
12 minute read
Wywiad z MICHAŁEM ZABŁOCKIM – Renata Cygan
MICHAŁ ZABŁOCKI – poeta, animator życia literackiego, autor tekstów piosenek. Laureat Muzycznej Jedynki za najlepszy tekst roku 1993, stypendysta Ministra Kultury w 2004 roku, odznaczony brązowym medalem Gloria Artis w 2018 roku, laureat Nagrody Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa w 2021 roku. Na podstawie jego wierszy powstało wiele znanych piosenek w repertuarach Grzegorza Turnaua (Cichosza, Naprawdę nie dzieje się nic, Bracka i inne), Czesława Mozila (Maszynka do świerkania, i inne), Agnieszki Chrzanowskiej (Cały swiat płonie i inne), Golec uOrkiestra (Górą ty, górą ja i inne), oraz wielu innych artystów. Jest autorem librett i tekstów piosenek do spektakli teatralnych i muzycznych. Wydał dwanaście zbiorów wierszy. Jest pomysłodawcą i twórcą programu „Multipoezja”, a w nim akcji: Wiersze na murach, Wiersze chodnikowe, Wiersze pisane na czacie i innych krakowskich wydarzeń cyklicznych, takich jak: Dyskusyjne Kluby Czytelnicze, Rozkręcamy Literacki Kraków, Tydzień Piosenki. Zrealizował projekt wielojęzycznego międzynarodowego portalu poetyckiego eMultipoetry.eu według własnego pomysłu. Od 2014 roku jest wydawcą Krakowskiej Biblioteki SPP, od 2017 roku – Biblioteki Młodych SPP, a od 2020 roku – Biblioteki SPP. Od 2009 roku jest wykładowcą Studiów Literacko-Artystycznych przy Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. W młodości był wielokrotnym drużynowym i indywidualnym mistrzem i wicemistrzem Polski w szermierce (szabla). W 2020 roku założył jedyną sekcję szabli sportowej w Krakowie (Centrum Szabli Cracovia). Od 2014 roku jest prezesem krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. W latach 2012-2014 był przewodniczącym Komisji Dialogu Obywatelskiego ds. Kultury w Krakowie. POST SCRIPTUM

Advertisement
Zdjęcie rodzinne Wojciech Zabłocki Wojciech Zabłocki z Aliną Janowską


Dorastałeś w wyjątkowym domu, od dziecka ota-
czały Cię wybitnie osobowości. Mama: Alina Janowska – sławna i uwielbiana aktorka, tata: Wojciech Zabłocki – multimedalista w szermierce na szable, olimpijczyk, profesor, malarz i wybitny architekt (muszę się pochwalić, że zwiedziłam w Syrii stadion, który został zaprojektowany przez Twojego ojca – duża duma i niemałe emocje), matka chrzestna: Agnieszka Osiecka. Twój dom był pełen znanych ludzi. Czy jako dziecko zdawałeś sobie sprawę z wyjątkowości swojego otoczenia? Jak ono wpłynęło na Twoje wybory życiowe?
Nie za bardzo. To nie były sprawy, którymi mógłbym się pochwalić przed rówieśnikami. Przychodzili fajni znajomi. Fakt, byli interesujący, ale który dzieciak na poważnie traktuje panią po trzydziestce? To już są wszystko rupiecie. Nawet jeśli zrobili coś ważnego, ich życie minęło. Są dorośli, czyli starzy. A starzy, to już niemal trupy. Nie warto się nimi interesować. Siedzą, gadają, przynudzają. Lepiej pójść grać w piłkę. Przez okno w moim domu było świetnie widać trawnik, na którym ustawialiśmy bramki z kamieni.
Bo sens się wyłania, że w tym wyłącznie celu uczyłem się pisania.W jakim celu uczyłeś się pisania?
W późniejszym życiu sprawy się komplikują. Sami dorastamy i zaczynamy rozumieć, że zasięg i możliwości nie są zbyt wielkie. Świat nie leży u naszych stóp i o wszystko trzeba walczyć. Ci, którzy mieli lat trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt, teraz mają osiemdziesiąt, i nagle trzeba się nimi zainteresować, roztoczyć nad nimi jakąś opiekę. A przy okazji odkrywamy, że byli wielkimi ludźmi. I taka myśl się rodzi: przecież ja wiem o nich coś więcej. Coś, co domaga się ujawnienia. I kto wie, może pisząc o nich, zrobiłem najlepsze, co mogłem? Nie tylko w tym celu uczyłem się pisania, ale może po części po to żyłem, żeby opisać ich życie?
Ja jestem człowiek od dużej ilości małych działań. Szer-
mierz, poeta, reżyser, tekściarz, prezes oddziału krakow49
Mam porażającą ilość nowych planów
skiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, bloger, twórca unijnego międzynarodowego projektu eMultlipoetry, pomysłodawca wierszy na murach i chodnikach, autor kilku tomów poetyckich, pomysłodawca projektu Dyskusyjne Kluby Czytelnicze. Robisz bardzo dużo dla polskiej poezji. Po co?
Nie wiem. Coś mnie pcha. Wciąż mam wrażenie, że najciekawsze pomysły jeszcze nie zostały wcielone w życie, że jestem o krok od kolejnego odkrycia. I robię ten krok. I tak dalej. Dokądś zmierzam. Ale tak prawdę mówiąc, to nie wiem dokąd. Czuję się, jakby ktoś sterował moimi krokami, a ja nie mogę mówić: „nie”. Nie mogę spocząć na laurach albo nagle powiedzieć: „nie opłaca się”. Teraz rozkręcam równolegle dwa bardzo duże projekty. Jeden z nich, to „Skriptura” – zarządzanie procesami pisarskimi – działanie coachingowo-psychoterapeutyczne. Praktycznie dla każdego.
Pierwszy wiersz na Brackiej wyświetlony został 24 października 2002 roku w ramach akcji 366 wierszy w 365 dni. Do tej pory wyświetlonych zostało około 40 tys. wierszy – jak nad tym panujesz?
Od 2010 roku zbieram wiersze na mury przez portal eMultipoetry.eu. Pierwsza selekcja to warunki formalne. Jeśli wiersz ma więcej niż trzydzieści znaków w linii i więcej niż pięć linii, po prostu nie przejdzie. A potem już trzeba czytać. Czytać i wybierać. Wybranie wierszy do projekcji na cały miesiąc zajmuje mi mniej więcej dwa dni.
Jestem jak każdy artysta. Kabotynem. Głupkiem, który się mizdrzy, żeby inni mieli uciechę. Naprawdę? Wszystko dla innych? Nic dla siebie?
Licentia poetica. Pewne rzeczy trzeba przerysowywać, żeby dać impuls, zwrócić na coś uwagę. Wszystko dla innych, bo to, co inni przyjmą, wraca do mnie. Artysta może być szczęśliwy, tylko żyjąc dla innych, tworząc dla innych. Pytanie: jak definiuje Innego i na jakim Innym mu zależy?

Michał Zabłocki z tatą, Wojciechem Zabłockim Michał Zabłocki z mamą, Aliną Janowską

Ostatnio przetoczyła się przez media dyskusja o wypowiedzi Olgi Tokarczuk, która nie chce schodzić pod strzechy. Tylko że ona już dawno jest pod strzechami. Te strzechy, to strzechy „swojaków”, na których jej zależy. Strzechy, na których jej nie zależy, nigdy jej nie przyjmą. I w tym sensie Tokarczuk miała sto procent racji. Chodziło jej oczywiście o kompetencje kulturowe, które są potrzebne do rozszyfrowania danego kodu twórczego. W moim przypadku te kompetencje są znacznie niższe. Nie stawiam wysoko poprzeczki. Tak mi się przynajmniej wydaje. A jednak głosy, które mnie dochodzą, nie są w tej kwestii jednoznaczne. Jedni twierdzą, że moje pisanie jest zbyt łatwe, inni – że zbyt trudne. To złożony, rozległy temat i jak widać na załączonym obrazku, można zostać źle zrozumianym.
Nie mam żadnych ideałów ani wzorów – nie masz swojego mistrza?
Nie mam. Ale pojawiały się, i wciąż pojawiają się, nazwiska, postacie, które mi jakoś na trochę rozświetlają drogę. Przyboś. Białoszewski. To były kamienie milowe. O wielu innych mógłbym mówić i pisać, ale to już nie tak wielkie objawienia. Nie kamienie, ale kamyki. Każdy ma taką matkę, na jaką zasłużył albo oswojoną, albo dziką albo pomocną, albo szkodliwą albo ukrytą, albo ujawnioną Jeżeli coś jest nie tak z naszymi matkami sami jesteśmy sobie winni należało się bardziej starać kopać głębiej w poszukiwaniu prawdy

Michał Zabłocki
Czesław Mozil powiedział o Tobie: Michał jest idealny, bo jest jak psycholog, któremu można się zwierzyć. Czy jesteś człowiekiem otwartym na ludzi, czy raczej lubisz się chować?
Pół na pół. Zmiennie. Mniej więcej połowę czasu muszę spędzać z ludźmi, a połowę w całkowitej samotności, skupieniu. Dzięki temu udaje mi się zachować jaką taką równowagę. Pisanie to samotna walka. Dlatego dość szeroko wchodzę w interakcje społeczne, bo potrzebuję wciąż nowych impulsów.
Jak powstała Maszynka do świerkania?
No właśnie. Dobry przykład połączenia indywidualizmu z działaniem grupowym. Maszynka do świerkania powstała na czacie, który działał od 2002 roku. Dwadzieścia lat pisania w różnego rodzaju grupach – od kilku do kilkudziesięciu osób. Opracowałem scenariusz powstawania wiersza w czasie rzeczywistym, gdzie moderator tworzy na bieżąco wiersz z propozycji nadsyłanych przez internautów. Wybierając, zmieniając, poprawiając, przeinaczając. Podejmuje grę z uczestnikami – bo nie tylko składa wiersz z materiału przez nich dostarczonego, ale też podsuwa im tropy myślenia i zarazem toczy rozgrywkę z tym, czego oni się spodziewają. To wielka nauka. Wiersz zawsze jest rozgrywką. Jeśli czegoś się spodziewasz jako czytelnik, musisz dostać coś trochę innego.
Skazana na dogorywanie na zapomnianych półkach księgarskich, poezja straciła właściwą sobie siłę i wigor. No to co robić?
Szukać nowych dróg. Ale nie tylko medialnie. Także treściowo. I formalnie. Trzeba przyglądać się całokształtowi i tak określać swoją własną drogę. Przez częściowe asymilowanie, a częściowe zaprzeczanie. Być blisko, a jednak daleko.
Te relacje, które są w tomikach opisane, choć przecież nie idealne, były dość klarowne, wszystkie osoby akceptowały siebie w swoich funkcjach. Nasz trójkąt był pod tym względem czysty, dlatego zadziałał. Wydałeś tomy poezji poświęcone swoim rodzicom: Janowska i Ojcze nasz. Ojcze nasz ukazuje charakter podmiotu: konkretnego i szybkiego człowieka. O tomie Janowska Grzegorz Turnau powiedział, że jest bardziej epicki. Czym są dla Ciebie te tomy i dlaczego powstały?
Nie wiem, jak to określić. Po prostu nie mogłem o niczym innym myśleć, a piszę zawsze o tym, co mnie pochłania. No więc była to jakby czynność naturalna. Bez jakichś dalszych założeń. Myślę, że mogłem napisać więcej i ciekawiej, ale już się nie da. Było, minęło. Jeśli komuś się przydadzą te tomy, na przykład jako odniesienie do własnych relacji z rodzicami, to dobrze, ale nie mam złudzeń. Przez to, że pisałem o celebrytach, skazałem się na wielką nieufność. Nie postrzegamy siebie tak, jakbyśmy byli podobni do gwiazd. My – normalni, zwyczajni ludzie.
Czy liczba 33 ma dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie?
Nie, nie ma. Janowska po skrótach okazała się składać z trzydziestu trzechwierszy, a ponieważ tata chciał mieć do-
JANOWSKA. SYNOWIE ALINY – WIDOWISKO MUZYCZNE MICHAŁA ZABŁOCKIEGO W TEATRZE




kładnie taki tom pośmiertny dla siebie, pomyślałem, że jestem mu to winien. Tak że widzisz – w pewnym sensie te tomy, to zamówienia społeczne. Zamówienie podstawowej komórki społecznej, jaką jest rodzina.
Tulę się do dobrych słów, a odrzucam złe. Do jakich słów się tulisz?
Chciałbym tak robić. Nie zawsze się udaje. Dobre słowa, to słowa budujące, wzmacniające, pochwalne. Złe słowa, to oskarżenia, szyderstwa. Ale pozytywne podejście słabo się sprzedaje. Wolimy czytać i słuchać o aferach i problemach. Sukcesy nas nie obchodzą. Dlatego autobiografia, którą ostatnio napisałem, koncentruje się na porażkach. Ale nie będę jej w najbliższym czasie publikował. To proza. Musi się bardziej odleżeć.
Czy Twoim zdaniem poezja powinna być odświętna czy codzienna? Jakie pisanie jest Ci bliższe: ku wieczności czy ku ludziom?
Ku ludziom, czyli ku wieczności. Nie ma czegoś takiego jak wieczność absolutna, jeśli chodzi o literaturę. Wszystko przemija. Ale zanim przeminie, może się w ogóle nie narodzić. W tym sensie, że nie zostanie wcale przyswojone. Przyszłość wyciąga ze skarbca pamięci tylko dzieła raz mocno wryte w pamięć. Więc bez aktualnych czytelników nie istnieje żadna wieczność. Jest pustka i nicość.
Książka jest martwa. Wiersz w książce jest zasuszonym liściem. – Jak reanimować poezję?
Olewać książki. Książka to złe medium. Alienuje bardziej niż telewizja. Szukać szans na zbiorowe prezentacje, lektury głośne, fejsbuki, jutuby. Oczywiście wydaję książki, bo taka jest jednak konieczność. Ale nie lubię ich. Wolę pojedyncze pliki graficzne, wiersze-obrazy, recytacje, filmy.
Z poezji nie da się wyżyć – to jest niestety bolesna prawda. Do poezji się raczej dokłada. (śmiech) Czyli można powiedzieć, że wychodzisz na tworzeniu poezji jak Zabłocki na mydle?
Tak to wygląda. Na szczęście piszę też piosenki. Nigdy nie pracowałem na etacie. Utrzymuję się tylko z pisania i sprzedaży tego, co napiszę, wymyślę. Nie jestem krezusem, ale daję sobie radę.
Skończyłem właśnie pracę nad dużym projektem hiphopowo-operowym – opowiedz, proszę, o tym projekcie.
Nie ma sensu. Nie będzie go. Przynajmniej na razie. Przestrzeliłem się z tematem. Jest zbyt interwencyjnie ekologiczny. W grudniu 2022 zapowiada się za to premiera drugiej edycji Grajków Przyszłości Czesława Mozila z uczniami szkół muzycznych. Tam będą znowu dwadzieścia cztery moje teksty. Mogę już podać tytuł: Inwazja nerdów.
Gratuluję i trzymam kciuki.

Musical Bracka 1981, tworzenie piosenek hiphopowych, piosenki o kotach dla Anny Szałapak, nowela filmowa o powstaniu wielkopolskim – jesteś człowiekiem orkiestrą, ciągle Cię gdzieś nosi, wciąż zaskakujesz nowymi pomysłami. Czy jesteś niespokojnym duchem?
Trzeba by było wymieniać o wiele, wiele dłużej. Przerzucam się z projektu na projekt. Niektóre są zamawiane, niektóre po prostu chodzą mi po głowie i je robię. Ale to jest chyba naturalne. Malarze podążają od płótna do płótna, od obrazu do obrazu. Filmowcy od filmu do filmu. Poezja szczęśliwie nic nie kosztuje. Inwestuję tylko mój czas. Nie muszę czekać na innych inwestorów. Mogę się bardziej wsłuchiwać w siebie.
Natchnienie jest ciągle i wszędzie, ono wisi w powietrzu i trzeba umieć po nie sięgać – czyli natchnienie nigdy Cię nie opuszcza?
Czasami zdaje się, że go nie ma. Ale jak się posiedzi, to zaczynają snuć się nitki. Trzeba umieć je chwytać. To nie znaczy, że każda z nich będzie jednakowej długości. Zwijając je, nie zawsze zaplecie się cały wielobarwny motek. Czasem pozostanie się z pojedynczą, krótką i szarą. Ale i ona warta jest uwagi.
Czy masz przekonanie, że odniosłeś sukces?
Nie. Nie gonię za sukcesem, chociaż wiele osób mnie o to oskarża. Sukces mnie cieszy, ale w tym samym czasie żenuje i martwi. Martwi mnie, że to tylko tyle. Że to takie płytkie i marne. A jednak się zdarza. A kiedy się zdarza, trzeba umieć się cieszyć i nie demonstrować swojej wyższości.
Chciałbym odwołać wczorajszy wiersz, a przynajmniej niektóre jego wersy (…). Jak powstają Twoje wiersze? Piszesz szybko, czy cyzelujesz w nieskończoność? Jak wiemy, są dwie szkoły: jedni piszą błyskawicznie, pod wpływem chwili, byle iskra nie zgasła i by nie przekombinować, a druga szkoła polega na tym, że wiersz musi się rodzić w ogromnych cierpieniach, że trzeba go kuć jak kamień, poprawiać i doskonalić miesiącami. Ja lubię pisać szybko, jak to jest u Ciebie?
I tak, i tak. Najpierw piszę szybko, a potem wracam i potwornie skracam, albo wyrzucam, albo przedłużam do skutku. Niektóre wiersze męczą mnie w nieskończoność, a niektóre są gotowe w godzinę. Nie ma reguły.
Dlaczego warto być w Nowym Jorku?
Nie warto nie być w Nowym Jorku, ale ja już byłem i wiem, że to miejsce nie dla mnie. W ogóle warto było pojechać w kilka miejsc, żeby się przekonać, że do nich nie należę, a one nie należą do mnie. Że moje miejsce jest tu, między niebezpiecznym Bugiem i zatrutą Odrą.
Która z Twoich ról jest dla Ciebie najważniejsza?
Nie jestem aktorem. To wszystko ja. Nie mogę żyć bez pisania. Bez innych działań mogę. Ale to samo dotyczy wszystkich. Nikt nie powinien żyć bez pisania. Nie da się żyć świadomie i szczęśliwie bez pisania. O tym właśnie jest „Skriptura”.
Zgadzam się. Nie da się żyć bez pisania :) Mam porażającą ilość nowych planów – opowiedz o najbliższych.
O kilku już powiedziałem. Najważniejsza jest „Skriptura”. Może w ogóle najważniejsza ze wszystkiego, co do tej pory robiłem. Każdy potrzebuje pisania. Nie tylko pisarz. Pisanie nas konstytuuje, tworzy. To nie my tworzymy dzieła, to dzieła tworzą nas. I nie muszą to być dzieła wielkie. Wystarczą małe, często niepozorne, mikroskopijne, nigdzie nie publikowane, tajne. Ale żeby były.
Życzę nam wszystkim, żeby były. [RC]
