2 minute read

MICHAŁ ZABŁOCKI – wiersze i piosenki

MICHAŁ ZABŁOCKI

Natężenie świadomości w zmianie swej osobowości. Od młodości do starości

Advertisement

coraz łatwiej, coraz prościej. Naprężenie chceń wzmożonych i nieumień poronionych. Rozrywanie własnej jaźni realizmem wyobraźni. Z kogoś całkiem przeinnego –w kogoś całkiem przeinnego. Z wychowania –w zachowanie.

Z wyuczenia –w wydumanie. Natężenie świadomości w zmianie swej osobowości.

Wiersze i piosenki

ŁATWO MNIE ZNISZCZYĆ

Zbyt łatwo mnie zniszczyć Wystarczy nacisnąć klawisz A jeśli dodatkowo poświęcisz kilka minut I wciśniesz, powiedzmy, kilkadziesiąt klawiszy To możesz mieć jeszcze większą satysfakcję Satysfakcję zadawania bólu Niepowtarzalną Anonimową Serdecznie polecam Ale jeśli chciałbyś się wykazać A co tu dużo mówić, także i pokazać Doradzam ci walkę otwartą, jawną, bardziej bezkompromisową W trakcie paneli, wykładów, warsztatów i spotkań W artykułach, esejach i całych książkach Zresztą milczenie Całkowite milczenie

Jest w sumie najbardziej efektywne Milcz i doradzaj milczenie Niech to wszystko odbędzie się po cichu

W TEJ KNAJPIE

JANOWSKA

Szanowni Państwo miło mi was powitać na kartach tej skromnej książki Pewnego lipcowego dnia płynąc po jeziorze Kalwa w trakcie wakacji odbywanych tradycyjnie u pierwszej żony swojego drugiego męża Alina Janowska pomyślała: Oto niebo bezchmurne nade mną a prawo zbójeckie we mnie Naprawdę wszędzie już byłam i z wielu pieców jak to się mówi wsuwałam zakalec świata Jednego mi tylko brak nie zaistniałam w poezji I to nie w jakimś tam poślednim okolicznościowym wierszyku ale w poezji pełną gębą drapieżnej i poruszającej ryzykownej i brawurowej! Szybko wydobyła organizm z nadmiaru zimnej wody Wykręciła właściwy numer i mówi: Pisz synu pisz bo ja już niewiele pamiętam Poczułem się dotknięty zraniony do żywego Przecież się nie nadaję wybierz kogoś innego! Uciekłem nie dzwoniła już ani razu chyba I trzech dób nie siedziałem w żołądku wieloryba Aż w końcu kiedy wszystko naprawdę zapomniała Jezioro Kalwa niebo i ciężar swego ciała zebrałem się i piszę A sens już się wyłania że w tym wyłącznie celu uczyłem się pisania W tej knajpie każą płacić z góry Mieli zbyt wiele złych doświadczeń Nie naleją ci herbaty bez piątaka Zamawiasz ale pani czeka Nie wiadomo na co czeka Aż w końcu się orientujesz I wtedy nadchodzi kluczowy moment Coś w środku mówi ci że jesteś oszukiwany Że najpierw należy się towar a potem zapłata Zaczynasz się targować Kładziesz dwa złote i mówisz że resztę dasz jak naleje Pani nalewa wrzątek ale nie podaje go póki nie dodasz złotówki Pozostała dwójka idzie ręka w rękę W lewej kasa w prawej torebka do zamaczania Ale ona nie jest pewna że ty masz pieniądz w zamkniętej pięści A ty nie jesteś pewien czy dostajesz właściwy smak Każde usiłuje rozewrzeć zaciśniętą dłoń przeciwnika Szarpiecie się tak dobrą chwilę Aż w końcu pani nie wytrzymuje Rzuca torebkę na ladę i odchodzi od baru płacząc: Co to za koszmarny kraj że dwoje ludzi nie potrafi sobie zaufać Ty myślisz to samo Rzucasz dwójką tłukąc lustro za barem I wychodzisz gwałtownie na ulicę Co to za koszmarny kraj

This article is from: