
2 minute read
Sonety IZABELI FIETKIEWICZ-PASZEK
Sztuka pokazuje, jak podobni jesteśmy do siebie

Advertisement
Izabela Fietkiewicz-Paszek SONETY
MAREK BRYMORA
(1954–2017)
Jednak kiedyś umarłeś (dość niepostrzeżenie, w mieście średniej wielkości taka śmierć to sztuka). Ładnie cię pochowali, ale wiesz, był upał, więc kondukt raczej skromny, sami przyjaciele
oraz kilku sąsiadów. Czyli tak, jak chciałeś. Tylko nie wiem, co z resztą. Garnitur, koszula? Czy było komu zadbać? Kiedyś będzie mural, pomnik, nawet ulica. Dobrze się sprzedaje

w mieście średniej wielkości legenda poety. Bądź cierpliwy, po latach ktoś wreszcie odkryje, że miałeś wielki talent. Potem drugi, trzeci
odczyta twoje wiersze. Do tego – nie żyjesz, idealny bohater lokalnej pamięci, w końcu będą cię cenić. Chyba, że się mylę.
HERSZEL SOLNIK
(1869–1943)
Niemal cię przegapiłam. Nie bywasz na listach zasłużonych mieszkańców. Nie ma twoich wierszy w lokalnej antologii. Wczoraj po raz pierwszy o tobie usłyszałam. Dość intymna misja
stoi za tym spotkaniem, a skoro już jesteś, spróbuję zebrać fakty, odnaleźć cokolwiek – wiersz, artykuł, poemat, rodzinną historię –nie opisywać życia tylko przez śmierć w getcie.
I co czytam? Że twórczość zabrała pożoga drugiej wojny światowej. Jedno proste zdanie. Jest w nim jakaś perfekcja, brzmi jak dobry slogan.
Tyle że kończy misję. I nie ma nic dalej, ponad to proste zdanie nic nie można dodać. Nie przywrócę cię, wybacz, to fałszywy alert.
SONETY
MACIEJ MARIA KOZŁOWSKI
(1937–2002)
W połowie słowa. Zapomniany początek. Niepomyślny koniec. W połowie słowa. Łaknąca tlenu samogłoska „o”. (Wieniec radosny, 09.07.2002, z tomu Osypał się wzrok w dolinę, 2002)
Przyszedł w połowie nocy. Nad ranem wiedziałeś, że kończy się krajobraz i twój udział w drodze. Razem z nim przyszła pewność: nic już nie dopowiesz i zostawisz za sobą rzeczy nienazwane.
Przed tym snem były inne – pamięć je pomija, to zaciera kontury, to rozmywa kształty, a sztuczki wyobraźni nie zmienią wyblakłych obrazów ani wspomnień. Przeszłość ma się nijak
do punktu granicznego, to po nim wiadomo, że echo nie powróci, tlenu zaraz braknie, a ty przeczuwasz chwilę, w której twój metronom
na dobre się zatrzyma – w połowie słów, pragnień, podróży albo wiersza. Jakie sny przychodzą, gdy płuca sabotują już zupełnie jawnie?

ŁUCJA GLIKSMAN
(1913–2002)
Przecież jest tylko przeszłość jak węzeł korzeni –Tam, w opatowskim lesie, tam, w kaliskiej ziemi. (Korzenie, z tomu Wczoraj, 1993)
Pobyć chwilę w ogrodzie na tyłach fabryki, wejść między zrujnowane resztki dawnej hali, stanąć jeszcze w tych gruzach, nim dach się zawali, ostatnie powidoki próbować uchwycić.
Albo może zapukać do byłych sąsiadów, czy gdzieś nie przechowują drewnianych zabawek? Wejść na strychy, do piwnic – tam też mieszka pamięć. Dostrzec ślady epoki pośród innych śladów
i tak węzły korzeni powoli wytropić, pojąć twoje wybory, odczytać poezję, poczuć w niej wszystkie lęki, obawy, tęsknoty.
Wiedzieć, że od Syberii przez Lwów aż po Persję był tylko jeden sposób, by przetrwać, najprostszy: wszystko, co się pamięta, rozpisać na wiersze.