13 minute read

Rzemieślnicze wierszyki i bajeczki z Magdaleną Zabłocką rozmawia Piotr Nowacki, foto Marcin Pietrusza

Czy to bajka, czy nie bajka - odpowiedzcie sobie sami, Lecz na pewno wy nie wiecie, jak to jest z rzemieślnikami. Jak to z tym rzemiosłem było, skąd się wzięło, co to? Przeczytajcie tę bajeczkę, a już będzie prosto. Kiedyś, kiedyś, dawno temu, lat już może z tysiąc, Może nawet jeszcze więcej, mogę wam tu przysiąc, Znalazł człowiek kamień mały, co go mieścił w dłoni. Siadł pod drzewem zamyślony, co tu z tym kamieniem zrobić fragment „Bajki o rzemiośle” Magdaleny Zabłockiej

Z Magdaleną Zabłocką, dyrektorem ds. programowych Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie, rozmawia Piotr Nowacki, foto Marcin Pietrusza

Advertisement

Co skłoniło Cię do napisania akurat wierszyków i bajeczek na temat rzemiosła?

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że rzemiosło to nie tylko pewna struktura, środowisko, czyli cechy, izby rzemieślnicze, później Związek Rzemiosła Polskiego, która w Polsce uczestniczy w rozwoju historycznym, gospodarczym i kulturowym już od prawie tysiąca lat. Starszy pod względem strukturalnym jest tylko Kościół katolicki. Rzemiosło wytworzyło też swoistą kulturę, będącą trwałym elementem dziedzictwa narodowego. Książka „Rzemieślnicze wierszyki i bajeczki” powstała po to, żeby małym jeszcze osobom, czyli dzieciom z przedszkoli czy też z pierwszych klas szkoły podstawowej, przybliżyć chociaż trochę wspaniałe zasoby naszego środowiska. Chciałam, aby zrozumieli, że rzemiosło jest cały czas obecne w naszym życiu, ponieważ jest to nie tylko cała wielobarwna panorama zawodów rzemieślniczych, ale i obrzędy czy związki frazeologiczne, jakie mimowolnie używamy na co dzień, w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, gdzie tkwi ich źródło. Kształtowanie postaw, rozumienie zasad i rozwijanie zainteresowań zaczyna się właśnie na etapie przedszkola. Dlaczego więc nie pokazywać małemu człowiekowi, że istnieją inne zawody niż vloger albo influencer? Można zostać krawcem, piekarzem, wizażystką albo mechanikiem i czerpać z tego autentyczną radość, a przy okazji – co jest w dobie konsumpcjonizmu bardzo ważne – czuć się częścią wspólnoty, tworzyć relacje pomiędzy członkami wspólnoty, czyli więzi.

Rzemieślnicze wierszyki i bajeczki

Influencer czy vloger to teraz bez wątpienia są najbardziej ciekawe zajęcia.

Najbardziej ciekawe, ponieważ młodzi ludzie myślą, że pieniądze takim osobom zawsze łatwo przychodzą, ale w którymś momencie rynek się wyczerpie, poza tym – krótkie są te dni chwały owych influencerów, dokonania żadne, ulotne i puste. Wydaje mi się, że taka koniunktura jeszcze jakiś czas się utrzyma, na razie jesteśmyzachłyśnięci nowościami. Tyle że nie będzie to trwało tak długo, jak uważają celebryci. W tej branży czas szybko płynie, jeden fałszywy krok i pstryk! Nie ma cię. Będą nowe rozwiązania cyfrowe i nowe zabawki. Natomiast zawody rzemieślnicze będą potrzebne zawsze. Owszem, część z nich przestanie funkcjonować, tak już przecież bywało, bo kto dziś pamięta, czym zajmowali się wackarze albo cyrulicy? Ale rzemiosło przetrwa, dostosuje się do panujących mód i wymogów, powstaną nowe zawody. Zawody w książeczce chciałam pokazać poprzez zabawę – z jednej strony jest

to forma bajeczek i wierszyków, a z drugiej strony jest tam przemycona historia samego Lublina. Jeśli ktoś zna historię miasta, to odnajdzie korelacje pomiędzy bajkami a przeszłością Lublina. Zaznaczam, że puściłam wodze fantazji i adaptowałam legendy i historię na potrzeby stworzenia pewnego tła, w jakim owe opowieści są osadzone. Przede wszystkim jednak to opisanie fachów, konkretnych, jak fryzjer czy cukiernik, ale i konkretnych osób, które dla mnie, bo jestem z tymi osobami związana emocjonalnie, są bliskie.

To ciekawy pomysł docierać do jak najmłodszych, bo bez wątpienia to jest budowanie od podstaw możliwości wykorzystania potencjału w następnych latach.

To jest jedyny sposób. Jest to udowodnione naukowo, że doradztwo zawodowe powinno istnieć w świadomości człowieka już na poziomie przedszkolnym. Dobry doradca wychwytuje, w jakim kierunku będą kształtowały się zdolności i predyspozycje tego małego człowieka, kim on chce być. Zawody rzemieślnicze są nadal bardzo ciekawe. Kiedy przychodziły do mnie dzieciaki, w ramach różnych projektów czy działań, oprowadzałam je trochę po Izbie, pokazywałam stare sztandary, chodziliśmy do Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców Branży Budowlanej i Drzewnej, ponieważ cech ma bardzo dużo rzemieślniczych artefaktów, takich jak oryginalna lada cechowa (skrzynia cechowa na dokumenty) lub stare dokumenty. Opowiadałam dzieciakom o historii rzemiosła i historii Lublina. Kiedy pytałam, czy znają jakieś zawody, wówczas zapadała cisza jak makiem zasiał. Musiałam towarzystwo za język ciągnąć. Pytam: „Ale taki zawód, miśki moje, kto szyje ubrania?”, odpowiadają: „Ubrań się nie szyje, ubrania kupuje się w galerii handlowej”. Konsternacja! Jedna, druga rozmowa z takimi maluchami dała mi do myślenia: nie znają podstawowych zawodów, które dla nas są bardzo oczywiste i mocno osadzone w naszej świadomości społecznej. Wiemy, że istnieje galeria handlowa, ale gdy pytamy dorosłego człowieka: „Kto szyje ubrania?”, odpowiada: „Krawiec”. Owszem, opowiadając o tych zawodach, opowiadam też o zawodach już nieistniejących, jeżeli chodzi o rzemiosło, bo mówię też o kacie, o cyruliku, o chirurgach, bo chirurdzy wywodzą się z rzemiosła, nie z medycyny. Tam jest ciekawie, gdzie krew leje się gęsto i występują pijawki, jako sposób na puszczanie krwi (śmiech).

rys. aLeKsanDra zaBłocKa

Chirurdzy nie występują w książce, z tego co pamiętam, bo przeczytałem.

Tak, nie występują. Jest zatem szansa na drugą część! Kat występuje za to w jednej z bajek. Zasad-

nicze znaczenie ma tu uświadomienie dzieciom, że bycie fachowcem to nie jest wstyd, że bycie fachowcem to jest naprawdę coś wielkiego. Ukończyć liceum, później jakieś studia krzaki, to nie jest żaden problem, a zostać fachowcem to jest dopiero to! Nawet moja córka ma rzemieślniczy zawód, ponieważ jest rzeźbiarzem w drewnie, czyli snycerzem.

Mam wrażenie, że pomstuje okres postsocjalistyczny, kiedy wszyscy dążyli do tego, by mieć wyższe studia, natomiast w obecnych czasach nie dzieje się nic po tych studiach i nie ma co z nimi zrobić.

Ci, którzy je kończą, zasilają tylko rzesze bezrobotnych z wyższym wykształceniem. Wyższe wykształcenie to tylko papier. Sam doskonale wiesz, że gdy rozmawiasz z ludźmi, którzy ukończyli jakąś tam uczelnię i przychodzi co do czego, patrzą na Ciebie jak na zielonego kota i zastanawiają się: „ale czego pan ode mnie oczekuje? Tego u nas nie było, tego nie uczyli!”. Zmieniają się czasy – coraz bardziej otwieramy się na szkolnictwo branżowe. W tym momencie mieć fach w ręku, mieć zawód, to oznacza, że są możliwości. Ukończenie szkoły branżowej nigdzie nie zamyka nam ścieżki kariery. Byłam wczoraj na Kongresie Kształcenia Dualnego, tam też była o tym mowa.

Kształcenie dualne jest to system promowany przez rzemiosło, we współpracy z resortami, w ramach którego młody człowiek, trafiający do rzemieślniczej szkoły branżowej, posiada podwójny status – przede wszystkim jest pracownikiem młodocianym i tutaj jego umowę z pracodawcą regulują przepisy Kodeksu pracy, a z drugiej strony jest uczniem szkoły branżowej. Zawodu uczy się zatem w realnych warunkach rynkowych, co jest naprawdę najdoskonalszą formą nauki.

„Rzemieślnicze wierszyki i bajeczki” to książeczka bardzo treściwa, przyjemna w czytaniu, pięknie ilustrowana. Jak zrodził się pomysł jej powstania i czy planujesz jeszcze jakieś dalsze działania w tym kierunku?

Zauważyliśmy, że jest straszna nisza. Są teraz dostępne na rynku wydawniczym różnego rodzaju wierszyki czy bajeczki, ale my chcieliśmy pokazać coś, co będzie dotyczyło tylko i wyłącznie nas, co podkreśli tę wielobarwność, interdyscyplinarność rzemiosła, bogactwo kultury rzemieślniczej. Stąd ta książeczka. Powstała jako część projektu: „Samowystarczalność, sieciowość, solidność i solidarność –Marka Lubelskie Rzemiosło”, na który pozyskaliśmy dofinansowanie w ramach Programu Rządowego

Wydawcy

Rzemieślnicze wierszyki i bajeczki napisała Magdalena Zabłocka

Polski Inkubator Rzemiosła na lata 2020-2030. Startowałam z drugiej ścieżki, czyli „Rozwój i promocja kształcenia dualnego”. Teraz już kolejna edycja Programu, pierwsza była w ubiegłym roku. W ramach tego projektu ukaże się także druga książka „Nasz rzemieślniczy Lublin – przewodnik nie tylko historycz- ilustrowała Aleksandra Zabłockany”. Myślę, że na początku przyszłego roku. Będzie adresowana do trochę innego typu odbiorcy. Przede wszystkim poprzez historię Lublina pokażemy uniwersalną historię miasta i jednocześnie opiszemy cechy, które są częścią

ISBN 978-83-935466-2-6

naszej Izby, pokażemy ludzi, z którymi wspólnie tworzymy rzemiosło, którzy są filarami rzemiosła na Lubelszczyźnie. W średniowieczu, kiedy lokowano miasta na prawie niemieckim, wówczas też powstawały cechy, gdyż jest to twór przetransponowany bezpośrednio z Niemiec i nasze struktury były na nich wzorowane. Rzemiosło było więc i jest uniwersalne. Podobne struktury istniały w całej ówczesnej Europie: w Niemczech, Francji, we Włoszech. Leonardo da Vinci był rzemieślnikiem, Michał Anioł był rzemieślnikiem i krawiec z Lublina też był rzemieślnikiem, prawami i fachem równy pozostałym. Kiedy mówimy „czeladnik”, „mistrz” – to są słowa, które są rozpoznawane, znajome w każdym języku Unii Europejskiej. To dotyczy nie tylko krajów unijnych, ale także krajów spoza jej struktur. Rzemiosło stanowi uniwersum. Rzemiosło jest też bardzo dobrze postrzegane przez opinię publiczną. Kiedy mówimy, że coś jest „rzemieślnicze” albo „kraftowe”, gdyż niekiedy używamy tej obcojęzycznej nomenklatury, to mamy dobre konotacje, np.: piwa rzemieślnicze, lody rzemieślnicze, czyli coś, co jest dobre, za czym idzie pewna tradycja, jakość, fachowość, solidność. Dlatego też powstał pomysł tego projektu, czyli budowania marki Lubelskie Rzemiosło, w oparciu o zasadę „4S”, czyli samowystarczalność, solidność, solidarność i sieciowość. Pokazaliśmy przez te „4S” wszystkie zasady, które wyróżniają nasze środowisko, wyróżniają naszą organizację rzemieślniczą na tle innych. Mamy sieciowość, bo mamy Związek Rzemiosła Polskiego, siecią podstawową Związku Rzemiosła Polskiego będą izby rzemieślnicze zrzeszone w Związku, a izby mają jeszcze w swojej sieci cechy bądź spółdzielnie rzemieślnicze. Solidarność – gdyż solidarnie działamy na rzecz naszych zadań statutowych z poszczególnych organizacji, czy to izb, czy cechów. Solidność to właśnie ta fachowość. I samowystarczalność. Popatrz, ile mamy zawodów rzemieślniczych! W zasadzie możemy mówić tu o wszystkich branżach, które w tym momencie potrzebne są do tego, żeby bez problemu funkcjonować – branżę motoryzacyjną, branżę spożywczą, branżę usług osobistych itd., więc nie musimy sięgać po pomoc gdzieś indziej, bo możemy wszystko robić w obrębie samych siebie. Pamiętaj, że kowal był kiedyś wyrwizębem… (śmiech)

Tutejsza Izba bardzo mądrze podeszła do swojej działalności, kształtując, poniekąd w sposób systematyczny, zaplecze swoich przyszłych kadr.

Bierzmy pod uwagę, że zdecydowaną część z tych osób rzeczywiście przyciągniemy do rzemiosła, że zostaną rzemieślnikami, a potem przedsiębiorcami, ale pamiętajmy o tym, o czym mówiłam wcześniej, że rzemiosło jest swoistą kulturą, jest stałym elementem dziedzictwa narodowego i to należy podkreślać. Jest obecne w tak wielu dziedzinach naszego życia, że głowa mała. Była kiedyś taka niemiecka reklama promująca szkolnictwo zawodowe – dwoje młodych ludzi, w wieku 17-18 lat, rozmawia co by było, gdyby nie było rzemiosła? I nagle siedzą w jaskini i próbują krzesać ogień dwoma krzemieniami. Gdyby tego rzemiosła nie było, to nadal siedzielibyśmy w epoce kamienia łupanego, chociaż już kamień łupany, na dobrą sprawę, był właśnie rzemiosłem.

Pierwszą oznaką.

E, nie. Już rzemiosłem, ponieważ ówczesny człowiek świadomie potraktował kamień. To, co mówię zawsze – kiedy człowiek świadomie ujął w dłonie kamień, który stanowił dla niego i surowiec, i narzędzie – to był to kamień milowy. Rzemiosło istnieje i będzie istniało zawsze, bo jest otwarte i w jego obrębie będą tworzone zupełnie nowe zawody i zupełnie nowe branże, o których jeszcze w tym momencie nie myślimy, ale one zaraz będą potrzebne na rynku. Rzemiosło jest chłonne. Rzemiosło to przeszłość, przyszłość i teraźniejszość, pamiętaj o tym :) …

Maria w Lublinie

MARIA JEST Z NAMI – to hasło jesiennego koncertowego tournée Marii Peszek. Lublin jest jednym z dziewięciu miast objętych tą trasą. 19 listopada artystka przybyła do naszego miasta, by zagrać koncert w Fabryce Kultury Zgrzyt. Peszek przyjechała do Lublina z trójką znakomitych muzyków. Kamil Pater, jej gitarzysta i klawiszowiec, to współtwórca wszystkich utworów na wydanej w ubiegłym roku płycie Ave Maria. Z kolei Olo Wielicki (bas) i Jacek Prościcki (perkusja) to uznani przedstawiciele trójmiejskiej sceny muzycznej.

Peszek to bez wątpienia jedna z największych osobowości krajowej sceny muzycznej. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest jej otwarte zaangażowanie w debatę publiczną wokół tematów, które elektryzują Polaków. Twórczość Peszek, niezależnie od wartości czysto artystycznych, stanowi tutaj rodzaj tuby czy wręcz oręża w walce z jej adwersarzami. A ponieważ zarówno na scenie, jak i poza nią artystka jest wyrazista, błyskotliwa i pozbawiona kalkulacji, otacza ją z jednej strony grono oddanych fanów, z drugiej zażartych wrogów i hejterów. Na szczęście na koncerty przychodzą ci pierwsi. Wytęskniona i rozentuzjazmowana lubelska publiczność mogła usłyszeć aż dwadzieścia utworów. Między innymi – Ludzie psy, Ej Maria, Pan nie jest moim pasterzem, Barbarka. Warto na koniec słów kilka powiedzieć na temat samego miejsca koncertu. Fabryka Kultury Zgrzyt to przestrzeń, której po upadku Klubu Graffiti Lublinowi bardzo brakowało. Dziś to największa w naszym mieście, stała i profesjonalnie wyposażona scena klubowa. Przez dwa miesiące od otwarcia w nowej lokalizacji (Aleje Piłsudskiego 13) Zgrzyt zorganizował imponującą liczbę ponad 40 imprez. Były to przede wszystkim koncerty. Do tego cotygodniowy stand-up, koncerty dla dzieci oraz imprezy zamknięte. (greg)

foto Alicja Miękina

Milo Ensemble „D’en dia en dia – Sefardic music” to tytuł projektu muzycznego oraz wydanej przy tej okazji płyty Milo Kurtisa. W ramach trasy promującej ten album muzyk 18 października odwiedził Lublin. Koncert w Filharmonii Lubelskiej był prawdziwą ucztą dla miłośników world music. Imponująco wyglądała już sama lista wykonawców. Trzon dziesięcioosobowego zespołu stanowił Milo Ensemble. To wspaniali artyści, którzy od lat wspólnie grają muzykę etniczną. Dołączyła do nich czwórka wyśmienitych gości. Wspaniały amerykański trębacz jazzowy Dave Douglas, pianista Leszek Możdżer, gitarzysta Wojciech Waglewski. Na koniec, zachwycająca wokalnie Masha Natanson. Przypomnijmy, że muzyka sefardyjska to muzyka Żydów zamieszkują- foto (greg) cych w średniowieczu Półwysep Iberyjski. Posiadali oni oryginalną kulturę i posługiwali się własnym językiem (ladino) wywodzącym się z jednego z ówczesnych hiszpańskich dialektów. Ich muzyka w bardzo ciekawy sposób łączyła elementy nostalgii i melancholii typowe dla kultury żydowskiej z temperamentem cechującym muzykę hiszpańską. Pod koniec XV wieku, mocą królewskich edyktów, Sefardyjczycy zostali wypędzeni najpierw z Hiszpanii, nieco później z Portugalii. Chociaż rozpierzchnęli się po niemal całej Europie, większość z nich osiadła w krajach basenu Morza Śródziemnego. Co ciekawe, niewielka część z nich dotarła również na Lubelszczyznę. Jednym z najważniejszych ośrodków Żydów sefardyjskich w dawnej Rzeczypospolitej był Zamość. (greg) 54 magazyn lubelski 5(84) 2022

„Psychoempath”

Autorka wystawy, Ewelina „Ewe” Kruszewska, podjęła trudny problem przemocy i związanej z nią traumy. W swoich pracach dekonstruuje słowa opisujące relacje ludzi żyjących w destrukcyjnych związkach. Tytuł ekspozycji, „Psychoempath”, to neologizm stworzony przez artystkę dla opisania stanu współodczuwania, sytuującego się w opozycji do słowa psychopath, a określającego osobę odczuwającą zbyt mocno. Paradoksalnie ta umiejętność odczuwania emocji innych często budzi się w reakcji na zachowanie osoby będącej źródłem przemocy. Na wystawę składały się proste, czarno-białe motion postery podkreślające dychotomię między przekazem a formą. Z reguły wykorzystywane w designie, reklamie oraz mediach i przeznaczone dla szerokiego grona odbiorców, często przemawiają bezpośrednio, czasem wręcz nachalnie, jednak w sposób pozytywny. Tu natomiast ta forma została użyta, by zaprezentować nie zawsze oczywisty, często zawoalowany przekaz. Pozornie ironizując, artystka ujawnia treści ewokujące trudne przeżycia, pokazując w ten sposób, że ofiary traumy często nie są w stanie mówić dosłownie o tym, czego doświadczyły. Animacje wraz z muzyką skomponowaną przez Kacpra Kruszewskiego stworzyły instalację wizualno-dźwiękową, w której słowa zostały poddane zabiegom artystycznym zmierzającym do przeżycia ich dramatycznego sensu, na przykład BAJERA – obracająca się niczym dyskotekowa kula, świetlista forma służąca łudzeniu drugiej osoby, albo DELUSIONS – trudne do uchwycenia, wydobywające się z mglistej przestrzeni i znikające słowo, oddające stan trwania w sytuacji, która okazuje się złudzeniem. Wystawę Eweliny „Ewe” Kruszewskiej można było oglądać w Galerii Labirynt w Lublinie w dniach 7–23 października. Kuratorką wystawy była Aleksandra Skrabek. (sqrab)

Uznanie dla tłumacza

Niedawno odnotowaliśmy, że Daniel Warmuz, autor tłumaczenia z języka węgierskiego książki pt. „Szatański pomiot” Zoltána Mihály Nagy, znalazł się w ścisłej czołówce nominowanych do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Teraz możemy już pogratulować zwycięzcy. To najwyżej opłacana nagroda literacka w Polsce. Co roku 40 tys. zł trafia do autorki lub autora najlepszego przekładu. Daniel Warmuz, ur. w 1987 roku, z wykształcenia polonista i hungarysta, mieszka w Krakowie. Zajmuje się badaniem, przekładem i popularyzacją literatury węgierskiej. Jest autorem artykułów naukowych, esejów i recenzji. „Szatański pomiot” to poetycka opowieść o losach młodej Węgierki z Zakarpacia, Eszter, poddanej ciężkim doświadczeniom w wyniku foto Festiwal Stolica Języka Polskiego wkroczenia Rosjan w końcu II wojny światowej oraz deportacji węgierskiej ludności do Związku Radzieckiego – tzw. „maleńkij robot”. Autor książki Zoltán Mihály Nagy również otrzymał 5 tys. zł za nominację do ścisłego finału konkursu. Książka „Szatański pomiot” została wydana nakładem Wydawnictwa Warsztaty Kultury w ramach serii „Wschodni Express”. Nagrodę Angelus dla najlepszej powieści z Europy Środkowej otrzymał w tym roku Edward Pasewicz za książkę „Pulverkopf”. (ann)

foto Warsztaty Kultury w Lublinie foto Ewelina „Ewe” Kruszewska foto MBP im. H. Łopacińskiego w Lublinie

Lżejsi od powietrza 10 listopada br. w Filii nr 13 MBP w Lublinie odbył się wernisaż wystawy Witolda Nowakowskiego. Autor prac ekspozycji „Lżejsi od powietrza” jest fotografem, członkiem Lubelskiego Towarzystwa Fotograficznego im. Edwarda Hartwiga, Związku Polskich Fotografów Przyrody Okręg Lubelski oraz członkiem Stowarzyszenia Aerostat – organizatora zawodów balonowych w Nałęczowie i lotów komercyjnych balonem. Dziedzina fotografii, w której czuje się najlepiej, to pejzaż. Interesuje go też portret, architektura oraz street photo. Pasję fotograficzną, rozwijaną już od czasu szkoły podstawowej, dzieli z pasją do lotnictwa i latania. Po ukończeniu Liceum Lotniczego w Dęblinie i przerwaniu kariery lotniczej udało mu się powrócić do marzeń młodości. Wzniósł się z aparatem fotograficznym już nie samolotem, ale w koszu balonu. Loty balonem odbywają się tuż po wschodzie słońca i przed jego zachodem. Te statki powietrzne są szczególnie wymagające pod względem warunków meteorologicznych. Szczęśliwie się składa, że ta pora jest również idealna do wykonywania zdjęć krajobrazu z uwagi na piękny odcień światła i jego miękkość. O tzw. złotej godzinie, uczestnicząc w wielu zawodach i festynach balonowych, Witold Nowakowski zarejestrował niepowtarzalne pejzaże z balonem w tle oraz widoki pól, łąk i lasów, które widziane z lotu ptaka, kreślą niezwykłe wzory. (ann)

foto Festiwal Stolica Języka Polskiego

This article is from: