokeja. Dzięki pomocy takich osób, jak Alexander Kabardov czy trener Janikowski mogłem wygrać tę prestiżową gonitwę, i to dwukrotnie. Najpierw były Derby Arabskie na ogierze Alsahr, a w zeszłym roku Westminster Derby na Westminster Moonie.

Czy zwycięstwo w gonitwie Westminster Derby w 2023 r. uważasz za swój największy sukces jako jeźdźca wyścigowego?

Oczywiście. Nigdy tego nie zapomnę. To moment, który na zawsze zostanie w moim sercu.

Do którego z koni masz największy sentyment?

Na pewno do Westminster Moona, który pomógł mi spełnić marzenie. Był też taki koń arabski u trenera Borkowskiego - Mayar Al Khalediah, na którym jeździłem na początku mojej kariery. Osiągnęliśmy razem kilka dobrych wyników, ale też popełniłem na nim pewne błędy, które kosztowały mnie zwycięstwa w dużych wyścigach. To nauczyło mnie pokory.

Sezon 2023 był dla Ciebie znakomity. Jakie masz plany i marzenia na ten rok?

Chcę skupić się na własnym rozwoju, być coraz lepszym. W wyścigach zamierzam skoncentrować się na największych gonitwach i odnieść jak najwięcej sukcesów. To mój cel.

Czym różnią się wyścigi w Polsce od wyścigów w Kirgistanie?

W Kirgistanie wszystko jest mniej sformalizowane. Dużo młodych chłopaków jeździ od dziecka, jeszcze nawet zanim nauczą się porządnie chodzić. Nie ma też tam typowo płaskich wyścigów, jak tutaj. Zazwyczaj rozgrywane są wielokilometrowe wyścigi w terenie, tzw. bajgi.

Czy po zakończeniu kariery jeźdźca zamierzasz pozostać w świecie wyścigów, np. w roli trenera?

Nie wiem, co przyniesie przyszłość, jeszcze nic nie planuję. Ale konie to praktycznie całe moje życie, więc pewnie zostanę w wyścigowym świecie.

10 NR 2/2024
11
Fot. Łukasz Kowalski

SIŁA JEST KOBIETĄ

O tym, czym są dla nich wyścigi konne oraz seria

Women Power Series, opowiadają uczestniczki jedynego cyklu gonitw przeznaczonego wyłącznie dla kobiet.

12 NR 2/2024
fot. Artur Cymerman

Najbliższe gonitwy z cyklu

Women Power Series:

30.06 - Tor Służewiec

3.07 - Tor Służewiec

7.09 - Tor Służewiec

6.10 (finał cyklu) - Tor Służewiec

13

Oliwia Szarłat

starsza uczennica, zwyciężczyni ubiegłorocznego cyklu

Women Power Series jest bardzo bliskie mojemu sercu. Zeszłoroczna wygrana w tym cyklu była dla mnie olbrzymim wyróżnieniem, bo walczyłam z ambitnymi, pracowitymi i silnymi kobietami. Cieszę się, że mamy w wyścigach taką przestrzeń, by ścigać się ze sobą na równych zasadach.

Daria Pantchev

kandydatka dżokejska, dwukrotna zwyciężczyni cyklu (2020 i 2022 r.)

Women Power Series daje kobietom ogromne możliwości i pozwala im się wykazać. Mamy szansę pokazać, że jesteśmy odważne i możemy osiągnąć wszystko. Kochamy to co robimy, a ściganie się między sobą daje nam olbrzymią radość.

Anna Gil

starsza uczennica

To cykl, w którym możemy poczuć się jak gwiazdy. Women Power Series to nagroda dla nas, ponieważ na treningach większość pracy wykonują jednak dziewczyny, a potem w świetle jupiterów wygrywają chłopaki. Seria ta sprawia, że czujemy się docenione.

14 NR 2/2024

Martyna Sommer-Derda

starsza uczennica

Kocham wyścigi nie tylko za tę adrenalinę, ale też za to, że mogę współpracować z takim pięknym zwierzęciem, jakim jest koń. Bardzo cenię i szanuję tę współpracę, bo to coś pięknego, jeżeli uda się człowiekowi nawiązać więź z koniem i potem to się przekłada na rezultaty w wyścigu.

Magdalena Kierzkowska uczennica

Women Power Series to inspirująca inicjatywa, która podkreśla siłę i umiejętności kobiet w świecie wyścigów konnych. To też przykład promowania równości płci i wspierania kobiet w branżach, w których mogą spotykać się z wieloma różnymi wyzwaniami.

Nikola Cyrkler

uczennica

Women Power Series to idealna okazja, by podkreślić obecność kobiet w wyścigach, dać im okazję do zaprezentowania swoich umiejętności.

Podczas tych gonitw cała uwaga skupiona jest tylko na nas, co daje nam olbrzymią motywację do dalszej pracy.

15

Anna Goździk

uczennica

Kocham wyścigi za te niesamowite emocje i adrenalinę. Ale przede wszystkim za konie, nie wyobrażam sobie bez nich życia. Te zwierzęta mają wielkie serca. Dają nam naprawdę bardzo wiele.

Klaudia Zwolińska

uczennica

Women Power Series to znakomita okazja dla każdej z nas. Ten cykl jest dla nas szansą na wartościowe dosiady w świecie, w którym każdy trener i właściciel woli postawić na chłopaków niż na dziewczyny.

Agnieszka Tokarek

uczennica

Women Power Series to specjalna przestrzeń dla kobiet w tym męskim świecie, jakim są wyścigi. Dzięki tej serii czujemy się docenione i wspólnie, jako dziewczyny, możemy cieszyć się tą rywalizacją i adrenaliną.

Karolina Kamińska

kandydatka dżokejska

Women Power Series to pokazanie, że w tym wyścigowym świecie kobiety też istnieją. To docenienie naszej codziennej pracy i umożliwienie nam pokazania pełni naszych możliwości.

16 NR 2/2024

Małgorzata Kryszyłowicz

dżokejka

Kocham wyścigi przede wszystkim za możliwość obcowania z pięknymi końmi. Praca z nimi na co dzień to coś niesamowitego. Uwielbiam oglądać jak taki młody koń, który na początku niewiele potrafi, zmienia się w pięknego i dojrzałego wierzchowca, który walczy z całego serca i zwycięża. Im trudniejszy koń, tym bardziej cieszy zwycięstwo.

Angelika Burakiewicz uczennica

Cykl Women Power Series doskonale pokazuje siłę kobiet. Możemy sprawdzić swoje umiejętności w równej walce i pokazać, że dziewczyny też potrafią się ścigać.

Wiktoria Żaczek uczennica

Kocham wyścigi za to, że można stawiać sobie cele i je realizować, nie tylko rywalizując z innymi osobami, ale również z samym sobą i swoimi słabościami.

18 NR 2/2024

WESTMINSTER DERBY 2024

JUBILEUSZOWY 80. WYŚCIG O BŁĘKITNĄ WSTĘGĘ FAKTY I CIEKAWOSTKI Z 79 GONITW DERBY NA

TORZE SŁUŻEWIEC

Finiszowe metry Westminster Derby 2022. Jolly Jumper (nr 5) ma jeszcze przewagę nad Lady Iwoną (nr 8), ale w celowniku pokona klacz tylko o krótki łeb.

7lipca rozegrana zostanie jubileuszowa, 80. gonitwa Derby na warszawskim Torze Służewiec. Wielu fachowców uważa, że jest to wyścig przede wszystkim dla ogierów, a w mniejszym stopniu dla klaczy. W ogóle nie uczestniczą w nim wałachy, gdyż po zakończeniu występów na torze nie mogą być później użyte w hodowli. A wybitne jednostki, do których należą derbiści i derbistki, czasami robią znaczące kariery hodowlane. Jednak w 85-letniej historii Toru Służewiec tylko czwórka z nich (dwie klacze i dwa ogiery) miała w gronie swych potomków zwycięzców Derby.

Dominację męskiego pierwiastka w tym najważniejszym wyścigu dla trzyletnich ogierów i klaczy pełnej krwi angielskiej, którego zwycięzcy są dekorowani błękitną wstęgą, unaocznia najlepiej statystyka. W 79 wyścigach Derby na Służewcu (odbywają się w pierwszą niedzielę

lipca, od czego było dotąd tylko kilka wyjątków) klacze uczestniczyły zawsze, ale wygrały tylko 15 razy. Były to: Bystra II (1946 r.), Demona (1964 r.), Taormina i Daglezja (odpowiednio 1970 i 1971 r.), Sekwoja, Iranda, Konstelacja i Kosmogonia (lata 1975-1978), Kliwia (1991 r.), Dżamajka i Kombinacja (lata 2000–2001), Infamia (2010 r.), Nathalie of Budysin (2012 r.), Greek Sphere (2014 r.) i Nemezis (2019 r.). Co ciekawe, w wyborach Konia 80-lecia Toru Służewiec, które odbyły się przed pięcioma laty, najwięcej głosów otrzymała właśnie klaczDemona. Oprócz Derby wygrała ona dwukrotnie Wielką Warszawską (w latach 1964-1965) i była pierwsza w St. Leger w Wiedniu.

Tylko dwie z wymienionych klaczy, zostały później matkami derbistów. Demona dopiero w wieku 17 lat urodziła Demona Cluba, który wygrał Derby w 1981 r. Konstelacja, jako ośmiolatka, została natomiast matką Korabia,

20 NR 2/2024
fot. Łukasz Kowalski

który w 1985 r. zwyciężył najpierw w Derby w Wiedniu, a po trzech tygodniach również na Torze Służewiec.

Tylko Dżamajka w gronie trójkoronowanych

Konie trójkoronowane to takie, które wygrały w wieku trzech lat gonitwy o nagrody: Rulera (1600 m), Derby (2400 m) i St. Leger (2800 m). Wyższość ogierów potwierdza również fakt, że wśród 14 koni trójkoronowanych była tylko jedna klacz - Dżamajka. W gronie ogierów ten zaszczytny tytuł zdobyli: Ruch (1948 r.), Solali (1961 r.), Dipol (1972 r.), Czerkies (1974 r.), Krezus (1989 r.), Mokosz (1992 r.), Dancer Life (2002) r., Dżesmin (2005 r.), San Moritz (2007 r.), Intens (2011 r.), Va Bank (2015 r.), Bush Brave (2017 r.) i Fabulous Las Vegas (2018 r.).Pewnym zaskoczeniem może być, że w 79-letniej historii Derby na Torze Służewiec tylko dwa zwycięskie ogiery zapisały się złotymi zgłoskami, dając w hodowli po dwóch derbistów. Były nimi: De Corte (zwyciężył w 1954 r., a w latach 19621963 wygrali jego synowie: Humbug i Hubert) oraz Erotyk (wygrał 1968 r., w 1974 r. triumfował jego syn Czerkies, a w 1982 r. zwyciężył Otmar).

Jako ciekawostkę warto dodać, że wspomniany Erotyk był synem legendarnego Turysty, sprowadzonego (w wieku dwóch lat) w ramach rewindykacji z Niemiec do Polski w 1946 r. Początkowo uważano go za konia o nieznanym pochodzeniu. Dopiero później, gdy już biegał w wyścigach, okazało się, że miał włoskich rodziców (Bellini - Scuola Bolognese po ogierze Blandford), a jego hodowcą był genialny Federico Tesio. Było za mało czasu, żeby przygotować Turystę do Derby, ale wygrał on w 1947 r. St. Leger oraz dwukrotnie Wielką Warszawską (w latach 1947-1948).

Zagraniczne reproduktory w rolach głównych

Siłą napędową w polskiej hodowli folblutów po II wojnie światowej były zagraniczne reproduktory, sprowadzane głównie z Europy Zachodniej (Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch).

Ojcem trzech derbistów był najpierw włoski Aquino (Cedric – 1958 r., Mister Tory – 1959 r. i Hippiasz – 1960 r.). Jego wyczyn powtórzyły: francuski Mehari (ojciec Dargina, derbisty z 1972 r., oraz wymienionych wcześniej sióstr

Konstelacji i Kosmogonii), brytyjski Negresco (Atarax i Trabant – zwycięzcy w latach 19661967 oraz Taormina -1970 r.); irlandzki Pyjama Hunt (Krezus -1989 r., Aksum – 1990 r. i Kliwia – 1991 r.), a także polski Dixieland (Bachus i Solozzo – w latach 1986-1987 oraz Limak –1994 r.).

Reproduktorami, które spłodziły dwóch derbistów były: wspomniany już Turysta (Epikur –1964 r. i Erotyk – 1968 r.), polskie: Łeb w Łeb (Sombrero i Laryks – w latach 1955-1956) i De Corte (Humbug i Hubert – w latach 19621963), irlandzki Dakota (Neman – 1984 r. i Diablik – 1988 r.), a także amerykański Professional (Dancer Life – 2002 r. i Dżesmin – 2005 r.) oraz francuski Ecosse (Soros – 2009 r. i Patronus –2013 r.).

Derbiści krajowej, prywatnej hodowli

Po zmianach własnościowych stajni na Torze Służewiec w 1994 r., pierwszym koniem polskiej, prywatnej hodowli, który wygrał Derby, został trójkoronowany Dancer Life. Wyhodowany został w stadninie prowadzonej przez małżeństwo Barbarę i Mariana Pokrywków na przedmieściach Jeleniej Góry.

Strzałem w dziesiątkę Mariana Pokrywki był zakup amerykańskiego reproduktora Professionala, który skojarzony z polskimi klaczami dał oprócz Dancera Life'a jeszcze jednego trójkoronowanego derbistę (Dżesmina w 2005 r.). Oba te konie Państwo Pokrywkowie sprzedali do Anglii (Dancera Life'a za ok. 1 mln zł).

W pierwszej dekadzie XXI wieku derbistami mogły pochwalić się sprywatyzowane stadniny: Jaroszówka (Kombinacja – 2001 r.), Polska Korporacja Inwestycyjna (Joung Islander – 2003 r.), SK Moszna (Montbard – 2004 r.), Strzegom (Kamerdyner – 2006 r.), SK Widzów - K. Tyszko (St. Moritz – 2007 r.) i Jaroszówka (Infamia – 2010 r.). Ponadto w 2009 r. Derby wygrał Soros, prywatnej hodowli i własności Tadeusza Sobierajskiego. W drugiej dekadzie obecnego stulecia zwyciężyły już tylko dwa polskie konie. W 2011 r. Intens, hodowli i własności Romana Piwko, oraz Patronus (2013 r.), wyhodowany w zasłużonej Stadninie Pegaz, należącej najpierw przez kilkanaście lat do Andrzeja Zielińskiego, a od 10 lat również do jego brata Ryszarda.

Od 2014 r. Derby wygrywały już tylko konie zakupione na zagranicznych aukcjach.

21

» Najwięcej derbistów wyhodowała Stadnina Koni w Golejewku. Jej konie zdobywały błękitną wstęgę aż 19 razy. Ostatni raz Aksum w 1990 roku. Ośmiu derbistów zostało wyhodowanych w Widzowie.

» Najlepszy czas w Derby osiągnął w 1989 roku Krezus - 2'28,0". Był to wtedy również rekord Toru Służewiec na 2400 m. 13 lat później taki sam wynik uzyskał Dancer Life. Obecny rekord toru na 2400 m, ustanowiony w 2021 roku przez wałacha Gancegal w biegu o Nagrodę Villarsa (I grupa), wynosi 2’27,7”.

» Największą sensację sprawił 31 lat temu Durand, który był uważany za outsidera. Tymczasem na prostej odszedł on jak chciał pod starszym uczniem Mirosławem Pilichem od bitej faworytki Upsali (o 3,5 długości). Osłupienie było powszechne, o czym świadczyły m.in. wypłaty: Za stawkę 5 tys. zł totalizator pojedynczo płacił 665 900 zł (133:1), za porządek - 17 409 900 zł (348:1), a za dwójkę aż 33 551 000 zł (671:1).

» Z największą przewagą wygrał w 2011 roku Intens (o 12 długości).

» Z miejsca do miejsca (prowadząc od startu do mety) zwyciężył w Derby jedynie Kadyks (w 1969 r. z przewagą 6 długości).

» Rozstrzygnięcia remisowego, czyli „łeb w łeb” w Derby nie było. Natomiast werdykt o nos został ogłoszony tylko raz. W 1988 roku Diablik i Iluzjan walczyły na czele stawki prawie od startu do samego celownika. Zdjęcie z fotokomórki zadecydowało o minimalnej wygranej Diablika.

» Wśród trenerów w Derby najwięcej razy zwyciężał na Torze Służewiec Andrzej Walicki (13 razy), przed Stanisławem Molendą (9 razy).

» Dublety (dwa pierwsze miejsca) jednego trenera w Derby: Demona - Gerona Stefana Michalczyka w 1964 r., Dżesmin – Sodana w 2005 r. i Patronus – Kundalini w 2013 r. Andrzeja Walickiego.

» Klacze zajęły dwa pierwsze miejsca w Derby w 2010 r. - Infamia i Kardinale.

» Pierwszym magistrem na wyścigach był syn Michała Lipowicza, Zenon Lipowicz, który wygrał w 1960 roku Derby na Hippiaszu. Natomiast pierwszym trenerem po studiach był Mirosław Stawski. Już w swym debiucie odniósł on znaczący sukces. Trenowany przez niego Solali wygrał pod Władysławem Biesiadzińskim w 1961 roku nagrody: Rulera, Derby i St. Leger, uzyskując miano konia trójkoronowanego.

» W gronie jeźdźców rekordzistą jest Mieczysław Mełnicki (zwyciężał w Derby 6 razy). Jedyną kobietą, która wygrała Derby, jest Joanna

22 NR 2/2024

Joanna Wyrzyk po historycznym zwycięstwie w Derby (wygrała w 2021 roku jako pierwsza kobieta w historii Toru Służewiec) z trudem powstrzymywała łzy szczęścia. Fot. Łukasz Kowalski

Wyrzyk. Dokonała tej sztuki w 2021 roku na trenowanym przez swego ojca Adama ogierze Guitar Man.

» Tylko raz (w 1982 r.) nastąpił falstart. Sędzia zatrzymał konie, które przebiegły już kilkaset metrów, gdyż w boksie pozostał Otmar (nie otworzyły się drzwiczki). Powtórny start był już udany i zwycięzcą okazał się właśnie... Otmar.

» Dwukrotnie wynik Derby został ustalony ostatecznie „przy zielonym stoliku”. W 1991 r. wygrała Susy, ale w wyniku protestu Komisja Techniczna zdyskwalifikowała ją za crossing, przyznając zwycięstwo drugiej na mecie Kliwii. 13 lat później, po zmianie przepisów, w podobnej sytuacji zwycięska Królowa Śniegu, dosiadana przez Małgorzatę Maroszek, nie została zdyskwalifikowana, lecz przesunięta z pierwszego miejsca na trzecie, gdyż przeszkodziła Domusowi, trzeciemu w celowniku. Komisja przyznała zwycięstwo drugiemu na mecie Montbardowi, a wicederbistą został Domus.

» Żaden ze zgłoszonych do Derby koni, który debiutował w wieku trzech lat, nie wygrał tej gonitwy.

» Koniem, który właśnie w Derby odniósł pierwsze zwycięstwo w karierze, był w 2008 r. Ruten, zakupiony w USA przez reżysera filmowego Wiesława Saniewskiego.

» Najlepszym koniem zagranicznym w polskim treningu (Macieja Janikowskiego) był rewelacyjny, trójkoronowany derbista Va Bank, do którego należy rekord 11 wyścigów z rzędu wygranych na Torze Służewiec. W dwunastym starcie, w Baden-Baden, jako pierwszy reprezentujący Polskę koń, Va Bank zwyciężył w biegu III grupy europejskiej.

» Derby wygrały tylko trzy konie maści siwej: Mustafa (1997 r.), Joung Islander (2003 r.) i Kamerdyner (2006 r.). Nic w tym dziwnego, bo siwki stanowią tylko ok. 3 procent populacji folblutów.

» Derby wygrywa koń szczęśliwy – takie porzekadło powtarzają jak mantrę ludzie wyścigów (hodowcy, właściciele, trenerzy, jeźdźcy i bywalcy toru). Szczęśliwy, czyli niekoniecznie najlepszy w roczniku, ale taki, któremu w tym ważnym dniu wszystko dobrze się ułoży od startu do mety. Będzie mu odpowiadał stan toru, a jeździec nie popełni jakiegoś rażącego błędu, a więc wyrobi sobie dobrą pozycję przy wyjściu na ostatnią prostą. Do tego nie da się „zamknąć w klatce”, nie spóźni się z finiszem itp.

23

PIĄTKA KANATU

KLUCZOWE WYDARZENIA W HISTORII

TORU SŁUŻEWIEC

AUTORZY: REDAKCJA KANAT

3 czerwca minęło dokładnie 85 lat, odkąd na Torze Służewiec bomba po raz pierwszy poszła w górę. Tor Służewiec to wyjątkowe miejsce zarówno na mapie Polski, jak i całej Europy, nierozerwalnie związane z historią Warszawy. Przedstawiamy (jak zwykle subiektywnie) pięć najważniejszych wydarzeń w jego 85-letniej historii.

Projektantem całego założenia Toru Służewiec był Zygmunt Plater-Zyberk. Przed przystąpieniem do pracy odbył on podróż po europejskich torach wyścigowych w celu przestudiowania architektury podobnych obiektów, wyciagnięcia wniosków i ustrzeżenia się błędów. Pierwszy dzień wyścigowy na Torze Służewiec rozpoczął się

3 czerwca 1939 r. o godzinie 15:30, gonitwą na dystansie 1600 metrów. Wygrał ją gniady ogier Felsztyn, dosiadany przez dżokeja Stefana Michalczyka.

Na kilka lat rozgrywanie wyścigów konnych przerwała II wojna światowa, a teren Toru Służewiec zajęły wojska niemieckie. W czasie okupacji najlepszą ochronę przed represjami stanowiły tzw. ausweisy, poświadczające, że właściciel pracuje w niemieckiej instytucji. Taki dokument posiadał m.in. Jan Brzechwa, który podczas wojny pracował na Torze Służewiec jako ogrodnik odpowiedzialny za stan żywopłotów. Pierwsze wyścigi po wojnie odbyły się w Lublinie. Na przełomie 1945 i 1946 roku do Warszawy przyjechały konie, które szczęśliwie przetrwały wojnę. Pozwoliło to rozpocząć 7 lipca 1946 roku kolejny sezon wyścigowy na Torze Służewiec.

24 NR 2/2024
1 2
1939 r. – Otwarcie Toru Służewiec 1946 r. – Pierwszy powojenny sezon wyścigowy na Torze Służewiec Fot. NAC Fot. NAC

Zgodnie z decyzją z 7 czerwca 1989 roku, zespół torów wyścigów konnych na Służewcu (architektura, zieleń i poszczególne budynki) został wpisany do Rejestru zabytków m.st. Warszawy. Na Torze zachwyca zarówno reprezentacyjna Aleja Główna czy budynki trybun, jak i tak zwykłe z pozoru elementy infrastruktury jak pawilony kas. Stanowią one integralny element całego założenia architektonicznego. Na terenie Toru Służewiec zobaczyć można też 65 gatunków drzew, w tym dwie okazałe topole, wpisane na listę pomników przyrody.

Jako Mecenas Toru Służewiec, Totalizator Sportowy z jednej strony popularyzuje wyścigi konne, a z drugiej dba o cały zabytkowy kompleks o powierzchni 138 hektarów. Spółka przeprowadza inwestycje, remonty i utrzymuje tereny zielone. Nie ma wątpliwości, że bez tego wsparcia, zachowanie i dalszy rozwój Toru Służewiec nie byłyby możliwe.

2023 r. – Wielka Warszawska ze statusem Listed

Historia Wielkiej Warszawskiej, zwanej Królową Służewieckich Gonitw, sięga 1895 roku. Do dziś wyścig ten stanowi jeden z wyznaczników warszawskiej tożsamości. W 2023 roku gonitwa została doceniona w Europie i po raz pierwszy rozegrana z międzynarodowym „znakiem jakości” Listed. Uzyskanie statusu Listed to niezwykle prestiżowe wyróżnienie, które wprowadziło Wielką Warszawską do grona najbardziej cenionych w Europie gonitw dla koni pełnej krwi angielskiej. 1989 r. – Tor Służewiec wpisany

25
3 4 5
zabytków 2008 r. – Totalizator Sportowy zostaje Mecenasem Toru Służewiec
do Rejestru
Hashtagalek Fot. Piotr Pasieczny Fot. Łukasz Kowalski
Fot.

EKSPERCKIM OKIEM

CZY KOWR POWINIEN WSPIERAĆ GONITWY

DLA KONI ARABSKICH

Witold Sudoł - KOWR jest naturalnym mecenasem tego typu wyścigów

Ustawa definiuje wyścigi konne jako „gonitwy (…) organizowane w celu wybrania odpowiedniego materiału zarodowego w celu ulepszenia ras koni”, a gonitwy są „publicznymi próbami, których zadaniem jest ocena stopnia dzielności koni”. Nie ma co prawda w tym zapisie literalnego sformułowania, że ulepszenie ras koni oraz ocena stopnia dzielności dotyczy cech, które potrzebne są do osiągania jak najlepszych wyników na torze wyścigowym, tj. szybkość, wytrzymałość, zdrowie, predyspozycje psychiczne do tej dyscypliny. Można jednak założyć, że ustawodawca to miał właśnie na myśli, a nie selekcjonowanie koni pod kątem ich predyspozycji do np. pracy w lesie, zawodów dresażowych, czy konkursów piękności.

Jak więc ocenić zasadność gonitw eksterierowych, do których należą też te organizowane pod patronatem KOWR? Gonitwy eksterierowe są to wyścigi dla koni arabskich, których hodowcy postanowili trzymać się kanonów poszczególnych tradycyjnych typów koni arabskich, kosztem ich dzielności wyścigowej. W tym celu (w dużym skrócie) wymyślono regulamin, który ogranicza udział koni z „wyścigową krwią”. Pierwszy sezon powstałego w 2023 roku cyklu gonitw pod patronatem KOWR można podsumować jako zakończony umiarkowanym sukcesem. Na plus trzeba zapisać impuls, jaki poszedł do części środowiska „arabiarzy”, zainteresowanego tego typu wyścigami (a trzeba pamiętać, że jest to grupa hodowców dysponująca dużą liczbą koni). Na minus, sporą liczbę gonitw, które nie doszły do skutku ze względu na zgłoszenie niewystarczającej liczby koni (tu nie bez znaczenia był późniejszy, niż planowano start cyklu). Minu-

sem jest także fakt, że z piątki najlepszych wyścigowo koni cyklu - Piercario, Piękna, Andryjanka, Feliz i Cuks - do sezonu 2024 zostały zgłoszone tylko te dwa ostatnie. To stoi w sprzeczności z deklaracjami przedstawicieli Polskiego Związku Hodowców Koni Arabskich. Podając argumenty „za” cyklem, przekonywali oni, że najlepsze konie z gonitw „kowrowskich” będą walczyły w gonitwach otwartych dla wszystkich koni wyhodowanych w Polsce.

Omawiany cykl służy przeprowadzeniu próby dzielności na torze, która jest wpisana w tradycję hodowlaną polskich koni czystej krwi arabskiej. Fantazjowaniem jednak jest twierdzenie, że konie hodowane w głównej mierze w oparciu o walory eksterierowe będą kiedykolwiek w stanie walczyć na zielonej bieżni z tymi, które są selekcjonowane pod kątem dzielności wyścigowej.

Kto więc powinien finansować gonitwy „kowrowskie”? Organizatorowi wyścigów zależy na widowisku, a te zapewniają konie najlepsze, najszybsze, a przede wszystkim takie, które potrafią jeszcze przywieźć jakieś trofea z zagranicy. Polski Klub Wyścigów Konnych ma ograniczone środki, a do tego nie jestem przekonany, czy faworyzowanie koni hodowanych pod kątem eksterieru względem typowych wyścigowców jest wpisane w misję tego urzędu. Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa wydaje się naturalnym mecenasem tego typu wyścigów. Jeżeli jednak cała inicjatywa ma przynieść pozytywny efekt dla hodowców i właścicieli, a równocześnie dodać kolorytu rywalizacji na torach wyścigowych, potrzebny jest program rozpisany na kilka, a najlepiej kilkanaście lat. Doświadczenie pokazuje, że restartowanie cyklu z roku na rok wiąże się z opóźnieniami w planie oraz wzrostem niepewności i dezorientacją środowiska „arabiarzy”. Pewność jutra jest podstawą wielu dziedzin życia i gospodarki, a w hodowli jest czynnikiem absolutnie niezbędnym do funkcjonowania.

26 NR 2/2024

W 2023 r., podczas spotkania w siedzibie Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR), uzgodnione zostały wymagania dla koni, startujących w specjalnym cyklu gonitw. Zasady uczestnictwa w tych gonitwach (pod patronatem KOWR), które rozgrywane były w ubiegłym roku na Torze Służewiec, zaczerpnięte zostały z regulaminu organizacji HARC (Heritage Arabian Racing Club). Jest to organizacja mająca na celu wspieranie i promowanie wyścigów dla koni arabskich o tradycyjnym typie i rodowodzie.

Regulamin HARC ograniczał udział w gonitwach do koni, które są wpisane do uznanych przez WAHO (World Arabian Horse Organization) ksiąg stadnych, równocześnie niemających w rodowodach co najmniej jednego z sześciu ogierów: Amer (Arabia Saudyjska), Baroud III (Francja), Burning Sand (Stany Zjednoczone), Dragon (Francja), Saint Laurent (Francja) i Tiwaiq (Arabia Saudyjska). Dlaczego KOWR powinien wspierać gonitwy dla koni arabskich? Na to pytanie odpowiadają eksperci: Witold Sudoł i Michał Kurach.

Michał Kurach - idea słuszna, ale potrzeba delikatnych korekt

W2015 roku Szejk Sultan bin

Zayed Al Nahyan zainicjował organizację międzynarodowych gonitw HARC, ale po jego śmierci przerwano ich rozgrywanie. Mimo ambitnych celów, inicjatywa ta nie spełniła oczekiwań w zakresie promocji i rozwoju klasycznego konia arabskiego. Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa postanowił jednak dać tej idei drugą szansę. Regulamin gonitw pod patronatem KOWR ogranicza obce rodowody, ale eliminuje również konie prywatnych hodowców oraz stadniny w Janowie, które używały ogierów z zabronionymi końmi w rodowodach. To prowadzi do paradoksalnej sytuacji, w której uprawnione do wyścigów są konie hodowane pierwotnie do pokazów. Choć idea KOWR jest słuszna, warto szukać lepiej dopasowanych rozwiązań, aby umożliwić zdrową konkurencję i rozwój koni wyścigowych. Konie arabskie o czysto polskim pochodzeniu („Pure Polish”), potwierdzonym badaniami, mogą obronić się na trudnym rynku i stanowić fundament wielokierunkowej hodowli, szczególnie w rajdach długodystansowych. W tych sportowych wyzwaniach konie pokonują nawet 160 km w ciągu jednego dnia. Wymaga to od nich dobrego charakteru i właściwej budowy. Konie o polskich korzeniach doskonale pasują do tej dyscypliny. Nasza tradycja, kultura i umiłowanie wolności sprawiają,

że Polacy są idealnymi partnerami dla tych koni. W rajdach długodystansowych, dzięki korzystnym warunkom środowiskowym i potencjałowi hodowli koni arabskich, Polska może stanowić silną reprezentację obok Francji.

Janów Podlaski stanowi jedynie część bogatego dziedzictwa hodowli koni arabskich w Polsce. To dziedzictwo kultury wymaga ochrony i wsparcia ze strony państwa. Trzy filary – hodowla, wyścigi i rajdy długodystansowe – mogą stworzyć synergiczne połączenie, a współpraca między hodowcami państwowymi a prywatnymi jest kluczem do wykorzystania polskiego potencjału. Wyścigi płaskie, w tym te dla koni czystej krwi arabskiej, powinny być otwarte dla wszystkich koni. Jednak specjalne gonitwy pod patronatem KOWR mogą mieć sens, uwzględniając uwarunkowania rynkowe i filozofię „Pure Polish”.

Konieczne może być jednak wprowadzenie delikatnych korekt. Mam na myśli np. używanie klaczy i ogierów z polskich linii i rodów, niezależnie od pochodzenia dalszych przodków, dostosowanie treningu i gonitw do cech polskiego araba, czy planowanie długoterminowego programu hodowlanego na co najmniej dwie dekady. Potrzebne jest także utworzenie systemu wsparcia finansowego dla hodowców, z premiami za wyniki wyścigowe i sportowe.

Dodatkowo, inwestycje w trenerów, jeźdźców, infrastrukturę i rajdy długodystansowe umocnią podstawy hodowli koni. Państwowe środki nie staną się wydatkiem, lecz inwestycją w przyszłość.

27

NA WYŚCIGACH PRACUJĄ LUDZIE Z PASJĄ

ROZMAWIA JĘDRZEJ PUZYŃSKI

Na ostatniej prostej przed Otwarciem Sezonu 2024, mieliśmy na Torze Służewiec znakomitego gościa. Odwiedził nas Marin le Cour

Grandmaison, zastępca dyrektora toru wyścigowego Chantilly we Francji, odpowiedzialny m.in. za stan bieżni oraz obiekty szkoleniowe.

Podczas wizyty na Torze Służewiec, Marin le Cour

Grandmaison przeprowadził inspekcję systemu nawadniania toru oraz ocenił stan nawierzchni przed inauguracją sezonu wyścigowego. Mimo napiętego harmonogramu, znalazł również chwilę na rozmowę z redakcją Magazynu KANAT.

Cieszymy się, że możemy gościć Cię w Warszawie. Jak już wiesz, Tor Służewiec to historyczne miejsce na mapie naszego miasta, otwarte w czerwcu 1939 roku. Może się wydawać, że 85 lat to długo, ale tor wyścigowy Chantilly jest ponad 100 lat starszy.

Tak, Chantilly również jest bardzo historycznym miejscem, co sprawia, że nasze tory są do siebie podobne. Tor wyścigowy Chantilly otwarto w 1836 roku, więc mamy tam naprawdę długą historię wyścigów.

Byłeś już kiedyś na Torze Służewiec?

Nie, jestem tu pierwszy raz i bardzo mi się podoba.

Jakie są Twoje wrażenia po tym czasie, który spędziłeś dziś na Torze?

Zostałem poproszony o przyjazd, udzielenie kilku rad i podzielenie się swoim doświadczeniem. Kiedy przeszliśmy wspólnie tor, byłem pod dużym wrażeniem kondycji bieżni, która jest w bardzo dobrym stanie. Nie wiem, czy da się powiedzieć coś więcej o tym, co tu widziałem. To kawał dobrej roboty.

Zanim porozmawiamy więcej na temat toru, może powiesz nam, jaka panuje we Francji opinia na temat polskich wyścigów, hodowli i całej branży?

We Francji mamy w treningu około 9 000 koni. Branża jest międzynarodowa, konie pochodzą z całej Europy. W Polsce macie bardzo dobre konie, niektóre przyjeżdżają do nas na gonitwy. Z radością witamy trenerów i właścicieli, którzy nas odwiedzają, szczególnie że taki przyjazd jest sporym wyzwaniem – trasa zajmuje ok. 12 godzin. Ale po udanym biegu wiadomo, że było warto. Dla nas to zawsze interesujące doświadczenie, kiedy startują u nas konie z całej Europy. Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni.

Do Twoich głównych zadań w Chantilly należy dbanie o stan toru. Widziałeś już bieżnię na Służewcu i powiedziałeś, że wygląda bardzo dobrze. Jak wypada porównanie naszego toru z innymi, które widziałeś w swojej karierze?

To niełatwe pytanie, bo w swoim życiu byłem na naprawdę wielu torach wyścigowych. W Chantilly nadal jest zima (dop. red. rozmowę przeprowadziliśmy w połowie kwietnia), więc stan toru nie jest jeszcze taki dobry jak u was. Już zaczęliśmy sezon i do tej pory odbyły się trzy wyścigi na sztucznej nawierzchni. Po tym, co dzisiaj widziałem, jestem pewien, że wasz tor jest optymalnie przygotowany do sezonu. Warto pamiętać, że stan każdego toru wyścigowego zależy również od tego, gdzie na świecie się on znajduje. Na przykład w Hong Kongu za bieżnię odpowiada bardzo wiele osób, dysponu-

28 NR 2/2024

jących ogromnym budżetem. Jest tam również sztuczny tor, zdecydowanie mniej wymagający w utrzymaniu niż tory naturalne, takie jak te, które mamy tutaj i we Francji.

Dysponujecie dobrym, zupełnie nowym systemem nawadniania, macie dobre spryskiwacze. Powierzchnia toru jest po prostu niesamowita. Zrobiliśmy kilka wykopów na bieżni, żeby zobaczyć, jak wygląda układ korzeniowy. Jest tam życie, co stanowi niezwykle istotny aspekt. Im więcej korzeni znajduje się w ziemi, tym bardziej widoczna jest pokrywa. To, czego chcemy dla koni, dżokejów i ogólnie wyścigów, to aby tor był taki sam na całej swojej długości. Musi też być odpowiednio nawodniony, żeby koń galopował bez ryzyka kontuzji. Celem dla zarządcy toru jest utrzymanie bezpiecznej nawierzchni na całym torze. Tutaj wygląda to naprawdę dobrze.

Jesteś odpowiedzialny także za centrum treningowe w Chantilly. Czy możesz nam o nim opowiedzieć coś więcej? Ile koni macie w treningu?

W Chantilly jestem przede wszystkim odpowiedzialny za tor wyścigowy. Mamy 51 dni wyścigowych i dwa tory - jeden z nawierzchnią naturalną, a drugi ze sztuczną (Polytrack). Druga część mojej pracy to opieka nad obiektami treningowymi, rozciągającymi się na ogromnej powierzchni 2000 hektarów. Każdego ranka trenuje u nas 2600 koni. Pracuje u nas polska trenerka Alicja Karkosa, która od kilku lat świetnie sobie radzi we Francji, a teraz dołączyła do nas w Chantilly. Jest u nas łącznie 110 trenerów, więc zajmujemy się nie tylko utrzymaniem torów, lecz także pilnowaniem, żeby trenerzy byli zadowoleni. A to jest czasami bardzo trudne.

Jeśli chodzi o utrzymanie toru i zajmowanie się centrum treningowym, o jakich szczególnych wyzwaniach lub sukcesach w Chantilly możesz opowiedzieć?

Największe wyzwanie to zmienna pogoda i coraz mniej naturalnego nawodnienia, czyli po prostu deszczu. Musimy nawadniać tory, żeby konie biegały bezpiecznie, ale to bywa trudne. Wciąż musimy stawiać sobie pytanie, gdzie znajdziemy wodę dla naszych bieżni. Mamy wiele projektów, ale nadal potrzeba nam czasu i środków, by zaplanować, a następnie sfinansować wszystko to, chcemy zrobić w przyszłości.

Wyścigi konne są bardzo popularne we Francji, a Chantilly to prawdziwa ikona torów

wyścigowych. Czy mocno promujecie się, żeby przyciągnąć widzów, którzy mają do wyboru tak wiele innych wydarzeń sportowych i kulturalnych? Jaka jest wasza strategia na zdobywanie serc publiczności?

To prawda, że we Francji mamy mnóstwo popularnych sportów – jest piłka nożna, rugby, tenis. Niemal w każdy weekend odbywa się jakieś ważne wydarzenie. Wcześniej były tylko wyścigi, więc cała publiczność je oglądała. Teraz kultura wyścigowa nie jest już tak silna we Francji, musimy wyjaśniać publiczności, o co chodzi w programach gonitw, rodowodach, dystansach. Ludzie czują się zagubieni, kiedy przychodzą na tor i nic nie rozumieją, dlatego właśnie wszystko opisujemy. Plusem jest, że we Francji mamy silny przemysł bukmacherski. W całym kraju co 15 minut startuje gonitwa, a wszystko pokazują transmisje w telewizji.

Musimy znaleźć sposób na przyciągnięcie widzów z powrotem na tory wyścigowe – może ulepszając trybuny, ofertę gastronomiczną albo organizując wydarzenia dla całych rodzin.

29
Fot. Tor Służewiec

Czyli można powiedzieć, że francuski świat wyścigów nadal szuka sposobu, by ponownie zainteresować sobą szerszą publiczność?

W Paryżu, na Longchamps, będącym naszym największym torem wyścigowym, France Galop organizuje wieczorne wyścigi, a po nich duże imprezy. Wtedy na tor przychodzi prawie 10 000 młodych ludzi. Wcześniej wyścigi były wydarzeniem popołudniowym, poobiednim, a teraz przenieśliśmy je właśnie na wieczór. To jeden ze sposobów, aby poprawić frekwencję. Organizujemy też wydarzenia rodzinne i to również przynosi efekty, liczba osób na wyścigach wzrasta. Jednak w naszym przypadku bardzo dużo zależy od pogody. Kiedy jest zimno i pada, ludzie nie przychodzą, nawet jeśli wcześniej kupili bilety.

W 1982 roku w Chantilly otwarto dla publiczności Żywe Muzeum Konia. Można w nim zobaczyć obrazy, rzeźby koni, ale także doświadczyć kontaktu z nomen omen żywymi końmi różnych ras. Czy mógłbyś opowiedzieć nam więcej o tej koncepcji?

W Chantilly mamy dwa duże muzea. Naprzeciwko toru wyścigowego znajduje się zamek Chantilly, należący niegdyś do księcia d'Aumale, w którym jest największa, tuż po Luwrze, kolekcja obrazów. Z kolei w wielkich stajniach, które nazywamy Grandes Écuries, fundacja stworzyła wyjątkowe żywe muzeum. Można tam zobaczyć konie, a następnie zapoznać się z kolekcją obrazów i zwiedzić sale, w których objaśniamy świat wyścigów, skoków i hodowli. Odwiedzający mogą na przykład potrzymać prawdziwe siodło. To świetne miejsce i sposób, aby edukować ludzi na temat koni.

Rozmawiamy o branży wyścigowej. Co Twoim zdaniem można zrobić, aby wesprzeć jej rozwój w przyszłości? Wspomnieliśmy już

o promocji, więc może teraz spójrzmy na to od strony dobrostanu koni, organizacji wyścigów, bezpieczeństwa.

Z pewnością należy otworzyć się na uwagi osób, które martwią się o dobrostan koni albo o doping. Jednak gdy ktoś odwiedzi stajnie albo padok, to zobaczy, jak wielką opieką otoczone są tam konie. Bez odpowiedniej troski, zarówno w sensie fizycznym, jak i mentalnym, nie ma mowy o wygranej. Odwiedzając teren stajenny, widzisz dżokejów i amazonki, osoby z pasją, które wstają o 6 rano i doglądają koni. Właśnie tacy ludzie pracują przy wyścigach. Jeśli pokażemy to wszystko osobom z zewnątrz, łatwiej im będzie zrozumieć i uwierzyć w to, co robimy. Z pewnością pozostaje jeszcze pole do pracy nad dobrostanem konia i jego emeryturą po zakończeniu kariery.

Obecnie na torach wyścigowych odbywają się nie tylko gonitwy, lecz także wiele innych wydarzeń, jak konferencje czy imprezy sportowe. W Chantilly organizujecie jedne z największych europejskich zawodów w skokach przez przeszkody. Czy uważasz, że w dzisiejszych czasach tory powinny wychodzić poza świat stricte wyścigów konnych i starać się przyciągać także inną publiczność? Na przykład poprzez wydarzenia jeździeckie.

Tory wyścigowe zwykle znajdują się blisko dużych miast. Jest tam mnóstwo przestrzeni i zieleni, więc myślę, że powinniśmy przyciągać publiczność na bardzo różne wydarzenia. Trybuny są znakomite, jest też miejsce na rozłożenie namiotów. W Chantilly mamy dwie duże areny do skoków przez przeszkody. Sami nie organizujemy imprez jeździeckich, ale jesteśmy odpowiedzialni za utrzymanie terenu. Kiedy ludzie odwiedzają Chantilly, aby oglądać skoki przez przeszkody, wykorzystujemy to jako okazję, żeby

fot. Piotr Pasieczny

30 NR 2/2024

DAWKA WOLNOŚCI

DLA KONI WYŚCIGOWYCH NA

PARTYNICACH

AUTOR: JERZY SAWKA, WSPÓŁPRACA: JAREK ZALEWSKI

Nikogo nie trzeba przekonywać, że konie kochają otwarte przestrzenie, że to zwierzęta wolności. Szczególnie koniarzy. Teoretycznie.

Wczasach mojego dzieciństwa i młodości chłopi przez całą zimę trzymali konie w stajniach. Z reguły bardzo ciasnych. Na zewnątrz konie wychodziły tylko wtedy, gdy trzeba było je zaprząc, by gdzieś pojechać. Wypuszczali je rytualnie na pierwszą trawę wiosną. Latem, owszem, uwalniali je ze stajennych łańcuchów, najczęściej na podwórka lub na przydomowe łączki, jeśli akurat szczęśliwie takie mieli. Niektórzy wypasali je w pętach, razem z krowami.

W drugiej połowie pierwszej dekady obecnego stulecia trzymałem dwa swoje konie

w stajniach wyścigowych Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych - Partynice. Wtedy nawet przez myśl mi nie przechodziło, że za parę lat będę tym torem zarządzał. Byłem naonczas redaktorem naczelnym wrocławskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Moje ówczesne konie były to, już nieżyjące, Jacs Ivory Command (rasy quarter horse) i Damar z posadowskiej hodowli koni nazywanych w kraju wielkopolskimi, aczkolwiek dominowały tam rodziny trakeńskie. Nowa nazwa skutecznie przykrywała ich prawdziwą genealogię. Damar miał po matce (Dama) czysto wschodniopruski rodowód. Ojciec (Alger) był folblutem. Miał Damar za sobą wielką przy-

32 NR 2/2024
Tor Partynice
Fot.

godę, bo był wierzchowcem Bohuna w ekranizacji „Ogniem i mieczem” Henryka Sienkiewicza w reżyserii Jerzego Hoffmana.

Wolność jest naturalna

Byłem w tym czasie wraz z moimi końmi propagatorem stylu naturalnego, który przywędrował do Polski za sprawą sławy Monthy Robertsa, a przede wszystkim systematyzującej szkoły Pata Parelliego. Jeśli metody naturalne to oczywiste, że jak najbardziej zbliżone do natury warunki bytowania koni. To za sprawą tego nurtu wielu właścicieli koni w Polsce wypuściło je ze stajni i do dziś, przez cały rok, trzyma je na zewnątrz. Teraz to już nie jest żadna sprawa, ale wtedy, kiedy startował ten ruch, ludzie widząc konie zimą w śniegu lub jesienią i na przedwiośniu w zimnym deszczu, szczególnie nocą, dzwonili na policję i meldowali o okrutnym ich traktowaniu przez zdegenerowanych właścicieli. Obecnie też to się zdarza, ale już - na szczęście - sporadycznie.

Ponieważ zawodowy los rzucał mnie w kilka miejsc pracy w kraju (Szczecin, Warszawa, Wrocław) moje konie wędrowały ze mną.

Zawsze szukałem im stajni, w których było jak najwięcej padoków. Na Partynicach nie było.

A w zasadzie były dwa, nazywane dużymi, choć ta nazwa była zdecydowanie na wyrost. I dwa malutkie wybiegi, sklecone z drągów przy dwóch stajniach wewnątrz strefy stajni wyścigowych. Jednak na tych wszystkich padokach konie pojawiały się nader rzadko. Po godzinie 11.00 stajnie były zamknięte na kłódki, koni ani widu, ani słychu, cicho jak w kościele.

Stara doktryna wyścigowa

Będąc ciekawym, dlaczego tak się dzieje, zapytałem zaprzyjaźnionego trenera, jaki jest powód trzymania koni wyścigowych przez całą dobę w boksie. One wychodziły tylko na treningi, a potem przez cały boży dzień tkwiły w gruncie rzeczy w celach, niekiedy ciemnych i bez możliwości kontaktu z współtowarzyszami. To porównanie absolutnie trafione, bo to było po prostu więzienie: cały dzień za kratami i krótki spacerniak. Proporcja była taka: 23 godziny w boksie, jedna godzina na zewnątrz. - To są konie wyścigowe. Budujemy im kondycję na starty na zasadzie sprężyny. Kumulujemy w nich energię, która ma zaprocentować w dniu gonitwy - odpowiedział rzeczony trener. Przyjąłem to wyjaśnienie na zasadzie: nie wiem, nie znam się na wyścigowych metodach.

Robią to od wieków, więc pewnie to ma swój sens. Informacja od trenera nie obaliła jednak mojego głębokiego przekonania, że to jest wbrew naturze. Wprawdzie trener dodał jeszcze, że drugim powodem takiej praktyki jest strach przed pokopaniem się koni na padoku, co spowodowałoby niemożliwość ich wyjścia do startu, ale i ten argument nie był dla mnie moralnie przekonujący. Moje konie radziły sobie w obcych stadach. Jasne, zawsze było ryzyko kontuzji, ale ono występuje wszędzie, także na treningach i zwykłych przejażdżkach.

Niewymuszony przełom mentalny

W 2013 roku wygrałem konkurs na dyrektora wrocławskiego toru. Postawiłem sobie za cel, że drugą nogą tego ośrodka będzie rekreacja jeździecka. Było dla mnie jasne, że konie rekreacyjne nie mogą cały dzień tylko czekać na klientów, bo po pierwsze: należy się im widok świata zewnętrznego i życie we wspólnocie. Po drugie: dzięki temu będą spokojniejsze.

Dlatego rozpoczęliśmy w strefie rekreacyjnej rozbudowę padoków. Rozbudowę, bo kilka już było. Postanowiliśmy jednak każdą wolną, nadającą się po temu przestrzeń, zagospodarować na tereny wybiegowe dla koni. Projekt zrealizował się w 90 procentach. Żeby go skończyć potrzebujemy tylko pieniędzy. Zarobimy je i skończymy.

I wtedy nagle ze strony trenerów wyścigowych pojawiły się sygnały, że oni też by chcieli mieć możliwość padokowania swoich koni. Nie musieli naciskać. Natychmiast zapadła decyzja, że wydzielamy poszczególnym stajniom odpowiednie areały.

Efekt końcowy na dziś jest taki: w części wyścigowej mamy wygrodzone 17 680 m2 padoków. A przed 2013 rokiem było to tylko 3660 m2. Obecnie w części wyścigowej jest 200 boksów dla koni, to znaczy, że na jednego konia przypada średnio 88 m2 padoków.

Te stare padoki mają ogrodzenie z metalowych rurek, te nowe posiadają nowoczesne ogrodzenie Safety Fence składające się ze słupków kompozytowych oraz taśmy HSF wykonanej z elastycznej gumy o szerokości 47 mm i specjalnych napinaczy.

Same korzyści

To oczywiste, ale dla przypomnienia informacja, jakie są zalety padokowania koni: » trzymanie koni całymi dniami w boksach jest

33

wbrew ich naturze,

» padoki utrzymują konie w świetnej kondycji fizycznej i zdrowotnej,

» możliwość ruchu, zgodnie z potrzebami koni, korzystnie wpływa na stawy, ścięgna i układ krążenia,

» im więcej koń przebywa na wolnym powietrzu, tym lepiej dla niego ze względu na to, czym oddycha, jak i ze względów psychicznych,

» jest to idealne rozwiązanie dla koni z chorobami układu oddechowego (RAO), czy dla koni z syndromem trzeszczkowym,

» padoki korzystnie wpływają na psychikę, konie są bardziej zrelaksowane, przestają być agresywne,

» wydłużając czas padokowania, umożliwiamy działanie naturalnych mechanizmów termoregulacji u koni, dzięki którym zwierzęta nie marzną zimą, a latem się nie przegrzewają,

» pomaga to również uniknąć narowów i nawy-

ków stajennych, takich jak tkanie, łykawość, grzebanie, gryzienie.

Konkluzja

Taka będzie przyszłość. Parę lat temu sztokholmski tor musiał wynieść się 100 kilometrów od miasta, bo szwedzkie przepisy wymagają zapewnienia koniom odpowiedniej przestrzeni otwartej. Na ograniczonym terenie miejskim ten przepis nie miał szans na spełnienie.

Lata bez żadnego naciskania na wrocławskich trenerów wyścigowych zaowocowały zmianą ich mentalności. Wystarczył przykład koni rekreacyjnych, które widzieli zrelaksowane na wybiegach. Prawdopodobnie nigdy się do tego nie przyznają, będą mówili, że zawsze tak chcieli, ale tor nie reagował na ich postulaty. Ale to nieważne.

Ważne, że konie mają dawkę wolności. Nikt im już jej nie odbierze.

34 NR 2/2024
Fot. Tor Partynice
36 NR 2/2024
fot. Edyta Twaróg Andrzej Walicki zdobył w swej bogatej karierze blisko 400 trofeów w gonitwach pozagrupowych, kategorii A i B.

MOGĘ BYĆ DUMNY

ZE SWYCH OSIĄGNIĘĆ, JEDNAK WSZYSTKO,

CO DOBRE, TEŻ SIĘ KIEDYŚ KOŃCZY

Z ABSOLUTNYM REKORDZISTĄ TORU SŁUŻEWIEC, TRENEREM

ANDRZEJEM WALICKIM , ROZMAWIA JAN ZABIEGLIK

Jeszcze jesienią ubiegłego roku w programie wyścigowym ukazało się ogłoszenie „Stajnia Pegaz wraz z Andrzejem Walickim przyjmą do treningu wyścigowego konie na sezon 2024”. Tymczasem w spisie zgłoszonych stajni Pańskiego nazwiska już nie było. Co się wydarzyło w ciągu tych niespełna trzech miesięcy?

Nic szczególnego, raczej można się było tego spodziewać. Nowi właściciele się nie zgłosili, więc hodowca i właściciel koni Andrzej Zieliński, z którym wspólnie odnieśliśmy w ciągu dwóch dekad XXI wieku wiele sukcesów, przekazał swoje konie kilku trenerom, a mnie nie pozostało nic innego, jak zakończyć po 54 latach karierę. Przyjąłem ten fakt z pokorą, bo zwłaszcza poprzedni rok spędziłem w dużej części w szpitalach. Musiało się to odbić na wynikach stajni. Z siedmioma zwycięstwami i 11 drugimi miejscami zająłem 22 lokatę w czempionacie trenerów. Tendencję spadkową widać było jak na dłoni, bo nawet w sezonie 2019, gdy Nemezis jako ostatni z moich koni wygrała Derby, byłem dopiero 11. Jednak póki zdrowie mi pozwalało, do końca nie traciłem nadziei, bo przecież praca z końmi, to było całe moje dorosłe życie. Los tak sprawił, że nie założyłem rodziny, więc największą satysfakcję sprawiało mi osiąganie jak najlepszych wyników na torze. Ale, jak to się mówi, nie warto się kopać z koniem. Przyszedł czas, że mój organizm sam w końcu postawił tamę. Muszę się z tym pogodzić.

Od liczby i jakości Pańskich sukcesów można dostać zawrotu głowy. Przez pół wieku utrzymywał się Pan na szczycie służewieckiej hierarchii trenerów, zdobywając 20-krotnie najwyższą sumę wygranych nagród w sezonie na Służewcu, 18-krotnie wywalczając czempionat trenerski, dziesięć razy wybierano Pana Trenerem Roku (wybory te organizo -

wało Życie Warszawy od 1978 roku). Przygotowywane przez Pana konie wygrały ponad 2200 gonitw: 350 pozagrupowych, w tym najważniejsze: 13 razy Derby na Służewcu (i jedno w Wiedniu), Wielką Warszawską 10 razy (19 drugich miejsc), St. Leger 12 razy (plus jedno w Wiedniu), Nagrodę Prezesa Rady Ministrów (od 2010 roku Prezesa Totalizatora Sportowego) 13 razy i Oaks 10 razy. Pańskie rekordy będą bardzo trudne do pobicia. Weźmy na przykład Derby - z obecnych czołowych trenerów najwięcej wygranych w gonitwie o błękitną wstęgę mają: Maciej Janikowski (pięć zwycięstw), Adam Wyrzyk (cztery) i Krzysztof Ziemiański (trzy).

To już nie moje zmartwienie, ale chcę podkreślić, że mój przyjaciel, młodszy ode mnie o rok Maciek Janikowski, już został absolutnym rekordzistą pod względem liczby lat prowadzenia stajni na Torze Służewiec. To jest jego 55. sezon, a proszę zauważyć, że w ubiegłym roku trenowany przez niego Westminster Moon wygrał Westminster Derby. Stajnia Maćka jest nadal mocna. Tym razem w stawce trzylatków ma dwa obiecujące konie: Ursusa, który już zapewnił sobie udział w Derby, wygrywając łatwo próbę dystansową, jaką jest Memoriał Jerzego Jednaszewskiego (2200 m), oraz klacz Magnezję. Ona zostanie jeszcze sprawdzona w gonitwie o Nagrodę Soliny (2200 m). Ponadto trenuje kilkanaście dwulatków o ciekawych rodowodach. Oznacza to, że w przyszłym roku najprawdopodobniej również powalczy o błękitną wstęgę Derby.

Którą z pięciu dekad Pańskiej kariery uważa Pan za najlepszą?

Myślę, że bardzo dobra była już pierwsza. To ona spowodowała, że właściwie w żadnej z kolejnych nie miałem problemów z otrzymy-

37

Rok 2014. Andrzej Walicki odbiera puchar za zwycięstwo Kundalini w gonitwie o Nagrodę Widzowa. Od prawej przedstawicielka stadniny Ewelina Tyszko. Obok Walickiego dżokej Václav Janáček, w głębi hodowca i właściciel zwycięskiej klaczy Kishore Mirpuri. Fot. Edyta Twaróg

waniem do treningu od hodowców i właścicieli koni rokujących nadzieje. Ze „średniakami” niewiele bym zdziałał.

Przypomnijmy, że zadebiutował Pan w 1969 r., a już w latach 1971-1978 Pańskie konie trzykrotnie wygrały Derby (Daglezja w 1971 r. oraz siostry Kosmogonia i Konstelacja w latach 1977-78). Pięć razy zdobyły też Nagrodę Prezesa Rady Ministrów (Doryant, Sapporo, Dracedion i Monaco w latach 1971-1974 oraz Negros w 1978 r.), dwukrotnie Wielką Warszawską (Daglezja w 1971 r., Kasjan w 1974 r.) i raz St. Leger – Monaco w 1973 r. Jak Pańscy starsi koledzy trenerzy przyjęli to istne wejście smoka? Myślę przede wszystkim o Stanisławie Molendzie, który musiał się pogodzić z tym, że nagle wyrósł nowy rywal, który zdetronizował go z pozycji lidera w trenerskim gronie.

Przyjęli mnie z dużą nieufnością. W każdym razie oklasków mogłem się spodziewać tylko od publiczności.

Jeśli chodzi o starszego ode mnie o 19 lat Stanisława Molendę, to był on wybitnym trenerem i rywalem najwyższej klasy. Do niego należy jedyny rekord, którego nie udało mi się poprawić: siedem zwycięstw w Derby w ciągu 10 sezonów: Humbug i Hubert w latach 1962–63, Epikur w 1965 r., Erotyk w 1968 r., Kadyks

w 1969 r., Taormina w 1970 r. i Dargin 1972. Wszyscy wymienieni derbiści zostali wyhodowani w Golejewku! Ja początkowo miałem dostawać konie z Widzowa, ale ostatecznie też otrzymywałem z Golejewka, choć najpierw w trzeciej kolejności, bo pierwszy wybór miał Molenda. Jednak już po sukcesach Doryanta (był drugi za Taorminą w 1970 roku w Derby), a zwłaszcza Daglezji, która rok później niespodziewanie zdobyła dla mojej stajni pierwszą błękitną wstęgę i ponadto wygrała Wielką Warszawską, Golejewko traktowało mnie już jako równorzędnego konkurenta Molendy.

Który z trenowanych przez Pana koni miał Pana zdaniem najwięcej klasy?

Myślę, że Konstelacja. Pokonała w Derby w 1977 r. mocnego (jak się potem okazało również w treningu niemieckim) Pawimenta, oraz zajęła bliskie piąte miejsce w Yorkshire Oaks, tracąc tylko ok. 2,5 długości do wspaniałej klaczy królowej Elżbiety II Dunfermline, która zajęła wtedy trzecie miejsce. Ponadto wyróżniłbym podwójnego derbistę z 1985 r. (z Wiednia i Warszawy) Korabia i trójkoronowanego w 2002 r. Dancera Life’a (wyrównał derbowy rekord Krezusa z 1989 r. - 2’28’). Warto też wymienić Greek Sphere, derbistkę z 2014 r., która ponadto wygrała biegi kategorii

38 NR 2/2024

Ostatni, 13 triumf w Derby na Służewcu, odniósł Andrzej Walicki pięć lat temu. Wygrała wtedy klacz Nemezis, własności braci Andrzeja i Ryszarda Zielińskich. Fot. Tor Służewiec

A: Efforty, Wiosenną, Iwna, Wielką Warszawską i Konstelacji (we Wrocławiu).

Jacy najlepsi dżokeje jeździli w Pańskiej stajni?

Na Daglezji Derby wygrał Vasyl Huteleac, na Konstelacji Bolesław Mazurek, a na Kosmogonii Andrzej Tylicki, który potem zrobił karierę w Niemczech. Na Korabiu zwyciężył chyba najlepszy w historii Toru Służewiec dżokej Mieczysław Mełnicki, na Kliwii i Dancer Life Janusz Kozłowski, na Dżesminie Aleksander Reznikov, a na San Moritzu i Patronusie Piotr Piątkowski. Na Greek Sphere i Nemezis wygrywali dżokeje z zagranicy. Mogę dodać jeszcze dwie ciekawostki. Ani razu nie pojechał u mnie drugi obok Mełnickiego, wybitny zwłaszcza pod względem technicznym, Jerzy „Jerzyk” Jednaszewski. Może dlatego, że stale jeździł u Molendy. Natomiast nazywany w latach 90. oraz na początku XXI wieku „Królem toru” Tomasz Dul, pracował u mnie sześć lat w stajni, jednak rzadko ścigał się na torze. „Na pierwszą rękę” jeździł wtedy u mnie Janusz Kozłowski.

Czy któryś z pracowników Pańskiej stajni został później trenerem?

Tak. 25 lat koniuszym u mnie był Wojciech Olkowski, który prowadzi stajnię od 2009 r. i daje sobie radę dzięki niezwykłej pracowito -

ści. Jeszcze dziś sam bierze udział w treningach i kuje swoje konie. Ma na koncie m.in. zwycięstwa: w Derby (Bush Brave w 2017 r.) i Wielkiej Warszawskiej (Dancing Moon w 2010 r. i Bush Brave w 2017 r.). Ponadto dwuletnią praktykę odbył u mnie Maciej Kacprzyk. Ma on swoją stajnię od sezonu 2017 i odniósł już wiele sukcesów, głównie w wyścigach koni arabskich. Można powiedzieć, że się w tej dziedzinie specjalizuje.

Otrzymał Pan podczas swej pięknej kariery blisko czterysta rożnych trofeów, pucharów i dyplomów. Można z nich stworzyć salę muzealną. Co się z nimi stało, bo przeprowadzając rozmowę u Pana w domu zauważyłem tylko kilka?

Rozdałem prawie wszystkie moim pracownikom i znajomym. Pozostawiłem sobie rzeczywiście jedynie kilka, w tym trofeum sprzed 5 lat dla „Osobowości 80-lecia na Wyścigach”. Otrzymałem je m.in. za pierwsze miejsce w Plebiscycie Publiczności na Trenera 80-lecia Toru Służewiec. Korzystając z okazji, chciałbym się ukłonić oraz podziękować za okazywane mi wyrazy sympatii warszawskiej publiczności, która wspierała mnie od początku do końca kariery trenerskiej.

Dziękujemy bardzo za rozmowę.

39

Pochodzę z rodziny o tradycjach szlachecko-ziemiańskich, herbu Łada. Mój ojciec, Bronisław Walicki, odziedziczył po przodkach zbudowany w 1864 roku dworek w Krześlowie k. Sieradza, wraz budynkami gospodarczymi i terenami rolnymi (ponad 1000 ha), gdzie przed wojną prowadził m.in. hodowlę folblutów i koni półkrwi. Najlepszy z jego koni, Jon, wygrał ostatnią na Polu Mokotowskim (1938 r.) i pierwszą na Torze Służewiec (1939 r.) Nagrodę Prezydenta. Po wojnie tak nazywaliśmy w środowisku wyścigowym Nagrodę Prezesa Rady Ministrów. Jeszcze jesienią, po rozpoczęciu okupacji, Niemcy dali mojej rodzinie 48 godzin na opuszczenie siedziby, gdyż zaczął tam stacjonować sztab jednej z armii. Wtedy moi rodzice wydzierżawili majątek niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie się urodziłem w 1941 roku. Tam przeżyliśmy lata wojny. Po jej zakończeniu do Krześlowa już nie wróciliśmy, gdyż tym razem zabrało go nam państwo. Przenieśliśmy się do Gniezna, gdzie ojciec zorganizował, na podstawie swych przedwojennych notatek, stado koni półkrwi. Mieszkaliśmy w pobliżu budynków stajennych. Wtedy nauczyłem się jazdy na koniach, ale wbrew temu, co czytałem o sobie, nie zapałałem już w dzieciństwie miłością do tych zwierząt. Bardziej interesował mnie sport. W Gnieźnie najpopularniejszy był hokej na trawie. Aż trzy drużyny grały w ekstraklasie. Brałem udział w juniorskich rozgrywkach w tej dyscyplinie. Poza tym bardzo lubiłem koszykówkę oraz szachy.

Tak rzeczywiście się stało i po roku się na niego przeniosłem. Poznałem wtedy młodszego ode mnie o rok Macieja Janikowskiego. W ciągu kilku lat studiów zrodziła się między nami przyjaźń, która przetrwała do dziś.

Gdy byliśmy na drugim roku, dyrektor PTWK Henryk Harland, który uważał, że w gronie trenerów na wyścigach (oprócz praktyków, czyli byłych dżokejów) powinno być więcej inżynierów po studiach magisterskich, przyznał nam, czyli mnie i Maćkowi, stypendia. Po studiach mieliśmy przez rok pracować w stadninach, a potem odbywać trenerski staż na Służewcu. Jednak ostatecznie, już za kadencji dyrektora Stanisława Kurowskiego, z pominięciem praktyki hodowlanej, trafiliśmy od razu do stajni na wyścigi.

Ja odbywałem praktykę najpierw u trenera Stefana Stefanowskiego, a następnie u Stanisława Stańczaka. Zanim jesienią 1968 roku dostaliśmy stajnie, przez kilka miesięcy zastępowałem nieobecnego z powodu choroby trenera Kazimierza Jagodzińskiego, który sławę jako jeździec zdobył jeszcze przed wojną (w sumie pięć razy wygrał Derby).

Na początek otrzymałem 10 koni starszych i siedem dwulatków. Zimę spędziliśmy na torze we Wrocławiu, bo na Służewcu odnawiano dla nas stajnie. Debiut trenerski miałem udany, szczególnie dobrze spisywały się dwulatki. Najlepszy z nich, golejewski Doryant, wygrał nagrody Ministerstwa Rolnictwa i Mokotowską, zostając zimowym faworytem na Derby.

Ojciec, jako „element obcy klasowo”, stracił pracę w 1952 roku. Przez kilka lat ledwo wiązał koniec z końcem, publikując książki i artykuły na temat koni, bo na to mu pozwalano.

W końcu lat 50., największy w latach powojennych znawca koni oraz historii polskich wyścigów, profesor Witold Pruski, który podczas wojny przebywał u nas w majątku, załatwił ojcu pracę na wyścigach (po dwóch latach został kierownikiem Działu Selekcji). Przenieśliśmy się wtedy do Warszawy.

Maturę zdałem jeszcze w Gnieźnie. Początkowo zamierzałem dostać się na AWF, ale ostatecznie zdałem egzaminy na Wydział Rolny SGGW, bo Wydział Hodowli Zwierząt miał dopiero powstać.

Wówczas miałem głównie otrzymywać konie ze stadniny w Widzowie, ale mnie najbardziej podobała się hodowla SK Moszna, gdyż była nastawiona na szybkość. Otrzymywałem jednak ostatecznie, ale najpierw w trzeciej kolejności (po Stanisławie Molendzie i Leonie Chatizowie), konie z Golejewka. Gdy przyszły pierwsze sukcesy, ta perła polskiej hodowli (19 zwycięstw w Derby do 1990 roku!), stała się moim drugim domem. Hodowca, inż. Maciej Świdziński, obdarzył mnie dużym kredytem zaufania. Po latach powiedział mi, że gdy zobaczył, jak Daglezja została przygotowana do Derby w 1971 roku, uznał, że warto na mnie stawiać. Tak rozpoczęła się moja epopeja trenerska, która po 54 latach musiała dobiec końca ze względów zdrowotnych.

Andrzej Walicki

40 NR 2/2024

CHCEMY DOCIERAĆ

DO JESZCZE SZERSZEJ PUBLICZNOŚCI

W SEZONIE 2024 TELEWIZJA EQUI TV ZASTĄPIŁA ZNANĄ I LUBIANĄ PRZEZ

FANÓW WYŚCIGÓW KONNYCH MARKĘ SŁUŻEWIEC ITV.

O KULISACH TEJ ZMIANY OPOWIADA ANNAMARIA SOBIERAJSKA.

ROZMAWIA JĘDRZEJ PUZYŃSKI

EQUI TV to nowy projekt medialny, który zastąpił telewizję internetową Służewiec iTV. Czemu po niemal pięciu latach funkcjonowania poprzedniej telewizji zdecydowaliście się wprowadzić tę zmianę?

Zdecydowaliśmy się na przejście ze Służewiec iTV do EQUI TV, aby pokazać szersze spektrum tematów w naszym kanale. Kiedy zaczynaliśmy transmitować wyścigi i relacje ze studia, skupiliśmy się głównie na Torze Służewiec. Następnie nasza optyka rozszerzyła się na pozostałe polskie tory wyścigowe. Tworząc nową markę, chcieliśmy wyrazić dwie rzeczy. Po pierwsze zależało nam na nazwie, która będzie łatwiejsza do odnalezienia i wymówienia, również za granicą. Jeszcze istotniejsze było dla nas to, że chcemy poszerzyć zakres tematów, którymi się zajmujemy. Mówimy o wielu sprawach, od wyścigów, poprzez hodowlę po sport jeździecki.

Choć telewizja Służewiec iTV odniosła duży sukces i została doceniona przez entuzjastów wyścigów konnych, dostrzegliśmy potrzebę poruszania nowych wątków i dotarcia do jeszcze szerszej publiczności. Na to pozwoli nam właśnie EQUI TV, gdzie pojawi się bardziej zróżnicowany zakres dyscyplin jeździeckich.

Telewizja Służewiec iTV dobrze zakorzeniła się już w świadomości miłośników wyścigów konnych w Polsce. Jak przyjęli oni nową markę? Mamy wrażenie, że przyzwyczailiśmy naszych widzów do ciągłych zmian (śmiech). Od pierwszego roku funkcjonowania studia, regularnie staramy się rozwijać. Najpierw rozszerzyliśmy nasze transmisje na inne polskie tory wyścigowe, następnie wprowadziliśmy profesjonalne studio

wirtualne, a od zeszłego roku nasze transmisje są również dostępne na kanale Biznes 24. Jak widać, wciąż dynamicznie się rozwijamy.

Jeśli chodzi o zmianę marki na EQUI TV, została ona pozytywnie przyjęta przez naszych widzów. Jak każda zmiana, ta również potrzebuje jednak trochę czasu. Staramy się jasno komunikować powody zmiany i podkreślać, że budujemy na silnych fundamentach stworzonych przez Służewiec iTV. Przez lata naszego funkcjonowania przyzwyczailiśmy ludzi do tego, że jesteśmy obecni z naszymi kamerami wszędzie tam, gdzie dzieje się coś związanego z wyścigami konnymi. Nasi widzowie doceniają, że zachowujemy wysokiej jakości relacje, do których są przyzwyczajeni, i dodajemy do tego rozszerzone treści i świeże, nowoczesne podejście. Informacje zwrotne były pozytywne, a wielu widzów było podekscytowanych nowymi możliwościami, jakie czekają na nich w EQUI TV.

Czy planujecie więcej materiałów na temat sportów jeździeckich?

Jak najbardziej. Niezależnie czy chodzi o sport jeździecki, czy produkcję sprzętu jeździeckiego, zawsze w samym centrum zainteresowania jest koń. To nas niewątpliwie łączy z wieloma gałęziami szeroko rozumianej branży związanej z końmi. Duże znaczenie dla tematyki EQUI TV mają też dwa ważne projekty: „Wyścig o Folbluty”, który również powstał na Torze Służewiec i pokazał głęboką więź pomiędzy hodowlą, wyścigami i jeździectwem, oraz „Warsaw Jumping”. To ważne dla świata jeździeckiego wydarzenie, którego kluczowym elementem jest finał Pucharu Narodów Longines EEF Series, transmi-

42 NR 2/2024

towane jest przez naszą telewizję. Oprócz pokazywania konkursów, mamy też swoje studio, w którym rozmawiamy z jeźdźcami, trenerami i organizatorami wydarzeń jeździeckich.

EQUI TV zajmuje się szeroko sportami jeździeckimi i innymi istotnymi obszarami związanymi z końmi. Zdajemy sobie sprawę z rosnącego zainteresowania różnymi dyscyplinami jeździeckimi i chcemy na to zapotrzebowanie odpowiedzieć.

Oczywiście głównym obszarem naszego zainteresowania pozostają wyścigi konne. W naszej telewizji znaleźć można m.in. dogłębne analizy i wywiady. Stale poszerzamy też grupę naszych ekspertów. Chcemy pokazać, że naszym priorytetem jest przekazywanie rzetelnych informacji i tworzenie znakomitych treści.

Ten rok jest wyjątkowy dla polskiego jeździectwa. Na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, po raz pierwszy od 1980 r. nasi zawodnicy zaprezentują się we wszystkich konkurencjach jeździeckich. Czy planujecie jakieś specjalne materiały związane z Igrzyskami?

Tak, jesteśmy podekscytowani tym historycznym wydarzeniem dla polskiego jeździectwa i planujemy szeroko o nim mówić w naszych relacjach. Tym bardziej że Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego (WKKW), na który zakwalifikowali się nasi zawodnicy, jest nam szczególnie bliski. Podobnie jak w wyścigach konnych, bardzo istotna jest tam wytrzymałość i szybkość. Widzowie EQUI TV mogą spodziewać się specjalnych materiałów na ten temat.

Służewiec iTV to były relacje z gonitw, wywiady z ekspertami. Czy znane już formaty pojawiać się będą również w EQUI TV i jakich nowości mogą spodziewać się widzowie?

Jak już wspomniałam, EQUI TV będzie nadal oferować znane formaty, które nasi widzowie polubili na antenie Służewiec iTV. Dotyczy to szczegółowych relacji z wyścigów, wywiadów z hodowcami, trenerami, właścicielami i jeźdźcami. Rozumiemy, jak ważne są te elementy dla naszych widzów. Dodatkowo relacje z dni wyścigowych poszerzymy o tematy związane z szeroko pojętym lifestylem (np. modą wyścigową). Pokażemy również szereg materiałów, które będą miały na celu edukację na temat wyścigów konnych. W tym sezonie zajęliśmy się również realizacją i publikacją specjalnych podcastów. Oprócz wymienionych formatów, widzowie mogą spodziewać się też wielu nowości. W naszych materiałach pokażemy kluczowe postacie ze świata jeździeckiego, zajrzymy za kulisy najważniejszych wydarzeń w Polsce i za granicą. Zwiększamy również naszą obecność w Internecie. EQUI TV można śledzić na YouTube, Facebooku, Instagramie, Twitterze i TikTok’u. Warto nas zaobserwować, żeby być na bieżąco z najnowszymi wiadomościami ze świata wyścigów i jeździectwa. Naszym celem jest, żeby EQUI TV stało się głównym miejscem do zdobywania informacji na temat wszystkiego, co związane jest z końmi.

Dziękujemy za rozmowę.

43
Zespół EQUI TV (od lewej): Robert Zieliński, Bogdan Strójwąs, Maciej Piłat, Krzysztof Romaniuk, Annamaria Sobierajska, Michał Kurach, Marta Chowańska, Witold Sudoł, Michał Celmer. Fot. Dava Palej

FASCYNATORY I KAPELUSZE

NA TORZE SŁUŻEWIEC POSTAW NA

STYLOWE NAKRYCIE GŁOWY

AUTORKA: KATARZYNA KRAUSS, DAMOSFERA.PL

Nakrycia głowy od zawsze pełniły ważną funkcję w modzie i pomagały ludziom wyrażać swój osobisty styl.

Jednym z najbardziej wyrafinowanych wyborów w tym obszarze są fascynatory, które już dawno pojawiły się na liście „must-have” dla eleganckich pań. Fascynatory to jednak tylko

część bogatej oferty nakryć głowy, w której ważną rolę odgrywają również kapelusze dla panów. Prześledźmy zatem w skrócie historię, znaczenie i zastosowania tych dwóch niezwykle stylowych dodatków.

Fascynująca historia fascynatorów

Początki fascynatorów sięgają lat dwudziestych XX wieku, kiedy to brytyjska projektantka mody, Millinerica, wprowadziła na rynek lekkie, ozdobne nakrycia głowy. Nazwa „fascynator” pochodzi od angielskiego czasownika „to fascinate” (fascynować) i rzeczywiście, te delikatne konstrukcje mają moc przyciągania uwagi i zainteresowania. Przez lata fascynatory ewoluowały, stając się symbolem elegancji i stylu.

Choć warszawiacy nie mieli możliwości długo nacieszyć się Torem Służewiec przed II wojną światową (został oddany do użytku 3 czerwca 1939 r.), to jednak już od chwili otwarcia był on ważnym centrum kulturalnym i towarzyskim stolicy. Moda w tamtych czasach, podobnie jak i dziś, odgrywała istotną rolę, a eleganckie nakrycia głowy były nieodłącznym elementem stylizacji na takich wydarzeniach jak wyścigi konne.

44 NR 2/2024 Fot. Przemysław Grzęda
KATARZYNA KRAUSS

Gdzie nosimy fascynatory

Fascynatory są doskonałym wyborem na różnego rodzaju wydarzenia formalne i półformalne. Od wesel przez garden party aż po wyścigi konne, te wyrafinowane nakrycia głowy dodają uroku i elegancji niemal każdej stylizacji. Co więcej, fascynatory są znakomitą alternatywą dla tradycyjnych kapeluszy, zwłaszcza w cieplejsze dni, gdy potrzebujemy czegoś lżejszego i bardziej przewiewnego.

Kapelusze dla panów

Nie tylko panie mają przywilej noszenia eleganckich nakryć głowy. Kapelusze dla panów od dawna stanowią istotny element męskiej garderoby. Od klasycznych meloników po stylowe fedory, kapelusze dodają charakteru i szyku męskiej stylizacji. Niezależnie od okazji, od formalnych bankietów po casualowe spotkania, kapelusz może być eleganckim akcentem każdego stroju.

Fascynatory i kapelusze na Torze Służewiec

Tor Służewiec to nie tylko emocje związane z wyścigami, ale również okazja do prezentacji najnowszych trendów w modzie. Podobnie jak na brytyjskim Royal Ascot, gdzie noszenie fascynatorów jest tradycją, na innych ważnych torach wyścigowych również wypada pomyśleć o tym elemencie stroju. Fascynatory stanowią doskonały wybór dla pań, które chcą podkreślić swój styl i wyczucie estetyki podczas wydarzenia wyścigowego.

Warto podkreślić, że fascynatory i kapelusze to nie tylko nakrycia głowy. Pozwalają również wyrazić własny styl i wyczucie elegancji. Bez względu na okazję czy płeć, noszenie tego typu wyjątkowych dodatków może dodać blasku każdej stylizacji i uczynić nasz strój niezapomnianym. Doskonałą ku temu okazją jest wizyta na Torze Służewiec. Podczas Gali Derby i Wielkiej Warszawskiej warto także stanąć do walki o podium konkursu na najpiękniejszą stylizację w kapeluszu.

45
Fot. Weronika Gwardys

DAWNYCH WSPOMNIEŃ CZAR

CZYLI Z PAMIĘTNIKA RÓWIEŚNIKA

Dwie niezwykłe tegoroczne rocznice, 85-lecie powstania Toru Służewiec i 80. sezon wyścigowy, skłaniają rzesze sympatyków wyścigów konnych do nostalgicznych wspomnień ze swojej młodości. Przypominają się spotkania towarzyskie, wzruszenia, emocje i wyjątkowa atmosfera, niepowtarzalna na żadnej innej imprezie sportowej. A wszystko zaczęło się 3 czerwca 1939 r., kiedy na nowo wybudowanym, cudownym torze o architekturze późnego modernizmu, pierwszą historyczną gonitwę wygrał 3-letni ogier Felsztyn (ze stajni Wierzbno, hodowli C. Andrycza i A. Koskowskiego) pod dżokejem Stefanem Michalczykiem. Zwyciężył pewnie o 1,5 długości przed Pontusem (dżokej K. Jagodziński), Kockiem (dż. W. Stasiak), Karioką II (dż. L. Kusznieruk) i Gondolą (dż. E. Gill). Dystans 1600 m pokonał w czasie 1’42,5.

Parę tygodni później, 16 lipca, rozegrano pierwsze Derby na Służewcu. W stawce dziewięciu koni, po torze elastycznym w walce o szyję i w czasie 2’33 triumfował ogier Colt pod dżokejem Zenonem Nowakiem. W pokonanym polu znaleźli się Neron III (dż. S. Michalczyk), Rumor (jeździec S. Molenda – późniejszy znakomity trener), Kastet (dż. A. Fornienko), Kres (dż. N. Kobitowicz), Skarb (dż. E. Gill), Felsztyn (dż. M. Jednaszewski) i Do Końca (dż. K. Jagodziński). Niestety, radość na tym pięknym torze trwała krótko. Bramy Służewca na parę lat zamknęła okrutna wojna. Na całym świecie historię torów wyścigowych tworzą ludzie i konie. W początkowych latach po wojnie zjawiskowym koniem był ogier Turysta. W latach 1948-1950 jako pierwszy w historii

Nagrody Prezesa Rady Ministrów zwyciężył trzy razy z rzędu! Rekord ten wyrównał 9 lat później ogier Surmacz. Turysta w sumie stratował 23 razy i 19 razy wygrał. Lata 50. i późniejsze to fantastyczny rozwój wyścigów i związanych z nimi kontaktów międzynarodowych. Pierwszą do tego okazją w Warszawie były międzynarodowe Derby (w 1952 r.) z udziałem silnych koni z Czechosłowacji. Dosiadali ich świetni dżokeje Borik, Merta i superczempion Hawelka. Dobrze pamiętam te Derby, które przy licznej publiczności zakończyły się wielkimi niespodziankami. Zwyciężył kozienickiej hodowli Wizjer przed outsiderem Cyprem i mocno faworyzowanym Detwanem. Niepokonana wcześniej polska klacz Czarnogóra uplasowała się dopiero na szóstej pozycji. W tym okresie kapitalne wyniki krajowe i w konkurencji międzynarodowej osiągają: niesamowicie waleczny, przepięknej „słomkowej” maści Dorpat, De Corte, Peary czy Solali, którego do zdobycia „potrójnej korony” doprowadził znakomity trener Mirosław Stawski. Zaraz po wojnie zadebiutowały konie czystej krwi arabskiej, które emanowały swoim pięknem, a w wyścigu imponowały staminą. Do znakomitych sukcesów m.in. Santy, Orly, Badiary, Laura czy Krezusa doprowadzili wybitni specjaliści od treningu tej rasy koni. Byli to, do dziś wspominani, Jan Ligocki, Stanisław Bryk, Wiktor Raniewicz czy Karol Chromicz. Czas jednak zrobił swoje, a później przyszła nowa, młoda generacja uzdolnionych trenerów, którzy sięgnęli również po sukcesy międzynarodowe.

Wielkim wydarzeniem w szóstym sezonie wyścigowym na Torze Służewiec był pierw-

46 NR 2/2024

szy udział amazonek w gonitwach. No bo cóż to byłyby za wyścigi bez udziału kobiet. Kiedyś znakomity pisarz i krytyk muzyczny Jerzy Waldorff powiedział, że „muzyka łagodzi obyczaje”. Parafrazując to słynne zdanie, można powiedzieć, że „amazonki w wyścigach łagodzą obyczaje jeźdźców”.

W 1959 r. Mieczysław Mełnicki zostaje dżokejem, trzy lata później czempionem, a po dalszych dwóch wygrywa pierwsze Derby na legendarnej klaczy Demona (trener S. Michalczyk). To otworzyło mu drogę do wielkiej sławy i miejsca w historii wyścigów konnych w Polsce. Pod koniec lat 60. znakomity dżokej Jerzy Jednaszewski dokonuje niezwykłego wyczynu, komentowanego z zachwytem do dziś. Zwycięża w Nagrodach Iwna i Derby na ogierze Kadyks, prowadząc od startu do celownika. Ta jazda w najważniejszym wyścigu roku to była poezja.

Późniejsze dekady wyłaniają nowych bohaterów. Trenerów, takich jak Andrzej Walicki, Maciej Janikowski, Stanisław Dzięcina, Józef Paliński, Stanisław Sałagaj, Krzysztof Ziemiański, Wojciech Olkowski, Maciej Jodłowski, Adam Wyrzyk, a wśród nich prawdziwą perłę Dorotę Kałubę. Wspaniałe konie, m.in. Dipola, Czerkiesa, Korabia, Kliwię, Irandę, Czubaryka, Pawimenta, Skarba, Mustafę, Rutena, Intensa, Va Banka czy Cacciniego. A także dżokei Janusza Kozłowskiego, Arkadiusza Goździka, Józefa Gęborysa, Bolesława Mazurka, Mirosława Pilicha, Stanisława Sałagaja, Piotra Piątkowskiego, Wiaczesława Szymczuka, Jerzego Ochockiego, Aleksandra Reznikova, Rumena Panczewa, niezwykłego Tomasza Dula z jego genialną Dżamajką, czy robiącego w ostatnich latach zawrotną karierę, niezwykle utalentowanego Szczepana Mazura.

Ale nie tylko wielcy są autorami niezwykłych wydarzeń. Takim przykładem był ogier Dębczak (Vilnius – Dębianka po Czubaryk, hod. SK Rzeczna, wł. i tr. K. Zawiliński). Ten koń startował w karierze 120 razy! Setny start uhonorował zwycięstwem pod dżokejem Mirosławem Pilichem. Konia udekorowano na padoku, a w loży honorowej odbył się z tej okazji przesympatyczny bankiet.

Przez lata genialny architektonicznie tor na Służewcu spełniał przede wszystkim swoją

zasadniczą, wyścigową rolę. Jednak ze względu na niezwykłą funkcjonalność był wykorzystywany również do innych celów, jak wydarzenia sportowe, wystawy, przyjęcia, imprezy artystyczne itd. W hali Trybuny Środkowej odbył się mecz bokserski z udziałem znakomitych polskich zawodników, na bieżni płotowej zawody motocyklowe ze słynnym Mielochem na czele, a później też wystawy zwierząt hodowlanych. Z kolei w przepięknym parku w stylu angielskim, Business Centre Club zorganizował garden party, oceniane jako jedne z najlepszych w Warszawie. W 1987 r. na Służewcu odbyły się mistrzostwa świata w przełajach, a światowe gremia wyrażały się o organizatorach w samych superlatywach. Furorę zrobiły w tym przepięknym zielonym krajobrazie występy światowej sławy zespołów muzycznych m.in. Depeche Mode, U2 czy Rolling Stones. Wielkim zainteresowaniem cieszy się dziś Orange Warsaw Festival czy zawody w skokach przez przeszkody Warsaw Jumping. Prawie od początku istnienia wyścigów na Torze Służewiec, były one nobilitowane obecnością bardzo znanych postaci ze sfery nauki, polityki, kultury, sportu czy estrady, zarówno z kraju, jak i zagranicy. Tor gościł wielkie sławy teatru, kina, kabaretu, m.in. Aleksandra Zelwerowicza, Ludwika Sempolińskiego, Andrzeja Łapickiego, Jana Englerta, Janusza Zaorskiego, Jonasza Koftę czy Stefana Friedmana. Torem i wyścigami zachwycony był najlepszy piosenkarz stylu country obu Ameryk, aktor i kompozytor oraz wielokrotny laureat nagród Grammy – Kenny Rogers. Będąc w Warszawie, nigdy nie ominęli wyścigów perkusista Rolling Stones Charlie Watts i jego żona Shirley, a Kazimierz Górski (zawsze w towarzystwie Jerzego Engela) emocje na torze porównywał do tych piłkarskich. Tor zaszczycili obecnością także marszałek sejmu i późniejszy prezydent Bronisław Komorowski, prymas Polski kardynał Józef Glemp, były prezydent i noblista Lech Wałęsa, a na Otwarciu Sezonu, Gali Derby i Wielkiej Warszawskiej od kilku lat zawsze bywają prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski czy poseł Michał Szczerba. Mam nadzieję, że jubileuszowy sezon wyścigowy nadal będzie przyciągał zainteresowanie warszawiaków (i nie tylko), a emocje związane z wyścigami nie osłabną.

47
Fot. archiw. Andrzeja Szydlika

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.