magazyn lubelski 3[27] 2015
3
foto:Natalia Wierzbicka
od redakcji Czy aktualny numer magazynu LAJF należy do kobiet? Prawie. Wywiad okładkowy mieliśmy przyjemność przeprowadzić z Beatą Janczak, Dyrektor Centrum Obsługi Przedsiębiorców w Lublinie Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., która opowiedziała nam o 30-letniej historii ARP S.A. oraz dniu codziennym samego COP, którego początek działalności przypadł na czas pandemii. Pomagając przetrwać lubelskim firmom, z satysfakcją mogła odnotować, że niejedna z nich zgłaszała się później po środki już na same inwestycje. Przedstawiamy również spojrzenie z perspektywy samych przedsiębiorców w kwestii wpływu lokalnych kręgów biznesu na decyzje szczebla państwowego. Należy sprawić, by głos przedsiębiorców był bardziej słyszalny – twierdzi Prezes Związku Pracodawców Ziemi Lubelskiej dr Mariusz Filipek. Zachęca przedsiębiorców do współdziałania na rzecz tworzenia silnej reprezentacji. W naszym magazynie witamy nową felietonistkę, Beę Furmaniak, która będzie pisała o modzie, pielęgnacji i gotowaniu. Tym razem przedstawia historię marynarki, głównie kobiecej, jej rodzaje oraz sposoby stylizacji. W gronie bohaterek tego numeru pojawi się też Iwona Niewczas, pełna pasji koordynatorka Ogólnopolskich Spotkań Lalkarzy. Nie zabraknie naszych stałych autorek, m.in. Magdaleny Świątkowskiej z tekstem o psach rasowych w dobie pandemii, Magdaleny Krut, która zrewolucjonizowała wygląd swojego mieszkania, zmieniając kolor ścian z czarnego na błękitny, oraz Joli Szali, która wyjaśni, dlaczego nie oprzemy się ubraniom szytym na miarę. Przedstawiamy Zenona Śledzia, wspaniałego rzemieślnika, który wcale nie chciał rzemieślnikiem zostać, a także Pawła Ochnio i Macieja J. Wijatkowskiego, twórców fotografii reklamowej na miarę sztuki, wszechstronnej i wyrafinowanej. Już wiemy, że nic nie zastąpi obecności drugiego człowieka. Chcemy wrócić do normalnej, codziennej bliskości. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Co nam przyniesie? Oby był jak najlepszy dla nas Wszystkich. Życzę Państwu tego w imieniu własnym i całego zespołu redakcyjnego.
Redaktor naczelny
Autor obrazu: Bartolomé Esteban Murillo Nazwa obrazu: Pokłon pasterzy (hiszp. Adoración de los pastores) Rok wykonania: ok. 1657 r. | Dzieło jest częścią tzw. Kolekcji Królewskiej Muzeum Prado w Madrycie
Szanowni i Drodzy Państwo Po adwentowym, długim oczekiwaniu nadchodzi radosny dzień narodzin małego dzieciątka – Jezusa Chrystusa. Przychodzi chwila nadziei na lepszą przyszłość i lepszy świat. Święta Bożego Narodzenia wywołują w nas wiele wzruszeń i refleksji. Budzą wielką nadzieję. Stanowią szczególnie wyczekiwany czas pokoju, radości oraz wzajemnej miłości. Spełniają marzenia. Otaczają nas ciepłem atmosfery rodzinnych domów. To już kolejny rok kiedy uświadomiliśmy sobie jak ważne są nasze wzajemne więzi, wspólna wiara oraz tradycja wyrastające z ponad 1000-letniej polskiej historii. Jak ważne jest każde życie. Jak ważny jest każdy człowiek przy wigilijnym stole. W czas Bożego Narodzenia pomyślmy o tym co jest dla nas najważniejsze. Otwórzmy nasze serca na przyjęcie Zbawiciela. Niech we wszystkich domach zapanuje czas radości, pokoju i wesołego świętowania. Wśród śmiechu i gwaru rodzinnej wieczerzy zadumajmy się nad losem tych, którzy świętować nie mogą ponieważ służą z poświęceniem naszym sprawom. Niech popłyną w dal dźwięki pięknych polskich kolęd zwiastujących narodzenie Boga i lepsze, szczęśliwe dni. Niech usłyszą je wszyscy ludzie dobrej woli. Niech światło Gwiazdy Betlejemskiej wskazuje nam drogę do prawdy i zbawienia. Krzysztof Chmielik Przewodniczący Rady Powiatu w Lublinie
Zdzisław Antoń Starosta Lubelski
z okładki
społeczeństwo
10 Trzy dekady dla rozwoju przemysłu tekst Piotr Nowacki, foto Natalia Wierzbicka
18 #KIERUNEKGMINAWÓLKA foto Urząd Gminy Wólka
od redakcji 4 Czy aktualny numer magazynu LAJF należy do kobiet? Prawie
8 tygiel
ludzie 20 Firma to ja tekst Anna Ignasiak, foto Tadeusz Żaczek
felieton 26 Ech, życie tekst Magdalena Zabłocka, foto Marcin Pietrusza 27 Nasze codzienne chamstwo z cyklu Lubię wiedzieć tekst Maciej Wijatkowski, foto Beata Wijatkowska, Freepik
felieton 28 Kobieta w… Niedługa historia damskiego garnituru z cyklu Mój styl od Kuchni: o modzie, pielęgnacji i gotowaniu tekst Bea Furmaniak, foto Damian Chmielewski
biznes 32 Wywiad z dr. Mariuszem Filipkiem – Prezesem Związku Pracodawców Ziemi Lubelskiej tekst Piotr Nowacki, współpraca Anna Ignasiak, foto ZPZL
biznes 34 Odmowa w banku… i co dalej tekst Donata Langa-Mitrus, foto Igor Lisowski
biznes 38 Winnica Dwa Wzgórza tekst Teodor Klon, foto Agata Łukasik
biznes 40 O dwóch takich, którzy jeszcze pokażą tekst Beata Malkowska, foto Paweł Ochnio i Maciej J. Witkowski
44 biz-njus
kultura 46 Pasję należy pielęgnować tekst Anna Ignasiak, foto Beata Urniaż-Księska | Archiwum WOK w Lublinie
48 okruchy kultury
moda 60 I miara się przebrała z cyklu Moda Nowej Generacji by Jola Szala tekst i foto Jola Szala - fashion designer
historia 50 Makabryczna zbrodnia na Psiej Górce tekst Mariusz Gadomski, foto WBP im. H. Łopacińskiego w Lublinie
natura
design
54 Pies rasowy w rzeczywistości pandemii tekst Magdalena Świątkowska, foto Michał Świątkowski, Konrad Drobek, Sylwia Mróz
56 Kto nie ryzykuje... tekst i foto Magdalena Krut
kuchnia 64 Przy jednym stole tekst Anna Ignasiak, foto Krzysztof Werema, Beata Flor
winna końcówka 66 Twarze i sztuka umierania tekst Łukasz Kubiak, foto Il Poggiarello
taki LAJF
Informacje o prenumeracie w zakładce: o nas na www.lajf.info
Wydawca: KONO media sp. z o.o, 20-010 Lublin ul. Dolna Panny Marii 3 Prezes Zarządu: Piotr Nowacki (now) p.nowacki@lajf.info Regon 061397085, NIP 946 26 38 658, KRS 0000416313 e-mail: kono.media.sp.zoo@gmail.com Treści zawarte w czasopiśmie „LAJF magazyn lubelski” chronione są prawem autorskim. Wszelkie przedruki całości lub fragmentów artykułów możliwe są wyłącznie za zgodą wydawcy. Odpowiedzialność za treści reklam ponosi wyłącznie reklamodawca. Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów tekstów, nadawania śródtytułów i zmiany tytułów. Nie identyfikujemy się ze wszystkimi poglądami wyrażanymi przez autorów na naszych łamach. Nie odsyłamy i nie przechowujemy materiałów niezamówionych. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo ma prawo odmówić zamieszczenia ogłoszenia i reklamy, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z linią programową bądź charakterem pisma (art. 36 pkt. 4 prawa prasowego) oraz interesem wydawnictwa KONO media sp. z o.o. Egzemplarz bezpłatny.
ISSN 2299–1689
Sekretarz redakcji: Anna Ignasiak (ann) a.ignasiak@lajf.info Korekta: Magdalena Grela-Tokarczyk Współpracownicy i korespondenci: Michał Fujcik (fó), Marek Podsiadło (pod), Marta Mazurek (maz), Izolda Boguta (izo), Klaudia Olender (kol), Filip Sawicki (sawi), Paweł Chromcewicz (chro), Anna Viljanen (av), Łukasz Kubiak Skład: Irek Winnicki Foto: Marcin Pietrusza (qz), Maks Skrzeczkowski (maks), Michał Patroń (moc), Olga Bronisz (obro), Krzysztof Stanek (sta), Robert Pranagal (gal), Jakub Borkowski (bor) Natalia Wierzbicka (nat), Łukasz Parol (parol), Andrzej Mikulski (mik) Olga Michlec-Chlebik (mich).
REKLAMA i MARKETING: reklama@lajf.info | praca@lajf.info
LAJF magazyn lubelski 2021/6/79
LAJF magazyn lubelski Lublin 20-010 ul. Dolna Panny Marii 3 e-mail: redakcja@lajf.info tel. 81 440-67-64, 887-090-604 Redaktor naczelny: Piotr Nowacki, p.nowacki@lajf.info
Okładka: Natalia Wierzbicka
Reklama
www.lajf.info
tygiel
(Muzeum Nadwiślańskie w Kazimierzu Dolnym)
Listopadowa walka o wolność „Szlak korpusu gen. Jana Kantego Sierawskiego. Bitwa pod Kazimierzem Dolnym 1831” to wystawa poświęcona bohaterom bitwy pod Kazimierzem Dolnym, która rozegrała się 18 kwietnia 1831 roku. Wystawa została zorganizowana przez Dział Historii i Kultury Regionu Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym w ramach projektu „Upamiętnienie 190. rocznicy bitwy pod Kazimierzem Dolnym”. Jej kuratorem jest dr Marcin Wawerski, Kierownik Działu Historii i Kultury Regionu. W bitwie starły się ze sobą korpus powstańczy gen. Jana Kantego Sierawskiego i korpus rosyjski gen. Cypriana Kreutza. Było to apogeum krótkiej kampanii korpusu Sierawskiego na prawym brzegu Wisły, zapoczątkowanej potyczkami pod Babinem i Bełżycami. Była to pierwsza tak duża przegrana wojsk powstańczych, która zachwiała wiarą w zwycięstwo powstania. Jednak waleczność młodego, niedoświadczonego wojska mogła mieć wpływ na opóźnienie ofensywy armii rosyjskiej feldmarszałka gen. Iwana Dybicza na Warszawę. Na wystawie prezentowane są eksponaty ze zbiorów muzealnych i kolekcji prywatnych: ryciny, uzbrojenie i umundurowanie z elementami wyposażenia, meble, numizmaty. Uzupełnieniem jest 21 plansz dydaktycznych, przybliżających przebieg działań zbrojnych korpusu oraz zawierający m.in. krótkie opisy miejscowości, przez które prowadzi szlak. Przygotowany został również „Przewodnik po szlaku historycznym powstańców listopadowych korpusu gen. Jana Kantego Sierawskiego”. Ekspozycja czynna będzie do kwietnia przyszłego roku. (ann)
Lublin uwieczniony
(ann)
W ramach transgranicznego projektu „Nowe życie Starego Miasta” realizowanego przez Lublin w partnerstwie z ukraińskim miastem Łuck powstała makieta Lublina z przełomu XVI i XVII wieku. Najnowsza atrakcja na mapie turystycznej miasta wykonana została z brązu w skali 1:500. Stoi na kamiennym cokole między deptakiem a Starym Miastem, kilka kroków od lubelskiego ratusza. Dzięki takiemu usytuowaniu pozwala porównać widok obecny z rekonstrukcją historyczną. Makieta dostosowana jest do potrzeb osób z niepełnosprawnościami oraz zawiera opisy w języku polskim, angielskim, niemieckim, ukraińskim i alfabecie Braille’a. Odlew ukazuje miasto sprzed ponad 400 lat. Z uwagi na rozmiar przedstawia tylko zarys budowli, bez detali. Widać, że nie było wówczas niektórych kamienic, a część z istniejących budynków miała inną formę. Wiele mówi to zarazem o trwałości, jak i ulotności dzieł człowieka. Najtrwalsza okazuje się pamięć. Makieta miasta pojawiła się 19 listopada 2021 r. i zostanie tu na stałe. (ann)
(Fundacja BezMiar)
8
Nordikiada 2021 dotarła do mety Od maja do listopada 2021 roku entuzjaści nordic walking przemierzali piękne tereny województwa lubelskiego. Odbyło się 8 rajdów: Lublin, Janów Podlaski, Janowiec nad Wisłą, Nałęczów, Puławy, Kazimierz Dolny, Dęblin i ostatni – Parchatka. Organizatorem przedsięwzięcia jest Fundacja BezMiar. 6 listopada br., podczas ostatniego spotkania, nastąpiło podsumowanie Nordikiady 2021. Wzięło w niej udział ponad tysiąc osób, w tym 16 było na wszystkich rajdach, 57 uczestniczyło w co najmniej 6. Miłośnicy nordic walking przyjeżdżali m.in. z: Annopola, Białej Podlaskiej, Garwolina, Janowca, Krasnobrodu, Lublina, Łęcznej, Opola Lubelskiego, Puław, Sandomierza, Warszawy. Nagrody otrzymały najliczniej reprezentowane drużyny. Wyróżniono pięć: Czar BezMiaru, Lublin Chodzi z Kijkami, Puławski Uniwersytet Trzeciego Wieku, Aktywni z Pasją Łuków, TKKF Krzna Biała Podlaska. Powstał też Hymn Nordikiady na melodię „Ach, lubelskie, jakie cudne”. W rajdach uczestniczyło wielu wspaniałych instruktorów nordic walking, wyznaczając trasy, prowadząc grupy, ucząc prawidłowej techniki chodzenia z kijkami. W przedsięwzięciu wzięły udział też prawdziwe gwiazdy nordic walking, od których można było się uczyć: Krzysztof Człapski, Elżbieta Krawczyk, Marta Mandziuk, Mariola Pasikowska, Paulina Ruta, Maciej Tracz. 73% uczestników stanowiły kobiety; 40% osoby w wieku 41-50 lat, a z każdym rajdem wzrastała grupa najmłodszych uczestników do 30. roku życia – było ich 20%. Nieco więcej osób – 52% wybierało dłuższe trasy. Najmłodsza uczestniczka Nordikiady ma 7 lat, najstarsza 83 lata. Najdłuższa i najtrudniejsza trasa liczyła 25 km i poszło na nią 30 śmiałków. (ann)
(NOK)
O Nałęczowie od serca Zakończony został projekt „Nałęczowskie Opowieści”. Celem działań z jednej strony była chęć popularyzacji historii lokalnej, z drugiej zaś odkrywanie i spisywanie bardzo osobistych relacji i wspomnień mieszkańców. Nałęczów jest miejscem niezwykle wyrazistym, o niepowtarzalnym uroku i kolorycie. Do projektu zaproszeni zostali zarówno mieszkańcy, jak i turyści, by odkrywać i wspólnie definiować genius loci miasteczka. Organizatorem projektu jest Nałęczowski Ośrodek Kultury, a jego koordynatorką Michalina Broda. 11 listopada 2021 r. w ośrodku odbył się wernisaż wystawy, premiera towarzyszącego jej katalogu oraz czytanie performatywne wspomnień o Nałęczowie w wykonaniu Teatru Młodzi Duchem. Wystawa jest efektem warsztatów artystycznych – literackich oraz ilustratorskich. Na wędrówkę po ogrodach pamięci zdecydowały się osoby w różnym wieku, o bardzo różnych doświadczeniach, losach, zawodach i pasjach. Spisane opowieści stały się inspiracją podczas warsztatów ilustratorskich. Studenci, uczestnicy Warsztatów Terapii Zajęciowej i seniorzy razem tworzyli ilustracje, wykorzystując dawne fotografie, fragmenty odręcznie pisanych notatek, starych książek czy gazet. Powstały dzieła wyraziste, odważne, odchodzące od pocztówkowych widoków Nałęczowa na rzecz chwytania autentycznej istoty „Nałęczowskich Opowieści”. Natomiast aktorzy Teatru Młodzi Duchem sugestywnie oddali klimat lokalnych opowieści i indywidualnych doświadczeń. Do minimum ograniczono scenografię i kostiumy, by pierwszeństwo dać słowu – nostalgicznym opowieściom i pełnym pasji historiom. (ann)
Rzeźbiarz w obiektywie fotografa
(Krzysztof Heyke)
4 grudnia 2021 roku w Kazimierskim Ośrodku Kultury, Promocji i Turystyki odbył się wernisaż wystawy, będącej owocem spotkania Krzysztofa Heyke z Janem Płońskim. Rzeźbiarz i snycerz Jan Płoński okazał się idealnym bohaterem zdjęć Krzysztofa Heyke. Jan Płoński jest artystą samoukiem, który swoją przygodę z rzeźbą w drewnie zaczął od wykonywania krucyfiksów i pacyfek w Bieszczadach w latach 70. XX wieku. Pracował w Zakładach Wytwórczych Mebli Artystycznych w Henrykowie, wykonując m.in. ozdobne aplikacje mebli, zegarów i ram. Jego prace można podziwiać na Zamku Królewskim w Warszawie. Płoński ma również swój wkład w renowację Kamienicy Celejowskiej w Kazimierzu Dolnym. W Domu Kuncewiczów została wyeksponowana jedna z prac rzeźbiarskich Jana Płońskiego, a sam artysta zorganizował tu otwarte warsztaty sztuki snycerskiej. Krzysztof Heyke jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich fotografików, wykładowcą na wydziałach operatorskim i reżyserii PWSFiT w Łodzi, laureatem nagrody specjalnej na łódzkim Festiwalu Filmów Przyrodniczych (1993), autorem kilku albumów, między innymi „Polska romantyczna”. Wernisaż miał też muzyczną odsłonę. W salonie Domu Kuncewiczów rozbrzmiewał koncert pianistki Marii Gabryś-Heyke, absolwentki Scholi Cantorum Basiliensis, Wyższej Szkoły Muzycznej w Lucernie i Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie, gdzie obecnie jest profesorem. W programie koncertu znalazły się utwory F. Chopina, A. Michałowskiego i E. Satie. Wystawa będzie czynna do 5 stycznia 2022 r. (ann)
Tysiące świateł 5 listopada tego roku na terenie Ogrodu przy ulicy Willowej pojawiła się iluminowana atrakcja pn. „Botaniczna Podróż”. Można odbywać multimedialny spacer wśród pięknych drzew i krzewów Ogrodu, poznając rośliny z różnych kontynentów. Spacerowicze zamieniają się w odkrywców kolejnych krain wyczarowanych światłem, dźwiękiem i efektami multimedialnymi. Pracownicy Ogrodu Botanicznego UMCS i wrocławskiej spółki Lumina postarali się też o odpowiednią warstwę edukacyjną – podczas spaceru można dowiedzieć się wiele o roślinności Ogrodu, a informacje podane są w przystępny, zarówno dla dorosłych, jak i dzieci, sposób. Prócz blisko kilometrowej ścieżki „Botanicznej Podróży” na odbiorców czekają punkty gastronomiczne i dodatkowe świetlne atrakcje. Park Iluminacji otwarty będzie do 14 lutego 2022 r., siedem dni w tygodniu, w godzinach od 16:00 do 21:00 (ostatnie wejście o godzinie 20:00). (ann)
(luk)
magazyn lubelski (79) 2021
9
wywiad
DLA ROZWOJU PRZEMYSŁU
10
magazyn lubelski (79) 2021
Agencja Rozwoju Przemysłu S.A. jest spółką akcyjną w nadzorze Prezesa Rady Ministrów ze 100- procentowym udziałem Skarbu Państwa. Wspierając przedsiębiorstwa w prowadzeniu i rozwijaniu działalności, a także w realizacji procesów restrukturyzacji, odgrywa ważną rolę w zwiększaniu konkurencyjności polskiej gospodarki. Szeroki wachlarz instrumentów obejmuje zarówno produkty finansowe, jak i pomoc w realizacji przedsięwzięć, m. in. poprzez udostępnianie terenów inwestycyjnych i obiektów produkcyjnych w ramach zarządzanych przez ARP Specjalnych Stref Ekonomicznych. Spółka łączy partnerów zainteresowanych nawiązaniem współpracy przy realizacji projektów innowacyjnych. Aktywnie wspiera także branże przemysłu 4.0, jak sektor kosmiczny czy gry video. Agencja Rozwoju Przemysłu S.A. posiada wieloletnie doświadczenie i kompetencje, które na polskim rynku uznawane są za unikalne. Dzięki temu spółka wypracowała indywidualne podejście do oceny projektów, które pozwala dostrzec szanse biznesowe w obszarach postrzeganych jako mało atrakcyjne lub zbyt ryzykowne. W ramach Grupy Polskiego funduszu rozwoju ARP S.A. współpracuje z kluczowymi polskimi instytucjami wspierającymi przedsiębiorców oraz dostarcza pakiety rozwiązań w odpowiedzi na bieżące potrzeby i wyzwania biznesowe. Z Dyrektor Centrum Obsługi Przedsiębiorców w Lublinie Agencji Rozwoju Przemysłu S.A. Beatą Janczak rozmawiał Piotr Nowacki.
Agencja Rozwoju Przemysłu, która powstała w 1991 roku aby restrukturyzować przedsiębiorstwa będące w złej sytuacji ekonomicznej po dobie przemian, teraz rozpoczęła działania o charakterze bardziej regionalnym. Państwo, jako Centrum Obsługi Przedsiębiorców (COP), działacie na lubelskim rynku od dwóch lat? Tak, Agencja Rozwoju Przemysłu SA od trzydziestu lat jest partnerem biznesowym dla firm, które chcą się rozwijać. Jako agencja inwestujemy w sektory i technologie, które mają znaczący wpływ na konkurencyjność polskiej gospodarki. Staramy się wspierać innowacje produktowe i projekty, które są dzisiaj dla niej kluczowe. To pozwoliło nam zbudować doświadczenie i odpowiednią wiedzę, aby kadry Agencji Rozwoju Przemysłu mogły również lokalnie wspierać szeroko pojęty biznes. Ponad dwa lata temu zaczęliśmy otwierać Centra Obsługi Przedsiębiorców. Dzisiaj znajdujemy się w jednym z nich w Lublinie przy ul. Spokojnej 2. Ideą powstania Centrów było, aby eksperci i doświadczeni pracownicy byli bliżej lokalnie działających przedsiębiorców tak, aby na co dzień wspierać, informować o dostępnych instrumentach, pomagać w procesie wnioskowania o pożyczkę oraz uczestniczyć w działaniach realizowanych przez instytucje otoczenia biznesu.
Początkowe działania Agencji Rozwoju Przemysłu były skierowane do dużych przedsiębiorstw. Jakiego typu przedsiębiorców obecnie jesteście Państwo w stanie obsługiwać? Współpraca z dużymi przedsiębiorstwami jest w dalszym ciągu realizowana, również z poziomu Centrów Obsługi Przedsiębiorców, Ofertę kierujemy do sektora MŚP, czyli do Małych i Średnich Przedsiębiorstw a także do dużych firm, zarówno w zakresie Tarczy Antykryzysowe jak i oferty standardowej.
Jakiego typu działania są to teraz? Na co może liczyć przedsiębiorca, który zgłasza się do Państwa? W roku pandemicznym zostaliśmy operatorem Tarczy Antykryzysowej. W Grupie Polskiego Funduszu Rozwoju objęliśmy swoimi instrumentami sektor Małych i Średnich Przedsiębiorstw oraz dużych firm. Do nich skierowaliśmy zarówno ofertę pożyczek jak i finansowania leasingowego. Myślę, że najważniejsze w kompetencjach ARP jest to, że na bieżąco i bardzo szybko w okresie pandemii reagowaliśmy na potrzeby przedsiębiorców co do charakteru wsparcia oraz rodzaju instrumentu. Tworzyliśmy dogodne rozwiązania dla branży transportowej, gastronomicznej, hotelarskiej oraz turystycznej. Cały czas pamiętając o firmach o profilu produkcyjnym.
Czy te działania już zakończyły się czy nadal są w fazie realizacji? Do tej pory udzieliliśmy finasowania na blisko 300 mln. Nadal zachęcamy przedsiębiorców do korzystania z naszych instrumentów, ponieważ środki finansowe w ramach Tarczy Antykryzysowej są nadal dostępne. Ustawa antycovidowa z dnia 31 marca 2020r., mówi tutaj o pomocy w finansowaniu aż do ustania skutków pandemii. Każdy przedsiębiorca, który odnotował spadek płynności w ostatnim czasie oraz spełnia warunki brzegowe do ubiegania się o finansowanie, może złożyć wniosek o instrument jaki potrzebuje aby przy pomocy tego wsparcia wrócić do płynności sprzed pandemii i móc dalej rozwijać się.
Agencja Rozwoju Przemysłu była też w dużej mierze inicjatorem powstania Specjalnych Stref Ekonomicznych w Polsce, w znacznej mierze pokrywającym się z dawnym Okręgiem Przemysłowym z okresu międzywojennego. Pierwszy Mielec i późniejsze. Czy działacie Państwo też na szerszym obszarze? Tak, Agencja Rozwoju Przemysłu działa również poprzez Specjalne Strefy Ekonomiczne. W zakresie kompetencji Centrum Obsługi Przedsiębiorców w Lublinie, które na co dzień pracuje dla województwa lubelskiego i podkarpackiego, współpracujemy z dwoma Specjalnymi Strefami Ekonomicznymi, czyli Specjalną Strefą Ekono-
magazyn lubelski (79) 2021
11
miczną Europark Mielec i Specjalną Strefą Ekonomiczną Europark Wisłosan w zakresie korzyści wynikających z decyzji strefowej jak również finansowania. Pozwala to przedsiębiorcom na uzyskanie optymalnych rozwiązań.
Na jakie cele posiadacie Państwo środki i w jakim zakresie jesteście w stanie wspierać przedsiębiorców? Wcześniej wspomniana przeze mnie pomoc w finansowaniu w ramach Tarczy Antykryzysowej ma pomóc w powrocie do płynności sprzed pandemii, w utrzymaniu pracowników. W tych dwóch newralgicznych obszarach dedykujemy dla przedsiębiorców pożyczki: obrotową na finansowanie kapitału obrotowego oraz pożyczkę celową na wynagrodzenia. Wnioski o wspomniane wsparcie przedsiębiorcy mogą składać przez internet, za pomocą profilu zaufanego, nie wychodząc z domu. Drugim znaczącym obszarem działalności jest finansowanie przedsiębiorców w regularnym pro-
Konferencja 30-lecia ARP SA Od lewej: Mateusz Berger Wiceprezes Zarządu ARP S.A., Paweł Kolczyński Wiceprezes Zarządu ARP S.A., Cezariusz Lesisz Prezes Zarządu ARP S.A. Przy mównicy redaktor Rzeczpospolitej, Marcin Piasecki.
12
magazyn lubelski (79) 2021
wadzeniu biznesu, w ramach oferty standardowej. Jeśli przedsiębiorca inwestuje lub potrzebuje środków obrotowych - mamy przygotowane instrumenty pożyczkowe, które wspierają inicjatywy tj. zakup nieruchomości, budowę hali czy magazynu, bądź zatowarowanie. Możemy wg oczekiwań, powiązać dwa rodzaje finansowania i wówczas ARP SA finansuje budowę hali, a ARP Leasing Sp. z o.o. sfinansuje zakup maszyn czy linii technologicznych.
Czy macie Państwo jeszcze innego typu środki wsparcia, np. bezzwrotne pożyczki w zakresie instrumentów finansowych? ARP S.A. udziela finansowania na zasadach rynkowych. Pożyczki mają charakter pomocy zwrotnej. Nie ma umorzeń, to nie jest rodzaj subwencji czy dotacji.
Jak wysokie są to pożyczki? Gdybyśmy dalej poruszali się w ramach Tarczy Antykryzysowej, to mówimy o finansowaniu
od 800 tys. zł do 5 mln zł. Istotnym dla przedsiębiorców i wykorzystywanym -mogę to powiedzieć z perspektywy okresu pandemicznego - jest możliwość wykorzystania odroczenia w spłacie. W pożyczkach z pakietu Antycovidowego karencja w spłacie rat kapitałowych może wynosić nawet 15 miesięcy, więc widzimy, że ARP S.A. daje w samym instrumencie udogodnienia polegające na tym, że przedsiębiorca przez okres 15 miesięcy nie spłaca raty kapitałowej, czyli przekładając to na potrzeby w firmie, może te środki wykorzystać na inny cel, który jest w danym momencie priorytetowy. Jeżeli chodzi o ofertę standardową, również została zawarta karencja do 6 m-cy i jest chętnie wykorzystywana. Zakres wolumenowy w ramach oferty standardowej zaczyna się od 800 tys., a górną granicę wyznacza zdolność do spłaty zobowiązań finansowych, którą reprezentuje sam przedsiębiorca.
Czy są jakieś szczególne kierunki, których dotyczą Państwa pożyczki np. związane z nowymi technologiami, komputeryzacją itd.? Mówimy tutaj o zakresie działalności Centrum Obsługi Przedsiębiorców, którego misją jest wsparcie w finansowaniu przedsiębiorców. Należy oczywiście pamiętać, że portfolio działalności Agencji Rozwoju Przemysłu S.A. jest bardzo szerokie i oczywiście mamy szereg rozwiązań dla przedsiębiorców ubiegających się np. o kredyty technologiczne, prowadzimy zaawansowane działania w obrębie Sieci Otwartych Innowacji oraz bardzo mocno wspieramy przemysł 4.0. Posiadamy spółkę ARP Games. Produkujemy autobusy elektryczne – Spółka ARP E-Vehicles Sp. z o.o., która uczestniczy w projekcie „Autobus elektryczny w każdej gminie”. Nie zapominamy o studentach, którzy mogą wziąć udział w konkursie o nagrodą Prezesa ARP S.A. na najlepszą pracę licencjacką oraz magisterską na tematy związane z profilem działalności ARP S.A. Konkurs ma na celu wzmacnianie współ-
magazyn lubelski (79) 2021
13
pracy pomiędzy światem nauki i biznesu oraz zaangażowanie w rozwój gospodarki opartej na wiedzy. Jest skierowany do studentów i absolwentów Państwowych Wyższych Szkół Zawodowych z siedzibą na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, których rektorzy zrzeszeni są jako członkowie zwyczajni w stowarzyszeniu pod nazwą Konferencja Rektorów Publicznych Uczelni Zawodowych.
Porozmawiajmy o przemyśle 4.0. Z tego co wynika z raportów Siemensa, okazuje się, że w 2018 roku aż 60% przedsiębiorców w ogóle nie słyszało o tego rodzaju przemyśle. Jak to wygląda na terenie rynku lubelskiego? Czy jesteśmy regionem nastawionym na nowe technologie? Przemysł 4.0, czyli czwarta rewolucja przemysłowa to zmiana sposobu działania firm, a co za tym idzie całej gospodarki. Cyfryzacja, automatyzacja, robotyzacja prowadzą do poprawy efektywności i szybkości reakcji na zmieniające się potrzeby konsumentów. Firmy, które się „cyfryzują”, oferują wyższą jakość przy niższych cenach, przejmują od konkurencji klientów, a następnie najlepszych pracowników, umacniając jeszcze bardziej swoją przewagę. Agencja Rozwoju Przemysłu S.A. wspiera rozwój innowacyjnych przedsiębiorstw. Angażuje się w nowoczesne sektory przemysłu, takie jak gry wideo, technologie kosmiczne, automatyka czy robotyka. W ramach Akceleratora ARP Games, założonego wspólnie z Uniwersytetem Śląskim, zespoły młodych utalentowanych osób rozwijają gry wideo, które Akcelerator pomaga skomercjalizować. Powstała w cieszyńskim ARP Games gra „Weakless” zdobyła główną nagrodę w kategorii „Game Design” na festiwalu ANIWOW! w Pekinie. Woj. lubelskie stoi przemysłem przetwórstwa spożywczego oraz owocowo – warzywnego Ta branża mocno wkroczyła na poziom przemysłu 4.0, który już w dużej mierze jest oparty na automatyzacji produkcji z nowoczesnym zapleczem badawczo-rozwojowym i ściśle z nim współpracującymi dostawcami najlepszych produktów lokalnych. Sądzę, iż pozostałe branże za chwilę podążą w tym kierunku, a finansowanie udzielone przez ARP S.A. pozwoli rozwijać kolejne obszary z wykorzystaniem nowych technologii przemysłowych.
Jak wiele przedsiębiorstw już uzyskało pomoc na terenie Lubelszczyzny. Czy może Pani przedstawić jakieś liczby czy kwoty, które dadzą nam obraz tego działania? Centrum Obsługi Przedsiębiorców przy ul. Spokojnej 2 w Lublinie powstało w 2020 r. w marcu. To nie był łatwy okres również dla nas, ponieważ początki naszej działalności to praca zdalna i brak bezpośredniego kontaktu, czyli tego, na czym mieliśmy oprzeć naszą współpracę. Pomimo trudności, które pandemia nałożyła na wszystkich, bardzo aktywnie
14
magazyn lubelski (79) 2021
uczestniczyliśmy w życiu lubelskiego biznesu, prowadząc dla przedsiębiorców liczne webinary. Bywały tygodnie, kiedy trzy razy dziennie łączyliśmy się z przedsiębiorcami na wspólnych wydarzeniach. Czasami pierwsze zaczynały się o 6.30. Do tego także spotkania online, czy uczestnictwo w różnego rodzaju wydarzeniach dedykowanych przedsiębiorcom. Wychodzę z założenia, że oferta instrumentów to jedno, a znajomość rynku, wiedza na temat tego co dzieje się u przedsiębiorców, czym żyją, jakie mają potrzeby i oczekiwania - to drugie. Dzięki temu nasze zamierzenia co do współpracy mogą być bardziej realne i dopasowane do oczekiwań przedsiębiorców. W tych utrudnionych warunkach udzielaliśmy finansowania, wspieraliśmy firmy, spotykaliśmy się z zarządami czy przedstawicielami firm i rozmawialiśmy o tym jaką pomoc możemy zastosować. Bardzo często ratowaliśmy sytuację poprzez finansowanie np. rozpoczętej inwestycji, udzielając finansowania obrotowego na zatowarowanie. Jak wiemy, pandemia utrudniła i spowolniła dostawy - słynne przerwane łańcuchy dostaw, które dotknęły w sposób widoczny wiele branż. Wobec zaistniałych sytuacji zagrożone zostały terminowe realizacje płatności. Wtedy z pomocą przychodzi faktoring, realizowany przez KUKE Finance. Wspomnę też o pożyczce na wynagrodzenia dla pracowników, szczególnie wykorzystywanej w gastronomii i hotelarstwie, by pracownicy zechcieli przeczekać ten trudny czas i mieli gwarancje powrotu do pracy po pandemii. Chciałabym dodać, iż wiele firm które na początku pandemii zwracały się do nas o wsparcie w ramach Tarczy Antykryzysowej, dzisiaj ubiegają się u nas o finasowanie dla nowych inwestycji. To jest dla nas potwierdzenie, że dzięki naszym instrumentom firmy przetrwały trudny okres, podratowały swoją płynność, a dzisiaj kontynuują bądź rozpoczynają nowe inwestycje. Chodzi o dywersyfikację działalności. Przedsiębiorca, który zajmował jednym określonym działem produkcji, dzisiaj będzie dokładał drugą gałąź tak, aby w trudnym momencie zapewnić byt swojemu przedsiębiorstwu. By nie dać się zaskoczyć sytuacji przez nikogo niespodziewanej, niemożliwej do przewidzenia – „Czernemu Łabędziowi”. To określenie znane nauce od dawna.
Wrócę jeszcze do kwestii pożyczek adresowanych do przedsiębiorców. Czy są tylko dla firm, które już działają na rynku czy też dla nowo powstających firm? Oferta Centrum Obsługi Przedsiębiorstw skierowana jest do podmiotów, które działają na rynku minimum dwa lata, prowadzą pełną księgowość, a ich roczne obroty przekraczają kwotę 4 mln. To ważne, ponieważ oceniamy perspektywicznie zdolność przedsiębiorcy do spłaty zobowiązania, w okresie nawet do 7 lat. Pamiętajmy jeszcze, że przedsiębiorcy zazwyczaj już korzystają z finansowania w innych instytucjach finansowych bądź w bankach, więc musimy wziąć to również pod uwagę.
Jakie Agencja Rozwoju Przemysłu stosuje formy zabezpieczeń, udzielając pożyczek? Bazujemy na zabezpieczeniach materialnych, głównie tzw. „twardych” czyli zastaw lub hipoteka. W ramach tego zabezpieczenia jest kilka opcji. Należy dodać, iż od tego roku jesteśmy operatorem Europejskiego Funduszu Gwarancyjnego i mamy dla przedsiębiorców, zarówno w ramach Tarczy Antykryzysowej jak i finansowania standardowego - gwarancję portfelową. Ważne tu jest, że ARP S.A. ponosi koszty tej gwarancji, tym samym jest to instrument bezpłatny dla przedsiębiorcy. Stanowi to rodzaj pomocy publicznej. Jeśli przedsiębiorca nie może z jakiegoś powodu przedstawić twardego zabezpieczenia, np. wartość posiadanej nieruchomości wynosi 50% wnioskowanej pożyczki, to wtedy gwarancja EFG zabezpieczy pozostałe 70%. Jak łatwo policzyć, oczekujemy zabezpieczenia do poziomu 120% wartości rynkowej.
Rozmawiamy głównie o przedsiębiorcach, natomiast wiem, że Agencja Rozwoju Przemysłu jest też mecenasem kultury, bo macie Państwo w swoim portfolio takie inwestycje jak zamek w Krasiczynie czy też w Baranowie Sandomierskim. ARP S.A. dba o historię. 30 czerwca 2014 r założyła fundację Pro Arte Et Historia, której rolą
jest opieka nad zabytkami, ochrona dóbr kultury i sztuki, ochrona środowiska i wsparcie turystyki i krajoznawstwa. Fundacja wzięła w swój zarząd dwa zespoły zamkowo – pałacowe w Krasiczynie i Baranowie Sandomierskim. Dzięki działalności ARP obiekty zostały odnowione i dzisiaj są dostępne dla każdego z nas. Bardzo często odbywają się tam m.in. spotkania dla przedsiębiorców. Takim sztandarowym wydarzeniem, już cyklicznym, które odbyło się na Zamku w Baranowie Sandomierskim, jest Biznes Mikser. Bardzo ciekawe, inspirujące spotkanie, na które z całej Polski zapraszani są przedsiębiorcy z różnych obszarów działalności. Konwencja tego wydarzenia przewiduje możliwość przedstawienia swojej firmy, porozmawiania, a także sformułowania oczekiwań co do tego, jakiej firmy współpracującej szuka uczestnik. Formuła jest bardzo zwarta, szybka i konkretna i daje niesamowite efekty w postaci nawiązania relacji biznesowych. W zamku odbywają się rożnego rodzaju wystawy, pokazy. Dla gości dostępna jest też część hotelowa. Należy podkreślić przede wszystkim, że zamek to wspaniały obiekt z pięknymi ogrodami. Wkład Agencji pozwolił przywrócić temu zabytkowi jego historyczny charakter.
magazyn lubelski (79) 2021
15
Województwo lubelskie jest na pewno specyficzne jeżeli chodzi o przemysł. Jakie są Państwa, jako Centrum Obsługi Przedsiębiorstw pomysły na przyszłość i czy je już realizujecie? Chcielibyśmy dotrzeć do branży przemysłowej. Oczywiście jesteśmy w regionie Polski, który nie może pochwalić się dużą ilością czy wielkością firm z tego zakresu. Dopasowujemy strukturę transakcji do przedsiębiorcy, do jego wielkości i oczekiwań oraz sposobu funkcjonowania na naszym terenie. Chciałabym podkreślić bardzo elastyczne podejście do przedsiębiorcy reprezentowane przez ARP S.A. Z ponad 20 - letniego doświadczenia w branży finansowej, również pracy w wielu korporacjach finansowych, znam ten mechanizm czysto liczbowy, wyliczeniowy, schematyczny. Natomiast to co mogę prezentować w ARP S.A. to bardzo indywidualne podejście. Staramy się rozmawiać z każdym przedsiębiorcą. Zwłaszcza w okresie pandemicznym, to ważne aby słuchać przedsiębiorcy, nie tylko w czasie przygotowywania instrumentu, ale również świadczyć pomoc czy wsparcie przy składania wniosku i realizowaniu finalnie ustaleń dotyczących transakcji. Powyższe to zadania dla Centrów Obsługi Przedsiębiorców, których jest w Polsce łącznie 7.
Czyli będąc przedsiębiorcą, dzwonię do Państwa, mówiąc, że mam taki i taki pomysł i Państwo staracie się pomóc w zakresie proceduralnym? Dokładnie tak to się odbywa. Zaczyna się zawsze od pomysłu przedsiębiorcy, dotyczącego inwestycji lub potrzeb bieżących dla prowadzenia biznesu. Życzymy wszystkim naszym przedsiębiorcom, aby to były pomysły pro rozwojowe, a nie służące jedynie przetrwaniu pandemii. Na spotkaniu z przedsiębiorcą ja i mój zespół staramy się dowiedzieć jak najwięcej o firmie, projekcie w zakresie inwestycji, czy potrzeb na finansowanie tak, aby optymalnie dopasować instrument, a mamy ich wiele, również w ramach finansowania leasingowego przez ARP Leasing Sp. z o.o. Wszystkich zainteresowanych ofertą instrumentów finansowych zapraszam do siedziby ARP S.A. Centrum Obsługi Przedsiębiorców w Lublinie przy ul. Spokojnej 2. oraz na naszą stronę www.arp. pl, www.arp-tarcza.pl Jesteśmy również dostępni w mediach społecznościowych: https://pl.linkedin.com/company/agencja-rozwoju-przemyslu-s-a https://pl-pl.facebook.com/arpsa/ Beata Małgorzata Janczak, MBA, Dyr. Centrum Obsługi Przedsiębiorców w Lublinie Agencji Rozwoju Przemysłu S.A. Motto którym kieruje się w życiu i pracy: „Najtrudniejsza jest decyzja o działaniu, reszta to tylko wytrwałość” Amelia Earhart Od ponad 20 lat związana z sektorem finansowym. Prawnik z wykształcenia i pasji. Menedżer z wieloletnim doświadczeniem w sprzedaży oraz zarządzaniu. Nie obce są jej również rekrutacja czy coaching. Ciągle w procesie samorozwoju, obecnie w trakcie studiów podyplomowych DBA.w sprzedaży oraz zarządzaniu. Nie obce są jej również rekrutacja czy coaching. Ciągle w procesie samorozwoju, obecnie w trakcie studiów podyplomowych DBA.
16
magazyn lubelski (79) 2021
Zdrowych, spokojnych i pełnych ciepła Świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiej pomyślności w Nowym Roku życzą
Prezes, Zarząd oraz Pracownicy Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie
magazyn lubelski (79) 2021
17
społeczeństwo
tekst Referat Promocji Urzędu Gminy Wólka foto Urząd Gminy Wólka
#KIERUNEKGMINAWÓLKA 18
magazyn lubelski (79) 2021
Gmina Wólka to urokliwe miejsce położone nad rzeką Bystrzyca, w bezpośrednim sąsiedztwie dużych miast: Lublina, Świdnika i Łęcznej. Usytuowanie gminy w pobliżu Lublina, jego obwodnicy i Portu Lotniczego stanowi atut dla ewentualnych inwestorów. Nasza gmina to atrakcyjne tereny pod inwestycje, działalność usługową, handlową i przemysłową. Pełne pokrycie miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego sprawia, że jesteśmy atrakcyjni zarówno dla potencjalnych inwestorów i przedsiębiorców, jak i dla osób, które szukają nieruchomości pod zabudowę jednorodzinną. Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego daje poczucie stabilizacji dla przedsiębiorstw, a w perspektywie długoterminowej sprawia, że teren naszej gminy jest odbierany przez podmioty gospodarcze jako lokalizacja atrakcyjna inwestycyjnie. Należy wspomnieć o aspekcie demograficznym w gminie Wólka – z roku na rok liczba mieszkańców wzrasta, a trend ten nie jest jednorazowy. Na przestrzeni 10 lat nastąpił przyrost dokładnie o 2 240 osób. Zwiększanie się liczby mieszkańców to przede wszystkim wymierny efekt zaangażowania władz gminy w podnoszenie jakości życia mieszkańców i rosnący z roku na rok poziom inwestycji, co niewątpliwie udaje się głównie dzięki środkom pozyskiwanym z UE czy też z innych źródeł, w tym krajowych. Tylko przez ostatnie 2,5 roku łączna kwota przeznaczona na realizację inwestycji przekroczyła 60 mln zł, co jest sumą rekordową, niespotykaną w historii naszej Gminy, podobnie jak kwota otrzymanych zewnętrznych dofinansowań, które w tym okresie przekroczyły 34 mln zł. Dzięki umiejętności korzystania z zewnętrznych źródeł finansowania oraz efektywnemu gospodarowaniu zasobami własnymi zrealizowaliśmy i realizujemy szereg projektów infrastrukturalnych. Powstają nowe drogi, oświetlenie drogowe, remontujemy i doposażamy placówki edukacyjne, zmodernizowaliśmy i stale rozbudowujemy infrastrukturę wodno-kanalizacyjną. Dbamy także o jakość środowiska naturalnego, pozyskując na rzecz naszych mieszkańców dofinansowanie na instalacje odnawialnych źródeł energii. Pozytywne trendy ruchu naturalnego, które obserwujemy w naszej gminie od lat, a także młoda struktura wieku mieszkańców gminy to czynniki, które skłaniają nasz samorząd do prowadzenia polityki ukierunkowanej na wzbogacanie oferty w zakresie edukacyjnym i kulturalnym. W naszych szkołach zauważalny jest wzrost liczby uczniów, w roku szkolnym 2011/2012 w na-
szych placówkach uczyło się 644 dzieci, natomiast w 2020/2021 już 1041. Tendencja ta ten, sądząc po analizach demograficznych, będzie utrzymywała się w kolejnych latach. Wychodząc naprzeciw wyzwaniu zapewnienia dobrych warunków edukacyjnych dla dzieci i młodzieży, w ostatnich latach zainwestowaliśmy w rozbudowę placówek oświatowych w Turce oraz Łuszczowie. Przeprowadziliśmy gruntowną termomodernizację szkoły w Sobianowicach. Zaprojektowaliśmy i pozyskaliśmy dofinansowanie w ramach Rządowego Funduszu Polski Ład – Program Inwestycji Strategicznych na budowę sal sportowych wraz z zapleczem dydaktycznym w szkołach w Świdniku Małym oraz Sobianowicach. Obecnie zakończyliśmy budowę wielofunkcyjnego boiska wraz z bieżnią i skocznią w dal przy szkole w Łuszczowie. Na realizację tej inwestycji pozyskaliśmy dofinansowanie w wysokości 50% w ramach programu „Sportowa Polska 2020”. To oczywiście nie koniec naszych planów inwestycyjnych. W roku 2022 zaprojektowane zostaną kolejne sale sportowe – przy szkole w Łuszczowie oraz Turce, których budowę planujemy rozpocząć w 2023 roku. W wyniku tych działań wszystkie szkoły, dla których organem prowadzącym jest gmina Wólka, będą posiadały rozbudowane zaplecze sportowe w postaci sal gimnastycznych. Niestety realizowane inwestycje generują olbrzymie koszty. W roku budżetowym 2021 wydatki bieżące i inwestycyjne na oświatę stanowiły ok. 24 mln zł, a subwencja oświatowa i dotacja na przedszkola publiczne została ustalona na poziomie ok. 8,5 mln zł. Dla porównania w 2019 r. dochody wynosiły ok. 6,7 mln zł, a wydatki kształtowały się na poziomie ok. 16,7 mln zł. Z powyższego jasno wynika, że wydatki bieżące rosną dynamicznie i niewspółmiernie do dochodów. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego przeznaczamy tak duże środki finansowe na utrzymanie i rozwój oświaty? Odpowiedź jest jedna – jako świadoma wspólnota samorządowa wiemy, iż nauka dzieci nie jest celem, a środkiem do przygotowania ich do dorosłego, udanego życia. Oczywiście oświata w gminie to nie tylko kwestie finansowe, ale przede wszystkim efekty i osiągnięcia uczniów na szczeblu lokalnym i ogólnopolskim. Nasza szkolna drużyna z Łuszczowa FARMERZY, obecni mistrzowie woj. lubelskiego w kategorii klas IV i VI oraz wicemistrzowie w kategorii klas V, reprezentowali naszą gminę podczas Ogólnopolskiego Finału Szkolnej Ligi Rugby Tag w Jarocinie, gdzie zdobyli wicemistrzostwo Polski. W 2020 r. pierwszy raz, w historii Ogólnopolskich Finałów Szkolnej Ligi Rugby Tag, na podium w każdej kategorii stanęli zawodnicy reprezentujący jedną szkołę i oczywiście jako pierwsi dokonali tego Edwin Gortat, Wójt Gminy Wólka
Farmerzy – w każdej kategorii wiekowej nasze zespoły zajęły III miejsca. Sport to nie wszystko, co potrafią nasze dzieci. Warto również wspomnieć o ostatnich sukcesach Wypożyczalni Skrzydeł w Pliszczynie, czyli szkolnej biblioteki, której działania są doceniane w ogólnopolskich konkursach, a metody pracy z dziećmi stanowią materiały w wielu publikacjach czy artykułach o zasięgu ogólnopolskim. Ostatnio biblioteka zdobyła III miejsce w Polsce w konkursie „Mistrz Promocji Czytelnictwa 2020” oraz II miejsce w Polsce za zaangażowanie i sposób realizacji ogólnopolskiej akcji „Czytam sobie. Pierwsza klasa!”. Pracę naszych dzieci doceniło również Centrum Nauki Kopernik wraz z Ministrem Edukacji i Nauki. Spośród zgłoszeń z całej Polski nagrodę „Nauka dla Ciebie” dostał Zespół Szkolno-Przedszkolny w Pliszczynie – pliszczyński ogród deszczowy został wyłoniony spośród 10-ciu finalistów z całej Polski. Działalność prowadzoną przez nasz samorząd doceniają nie tylko nasi mieszkańcy czy inwestorzy, ale także liczne kapituły i podmioty zewnętrzne, zajmujące się analizą różnych czynników i danych liczbowych, wskaźników, dochodów oraz wydatków czy badaniem poziomu wykorzystania środków zewnętrznych. Warto wspomnieć, że gmina Wólka w 2020 r. zajęła 6. miejsce w Rankingu Gmin Lubelszczyzny 2020 wśród 213 gmin woj. lubelskiego. W porównaniu z poprzednią edycją jest to bardzo duży wzrost, gdyż awansowaliśmy z 11. miejsca. Miesięcznik Forbes przygotował ranking zamożności polskich samorządów za 2020 rok, w którym nasza gmina wśród 1 533 gmin wiejskich zajęła bardzo wysoką 105. pozycję (5. wynik w powiecie lubelskim a 7. w woj. lubelskim). W Rankingu Serwisu Samorządowego PAP „Gmina dobra do życia” nasza gmina znalazła się na 242. miejscu w kraju, ale na 6. w woj. lubelskim. W rankingu Wspólnoty „Najbogatsze samorządy w 2020 roku. Ranking dochodów JST” z 1182. miejsca w rankingu za lata 2016 – 2018 awansowaliśmy na 285. miejsce, biorąc pod uwagę okres lat 2018 – 2020. Kolejny nasz sukces to wysokie 24. miejsce w Rankingu Samorządów „Rzeczpospolitej” (przed nami tylko 2 gminy z woj. lubelskiego). Osiąganie tak wysokich wyników przez gminę Wólka świadczy m.in. o jej potencjale, aktywności władz, ale także przedsiębiorców i inwestorów działających na jej terenie. Jest niewątpliwie ogromnym wyróżnieniem, skuteczną motywacją do dalszego rozwijania gminy w kolejnych latach, jak również potwierdzeniem dobrej polityki rozwoju, którą konsekwentnie realizujemy już od lat.
magazyn lubelski (79) 2021
19
ludzie
FIRMA
TO JA
tekst Anna Ignasiak | foto Tadeusz Żaczek
20
magazyn lubelski (79) 2021
Tradycja i niełatwy los rzemieślnika Ojciec Zenona Śledzia jeszcze w czasie II wojny światowej zdobył wykształcenie rzemieślnicze w Białej Podlaskiej, tzw. termin. Potem pracował i służył w wojsku. W czasie „odwilży” w 1956 r. rozpoczął działalność wraz z trzema partnerami, jako spółka, ponieważ indywidualnie prywatnie bardzo trudno było wówczas pracować. Po kilku latach mógł już działać sam. Otworzył zakład w Białej Podlaskiej. Zajął się naprawą maszyn rolniczych, później, gdy pojawiły się motocykle i samochody, rozszerzył działalność. Doszło też ślusarstwo. Gdy wyposażono mieszkania w instalacje wodnokanalizacyjne, ojciec naszego bohatera zajął się również hydrauliką. Wraz z instalowaniem urządzeń gazowych firma kolejny raz zmieniła branżę. Cały czas, podobnie jak potem syn, trzymał rękę na pulsie. Niestety czasy nie sprzyjały prywatnej inicjatywie. Rzemiosło było ciężkim kawałkiem chleba. Ojciec Zenona Śledzia, podobnie jak wielu mających prywatne zakłady, obciążony został podatkiem, tzw. „domiarem”. Przestępstwem była niewłaściwa proporcja prac wykonywanych dla jednostek uspołecznionych w stosunku do tych dla jednostek prywatnych. Ówczesne państwo uważało, że rzemieślnicy powinni funkcjonować tylko na potrzeby usług indywidualnych. Natomiast ojca wzywano do awarii, ponieważ był dobrym fachowcem. Zajmował się naprawą instalacji, kotłów centralnego ogrzewania, pękających zimą, m.in. w szpitalach. Konieczna była szybka naprawa, pracowało się więc nocami. Była to karkołomna robota, bo brakowało materiałów, składało coś ze starych części. Tych prac było dużo, więc w wyniku kontroli naliczono podatek. Tysiące ludzi zostało w ten sposób ukaranych.
Zmiana planów Zenon Śledź nigdy nie sądził, że będzie musiał prowadzić życie rzemieślnicze. Jeszcze przed pójściem do wojska pracował w wielkiej firmie państwowej Hydrocentrum, działającej w branży sanitarnej. Duże budowy były dla ówczesnego młodego człowieka szansą na wybicie się z małej miejscowości. Pracowali w różnych miejscach kraju, była możliwość zarobku i awansu. W 1977 r. ojciec Zenona Śledzia zmarł. 3 czerwca 1978 r., będąc jeszcze w wojsku, na prośbę matki, przejął tę firmę i zarejestrował ją, by mogła dalej działać. Podjął tę decyzję z pewnymi oporami, ponieważ wiedział, jak wygląda życie rzemieślnika. Nawet po śmierci ojca podatek, którym go obciążono, „ścigał” rodzinę i trzeba było go spłacić. Na szczęście w tej trudnej sytuacji zawsze mógł liczyć na wsparcie najbliższych. Podkreśla też, jak ważna dla niego zawsze była i jest więź środowiskowa, rzemieślnicza. Z uwagi na braki materiałowe firma ograniczała się do robót konserwatorskich i na-
praw instalacji hydraulicznych i kanalizacyjnych. Firmę, Zenon Śledź. Zakład Instalatorstwa Sanitarnego, przy ul. Długiej 56A, udało się postawić na nogi. Jest z tego dumny.
Waga odpowiedzialności Zmienił się ustrój i warunki. Teraz firma Zenona Śledzia robi wszystko. Są fachowcy, maszyny, urządzenia, by wykonywać wszelkie prace z branży sanitarnej. Zainwestował też w duży sprzęt, m.in. koparki na potrzeby robót ziemnych i sieci układanych w terenie. W tym się specjalizuje, choć przyjmuje również zlecenia wykonania instalacji wewnątrz. Obecnie największe zapotrzebowanie jest na przyłącza gazowe. Nie ma już trudności znamiennych dla poprzedniego ustroju, jednak niewielu jest chętnych do otwierania zakładów rzemieślniczych. Powstają raczej spółki o różnych zachodnio brzmiących nazwach. Natomiast rzemiosło wyróżnia się tym, że to rzemieślnik firmuje działalność swoim nazwiskiem. Ja zawsze występuję jako Zenon Śledź, na wszystkich przetargach. Kiedyś Biała Podlaska miała około 1000 rzemieślników, mimo to stanowili wielką rodzinę. Teraz obserwuje się pęd ku karierze, wielu koncentruje się na sobie. Czasy to wymusiły czy poddaliśmy się temu trendowi? Nadzieją dla przyszłości rzemieślnictwa są m.in. uczniowie. Jeszcze ojciec Zenona Śledzia wyszkolił kilkudziesięciu uczniów. On sam w ciągu swojej działalności miał podobną liczbę, najlepsi pracują w jego zakładzie. Jego wychowankowie pracują zarówno w Polsce, jak i za granicą. Otrzymuje od nich sygnały, że dobrze sobie radzą. Rzemiosło przygotowuje do wykonywania zawodu i zapewnia fachowość na najwyższym poziomie. Począwszy od młodzieńczych lat, ważna była dla niego kwestia ochrony środowiska naturalnego. Dlatego właśnie zdecydował się na technologię wody. W Policealnym Studium Budowlanym w Lublinie poznał zagadnienia dotyczące oczyszczania ścieków i dostarczania właściwej jakości wody do gospodarstw domowych. Od najmłodszych lat widział jak wyglądają rzeki. Przez jego rodzinną Białą Podlaską przepływa rzeka Krzna. Jako dziecko, razem z innymi, kąpał się w niej. Pół miasta siedziało na kocykach, korzystając z uroków tego miejsca. W latach 70., wraz z rozwojem infrastruktury, nieopodal w Łukowie powstała fabryka wędlin i od tamtej pory nikt przez kilkadziesiąt lat nie mógł wejść do tej rzeki, ponieważ tak bardzo była zanieczyszczona. Obecnie, jak sam przyznaje, m.in. na forach społecznościowych, jakość wody w Krznie poprawia się, można już zobaczyć rybaków na brzegu. Temu właśnie służą prace moje i ludzi tej branży. Jeżeli ktoś wcześniej odprowadzał ścieki do szamba, a podłącza się do sieci miejskiej, jeżeli brał niezbadaną wodę z gruntu, a zdecydował się korzystać z sieci miejskiej i jeśli zastępuje tzw. kopciucha siecią gazową
magazyn lubelski (79) 2021
21
– stan środowiska naturalnego poprawia się. Nasze wody i powietrze są teraz lepsze niż jeszcze kilka lat temu.
Im lepiej, tym mniej Obecnie znalezienie fachowca w swojej dziedzinie nie jest łatwe. Jedna z klientek naszego bohatera, nim do niego trafiła, przez dwa lata miała problemy ze znalezieniem wykonawcy przyłącza wodnokanalizacyjnego – wszyscy, do których się zgłosiła, twierdzili, że nie da się z uwagi na jego długość i skomplikowanie. Warto przytoczyć jej wypowiedź. W końcu znajomy powiedział dosłownie: – Idź do Śledzia, jeśli on powie, że nie da się, to rzeczywiście nie da się. Ekipa pana Śledzia już zakończyła pracę. Mnie samej nic nie obchodziło – urzędy, pozwolenia – wszystko załatwili sami. Teren (kostka i droga) po położeniu instalacji doprowadzony do stanu pierwotnego, a nawet lepiej. Termin wykonania prac – miał być tydzień, był tydzień. Jestem zachwycona. Pełny profesjonalizm, dotrzymywanie terminów i dbanie o klienta – to są zalety zakładu pana Śledzia. On sam twierdzi, że im lepiej wykonana jest praca, tym mniej ją widać – rezultatem jest po prostu sprawnie działająca instalacja. W Białej Podlaskiej nie ma prawie ulicy, przy której jego zakład nie uczestniczyłby w robotach instalacyjnych.
Promocja dźwignią rzemiosła Zenon Śledź działa nie tylko w cechu bialskim. Przez dziesięciolecia był delegatem na Kongres Rzemiosła Polskiego w Warszawie. Od początku działalności rzemieślniczej jest też w komisji egzaminacyjnej Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie. W prasie i innych mediach również stara się przekonywać o tym, jak ważną dziedziną życia społecznego i gospodarczego jest rzemiosło. Prace wykonane przez rzemieślnika nie pochodzą ze sztancy. Zakład Zenona Śledzia używa nowoczesnych narzędzi oraz najnowszych technologii, jednak każdy produkt nadal jest tworem indy-
22
magazyn lubelski (79) 2021
widualnym. W jego wykonaniu biorą udział ręce rzemieślnika, jego wiedza, a nawet pomysłowość, potrzebna mimo posiadania projektu. Działając w bialskim cechu, promuje rzemiosło oraz jego naukę, opartą na najwyższych wartościach. Podkreśla, że jego rodzimy cech jest jednym z najlepszych w Polsce. Dobrze wykształcony uczeń może później bez problemu legitymować własnym nazwiskiem rzetelność swojego zakładu.
Rodzice byliby dumni Biorąc wszystko powyższe pod uwagę, nie może dziwić, że Zenon Śledź został odznaczony Szablą Kilińskiego, czyli najwyższym odznaczeniem rzemieślniczym, ustanowionym w 1998 r. Pierwszą Szablę nadano w 1999 r. papieżowi Janowi Pawłowi II. Odznaczenie Zenona Śledzia nosi numer 732. Uhonorowano też jego pracę w organach zarówno w Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców w Białej Podlaskiej, jak i w Izbie Rzemieślników i Przedsiębiorców w Lublinie, w której obecnie jest w Zarządzie. Od 1990 r. jest delegatem na Kongres Rzemiosła Polskiego w Warszawie. Doceniono również działalność rzemieślniczą jego zakładu, utrzymywaną na najwyższym poziomie, przy czym on sam podkreśla wkład rodziny, pracowników oraz uczniów. Uhonorowano jego pracę społeczną, do której zamiłowanie przejął od rodziców. W czasie gdy prowadzili rodzinny zakład, budowany był Dom Rzemiosła w Białej Podlaskiej, dzięki składkom społecznym rzemieślników oraz pracom wykonywanym w czasie wolnym. Fundusze zbierano podczas bali. Organizując je, dzielono się funkcjami. Raz jego mamie przypadło zadanie sporządzenia 30 litrów sałatki warzywnej. Sam pomagał w jej robieniu i do tej pory pamięta ogromne ilości składników, przede wszystkim marchewki i cebuli. Dom Rzemiosła otwarto w 1965 r. Zenon Śledź wraz z żoną kontynuują również zwyczaj ubierania przez rzemieślników jednego z ołtarzy kościoła na Boże Ciało, co przez lata robiła jego matka. Zenon Śledź i inni rzemieślnicy z Białej Podlaskiej nadal uczestniczą w życiu cechu i udzielają się społecznie. Spotykają się z władzami, biorą udział w różnych uroczystościach. Najważniejszym jest święto patrona rzemieślników św. Józefa, obchodzone w kwietniu. Zenon Śledź jako członek delegacji rzemieślników jeździ również na tę uroczystość do Lublina. Znajduje czas na działalność charytatywną. Pomaga Parafii Wniebowzięcia NMP przy ul. Długiej w Białej Podlaskiej. Wcześniej było tam przedszkole, które wspierał swoją fachowością. Teraz prowadzona jest tam działalność dla seniorów i jego pomoc jest nadal mile widziana. Najważniejszym dla Zenona Śledzia osiągnięciem na polu tej działalności jest charytatywny Koncert Pastorałek z udziałem Skaldów. Skontaktował się z Janem Budziaszkiem i razem zorganizowali to wydarzenie.
W świat daleki i bliższy Zenonowi Śledziowi całe życie towarzyszy sport. Postępuje zgodnie z powiedzeniem „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Kiedyś wszystko spoczywało na jego barkach, teraz ma pracowników, on sam zarządza firmą. Może więc złapać oddech. Jego ulubionymi dyscyplinami są tenis ziemny i koszykówka. Realizuje się też w jeździe na motocyklach. To marzenie jeszcze z dzieciństwa, kiedy stryj za przysłowiowe wyczyszczenie motoru pozwalał mu na krótkie przejażdżki. Jednak dopiero w późniejszym wieku mógł pozwolić sobie na spełnienie marzenia i kupił motocykl Yamaha Rider 1900 cm³ pojemności silnika. Uważam, że jest zdecydowanie lepszy i piękniejszy od każdego Harleya. Yamaha to doskonała japońska produkcja. Nie rozsypuje się jak Harley. Na swoim motocyklu odbyłem wiele podróży. W pewnym momencie przesiadłem się jednak z tego dużego i ciężkiego motocykla na motocykl BMW 1200RT, szosowo-turystyczny, który jest zdecydowanie wygodniejszy. Teraz tym jeżdżę w podróże, natomiast Yamahę zostawiam na zloty i święta narodowe. Z innymi motocyklistami przyjeżdżamy na obchody święta 34. Pułku Piechoty w Białej Podlaskiej. Składamy kwiaty pod pomnikiem przy ul. Warszawskiej, by uhonorować żołnierzy, którzy stacjonowali tu przed II wojną światową i we wrześniu poszli na front. Zenon Śledź z kolegami motocyklistami wyjeżdżał do wielu krajów na wyprawy motocyklowe. Wspomina, że będąc w Staniach Zjednoczonych, jechał słynną Route 66. Wówczas prowadził Har-
leya. Będąc za oceanem, wypożyczają motocykle na miejscu. W zeszłym roku był w Nowej Zelandii. Wówczas już zaczynała się pandemia. Zaczęły dochodzić informacje o zbliżającym się zagrożeniu. 4 lutego wrócił do Polski. Zaczęto wprowadzać ograniczenia. Zenon Śledź trzyma z całą wielką bracią motocyklową, jeździ natomiast najczęściej z kolegami z grupy motocyklowej „Ten Members” z Białej Podlaskiej. Łatwiej i przyjemniej jest jechać w grupie, ponieważ każdy przyjmuje na siebie część obowiązków. Jazda motocyklem to również niezła dawka adrenaliny, ponieważ w odróżnieniu od prowadzenia samochodu, co robi się już właściwie odruchowo, tu trzeba cały czas kontrolować się, uważać na manewry jadących obok kolegów i innych uczestników ruchu drogowego. Jednocześnie nie chodzi o pęd po szosie, lecz podróż, zatrzymywanie się w ciekawych miejscach. Na pewno niejeden nasz rodak, podobnie jak Zenon Śledź, przekonał się w ostatnim czasie, jak wiele jest w Polsce interesujących miejsc do zobaczenia, postój warto robić niemalże co 100 km. Są piękne i odremontowane dwory, pałace, zamki, również w rejonie podlaskim, od Cieleśnicy przez Janów Podlaski, Drohiczyn. Na co dzień relaks naszego bohatera wygląda inaczej. Z uśmiechem stwierdził, że jego motocyklowa droga jest inna niż należałoby, ponieważ kupuje coraz lżejsze maszyny, a powinno być odwrotnie. Teraz kupił najlżejszy, motocross KTM, i po pracy, dla odpoczynku od codzienności, jeździ po nadbużańskich ścieżkach.
magazyn lubelski (79) 2021
23
Zapraszamy na trasy narciarskie na Siwej Dolinie w Tomaszowie Lubelskim
Zapraszamy na trasy narciarskie na Siwej Dolinie w Tomaszowie Lubelskim
dużym uproszczeniem w poruszaniu się po szlakach. Siwa Dolina to sześć tras biegowych na dystansie 1 km, 1,5 km, 2 km, 2,5 km, 3 km i 5 km, które zaczynają się przy stadionie miejskim. Co ciekawe, na trasie możemy znaleźć miejsca obserwacyjne ptactwa oraz tablice informacyjne o gatunkach zwierząt zamieszkujących ten piękny zakątek Polski. Siwa Dolina, położona na pograniczu Wyżyny Lubelskiej, urzeka roztoczańskimi wzniesieniami i widokami. Urozmaicone ścieżki, pętle, zjazdy i podbiegi są niekwestionowanym walorem tego miejsca. Kompleks narciarski na Siwej Dolinie oferuje także wypożyczalnię nart biegowych, bezpłatne parkingi, karczmę, gdzie zjemy smaczny gorący posiłek oraz miejsca wyznaczone na ogniska. Hotele i punkty gastronomiczne położone są dosłownie kilka kroków od tras narciarskich. Wybierając Tomaszów Lubelski w poszukiwaniu
24
magazyn lubelski (79) 2021
Na całej Lubelszczyźnie nie ma lepszego miejsca na narciarstwo biegowe. Siwa Dolina jest położona na obrzeżach Tomaszowa Lubelskiego. Natura idealnie ukształtowała teren Roztocza Środkowego, gdzie leśne wzniesienia sięgają 305 m n.p.m. Wymarzone miejsce dla każdego narciarza biegowego. Na Siwej Dolinie jest kilka tras narciarskich o różnym stopniu trudności. Trasy są bezpłatne, oznakowane, a wieczorem oświetlone. Są szerokie i dostosowane do różnych technik jazdy, w tym do techniki klasycznej. Jak sama nazwa wskazuje, Siwa Dolina jest miejscem, gdzie śniegu nie może zabraknąć – trasy są naśnieżane i przygotowywane dla narciarzy w najwyższym standardzie. Ponadto są oznakowane kolorami, co jest
Na całej Lubelszczyźnie nie ma lepszego miejsca na narniezapomnianych chwil związanych z nartami, pamiętajmy, że ciarstwo biegowe. Siwa Dolina jest położona na obrzeżach ceny w pobliskich hotelach i punktach gastronomicznych nie Tomaszowa Lubelskiego. Natura idealnie ukształtowała teren zrujnują naszego portfela. Atrakcją są zawody sportowe, jak Roztocza Środkowego, gdzie leśne wzniesienia sięgają 305 m np. coroczny Ogólnopolski Bieg Hetmański, w którym może n.p.m. Wymarzone każdego narciarza biegowego. wziąć udział każdy, miejsce kto chcedlasprawdzić swoje umiejętności Na Siwej Dolinie jest kilka narciarskich o różnym stopw narciarstwie biegowym, oraztras Mistrzostwa Polski Młodzików niu trudności. Trasy są bezpłatne, oznakowane, a wieczorem w narciarstwie biegowym. Na trasach narciarskich „Siwa Dooświetlone. Są szerokie i dostosowane dowicemistrzyni różnych technik jazlina” swoją karierę rozpoczynała obecna świata dy, w tymw do techniki klasycznej. Jak Monika sama nazwa wskazuje, juniorek sprincie techniką klasyczną Skinder wySiwa Dolina jest miejscem, gdzie Tomaszów śniegu nie Lubelski. może zabraknąć chowanka MULKS Grupa Oscar Tak –więc, trasychcąc są naśnieżane i przygotowywane dla narciarzy w najzobaczyć więcej trzeba wziąć narty i przyjechać do wyższym standardzie. Ponadto są oznakowane kolorami, co jest Tomaszowa Lubelskiego. Więcej informacji na www.lozn.org.pl
XXV firmowych kart świątecznych Lubelskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej
O
d 2009 roku Lubelskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej włącza się w propagowanie lubelskiego dziedzictwa kulturowego. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Świąt Wielkiej Nocy LPEC wydaje firmowe karty z życzeniami. Na kartach tych prezentowane są mało znane lub zapomniane dzieła sztuki związane z Lublinem. Tematycznie karty nawiązują do przeżywanego okresu liturgicznego, zaś reprodukcjom prezentowanym na nich towarzyszą noty historyczne, opisujące przedstawiany obiekt, okoliczności jego powstania, artystę go tworzącego, jak również jego otoczenie. Autorem koncepcji wydawnictwa i wydanych dotychczas 25. kart jest Piotr Krzysztof Kuty. Fotografie i reprodukcje do wszystkich kart wykonał znany lubelski fotografik Piotr Maciuk. Dwa razy do roku, kilkaset kart z życzeniami trafia do Przyjaciół i Kontrahentów LPEC w całej Polsce, przyczyniając się do poznania zabytków Lublina.
P
ragnąc udostępnić szerszej publiczności karty świąteczne, LPEC przygotowało inspirowaną nimi wystawę, eksponowaną od 2012 roku, a zatytułowaną „Od Narodzenia do Zmartwychwstania”. Prezentuje ona dotychczasowe wydawnictwa, ale przede wszystkim promuje mało znane zabytki Lublina. Honorowy patronat nad wystawą zechcieli objąć Abp Stanisław Budzik Metropolita Lubelski, Jarosław Stawiarski Marszałek Województwa Lubelskiego i Krzysztof Żuk Prezydent Miasta Lublin.
Z okazji Świąt Narodzenia Chrystusa życzę by Blask i Ciepło, które od ponad dwóch tysięcy lat promieniują z ubogiej stajenki, z całą mocą rozświetlały i ogrzewały każdy dzień, każdego z nas w Nowym Roku 2022
LPEC ProPagujE siEdEmsEtLEtniE dziEdziCtwo kuLturowE LubLina
Marek Goluch
Prezes Zarządu LPEC S.A. w Lublinie
Boże Narodzenie, A.D. 2021 www.lpec.pl/ karty-swiateczne
finisaż wystawy „Od Narodzenia do Zmartwychwstania”
XVII–wieczny obraz „Nawiedzenie św. Elżbiety” w zbiorach Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Lublinie
2009 r.
2010 r.
2011 r.
2012 r.
2013 r.
2014 r.
2015 r.
2016 r.
2017 r.
2018 r.
2019 r.
2020 r.
felieton
ECH, ŻYCIE… Magdalena Zabłocka | foto Marcin Pietrusza
Październik, spokojnie i mgliście, do wiosny daleko, nostalgicznie, już czas chryzantem. Złocistych i w kryształowym wazonie. Swego czasu od smarkuli dostałam na urodziny (obchodzę w kwietniu) właśnie chryzantemę. CHRYZANTEMĘ, wprawdzie nie złotą, a białą i w doniczce. Jezu, czas do trumny?! Mina mi trochę zrzedła. Zabłocka: Ola, ale to cmentarny kwiatek… Ola: Bierz, matka, jak dają. Pewnie jak bym była taka stara, też bym się oburzyła, ale nic lepszego w tej cenie w Lidlu nie było. Pewnego pięknego wieczoru siedzieliśmy sobie we troje przed telewizorkiem: dziadek, smarkula i ja. Ola katowała nas „Zmierzchem”. Dziadek: Ola, po obejrzeniu tego głupawego filmu będę cię musiał zaprowadzić do psychiatry, a nie znam żadnego! Z.: Tato, ale to twój nienormalny syn kupił jej te debilne książki, to teraz ogląda. Dz.: Jezu! Kto go zrobił?! Z.: Eeeeeeee, tato… No ty. Kiedyś, jak te nasze ogryzki były małe, a zaręczam, że kiedyś były małe, w ramach wakacji wywoziłyśmy je z Moniką na działkę nad jezioro. Dyżur z ogryzkami pełniłyśmy na zmianę, żeby nie sfiksować, bo wyglądało to tak: …ciociu!boOlatodomniegadaimitoprzeszkadza!Bubaszczekainiemogęsięskupić!czyjamumuszęzawszeustępować?!o,popatrz!wiewiórki!pójdziemydojeziora?mamo,aKubatopowiedział,żeniebędziesprzątał!hau!hau!hau!aciociu,wiesz,żejawidziałemtakiedużeniebieskiedinozaurykiedyś?onemniegoniły,naprawdę!matka,niemówdoniegomisiu!ciociu,wiesz,żeOdżojesttakasłodka?Olazrobiłaśniadanie,ciociu!mamo,aKubatoniechcesięubierać!hau!hau!hau!aBubatowyjadaOdżozmiski!aOdżowyjadazBubymiski!dlaczegoonasiętaknamniepatrzy?!janiebędęsprzątać,ciągletylkosprzątamisprzątam!awiesz,ciociu,żeniemożna siękąpaćprzyświecach?osa!osa!onazarazmnieugryzie!acotyrobisz?adasznamkomputer?pójdziemynaManhattan?janiechcęherbaty!możemypograć?adoczegocitefarby?cotubzyczy?onekopiądołek!hau!hau!hau!będzieszczytał?nie,czekaj,siadaj,terazja!... Dzieci bywają też chore. Hejkum, kejkum, Zabłocka, ratuj! Robiłam więc za niańkę. Pawian: Ciociu! Mam plan! Jak będziemy razem siedzieć w więzieniu, to ty zagadasz strażnika, ja zrobię pułapkę i uciekniemy! Zrobimy im jesień średniowiecza z tyłków! Z.: Jak zaraz nie zaczniesz żreć, to ja ci zrobię jesień wszystkich epok i zmierzch cywilizacji z tyłka, nawet ci
26
magazyn lubelski (79) 2021
radziecka obrona przeciwlotnicza nie pomoże. P.: Będziesz bombowcem? Z.: Raczej pershingiem. P.: Aha. A wiesz, może ty zostaniesz z nami? Nie będę musiał chodzić do szkoły. Z.: Wierz mi, że jeszcze pół godziny i pokochasz szkołę, he, he, he. P.: Ciociu! Ale sama mi powiedziałaś, że groźby są karalne! Z.: Spokojnie jak na wojnie, czy ja ci grożę? P.: Chcesz powiedzieć, że już z matką znajdziecie na mnie paragraf? Z.: Całe stadko, słoneczko. Jedz, albo ci tę kanapkę wepchnę do gardła. P.: To będzie przemoc! Z.: Tam zaraz przemoc, raczej twoja niemoc – jak sam nie możesz, to muszę ci pomóc, prawda? P.: Jak ty dobrze rozumiesz zwierzęta… Z.: Szczególnie takie, jak ty. P.: A z Kotą też umiesz gadać i ją rozumiesz? Z.: Na razie staram się zrozumieć twoje potrzeby. Pierwszą twoją potrzebą jest zjeść śniadanie, drugą – odrobić zaległe lekcje. P.: Łe! Jednak nie rozumiesz zwierząt. Uwierz mi, że ja wolę pograć na komputerze! Z.: Komputer znajduje się w strefie zaminowanej, słonko, jak wleziesz do matki do gabinetu, trafisz na ostrzał. P.: I będę mieć przerąbane? Z.: Do końca dni swoich. P.: To raczej długo. Ale wiesz, ty zejdziesz prędzej… A teraz? Teraz to dzieci się nam postarzały. Wieczór, matka staruszka ślęczy przy kompie, dzwoni telefon: Ola: Cze, matuś, nie sypiesz się? Wszystko u ciebie w porządku? Jak się czujesz? Z.: Ile chcesz? O.: Dwieście wystarczy. Ech, życie…
Magdalena Zabłocka jest dyrektorem ds. programowych Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie. W pracy, będącej jej największą pasją, zaangażowana jest w działania na rzecz promocji rzemiosła. W książce „Rzemiosło w przestrzeni kulturowej” ze znawstwem i temperamentnie opowiada historie, legendy i mity tej gałęzi działania, poczynając od antyku. Prywatnie uwielbia literaturę luzofońską i iberoamerykańską, a najbardziej lubi „trupy”, czyli kryminały. Kocha swoje dwa psy i dwa koty.
felieton
NASZE CODZIENNE
CHAMSTWO
tekst: Maciej Wijatkowski foto: Beata Wijatkowska , Freepik
Lubię w iedzieć Lubię wiedzieć, dlaczego sprawy wokół mnie obierają zły kierunek. Wiem, mniej więcej, dlaczego świat staje się coraz lichszy i bardziej knajacki; idzie prawie zawsze drogą najkrótszą i najtańszą, to jasne. Nie muszę dołączać, zawsze wtedy powtarzam sobie, że Michelangelo di Lodovico Buonarroti Simoni, czyli – po polsku: Michał Anioł, rzeźbiąc „Dawida”, nie miał skanerów i gładzików wibracyjnych. Stąd owo: „prawie”. Nie musimy dołączać do byle kogo i byle czego. Ale to robimy. Dlaczego? Dlaczego bezmózgie bydlę... Nie jestem zapiekły wobec „braci mniejszych na umyśle”; „bydlić” to w staropolszczyźnie: „być, przebywać, postępować”. Nie ma tu ani słowa o myśleniu. Otóż, kontynuując, dlaczego bezmózgie bydlę, w Olsztynie, na skrzyżowaniu ulic Bałtyckiej i Rybaków (znam te ulice bardzo dobrze), pędząc w mieście 190 km/h, zabija dwudziestokilkuletnie rodzeństwo, w miejscu, w którym to nie ma prawa się zdarzyć? Dlaczego bydlę ucieka z miejsca katastrofy? Dlaczego odmawia składania wyjaśnień, bo jednak zostało złapane (brawo policja!)? Dlaczego właściciel drogiego samochodu podjeżdża w Lublinie pod centrum handlowe i z rozmachem parkuje w poprzek na dwóch miejscach dla niepełnosprawnych? Słowo „drogiego” nie wynika z moich kompleksów, lecz z obserwacji. Dlaczego ładni, młodzi ludzie, wychodząc późnym wieczorem od swojego kolegi, podpalają klatkę schodową w jego bloku mieszkalnym pełnym ludzi, ze śmietnika wywlekają wyrzucone meble i dorzucają je do zarzewia, by je podsycić? To nie moja inwencja podyktowała te wiadomości i pytania. Są ich dziennie setki, jeśli nie tysiące. Dlaczego? To niech będzie już pytanie zbiorcze, na które odpowiedzi jest co najmniej kilka. Rodzice nie mają czasu na kształtowanie umysłów swoich dzieci. Tu nie będzie prób usprawiedliwienia. Albo
jest się rodzicem, albo nie trzeba nim być, jeśli inne sprawy są ważniejsze. Szkoła przestała być ośrodkiem kształtowania osobowości i wpajania wartości. Stała się li tylko przechowalnią dzieci na czas zawodowych zajęć rodziców lub dbania mamuś o stan swoich paznokci. O wyjątkach nie piszę, ale są i chwała im za to. Czemu tak ostro o szkole? Wróćmy do rodziców: w ciągu mijającego już roku aż troje moich przyjaciół i znajomych zwróciło się do mnie o pomoc w przeniesieniu dziecka ze szkoły, do której ich dzieci uczęszczały, do innej, takiej, w której liczy się wiedza, kultura osobista, system wartości i szacunek dla drugiego człowieka. Usłyszałem nagrania, na których np. słychać dziecko szanowanej ogólnie, profesorskiej rodziny, używające języka rynsztoka, szantażu i gróźb. Karalnych, a jakże, ale dziecka nie karze się przecież według „dorosłych” kodeksów. Posłuchałem opowieści „jak bardzo nikim się jest”, nie mając markowych ubrań i gadżetów. Co jeszcze bardziej przeraża; dzieci chciały opuścić szkoły „renomowane” i „o uznanym poziomie”! Prywatne, drogie i państwowe – przez lata najlepsze. „Chamstwem”, we wspomnianej staropolszczyźnie i obowiązujących wtedy systemach wartości podziałów społecznych, określano ludzi niskiego stanu i pochodzenia. Z czasem to określenie stało się synonimem braku kultury, grubiaństwa, prostactwa i wulgarności. Nasze codzienne chamstwo... Na pewno i na szczęście nie moje i nie mojej rodziny. Zapewne i nie wasze. Tylko co z tego?... Maciej Wijatkowski – ur. w 1962 r. w Lublinie. Filolog angielski, publicysta lotniczy, autor wielu tekstów, w tym felietonów, reżyser i autor programów tv, aktor estradowy. Były członek „Bractwa Satyrycznego LOŻA 44”.
magazyn lubelski (79) 2021
27
felieton
K O B I E TA W. . . N I E D Ł U G A D A M S K I E G O
H I S T O R I A
G A R N I T U R U
Jeszcze kilkaset lat temu garnitury nie były popularne i nosiła je wysoko usytuowana, zamożna szlachta. Pierwszy garnitur pojawił się około 1700 roku i był inspirowany męskimi rajstopami lub bryczesami. Bryczesy w tamtym czasie to rozszerzone spodnie wiązane pod kolanem i noszone do długich płaszczy i marynarek. Te zaś uchodziły za bardzo eleganckie i były inspiracją do późniejszych kompletów zwanych garniturami. Taki wierzchni strój tworzył nowe proporcje i uważany był za niezwykle bogaty i dostojny. Rewolucją w świecie mody stał się garnitur damski. Wywołał on nową, kontrowersyjną i szokującą w tamtych czasach sytuację. Wszystko zaczęło się od „nowych kobiet” w XIX w., które walcząc o równouprawnienie, organizowały marsze, protesty oraz aktywnie przeciwstawiały się panującemu prawu i porządkowi społecznemu. Wszystkie te działania wymusiły znalezienie wygodnych, nieograniczających swobody ruchu ubrań, dlatego dłuższa marynarka i zwężana ku dołowi spódnica to pierwszy noszony w wersji damskiej kostium. Czy kobieta w garniturze może wyglądać kobieco i elegancko jednocześnie??? Pierwszy damski garnitur, który miał w sobie wiele kobiecości i zmysłowości, wypromował w czasie I wojny światowej dom mody Chanel. Kiedy damski garnitur pewnym krokiem wszedł na salony, w modzie nastała prawdziwa rewolucja. Nowym głosem i oddechem dla kobiet był rok 1939, kiedy swoje pierwsze wydanie kobiety w spodniach publikuje VOUGE.
tekst Bea Furmaniak foto Damian Chmielewski
28
magazyn lubelski (79) 2021
Chłopczyca w biurze... Hollywood nosi spodnie... Le smoking na salonach... Kobiety sukcesu zakadają garnitury... to nowe trendy i przeobrażanie damskiego ubioru na przestrzeni lat aż do współczesności.
Mój Styl Od Kuchni: o modzie, pielęgnacji i gotowaniu Dziś takie ubrania jak koszula, marynarka i spodnie to świadomy wybór niejednej kobiety i doskonała alternatywa dla sukienki. Nikogo nie dziwi kobieta w garniturze i chociaż kojarzy się on z oficjalnymi sytuacjami, ja bardzo chętnie stosuję go w codziennych stylizacjach, nawet w towarzystwie sportowych butów. Te dziś w modzie ulicznej są mocnym trendem, dlatego udało im się przeniknąć do klasycznej elegancji. Ja w swojej szafie mam kilka modeli garniturów zarówno w wersji klasycznej, jak i z nutą ekstrawagancji, ale wszystkie wykorzystuję zarówno na co dzień, jak i od przysłowiowego święta.
Uwielbiam bawić się modą w sposób naturalny, nieprzymuszony, zgodny z moją estetyką, dlatego wzoruję się na tych stylach, które mnie inspirują i zostawiają przestrzeń do wyrażania siebie. Moda nie jest zarezerwowana wyłącznie dla młodych kobiet, również 50-latka może tworzyć własny styl i wizerunek, który będzie ją wyróżniał i podkreślał jej osobowość oraz atuty. Nawet moda klasyczna rozwija się dzięki eksperymentom, które sprawiają, że o niektórych formach szybko zapomnimy, a inne wracają do nas w nowej odsłonie. Lubię oszczędne wzornictwo, bezkompromisowy styl, uniwersalne i stonowane kolory, ale flirt z klasyką przełamuję dodatkami
magazyn lubelski (79) 2021
29
takimi jak torebki, nakrycia głowy i inne akcesoria. To sprawia, że szarość garnituru i czerń bluzki czynię niebanalnym połączeniem i doskonałą stylizacją, w której czuję się oryginalnie. Taki zestaw skrojony na miarę męskiego nie jest w żaden sposób przebraniem czy rzeczą pożyczoną od faceta, ale współczesną, akceptowaną i chętnie noszoną przeze mnie formą. Inny pt. „klasyczny”, który króluje w mojej szafie, jest w wydaniu „beige” i nie od razu wzbudził mój zachwyt. Zbyt oczywisty, za bardzo klasyczny, może trochę nudny – tak w pierwszej chwili o nim myślałam. Typ wyspiarski, czyli poprawny, tak mogłam określić go jednym słowem. Wszystko w nim było takie, jakie być powinno, ale według mnie nie wyróżniał się niczym szczególnym. A później była to „miłość od pierwszego noszenia”. Elegancki umiar i dyskrecja klasycznej formy to wszystko, co świadczy o jego klasie. Zapinany na guzik, kieszenie, do których łatwo sięgnąć, szalowy kołnierz, a przede wszystkim swobodna sylwetka sprawiają, że jest mega wygodny i pięknie komponuje się z koszulą, golfem czy wełnianym swetrem. Wszystko to sprawia, że jest bardzo stosowny i wysmakowany, idealny na każdą okazję. Łączenie różnych wzorów w jednej stylizacji to doskonały sposób, by dodać im modnego pazura. Jak łączyć printy, by osiągnąć fenomenalny efekt i wyglądać doskonale? Co zrobić, by Twój outfit nie pozostał niezauważony? Czy możemy połączyć wzory w podobnych odcieniach, postawić na kolorystyczny kontrast albo zestawić małe i duże nadruki? Do niedawna łączenie dwóch printów było nie do pomyślenia, a teraz już nie jeden wzór, nie dwa, ale kilka motywów przeplata się w jednej stylizacji. Chcemy wyglądać ciekawiej, nakładamy na siebie warstwy, budujemy nową sylwetkę, wszystko po to, by czuć się świetnie i ponadczasowo. Przeważnie dziewczyny w moim wieku boją się zestawiać różne desenie i faktury, i w poczuciu bezpieczeństwa stawiają na bezpieczny neutralny kolor. Co zrobić i jakimi zasadami się kierować, by nie przytłoczyć stylizacji, tylko mocniej ją podkręcić i przede wszystkim zachować swoją osobowość? Po pierwsze to kolor bazowy, który będzie nie tylko dominował, ale też dla równowagi powtórzy się we wszystkich elementach zestawu. Po drugie łączymy duże z małymi i małe z dużymi. Jeżeli szerokie pasy połączymy z drobnym groszkiem, a duże kropki z gęstymi, wąskimi liniami to dzięki temu zachowamy bilans pomiędzy wszystkimi elementami stroju. Po trzecie warto zapamiętać, by zwierzęce wzory np. cętki połączyć w bezpieczny sposób z printem kwiatowym czy kropkami z uwzględnieniem wspólnej kolorystyki. A dla każdej z Was, która chce eksperymentować, ale małymi krokami, polecam mocny wzór bluzki zestawić z łagodną gładką tkaniną garnituru,
30
magazyn lubelski (79) 2021
jednocześnie pamiętając, by całość była spójna kolorystycznie. No i bardzo ważna jest tekstura, dlatego nie bójmy się grubych wełnianych swetrów ożywić i łączyć z gładkimi tkaninami kostiumów. Ja połączyłam wielokolorową kratę garnituru, w której przeważa pomarańcz, z ulubionymi makami mojej koszuli. Mogę ten zestaw nosić zarówno do ciężkich, wojskowych butów, jak i do eleganckich szpilek. Drugą odsłoną jest mój garnitur w szkocką kratę, która charakteryzuje się szerokimi, nakładającymi się na siebie pasmami w różnych kolorach, odbijającymi się lustrzanie. Połączyłam go z koszulą w boho print i kowbojkami w zwierzęce cętki, a całość stylizacji dopełniłam słomianym kapeluszem. W obu przypadkach kierowałam się zasadą koloru bazowego, który powtórzył się we wszystkich elementach poszczególnych zestawów. Ponoć kobiecie wystarczą dwa czarne garnitury i trzy białe koszule, by mogła ona podbić świat i serce swojego mężczyzny, a przy tym pozostać na zawsze elegancka. Liczę na to, że te słowa nabiorą nowego wymiaru w obecnych czasach i doczekamy jeszcze takich chwil, kiedy kobiety zastąpią sukienki ciemnymi garniturami i smokingami na różne i ważne wydarzenia jako krawiecki gest równości, wolności i własnej tożsamości. Chcesz poczuć się zaopiekowana od serca, zainspirowana do zmian i pozostać sobą w zakresie stylizacji i własnej szafy – skontaktuj się ze mną (instagram: beafurmaniak). BEA MultiDziewczyna po 50. Inspiratorka do bycia piękną od wewnątrz i na zewnątrz
EINDHOVEN
RZESZÓW
*Cena biletu w jedną stronę, zawierająca opłatę administracyjną oraz przewóz jednej sztuki małego bagażu podręcznego (maks. wymiary: 40 x 30 x 20 cm). Podręczna walizka na kółkach i każda sztuka bagażu rejestrowanego podlega dodatkowym opłatom. Ta cena dotyczy tylko rezerwacji dokonanych na stronie wizzair.com lub w aplikacji mobilnej WIZZ. Liczba miejsc dostępnych w podanej cenie jest ograniczona.
LONDYN
PLANUJ, REZERWUJ, PODRÓŻUJ PEWNIE Z WIZZ! Z RZESZOWA OSLO
49
od
PLN
biznes Polska to jedno z tych państw, w którym początkowo całość spraw spoczywała w rękach administracji państwowej i dopiero w miarę upływu czasu część zadań i władzy przekazano społecznościom lokalnym, przy czym państwo nadal zajmuje się ich sprawami w różnym zakresie zadań i uprawnień. Sama struktura władzy nie czyni łatwym dojścia do głosu lokalnym kręgom pracodawców i przedsiębiorców, częściowo tylko zrzeszonym w wielu mniejszych i większych związkach i stowarzyszeniach. Co jest przeszkodą, a co szansą dla przekazania ich postulatów aż do szczebla państwowego? O tym z dr. Mariuszem Filipkiem – Prezesem Związku Pracodawców Ziemi Lubelskiej rozmawiał Piotr Nowacki.
Panie Prezesie, jakie jest Pana zdanie na temat istnienia oraz potrzeby istnienia organizacji zrzeszających pracodawców, jako osoby będącej reprezentantem tego typu organizacji? Uważam, że potrzeba tego typu organizacji istniała zawsze, inaczej oczywiście nikt by ich nie tworzył. Mało tego, ta konieczność istnieje zarówno na szczeblu gminnym, powiatowym, wojewódzkim, jak również ogólnopolskim, co widać choćby w tym, że poszczególne organizacje pracodawców mają swoich reprezentantów w Radzie Dialogu Społecznego, także w Wojewódzkich Radach Dialogu Społecznego czy też innych gremiach przy włodarzach gmin czy powiatów. Ten głos musi się liczyć. Patrząc na to
32
magazyn lubelski (79) 2021
obiektywnie, zadaniem każdej organizacji jest działać na rzecz swoich członków, dbać o ich interesy, a jeżeli ma to robić efektywnie, ten głos musi być słyszalny na zewnątrz. Czy sądzi Pan, że modele tych organizacji oraz ich liczba, choćby na terenie naszego miasta czy województwa, nie jest anachronizmem? Odpowiem w ten sposób – nikt nikomu nie zabroni zrzeszać się, mieć stowarzyszenie składające się z pięciu, pięćdziesięciu czy pięciuset członków. Pracodawcy Ziemi Lubelskiej mają już prawie dwadzieścia lat. Mam przyjemność w tej organizacji działać
i ją reprezentować. W tym czasie liczba członków zmieniała się. Obecnie zrzeszamy ich kilkudziesięciu, ale wiem, że w województwie lubelskim są organizacje mające kilku bądź kilkunastu członków i jeśli chcą w takich organizacjach być, to dobrze. Natomiast z uwagi na „głos” pracodawców w regionie konieczne jest współdziałanie. Ja zawsze zachęcam przedsiębiorców, by wstąpili do naszej organizacji, natomiast oczywiście nie optuję za tym, aby istniała tylko ona jedna. Najważniejsze moim zdaniem jest połączenie sił, mówienie wspólnym głosem, ponieważ w jedności jest siła. To jest moim zdaniem główny problem. Odnoszę wrażenie, że obecnie nie jesteście państwo zdolni stworzyć tego silnego głosu i w związku z tym następuje swego rodzaju marginalizacja przedsiębiorców, którzy nawet nie mogą skutecznie wystąpić przed władzą ustawodawczą. Nikt się z tymi głosami nie liczy. Nie uważa Pan podobnie? Zgadzam się z tym. Jeszcze raz powtórzę – wewnątrz bądźmy różni, zrzeszajmy rozmaitych członków w różnych organizacjach, ale ustalmy między sobą jeden głos i mówmy nim na zewnątrz. Siła jest w wielkości i jedności. Rozdrobnienie zawsze powoduje chaos wewnętrzny, a także to, że nasze stanowiska nie znajdują odzwierciedlenia w tym, co chcemy przekazać władzom lokalnym czy ogólnopolskim. Czy nie sądzi Pan, że powinniśmy się raczej przychylać, choć jest to chyba kwestia na poziomie ustawodawstwa, do tworzenia bardziej racjonalnego sposobu zrzeszania tego typu organizacji i korzystania ze wzorców sprawdzonych np. przez Niemców? Dzisiaj nie jest popularne porównywanie się do państwa niemieckiego. Jednak popularność popularnością, natomiast bądźmy pragmatyczni i powiedzmy sobie otwarcie – tak jak skonstruowany jest samorząd gospodarczy w Niemczech, czyli jego reprezentatywność gospodarcza w tym kraju, tego samego życzyłbym sobie w Polsce. To jest w mojej ocenie bardzo dobry model. Dlaczego więc nie spróbować skorzystać z takiego rozwiązania, dlaczego nie namówić obecnie istniejących organizacji do stworzenia tego typu modelu? To jest kwestia woli. Należy rozmawiać. Sam rozmawiam z szefami lubelskich organizacji. Jest obecnie atmosfera bardzo sprzyjająca porozumieniu, jak również instytucja do tego powołana, czyli Rada Przedsiębiorczości Lubelszczyzny. Są tam zrzeszone organizacje reprezentujące przedsiębiorców na poziomie wojewódzkim. W mojej ocenie należałoby do tejże Rady zaprosić również organizacje powiatowe czy też gminne, tak by stworzyć prawdziwą Radę Przedsiębiorców i Pracodawców całej Lubelszczyzny.
Obecnie odnoszę jednak wrażenie, że Rada Przedsiębiorczości Lubelszczyzny jest tworem uśpionym. Ona istnieje. To, że jest mniej aktywna, nie oznacza, że nie może zacząć działać. Po prostu, powtórzę to, trzeba chcieć. Mam nadzieję, że wskrzesimy Radę. Ta płaszczyzna powinna służyć debacie i rozmowie, wypracowywaniu wspólnych stanowisk pracodawców, przedsiębiorców Lubelszczyzny i budowaniu silnej reprezentacji. I tu widzę poważny problem. Spotkaliście się państwo, rozmawialiście, a od nowego roku szykują się duże zmiany w zakresie podatkowym. Tam, gdzie byliście państwo potrzebni, nie było tej możliwości działania. Nie możemy załamywać rąk. Przedsiębiorcy nawet w najtrudniejszych czasach radzą sobie. Trzeba patrzeć w przyszłość i skoro są możliwości porozumienia się, stworzenia ciała, które połączyłoby nas wszystkich, należy to koniecznie robić. Jak wspomniałem, w naszym związku jest kilkudziesięciu członków, w innych kilku, kilkudziesięciu lub nawet kilkaset – to wszystko łącznie daje możliwości postrzegania nas, pracodawców i przedsiębiorców, jako podmiotu w debacie. Rozmawiajmy, spierajmy się, ale wypracowujmy konkretne stanowiska na potrzeby naszych członków, jak również przedsiębiorców, pracodawców w ogóle, potrzebujących pokazać, że istnieją. Pojedynczo – moim zdaniem – sobie nie poradzą. Nie należy też mówić, że z kimś walczymy. Współdziałanie byłoby bardzo przydatne w zakresie procesów legislacyjnych, które obecnie nie nadążają za zmieniającymi się warunkami, np. w kwestii zmiany trybu pracy na zdalną w wyniku sytuacji pandemicznej. Nie jest to uregulowane kodeksowo. Tak, ale to już jest rola Sejmu i Senatu, my możemy przedstawiać, rekomendować rozwiązania i tu też należy działać razem, ponieważ propozycja jednej organizacji może nie zostać wzięta pod uwagę. Natomiast jeśli takich rekomendacji będzie kilkanaście czy kilkadziesiąt, można wówczas liczyć na pozytywny odzew. Jakie działania zamierzacie podjąć państwo, czyli organizacje zrzeszające pracodawców w Lublinie i na Lubelszczyźnie, aby te dążenia skonsolidować? Ja jestem zawsze otwarty na dialog i wypracowywanie wspólnych stanowisk. Wszystkie organizacje w naszym regionie muszą mieć jedną płaszczyznę, na której będą wymieniać poglądy i ustalać postulaty. Wówczas nasz „głos” będzie silny, dzięki liczbie i merytoryce. Myślę, że takie rozwiązanie to konieczność, aby mowa pracodawców i przedsiębiorców była słyszalna, a ich wpływ na plany rozwoju regionu efektywny. magazyn lubelski (79) 2021
33
biznes Ta historia zazwyczaj wygląda tak samo: „Byliśmy u siebie w banku, złożyliśmy wniosek o kredyt hipoteczny. Analizowali prawie miesiąc i powiedzieli, że nie mogą nam przyznać kredytu. Właśnie legły w gruzach nasze marzenia o zakupie mieszkania (zakupie/budowie domu)”. Powyższa historia w mojej pracy jest dość często słyszana. Myślę, że co trzeci, a może nawet co drugi mój Klient zaczyna spotkanie od tej opowieści. Powodów odmowy przyznania kredytu jest wiele, ale najczęściej jest to brak odpowiedniej wysokości zdolności kredytowej. Wśród innych najczęściej spotykanych przyczyn odmowy przyznania kredytu hipotecznego wyróżnić można: • nieakceptowalne źródło dochodu, • zła historia kredytowa – zaległości w spłacie dotychczas posiadanych zobowiązań, • niezaakceptowanie przez bank nieruchomości stanowiącej zabezpieczenie spłaty kredytu.
Zdolność kredytowa
Odmowa w banku… i co dalej?
Donata Langa-Mitrus | foto Igor Lisowski
34
magazyn lubelski (79) (77) 2021
Kluczowym warunkiem uzyskania wnioskowanego kredytu jest posiadanie zdolności kredytowej. Banki sprawdzają oraz obliczają zdolność przyszłego kredytobiorcy do spłaty zaciąganego kredytu wraz ze związanymi z nim kosztami w ustalonym okresie kredytowania. W celu ustalenia zdolności kredytowej bierze się pod uwagę wszelkie dochody, jakie uzyskuje kredytobiorca lub kredytobiorcy, a także ponoszone wydatki. Na wydatki składają się różne zobowiązania (pożyczki, kredyty), a także ilość osób na utrzymaniu, koszty utrzymania gospodarstwa domowego, samochodu i inne. Oblicza się wówczas, ile pieniędzy pozostało danemu gospodarstwu domowemu, kiedy poniesie wydatki, do których jest zobligowane. Pozostała kwota nazywana jest dochodem rozporządzalnym. W przypadku gdy okaże się za mała, może to oznaczać, iż nie posiadamy zdolności kredytowej lub niewystarczającą zdolność kredytową na wnioskowaną kwotę kredytu. Czy to przekreśla nasze szanse na uzyskanie kredytu hipotecznego? Otóż zazwyczaj nie! Banki stosują różne metodologie określania zdolności kredytowej. Dlatego warto jest sprawdzić swoją zdolność kredytową w co najmniej kilku bankach. W swojej ofercie posiadam ok. 15 banków i zazwyczaj moim Klientom sprawdzam zdolność kredytową właściwie we wszystkich. A więc czy faktycznie w różnych bankach będziemy dysponować różną zdolnością kredytową? Sprawdźmy to na przykładzie.
PRZYKŁAD 1: Kredytobiorcy: małżeństwo (lat 30 i 31), 1 dziecko na utrzymaniu; Oboje zatrudnieni na umowę o pracę na czas nieokreślony – miesięczne wynagrodzenie 3500 PLN netto (zatrudnienie w tej samej firmie od 3 lat) i 3000 PLN netto (zatrudnienie w tej samej firmie 2 lata); Brak zobowiązań z tytułu kredytów/pożyczek, brak kart kredytowych i limitów kredytowych. W oparciu o powyższe dane wyliczono Klientom zdolność kredytową w pięciu wybranych bankach przy założeniu, że kredytobiorcy ubiegają się o kredyt na okres 30 lat, chcą płacić raty równe oraz mieć oprocentowanie zmienne.
Z wykresu 1 wynika, że badani klienci najniższą zdolność kredytową posiadali w banku E i mogli maksymalnie zawnioskować o kredyt hipoteczny w wysokości 390 000 PLN, zaś najwyższą w banku A, gdzie mogli wnioskować o kredyt w wysokości nawet 530 000 PLN. Analiza wykresu 1 pokazuje, że w każdym spośród pięciu wybranych banków Klienci posiadali różną zdolność kredytową. Gdyby chcieli wnioskować o kredyt w wysokości 440 000 PLN w banku D oraz banku E, nie uzyskaliby kredytu. Jednak nadal mieliby szansę na uzyskanie takiej wysokości kredytu, gdyż w bankach: A, B oraz C Klienci posiadali zdolność kredytową przekraczającą 440 000 PLN. Odmowa przyznania kredytu hipotecznego spowodowana brakiem zdolności kredytowej czy niewystarczającą jej wysokością nie oznacza końca marzeń o zakupie nieruchomości z środków pochodzących z kredytu. Dlatego warto udać się do doradcy kredytowego, który przeanalizuje ją w wielu bankach, a nie zdawać się tylko na jeden bank.
Różne akceptowalne źródła dochodu Bardzo częstą jest również sytuacja, gdy zgłaszają się do mnie Klienci, którzy bardzo dobrze zarabiają, chcą uzyskać niewielki kredyt hipoteczny i dostali w banku decyzję odmowną. Jest to w dużej liczbie przypadków spowodowane źródłem, z jakiego uzyskują dochód. Wśród głównych przyczyn niezaakceptowania danego źródła dochodu wyróżnia się: – Zbyt krótki okres zatrudnienia na umowę o pracę na czas nieokreślony – duża część banków jest w stanie przyznać kredyt, jeśli przyszły kredytobiorca jest zatrudniony od 3 pełnych miesięcy, jednak są banki, które uwzględniają przy liczeniu
Wykres 1. Zdolność kredytowa (przykład 1) Źródło: opracowanie własne (stan na 08.11.2021 r.)
zdolności kredytowej wynagrodzenie z ostatnich 6 miesięcy, a nawet 12 miesięcy. Jeśli przykładowo jesteśmy zatrudnieni dopiero od 2 miesięcy, to żaden bank nie uzna dochodu z tytułu takiego zatrudnienia. Natomiast w sytuacji, gdy zatrudnieni jesteśmy od 3 pełnych miesięcy, to duża część banków uwzględni ten dochód przy liczeniu zdolności kredytowej – w przypadku, gdybyśmy udali się do banku, który uwzględnia wynagrodzenie za okres 6 miesięcy, to dochód ten nie zostałby zaakceptowany, co mogłoby skutkować odmową przyznania kredytu. – Zbyt krótki okres zatrudnienia na umowę o pracę na czas określony lub zbyt krótki okres ważności umowy na czas określony – przykładowo część banków uznaje dochód z tego typu umowy, jeśli jest ona od minimum 12 miesięcy, inne, jeśli jest ona ważna jeszcze minimum 6 miesięcy itp. Oznacza to, że pomimo iż w danej firmie pracujemy 2 lata, ale umowa ta kończy nam się za 3 miesiące, to w przypadku niektórych banków dochód z tego typu umowy nie zostanie zaakceptowany przez bank, co znacząco obniży zdolność kredytową lub spowoduje jej brak, a także może przyczynić się do wydania decyzji odmownej przyznania kredytu. Sytuacji tej można uniknąć, wybierając bank, który akceptuje sytuację, w jakiej znajduje się dany kredytobiorca zatrudniony na umowę o pracę na czas określony. – Umowa-zlecenie / umowa o dzieło – w przypadku większości banków musi ona obowiązywać od minimum 12 miesięcy (jeśli obowiązuje krócej, bank nie uzna dochodu z jej tytułu), a są też takie, które akceptują dochód z ich tytułu, tylko gdy stanowią dodatkowe źródło dochodu. Są też banki, które wcale nie akceptują dochodów z umów cywil-
magazyn lubelski (79) (77) 2021
35
PRZYKŁAD 2: Kredytobiorcy: małżeństwo (lat 30 i 31), 1 dziecko na utrzymaniu; Mężczyzna zatrudniony na umowę o pracę na czas nieokreślony, miesięczne wynagrodzenie 3500 PLN netto (zatrudnienie w tej samej firmie od 3 lat); Kobieta zatrudniona na umowę zlecenie 10 000 PLN netto (zatrudniona od 1,5 roku); Brak zobowiązań z tytułu kredytów, brak kart kredytowych i limitów kredytowych. W oparciu o powyższe dane wyliczono Klientom zdolność kredytową w pięciu wybranych bankach przy założeniu, że kredytobiorcy ubiegają się o kredyt na okres 30 lat, chcą płacić raty równe oraz mieć oprocentowanie zmienne.
noprawnych, nawet jeśli są one na bardzo wysokim poziomie. Wykres 2 pokazuje, że banki A, B, C oraz D uznali dochód z umowy o dzieło i zdolność kredytowa Klientów przekraczała 1 mln PLN, zaś bank E nie uznał dochodu z tytułu umowy cywilnoprawnej, wskutek czego zdolność kredytowa analizowanej rodziny spadła do 40 000 PLN. – Działalność gospodarcza – to, czy bank zaakceptuje dochód oraz w jakim stopniu, zależy od bardzo wielu czynników, m.in. długości prowadzonej działalności gospodarczej, formy prawnej, formy rozliczenia i szeregu innych. W przypadku działalności gospodarczej metody określania zdolności kredytowej przez banki są jeszcze bardziej zróżnicowane niż w przypadku dochodów pochodzących z różnego rodzaju umów. Bardzo często kredytobiorcy trafiają do banku, gdzie źródło danego dochodu jest nieakceptowane, co jest powodem odmowy przyznania kredytu hipotecznego. Jednak i taka decyzja nie jest w zdecydowanej większości przypadków powodem do zmartwień. Pośrednik kredytowy pomoże znaleźć taki bank lub nawet banki, które zaakceptują dane źródło uzyskiwania dochodu, a także przyjmują jak najwyższy jego poziom.
Zobowiązania Na ocenę kredytową klientów ma wpływ ilość oraz wysokość posiadanych zobowiązań. Zbyt duża ilość zobowiązań może przekreślić naszą szansę na uzyskanie kredytu hipotecznego i nie chodzi tu tylko o zbyt wysokie miesięczne obciążenie z tytułu rat kredytów, pożyczek czy też posiadanych limitów kredytowych na kontach i kartach
36
magazyn lubelski (79) (77) 2021
Wykres 2. Zdolność kredytowa (przykład 2) Źródło: opracowanie własne (stan na 08.11.2021 r.)
kredytowych. Niektóre banki mają określone warunki przyznawania kredytów hipotecznych, np.: – Limit posiadanych już przez kredytobiorców kredytów hipotecznych (które są nadal spłacane) a udzielenie kolejnego kredytu – duża część banków wskazuje, ile klient może mieć równocześnie kredytów hipotecznych. W zależności od polityki banku są takie, które dopuszczają maksymalnie posiadanie dwóch spłacanych jednocześnie kredytów hipotecznych, ale są również i takie, które dopuszczają 3 i 4, a także i takie, które nie wskazują takich ograniczeń. Przykładowo, jeśli posiadamy już dwa kredyty hipoteczne (które ciągle są spłacane) i chcemy uzyskać trzeci kredyt hipoteczny, to gdy trafimy ze swoim wnioskiem kredytowym do banku, który dopuszcza posiadanie maksymalnie dwóch kredytów hipotecznych, to dostaniemy od razu negatywną decyzję kredytową. – Limit posiadanych już przez kredytobiorców kredytów hipotecznych (które są nadal spłacane) a wkład własny – jeśli ktoś posiada dwa kredyty hipoteczne (które ciągle są spłacane), to aby uzyskać trzeci kredyt hipoteczny, bank może wymagać od kredytobiorców wniesienia wyższego wkładu własnego, np. 30% wkładu własnego, a niektóre nawet 40% wkładu własnego. Brak odpowiedniej wysokości wkładu własnego będzie skutkował odmową przyznania kredytu. Jak widać, zobowiązania mają wpływ nie tylko na określenie zdolności kredytowej, ale również mogą być przyczyną odmowy przyznania kredytu, nawet w sytuacji posiadania odpowiedniej zdolności kredytowej. W przypadku gdy trafia do mnie Klient, który posiada już kilka kredytów
hipotecznych, moją rolą jest znalezienie dla niego ofert banków, które dopuszczą przyznanie kolejnego kredytu.
Zła historia kredytowa Często słyszymy, że ktoś nie dostał kredytu, bo miał zły BIK. Biuro Informacji Kredytowej przechowuje informacje odnośnie naszej historii kredytowej oraz innych zobowiązań finansowych. W BIK umieszczane są informacje na temat spłaconych, a także nadal spłacanych przez nas zobowiązań. Szczególnie istotna jest terminowość regulowania dotychczas posiadanych zobowiązań. W raporcie BIK znajdują się zarówno pozytywne, jak i negatywne informacje o danym kredytobiorcy. W raporcie, przy każdym zobowiązaniu, widnieje informacja w formie graficznej, jak i procentowej, w jakim stopniu zostało ono już spłacone. Znajdują się w nim tzw. wektory płatności oznaczane kolorami i odpowiednimi symbolami, które wyrażają, czy zobowiązanie jest regulowane terminowo. W raporcie BIK znajduje się tzw. wskaźnik BIK, który dotyczy opóźnień w bieżących płatnościach. Wskaźnik ten może mieć jeden z trzech kolorów: – zielony – oznacza brak opóźnień, – pomarańczowy – oznacza opóźnienie do 30 dni, – czerwony – oznacza opóźnienie powyżej 30 dni. Zdecydowana większość banków wydaje negatywną decyzję kredytową, gdy Klient miał opóźnienia w spłacie zobowiązań przekraczające 30 dni. Aby uniknąć odmowy przyznania kredytu hipotecznego, warto wcześniej pobrać swój raport BIK i przeanalizować go z doradcą kredytowym. Dzięki przeanalizowaniu raportu BIK dowiemy się, jakimi informacjami odnośnie naszych zobowiązań będzie dysponował bank. Jest to o tyle ważne, że w sytuacji, gdyby okazało się, że mamy jakąś zaległość, można podjąć odpowiednie kroki zaradcze. Natomiast gdybyśmy tego nie sprawdzili, to zaległość ta mogłaby stać się przyczyną wydania negatywnej decyzji kredytowej. Wydanie negatywnej decyzji wskutek posiadania opóźnień w spłacie posiadanych już zobowiązań nie zawsze przekreśla nasze szanse na uzyskanie kredytu. Dla przykładu opiszę sytuację mojej Klientki, która samodzielnie próbowała uzyskać kredyt, niestety dostała negatywną decyzję kredytową, a jako powód wskazano negatywną weryfikację BIK. Zgłosiła się do mnie i pierwszą rzeczą, o jaką ją poprosiłam, było wygenerowanie raportu BIK. Jak się okazało, 3–4 lata temu zamknęła konto,
jednak pozostał na nim debet w wysokości 56 PLN, co widniało w raporcie jako opóźnienie powyżej 30 dni. Bank ten nie akceptował Klientów z zaległościami powyżej 30 dni, co było przyczyną odmowy przyznania w nim kredytu. Oczywiście podjęłyśmy odpowiednie kroki i dzisiaj Klientka jest szczęśliwą posiadaczką wymarzonego domu.
Nieruchomość Sama nieruchomość, na zakup której Klient chce zaciągnąć kredyt hipoteczny, może być przyczyną odmowy przyznania kredytu przez bank. Nie każdy bank jest w stanie sfinansować zakup czy też budowę każdego typu nieruchomości. Wśród najczęściej spotykanych w mojej pracy przyczyn odmowy przyznania kredytu hipotecznego spowodowanej samą nieruchomością mogę wskazać: – nieakceptowany rodzaj nieruchomości mającej stanowić zabezpieczenie kredytu – np. nie każdy bank chce sfinansować zakup działki budowlanej czy też siedliska; – nieodpowiedni standard nieruchomości – tu należy wskazać np. budowę domu do stanu deweloperskiego; niektóre banki nie chcą udzielić kredytu na budowę domu do stanu deweloperskiego i będą od przyszłych kredytobiorców oczekiwać zaciągnięcia również kredytu na jego urządzenie lub udokumentowanie posiadania środków na jego wykończenie i zadeklarowanie przez kredytobiorców, że dokonają tego w określonym terminie; – nieakceptowany stan techniczny nieruchomości. Tu również decyzja negatywna nie przekreśla szans na kredyt. To, co jednemu bankowi się nie podoba, nie oznacza, że drugiemu również ma się nie podobać. Banki mają różną politykę co do akceptowania nieruchomości stanowiących zabezpieczenie kredytu. Należy dobrać bank tak, aby zaakceptował on dany typ nieruchomości. Czy odmowa przyznania kredytu hipotecznego w banku przekreśla moje szanse na kredyt? Jak pokazało powyższe, przyczyn odmowy przyznania kredytu jest wiele. Jednak omówione w artykule najczęstsze powody wydania decyzji negatywnej przez bank pokazują, że to, co było przyczyną odmowy w jednym banku, w drugim wcale nie musi nią być. W zdecydowanej większości przypadków Klientom, którzy przyszli do mnie z negatywną decyzją kredytową (zazwyczaj z ich banku), udało pomóc się od razu, natomiast nieliczne przypadki wymagały więcej czasu.
Mitrus Finance ul. Bursaki 15 lok.16 | 20 – 150 Lublin tel. 793 368 479 | email: donata.mitrus@mitrusfinance.pl
magazyn lubelski (79) (77) 2021
37
biznes
Lubelszczyzna staje się na naszych oczach regionem winiarskim. Od Kazimierza, Puław przez Opole Lubelskie po Roztocze budowane są winiarnie i prowadzone winnice. Najpierw były egzotyczną ciekawostką, obecnie powszednieją i zaczynają doskonale wpisywać się w krajobraz regionu. To, co współcześnie wydaje się nowinką, jest w istocie powrotem do źródeł – w średniowieczu winorośl uprawiano w całej Polsce, a ze szczególną intensywnością działo się to na Lubelszczyźnie.
WINNICA DWA WZGÓRZA tekst Teodor Klon | foto Agata Łukasik
38
magazyn lubelski (79) 2021
Piję właśnie Albę – wytrawną biel z Winnicy Dwa Wzgórza, powstałej w 2015 roku. Wino produkowane jest w Modliborzycach, na granicy Wyżyny Lubelskiej i Roztocza. Pić wino z Modliborzyc to trochę tak jakby przenieść się 500 lat wstecz. Mamy bowiem mnóstwo piętnasto- i szesnastowiecznych świadectw mówiących o masowej produkcji wina na tych terenach. W dodatku wina nie byle jakiego, skoro czytamy w źródłach, że jest ono „jako ziemia lekka a urodzajna ziołem trącąca, w zmysłach jako niewiasta gładka a nadobna”. Alba z 2019 wypełnia testament winiarskich przodków. Suknia mieni się jasnym złotem, wino uderza aromatem białej porzeczki i ziół. Połączenie dwóch szczepów – jutrzenki i seyval blanc przepięknie pracuje cytrusową materią, z lekkim akcentem gruszki i pomarańczy. Wino jest nowoczesne, a więc rześkie, świeże, lekkie, a zarazem skupione, zaprojektowane do stołu. Można je więc potraktować jako doskonały aperitif, będzie jednocześnie doskonałym towarzyszem ryb (a tych w Modliborzycach nie brakuje!), miękkich serów czy sałatek (najlepiej skropionych doskonałym roztoczańskim olejem). Jednym z największych atutów polskich winiarzy jest serce. Nie mają łatwo, mimo ocieplenia klimatu, Polska pozostaje krajem północy i trzeba znacznie więcej pracy, by wyprodukować dobre wino. Start polskiego winiarstwa, jak każdy start, nie otrzymuje premii za masowość, Winnica Dwa Wzgórza to raptem dwa hektary, dziesięciokrotnie mniej niż przeciętna rodzinna winnica we Włoszech. Mniejsza skala nie pozwala wcale na pójście na skróty – wszelkie procesy winiarskie muszą być przeprowadzane według współczesnych standardów. Choć wszystko to generuje trudności (i koszty), z każdym kolejnym rokiem widać rozwój polskiego winiarstwa, dla wielu obserwatorów z zewnątrz, rozwój niewiarygodny, trudny do wytłumaczenia. Jedyną racją jest serce, pasja, miłość do wina. Za tę miłość, odważną na granicy szaleństwa, wznoszę dziś toast, próbując Alby z modliborskiej Winnicy Dwa Wzgórza.
magazyn lubelski (79) 2021
39
biznes Paweł Ochnio i Maciej J. Wijatkowski.
O DWÓCH TAKICH
KTÓRZY JESZCZE POKAŻĄ tekst Beata Malkowska
40
magazyn lubelski (79) 2021
Paweł Ochnio i Maciej J. Wijatkowski stworzyli firmę OV Reklama ponad cztery lata temu. Znali się od dzieciństwa, zawsze świetnie bawili, ale od kiedy zaczęło się ich wspólne przedsięwzięcie, czasu na zabawę mają coraz mniej. OV Reklama prosperuje i rozwija się dużo lepiej, niż sobie to wyobrażali w czasach trudnych początków. Niedługo pięciolecie firmy, ale nie myślą o fetowaniu, a raczej o korekcie swoich planów, które realizują się wcześniej, niż to zakładali. Panowie poznali się, będąc jeszcze „wczesnymi” nastolatkami, dzięki przyjaźni ich rodziców. Potem,
już dorośli, zaczęli się widywać na klubowych imprezach. Spotkania stały się częstsze, bo stwierdzili zgodność poglądów i poczucia humoru, poza tym – obaj byli zawsze energiczni, przedsiębiorczy, pomysłowi i zdecydowani, by samemu sobie wytyczyć życiowe drogi i nimi podążać. Zgodnie twierdzą, że jeszcze bliżej poznali się „przy łopacie”. Tata Pawła był właścicielem dużej firmy kształtującej tereny zieleni, np. przy drogach szybkiego ruchu.
magazyn lubelski (79) 2021
41
Mówi Paweł: – Pracowałem w firmie taty już od gimnazjum; uczyłem się, pomagałem, poznawałem zasady pracy w ludzkich zespołach. Początkowo była to jednak praca fizyczna, którą dobrze poznałem. Maciek: – Zaczęły się wakacje, trzeba było wyjechać, zabawić się, ale za swoje pieniądze, bo nie byliśmy już dziećmi. Paweł wspomniał o możliwości zarobienia w firmie ojca, więc nie zastanawialiśmy się zbyt długo. To nie była rozrywka, jak w klubach, tylko ciężka orka od szóstej do piętnastej. Maciek pracował już wtedy dla klubów, tworząc wizualizacje emitowane w czasie imprez, projektując grafikę i czasem całe imprezy. Zawsze „miał oko” do kolorów i kompozycji obrazów. Wychował się w „obrazkowym” domu; mama fotografowała, tata pracował w telewizji. Najpierw korzystał z wzorców, szablonów, ale – jak każdemu o artystycznym zacięciu – zaczęło mu brakować w nich tego, co sam wymyślił. Zaczął więc tworzyć własne animacje, komponować elementy graficzne, loga imprez i firm. Szybko zakupił pierwszą lustrzankę, zaczął fotografować i kręcić filmy. Rozmowę o wspólnym działaniu zaczęli dość przypadkowo; Paweł rzucił znienacka propozycję założenia agencji reklamowej. Maciek „był już na rynku”, miał kontakty i był znany w środowiskach: artystycznym, klubowym, gastronomicznym. Miał też studio do pracy, które dzielił z trzema kolegami o podobnych zajęciach. Paweł był na życiowym zakręcie; po początkach w firmie ojca był potem kelnerem, stopniowo – kierownikiem sali, zmiany, zaczął zajmować się zamówieniami, organizacją, nauczył się zarządzać ludźmi. Po nieoczekiwanych restauracyjnych perturbacjach wrócił do kształtowania zieleni, ale już jako kierownik brygady (miewał „pod sobą” 20 – 30 pracowników).
42
magazyn lubelski (79) 2021
Czuł jednak, że to nie to, co chciałby robić. Nie chciał też wyjeżdżać z kraju. Nie miał „pomysłu na siebie”. Spotkali się, kupili dwa markery i na wielkim kartonie zaczęli rozpisywać kształt firmy, cele, założenia i priorytety. Mają ten karton do dziś, starannie zwinięty, jako pamiątkę tamtych początków. Pierwsze zlecenie przyniósł Paweł od firmy zajmującej się kosmetyką samochodową. Potem poleciały następne i w końcu, z polecenia znajomych, duża firma kosmetyczna ze stolicy zaproponowała wyjazdową sesję w Dubaju. Najpierw ucieszyli się ze wspaniałej, „darmowej” wycieczki, ale po chwili stwierdzili, że nie mogą lecieć z posiadanym sprzętem. Ruszyli po zakupy i finalnie okazało się, że „wycieczka” kosztowała ich sporo. Warto było. To był przełom w krótkiej wtedy historii firmy. Paweł zaczął fotografować niejako z konieczności. Jest maniakiem kina, wielbicielem twórczości Quentina Tarantino, ogląda setki filmów, recenzuje je na forach. – Widział w życiu tyle wspaniałych obrazków, że właściwie kadrowanie i ujęcia miał już w głowie – wspomina Maciej. – Zacinałem się na technologii – dopowiada Paweł. – Maciek cierpliwie, krok po kroku, wyjaśniał mi tajniki dobierania odpowiedniej ekspozycji, objaśniał symbole i zastosowanie przycisków w sprzęcie. Debiut Pawła przypadł na wyjazd do Dubaju. Maciek kręcił film, ale dodatkowo postanowili zrobić fotoreportaż z planu i tym zajął się Paweł. – To było piekło, dosłownie – wspomina. – Pustynia nie pieści, co piętnaście minut modelki musiały chronić się w klimatyzowanych samochodach, by nie zemdleć z przegrzania.
Do tego jeszcze światło; na rozpalonym piachu trzeba było przecież doświetlać plan, stawiać blendy i lampy. – Dobrze, że je wtedy kupiliśmy – dodaje Maciek. – Niektóre zakończyły służbę całkiem niedawno. Od tamtej pory, choć to Maciej gra pierwsze skrzypce za obiektywem, prawie zawsze pracują razem, „na dwie lufy”. Czy to, co tworzą, to sztuka? Niewątpliwie, choć sami nazywają to raczej wysokiej próby rzemiosłem. – Artystami może bylibyśmy, gdybyśmy mieli trzy duże zlecenia miesięcznie, od największych i najpoważniejszych klientów – uśmiecha się Paweł, a on raczej wie, o czym mówi. Czy to skromność, czy tylko rzetelnie podbudowany realizm, o tym decydują odbiorcy. Wystarczy jednak popatrzeć na zdjęcia, by dostrzec dbałość o formę, czucie światła i oryginalność kompozycji. Wiele firm opiera swoją reklamę na wykorzystywaniu jedynie komputerowych renderów, tutaj pracuje zmysł fotografika. Czy zatem komputerowe obrazki to coś gorszego, niżej w hierarchii? – Nie – stwierdzają obaj zgodnie. – To, po prostu, inna forma, inna technika. My wolimy swoją. Maciek: – Mamy po trzydzieści lat, dopiero się rozwijamy. Plany, które zakładaliśmy zrealizować w ciągu kilku lat, już są dawno zrealizowane bądź właśnie się dzieją. Paweł: – W czasie lockdownu nie siedzieliśmy i nie narzekaliśmy, tylko spotykaliśmy się, wymyślaliśmy i tworzyliśmy zdjęcia, poznawaliśmy nowe techniki. Pojechali do Warszawskiej Akademii Fotografii
Więcej zdjęć na stronie: www.ovreklama.pl
na kurs, w trakcie którego uznany fotografik odsłaniał tajniki właściwego doboru i kreacji oświetlenia. Eksperymentowali potem ze światłem, esencją fotografii, ucząc się, odkrywając, tworząc zdjęcia produktów znanych firm po swojemu, w nowym spojrzeniu. Powstawały portrety osób znanych w kręgach muzycznych, ale także kolegów, znajomych. Szukali nowości technologicznych i uczyli się ich stosowania, by zawsze mieć najlepszy sprzęt i warunki do pracy. Kiedy lockdown się skończył, doskonale wiedzieli, co i jak mają robić. Nie wybiegli na pusty plac. Są firmą regionalną, pracują głównie dla klientów z Lublina, ale kiedy zapytać ich o szczegóły grafiku pracy, podają: Katowice, Sopot, Warszawa, Olsztyn, Kielce. Niedawno wrócili z targów w Kolonii, gdzie realizowali film dla dużej, ogólnopolskiej firmy. Plany mają nieograniczone. Zgodnie mówią o rozbudowywaniu możliwości, utrwalaniu marki i tworzeniu podmarek. Nie są właściwie agencją reklamową, lecz: „content creators”, twórcami tego, co klient prezentuje jako swoje produkty, swoją dumę. W social mediach, dziś bardzo ważnych, jeśli nie najważniejszych, są obecni, ale ich miejsca tam to nie dyskusje, choć czasem miło przeczytać opinie zadowolonych klientów. To raczej galerie ich dzieł, ich możliwości i pomysłów. Pracują bardzo intensywnie i jak mówią: „dużo odkładają”. Nie na rozrywki czy do skarpety, ale na inwestycje w firmę i zabezpieczenie przed kolejnymi lockdownami i niespodziankami. Co dokładnie planują? Czym zaskoczą klientów i nas – odbiorców ich twórczości? Oni nam jeszcze pokażą...
magazyn lubelski (79) 2021
43
biz-njus Lubelskie cyfrowe Dzięki unijnym funduszom 733 gminy z całego kraju mają możliwość udziału w programie „Cyfrowa Gmina”. Kluczowe cele to dostęp do Internetu i cyfrowe usługi. Projekt ten jest realizowany w ramach programu React-EU. Według informacji Ministerstwa Cyfryzacji w województwie lubelskim trwają prace związane z rozwojem sieci szerokopasmowych. W 2020 roku ok. 62 proc. gospodarstw domowych znajdowało się w zasięgu sieci umożliwiającej korzystanie z usług o przepustowości co najmniej 30 Mb/s. Częścią działań jest również wspieranie szkół. W ramach programu „Zdalna Szkoła” w całym województwie 776 placówek otrzymało nowy sprzęt komputerowy. Wysokość finansowego wsparcia jest uwarunkowana wielkością gminy oraz zamożnością. Górną granicą są 2 mln zł dla gminy na dostęp do Internetu oraz cyfrowych usług. Ma to służyć wyrównaniu szans mniej zamożnych gmin. Dla gmin z województwa lubelskiego, czyli 213, przeznaczono 51 145 800 zł. Ta kwota pozwoli na sfinansowanie sprzętu komputerowego oraz na działania z zakresu cyberbezpieczeństwa. (ann)
Lars Kienle/ Unsplash
Specjalne cargo Rozwój usługi cargo przez Port Lotniczy Lublin jest niezwykle istotny nie tylko dla spółki, ale przede wszystkim dla naszego regionu. To wyjątkowa szansa na rozwój eksportu dóbr wytwarzanych na Lubelszczyźnie. Dotyczy to sektora rolnictwa, ale także innych gałęzi przemysłu. Sprawnie działający regionalny port cargo przyciąga firmy chcące inwestować i tworzyć swoje oddziały w Specjalnej Strefie Ekonomicznej EURO-PARK Mielec czy Strefie Aktywności Gospodarczej w Świdniku. Działanie to może też wygenerować miejsca pracy dla mieszkańców regionu oraz zapewnić regularne wpływy w budżetach samorządów. 3 listopada 2021 r. Port Lotniczy Lublin wziął udział w VIII Międzynarodowych Targach Transportu i Logistyki Translogistica w Warszawie. Ideą przedsięwzięcia jest zgromadzenie wiarygodnych pracodawców oraz specjalistów i ekspertów poszukujących możliwości rozwoju w tej branży. Port Lotniczy Lublin kieruje się ku specjalizacji usług cargo w obsłudze transportu materiałów specjalnego zastosowania typu gazy, ciecze (np. paliwo), utleniacze (baterie litowe), kwasy, zasady, farby drukarskie, żywność szybko psująca się. Jest to odpowiedź na charakter działalności i zapotrzebowanie przedsiębiorstw znajdujących się w bezpośrednim otoczeniu portu, a także tych spoza regionu. Niezbędną kontynuacją projektu będzie rozwój kompetencji w regionie w zakresie przewozu wspomnianych materiałów, obsługi magazynowo-logistycznej oraz zagadnień pokrewnych z lotnictwem cywilnym. (ann)
Marcin Wiechnik
Wsparcie w nowej perspektywie W dniu 4 listopada 2021 roku w Zamościu odbyła się konferencja „Fundusze Europejskie, wsparcie eksportu oraz zielony wodór jako główne cele dla Polskiej Gospodarki 2021-2027” organizowana przez Unię Szefów Firm Zamojszczyzny. Spotkanie dotyczyło wsparcia przedsiębiorców w zakresie perspektywy unijnej 2021-2027, nowych możliwości, jakie daje technologia wodorowa, a w kwadransie gospodarczym przedstawione zostały bieżące działania samorządów. Podczas konferencji głos zabrał m.in. pan Michał Mulawa, Wicemarszałek Województwa Lubelskiego, który przedstawił nowe możliwości dla przedsiębiorców z Zamojszczyzny, a także wspomniał o gospodarczych inicjatywach realizowanych przez samorząd województwa. Na konferencji wśród panelistów byli m.in. pan Jacek Żalek, Sekretarz Stanu w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej, pani Urszula Bodak – Zastępca Dyrektora Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości, pan Tomoho Umeda, Przewodniczący Komitetu ds. Technologii Wodorowych, Krajowa Izba Gospodarcza, Hydrogene Technologies Comitee, pan Łukasz Małecki z Departamentu Programów i Wsparcia Innowacji w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej. Konferencja była też okazją do zaprezentowania oferty i działalności Lubelskiego Regionalnego Funduszu Rozwoju. (ann)
44
magazyn lubelski (79) 2021
Unia Szefów Firm Zamojszczyzny
magazyn lubelski (78) 2021
45
kultura
tekst Anna Ignasiak foto Beata Urniaż-Księska | Archiwum WOK w Lublinie
PA S J Ę NALEŻY P I E L Ę G N O W A Ć
W dniach 21–24 października 2021 r. odbyły się 52. Ogólnopolskie Spotkania Lalkarzy. Tym razem Chełm gościł to wyjątkowe wydarzenie. Organizatorami byli Wojewódzki Ośrodek Kultury w Lublinie oraz Chełmski Dom Kultury. Główny Koordynator Spotkań Iwona Niewczas – WOK Lublin wraz z Mariuszem Kalmanem, koordynatorem z ramienia ChDK, zadbali o każdy aspekt przedsięwzięcia, kolejny raz potwierdzając jego wysoką rangę.
46
magazyn lubelski (79) 2021
Głównym celem Spotkań Lalkarzy jest prezentacja spektakli amatorskich lalkowych grup teatralnych. Towarzyszą im specjalistyczne warsztaty z różnych dziedzin takich jak np. budowa lalki, pisanie scenariusza, aranżacja przestrzeni, operowanie światłem i dźwiękiem, animacja przedmiotem. Inspiracją przy realizacji kolejnych premier teatralnych mają być m.in. pokazy metodyczne czyli prezentacja teatrów zawodowych. Warto podkreślić, jak bardzo formuła wydarzenia, czyli spotkania, różni się od dużo popularniejszej w tej dziedzinie – konkursu. Do prezentacji zespoły są nominowane przez Radę Konsultantów na podstawie karty zgłoszenia i nagrania spektaklu. Radę tworzą: dr hab. Aneta Głuch-Klucznik, Jerzy Rochowiak, Paula Czarnecka i Mateusz Tymura. Na uczestników nie czeka podium, nie muszą więc rywalizować, nie „zjada” ich stres podczas prezentacji spektaklów. Organizatorzy Ogólnopolskich Spotkań Lalkarzy kładą nacisk na integrację uczestników, panuje atmosfera otwartości i życzliwości, sprzyjająca zarówno poznawaniu arkanów zawodu lalkarza, jak i zawieraniu znajomości i przyjaźni. Co więcej, wszystkie zespoły amatorskie, wcześniej nominowane do Spotkań, otrzymują równorzędne nagrody finansowe. W tym roku na scenie wystąpiły: Teatr „Galimatias” (Szkoła Podstawowa w Żabnie), Wesoła Centrala Kwak (Wolborskie Centrum Kultury w Wolborzu), Teatr Form Niewielkich („Fundacja Przestrzeń” w Białymstoku), Teatr „Atrium” (Szkoła Podstawowa w Urszulinie), Teatr Lalkowy „Przytulanka” (Miejski Dom Kultury w Stalowej Woli) i Domowy Teatr Lalek (Kraków). Kolejną okazję do nauki dla uczestników są omówienia prowadzone przez Radę Konsultantów. Po obejrzeniu spektakli dzielili się uwagami, podpowiadali młodym twórcom, co można poprawić. Istotne jest, że członkowie Rady mają różne specjalizacje: literat, reżyser, aktor lalkowy, teatralny. Dzieci brały też udział w warsztatach, podczas których uczyły się, jak pracować nad pomysłem na utwór sceniczny i przedstawienie lalkowe, napisać tekst sceniczny, adaptować na scenę utwór niedramatyczny, poznawały elementy prawa autorskiego. Warsztaty to też dobra okazja do wymiany doświadczeń i rozwijania umiejętności współpracy.
Z kolei pokazy metodyczne teatrów zawodowych to nieocenione źródło nauki i inspiracji dla adeptów sztuki lalkarskiej. Mogą podpatrywać doświadczonych artystów, ich warsztat aktorski, sposób animacji lalek, kostiumy, scenografię, by później elementy te, przetworzone, wykorzystywać w swoich przyszłych przedstawieniach. Tym razem mogli uczyć się, oglądając pokazy: Teatru NEMNO (Cyrk Hrynek), Walnego-Teatru (Misterium) oraz Studentów Wydziału Lalkarskiego we Wrocławiu Akademii Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie. W ramach Spotkań dzieci zawsze mogą też liczyć na dodatkowe atrakcje. Na dobry początek – Bal Lalkarza, a w kolejnych dniach m.in. filmowy pokaz multimedialny „Teatry lalkowe na świecie”, gry tematyczne, redagowanie codziennej gazetki „Laluś”. Niemałym zainteresowaniem, pomimo trudnej sytuacji epidemiologicznej, cieszył się wcześniej zorganizowany konkurs na najlepszą lalkę i plakat Spotkań, autorstwa zarówno przedszkolaków, jak i dorosłych. Tegoroczne druki powstały na podstawie zdjęcia lalki teatralnej autorstwa Marcina Dziekańskiego – to prawdziwe wyróżnienie. Nadesłane prace złożyły się na wystawę w ChDK, gdzie wyeksponowano też zdjęcia zespołów teatralnych Spotkań 2021. Podczas Spotkań młodzi pasjonaci czerpią wiedzę pełnymi garściami. Warto, bo tworząc i prezentując spektakl, trzeba mieć na względzie wymagania różnych odbiorców. Rada Konsultantów oczekuje fachowości w zakresie poruszania się po scenie, scenografii, muzyki. Dla publiczności przedszkolnej ważna jest czytelność treści, dynamiczna akcja, barwność scenografii. Dorośli oczekują głębszego przekazu. Dodatkowo teatry amatorskie same od podstaw wykonują lalki, kostiumy, scenografię, przygotowują animację i reżyserię spektaklu. Pracy jest więc naprawdę dużo, ale radości i satysfakcji jeszcze więcej. Wiele dzieci łapie tu bakcyla sztuki lalkarskiej i już rokrocznie przyjeżdża na Spotkania. Młodzi ludzie, interesujący się lalkarstwem i planujący udział w Ogólnopolskich Spotkaniach Lalkarzy, powinni wiedzieć, że nominacji nie otrzymują zespoły przygotowane zdawałoby się idealnie, lecz te, w których spektaklach widać duży wkład pracy własnej twórców, autentyczną pasję, które, pomimo pewnych niedociągnięć, czynią ich prezentacje wyjątkowymi. Nieodzowną składową jest też odpowiednie prowadzenie przez instruktora. Wieloletnie doświadczenie organizatorów pokazuje, że efektem postępowania według tego klucza jest sukcesywne powiększanie się grona młodych entuzjastów tej sztuki, z których już niejeden został później zawodowym aktorem lalkowym. Dzieci pytane o to, dlaczego przyjeżdżają na Ogólnopolskie Spotkania Lalkarzy, odpowiadają – „Tu nie można się nudzić, cały czas się nami zajmujecie”. Dodamy jeszcze, że zanim skończą się jedne Spotkania, dzieci dopytują już o kolejne. To z pewnością najlepsze świadectwo wartości tej ponad półwiecznej inicjatywy.
magazyn lubelski (79) 2021
47
(III LO im. Unii Lubelskiej w Lublinie )
okruchy kultury
Licealiści za kamerą Finał 11. edycji ogólnopolskiego młodzieżowego festiwalu filmowego Unia Film Festival 2021 odbył się 9 grudnia 2021 r. w formie hybrydowej. Poza uczestnictwem na żywo w Centrum Kultury w Lublinie, obejrzeć go można było również na kanale YouTube i Facebooku UFF. W finale znalazło się 20 filmów krótkometrażowych nastolatków z całej Polski. Oceniło je jury profesjonalne w składzie: reżyserzy Maciej Cuske i Bartosz Kruhlik, reżyserka i scenarzystka Anna Pawluczuk oraz dyrektor Lubelskiego Festiwalu Filmowego, animator kultury Andrzej Rusin. Swoje nagrody przyznało także jury młodzieżowe, złożone z byłych laureatów i wolontariuszy Unia Film Festival, Młodzieżowa Rada Miasta Lublin, która przyznała nagrodę za film szczególnie ważny dla młodzieży, a także publiczność. Festiwalowi towarzyszyły warsztaty zarówno w formie stacjonarnej, jak i zdalnej. Finaliści UFF w dniach 9–10 grudnia mogli wziąć udział w warsztatach realizatorskich z reżyserem i producentem Krzysztofem Rzączyńskim, scenariuszowych z Anną Pawluczuk i warsztatach na temat prawa autorskiego w filmie z Pauliną Haratyk. UFF 2021 jest częścią projektu Europejska Stolica Młodzieży Lublin 2023 i został zrealizowany dzięki wsparciu Miasta Lublin. Organizatorami są III LO im. Unii Lubelskiej w Lublinie, we współpracy ze Stowarzyszeniem Unia Absolwentów, Centrum Kultury w Lublinie i Kinoteatrem Projekt. (ann)
(Biuro prasowe UM Lublin)
Nowe piękno zabytku Zakończyła się gruntowna renowacja jednego z najstarszych zabytków Lublina – Baszty Gotyckiej. Budowlę poddano również badaniom konserwatorskim, wymieniono pokrycie dachowe oraz wzbogacono o kameralną iluminację, dzięki której można teraz zajrzeć do wnętrza baszty. Wykonano remont, uzupełnienie i wymianę nawierzchni w otoczeniu zabytku, nową posadzkę we wnętrzu oraz konserwację konstrukcji dachu z wymianą pokrycia przy zachowaniu typu dachówki. Prace renowacyjno-konserwatorskie służyły odsoleniu, wzmocnieniu struktury cegieł i oczyszczeniu murów, wymianie gruntu wewnątrz baszty, konserwacji i rekonstrukcji detali kamiennych, otynkowaniu gzymsu, a także uzupełnieniu ubytków cegieł i spoinowania. Budynek gotyckiej baszty wchodzącej w skład fortyfikacji obronnych, usytuowany na tyłach budynku przy ul. Jezuickiej, zbudowany jest z palonej cegły ceramicznej oraz opoki. Zabytek był wielokrotnie przebudowywany, co wynikało ze zmiany funkcji obiektu z obronnej na reprezentacyjną. Obecna forma architektoniczna Baszty Gotyckiej jest wynikiem prac remontowych z 1994 roku. Niedługo dostępna będzie 200-stronicowa publikacja naukowa pt. „Mury miejskie Lublina”. Odnowienie zabytkowych fortyfikacji Łucka i Lublina to główny cel realizowanego wspólnie projektu „Nowe życie starego miasta: rewitalizacja zabytków dziedzictwa historycznego i kulturalnego w Łucku i Lublinie” w ramach Programu Współpracy Transgranicznej Polska – Białoruś – Ukraina 2014–2020. (ann)
Skarby Łopacińskiego zdigitalizowane
(WBP im. H. Łopacińskiego w Lublinie)
48
Rękopisy z kolekcji Hieronima Łopacińskiego znajdujące się w Narodowym Zasobie Bibliotecznym należą do najcenniejszych zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie. Były gromadzone przez patrona biblioteki Hieronima Łopacińskiego – językoznawcę, etnografa, historyka i bibliofila. Najważniejsze dla niego były badania naukowe, koncentrował się na językoznawstwie, historii literatury, etnografii, historii Lublina i regionu. Cieszył się niezwykłym poważaniem w polskim świecie naukowym, był m.in. członkiem korespondentem Akademii Umiejętności. Sporządzona w 1957 r. przez profesora Jerzego Starnawskiego bibliografia podmiotowa prac Łopacińskiego obejmuje prawie 600 pozycji. W kolekcji Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie znajduje się 437 jednostek rękopiśmiennych, w tym niezwykle cenne dokumenty i przywileje dotyczące miast Lubelszczyzny i cechów miejskich, wiele z nich wyszło z kancelarii królewskiej. W zbiorze znajduje się pokaźna spuścizna odpisów dokumentów, notat i korespondencji Hieronima Łopacińskiego. Zdigitalizowane rękopisy zostały bezpłatnie udostępnione w Bibliotece Cyfrowej WBP w Lublinie oraz Polonie. Umieszczone zostały w dedykowanych bezkwasowych opakowaniach ochronnych. (ann)
magazyn lubelski (79) 2021
Poezja ma przyszłość
Poetki codzienności
Miesiąc temu działalność w Lublinie rozpoczął HOPE kolektyw – nieformalna grupa studentów II roku kreatywności społecznej na UMCS. Ich celem jest promocja twórczości młodych ludzi. Pragną stworzyć społeczność, w której artyści będą mogli rozwijać się i nawzajem wspierać, pokazać, że niezależnie od szerokości geograficznej i sytuacji ekonomicznej młodzi nadal są pełni pasji i wrażliwości artystycznej. Pierwszym wydarzeniem i jednocześnie oficjalnym zawiązaniem kolektywu był „Wieczór Poezji // wyjdź z szuflady”, który odbył się 18 listopada 2021 r. w kawiarni Akwarela. Według koordynatora kolektywu Mateusza Wszelakiego zaprezentowane teksty zdecydowanie przeczą poglądowi twórców starszego pokolenia, według których poezja jest wyższą formą artyzmu, na którą jeszcze nie stać tak młodych osób. Zaprezentowali się poeci w wieku poniżej 25 lat, czyli tzw. pokolenie Z. Dla większości był to debiut, ale niektórzy przetarli już literackie szlaki. Po raz pierwszy wybrzmiały między innymi wiersze „Ojcze niebieski” Katarzyny Kozak, „Świt kiedyś nadejdzie” Kamili Różańskiej czy „Jesień” Marii Bieleckiej. Po każdej prezentacji prowadzono dyskusję na temat poglądów, okoliczności twórczych i interpretacji. W trakcie wieczoru, dzięki przyjaznej atmosferze, odważyło Wieża Mistrzów W ramach cyklu „Muzyka ucha trzeciego” [THE THIRD EAR MUSIC] w sobotę 30 paź- się „wyjść z szuflady” również kilka osób z dziernika 2021 r. wystąpił w Lublinie legendarny amerykański saksofonista i klarne- publiczności. Młodzi poeci pozostali dłużej cista jazzowy Ken Vandermark. Wydarzenie odbyło się w dość egzotycznej scenerii, w lokalu, aby przy kawie dzielić się swoimi niekojarzonej dotychczas z koncertami – na jednym z poziomów Wieży Trynitarskiej. doświadczeniami. W ciągu tych rozmów Pomysł, by zestawić zabytkowe, wyrafinowane akustycznie wnętrze z granym na żywo powstały już nowe koncepcje i intencja jazzem okazał się bardzo trafiony. W przypadku Kena Vandermarka wcale tak być nie kolejnych spotkań. Niebawem w mediach musiało, ponieważ muzyk ten porusza się w estetyce free jazzu. Jego kompozycje ce- społecznościowych HOPE kolektywu pochuje nieokiełznana wręcz swoboda harmoniczna, wyrażająca się poprzez sekwencje jawi się elektroniczne wydanie utworów dość drapieżnych improwizacji. Publiczność chłonęła te dźwięki łapczywie. Jeśli ktoś zaprezentowanych podczas tego wieczoru. tą kaskadą dźwięków mógł być zaskoczony czy wybity z rutyny, to chyba tylko ota- Warto zaznaczyć, że plany grupy są szersze czająca jazzmana kolekcja rzeźb sakralnych. Ich wcześniejsze „życie” płynęło bowiem – obejmują teatr, film, rzeźbę i malarstwo. w cieniu ciepłych i soczystych brzmień kościelnych organów. Dobrą wiadomością dla Jednak, jak zaznaczają członkowie, najtych, którzy na koncert nie dotarli, są zapowiedzi organizatorów, Grzegorza Lesiaka ważniejsza dla nich jest tworząca się spooraz TATVAMASI, że w tym samym miejscu i formule planowane są kolejne wydarzenia. łeczność i poznanie nowych twarzy młodej, Złożą się one na bardzo ciekawy nowy cykl koncertów, organizowanych pod szyldem lubelskiej kultury oraz znalezienie dla nich możliwości rozwoju. (ann) WIEŻA MISTRZÓW. (greg) foto Hope kolektyw (Grzegorz Zawistowski)
(Grzegorz Zawistowski)
Jedną z ciekawszych propozycji tegorocznej edycji Demakijażu – Festiwalu Kina Kobiet był autorski performance Betty Q „Poetki na czas zarazy”. Artystka zbudowała go w oparciu o wybrane przez siebie teksty pochodzące z antologii poezji o tym samym tytule. Zestaw ten rozszerzyła o jeden utwór własnego autorstwa. Sama antologia, pod redakcją Joli Prochowicz i Bartosza Wójcika, ma się ukazać w formie książki na przełomie listopada i grudnia. Intuicja, ale i spore doświadczenie Betty Q sprawiły, że teksty współczesnych poetek w zderzeniu z nagością performerki nie doznały żadnego uszczerbku. Przeciwnie. Przekaz poetycki, poprzez specyficzne zakotwiczenie w cielesności artystki, został w odczuwalny sposób uwiarygodniony i wzmocniony. Sukces spektaklu nie wziął się z powietrza. Betty od dobrych kilku lat reżyseruje i czyta nago w ramach realizowanego projektu „Bez Okładek”. Przyjrzyjmy się samej antologii. „Poetki na czasy zarazy” to pięćdziesiąt dwa wiersze pięćdziesięciu dwóch współczesnych poetek. Jeden wiersz, jeden tydzień. Pełny pandemiczny rok. Jola Prochowicz i Bartosz Wójcik tak ustawili swoje kryteria, by wybrane przez nich teksty nie były wzniosłą ucieczką przed tym, co trudne. Żeby nie stanowiły czegoś na podobieństwo aromaterapii. By wreszcie nie były rodzajem pustego luksusu. Czym zatem miałyby być? Rodzajem konieczności, wsłuchiwaniem się w szepty, ale i w krzyk ciała, zbliżeniem na codzienność. Odwagą mówienia o własnych lękach. Tak zbudowana antologia to nie tylko poetycki wielogłos. To także przyjaciółka, powierniczka, terapeutka. (greg)
magazyn lubelski (79) 2021
49
historia
MAKABRYCZNA foto WBP im. H. Łopacińskiego w Lublinie, autor
ZBRODNIA NA PSIEJ GÓRCE Zwłoki młodej kobiety leżały pośród ruin nieopodal wejścia do bramy kamienicy przy ulicy Rybnej w Lublinie. Były straszliwie zmasakrowane; twarz denatki przypominała krwawą miazgę, mózg wypłynął na zewnątrz. Po ciele chodził szczur. Na makabryczne znalezisko natknęli się mieszkańcy domu wczesnym rankiem 20 marca 1949 r. Przybyli z komendy miejskiej na Staszica funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej ustalili, że kobieta zginęła od ciosów zadanych w głowę odłamkami gruzu. Została dosłownie ukamienowana.
Panienka lekkich obyczajów
Chociaż twarz dziewczyny była zniekształcona od licznych uderzeń, milicja rozpoznała ją jako 26-letnią Helenę Ł., zameldowaną w mieszkaniu przy ulicy Mariana Buczka (obecnie Zamojskiej) pod numerem 37. Kobieta zarabiała na życie jako prostytutka. Jej stałym rewirem były Lubartowska do Kowalskiej, okolice Bramy Krakowskiej i uliczki Starego Miasta. W określonych kręgach znano bardzo
50
magazyn lubelski (79) 2021
dobrze tę „panienkę”. Jednak z nie najlepszej strony. Jej grzechem głównym była nadmierna słabość do alkoholu. Po pijanemu puszczały jej hamulce, wdawała się w awantury, które kończyły się na milicji. Kilka razy została pobita. Teraz jednak nie był to incydent, po którym Helena Ł., zamaskowawszy pudrem sińce pod oczami, wychodziła na ulice i za pieniądze oferowała chętnym swoje wdzięki. Musiało chodzić o coś o wiele poważniejszego, skoro została pozbawiona życia i to w tak bestialski sposób. Nasuwało się przypuszczenie, że morderca pałał do dziewczyny gniewem lub nawet nienawiścią, niewykluczone, że kierował się zemstą za prawdziwą bądź wyimaginowaną krzywdę. Czy był to niezrównoważony psychicznie zwyrodnialec? Rozwścieczony „klient” prostytutki? A może „opiekun”, z którym nie podzieliła się zyskiem? Na to pytanie musiała odpowiedzieć Milicja Obywatelska.
Niebezpieczny powojenny Lublin
Zadanie wydawało się niełatwe. Można założyć, że w pierwszych latach po II wojnie światowej
osiedliło się w Lublinie – na stałe bądź czasowo – około dziesięć tysięcy osób. Byli to zarówno repatrianci zza Buga, jak i przybysze z centralnej Polski. Lublin uchodził wtedy za jedno z najbardziej przeludnionych miast w Polsce. W mieszkaniach przystosowanych dla kilkuosobowych rodzin gnieździło się po 15–20 osób przymusowo dokwaterowywanych przez władzę. W Lublinie działały ocalałe z wojny fabryki, więc dużo ludzi przyjeżdżało do pracy. Inni na studia – już w 1944 roku reaktywowano KUL, a niedługo później uruchomiony został UMCS. A jeszcze inni przybyli do Lublina, by szukać w nim sposobów na lekkie, choć niekoniecznie uczciwe życie. Wzrost liczby ludności negatywnie wpływał na bezpieczeństwo miasta. Przestępczości sprzyjało typowe dla okresu powojennego rozprzężenie norm. W najlepsze kwitł szaber, znakomicie mieli się spekulanci, handlujący niedostępnymi na rynku artykułami. Nierzadko były to produkowane przez półlegalne fabryczki buble, nienadające się do użytku czy wręcz szkodliwe, jak np. farba do drewna, która stała się źródłem śmiertelnych zatruć. Odnotowywano też dużą liczbę kradzieży, napadów rabunkowych i morderstw. Sporym problemem dla władzy robotniczo-chłopskiej była prostytucja, mimo zapewnień, że
w socjalistycznym społeczeństwie jest to marginalne zjawisko, które wraz ze wzrostem poziomu edukacji zostanie całkowicie zlikwidowane. Takie deklaracje można było oczywiście włożyć między bajki. Warto dodać, że międzywojenne prostytutki w większych miastach musiały okresowo poddawać się badaniom lekarskim, które stwierdzały (bądź nie), że dana panienka jest „czysta” i może bezpiecznie uprawiać ten „zawód”. W razie kontroli policji okazywały tak zwaną czarną książeczkę, która była dla nich czymś w rodzaju... legitymacji służbowej. Po wojnie zarzucono ten wymóg. Na ówczesnej kryminalnej mapie Lublina Stare Miasto niewątpliwie znajdowało się w „czerwonej”, najbardziej niebezpiecznej strefie. Aż trudno uwierzyć, że urokliwe zakątki, tak chętnie dziś odwiedzane przez turystów, budziły grozę, po zmroku lepiej było się nie zapuszczać w te miejsca. W zrujnowanych nalotami bombowymi domach w dawnej dzielnicy żydowskiej jeszcze kilka lat po zakończeniu wojny znajdowano rozkładające się zwłoki ludzkie. Po melinach i działających w zaułkach obskurnych knajpach rezydowali bandyci. Opijali udaną „robotę”, dzielili łupy i rozstrzygali spory przy użyciu noża lub pistoletu.
magazyn lubelski (79) 2021
51
Błyskawiczne sledztwo milicji
Zbrodnia na „Psiej Górce”, jak jeszcze i współcześnie niektórzy nazywają okolice placu Rybnego, wywołała na Starym Mieście duże poruszenie. Chociaż ofiara swoim trybem życia prowokowała los, to jednak nie zasłużyła na śmierć, zwłaszcza tak makabryczną. W tej sprawie nie było, jak się na początku spodziewano, długiego, żmudnego śledztwa. Milicja miała morderców pod kluczem w sześć godzin po odkryciu zbrodni. Przebieg zdarzenia i sprawców wywiadowcy ustalili na podstawie rozmów przeprowadzonych z mieszkańcami pobliskich domów. W kamienicy przy Rybnej 10 odbywała się w nocy hałaśliwa libacja alkoholowa. Jeden z jej uczestników, młody mężczyzna, wyszedł na ulicę. Z kimś tam rozmawiał, niedługo później ludzie usłyszeli odgłosy awantury. – Jakaś kobieta krzyczała, żeby jej nie bić, błagała o litość, ale tamci, a było ich trzech, tłukli ją bez opamiętania. To się powinno od razu zgłosić na milicję, ale jak mieliśmy was wezwać? Nie mamy telefonów, musielibyśmy wyjść i powiadomić komisariat. Nikt nie był na tyle odważny, mogliby zrobić z nami to samo, co z dziewczyną – zeznali mieszkańcy domu. Milicja sporządziła rysopisy sprawców. Na ich podstawie zatrzymano podejrzanych. Gdy śledczy do nich przyszli, odsypiali kaca. Byli to 20-letni Marian K., 18-letni Tadeusz R. i 21-letni Józef F. Wszyscy trzej mieszkali na Starym Mieście – 20-latek przy ulicy Złotej, a 18-latek i 21-latek - przy Dominikańskiej. Początkowo twierdzili, że nie mają nic wspólnego z morderstwem. Powiedzieli, że noc spędzili na libacji alkoholowej w gronie znajomych, ale to chyba niekaralne. Owszem, wypili za dużo, ale nie na tyle, by zabijać prostytutkę. Za co? Nie zapierali się zbyt długo. Po kilku godzinach pobytu w areszcie, w krzyżowym ogniu pytań milicji, przyznali się do zabójstwa kobiety. To była zbrodnia z zemsty. Przed kilkoma miesiącami Marian K. zaczepił stojącą przy Bramie Krakowskiej Helenę Ł., przez chwilę z nią rozmawiał, po czym poszli do mieszkania uprawiać seks. Zapłacił jej zwyczajową stawkę, a dziewczyna wystawiła mu dość szczególne pokwitowanie – zaraziła go chorobą weneryczną. Dość szybko się wyleczył, ale najadł się wstydu. Koledzy nabijali się z niego, nie chcieli dotykać przedmiotów, które trzymał w ręku, a i lekarz nie szczędził mu złośliwości, gdy zdiagnozował u niego wstydliwą dolegliwość. Dlatego Marian znienawidził Helenę. Zaczął jej szukać, aby się na niej zemścić. Do „panienki” chyba dotarły te wieści, bo przez jakiś czas unikała okolic Starego Miasta. Jednak
52
magazyn lubelski (79) 2021
marcowej nocy, w sztok pijana, zlekceważyła zagrożenie. Pałętającą się po zaułkach dziewczynę zauważyli Tadeusz R. i Józef F. Postanowili pomóc koledze wymierzyć prostytutce sprawiedliwość. Jeden z nich został z nią na ulicy i zabawiał ją rozmową, drugi poszedł po Mariana. Daleko nie musiał go szukać. Tamten usłyszawszy, jaka jest sprawa, w mig porzucił towarzystwo i dołączył do kompanów. Okrutnie się uśmiechnął, widząc paniczny strach w oczach Heleny. – Teraz, szmato, pożałujesz, że matka cię urodziła! – rzucił ponuro. Skinął na Tadeusza i Józefa, a oni chwycili dziewczynę za ramiona i zaczęli ją ciągnąć w kierunku najbliższej bramy. Opierała się, wrzeszczała, by dali jej spokój, była jednak sama, a ich trzech. Nie miała szans na ucieczkę. Pchnęli ją na ziemię i rozpoczęła się okrutna egzekucja. Tłukli kobietę kamieniami, kawałkami gruzu, kopali po głowie ciężkimi butami. Nie wzruszały ich jęki ofiary ani krew tryskająca z jej ran. Największą aktywność w katowaniu wykazywał Marian K. Nie przestawał jej bić, nawet wówczas, gdy koledzy napominali go, by dał już spokój. Według niego dziewczyna jeszcze nie miała dość. Zadał jej ostateczny cios, po którym przestała dawać oznaki życia. Dopiero wtedy od niej odstąpił.
Sąd doraźny dla bestii
Przeciwko trójce zabójców prokuratura skierowała akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Lublinie. Mieli odpowiadać w trybie doraźnym. Oznaczało to, że wyroki będą z górnej półki i raczej nie będzie od nich możliwości odwoławczych. Dla głównego sprawcy społeczeństwo domagało się kary śmierci. Proces odbył się na początku września 1949 r. Oskarżyciel nie zostawił na mordercy suchej nitki. Podkreślał w swoim wystąpieniu wyjątkowe okrucieństwo Mariana K. 21-latka nie tłumaczył ani wypity w tym dniu alkohol, ani chęć zemsty na kobiecie za zarażenie go kiłą. Są inne cywilizowane możliwości dochodzenia swoich ewentualnych roszczeń, chociaż w tym wypadku oskarżony mógł mieć pretensję wyłącznie do siebie. Metodyczne kamienowanie ofiary świadczyło zaś o jego wyjątkowej demoralizacji, wręcz zaniku człowieczeństwa. Mężczyzna jeszcze w trakcie postępowania przygotowawczego symulował obłęd, by uniknąć odpowiedzialności za zbrodnię. Jednakże przeprowadzone w szpitalu psychiatrycznym badanie stwierdziło, że jest zdrowy psychicznie, a w czasie zarzucanego mu czynu był w pełni poczytalny. Wyroki zapadły 5 września. Marian K. został skazany na dożywocie, Tadeusz R. na dwa, a Józef F. na trzy lata pozbawienia wolności.
natura
(Michał Świątkowski)
Pies rasowy w rzeczywistości pandemii
tekst Magdalena Świątkowska
(Konrad Drobek) Pandemia COVID-19 znacznie wpłynęła nie tylko na relacje międzyludzkie, ale też na zachowanie psów. Ograniczenie wystaw psów rasowych oraz mniejsza dostępność szkoleń dla psów i ich opiekunów spowodowało większą lękliwość u psów, co również jest zauważalne na obecnych wystawach. Niestety zwiększył się popyt na psy, co w efekcie spowodowało wzrost podaży szczeniąt na rynku. Powstało wiele hodowli niezarejestrowanych w Związku Kynologicznym w Polsce. Ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 roku o ochronie zwierząt, regulująca postępowanie ze zwierzętami kręgowymi, nie definiuje pojęcia psa rasowego. Nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt, która weszła w życie 1 stycznia 2012 roku, była ustawą wadliwą. Z zakazu rozmnażania psów wyłączone zostały hodowle należące do ogólnopolskich stowarzyszeń kynologicznych. Intencją ustawodawcy było poddanie legalnych hodowli kontroli Związku Kynologicznego w Polsce, jako jedynej krajowej organizacji będącej członkiem Międzynarodowej Federacji Kynologicznej FCI, a niestety tak się nie stało. Skutkiem tego jest duży popyt na tanie zwierzęta podawane przez pseudohodowców jako rasowe. Osoby, które kupiły psiaki z wątpliwych miejsc, często borykają się z problemami behawioralnymi psów spowodowanymi niewłaściwą socjalizacją w okresie wczesnoszczenięcym czy z dużym nakładem finansowym na leczenie psa ze względu na ukryte wady genetyczne, m.in.
54
magazyn lubelski (79) 2021
dysplazję nerek, dysplazję stawów biodrowych czy choroby serca. Związek Kynologiczny w Polsce (ZKwP) jest najstarszą polską organizacją kynologiczną, zrzeszającą miłośników i hodowców psów rasowych. Począwszy od 1948 roku, działalność oparta na tradycji i doświadczeniu Polskiego Kennel Klubu oraz członkostwo w FCI są kontynuowane przez Związek. Początkowo wystawy psów pełniły funkcję sprawdzania ich użytkowości. Ocena psiego wyglądu była dodatkiem do wydarzenia. Pierwsza niezależna wystawa psów odbyła się w Newcastle w 1859 roku. Prawdopodobnie pierwsza polska wystawa psów odbyła się w 1862 roku w Gostyniu. Kolejne miały miejsce w 1877 i 1881, a następnie co roku. W 1925 odbyła się pierwsza ogólnopolska wystawa psów rasowych. Hodowcy zrzeszeni w ZKwP jako jedyni w Polsce hodują psy według wzorca uznanego przez FCI. Warto podkreślić, że na właścicielu spoczywa kodeksowa odpowiedzialność za psa odnajdująca stosowne zapisy w następujących regulacjach prawnych: a) Kodeks cywilny – art. 144, 431, 432; b) Kodeks karny – art. 156, 157, 288; c) Kodeks wykroczeń – art. 51, 77, 124, 166. Należy pamiętać, że pies posiada swojego właściciela, a prawo własności jest jednym z podstawowych praw określonych w Kodeksie cywilnym. Hodowla psów rasowych jest branżą pomijaną
przez ustawodawcę. Najczęściej hodowcy wybierają możliwość prowadzenia działalności hodowlanej jako działu specjalnego produkcji rolnej. Funkcjonując w ten sposób, hodowca psów rasowych nie posiada NIP ani nazwy swojej działalności, ponieważ nie jest przedsiębiorcą w ujęciu formalnym. Niezależnie od formy działalności osoba chcąca hodować psy rasowe powinna zarejestrować się w ZKwP. Dodatkowo hodowca ponosi określone konsekwencje podatkowe, m.in. konieczność złożenia deklaracji PIT-6. Hodowcy legalni, zarówno ci prowadzący przedsiębiorstwo, jak i nie, a sprzedający szczenię, posiadają liczne obowiązki wynikające z Kodeksu cywilnego, a mianowicie obowiązek udzielenia informacji o sprzedawanym psie i obowiązek wydania kompletu dokumentów – pisemnej umowy, metryki i książeczki zdrowia lub rodowodu eksportowego i paszportu z numerem chipu psa. Wszystkie szczenięta ZKwP są znakowane – tatuaż/chip. W przypadku nielegalnych hodowli często pies nie jest wydawany z metryką, a rodowód jest kolorową kartką z ozdobnymi literami i rysunkami. Niektórzy też naciskają kupców, że muszą dopłacić za rodowód, co powoduje u przyszłych właścicieli rezygnację z domniemanego rodowodu. Czas pandemii COVID-19 oraz konieczność izolacji, zdalna praca i nauka dla dzieci spowodowały u ludzi chęć posiadania zwierzęcia w domu. Aż 80% osób, które już miały czworonoga w domu, deklaruje, że rytm życia ich psa uległ w tym czasie zmianie. Obecnie, kiedy życie zaczęło wracać do normy, obserwuje się wzrost problemów behawioralnych u psów wziętych do domu w tym okresie. Czas socjalizacji szczeniąt jest krótki (może się nieznacznie różnić w zależności od rasy psa). Niestety część szczeniąt nie mogła być właściwie socjalizowana w tym okresie. Habituacja też nie przebiegała poprawnie, również w zakresie uczestnictwa psa rasowego w wystawach (w czasach pandemii wstrzymane były też organizacje wystaw psów rasowych). Kondycja psychiczna i materialna ludzi odegrała też wpływ na posiadane psy. Złe emocje i stres, jakie w czasie pandemii gromadziły się w większym stopniu w ludziach, przełożyły się na te same emocje u posiadanych psów.
Na szczęście w bieżącym roku odbyło się już więcej wystaw, które przebiegają zgodnie z regulaminem FCI, m.in. Krajowa Wystawa Psów Rasowych w Wąwolnicy czy Międzynarodowa Wystawa Psów Rasowych (CACIB), International Dog Show podczas największych targów w Europie środkowo-wschodniej Animals & Veterinary Days. Podczas pokazów pies musiał zostać zaprezentowany w określony sposób i był porównywany z innymi psami. Oceną psów podczas wystaw zajmowali się sędziowie kynologiczni. Oceniany był zarówno wygląd zewnętrzny psa (eksterier), budowa, umaszczenie, uzębienie oraz usposobienie i temperament. Efektem było przyznanie psu określonej oceny (doskonała, bardzo dobra, dobra, dostateczna).
(Sylwia Mróz, Hodowla rasy Cane Corso Italiano Stary Bór FCI)
Magdalena Świątkowska Behawiorysta Centre of Applied Pet Ethology (COAPE). Członek Stowarzyszenia Behawiorystów i Trenerów COAPE. Trener psów. Dogoterapeuta. Współpracuje z Wyższą Szkołą Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie oraz Centrum Rozwoju Personalnego we Wrocławiu w zakresie prowadzenia kursów i szkoleń z tematyki behawioru zwierząt towarzyszących. Ukończyła wiele kursów z zakresu behawiorystyki zwierząt towarzyszących. Była Gospodarzem i Sekretarzem na ringach podczas Euro Dog Show w Nadarzynie w 2018 roku oraz IV Międzynarodowej Wystawy Psów Rasowych w Lublinie w 2019 roku. Wspiera stowarzyszenia i fundacje oraz schroniska działające na rzecz zwierząt. Miłośniczka molosów, a prywatnie właścicielka dwóch bokserek: 5,5-letniej Tosi i 5,5-miesięcznej Whoopi.
tel.+48 604 37 25 85 e-mail: magdalena.swiatkowska@strefapsa.pl http://facebook.com/StrefaPsaPL
magazyn lubelski (79) 2021
55
design
K TO
NIE ZY RY
KUJ E
tekst i foto Magdalena Krut
56
magazyn lubelski (79) 2021
Słyszałam to wiele razy, jeszcze więcej razy wypowiadałam. Jestem typem podjudzacza, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Sama wielokrotnie ryzykowałam w różnych sprawach życiowych, często też namawiałam innych do podjęcia ryzyka, wiedząc, że to ryzyko się opłaci i w konsekwencji wszyscy będziemy pić szampana. Pewnie zastanawiacie się, co ma to wspólnego z wnętrzami, no bo w końcu moje felietony o wnętrzach opowiadają. Otóż ma, i to dużo, bardzo dużo, a na pewno miało przy moim ostatnim projekcie. Niby nic, mała zmiana, a jednak sprawiła, że opuściłam swoją wnętrzarską strefę komfortu. Moja miłość do czerni nie podlega żadnym dyskusjom. Nigdy się tej miłości nie wyrzeknę, nie wyzbędę, zawsze będzie w moim sercu i mojej głowie. Jednakże nie od dziś wiadomo, że kotka można zagłaskać na śmierć. By uniknąć tak radykalnych rozwiązań, postanowiłam zawiesić romantyczną relację z czernią. Nie było łatwo, bo jak się kilka lat żyje w otoczeniu, które daje ci spokój, ukojenie, relaksuje swoim widokiem i sprawia, że chętnie wracasz do domu, to jak tak z dnia na dzień z tego zrezygnować. Wydawało mi się to niemożliwe, ale w środku czułam, że to jest ten czas, ten moment, ta odpowiednia chwila. Maluję! Ale na jaki kolor? Po latach życia w czerni musiałam wybrać taki, który nie będzie czarnym, ale będzie dawał mi te wszystkie emocje, co ukochana czerń. Siedziałam, dumałam, rozmyślałam, planowałam i malowanie odłożyłam na później. To później przyszło dość szybko. Pewnego sobotniego wieczoru kilka minut po 20:00. Dres, kluczyki, jadę! Wpadłam do marketu chwilę przed zamknięciem. Stanęłam przed kolorową ścianą płaczu i… zapłakałam. Matulko, za dużo kolorów! „Szanowni państwo, zbliża się godzina zamknięcia
magazyn lubelski (79) 2021
57
58
magazyn lubelski (79) 2021
sklepu…”. Cooooo????? Nie, nie, jeszcze chwilka. „Zapraszamy do kas”. Presja wywierana przez władczynię mikrofonu, myśl, że jutro niedziela niehandlowa oraz trudność w podjęciu decyzji sprawiły, że nagle w mojej głowie pojawił się kolor niebieski. Znienacka wyskoczył jak filip z konopi. Tak niemożliwa myśl, że aż granicząca z fikcją. Niebieski to kolor, który nie występuje w mojej palecie barw. Nie mam żadnego elementu garderoby w niebieskim kolorze i bardzo proszę nie wciągać mi dżinsu do dyskusji o kolorach, bo dżins to dżins. „Prosimy o kierowanie się do kas…”. Skierowałam się wprost do wyjścia z totalną pustką w dłoni i niebieskim bałaganem w głowie. Porażka, totalna porażka, żeby się na nic nie zdecydować tylko dlatego, że wpadł mi do głowy jakiś tam niebieski. No właśnie, jakiś tam, bo przecież niebieski niebieskiemu nierówny. Wróciłam grzecznie do domu i sprawę wyboru farby odłożyłam na kolejny raz. Na szczęście okazja nadarzyła się bardzo szybko i stałam przed kolorową ścianą płaczu z moją najlepszą przyjaciółką, Mamusią, która zawsze dzielnie znosi moje marudzenie, a co najważniejsze, sprawia, że marudzenie kończy się szybciej niż się zaczęło. - Może ten? - Za fioletowy. - A ten? - Za szary. - A ten? - Nie. To nie ma sensu, nie ma niebieskiego, który spełniałby moje oczekiwania, chodźmy. Szłam alejką niczym Konik Garbusek i wpadłam na „ten” niebieski. - Mamo, zobacz! Ten do mnie przemawia! Naprawdę do mnie mówi!
Zgodnie stwierdziłyśmy, że to najbardziej czysty niebieski, jaki może być, i 5 litrów niebiańskiego niebieskiego wracało ze mną do domu. Wszystkie myśli na „nie” zaraz zagłuszałam tymi na „tak”, że można przemalować, że niebieski to ładny kolor, że będzie pasował, że pięknie podkreśli drewno, że przecież kupiłam dwie niebieskie poszewki, które nie mogą się zmarnować, że… o matko, po co mi 5 litrów niebiańskiego niebieskiego??? Czarny jest OK! Był. Samo malowanie poszło dość szybko, bo wystarczyły dwie warstwy, by zamalować mój ukochany czarny. Tylko dwie warstwy były potrzebne do tego, by zamknąć ten ciemny rozdział. I nastała jasność. Teraz niebieski jest OK. Kolor, który sprawił, że opuściłam swoją strefę komfortu i o dziwo, jest mi z tym dobrze. Jest świeżo, jasno, inaczej, przyjemnie. Nie ma może aż takich emocji, ale zdecydowanie potrzebowałam tej zmiany. Cieszę się, że zaryzykowałam. Wiem, możecie pomyśleć „no pewnie, wielkie szaleństwo!”, ale ja się bardzo zżyłam z czernią i naprawdę nie lubię malować ścian. Generalnie samo machanie wałkiem kocham, ale cała ta malarska otoczka doprowadza mnie do stanu, w którym niecenzuralne słowa spływają na moje usta z większą częstotliwością niż zazwyczaj, a przeklęta jednak trochę jestem. Gdyby mi się tak malowało, jak przeklina to, jak bogackiego, byłabym malarzem zawodowym. W konsekwencji moich malarskich poczynań mamy teraz niebieski salon, w którym o dziwo wszystkim dobrze się żyje, zdecydowanie ten kolor nam służy, zobaczymy, jak długo, bo właśnie sobie uświadomiłam, że mam w szafie przepiękny kaszmirowy niebieski sweter, którego nie noszę, bo właściwie to ja nie lubię niebieskiego.
magazyn lubelski (79) 2021
59
m i a ra
s i ę p r z e b ra ł a 60
magazyn lubelski (79) 2021
Moda Nowej Generacji by Jola Szala
moda
Szycie ubrań na miarę jest niewątpliwie usługą luksusową. Umiejętności osoby ją wykonującej powinny być na wysokim poziomie. Dotyczy to zarówno projektowania, jak i szycia. Tylko wówczas bowiem możliwe jest wyczarowanie ubrań na miarę marzeń i potrzeb klientek. Często zdarza się, że szukając ubrania w sklepie, nie znajdujemy takiego, jakie sobie wymarzyłyśmy. Przyczyny są różne – nie ma dobrego koloru, nie jest uszyte z takiej tkaniny, z jakiej naszym zdaniem powinno. Takich powodów na „nie” jest bardzo dużo i często zdarza się, że kobiety idą na swego rodzaju kompromis, kupując ubrania, które w danym momencie są dostępne i w jakimś stopniu spełniają ich wymagania. Jak tego uniknąć? Moim zdaniem jedyną drogą, gwarantującą stuprocentowe zadowolenie jest szycie na miarę. Rozmawiając z kobietami, które nigdy nie szyły sobie na miarę lub dawno tego nie robiły, zorientowałam się, że nie rozumieją do końca, na czym polega ten proces. Warto też w tym miejscu rozprawić się z przeświadczeniem, z którym spotykam się bardzo często: „Nie lubię sobie szyć ubrań na miarę, ponieważ mam złe skojarzenia”. Oznacza to w skrócie, że krawcowa wiele lat temu uszyła nam jedno czy dwa ubrania, które nie nadawały się do noszenia. Zniszczyła materiał bądź rezultat był niezgodny z
naszymi oczekiwaniami. Nie zamierzam krytykować sposobów szycia innych osób ani tym bardziej budować na tym własnej marki. Po prostu w moim zawodzie, podobnie jak w każdym, są profesjonaliści wysokiej klasy, osoby umiarkowanie uzdolnione i niestety takie, którym tych zdolności brakuje w ogóle. Jeżeli będziemy miały pecha, możemy na długie lata pozostać z przekonaniem, że wszyscy tak pracują. A jest to nieprawda – jest wiele utalentowanych i doświadczonych osób wykonujących szycie miarowe. Na podstawie swojej pracy, w przystępny sposób, postaram się wyjaśnić, na czym ono polega. Zacznę od przedstawienia strony technicznej szycia miarowego. Często przychodzą do mnie klientki, które chcą uszyć sobie jakieś wymarzone ubranie. Na początku oczywiście rozmawiamy. Dowiaduję się, że wybierają się na jakąś ważną uroczystość bądź długo nosiły się z myślą o posiadaniu np. płaszcza o określonym kolorze. Omawiając temat, dochodzimy do kwestii zasadniczej, czyli tego, co w tym ubraniu musi być, by klientka je pokochała. Nie oczekuję od niej podania konkretnego fasonu, jest to moje zadanie. Potrzebuję informacji o tym, co lubi, w czym czuje się dobrze. Na tyle, by nosząc takie ubranie, nie myślała o nim, bowiem pierwszym sygnałem o braku dopasowania jest ciągłe sprawdzanie, czy ubranie dobrze leży i konieczność po-
magazyn lubelski (79) 2021
61
prawiania go. Pamiętajmy, że ubranie powinno być dobrze skrojone zarówno na miarę naszej figury, jak i osobowości. Po wstępnych ustaleniach w rozmowie z klientką pokazuję jej materiały. W mojej pracowni jest ich prawdziwy urodzaj. Wybór tkanin jest zawsze zgodny z aktualną porą roku, z ponadczasową, czyli klasyczną kolorystyką, a także z trendami danego sezonu modowego. Kolejnym krokiem jest zdjęcie przez krawcową miary – w okolicach biustu, talii, bioder pierwszych, jak mówi się w żargonie kra-
62
magazyn lubelski (79) 2021
wieckim, bioder drugich itd. Robi się to bardzo dokładnie po to, by ubranie zostało uszyte na miarę tej konkretnej osoby. Musimy przejść przez wszystkie etapy procesu. Nie dopuszczam do żadnych niedomówień. Następnie przed dużym lustrem upinam na klientce wybrany przez nią materiał, ewentualnie robię to na manekinie. Widać wówczas długości, szerokości, proporcje, co pomaga rozwiać wszelkie wątpliwości. Niektórzy uważają, że szycie na miarę to „kupowanie kota w worku”. Absolutnie nie mogę się z tym
zgodzić. W mojej pracowni klientka jest uczestniczką procesu szycia ubrania. Samo upięcie materiału już daje jej dobre pojęcie o nim. Z jej udziałem zapadają decyzje o głębokości dekoltu bądź jego braku, długości i szerokości rękawa, długości sukienki, ewentualnego rozcięcia. Konstruuję ubranie w taki sposób, by osoba zamawiająca je miała możliwość korygowania na bieżąco jego elementów, kierując się tym, co lubi i w czym czuje się dobrze. Jeżeli okazuje się, że czegoś nie dostrzega, pokazuję jej, w jaki sposób dany element i zarazem całość mogą wyglądać lepiej. W zależności od skomplikowania danego ubrania, jak również od sylwetki, jest odpowiednia ilość przymiarek, najczęściej jedna lub dwie. To jest najważniejsza część szycia na miarę, spełniająca potrzeby i oczekiwania klientek. Drugą propozycją, która mieści się w tzw. szyciu na miarę, są ubrania gotowe, a dokładnie – uszyte u mnie do takiego momentu, że można je „domierzyć” do figury. One są również w pojedynczych egzemplarzach. Jeśli takie ubranie spodoba się klientce, ale chciałaby, by było dłuższe bądź krótsze, można je dostosować. Jest tu naprawdę szerokie pole manewru. Potem tylko pozostaje dopasować je do sylwetki. Ubranie szyte na miarę jest jak druga skóra. Jeżeli ktoś po włożeniu go czuje się doskonale, to znaczy, że przyszedł we właściwe miejsce, do profesjonalisty. Czasami mówię z uśmiechem klientkom, które są u mnie po raz pierwszy, że szycie na miarę jest w pewnym sensie niebezpieczne, ponieważ to
idealne dostosowanie do wymiarów, sylwetki, osobowości unaocznia klientkom, że w sklepach, a tym bardziej w sieciówkach, nie ma możliwości kupienia tak dopasowanego ubrania. Rzeczy tam dostępne są produkowane w ogromnych ilościach i z innym zamysłem. Dodatkową zaletą szycia na miarę jest profesjonalne uprasowanie ubrania. W mojej pracowni jest wspaniała prasowalnica, która nie tylko prasuje ubranie, ale też je formuje. Może mu nadać pożądane kształty, w rezultacie czego klientka wygląda w nim po prostu rewelacyjnie. W szyciu miarowym jest też dużo elementów szycia ręcznego. Zawsze proszę moje klientki, by do miary przyszły w biustonoszu i to tym, który zamierzają nosić do tego ubrania. Są przecież różne rodzaje biustonoszy i jeśli klientka założy potem inny, ubranie ułoży się zupełnie inaczej. Gdy klientka stoi przed lustrem w trakcie mierzenia, ja przygotowuję aplikacje, koronki i inne elementy, chyba że projektuję ubranie klasyczne bez dodatków. Ich wybór jest u mnie naprawdę duży, podobnie jak materiałów. Na co dzień współpracuję z antykwariuszami, którzy przywożą bądź wysyłają mi ze świata różne małe cuda, a także z artystami, rzemieślnikami, którzy dostosowują swoje dzieła do moich potrzeb. Dodatki są kwintesencją ubrania. Podczas szycia miarowego towarzyszą mi również bardzo silne i ważne emocje, o których opowiem w kolejnym artykule. Jola Szala – fashion designer
magazyn lubelski (79) 2021
63
kuchnia
jednym przy
stole tekst Anna Ignasiak foto Krzysztof Werema, Beata Flor
64
magazyn lubelski (79) 2021
W tym roku Polska i Niemcy obchodzą 30. rocznicę podpisania „Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy”. Powiązania między oboma krajami to nie tylko relacje polityczne i gospodarcze, ale także relacje społeczeństw obywatelskich i podobieństwa na płaszczyźnie lifestylu czy kuchni. W ostatnich dniach listopada, na zaproszenie Ambasady Niemiec w Polsce, w czterech polskich miastach gościły trzy znakomite niemieckie szefowe kuchni, członkinie ruchu Slow Food. Luka Lübke, Barbara Stadler oraz Katharina Bäcker odwiedziły: Warszawę – 24 listopada, Białystok – 25 listopada, Łódź – 29 listopada i Lublin – 27 listopada. Wraz z polskimi szefowymi i szefami kuchni przygotowały nowoczesne menu, inspirowane tradycyjną kuchnią obu narodów. Slow Food Cooks’ Alliance to sieć kucharzy z całego świata, których jednoczy chęć pokazania, jak istotną rolę pełnią szefowie kuchni w kreowaniu kulinarnych trendów, a tym samym, jaka spoczywa na nich odpowiedzialność z uwagi na pogłębiający się kryzys klimatyczny. Bronią bioróżnorodności żywności na całym świecie, poprzez świadomy wybór używanych przez siebie produktów i stawianie na sezonowość oraz lokalność, tym samym wspierając małych, lokalnych producentów. Zwracają również uwagę na ograniczenie odpadów w restauracji. Prowadzą szereg projektów edukujących szefów kuchni i kucharzy na całym świecie. Koordynatorem projektu jest Ambasada Niemiec w Warszawie. Partnerami projektu są: Niemiecki Instytut Wina (Wines of Germany), Niemiecka Centrala Turystyki w Polsce oraz polskie winnice: Srebrna Góra z Krakowa i Silesian z Dolnego Śląska. Szefowa Luka Lübke wyjaśniła, że celem spontanicznego tworzenia za każdym razem nowego zespołu jest spojrzenie świeżym okiem na nasze kulinarne tradycje. Odkrywanie, na nowo, znanych motywów i pokazanie, czym ich zdaniem jest współczesna kuchnia. Sięgnięcie do przeszłości ma posłużyć odkryciu zasad, dzięki którym to, co jemy, będzie zdrowsze i lepsze – zarówno dla nas, jak i dla planety. W Warszawie gospodynią kolacji w należącej do Kręglickich Fortecy była Agata Wojda, uznana szefowa kuchni, która kilkakrotnie zdobyła wyróżnienie Bib Gourmand przewodnika Michelin oraz tytuł najlepszej kobiety szefa w Polsce zdaniem twórców przewodnika kulinarnego Gault & Millau. W Białymstoku niemieckie szefowe odwiedziły Annę Drelichowską (Kwestia Czasu), ambasadorkę akcji Chefs for Change. Warto dodać, że Anna Drelichowska, jako pierwsza w mieście, wprowadziła w swojej restauracji odrębną, roślinną kartę. W Łodzi kolacja odbyła się w historycznym budynku
Ogrodów Geyera, w nowo otwartej restauracji Ukryte Rzeki, pod sterami Michała Bartczaka i Tomasza Janczewskiego. Przewodnikiem po Lublinie był Jakub Piętowski z Restauracji 2 PI ER, mieszczącej się na ostatniej kondygnacji Lubelskiego Centrum Konferencyjnego. W codziennej pracy czerpie on z bogatego dziedzictwa kulinarnego Lubelszczyzny. W naszym mieście, podobnie jak w pozostałych trzech, menu czterodaniowej kolacji było niespodzianką dla gości. Wszędzie rządziła zasada, że zostanie zbudowane na bazie najlepszych sezonowych produktów wybranych na lokalnym targu i od dostawców restauracji, a każdemu daniu towarzyszyć będzie wino dobrane z portfolio Wines of Germany oraz polskich winnic: Winnicy Srebrna Góra i Winnicy Silesian. Menu lubelskiej kolacji oparte zostało na naszym karpiu z Hodowli ryb Pustelnia k. Opola Lubelskiego. Karp w tych stawach pływa setki lat. Ryby hoduje się sposobem wymyślonym przez Cystersów. W Pustelni karp powoli rośnie trzy lata. Je plankton, który naturalnie występuje w stawie, oraz lubelskie zboża – pszenicę i jęczmień. Rybacy pracują tu od wielu lat, są doświadczeni i znają każdy odcinek z blisko 400 ha stawów. Jeszcze zakupy na lokalnym rynku i szefowe przystąpiły do działania. Gościom lubelskiej 2 PI ER podano m.in. consommé z karpia z twarogiem, burakiem, czerwoną cebulą i chrzanem, kaszę pęczak z szynką wędzoną z karpia, wywarem rybnym, grzybami i warzywami, a także lubelską ricottę z musztardą, owocami sezonowymi, miodem, cydrem jabłkowym i orzechami.
magazyn lubelski (79) 2021
65
winna końcówka
Twarze i sztuka tekst Łukasz Kubiak | foto Il Poggiarello
umierania
Come il vento
La Malvagia
Lo Straniero
Il Valandrea
La Barbona
płynną doskonałością, tuSuperiore jest co najwyżej Facebook zmienia nazwę.Our Toideawłaof Pinot Nero Our idea of Gutturnio Our ideasmaczne. of Gutturnio Riserva Our idea of Malvasia Zapominamy o tym, że tam był to element całości, ściwie ostatnia rzecz, jaka mi się w nim podobała. kompozycji, natomiast wyrwany i przeniesiony Książka twarzy ma w sobie coś bardzo osobistego, do naszego tutaj, pozostał już tylko pojedynczym przyjacielskiego, bliskiego. Twarz jest reprezendźwiękiem. tacją całej głębi „ja”. Ma w sobie niezwykłą dwoPo drugie, naprawdę dobre wino jest autoristość – bywa powszednia, codzienna, zwyczajna. skie. Te przemysłowe, za którymi stoją winiarscy Wystarczy jednak patrzeć wprost, intensywniej, inżynierowie, mogą być technicznie poprawne, uważniej, by natychmiast opuścić wzrok, zzuć z ale nigdy nie będą porywające. Są jak klony, choć oczu sandały i uświadomić sobie, że ziemia, po któforemne, to w swej mechanicznej kształtności bezrej stąpam, jest święta. duszne. Winiarscy marketingowcy od jakiegoś czaPo trzecie, dobre wino jest wielowymiarowe, su upodobali sobie twarz jako lejtmotyw etykiet. złożone, a jednocześnie szlachetnie proste. Jak Nadają przez to winom osobowość, zyskują one bardzo skomplikowany może być człowiek, wie charakter, autorski sznyt. Całe linie win bywają każdy z doświadczenia siebie. Pozostaje zarazem oznaczane serią portretów, łatwo w ten sposób truizmem, jak człowiek jest prosty w swojej fundarozpoznać choćby dojrzałość wina – od lekkiego mentalnej potrzebie bycia kochanym. świeżego podlotka do poważnej, doświadczonej Po czwarte, wino i człowiek żyją w czasie. Czas czasem matrony. Można twarzą na etykiecie wyranaznacza ich w sposób niezwykły. Tracą z wiekiem zić styl wina – od elegancji i subtelności po moc i młodzieńcze wigor i świeżość, jeśli jednak wystarrustykalną charakterność. czająco dużo dostali na starcie i dobrze się przeZabieg marketingowy kryje w sobie prawdę, chowują, to na starość nie kwaśnieją, nie psują się, która wykracza poza standardową grę z klientem. ale rozkwitają, osiągając poziom, który młodzież Bo to, że etykieta sprzedaje, a ludzie, zanim otwomoże tylko adorować. rzą butelkę, piją wino oczami, jest dla wszystkich Wreszcie po piąte – cała sztuka to dobrze jasne. Mniej oczywisty jest fakt, że twarz na etyumrzeć. Każdy człowiek i każde wino ma swój czas. kiecie wydaje się być wyjątkowo adekwatną repreNie da się żyć bez końca i nie da się bez końca przezentacją wina. To, co zupełnie nie grałoby w przychowywać wina. To zresztą nie ma sensu. Zanim padku jogurtu, soku pomarańczowego, o szynce więc nadejdzie śmierć, która niesie zniszczenie, nie wspominając, w przypadku wina – nie zgrzyta. trzeba umrzeć śmiercią, która daje życie. Uczymy Powodów może być kilka. Po pierwsze, dobre się więc my, ludzie, umierać dla innych, porzucając wino, zupełnie jak każdy człowiek, ma swoją histosiebie. Jesteśmy zupełnie jak wino, które zachwyci rię, mocno związaną z miejscem, z którego pochodopiero wtedy, gdy się otworzy, zjednoczy wokół dzi. Nie da się go zrozumieć bez tego kontekstu – to siebie, da się w sobie rozsmakować. Dobrze umrze. on je definiuje. Mamy na to dowód w postaci rozczarowań, jakie przeżywamy, przywożąc butelkę z winiarskich eskapad. Bardzo często to, co tam było
Our idea of SauvignonPodobno
66
magazyn lubelski (79) 2021
68