13 minute read

Piotr Kamieniarz w rozmowie z Renatą Cygan

Narcyz II

Advertisement

AKRYL-PIÓRKO-KREDKA-OŁÓWEK-AKRYL-PIÓRKO-KREDKA-OŁÓWEK-AKRYL-PIÓRKO-KREDKA-OŁÓWEK

PIOTR KAMIENIARZ

Jeźdźcy apokalipsy

Piotr

Urodził się w 1964 roku, mieszka i pracuje w Salominie (woj. lubelskie). Nie ma wykształcenia plastycznego, mimo to rysowanie i malowanie jest jego pasją. Od 1994 roku bierze udział w wielu wystawach w Polsce i za granicą. Od 1996 roku na stałe współpracował z Galerie KK w niemieckim mieście Essen. W 2007 roku brał udział w wystawie zbiorowej, na której zobaczyć można było m.in. prace słynnego pisarza i rysownika, Rolanda Topora oraz Gottfrieda Helnweina, którego twórczością pasjonuje się Marylin Manson. Od kilku lat prezentuje swoje prace głównie w Polsce, na wystawach w galeriach oraz na aukcjach sztuki.

Niech nie zmyli Was kaczuszka, lalkarz, arlekin, koń na biegunach, sprzedawczyni jabłek, królowie czy kochankowie złączeni plecami „na dobre i na złe”. Baśniowy i balladowy nastrój prac Piotra Kamieniarza jest jedynie piękną maską (tak częstym motywem twórczości artysty) za którą skrywają się: okrucieństwo, ból, przerażenie i nasze wstydliwe przywary. Te poetyckie rysunki, w niepowtarzalny sposób łączą w sobie dziecięcą niewinność i mroczną seksualność. Nie unikają poruszania częstokroć drażliwych tematów tabu, jak i czułości. Całość podszyta elementami groteski pozbawia je ciężkostrawnego patosu, dojmującego dramatyzmu, czyniąc z Piotra artystę świadomego swojej sztuki, ale także niezwykle wrażliwego obserwatora drugiego człowieka i życia.

Kasia Tchórz Tekst pochodzi z „sZAFy”

Wystawy:

1994 - Wystawa indywidualna Volkshohschule w Essen; 1995 - Wystawa indywidualna Westdeutsche Allgemeine Zeitung Galerie Katholishes; 1996 - początek stałej współpracy z Galerie KK Esten; 1997 - Wystawa indywidualna w Miejskim Domu Kultury w Stalowej Woli; 1998 - Indywidualna wystawa w Galerie KK Essen; 1998 - Wystawa zbiorowa “Arbeiten auf Papier” w Galerie KK Essen; 2000 - Wystawa zbiorowa “Auf den Hund gekommen” w Galerie KK, Essen; 2000 - Wystawa indywidualna w Galerie Streitenfeld, Oberursel; 2001 - Wystawa indywidualna “Menschen, Engel, Vögel” w Galerie Gallus Zentrum, Frankfurt am Main 2001 - Wystawa zbiorowa “Markwurdige Bilder” w Galerie KK, Essen; 2002 - Wystawa indywidualna “Piotr Kamieniarz - Neue Arbeiten” w Galerie KK, Essen; 2003 - Wystawa indywidualna w Galerii Bohema, Kazimierz Dolny; 2004 - Wystawa indywidualna w Galerii Szarej, Kraśnik; 2006 - Reprezentacja Galerii KK Essen w Międzynarodowych Targach Sztuki, Köln; 2007 - Wystawa zbiorowa “Spitzentreffen” (Rolad Topor, Rudi Hurzmeier, Gottfried Helnwein) Galerie Fahre Bad Saulgau; 2008 - Wystawa zbiorowa “Ansichten von ich” w Galerie KK, Essen; 2008 - Nominacja do nagrody w prestiżowym Międzynarodowym Konkursie Rysunku Satyrycznego “Satyrykon” Legnica, udział w wystawach Satyrykon 2008; 2009 - Udział w wystawach Satyrykon 2009; 2009 - Wystawa indywidualna w Gminnym Ośrodku Kultury w Trzydniku Dużym. Stała ekspozycja w Erotik Art Museum, Duisburg (Niemcy). 2010 - wspołpraca z Galeria Leonardo w Kazimierzu Dolnym 2011 - udział w wystawie poplenerowej w Galerii Szur w Krasnobrodzie 2015. Indywidualna wystawa Galeria KK Essen -Maskenspiele Panopktikum des Piotr Kamieniarz 2015 - Wspołpraca z Galeria Art ZPAP Lublin 2016 - Zbiorowa wystawa w galerii Altes Kloster -Bad Saulgau (Niemcy) 2016 Reprezentowanie Galeri KK na Międzynarodowych Targach Sztuki w Karlsruhe 2016 - Nominacja do nagrody - Satyrykon 2016 Legnica

Hamlet Ewa

„ Artysta – tuszem, ołówkiem i kredką – stwarza groteskowe światy zamieszkałe przez wzbudzające grozę arlekiny i lalki z pustymi oczodołami”

Taunus Zeitung (2000)

Obrazy rodzą się same

Renata Cygan

Od jak dawna Pan maluje i jak to się zaczęło?

Tak naprawdę zacząłem rysować w latach 90. Jeszcze jako uczeń LO nie miałem pojęcia o sztuce. Na zaliczenie z plastyki malował dla mnie mój kolega. Jakoś intuicyjnie jednak czułem, że sztuka to ogromnie ważna rzecz. Pamiętam, jak na kronice filmowej zobaczyłem obrazy Dalego i Beksińskiego. To było jak uderzenie młotkiem w głowę! Pierwsze moje rysunki to ołówek. Potem poczułem, że stanąłem pod ścianą i że muszę sięgnąć po coś innego. Od tego czasu zaczęła się moja przygoda z piórkiem.

Na ten temat krążą różne opinie, wśród nich taka, że wykształcenie jest ważne, ale też może stanąć na drodze do indywidualności. Jakie jest Pana zdanie w tej sprawie?

Narażę się tu trochę nauczycielom i profesorom – sam jestem nauczycielem (śmiech). Jak Pani powiedziała, jestem samoukiem. Na początku mojej drogi byłem przekonany, że nie nadaję się do szkoły artystycznej, bo nic nie umiem i nie mam zdolności w tym kierunku. Myślę, że szkoła może pomóc w walce z materią, czyli w opanowaniu dobrej, bardziej różnorodnej wiedzy z zakresu techniki. Ale tak zwanej „iskry bożej” nie wskrzesi. Istnieje nawet spore niebezpieczeństwo, że autorytet profesora

Don Kichote Uskrzydlony

„Z umiłowaniem szczegółu wskazuje Kamieniarz w swych doskonałych technicznie rysunkach bolączki współczesnego świata. W swej twórczości jawi się jako poszukujący filozof.”

Westdeutsche Allgemeine Zeitung (2000)

może stanąć na drodze do indywidualnego rozwoju. Bo zawsze pojawia się relacja wielkiego z mniejszym, doświadczonego z niedoświadczonym, władzy i uległości. Nawet studiując germanistykę, spotkałem się z autorytarną postawą niektórych wykładowców. Bo przecież wykładowca ma zawsze rację (nawet jeśli się myli). A sztuka to przecież indywidualne spojrzenie na świat, na kolor, na kreskę. Tu nie może być ingerencji typu: tej kreski nie może tu być. Właśnie, że może, bo to jest moje spojrzenie i moje widzenie świata. Sumując, szkoła na pewno jest w stanie wykreować dobrego rzemieślnika, ale czy artystę? Nie sądzę. Ale nie jestem żadnym autorytetem w tej dziedzinie. To tylko takie moje własne przemyślenia i obserwacje. Nawet jeśli się ma talent, to bez pracy i tak z tego nic nie będzie. A pracując bez pomocy nauczyciela, na pewno jest wolniej, mozolniej, ale i jest większa satysfakcja, że osiągnęło się coś samemu. Dla mnie jest to ważne.

Ja sama jestem samoukiem, więc znam to zagadnienie z „własnego podwórka”. Zgadzam się z Panem w tej kwestii, ale u mnie czasami pojawia się frustracja, że trzeba wyważać otwarte drzwi, mozolić się w pojedynkę nad rzeczami, które dla innych mogą być oczywiste. Ale to prawda – satysfakcja tym większa. Jak nazwałby Pan swój styl malarski? Surrealizm? Realizm magiczny?

Nie wiem… Surrealizm to moja pierwsza fascynacja sztuką. Realizm magiczny? Nie wiem... Realistycznie nie rysuję. Pokazuję świat realny, przefiltrowany jednak, widziany moimi oczami. Ale magii tam chyba nie ma?

Moim zdaniem jest tam dużo magii…

Tylko ja jej nie widzę �� To realistyczny, ale zamaskowany, zniekształcony świat, przedstawiony

„ W świecie rysunków Piotra Kamieniarza wszystko kręci się wokół seksualności i śmierci. Ten polski artysta obchodzi się z tematem tabu w sposób bezceremonialny.”

Westdeutsche Allgemeine Zeitung (1998)

nieco przewrotnie, trochę z humorem. Humor czy groteskowe postacie są po to, żeby rozładować ciężkość tematu. Myślę, że poczucie humoru to podstawa ludzkiej egzystencji. Nie pozytywne patrzenie na świat, lecz patrzenie właśnie z poczuciem humoru.

Pomijając Pana doskonałość warsztatową (która jest oczywista) tworzy Pan w swojej sztuce wspaniały, intrygujący świat. Każdy z obrazów jest odrębną historią, zostawiającą jednak szeroko otwarte drzwi do interpretacji. Skąd się biorą te historie?

to u mnie odbywa się to chyba na zasadzie, (jak kiedyś śpiewał Lubomski): Mam ręce w kieszeni, a kieszenie jak ocean, powoli chodzę i rozglądam się. Obrazy rodzą się same. Po prostu tak mam — — nie wiem skąd. Nie potrzebuję żadnych dopalaczy czy stymulatorów. To jest we mnie. Pewne rzeczy się ma albo nie. Tak samo jest ze specyficznym patrzeniem na świat.

Pana obrazy mają niesamowite, oryginalne tytuły. Czy tytuł rodzi się przed czy po powstaniu obrazu? Czy dzieło jest starannie zaplanowane i przemyślane przed chwyceniem za ołówek, czy daje się Pan ponieść emocjom i to ręka Pana prowadzi?

Najczęściej wiem, co mam rysować. Jeśli nie wiem, to siadam, biorę kartkę papieru i już po pierwszych kreskach zaczynam wiedzieć, co z tego będzie. Na początku może być jeszcze forma niewiadoma, natomiast treść jest jak najbardziej jasna. Oczywiście czasami coś do tego dochodzi, co rozwija rysunek. To samo z tytułem. Tytuł też mam w głowie, jeszcze przed rozpoczęciem pracy, ale, jak Pani zauważyła, moje rysunki stwarzają pole do interpretacji, to i tytuł może się zmieniać, żeby dobrze korespondował z obrazem. Nie wiem, czy dobrze jest nadawać tytuły, bo to jest sugerowanie interpretacji dla odbiorcy. U Beksińskiego trochę jednak brakowało mi tytułów, jako podszeptów do interpretacji. Ale może trzeba się trochę wysilić i bardziej zdać na własne myślenie? Nie wiem, co lepsze. Chyba wybrałem drogę pośrednią, starając się nadawać tytuły nie do końca oczywiste. Ale może mi się tak tylko wydaje?

No właśnie, porównywano Pana prace do malarstwa Dudy-Gracza, Stasysa Eidrigeviciusa, Topora czy Beksińskiego. Kto jest Pana mistrzem? Co lub kto Pana inspiruje?

To nawet chyba jest komplement, jeśli jest się porównywanym do Mistrzów. Myślę, że jakakolwiek twórczość zazwyczaj ma swoje korzenie w fascynacjach, może nawet w sumie fascynacji. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś, kto pisze książki, nie przeczytał w życiu żadnej książki. Wydaje mi się, że na początku drogi szukamy jakiegoś ideału, mistrza, czasem jest ich kilku. Potem w trakcie tej podróży dochodzi się do czegoś własnego, czego byśmy nie osiągnęli bez tych fascynacji. Nie można ruszać w podróż, zaczynając od środka albo od kresu podróży. Mój galerysta w Niemczech, który przyjaźnił się z R. Toporem, stwierdził, że jesteśmy mentalnie podobni, mamy podobne poczucie humoru, ale kreska jest zupełnie inna. Beksiński to fantastyczna kreska w rysunkach, Duda Gracz – fantastyczne plamy. Mówię to

oczywiście przez mój punkt widzenia. Do tego dochodzi jakiś indywidualny, wolny sposób patrzenia na świat. Na marginesie powiem (nawiązując trochę do wcześniejszego pytania), że takie fascynacje wpływają lepiej na twórczość niż sugestie profesorów na Akademii. Dowodem na to może być E Schiele, którego wyrzucono z akademii, a był niesamowitym malarzem. Nie wiem, czy mam jednego Mistrza. Fascynują mnie różni ludzie sztuki, ale nigdy pod kątem techniki, bardziej ich twórczości w ogóle i jak ona na mnie działa.

Jest Pan niezwykle skromnym, pełnym pokory człowiekiem, choć odniósł Pan już wiele artystycznych sukcesów, miał Pan sporo wystaw w Polsce i za granicą, sprzedaje Pan swoje obrazy na całym świecie. Która wystawa była najważniejsza?

Nie lubię zarozumiałych ludzi i sam nim nie jestem. Nie mam takiej potrzeby. Ponadto ktoś mądry powiedział, że zarozumiali ludzie najczęściej nie mają powodu do tego, żeby nimi być. Pokora jest, moim zdaniem, ważna. Nie jesteśmy pępkami świata i nie jesteśmy the best of the best. Im dłużej człowiek czegoś się uczy, tym bardziej zdaje sobie sprawę, jak dużo ma do nauczenia. Ta świadomość, że się mało wie i mało umie, popycha do tego, żeby starać się jeszcze bardziej i pracować jeszcze ciężej.

To prawda, miałem kilka wystaw. Wystawy, ich ilość, nie jest jednak wyznacznikiem wielkości i talentu, czy nawet włożonej pracy artysty. Można nie mieć żadnej i być świetnym artystą. Myślę, że to kwestia potrzeby zaistnienia w świecie artystycznym. W obecnych czasach można dzielić się swoją sztuką, nie ruszając się z domu. Świat idzie do przodu, większość życia płynie w sieci, ale żywe wystawy są jednak czymś, co podnosi ważność artysty w oczach (zwłaszcza) kupującego. Podobnie wykształcenie, miejsce wykształcenia czy nazwisko profesora. Czasami mam wrażenie, że dla niektórych sztuka to tylko lokata kapitału albo chęć posiadania oryginalnego przedmiotu w domu. Często wcale to nie wynika z miłości do sztuki. Jest to towar luksusowy, więc ludzi mniej zamożnych po prostu na nią nie stać, mimo że ją naprawdę kochają. Cóż, jak to Niemcy mówią: „życie jest twarde, ale za to niesprawiedliwe”

Moja pierwsza zbiorowa wystawa miała miejsce w galerii KK w Essen. To było wyborowe towarzystwo, śmietanką tej galerii byli: R. Topor, G. Helnwein, V. Stelzmann. J. Grutzke i inni. A ja – tak prosto z ulicy. To było dla mnie niezwykłe przeżycie. Nie myślałem nigdy, że znajdę się w tak doborowym towarzystwie. W galeriach w Polsce rzadko się to zdarza. Pierwsze pytanie, jakie mi zadano w galerii w Krakowie, to „Czy studiował pan na ASP?” Jeśli odpowiedź brzmiała „nie”, to nie było nawet oglądania obrazów. Podobnie w Warszawie. Ludzie w galeriach nie zadają sobie nawet trudu, by poznać twórcę. Nie mają w sobie ciekawości, żeby zobaczyć, co kryje się w teczce człowieka, który chce im coś pokazać. Nawet dla zabicia nudy. Ale czasem (rzadko, bo rzadko) zdarzają się galerie otwarte na artystów z tzw. ulicy.

Salome III

Spotkałam się ze stwierdzeniem, że Pana prace budzą lęk. Na pewno są niepokojące, złowieszcze, nawet czasem upiorne, ale dzięki temu przemawiają wprost do uczuć, bo jednocześnie są bardzo wyraziste, poruszające i zapadają w pamięć. Jednym słowem – – nie można przejść obok Pana twórczości obojętnie. To chyba największy komplement dla artysty?

Tak, to niesamowity komplement. Nie bardzo jednak rozumiem, czemu budzą grozę. Na pewno nie jest to dobrze, jeśli chce się takie obrazy sprzedawać. Ludzie bardziej lubią pozytywne, milutkie i ładniutkie rzeczy. To, o czym Pani powiedziała, tzn. o tej grozie w moich obrazach, to myślę, że jest to argument przemawiający

Wycieczka konna

za tym, że nie jest to jednak realizm magiczny, który, przynajmniej mnie, kojarzy się z pogodnym, bajkowym nastrojem pozbawionym treści z tzw. pazurem lub bez treści w ogóle.

Zdradzi nam Pan sekrety techniczne? Jak przebiega proces powstawania obrazu od strony czysto technicznej? Jak długo powstaje jeden rysunek?

Ja podchodzę do rysowania i malowania intuicyjnie i prawie zawsze eksperymentuję. Jeśli w czerni i bieli czuję się jak ryba w wodzie, to w kolorach trochę jak dziecko we mgle. Zaletą tego jest, że wciąż jest dużo rzeczy do odkrycia. Zasadnicze środki to akryl, piórko i kredki akwarelowe lub nawet farba akwarelowa. Rysunek powstaje na moim ulubionym papierze – fabriano accademia 200 mg. Najpierw powstaje szkic, na to nanoszę farbę akrylową „biel antyczna”. Później przychodzi piórko, kredka, Ścieranie nożykiem powstałego obrazu, potem znów nanoszenie kolejnej warstwy. Słowem – zabawa jest przednia.

Kiedyś trwało to dłużej, teraz mam więcej wprawy. Technika, którą uprawiam, jest dość czasochłonna, precyzyjna. Ponadto nie można się spieszyć. Średnio to ok. trzy dni w zależności od tego, ile się dzieje na obrazie. Ostatnio pracuję w formacie 63×45 cm, który jest dla mnie idealny, bo nie czuję znużenia pracą, a można więcej narysować.

Zalotnicy

„Życiu i miłości towarzyszą nieodłącznie okrucieństwo, poniżenie i cierpienie. Mroczne rysunki artysty ukazują otchłanie ludzkiej egzystencji. Wiele spośród jego prac zawiera wyłącznie rysy przerażenia. Jednak od czasu do czasu przebłyskują z nich elementy komizmu, które ujmują całości nieco ciężaru i dramatyzmu”

Frankfurter Rundschau (2001)

Czy wierzy Pan w wenę?

Wena? A co to takiego?

Wróćmy do prezentowania prac w warunkach wirtualnych. Wiem, że przedstawia Pan swoje obrazy na Facebooku. Jaka jest Pana opinia na temat mediów społecznościowych?

Internet daje niesamowite możliwości pokazywania swoich prac. Artysta nie potrzebuje, na dobrą sprawę, galerii, żeby być oglądanym. Kiedyś, dla ludzi mieszkających z dala od galerii, od większych miast, pozostawała przysłowiowa szuflada. Teraz, mieszkając na końcu świata, nawet w maleńkiej wiosce, można zaprezentować swoją twórczość na całym świecie. Bez wychodzenia z domu. To jest niesamowite z różnych względów. Do galerii przychodzą nieliczni, najwięcej na wernisaż, ale wciąż mówimy tu o niewielkiej liczbie odwiedzających. W Internecie nasze prace widzi tysiące ludzi. I nawet nie chodzi tu o sprzedaż, ale o uczucie, że jest się oglądanym, że nasza sztuka dociera do szerokiej publiczności. To motywuje i jest dla każdego artysty bardzo ważne, bo nie tworzymy dla siebie. Nawet mieszkańcy mojej miejscowości dowiedzieli się właśnie z Internetu, że jestem artystą.

Dziękuję za rozmowę. [RC]

This article is from: