LAJF Magazyn Lubelski #85

Page 1

2022/84/5

15 sierpnia 1317 roku nadano Lublinowi przywilej lokacyjny, oparty o prawo miejskie. wXV wieku działało na terenie miasta 62 rzemieślników o różnych specjalizacjach między innymi: kowale, ślusarze, złotnicy,miecznicy, nożownicy i konwisarze. Około 1504, prawdopodobnie w 1503 roku, powstał cech kowali. W skład specjalizacji metalowej według źródeł z 1524 roku wchodziło 5 zawodów, potem pojawili się kotlarze. 11 lat później utworzono cech mieczników. Pierwsze statuty cechowe pojawiły się w Lublinie po 1532 roku, kiedy pozwoliła na to sprzyjająca sytuacja polityczna, a statuty otrzymywały najbardziej liczebne cechy, w tym cech kowali w 1536 roku. Przez kolejne stulecia powstawały następne organizacje rzemieślnicze, które aktywnie działały na rzecz rozwoju społeczności Lublina. Obecnie Cech M e t a l o w y z r z e s z a p r z e d s t a w i c i e l i w s z y s t k i c h z a w o d ó w r z e m i e ś l n i c z y c h k o n t y n u u j ą c t r a d y c j e i d z i a ł a l n o ś ć s w o i c h poprzedników. „Każdy serce wkłada, swym rzemiosłem się para Ważniejsze od zawodu jest w rzemiosło wiara”

Historia Cechu Metalowego w Lublinie
CECH METALOWY A.D. 1503 20-111 Lublin, ul. Rynek 2, tel./fax 81 532 68 49 cech@cechmetalowy.pl www.cechmetalowy.pl „MIĘDZYPOKOLENIOWE CENTRA EDUKACYJNEWSPARCIE INTEGRACJI MIĘDZYPOKOLENIOWEJ” Zadanie finansowane jest ze środków Ministra Edukacji i Nauki Świadczymy usługi i uczymy w zawodach: - mechanik, blacharz, lakiernik samochodowy - elektromechanik, elektryk - fryzjer - introligator - złotnik-jubiler, metaloplastyk - stolarz - ślusarz - kucharz
ZRÓB PREZENT SOBIE, RODZINIE, PRZYJACIOŁOM, ZNAJOMYM roczna prenumerata wejdź na lajf.info/prenumerata/ i zapisz się na prenumeratę LAJF magazyn lubelski Cena prenumeraty rocznej to 85 zł • Opłata pokrywa koszty pakowania i wysyłki Liczba egzemplarzy w prenumeracie: 11 egzemplarzy

okruchy kultury Maria w Lublinie | Milo Ensemble Psychoempath | Lżejsi od powietrza Uznanie dla tłumacza

z Agatą Rumińską-Sulenta, Tomaszem Orkiszewskim i Krzysztofem Cugowskim rozmawiają Piotr Nowacki i Anna Ignasiak, foto archiwum prywatne artystki, PN 24 16 11

Otwarte miasto – projekt czy rzeczywistość? | z Piotrem Franaszkiem rozmawia Grzegorz Zawistowski, foto Krzysztof Werema

34 biz-nius Bezpieczeństwo 50 46 40 38

Nie robisz, nie żyjesz… Inwestycja w życie. Niech dane Nam będzie wciąż go doświadczać!

Lublin pachnie kawą tekst Agnieszka Wolska foto Piotr Bedliński

końcówka

6 magazyn lubelski 4(83) 2022 …taki LAJF 3 od redakcji 6 tygiel 8 z okładki 16 społeczeństwo 9 Jak efektywnie zarządzać wyższą uczelnią... Piotr Nowacki 11/ /13 Wspólnota interesów; Kwestia wyższego… Mecz zawsze wygrany; Na pierwszy ogień… Zielony mural… Lubelska turystyka 16 Akademia godna swych tradycji | z Pawłem Skrzydlewskim rozmawia Piotr Nowacki 22 22 BBI – czyli Branżowy Bank Informacji | tekst Grażyna Gwiazda 18 społeczeństwo 22 biznes 28 felieton 38 kultura 24 Tobie
tekst
28 Transformacja energetyczna w
i na
| z
35
40
Polsko śpiewamy...
Katarzyna Petryszak, foto Katarzyna Kosowska, Emilia Kąkol
Polsce
świecie - czyli zmiany na zawsze
Krzysztofem Szydłowskim rozmawia Piotr Nowacki, foto Grupa SIS
36 Lubię wiedzieć | Energetycznie tekst Maciej Wijatkowski Nieoswojenie tekst Magdalena Zabłocka, foto Marek Studziński | Unsplash, Marcin Pietrusza
46
energetyczne... Cyfrowo o przyszłości Nowości w rolnictwie 38 motoryzacja Renault Megane E-TECH ELECTRIC tekst i foto Piotr Nowacki
0 48 kultura 50 historia 52 felieton 66 kuchnia 50 Rzemieślnicze wierszyki i bajeczki | z Magdaleną Zabłocką rozmawia Piotr Nowacki, foto Marcin Pietrusza 56 Atak szału zakochanego rzeźnika tekst i foto Mariusz Gadomski natura 62 Kobieta w… | tekst Bea Furmaniak
66
54
58
65
57 70 winna
88 winna
Moja pasja stała się zawodem | 26 Zgodnym chórem – Pracownicy i uczestnicy Zespołu Ośrodków Wsparcia w Lublinie we wspólnym przedsięwzięciu tekst Justyna Lalak, foto Olga Michalec-Chlebik 13 70 66 58 56
46
Święta w oczach psa tekst Magdalena Świątkowska, foto archiwum Zespołu Ośrodków Wsparcia w Lublinie, Magdalena Piętka, Łukasz Jaszak/archiwum prywatne Beata Gałek, Małgorzata Stanicka, Paweł Woronko
natura Z dziennika coacha – Dlaczego ludzie boją się zmian i dlaczego warto po nie sięgnąć tekst Dorota Piwońska
końcówka Korzeń | tekst Łukasz Kubiak
Zdrowych, spokojnych i pełnych ciepła Świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiej pomyślności w Nowym 2023 Roku życzą Prezes, Zarząd oraz Pracownicy Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie

Jak efektywnie zarządzać wyższą uczelnią, która chlubi się tradycją sięgającą końca XVI wieku? Co jest budulcem sukcesu, a co przeszkodą? W wywiadzie okładkowym dr hab. Paweł Skrzydlewski, rektor i profesor Akademii Zamojskiej, opowiada o roli profesorów, którzy dzięki kompetencjom i pasji przygotowują studentów do życia zawodowego i społecznego, a także o wprowadzaniu nowych kierunków studiów w niespokojnych czasach – niestabilności geopolitycznej, pogłębiającym się kryzysie klimatycznym i finansowym. W tych realiach rola nauczycieli jako mistrzów i przewodników młodych ludzi jest tym ważniejsza.

Rozmowa z Krzysztofem Szydłowskim, innowatorem i liderem transformacji energetycznej oraz szefem Grupy SIS, daje nam precyzyjną diagnozę sytuacji w dziedzinie energetyki, wskazując na konieczność przyspieszenia polskiej transformacji energetycznej w drodze odpowiednich regulacji prawnych, bezwzględną potrzebę decentralizacji systemu energetycznego, by uniezależnić go od wydarzeń na arenie międzynarodowej oraz omawiając charakter wodoru jako paliwa przyszłości.

Społeczeństwo polskie starzeje się, a nasze województwo niestety przewodzi w tej klasyfikacji. Jednocześnie wzrasta liczba osób wykluczonych społecznie i zawodowo – z niepełnosprawnościami czy długotrwale bezrobotnych. Czy w tej sytuacji ekonomia społeczna to potrzeba czy może już konieczność? Organizatorzy i zaproszeni goście V Konferencji Regionalnej dotyczącej Stosowania Klauzul Społecznych przekonywali, że beneficjentem działalności podmiotów ekonomii społecznej jest w konsekwencji całe społeczeństwo.

W ramach podsumowania XIV edycji lubelskiego festiwalu Open City proponujemy rozmowę Grzegorza Zawistowskiego z Piotrem Franaszkiem. Dyskusja toczy się wokół roli sztuki w przestrzeni publicznej. Dotyka także problematyki partycypacji mieszkańców, w tym artystów, w budowaniu przestrzeni wspólnej – tej którą widzimy za oknem oraz tej, którą nosimy w sobie.

Z lżejszych tematów – wtajemniczamy w sztukę parzenia kawy metodami alternatywnymi. Agnieszka Wolska, autorka artykułu „Lublin pachnie kawą”, przekonuje, że ten aromatyczny napój nie tylko może cieszyć nasze zmysły, ale ma prawdziwą moc łączenia ludzi.

W świąteczny nastrój wprowadza nas Agata Rumińska-Sulenta, śpiewaczka operowa i operetkowa, urodzona w Lublinie, solową płytą z polskim kolędami zatytułowaną „Mroźna cisza”, z towarzyszeniem słynnego Chóru i Orkiestry Kameralnej „IUBILAEUM” pod batutą Tomasza Orkiszewskiego.

Pozostaje nam życzyć Państwu zdrowych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia oraz Szczęśliwego Nowego Roku!

9 magazyn lubelski 4(83) 2022
od redakcji
Redaktor naczelny foto Emil Zięba

LAJF magazyn lubelski

Lublin 20-010 ul. Dolna Panny Marii 3 e-mail: redakcja@lajf.info tel. 81 440-67-64, 887-090-604

Redaktor naczelny: Piotr Nowacki (now) p.nowacki@lajf.info

Sekretarz redakcji: Anna Ignasiak (ann) a.ignasiak@lajf.info

Korekta: Magdalena Grela-Tokarczyk

Współpracownicy i korespondenci: Michał Fujcik (fó), Marek Podsiadło (pod), Marta Mazurek (maz), Izolda Boguta (izo), Klaudia Olender (kol), Filip Sawicki (sawi), Paweł Chromcewicz (chro), Anna Viljanen (av), Łukasz Kubiak (kub), Grzegorz Zawistowski (greg)

Foto: Marcin Pietrusza (qz), Maks Skrzeczkowski (maks), Michał Patroń (moc), Olga Michalec-Chlebik (mich), Olga Bronisz (obro), Krzysztof Stanek (sta), Robert Pranagal (gal), Jakub Borkowski (bor), Natalia Wierzbicka (nat), Łukasz Parol (parol), Andrzej Mikulski (mik)

Skład & DTP: logos@typolino.pl L 5 7890 22 77

REKLAMA i MARKETING: reklama@lajf.info i praca@lajf.info

Wydawca: KONO media sp. z o.o, 20-010 Lublin ul. Dolna Panny Marii 5 Prezes Zarządu: Piotr Nowacki (now) p.nowacki@lajf.info Regon 061397085, NIP 946 26 38 658, KRS 0000416313 e-mail: kono.media.sp.zoo@gmail.com

Treści zawarte w czasopiśmie „LAJF magazyn lubelski” chronione są prawem autorskim. Wszelkie przedruki całości lub fragmentów artykułów możliwe są wyłącznie za zgodą wydawcy. Odpowiedzialność za treści reklam ponosi wyłącznie reklamodawca. Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów tekstów, nadawania śródtytułów i zmiany tytułów. Nie identyfikujemy się ze wszystkimi poglądami wyrażanymi przez autorów na naszych łamach. Nie odsyłamy i nie przechowujemy materiałów niezamówionych. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo ma prawo odmówić zamieszczenia ogłoszenia i reklamy, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z linią programową bądź charakterem pisma (art. 36 pkt. 4 prawa prasowego) oraz interesem wydawnictwa KONO media sp. z o.o. Egzemplarz bezpłatny.

LAJF
ISSN 2299–1689
magazyn lubelski 2022/5/84
10 magazyn lubelski 5(84) 2022
REKLAMA foto Kazimierz Chmiel

Wspólnota interesów

W przyszłym roku owce ponownie zawitają w skansenie przy Zamku w Janowcu. 27 października br. w XVIII-wiecznym dworku z Moniak podczas konferencji prasowej porozumienie o współpracy podpisała Dyrektor Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym Izabela Andryszczyk oraz Prorektor ds. Studenckich i Dydaktyki Uniwersytetu Przyrodniczego dr hab. Urszula Kosior-Korzecka. Owce rodzimej rasy świniarka, pochodzące ze Stacji Doświadczalnej Małych Przeżuwaczy w Bezku, przez okres ostatnich trzech miesięcy pełniły rolę „żywych kosiarek” w zespole zamkowo-parkowym w Janowcu nad Wisłą. Po zakończonym wypasie zwierzęta powrócą na okres zimowy do Stacji, by w następnym roku już w zwiększonej obsadzie wrócić do Janowca i kontynuować prace nad pielęgnacją malowniczych terenów zielonych zamku. Powrót do tradycji wypasu owiec w Janowcu to tylko jeden z elementów współpracy obu instytucji, w planach jest również wiele prac badawczych, wykładów, seminariów oraz umożliwienie studentom UP odbycia nieodpłatnych praktyk i stażów. (ann)

Kwestia wyższego rzędu

18 października br. w Olsztynie władze Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego i Uniwersytetu Gdańskiego podpisały porozumienie w sprawie powstania Forum Zielonych Uniwersytetów. Uczelnie będą podejmować wspólne inicjatywy na rzecz zrównoważonego rozwoju. Podpisanie listu intencyjnego w tej sprawie wynika ze szczególnej roli szkół wyższych w kształceniu, które powinno odpowiadać na wyzwania teraźniejszości i przyszłości, w tym na potrzebę troski o stan środowiska naturalnego. Dlatego trzy uniwersytety połączy swoje potencjały intelektualne i infrastrukturalne na rzecz działań w tej kwestii, by zmaksymalizować swój wkład o wymiarze naukowo-badawczym, środowiskowym, społecznym i gospodarczym. Polegać one mają na tworzeniu wspólnych inicjatyw i projektów w zakresie badań naukowych i edukacji studentów, wymianie kadry akademickiej oraz wymianach studenckich, organizowaniu wykładów otwartych, a także uważnym zarządzaniu własnymi zasobami oraz inspirowaniu i wspieraniu innych uczelni w przekształceniu się w zieloną, zasobooszczędną i niskoemisyjną sieć kampusów. Nad koordynacją działań czuwać ma międzyuczelniany zespół. Przypieczętowaniem rozpoczęcia współpracy było posadzenie w Kortowie, kampusie akademickim UWM, pamiątkowego dębu jako symbolu przyszłości kreowanej w sposób zrównoważony. (ann)

Mecz zawsze wygrany

8 października br. odbył się pierwszy Turniej Charytatywny w Piłce Nożnej Fundacji Grupy Aliplast. Piękna pogoda, dużo energii, fantastyczne drużyny walczące z zapałem o zwycięstwo. Celem turnieju była pomoc dla ukraińskich dzieci. Pierwsze miejsce zajęła firma Spiżarnia, drugie Aliplast Sp. z o.o. i trzecie firma Oknoplast. Pozostałym uczestnikom należą się wielkie słowa uznania za zapał i walkę do samego końca. W tym turnieju uczestniczyły: ALIPLAST EXTRUSION Sp. z o.o. – należący do międzynarodowej grupy Corialis, obecny od ponad 10 lat na polskim i europejskim rynku producent profili aluminiowych, ALIPLAST Sp. z o.o. – należący do grupy Corialis, obecny od 20 lat na rynku europejskim projektant i producent systemów aluminiowych dla budownictwa, SPIŻARNIA – lubelska firma, która od ponad 17 lat dostarcza Polakom mieszkającym za granicą produkty, które znają i pamiętają z czasów, kiedy mieszkali w Polsce, CHEMNOVATIC – firma obecna na rynku od 2013 roku, specjalizująca się w destylacji nikotyny, a także w produkcji i handlu surowcami chemicznymi, oraz OKNOPLAST – międzynarodowa firma, należącą do ścisłej czołówki producentów okien i drzwi z PVC w Europie. Fundacja Grupy Aliplast, organizator wydarzenia, została powołana 29 marca br. Jej fundatorem jest Aliplast Sp. z o.o., a celem statutowym działalność społecznie użyteczna, w szczególności polegająca na rozwoju, upowszechnianiu, wspieraniu, wspomaganiu i propagowaniu opieki i pomocy społecznej, ekologii, sportu, kultury, nauki i oświaty. (ann)

12 magazyn lubelski 5(84) 2022
foto Uniwersytet Gdański foto Fundacja Grupy Aliplast
tygiel
foto MNKD

Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia

życzymy Państwu chwil wypełnionych radością i miłością, niosących spokój i odpoczynek, by w życiu zawsze panowała ta niepowtarzalna świąteczna atmosfera.

Wielu budujących myśli, energii potrzebnej do osiągnięcia wszystkich zamierzonych celów oraz wspaniałego Nowego Roku, obfitującego w pasmo sukcesów!

Zespół Centrum Obsługi Przedsiębiorców Agencji Rozwoju Przemysłu S.A. w Lublinie

„Zielony” mural w pełnej okazałości

Na pierwszy ogień – cebula!

Ten miesiąc upływa w Lublinie pod znakiem tradycyjnej lubelskiej kuchni za sprawą Festiwalu Lublin Smaków, który rozpoczął się 3 listopada. Przez blisko miesiąc mieszkańcy i turyści mogą próbować festiwalowych dań w lubelskich restauracjach. Każdy lokal, który jest partnerem wydarzenia, przygotował z tej okazji specjalne menu festiwalowe oparte na tegorocznym motywie przewodnim – cebuli, warzywa uprawianego na Lubelszczyźnie od wieków, stanowiącego kluczowy składnik lubelskich potraw. Uczestnictwo w festiwalu daje możliwość znaleźć ją nie tylko w przystawkach, zupach i daniach głównych, ale też w deserach. W ramach wydarzenia odbywają się kolacje degustacyjne, pokazy kulinarne, warsztaty wypieku cebularzy, dla fanów piłki nożnej wspólne kibicowanie przy cebulowej przekąsce, a dla osób aktywnych tematyczne spacery z przewodnikiem szlakiem lubelskich smaków. W weekendy odbywa się cykl Jarmarków Cebulowych, podczas których zaplanowano pokazy m.in. robienia syropu, konfitur i przetworów z cebuli oraz pieczenia bułek z cebulą. Historyczne położenie miasta na przecięciu szlaków handlowych, a tym samym na styku różnych wyznań, kultur i narodowości nieodwracalnie wpłynęło również na bogactwo kulinarne Lublina, które należy odpowiednio docenić i celebrować. Kolejne edycje wydarzenia będą nawiązywały do innego składnika, nierozerwalnie związanego z lubelską kuchnią. (ann)

Ekologiczny, pochłaniający zanieczyszczenia mural na jednej ze ścian Centrum Recyklingu Ekopak przy ul. Metalurgicznej 9b w Lublinie, o którym pisaliśmy w poprzednim numerze, został już ukończony. Od 25 października br. można oglądać już całą, komiksową w formie, lecz pouczającą historię. Inicjatorem projektu jest firma Ekopak wchodząca w skład Grupy Kom-Eko. Wielkoformatowa praca zajmuje powierzchnię 1200 mkw. Mural pokazuje rolę segregacji i przetwarzania odpadów w realizacji idei zrównoważonego rozwoju realizowanej przez spółki Grupy Kom-Eko, przedstawiając wędrówkę odpadów od odzysku i recyklingu po produkcję energii. Walory estetyczne pracy mają za zadanie przyciągnąć uwagę do działań na rzecz ochrony środowiska w regionie. Do powstania muralu użyto specjalnego lakieru pochłaniającego zanieczyszczenia. To innowacyjna samoczyszcząca powłoka fotokatalityczna, która w naturalny sposób chroni zarówno budynki, znacząco zmniejszając koszty ich utrzymania i konserwacji, jak i środowisko, zapewniając istotną funkcję oczyszczania powietrza ze smogu i spalin. Tylko 100 mkw. powierzchni muralu na hali Ekopaku, pokrytej lakierem fotokatalitycznym, oczyszcza tyle powietrza, co 30 dużych drzew liściastych. Autorem projektu jest lubelska agencja reklamowa Ansza, zaś wykonawcą AeroMat. Oby więcej tego rodzaju prac przystroiło nasze miasto w przyszłości! (ann)

Lubelska turystyka

Coroczne święto branży turystycznej lubelskiego regionu odbyło się 27 października w Centrum Spotkania Kultur. Mowa o XII Lubelskiej Gali Turystyki organizowanej przez Lubelską Regionalną Organizację Turystyczną we współpracy z Urzędem Marszałkowskim Województwa Lubelskiego. Po wystąpieniach gospodarzy i zaproszonych gości, nastąpiło to, co najważniejsze – ogłoszenie wyników konkursu na Najlepszy Produkt Turystyczny Województwa Lubelskiego 2022. Trzema najbardziej atrakcyjnymi, nowatorskimi i przyjaznymi dla turystów produktami turystycznymi okazały się: Chmielaki Krasnostawskie – I miejsce, Muzeum Czartoryskich w Puławach – II miejsce i Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej – III miejsce. Wyróżnieni natomiast zostali: Winnica Kazimierskie Wzgórza w Kazimierzu Dolnym, Lato z Pasją w Zamościu, Zamek Janów Podlaski, Łubinowe Wzgórze Eko Resort & Natural SPA, Podziemny Zamość i Park Rekreacji Zoom Natury w Janowie Lubelskim. Nagroda Internautów trafiła do Międzyrzeckie Jeziorka. Rekomendację do Złotego Certyfikatu Polskiej Organizacji Turystycznej uzyskały Magiczne Ogrody w Trzciankach. Wyróżnienie specjalne otrzymała Aplikacja Turystyczny Lublin. Podczas gali wręczono również certyfikaty 16 punktom informacji turystycznej działającym na terenie województwa lubelskiego. Warto pamiętać, że przyznane wyróżnienia stanowią gwarancję jakości obsługi oraz świadczonych turystom usług. (ann)

14 magazyn lubelski 5(84) 2022
foto LROT foto Biuro prasowe UM Lublin
tygiel
foto Ekopak
Zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze oraz wszelkiej pomyślności w Nowym Roku życzy redakcja LAJF magazyn lubelski

Akademia godna swych tradycji

O tym, jak zarządzać uczelnią, której tradycja sięga do 1594 roku, oferować studentom akademik za złotówkę i przejeżdżać za kierownicą ponad 6 tysięcy kilometrów miesięcznie, z dr. hab. Pawłem Skrzydlewskim, rektorem i profesorem Akademii Zamojskiej, rozmawia Piotr Nowacki, foto Kazimierz Chmiel.

Co to znaczy być Rektorem Akademii Zamojskiej, uczelni ze świetnym dziedzictwem historycznym, które jednak zostało przerwane na wiele lat, kiedy w 1784 roku w czasie pierwszego rozbioru zlikwidowali ją Austriacy?

W mojej ocenie być rektorem znaczy pracować na rzecz tego, co najważniejsze dla Akademii. A najważniejszą rzeczą jest zawsze jej istnienie. By Akademia mogła kształcić, by mogła dawać szansę zdobycia przygotowania do życia zawodowego i pełnienia różnych funkcji rodzinnych i społecznych. Tym bardziej, że historia Akademii pokazuje, jak życie potrafi być „kruche” i nieprzewidywalne.

W mojej ocenie rektor musi przede wszystkim być człowiekiem roztropnym, to jest takim, który mając w pamięci przeszłość i rozeznanie w teraźniejszości, działa dla przyszłości. Przeszłość pokazuje, że lata świetności nie są dane raz na zawsze, że sytuacja polityczna i ekonomiczna w Ojczyźnie jest dynamiczna i po czasie rozwoju przychodzą chwile trudne, związane z zachowaniem tego, co już jest, czasem walki z przeciwnościami i odpieraniem wyzwań.

Od czego więc zależy byt Akademii?

W pierwszym rzędzie od ludzi, którzy ją tworzą. Od profesorów, tj. nauczających i prowadzących badania. Ich bezpośredni kontakt ze studentami, pasja i kompetencja promieniują na studentów, którzy mogą widzieć w nich mistrzów i przewodników, nie tylko w dziedzinie zawodowej i naukowej. I widzę, że my w Zamościu także takich ludzi mamy, co mnie, jako rektora, bardzo cieszy. Pamiętajmy, że edukacja na każdym poziomie jest także swoistym aktem miłości i miłosierdzia wobec człowieka. Jak uczył tego św. Tomasz z Akwinu, polega ona na „uwalnianiu od niewiedzy, od niezrozumienia, od braku umiejętności”. By jednak to mogło zachodzić, profesorowie muszą być sami bogaci w wiedzę, rozumienie i wreszcie w życzliwość wobec studentów. To sprawia, że edukacja, sama Akademia, jest wspólnotą życia, dynamiczną. Szczególnie teraz, kiedy wszyscy w Zamościu czujemy, że mamy swoje „pięć minut”.

No właśnie, minął rok, odkąd został Pan Rektorem Akademii Zamojskiej. Jak Pan go ocenia?

16 magazyn lubelski 5(84) 2022
wywiad

Pozytywnie. Był to czas intensywnej pracy i wielu różnych starań, związanych z zachowaniem i umocnieniem pozycji Akademii. Słusznie mówi się, że tym, co powinno być kryterium oceny, są owoce. Są nimi przede wszystkim nowo utworzone kierunki studiów, inwestycje Akademii, a także wzmocniona kadra dydaktyczna i naukowa, prace naukowe oraz ważne sympozja naukowe.

A czy dla Pana było to duże wyzwanie?

Tak, bardzo duże, i to w wielu wymiarach. Żartuję, że dziś mam przynajmniej trzy etaty: wykładowcy, rektora i kierowcy, bo dojeżdżając z Lublina, miesięcznie często muszę przejechać autem przeszło 6 tysięcy kilometrów. Oczywiście do tego dochodzi także własna praca naukowa, życie rodzinne. Muszę te wszystkie rzeczy łączyć razem, znać ich wartość i właściwie układać. Ale nie narzekam, przecież nie jestem sam w tym codziennym trudzie. Wiele osób pomaga. Wokół mnie jest w Zamościu zespół wspaniałych ludzi, pełnych entuzjazmu i chętnych do pracy na rzecz Akademii. To niezmiernie ważne.

Co uważa Pan za największy sukces osiągnięty przez Akademię Zamojską w tym czasie?

Zacznę może trochę przewrotnie, że atutem jest nasza historia, bo czerpiemy z tradycji jednej z najstarszych uczelni w Polsce i zarazem jedną z najmłodszych, bo ustawa odnawiająca Akademię jest z 2021 r. Sukcesem jest to, że Akademia rośnie w siłę i jak sądzę, pięknieje. Jest już zauważona w regionie, ale i sądzę, że w wielu miejscach w kraju, a nawet w Europie. Dowodem na to są choćby liczne wizyty z różnych środowisk, jakie miały miejsce w tym roku, podpisane umowy oraz listy intencyjne, kilka ważnych ogólnokrajowych sympozjów, które odbyły się w Zamościu, w tym jedno obejmujące przeszło 26 ośrodków naukowych. Z kolei liczba osób, jaka przychodziła choćby na pikniki naukowe Akademii Zamojskiej, wyraźnie świadczy o dużym zainteresowaniu tym, co dzieje się w murach uczelni. Niewątpliwie sukcesem jest także bardzo duża liczba osób, która deklaruje wolę pracy w Akademii. Wszystko to wymagało bardzo intensywnej pracy wielu ludzi w różnych obszarach, tak związanych z administracją, jak i samą nauką oraz dydaktyką. Korzystając z okazji, chciałem im za to bardzo podziękować.

Jak Pan Rektor ocenia wyniki rekrutacji?

Bardzo dobrze. W bieżącym roku studia w Akademii rozpoczęło przeszło 620 nowych studentów oraz grono około 200 osób na studiach podyplomowych. Mamy więc łącznie przeszło 1150 studentów. To znaczący wzrost w stosunku do ubiegłego roku.

Udało się uruchomić nowe kierunki, tj. pięcioletnie studia prawnicze, magisterskie studia z finansów i rachunkowości, magisterskie studia z pedagogiki, studia licencjackie z położnictwa, licencjackie studia

17 magazyn lubelski 5(84) 2022

z rynku sztuki i zarządzania w kulturze. Oczywiście są to studia stacjonarne, więc finansowane z budżetu państwa. Wszystko to nas cieszy, ale nie powinno wprowadzać w stan samozadowolenia. Idą przecież bardzo ciężkie czasy, nie tylko z racji toczącej się wojny w Ukrainie, kryzysu gospodarczego w całym świecie, ale także z racji spadku dzietności. Prawo oraz rynek sztuki i zarządzanie w kulturze to chyba najbardziej prestiżowe kierunki, które udało się otworzyć. Czy nie było to jednak ryzyko, żeby właśnie na te kierunki, zwłaszcza rynek sztuki, prowadzić rekrutację?

Ryzyko istnieje zawsze, ale trzeba dostrzegać pewne realne zapotrzebowanie, jakie istnieje w życiu społecznym. Ludzie inwestują w sztukę, handlują nią, tworzą galerie i sklepy internetowe, zbierają chyba wszystko, co wytworzył człowiek, od podstawek do piwa aż po drogie samochody. Obrót dobrami kultury, sztuki, techniki jest coraz większy, również i z tego powodu, że coraz więcej osób chce dla siebie rzeczy pięknych i cennych, wyjątkowych, które przekażą z czasem swoim następcom. To wszystko napędza rynek sztuki, ale by móc w nim odgrywać znaczącą rolę, trzeba mieć wiedzę z historii sztuki

oraz z ekonomii, marketingu, także innych dziedzin. Dlatego uruchomiliśmy tego typu studia, które nie tylko są ciekawe, ale dają szansę na sukces finansowy, na ciekawą pracę. Każdy dziś, mając dostęp do Internetu, może dokonywać obrotu cennymi rzeczami, ale trzeba te rzeczy umieć ocenić, dostrzec ich wartość i umieć ją pokazać innym. Do tego potrzebny jest talent, ale przede wszystkim wykształcenie, umiejętności, które dają studia.

Co do prawa z kolei, to chcieliśmy pokazać, że w takim ośrodku jak Zamość istnieje realne zapotrzebowanie na studiowanie tego kierunku i co nie mniej istotne, znalezienie po jego ukończeniu pracy. Nie tylko z racji wysokich kosztów wynajmu, pojawia się moda na studia „blisko domu”. Wydaje się, że był to trafny wybór.

Akademia w ciągu ostatniego roku zmieniła się bardzo szybko. Nowe kierunki, znaczny wzrost liczby studentów i kadry naukowej. A jak wygląda sprawa z inwestycjami? Obiekty dydaktyczne, sportowe? Baza noclegowa?

Jeśli brać pod uwagę długą historię Akademii Zamojskiej, to zmieniamy się obecnie w mgnieniu oka. W grudniu ubiegłego roku zakupiliśmy budynek

18 magazyn lubelski 5(84) 2022

przeznaczony na dydaktykę i pracę naukową. Jesteśmy w trakcie dużej inwestycji związanej z budową hali sportowej oraz zaplecza dla nauk technicznych. Mamy własny akademik, w którym można zamieszkać nawet za symboliczną jedną złotówkę.

Atutem Akademii jest także cały zespół pomocy, jaką otrzymuje w niej student, czy to w postaci stypendiów, czy też bardzo taniego i wygodnego miejsca w akademiku. Tego nie może zaoferować studentom wiele bardzo dużych uczelni w kraju, w metropoliach, gdzie ceny stancji sięgają często ponad 2 tysiące złotych za miesiąc. Nasza Akademia jest w tym aspekcie bardzo przyjemnym środowiskiem studiów. Trzeba także dostrzec i to, że w Akademii studenci mogą z dużym powodzeniem rozwijać swe sportowe zainteresowania. Dość powiedzieć, że mamy przecież europejskich mistrzów w tenisie sportowym, liczy się także piłka ręczna i podnoszenie ciężarów. To wszystko dzieło naszych studentów, a także osób, które przygotowywały ich do osiągnięcia tych sukcesów.

Skoro wspomniał Pan Rektor o akademiku. Sporym echem odbiła się inicjatywa Akademii skierowana do studentów z innych uczelni. Chodziło o możliwość bezproblemowego przeniesienia się

na studia w Zamościu. Dodatkowym atutem była możliwość zapłaty za akademik symboliczną złotówką, o czym Pan wspomniał przed chwilą. Skąd ten pomysł?

Pomysł ten podsunęło nam życie. Studia w dużych polskich miastach są i muszą być bardzo drogie. Stancja, wyżywienie, konieczność przemieszczania się na duże odległości, powroty do domu rodzinnego, potrzeba zakupu różnych pomocy do studiowania – to wszystko obciąża mocno budżet studenta i jego rodziny. Akademia wychodzi naprzeciw potrzebom studenta właśnie choćby przez możliwość mieszkania w Zamościu, właściwie w samym centrum miasta, za jedyną złotówkę. Mamy także program pomocy stypendialnej, który w sumie daje szansę studentowi zdobycia ok. 2400 zł miesięcznie. Jest to bardzo realne wsparcie.

Porozmawiajmy o przyszłości Akademii. Czy będzie to uczelnia humanistyczna czy raczej techniczna?

Akademia będzie przede wszystkie akademią, czyli wspólnotą, w której poznaje się prawdę, a prawda może dotyczyć wszystkiego. Oczywiście trzeba pójść w jakimś określonym kierunku. Dziś Akademia rozwija się przede wszystkim w obsza-

19 magazyn lubelski 5(84) 2022

rze nauk medycznych, mamy doskonale funkcjonujące pielęgniarstwo oraz położnictwo. Za niedługo rozpoczną się u nas studia z fizjoterapii i ratownictwa medycznego. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda się nam utworzyć kierunek lekarski.

Będziemy także rozwijać nauki społeczne: prawo, bezpieczeństwo narodowe, pedagogikę, finanse i rachunkowość. Nauki stosowane, tj. techniczne, też będą w Akademii rozwijane, trzeba tu jednak bardzo wiele inwestycji i dobrej kadry. Już nad tym pracujemy. Logistyka czy informatyka cieszą się dużym zainteresowaniem.

Oczywiście jako filozof chciałbym, aby kiedyś można było studiować filozofię, bo przecież, jak mówił Arystoteles, wszystkie nauki są od filozofii potrzebniejsze, ale żadna nie jest lepsza.

Czy Akademia Zamojska ma szanse wypłynąć na szersze wody edukacji, tak jak za czasów znamienitego pierwowzoru, czyli Jana Zamoyskiego? A jeśli tak, to jakie są jej mocne atuty?

Akademia Zamojska jest silna przede wszystkim osobami, które ją tworzą, a więc nauczają i studiują. Jest przede wszystkim nakierowana na nasze elity narodowe i państwowe, w kraju i poza jego granicami. Chcemy, aby przychodziła do Akademii młodzież polska z całego świata, dlatego podjęliśmy już współpracę z przedstawicielami Polonii z Węgier i Austrii, Słowacji i Czech, także Stanów Zjednoczonych oraz z naszymi rodakami z Litwy. „Wypłynięcie” Akademii Zamojskiej na szerokie wody w dużej mierze zależy od tego, abyśmy sami, jako Polacy, znali siebie i cenili. Nasze historia i tradycja są prawdziwie wielkie i uniwersalne, trzeba je szanować. Jako naród mamy wielkie grono uczonych, od Witelona, Kopernika, Skłodowskiej-Curie, Wojtyły, o. Krąpca aż po tych, którzy dziś współtworzą przemiany w świecie informatycznym i robotycznym. Akademia, jeśli chce trwać, to powinna wyrastać z ducha i charakteru, intelektu tychże wielkich Polaków, musi stawiać ich za wzór i zachęcać do ich naśladowania. W tym upatruję specyfiki Akademii Zamojskiej jako miejsca wymiany myśli zarówno studentów z Polski, jak i polskiego pochodzenia z zagranicy, ale także młodych ludzi z Europy i całego świata. Pamiętajmy, że Akademia Zamojska powstała po to, by budować dojrzałych ludzi, obywateli, czyli ludzi żyjących dla dobra wspólnego, a nie tylko dla siebie. Sądzę, że jako rektor będę kierował Akademię na ten cel, przez co będzie ona Akademią godną swych tradycji.

Akademia na trwale wpisała się w dziedzictwo kultury narodowej opartej na klasycznych

wzorach. „Takie są Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – to zawołanie Jana Zamoyskiego, założyciela w 1594 roku Akademii Zamojskiej, przeszło na trwale do dziejów Polski i historii edukacji. Ale co zostało dzisiaj z tego dziedzictwa? Jaka ma być Akademia Zamojska po jej restauracji rok temu?

Zamoyski, powołując do istnienia Akademię, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musi to być uczelnia z jednej strony nowoczesna, ale i zarazem osadzona na tym, co trwałe, uniwersalne, zawsze aktualne, sprawdzone. Tym czymś była dla niego kultura i edukacja klasyczna, ogólnie mówiąc ta, która wynikała z prawdy, kierowała się dobrem, wreszcie ceniła i uznawała godność człowieka. I te wartości chcemy wciąż w Zamościu pielęgnować. Czy w takim razie Akademia Zamojska może stać się wizytówką Zamościa? Może nawet całego regionu?

Staramy się czynić wszystko, by Akademia nie była wizytówką, ale cenną perłą Zamościa, najlepszym jego skarbem. Sam Jan Zamoyski, tworząc miasto, tworząc siedzibę swego rodu, dał miastu Akademię, bo przecież ludzie muszą do dobrego życia dobrze używać rozumu, muszą zdobyć się na poznanie tego, co najważniejsze, najpiękniejsze.

Niewątpliwie plusem uczelni jest także jej miejsce istnienia, przepiękny Zamość – miasto wspaniałej tradycji polskiej, miejsce świadczące o tym, jak atrakcyjna może być nasza kultura. Tu właśnie można zobaczyć i przeżyć, ile jest w niej tego, co uniwersalne, ponadczasowe, wielkie. Sądzę, że ważnym atutem Akademii jest jej etos i logos, znany właściwie każdemu Polakowi, budzący jak najlepsze skojarzenia. Wiąże on wykształcenie i wychowanie absolwentów uczelni ze służbą Ojczyźnie, ale i z pewną doskonałością własną, spełnieniem się w karierze zawodowej i rodzinnej. Dlatego w Akademii obok jej kształcenia ogólnego można otrzymać to, które zapewnia dobrze płatną pracę.

Paweł

Skrzydlewski prywatnie. Jaki jest, co lubi robić, kiedy nie jest rektorem?

Mam nadzieję, że normalnym człowiekiem, mężem i ojcem. Gdy nie jest rektorem, stara się bawić różnymi pracami domowymi, niestety z różnym skutkiem. Nie zawsze naprawione przez niego stare meble i krzesła wytrzymują próbę czasu. Posiada pasję w postaci kolekcjonowania zegarków naręcznych i kieszonkowych. Lubi kulinaria i domowe mocne nalewki – jak tylko ma na to czas, jeździ również motocyklem. A poza tym filozofuje, tzn. poznaje świat i stara się go zrozumieć.

20 magazyn lubelski 5(84) 2022

Paweł SkrzydlewSki. Absolwent Wydziału Filozofii KUL (praca napisana pod kierunkiem o. prof. dr. hab. M. A. Krąpca). Pracę doktorską napisał pod kierunkiem ks. prof. dr. hab. A. Maryniarczyka. W 2014 roku na Wydziale Filozoficznym KUL uzyskał stopień naukowy doktora habilitowanego w zakresie filozofii.

Wykładał i współpracował m.in. w St. John’s University (USA). Prowadził kwerendę naukową w Katholieke Universiteit Leuven (Belgia). Był ad-

iunktem w Instytucie Filozofii Teoretycznej Wydziału Filozofii KUL oraz adiunktem w Instytucie Filozofii Akademii Ignatianum w Krakowie. 1 września 2021 roku został rektorem reaktywowanej Akademii Zamojskiej.

Napisał ponad 250 publikacji naukowych i popularnonaukowych. Wygłosił przeszło 100 referatów na konferencjach naukowych. W swych badaniach koncentruje się na teorii i filozofii: prawa, człowieka, cywilizacji, polityki, wychowania i edukacji.

21 magazyn lubelski 5(84) 2022

BBI – czyli Branżowy Bank Informacji

Powiatowy Urząd Pracy w Lublinie utworzył tak zwany BBI, czyli Branżowy Bank Informacji, w ramach którego po uzyskaniu zgody na przesyłanie e-maili informujemy pracodawców i przedsiębiorców o ważnych wydarzeniach mających wpływ na rozwój ich firmy. Dzięki tej inicjatywie chcemy wspierać rozwój przedsiębiorczości, a poprzez to liczymy na powstawanie nowych miejsc pracy, zwłaszcza w powiecie lubelskim.

W naszej bazie jest już około 460 firm i ilość ich ciągle wzrasta. Realizując zadanie, zwróciliśmy się do wielu urzędów i instytucji wspierających biznes, działających na naszym terenie. To m.in. Urząd Marszałkowski i jego wydziały związane z rozwojem i promocją regionu, ale też takie instytucje jak ZUS, Lubelska Agencja Wspierania Przedsiębiorczości, PFRON, Wydział Rozwoju i Współpracy, Biuro Strategii i Rozwoju działające przy Starostwie Powiatowym w Lublinie, Agencja Rozwoju Przemysłu SA – Centrum Obsługi Przedsiębiorców w Lublinie, Bank Gospodarstwa Krajowego etc. Cieszy nas również współpraca z jednostkami centralnymi, jak np. PARP, czyli Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, czy Polska Agencja Inwestycji i Handlu, gdzie w ramach współpracy promujemy zapisanie się do newslettera oferującego ciekawe analizy, konkursy czy zaproszenia na różne wydarzenia, targi czy bezpłatne szkolenia dające szeroką wiedzę i możliwość uczestnictwa w nich, a poprzez to specjalizację na rynku dającą lepszą jakość usług. Na bieżąco wysyłamy różnego rodzaju informacje m.in. o naborach, konkursach, webinarach, inicjatywach, spotkaniach, konferencjach czy istotnych zmianach w przepisach. Zapoczątkowaliśmy też wysyłkę informacji o możliwościach bezpośredniej współpracy, jakie przedłożył nam krasnostawski Cersanit Sp. z o.o., zapraszając do uczestnictwa w przetargach dla firm budowlanych. BBI więc staje się też szansą na lepszą współpracę między firmami.

Zapraszam do dołączenia do BBI celem promocji różnych przedsięwzięć oferowanych dla naszych firm mających wpływ na ich rozwój i tworzenie nowych miejsc pracy. To szansa na wiedzę, jak też na większe pozyskiwanie i wykorzystanie środków finansowanych zarówno z Funduszu Pracy, jak też z budżetów unijnych i innych funduszów celowych. To lepsze dopasowanie tych środków do realizacji określonych celów. Poprzez BBI umacniamy się wzajemnie, rozwijamy się, integrujemy i budujemy Naszą Lubelszczyznę. Dołącz do nas! Czekamy na Ciebie!

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych, będąca jedynym warunkiem korzystania z BBI, znajduje się na naszej stronie internetowej w aktualnościach oraz w zakładce „dokumenty do pobrania dla pracodawców”. Adres naszej strony internetowej to: lublin.praca. gov.pl, a adres, na który należy odesłać zgodę, to: bbi@puplublin.pl lub pocztą bądź osobiście do Urzędu w Lublinie ul. Mełgiewska 11C, 20-209 Lublin , lub do Filii w Bełżycach ul. Lubelska 8, 24-200 Bełżyce , lub do Filii w Bychawie ul. Mickiewicza 11, 23-100 Bychawa.

Zapraszam serdecznie

Grażyna Gwiazda Dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Lublinie POWIAT

LUBELSKI
Urząd Pracy w Lublinie ul.
Powiatowy
Mełgiewska 11c 20-209 Lublin e-mail: urzad@puplublin.pl lul1@praca.gov.pl

Powiatowy Urząd Pracy w Lublinie serdecznie zaprasza osoby w wieku 30 lat i więcej do skorzystania ze wsparcia w ramach realizowanego przez nasz urząd projektu dofinansowanego ze środków Unii Europejskiej, RPO WL 2014-2020, pt.:

Inkluzyjny rynek pracy w Powiecie Lubelskim (VII)

Celem projektu jest zwiększenie możliwości zatrudnienia 609 osób w wieku 30 lat i więcej pozostających bez pracy w Powiecie Lubelskim

W ramach projektu osoby bezrobotne zarejestrowane w PUP Lublin oraz Filiach w Bełżycach i Bychawie , w tym obywatele Ukrainy: - zostaną objęci wsparciem w postaci pośrednictwa pracy lub poradnictwa zawodowego oraz Indywidualnego Planu Działania, - które chcą podnieść swoje kwalifikacje lub zdobyć doświadczenie zawodowe, a tym samym zwiększyć szanse na zatrudnienie mogą skorzystać z bezpłatnego szkolenia indywidualnego, dodatkowo: o osoba otrzymuje stypendium szkoleniowe w wysokości 120 % zasiłku; o i zwrot kosztów dojazdu; - mają również możliwość podjęcia pracy w ramach doposażenia/wyposażenia stanowiska pracy.

Zapraszamy osoby bezrobotne zainteresowane udziałem w szkoleniach oraz pracodawców z terenu Powiatu Lubelskiego zainteresowanych współpracą do kontaktu z Powiatowym Urzędem Pracy w Lublinie. Wszystkie zainteresowane osoby proszone są o zgłoszenie się do siedziby Urzędu. Szczegółowe informacje udzielane są również telefonicznie:

PUP Lublin, ul. Mełgiewska 11c: 81 745 18 16 Filia w Bełżycach, ul. Lubelska 8: 81 517 37 70 Filia w Bychawie, ul. Mickiewicza 11: 81 566 00 36

tekst Katarzyna Petryszak

foto

TOBIE POLSKO ŚPIEWAMY…

belskiego, przedstawił „Hymn do miłości Ojczyzny” Ignacego Krasickiego, Anna Matysek, dyrektor Zespołu Szkół im. M. Kopernika w Bełżycach, wiersz pt. „Niepodległość” Marcina Wolskiego, a Dorota Dobrzyńska, wójt gminy Wysokiego, wykonała recytację wiersza Hanny Łochockiej „Słowa ojczyste”. Prowadzącą wydarzenie była Aneta Dyrla-Mrozek.

Specjalnie na to wydarzenie Powiat Lubelski wydał publikację „Śpiewnik pieśni patriotycznych”, który otrzymał każdy uczestnik.

– Wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych było rodzajem hołdu, jaki chcieliśmy złożyć tym, którzy w wielkim trudzie i poświęceniu wywalczyli dla nas przed laty wymarzoną niepodległość – takie słowa Zdzisław Antoń skierował do wszystkich uczestników uroczystej wieczornicy.

Wieczornica „Tobie Polsko Śpiewamy” przypomniała pieśni, które śpiewano niegdyś w polskich domach. Pieśni, które towarzyszyły narodowi polskiemu w ważnych wydarzeniach dziejowych, i fakt, że dzisiaj swobodnie i radośnie możemy świętować w wolnym kraju, jednak mając w oczach i sercach

9 listopada br. starosta lubelski Zdzisław Antoń zaprosił do wspólnego śpiewania pieśni patriotycznych na zorganizowanej przez Powiat Lubelski w Teatrze Muzycznym w Lublinie uroczystej wieczornicy pt. „Tobie Polsko Śpiewamy” z okazji 104. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Wydarzenie zostało objęte Honorowym Patronatem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy, Patronatem Marszałka Województwa Lubelskiego Jarosława Stawiarskiego i Honorowym Patronatem Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie. Patronat Medialny nad wydarzeniem objęli: TVP3 Lublin, Polskie Radio Lublin, „Dziennik Wschodni” oraz „Gość Niedzielny”. Wydarzenie uświetnił Chór i Orkiestra Kameralna „IUBILAEUM” pod dyrekcją Tomasza Orkiszewskiego, natomiast partie solowe wykonali Iwona Gostkoska-Kurczewska – sopran i Krzysztof Gąsior – bas. Wśród utworów, które zaśpiewali wspólnie z widownią, znalazły się takie pieśni jak: „Gaude Mater Polonia”, „Legiony”, „Pierwsza Kadrowa”, „Przybyli ułani”, „Pieśń Konfederatów Barskich”, „Wojenko, wojenko” czy „Mury” i „Żeby Polska była Polską” oraz wiele innych. Uczestnicy uroczystej wieczornicy mieli również okazję wysłuchać młodych artystów: Maję Zaborowską w utworze „Dziś idę walczyć mamo” oraz Julię Rocką, która zaśpiewała utwór pt. „Taki kraj” przy akompaniamencie Yevhenija Hopko. Spotkanie było słowno-muzyczną podróżą po słowach i dźwiękach utworów nawiązujących do naszych tradycji niepodległościowych. Zdzisław Antoń, starosta lubelski, zaprezentował wiersz Ludwika Wiszniewskiego „Jedenasty listopada”, Zofia Sieńko, wiceprzewodnicząca Rady Powiatu w Lublinie, odczytała utwór Marii Konopnickiej „Ojczyzno moja”, Paweł Pikula, radny powiatu lu-

24 magazyn lubelski 5(84) 2022 społeczeństwo
Katarzyna Kosowska, Emilia Kąkol

bolesne przeszłe i teraźniejsze doświadczenia. Musimy i chcemy pamiętać, że o wolność i niepodległość należy zabiegać każdego dnia, jak również troszczyć się i ją pielęgnować.

Dziękujemy wszystkim za wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych, które przybliżyły naszą historię. Wszyscy uczestnicy stali się jednym chórem śpiewającym Polsce.

25 magazyn lubelski 5(84) 2022

Zgodnym chórem

Pracownicy i uczestnicy

Zespołu

Ośrodków Wsparcia w Lublinie we wspólnym przedsięwzięciu

Prawie trzy lata temu, w dobie pandemii, kiedy wszyscy zadawali sobie pytania o to, jak będzie wyglądać przyszłość, powstał Chór Pracowników Zespołu Ośrodków Wsparcia w Lublinie. Pomysłodawczyni, dyrektor Anna Walczak, wybrała trudny, ale jednocześnie stosowny moment dla podjęcia działania, budzącego optymizm, dodającego energii i ujawniającego skrywany do tej pory potencjał pracowników. To, co do niedawna wydawało się niemożliwe, znalazło swoją przestrzeń w salach, w których na co dzień odbywają się zajęcia z arteterapii czy gimnastyki dla seniorów.

Wszyscy pracownicy, niezależnie od stanowiska, zostali zachęceni do spróbowania swoich sił we wspólnym muzykowaniu. Wcześniejsze doświadczenie związane ze śpiewem nie było wymagane, jednak każdy chcący zasilić szeregi chóru musiał zostać przesłuchany przez muzykoterapeutę Piotra Leszegę. W ten sposób pracownicy różnych specjalizacji, jak np. inspektor działu administracji czy inspektor BHP, kadra kierownicza poszczególnych placówek oraz terapeuci zajęciowi, zabrzmieli jednym głosem, rozpoczynając tym samym zupełnie nową przygodę. Jak mówi dyrektor Zespołu Ośrodków Wsparcia w Lublinie Anna Walczak – Jesteśmy zespołem placówek podlegających Gminie Lublin. Na co dzień udzielamy wsparcia osobom starszym i niepełnosprawnym. Kadra Zespołu to m.in. pracownicy socjalni, terapeuci zajęciowi, logopedzi, pielęgniarki, fizjoterapeuci, psychologowie, pracownicy obsługi i oczywiście kadra zarządzająca. Celem powstania chóru było zaangażowanie pracowników do nowych, kreatywnych sposobów reali-

zowania zadań zawodowych, a także stworzenie takiej przestrzeni, która w „normalnym” trybie funkcjonowania placówek umożliwi włączenie w tę aktywność naszych uczestników. Obserwujemy duże zainteresowanie zajęciami muzycznymi wśród seniorów, niektórzy chętnie występują na scenie na wydarzeniach kulturalnych czy przeglądach talentów. Spotkanie seniorów muzykujących razem z pracownikami to, moim zdaniem, dowód na to, że wspólna pasja może łączyć ludzi różnych pokoleń. Co więcej, wspólne śpiewanie ma niewątpliwie funkcję integrującą.

Nowe doświadczenie wymagało od pracowników pokonania nieśmiałości, z czasem jednak zaczęło dawać nie tylko przyjemność, ale i miły dla ucha rezultat. Repertuar chóru powiększał się, a dzięki kolejnym próbom jego członkowie mogli podejmować coraz ambitniejsze wyzwania wokalne. Większość utworów wykonywanych przez chór oparta jest o opracowania 4-głosowe a cappella, akompaniament do pozostałych wykonują skrzypce z pianinem. Do tej pory członkowie Chóru Pracowników ZOW w Lublinie spotkali się kilkakrotnie na wspólnych próbach z seniorami. Spotkania te wzmocniły obie grupy i udowodniły, że wspólne muzykowanie jest możliwe i może sprawiać mnóstwo przyjemności.

– Wspólne śpiewanie ma terapeutyczne działanie dla nas wszystkich. Dla pracowników jest to niewątpliwie odskocznia. Dla seniorów natomiast jest to nowa metoda aktywizacji, poprzez terapię społecznościową, której celem jest integracja różnych grup społecznych – mówi Piotr Leszega, muzykoterapeuta zatrudniony w ZOW. – Pozytywne efekty prób widać zarówno

26 magazyn lubelski 5(84) 2022 społeczeństwo
tekst Justyna Lalak | foto Olga Michalec-Chlebik

wśród seniorów, jak i pracowników. Dla pierwszych jest to nowa przestrzeń do włączania się w aktywne życie w społeczeństwie. W przypadku drugich natomiast można zaobserwować, jak pozytywna energia wytworzona podczas próby przekłada się na dobry nastrój, nowe pomysły i motywację w pracy – dodaje.

W prowadzenie chóru aktywnie zaangażowani są pracownicy ZOW posiadający wykształcenie muzyczne. Piotr Leszega, grający biegle na instrumentach klawiszowych, przewodniczy w próbach chóru. W pracę nad wokalem aktywnie włącza się także Iwona Majczak, kierownik Klubów Seniora, doświadczona muzykoterapeutka. Jeśli chodzi o instrumenty muzyczne, prócz pianina, występom towarzyszą również skrzypce, na których świetnie gra Tomasz Kopacz, psycholog i muzykoterapeuta.

Do tej pory Chór Pracowników Zespołu Ośrodków Wsparcia w Lublinie zaprezentował się kilkukrotnie zarówno podczas imprez wewnętrznych, np. Dzień Pracownika Socjalnego w 2021 roku, jak i organizowanych na skalę miasta, np. podczas Europejskich Dni Solidarności Międzypokoleniowej w kwietniu 2022 roku. Chór stale doskonali i poszerza repertuar. Aktualna sytuacja epidemiologicz-

na pozwala na aktywne włączanie seniorów, a tym samym na dalszy rozwój i integrację. W przyszłości planowane jest samodzielne nagranie płyty upamiętniającej wykonania utworów zarówno obecnego repertuaru, jak i świątecznego, czyli kolęd i pastorałek.

– Jeśli chodzi o przyszłość Chóru Pracowników Zespołu Ośrodków Wsparcia, to widzę możliwości do dalszego rozwoju podjętej inicjatywy – mówi Piotr Leszega. – Oprócz tego, że utalentowani wokalnie seniorzy mogliby nadal zasilać nasze szeregi, być może w przyszłości możliwe będzie utworzenie np. Zespołu Pieśni i Tańca przy ZOW, a tym samym włączenie większej liczby uczestników w aktywne działania. Seniorzy mają różne talenty – ci, którzy nie czują się dobrze w wokalnych popisach, być może mogliby zaangażować się poprzez taniec lub rękodzieło artystyczne, tworząc stroje do wykorzystania podczas występów.

Jak widać, pierwotne założenie o tworzeniu przestrzeni do spotkań międzypokoleniowych stało się rzeczywistością. To, co wcześniej wydawało się nierealne, nie tylko jest już faktem, ale stanowi też solidną bazę do podejmowania dalszych wielowymiarowych wyzwań aktywizujących uczestników Zespołu Ośrodków Wsparcia w Lublinie.

27 magazyn lubelski 5(84) 2022

Transformacja energetyczna w Polsce i na świecie – czyli zmiany na zawsze

O trwających i nadchodzących przeobrażeniach w energetyce z Krzysztofem Szydłowski, innowatorem i liderem transformacji energetycznej oraz szefem Grupy SIS, rozmawia Piotr Nowacki, foto Grupa SIS.

Proszę powiedzieć, jakie zmiany w najbliższym czasie czekają nas w energetyce, która jest obecnie chyba najbardziej dyskutowanym tematem?

Przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się, że energia po prostu jest – elektryczna, cieplna czy gaz – a do tego tania. Nie zajmowaliśmy się tym, zarówno w kontekście bytowym, nie zastanawiając się, czy będzie ona dostępna w czasie kolejnej zimy, jak i kosztowo-cenowym, ponieważ ceny utrzymywały się na stosunkowo stałym i jak dzisiaj sobie uświada-

miamy – niskim poziomie. Jednocześnie od lat realizowany jest ogólnoświatowy program transformacji energetycznej, którą ja nazywam „zmianą na zawsze”, czyli przejście od energetyki węglowej i węglowodorowej: węgla kamiennego i brunatnego, gazu, ropy… do energetyki czystej, zielonej, odnawialnej, nieemisyjnej w wyniku jej wytwarzania, a więc niewpływającej na ogromnie przyspieszające zmiany klimatu, skrajne zjawiska pogodowe, jak susze, powodzie, tajfuny... ale też pustynnienie całych krajów, które to zjawiska widać gołym okiem.

28 magazyn lubelski 5(84) 2022
biznes

Kryzys związany z pandemią COVID-19 oraz wojną w Ukrainie wysunął na pierwszy plan te kwestie i przyspieszył działania z nimi związane. Dzisiaj widać, że można mniej konsumować i racjonalniej gospodarować zasobami – już tej jesieni np. w Holandii pojawiły się oszczędności na poziomie 25% zmniejszonej konsumpcji nośników energetycznych. Czyli można – a do tego trzeba to robić, i to pilnie.

Aby wspomniana transformacja energetyczna udała się i przyniosła efekty dla całego globu, musi być szybka. To jest absolutna konieczność. Musi zatem z tych powodów też być ona z jednej strony opłacalna dla inwestorów, z drugiej zaś zmienić postawy konsumpcyjne u odbiorców indywidualnych i przemysłowych. Natomiast jeśli coś jest stosunkowo tanie, to przyzwyczajamy się do tego, a to nie generuje właściwych postaw i zachowań u konsumentów, zarówno tych przemysłowych, jak i obywateli. Nie wywołując pożądanych i koniecznych zmian w ich nastawieniu, powoduje dalsze nieracjonalne gospodarowanie zasobami energetycznymi, nieoszczędzanie ich zużycia, niewpływanie na mniejszą energochłonność poprzez modernizację wszelkich budynków i urządzeń, np. przemysłowych, niewymienianie ich na mniej energochłonne lub brak rezygnacji z części z nich, pozostając np. przy 3 lodówkach czy telewizorach w domu. Tylko nieopłacalność dalszego trwania w dawnym stanie rzeczy może wywołać u konsumentów właściwe reakcje, czyli np. ponad milion domów w Polsce z zainstalowaną fotowoltaiką na dachu w ciągu głównie 2 lat. Podobnie dzieje się z termomodernizacją, pompami ciepła, a za chwilę domowymi magazynami energii, ładowarkami i samochodami elektrycznymi… Ceny węgla, drewna, gazu, energii z sieci… przyspieszają decyzje osób i firm o zweryfikowaniu swojej postawy co do ilości zużycia oraz co do inwestycji we własne źródła i wdrożenie racjonalizacji zużycia.

Normy europejskie na 2030, 2040 rok, przewidujące procentowy udział energii ze źródeł odnawialnych w całkowitym zużyciu energii, poziom zmniejszenia emisyjności i energochłonności każdej dziedziny życia… nie pozostawiają żadnych wątpliwości, co również my, Polacy, musimy zrobić – zarówno w skali makro, jak i mikro. Każdy z nas. Z jednej strony obecne rozchwianie rynku surowców, w tym energetycznych (Covid, wojna na Ukrainie) spowodowało chwilowe nadmierne wzrosty cen

energii i innych nośników energetycznych, z drugiej strony trzeba sobie jasno powiedzieć, że powrotu do dawnych cen energii nie będzie. Musimy zatem nauczyć się racjonalnie z nich korzystać.

Czy uważa Pan, że tak duże wzrosty cen, kwotowe i procentowe, mają racjonalne uzasadnienie ekonomiczne?

Strach ma wielkie oczy. Spekulanci, wielkie banki inwestycyjne zza oceanu i nie tylko, robiąc użytek z instrumentów finansowych, wykorzystały obecną sytuację do spekulacyjnego podbicia cen w sposób niewspółmierny do rzeczywistej sytuacji. Momentami wzrosty cen gazu sięgały nawet ponad 1000%. Podobnie ceny węgla wzrosły z 50 $ za tonę do 350 $, a to musiało wpłynąć na koszty końcowe, w tym energii elektrycznej. Takie wzrosty cen nie mają jednak długoterminowego uzasadnienia i są przejściowe. Kto kupił w tym czasie te nośniki, będzie miał niestety problem – mówię tu zwłaszcza o małych i średnich firmach, które podjęły emocjonalne i nieracjonalne decyzje o zakupach w szczytach spekulacyjnych.

Ceny nośników energetycznych już znacznie spadły w ostatnich tygodniach października, a na najważniejszej giełdzie gazu w Holandii w niektórych godzinach trzeba było dopłacić, by ktoś zechciał kupić i odebrać gaz. Średnie ceny gazu, energii i innych nośników energetycznych spadły od szczytów nawet 50-70%, niemniej jednak są dwu-, trzykrotnie wyższe niż były przez wiele lat. Do takich cen, chcąc nie chcąc, musimy się przyzwyczajać. Ważne jest, aby nie były one dalej przedmiotem spekulacji, ponieważ rozchwianie rynku typu kilkaset procent w ciągu kilku miesięcy powoduje, że kupujący na tzw. górce za chwilę zbankrutuje, a jest to kwestia nie tylko bankructw indywidualnych osób, ale również firm, czego rezultatem będzie z kolei likwidacja miejsc pracy. Zauważalna jest również tendencja polegająca na przejmowaniu przez wielkie globalne koncerny mniejszych firm lub poprzez przejmowanie rynku doprowadzanie do ich upadłości – i tego zjawiska trzeba się spodziewać w najbliższych latach. Duży może po prostu więcej, ma mniejsze koszty, szybciej je racjonalizuje, taniej wszystko kupuje, więc ma przewagi i je wykorzystuje.

Na to, co ja i mi podobni wdrażaliśmy 10‒15 lat temu, będąc pionierami na rynku OZE, niemal wszy-

scy patrzyli co najmniej ze zdziwieniem… Dziś chyba już wszyscy mają świadomość, że zmiany klimatyczne zachodzą w sposób niewyobrażalnie szybki i nadal przyspieszają, że odwrotu od zielonej transformacji nie ma, bo to dla nas jako cywilizacji jedyny ratunek. Niezależnie od tego, czy zdarzenia ostatnich 2‒3 lat oceniamy jako przypadkowe czy jako celowe, to zmieniły nas one i nasze postrzeganie otaczającego świata. Jesteśmy już inni i mamy świadomość, że stare nie wróci, i że to początek, a nie koniec czekających nas ogromnych zmian w świecie, w Polsce i w naszych domach.

Zatem ważne jest, aby w przyszłości te zmiany nie odbywały się w sposób tak kosztowny, jak obecnie dla każdego z nas. Należy doprowadzić do racjonalizacji tych procesów, częściowej ich kontroli i stabilizowania wspomnianych rynków, by w przyszłości zapobiec podobnemu ich rozchwianiu. Transformacja musi następować w sposób przyspieszony, ale jednocześnie nie generując nadmiernych wzrostów kosztów energii, która jest przecież „krwiobiegiem, nerwem” całej gospodarki oraz życia codziennego. Bez niej nie da się funkcjonować, a jednocześnie ma ogromny wpływ na ceny wszystkiego innego.

Polska nie wykorzystała do końca szansy, jaka została stworzona na rozbudowę sieci energetycznej w zakresie odnawialnych źródeł energii.

To prawda. Na świecie przebiega to znacznie szybciej, wystarczy powiedzieć, że Niemcy w samej fotowoltaice mają ponad 50 tys. MW mocy zainstalowanej. My, dzięki rozwojowi energetyki prosumenckiej, czyli obywatelskiej, zainstalowaliśmy 8 tys. MW mocy na ponad milionie domów i kilkudziesięciu tysiącach małych zakładów przemysłowych i ok. 3 tys. MW w postaci farm PV. Należy dodać, że Chinach, kraju produkującym najwięcej szkodliwych substancji na świecie, zużywającym połowę światowego wydobycia węgla, tylko rocznie samej fotowoltaiki instaluje się więcej niż zrobiono to podczas całej rewolucji energetycznej w Niemczech w ciągu 20 lat. Podobnie jest, jeśli chodzi o wiatraki czy biogazownie. Nie dostrzegamy tego ogromnego zrywu, wysiłku inwestycyjnego w OZE w Chinach z perspektywy europejskiej, ale warto powiedzieć, że w 2060 roku kraj ten ma być zeroemisyjny, co wydawać by się mogło niemożliwe.

To razem pokazuje, że teraz jest czas na duże zielone inwestycje w Polsce. Najwyższy czas. Obywatele zrobili tyle, ile mogli, korzystając w części oczywiście z różnych form zachęty i wsparcia finansowego. Obecnie widzimy ogromny rozwój inwestycji w duże farmy fotowoltaiczne i wiatrowe, w tym na morzu. Do tej pory system wsparcia przysługiwał na instalację fotowoltaiczną o mocy do 1 MW, natomiast teraz jest on w sumie zbędny (też przy obecnych cenach

energii…). Obecnie przygotowuje się, a pierwsze już buduje, farmy o mocy 100, 200 i 300 MW, a w planach jest kolejnych kilkadziesiąt takich obiektów. Jeśli chodzi o systemy wiatrowe, wstrzymane w 2016 r. przez obecny rząd, teraz jest szansa na ponowne ich przygotowywanie – niestety kilkuletnie wstrzymanie tych inwestycji przez rządzących było szkodliwe i znacznie wpłynęło na obecne ceny energii w Polsce. W technologiach OZE nieustannie postępuje racjonalizacja kosztowa i technologiczna, skutkująca wzrostem wydajności, a zarazem spadkiem ich cen. Zarówno w PV czy magazynowaniu energii, jak i w energetyce wiatrowej. Tu również nastąpił postęp, dzisiaj jeden wiatrak ma już nie 2 MW, ale 6‒7 MW, a na morzu nawet 15 MW – wyobraźmy sobie wysokość takiego wiatraka, która przewyższa wysokość Pałacu Kultury, mierząc łącznie z iglicą. To oznacza nie tylko mniejszy koszt jednostkowy budowy 1 MW mocy, ale też mniej urządzeń.

Jest szereg przepisów, które są niedostosowane do koniecznych tak szybkich zmian.

To jest bardzo istotna kwestia. Prawodawstwo nie nadążało nie tylko w zakresie inwestycji infrastrukturalnych, o których Pan wspomniał, zwłaszcza infrastruktury przesyłowej i dystrybucyjnej. Mamy niestety opóźnienie także w dostępie do ogromnych i niezmiernie potrzebnych środków z perspektywy unijnej 2021‒2027 i Krajowego Planu Odbudowy, również opartego o środki Unii. Niestety to skutki niezrozumiałych i szkodliwych dla nas, Polaków, rozgrywek politycznych obecnego rządu z Brukselą, których ton w ostatnich dniach jakby zelżał po stronie rządu – ale do pozytywnego finału jeszcze daleko. Jednakże na poziomie krajowym należy już spodziewać się różnego rodzaju ułatwień prawnych. Nastąpią niebawem – miejmy nadzieję – zapowiedziane bardzo szybkie zmiany w Ustawie o OZE oraz o planowaniu przestrzennym. Jak wiadomo, linie energetyczne są głównie wokół dużych siedlisk miejskich i przemysłowych, a tam z reguły są dobre klasy ziemi i dosyć niska dostępność gruntów. Dlatego inwestycje muszą się odbywać w obszarach wiejskich, a te niestety często mają plany zagospodarowania przestrzennego, które nie przewidywały inwestycji w OZE, a głównie uprawy polowe, nawet na gruntach V i VI klasy, które z uwagi na znikomą przydatność do produkcji rolnej i jej nieopłacalność należy przeznaczać przede wszystkim pod inwestycje OZE. Dziesięć lat temu nikt nie przewidywał takiego rozwoju energetyki odnawialnej, postrzegana była bardziej jako moda, więc plany nie przystają do obecnej rzeczywistości, a chcąc zmienić plany przestrzenne, należy liczyć się z okresem 2 lat, o ile nie ma protestów. To oczywisty absurd i sztuczna blokada. Rząd, dojrzewając do przyspieszenia tych koniecznych zmian, celem ułatwienia i uproszczenia procesów

30 magazyn lubelski 5(84) 2022

inwestycyjnych, zapowiedział, że w I kwartale 2023 roku uchwali przepisy ułatwiające proces zmian planów zagospodarowania przestrzennego. Takie założenia zostały ustalone m.in. w ostatnich konsultacjach z samorządami. Ta zmiana powinna zdecydowanie przyspieszyć proces transformacji energetycznej. Podobnie jeśli chodzi o dostępne moce przyłączeniowe – w naszym przypadku PGE – rozwiązania systemowe idą w takich kierunkach, aby wspomóc rozwój energetyki odnawialnej. Dziać się to będzie (po zmianie m.in. przepisów w ustawie o OZE) poprzez: wsparcie zintegrowanych inwestycji na obszarach działania społeczności energetycznych (Klastry energii, spółdzielnie energetyczne i samorządowe…), dotowanie budowy magazynów energii, które ustabilizują sieci i umożliwią budowę dodatkowych mocy OZE zwłaszcza w fotowoltaice i wietrze, bez konieczności inwestycji w przebudowę sieci, wsparcie dla budowy wytwórni zielonego wodoru, jego magazynowania, transportu i dystrybucji. To także likwidacja części prerogatyw obecnego monopolu (państwowych 4 molochów, które są jedynymi właścicielami sieci dystrybucyjnych) i danie tym społecznościom możliwości bezpośredniej sprzedaży energii odbiorcy końcowemu, w tym poprzez budowę linii bezpośredniej do odbiorcy i tworzenie systemu partycypacji inwestycyjnej w OZE społeczności lokalnych, tak jak to już jest na zachodzie. To również tworzenie bezpieczeństwa energetycznego kraju poprzez budowę sytemu energetycznego mniej scentralizowanego, bardziej rozproszonego i niezależnego od wielkich zdarzeń – jak ostatnio bombardowania wielkich elektrowni w Ukrainie i odłączanie od energii całych miast i obszarów.

Czy budowa wielkich sieci, setki kilometrów, nie jest anachronizmem? W bardziej zaludnionych obszarach są one opłacalne, natomiast w takich regionach, jak np. Lubelszczyzna, tych sieci jest znikoma ilość, co z kolei nie zachęca do inwestycji dużego przemysłu. Jakie rozwiązania należy zastosować dla tych obszarów?

W kolejnych latach czeka nas następny etap zielonej rewolucji, musimy wejść na nowy poziom. Chodzi już nie tylko o budowanie samych źródeł wytwórczych energii odnawialnej i proste przyłączanie do sieci, rewolucję przechodzi samo jej magazynowanie. Są świeże rozwiązania, dające nawet o 300% większą sprawność magazynów energii niż tych klasycznych, czyli litowo-jonowych, które mamy m.in. w samochodach. Technologia np. żelazowo-wodorowa daje nadzieję związaną zarówno z ich pojemnością, trwałością (ilość cykli ładowań), jak i ceną. W USA są już pierwsze zamówienia na nie do zastosowania sieciowego. Ceny tych rozwiązań będą spadały równie szybko, jak np. w PV. Fachowcy tej branży twierdzą, że w 10-letniej krzywej cen fotowoltaiki co roku

wskaźnik dla tej technologii spadał o 10%. To samo dzieje się jeśli chodzi o akumulatory, z tym że jesteśmy obecnie w czwartym roku tego 10-letniego cyklu. Zatem za kilka lat powinniśmy mieć tę technologię bardziej dostępną, ponieważ będzie 2–3-krotnie tańsza, sprawniejsza i efektywniejsza. Kolejny ważny element naszej transformacji energetycznej to wspomniane tworzenie spółdzielni i klastrów energetycznych oraz maksymalna konsumpcja wytworzonej energii na miejscu. Nie chodzi tu tylko o magazynowanie jej i przesunięcie ze szczytów produkcyjnych, np. nocnych w przypadku instalacji wiatrowych czy południowych latem w przypadku fotowoltaiki, na godziny szczytów porannych i wieczorowych, kiedy zużywamy najwięcej energii, czyli spłaszczenie pików produkcyjnych instalacji OZE – chociaż również – ale i o to, aby maksymalna konsumpcja energii następowała od razu, na miejscu, w czasie rzeczywistym, zamiast wysyłać jej nadwyżki do sieci i je przeciążać. Przyszłość to również przetwarzanie tej energii elektrycznej w wodór i magazynowanie go, ponieważ w przeciwieństwie do energii elektrycznej, wodór z łatwością można przewieźć, a następnie zużyć w pociągu, samochodzie ciężarowym lub osobowym bądź do napędu statków i wielkich okrętów. Ale również w ciepłowni czy elektrociepłowni. To rozwiązania ważne zarówno dla kwestii magazynowania energii, jak i zmniejszenia emisyjności.

Niezależnie od tego, czy rozmawiamy o energii ze źródeł odnawialnych czy o energii wodorowej, dochodzimy do tematu przemysłu elektrycznego i energetycznego oraz usług z nimi związanych, w której zapóźnienia są ogromne. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że Organizacja Pracodawców przewiduje zapotrzebowanie kadrowe sięgające nawet 300 tys. miejsc pracy do końca 2030 roku. Czy nie uważa Pan, że już należy czynić jakieś zmiany w samym szkolnictwie?

Tak się składa, że siedziba mojej Grupy kilkunastu firm związanych z tą branżą jest naprzeciwko największego i najlepszego technikum energetycznego w województwie lubelskim, czyli Zespołu Szkół Energetycznych im. profesora Kazimierza Drewnowskiego w Lublinie, i obok centrali na Polskę siedziby PGE Dystrybucja, odpowiedzialnej za sieci energetyczne – stąd mam bieżący kontakt i obserwuję tę sytuację, rozmawiając też z innymi fachowcami na ten temat.

Dotychczas w Polsce kształciło się głównie elektryków do obsługi klasycznej energetyki, głównie węglowej, obsługi wielkich scentralizowanych systemów sieciowych i dystrybucyjnych, klastycznych przyłączeń odbiorców końcowych, teraz programy edukacyjne uzupełniono o naukę budowy i obsługi prostych urządzeń, jakimi są głównie instalacje fotowoltaiczne. Natomiast energetyka przyszłości jest, a raczej będzie dziedziną wielowątkową, wielopłaszczyznową. Będzie to, oprócz wytwarzania, również magazynowanie energii i zarządzanie tym systemem, wytwarzanie z niej wodoru, magazynowanie go i transport oraz wykorzystanie w innych urządzeniach. To energetyka zbilansowana lokalnie, czyli produkująca i konsumująca energię na miejscu, by uniknąć przesyłania jej, ponieważ to powoduje konieczność rozbudowy sieci przesyłowych. Energetyka przyszłości jest wysoko zaawansowana cyfrowo w zakresie racjonalnego zarządzania nią i bilansowania na miejscu. Będziemy bardzo potrzebowali wielu wysokiej klasy fachowców o odpowiednim poziomie kompetencji, tworząc energetykę wyższego poziomu: elektryków, ale też wysokiej klasy informatyków od zarządzania tymi systemami, w tym wyspowymi i półwyspowymi, współpracującymi z wielkimi sieciami, ale też samowystarczalnymi na miejscu, właściwie zbilansowanymi we wszystkich godzinach dnia oraz porach roku.

Potrzebni są jednak zarówno fachowcy z branży elektrycznej, jak i obszaru komunikacji, której sposób zmienia się – tu będziemy potrzebować mechaników-elektryków-elektroników, fachowców o innym przygotowaniu, ponieważ obecni nie będą w stanie sprostać wymogom, jakie niesie za sobą samochód elektryczny, który może być zarówno pojazdem elektrycznym, jak i akumulatorem i stabilizatorem energetycznym dla domu w pozostałych godzinach doby.

Tak. Już dzisiaj przy zarządzaniu naszymi farmami, które są na wysokim poziomie innowacyjności jak na obecne czasy, chociaż budowane kilka lat temu, potrzebujemy nie tylko elektryków, ale też elektryków będących jednocześnie wysokiej klasy informatykami, aby zarządzanie to było sprawne i efektywne. Na przykład takie czynności, jak bilansowanie energii biernej wymaga obsługi inwerterów (które m.in. zbierają i przetwarzają energię stałą na zmienną) w bezpo-

32 magazyn lubelski 5(84) 2022

średnim kontakcie z fabryką w Chinach i ich przestawiania, moderowania w wymiarze bardziej cyfrowym, elektronicznym niż elektrycznym. Mamy elektrownię przyłączoną 9,5-km linią bezpośrednią do GPZ-tu i w związku z tym mieliśmy duży problem kosztowy, ponieważ za jej wytwarzanie przez tę linię średniego napięcia (Sn) PGE naliczał nam karę 1200-krotną. Tak, nawet nie 1200%, ale 1200 razy! Tak, to brzmi jak jakiś absurd, ale takie stawki stosuje monopol –właściciel sieci dystrybucyjnych, do których musimy te źródła OZE przyłączać. Nasi inżynierowie poprzez łącza cyfrowe wraz z inżynierami w wielkiej chińskiej fabryce Huawei, z którą mamy bezpośredni kontrakt na dostawy tych urządzeń, rozwiązali problem bez zbędnych inwestycji idących w setki tysięcy złotych, które trzeba byłoby ponieść w klasycznym, anachronicznym sugerowanym nam rozwiązaniu. I dzisiaj na tej bazie jest tworzony program do zarządzania i obsługi społecznościami energetycznymi na poziomie lokalnym – miejskim czy wiejskim. Powstaje on dzięki naszemu wysiłkowi, w tym przy częściowym wsparciu środków unijnych, a także przy współpracy, jak wspomniałem, producentów z Chin. Te patenty są już wdrażane do zarządzania. Energetyka przyszłości to energetyka będąca o trzy poziomy wyżej niż ta, którą mieliśmy dotychczas, a zatem szybko zmieniająca się, potrzebująca osób z otwartym spojrzeniem, odpowiednim przygotowaniem, gotowych na nadchodzące wyzwania. Zgadzam się z tym, że trzeba nowych kompetencji, zarówno do zarządzania wielkim rynkiem energetycznym, opartym nie tylko na węglu, ale połączonym z wieloma nowymi czystymi źródłami, jak i do działań o mniejszej skali, ale w nowym, bardziej skomplikowanym, bo innowacyjnym wymiarze, czyli obsługi samochodów elektrycznych, ładowarek do nich, magazynów energii, zarówno tych wielkich, jak i domowych, zarządzania i bilansowania obszarami samowystarczalnymi…

Energetyka przyszłości, także w wymiarze prosumenckim, będzie polegała również w znacznej części na przetwarzaniu energii słonecznej w wodór i magazynowaniu go, by następnie np. zatankować samochód. Jeśli mielibyśmy podpowiedzieć młodym ludziom kierunki edukacji, które na pewno dadzą wysokopłatną pracę na rynku polskim i zagranicznym na całe życie, to są to właśnie te związane z obszarami, które omówiliśmy tu w zarysie. Ponieważ transformacja energetyczna jest zmianą na zawsze, a kierunki edukacji z tym związane są uniwersalne w skali całego świata, jak np. lekarz czy inżynier, to jest to pewna inwestycja w przyszłość zawodową i życiową dla każdego młodego człowieka.

Jak już mówiliśmy, jest wiele do zrobienia w dziedzinie transformacji energetycznej, wspomnę o kwestiach podatkowych. Nasze ustawy podatkowe nie nadążają nawet za podstawowymi

potrzebami, jak np. sposobem racjonalnego rozliczania samochodu elektrycznego, który niejednokrotnie jest narzędziem pracy, a ładowany jest z gniazdka domowego. Teraz możemy jedynie oszacować koszt ładowania.

Myślę, że to jest dobry wstęp do tego, aby powiedzieć, że wszystkie te elementy transformacji energetycznej, o których mówiliśmy, muszą być pewne, stabilne, przewidywalne… Trudno oczekiwać od inwestorów wydawania setek milionów czy miliardów na inwestycje przyszłości, jak najbardziej potrzebne, gdy jednego dnia cena energii na giełdzie wynosi 300 zł za 1 MWh, za miesiąc ponad 2000 zł, a za kilka tygodni 800 zł i nie wiadomo, co będzie za kolejny miesiąc czy rok. Podobnie z cenami gazu i innych nośników energii, i nie tylko. Tak być nie może, gdy mówimy o inwestycjach na dziesięciolecia. To samo dotyczy prosumentów, którzy w przyszłości będą instalowali na domach nie tylko fotowoltaikę, ale też magazyny energii, magazyny wodoru czy też kupowali samochody elektryczne lub napędzane wodorem oraz infrastrukturę do ich ładowania bądź tankowania. Cena energii czy wodoru nie może zmieniać się po kilkaset procent rocznie w jedną bądź drugą stronę, ponieważ to nie będzie sprzyjało masowemu zastępowaniu dotychczasowych przestarzałych wysokoemisyjnych technologii czystymi technologiami, które musimy szybko wdrażać – jeśli chcemy mieć miejsce do życia na tej planecie dla nas, naszych dzieci i wnuków…

Wobec tego ogromna rewolucja i ogrom pracy czeka nas w najbliższych latach.

Ważne jest, aby rządzący na poziomie europejskim, a zwłaszcza naszym, polskim, pamiętali o tym, że rozchwianie rynków, wynikające zarówno z braku kontroli nad nimi, jak i nadmiernego ich kontrolowania oraz chęci sterowania ręcznego – w drodze różnych decyzji administracyjnych – nie służy ich stabilności, naszemu bezpieczeństwu, w tym energetycznemu i finansowemu, gdyż wszystko przez to drożeje, a tym samym nie służy rozwojowi kraju i poziomowi życia naszych rodzin. Miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie ta sytuacja zmieni się na lepsze.

Nowości w rolnictwie

W dniach 15–16 października 2022 roku w Targach Lublin odbyła się XIV edycja Targów Rolniczych AGRO-PARK, na której zaprezentowane zostały najnowsze maszyny rolnicze, nowoczesne technologie upraw, usługodawcy i rozwiązania wpierające polskie rolnictwo. Wystawę odwiedziły tysiące profesjonalnych zwiedzających – rolników, właścicieli i zarządców gospodarstw rolnych, a także producentów maszyn rolniczych. Była okazja do zapoznania się z nowościami na rynku oraz nawiązania korzystnych relacji z producentami topowych marek. Profesjonalnie przygotowani pracownicy firm udzielali porad na temat najnowszych technologii i rozwiązań wykorzystywanych w rolnictwie. Pełna automatyzacja w rolnictwie jest szansą na bardziej wydajny, precyzyjny i szybszy rozwój polskiego rolnictwa, dlatego na targach pojawili się wystawcy z ofertą m.in. dronów rolniczych, bezzałogowych pojazdów, oprogramowania do zarządzania gospodarstwem oraz sprzętu do zdalnego monitorowania pola. Organizatorem wydarzenia jest Grupa MTP. (ann)

Cyfrowo o przyszłości

W październiku w Lublinie w Lubelskim Centrum Konferencyjnym odbyło się kolejne wydarzenie z obszaru biznesu o charakterze ogólnopolskim. Szczyt Cyfrowy IGF Polska 2022 był okazją do dyskusji na temat aktualnych kwestii związanych z funkcjonowaniem Internetu oraz przyszłości przestrzeni cyfrowej z przedstawicielami szeroko rozumianego ekosystemu innowacji. W ramach tegorocznej edycji konferencji dyskusja toczyła się równolegle w ramach trzech ścieżek tematycznych: Technologie w Służbie Społeczeństwu, Człowiek w Internecie, Forum Legislacji Cyfrowej. Organizatorzy zdecydowali także o utworzeniu dodatkowego cyklu sesji adresowanego do młodzieży. Uczestnicy poruszyli tematykę tego, jak nowe technologie służą społeczeństwu, jakie trendy obowiązują obecnie w cyfrowej gospodarce, jaka jest rola człowieka w Internecie oraz co środowisko cyfrowe przynosi młodemu pokoleniu. Pojawił się również temat ochrony przed cyberzagrożeniami i wsparcia dla edukacji cyfrowej dzieci i młodzieży. Bezpieczeństwu młodzieży w sieci służyć będą także warsztaty edukacyjno-informacyjne. Organizatorem szczytu

Bezpieczeństwo energetyczne w centrum uwagi

2022. Temat przewodni tegorocznego spotkania brzmiał: „Państwo – Gospodarka – Bezpieczeństwo: Wojna w Europie. Polska w obliczu nowych wyzwań”. W dniach 10–11 października w Lubelskim Centrum Konferencyjnym spotkali się m.in. przedstawiciele Rządu, Parlamentu, instytucji publicznych działających w obszarze sektora energetycznego, naukowców, ekspertów i samorządowców. Europejskie Centrum Biznesu zaprosiło także przedstawicieli rodzimych i zagranicznych spółek działających w obszarze energetyki, bezpieczeństwa, transportu, OZE, budownictwa, gazownictwa, IT, paliw. Dyskutowano na temat zabezpieczenia polskiej gospodarki w dobie wojny na Ukrainie pod kątem konsekwencji gospodarczych wynikających z wojny oraz zamrożenia relacji handlowych z Rosją. Na pierwszy plan wysunęły się zagadnienia bezpieczeństwa narodowego, gospodarczego, energetycznego i finansowego oraz rozwoju potencjału infrastrukturalnego i innowacyjnego. W ramach szczytu odbyła się gala wręczenia statuetek Bursztyn Polskiej Gospodarki 2022 oraz Bursztynowe Serce 2022. (ann)

34 magazyn lubelski 5(84) 2022
jest Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, IGF Polska oraz NASK. Miasto Lublin jest partnerem wydarzenia. (ann) Za nami 8. edycja Ogólnopolskiego Szczytu Gospodarczego OSG
foto PN
foto Grupa MTP
biz-nius
foto Uniwersytet Medyczny w Lublinie

ENERGETYCZNIE

Lubięwiedzieć

Lubię wiedzieć, że adoptując nową technologię, mam ku temu jakiś powód. Moje rodzinne miasto Lublin odważnie i szeroko inwestuje w elektryczną komunikację miejską. Na ulicach przybywa pojazdów z zielonymi tablicami rejestracyjnymi, w większości – firmowych lub wręcz: państwowych. Czy rzeczywiście napędzanie wszystkiego prądem to świetlana przyszłość? Chciałbym to wiedzieć, bo na razie nie jest zbyt różowo.

Wszędzie pełno artykułów i inseratów: jakież to opłacalne! Nie dość, że oszczędza się środowisko, to jeszcze elektryczne koszty przejechania kilometra są nieporównanie niższe, a państwo dopłaca do nowego samochodu kilkanaście tysięcy! Kilkanaście tysięcy do... dwustu. Dzięki, wzruszyłem się. Za dwieście, niewydane na „elektryka”, spokojnie przeżyję pięć lat, jeżdżąc czymś innym. Nie dość na tym; liczba odbiorców samochodów na prąd zawężona jest do pracujących w dużych firmach, które mają własne parkingi z ładowarkami, i do mieszkańców zabudowy indywidualnej, którzy w takie ładowarki się wyposażą.

Sukcesywnie nowo budowane apartamentowce i osiedla będą wyposażane w ładowarki? OK, tyle że będą one w zamkniętych garażach podziemnych, bo inaczej okoliczni cwaniacy, niekoniecznie lokalni, natychmiast je zajmą i jeszcze zrobią z tego dochodowe biznesiki dla siebie. Tragizuję w sprawie rodaków? Wystarczy rozejrzeć się w miejscach do parkowania dla rdzennych lokatorów i dla przybyszów. Co z osiedlami bez ładowarek?

Teraz clou niniejszego przekazu: taniej to już było! Niektóre rachunki za energię elektryczną wzrosły dziesięciokrotnie! Cóż, jest popyt, cena rośnie. Liczba urządzeń na głowę chyba już sięga dziesięciu (bez statystyk „gadżeciarzy”). U mnie w mieszkaniu jest minitablica z trzema bezpiecznikami automatycznymi. U kilku moich krewnych i znajomych sam ekran obsługi lodówki przypomina deskę rozdzielczą koreliańskiego krążownika przestrzeni, a bezpieczniki domowych instalacji zajmują osobny pokój. Tu rodzą się

pytania nie tylko w kwestiach: jak dużo za to płacić, ale też: skąd tę energię brać? Potężnieją pokrzykiwania w sprawie pozamykania elektrowni atomowych. Ostatnio, z przyczyn „wojennych”, te głosy nieco przycichły, ale wrócą, nie dając wraz ze sprzeciwami pomysłów na cokolwiek w zamian.

Chyba że mamy tajne dla maluczkich porozumienie z kosmicznymi sąsiadami, którzy przekazali wybrańcom technologię pozyskiwania taniej energii np. z wody morskiej! Jeśli tak, to faktycznie trzeba szybko i rozmachem przechodzić na nową energię!

Nie, jeszcze nie dołączyłem do płaskoziemców i innych tej maści teoretyków, chociaż w kwestii kosmicznych sąsiadów mam jednoznaczne poglądy: muszą istnieć. Najgorsze, że zawsze znajdą się ci „wtajemniczeni wybrańcy”. „Antka szwagra żony brat rodzony” załapie się na wszystko, nawet jeśli nie tkwi u steru władzy, a może właśnie dlatego. Władzę się tuczy po cichu, ochłapkami tego, co zgarnia się samemu.

Ze świecą (nie: z diodą) szukać takich ludzi, jak Jonas Salk, badacz i wynalazca szczepionki przeciw chorobie Heinego-Medina (ostre porażenie dziecięce, wirusowe zapalenie rogów przednich rdzenia kręgowego; polio). Swojej szczepionki nie opatentował; oddał ją światu za darmo.

Najbliższe miesiące i lata nie upłyną nam za darmo, przy założeniu, że żaden bandyta pokroju putina (mała litera jest tu rozmyślnie) nie wysterylizuje Ziemi wcześniej. Jeśli nie pójdziemy w rozwój źródeł energii, zamiast tłuc się między sobą jak bydlęta, niedługo gniazdka będą dla wybranych, a dla reszty – łuczywa i ogniska z promowanego przez rząd chrustu. A mieliśmy dynamicznie się rozwijać...

Maciej Wijatkowski - ur. 1962 r. w Lublinie. Filolog angielski, publicysta lotniczy, autor wielu tekstów, w tym felietonów, reżyser i autor programów tv, aktor estradowy. Były członek „Bractwa Satyrycznego LOŻA 44”. foto Beata Wijatkowska

35 magazyn lubelski 5(84) 2022
foto Isacre-bleu l unsplash
felieton
tekst Maciej

nieoswojenie

1 listopada tego roku podobno był najcieplejszy od ponad 30 lat. Bardzo być może, odczuwamy przecież coraz mocniej galopujące zmiany, które są konsekwencją naszego – jako ludzi – istnienia na ziemi.

Rano było gęsto od mgły (a może smogu?), jakoś nic nie wskazywało na to, że z tego mleka wyłoni się słońce i zniknie gdzieś ta prawdziwie listopadowa aura.

Reksiom akurat mgła nie przeszkadzała, ochoczo tarzały się w gnijących liściach, szukając w nich ukrytych mysich nor i świeżych krecich kopców. Udało mi się w końcu doholować obydwie panienki do domu, co było nie lada wyczynem, a potem chyżo jak gazela pomknąć na Lipową.

Z dziadkiem umówiliśmy się na cmentarzu na 11, taka nasza stała, coroczna pora. Spóźniłam się trochę, próbując przebić się przez tłum, lawirując między ludźmi, żeby nie dostać łokciem od jakiegoś zapominalskiego, tachającego wielki bukiet lub wieniec ze sztucznych, krzykliwych w kolorystyce kwiatów. Albo kosz, najlepiej złoty, żeby dawał po gałach nawet w tej opadającej mgle. Na sam widok dziąsła bolały. Pomieszanie ostrego pomarańczu z trupim fioletem, okraszone krwistą czerwienią, niezbyt przypadło mi do gustu, w zasadzie wcale. Jakoś trudno mi powiązać chryzantemową melancholię z papuzim w ubarwieniu folklorem sztucznych kwiatów. Bardziej mi to przypomina Día de los Muertos z uchachaną kostuchą, tyle że to nie do końca moje klimaty, piękne, acz nadal zbyt egzotyczne. Wolę przydymione szklane ściany zniczy, zapach chryzantem, kwestę na odnowę zabytkowych pomników, tę jesienną ciszę i zadumę, ale, jak to Olka mawia, ja jestem konserwą.

Kiedy wreszcie udało mi się przedrzeć przez żywe zasieki na miejsce, ojciec, zwany na użytek domowy dziadkiem, krzątał się przy grobie dziadka Mietka. Coś tam poprawiał (wiadomo, symetria musi być…), zapalał znicze (na okolicznych grobach też, nie zostawia się sąsiadów bez zdrowaśki i światła), zbierał z płyty złote jak lipcowe słońce, wciąż opadające liście klonu (akurat to robota głupiego…). Z lekkim niepokojem skradałam się w nadziei, że nie zauważy mojego spóźnienia, bo dziadek jest osobą kategorycznie nieznoszącą niepunktualności. Ale dziadek dalej się krzątał, bo w ogóle nie zauważył, że oto jestem. Zajęty zdrapywaniem cen (bo jak to wygląda…), nawet nie powiedział słowa. Dziwne. A to zdrapywanie cen też niezbyt mu szło, bo te ruchy nie były takie jak dotąd, nie były sprężyste, energiczne, znane. Nie były dziadkowe. Ruchy stały się wolniejsze, jakby rozciągnięte w czasie i przestrzeni. Zawieszone. Stanęliśmy we dwoje z ojcem nad grobem jego ojca, dziadka Mietka, którego pamiętam już tylko z familijnych anegdot, opowiadanych ku uciesze szerokiego

36 magazyn lubelski 5(84) 2022
tekst Magdalena Zabłocka felieton

grona publiczności podczas rodzinnych zjazdów. Szczególnie smaczna jest opowiastka o tym, jak drażniłam kotkę (syjamską, jak cudną, tak wredną), co skończyło się moim rykiem, bo w finale oberwałam klapa za stawianie się dziadkowi Mietkowi. Urocze. Pamiętam kota, pamiętam ciężko już wtedy chorego dziadka. A potem tylko pamiętam dziadka w trumnie. I kochającą go kotkę, która przy tej trumnie czuwała.

A teraz patrzę na mojego ojca, na jego coraz mniej sprężyste ruchy, pochylenie i dociera do mnie okrucieństwo nieuchronności. Bo co w życiu jest bardziej pewnego niż śmierć?

Ta myśl o jego nieobecności jest tak uderzająca, tak nagła, tak przytłaczająca, że kulę się w sobie,

Magdalena Zabłocka jest dyrektorem

i Przedsiębiorczości w Lublinie. W pracy, będącej jej największą pasją, zaangażowana jest w działania

rzecz

rzemiosła. W książce „Rzemiosło w przestrzeni kulturowej” ze znawstwem i temperamentnie opowiada historie, legendy i mity tej gałęzi działania, poczynając od antyku. Prywatnie uwielbia literaturę luzofońską i iberoamerykańską, a najbardziej lubi „trupy”, czyli kryminały. Kocha swoje dwa psy i dwa koty.

pochylam jeszcze bardziej niż on. Tymczasem dziadek ze spokojem zaczyna koncert życzeń. „Pomnik, Magda, to podniesiesz. Bo ja będę tutaj z matką i ojcem leżał. Tu trzeba będzie…”. Nie słucham. Nie mogę. W gardle narasta mi wielka gula, która dławi coraz bardziej. A dziadek swoje: „Pamiętaj, żeby było tak, jak mówię, o, tutaj…”. Chryste. Potakuję jak automat, ledwo panując nad ogarniającą mnie paniką, płaczem, bo przecież co on gada, przecież, tato, tu jesteś ze mną, teraz, więc jaki pomnik, do diabła, jaki pogrzeb, jaka śmierć?!

Nieuchronne podnosi swój koszmarny łeb niczym hydra i puka do drzwi mojego hermetycznego, komfortowego świata. Dziadek się rozkręca w swojej litanii, jestem w stanie zgodzić się na wszystko, tylko niech już przestanie mówić, ja nie umiem tego udźwignąć! A dziadek ze spokojem dalej rozprawia o śmierci, o śmierci, która staje się dla niego coraz bardziej oswojonym przyjacielem… Dla mnie śmierć to nieoswojenie. Przecież, tato, ty musisz być, bo jak to będzie bez ciebie? Przecież ty jesteś zawsze. Przecież jeszcze jedziemy do babci na setne urodziny, przecież Ola dopiero skończyła studia, przecież jeszcze książki piszę, musisz przyjść, przecież, tato, mamy tyle planów… Przecież mnie, tato, nie zostawisz, prawda?

Zadzwonił dziadek i powiedział, że Lunia nie żyje, że musiał uśpić swojego ukochanego psa. Płaczemy oboje. Nieoswojenie.

37 magazyn lubelski 5(84) 2022
foto Marek Studzinski | Unsplash ds. programowych Izby Rzemiosła na promocji
foto Marcin Pietrusza

ELECTRIC

Renault Megane E-TECH

Renault Megane, model zaprezentowany w 1995 roku. Kto z nas go nie zna? Wystąpił we wszystkich możliwych typach nadwozia, łącznie z Cupe, kabrioletem i Vanem. Model cieszył się dużą popularnością wśród nabywców. Wszelkie zmiany na przestrzeni lat objawiły się w czterech generacjach napędzanych różnymi silnikami występującymi w ofercie Renault. Czy prezentowany dziś model zaliczać do kolejnej generacji? Już chyba nie.

Nowy Renault Megane E-tech electric to całkowicie nowa konstrukcja, wkraczająca w nowy wymiar motoryzacji. Motoryzacji tzw. zeroemisyjnej. Zbudowany został na całkowicie nowej platformie CMF-EV, wyposażonej w ultrapłaski akumulator o pojemności 60 kWh, według światowej procedury testowej dający zasięg na poziomie 450 km, który ocenić można jako całkiem przyzwoity. Jednak musimy się tu liczyć z efektem odwrotnym do osiąganego w przypadku silników spalinowych. Jeżdżąc po mieście, spalimy (zużyjemy) znacznie mniejszą ilość prądu niż jadąc w trasie. Pamiętajmy jeszcze o możliwości odzyskania energii podczas hamowania, które w mieście występuje znacznie częściej.

W czasie naszych jazd testowych Megane zadowolił się zużyciem na poziomie 17,3 kWh/100 km. To w moim odczuciu przyzwoity wynik, tym bardziej że jednostką napędową był silnik EV 60 o mocy prawie 220 KM, maksymalnym momencie obrotowym 300 Nm i przyspieszeniu 7,4 s do 100 km/h.

Auto, jak przystało na samochód francuskiej marki, stylistycznie prezentuje się bardzo interesująco, wyróżniając się na tle innych pojazdów osobowych. Dwudziestocalowe koła dodają mu majestatu.

Zajmując miejsce wewnątrz Megane, można odnieść wrażenie, że jesteśmy w aucie klasy premium. Jest tak dzięki ładnie spasowanym materiałom. Listwa okalająca drzwi i deskę rozdzielczą, wykonana z drewna lipowego, bardzo elegancko komponuje się z pozostałymi elementami. Liczne schowki, w tym pojemny podłokietnik oraz indukcyjna ładowarka do telefonu, czynią Megane funkcjonalnym autem.

Na uwagę zasługuje również jego wyciszenie. Przekonanie o ciszy panującej w samochodach elektrycznych jest jak najbardziej słuszne. Brak odgłosu silnika, który towarzyszy nam podczas jazdy autem spalinowym, tutaj nie występuje. Dzięki temu jednak możemy lepiej słyszeć odgłosy aerodynamiczne pochodzące z opływu powietrza wokół samochodu oraz odgłosy kół.

38 magazyn lubelski 5(84) 2022
motoryzacja
tekst i foto Piotr Nowacki

Rozkoszując się ciszą w trakcie jazdy, możemy posłuchać muzyki, z przyjemnością korzystając z systemu nagłośnienia firmy Harman Kardon z zestawem dziewięciu źródeł dźwięku oraz wzmacniaczem o mocy 410 W.

Na pokładzie Megane znajdziemy również rozwiązania w zakresie wspomagania prowadzenia (np. asystent parkowania, utrzymania pasa ruchu etc.), a jest ich, jak zapewnia producent, aż dwadzieścia sześć.

Podsumowując moje wrażenia z jazdy nowym Megane, bez wątpienia jestem na tak.

To auto służy dobrze nie tylko do jazdy w mieście, jak twierdzi większość przeciwników aut o napędzie elektrycznym, ale również podczas dłuższych wypadów, tym bardziej że w praktyce nie trafiają się nam one często.

Ładowanie, nawet w trasie, przy wykorzystaniu stacji szybkiego ładowania (130 kW), zwiększając zasięg o 250 km, oznacza ok. 30 min. postoju. Czy to dużo?

Sami musicie sobie Państwo odpowiedzieć na to pytanie.

40
magazyn lubelski 5(84) 2022
Sofie Muller – AKT WiArY, GrA W KlASY

O niełatwym losie ambitnych projektów. O trudnościach w przełamywaniu codziennej rutyny. O postawach krytykanctwa w przestrzeni publicznej. O tym wszystkim w rozmowie Grzegorza Zawistowskiego z Piotrem Franaszkiem, Dyrektorem Ośrodka Międzykulturowych Inicjatyw Twórczych ROZDROŻA oraz organizatorem festiwalu Open City, foto Krzysztof Werema.

Od 2008 roku, czyli od momentu powstania Ośrodka Rozdroża, konsekwentnie deklarujecie „podejmowanie inicjatyw odważnych, świadomie obciążonych ryzykiem i penetrujących nieznane jeszcze terytoria”. Więcej, chcecie, by organizowane przez was działania stały się swoistym wehikułem kulturowej zmiany. By współtworzyły zręby nowej wrażliwości i wytyczały nowe kierunki myślenia. Domyślam się, że przełożenie tak ambitnego programu na konkretne działania nie jest rzeczą prostą. Czy potrafiłbyś ocenić, w jakim stopniu wam się to udało w tegorocznej edycji Festiwalu Sztuki w Przestrzeni Publicznej Otwarte Miasto/ Open City?

Ambitne programy ze swej natury nie są łatwe w realizacji. Zaś rzeczywistość ostatnich lat (pandemiczne obostrzenia oraz ograniczenia budżetowe samorządów) to dla nas dodatkowe wyzwania. Idea Open City jest taka, że zapraszani przez nas artyści, wedle swojej własnej wizji, interpretują tematy i przestrzenie miejskie zaproponowane przez kuratora festiwalu. Pełniący tę funkcję w tym roku Robert Kuśmirowski chciał, by twórcy odnieśli się w swych działaniach do hasła – UFORMOWANIE. Z jednej strony chodziło mu o skierowanie uwagi autorów prac na materialny wymiar budowli: cegły, spoiny, beton, sztukaterię. Z drugiej, o zderzenie, jak to sam ujął, architektonicznego konkretu z architekturą marzeń sennych i onirycznych fantazji.

A wszystko to w przestrzeni publicznej. W obrębie żywej, pulsującej tkanki miasta. Z jednej strony taka sytuacja stymuluje do działania, inspiruje i wzbogaca artystyczny przekaz. Z drugiej, wprowadza takie przeszkody i takie rodzaje ryzyka, z którymi nie spotykamy się w zaciszu miejsc typowo wystawienniczych.

Zgadza się. Choćby ciążący na nas jako organizatorach obowiązek występowania do różnych instytucji z wnioskami o pozwolenia na montaż festiwalowych instalacji. Ze względu na gąszcz obowiązujących w naszym kraju przepisów nie jest to wcale proces łatwy. Niektóre z wybranych przez nas

miejsc podlegają jurysdykcji wielu podmiotów równocześnie. O kilka lokalizacji stoczyliśmy w tym roku naprawdę ciężkie boje. W jednym przypadku musieliśmy po prostu skapitulować.

Załóżmy, że szczęście wam sprzyja i z sukcesem pokonujecie ten biurokratyczny tor przeszkód. Dodatkowo, tam gdzie to konieczne, uzyskujecie zgodę prywatnego właściciela nieruchomości. Co się dzieje dalej?

Wówczas artyści instalują swoje obiekty już w konkretnych miejskich przestrzeniach. Jak można się domyślać, odbiór ich prac w tych warunkach jest dużo, dużo szerszy niż wtedy, gdyby pokazywano je wyłącznie w czterech ścianach galerii. W przestrzeni publicznej dużo bardziej zróżnicowany jest też ich odbiorca. Spotykamy tutaj zarówno świadomą i wyedukowaną publiczność, jak też dość przypadkowych widzów – turystów, przechodniów czy okolicznych mieszkańców. Misją Rozdroży jest docieranie do wszystkich wymienionych grup. Na wszystkich w równym stopniu nam zależy.

Tutaj rozpoczyna się chyba dla was kolejny festiwalowy etap – jakaś forma interakcji z odbiorcą. Z bardzo zróżnicowanym odbiorcą.

Tak. Kolejna faza to już etap informacji zwrotnych, które różnymi kanałami zaczynają do nas spływać. Czasem mają one charakter bardziej merytoryczny. Ktoś ma poczucie, że artysta naruszył jakieś tabu. Na przykład, w sposób dla kogoś nieuprawniony dotknął problematyki holokaustu lub użył symboli religijnych. Z kolei innym razem ktoś kieruje do nas uwagi bardziej techniczne. Przeszkadza mu choćby to, że jedna z instalacji generuje dźwięki. W jego odczuciu zbyt głośne. Takie właśnie reakcje wywoływała tegoroczna praca Tomasza Domańskiego „Dzwon poziomy”. Artysta zlokalizował ją na placu Po Farze. Paradoks polega na tym, że w tym samym miejscu kiedyś stał kościół farny. Oczywiście z dzwonnicą. Zapewne hałas był wówczas dużo większy niż dziś. Jednak nikt z tego powodu nie robił problemu.

41 magazyn lubelski 5(84) 2022
42 magazyn lubelski 5(84) 2022
DaviD Černy – DZIECKO

Jako mieszkaniec ścisłego, historycznego centrum mam wokół siebie sześć kościołów. W najbliższym z nich dzwony biją o 6.30. Żeby było jasne – zupełnie mi to nie przeszkadza. Ale w kontekście nadwrażliwości „łowców decybeli” na pracę Tomasza Domańskiego, dziwi mnie trochę pasywność tego środowiska w sprawach większego kalibru. Nie zauważyłem bowiem, by w sprawie porannych czy wieczornych dzwonów toczyły się jakieś boje. Nikt z tego powodu nie pisze petycji ani urzędowych donosów. Nie natrafiłem też na kąśliwe komentarze w internecie.

Ja również nie zauważyłem, by ktoś atakował kościelne dzwonnice. Wychodzi na to, że hałas hałasowi nierówny.

Warto byłoby kiedyś głębiej przemyśleć, z czego to wynika. Choć pewne tropy wydają mi się dość oczywiste. Chciałbym teraz skierować naszą rozmowę na coś zupełnie innego. Mam wrażenie, że ważnym rysem komunikacji w przestrzeni publicznej jest większa aktywność niezadowolonych niż zadowolonych. Podejrzewam, że zawsze tak było. Ale dziś, choćby dzięki portalom społecznościowym, widać to szczególnie wyraźnie. Krytykom, a może bardziej krytykantom, łatwiej niż kiedykolwiek ostrzeliwuje się krytykowanych. Jak sobie z tym radzicie jako organizator tak wyrazistej imprezy jak Open City?

Oczywiście staramy się wsłuchiwać we wszystkie głosy, również te krytyczne. Ale robimy to ze spokojem i z głębokim przekonaniem, że sztuka współczesna, zwłaszcza ta, która świadomie wychodzi na ulicę, z założenia ma uwierać. Dzieje się tak, ponieważ artysta dotyka pewnych obszarów, których my na co dzień nie zauważamy, które są dla nas niewygodne, które najzwyczajniej w świecie wypieramy. Upraszczając – piekarz piecze chleb, lekarz leczy chorych zaś współczesny artysta poprzez swoją sztukę ma prowokować i wkładać przysłowiowy kij w mrowisko. Czy tak należy to rozumieć? Artysta, poprzez swoją wrażliwość, jest tutaj dla nas rodzajem medium, dociera na peryferia znanej nam rzeczywistości, peryferia naszego istnienia. Jego zadanie polega na testowaniu lub przekraczaniu granic i znaczeń. Wielu z nas postrzega to jako coś pozytywnego. Jako próbę pójścia do przodu. Ale też niejeden poprzez takie działania czuje się wybity ze swojej poukładanej codzienności. Widać, że spora grupa osób nie czuje się z tym najlepiej. Dzieje się tak, ponieważ codzienne rytuały wielu ludziom dają poczucie bezpieczeństwa. Zaś większość z nas odczuwa

silny stres przed zmianą. Nawet gdy jest to zmiana na lepsze. Przypuszczam, że właśnie dlatego w odbiorze niektórych festiwalowych prac jest w ludziach tyle niepokoju, irytacji czy nawet histerii. W skrajnych przypadkach artysta traktowany jest tutaj niczym intruz, który wkroczył do naszego ogródka.

Albo psuj, który zdewastował zamkowe schody. Mam tu oczywiście na myśli zamieszanie wokół pełnej rozmachu pracy Leona Tarasewicza. W tym przypadku najwyraźniej zakłóciliście spokój ducha nie tylko zwykłym ludziom, ale również przedstawicielom kilku urzędów. Sprawa błyskawicznie zyskała wymiar medialny i dostarczyła dodatkowego paliwa waszym krytykom.

Potrafimy po sobie sprzątać. Wiemy także, jak w bezpieczny sposób pokrywać obiekty odpowiednimi farbami. Proces mycia schodów obnażył po prostu ich rzeczywisty stan. W tym również wcześniejsze wyszczerbienia i ubytki spoin. Pod wieloletnią warstwą piasku i kurzu nie było tego wszystkiego widać. Przy okazji usuwania pracy Leona Tarasewicza wszystko to zobaczyliśmy jak na dłoni.

W każdej z dotychczasowych czternastu edycji waszego festiwalu zdarzały się takie realizacje, z którymi trudno było się rozstać. Nasuwało mi się wówczas proste pytanie – co stoi na przeszkodzie, by pewne instalacje stały się częścią Lublina na dłużej? Może nawet zostały z nami na stałe…

Bardzo ci dziękuję za ten głos. Staramy się skrzętnie zbierać podobne opinie, ponieważ zdecydowanie chcemy iść w tym kierunku. Nasz festiwal posiada swoją specyfikę w skali ogólnopolskiej. Polega ona między innymi na tym, że prace, które w jego ramach

43 magazyn lubelski 5(84) 2022
44 magazyn lubelski 5(84) 2022
ToMASz floreK – ToTeMiT Tomasz opania – oni TU ByLi Jarosław Koziara – MEHR LICHT / WIęCEJ ŚWIATŁA

powstają, z założenia mają „żyć” tylko miesiąc. My, jako organizatorzy, przynajmniej części z nich chcielibyśmy to życie przedłużyć. Już dziś w różnych miejscach miasta udało nam się umieścić na stałe siedem prac z poprzednich edycji festiwalu. Jest to między innymi mural, neon czy choćby kamienie na zamkowych Błoniach.

Czyli część festiwalowych prac już dziś otrzymała coś na kształt drugiego, dużo dłuższego życia?

Dokładnie tak. Ale to nie koniec. Myślimy o czymś więcej. W strategii rozwoju lubelskiej turystyki nasz festiwal wpisany jest jako jedna z ważniejszych atrakcji dla osób odwiedzających nasze miasto. Więc pomyśleliśmy, by pójść o krok dalej. Oprócz czasowego instalowania w różnych częściach miasta pojedynczych prac z przyjemnością zainicjowalibyśmy dyskusję na temat utworzenia w wydzielonej przez miasto przestrzeni czegoś na kształt parku sztuki, parku rzeźby czy parku artystycznych instalacji. Oczywiście,

kluczowe znaczenie miałoby tutaj stanowisko miejskich władz. W przypadku ich życzliwego nastawienia do tego pomysłu mogłyby się w tej kwestii wypowiadać kolejne środowiska. Przede wszystkim artyści, ale również zainteresowani tym mieszkańcy Lublina czy choćby czytelnicy Lajfa. Z pewnością pomogłoby to nam wskazać takie miejsce, w którym wybrane instalacje mogłyby zostać przez artystów umieszczone już na dłużej lub nawet na stałe.

Wasz pomysł, chcąc nie chcąc, stanowi swoisty test rzeczywistej otwartości miasta na Open City. Dotychczasowe doświadczenia studzą przesadny optymizm. Z drugiej strony, jestem zdania, byśmy się zbyt łatwo nie poddawali. Jeśli o mnie chodzi –trzymam kciuki! Dziękuję bardzo za rozmowę.

To ja dziękuję i zachęcam do czynnego wspierania naszych idei. Otwarte Miasto to długoletni projekt. Od nas wszystkich zależy, czy i kiedy uda się go przekuć w rzeczywistość.

Leon Tarasewicz – reaLizacJa maLarsKa

Moja pasja stała się zawodem

Muzyka była jej bliska od dziecka, wcześnie zaczęła śpiewać. Jednak to muzyka skrzypcowa najpierw zwróciła jej uwagę. Później zaczęła uczyć się śpiewu operowego. I to on dla Agaty Rumińskiej-Sulenta stał się najważniejszy. Jej głos to mezzosopran o niespotykanej barwie. O ukochanym repertuarze, dotychczasowych osiągnięciach, nowej płycie z kolędami oraz planach na przyszłość, m.in. zbliżającym się koncercie świątecznym, z Agatą Rumińską-Sulenta, Tomaszem Orkiszewskim, dyrygentem Chóru i Orkiestry Kameralnej IUBILAEUM, oraz Krzysztofem Cugowskim rozmawiali Piotr Nowacki i Anna Ignasiak, foto prywatne archiwum artystki.

46 magazyn lubelski 5(84) 2022

Kiedy pojawiło się u Pani zainteresowanie muzyką?

Agata Rumińska-Sulenta: Muzyką zainteresowałam się już jako dziecko i zaczęłam kształcić się w tym kierunku w Szkole Muzycznej im. Tadeusza Szeligowskiego w Lublinie w klasie skrzypiec. Bardzo podobała mi się muzyka skrzypcowa, sam instrument. Okazało się, że mam predyspozycje do gry na nim. Ukończyłam sześć lat w klasie skrzypiec. II stopień realizowałam w klasie śpiewu solowego. Pragnienie śpiewania pojawiło się równolegle i towarzyszyło mi już zawsze. Jednak profesjonalnie zaczęłam uczyć się śpiewu operowego w wieku szesnastu lat, ponieważ jest to odpowiedni wiek, by rozpocząć naukę w tym kierunku. Wcześniej głos jest za młody, nie do końca gotowy. Zaczęłam studia na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej w Krakowie, kierunek wokalistyka. Tu ukończyłam licencjat. Następnie studia magisterskie na Wydziale Wokalno-Aktorskim Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie w specjalności śpiew solowy – opera.

W pewnym momencie zajęła się Pani śpiewem, porzucając niejako skrzypce?

Agata Rumińska-Sulenta: Tak, śpiew całkowicie mnie pochłonął. Na skrzypcach gram od czasu do czasu, ale dla siebie w domu.

Którzy nauczyciele odegrali najważniejszą rolę w ukształtowaniu Pani głosu?

Agata Rumińska-Sulenta: Dobry profesor to podstawa prawidłowego rozwoju głosu. Bez mentora młoda osoba nie jest w stanie obrać właściwej drogi w tej dziedzinie, chyba że jest naturszczykiem, bo są i takie przypadki. Ja miałam to szczęście, że trafiłam na wspaniałe Panie Profesor, ale też wspaniałe korepetytorki-pianistki, ponieważ one odgrywają równie ważną rolę w kształceniu głosu młodego śpiewaka. Ich uwagi dotyczące wykonywania różnych utworów są bardzo ważne. Pierwszą wymienię Panią Mariolę Zagojską, która uczyła mnie w Szkole Muzycznej im. Tadeusza Szeligowskiego w Lublinie. Ona odkryła mój głos, pomogła mi go wydobyć. W Krakowie uczyłam się u Pani Profesor Olgi Popowicz, którą bardzo cenię. Tam również ważna dla mnie była praca z korepetytorką-pianistką Panią Dominiką Peszko, która jest również coachem operowym. Natomiast w Warszawie uczyłam się u Pani Profesor Ewy IżykowskiejLipińskiej – wspaniałej śpiewaczki o ogromnym, cennym doświadczeniu scenicznym. Na poszczególnych etapach nauki każda z wymienionych osób była ważna i dała mi coś innego. Najtrudniejsze są początki, pokazanie właściwej drogi kształcenia głosu, później są „szlify”, choć równie ważnie. Umiejętności wokalne doskonaliłam również podczas kursów mistrzowskich i warsztatów wokalnych. Śpiewacy kształcą się całe życie, sam głos zmienia się z wiekiem, dlatego

kontakt z dobrym profesorem jest nieoceniony. Ponadto oprócz głosu, ważny jest kunszt wykonawczy i osobowość artystyczna, a nad nimi również trzeba pracować.

Wiem o popisie uczennic Pani Profesor Zagojskiej „Młodzi Zdolni”. Czy dużo było takich występów?

Agata Rumińska-Sulenta: Tak. Pragnę podkreślić, że Pani Mariola Zagojska bardzo aktywnie działa, organizując koncerty. Jako młode adeptki sztuki wokalnej, trafiwszy do jej klasy, miałyśmy możliwość śpiewania podczas licznych koncertów. Na początku są występy w domach kultury, np. Bronowice czy LSM.

Pani edukacja formalnie już się zakończyła. Jak wygląda dalsze doskonalenie głosu śpiewaczki operowej, czy poprzez wykonywanie repertuaru, który stawia coraz większe wymagania?

Agata Rumińska-Sulenta: Głos ludzki rozwija się stopniowo, dlatego zawsze trzeba zacząć od lżejszego repertuaru. Potem przychodzi czas na trudniejszy. Partii dramatycznych nie zaśpiewają młode osoby. Do tego, by je wykonać, potrzebne jest nie tylko doświadczenie, ale odpowiednio rozwinięty głos. Trudność wynika z samego repertuaru, np. Verdiego śpiewają „duże” głosy, podobnie Wagnera – jego utwory mogą wykonać śpiewacy dysponujący wielkim wolumenem. Sama opera rozwijała się stopniowo. W klasycyzmie nadal były niewielkie orkiestry, kameralne, więc i sceny były nieduże, stąd technika wykonawcza śpiewaka była inna. Z kolei w epoce romantyzmu orkiestra rozwijała się, wprowadzano nowe instrumenty, np. powiększono skład instrumentów dętych, więc głos śpiewaka musi umieć się przebić.

Proszę pochwalić się dotychczasowymi osiągnięciami.

Agata Rumińska-Sulenta: W 2018 roku wcieliłam się w postać Pepy w operze „Goyescas” Enrique Granadosa na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Kilkakrotnie wystąpiłam w roli Jadwigi – w 2019 roku w operze „Straszny Dwór” Stanisława Moniuszki, m.in. z towarzyszeniem Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Marty Kluczyńskiej oraz z towarzyszeniem Płockiej Orkiestry Symfonicznej pod batutą Janusza Przybylskiego. W kolejnym roku tę partię wykonywałam w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie oraz w Filharmonii Świętokrzyskiej im. Oskara Kolberga w Kielcach pod batutą Marty Kluczyńskiej. W 2020 roku również współtworzyłam jako solistka wykonanie „Mszy żałobnej g-moll” oraz „Mszy Piotrowińskiej” St. Moniuszki na Festiwalu Muzyki Sakralnej Stanisława Moniuszki w Warszawie – dyr. Borys Somerschaf, organy: Piotr Wilczyński.

Czy Lublin również pojawił się na mapie Pani występów?

47 magazyn lubelski 5(84) 2022

Agata Rumińska-Sulenta: W maju 2019 roku występowałam z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii im. Henryka Wieniawskiego w Lublinie pod batutą Wojciecha Rodka.

Gdzie Pani obecnie występuje?

Agata Rumińska-Sulenta: Jako solistka współpracuję z różnymi instytucjami kulturalnymi w Polsce. Już drugi sezon współpracuję z Filharmonią Narodową w Warszawie. Obecne projekty związane są zarówno z muzyką operową, jak i operetkową. Koncerty odbywają się na miejscu w filharmonii oraz podczas tras koncertowych.

Czytałam o Koncertach dla Małych Melomanów organizowanych przez filharmonię, ma więc miejsce akcja krzewienia muzyki poważnej wśród dzieci i młodzieży?

Agata Rumińska-Sulenta: Tak. Filharmonia Narodowa w Warszawie już od lat prowadzi taką formę edukacji muzycznej. Te koncerty są cykliczne i co roku przygotowujemy nowe programy dla małych i nieco starszych melomanów.

Którzy kompozytorzy, utwory czy arie są Pani ulubionymi?

Agata Rumińska-Sulenta: Na pewno Giacomo Puccini, którego utwory uwielbiałam już w szkole. Jednak większość głównych partii w jego operach to partie sopranowe, często sopranu dramatycznego, ale mimo to skradł moje serce. Jeśli chodzi o partie mezzosopranowe, to króluje wśród nich Carmen z opery „Carmen” Georges’a Bizeta i mam nadzieję na wykonanie jej w przyszłości na scenie. Bardzo lubię „Habanerę”, choć są w tej operze też inne, bardzo piękne arie. Uwielbiam operę „Samson i Dalila” do

muzyki Camille’a Saint-Saënsa i libretta Ferdinanda Lemaire’a oraz opery Giuseppe Verdiego.

Czy obecny przyjazd do Lublina wiąże się ze stałym pobytem czy jakimś konkretnym przedsięwzięciem?

Agata Rumińska-Sulenta: Na razie ze względów zawodowych mieszkam w Warszawie, ale chętnie przyjmuję zaproszenia do mojego rodzinnego miasta. Tym razem dostałam propozycję współpracy od Pana Tomasza Orkiszewskiego, dyrygenta Chóru i Orkiestry Kameralnej IUBILAEUM, dotyczącą nagrania wspólnie płyty z polskimi kolędami.

Płyta nosi tytuł „Mroźna cisza”?

Agata Rumińska-Sulenta: Tak. Autorem projektu okładki płyty jest Matiss Agnieszka Czarnecka.

Panie Tomaszu, jako inicjator tego przedsięwzięcia, dlaczego zdecydował się Pan na współpracę właśnie z Panią Agatą Rumińską -Sulenta?

Tomasz Orkiszewski: Znam Agatę od dziecka. Wielokrotnie grała na skrzypcach w naszej młodzieżowej orkiestrze. A gdy ukończyła Akademię Muzyczną, pomyślałem o realizacji tego projektu. Płyta została nagrana pod koniec lutego tego roku.

Czy coś wyjątkowego w głosie Pani Agaty zdecydowało o jej wyborze?

Tomasz Orkiszewski: Zdecydował jej talent. Doskonale zrealizowała ten repertuar, zarówno muzycznie, jak i interpretacyjnie.

Ale chyba nie tylko realizacja płyty „Mroźna cisza” sprowadza Panią do Lublina? Spotykamy się w Ra-

48 magazyn lubelski 5(84) 2022
Tomasz orKiszewsKi, DyrygenT chórU i orKiesTry KameraLneJ iUBiLaeUm oraz agaTa rUmińsKa-sULenTa poDczas pracy naD płyTą „mroźna cisza”, foTo archiwUm prywaTne arTysTKi

diu Lubelskim, czy to oznacza, że szykują się nowe projekty?

Agata Rumińska-Sulenta: Z promocją płyty związane są różne wydarzenia, m.in. koncerty, i dzisiaj jesteśmy tu po to, aby wraz z Radiem Lublin i Telewizją Lublin ustalić szczegóły świątecznego koncertu kolęd dla naszych słuchaczy i widzów. Ma on się odbyć tuż przed świętami Bożego Narodzenia i ma być prawdopodobnie retransmitowany już podczas samych świąt.

Gdzie ma się odbyć ten koncert?

Agata Rumińska-Sulenta: W Archikatedrze Lubelskiej, czyli miejscu jak najbardziej odpowiednim do wykonania takiego repertuaru.

Pana zespół, Panie Tomaszu, oczywiście również wystąpi?

Tomasz Orkiszewski: Tak zamierzamy. Chcemy wykonać wszystkie utwory z płyty, a możliwe, że jeszcze jakieś dodamy.

Czy jeszcze jacyś wokaliści będą zaangażowani w to wydarzenie?

Agata Rumińska-Sulenta: Prowadzone są rozmowy z Panem Krzysztofem Cugowskim.

Panie Krzysztofie, chcielibyśmy porozmawiać o Państwa wspólnym projekcie.

Krzysztof Cugowski: Radio zwróciło się do mnie z tą propozycją. Jedyny problem był z terminem. Jestem katolikiem praktykującym, dlatego przywiązuję bardzo dużą wagę do świąt Bożego Narodzenia i tradycji śpiewania kolęd. Dlatego nie wykluczam, że będziemy z Agatą śpiewać razem kolędy.

Czy słyszał Pan głos Pani Agaty?

Krzysztof Cugowski: Ja nie muszę go słyszeć wcześniej. Jestem przekonany, że śpiewa fantastycznie. Nie mam żadnych wątpliwości, idę w ciemno. Kiedyś w Opolu grałem bez próby, ponieważ wcześniej koncertowałem na tyle daleko, że ledwo zdążyłem na sam występ. Wpadłem za kulisy, był jeszcze jeden wykonawca i ja byłem następny. To jest duża radość, ponieważ dyrygent jest przerażony, orkiestra też i podobnie wykonawca, na szczęście wszystko się udało.

Czy już są wybrane kolędy, które będą Państwo wspólnie śpiewać?

Krzysztof Cugowski: Dzisiaj będziemy o tym rozmawiać. Pani Agata wie wszystko, a ja nic, ale dzisiaj się dowiem. Od lat śpiewam kolędy, również kolędy mało popularne, których wiele osób zapewne nie słyszało. Jednak generalnie repertuar jest nam wszystkim bardzo dobrze znany. Obyśmy tylko byli zdrowi, to wszystko się uda.

Agata Rumińska-Sulenta: Dodam, że Pan Krzysztof śpiewał z Aleksandrą Kurzak, światowej sławy sopranistką polską.

Krzysztof Cugowski: Tak. Mamy ciekawy program, który został przygotowany na koncert noworoczny w CSK w Lublinie. Nosi tytuł „Dwa Żywioły”. Aleksandra Kurzak śpiewa dwie moje piosenki wraz ze mną, a ja śpiewam kilka arii z nią.

Dopiero zaczyna Pani karierę, jakie ma Pani plany?

Agata Rumińska-Sulenta: Oczywiście dalszy rozwój głosu. Mam również nadzieję na angaże w Teatrach Operowych. To zawsze było moim wielkim marzeniem i mam nadzieję, że wkrótce się ziści. Niestety studia kończyłam w czasie niekorzystnym dla młodych muzyków z uwagi na pandemię. Świat muzyki był w pewnym stopniu zamknięty, nie było możliwości przesłuchań. Powoli na szczęście wszystko wraca do normy, więc liczę na jakieś partie i rozwój na scenie.

Myślała Pani o naszym Teatrze Muzycznym?

Agata Rumińska-Sulenta: Bardzo bym chciała. Nie mam jeszcze konkretnych planów, ale jestem otwarta na propozycje, ponieważ z moim miastem łączą mnie silne więzi. Nie ma tutaj niestety wyższej uczelni operowej, dlatego chcąc kształcić się dalej, musiałam wyjechać i moja życiowa droga potoczyła się inaczej. Jednak zawsze chętnie tu wracam i lubię tu śpiewać, ponieważ czuję się jak u siebie.

49 magazyn lubelski 5(84) 2022
agaTa rUmińsKa-sULenTa i KrzyszTof cUgowsKi, foTo pn

Czy to bajka, czy nie bajka - odpowiedzcie sobie sami, Lecz na pewno wy nie wiecie, jak to jest z rzemieślnikami. Jak to z tym rzemiosłem było, skąd się wzięło, co to? Przeczytajcie tę bajeczkę, a już będzie prosto. Kiedyś, kiedyś, dawno temu, lat już może z tysiąc, Może nawet jeszcze więcej, mogę wam tu przysiąc, Znalazł człowiek kamień mały, co go mieścił w dłoni. Siadł pod drzewem zamyślony, co tu z tym kamieniem zrobić fragment

„Bajki o rzemiośle” Magdaleny Zabłockiej

Magdaleną Zabłocką, dyrektorem ds. programowych Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie, rozmawia Piotr Nowacki, foto Marcin Pietrusza

Co skłoniło Cię do napisania akurat wierszyków i bajeczek na temat rzemiosła?

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że rzemiosło to nie tylko pewna struktura, środowisko, czyli cechy, izby rzemieślnicze, później Związek Rzemiosła Polskiego, która w Polsce uczestniczy w rozwoju historycznym, gospodarczym i kulturowym już od prawie tysiąca lat. Starszy pod względem strukturalnym jest tylko Kościół katolicki. Rzemiosło wytworzyło też swoistą kulturę, będącą trwałym elementem dziedzictwa narodowego. Książka „Rzemieślnicze wierszyki i bajeczki” powstała po to, żeby małym jeszcze osobom, czyli dzieciom z przedszkoli czy też z pierwszych klas szkoły podstawowej, przybliżyć chociaż trochę wspaniałe zasoby naszego środowiska. Chciałam, aby zrozumieli, że rzemiosło jest cały czas obecne w naszym życiu, ponieważ jest to nie tylko cała wielobarwna panorama zawodów rzemieślniczych, ale i obrzędy czy związki frazeologiczne, jakie mimowolnie używamy na co dzień, w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, gdzie tkwi ich źródło. Kształtowanie postaw, rozumienie zasad i rozwijanie zainteresowań zaczyna się właśnie na etapie przedszkola. Dlaczego więc nie pokazywać małemu człowiekowi, że istnieją inne zawody niż vloger albo influencer? Można zostać krawcem, piekarzem, wizażystką albo mechanikiem i czerpać z tego autentyczną radość, a przy okazji – co jest w dobie konsumpcjonizmu bardzo ważne – czuć się częścią wspólnoty, tworzyć relacje pomiędzy członkami wspólnoty, czyli więzi.

Influencer czy vloger to teraz bez wątpienia są najbardziej ciekawe zajęcia.

Rzemieślnicze wierszyki i bajeczki

Najbardziej ciekawe, ponieważ młodzi ludzie myślą, że pieniądze takim osobom zawsze łatwo przychodzą, ale w którymś momencie rynek się wyczerpie, poza tym – krótkie są te dni chwały owych influencerów, dokonania żadne, ulotne i puste. Wydaje mi się, że taka koniunktura jeszcze jakiś czas się utrzyma, na razie jesteśmy zachłyśnięci nowościami. Tyle że nie będzie to trwało tak długo, jak uważają celebryci. W tej branży czas szybko płynie, jeden fałszywy krok i pstryk! Nie ma cię. Będą nowe rozwiązania cyfrowe i nowe zabawki. Natomiast zawody rzemieślnicze będą potrzebne zawsze. Owszem, część z nich przestanie funkcjonować, tak już przecież bywało, bo kto dziś pamięta, czym zajmowali się wackarze albo cyrulicy? Ale rzemiosło przetrwa, dostosuje się do panujących mód i wymogów, powstaną nowe zawody. Zawody w książeczce chciałam pokazać poprzez zabawę – z jednej strony jest

Z
50 magazyn lubelski 5(84) 2022 kultura

to forma bajeczek i wierszyków, a z drugiej strony jest tam przemycona historia samego Lublina. Jeśli ktoś zna historię miasta, to odnajdzie korelacje pomiędzy bajkami a przeszłością Lublina. Zaznaczam, że puściłam wodze fantazji i adaptowałam legendy i historię na potrzeby stworzenia pewnego tła, w jakim owe opowieści są osadzone. Przede wszystkim jednak to opisanie fachów, konkretnych, jak fryzjer czy cukiernik, ale i konkretnych osób, które dla mnie, bo jestem z tymi osobami związana emocjonalnie, są bliskie.

To ciekawy pomysł docierać do jak najmłodszych, bo bez wątpienia to jest budowanie od podstaw możliwości wykorzystania potencjału w następnych latach.

To jest jedyny sposób. Jest to udowodnione naukowo, że doradztwo zawodowe powinno istnieć w świadomości człowieka już na poziomie przedszkolnym. Dobry doradca wychwytuje, w jakim kierunku będą kształtowały się zdolności i predyspozycje tego małego człowieka, kim on chce być. Zawody rzemieślnicze są nadal bardzo ciekawe. Kiedy przychodziły do mnie dzieciaki, w ramach różnych projektów czy działań, oprowadzałam je trochę po Izbie, pokazywałam stare sztandary, chodziliśmy do Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców Branży Budowla-

rys. aLeKsanDra zaBłocKa

nej i Drzewnej, ponieważ cech ma bardzo dużo rzemieślniczych artefaktów, takich jak oryginalna lada cechowa (skrzynia cechowa na dokumenty) lub stare dokumenty. Opowiadałam dzieciakom o historii rzemiosła i historii Lublina. Kiedy pytałam, czy znają jakieś zawody, wówczas zapadała cisza jak makiem zasiał. Musiałam towarzystwo za język ciągnąć. Pytam: „Ale taki zawód, miśki moje, kto szyje ubrania?”, odpowiadają: „Ubrań się nie szyje, ubrania kupuje się w galerii handlowej”. Konsternacja! Jedna, druga rozmowa z takimi maluchami dała mi do myślenia: nie znają podstawowych zawodów, które dla nas są bardzo oczywiste i mocno osadzone w naszej świadomości społecznej. Wiemy, że istnieje galeria handlowa, ale gdy pytamy dorosłego człowieka: „Kto szyje ubrania?”, odpowiada: „Krawiec”. Owszem, opowiadając o tych zawodach, opowiadam też o zawodach już nieistniejących, jeżeli chodzi o rzemiosło, bo mówię też o kacie, o cyruliku, o chirurgach, bo chirurdzy wywodzą się z rzemiosła, nie z medycyny. Tam jest ciekawie, gdzie krew leje się gęsto i występują pijawki, jako sposób na puszczanie krwi (śmiech).

Chirurdzy nie występują w książce, z tego co pamiętam, bo przeczytałem. Tak, nie występują. Jest zatem szansa na drugą część! Kat występuje za to w jednej z bajek. Zasad-

51 magazyn lubelski 5(84) 2022

nicze znaczenie ma tu uświadomienie dzieciom, że bycie fachowcem to nie jest wstyd, że bycie fachowcem to jest naprawdę coś wielkiego. Ukończyć liceum, później jakieś studia krzaki, to nie jest żaden problem, a zostać fachowcem to jest dopiero to! Nawet moja córka ma rzemieślniczy zawód, ponieważ jest rzeźbiarzem w drewnie, czyli snycerzem. Mam wrażenie, że pomstuje okres postsocjalistyczny, kiedy wszyscy dążyli do tego, by mieć wyższe studia, natomiast w obecnych czasach nie dzieje się nic po tych studiach i nie ma co z nimi zrobić.

Ci, którzy je kończą, zasilają tylko rzesze bezrobotnych z wyższym wykształceniem. Wyższe wykształcenie to tylko papier. Sam doskonale wiesz, że gdy rozmawiasz z ludźmi, którzy ukończyli jakąś tam uczelnię i przychodzi co do czego, patrzą na Ciebie jak na zielonego kota i zastanawiają się: „ale czego pan ode mnie oczekuje? Tego u nas nie było, tego nie uczyli!”. Zmieniają się czasy – coraz bardziej otwieramy się na szkolnictwo branżowe. W tym momencie mieć fach w ręku, mieć zawód, to oznacza, że są możliwości. Ukończenie szkoły branżowej nigdzie nie zamyka nam ścieżki kariery. Byłam wczoraj na Kongresie Kształcenia Dualnego, tam też była o tym mowa.

Kształcenia dualnego, czyli...?

Kształcenie dualne jest to system promowany przez rzemiosło, we współpracy z resortami, w ramach którego młody człowiek, trafiający do rzemieślniczej szkoły branżowej, posiada podwójny status – przede wszystkim jest pracownikiem młodocianym i tutaj jego umowę z pracodawcą regulują przepisy Kodeksu pracy, a z drugiej strony jest uczniem szkoły branżowej. Zawodu uczy się zatem w realnych warunkach rynkowych, co jest naprawdę najdoskonalszą formą nauki.

„Rzemieślnicze wierszyki i bajeczki” to książeczka bardzo treściwa, przyjemna w czytaniu, pięknie ilustrowana. Jak zrodził się pomysł jej powstania i czy planujesz jeszcze jakieś dalsze działania w tym kierunku?

Zauważyliśmy, że jest straszna nisza. Są teraz dostępne na rynku wydawniczym różnego rodzaju wierszyki czy bajeczki, ale my chcieliśmy pokazać coś, co będzie dotyczyło tylko i wyłącznie nas, co podkreśli tę wielobarwność, interdyscyplinarność rzemiosła, bogactwo kultury rzemieślniczej. Stąd ta książeczka. Powstała jako część projektu: „Samowystarczalność, sieciowość, solidność i solidarność –Marka Lubelskie Rzemiosło”, na który pozyskaliśmy dofinansowanie w ramach Programu Rządowego

52 magazyn lubelski 5(84) 2022

Polski Inkubator Rzemiosła na lata 2020-2030. Startowałam z drugiej ścieżki, czyli „Rozwój i promocja kształcenia dualnego”. Teraz już kolejna edycja Programu, pierwsza była w ubiegłym roku.

ISBN 978-83-935466-2-6

W ramach tego projektu ukaże się także druga książka „Nasz rzemieślniczy Lublin – przewodnik nie tylko historyczny”. Myślę, że na początku przyszłego roku. Będzie adresowana do trochę innego typu odbiorcy. Przede wszystkim poprzez historię Lublina pokażemy uniwersalną historię miasta i jednocześnie opiszemy cechy, które są częścią naszej Izby, pokażemy ludzi, z którymi wspólnie tworzymy rzemiosło, którzy są filarami rzemiosła na Lubelszczyźnie. W średniowieczu, kiedy lokowano miasta na prawie niemieckim, wówczas też powstawały cechy, gdyż jest to twór przetransponowany bezpośrednio z Niemiec i nasze struktury były na nich wzorowane. Rzemiosło było więc i jest uniwersalne. Podobne struktury istniały w całej ówczesnej Europie: w Niemczech, Francji, we Włoszech. Leonardo da Vinci był rzemieślnikiem, Michał Anioł był rzemieślnikiem i krawiec z Lublina też był rzemieślnikiem, prawami i fachem równy pozostałym. Kiedy mówimy „czeladnik”, „mistrz” – to są słowa, które są rozpoznawane, znajome w każdym języku Unii Europejskiej. To dotyczy nie tylko krajów unijnych, ale także krajów spoza jej struktur. Rzemiosło stanowi uniwersum. Rzemiosło jest też bardzo dobrze postrzegane przez opinię publiczną. Kiedy mówimy, że coś jest „rzemieślnicze” albo „kraftowe”, gdyż niekiedy używamy tej obcojęzycznej nomenklatury, to mamy dobre konotacje, np.: piwa rzemieślnicze, lody rzemieślnicze, czyli coś, co jest dobre, za czym idzie pewna tradycja, jakość, fachowość, solidność. Dlatego też powstał pomysł tego projektu, czyli budowania marki Lubelskie Rzemiosło, w oparciu o zasadę „4S”, czyli samowystarczalność, solidność, solidarność i sieciowość. Pokazaliśmy przez te „4S” wszystkie zasady, które wyróżniają nasze środowisko, wyróżniają naszą organizację rzemieślniczą na tle innych. Mamy sieciowość, bo mamy Związek Rzemiosła Polskiego, siecią podstawową Związku Rzemiosła Polskiego będą izby rzemieślnicze zrzeszone w Związku, a izby mają jeszcze w swojej sieci cechy bądź spółdzielnie rzemieślnicze. Solidarność

Rzemieślnicze wierszyki i bajeczki

– gdyż solidarnie działamy na rzecz naszych zadań statutowych z poszczególnych organizacji, czy to izb, czy cechów. Solidność to właśnie ta fachowość. I samowystarczalność. Popatrz, ile mamy zawodów rzemieślniczych! W zasadzie możemy mówić tu o wszystkich branżach, które w tym momencie potrzebne są do tego, żeby bez problemu funkcjonować – branżę motoryzacyjną, branżę spożywczą, branżę usług osobistych itd., więc nie musimy sięgać po pomoc gdzieś indziej, bo możemy wszystko robić w obrębie samych siebie. Pamiętaj, że kowal był kiedyś wyrwizębem… (śmiech)

Tutejsza Izba bardzo mądrze podeszła do swojej działalności, kształtując, poniekąd w sposób systematyczny, zaplecze swoich przyszłych kadr.

Bierzmy pod uwagę, że zdecydowaną część z tych osób rzeczywiście przyciągniemy do rzemiosła, że zostaną rzemieślnikami, a potem przedsiębiorcami, ale pamiętajmy o tym, o czym mówiłam wcześniej, że rzemiosło jest swoistą kulturą, jest stałym elementem dziedzictwa narodowego i to należy podkreślać. Jest obecne w tak wielu dziedzinach naszego życia, że głowa mała. Była kiedyś taka niemiecka reklama promująca szkolnictwo zawodowe – dwoje młodych ludzi, w wieku 17-18 lat, rozmawia co by było, gdyby nie było rzemiosła? I nagle siedzą w jaskini i próbują krzesać ogień dwoma krzemieniami. Gdyby tego rzemiosła nie było, to nadal siedzielibyśmy w epoce kamienia łupanego, chociaż już kamień łupany, na dobrą sprawę, był właśnie rzemiosłem.

Pierwszą oznaką.

E, nie. Już rzemiosłem, ponieważ ówczesny człowiek świadomie potraktował kamień. To, co mówię zawsze – kiedy człowiek świadomie ujął w dłonie kamień, który stanowił dla niego i surowiec, i narzędzie – to był to kamień milowy. Rzemiosło istnieje i będzie istniało zawsze, bo jest otwarte i w jego obrębie będą tworzone zupełnie nowe zawody i zupełnie nowe branże, o których jeszcze w tym momencie nie myślimy, ale one zaraz będą potrzebne na rynku. Rzemiosło jest chłonne. Rzemiosło to przeszłość, przyszłość i teraźniejszość, pamiętaj o tym :) …

napisała Magdalena Zabłocka ilustrowała Aleksandra Zabłocka Wydawcy
53 magazyn lubelski 5(84) 2022

okruchy kultury

Maria w Lublinie

MARIA JEST Z NAMI – to hasło jesiennego koncertowego tournée Marii Peszek. Lublin jest jednym z dziewięciu miast objętych tą trasą. 19 listopada artystka przybyła do naszego miasta, by zagrać koncert w Fabryce Kultury Zgrzyt. Peszek przyjechała do Lublina z trójką znakomitych muzyków. Kamil Pater, jej gitarzysta i klawiszowiec, to współtwórca wszystkich utworów na wydanej w ubiegłym roku płycie Ave Maria. Z kolei Olo Wielicki (bas) i Jacek Prościcki (perkusja) to uznani przedstawiciele trójmiejskiej sceny muzycznej. Peszek to bez wątpienia jedna z największych osobowości krajowej sceny muzycznej. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest jej otwarte zaangażowanie w debatę publiczną wokół tematów, które elektryzują Polaków. Twórczość Peszek, niezależnie od wartości czysto artystycznych, stanowi tutaj rodzaj tuby czy wręcz oręża w walce z jej adwersarzami. A ponieważ zarówno na scenie, jak i poza nią artystka jest wyrazista, błyskotliwa i pozbawiona kalkulacji, otacza ją z jednej strony grono oddanych fanów, z drugiej zażartych wrogów i hejterów. Na szczęście na koncerty przychodzą ci pierwsi. Wytęskniona i rozentuzjazmowana lubelska publiczność mogła usłyszeć aż dwadzieścia utworów. Między innymi – Ludzie psy, Ej Maria, Pan nie jest moim pasterzem, Barbarka. Warto na koniec słów kilka powiedzieć na temat samego miejsca koncertu. Fabryka Kultury Zgrzyt to przestrzeń, której po upadku Klubu Graffiti Lublinowi bardzo brakowało. Dziś to największa w naszym mieście, stała i profesjonalnie wyposażona scena klubowa. Przez dwa miesiące od otwarcia w nowej lokalizacji (Aleje Piłsudskiego 13) Zgrzyt zorganizował imponującą liczbę ponad 40 imprez. Były to przede wszystkim koncerty. Do tego cotygodniowy stand-up, koncerty dla dzieci oraz imprezy zamknięte. (greg)

Milo Ensemble

„D’en dia en dia – Sefardic music” to tytuł projektu muzycznego oraz wydanej

muzyk 18 października odwiedził Lublin. Koncert w Filharmonii Lubelskiej

sama lista wykonawców. Trzon dziesięcioosobowego zespołu stanowił

Dołączyła do nich czwórka wyśmienitych gości. Wspaniały amerykański trębacz jazzowy Dave Douglas, pianista Leszek Możdżer, gitarzysta Wojciech Waglewski. Na koniec, zachwycająca wokalnie Masha Natanson. Przypomnijmy, że muzyka sefardyjska to muzyka Żydów zamieszkujących w średniowieczu Półwysep Iberyjski. Posiadali oni oryginalną kulturę i posługiwali się własnym językiem (ladino) wywodzącym się z jednego z ówczesnych hiszpańskich dialektów. Ich muzyka w bardzo ciekawy sposób łączyła elementy nostalgii i melancholii typowe dla kultury żydowskiej z temperamentem cechującym muzykę hiszpańską. Pod koniec XV wieku, mocą królewskich edyktów, Sefardyjczycy zostali wypędzeni najpierw z Hiszpanii, nieco później z Portugalii. Chociaż rozpierzchnęli się po niemal całej Europie, większość z nich osiadła w krajach basenu Morza Śródziemnego. Co ciekawe, niewielka część z nich dotarła również na Lubelszczyznę. Jednym z najważniejszych ośrodków Żydów sefardyjskich w dawnej Rzeczypospolitej był Zamość. (greg)

54 magazyn lubelski 5(84) 2022
foto (greg) foto Alicja Miękina przy tej okazji płyty Milo Kurtisa. W ramach trasy promującej ten album był prawdziwą ucztą dla miłośników world music. Imponująco wyglądała już Milo Ensemble. To wspaniali artyści, którzy od lat wspólnie grają muzykę etniczną.

„Psychoempath”

Autorka wystawy, Ewelina „Ewe” Kruszewska, podjęła trudny problem przemocy i związanej z nią traumy. W swoich pracach dekonstruuje słowa opisujące relacje ludzi żyjących w destrukcyjnych związkach. Tytuł ekspozycji, „Psychoempath”, to neologizm stworzony przez artystkę dla opisania stanu współodczuwania, sytuującego się w opozycji do słowa psychopath, a określającego osobę odczuwającą zbyt mocno. Paradoksalnie ta umiejętność odczuwania emocji innych często budzi się w reakcji na zachowanie osoby będącej źródłem przemocy. Na wystawę składały się proste, czarno-białe motion postery podkreślające dychotomię między przekazem a formą. Z reguły wykorzystywane w designie, reklamie oraz mediach i przeznaczone dla szerokiego grona odbiorców, często przemawiają bezpośrednio, czasem wręcz nachalnie, jednak w sposób pozytywny. Tu natomiast ta forma zosta-

ła użyta, by zaprezentować nie zawsze oczywisty, często zawoalowany przekaz. Pozornie ironizując, artystka ujawnia treści ewokujące trudne przeżycia, pokazując w ten sposób, że ofiary traumy często nie są w stanie mówić dosłownie o tym, czego doświadczyły. Animacje wraz z muzyką skomponowaną przez Kacpra Kruszewskiego stworzyły instalację wizualno-dźwiękową, w której słowa zostały poddane zabiegom artystycznym zmierzającym do przeżycia ich dramatycznego sensu, na przykład BAJERA – obracająca się niczym dyskotekowa kula, świetlista forma służąca łudzeniu drugiej osoby, albo DELUSIONS – trudne do uchwycenia, wydobywające się z mglistej przestrzeni i znikające słowo, oddające stan trwania w sytuacji, która okazuje się złudzeniem. Wystawę Eweliny „Ewe” Kruszewskiej można było oglądać w Galerii Labirynt w Lublinie w dniach 7–23 października. Kuratorką wystawy była Aleksandra Skrabek. (sqrab)

Lżejsi od powietrza

10 listopada br. w Filii nr 13 MBP w Lublinie odbył się wernisaż wystawy Witolda Nowakowskiego. Autor prac ekspozycji „Lżejsi od powietrza” jest fotografem, członkiem Lubelskiego Towarzystwa Fotograficznego im. Edwarda Hartwiga, Związku Polskich Fotografów Przyrody Okręg Lubelski oraz członkiem Stowarzyszenia Aerostat – organizatora zawodów balonowych w Nałęczowie i lotów komercyjnych balonem. Dziedzina fotografii, w której czuje się najlepiej, to pejzaż. Interesuje go też portret, architektura oraz street photo. Pasję fotograficzną, rozwijaną już od czasu szkoły podstawowej, dzieli z pasją do lotnictwa i latania. Po ukończeniu Liceum Lotniczego w Dęblinie i przerwaniu kariery lotniczej udało mu się powrócić do marzeń młodości. Wzniósł się z aparatem fotograficznym już nie samolotem, ale w koszu balonu. Loty balonem odbywają się tuż po wschodzie słońca i przed jego zachodem. Te statki powietrzne są szczególnie wymagające pod względem warunków meteorologicznych. Szczęśliwie się składa, że ta pora jest również idealna do wykonywania zdjęć krajobrazu z uwagi na piękny odcień światła i jego miękkość. O tzw. złotej godzinie, uczestnicząc w wielu zawodach i festynach balonowych, Witold Nowakowski zarejestrował niepowtarzalne pejzaże z balonem w tle oraz widoki pól, łąk i lasów, które widziane z lotu ptaka, kreślą niezwykłe wzory. (ann)

Uznanie dla tłumacza

Niedawno odnotowaliśmy, że Daniel Warmuz, autor tłumaczenia z języka węgierskiego książki pt. „Szatański pomiot” Zoltána Mihály Nagy, znalazł się w ścisłej czołówce nominowanych do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Teraz możemy już pogratulować zwycięzcy. To najwyżej opłacana nagroda literacka w Polsce. Co roku 40 tys. zł trafia do autorki lub autora najlepszego przekładu. Daniel Warmuz, ur. w 1987 roku, z wykształcenia polonista i hungarysta, mieszka w Krakowie. Zajmuje się badaniem, przekładem i popularyzacją literatury węgierskiej. Jest autorem artykułów naukowych, esejów i recenzji. „Szatański pomiot” to poetycka opowieść o losach młodej Węgierki z Zakarpacia, Eszter, poddanej ciężkim doświadczeniom w wyniku wkroczenia Rosjan w końcu II wojny światowej oraz deportacji węgierskiej ludności do Związku Radzieckiego – tzw. „maleńkij robot”. Autor książki Zoltán Mihály Nagy również otrzymał 5 tys. zł za nominację do ścisłego finału konkursu. Książka „Szatański pomiot” została wydana nakładem Wydawnictwa Warsztaty Kultury w ramach serii „Wschodni Express”. Nagrodę Angelus dla najlepszej powieści z Europy Środkowej otrzymał w tym roku Edward Pasewicz za książkę „Pulverkopf”. (ann)

foto Ewelina „Ewe” Kruszewska foto Festiwal Stolica Języka Polskiego foto Festiwal Stolica Języka Polskiego
foto Warsztaty Kultury w Lublinie
foto MBP im. H. Łopacińskiego w Lublinie

Atak szału zakochanego rzeźnika

Cios był silny i precyzyjny, zadany z zawodową wprawą. Trafiony w serce mężczyzna poniósł śmierć na miejscu. Ale sprawcy nie dość było krwi... W międzywojennym Lublinie często dochodziło do brutalnych morderstw. Pieniądze, zemsta, nieporozumienia rodzinne – to były najczęstsze przyczyny zbrodni. Niemal codziennie można było w gazetach znaleźć takie wiadomości. Jednak to, co wydarzyło się w upalny poranek w sierpniu 1931 roku w dzielnicy żydowskiej, na wiele dni stało się tematem dyskusji prowadzonych na ulicy przez poczciwe kumoszki i w wytwornych klubach dżentelmenów. Zgodnie orzeczono, że zawiniła miłość i zawyrokowano, że była to zła, chora miłość, skoro doprowadziła do tragedii.

W zabytkowej kamienicy przy ulicy Archidiakońskiej mieszkała rodzina Kupelbergów, składająca się z matki, ojca i córki. Źródła podają, że Dawid Kupelberg był z zawodu szewcem i cieszył się wielkim poważaniem wśród lubelskich Żydów. Jego żona, 58-letnia Hindla, zajmowała się domem. Córka Sura była w wieku (23 lata), kiedy powinna wydać się za mąż.

Kandydatów do poślubienia dziewczyny nie brakowało. Była piękną panną. Wokół niej kręciło się wielu adoratorów, którzy zapraszali ją do cukierni i kina, obsypywali prezentami. Rodzice Sury uważnie im się przyglądali, jednak żadnego póki co nie zaakceptowali w roli ich zięcia. Żaden bowiem nie spełniał ich kryteriów: ten był za biedny, tamten za stary, inny niestały w uczuciach.

– Nie dla psa kiełbasa – kwitował te zaloty Dawid Kupelberg. Nie przejmował się, że czas mija, a córka

wciąż jest niezamężna. Miał na to inne przysłowie: jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy.

Niewątpliwie najbardziej zdeterminowany w ubieganiu się o przychylność Sury był Srul Baruch Goldberg, 26-letni rzeźnik zamieszkały przy Alejach Długosza 26. Z pozoru wydawał się idealnym kandydatem: młody, silny, z dobrym fachem. Dziewczyna jednak nie chciała się z nim wiązać. Mówiła, że się go boi, bo jest zazdrosny, zaborczy i szybko wpada w gniew.

Kupelbergowie, poznawszy go bliżej, podzielali opinię córki. Oświadczyli mu, że nie zostanie mężem Sury. Powiedzieli, żeby dał sobie z nią spokój i nie naprzykrzał się jej. Ale Goldberg nie pogodził się z odmową. Nachodził ich i pytał, czy nie zmienili zdania. Zachowywał się coraz bardziej nerwowo: krzyczał, wymachiwał rękami i groził całej rodzinie.

Makabra w upalny poranek

W piątek 21 sierpnia 1931 r. od wczesnych porannych godzin w Lublinie było upalnie i parno. Duchota i zbierające się na niebie ciemne, gęste chmury zwiastowały burzę. Ludzie obawiali się powtórki tego, co wydarzyło się przed miesiącem,

tekst i foto Mariusz Gadomski
56 magazyn lubelski 5(84) 2022 historia

kiedy miasto nawiedziło tornado, które wywołało ogromne zniszczenia. Zginęło kilka osób, wiele budynków zostało zmiecionych z powierzchni ziemi, nawałnica zrywała trakcje energetyczne.

Burza (aczkolwiek mniej katastrofalna w skutkach) i tym razem nie ominęła Lublina. Ale zanim się rozpętała, doszło do tragedii, niezawinionej przez naturę. Około godziny dziesiątej mieszkańcy jednego z domów przy ulicy Archidiakońskiej usłyszeli odgłosy awantury dobiegającej z mieszkania Kupelbergów. Były wrzaski, jęki bólu, gwałtowny tupot kroków i odgłos upadania na podłogę czegoś ciężkiego. Wezwano policję, która po wejściu do lokalu zastała makabryczny widok.

W jednym z pomieszczeń leżał w kałuży krwi Dawid Kupelberg z raną w klatce piersiowej. Był martwy. Obok leżała na podłodze jego córka Sura z licznymi ranami ciętymi i kłutymi. Dawała słabe oznaki życia. Pomocy medycznej wymagała także Hindla Kupelbergowa, która miała pokrwawioną głowę.

Na ulicy zatrzymano Srula Barucha Goldberga W ręku trzymał długi rzeźnicki nóż, służący do oprawiania tusz zwierzęcych. Ostrze ociekało krwią. U mężczyzny stwierdzono powierzchowne skaleczenie na nodze.

– Co się stało u Kupelbergów? Wiesz pan coś o tym? – spytali policjanci, a Goldberg odpowiedział, że to on był sprawcą makabry. Zażądał, aby go aresztowali.

Lincz wisiał w powietrzu

Lekarz pogotowia ratunkowego, które zostało powiadomione o wypadku, stwierdził zgon 56-letniego Dawida Kupelberga na skutek obrażeń po ciosie zadanym nożem. Jego żonę i córkę przetransportowano do szpitala żydowskiego przy ulicy Lubartowskiej. Sura była w krytycznym stanie, lekarze nie mieli wielkich nadziei, że dziewczyna będzie żyła.

W pobliżu miejsca zbrodni zebrał się tłum Żydów. Okupowali całą ulicę Archidiakońską. Według „Ziemi Lubelskiej” zgromadziło się 2 tysiące osób, co chyba było jednak przesadzoną liczbą. Gdy usłyszeli, co zaszło, ruszyli ku Goldbergowi, prowadzonemu przez policję, wygrażając mu pięściami i życząc śmierci. Gdyby nie zdecydowana postawa dwóch rosłych posterunkowych, doszłoby do linczu. Podejrzany rzeźnik trafił do aresztu na Zamek.

Podsumowaniem feralnego piątku była burza połączona z oberwaniem chmury, która przeszła nad miastem około godziny szóstej po południu. Żywioł szczególnie dał się we znaki na przedmieściu Czechówka oraz w rejonie 1 Maja, Lubartowskiej, Czwartku i Świętoduskiej. Ogółem zostało zalanych 60 mieszkań na dolnych kondygnacjach domów. Z powodu nawałnicy trzeba było zatrzymać ruch na kolei.

Gwałtowna ulewa i pioruny sprawiły, że mieszkańcy Lublina, zmuszeni do pozostania w domach, zostali pozbawieni wielu atrakcji miejskich. Jedną z nich był seans w kinie „Apollo”, gdzie wyświetlano film „Niebezpieczny raj” z Marią Malicką, Bogusławem Samborskim i Adamem Brodziszem w rolach głównych. Była to ekranizacja powieści Josepha Conrada i rzadki w dwudziestoleciu międzywojennym przykład koprodukcji polsko-amerykańskiej.

Zbrodnia w zamroczeniu umysłowym

Po tygodniu ze szpitala żydowskiego napłynęły dobre wieści. Stan Sury Kupelberg znacząco się poprawił. Młody, silny organizm przezwyciężył kryzys. Mimo iż dziewczyna otrzymała aż 15 ciosów nożem w piersi i brzuch, zagrożenie życia minęło. Sura z każdym dniem odzyskiwała zdrowie. Odnośnie tragicznego zdarzenia złożyła zeznanie zbieżne z ustaleniami poczynionymi przez policję w prowadzonym śledztwie. 21 sierpnia Goldberg znowu do nich przyszedł i jak zwykle poruszył temat małżeństwa z Surą.

– Czy ty jesteś głuchy, czy ułomny na umyśle? Przecież mówiłem ci nie raz, że nie ożenisz się z moją córką. Nic się nie zmieniło – odparł zirytowany Kupelberg.

Goldberg puścił mimo uszu te cierpkie słowa. Twierdził, że bardzo kocha Surę, nie może o niej zapomnieć i nie wyobraża sobie pojąć za żonę inną kobietę. Zażądał od jej rodziców wyznaczenia daty ślubu. A kiedy mu powiedzieli, żeby wyszedł i nigdy więcej do nich nie przychodził, zawrzał straszliwym gniewem. Wyciągnął zza cholewy buta nóż rzeźnicki i ugodził nim Kupelberga w okolice serca. Starszy mężczyzna upadł z jękiem na podłogę, gdzie po chwili skonał. Odtrącony konkurent w ataku szału rzucił się na niedoszłą narzeczoną. Zaczął jej na oślep zadawać pchnięcia nożem. Gdy z nią skończył, ruszył na Hindlę Kupelbergową. Kobieta chwyciła dla obrony tasak. Zraniła zbrodniarza w nogę, a on zadał jej cios w głowę, po którym upadła. Wówczas Goldberg ochłonął i przerażony swymi dokonaniami wybiegł z mieszkania.

Proces mordercy odbył się w dniach 3–5 marca 1932 r. w Sądzie Okręgowym w Lublinie. Oskarżony utrzymywał, że nie chciał zabić, ale po tym, jak Kupelberg zabronił mu starać się o Surę, doznał zaćmienia umysłu. Tłumaczył się, że działał w „jakimś zamroczeniu umysłowym” i niewiele z tego pamięta. Zdaniem obrońcy Goldberga, mecenasa Zygmunta Lidzkiego, była to typowa zbrodnia w afekcie.

Sąd uznał Srula Barucha Goldberga winnym zarzutów zabójstwa Dawida Kupelberga oraz usiłowania pozbawienia życia jego córki i żony. Uznając do pewnego stopnia argumenty obrony, skazał go na 6 lat ciężkiego więzienia z zaliczeniem aresztu prewencyjnego.

57 magazyn lubelski 5(84) 2022

Czas świąteczny jest bardzo trudnym dla naszych czworonożnych podopiecznych. Dla nich Ludzie są bardzo dziwni, przynoszą drzewko do domu i od razu zabraniają je oznaczyć. Później jeszcze pojawiają się na nim bombki, światełka, a czasem pachnące pierniczki czy jabłka.

W tym okresie pies zamiast spaceru o odpowiedniej długości dostaje krótki spacer (krótkie siku), np. tylko runda dookoła bloku. Często słychać opiekunów mówiących do swoich pupili: „Pospiesz się, muszę wracać do gości, jeszcze tyle roboty, chodź do sklepu, zabrakło tego i tego, trzeba dokupić!”.

Pies frustruje się, ponieważ jego potrzeby nie są zapewniane i zmienia się harmonogram dnia życia rodzinnego, który dawał mu spokój i przewidywalność wydarzeń. Pies doskonale też wyczuwa nasze

poddenerwowanie i tempo, w jakim wszystko robimy. Im bliżej Wigilii, tym częstsze stają się: – narzekanie, że pies tkwi w kuchni (ładnie pachnie i często coś jadalnego spada na podłogę), – zapominanie o psich potrzebach – rzadkie spacery, jedzenie o różnych porach lub wcale, – narzekanie, że pies przeszkadza w sprzątaniu (zdarza się nawet, że szczeka na mopa czy odkurzacz lub łapie go zębami).

Znane są mi przypadki, gdy pies czy kot został potraktowany jak przedmiot i posłużył jako prezent pod choinkę, a po miesiącu znudził się i trafił do schroniska. W niektórych krajach nigdy nie daje się zwierzaka w prezencie dziecku. Ono utożsamia pre-

58 magazyn lubelski 5(84) 2022 natura
foto archiwum Zespołu Ośrodków Wsparcia w Lublinie

zent z rzeczą, a zwierzę nią nie jest i nie wolno go tak traktować. Dlatego dziecko powinno znaleźć pod choinką tylko maskotkę.

Żywym zwierzakiem wolno obdarować jedynie kogoś dorosłego. Jednak pod warunkiem, że o tym marzy, wyraził wcześniej takie pragnienie i jest do tego przygotowany – co oznacza, że będzie umiał się nim odpowiednio zaopiekować.

Żywy prezent powinniśmy dać przed świętami lub po nich. Dlatego, że jest to specyficzny czas, kiedy dużo się dzieje, a chodzi o to, by zwierzak nie trafił w sam środek tej krzątaniny, pełnej napięcia i stresu, ponieważ nie będzie to ani korzystne dla niego, ani komfortowe dla nas – opiekunów.

Ponadto czas świąt to zwiększona liczba osób w domu. Goście czasami zapominają się i oferują naszym czworonożnym przyjaciołom pieszczoty bez wyczucia. Dla psa niekomfortowe jest ciągłe pochylanie się nad nim, przytulanie go z całej siły, całowanie w nos i szczebiotanie mu do ucha, jaki jest słodki i mądry. Często też goście nie wiedzą, co jest dobre, a co szkodliwe dla naszych psiaków czy kociaków i chcąc być dla nich atrakcyjnymi, oferują cały wachlarz naszych ludzkich posiłków.

Produkty zakazane dla psa i kota to przede wszystkim:

• czekolada (teobromina)

• winogrona i rodzynki

• pestki jabłek (cyjanowodór)

• awokado (persin)

• orzechy makadamia

• drożdże, ciasto drożdżowe (etanol)

• cebula, szczypiorek i czosnek (dwusiarczek propylu tiosiarczanów)

• alkohol (fermentująca karma)

• zielone, kiełkujące ziemniaki (solanina)

• surowe jajka (salmonella)

• warzywa strączkowe – mogą powodować skręt żołądka

• surowe ryby

• zielone części pomidorów (alkaloidy)

• produkty mleczne – laktoza – umożliwia rozkład cukru mlecznego, aktywność tego enzymu zanika ok. 6–8 tygodnia życia

• liście szczawiu (wiążą wapń i żelazo)

• kości

• grzyby

• kawa (teobromina)

• sól.

Do rzeczy niebezpiecznych należy też zaliczyć:

gwiazdę betlejemską

włosy anielskie

bombki, które się tłuką

cienkie kable

niestabilną choinkę, którą z łatwością przewróci zaciekawiony psiak lub kociak.

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
59 magazyn lubelski 5(84) 2022
jemiołę
ciętą folię
foto Magdalena Piętka

Należy pamiętać, że alkohol jest bardzo szkodliwy dla naszych czworonogów. Możemy w inny sposób wyrazić naszą miłość do psa niż poprzez wspólną konsumpcję wina. Na nasze zadowolenie z picia szlachetnego trunku wpływ mają m.in. kolor, kształt, etykieta, liternictwo, a gdy na butelce pojawia się wizerunek zwierzęcia nasze doznania są jeszcze lepsze. Są winnice uwzględniające w nazwie ulubionego psa albo wypuszczające serie win przeznaczone dla miłośników konkretnych ras (np. jamnik na etykiecie wina z długą szyjką i posiadającego długi finisz). Coraz częściej już pojawiają się na świecie „winne trunki” dla pupili (kotów i psów). Mają pomysłowe nazwy np.: ZinFanTail, CharDOGnay. Nie zawierają one jednak ani alkoholu, ani soku z winogron.

60 magazyn lubelski 5(84) 2022
foto Małgorzata Stanicka foto Łukasz Jaszak archiwum prywatne Beata Gałek foto Paweł Woronko

foto Łukasz Jaszak archiwum prywatne Beata Gałek

Wielką traumą dla psa jest noc sylwestrowa. Nie możemy o tym ani na chwilę zapomnieć. Sylwester to dla wielu psów i kotów powód do paniki, ponieważ huki fajerwerków, hałas i zapach spalenizny są dla nich niezrozumiałe. Ponadto te dźwięki są odbierane przez psa znacznie głośniej. W takim dniu nasze zwierzęta mogą wpaść w panikę, stać się nieobliczalne, dlatego trudno przewidzieć ich reakcje. Sylwester to wystrzały i błyski – pies najczęściej próbuje uciec lub schować w łazience, a także pod łóżkiem lub w innym miejscu, które uzna za najbezpieczniejsze. Objawem stresu u psa może być jego kulenie się, drżenie całego ciała czy nadmierne zianie i ślinienie się. Pies może załatwić swoje potrzeby fizjologicz-

ne w domu. Możemy też zaobserwować na podłodze ślady spoconych opuszek psich łapek. Niektóre czworonogi potrafią też wokalizować, np. wyć lub szczekać. Dlatego tak ważnym jest przygotowanie psa do sylwestrowej nocy. Przede wszystkim powinniśmy zadbać o wcześniejszy spacer z psem, który odbędzie się koniecznie na smyczy. Przed sylwestrem, w konsultacji z lekarzem weterynarii, można podać odpowiednie suplementy lub tabletki uspakajające (nie otumaniające). Coraz popularniejsze stają się tzw. owijki. Masaż Lindy Tellington-Jones TTouch znakomicie sprawdza się nie tylko u koni, ale też i u psów. Owijanie to jak przedłużone w czasie przytulanie, którego wartości terapeutyczne są nam wszystkim powszechnie znane.

Magdalena Świątkowska

Behawiorysta Centre of Applied Pet Ethology (COAPE). Członek Stowarzyszenia Behawiorystów i Trenerów COAPE. Trener psów. Miłośniczka molosów, a prywatnie właścicielka dwóch bokserek: 6-letniej Tosi i 16-miesięcznej Whoopi.

Tel.+48 604 37 25 85 e-mail: magdalena.swiatkowska@strefapsa.pl http://facebook.com/StrefaPsaPL

REKLAMA 61 magazyn lubelski 5(84) 2022

Każdego dnia wiem coraz więcej, coraz bardziej, coraz jak.

W mozaice wielu spraw zaczęłam myśleć o własnej przyszłości w sposób bardziej globalny.

Do wczoraj była ona gotowym przepisem i oczywistą oczywistością lepszego jutra, dziś jest obietnicą nowych zdarzeń i celów.

Jestem wdzięczna za tu i teraz, moje przebudzenie i drogę do samej siebie.

Jestem podmiotem własnych eksperymentów, a na moich oczach dokonuje się Globalna Transformacja Wszystkiego.

Ja sama jeszcze do wczoraj w pogoni przez dziś, jakby tylko jutro istniało, nie potrafiłam się zatrzymać.

Załadowana po brzegi tysiącem spraw nie zauważałam własnej odpowiedzialności za to, co wokół.

I nadszedł czas budowania mostów, by zrobić więcej, nie tylko dla siebie, ale i świata.

Wiecie, co lubię?

Kiedy siebie lubię!

A za co się lubię?

Za zmianę nawyków, bo mają być one przyjemnym wyzwaniem do budowania nowej jakości.

I nie od razu z motyką na księżyc, ale stopniowo i z uważnością, na doświadczanie, nie nabywanie.

Za mikrodziałania dla własnych potrzeb, wbrew powszechnej manii kupowania, kiedy mniej znaczy więcej.

Wyrosłam z zakupów, których nie potrzebuję, by podobać się ludziom, których nie znam, za pieniądze, które mogę zainwestować w swój rozwój.

Dziś moda jest dla mnie inspiracją w kwestii wizerunku i stylu życia.

62 magazyn lubelski 5(84) 2022 felieton KOBIETA W… Nie robisz, nie żyjesz... Inwestycja w życie. Niech dane Nam będzie wciąż go doświadczać! tekst Bea Furmaniak foto archiwum prywatne

Bawię się nią w sposób naturalny, niewymuszony, w zgodzie z moją estetyką i upodobaniami.

Odkąd urzekł mnie styl skandynawski, łatwiej podejmuję decyzję w sprawie kupowania, bo moja szafa stała się bardziej kapsułowa.

To on w swojej wszechstronności sprawił, że mogę w sposób przemyślany i zrównoważony mieć wpływ na jej projektowanie.

Moja garderobiana przestrzeń to ponadczasowość i funkcjonalność, ale też kreatywność w wykorzystywaniu tego, co mam.

Eko to już za mało, organicznie i zrównoważenie niewystarczająco, dlatego zaczęłam śledzić w modzie nowy trend cyrkularny, który w sposób odpowiedzialny i efektywny wpływa na środowisko.

63 magazyn lubelski 5(84) 2022 SZAMPAN i PERŁY O Celebracji Życia Manifestowaniu Siebie Okazywaniu Własnych Pragnień

Nie chcę, by moje ubrania już nienoszone trafiły gdzieś na wielkie wysypiska świata, tylko mogły zostać ponownie wykorzystane, dlatego rewolucja drugiego obiegu wydaje się być idealnym rozwiązaniem.

Cały zamysł nie sprowadza się do nurtu „załóż i wyrzuć”, tylko: zużyj, przerób i transformuj tak, by ciuch twój jak najpóźniej stał się odpadem.

To system przyszłości, którego podstawą jest troska o środowisko naturalne i odpowiedzialność społeczna.

W myśl tej tendencji z pełną świadomością mogę powiedzieć, że kupuję mniej, w sposób bardziej przemyślany, bo to, co mam, łączę ze sobą niezależnie od kolekcji i sezonu.

Moja garderoba jest dobrana tak, by stworzone przeze mnie stylizacje nie były monotonne i nudne.

Wolność i minimalizm?

Raczej zachowawczy balans między przesadnym pozbywaniem się rzeczy a nadmiernym konsumpcjonizmem.

Dlatego, jeśli przyjdzie mi tak zwyczajnie skusić się na coś nowego, to obecnie stawiam na dodatki i modowe smaczki.

W uporządkowanej, czystej przestrzeni łatwiej mi się oddycha, dlatego pozbywam się rzeczy, których już nie noszę, ale ich nie wyrzucam.

Piękna sukienka, ale za mała, marynarka nie tak leży, ale była zbyt droga, stare spodnie, cóż, mam do nich sentyment – są niepotrzebnym balastem, który odsprzedaję. Dla mnie to holistyczny sposób i łatwe rozwiązanie, by rzeczy te mogły dostać drugie życie.

Moda na okrągło to same korzyści i niezbyt wymagające zadanie, jak na możliwości pojedynczej osoby.

Otwarty umysł to również piękne wnętrze, dlatego tradycję z duszą połączyłam z prostotą skandynawskiego stylu.

Nie od dziś wiadomo, że przeciwieństwa się przyciągają i tę maksymę zastosowałam w swoim domu.

Miłość do niego rodziła się powoli, a moja osobowość przejawia się w jego naturalności i różnorodności zarazem.

Moje serce przylgnęło do niego tak bardzo, chociaż i tutaj życie często wywraca wszystko do góry nogami.

To azyl, w którym odpoczywam, znajduję spokój, czuję się bezpiecznie i swobodnie, rozwijam siebie.

Zależało mi na zachowaniu spójności podyktowanej klimatem mieszkania, dlatego całość urządziłam tak, by było ono miejscem nietuzinkowych połączeń i kolorowych pomieszczeń.

Wnętrzarski eklektyzm rozgościł się w nich na dobre, a kolekcje starych przedmiotów przypominają mi moje dzieciństwo.

Czuwam, bo jestem typem gromadziciela, by stare i niechciane, pamiętające dawne czasy, w dokładnie przemyślany sposób znalazły ponownie zastosowanie w moim domu.

W praktyce oznacza to, że dzięki ich funkcjonalności ograniczam kupowanie nowych, przemysłowo wytwarzanych rzeczy.

Idea ekologii ochrony środowiska w którym funkcjonuję, pobudza moją świadomość we wszystkich płaszczyznach życia.

Każdego dnia zaczynam od siebie, na miarę moich potrzeb i naszych czasów. Odpowiedzialnie, z korzyścią dla skóry, w kontakcie z naturą. Dla mnie piękno nie ma wieku, dlatego chcę się czuć i wyglądać fantastycznie, a holistyczne podejście do życia, jest moim stylem i sposobem myślenia.

Wiem też, że nie mam już skóry nastolatki, dlatego dbam o nią mądrze, wykorzystując do tego bogate w naturalne, wysokoaktywne, czyste esencje, kosmetyki. Ich unikatowość polega na tym, że pobudzają, energetyzują i dopieszczają moją skórę, tak by była ona odpowiednio zregenerowana, nawilżona, odżywiona, dotleniona, bardziej sprężysta i elastyczna.

Nie bez znaczenia jest fakt, że kosmetyki te umieszczone są w szklanych opakowaniach, które po wykorzystaniu i zebraniu kilku sztuk, mogę zamienić na dowolnie wybrany produkt.

Ich minimalistyczny,wizualny i designerski aspekt, doskonale wpisuje się w przestrzeń nie tylko łazienki ale i całego domu.

Wyznaczanie nowych standardów, zmiana dotychczasowych przyzwyczajeń w każdym aspekcie życia pozwoliły mi zrozumieć, że moje zwyczaje pielęgnacyjne mogę wykorzystać do budowania marki osobistej.

Współpraca z Ringana, która dąży do neutralnych wartości dla klimatu, wyznacza nowe standardy w produkcji, świeżości, ochronie środowiska, daje mi szansę na własny rozwój i działanie.

Wiem, że ze swoimi założeniami i celami zmierzam w dobrym kierunku, a BEA CONCEPT to nie tylko własny projekt i firma, to MÓJ GŁOS I POTENCJAŁ.

Moje codzienne wybory mają znaczenie i nie wychodzę z założenia, że nie jestem w stanie niczego zrobić.

Jest zupełnie odwrotnie, sukces nie jest wielkim krokiem, tylko mnóstwem małych kroczków, które stawiam w przyszłość.

A w moim działaniu liczy się efekt końcowy, a nie niezrealizowany pomysł.

BEA

MultiDziewczyna po 50. Inspiratorka do bycia piękną od wewnątrz i na zewnątrz info.beaconcept@gmail.com Instagram beafurmaniak

64 magazyn lubelski 5(84) 2022

Moją pasją są ludzie. Inspirują mnie swoją wyjątkowością i talentami. Od 14 lat pełnię funkcję zarządzającego zespołami ludzi w sektorze finansowym –ING Bank, wcześniej Bank Milennium.

Z Dziennika Coacha: Dlaczego ludzie boją się zmian i dlaczego warto po nie

sięgnąć

Moja córka zapytała mnie o to, a ja pomyślałam – „cenne pytanie” , po czym po kilku sekundach odpowiedziałam. Myślę, że jednym z motywów jest to, że nie wiedzą, co ich w trakcie zmiany czeka i czy sobie poradzą. Stąd taka obawa. A dlaczego warto? Bo zyskujemy nowy świat i pewnego rodzaju niezastąpioną nagrodę. Satysfakcję z osiągniętego celu i mądrość z przeżytych doświadczeń. To był impuls, aby podzielić się z Wami wiedzą o tym, jak wygląda cykl zmiany. Bo jeżeli coś jest znane, nie jest już takie straszne. Zmiana to przejście ze starego świata do nowego, walka z Ego i nasza przemiana na płaszczyźnie psychologicznej. Aby dotrzeć do końca, należy w pewnym momencie poddać samego siebie, swoje przekonania i słabości, pozbyć się starych, wygodnych nawyków.

Jeżeli chcesz podjąć się wyzwania wejścia w zmianę, bądź gotów na to, co przed Tobą. Jeżeli podjąłeś decyzję i jesteś już w zmianie, zobacz, gdzie jesteś, co już masz za sobą, a co jeszcze przed Tobą. Złapanie perspektywy z punktu widzenia przestrzennego może Cię wesprzeć. Na pewnym etapie będziesz potrzebował mentora. Warto mieć sojusznika w tej drodze. Jeżeli ktoś mnie pyta o moje doświadczenia ze zmianą, a mam ich za sobą sporo, odpowiadam: staram się otaczać ludźmi, którzy wiedzą więcej niż ja. Słuchać tych, którzy już tego doświadczyli, przeszli i mają większą wiedzę. Mentor wesprze Cię wiedzą, coach pozwoli odnaleźć rozwiązanie i nadać kierunek Twoim działaniom.

Zmiana jest nieoderwalną częścią naszego życia prywatnego i zawodowego. Może dotyczyć decyzji o zdrowym żywieniu, nauce języka czy też relacji z drugą osobą. Zdarza się też, że doświadczamy pewnego rodzaju wypalenia, kryzysu tożsamości. Czujemy niedosyt pomimo tego, że wiedziemy komfortowe, dobre życie. Jesteś na szczycie, a jednak chcesz podjąć wyzwanie wejścia na inną drogę. Zmiany kwalifikacji zawodowych lub miejsca zamieszkania. Dotyczy to również firm. Wprowadzenia udoskonaleń, wszelkich usprawnień i modernizacji. Świat idzie do przodu. Otaczają nas nowe technologie. Zmieniają się perspektywy zarządzania firmami, jesteśmy coraz bardziej świadomi, jakie mechanizmy prowadzą do podnoszenia efektywności ich funkcjonowania. Że warto angażować i motywować. Że wartość tworzenia atmosfery wellbeingu jest nieoceniona. Że możemy pracować w nowych systemach, np. Agile. Że funkcjonujemy w świecie VUCA. Zmienności, Niepewności, Złożoności i Niejednoznaczności. On już ewoluuje. Po czasie pandemii pojawił się nowy model BANI. Doświadczamy szybkiej zmiany wchodząc w świat który jest Kruchy, Niespokojny, Nieliniowy, Niezrozumiały.

Tę transformację można podzielić na 12 etapów:

1. Świat obecny.

2. Wezwanie do zmiany – wiadomość, informacja budząca ekscytację, impuls do podjęcia wyzwania.

3. Odrzucenie wezwania – analiza, uświadomienie sobie, że wymaga to pewnego wysiłku, czasami zmierzenie się z poczuciem straty tego, co mamy.

4. Spotkanie z mentorem – wsparcie osoby, która już przez to przeszła.

5. Przejście przez próg – decyzja i krok do przodu, towarzyszy nam przypływ wiary w to, że się uda.

6. Próba – małe kroki naprzód, spotkanie w trakcie próby sprzymierzeńców oraz przeciwników. Konfrontacja w działaniu.

7. Czas wycofania, regeneracji, przemyśleń nad tym, co się wydarzyło, zebraniu doświadczeń, stworzenie nowego działania.

8. Ciężka próba – ostateczne zmierzenie się z wyzwaniem.

9. Nagroda – zmiana się dokonała, towarzyszy nam poczucie siły, euforia, spełnienie.

10. Droga powrotna – powrót innego człowieka do świata w nowej rzeczywistości.

11. Wskrzeszenie – poczucie wygranej, wzrasta nasza pewność siebie, tworzymy plany na przyszłość.

12. Powrót do swojego świata z dokonaną zmianą.

Idąc za myślą Tony Robbinsa „Nie zmieniając niczego, nic się nie zmieni”, czy chcesz dokonać jakiś zmian? Czy jednak pozostaniesz w starym świecie?

Life and Business

piwońska.k@gmail.com

65
magazyn lubelski 4(83) 2022
Dorota Piwońska Mentor, Coach, Mediator dorota
felieton

tekst Agnieszka Wolska

„Lublin pachnie kawą” to zdanie, które najczęściej można było usłyszeć podczas Targów Kawy, Czekolady i Herbaty, które odbyły się w dniach 10–11 września br. w Lubelskim Centrum Konferencyjnym. Wydarzenie to uwieńczyło serię spotkań połączonych pod patronatem Lubelskiego Festiwalu Kawy, mającego na celu promowanie kultury picia tych napojów na Lubelszczyźnie.

Podczas targów odbyły się również Mistrzostwa Polski w kategorii Brewers Cup, zorganizowane przez Specialty Coffee Association Polska. Zawody polegały na przygotowaniu kaw zaparzanych metodami alternatywnymi, czyli innymi niż w ekspresie ciśnieniowym. Każdy zawodnik zmierzył się w dwóch

rundach: Open, w której przepisy były indywidualne, oraz w rundzie Compulsory. Ta część polegała na zaparzeniu kawy dostarczonej przez organizatora, czyli rodzinnej palarni Coffee&Sons.

Emocje były niesamowite, a szanse na zwycięstwo wszystkich zawodników równe. Zwycięzcą została wielokrotnie nagradzana na międzynarodowej arenie kawowej Agnieszka Rojewska.

Po przeciwnej stronie sceny swoje osobiste zawody w parzeniu kawy poprowadził Tomasz Zajączkowski, który był wyjątkową sensacją na targach. Przez cały dzień parzył kawy z tygielka. Jego metoda zaparzania kawy pierwotnej polegała na umieszczeniu naczynia

66 magazyn lubelski 5(84) 2022 kuchnia
Napoje przygotowaNe Na bazie kawy z dodatkami

z drobno zmielonym ziarnem we własnoręcznie zbudowanej piaskownicy wypełnionej piaskiem kwarcowym, którego temperatura wynosiła około 250°C. Każdy, kto spróbował tej charytatywnej kawy, doznawał niesamowitych emocji sensorycznych. Tomek wraz z koleżankami ze stanowiska Leo Coffee z Ukrainy w ten sposób prowadził zbiórkę pieniędzy dla 80. brygady szturmowo-desantowej ze Lwowa. Wyjątkowy klimat przyjaźni i wsparcia sąsiedzkiego można było odczuć na stanowiskach ukraińskich palarni. Każda z tych firm bardzo ciepło wypowiadała się na temat organizatorów i dziękowała za możliwość wystawienia swoich produktów, które na pewno były dużą ciekawostką i urozmaiceniem dla odwiedzających. Regionalne targi zdobyły wymiar międzynarodowy. Duża w tym zasługa głównego organizatora – Roberta Niedziałka, który dzięki swojemu zaangażowaniu po raz pierwszy w Lublinie połączył te wszystkie światy: kawy, herbaty, czekolady i innych przysmaków. Szeroki asortyment i duży wybór produktów były zdecydowanie wizytówką tego miejsca.

O tym, jak ważna jest współpraca i dyskusja na temat przyszłości w gastronomii, mogliśmy usłyszeć podczas debaty poprowadzonej przez Agnieszkę Wolską i Konrada Konstantynowicza. Zebrani goście dyskutowali nad problemami gospodarczo-polityczno-ekonomicznymi w sektorze kawowym. Bardzo ważne było stwierdzenie, że kawa to nie tylko zwykły produkt spożywczy, ale przede wszystkim łącznik międzyludzki oraz dobro, o które w dzisiejszych czasach musimy zadbać już wszyscy. Po raz pierwszy w historii kawy nadszedł czas, w którym nie kłócimy o tematy medyczne lub socjalne, ale staramy się, aby produkt ten był dostępny dla wszystkich i by każdy mógł się cieszyć filiżanką dobrego naparu. Na wszystkich stanowiskach można było spróbować produktów wysokiej jakości. Dla wielu gości stanowiło to zdecydowanie nowość. Ważnym elementem edukacji społeczeństwa była możliwość rozmowy z wystawcami oraz specjalnie zaproszonymi na tę okazję gośćmi. Do jednych z ciekawszych stanowisk zaliczało się laboratorium kawy, w którym przygotowywano napoje bazujące na kofeinie z dodatkami w postaci owoców lub przypraw. Zespół specjalistów tworzył koktajle rozbudzające odczucia sensoryczne i wizualne odbiorców. Na stole można było podziwiać, a co ważniejsze spróbować kaw nitro przygotowanych przez urządzenie Baby Hardtank firmy Hardbeans z Opola. Na innych stanowiskach serwowano dodatkowo napoje warzywno-owocowe wzmacniające odporność i zdrowie.

Ważnym elementem testowania kaw jest metoda cuppingu. Na czym polega praca sensoryka kawowego można było przekonać się na stanowisku importera zielonego ziarna Bero Polska. To tutaj regularnie serwowano przeróżne kawy pochodzące z jednego kraju producenckiego, ale poddane in-

agNieszka wolska - autorka tekstu

nej obróbce. Szeroki wachlarz aromatów i smaków umożliwił każdemu konsumentowi wybranie kawy odpowiedniej dla swoich kubków smakowych. Podobnie było w strefach z czekoladami, gdzie dzięki degustacji kakao wysokiej jakości można było przekonać się, że gorzka czekolada smakuje zupełnie inaczej niż ta z supermarketu.

Takie spotkania zdecydowanie łączą ludzi. Nawiązywane są nowe kontakty oraz relacje biznesowe. Tworzy się wspaniały krąg osób dbających o rozwój tych produktów spożywczych mających niestety smutną historię kolonialną.

Ciekawą historię i podejście do tematu pomocy innym zaprezentowali przedstawiciele sklepu chary-

68 magazyn lubelski 5(84) 2022
Przedstawiciele władz miasta Podczas degustacji przygotowaNie kawy w tygielku

tatywnego Amakuru. Ich Fundacja Misyjna wspiera dzieci i potrzebujących. Dochód ze sprzedaży kaw jakości specialty przeznaczony jest na budowę szkół, ośrodków zdrowia i na dożywianie w Afryce. Na targach zostały pokazane unikatowe wyroby rękodzielnicze wykonane przez mieszkańców Rwandy, ukazujące egzotykę i bogactwo kulturowe tego rejonu. Kawa, czekolada i herbata to napoje codziennego użytku i często zapominamy, że odegrały one bardzo dużą rolę w kształtowaniu naszego społeczeństwa. Każdy taki festiwal to przybliżenie ich historii, odkrycie ich na nowo w lepszej, często bardziej humanitarnej formie. To także okazja do refleksji nad tym, jak długą i ciężką drogę przeszły te artykuły spożywcze. Na targach nie chodzi tylko o konsumpcję, ale o dobro każdego ogniwa: producentów i konsumentów. Lublin swoją gościnnością i otwarciem na nowe rynki rozbudził wiele nowych myśli i idei. Przedstawiciele władz miasta mieli powody do dumy. Organizatorzy dali przykład wspaniale wykonanego zadania, o którym głośno mówiła cała Polska. W sieciach społecznościowych pojawiły się tysiące zdjęć ukazujących zadowolonych gości. To wszystko łączy się w jedno.

To kultura picia tych wszystkich napojów, dających nam energię, dobre samopoczucie czy po prostu chwilę dla siebie.

Agnieszka Wolska

Historyk kawy, dziennikarka historyczno-kawowa. Sensoryk, miłośniczka espresso oraz dobrego dripa. Regularnie dba o kulturę picia kawy oraz dzieli się swoją wiedzą na wielu płaszczyznach nauki. Trener w Coffee Synapse. Autorka bloga Kaffee by Aga i @agiwol

69 magazyn lubelski 5(84) 2022
debata na temat kawowej Przyszłości w gastronomii kawowe laboratorium ogłoszenie wyników brewers cuP

Korzeń

tekst Łukasz Kubiak

TosKania JesT Trochę JaK TaTry, piękna, ale na głównych szlakach tak schodzona, że czasem się jej odechciewa. Wydaje się też oklepana, bo Siena, Florencja, San Gimignano, Piza, Lukka są zupełnie jak Kasprowy, Świnica, Rysy, nie mówiąc o Morskim Oku. A jednak mimo że można zakochać się w każdym zakątku Włoch, to Toskania pozostaje cesarzem wyobraźni o włoskiej sielance. Oczywiście jesteśmy pod wpływem medialnych kreacji, gra też dużą rolę prawo pierwszych doświadczeń, które stają się metrem dla wszystkiego, co potem. Są jednak powody rzeczowe. Człowiek wzdycha do świata, który choć trochę przypomina raj – takiego, gdzie nie będzie ani za zimno, ani za gorąco, ani za sucho, ani za mokro. W sam raz, w każdym razie zupełnie inaczej niż w listopadowej Polsce. Toskania ma to wszystko awansem, w gratisie. Ta, wydawałaby się prozaiczna, okoliczność jest fundamentem wielu jej bogactw – najpierw upraw, a potem jak w dominie – kuchni, architektury, sztuki, nauki. Ten raj jest w sam raz na ludzką miarę – ze wszystkimi uroczymi miastami, w których człowiek nie popada w nudę, a zarazem nie staje się anonimowym trybem w gargantuicznej metropolitalnej maszynerii.

Wyjątkowość Toskanii ma wiele aspektów, jest jednak w tym wachlarzu rzecz szczególnie ujmująca. Ciągłość. Coś, czego jako Polacy przez swoje nieszczęsne położenie geograficzne właściwie nie doświadczamy. Ledwośmy przez ostatnie trzydzieści lat zaznali jakiej takiej normalności, a już za progiem pulsuje otchłań. No bo jak inaczej określić perspektywę, którą w pragmatyczny sposób wyznacza dystrybucja jodku potasu do szkół. Zresztą wyobraźmy sobie, jak wyglądałaby Polska, gdyby nie wszystkie wojenne hekatomby, które dotknęły nas od renesansowego rozkwitu. Pomijam nawet kumulację kapitału, pomyślmy o straconych cudach architektury, dziełach sztuki, księgozbiorach, archiwach. Nie jest hiperbolą twierdzenie, że ta niedotknięta pożogą Polska byłaby równie atrak-

cyjna turystycznie co Włochy, a Lublin mógłby konkurować pięknem z Lukką.

Prowokacyjnie przypomina mi o tym etykieta win od Bindi Sergardi, rodzinnej winnicy Casinich, znajdującej się w Monteriggioni, ze dwadzieścia kilometrów na północ od Sieny. Zaznaczają na niej z dumą rok założenia posiadłości – 1349. Od dwudziestu trzech pokoleń w rękach tej samej rodziny! To mniej więcej połowa panowania Kazimierza Wielkiego. Świadomość – nomen omen – zakorzenienia tych ludzi w ziemi, na której pracują, jest naprawdę poruszająca. Tradycja, a więc przekazywanie dziedzictwa z pokolenia na pokolenie, nie ma tu charakteru taniej cepeliady, to żywy organizm. Wszystko, co się tutaj robi, dzieje się zawsze w odniesieniu do poprzedników, każda innowacja jest długo i dogłębnie dyskutowana, a każda próba zmian rewolucyjnych traktowana jest jak świętokradztwo. To zresztą typowe dla samoświadomości winiarskiej w całych Włoszech, w Piemoncie na przykład, bywało, że ojciec przestawał odzywać się na kilkanaście lat do syna, bo ten poważył się na stosowanie beczek innych niż używane dotychczas. Co ciekawe, rebelianci często wracają po latach do starych technik. Odnajdują w nich wartość, którą być może trudno wytłumaczyć współczesnym, kiedy się to jednak zrobi, uderza ona z siłą obezwładniającą najzdolniejszych nowinkarzy. To dlatego zaznacza się w Toskanii odwrót od nadmiernie skoncentrowanych czerwieni, szukając starej dobrej soczystości i cichej elegancji. To dlatego w bielach na miejsce banalnej, technicznie poprawnej, ale nudnej łatwości, wraca dłuższa maceracja, lekka oksydacja i umiejętne używanie beczki. Toskania, także ta winiarska, okazuje się żyć nie tylko z dobrze opowiedzianej historii, ona historią naprawdę żyje. To właśnie zachowuje ją atrakcyjną i dość paradoksalnie – mimo wieku wciąż młodą.

Ostatecznie bowiem prawdziwa młodość nie jest znaczona metryką

70 magazyn lubelski 5(84) 2022
| Unsplash winna końcówka
foto Inés Castellano
CECH MET A.D. 1503 20-111 Lublin, ul. R tel./fax 81 532 68 49 cech@cechmetalowy www.cechmetalowy „MIĘDZYPOKOLENIOWE CENTRA EDUKACYJNEWSPARCIE INTEGRACJI MIĘDZYPOKOLENIOWEJ” Zadanie finansowane jest ze środków Ministra Edukacji i Nauki Świadczymy usługi i uczymy w zawodach: - mechanik, blacharz, lakiernik samochodowy - elektromechanik, elektryk - fryzjer - introligator - złotnik-jubiler, metaloplastyk - stolarz - ślusarz - kucharz www.diagnostyka.pl W ramach akcji profilaktycznej, każdy Pacjent otrzyma: Witamina D3 metabolit 25 (OH) - 50% Wybrane badania* *Szczegóły w rejestracji Punktu Pobrań do - 30% ZAPRASZAMY DO NOWEGO PUNKTU POBRAŃ W LUBLINIE, ul. Chodźki 10A (budynek Chodźki Office) czynny: pn.-pt. 7:00-20:00 sb. 8:00-12:00 Akcja profilaktyczna obowiązuje od 1.12.2022 r. do 31.01.2023 r. dostępna w Punkcie Pobrań DIAGNOSTYKI w Lublinie, ul. Chodźki 10a LUBLIN ul. Chodźki 10A WIELKIE OTWARCIE 1.12.2022r.
FORD MUSTANG MACH E MOŻESZ MIEĆ ELEKTRYKA, A MOŻESZ MIEĆ IKONĘ W 100% elektryczny Ford Mustang Mach-E łączy ponad 50 lat dziedzictwa Mustanga z najnowocześniejszą technologią elektryczną. Piękny, innowacyjny i ikoniczny. Zapewnia zasięg zeroemisyjny nawet do 610 km. Wybierz nowego Forda Mustanga Mach-E i odkryj przyjemność podróżowania samochodem elektrycznym. Carrara Lublin 20-230 Lublin, ul. Turystyczna 45 (81) 746 11 44, www.sampleford.com W zależności od wariantu i wersji zużycie energii elektrycznej wynosi od 16,5 do 19,5 kWh/100 km, emisja CO 2 0 g/km, zasięg od 400 km do 610 km (dane na podstawie świadectw homologacji typu). Zużycie energii elektrycznej i emisja CO 2 zostały określone zgodnie ze Światową Zharmonizowaną Procedurą Testów Pojazdów Lekkich (WLTP). Na zdjęciu Ford Mustang Mach-E w wersji AWD. www.ford-lublin.pl
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.