







ROZMAWIAŁA: ADRIANNA PROSTEK, ZDJĘCIA: TOR WYŚCIGÓW KONNYCH SŁUŻEWIEC
Co wyróżnia tę gonitwę i ten dzień na tle innych gonitw oraz dni wyścigowych?
Wielka Warszawska jest najważniejszą gonitwą porównawczą w sezonie dla 3-letnich i starszych koni. Jest to więc porównanie wielu roczników. Z koni polskiej hodowli absolutnym fenomenem był San Luis, który wygrał tę gonitwę dwa razy i był dwa razy drugi jako 7- i 8-latek. Wśród koni zagranicznych najstarszym, który wygrał, był urodzony w Wielkiej Brytanii 8-letni Caitano, deklasując rywali w 2002 roku, choć w tej rywalizacji zdecydowanie dominują konie 3-letnie.
Wysoka dotacja – jest nawet wyższa niż w Derby, co ma tu także ogromne znaczenie. Wielka Warszawska to również niezwykłe, jak zawsze podkreślam, spotkanie towarzyskie, a do tego w miejscu pełnym cudownej zieleni. Na Wielkiej obowiązuje sznyt i elegancja. Pamiętam, że gdy chodziłem na Wielką Warszawską, to mama zawsze przypominała mi „Ubierz się przyzwoicie, załóż krawat i marynarkę, przecież idziesz na Wielką!”. Sama gonitwa wywołuje niesamowite emocje, specyficzną atmosferę, czar i urok. Warszawiacy uwielbiają tę gonitwę, ale do Warszawy przyjeżdżają również entuzjaści z całej Polski.
Wielka Warszawska tworzy niezapomniane wspomnienia, nieoczekiwane sytuacje, które pamięta się latami i przekazuje z pokolenia na pokolenie.
Jakie są według Pana niezwykłe wydarzenia, które przeszły do historii Wielkiej Warszawskiej?
Każda ocena jest subiektywna, a niezwykłych bądź historycznych wydarzeń było wiele. Ja Wielką
dobrze pamiętam od 1951 roku, kiedy to mój ulubiony koń – czarny jak smoła o fenomenalnym finiszu i wybornym pochodzeniu Skarbnik (Skarb-Solina) pod dżokejem J. Szczepaniakiem w stawce 10 koni pokonał ogiera o pięknej, samochodowej nazwie Bugatti i klacz Bijatykę. Ale idźmy dalej. Na pewno do historii przeszła fenomenalna klacz Demona, która w plebiscycie zorganizowanym przez Totalizator Sportowy – Oddział Służewiec została przez publiczność wybrana koniem 80-lecia. Demona obok innych fantastycznych osiągnięć jako pierwsza klacz w historii zwyciężyła dwa razy z rzędu w Wielkiej Warszawskiej. W 1980 r. bajeczny sukces odniósł ogier Dixieland. W Warszawie padało, padało i padało, tor był straszliwie ciężki, a ogier galopował jak uskrzydlony i wygrał z m. do m. W pokonanym polu zostały nie byle
Zwycięstwo w Wielkiej Warszawskiej to ogromna radość i prestiż
Odbycie rundy honorowej po zwycięskiej Wielkiej Warszawskiej u boku swojego konia to marzenie każdego właściciela
jakie gwiazdy, m.in. derbistka Sinaja czy inne znakomitości wyścigowe jak Dżudo, Czubaryk czy Akcept.
W 1995 r. doszło do epokowego wydarzenia. Po raz pierwszy w historii Wielkiej Warszawskiej wygrała kobieta – przesympatyczna am. pr. dż. Katarzyna Szymczuk. Kapitalnie poprowadziła do zwycięstwa 3-letniego ogiera Wolarza w stawce 13 koni. Po pięciu latach w Wielkiej Warszawskiej wystartowały aż cztery konie z zagranicy, co jest największą ilością w historii tej gonitwy, a w następnej Wielkiej publiczność oklaskiwała olśniewające zwycięstwo konia Caitano, który startował na kilku kontynentach.
Rok 2011 należał do wybitnego, wyhodowanego przez Romana Piwkę ogiera Intens. To, czego dokonał w Wielkiej Warszawskiej, wspominane jest do dziś. Wrażenie było niesamowite, a tłumy oklaskiwały „prawdziwy teatr jednego aktora”. Do tego Intens dodał fantastyczny rekord toru na 2600 metrów – 2’40,3”, któremu wróżę dalszą długowieczność.
Przez wiele, wiele lat oglądał i komentował Pan Wielką Warszawską. Jaki wynik gonitwy był dla Pana największym zaskoczeniem? Nie chciałbym pozycjonować, bo na wyścigach
wszystko może się zdarzyć, ale ostateczny wynik gonitwy w 1969 r. trochę mnie zaskoczył. W pojedynku gigantów – trzech derbistów Trabanta z 1967 r., Erotyka z 1968 r. i Kadyksa z 1969 r. –dopiero czwarte miejsce tego ostatniego. W 1994 roku na Służewiec przybył koń z Węgier i w ten sposób Wielka Warszawska po raz pierwszy po wojnie odbyła się w obsadzie międzynarodowej. Urodzony w USA 5-letni Montauciel zwyciężył, a do tego sukcesu doprowadził go 61-letni dżokej o bardzo barwnym życiorysie –Pál Kállai. Warszawiacy oddali mu na padoku szacunek i uznanie. Był to najstarszy w historii warszawskiego toru dżokej, który wygrał Wielką Warszawską.
Jaką rolę w karierze konia, dżokeja czy trenera odgrywa sukces w tej prestiżowej gonitwie?
Ogromną. Najlepsze konie kierowane są do hodowli. Natomiast jeźdźcy, trenerzy i oczywiście hodowcy przechodzą do historii. Cieszą się również wielkim uznaniem, podziwem i szacunkiem.
Niektóre z tych osób stają się legendami, jak np. dż. Jerzy Jednaszewski, który aż osiem razy zwyciężył w Wielkiej Warszawskiej i był prawdziwym ulubieńcem publiczności, z którą miał znakomity
kontakt. Wspaniały fighter o wybornej technice –dż. Mieczysław Mełnicki czy dżokej o stalowych nerwach i wzorowej sylwetce w siodle – Tomasz Dul, który dokonał fantastycznego wyczynu, kiedy to w 2000 r. zwyciężył w Wielkiej na klaczy Dżamajka, a w sumie w tym roku wygrał aż 139 gonitw! Rekord, któremu również wróżę epokową wieczność! Wśród trenerów Andrzej Walicki – 10-krotny zwycięzca tej gonitwy, Stanisław Molenda 7-krotny czy Stadnina Koni Golejewko, która wyhodowała po wojnie aż 15 zwycięzców.
Jak Pan przeżywał tę gonitwę, kiedy komentował, a jak teraz prywatnie?
Kiedy przez dekady komentowałem gonitwy, to każdą w jakiś sposób przeżywałem, ale te najważniejsze wzbudzały we mnie najwięcej emocji.
Jednak sumiennie przygotowywałem się do każdego wyścigu. Nie lubiłem komentować gonitw ilościowo słabo obsadzonych. Pamiętam, że kiedyś pewien kibic powiedział mi „Panie Andrzeju, komentował Pan ten wyścig jakby były to Derby”. I o to właśnie chodzi. Dla mnie najważniejsza na torze była publiczność i traktowałem ją zawsze z szacunkiem. Od trzech lat jestem już widzem i emocje mnie nie omijają. Wielka Warszawska ma dla mnie zawsze wielkie znaczenie, jest uświęcona wielką tradycją, która kreuje co roku nowe końskie gwiazdy i nowych bohaterów. Ponadto to wydarzenie jest cudownym świętem całego środowiska wyścigowego – jeźdźców, trenerów, hodowców, właścicieli koni, pracowników stajen, ludzi z tzw. „drugiego planu” i oczywiście wiernych od lat sympatyków wyścigów konnych.
ROZMAWIAŁ: JAN ZABIEGLIK, ZDJĘCIA: TOR WYŚCIGÓW KONNYCH SŁUŻEWIEC
W ostatnich sześciu sezonach rodzina Traków: pan, żona Joanna oraz trzy córki: Magdalena, Emilia i najmłodsza Zofia stała się, jak na polskie warunki, potęgą na wyścigach. Zdobyliście po dwa tytuły Hodowcy Roku (2016 i 2019) oraz Właściciela Roku (2018 i 2021), macie w swym dorobku zwycięstwo
Fabulousa Las Vegas w Derby (2018), który został też 14 koniem trójkoronowanym w historii Służewca, a także wygraną Night Tornado w Wielkiej Warszawskiej (2021). Można doznać zawrotu głowy od tylu sukcesów uzyskanych w tak krótkim czasie. Jak Pan sądzi, dlaczego Wam się akurat powiodło?
Choć słysząc określenie „potęga wyścigowa” robi mi się bardzo miło, to jestem raczej realistą i zdaję sobie sprawę, że są większe „potęgi” w tej dziedzinie.
Na wyścigach jesteśmy obecni od 12 lat. W tym czasie zdążyliśmy się przekonać, że nasze spektakularne powodzenie jest związane z bardzo dobrymi wynikami kilku koni, jednakże w tym samym czasie nie zabrakło również porażek. Oprócz wspomnianych wspaniałych ogierów, prestiżowe nagrody zdobywały klacze: Iron Belle (Soliny, Oaks, Krasne) oraz Incepcja (Memoriał
F. Jurjewicza, Westminster Freund Schaftspreiss), nagrodę pozagrupową wywalczyła także Ines d’Ecosse (Rzeki Wisły). A przecież w tym czasie biegało w sumie kilkanaście naszych koni. Niektóre wygrały, jak Omer, pięć, czy Tudul (nasz pierwszy koń), Tudello i Zanzily Passion po trzy, Bright Amber dwie oraz, Omena, Exostar i Iva Grey po jednej gonitwie, ale były też takie, biegające bez sukcesów, nie tylko własnej hodowli, lecz także te kupione na zagranicznych aukcjach. Jednak pragnę podkreślić, że do wszystkich naszych koni podchodzimy bardzo osobiście i indywidualnie. Znamy je i regularnie odwiedzamy. Wszystkim, które gorzej radziły sobie na torze, znajdowaliśmy nowy dom –w rekreacji lub małym sporcie. Pyta pan, dla -
czego akurat nam się powiodło? Może dlatego, że mieliśmy szczęście nie tyle do koni, co do ludzi. Pierwszym dla nas człowiekiem na drodze do wyścigów był wielki ich pasjonat Roman Piwko. Wtedy, gdy się poznaliśmy, prowadził on gospodarstwo agroturystyczne i hodowlę koni pełnej krwi w Skorogoszczy na Opolszczyżnie, odległej o kilkanaście kilometrów od Pogorzeli, gdzie mamy nasz rodzinny dom.
Do Romana trafiłem w 2003 r., szukając szkółki jeździeckiej dla moich córek, sześcioletniej Emilki i o dwa lata starszej Magdy. Dziewczynki jeździły najpierw na kucykach, a potem na koniach pełnej krwi angielskiej. Przez te pierwszych kilka lat Roman opowiedział mi wiele o wyścigach, do których wystawiał konie własnej hodowli. A potrafi zajmująco opowiadać. Namówił mnie także do zakupu Tudula, równolatka Intensa, dla córek (formalnie właścicielem musi być osoba dorosła i tak została nim moja żona). Oba te konie zostały powierzone do treningu Krzysztofowi Ziemiańskiemu i zadebiutowały na Służewcu w 2010 roku. W następnym sezonie okazało się, że Intens był koniem fenomenalnym, jednym z najlepszych w historii Służewca. Byłem naocznym świadkiem, jak wygrywał Derby z przewagą 12 długości, a potem równie łatwo St. Leger i Wielką Warszawską. Czy mogło
mnie spotkać już na początku mojej wyścigowej przygody większe zauroczenie? Nasz Tudul wygrał w tamtym roku tylko dwukrotnie, ale cała rodzina była szczęśliwa z tego powodu. Najważniejsze jednak, że dzięki triumfującemu Romanowi poznałem trenera Krzysztofa Ziemiańskiego, który rok wcześniej święcił swój pierwszy triumf w Derby. Wtedy niesamowitym finiszem z ostatniej pozycji popisała się prawie zupełnie nieliczona Infamia, która następnie wygrała także Oaks. Potem jednak doznała kontuzji i już nie mogła kontynuować kariery. W 2011 roku Roman oraz trener Ziemiański przekonali mnie i żonę, żebyśmy rozpoczęli własną hodowlę, odkupując Infamię od Totalizatora Sportowego. Miałem już wtedy nie tylko wielki podziw, ale także duże zaufanie do Krzysztofa. Oprócz Tudula oddaliśmy mu do treningu jeszcze Tudello, którego kupiliśmy od Romana Piwko. Zakupiliśmy też od właściciela D. Dziubyny jeszcze jedną klacz, Olgę, która nie wyszła do startu z powodu kontuzji w 2000 roku, ale miała bardzo dobry rodo -
wód. Jej ojcem był Jape, a matką Ombra. Jednak tylko jej pierwszy przychówek Ormuz okazał się bardzo dobrym koniem. Wygrał cztery gonitwy, w tym w treningu Krzysztofa Nagrodę „Życia Warszawy” w 2003 r. Dla nas Olga urodziła tylko jednego dobrego konia, wspomnianego już wyżej Omera, który rozpoczął karierę jako trzylatek. W ciągu dwóch sezonów (20172018) wygrał pięć razy, w tym Nagrodę Villarsa (I gr.), a w Sac-a-Papier był drugi.
Zakup Infamii okazał się niezwykle szczęśliwym przedsięwzięciem. To sukcesy jej córek, Iron Belle oraz Incepcji przyniosły Wam już dwukrotnie tytuł Hodowców Roku. Jak wyglądały początki jej hodowlanej kariery? Najpierw przebywała w ośrodku w Skorogoszczy. Następnie pojechała do Stadniny Krasne, gdzie została zaźrebiona Belenusem. Z tego związku narodziła się we Francji, gdzie pojechała pod Le Havra, Iron Belle. W 2014 roku urodziła tam Incepcję, która wspomniane wyżej sukcesy osiągnęła w wieku 5 lat. W SK Pegaz
braci Andrzeja i Ryszarda Zielińskich została zaźrebiona Ecosse i w 2015 r. przyszła na świat Ines d’Ecosse, którą po zakończonej karierze sprzedaliśmy i została matką stadną u nowego właściciela.
Infamia jest wspaniałą matką, według mnie jedną z najlepszych współczesnych matek stadnych pełnej krwi w Polsce w prostej linii pochodzącej od legendarnej Liry i Rulera. Naszą dumą jest, że dołożyliśmy swoją cegiełkę do rozwoju polskiej hodowli. Do tej pory tylko jeden jej przychówek Iron Man (po Planteurze, ur. w 2016 r.) nie zdołał odnieść zwycięstwa. Po jednym wyścigu wygrały wspomniana już wcześniej Iva Grey oraz Exostar.
Gdzie obecnie przebywa Infamia i czy w tym roku zobaczymy w akcji jej dwuletniego potomka?
Od kilku lat Infamia stacjonuje w ośrodku Jarosława Kotfasińskiego w miejscowości Bielawy niedaleko stadniny w Łącku. Tam również przebywają na stałe dwie pozostałe nasze matki:
Iron Belle oraz Incepcja. Bardzo sobie chwalimy tę współpracę. Konie przychodzą od J. Kotfasińskiego na tor świetnie odchowane, co podkreśla trener Ziemiański. W tym roku nie ma dwulatka od Infamii, ale jesienią rozpocznie trening od niej roczniak po Eagle Top, który urodził się we Włoszech. Tam też Infamia została zapłodniona przez Mukhadrama i urodziła klaczkę, z którą przebywa obecnie przebywa we Francji, gdzie pojechała na krycie pod ogiera Cloth of Stars. Iron Belle pojechała do Włoch pod Mukhadrama jako jałowa, ale już urodziła ogierka. Natomiast Incepcja będzie pokryta w najbliższym okresie stanówkowym Fabulousem Las Vegas, którego wydzierżawiliśmy Stadninie Koni Moszna jako ogiera czołowego. Stanówka kosztuje 3 tys. zł, jednak dla polskich klaczy pozagrupowych jest 50 proc. zniżki. FLV uzyskał też nominację PZHK do krycia klaczy półkrwi. W tym roku mamy tylko jednego dwulatka naszej hodowli, Inferię, po ogierze Manduro od Iron Belle. Jest ona podobnie jak reszta naszej hodowli koniem późnym i nie jest pewne, czy zadebiutuje w wieku 2 lat.
Jak Pan i rodzina odbieracie tegoroczne perypetie Konia Roku 2021 Night Tornado? Po urazie jakiego doznał w lutym, trener Ziemiański nie ukrywał, że miał koń 2 miesiące przerwy w treningu i że do biegu o Nagrodę Widzowa (2400 m) nie zdążył go przygotować na 100 procent. Miał nadzieję, że braki w treningu nadrobi klasą. Tymczasem wyścig został rozegrany na końcówkę (30,2-29,5) i biegnący po raz pierwszy w tym sezonie faworyt nie zdołał nawiązać walki z końmi, które miały już po jednym wyścigu za sobą. Był dopiero czwarty, ale stracił do zwycięzcy tylko 4,5 dł. Z gonitwy o Prezesa Nagrodę Totalizatora Sportowego został wycofany w trybie dodatkowym z powodu lekkiej kontuzji, która jednak uniemożliwiała występ i znów miał kilkanaście dni przerwy w treningu. Po czterech tygodniach, w biegu o Nagrodę Kozienic (2000 m) już wyraźnie się poprawił.
Przede wszystkim Night Tornado zdobył dla nas w zeszłym roku największy dotychczas sukces właścicielski, zwyciężając we Francji gonitwę klasy Pattern Prix du Grand Camp-Atlantic. Wydaje mi się, że dość dawno nie było takiego sukcesu w Polskich wyścigach, a kontuzje, niestety, są częścią każdego sportu, wyścigów również. Najważniejsze, że nie były to zdarzenia wykluczające jego dalszą karierę. Ze spokojem więc czekaliśmy na jego powrót do pełni sił. W Nagrodzie Kozienic biegał po 2,5 tygodniach treningu, na krótkim jak na niego dystansie i sobie poradził, dlatego uważamy, że z każdym następnym biegiem powinien być lepszy. Najpierw pobiegnie w gonitwie St. Leger, którą wygrał przed dwoma laty. Oczekujemy, że znów będzie walczył o zwycięstwo także w Wielkiej Warszawskiej, choć zdajemy sobie sprawę, że ciężko będzie pokonać derbistę Jolly Jumpera czy wicederbistkę Lady Iwonę, która dość pechowo przegrała Derby, ale w Oaks potwier-
dziła, że może być bardzo groźną rywalką. Jak wiadomo w najważniejszej porównawczej gonitwie sezonu trzyletnie konie niosą 5 kg, a klacze aż 7 kg ulgi wagi, co na dystansie 2600 m i zwłaszcza na torze mocno elastycznym może mieć duży wpływ na wynik.
Czy już tak dalece wciągnął się Pan w wyścigi, że sam próbuje Pan podejmować decyzje hodowlane i te dotyczące zakupu koni za granicą?
Tak. Wcześniej wspomniałem, że w wyścigi i opiekę nad naszymi końmi zaangażowana jest cała nasza rodzina. Uważnie śledzimy to, co dzieje się w kraju i za granicą, zarówno pod względem wyścigowym, jak i hodowlanym. Tylko szerokie horyzonty pozwalają na rozwój i miarodajne dokonywanie własnych wyborów. Mimo to jestem daleki od uzurpowania sobie wiedzy. Oczywiście, mamy z żoną już trochę stażu właścicielskiego i hodowlanego, jednak decyzje dotyczące hodowli i zakupu koni podejmujemy wspólnie z Krzysztofem Ziemiańskim i Marianną Surtel. Polegamy na fachowości, doświadczeniu i troskliwości Krzysztofa o powierzone mu konie, które to cechy odziedziczył po swym ojcu śp. Bogdanie.
Będziemy oddawać konie do jego stajni, dopóki będzie trenerem, bez żadnego nacisku, że muszą być jedynie dobre wyniki, bo to jest przecież niemożliwe. W naszej gestii pozostaje głównie rozmiar zaangażowania naszej rodziny w wyścigi. Nad tym, abyśmy panowali nad sytuacją i nie kupowali lub hodowali koni ponad rozsądną miarę, licząc, że kolejne sukcesy są na wyciągnięcie ręki, czuwa moja żona. Ona mnie zadziwia zdroworozsądkowym podejściem i spokojem. To na początku miała to być zabawa dla dziewcząt, dla których kupowaliśmy pierwsze konie. W międzyczasie córki pokończyły studia i na koniach już nie jeżdżą, ale żywo interesują się wyścigami i znane są z bardzo emocjonalnych reakcji na starty naszych koni. Emilka ukończyła studia, a Magda i jest w trakcie robienia aplikacji. Do naszego wyścigowego, właścicielskiego teamu, osiągając pełnoletniość, dołączyła w tym roku najmłodsza córka Zosia. Ona ma najwięcej entuzjazmu do jazdy konnej i wyścigów.
Zabawa się skończyła. Dziś jest to nasza pasja, a kiedy przyszły duże sukcesy, pojawił się entuzjazm i profesjonalizm właścicielski, a także podziw dla ciężkiej pracy ludzi w stajni. Serdecznie im wszystkim dziękujemy.
AUTOR: MARTYNA MALISZEWSKA-MAŃK, DAMOSFERA
Konie, sportowe emocje, elegancja, kapelusze – wszystko w klimacie lat 30, wszystko na Torze
Wyścigów Konnych Służewiec w Warszawie podczas jednej z najważniejszych gonitw sezonu. Wielka Warszawska to wyścig z ponad stuletnią tradycją, który w sercach wielu warszawiaków zajmuje szczególne miejsce i stanowi o ich stołecznej tożsamości.
Wyścigi konne i moda, prestiż i elegancja, Paryż i Warszawa – nie ma bardziej oczywistego mianownika łączącego te wszczystkie skojarzenia, jak Wielka Warszawska, która wzorowana na legendarnym wyścigu Grand Prix de Paris, organizowana jest w stolicy od 1895 roku. Popularność wyścigów konnych w XIX wieku sprawiła, że paryska gonitwa stała się najpopularniejszą rozrywką nie tylko wśród artystokracji, polityków i światowej śmietanki towarzyskiej, lecz także wśród mieszczan. Hrabia August Potocki zafascynowany najważniejszą gonitwą w Paryżu ustanowił podobne wydarzenie w kraju nad Wisłą. Wielka Warszawska jest międzynarodową gonitwą porównawczą dla koni trzyletnich i starszych, a w konkursie każdego roku biorą udział najlepsze wierzchowce z kraju i zza granicy, które ścigają się na dystansie 2600 metrów. Na sportowych emocjach towarzyszczących gonitwie się jednak nie kończy, ponieważ wyścig odbywa się na Torze Wyścigów Konnych Służewiec, który na mapie Warszawy zajmuje szczególne miejsce.
Podczas tegorocznej 109. Wielkiej Warszawskiej przeniesiemy się w lata 30. XX wieku, bowiem okres dwudziestolecia międzywojennego to czas
szczególny dla warszawskiego Toru Wyścigów Konnych Służewiec. Zapadła wtedy decyzja o zmianie lokalizacji. Gonitwy, które wcześniej organizowano na torze na Polach Mokotowskich, od 1939 roku mogły odbywać się we wzorowanym na europejskich torach i jednocześnie najnowocześniejszym obiekcie. Niestety we wrześniu 1939 roku “bomba nie poszła w górę”, a sportowe emocje i eleganckie kreacje towarzyszące Wielkiej Warszawskiej ustąpiły miejsca mundurom i karabinom. Ale gdyby nie wojna...
A może gdyby Tor Służewiec oddano do użytku kilka lat wcześniej? Jak mogłaby wyglądać najważniejsza w stolicy gonitwa? Jakie toalety miałyby na sobie Panie? Co nosiliby Panowie?
W co ubrane byłyby dzieci?
Wbrew powszechnemu przekonaniu moda lat 30-stych jest wyraźnie inna od tej panującej
w latach 20-stych. Co prawda nadal pozostaje bardzo elegancka, jednak za sprawą ekonomicznego kryzusu i deficytu tkanin na rynku, najbardziej znamiennymi cechami stają się funkcjonalność i wygoda. Idealna kobieta lat 30-stych jest wysoka, szczupła i posiada pełniejsze biodra, oczywiście nie wszystkie Panie wpisywały się w wyznaczony kanon. Manipulowano więc sylwetką za pomocą ubrań. Na początku lat trzydziestych linia stanu uległa podwyższeniu do linii bioder i z biegiem lat unosiła się w okolice talii. Zwiększała się także objętość górnej części kostiumów, sukien i płaszczy. Modne były sukienki z bufiastymi rękawami, koszule z dużymi kołnierzykami i żabotami, taliowane garsonki i żakiety z zapięciem bądź wiązaniem. Biżuterię podobnie jak w poprzednim dziesięcioleciu stanowiły perły.
Nowością były także nylonowe rajstopy. Na lata trzydzieste przypada także rozkwit karier Coco Chanel oraz Elsy Schiaparelli jako projektantek mody, a ikoną stylu staje się Marlena Dietrich, lansując modę na szerokie spodnie z wysokim stanem z podwójnym rzędem guzików. Panowie w latach 30. nosili się bardzo elegancko, ich codzienny strój stanowił garnitur, najlepiej w najmodniejszym granatowym kolorze. Męska marynarka miała kwadratowy krój powiększający tułów i podobnie jak w stroju kobiecym, ciężar sylwetki przeniesiono ku górze, stosując poduszki na ramionach. Dwurzędowe marynarki zapinano na cztery, sześć lub osiem guzików. Aby sylwetka męska nie wyglądała karykaturalnie zbilansowaniem były szerokie spodnie. Mężczyzna dzięki takiemu zestawieniu sprawiał wrażenie pewnego siebie i silnego. Moda dla młodych dam to przede wszystkim sukienki z uniesioną linia stanu, bluzki z bufiastymi rękawkami, spódniczki w plisy lub z falbankami, białe podkolanówki bądź skarpetki
oraz balerinki z paseczkiem. Chłopcy nosili bawełniane koszule, krótkie szerokie spodenki, do których często dobierano szelki i skarpetki (podkolanówki lub do połowy łydki).
Podczas jesiennej aury towarzyszącej Wielkiej Warszawskiej mogły się także przydać dwurzędowe płaszcze, modne w każdej z wyżej omawianych grup.
W dwudziestoleciu międzywojennym obowiązkowym elementem, zarówno damskiej, jak i męskiej stylizacji były oczywiście kapelusze, bowiem pokazanie się publicznie „z gołą głową” traktowano jako nietakt. Najczęstszym kapeluszem wybieranym przez Panów była klasyczna fedora. Do stylizacji mniej formalnych zakładano kaszkiety. Kobiece nakrycia głowy lat trzydziestych cechuje duża różnorodność. Z każdym rokiem kapelusze i toczki ulegały transformacjom. Początek lat trzydziestych to trwająca wciąż moda na kapelusze klosze jednak z większym, opadającym z jednej strony rondem. Wraz z rokiem 1932 następuje zmniej -
szenie i spłycenie główki kapelusza, a do łask powraca rondo. Kanotiery, klosze z główką na kształt myśliwskiego kapelusika, przybrane piórkiem, marynarskie kapelusiki i berety nosi się na bakier z odsłoniętą prawą stroną głowy. W modzie pojawia się także „kapelusz tyrolski” z główką złożoną po męsku i piórkiem. Od 1936 roku możemy wyodrębnić kilka rodzajów najmodniejszych nakryć głowy: toczki ze zdobieniem na froncie, kapelusze o płaskiej główce zsunięte na tył głowy z rondem rozchylonym na boki i podpiętym, z kokardą pośrodku, nasunięte na czoło furażerki, berety, kaszkiety, kapelusiki głęboko osadzone na głowie z wywiniętym rondem z przodu (podobne do dzisiejszych bucket hat), czapeczki przypominające holen -
derskie czepki, słomkowe stożki nawiązujące do chińskim nakryć głowy, czapki z daszkiem, a także kapelusze z główką nawiązującą do nakryć głowy używanych na safari. W roku 1939 ciężar kapelusza (główki i ronda) zostaje przeniesiony na przód głowy. Kapelusze o płaskiej główce, która osadzona została prawie na czole charakteryzuje większych rozmiarów rondo, zdobienie znajduje się często z tyłu. Materiały z których wykonywano owe nakrycia głowy to filc, słomka, rafia, aksamit. Zdobienia stanowiły najczęściej rypsowe taśmy, pióra, koraliki, kwiaty i woalki. Głowy dziewczynek zdobiły kokardy, berety lub nieduże marynarskie kapelusiki z pomponem bądź kapelusiki na wzór jeździeckiego toczka z malutkim daszkiem. Chłopcy najczęściej nosili kaszkiety.
Już 25 września podczas Wielkiej Warszawskiej przenieśmy się w lata 30-ste i poczujmy klimat międzywojennej Warszawy. Niech Konkurs na najpiękniejszą stylizację lat 30-stych w kapeluszu stanie się okazją do spędzenia czasu wśród pięknie wystylizowanych Pań w kapeluszach o fantazyjnych formach, wśród Panów w fedorach, dziewczynek w berecikach i chłopców w kaszkietach. Niech na Torze Wyścigów Konnych Służewiec zadzieje się to co w latach 30-stych poprzedniego wieku zostało przerwane wybuchem II wojny światowej.
ROZMAWIAŁA: MAGDALENA KOMAREK
ZDJĘCIA: TOR WYŚCIGÓW KONNYCH SŁUŻEWIEC
Święta wyścigowe, takie jak Wielka Warszawska, są swojego rodzaju rozdziałami w historii wyścigów konnych w Polsce. To co wydarza się w takie dni na Torze Służewiec już na zawsze zostaje zapamiętane. Dla zespołu organizatora są to momenty w których można zaobserwować zachodzące zmiany, tendencje i efekty pracy, dlatego też na chwilę przed Wielką Warszawską 2022 rozmawiamy z Dyrektorem Toru Służewiec – Dominikiem Nowackim i pytamy w jakim miejscu są dziś wyścigi konne.
To będzie dla Pana Dyrektora czwarta Wielka Warszawska. Już czy dopiero?
To zdecydowanie dopiero czwarta Wielka Warszawska, od kiedy zostałem Dyrektorem Toru Służewiec. Duże zmiany wymagają czasu, cierpliwości i wytrwałości. Pracuję na Torze Służewiec od 4 lat, z czego dwa przypadły na bardzo trudny, zarówno społecznie, jak i biznesowo, okres pandemii, a tegoroczny sezon zaczynaliśmy w bardzo stresującym czasie, kiedy to wybuchła woja na Ukrainie. Były to dla mnie i mojego zespołu bardzo trudne egzaminy, które dobrze zdaliśmy, ale z pewnością ten okres miał duży wpływ na funkcjonowanie Toru Służewiec i bardzo często musieliśmy weryfikować nasze plany i marzenia dotyczące pracy na wyścigach konnych. W dzisiejszych czasach „instant” lubimy jak wszystko dzieje się szybko, ale to nie zawsze jest najlepsze wyjście, szczególnie jak chce się budować coś na lata, a nie na chwilę. Codziennie przychodzę do pracy, bo wierzę,
że Tor Służewiec i wyścigi konne mają szansę powrotu do swojej świetności, inaczej dawno by mnie już tu nie było. Przyznaję, że nie spodziewałem się jak wymagające będzie to zadanie, ale nauczyłem się dostrzegać mniejsze sukcesy na drodze, które skrupulatnie i małymi krokami prowadzą nas ku lepszemu. Mam swój plan, swoją wizję, dziś już bardzo dobrze znam środowisko wyścigowe i ich oczekiwania i mam wrażenie, że jestem w momencie, kiedy przestajemy łatać, a zaczynami budować. Lubię zaglądać w liczby, bo przez te cztery lata nauczyłem się, że ile ludzi tyle opinii, a liczby jednak ciągle nie kłamią. Buduję też zespół, z którym będę mógł góry przenosić, co też wymaga czasu, ale dziś naprawdę wiem, że idziemy już do przodu.
Skąd ta pewność?
Ostatnie dwa lata to była ciągła walka o to, by kolejne dni wyścigowe mogły się odbyć, o obecność publiczności na torze, o poprawę jakości
transmisji w dniach, kiedy nie mogliśmy przyjąć gości. Uważam, że wtedy sukcesem był każdy ,,normalny’’ dzień wyścigowy, ale wykorzystaliśmy też ten okres bardzo dobrze do budowania i rozwijania mediów branżowych, tak by fani rywalizacji na Torze mogli ciągle żyć wyścigami, cieszyć się tymi emocjami i bawić się w zakłady wzajemne.
Studio Służewiec iTV przeniosło się w tym okresie z blatu na świeżym powietrzu do profesjonalnego studia wirtualnego i nadaje już z każdego toru w Polsce, wszystkie gonitwy w sezonie. Postawiliśmy portal Trafnews, który dostarcza kompleksowych informacji o tym, co wyści -
gowego dzieje się w całej Polsce, a także na świecie. KANAT, który trzymacie w rękach najpierw udostępniliśmy Wam w wersji internetowej, a dziś możecie dostać go także w całej sieci EMPIK. Zawalczyliśmy o młodszych odbiorców poprzez zaaktywizowanie kanału na Instagramie i rozpoczęcie działań na TikToku. Ktoś mógłby powiedzieć, że za promocję wyścigów nie powinien zabierać się zespół zarządzający obiektem, a instytucje odpowiadające za wyścigi konne w Polsce, ale ja się cieszę, że możemy dołożyć swoją cegiełkę dla rozwoju tej branży. Warto zwrócić uwagę na fakt, że te wszystkie działania nie ograniczają się do tego co dzieje się na
Torze Służewiec, ale dzięki zacieśnieniu współpracy z wrocławskimi Partynicami i Hipodromem Sopot dziś dostarczamy fanom wyścigów konnych pełen serwis newsowy z całej branży. Zresztą ta kooperacja z Dyrektorem Sawką i Prezes Koczurowską – Wawrzkiewicz bardzo mnie cieszy, bo nasza współpraca przy tworzeniu kalendarza wyścigowego także okazała się być ważnym posunięciem zarówno dla publiczności, samych wyścigów, jak i klienta TRAFu. Te wszystkie działania każdy może ocenić z własnej perspektywy, jednak odpowiadając na Twoje pytanie ,,skąd ta pewność?’’ - już odpowiadam –w liczbach. Dlaczego współpraca z pozostałymi Torami okazała się sukcesem? Otóż średni obrót zakładów wzajemnych w Trafie wzrósł dwukrotnie od roku 2020. Sprzedaż całościowa w TRAFie wzrosła od 2019 roku o prawie 100%. To są między innymi efekty wspominanej wcześniej współpracy przy tworzeniu kalendarza gonitw. Wyścigi przestały być już lokalne. Bohaterzy gonitw, którzy dziś mają szansę podróżować
pomiędzy torami w Polsce, przestrzeń na aktywność mediów i czas na promocję każdego wyścigowego święta – to wszystko spowodowało, że publiczność ma szansę obserwować ten sport w pełnej krasie. Widać to głównie na Wrocławskich Partynicach, gdzie wyniki w Trafie rosną w imponującym tempie.
Słyszę też często zarzuty, że na wyścigi przychodzi coraz mniej publiczności. Wiele osób wciąż pamięta dni wyścigowe, na które przychodziło 30 tysięcy ludzi. Ja również mam marzenie, by znowu tak było. Jednak rynek rozrywki z Warszawie zmienił się bardzo przez te lata i czeka nas mnóstwo pracy, by ponownie stać się na nim konkurencją. Jednak nie rzucam słów na wiatr mówiąc, że skrupulatnie idziemy do przodu, ponieważ według danych frekwencji na torze Służewiec zanotowaliśmy od 2018 roku wzrost o 92%, pomimo COVID i wszystkich wyzwań, z którymi musieliśmy mierzyć się w tym czasie. Nasza wzmożona aktywność marketingowa od samego początku pandemii była okupiona bardzo dużą ilością pracy, ale była obliczona na podtrzymanie przez ten okres klienta i jego zainteresowania, co nam się z pewnością udało. A to dopiero pierwszy sezon, który można w miarę porównywać do tych, którymi zajmowali się moi poprzednicy.
Wyścigi wróciły, można by także wrócić do tego co dobre i sprawdzone, ale Pan zdecydował się podjąć kolejny odważny ruch. Trochę namieszał Pan w tegorocznym programie gonitw co wywołało wiele kontrowersji. Jakie efekty przyniosły wprowadzone zmiany?
Stabilizacja jest wrogiem progresu. Wyścigi potrzebują wielu zmian, by powróciły lata świetności. To wymaga bardzo często naruszania statusu quo w wielu sferach. My jako ludzie, ze swej natury boimy się zmian i wiążą się one dla nas z dużym stresem, dlatego są dla mnie zrozumiałe te emocje związane z ingerencją w Plan Gonitw. Do wyścigów musimy jednak podejść z odwagą, bo stan obecny nie zdaje egzaminu, zarówno z perspektywy hodowli, rozwoju branży wyścigowej, jak i poziomu atrakcyjności dla publiczności. Do tegorocznej zmiany podeszliśmy także z należytą rozwagą. Przebrnęliśmy przez wiele konsultacji z przedstawicielami środowiska, a na końcu zwierzchnik wyścigów konnych, a jednocześnie organ decydujący - Polski Klub Wyścigów Konnych zaaprobował takie rozwiązanie. Pula nagród została
rozdysponowana tak, aby premiować najlepsze konie i zbudowane zostało kilka bardzo silnych dni wyścigowych. W efekcie tego bardzo mało gonitw spada w tym sezonie, a idące w parze z tymi zmianami działania marketingowe, jak ,,Droga do Derby’’, które miały od początku sezonu przybliżać publiczności bohaterów, którzy zmierzyli się podczas Gali Derby przyniosły zamierzone efekty. Tylko podczas Nagrody Rulera mieliśmy rekordową od wielu lat frekwencję w ten dzień wyścigowy.
Wcześniej przez wiele lat pracował Pan bliżej jeździectwa, dziś także sport jest wpisywany w działalność Toru Wyścigów Konnych Służewiec chociażby poprzez organizację finału Longines EEF Series. Jak to ma przysłużyć się wyścigom konnym i samemu obiektowi?
Od początku otwarcie mówię o tym, że chciałbym, aby sport jeździecki został na stałe wpisany w działalność Toru Służewiec. Uważam, że wyścigi i jeździectwo powinny funkcjonować obok siebie i dzielić się tym co mają najlepszego. To może być motor napędowy dla obu tych dyscyplin. Dlatego też prowadzimy program ,,Wyścig o folbluty’’, który ma jednym przypomnieć, a innych nauczyć, jak ważny jest dolew pełnej krwi w hodowli koni sportowych. Dzięki zbliżaniu tych dwóch środowisk wielu może skorzystać. Obok zobowiązań, które mam względem wyścigów konnych i które bardzo poważnie traktuję, mam także obowiązek zarządzać venue, jakim jest Tor Służewiec biorąc pod uwagę wszelkie aspekty społeczne, biznesowe i ekonomiczne. Uważam, że pojawienie się jeździectwa jest połączeniem tych moich obu najważniejszych zadań. Cieszę się bardzo, że to właśnie u nas, już po raz drugi, będzie obywał się finał Europejskiego Pucharu Narodów, bo to dla nas jako organizatorów swojego rodzaju zaszczyt i dowód, że środowisko jeździeckie w Europie traktuje nas jako poważnego partnera i obdarza dużym zaufaniem. Mam też marzenie związane z obiektem jako takim. Polska branża hippiczna powinna mieć swój ośrodek na miarę najlepszych w Europie i chciałbym, aby stał się nim Tor Służewiec. To powinno być miejsce, gdzie koń jest w centrum uwagi i które gromadzi najlepszych branżowych specjalistów. To wymaga jeszcze wiele ciężkiej pracy, ale tak jak mówiłem na początku – jestem tu, bo wierzę w to miejsce, w wyścigi i wciąż z nadzieją patrzę w przyszłość.
ZDJĘCIA: TOR WYŚCIGÓW KONNYCH SŁUŻEWIEC
Zakłady w wyścigach konnych to rozrywka wielu kibiców, którzy z zapartym tchem śledzą ten sport. Wzmianki dotyczące organizacji i zawierania zakładów w tej dyscyplinie pojawiły się już w starożytności, gdy mieszkańcy Cesarstwa Rzymskiego opisywali swoje pierwsze wrażenia odnośnie tego widowiska. Choć wyścigi nadal kojarzone są z prestiżem, angielskimi torami oraz wizytami królowej Elżbiety II obserwującej swoje konie rywalizujące w gonitwach, to imprezy coraz częściej odwiedzane są przez całe rodziny, a ich rosnącą popularność można zauważyć również wśród graczy.
Spółką specjalizującą się w zakładach na wyścigi konne w Polsce jest Traf –Zakłady Wzajemne. Dzięki niej gracze mogą w sposób łatwy i precyzyjny wytypować swoich faworytów, a odwiedzenie toru może przynieść nie tylko wiele emocji, ale również trochę szczęścia z wygranych. Traf nie poprzestał wyłącznie na wyścigach konnych. Poszerzył swoją ofertę o zakłady w innych dyscyplinach jeździeckich, tj. skoki przez przeszkody, ujeżdżenie oraz powożenie, ale również został sponsorem cyklu zawodów WKKW podczas Cavaliada Tour – Traf Eventing Tour. Ale jak to się zaczęło?
TRAF TRAFIA NA WYŚCIGI.
Przygoda Trafu w polskich wyścigach sięga 2011 roku, kiedy rozpoczął on swoją działalność Torze Wyścigów Konnych Służewiec oraz w kolekturach. Następnie przyszedł czas na wyścigi na wrocławskich Partynicach oraz Hipodromie Sopot. Tego samego roku Traf nawiązał współpracę z zagranicznym operatorem zakładów wzajemnych, aby oferować wyścigi z torów francuskich.
Przełom nastąpił w roku 2019, kiedy został urucho -
miony portal TrafOnline.pl - kanał, który pozwala na typowanie faworytów kibicom nieobecnym na torze lub tym, którzy potrzebują spokojnego przeanalizowania wyścigu, bez konieczności stania w kolejce do kasy.
Kolejnym krokiem milowym było założenie pierwszego oficjalnego serwisu informacyjnego o wyścigach konnych w Polsce – TrafNews.pl oraz jego mediów społecznościowych. Brak informacji o dyscyplinie oraz potrzeba zaspokojenia wiedzy kibiców i fanów były kołem napędowym do stworzenia serwisu z najlepszymi ekspertami wyścigowymi w Polsce. Pomagają oni graczom w wyborze najlepszych koni wyścigu poprzez serię artykułów:
¨ „Prosto ze Stajni”, w których można znaleźć cynki od trenerów na temat przygotowania ich koni do konkretnych wyścigów
¨ „Wróżenie z wyścigowych fusów”, gdzie można znaleźć dokładne analizy poszczególnych gonitw przed ich rozpoczęciem
¨ „Liga Ekspertów”, w której ponad trzydziestu ekspertów typuje swoich faworytów w konkretnych wyścigach, a następnie procentowe wyniki przedstawiane są w formie graficznej na torach wyścigowych oraz w mediach społecznościowych
Oprócz artykułów gracze mogą wspomóc się cotygodniowym Podcastem Wyścigowym z ekspertami, który dostępny jest we wszystkich serwisach podcastowych oraz na Facebooku Traf Online. Wybierani są w nich faworyci do zakładu septyma (w tym zakładzie konieczne jest prawidłowe wytypowanie koni aż w 7 gonitwach!).
Działania te cieszą się ogromną popularnością nie tylko wśród graczy, ale również jeźdźców, trenerów i właścicieli, którzy śledzą to co eksperci mówią o ich koniach w „Wróżeniu z wyścigowych fusów”, oraz ilu z nich wytypowało ich konie w „Lidze Ekspertów”.
Oprócz treści merytorycznych Traf skupia się również na budowaniu sportowego wizerunku jeźdźców i koni w mediach społecznościowych. Zapowiedzi koni i jeźdźców przed ważnymi gonitwami, rankingi jeździeckie i trenerskie, skróty z wyścigów, pokazują świat wyścigowy jakiego odbiorca jeszcze nie widział.
SKĄD WIADOMO, ŻE AKTYWNOŚCI TRAFU DZIAŁAJĄ?
PRZYJRZYJMY SIĘ LICZBOM!
Powyższy wykres przedstawia rozkład sprzedaży netto z uwzględnieniem lat 2018-2022. Rok 2019, czyli czas wkroczenia Trafu do sieci nie wyglą -
dał obiecująco dla tego rozwiązania. Sytuacja odmieniła się w 2020, kiedy w pandemicznej rzeczywistości tory wyścigowe były zamykane dla odwiedzających. Był to okres wzrostu zainteresowania platformą TrafOnline.pl. To właśnie wtedy wszyscy gracze przenieśli się do wirtualnego świata wyścigów. W 2021 sytuacja na świe -
końca tak się stało. TrafOnline.pl zjednał sobie graczy w czasie pandemii. Rok 2022 jeszcze się nie skończył, ale pokazuje bardzo podobną do roku 2021 tendencję wzrostową.
Najwięcej dni wyścigowych co roku odbywa się na Torze Służewiec, ale wyścigi odbywają się również na innych torach. Prężne działania, współpraca oraz synchronizacja planów gonitw, poprzez zwiększenie ilości dni na wrocławskich Partynicach przyniosła dla Trafu wiele dobrego.
Wykres ogólnej sprzedaży netto zakładów na wyścigi konne na wrocławskich Partynicach pokazuje jak bardzo wyżej wymienione działania wpłynęły na jego tendencję wzrostową. W pandemicznym roku 2020 brak zakładów przyjmowanych bezpośrednio na Torze wpłynął na całkowity obrót. Rok 2022 wyglądają bardzo obiecująco. Przyglądając się mu widać pobity rekord średniego dziennego obrotu we wszystkich uwzględnionych latach.
cie unormowała się, a bramy torów wyścigowych znów zostały otwarte dla spragnionych wrażeń kibiców. Wydawałoby się, że gracze przeniosą się z powrotem do gry stacjonarnej, jednak nie do
Rok 2022 od samego początku zaskakiwał. Rekordowe kumulacje zaczęły się już w lutym, kiedy w zakładzie czwórka we francuskich wyścigach
gracze mieli możliwość wygrania aż 105 tysięcy złotych. Następne najwyższe notacje mogliśmy
zaobserwować w ostatnich miesiącach kiedy służewieckie gonitwy pobiły rekordy i w czerwcowej kumulacji pojawiło się aż 220 tysięcy złotych, a w lipcu 205 tysięcy. Rok się jeszcze nie skończył. Czy w Trafie znów padną największe w historii wygrane?
Nie samymi wyścigami Traf żyje. Traf nie poprzestał na wyścigach i prężnie działał również podczas Traf Eventing Tour – cyklu zawodów WKKW podczas Cavaliada Tour gdzie był nie tylko sponsorem wydarzenia, ale i wsparciem dla polskich WKKWistów. Dyscyplina ta została wybrana przez Traf ze względu na ogrom podobieństw z wyścigami. Szybkość, precyzja, konie pełnej krwi angielskiej (często po karierze wyścigowej!) były argumentami, które przekonały, że to właśnie WKKW zostało objęte działaniami Traf. Podczas czterech etapów w Warszawie, Poznaniu, Sopocie oraz Krakowie Traf Eventing Tour cieszyło się ogromnym zainteresowaniem wśród widzów dzięki niespotykanej oprawie konkursów, możliwości bliższego poznania zawodników oraz zorganizowanym spotka -
niom dla kibiców z zawodnikami, panelom dyskusyjnym, wywiadom oraz turniejom pomiędzy kibicami, a zawodnikami. Oczywiście nie mogło zabraknąć łączenia światów wyścigów i WKKW. Tym razem, zamieniając się rolami, kibicami byli jeźdźcy wyścigowi z Toru Służewiec, którzy mogli zaczerpnąć wiedzy o innej dyscyplinie i wymienić się doświadczeniami z WKKWistami. Kontynuowanie Traf Eventing Tour przewidziane jest na kolejny cykl Cavaliady Tour 2022/23. Czym tym razem zaskoczy nas Traf?
A co ze skokami przez przeszkody? Pomysł typowania faworytów w tej dyscyplinie zrodził się wraz z nowym wydarzeniem na służewieckim torze –Warsaw Jumping. Początkowo zawody ogólnopolskie, a w tym momencie jedno z najważniejszych wydarzeń w Europie – Finał Pucharu Narodów Longines EEF Series zjednało sobie nowych graczy i poszerzyło horyzonty Trafu jako zakładów wzajemnych. Dzięki tym działaniom świat wyścigów oraz sportu jeździeckiego zaczął się przenikać. Na kanałach Trafu zaczęli pojawiać się nowi obserwatorzy, którzy na co dzień związani są ze skokami przez przeszkody czy WKKW.
AUTOR: ADRIANNA PROSTEK, ZDJĘCIA: TOR WYŚCIGÓW
Wybudowany w latach trzydziestych warszawski Tor Służewiec jest unikalnym obiektem na skalę światową. Jest to jeden z najstarszych torów, na których odbywają się wyścigi konne w Europie. Swoją ponad czasową architekturą, bogatą historią i imponującą zieloną przestrzenią ten obiekt z roku na rok przyciąga coraz większe grono miłośników. Tor Służewiec, zarządzany przez Totalizator Sportowy – największego mecenasa sportu w Polsce, dzięki imponującej powierzchni i lokalizacji w sercu Warszawy daje sposobność dopasowania przestrzeni do indywidualnych potrzeb klienta. Kompleks obiektów oraz przestrzenie na otwartym terenie dają możliwość zaplano -
wania zarówno kameralnego szkolenia lub bankietu, przez targi i wydarzenia sportowe, aż po wielkoformatowe gale i koncerty. 138 ha terenu, parking na ponad 2 000 aut, 2 obiekty: Trybuna Główna i Trybuna Honorowa oraz lokalizacje zewnętrzne: Biały Park i Biały Padok, Park Angielski oraz Parking Główny – jest w czym wybierać!
Teren Toru Służewiec charakteryzuje się bardzo dobrą lokalizacją w bliskim położeniu od centrum miasta, lotniska oraz rozbudowanej infrastruktury hotelowej, a jednocześnie przez to, iż jest to teren zamknięty, otoczony zielenią zapewnia gościom duży komfort i możliwość zagospodarowania przestrzeni według własnych potrzeb.
2-3 kwietnia na terenie Toru Wyścigów Konnych
Służewiec odbył się po raz pierwszy plenerowy Festiwal Food Trucków i Piw Kraftowych, czyli Galopfest. Mimo niesprzyjających warunków atmosferycznych wydarzenie przyciągnęło rzeszę Warszawiaków pragnących nacieszyć się smakami z różnych stron świata. Organizatorzy w błyskawicznym tempie zaaranżowali wnętrze Trybuny II, dzięki czemu impreza mogła przenieść się do zadaszonego, ciepłego miejsca i śnieg i wiatr nie był już nikomu straszny.
W Galopfeście wzięło udział ponad 35 food trucków oferujących zróżnicowaną kuchnię, począwszy od amerykańskich burgerów przez hiszpańskie churrosy, aż po azjatyckie pierożki
i tajskie curry. Festiwalowy weekend obfitował w masę atrakcji m.in. mecz pokazowy koszykówki, spacery po torze z przewodnikiem –„Służewieckie Opowieści”, różnorodne degustacje, spotkania z dżokejami, atrakcje dla dzieci, muzykę na żywo, wykłady o warzeniu piwa czy wiosenny bieg charytatywny – Galop Run, który poprowadził Robert Korzeniowski.
5 kwietnia służewiecką Trybuną Honorową zawładnął świat mody. Podczas Gali ELLE Style Awards ponownie wyróżniono najbardziej utalentowanych projektantów, modelki, fotografów i debiutujące postaci w świecie mody, a także najlepiej ubraną kobietę w kraju. Były to osoby, które działają na własnych zasadach oraz umiejętnie potrafią wykorzystać swój talent. Wydarzenie zgromadziło najistotniejsze nazwiska mody i kultury oraz gwiazdy kina, muzyki i internetu. Tegoroczną galę poprowadził tradycyjnie Olivier Janiak. Całe wydarzenie uświetnił między innymi koncert utalentowanej polskiej artystki Luny oraz pokaz voguingu. Podczas ELLE Style Awards 2022 można było także obejrzeć mini wystawę fotografii ukraińskich twórców, takich jak Yuliya Postushna i Artur Verkhovetskyi. Wśród przemówień nie zabrakło nawiązań do sytuacji w Ukrainie i wojny oraz życzeń pokoju na świecie.
Dwa i pół tysiąca młodych ludzi z całej Polski świętowało zakończenie własnych projektów społecznych podczas Wielkiego Finału Olimpiady Zwolnieni z Teorii na Torze Służewiec w Warszawie, który odbył się 19 maja. Trybuna II wypełniła się tego dnia mnóstwem młodych, ambitnych ludzi. Najlepsze inicjatywy nagradzane są od lat społecznymi Oscarami
tj. Złotymi Wilkami. Było to prawdziwe święto młodzieżowej aktywności społecznej. Wydarzenie podsumowało całoroczną pracę młodzieży, która działała z sercem i z sensem. Na Wielkim Finale nie zabrakło nauczycieli, którzy w tym emocjonującym i aktywnym czasie, jakim dla młodych jest realizacja własnych inicjatyw, są ogromnym wsparciem.
Orange Warsaw Festival oficjalnie po 3 latach od ostatniej edycji ponownie otworzyło sezon festiwalowy. Wydarzenie odbyło się w dniach 3-4 czerwca na warszawskim Torze Służewiec i zgromadziło blisko 50 000 fanów muzyki. Koncertowy weekend zebrał w jednym miejscu największe gwiazdy muzyczne. Orange Warsaw Festival również dla artystów oznaczał pierwsze od wielu miesięcy festiwalowe występy - tak jak w przypadku Tylera, The Creatora oraz Florence + The Machine. Scena tętniła rapową energią podczas koncertu Stormzy’ego i rockową podczas Foals. Natomiast Charli XCX pokazała, że jest królową w swojej kategorii, a Sigrid wypełniła Warsaw Stage pozytywną energią. Warto dodać, że Netflix i Orange połączyły siły i przygotowały specjalną atrakcję na terenie festiwalu dla fanów serialu „Stranger Things” - namiot, w którym uczestnicy mogli poczuć się niczym bohaterowie serialu.
26 czerwca Warszawiacy przybyli na imprezę otwartą skupiającą się na zdrowej żywności, zorganizowaną przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Podczas pikniku można było skosztować najlepszych polskich specjałów. Wydarzeniu towarzyszyły pokazy kulinarne, animacje dla dzieci czy wystawa zabytkowych maszyn rolniczych. Tego dnia zorganizowana została również gonitwa koni o puchar Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi – równocześnie z piknikiem odbywały się mityngi wyścigowe. W tym święcie polskiej żywności wzięło udział około 120 wystawców, którzy zaprezentowali produkty wysokiej jakości, wyróżnione znakami jakości i uczestniczące w systemach jakości żywności. Prezentacje produktów, degustacje, konkursy, pokazy kulinarne czy live cooking to tylko niektóre przyjemności, z których korzystali goście. Ponadto, w trakcie pikniku odbyły się występy muzyczne oraz taneczne zespołów ludowych, które połączone były z warsztatami nauki tańca oraz śpiewu.
W dniach 15-16 lipca na Torze Służewiec ponownie zagościło Męskie Granie. Te dwudniowe święto muzyki w najlepszym wydaniu zgromadziło tysiące uczestników. Najpopularniejsza trasa koncertowa nad Wisłą powróciła w nowej formule. W tym roku projekt sponsorowany przez markę Żywiec przybrał formę festiwalu odbywającego się przez dwa dni w aż ośmiu miastach Polski, w tym w Warszawie. Publicz-
ność miała okazję doświadczyć przekraczania muzycznych granic w wykonaniu artystów reprezentujących odmienne konwencje i style. Dwie sceny i ponad 20 artystów! Na Męskim Graniu wystąpili m.in. Dawid Podsiadło, Daria Zawiałow, Mrozu, Krzysztof Zalewski czy Kwiat Jabłoni. Na torze wybrzmiały największe przeboje gwiazd, ale również nigdy niewykonywane dotąd utwory na żywo.
Wywiad z dżokejem Dastanem Sabatbekovem, liderem czempionatu jeździeckiego w sezonie 2022
Skąd pomysł na pracę w branży wyścigów konnych?
W moim życiu już od najmłodszych lat były konie. Pochodzę z Kirgistanu, w którym panuje zwyczaj posiadania konia przez każdą rodzinę. W wieku około 9 lat próbuje się swoich sił w tzw. baygi –jazdy w specyficznych warunkach, czyli na oklep, kilkanaście kilometrów, wyłącznie do wagi 35 kg. W momencie osiągnięcia tej wagi dalszym krokiem rozwoju w kierunku wyścigów konnych są wyścigi w Kazachstanie, do których jest nam najbliżej. Niektórzy jeźdźcy wyjeżdżają do Rosji, a od niedawna usłyszeliśmy o Polsce, kiedy to Sanzhar Abaev i Sanzhar Altynbekov jako pierwsi tutaj przyjechali.
Jak wyglądały Twoje wyścigowe początki?
Zaczynałem od jazdy baygów w wieku 11 lat, zakończyłem je w wieku 17 lat. Następnie jeździłem wyścigi w Kazachstanie, a potem wyjechałem do Polski.
W bardzo szybkim czasie zdobyłeś wiele uznania wśród trenerów i właścicieli koni, a także ważne tytuły, jaki jest Twój przepis na sukces?
Dostałem szansę na uzyskanie licencji od mojej trener Cornelii Fraisl, u której pracuję do dnia dzisiejszego. Wiele zawdzięczam również mojej manager Marlenie Stanisławskiej, która zobaczyła we mnie potencjał i już na początku mojej kariery dała mi możliwość dosiadania koni u różnych trenerów. Była to dla mnie ogromna szansa. W tym czasie nie miałem zbyt wielu relacji wyścigowych, a język stanowił dużą barierę w komunikacji. Marlena znająca język rosyjski była w stanie okazać mi wsparcie i pomóc w rozwoju kariery. Pamiętam
jak przekazała, że mam zająć się wyłącznie zapiską. Można powiedzieć, że to właśnie jest moim przepisem na sukces – wsparcie innych. Możliwość niemartwienia się wszystkimi sprawami jest ogromnym przywilejem. Dzięki temu mogę skupić się na jak najlepszym przygotowaniu się do dni wyścigowych, tak aby nie zawieść trenerów, właścicieli, którzy powierzyli mi swoje konie.
Czy zastanawiałeś się nad jeżdżeniem wyścigów w innych krajach? Czy już masz jakieś zagraniczne doświadczenia na koncie? Zastanawiałem się nad jeżdżeniem wyścigów za granicą, lecz beż żadnych konkretnych planów. Jeżeli chodzi o moje doświadczenie, to brałem udział w wyścigach oczywiście w Kazachstanie, w którym odniosłem 9 zwycięstw. Ponadto, poszczęściło mi się w Holandii oraz Szwecji, gdzie również zwyciężyłem.
Do jakich wyścigowych momentów masz największy sentyment?
Jednym z ważniejszych wyścigowych momentów było dla mnie wygranie setnej gonitwy na koniu czystej krwi arabskiej, polskiej hodowli, debiutującym o imieniu Kito. Ten koń jest również jednym z moich ulubieńców.
Jakie uczucia towarzyszą Ci przed, w trakcie i po wyścigu?
Przed wyścigiem staram się skupiać wyłącznie na radach od trenera. W czasie wyścigu nie mam czasu na uczucia. Koncentruję się na tym, aby wypaść jak najlepiej. Natomiast po wyścigu, w zależności od osiągniętego wyniku - jestem radosny lub smutny.
Czy masz jakieś pasje poza wyścigami konnymi? Jak spędzasz czas wolny?
Poza wyścigami konnymi jednym z moich zainte -
resowań jest również sport - piłka nożna. W czasie wolnym bardzo lubię biegać i trenować.
Jakie jest Twoje największe marzenie związane z końmi, wyścigami?
Moim największym marzeniem jest zwycięstwo w Derby – arabskich lub folblucich.
Najlepsze konie, na których jeździłeś wyścigi?
Z pewnością będzie to klacz Nemezis, którą miałem możliwość dosiadać w gonitwie Wielka Warszawska w 2021 roku. Trenuje ją Andrzej Walicki.
Czym dla jeźdźca wyścigowego jest prowadzenie w rankingu jeździeckim?
Prowadzenie w rankingu jeździeckim to dla mnie ogromna radość, ale również ciągłe starania, aby utrzymać pozycję. Chcę tym udowodnić, że nie jest to przypadek, a ciężka praca.
DASTAN SABATBEKOV
Przyjechał do Polski z dziewięcioma wygranymi gonitwami. W ciągu pierwszego roku startów w Polsce awansował z ucznia na praktykanta dżokejskiego, odnosząc łącznie 26 zwycięstw i zajmując 8. miejsce w czempionacie jeździeckim. Został uznany „Odkryciem Sezonu 2020”. Aktualnie najwyżej skalsyfikowany w Polsce jeździec. Wśród jego najważniejszych osiągnięć znajdują się zwycięstwa w UAE President Cup (Wielki Dakris), Oaks Arabskie (Hefira Grand) oraz Nagrodzie Efforty (Westminster Cat), a także zwycięstwo w gonitwie rangi G3 w Szwecji.
Rozmowa z trenerką
ROZMAWIAŁ: JAN ZABIEGLIK, ZDJĘCIA: TOR WYŚCIGÓW KONNYCH SŁUŻEWIEC
Jak zaczęła się Pani przygoda z końmi? Gdy skończyłam trzy latka, tata kupił mi kucyka. Później miałam również cały czas kontakt z końmi, bo niedaleko mojego domu w Austrii była stadnina. Chodziłam do niej jeździć po szkole i w niej spędzałam wakacje. Jako nastoletnia dziewczyna zaczęłam brać nie tylko
udział w wyścigach amatorskich, ale również w otwartych. Przez siedem lat podczas treningów dosiadałam też kłusaków w siodle i powoziłam sulkami. Pierwszego konia (folbluta) kupi -
łam w 1996 roku, jak miałam 21 lat. W latach poprzedzających przyjazd do Polski (2005 rok) pracowałam w biurze toru wyścigowego Magna Racino pod Wiedniem i jednocześnie ścigałam się tam na folblutach. Karierę amazonki na Służewcu i we Wrocławiu zaczynałam mając na koncie 33 wygrane gonitwy.
Dlaczego zdecydowała się Pani opuścić rodzinny kraj?
Po pierwsze ze względów prywatnych (zwią -
W Polsce wtedy również był kryzys. Sezon w 2006 r. zaczął się dopiero w drugiej połowie sierpnia. Tamten kryzys trwał jednak krótko, bo gdy w 2008 roku Totalizator Sportowy wydzierżawił od Polskiego Klubu Wyścigów Konnych tor wyścigowy na 30 lat otworzyła się stabilna perspektywa.
Jak się Pani odnalazła na naszych torach? Od początku podobało mi się w Polsce i szło nie -
zek z Michałem Romanowskim), a po drugie nie widziałam dla siebie wyścigowej przyszłości w Austrii. Wyścigi w Ebreichsdorfie nie tylko się nie rozwijały, ale wręcz przeciwnie, można było zauważyć znaczący regres. Miałam dobre przeczucie, bo obecnie odbywają się tam 3-4 mityngi wyścigowe w roku.
źle, zarówno w Warszawie, jak i we Wrocławiu, gdzie dosiadałam również koni półkrwi. W sezonie 2010 zwyciężyłam w 20 gonitwach na Służewcu i zostałam wybrana Amazonką Roku. Setną gonitwę wygrałam i uzyskałam tytuł dżokeja na mojej ulubionej wtedy King Ute, która po siedmiu latach odwdzięczyła mi się wydając na
świat Kenjiy’ego. Brałam jeszcze udział w gonitwach w pierwszym roku mojej trenerskiej kariery. Ale od ubiegłego sezonu już się nie ścigam, choć oczywiście mogłabym to robić. Obecnie mam tyle obowiązków, że definitywnie zakończyłam jeździecką karierę, podczas której wygrałam 208 gonitw (zdobyłam m.in. na brytyjskim Addingu nagrody: Europejczyka i Wielkiego Szlema).
Biorę natomiast udział w codziennych prze -
jażdżkach na równi z innymi jeźdźcami. Staram się, aby w naszej stajni zatrudniać osoby, które miały doświadczenie w jeździe wyścigowej - to znacznie ułatwia pracę. Obecnie pracuje w mojej stajni czterech jeźdźców z Kirgistanu, dwóch z Ukrainy i jeden z Polski. Mamy do dyspozycji dwa tory ziemne: większy, owalny o obwodzie ok. 2000 m i mniejszy (1400 m), 28 padoków, krytą halę (20x40 m) i jedną karuzelę, z której jednak
rzadko korzystamy. Staram się, żeby trening koni był urozmaicony, żeby one same się nie nudziły, dlatego odbywamy również przejażdżki w terenie otwartym (pod górkę) i w lesie.
Gwiazdą w Pani ekipie jest oczywiście Kirgiz Dastan Sababetkov, który najprawdopodobniej z przewagą wygra czempionat jeździecki w tym roku, bo dzięki zwycięstwom w Pani stajni wyrobił sobie już taką markę, że inni trenerzy, gdy tylko jest wolny, przyznają mu dosiady na dobrych koniach.
Przewidywałam już przed sezonem, że będzie osiągał dobre wyniki, bo to utalentowany i waleczny młody jeździec, który musi jednak pamiętać, że to konie wynoszą nas na najwyższe stopnie podium i to również konie nas z tego podium mogą strącić. Talent to nie wszystko. Jedynie ciężka praca i wytrwałość w połączeniu z talentem pozwalają osiągać najlepsze wyniki.
W dniu, w którym przeprowadzamy tę rozmowę (pierwsza połowa sierpnia), nadal utrzymuje się Pani na czele trenerskiego czempionatu 2022 z 24 zwycięstwami i przewagą aż pięciu wygranych nad silną męską grupę pościgową, złożoną z trenerów: Adama Wyrzyka, Krzysztofa Ziemiańskiego, Macieja Jodłowskiego i Michała Borkowskiego. W sumie ma Pani na koncie 26 zwycięstw, ale zagraniczne sukcesy Bieshana (wygrał w G3 w Szwecji) i Frehela de Bozouls (zwyciężył w wyścigu niższej kategorii w Holandii) do tej klasyfikacji nie mogą być zaliczone. Przed dwoma laty bardzo udanie zadebiutowała Pani w roli trenerki. Pani konie wygrały 44 gonitwy, co dało drugie miejsce w czempionacie za bezapelacyjnym zwycięzcą Adamem Wyrzykiem - 74 wygrane gonitwy. Jest Pani liderką tegorocznej rywalizacji od początku sezonu. Jak Pani sądzi, czy uda się go sensacyjnie zakończyć na pierwszej pozycji?
Słyszałam takie polskie powiedzenie: chciałaby dusza do raju. Myślę, że obecna hierarchia w dniu publikacji tego wywiadu może stać się już nieaktualna. Ale niech tam! Oczywiście, byłoby mi przyjemnie odebrać nagrodę za zwycięstwo w czempionacie podczas Gali Zakończenia Sezonu, jednak, niestety, istnieją pewne, powiedzmy, systemowe przeszkody, których raczej nie przeskoczę. Po pierwsze, moja stajnia specjalizuje się w treningu arabów. W zdecydowanej większości są to konie zagraniczne, które mogą biegać tylko
w gonitwach otwartych. Pula takich wyścigów jest w planie rocznym określona, oprócz nich są biegi wyłącznie dla koni wpisanych do Polskiej
Księgi Koni Czystej Krwi Arabskiej (PASB) i tzw. gonitwy eksterierowe. Na szczęście w ostatnich latach udało nam się razem z Michałem wyhodować kilka bardzo dobrych koni. Najlepszym z nich jest Kenjiy, który w ubiegłym roku był drugi za Alsahrem w Janowa i Derby, a 31 lipca br. sprawił dużą niespodziankę, pokonując w biegu o Nagrodę Figaro parę mocnych faworytów, Salama Al Khalediah i Wielkiego Dakrisa.
Także w stawce naszych trzylatków wpisanych do PASB są bardzo obiecujące konie, niepokonany w dwóch startach Kito i zwyciężczyni jednej gonitwy Kiki. Z zagranicznych trzylatków od pewnego zwycięstwa w stawce koni, które w większości już biegały, rozpoczął 7 sierpnia karierę imponujący wyglądem (160-194-21)
holenderski Storm ‘OA’, hodowli i własności Renate Kolk. Myślę, że będzie z niego pociecha. Po drugie, w naszej stajni mamy jedynie kilka folblutów, z których na wyścigowym chodzie jest tylko trzyletnia Miss Molly. Ona bardzo się stara, ale jakoś nie może wygrać gonitwy. Po trzecie, to ja tak naprawdę nie przywiązuję większej wagi do rywalizacji w czempionacie, bo zależy ona od uwarunkowań, o których wspomniałam, ale oczywiście z entuzjazmem pracuję do 8-9 godziny wieczorem, aby powierzone mi konie wygrywały jak najwięcej gonitw, bo przecież zwycięstwa są solą wyścigów.
O świetnych koniach Waszej hodowli już Pani wspomniała, ale proszę mi powiedzieć, skąd w Pani stajni tak wiele dobrych, a nawet bardzo dobrych koni zagranicznych?
Nasi zagraniczni kontrahenci cenią sobie dobrą współpracę z nami, która przede wszystkim oparta jest na jasnym stawianiu spraw. Jeśli koń doznaje kontuzji lub po prostu nie spełnia chociażby najmniejszych oczekiwań, mówimy o tym niezwłocznie i otwarcie. Właściciel może wtedy podjąć decyzję i wycofać takiego konia z treningu - często zdarza się, że wtedy, że na miejsce jednego konia przysyła kolejnego. Każda strona szanuje drugą - my ich pieniądze, oni naszą pracę. Dla hodowców i właścicieli ogromną wartością jest istniejący w Polsce rozbudowany program gonitw dla koni arabskich, zapewniający rzetelną próbę selekcyjną. Jest ona często ważniejsza od samej wysokości nagród wyścigowych.
Oprócz tych, które dopiero rozpoczynają karierę
wyścigową, właściciele czasem decydują się przenieść do nas konie z treningu zagranicznego... właśnie ze względu na fakt, że w Polsce będą miały możliwość regularnego programu wyścigowego. Taki np. nasz czołowy obecnie koń Frehel de Bozouls, który we Francji w swym debiucie zajął ostatnie, 16 miejsce, na Służewcu wygrał już 5 gonitw, a podczas ubiegłorocznego Dnia Arabskiego zajął bliskie trzecie miejsce w rozegranym w rekordowym czasie na 1600 m (1’45,9) Al Khalediah Poland Cup. Uzyskiwane przez nas dobre wyniki na torach w Warszawie i Wrocławiu robią nam najlepszą reklamę. Bardzo dbam o kontakty z zagranicznymi hodowcami i właścicielami i doceniam, że obdarzają mnie zaufaniem i decydują się powierzać mi kolejne konie do treningu. Ze względu na ograniczoną liczbę bok-
sów czasem zdarza się, że nie możemy przyjąć w danym momencie konia do treningu, ale staram się zadbać o to, żeby, jak tylko będzie możliwość, wrócić do właściciela z ofertą współpracy.
Chyba jednak nie odmówiłaby Pani francuskiej firmie hodowlanej i właścicielskiej
S.A.R.L. Mezagri, która od kilku lat przysyła Wam konie mające w drugim członie ich imion „de Bozouls”?
Pan Marcel Mezy i jego stadnina to nasz stały i największy partner. We Francji jest właścicielem ponad 400 koni, z których większość hodowana jest w kierunku rajdów długodystansowych. Bardzo cenimy naszą współpracę i jest nam bardzo miło, że przez tyle lat obdarza nas zaufaniem. Obecnie trenuję 15 „de Bozoulsów”. Najlepszym
z nich jest wspomniany już Frehel. Bardzo też liczyłam na tegoroczny nowy nabytek, Helfika, ale jak na razie nie spełnia on pokładanych w nim nadziei. W pierwszym starcie był trzeci w I grupie (Nagroda Skowronka), a następnie czwarty i piąty w biegach II grupy. Z właścicieli, którzy dopiero w tym sezonie po raz pierwszy zdecydowali się oddać ich konie do mojego treningu, bardzo obiecującą, debiutującą w wieku 4 lat klacz Medan, przysłał nam Hassan Ali H A Al-Muhnnadi. W imponującym stylu wygrała ona swoją pierwszą i drugą gonitwę na Służewcu.
W ubiegłym sezonie nagrody pozagrupowe dla trzylatków, Europejczyka i Białki, wygrywała dla Pani Love Awam. Jednak po tych zwycięstwach została zabrana przez właściciela Abdulhameeda Al Afaraja, któ -
ry chciał ją wypróbować we Francji. Jednak tam się nie liczyła. W tym roku ten sam właściciel przysłał Pani do treningu trzyletniego Speed Awam, półbrata tej klaczy. Miał on piękny debiut i przestał biegać. Co się stało?
Niestety, doznał kontuzji i jeśli pobiegnie, to dopiero jesienią.
Ile koni obecnie przygotowuje Pani do wyścigów?
53. Pracy mam więc w bród, ale nie narzekam, bo to jest nie tylko mój zawód, ale i pasja. Sukcesy na torze dodatkowo nas wszystkich dopingują, bo widać, że nasza codzienna, rzetelna praca przez cały rok ma sens!
Dziękujemy bardzo za rozmowę.
Z Conny poznaliśmy się w 2004 na torze wyścigowym Magna Racino w Ebreichsdorfie pod Wiedniem, gdzie zajmowałem się jako asystent trenera Włodzimierza Broniszewskiego końmi, które brały udział w gonitwach w Austrii i Włoszech. Conny pracowała wtedy w dziale zajmującym się organizacją gonitw, a oprócz tego brała udział w wyścigach. Na jesieni 2005 roku zdecydowaliśmy się na przenosiny z Austrii do Strzegomia i otwarcie stajni wyścigowej - najpierw w Żelazowie, a od 2009 roku w Skarżycach. Conny po przyjeździe do Polski przez kolejne lata dosiadała koni jako zawodowy jeździec na Służewcu, we Wrocławiu i w Sopocie. Wygrywając między innymi Derby koni półkrwi i wiele innych nagród.
W związku z moimi obowiązkami zawodowymi, przed dwoma laty postanowiliśmy, że to ona przejmie funkcję trenera, a mnie pozostanie jedynie zajmować się stricte administracyjną częścią ośrodka hodowlano-treningowego w Skarżycach.
Debiut miała niezwykle udany, bo z 44 wygranymi gonitwami zajęła drugie miejsce w czem -
pionacie trenerskim. W ubiegłym roku była piąta (37 zwycięstw), a w tym sezonie długo utrzymywała się na pierwszej pozycji, a przecież należy wziąć pod uwagę, że w naszej stajni są głównie konia arabskie i tylko kilka folblutów. Od wielu lat to właśnie trening koni arabskich jest niejako naszą specjalnością. Wielu zagranicznych właścicieli powierza nam swoje konie, a także poleca nas kolejnym. Trenujemy araby nie tylko z Francji, ale także z Holandii, Szwecji, Niemiec, Arabii Saudyjskiej, Kataru, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kuwejtu. Hodujemy, a także dzierżawimy kilka koni hodowli francuskiej, a wszystkie one uczestniczą w gonitwach w barwach naszej firmy - Aero Pegasus Sp. z o.o. Wyhodowane przez nas araby osiągają coraz lepsze wyniki. W ubiegłym roku Kenjiy zajął drugie miejsce w Derby, a w końcu lipca br. sprawił wielką niespodziankę, bijąc po walce w biegu o Nagrodę Figaro niepokonanego w trzech ostatnich startach na Służewcu francuskiego Salama Al Khalediah, zdobywcę Nagrody Europy w 2019 roku, oraz derbistę sprzed dwóch lat Wielkiego Dakrisa. Jakie cechy Conny uważam za najlepsze? Przede wszystkich pracowitość i determinację w dążeniu do celu. To właśnie dzięki temu udaje się jej osiągać tak dobre wyniki.
pochodzenie: Nathaniel –
Allannah Abu / Dubawi
hodowca: Airlie Stud & Mrs. S. Rogers
trener: Piotr Piątkowski
Jest urodziwa, żeńska, a przy tym niezwykle utalentowana. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ ma wyborne pochodzenie. Jej ojciec dał fenomenalną światową czempionkę Enable, czy polskiego derbistę Night Thundera, a matka jest po legendarnym w hodowli Dubawi. Od początku w Lady Iwonę mocno wierzył trener Piotr Piątkowski, chociaż długo trzeba było czekać na jej pierwszą wygraną. Właśnie po zwycięstwie w gonitwie o Nagrodę Soliny jej kariera nabrała tempa. Klacz wyśmienicie wypadła w Derby, nieznacznie przegrywając z Jolly Jumperem, a wkrótce potem zdobyła cenny laur – Oaks. Wydaje się, że jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa, szczególnie w rywalizacji na najdłuższych dystansach
pochodzenie: Outstrip –Peace Fonic / Zafonici
hodowca: Mount Coote
Estates & S. Purcell
trener: Maciej Jodłowski
Bardzo twardy zawodnik. Chociaż nie udał mu się pierwszy start w karierze, to szybko wspiął się na szczyt hierarchii rocznika i ścigał z najlepszymi. Udany rok 2021 zakończył zwycięstwem w biegu o Nagrodę Mokotowską, tym samym stając się tradycyjnym „zimowym faworytem na Derby”. Nie było zaskoczeniem, że dobrze poradził sobie w milerskich gonitwach o Nagrody Strzegomia (wygrał) i Rulera (drugi), ale świetnie też poradził sobie w głównej przedderbowej próbie (znów drugi). Kolejne dwa starty były mnie udane, jednak ogier zawsze pokazywał się w czołówce i walczył o jak najlepszy wynik. To prawdziwy wojownik.
pochodzenie: Sea the Moon
– Pax Aeterna / War Front
hodowca: G. B. Partnership
trener: Maciej Janikowski
Absolutna gwiazda sezonu 2021 wśród dwulatków. Imponowała swoją dojrzałością, mocną budową i stylem biegania. Trzy razy wystartowała i nie dała się pokonać. Zima była dla niej dość ciężka, wiosną długo utrzymywał się na niej zimowy włos, więc Maciej Janikowski dał jej czas i zgłosił bezpośrednio do pierwszego klasyku w kalendarzu – gonitwy o Nagrodę Wiosenną. Tam Moonu spisała się naprawdę dzielnie, chociaż po raz pierwszy nie minęła celownika jako zwyciężczyni, ale drugie miejsce po szybkiej Jenny of Success nie jest powodem do wstydu. Dobrze zaprezentowała się również w Derby, zajmując ostatecznie czwarte miejsce. W Oaks finiszowała jako trzecia, potwierdzając swoje duże możliwości. Nic dziwnego, że ma bardzo liczne rzesze fanów, którzy pod koniec sierpnia mogli świętować powrót klaczy do wielkiej formy. W rywalizacji o Nagrodę SK Krasne błysnęła jak dawniej i wygrała we wspaniałym stylu, rewanżując się Lady Iwonie za porażkę w Oaks.
pochodzenie: Alhebayeb –
Katdogawn / Bahhare
hodowca: Westminster
Race Horses GmbH
trener: Maciej Jodłowski
Klacz wyhodowana przez firmę Westminster fantastycznie biegała od początku kariery, czego można się było spodziewać na podstawie jej rodowodu. Łącznie wygrała trzy wyścigi, w tym dwie gonitwy najwyższej kategorii, w pierwszym i ostatnim starcie deklasując przeciwników. To sprawiło, że w tym roku musi ścigać się z najlepszymi i, chociaż zadanie nie jest łatwe, daje z siebie wszystko.
W tegorocznych występach klacz wykazała się dużą ambicją, zajmując płatne miejsca w konfrontacji z różnymi rywalami i na różnych dystansach. Była piąta w Wiosennej (1600 m) w starciu z rówieśniczkami, następnie czwarta w biegu o Nagrodę Soliny (2200 m), niosąc jedną z wyższych wag w polu. Pozytywnie zaprezentowała się także w rywalizacji z doświadczonymi starszymi milerami w Memoriale Fryderyka Jurjewicza (ponownie piąta).
pochodzenie: Hunter’s Light – Thawraat / Cape Cross
hodowca: A. i R. Khaddam
trener: Krzysztof Ziemiański
Choć ogierek w wieku dwóch lat nie osiągał spektakularnych wyników (wygrał jeden wyścig), to zwrócił na siebie uwagę ekspertów. Spodziewano się, że wraz z trwaniem sezonu i wydłużaniem dystansu, będzie coraz groźniejszy. Nieźle rozpoczął tegoroczne zmagania, jednak na 1600 m nie był w stanie pokazać pełni swoich możliwości. Zdecydowanie lepiej zaprezentował się w gonitwie o Nagrodę Iwna, głównym przedderbowym sprawdzianie, który wygrał. Wykazał się przy tym piorunującym finiszem. W Derby przedzierał się między rywalami i liczył w walce o zwycięstwo, ostatecznie zajmując trzecie miejsce.
Prawdopodobnie on również ma jeszcze rezerwy i niewykluczone, że będzie coraz lepszy. Wydawało się, że trzylatki w starciu z czołówką koni starszych stoją przed bardzo trudnym zadaniem, ale pod koniec lipca Kaneshya pokazał, iż łatwo pola nie odda. Świetnie spisał się w rywalizacji o Nagrodę Kozienic, kończąc wyścig łeb w łeb z Koniem Roku 2021 – Night Tornado!
pochodzenie: Alhebayeb –Katdogawn / Bahhare
hodowca: Lady Legard
trener: Maciej Janikowski
Dopiero rozpoczęła karierę. Zwraca na siebie uwagę rodowodem, ponieważ jej ojciec Mukhadram dał już wybitnego w naszych warunkach milera – Timemastera, a także szereg dzielnych koni, jak: Mukhadar, Bat Eater czy Dame Gladys. Ojciec matki, amerykański Polish Precedent, dał wiele koni z bardzo wysokim ratingiem na Zachodzie. Klacz przed swoim pierwszym startem prezentowała się dobrze, chociaż jeszcze nie sprawiała wrażenie dojrzałej, ani nie imponowała wyglądem. Tymczasem w wyścigu pokazała niebywały talent. Na prostej, nie popędzana przez jeźdźca, po prostu odjechała rywalom i wygrała z bardzo dużą przewagą. To był jeden z najbardziej imponujących debiutów konia pełnej krwi na Służewcu w XXI wieku. Zapowiada się na znakomitą klacz!
Do Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, wpłynął wniosek o „zamknięcie” większej liczby gonitw dla koni czystej krwi arabskiej wyhodowanych w Polsce. Dyskusja w tej kwestii toczy się na wielu płaszczyznach. PKWK zaprosiło przedstawicieli środowiska wyścigowego do zabrania głosu na łamach poprzedniego numeru magazynu „KANAT”. Licznie wyrażone opinie można przeczytać w czerwcowym wydaniu. Tym razem o wypowiedź został poproszony dr Jacek Łojek, adiunkt na Wydziale Hodowli, Bioinżynierii i Ochrony Zwierząt SGGW w Warszawie oraz długoletni sędzia wyścigowy.
Problem zamykania (lub nie) gonitw dla koni czystej krwi będzie postrzegany zupełnie inaczej w zależności od tego, kto go będzie rozpatrywał. Inaczej podejdzie do niego trener wyścigowy, który stara się zgromadzić w swojej stajni konie, które przyniosą mu najwięcej sukcesów torowych. Inaczej będzie go postrzegał hodowca wyścigowych arabów czy właściciel takich koni kupowanych za granicą. Obaj, poza przeżywaniem euforii ze zwycięstw swoich podopiecznych, będą dążyli do zbilansowania kosztów ich zakupu/ wyhodowania i treningu wyścigowego. Hodowca koni pokazowych, będzie miał podobne dążenia, ale szanse na ich spełnienie - minimalne. Jak pogodzić ich racje i nadać nowy sens wyścigom arabskim? Zapewnienie hodowcom/właścicielom arabów wyścigowych i hodowcom/właścicielom arabów pokazowych równych szans rywalizacji w otwartych wyścigach jest niemożliwe i w zasadzie bezcelowe, ponieważ selekcjonowane są one w różnych celach. Jedynym wyjściem pozostaje tzw. zamykanie gonitw. Zakładam przy tym, że potrzeba przechodzenia treningu wyścigowego przez konie pokazowe jest oczywista i wynika z prawie stuletniej praktyki wyścigów arabskich w Polsce, a także z zapisów programu hodowlanego dla koni arabskich czystej krwi (wiem, że takie założenie kwestionują niektórzy trenerzy).
Celem programu jest „... doskonalenie rasy w kierunku potęgowania cech urody i suchości tkanki, przy utrzymaniu pozostałych, cennych cech polskich koni arabskich czystej krwi, jak prawidłowa budowa, doskonały ruch oraz wybitne walory użytkowe będące wynikiem od 75 lat przeprowadzanych prób dzielności na torze wyścigowym.” Cel hodowli polskich arabów jest więc związany z doskonaleniem cech pokrojowych, czym z kolei nie przejmują się właściciele arabów wyścigowych np. francuskich. Program hodowlany przewiduje prowadzenie selekcji na dzielność wyścigową na torach zaznaczając zarazem, że „Selekcja koni na szybkość nie jest głównym celem hodowli tej rasy, a wyścigi są traktowane przede wszystkim jako test zdrowotny, mający za zadanie sprawdzenie odporności psychicznej i fizycznej poszczególnych osobników.”
Niektórzy twierdzą, że zamykanie gonitw to rozwiązanie doraźne i krótkowzroczne, które „zabija konkurencję i selekcyjność wyścigów” i zaciemnia obraz tej próby selekcyjnej a w ogóle, to wyścigi są dla koni wyścigowych. Jednak jaka to konkurencja, gdy mierzy się francuski arab, niepodobny
do araba z urodziwym acz nie wyścigowym koniem, którego czeka kariera pokazowa? Teraz wygląda to, sięgając do słów klasyka, jak wyścig pudla z chartem. Jaka tu selekcyjność wyścigów? Kto zaciemnia obraz czego? Od lat wiadomo, że w hodowli koni wyczynowych obowiązuje specjalizacja. Księgi stadne koni sportowych dzielą swoje populacje hodowlane na konie w typie skokowym i ujeżdżeniowym. Produktem specjalizacji hodowli w kierunku typu wyścigowego araba jest inny koń niż arab do rajdów. Każdy z tych typów wymaga ukierunkowanej selekcji i doboru ogierów sprawdzonych pod względem dzielno -
wej czołówce koni pokazowych. Dlaczego wyjątkowości? Bo to wyścigi pokazywały światu, że polscy hodowcy dbają nie tylko o ich wygląd, ale także o zdrowie, rozwój fizyczny, motorykę ruchu. Stanowiło to doskonały chwyt marketingowy i promocyjny na rynku koni pokazowych. Te konie muszą biegać. Wyścigi dla arabów wyścigowych - niech selekcjonują araby wyścigowe, jakikolwiek typ pokrojowy by one prezentowały, jednak ich rywalizacja z arabami pokazowymi nie
ści na wyścigach lub w rajdach. Arab pokazowy ma inne przymioty i selekcjonowany jest inaczej, a próbą dzielności dla niego jest występ na pokazie, a nie na torze. Trening wyścigowy służy mu w innych celach (zachowanie typu konia wierzchowego, rozwój muskulatury i właściwości ruchu, selekcja pod względem zdrowia itd.). Pamiętajmy też, że to właśnie próby wyścigowe świadczyły o wyjątkowości polskich koni arabskich w świato -
ma sensu i to ona zaciemnia obraz selekcji w obu przypadkach. Niech więc biegają oddzielnie, co będzie szło w parze z realizacją krajowego programu hodowlanego i utrzymaniu wysokiej klasy tego głównego produktu naszego przemysłu konnego, określającego prestiż polskiej hodowli koni na świecie. Przynajmniej do czasu, gdy popyt na polskie araby wyścigowe stanie się większy niż na konie pokazowe.
Przy tym samo określenie „zamykanie gonitw” nie jest zbyt celne. Jak bowiem nazwać gonitwy tylko dla koni trzyletnich, czy tylko dla klaczy?
Czyż one nie są „zamknięte” dla czterolatków czy dla ogierów? Lepszym określeniem byłoby ograniczanie udziału w wyścigach dla określonej grupy koni. Organizacja wyścigów radzi sobie z kategoryzowaniem koni dopuszczanych do określonych gonitw, poradzi sobie także z arabami pokazowymi. Ale jak? Wystarczy spojrzeć w przeszłość, bo problem to nie nowy. Już w 1937 i 1938 roku uchwały Towarzystwa Hodowli Konia Arabskiego wprowadziły ograniczenie startów koni importowanych z Francji oraz ich potomstwa w gonitwach klasycznych i imiennych. Po wojnie warunki udziału koni zagranicznych w wyścigach (nadwagi) były na tyle restrykcyjnie, że ten udział praktycznie wykluczały. Obecnie różne kraje stosują różne zasady udziału koni arabskich w tradycyjnym typie w wyścigach, np. dotują jedną dużą nagrodę, zamykają część wyścigów dla tych koni lub premiują plasowane konie w różnych wyścigach. Dotychczasowe krajowe rozwiązania (gonitwy eksterierowe i PASB) nie spełniły jednak oczekiwań. Wskazówką rozwiązania tego problemu może być działalność The Heritage Arabian Racing Club (HARC) promującego wyścigi arabów w tradycyjnym, klasycznym typie i z tradycyjnych linii, by zachować charakterystyczny typ i piękno konia arabskiego oraz jego inne przymioty. Konie te, to araby z ksiąg uznanych przez
WAHO jednak nie mające w rodowodzie krwi takich ogierów, jak Amer, Baroud III, Burning Sand, Dragon, St Laurent, Tiwaiq, przy czym
HARC zostawia sobie prawo do uzupełniania tej listy. W związku z masowym użyciem tych reproduktorów w hodowli koni wyścigowych HARC staje tu na stanowisku ochrony bioróżnorodności puli genetycznej w hodowli koni arabskich. Daje przy tym wsparcie hodowcom koni w tradycyjnym typie starając się przyciągnąć ich do wyścigów, bowiem wielu z nich odeszło od poddawania koni tej próbie. To ważna sprawa także w przypadku polskiej hodowli. W najlepszych dla wyścigów arabskich latach (1978 - 1997) prawie 70% populacji arabów urodzonych w kraju trafiało na wyścigi. Teraz jest to pewnie około 20%. Trudno się dziwić, wysyłanie na wyścigi w obecnym kształcie organizacyjnym konia w pokazowym typie i pochodzeniu to kosztowna i beznadziejna inwestycja. To, że jak twierdzą niektórzy, na wyścigi przychodzą głównie „odpady” koni pokazowych mnie nie dziwi. To nie tylko wina hodow-
ców. Środowisko wyścigowe powinno postarać się odzyskać ich zaufanie i nie traktować tych koni jak mięso armatnie, a na poważnie brać zapisy programu hodowlanego.
Mała liczba koni arabskich w tradycyjnym typie oddawanych na tor to obecnie poważna trudność w skonstruowaniu dla nich programu wyścigowego. Zamknięcie wyścigów może więc przyciągnąć hodowców, którzy nie widząc sensu w aktualnej organizacji wyścigów arabskich już wcześniej przestali przysyłać swoje konie do treningu, jak i nowych, chcących zachować typowy wygląd i urodę swoich koni a przy tym dać im sposobność rozwinięcia fizycznych właściwości w trenigu wyścigowym. Zdaniem Deirdre Hyde, członka władz HARC, wyścigi koni arabskich uległy transformacji w efekcie inwestycji poczynionych w tym sektorze przez kraje arabskie. Sumy wygrywane w gonitwach i szybkość koni arabskich stały się ważne, dla wielu najważniejsze, zaś kwestie rasy, jej czystości i typu koni - mniej istotne. W ten sposób powstał głęboki rozdźwięk między wyścigami a hodowlą tradycyjnego konia czystej krwi. Kraje takie jak Turcja, Tunezja, Egipt i Iran od dziesiątków lat hodujące i poddającem wyścigom swoje linie koni czystej krwi znalazły się w niebezpieczeństwie zalewu przez szybsze konie, co będzie miało zgubne konsekwencje dla lokalnego rynku koni tej rasy. To samo dzieje się w Polsce. Podział na wyspecjalizowane araby wyścigowe i konie wyłącznie pokazowe będzie ze szkodą dla tych drugich. Generalnie istnieją dwa podejścia do wyścigów arabskich – pierwszaim koń szybszy, tym lepszy, niezależnie od jego wyglądu, i druga – najlepszy koń to ten, który spaja cechy typowego araba z dobrą dzielnością, ale nie musi być najszybszy. Przez lata konie arabskie ścigały się nie zmieniając swoich podstawowych cech pokrojowych jak i szybkości. To się zmieniło w ostatnich latach i jak postulowałem wyżej, powinno być na naszych wyścigach miejsce dla uczestników obu sposobów podejścia do prezentowanego problemu.
Nie poruszam tu kontrowersji wobec pochodzenia niektórych arabów wyścigowych (także w świecie pokazów słyszy się niepotwierdzone wieści o klonach), bo zmieniłoby to przesłanie moich wywodów, których istotą jest spojenie wyścigów z regułami hodowli (Program hodowlany) dominującego w naszym kraju typu araba. Swoją drogą Program hodowlany koni arabskich czystej krwi wymaga już znaczącego liftingu i odniesienia się do nowych uwarunkowań w hodowli i użytkowaniu koni czystej krwi.
AUTOR: MICHAŁ KURACH
Koń arabski najprawdopodobniej obecny był na Półwyspie Arabskim od dwóch mileniów, a w Europie hodowla rozwinęła się XVIII i XIX w. Wyścigi istniały jeszcze za czasów pogańskich, a nowe reguły oparte na religii przypieczętowały i nadały wagi gonitwom. Pierwsze prawo wyścigowe cytowane przez Emira Abd-el-Kadera brzmiało: „Prorok kazał biegać koniom wytrenowanym na dystansie 7 mil, a koniom zwyczajnym na dystansie 3 mil”. Od samego początku próba dzielności przyciągała tłumy, które często był tak wielkie jak w czasie pielgrzymek. Konie startowały po 10, pierwszych siedem wprowadzało się do specjalnego wielkiego namiotu, gdzie wiwatom nie było końca, a ostatnie trzy były przedmiotem pośmiewiska. Taki oto stan rzeczy zastajemy w miejscu narodzin rasy, kiedy liczy się jakość, wytrzymałość w biegu, a uroda jest czynnikiem mniej istotnym.
WPolsce tradycja hodowli koni arabskich sięga XVIII wieku, a pierwszym znanym miłośnikiem i użytkownikiem tych zacnych zwierząt jest niezwykły człowiek - Wacław Rzewuski. W 1817 r. wyjechał na wschód pod pretekstem zakupu koni dla cara Aleksandra. Szybko, dzięki swej romantycznej duszy, zrozumieniu sytuacji Arabów, którzy żyli pod butem Turcji oraz znajomości koni zyskał przychylność mieszkańców półwyspu i tytuł Emira. Po powrocie do Polski hodował konie arabskie i prowadził koczownicze życie z kozakami. Był synem hetmana polnego koronnego, który jako jeden z przywódców konfederacji targowickiej splamił honor rodu Rzewuskich. Winy ojca ataman Rewucha (tak nazywany był przez swoich kozaków) odkupił wystawiając oddział jazdy kozackiej, przeznaczając dla niego ukochane konie arabskie. Zaginął w trakcie bitwy pod Daszowem dnia 14
maja 1831 roku. Jego ukochany ogier przybiegł sam do majątku, a na rzędzie były ślady krwi…
Następny kamień węgielny hodowli użytkowego konia arabskiego miał położyć hr. Juliusz Dzieduszycki sprowadzając do Polski Gazellę, Mlechę i Saharę oraz wiele wspaniałych ogierów w tym Krzyżyka. Oprócz importowanych koni, wielką rolę w drodze do sukcesu odegrał geniusz, instynkt oraz przede wszystkim rozległa wiedza samego hrabiego do tego stopnia, że stado okryła wielka sława, która przyciągnęła do Jarczowiec cesarza Franciszka Józefa. Konie tak zachwycały monarchę, iż ten pobyt swój przedłużył o kilka godzin. Zapytasz drogi Czytelniku co było podstawą sukcesu? „Hr. Juliusz Dzieduszycki, podczas swego w Arabii pobytu, zbadał gruntownie tamtejszy sposób wychowu pustynnego konia krwi wschodniej i przekonał się, że u nas konie tej rasy degenerują
w pierwszym rzędzie dlatego, ponieważ reproduktory i matki za mało są poddawane dość surowej próbie, co do wytrzymałości i zdrowia. Hr. Juliusz zrozumiawszy doskonale, że bez pracy i bez badania podczas niej użytkowej wartości osobników przeznaczanych do rozpłodu, gałganieje najlepsza
nawet hodowla, zaprowadził w Jarczowcach, na sposób angielski, głośne czasu swego polowania „par force”, na których jego ulubione konie hartowały swe zdrowie i wyrabiały muszkuły, ścięgna i płuca zdając przy tem równocześnie trudny egzamin, jak wiele potrafią wytrzymać i zdziałać. Co więcej, był nawet czas, w którym jarczowieckie oryentalne konie walczyły na publicznej wyścigowej arenie o palmę zwycięstwa z angielskimi końmi.” 2 Dalej hodowla rozwija się szczególnie mocno pod koniec XIX wieku w mniejszych majątkach oraz na początku XX w. Sławucie księcia R. Sanguszko. W 1926 roku powstała księga stadna oraz Towarzystwo Hodowli Konia Arabskiego, a 10 grudnia tego samego roku uchwałą zapoczątkowano wyścigi. Podwaliny pod dzisiejszą próbę dzielności położył projekt programu wyścigów ułożony przez wybitnego specjalistę Bogdana Ziętarskiego1, który był zarządcą sławuckiego stada. Aby wzmocnić jakość pogłowia najpierw sprowadził klacze i ogiery z Francji, gdyż uważał, że kultura hodowlana jest tam zdecydowanie wyższa. Dodatkowo udał się w wielką wyprawę do Arabii, jak jego dwaj wielcy poprzednicy i sprowadził skarby dla polskiej hodowli: Kuhailana Haifi i Kuhailana Afasa.
W tamtym okresie najwybitniejszą z matek okazała się Gazela II, której córki dały epokowe konie: Elegantka - Wielkiego Szlema, Fryga II - Ofirkę, Makata -Witraża, Jaskółka II - Wilgę. Jak widać wszystkie córki wspaniale połączyły się z Ofirem, synem pustynnego Kuhailana Haifi. Ostatnia z córek Taraszcza powędrowała do Tierska, gdzie urodziła Negatiwa. Czy zgodzisz się drogi Czytelniku, że nie uroda (daleka od wzorca dzisiejszego konia pokazowego), ale jej predyspozycje atletyczne były kluczem do sukcesu?
Po II wojnie światowej błyszczą takie gwiazdy jak Comet, Forta, Sabellina, Comet po Abu Afas, który jest również ojcem wspaniałej Sabelliny. Co łączy Fortę oraz Abu Afasa? Oba te konie mają 25% „francuzów” w rodowodzie, a Forta jest dodatkowo
Faras z rodu Kuhaylat al-Krush podarowana przez Króla Arabii Saudyjskiej Abd al-Aziz ibn Sauda księżniczce Alicji hrabinie Athlone, 1927 r. Autor nieznany. Album w posiadaniu Mrs. C. van der Velden.
córką „mało arabskiego” Kuhailana Abu Urkuba wyhodowanego w Babolnej. Zarówno dolew krwi francuskiej, jak i użytkowanie potomków Kuhailana Zaid jest pokłosiem decyzji hodowlanych B. Ziętarskiego i inwestycji księcia Sanguszki.
Matka Abu Afasa - Gahdar, matka dwóch derbistów - Mira oraz wiele innych wspaniałych klaczy stadnych jest wynikiem złotego połączenia Wielkiego Szlema z córkami Kaszmira. Miłośnikiem tego ostatniego i twórcą tej idei hodowlanej jest książę Witold Czartoryski, człowiek znakomicie wykształcony, światowy, o wspaniałym talencie hodowlanym. Ten znamienity specjalista odchowuje swoje klacze w sposób surowy i kryje je już w wieku 3 lat. „Po odłączeniu pierwszego źrebięcia, a więc w wieku mniej więcej 4½ lat, idą na stajnię i tam jako konie powozowe, wierzchowe lub też robocze przez rok, dwa, a czasem i dłużej do pracy użyte, zdają trudny egzamin, wiele zdziałać i co wytrzymać potrafią… Pełkińska klacz oryentalna dostaje się dopiero wtedy do stada na matkę, skoro po zdaniu z odznaczeniem egzaminu wykaże, co wytrzymała i jak jej pierwsze źrebię wyrasta, a chociażby była najładniejszą i na oko najsympatyczniejszą, to ją jednak właściciel pełkińskiego stada do dalszego chowu u siebie nie puści, jeżeli w „czarnej księdze” zapisano, że w pracy była miękką i niewytrzymałą przy dystansowych próbach.” 2
Po II Wojnie Światowej hodowla prowadzona była w specyficznych warunkach, w których koń czystej krwi arabskiej był jednym z symboli starego porządku i „burżuazji”. Dopiero potrzeba uzyskania przychodów w dolarach oraz popyt ze strony zagranicznych kupców wpłynął na zmianę podejścia. Kulminacją tego jest ostatnie 20 lat, kiedy to hodowla państwowych stadnin w zasadzie obrała kierunek pokazowy, a przez to obraz konia arabskiego w świecie jeździeckim jest jednowymiarowy. To o tyle jest smutne, iż stadniny państwowe miały utrzymywać rody męskie i linie żeńskie jako dziedzictwo narodowe oraz dostarczać poprzez odpowiedni dobór oraz próbę dzielności, materiał genetyczny do poprawy pogłowia koni innych ras. Ostatnie dwa ogiery użyte szerzej w tym kierunku to Wiedeń oraz Elsing urodzone w 1982 r.
Tymczasem w Europie są ogiery, które użytkuje się w sporcie i jako reproduktory w dziale angloarabskim. SR Dorwan syn dobrze znanego w Polsce Marwana uzyskał, po znakomitej karierze wyścigowej, klasyfikację do krycia klaczy trakeńskich w Danii. Angloarabski ogier Kantsch z arabskiej matki Woalka po Gil jest używany w kierunku rajdowym oraz sportowym, dając znakomite rezultaty. Jego syn Kahoku wygrał w tym roku zawody WKKW rangi CCN-A w Austrii. W tym samym sporcie znakomicie sobie radzi pełen brat najlepszego konia wyścigowego wyho -
dowanego we Włoszech (Urge di Gallura wygrał wyścig G2 w Newbury). Vis di Gallura pod swoją właścicielką pokazuje, że koń arabski, może i powinien być wspaniałą alternatywą, a w niektórych wypadkach pierwszym wyborem na konia sportowego.
W Polsce hodowla koni użytkowych nie ma jasnych perspektyw. Czasem zdarzają się perełki jak przełomowy Ontario HF sprowadzony przez Czesława Witkę, który pokazał na jakim poziomie była hodowla za granicami, w oparciu o tą samą pulę genetyczną co w Polsce. Niestety, więcej takich ogierów nie ma. Jest coraz mniej matek o rodowodach użytkowych i w większości mają zagraniczną krew. Musimy szukać ogierów z polskich rodów i linii oraz mądrze używać reproduktorów o obcych prądach krwi. 24 lipca wyhodowany w Polsce przez Nessa Arabians sp. z o.o. Han Rastaban wygrał Derby we wspaniałym stylu. On oraz Zenhaf własności Rafała Płatka mają szanse na odniesienie sukcesu w wyścigach za granicami naszego kraju.
A, że warto marzyć i próbować przekonaliśmy się w dniu 7 października 2018 r., kiedy to Fazza Al Khalediah w treningu Michała Borkowskiego wygrał w imponującym stylu prestiżową gonitwę najwyższej rangi Gr.I - Qatar Arabian World Cup na torze Longchamp pod Paryżem. Myślę, że obecnie mamy właściwą chwilę, aby zdefiniować cele hodowlane na nowo. Jest miejsce zarówno dla koni pokazowych, jak wyścigowych, czy Pure Polish. Ostatnio hodowcy zaczynają śmielej korzystać z ogierów wyselekcjonowanych typowo do rajdów długodystansowych. W ostatnich dwóch latach użyte były Bekam de Piboul oraz Darb Al Badr - w ¾ brat mistrzyni świata w rajdach klaczy Ajayeb.
A jak jesteśmy przy dyscyplinie rajdów długodystansowych to wypada powiedzieć, że to naturalny kierunek rozwoju hodowli, sportu w Polsce oraz miejsce do kontynuacji karier wielu koni po wyścigach. Udało się wyhodować kilka koni, które w ostatnich latach pokazały się w zawodach najwyższej rangi. I tak: Farak wygrał rajd CEI3* na 160 km i zajął najlepsze w historii - 2 miejscew Mistrzostwach Europy w 2013 r.; Naria wygrała zawody CEI3* na 160 km i była członkiem reprezentacji Włoch na Mistrzostwa Świata 2021 i na koniec Fagor, który zajmuje czołowe lokaty w rajdach na 120 km i 160 km, biegając na najwyższym poziomie już czwarty sezon i wytrzymując ekstremalne tempa na poziomie 27,5 km/h na dystansie 120 km.
Na koniec chciałbym przypomnieć, że koń arabski to znakomity partner do sportu amatorskiego, do rekreacji czy w końcu koń rodzinny. Wspaniale to pokazuje Grzegorz Miklaszewski, który organizuje rajdy, obozy letnie dla dzieci w Puszczy Augustowskiej, a wszyscy uczestnicy tych wyjątkowych wydarzeń dosiadają koni arabskich. Pan Grzegorz opowiadał, że zastępy konne, aby dostać się na szlaki terenowe muszą jechać niezwykle ruchliwą drogą asfaltową. Jest to idealny przykład na to, że konie arabskie traktowane z należytym szacunkiem i cierpliwością stają się niezwykle ufnymi zwierzętami i towarzyszami wypraw, na których można polegać w każdej sytuacji.
Taką niezwykłą więź ze swoim arabem Krisco stworzył Paweł Knitter. Siedzę i słucham przez kilkadziesiąt minut z pełnym zrozumieniem i lekką zazdrością, ale przede wszystkim z dziecięcą ciekawością, prawdziwej historii o kopciuszku: „Gdy go kupowałem, zwróciłem uwagę na brak urody, do dziś brzydszego konia nie widziałem. Przez dłuższy czas był w stałym treningu ujeżdżeniowym i nie raz przyjeżdżał z zawodów z pucharem. Miałem duże ambicje, a on robił wszystko o co go poprosiłem, ale jednocześnie zauważyłem, że nie jest do końca szczęśliwy. Posłuchałem go i wycofałem się ze świata sportu.” opowiada Pan Paweł. Bardzo intrygujące jest to, iż mój rozmówca mówi „my” w kontekście swojej relacji z koniem. Zapytany o to, odpowiada z uśmiechem „Tak, bo konia arabskiego trzeba słuchać. Nasza relacja to czasami tylko wizyta i pogłaskanie, innym razem spacer w ręku, a najbardziej lubimy jeździć po lesie. Ufam mu bezgranicznie. To działa w obie strony. Wiele dobrych trenerów wsiadało na niego, ale nie działało to jak trzeba. Wsiadałem ja, kompletny amator, ale gotowy słuchać i koń pokazywał się niesamowicie. Dziś brzydkie kaczątko zamieniło się w pięknego łabędzia i wielkiego przyjaciela. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niego” puentuje Pan Paweł.
Podbudowany historią wielkiej przyjaźni człowieka z koniem, mam wielką nadzieję, że istnieje szansa obudzić w nas ducha wielkich polskich hodowców z przeszłości, a serca wielu jeźdźców zabiją w rytmie, w którym kiedyś biło serce w piersi Wacława Rzewuskiego.
Przypisy:
1 W. Pruski, Dwa wieki polskiej hodowli koni arabskich (1778-1978) i jej sukcesy na świecie
2 S. Bojanowski, Sylwetki koni orientalnych i ich hodowców