PORTRET
EWA KUROWSKA MIESZKA W WARSZAWIE, MA MĘŻA I TRZY DOROSŁE CÓRKI. OD WIELU LAT PRACUJE W DUŻEJ MIĘDZYNARODOWEJ FIRMIE, W DZIALE PEOPLE & CULTURE. LUBI LUDZI I CENI ŻYCIE, CO MOŻNA WYCZUĆ JUŻ OD PIERWSZYCH CHWIL ROZMOWY. TEKST Lidia Butowska
Przekroczyłam
barierę niemożności
J
Jak zaczęła się Pani choroba? To był zupełny przypadek, nie miałam żadnych niepokojących objawów. Kiedyś, co prawda, jakiś lekarz wspomniał mi, że przydałoby się wykonać kolonoskopię, ale jak człowiek nie musi, to woli nie robić tego badania. Zdecydowałam się na nie dopiero wtedy, gdy zachorowała moja młodsza siostra. I to tylko dla świętego spokoju, bo genetycznie jestem podobna do rodziny mamy, w której nie było żadnych historii nowotworowych. Poszłam więc na kolonoskopię zupełnie na luzie. I okazało się, że jest dramat, dziesiątki rozsianych polipów, kilka w stadium rakowym. Pojedyncze wycinanie nie wchodziło w grę. Jedynym rozwiązaniem była radykalna operacja wyłonienia ileostomii. Została przeprowadzona bardzo profesjonalnie w szpitalu MSWiA w Warszawie. Po tygodniu wróciłam do domu. Od tamtego czasu minęły ponad dwa lata.
zmieniła mi sprzęt stomijny, a Adam, mój mąż, patrzył, jak należy to prawidłowo wykonywać. Pierwsze wymiany sprzętu w domu były nerwowe. Moja wklęsła stomia przeciekała. Nie wiedzieliśmy, jak sobie z tym poradzić. Mąż starał się szybko wymieniać sprzęt, ale dla mnie cała ta sytuacja była mocno niekomfortowa. Ciągle sprawdzałam, czy na ubraniu nie mam jakichś zabrudzeń. Początki były więc bardzo trudne. Kiedy zaczęło być lepiej? Od czasu, gdy w sklepie ConvaTecu na ul. Krochmalnej w Warszawie wspomniałam, że mam pewien kłopot. Jedna z pracujących tam pań od razu zareagowała. Powiedziała, że na miejscu jest gabinet pielęgniarki stomijnej i od razu mogę się zapisać. Tego samego dnia przyjęła nas pani Jarosława. Młoda, życzliwa. Zajęła się mną bez najmniejszego obrzydzenia. Było to dla mnie dziwne doświadczenie, bo sama jeszcze nie akceptowałam swojej stomii, a tu nagle ktoś obcy się nią zajął. I zrobił to z uśmiechem, energią, pozytywnym nastawieniem. Ta sama pielęgniarka wytłumaczyła nam raz jeszcze, jak należy wymieniać sprzęt i pokazała dodatkowy produkt do pielęgnacji stomii, który – jej zdaniem – mógł mi się przydać. Od tamtej chwili stale go używam i nie mam żadnych odparzeń ani innych problemów związanych ze stomią. Tamta konsultacja była bezcennym wsparciem, a panie w sklepie na Krochmalnej to po prostu anioły. Dzięki temu poradziliśmy sobie i najgorsze już za nami.
Co Pani czuła, kiedy okazało się, że trzeba będzie wyłonić stomię? Nie do końca wiedziałam, co to jest. Mimo, że dowiedziłam się o chorobie później niż siostra, miałam mieć wykonany zabieg jako pierwsza. Bardzo się wtedy do siebie zbliżyłyśmy. Zgodziłam się na operację, bo wierzyłam, że lekarze wiedzą, co robią. Prawdę mówiąc, nie zdawałam sobie sprawy z tego, co mnie czeka. Po operacji czułam ogromny ból i osłabienie. Po powrocie do domu przez ponad dwa tygodnie nie wstawałam z łóżka ani nie zajmowałam się swoją stomią. Bałam się, nie chciałam jej nawet dotknąć. Czułam obrzydzenie nie tylko do samej stomii, ale do wszystkiego, co się wtedy ze mną stało. Zanim opuściłam szpital, pani Małgosia Ambroziak, pielęgniarka stomijna,
Dlaczego używa Pani liczby mnogiej? Ponieważ Adam, mój mąż, od początku towarzyszy mi w chorobie. Jest moim pielęgniarzem. Ja wymieniam worki, a on płytki.
8