Magazyn VAIB - 1 / Wiosna 2015

Page 1



NR 1 WIOSNA 2015 Redaktor naczelny Adam Romanowski adam@vaib.pl Reklama/Patronaty/Marketing marketing@vaib.pl Redakcja Adam Swarcewicz Kuba Głogowski Maciek Tobolko Michał Ochęcki Patrycja Czekała Sonia Jatczak Wojtek Kukulski Współpraca Bartłomiej Huk Daniel Wardziński Łukasz Ryng Mateusz Wieliński Mateusz Matwijów Szklans Tomasz Okarma

SŁOWEM WSTĘPU

Korekta Weronika Markowicz Łukasz Dolny Projekt graficzny i skład Adam Romanowski

U

dało się! Trzymasz w rękach pierwszy, pełnoprawny numer naszego czasopisma w wersji fizycznej. To świetny dowód na to, że papier jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Powodzenie projektu udowadnia, że dzięki nowoczesnym technologiom, takim jak chociażby platforma croundfoundingowa, udaje się realizować projekty wymagające tradycyjnej formy, jaką jest klasycznie wydrukowana gazeta. Na pewno ucieszy Cię fakt, że pojawią się jeszcze dwa kolejne numery w formie fizycznej. Prawdopodobnie będzie to wydawnictwo kwartalne. Tak naprawdę bardzo wiele zależy od Ciebie, Drogi Czytelniku! Jeśli nakład tego numeru zejdzie równie szybko jak w przypadku numeru listopadowego, to kto wie? Może będzie szansa na częstsze wydawanie. W każdym razie bardzo dziękujemy wszystkim osobom, które wsparły naszą akcję na wspieram.to/vaib – to pokazało, że prasa hip-hopowa na papierze ma sens! Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Cię do lektury! Adam Romanowski Redaktor naczelny

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Projekt okładki Filip Rauczyński, fot. Filip Majewski Wydawnictwo VAIB Sp. z o.o. ul. Niedziałkowskiego 26A/1 71-410 Szczecin kontakt@vaib.pl Adres korespondencyjny Magazyn VAIB ul. Ściegiennego 66/4 70-352 Szczecin Redakcja nie odpowiada za treść reklam. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania treści redakcyjnych.

www.vaib.pl kontakt@vaib.pl fb.com/vaibmag instagram.com/vaibmag twitter.com/MagazynVAIB issuu.com/vaibmag


Spis treści 08 AKTUALNOŚCI

Najważniejsze wiadomości z Polski i ze świata

14 PRZEKAZ JEST NAJWAŻNIEJSZY

Felieton Oxona o odwiecznej wojnie formy z treścią

15 ROZPISKA

Premiery albumów z Polski i ze świata oraz lista wybranych imprez hip-hopowych

16 RECENZJE

Recenzje ostatnio wydanych albumów w Polsce i na świecie

20 O.S.T.R.

Multiinstrumentalny geniusz, wybitny producent, raper, prywatnie przykładny mąż i ojciec zgodził się porozmawiać z Wojtkiem Kukulskim dla naszego magazynu

27 REANIMACJA NOWOJORSKIEGO SERCA (?) Felieton Michała Ochęckiego

48 REMEMBER THAT - AFRIKA BAMBAATAA Mateusz Wieliński w historycznej podróży do czasów powstawania kultury hip-hopowej

50 ESSEX

Młody i zdolny producent w rozmowie z Mateuszem Matwijowem

52 TE-TRIS

Ekskluzywny wywiad przerywający długie milczenie rapera

58 95 TIL INFINITY

Lista wybranych albumów zagranicznych, obchodzących swoje 20-lecie

64 STANOWISKO KOMENTATORSKIE #1

Wygodne siedzenia, łokcie na blacie, potężne słuchawki na uszach, mikrofony włączone. Rap-gra, pierwszy gwizdek. Spotkanie rozpoczynają Dwa Sławy

66 B.O.K

28 UZURPATOR KING LOS

Sylwetkę rapera pochodzącego z Baltimore przedstawia Daniel Wardziński

Dziś B.O.K to nie tylko Bisz, Oer i Kay. Jako ośmioosobowy band zrzeszający muzyków z różnych nurtów, poszli własną ścieżką i wszelkie podziały muzyczne zostawili daleko za sobą

30 DJ 600 V

70 #WHIPLASH

Otwarty na dzielenie się swoją wiedzą muzyczną, doświadczeniem w branży, mający swoją wizję promocji muzyki i biznesu

34 KĘKĘ

Felieton Hukosa

73 DOPE D.O.D.

Krótka, ale treściwa rozmowa z reprezentantem Radomia

W jednym z krakowskich Empików udało nam się zaczepić chłopaków na krótką rozmowę...

36 „DANCE MACABRE” FLYING LOTUSA

76 VOSKOVY

Część pierwsza tekstu Łukasza Rynga o niesamowitej postaci, jaką jest Steven Ellison

40 EMADE

O starych czasach RHX Skład, o perkusji, o porównaniach do ojca, o planach na przyszłość w rozmowie z Wojtkiem Kukulskim

44 FORIN

Jak postrzega rozwój street artu, co sądzi o zmianach w pojmowaniu stylu i w jakim kierunku ewoluuje jego twórczość, dowiecie się z naszego wywiadu REKLAMA

W Dobre Ucho Studio we Wrocławiu spotykamy Filipa i Patryka, czyli duet producencki Voskovy, którego album pojawi się w sklepach już tej wiosny

78 FROM BOSTON TO POLAND

Wywiad z Ed O.G., Reksem, Akrobatikiem i Termanology



PODZIĘKOWANIA

SERDECZNIE DZIĘKUJEMY! Numer, który trzymasz w rękach, ukazał się dzięki wsparciu naszych czytelników. Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy wsparli nasz projekt na wspieram.to/vaib a w szczególności: Paweł Wołoszyn Bartosz Jaświn Bartosz Gliński Natalia Szymańska Norbert Sulżycki Karol Tyma Artur Kasperek Wojtek Lcf Sławomir Bereza Kamil Kużaj Przemo Krenc Przemysław Gawęda Sławomir Socha Anna Bulkowska Robert Połomski Leonard Kiełkowski Oskar Marek Szymon Kalinowski Ania Celmer Vel Domańska Szymon Ślęzak Małgorzata Dębska Maciek Antonowicz Igor Mizieliński Dominik Gubarewicz Maja Kurnat Patrycja Olejnik Korneliusz Lis Paweł Gąsiński Jakub Klimkiewicz Seweryn Kloska Łukasz Radziszewski Tomasz Śliwiński Marek Cukras Anna Migdałek Bartosz Sikorski Magdalena Wrzosek Monika Bichta Arkadiusz Tralski Michał Zawadzki Aśka Pietruszka Kamil Cyna Dagmara Kot Łukasz Gałka Tomek Niewczas Piotrek Lipiec Filip Stasik Kamil Horbaczewski ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Martyna Ogrodowczyk Krzysztof Niedbalski Paweł Zarzycki Kuba Bokota Tomasz Ostrowski Filip Pająk Adam Ciekliński Patryk Marcinkowski Mateusz Rutkowski Klaudia Kędzia Paweł Morka Małgosia Kwiatkowska Bartosz Mocek Ariel Pasieka Mateusz Kasprzak Michał Kopacz Damian Zieliński Paweł Sławski Łukasz Spysiński Hubert Dominiak Karolina Zębała Szymon Berski Mariusz Mularski Jakub Sosnecki Jacek Ekert Krystian Urbanajac Patryk Kozłowski Marcin Żmudzin Go Gadget Go Kamil Galicki Maciej Lindner Jakub Matławski Adam Musielski Michał Kopala Mateusz Madej Michał Kasperski Maciej Paździor Szymon Głogowski Artur Hamela Bartłomiej Toboła Tom Jot Mikołaj Sumiński Małgorzata Kałamajska Magdalena Moroz Adrian Pietrzak Mateusz Wicher Arek Cholewski

Marcin Teper Łukasz Kaczmarek Grzegorz Borczak Artur Filipek Patryk Ciepły Turzyn Z Dwóch Adam Nowak Mateusz Wieliński Filip Jot Tomek Radzioch Paweł Zawora Gracjan Grala Seweryn Młynarczykowski Michał Polakowski Konrad Fiuk Piotr Suwała Wojtek Szumicki Mateusz Sobczyński Kamil Markowski Kuba Kuflowski Krzysztof Cichocki Radosław Cichowski Filip Łabentowicz Dawid Bratek Marcin Panyło Marcin Kapusta Don Baba Przemek Chawałek Maciek Mączka Mateusz Węglowski Łukasz Bolibok Jacek Okulski Jarek Wieczorkowski Patryk Lalik Tee Grzans Kuba Bulzacki Dawid Grzybowski Maks Szabatin Jakub Wójcik Sławomir Juszczyk Bartłomiej Bełkot Michał Suszko Krzysiek Konsalik Adam Szklarz Piotr Wołoszyn Robert Luchowski Tomasz Klimko 6

www.vaib.pl

Martyna Papis Aleksandra Patla Jakub Wiktorowicz Karol Antończyk Bartosz Dettlaff Paweł Trawiński Bartłomiej Nowak Krzysztof Jagielski Kamila Lange Hubert Zdańkowski Grzegorz Grzelak Jakub Dorociak Joanna Głowacka Marcin Esgieen Michał Bujak Piotr Szałajdewicz Grzegorz Szubzda Tomasz Czarnecki Bartłomiej Bartoszek Jacek Piątek Bartłomiej Pazera Jakub Dembski Paweł Jonik Łukasz Czerniawski Marcin Winiarczyk Karol Kiraga Łukasz Lonczyk Marcin Olczak Krzysztof Ciemniewski Michał Kwiecień Kuba Nowicki Mateusz Czerniawski Tomasz Puzyrewski Weronika Swarcewicz Mateusz Orkowski Grzegorz Bogdanik rbtof Fabryka Robert Iwanski Marek Suchcicki Henry Lloyd Specjalne podziękowania dla sklepu UrbanCity.pl, którego wsparcie zadecydowało o powodzeniu akcji.


REDAKCJA

POZNAJ NASZĄ REDAKCJĘ

Michał Ochęcki redaktor działy: Produkcja, Świat, Polska michał@vaib.pl

Kuba Głogowski redaktor działy: Świat, Polska, Sport kuba@vaib.pl

Adam Swarcewicz redaktor działy: Świat, Polska, Graffiti adam.s@vaib.pl

Wojtek Kukulski redaktor działy: Polska wojtek@vaib.pl

Maciej Tobolko redaktor działy: Polska maciek@vaib.pl

Patrycja Czekała redaktor, menadżer działy: Polska, Dj-ing marketing@vaib.pl

Sonia Jatczak redaktor działy: Świat, Polska redakcja@vaib.pl

Weronika Markowicz korektor weronika@vaib.pl

x ,

Jeśli jesteś mistrzem mikrofonu lub zdolnym producentem i chciałbyś dotrzeć ze swoją twórczością do większego grona osób Wyślij nam próbkę swoich możliwości (jeden najlepszy utwór) na mail: rookofyear@gmail.com i czekaj na wiadomość zwrotną!


AKTUALNOŚCI

20 lat polskiego rapu w pigułce

Wyróżnienia przyznane w 2015 r.

11 lutego swoją premierę miała „Antologia Polskiego Rapu” – książka zawierająca 50 biogramów polskich artystów oraz opis 200 wybranych utworów. Jej autorami są: Andrzej Cała, Dominika Węcławek, Marcin Flint, Tomasz Kleyff (CNE) oraz Kamil Jaczyński (Jakuza). Narodowe Centrum Kultury, wydawca pozycji, od 26 stycznia prowadziło jej limitowaną sprzedaż, a w dniu premiery udostępniło w internecie bezpłatną wersję.

Początek 2015 roku obfituje w złote płyty dla hip-hopowych artystów. Od początku roku wyróżnienia otrzymali: Tede za „#kurt_rolson”, Grube Jointy za „Grube Jointy 2”, Kękę za „Takie Rzeczy”, Z.B.U.K.U za „Że życie ma sens”, White House Records za „Kodex 5 Elements”, Kali & Gibbs za „Sentymentalnie”, Ganja Mafia za „Wiesz Co Się Kruszy”, Trzeci Wymiar za „Cztery Pory Rapu”, O.S.T.R. za „Podróż zwana życiem”, Paluch/Chris Carson za „Made in Heaven” oraz Fisz/Emade za „Mamut”. Gratulujemy!

Powrót Gresa po 10 latach! Gres, współautor „Nocy EP”, albumu z 2005 roku, już dawno okrzykniętego przez słuchaczy klasykiem, powróci z nowym materiałem. Tym razem stworzy duet z łódzkim raperem Greenem. Debiut projektu Fraktal ukaże się jeszcze w tym roku, 2 lutego swoją premierę miał pierwszy teledysk promujący wydawnictwo spod szyldu Asfalt Records. Tytułowy „Fraktal” wyprodukowany został przez O.S.T.R.-a.

LP od Pyskatego jeszcze w tym roku Były członek Edytoriału oraz Skazanych na Sukcezz, Pyskaty, zapowiedział swój kolejny album, który ukazać ma się jeszcze w 2015 roku. W październiku ubiegłego roku światło dzienne ujrzał „PitStop EP”, materiał zawierający 8 premierowych utworów, mający być przedsmakiem pełnoprawnego LP. Za produkcje na EP odpowiadali m.in. SoDrumatic, TMK Beatz i SherlOck.

Napad po albańsku Debiutancki album Gangu Albanii, tworzonego przez Popka, Borixona i Rozbójnika Alibabę, ukaże się 24 kwietnia, a jego tytuł to „Królowie życia”. Materiał będzie zawierać 13 utworów, a promować go będzie 10 teledysków. Przedsprzedaż ruszyła 4 marca, a specjalny, limitowany egzemplarz ma kosztować aż 40 000 zł. Gang Albanii do płyt oprócz bluz i t-shirtów planuje dodawać również tak niecodzienne gadżety, jak np. kominiarki, kastety, maczety i pałki. Ekipa planuje także koncerty, m.in. w Sopocie, dzień po premierze. Król Albanii, Popek, który ma problemy z polskim prawem, nie będzie mógł stawić się osobiście na trasie koncertowej. W każdym z występów swoim kompanom będzie towarzyszył za pomocą kamerki internetowej i telebimu.

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Atrakcje od Prosto W ubiegłym roku minęło 15 lat od powstania PROSTO. Wytwórnia z powodu ilości obowiązków oraz inicjatyw, w których bierze udział, swój jubileusz świętuje w tym roku. Z tej okazji 10 oraz 11 kwietnia odbędzie się „FESTXVAL PROSTO”, podczas którego będzie można usłyszeć prawie wszystkich artystów reprezentujących label oraz gości specjalnych związanych z jego historią. To jednak nie koniec atrakcji. 26 kwietnia ukaże się również limitowany mixtape „Prosto XV”, na którym znajdzie się 15 wyselekcjonowanych utworów artystów tej wytwórni.

Wrocław Hip Hop Fesiwal i pierwsze Polskie Rap Nagrody 13 lutego we Wrocławiu odbył się „Wrocław Hip Hop Festiwal”, na którym wystąpili m.in. Pięć Dwa Dębiec, JWP, WSRH, Małpa, Eldo, Ten Typ Mes, Gural, Sokół i Marysia Starosta, Dwa Sławy, Tede i Waldemar Kasta. Ze statystyk wynika, że na festiwalu pojawiło się 8 tysięcy osób. Po raz pierwszy rozdane zostały Polskie Rap Nagrody – Sztosy, które otrzymali m.in. Ten Typ Mes za płytę roku „Trzeba było zostać dresiarzem”, Quebonafide za artystę roku, M.L. Filmz za najlepszy klip — Pawbeats – „Widnokrąg” ft. Zeus, Dwa Sławy za najlepszy singiel — „Ciężki zawód” oraz Sir Michu za najlepszego producenta. Całe wydarzenie skomentował duet White House: „Wczorajszy dzień przeszedł do historii.... F.F.O.D! 71!” 8

www.vaib.pl

Znani raperzy za kratkami 11 lutego w okolicach Żywca policja zatrzymała Chadę, który prowadząc auto pod wpływem alkoholu, uderzył w drewnianą kapliczkę. Do zatrzymania doszło pomimo próby ucieczki rapera, który przebywał na wolności bezprawnie od grudnia 2013 roku, kiedy to nie zgłosił się do aresztu po upływie terminu przepustki. W październiku ubiegłego roku wystawiono za nim list gończy. 36-latek od czerwca 2012 roku odbywał karę 3 lat pozbawienia wolności za napaść i pobicie, a w międzyczasie zapadł wyrok w jego innej sprawie, tym razem za kradzież. Chada ponadto będzie odpowiadał za kierowanie pod wpływem alkoholu, spowodowanie kolizji i posługiwanie się dokumentami tożsamości innej osoby. Do więzienia trafił także inny warszawski raper – Bonus RPK. Prokuratura zarzuca mu udział w zorganizowanej grupie przestępczej „Rympałka”. W latach 2008-2010 twórca „Dobrego człowieka” miał wprowadzić do obrotu aż 28 kg marihuany i co najmniej 200 g kokainy. W kwietniu ma ukazać się czwarty solowy album rapera pt. „Losu Kowal”.

Nowy Kaliber 44 coraz bliżej? Od dwóch lat hucznie zapowiadany jest nowy album Kalibra 44. Do sieci trafiła video zapowiedź, grupa zagrała nawet kilka koncertów, po czym zapadła cisza. W lutym tego roku pojawiła się jednak nowa informacja. Na swoim fanpage’u Abradab zamieścił post o treści: „Udanego Czterdziestego Czwartego dnia roku! Miejcie oczy i uszy otwarte bo wkrótce nadchodzimy! Pozdroooooooooo!”. Czyżby w tym roku pojawił się długo oczekiwany album grupy?

WdoWa o odejściu z Alkopoligamii W połowie 2014 roku z obozu Alkopoligamii do opinii publicznej przedostała się informacja o tym, że szeregi wytwórni opuszcza WdoWa. Przez długi czas nieznane były przyczyny odejścia raperki. Ani sama zainteresowana, ani osoby powiązane z labelem nie komentowały tej sprawy aż do stycznia tego roku. W rozmowie z portalem T-Mobile WdoWa powiedziała m.in. o tym, że nie odpowiadało jej to, jak wytwórnia prezentowała wspólny światopogląd grupy, oraz o niesatysfakcjonującej dla niej promocji płyty „SuperExtra”. Raperka wspomniała również o nieporozumieniach związanych ze zniknięciem jej utworów z kanału YouTube wytwórni.


ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Bonson i Matek nie zwalniają tempa Po roku 2014, w którym ukazały się dwie wspólne płyty Bonsona i Matka, przyszedł czas na inne muzyczne ruchy szczecińskiego duetu. Jeszcze w tym roku swoją premiery będą miały 3 projekty rapera: drugi wspólny album z Soulpetem, pt. „Lepiej Nie Pytać EP”, materiał spod szyldu BBQ, gdzie szczecinianinowi towarzyszyć będą Białas i Quebonafide, a także solowy album Bonsona – „Znany i Lubiany”. Daty pozostają jak na razie owiane tajemnicą. Próżnować nie zamierza także Matek, który poinformował, że niedawno rozpoczął pracę nad swoim materiałem producenckim.

Promocja à la Quebonafide Jeden z najbardziej wyczekiwanych albumów tego roku, „Ezoteryka”, swoją premierę obchodzić będzie już 27 marca. Biorąc pod uwagę, że większość materiału trafiła do sieci wcześniej w wersji pierwotnej, raper postanowił wynagrodzić to swoim słuchaczom, przygotowując mixtape pt. „Erotyka”, który nabyć będzie można w pakiecie z oficjalnym debiutem. 17 lutego miał miejsce jeszcze jeden nietypowy zabieg Quebonafide. Na swoim oficjalnym kanale YouTube opublikował on 6 teledysków promujących nowe wydawnictwo. Utwory, do których stworzono obrazy, to: „Jackass”, „Pareidolia”, „Ile mogłem”, „Powszechny i śmiertelny”, „Kyrie Eleison” oraz „Voodoo”.

Wielki koncert Pawbeatsa 23 lutego ruszyła przedsprzedaż biletów na jedyny koncert w całości poświęcony „Utopii” Marcina Pawbeatsa Pawłowskiego. Wydarzenie, które rozegra się 17 kwietnia w Miejskim Centrum Kultury w Bydgoszczy, zgromadzi większość artystów, którzy pojawili się na albumie multiinstrumentalisty, a także akompaniującą im grupę muzyków z Opery Nova. Ponadto dla nabywców biletów VIP, w przeddzień koncertu, w tym samym miejscu, odbędzie się recital „Utopia instrumentalna”, w którym udział wezmą niezapowiedziani goście.

Nowy Rasmentalism już 13 kwietnia Drugi, w pełni legalny album Rasa i Menta ukaże się w drugi poniedziałek kwietnia nakładem Asfalt Records, zatytułowany będzie „Wyszli coś zjeść”. Do tej pory do sieci trafiły dwa utwory promujące materiał wraz z teledyskami – „Wyjdziesz na dwór?” z gościnnym udziałem Quebonafide oraz „Film o nikim”. Ponadto na nowej płycie autorów „Za młodych na Heroda” usłyszeć będzie można Dwa Sławy, Sokoła i Marysię Starostę, Sariusa i Tomsona.

Popek Monster ft. Snoop Dogg! 12 lutego do sieci trafił długo zapowiadany utwór Popka ze Snoopem! W „Pierwszej Lidze Rapu” udzielają się ponadto Moe Z i Six Two. Słuchacze zwrócili jednak uwagę na to, że nie są to zwrotki nagrane bezpośrednio na numer z Królem Albanii, a wielu z nich oskarżyło go o skopiowanie wokali. Całą sytuację wyjaśnił sam zainteresowany oraz CartelSons, producent bitu. Utwór Popka to nic innego jak oficjalny remix „Act Right”.

A$AP Rocky i Kendrick Lamar na Openerze! Jednymi z największych gwiazd 14. edycji „Opener Festivalu” będą A$AP Rocky oraz Kendrick Lamar. Cała impreza na terenie lotniska Gdynia-Kosakowo potrwa od 1 do 4 lipca, a ww. raperzy zagrają kolejno w pierwszy i w drugi jej dzień. Festiwal znany jest z dużego przekroju muzycznego, więc usłyszeć można także wykonawców muzyki elektronicznej, popowej oraz rockowej, a hip-hopowymi artystami poprzednich edycji byli m.in. Wiz Khalifa, Pusha T i Public Enemy.

Wspólna akcja Magazynu VAIB i White House Records! Jeszcze w marcu wystartuje konkurs pod nazwą „Rookie Of The Year”, którego inicjatorem jest producencki duet White House, a całość wspiera i współtworzy także nasz magazyn. Organizatorzy będą zbierać zgłoszenia młodych raperów i producentów w wyznaczonych terminach. Trzech najlepszych MC’s pod koniec każdej tury akcji nagra wspólny kawałek na bicie twórców Kodexów, a najlepszy producent stworzy remix. Ponadto przewidziane są również teledyski. Finałem konkursu będzie posse cut 9 raperów, z których, poprzez głosowanie, słuchacze wybiorą tego jednego, najbardziej zasługującego na tytuł „Rookie Of The Year”. Zgłoszenia przyjmowane będą na rookieoftheyear@ gmail.com. Więcej szczegółów już wkrótce. Śledźcie facebookowy profil Magazynu VAIB, a także duetu White House. 9

www.vaib.pl


R E M U N N E T W Ó ZAM ! J E N Z C Y Z I F I J S W WER

l p . b i a v . p e l k s . w w w N L P 0 1 T YLKO


NOWY NUMER LATO 2015 JUŻ DOSTĘPNY!

ZAMÓW NA www.sklep.vaib.pl


AKTUALNOŚCI

Premiera dokumentu „Fresh Dressed”

Rok kolaboracji

Reżyserem dokumentu „Fresh Dressed” jest Sacha Jenkins, dziennikarz muzyczny i współzałożyciel legendarnego magazynu hip-hopowego „Ego trip”. Dokument przedstawia ewolucję hip-hopu przez pryzmat zmieniającej się mody, od ekstrawaganckich strojów do klasycznych outfitów b-boyów. Reżyser przenosi się do 1977 roku, gdzie królował breakdance i moda uliczna. W okresie dorastania ubrania były sposobem na wyróżnianie się wśród innych. Jak mówi Damon Dash – „Mieszkając w mieszkaniu z karaluchami, co jeszcze możesz mieć? Tylko swój własny wygląd”. W filmie dokumentalnym pojawiają się m.in. Kanye West, Pharrell, Nas, Damon Dash czy Swizz Beatz. Dokument będzie miał swoją premierę podczas festiwalu filmów niezależnych Sundance Film Festival.

Ten rok zdecydowanie będzie pełen nieoczekiwanych kolaboracji. Zza oceanu dochodzą głosy o współpracy chociażby Mobb Deep i The Alchemist czy Run The Jewels z Massive Attack. Killer Mike na swoim instagramowym profilu dodał film i zdjęcie z członkami MA, a podpis „#RTJ x @MassiveAttack. Get ready” tłumaczy wszystko. Kolejna kolaboracja to The Game i Jim Jones, którzy mają w planach wspólny album pt. „Certified Gangsters”. Także DJ Premier zapowiedział nowy projekt, tym razem z Nasem. Na wiosnę ukazać ma się również krążek duetu Kxng Crooked i Statik Selektah pt. „Statik KXNG”.

Wygrani Grammy 2015

Po pamiętnym występie podczas Super Bowl Missy Elliott zapowiedziała, że razem z Timbalandem powracają do wspólnego nagrywania. Artystka nie pojawiła się na tegorocznej uroczystości Grammy, gdyż pracowała nad nowym materiałem. Nie są znane żadne detale dotyczące nowego projektu Missy, ale jak wynika z zapowiedzi, w niedługim czasie można spodziewać się pierwszych efektów pracy jej i Timbalanda.

W nocy z 8 na 9 lutego odbyła się 57. ceremonia rozdania nagród Grammy. Największymi wygranymi tego wieczoru w kategoriach hip-hopowych zostali: Eminem za „Best Rap Album” i „Best Rap/Sung Collaboration” oraz Kendrick Lamar za „Best Rap Performance” i „Best Rap Song” . Przypominamy, że w tamtym roku w większości kategorii zwyciężyli Macklemore i Ryan Lewis.

Missy Elliott i Timbaland wracają do studia

Wielcy wygrani! Common i John Legend zdobyli dwie ważne nagrody – Złoty Glob i Oscara, a wszystko za sprawą utworu „Glory”, który znalazł się na ścieżce dźwiękowej do filmu „Selma”. Obraz opowiada o kampanii Martina Luthera Kinga na temat prawa do powszechnego głosowania. Common przyznał, że kiedy po raz pierwszy zobaczył „Selmę”, od razu wiedział, że jest to coś więcej niż film. „Glory” to trzeci hip-hopowy utwór, który otrzymał Oscara za najlepszą piosenkę filmową. W 2002 roku tę samą nagrodę zgarnął Eminem za numer „Lose Yourself”, natomiast w 2005 Three Six Mafia za „It’s Hard Out Here For A Pimp”.

Hip-hop i R&B na szczycie Dane statystyczne Beats Music, Google Play, Rhapsody, YouTube oraz Spotify wskazują na to, że hip-hop i R&B były najczęściej dystrybuowanymi cyfrowo gatunkami muzycznymi w 2014 roku. Sprzedaż hip-hopowych albumów w tamtym roku spadła, ale statystyki mówią o tym, że fani tego gatunku znaleźli inne sposoby na słuchanie utworów swoich ulubionych artystów. Nowy raport branży muzycznej Nielsen wykazał, że najwięcej stron ze streamingiem otworzyli właśnie fani R&B i hip-hopu. Oba gatunki uzyskały 28,5%, następnie 25% rock i 21% pop.

Zawsze aktualne wiadomości znajdziesz na naszym portalu www.vaib.pl

Lil Wayne pozwał Birdmana Lil Wayne pozwał Birdmana na 51 milionów dolarów za naruszenie warunków kontraktu i zamrożenie kolejnych dziesięciu na niekorzyść Cash Money Records. W pozwie sądowym Weezy zażądał zwolnienia go z kontraktu, praw do wszystkich artystów reprezentujących Young Money oraz zapłaty za krążek. Tunechi, opuszczając CMR, chce zabrać ze sobą m.in. Drake’a, Nicki Minaj, Euro oraz Stephanie Acevedo.

Gwiazdy na tegorocznym HHK

Tupac Shakur wiecznie żywy Jeszcze w tym roku w wakacje ruszą zdjęcia do biografii o raperze zmarłym tragicznie w 1996 roku. Film dystrybuowany będzie przez Open Road Films i dotyczyć będzie m.in. konfliktu na linii East Coast-West Coast, życia 2Paca w Harlemie, Baltimore oraz Californii, ale przede wszystkim ukaże jego drogę na szczyt. Za produkcję filmu odpowiada również matka Shakura – Afeni Shakur, dzięki czemu usłyszeć będzie można oryginalną muzykę rapera. W styczniu tego roku raper został uhonorowany przez Grammy Museum wystawą „All Eyez on Me: The Writings of Tupac Shakur”. Podczas wystawy fani 2Paca mogli obejrzeć m.in. garnitur Versace, który miał ubrany podczas rozdania nagród Grammy w 1996 roku, notes z prywatnymi zapiskami, teksty, wiersze oraz wywiady. ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

12

www.vaib.pl

Dobra informacja dla wszystkich kempowiczów! Na tegorocznym festiwalu w Hradec Kralove wystąpi reprezentant Shady Records – Yelawolf. Swoją obecność na Hip-Hop Kempie potwierdzili również Run The Jewels, PRhyme (Royce da 5’9” i DJ Premier), Impreza potrwa od 20 do 22 sierpnia. Aktualności zostały przygotowane przez Sonię Jatczak i Maćka Tobolko



FELIETON

OXON: PRZEKAZ JEST NAJWAŻNIEJSZY czyli o odwiecznej wojnie formy z treścią

O autorze: Raper z Krakowa, obecny na scenie od kilkunastu lat, członek ekipy Hipocentrum. Od początku swojej działalności czynnie zaangażowany w rozwój kultury hip-hopowej. Prowadzący i organizator koncertów oraz bitew freestyle’owych, redaktor nieistniejącego już Magazynu Hip Hop, często udzielający się w rozgłośniach radiowych i mediach branżowych. Wierny fan i współtwórca obu oficjalnych hymnów festiwalu Hip Hop Kemp. Jego wieloletnie doświadczenie koncertowe i studyjne połączone z niegasnącą zajawką procentują w postaci interesujących przemyśleń i zakulisowych ciekawostek, którymi Oxon chętnie podzieli się z Wami na łamach Magazynu VAIB.

C

zytając komentarze i dyskusje w Internecie, mam wrażenie, że część słuchaczy jest w posiadaniu tajemnej Biblii złotych reguł i jedynych słusznych wytycznych, charakteryzujących dobry rap. Oprócz podstawowych zasad, przykazań i instrukcji znajduje się tam również rozdział dotyczący Świętych Krów Polskiego Hip-Hopu, sezonowo zmieniających się Złotoustych Ksywek Wielbionych z Automatu i Zjawisk Z Których Należy Mieć Bekę. Wciąż jednak największe emocje budzi rozdział dotyczący wojny formy z treścią i jak się okazuje – Biblia została wydana w co najmniej dwóch wersjach.   Niestety, nigdy nie udało mi się dorwać żadnego egzemplarza wspomnianej księgi, więc jestem zmuszony poruszać się w tym temacie po omacku. Zacznijmy od tego, że nie do końca rozumiem po co ten cały dylemat. To jak konieczność wyboru pomiędzy super seksowną laską bez mózgu i niesamowicie inteligentną kobietą z fizjonomią trolla. Nie zdarzyło mi się nigdy być świadkiem kłótni dwóch facetów na temat wyższości jednej z tych opcji nad drugą – pomijając niedomagający intelektualnie odsetek, szukający modelek na zbliżonym do siebie poziomie, większość facetów zgodzi się, że najlepiej jest znaleźć myślącą, rozgarniętą kobietę, która ma coś do powiedzenia, a jednocześnie cieszy oko swoim wyglądem. Jak widać jednak, duża część słuchaczy polskiego rapu ma potrzebę wybrania pomiędzy mądrą brzydulą, a bezmyślną seksbombą, nie widząc żadnych

Kurwa, jestem facetem i jak bardzo byłoby to niesprawiedliwe, najpierw patrzę na wygląd, później oceniam charakter ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

alternatyw.   Pozostańmy na moment przy tej metaforze. Mam to szczęście, że udało mi się odnaleźć wspomniany wyżej złoty środek i byłbym hipokrytą, gdybym stwierdził, że zadecydowało o tym jedynie bogate wnętrze. Kurwa, jestem facetem i jak bardzo byłoby to niesprawiedliwe, najpierw patrzę na wygląd, później oceniam charakter. Nie znaczy to, że nie szanuję, czy nie akceptuję kobiet, które mi się nie podobają – po prostu mam inne kryterium wejścia, pun intended. Z drugiej strony jednak wcale nie zmienia to faktu, że gdyby ładna fasada kryła za sobą zdezelowany pustostan, pewnie szybko poszukałbym innego, równie ładnego domu z ładnym wykończeniem w środku.   Zanim jednak zostanę posądzony o przedmiotowe traktowanie przez przedstawicielki płci (niewątpliwie) piękniejszej, warto zaznaczyć, że kobieta nieatrakcyjna dla mnie może być spełnieniem marzeń innego mężczyzny... i vice versa. Tym oto sprytnym sposobem na horyzoncie pojawia nam się słowoklucz, które w kontekście rozmowy o muzyce nabiera szczególnego znaczenia. Mowa o starym, dobrym subiektywizmie.   Zastanówmy się dobrze – w czasach, w których żyjemy, absolutnie wszystko można nazwać sztuką. Typ z pomalowaną mordą stojący nago na śniegu, eksponujący wszem i wobec swoje skurczone klejnoty rodowe, dla wielu będzie odważnym, alternatywnym artystą, przecierającym nowe szlaki. Próba znalezienia jakichkolwiek obiektywnych kryteriów oceny jakości takiej „sztuki” jest z góry skazana na porażkę. Podobnie jest z muzyką – nowoczesność postawiła wszystko na głowie, co doprowadziło między innymi do takiej sytuacji, w której najważniejsze wartości przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Kiedyś, gdy raper był na bakier z rytmiką i nie trafiał w bit, był uznawany za słabego muzyka i tyle – dziś jest „stylowym offbeatowcem”.   To właśnie sprawia, że dyskusja na temat formy jest nieco bezcelowa, skoro absolutnie każdy z nas rozumie ją w całkiem inny sposób. Dla mnie dobra 14

www.vaib.pl

forma to melodyjne, zróżnicowane flow, zabawa głosem, kanonady rymów i wpadające w ucho refreny. Dla wielu moich znajomych to agresywny, brudny wokal, klasyczne bity i proste, skandowane chorusy. Dla jeszcze innych – połamane, pierdzące podkłady, raper rymujący obok bitu i jak najwięcej efektów komputerowych na wokalu.   Gdy spytacie, która z tych form jest najlepsza, dostaniecie tyle odpowiedzi, ile spytacie osób. Jeżeli chodzi o treść, to sytuacja jest analogiczna – jeden słuchacz będzie szukał w muzyce odpowiedzi na pytania egzystencjalne, drugi bratniej duszy, podobnie jak on cierpiącej po utraconej miłości, a trzeci z chęcią posłucha o przeróżnych dziwnych substancjach, które raper testuje na swoim organizmie. Czwarty natomiast puści sobie cokolwiek w tle, żeby nie było cicho – byle potupać nogą.   W kontekście naszych rozważań to właśnie ten czwarty ostatecznie rozwiązuje dylemat formy i treści. W pogoni za jak najbardziej wyszukanymi metaforami, podwójnymi i potrójnymi dnami, hasztagami i nikomu nieznanymi nazwiskami, zbyt często zapominamy o tym, że mówimy przecież o muzyce. Sztuce, której zadaniem jest przede wszystkim dostarczać nam pewnych określonych emocji, w czym naturalnie bardzo pomaga treść... która jednak nie jest niezbędna, biorąc pod uwagę uniwersalny, ponadjęzykowy wymiar muzyki. Przede wszystkim jednak pamiętajmy o tym, że służy ona do słuchania. Czyli, musi DAĆ i CHCIEĆ się jej słuchać.   Dlatego właśnie zdecydowałem się podsumować ten tekst mocno kontrowersyjną puentą, bo nie ma to jak klasyczny kij w mrowisko na sam koniec. Uważam, że mimo długiej historii konfliktu „formowców” z „treściowcami” absolutnie każdy z nas stawia formę wyżej niż treść. Gdyby tak nie było, nie słuchalibyśmy kawałków, tylko drukowali sobie teksty i czytali je w autobusie, w drodze do pracy, rozkoszując się pięknym umysłem artysty. Szczerze wątpię, że osoby rzekomo stawiające na treść męczą się przy słuchaniu swoich ulubionych raperów i całkowicie lekceważą formę podania. Nawet jeżeli szczególnie nie skupiają się na walorach czysto artystycznych, smaczkach i ozdobnikach, to sposób podania musi być co najmniej akceptowalny, żeby zawartość w ogóle mogła zaistnieć w świadomości słuchacza. To właśnie sprawia, że – mimo okrzyków protestu – forma jest ważniejsza niż treść. Dopiero jednak, gdy zgadza się jedna i druga, możemy mówić o dobrej, ponadczasowej, wartościowej muzyce. Bo przecież: „Jak gadasz gówno, ilość rymów nie da nic – ciągnij, a Ty od treści, jak nie masz flow, to se pisz książki” - VNM - „Linie”.


ROZPISKA

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Lista premier polskich albumów Data wydania

Wykonawca

Lista premier zagranicznych albumów Data wydania

Tytuł albumu

Styczeń 2015

Wykonawca

Tytuł albumu

Luty 2015

08.01

Teka

III

09.01

Dwa Sławy

Ludzie sztosy

26.01

Ejmatt

26.01

Noize from dust

29.01

King TomB x Białas

17.02

Ghostface Killah & BADBADNOTGOOD

Sour Soul

Napad na bubel EP

24.02

Big Sean

Dark Sky Paradise

Ultraakustyka

24.02

Chris Brown & Tyga

Fan Of A Fan: The Album

BooKING MIXTAPE

24.02

Demrick

Losing Focus

Mops & DJ Pete

T.E.N. Mixtape

24.02

Fashawn

The Ecology

08.02

SB

Czas, bity, miłość

03.03

G-Unit

The Beast Is G-Unit

09.02

Nitro Beatz

Kalejdoskop

09.02

Skor

Nadziemie

03.03

Mayer Hawthorne & Jake One

Tuxedo

10.02

Ak-47

Pierwszy dzień w piekle

10.03

Mello Music Group

Persona

Tylko Śmierć może mnie zatrzymać

17.03

Webbie

Money Good

Podróż zwana życiem

17.03

Berner

20 Lights

17.03

ILLUS & DJ Johnny Juice

KaBOOM

17.03

Da Mafia 6ix

Watch What U Wish

24.03

Project Pat

Mista Don’t Play 2: Everythangs Money

30.01 Luty 2015

13.02 23.02

Marzec 2015

KaeN O.S.T.R.

27.02

Bosski Firma

Uliczny przekaz dla dobrych ludzi

27.02

Dudek P56

Polski rap

27.02

Śliwa

Chłopak z sąsiedztwa

Marzec 2015 02.03

Parzel

Oddech za oddech

24.03

Action Bronson

Mr. Wonderful

07.03

Małach

Tempo Mixtape

24.03

Rapper Big Pooh

Words Paint Pictures

19.03

Deys

Imprimatur Mixtape

31.03

Ludacris

Ludaversal

20.03

KęKę

Nowe rzeczy

31.03

The-Dream

Crown

27.03

Quebonafide

Ezoteryka + Erotyka Mixtape

31.03

Wale

The Album About Nothing

Lista wybranych imprez hip-hopowych Data imprezy

Kto? Co?

Miejsce

Marzec 2015 Ludzie Sztosy On Tour! (Dwa Sławy)

20.03 - Rzeszów, klub Pod Palmą 21.03 - Białystok, klub Rejs 27.03 - Toruń, klub NRD 28.03 - Olsztyn, klub Andegrant

06.04

VNM x KUBAN x Bitfon + goście

Jastrzębie Zdrój, Kontakt Club Muzyczny

10-11.04

FESTXVAL PROSTO

Warszawa, Torwar

10-25.04

Mastyla Tour - BUKA, K2, DJ KLASYK i inni

10.04 - Kielce, klub Gin-ger 11.04 - Kraków, klub Rotunda 24.04 - Rzeszów, klub Vinyl 25.04 - Tychy, klub Underground

16-18.04

Red Bull Music Academy Weekender

Warszawa, Plac Defilad oraz Pałac Kultury i Nauki

17.04

PAWBEATS UTOPIA

Bydgoszcz, Hala sportowowidowiskowa Artego Arena

27.06

Line Up Festival

Zalew Zemborzycki

28.06

Sopot Hip-Hop Festiwal

Sopot, Opera Leśna

31.07-01.08

Polish Hip-Hop Festival - Dwa Sławy, Kontrafakt, Kuban, PRO8L3M i inni

Płock, plaża nad Wisłą

20-28.03

Kwiecień 2015

Wakacje 2015

15

www.vaib.pl


RECENZJE

DEYS

KAEN

IMPRIMATUR MIXTAPE

TYLKO ŚMIERĆ MOŻE MNIE ZATRZYMAĆ Prosto Label

Autor recenzji:

D

Maciek Tobolko

OCENA: 8/10

eys już nie biega na klipach z prawilną pałką i kastetem. I dobrze. Mimo tego jest mroczniej, głębiej i jakby bardziej konsekwentnie. O ile „Audiogramy” rozpoczynały zapis pustej, jak do tamtej pory, kartki rapera, o tyle „Imprimatur”, choć właściwie jeszcze nie musi, to udowadnia, że jego autor w rapgrze zaczyna zasługiwać na miejsce znaczące. Nowy mixtape to dla słuchaczy Dawida Czerwiaka kropka nad „i”, jakby potwierdzająca, że mogą stawiać na niego w dalszym ciągu, a dla sceptyków kolejna okazja do uprawiania pełnoetatowego hejtingu. I, o dziwo, niezbyt wiele tu kombinacji i popisów. Deys skrupulatnie wyselekcjonował świeże produkcje i wykorzystał je tak, jak należy – z wyczuciem godnym zasłużonego członka sceny, nie debiutanta, a wszystko to zwieńczone prostymi, ale i melodyjnymi refrenami. Właściwie jedyne, co może autorowi „Imprimatur” nieco pokrzyżować plany, to nadmierna pewność siebie. Zabieg umieszczenia na albumie dissu na SB Maffiję nie jest ruchem zbyt poważnym, tym bardziej po zapewnieniach Czerwiaka, że był to najgłupszy beef w historii polskiego hip-hopu. W jego rapie jest jednak pewna dziwna dostojność, co sprawia, że może on ubiegać się o tytuł freshmana polskiej sceny. Ma w końcu „nowy feeling w kategoriach z nowej ligi”.

Autor recenzji:

W

OCENA: 2/10

yobraźmy sobie album, na którym zwrotka Chady stanowi najlepszy element materiału. Zaznaczmy, że nie ma to związku z jakimkolwiek progresem naszego więziennego grajka. Mówiąc w skrócie – KaeN wypuścił nową płytę. Opowiadając swoje traumatyczne historie, ostatecznie dołączył do grona raperów, którzy pomylili studio z kozetką terapeutyczną. Wspiera go IVE, niestety jego próby zbudowania polskiego Aftermath blokuje zamiłowanie do keyboardów rodem z Nintendo. Na płycie pojawiają się goście, jednak swoim poziomem tylko potwierdzają całą farsę. Oczywiście, KaeN z pewnością siebie kładzie zwrotki, hashtaguje, przyspiesza i zmienia flow. Niestety, przyspiesza kosztem dykcji, hashtagami rzuca gorzej od Małolata, a jego inspiracje flow nie wykraczają poza „8. Milę”. To ostatnie oficjalnie dołącza to do swojego image‘u, wychodząc naprzeciw wszelkim krytykom. Jeśli KaeNowi zależy na rozwianiu wszelkich niedopowiedzeń, niech kolejny album nosi tytuł „Slim Shady PL”. Wtedy wszystko stanie się jasne. Tę płytę raper zatytułował „Tylko śmierć może mnie zatrzymać”. Jak na razie zatrzymała go podstawówka. I bardziej od Eminema, KaeN przypomina złą wersję Plastusia. Usadawiając się wygodnie w plecaku między piórnikiem a drugim śniadaniem, łamie kredki, kradnie temperówki i rysuje penisy w zeszytach. Żenujące.

PARZEL

ŚLIWA

ODDECH ZA ODDECH

CHŁOPAK Z SĄSIEDZTWA

Prosto Label

RPS Enterteyment

Autor recenzji:

Z

Adam Swarcewicz

Maciek Tobolko

OCENA: 4/10

Autor recenzji:

Ś

Adam Swarcewicz

OCENA: 5,5/10

aczęło się zupełnie zwyczajnie, niewinnie nawet, bo od klepania frazesów o wygrywaniu życia mimo przeciwności losu, ze sztywną, mierną wręcz nawijką. Parzel jest jednak bardziej elastyczny, niż można było się spodziewać. Produkcjom na jego płycie brak określonej konwencji. Pojawiają się oczywiście klasyczne sample, jak w „Prawdziwym hip-hopie” czy „Złym poruczniku”, jednak zdecydowaną większość zajmują brzmienia dość zgrabnie lawirujące pomiędzy kilkoma stylami. Co ważne, Parzel nie łapie zadyszki i nie traci orientacji, pomimo muzycznych eksperymentów. Już na poprzednim albumie w duecie z Siwersem przejawiał większe zainteresowanie dynamiką i panowaniem nad bitem, które nigdy nie były mocną stroną tej odmiany rapu. Warszawiak nieźle radzi sobie z wolniejszymi produkcjami, jak np. w „After mam ten stan”, „Byłem kiedyś na dnie” czy „Nie pytaj mnie o raj”, a w „Grzybowyjeździe” sprawdza się nawet w klimatach cloudu. Jak to zwykle bywa, coś musiało w takim wypadku ucierpieć. I ucierpiało sporo. Tematycznie to wciąż okręgówka z nierzadko trafiającymi się szkolnymi, jak na „dwutysięczny” piętnasty rok, rymami. Piętą achillesową Parzela są także pretensjonalne refreny, których wartość odrobinę podnosi czasami Anna K. Warto poszukać innych „przejści”. Nie wszystko stracone.

liwa to młody ogier ze stajni RPS Enterteyment. Jest zahartowany, doświadczony, pewny siebie i swoich umiejętności. „Chłopak Z Sąsiedztwa” stanowi zbiór osiedlowych historii, będących nawiązaniem do klasycznego, ulicznego rapu. Świetnie. Jednak jako podopieczny Peji, młody raper mógłby wziąć do serca wers: „Nie nawijaj o tym, co zostało nawinięte”. Słuchając płyty, ma się cichą nadzieję, że może chociaż raz Śliwa zaskoczy i nie skończy oklepaną puentą. Na próżno. Choć raper potrafi odnaleźć się na bitach i uderzyć mocną linijką, inspiracja Charliem zachodzi za daleko. Słysząc „Aż chce się żyć” z udziałem Fischera i RPS, trudno rozróżnić, który Peja aktualnie nawija. Ten świat nie jest gotowy na dwóch Ryśków, a co dopiero trzech… Tyle na temat gości. Reszta z nich wpada jednym uchem i wypada drugim. Albumu broni warstwa muzyczna. Choć nie obeszło się bez sztampowych skrzypiec i fortepianów, trueschoolowe bębny zdają egzamin. Mimo wszystko, siła tej płyty leży przede wszystkim w prawdziwości. Hip-hop będący blisko ulicy zawsze będzie uderzał szczerością w najczystszej postaci, bez kompromisów. Nawet jeśli to uniwersalne prawdy, ograne ze wszystkich stron. Album spełnia swoją rolę, czyli trafia do określonego odbiorcy. Za to Śliwie można przybić pięć, a nawet… pięć i pół. Bardziej wymagający nie znajdą tu wiele dla siebie.

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

16

www.vaib.pl


RECENZJE

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

O.S.T.R.

BOSSKI FIRMA

PODRÓŻ ZWANA ŻYCIEM

ULICZNY PRZEKAZ DLA DOBRYCH LUDZI

Asfalt Records

Fonografika

Autor recenzji:

P

Maciek Tobolko

OCENA: 8,5/10

onoć to najważniejsza płyta w karierze łodzianina. Tak mówił. Biorąc pod uwagę, że chyba wszyscy raperzy za taki uważają każdy swój kolejny projekt, od O.S.T.R.-a, po takiej zapowiedzi, również nie powinno się oczekiwać czegoś nadzwyczajnego. Nowy album jest jednak rzeczywiście inny niż poprzednie. Jasne, Adamowi wciąż zdarzają się banalne porównania, a Bałuty pozostają najczęściej wspominaną w numerach polską dzielnicą, choć i tu zachodzi pewna zmiana. Ostry w dalszym ciągu jest częścią rzeczywistości, która go otacza, jednak tym razem na całość spogląda trochę z boku, jakby z pozycji obserwatora, mentora nawet. Wersy są jeszcze bardziej refleksyjne i jeszcze bardziej osobiste, jak w „Post Scriptum” czy w „Hybrydzie”. Specjalista od sampli, jakim od lat był raper, tym razem prezentuje się w towarzystwie głębokich brzmień, obfitych w żywe instrumenty oraz syntezatory, wielokrotnie zakrawających o muzyczny majstersztyk. Produkcje stworzone przez duet Killing Skills tworzą na płycie pewną przestrzeń, której O.S.T.R. daje miejscami swobodnie istnieć, a gdy trzeba ją wypełnić, robi to w sposób przemyślany, bez technicznego zamordyzmu, z wyczuciem i doświadczeniem. Prawie każdy numer z powodzeniem posłużyłby jako filmowy soundtrack. Przyjemnie mija ta podróż.

Autor recenzji:

T

KING TOMB X BIAŁAS

ULTRAAKUSTYKA

BOOKING MIXTAPE

Prosto Label

P

Maciek Tobolko

OCENA: 2,5/10

ak hucznie i obiecująco Roman się jeszcze nie zapowiadał. Nowa płyta miała być nawiązaniem do złotych czasów Firmy, obfitującym w „techniczny rap”, „porcję motywacji i ulicznego hartu ducha”, a wszystko to podszyte „egzystencjalną tematyką filozoficznego MC”. O Bosskim napisać można wiele, ale ostatnie, co przychodzi do głowy, to wmieszać filozofię w jego radosną twórczość. Reprezentant Firmy nie tylko nie zdołał przeskoczyć poprzeczki ustawionej przez „TheRapYę Szokową…”, ale w dodatku zahaczył o nią i wyłożył się jak długi. Teraz leży, podobnie jak polski, uliczny przekaz dla dobrych ludzi, taki sam od lat, nudny i przewidywalny. A przecież czasy się zmieniają, na pewno jest o czym nawijać. Nie zapowiadało się przecież tak tragicznie. Bosski od pewnego czasu sukcesywnie stawał się raperem poszukującym, co przejawiało się m.in. kombinacją z rytmiką i poprawą rymów. Teraz, choć też próbuje, to najczęściej z bitu wypada, jak np. w numerze tytułowym. Więcej podejrzewać go o progres nie można. Może właśnie dlatego tak się speszył. Jedyne, co może zaskoczyć po odsłuchu tego albumu, to wrażenie, że Romanów w każdym z numerów jest kilku. I nie wiadomo, który bardziej pokraczny. Czy to jeszcze zabieg artystyczny, czy już schizofrenia? Nie wiadomo, ale zawsze to jakiś element zaskoczenia.

NOIZE FROM DUST

Autor recenzji:

Maciek Tobolko

OCENA: 7/10

ierwszy album duetu Noize From Dust, tworzonego przez Siódmego i Worstcase’a, faktycznie jest trochę ultra, przynajmniej w konfrontacji z rzeczywistością. Trzeszczące sample, brudne bębny i melodyjny, aktywny bas – takie brzmienia zapewniają producenci z Warszawy. Nawet gdy stawiają miejscami na zbyt skrajny minimalizm, jak np. w „Już się przyzwyczaiłem”, a niektórym bitom brak odkrywczości, biorąc pod uwagę dzisiejsze trendy, „Ultraakustyka” to powiew undergroundowej świeżości. W takim wypadku innego charakteru nabiera zbyt dosłowne potraktowanie idei albumu przez Skorupa, Wujka czy Echinaceę, którzy nie tylko mentalnie przenieśli się do czasów swoich muzycznych debiutów. Nieważne, i tak jest klimatycznie (a może właśnie dlatego). Czasów nie wyprzedzili również Ras, VNM i Eldo w „Kropce nad i” czy dawno niesłyszany Fenomen, ale przecież nie o to w „Ultraakustyce” chodziło. W konwencję niemal idealnie wpisali się raperzy, którzy nie zwykli marnować takich produkcji, jak Knap i Numer Raz, Te-Tris i Pogz, Sarius, ekipa JWP/BC, Jeżozwierz, a nawet klimatyczne „Coś jest nie tak” z Cirą czy sztandarowe „A.C.A.B.” z Huczem, nadzwyczaj realistycznie przenoszące do zadymionego NY lat 90. Kilka pokoleń polskiego rapu na jednym projekcie. Udany tribute w stronę korzeni.

Autor recenzji:

T

Maciek Tobolko

OCENA: 5/10

rochę się pozmieniało. I nie chodzi tylko o to, że Tomb wreszcie oficjalnie ogłosił się królem. Najnowszy projekt spod szyldu SB Maffiji to mniej arogancji, niż można było się spodziewać. Wielce prawdopodobne, że raperzy dość nieumyślnie próbują nieco ocieplić swój wizerunek. I choć jak zwykle nie stronią od niezbyt dojrzałego rozdrapywania ran (które w ich przypadku jednak nigdy się nie goją), to w zestawieniu z takimi numerami jak „Na wyciągnięcie rąk”, „Love/Hate” czy „Myślą, że jestem zły”, proces ten trochę traci na swojej autentyczności. Brak zaczepek w stronę Deysa byłby przecież plamą na honorze duetu. Mixtape Białasa i Tomba, enfants terribles polskiego rapu, jest jakby produktem ubocznym ich studyjnych sesji. Członkowie Maffiji najlepiej wychodzą na tym, gdy nie kombinują z autotunem i refreny zostawiają lepszym od siebie, jak w „Na wyciągnięcie rąk” z Blejkiem i „Chcę być cały w…” z Beteo. Całkiem miłą odmianą są „Trudne sprawy” z Kękim – szczere, proste, bez kulejących przyspieszeń Tomba, któremu, trzeba przyznać, bity przeszkadzają już coraz mniej. SB Maffija to jednak wciąż SB Maffija. Przechwałkom o dość nieporadnie podrabianym newschoolu zza oceanu nie ma końca, co miejscami tworzy całkiem zabawną groteskę, z Guccim, Armanim i Vuittonem w tle, rzecz jasna.

17

www.vaib.pl


RECENZJE

KID INK

CHRIS BROWN AND TYGA

FULL SPEED RCA Records

FAN OF A FAN: THE ALBUM RCA Records and Young Money Entertainment/Cash Money Records

Autor recenzji:

K

Kuba Głogowski

OCENA: 7/10

id Ink przeszedł w kilka krótkich lat drogę od podziemia do mainstreamu i podwójnej platyny za hit „Show me”. Nie da się ukryć, że ma dar do tworzenia radiowych hitów. Pytanie jednak, czy sukces nie przyszedł za szybko i nie jest rozmieniany na drobne. „Full Speed” jest płytą dobrą (dla fanów mainstreamu oczywiście), Kid Ink rymuje bardzo poprawnie, czasami potrafi zaskoczyć, ale można odnieść wrażenie, że wiele z utworów na nowym albumie to nowe wersje poprzednich hitów. Na płycie mamy oczywiście czołówkę producentów, gwiazdy R’n’B i dziesiątki, jeśli nie setki wersów, które zostają w głowie, refreny, które podbijają kluby, a każdy singiel wydaje się mieć w sobie coś innego. Ciągle jednak czegoś brakuje, chociaż może na tym polega ten styl i to jest właśnie Kid Ink, którego albo się kocha, albo wyłącza i więcej do niego nie wraca. Stylistyka płyty nie zaskakuje, ale może zostawić niedosyt. Paradoksalnie minusem tej płyty jest nie przepych, ale jego brak. Myśląc o utworach Kid Inka, chciałoby się spodziewać diamentów, drogich alkoholi i wielkiego bogactwa, tu jednak mamy po prostu „zwykłą” imprezę, która jest jednak imprezą dobrą. Teraz pozostaje nam czekać na afterparty, które zostanie zapamiętane jako impreza na lata.

Autor recenzji:

T

Sonia Jatczak

OCENA: 7,5/10

yga i Chris Brown swój ostatni wspólny materiał „Fan Of A Fan” wypuścili w 2010 roku. Po ponad czterech latach otrzymujemy kontynuację mixtape’u w postaci LP „Fan Of A Fan: The Album”. Jaki jest nowy krążek obu panów? Zależy, gdzie spojrzeć… Z jednej strony mamy pełno klubowych bangerów z gorącymi produkcjami, m.in. Nic Naca i DJ-a Mustarda, prawdziwą mieszankę popu, R&B i rapu. Z drugiej strony Tyga i Chris nie wnieśli do świata muzyki tym albumem nic nowego. Na próżno szukać tutaj kawałków z głębszym przekazem, może jedynie numer pt. „Better”, w którym Tyga i Chris przyznają, że powinni lepiej traktować swoje kobiety: „Should’ve treated you right/ But every night I was livin’ life in the fast lane”. Niestety to dość ironiczne, patrząc na tematykę całego krążka, która kręci się wokół dup, seksu, narkotyków, drogich aut i pieniędzy. Każdy track sam w sobie jest bardzo dobry, przede wszystkim pod względem produkcyjnym, ale całość jako album jest dość chaotyczna. Nie ma jednak co zaprzeczać, Tyga i Chris Brown są duetem idealnym, co udowodnili nie raz. Takie numery jak „Ayo”, „B*tches N Marijuana” czy „D.G.I.F.U” to prawdziwa esencja ich stylu i choć na „Fan Of A Fan: The Album” niczym nie zaskoczyli, fani dostali dokładnie to, czego mogli się spodziewać.

FASHAWN

GHOSTFACE KILLAH & BADBADNOTGOOD

THE ECOLOGY Mass Appeal

SOUR SOUL

Lex Records

Autor recenzji:

P

Sonia Jatczak

OCENA: 9/10

o kilku mixtape’ach przyszedł czas na kolejny solowy album Santiago Leyva, lepiej znanego jako Fashawn. „The Ecology” to druga studyjna płyta kalifornijskiego rapera i zarazem nowy label – Mass Appeal. Jak sprawdził się podopieczny Nasa na nowym projekcie? Świetnie! Jest to jeden z niewielu albumów, w którym każdy kawałek lśni, nieważne czy gościnnie udziela się Nas i Aloe Blacc („Something To Believe In”), czy nawija na nim sam Fash („F.T.W.”). Goście na tej produkcji są jedynie dodatkiem. Album jest autobiograficzny i niezwykle szczery, Fashawn maluje w wyobraźni słuchaczy kompletny obraz życia w gettcie. Opowiada o swoim ojcu, którego poznał w wieku 15 lat („Man of the House”) oraz o pierwszych doświadczeniach ze sprzedaży narkotyków („To Be Young”). Pozornie prozaiczne bragga w „Out the Trunk” przenosi ten krążek na zupełnie inny, wyższy poziom w porównaniu do poprzednich produkcji rapera. Warstwa muzyczna w większości została wyprodukowana przez weterana z L.A. - Exile, który odpowiadał również za debiutancką płytę Fashawna. Warto wspomnieć, że pieczę nad całym projektem sprawował sam Nasir Jones. Reprezentant Mass Appeal po raz kolejny podniósł poprzeczkę, „The Ecology” z pewnością jest jednym z najlepszych albumów rapowych tego roku i pozycją, którą koniecznie trzeba sprawdzić.

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Autor recenzji:

G

Kuba Głogowski

OCENA: 8/10

hostface Killah ostatnio lubi zaskakiwać. Najpierw wypuścił nowe solo tuż po premierze historycznej płyty całego Wu-Tang Clanu, a już dwa miesiące później przekazał fanom nowy długogrający materiał. Tym razem w towarzystwie BADBADNOTGOOD. Do umiejętności i stale utrzymywanej wysokiej formy Ghostface Killah nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Nie inaczej jest na tym albumie. Dlatego warto przyjrzeć się bliżej producentom krążka, bo jest to współpraca bardzo ciekawa. BBNG to trio z Toronto, które znane jest przede wszystkim ze współpracy z Odd Future. Na papierze robią jazz, ale w praktyce są to daleko idące wycieczki w stronę bardzo eksperymentalnego hip-hopu. Nie inaczej jest na „Sour Soul”. Inspirowana muzyką lat 60. i 70. produkcja, która często brzmi jak wyjęta prosto ze ścieżki dźwiękowej do filmu, stanowi idealne tło do jak zawsze wyszukanych i oryginalnych tekstów, flow i głosu Ghostface Killah. Fani na pewno nie będą zawiedzeni, a fani Odd Future mogą przekonać się do kolejnego gracza. Widać, że każdy z członków Wu-Tang Clanu eksperymentuje na swój sposób. W tym momencie to chyba jednak główny bohater „Sour Soul” jest najbardziej produktywny i zasługuje na najwięcej uwagi.

18

www.vaib.pl


RECENZJE

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

BIG SEAN

DARK SKY PARADISE

LOSING FOCUS

G.O.O.D Inc.

Battle Axe Records

Autor recenzji:

C

DEMRICK

Kuba Głogowski

OCENA: 7/10

i, którzy śledzą karierę Big Seana, być może już kilka razy zastanawiali się, czy jego ścieżka się rozwinie. Protegowany Kanye Westa miał wszystkie narzędzia, by stworzyć płyty wielkie, ale jednak z reguły to właśnie on sam stawał sobie na przeszkodzie. Wydaje się jednak, że teraz może być inaczej. „Dark Sky Paradise” to zdecydowanie najlepszy album w dyskografii Big Seana. Przede wszystkim widać, że stoi za nim pomysł, czego brakowało na wcześniejszych projektach, które mogły brzmieć jak składanki, a nie LP. Czuć w słowach i głosie Big Seana, że zdaje sobie sprawę, w jakiej jest formie, i że ma sporo do udowodnienia. Atakuje mikrofon, dostarcza wielu celnych spostrzeżeń. Szkoda, że nie wszystkie utwory dają to poczucie. Niestety, można dojść do wniosku, że w trakcie wyczerpuje się energia i Big Sean wraca trochę do swojego starego, bardziej bezbarwnego „ja”. Brzmieniowo płyta oczywiście stoi na bardzo wysokim poziomie i ciężko zarzucić cokolwiek muzyce. Goście również spisali się, momentami też przyćmiewając głównego bohatera, ale tylko na chwilę, by znowu oddać mu piedestał. Krótko mówiąc, jest to projekt, który warto sprawdzić i mieć nadzieję, że to nowy początek rapera.

Autor recenzji:

A

OCENA: 7/10

lbum „Losing Focus” to drugi wspólny projekt Demricka i Cali Cleve – w zeszłym roku ukazała się EP-ka duetu pt. „Goin Up”. Wygląda na to, że obaj panowie świetnie dogadują się na płaszczyźnie muzycznej, czego efektem jest debiutancki longplay. Demrick (aka Young De) szerszej publiczności znany jest za sprawą supergrupy Serial Killers, którą tworzył razem z Xzibitem i B-Realem. Na albumie nie zabrakło kolegów rapera pochodzącego z Pensylwanii – udzielili się oni w klimatycznym i mrocznym utworze pt. „Darkness Falls”. Young D dzięki „Losing Focus”, jak sam wyznał, chciał pokazać fanom, jak wygląda jego życie każdego dnia: „If you watch close, you will see me light up a large amount of joints”. Wyszło mu to całkiem dobrze. Materiał choć jest zróżnicowany, bo znajdziemy na nim zarówno bangery, np. „Skyscraper” (ze znakomitą gościnką Logica), jak i cloudowe numery – „Still Up”, to wszystko zostało umiejętnie poukładane. Cali Cleve swoimi produkcjami w idealny sposób odzwierciedla codzienność opisywaną przez Demricka. Można powiedzieć nawet, że to dzięki niemu każdy słuchacz rapu na tym krążku znajdzie coś dla siebie. I choć album lirycznie jest na dość wysokim poziomie, zdecydowanie bardziej przypadnie do gustu sympatykom marihuany – wystarczy posłuchać wstępu do numeru „She Changed”, zresztą temat trawy przewija się w prawie każdym kawałku. W ogólnym rozrachunku płyta zdecydowanie wychodzi na plus - jest to przyjemny materiał, z naprawdę dobrymi bitami, który warto sprawdzić.

THE FOUR OWLS

AKUA NARU

NATURAL ORDER

THE MINER’S CANARY

High Focus Records

The Urban Era

Autor recenzji:

A

Sonia Jatczak

Michał Ochęcki

OCENA: 5,5/10

ngielski hip-hop. Surowość, elektronika, połamane brzmienie, minimalizm. Takie skojarzenia budzić może pierwsza myśl o nim. „Natural Order” czerpie pełnymi garściami z tego ostatniego. Nie tylko brzmieniowo, ale i rapowo. W tym drugim przypadku nie jest to jednak komplementem. Verb T, Fliptrix Leaf Dog i B.V.A solowo potrafili prezentować się w sposób barwny. Jak się okazuje, mieszanie kolorów tym razem nie skończyło się po myśli Brytyjczyków. Zbyt często dominuje chaos. Bity takie jak chociażby ten w „The Drama” są marnowane, a numerów do których chce się wracać, jest jak na lekarstwo. Pierwszym, który wysuwa się na prowadzenie w tym maratonie kulejących, jest „Defiant”. Brzmi on tak, jak powinna brzmieć reszta albumu. Numer z DJ-em Premierem to kolejny z przykładów jasnej strony „Natural Order”. Może nawet i naciągany. Co można oddać raperom? Na pewno to, że w dobie wszechobecnej elektroniki, która stała się znakiem rozpoznawczym Wysp, wyróżniają się w pewien sposób swoim staroszkolnym myśleniem. Jak się okazuje, potrafią również ciekawie wykorzystać dany im instrumental, ale i koncertowo go spieprzyć. Ich tegoroczny album to prawdziwa huśtawka. Raz w górę, raz w dół. Trudno o właściwy balans. Ciekawość, jaką wzbudziły „sowy” wraz z upływem kolejnych minut, stopniowo maleje. Płyta zmarnowanego potencjału. Niestety.

Autor recenzji:

D

Adam Swarcewicz

OCENA: 8,5/10

zięki wybitnemu „Journey Aflame” Akua Naru wypłynęła na powierzchnię, zyskując uznanie krytyków i słuchaczy. Jak się dziś okazuje, twórczość artystki na debiucie można potraktować jako wstępny szkic, który dopiero na „The Miner’s Canary” wzbogacił się o barwy i kontury. Przez jazzową introdukcję płyta wprowadza w świat ciepłego, neo-soulowego brzmienia, gdzie gitary, fortepian, trąbki i perkusja spotykają się z hip-hopową estetyką. Mimo że album dopracowany jest w każdym szczególe, wciąż pozostaje nieskrępowaną improwizacją. Dodając do tego takie gościnne występy jak Christian Scott czy Cody ChesnuTT, całość staje się idealnym polem do działania dla Naru. Ta z kolei zdaje się wprowadzać w stan transu podczas każdej szesnastki. Jej wokal na szczęście nie rozmywa obrazu muzyki, a wprowadza w jeszcze większą hipnozę. Co istotne, raperka ani na jotę nie traci przy tym swojego hip-hopowego sznytu. Wręcz przeciwnie. Najpierw pozostaje w tle, pozwalając instrumentom wychodzić na pierwszy plan, aby po chwili uderzyć boombapową nawijką à la Rakim. Nie można oprzeć się wrażeniu, że to właśnie ona przejęła schedę po takich damach jak Lauryn Hill, Mc Lyte czy Bahamadia. Przez co „The Miner’s Canary” każe do siebie wielokrotnie wracać, za każdym razem działając równie intensywnie. Tak się tworzy sztukę.

19

www.vaib.pl


fot. Filip Majewski

WYWIAD

NIGDY NIE MUSIAŁEM SIĘ NIKOMU TŁUMACZYĆ Z MUZYKI, KTÓRĄ KOMPONUJĘ

O.S.T.R. Wojtek Kukulski

Z Adamem znamy się ponad 10 lat i wiem, jak wiele ma do powiedzenia. Obawiałem się, czy da się to ująć w kilku stronach formatu A4. Ten wywiad to prawdziwe wyzwanie. O.S.T.R. – multiinstrumentalny geniusz, wybitny producent, raper, prywatnie przykładny mąż i ojciec zgodził się porozmawiać ze mną dla Magazynu VAIB. ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

20

www.vaib.pl


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL VAIB: Tytus zaczepiony kiedyś o to, że wydajesz dużo płyt odpowiedział, że Milesowi Davisowi nikt nie zarzucał, że wydaje za często. Uważasz, że dobra muzyka nie powinna mieć limitów? O.S.T.R.: O matko… Ale trudne pytanie dałeś na początek. Na pewno nie czuję się Milesem Davisem i bardzo dużo mi do niego brakuje, a jeżeli Marcin, którego gust bardzo szanuję, porównuje mnie z kimś takim, to jest mi bardzo miło. Co do ilości płyt, jakie wydaję. Czy to rzeczywiście jest często wydawać jedną płytę do roku? To trochę tak, jakby powiedzieć, że święta Bożego Narodzenia są za często. W takim razie urodziny też obchodźmy co pięć lat, bo co roku jest za często. Wydaję płytę raz do roku, bo czuję się na siłach, by utrzymać taką częstotliwość. Jeśli będę słaby, to przestanę nagrywać. Nagrywanie sprawia mi olbrzymią przyjemność. To tak, jakbyś komuś zakazał grać na PlayStation w wolnym czasie albo chodzić do kina. Ja kocham to, co robię i nie jestem w stanie tego nie robić. Bardzo źle bym się czuł, gdyby jakaś siła zakazała mi nagrywać regularnie, bo moje życie toczy się od płyty do płyty. Wydałeś w sumie 18 płyt – to dużo. Dlaczego akurat „Podróż zwaną życiem” nazywasz najważniejszym albumem w swoim życiu? – Ta płyta jest podsumowaniem mojej twórczości, tego, co robiłem przez kilka lat. Takim podsumowaniem pewnego etapu była też płyta „HollyŁódź”. Jest to solowy powrót po 4 latach, stworzona co prawda przy pomocy moich przyjaciół z Killing Skills, ale od początku do końca realizowaliśmy tylko moje pomysły. Nie musiałem z nikim iść na kompromis ani martwić się, aby któraś ze stron musiała być zadowolona. Poza tym dużo się w moim życiu działo przez ostatni rok, ponieważ przyszedł na świat mój drugi syn – Nikodem. Takie wydarzenie w życiu daje wielkiego kopa. Płyta od początku do końca dotyczy mojego prywatnego życia, dlatego jest taka ważna. To bardzo osobisty album, najbardziej osobista strona mojego pamiętnika. Czy Twoi synowie przejawiają muzyczne zdolności? – Tak, Jasiek jako sześciolatek nagrywa swoje kawałki. Nikodem wali we wszystkie urządzenia, które wydają jakiś dźwięk. Te zabawki, na których robiłem bit, są już tak przeorane i poobijane. Bardzo mu się to podoba. Ja na szczęście widzę, jak po genach ta muzyka przechodzi na moje dzieci. To jest niesamowite. Ja całe życie robię muzykę z pasji i miłości, i morda mi się cieszy, jak widzę swoich synów, gdy tańczą, skaczą, kiedy słyszą jakąś melodię. Zawsze marzyłem, by moje dzieci uczestniczyły w tym, co robię. Każdy ojciec marzy o tym, żeby mieć nić porozumienia ze swoim dzieckiem, czyli wspólne zainteresowania, wspólne marzenia. A jeśli to tyczy się jego pracy i zarazem życiowej pasji, to jest to naprawdę zajebiste. Mówisz, że Twoim życiem jest muzyka, czyli

mam rozumieć, że codziennie w domu trzaskasz bity? – Dokładnie. Wstaję, kąpie się, jem śniadanie i pracuję nad muzyką. Potem z przedszkola wraca mój syn i dołącza do mnie. Czasem gra na PlayStation, kiedy ja nagrywam lub robię inne rzeczy dla siebie lub dla kogoś. Koło godziny 16 jemy razem obiad, moja żona wraca z pracy i dalej prowadzimy typowe, rodzinne życie. Robiąc bity z rocznym dzieckiem na kolanach czy siedmiolatkiem obok, czujesz się spełnionym ojcem i przyjacielem swoich dzieci. Muzyka to najpiękniejsza zabawa na świecie, coś, co powoduje, że masz ciary na plecach. Za każdym razem w studiu czuję się jak na pierwszej randce. Mówisz dużo o wartościach pozamaterialnych, takich jak miłość, rodzina itp. Powiedz mi, czy pieniądze dają szczęście? – Nie wiem, nigdy się nie zastanawiałem nad tym, czy uwarunkowaniem mojego szczęścia są pieniądze. Na pewno w pewien sposób ułatwiają one życie, ale tylko bogaci ludzie mogą mówić, czy dają one szczęście, czy nie. Moja Mama przez całe dzieciństwo powtarzała mi: „Kasę każdy może Ci zabrać, ale tego co wiesz, czego się nauczyłeś, przeżyłeś, odczułeś na swojej skórze, tego nikt Ci nie zabierze”. Gdyby ktoś mi zabrał pieniądze, to nic wielkiego by się nie stało. Jakby ktoś zabrał mi moją rodzinę i możliwość wykonywania mojej pasji, zawodu, byłoby to dla mnie największym nieszczęściem na świecie. Jaki jest przepis na zajebisty kawałek? – Nie ma takiego przepisu. W Ameryce duże muzyczne koncerny oceniają rynek pod kątem zysków, czyli co może być hitem, a co nie i co się sprzeda, a co się sprzedać nie ma prawa. Zresztą, moim zdaniem jest duża różnica w tym, co się może sprzedać, a co jest zajebiste, ponieważ dla każdego poczucie zajebistości jest inne. Coś, co dla mnie jest topem świata, dla innego może być zupełną kiszką i czymś zupełnie nieakceptowalnym. Nie ma czegoś takiego jak patent na zajebisty kawałek, bo tyle, ile jest ludzi na świecie, tyle jest gustów. To tak jak z kuchnią – jeden lubi chińską, drugi włoską, a trzeci lubi żabie udka. „Ona tańczy dla mnie” na dyskotece, po kilku głębszych jest pewnie świetnym kawałkiem do potańczenia z dziewczyną lub też do podrywania, ale dla mnie, wychowanego na muzyce poważnej, jest to kompletne gówno. W dzisiejszych czasach zauważyłem taką prawidłowość, że małolaty uważają, że miarą zajebistości jest zarabianie na muzyce. Moim zdaniem największym wyzwaniem jest robienie muzyki, którą się kocha i pozostanie świeżym. Z perspektywy czasu i korzystając z nabytego doświadczenia, wiem, że nie jest niczym trudnym dla osoby ambitnej, by nagrać 6 płyt i być na topie. Dużo większym wyzwaniem jest nagranie kilkunastu płyt, z których każda odniosła sukces. Wymaga to olbrzymiej pracy i wielu poświęceń, ale przede wszystkim trzeźwości umysłu i konsekwencji. 21

www.vaib.pl

Nagrywam tylko z przyjaciółmi, z ludźmi których szczęścia nie warunkuje ilość przesłuchań na Youtube

Dużo podróżujesz, czy mógłbyś żyć poza Polską? – Tak, oczywiście. Mój patriotyzm jest wielki i niezmienny. Całe życie będę kochał miejsce, w którym się urodziłem, czyli Łódź i Bałuty jako dzielnicę. W przeważającej liczbie ludzie, których poznawałem w życiu, byli Polakami i uważam, że jesteśmy najfajniejszym narodem na świecie. Mimo to najbardziej pobudzającym artystycznie miejscem dla mnie jest Holandia, a dokładniej Haga i Amsterdam. Tam odbywa się proces twórczy wszystkich moich projektów od dobrych kilku lat. To jest niesamowita sprawa, gdy masz studio w budynku, gdzie są jeszcze cztery inne studia o innym profilu. Poza tym masz pracownie graficzne, malarskie, pracownie projektantów. Gdzie byś nie poszedł, znajdujesz inspiracje. To jest piękne, taki klimat wiecznej weny, która aż unosi się w powietrzu. Chcesz wyjść ze studia, ale słyszysz przez ścianę, że kumpel robi jakąś zajebistą muzykę i wracasz pracować dalej. To jest społeczne perpetuum mobile. Jesteś wierzący. Uważasz, że każdy człowiek dźwiga swój krzyż? Co jest tym krzyżem? – Odpowiedzialność za wszystko, co robimy w życiu. Każdy błąd, który popełniliśmy, jest kolejnym kilogramem do naszego krzyża. Wszystkie rzeczy, za które jesteśmy odpowiedzialni. Jest to przede wszystkim wyzwanie, konfrontowanie się z przeciwnościami losu w drodze do odnalezienia szczęścia w swoim życiu. A poszukiwanie szczęścia każdy powinien zacząć od siebie, bo jeżeli ktoś nie jest szczęśliwy z samym sobą, nie będzie szczęśliwy ze swoją rodziną, przyjaciółmi, a tym bardziej z milionem euro w kieszeni. A jaki jest sens cierpienia? Czy uważasz, że cierpnie uszlachetnia? – Trudne pytanie. W swoim przypadku uważam, że cierpienie powinno być przyjmowane po męsku, czyli co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Nie można się poddawać, nie można się rozczulać. Nie można traktować siebie jako osobę pokrzywdzoną przez los. To wszystko odbiera nam pewność siebie i powoduje, że jesteśmy słabsi psychicznie. A psychika odgrywa najważniejszą rolę w naszym życiu. Dzięki niej jesteśmy zdrowi, mamy siłę, by walczyć z przeciwnościami losu. Uważam, że sztuką nie jest cierpieć, tylko potrafić wyjść z opresji. To wszystko się składa w jedną całość. Trzeba umieć przekuć po-


WYWIAD

rażki na sukcesy. Dziecko, zanim nauczy się chodzić, nabije sobie parę siniaków na kolanach. Często w kawałkach poruszasz motyw śmierci, utraty przytomności. Boisz się śmierci? – Mam duży szacunek do śmierci, ponieważ dla bliskich twoja śmierć jest największą krzywdą, jaką możesz im wyrządzić. Pod tym kątem cierpienie jest trudne do uniknięcia. Ja nie tyle co boję się śmierci, tylko śmierci swoich najbliższych. Boję się, że coś złego stanie się mojej mamie, mojemu tacie, mojej żonie czy (tfu! tfu!) komukolwiek. Chciałbym, by oni do końca czuli ten komfort, że jest super, że mają we mnie oparcie. Nic nie zastąpi nam bliskich i miłości, którą od nich dostajemy. Wróćmy powolutku na ziemię. Pamiętasz, jak zareagowałeś na dość konkretną i niespodziewaną propozycję od Tytusa w 2000 roku? – Ojej, cieszyłem się jak dziecko. Jakbym dostał wszystkie komplety Lego naraz. Jakby ktoś mi zaproponował wszystkie gry na Nintendo i PlayStation na świecie. Z tego, co pamiętam, to się z tego szczęścia popłakałem, nie pamiętam tylko, czy jak już trzymałem tę płytę w rękach, czy po spotkaniu z Tytusem. To było tak. Mama mnie budzi i mówi: „Słuchaj, jakiś pan Marcin do Ciebie dzwoni z Warszawy”. Wiesz, wtedy jeszcze posiadanie telefonów komórkowych nie było tak popularne, więc zadzwonił na domowy numer, byłem zdziwiony, o co chodzi. Tytus zadzwonił z propozycją wydania albumu, zaproponował kontrakt, zaliczkę, zapytał, kiedy mogę przyjechać do Warszawy złożyć podpis. Pamiętam, że z wrażenia prawie wypuściłem słuchawkę. Poza narodzinami moich dzieci i ślubem była to najpiękniejsza chwila w moim życiu. To było coś niesamowitego. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś chce wydać to, co stworzyłem, że komuś się to spodobało. Wiesz, w tamtych czasach trochę inaczej wyglądała scena, trudniej było coś osiągnąć. Nie było YouTube, portali społecznościowych. Dzisiaj jak coś jest dobre, to w moment mówi o tym pół Polski. Za tamtych czasów to działało inaczej, musiałeś mieć farta lub naprawdę duże umiejętności, by wdać się w łaski kogoś, kto ma wytwórnię. Wypłynąłeś na szerokie wody jako freestyle’owiec. Czy pamiętasz, kiedy porzuciłeś wolny styl i zacząłeś pisać teksty? – Nie da się tego tak określić. Zacząłem od freesty-

Muzyka tworzy moje życie, a nie uczucia ludzi, których przychylność zależy od ich humoru

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

le’owania, bo ja jak miałem 10 lat, to myślałem, że wszyscy raperzy freestyle’ują. Dopiero jak miałem 12 lat i zacząłem czaić angielski, to zrozumiałem, że oni te teksty najpierw piszą, zastanawiają się nad nimi, że ma to jakieś swoje zasady. Jak byłem młody, dużo freestyle’owałem, z wiekiem pisanie tekstów mi coraz lepiej wychodziło. Wiesz, to jest tak, że w tekście łatwiej o banał, który we freestyle’u jest czymś fajnym, a w napisanym tekście jest czymś beznadziejnym. Na wolnym nigdy nie wiesz, co się stanie w następnej linijce, Twój mózg jest trochę jakby poza Twoją kontrolą. Nie jesteś w stanie skontrolować wszystkiego, co powiesz. Na pierwszych płytach byłeś wkurwionym Ostrym. Co spowodowało, że Twój styl złagodniał po „Tabasko”? – Nie do końca się z tym zgodzę. Uważam, że nadal na płytach bywam agresywny, tylko ta agresja jest skierowana w inną stronę. Po „Tabasko” były płyty bardzo mocne, jak „O.C.B” czy „Kartagina”. „Tabasko” jest najbardziej uliczną płytą w moim dorobku, tam są przedstawione sceny z życia mojego osiedla, kto, co, z kim i jak, do kogo mam pretensje i komu bym najchętniej przywalił w zęby. Rzeczywiście, po tej płycie stwierdziłem, że nie chcę robić rapu opartego na osiedlowych sensacjach. Co z tego, że ktoś na płycie usłyszy, że go nienawidzę, jak zrobi mu to większą reklamę niż krzywdę. Frajer będzie frajerem, obojętnie czy o tym powiesz, czy to przemilczysz. Każdy frajer dobrze wie, że nim jest. Ja o tym nie decyduję w żaden sposób, nie da się zrobić z kogoś frajera – sam nim jest. To może dlatego już dawno zrezygnowałeś z polskich gości na płycie? – No tak, ja odpowiadam przede wszystkim za siebie i za swoich przyjaciół. Jeżeli kogoś szanuję i wiem, że jest moim bratem, chcę z nim nagrywać. To jest pamiątka, która zostanie jako dowód naszej przyjaźni. A czy mam nagrywać z kimś tylko dlatego, że dobrze rapuje? Znam tylu baranów, którzy dobrze rapują, że uwierz, sam byś nie chciał z nimi nagrać. Rozważasz w ogóle jeszcze jakiś projekt w duecie albo grupie? – Nigdy się nad tym nie zastanawiam, czas pokaże, życie pokaże. Poza tymi projektami, które już zostały zrealizowane, czyli POE, Tabasko, Growbox, „HaOs” i „Kartagina” na chwilę obecną nie planuję żadnej kolaboracji. Nagrywam tylko z przyjaciółmi, z ludźmi, których szczęścia nie warunkuje ilość przesłuchań na YouTube, tylko fakt, że kochają to, co robią. Szanuję takich ludzi, a nie szanuję tych, którzy robią coś dla poklasku. Znam paru hipokrytów, którzy oficjalnie mówią, że pierdolą złotą płytę, a w konspiracji liżą banknoty, jak to ktoś mądrze kiedyś ujął. Nie wkurza Cię, że polska scena jest przepełniona? 22

www.vaib.pl

Przeczytaj naszą recenzję płyty „Podróż zwana życiem” na stronie 15.

– Nie wiem, nie sprawdzam polskiej sceny od czasu, gdy poznałem się na poziomie człowieczeństwa większości jej przedstawicieli. Chcesz wiedzieć, czego słucham? Słucham potrzeb mojej żony, swoich dzieci i swoich własnych. Nie będę słuchał kogoś, kogo nie znam i nie wiem kim jest, a krytykuje „starą gwardię”, nie biorąc pod uwagę faktu, że kiedy my zaczynaliśmy, on biegał w pampersach. Wiesz, przez te wszystkie lata wyrobiłem sobie ze słuchaczami taką relację, że oni zdążyli mnie poznać. Nie jestem żadnym wymysłem, nie jestem pozerem, których teraz masz masę. Każdy na coś pozuje, ten ma pomysł na siebie taki, a ten taki, mamy wokół samych aktorów i pseudoamerykańskich showmanów. Ja jestem sobą, jestem taki, jaki jestem. Jak ktoś mnie lubi to spoko, a jak nie, to niech spierdala, nie musi spędzać ze mną czasu, ani ze mną dyskutować. Nie musisz słuchać każdej muzyki, która leci w radiu, nie musisz kupować każdej płyty, która jest na półce. To jest logiczne. A za co można nie lubić Ostrego? – Za szczerość. Za szczerość i brzydotę. Potrafię czasem być irytujący, bo mam duże wymagania wobec swoich znajomych, z którymi pracuję. Nie lubię kompromisów, zawsze mówię całą prawdę prosto w ryj. Jeśli mnie coś wkurza, to mu to po prostu wygarnę. Odpowiedź jest krótka – za szczerość. A jako rapera? Za co można nie lubić O.S.T.R-a? – Haha, za to samo – za szczerość! Za konsekwencję, za płyty, które odnoszą sukces lub za samą „mordę”. Jeśli jesteś osobą w pewnym sensie publiczną, automatycznie godzisz się na nienawiść i uwielbienie. Nie należy na to zwracać uwagi, a robić swoje. Tede przewinął kiedyś bardzo mądre zdanie: „Jak ktoś robi coś, w co nie wierzy, do wiarygodnych nie należy”. Ja wolę trzykrotnie zastanowić się nad swoim wersem, niż się potem głupio tłumaczyć, że nie o to mi chodziło albo że tak jakoś wyszło. Nigdy nie musiałem tego robić. Nigdy nie musiałem się nikomu tłumaczyć z muzyki, którą komponuję. Muzyka



R E M U N N E T W Ó ZAM ! J E N Z C Y Z I F I J S W WER

l p . b i a v . p e l k s . w w w N L P 0 1 T YLKO


NOWY NUMER LATO 2015 JUŻ DOSTĘPNY!

ZAMÓW NA www.sklep.vaib.pl


WYWIAD

fot. Filip Majewski

tworzy moje życie, a nie uczucia ludzi, których przychylność zależy od ich humoru. Jak z perspektywy czasu patrzysz na to, że miałeś zostać skrzypkiem? – „Czy mogę powiedzieć, że jestem rodziców spełnieniem – nie wiem...” (śmiech) Cieszę się, że umiem grać na skrzypcach. Konieczność mozolnego wkuwania gry na skrzypcach wiele mnie nauczyła. Potrafię być cierpliwy i dążyć do obranego sobie muzycznego celu. Małymi kroczkami, ale wiem, że go osiągnę. Skoro potrafisz w wieku 10 lat ćwiczyć 5 godzin dziennie na skrzypcach, to w wieku 30 lat nie robi na tobie wrażenia, gdy siedzisz nad jednym kawałkiem 2-3 tygodnie. Dziękuję Bogu i rodzicom, że było mi dane skończyć Akademię Muzyczną, bo dostałem mega fach. Wiemy, że Twoją pasją jest futbol. Czym się jeszcze jarasz prywatnie? – Bardzo lubię oglądać NBA, sam kiedyś trochę trenowałem koszykówkę. Interesuję się komiksami, ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

rugby – teraz trwa Puchar Sześciu Narodów, który oglądam z pasją. Na lokalnym podwórku kibicuję bardzo mocno drużynie Budowlanych Łódź. Interesuję się sportami walki, moim serdecznym przyjacielem jest Piotrek Hallman, który walczy dla federacji UFC. Chłopak jest świetnym zawodnikiem i ma wszelkie predyspozycje, by zostać mistrzem świata. Poza tym moje zainteresowania pokrywają się z zainteresowaniami moich dzieci – ostatnio jaramy się wspólnie Super Mario. Pytanie na koniec. Jak rozważasz koniec swojej kariery muzycznej? – Będę miał 92 lata, pewnego dnia zasnę i się nie obudzę. (śmiech) Ale mi chodzi o koniec robienia muzyki. – No tak. Muzyka jest jak żona. To nie jest dziewczyna na pięć minut. To jest to coś, z czym chcesz się zestarzeć i przeżyć wspólnie całe życie. Czyli nie będzie takiego momentu, w którym 26

www.vaib.pl

stwierdzisz, że kończysz robić rap? – Nie będzie. Po prostu tyle, ile będę miał siły, ile mi zdrowie pozwoli, będę grać i ciągnąć tę niesamowitą podróż przed siebie. Nie będę się oglądał, ile mam lat. Muzyka sprawia, że czujesz się dużo młodziej niż w rzeczywistości. Nie chcę się pozbawiać swojej młodości. To jest jedna z trzech najważniejszych rzeczy w moim życiu. Kolejność ważności jest taka: rodzina, zdrowie, muzyka. Dzięki! – Również dziękuję.

Rozmawiał Wojtek Kukulski napisz do autora wojtek@vaib.pl


FELIETON

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Reanimacja

nowojorskiego serca (?) W

ielkie zbrodnie zawsze niosły za sobą dyskusje, najczęściej ciągnące się latami, nie prowadząc do jakichkolwiek wyjaśnień. Nie inaczej było 15 grudnia 2006. Wtedy to projekty na Queensbridge zabłysnęły niebiesko-czerwonym światłem rzucanym przez ambulanse i radiowozy. Bloki zaś odbijały dźwięk niemilknących syren. Noc, konsternacja, biały obrys na bruku, ślady krwi. Wszystko zamknięte taśmą nowojorskiej policji. Wtedy to umarł hip-hop, takie słowa padły z ust Nasira Jonesa, jedynego świadka tamtego morderstwa. W tym roku minie niemal dekada od pamiętnych wydarzeń. Akta stały się tłuste od kartkowania, sprawa nie została zamknięta, ekspertyzy do dzisiaj nie mają końca. Niektórzy nawet poszli jeszcze dalej. Z poczucia silnej tęsknoty, zaczęli szukać wszelkiej maści rozwiązań mających na celu przywrócenie do życia hip-hopu…   Kroili z każdej możliwej strony, szyli nieudolnie każdą z kończyn, ostatecznie stworzyli kukłę wypchaną rękopisami starej szkoły. Sposób pierwszy. Inni wykazywali się jeszcze większą fantazją, kradnąc garderobę z domu zmarłego, kopiując jego dowód osobisty i w konsekwencji podając się za niego. W oczach wielu okazali się nawet wiarygod-

Joey Badass podczas występu w 2013 roku

ni. Sposób drugi. Jeszcze inni ocierali się w swoich działania o mistykę. Próbowali wskrzeszać, a jedyne, co im się udało, to zbudzić mumie zamknięte w sarkofagach rap-gry. Sposób trzeci. Chrystusów też nie brakowało. Noszenie krzyża złotej ery z czasem stało się symbolem walki z nowoczesnymi, diabelskimi technologiami. Sposób czwarty. Jak widać, nigdy ich nie brakowało, ale żaden nie okazał się na tyle skuteczny, by znalazł się cudotwórca z prawdziwego zdarzenia. Aż do 2012. Wtedy swoją pierwszą pracę opublikował młody student medycyny, dziś budzący wiele dyskusji kardiolog, dr Jo-Vaughn Virginie Scott, znany lepiej jako Joey Badass.   Chronologiczne przytaczanie każdego z dzieł, jakie wyszły spod ręki Joeya, nie będzie konieczne. Skupmy się raczej na metodach, jakie stosuje doktor. Nie da się ukryć, że preferuje on styl, który jest sprawdzony. Wychodzi z założenia, że jeśli coś dawniej budziło uznanie, dziś będzie wywoływało podobne odczucia. I po części się nie mylił. Idąc tym tropem, zebrał zespół podobnych sobie lekarzy pod nazwą Pro Era i otworzył klinikę na Brooklynie. W starym stylu. Piękny gabinet, lakierowane biurko, a na ścianach portrety autorytetów, które w sposób wybitny podbijały serca całego świata w latach 90. Badass jednak postanowił trochę zmienić wystrój wnętrza. Zdjął ze ściany każdy z nich i pociął na kawałki, by następnie skleić poszczególne elementy, układając z nich siebie samego. Od tamtej pory nad pięknym, lakierowanym biurkiem wisiał już tylko jeden obraz. Im dłużej doktor się w niego wpatrywał, tym bardziej stawał się każdym z tych autorytetów. Dosłownie. Chodził jak oni, mówił jak oni, nawet idealnie skopiował poszczególne procesy, jakimi zwykli się posługiwać. Oklaski nie ustawały, ale i podejrzenia zaczęły coraz bardziej narastać. Czy Joey czasem nie stosuje sztucznych metod? Czy na pewno tytuł, jakim się posługuje, został mu przyznany zasłużenie? Domysły i spekulacje nie miały końca. Wszyscy wiedzieli, że nowojorskie serce bije. Ale mięsień ten nie uderzał już tak donośnie, jak 20 lat temu. Czasem trochę mocniej huknęło. I nic więcej. Joeya mimo wszystko łatwo było usprawiedliwić. Młody wiek, kultywowanie klasycznych metod w dobie galopującego rozwoju we współczesnych badaniach. Jakiekolwiek próby podważenia osoby doktora kończyły się falą protestów, a w stronę opozycji leciały kamienie w kształcie winylowych płyt. Konflikt nie ustawał i – jak się okazuje – trwa nadal. Niektórzy podali sobie ręce, bo mają świadomość, że mimo wszystko działa27

www.vaib.pl

Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale to wciąż remake, rekonstrukcja, poprawne odegranie znanej roli

ją pod jedną banderą, choć gałęzie medycyny są w tych przypadkach zupełnie odmienne.   Do jakich wniosków można dojść? Dość oczywistych. Nie sama klasyczna formuła jest negowana. Nikt przecież nie odwróci się od ludzi, którzy utorowali drogę młokosom pokroju Badassa. Prace spisane w latach 90. do dziś czyta się z podziwem. Intensywność, z jaką uderza tamto serce, rozrywa klatkę piersiową. Po co więc robić odbitki i podpisywać je własnym nazwiskiem? Problem dzisiejszych lekarzy wyznających staroszkolną tradycję leży w braku czegokolwiek, co mogło by tchnąć w nią trochę świeżości na miarę naszych czasów. Dopóki ich nie widać, trudno ocenić, z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale to wciąż remake, rekonstrukcja, poprawne odegranie znanej roli. Można szukać jeszcze stu innych zamienników, ale sens pozostanie niezmienny. Mijają lata. Książka do medycyny niesie za sobą tę samą treść, zmienia się jedynie szata graficzna i data wydania. Na czym więc polega lekarski fenomen Joeya? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli jednak spojrzeć na to chłodnym okiem, można dostrzec na końcu korytarza brooklyńskiej kliniki mały pokój. Im bliżej jesteśmy, tym głośniej słyszymy bicie serca za jego drzwiami. Wchodzimy do środka i co widzimy? Szpitalne łóżko odpowiadające współczesnym standardom, a na nim leży rdzenny hip-hop, nad którym czuwa dr Badass. Wszystko wydaje się idealne do momentu, gdy wzrokiem nie zaczniemy podążać tropem labiryntu kabli. Zwieńczonych respiratorem.

Autor tekstu Michał Ochęcki napisz do autora michal@vaib.pl


SYLWETKA

KING LOS UZURPATOR

Daniel Wardziński

W

wieku 33 lat bez debiutanckiego krążka i każe nazywać się królem?! Ma powody. Kendrick Lamar wskazał odpowiedź King Losa na „Control” jako najlepszą, a propsy posypały się zewsząd. Twista stwierdził, że ma jedno z najlepszych flow w grze, Rugged Man i Lupe Fiasco, że jest lepszy lirycznie niż Kendrick. Kto to właściwie jest?   Los pochodzi z Baltimore. To 600-tysięczne portowe miasto na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych z dużą aglomeracją i jednym z najwyższych współczynników morderstw. W rapowym środowisku zrobiło się o nim głośniej dzięki kapitalnemu serialowi „The Wire”, którego akcja toczyła się właśnie w Baltimore, m.in. w rządzonych przez handlarzy narkotyków wieżowcach zachodniej części miasta. Kiedy jednak chcielibyśmy sprawdzić rapową scenę tego miasta, okaże się, że jest bardzo bogata, ale niemal stuprocentowo lokalZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

na. Sam Los powiedział, że najlepsi w jego mieście mają niemal status gwiazd rocka, ale kiedy pojedzie się 50 km dalej, nikt nigdy o nich nie słyszał. Co ciekawe, w USA z Baltimore najbardziej kojarzy się tzw. „Baltimore Club Music”, taneczną mieszankę hip-hopu i house’u stworzoną przez Uncle Luke’a z 2Live Crew, który pochodzi z Miami, a w B-More prowadził tylko swoje interesy. Jeśli ktoś ma zmienić status rapowego Baltimore, to będzie to właśnie 33-letni Carlos Coleman. Właściwie już mu się w pewnym stopniu udało, a wiele wskazuje na to, że będzie jeszcze lepiej.

Dominator   Los urodził się w 1982 roku w Liberty Heights and Garrison w zachodnim Baltimore. Jeżeli sprawdzicie sobie tę nazwę, pierwsze co znajdziecie to praw28

www.vaib.pl


SYLWETKA

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL dopodobnie raporty ze strzelanin i opisy brutalnych morderstw. Raper niespecjalnie opowiada o przeszłości, więc niewiele wiadomo na temat tego, jak wyglądało jego dzieciństwo i dorastanie. Wiadomo natomiast, że jedna z latających tam gęsto kul trafiła jego ojca, kiedy chłopak miał 16 lat. Jego sposobem na odreagowanie stała się muzyka. Na początku nie chodziło o studyjne nagrywki, a uliczne potyczki freestyle’owców. Dodajmy, że Los to jeden z niewielu gości, którzy autentycznie freestyle’ują w naszym europejskim rozumieniu tego słowa. Jego możliwości możecie sprawdzić w nagraniach z Hot 97 albo Shade 45, które stały się już hitami YouTube. Według relacji osób, które miały okazję obserwować Losa na samym początku jego drogi na szczyt, w mgnieniu oka zdominował on tamtejszą scenę freestyle’ową, a uliczny fame szybko przyniósł mu rozgłos i uznanie. Nie trzeba było długo czekać, aby młodym supertalentem zainteresowały się lokalne szychy.   W 2001 roku Los podpisał pierwszy w życiu kontrakt z największą niezależną wytwórnią w Baltimore - Da Bloc Incorporated. Kontrowersyjny label nie miał łatwego życia, bo założyciel i fundator był jednocześnie jednym z poważniejszych rozgrywających w bardzo silnej scenie narkotykowej, a jego przykrywka była nieustannie na oku policji. Działalność wytwórni była wielokrotnie zawieszana, notorycznie zdarzało się, że do studia wpadały oddziały, które niespecjalnie troszczyły się o wart sporo pieniędzy sprzęt. Więcej szczegółów na temat permanentnego konfliktu znajdziecie na pierwszym mixtape’ie Losa – „Guilty Until Proven Innocent”. Muzycznie była to siermiężna kopia stylu Diplomats i nowojorskiego mainstreamu, ale młody MC już wtedy udowadniał, że może być kimś. Jego idolem, być może ze względu na zbieżność nazwisk, był śp. Big L.

Puff, Puff, Pass   Momentem kluczowym w karierze Losa, kiedy ten naprawdę zdał sobie sprawę, że może ze swoją muzyką wyjść również poza rodzinne miasto, był 2005 rok, kiedy wytwórnią Da Bloc zainteresował się Diddy, właściciel Bad Boy Ent (możliwe, że wtedy funkcjonował pod inną ksywą, kto by za tym nadążył). Sean Combs stał się prawdziwym biznesowym mentorem Losa. Nie było żadną tajemnicą, że to młody Coleman był główną przyczyną, dla której Puff postanowił zainteresować się lokalnym labelem. Przed młodym raperem otworzyło się wiele nowych możliwości i świetlana przyszłość. To jednak byłoby trochę za proste. W 2008 roku Da Bloc Inc. przestało istnieć, a kontrakt z Bad Boy podpisany był przez label, a nie przez artystę – w ten sposób Los stał się po raz kolejnym artystą niezależnym. Znajomość z Puffem przetrwała jednak do dziś, a jej owoce sprawiły, że kolejne lata w karierze Carlosa to dynamiczny progres, konsekwencja, mnóstwo pracy i wiele pokonanych szczebli kariery.   W przeciągu trzech lat ukazało się 9 (!) mixta-

pe’ów. Szczególne zainteresowanie w Baltimore wzbudziła seria „G5”, która ugruntowała jego pozycję jako reprezentanta B-More na całe USA. Sprawdzając każdy kolejny krążek, czuć ewidentny progres, a umiejętności Losa w kwestii lirycznej były imponujące od startu. Nie jest tajemnicą, że w międzyczasie zaczął sobie dorabiać jako ghostwriter, naturalnie nigdy nie dowiedzieliśmy się, dla kogo pisał teksty. Flow przeszło kilka kolejnych leveli, a nowe znajomości i możliwości zaczęły owocować sporymi wydarzeniami, szczególnie dla gościa z „miasta zamkniętego”. Dzięki przyjaźni z Diddym (sam nazywa go big bro) miał np. na płycie Rihannę, przez zakumplowanie się z wokalistą Mario pojechał w trasę Gangsta Grillz z Jeezym czy UGK. Po drodze poznał również Lolę Monroe, pierwszą damę Taylor Gangu, która dziś jest matką jego syna. Bardzo prawdopodobne, że Wiz Khalifa poznał Losa właśnie przez nią. W jego kawałkach pojawiali się m.in. Twista, Pusha T, Alicia Keys, Ludacris czy Juicy J. Myśleliście, że tylko w Polsce znajomości mają duże znaczenie? Od Diddy’ego Los nauczył się też chyba, że rap-biznes to nie tylko ekspozycja swoich kapitalnych umiejętności. Trzeba jeszcze zrozumieć swojego odbiorcę. Puffy pewnie nie pomyślał, że kiedyś te umiejętności staną się przyczyną tego, że... Los zrezygnuje z jego wytwórni. Zgadza się. W 2012 roku Los ponownie podpisał kontrakt z Bad Boy, by po 2 latach z niego zrezygnować i przejść do RCA, w którym ma ukazać się jego pełnoprawny debiut. Diddy ma być jednak producentem wykonawczym krążka.

Koronacja   Zwieńczeniem długiej mixtape’owej drogi stała się „koronacja” Losa na King Losa. W dobie pozycjonowania w internecie trzyliterowa ksywka to faktycznie nienajlepszy pomysł, ale sposób, w jaki nastąpiła ta zmiana, to coś naprawdę imponującego. Najpierw znakomity mixtape „Crown Ain’t Safe”, który stworzył do spółki z dwójką kingpinów mixtape’owego świata – DJ-em Dramą i DJ-em Ill Willem. Kapitalny materiał, na którym praktycznie pozbawione ograniczeń flowowe rozwiązania Losa idą w parze z zalewem linijek potwierdzających zasadność odważnej tytułowej deklaracji. Już po rozstaniu z Bad Boy ukazał się mixtape „Becoming A King” – ostatni akt koronacji z gwiazdorską obsadą, który odbił się szerokim echem. „Zero Gravity

Nie ograniczają go umiejętności perfekcyjne wyczucie rytmu, kosmicznie szeroki wachlarz rozwiązań, liryczny zmysł i wordplay na poziomie pierwszej ligi

II” z 2014 roku było już sygnowane jako King Los i trzeba przyznać, że poziom materiału wskazuje na to, że ten gość nie może dłużej stać w cieniu. Praktycznie każdy kawałek zasługuje na oddzielny komentarz, a każdy, kto poświęci mu trochę uwagi (w pełni da się go docenić tylko przy kolejnych odsłuchach), przyzna, że potem ciężko się uwolnić. Carlos Coleman zaczął częściej pojawiać się w ogólnokrajowych mediach, a komplementy posypały się ze wszystkich stron. Sway z Shade 45 porównywał go do Eminema i Jaya-Z, a mixtape’y zaczęły notować setki tysięcy downloadów.   Niedawno światło dzienne ujrzał pierwszy kawałek z oficjalnego debiutu – „Only One Of Me”, który muzycznie jest zrealizowany nieporównywalnie lepiej niż wszystko co słyszeliśmy na mixtape’ach, niejednokrotnie przeciętnie mixowanych i trochę niedbałych pod kątem studyjnego dopracowania. Data premiery debiutu nie została jeszcze ujawniona, ale oczekiwanie trwa, a liczba oczu zwróconych na Baltimore jest niewspółmierna do jakiegokolwiek momentu w rapowym dorobku tego miasta. King Los uzurpuje sobie tytuł króla, rapując na dodatek bezczelnie „Everybody Ain’t Kings”. Pokazuje, że robienie hitów nie wyklucza wcale klasycznego podejścia do rapowych skillsów i wysokiej klasy tekstów. Pewne jest, że nie ograniczają go umiejętności – perfekcyjne wyczucie rytmu, kosmicznie szeroki wachlarz rozwiązań, liryczny zmysł i wordplay na poziomie pierwszej ligi. Przy odpowiedniej oprawie muzycznej ma szansę przygotować klasyk i zaznaczyć Baltimore na rapowej mapie USA na dobre.

O autorze: Dziennikarz muzyczny, MC, kolekcjoner płyt. Założyciel i wieloletni redaktor prowadzący portalu Popkiller, organizator akcji Młode Wilki promującej młode talenty muzyki hip­ hop. Swoją dziennikarską drogą rozpoczynał na łamach magazynu Ślizg jako 17­latek. Współpracował z redakcjami Magazynu Hip Hop, muzyka. interia.pl, T­Mobile Music oraz nieistniejącego już Spinnera. Ma na koncie wywiady z Talibem Kweli, Alchemistem, dead prez, Big Daddy Kane’em oraz największymi postaciami polskiej sceny, jak Tede, Bisz, Ten Typ Mes i wielu innych. Głęboko gardzi wszystkimi, którzy uważają, że papier to przeżytek.

29

www.vaib.pl


WYWIAD

DJ 600V VINYL NA 33 OBROTACH

Patrycja Czekała

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

30

www.vaib.pl


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Umówiliśmy się późnym popołudniem na Saskiej Kępie. Wysoki, uśmiechnięty, otwarty człowiek ze sporym bagażem doświadczeń – tak w skrócie opisałabym Sebastiana… Jedni utożsamiają go z Radiem Kolor, Bogną Świątkowską, Hybrydami, Molestą i składanką „Smak B.E.A.T Records”. Inni kojarzą „Prosto Mixtape”, współpracę z Jamajczykami i reaktywację V6 Records. Wspomnień i informacji jest wiele, ponieważ to człowiek-orkiestra. Ze Szczecinem, skąd pochodzę, kojarzą mu się buty „żelazka”, których nigdzie indziej już nie zobaczył. Ucieszył się, że na okładce pierwszego drukowanego numeru pojawił się Włodi. „Ja też parę lat temu postawiłem na niego” – mówi. Otwarty na dzielenie się swoją wiedzą muzyczną, doświadczeniem w branży, mający swoją wizję promocji muzyki i biznesu. VAIB: Którą z zagranych imprez wspominasz z sentymentem? DJ 600V: Z największym sentymentem wspominam imprezy grane nad morzem. Lubię grać w plenerze, parę razy grałem w Chałupach na plaży do 7, 8 rano. Impreza kończyła się, gdy wstawał dzień. W powietrzu czuje się lato. Te grane na stokach też były fajne.

na i kultury, zajęła się w swojej fundacji sztukami wizualnymi. Zawsze rozmowa z nią jest interesująca. Z Hieronimem też więcej gadamy o życiu niż o muzyce. To bardzo sympatyczny człowiek, szkoda, że środowisko odbiera go w niewłaściwy sposób. Nie zawsze łatwo odczytać autentyczne intencje z tego, co człowiek robi.

Lata 90. Hybrydy. Jak młodemu pokoleniu w skrócie opisałbyś klimat ówcześnie tam panujący? – Mieszkasz w mieście, w którym nikt nikogo nie zna. Idziesz ulicą i przez cały dzień jesteś w stanie nie spotkać nikogo znajomego, same obce twarze. A tymczasem pojawia się miejsce, do którego wchodzisz, w środku jest 500 osób i wszystkich znasz. Rozumiesz… Środowisko. Nigdy potem nie widziałem podobnej akcji. W Warszawie ludzie na ulicach się nie znają, są obcy i anonimowi. Fenomenem było, że co tydzień ludzie przychodzili do jednego miejsca, przybijali z Tobą piątkę, wiedzieli, kto jak ma na imię, kto z kim chodzi, kto się jak zachowuje i kto kim jest. To było fajne. To środowisko zrodziło takich ludzi jak Molesta, Zipy czy Tede, bo oni w tym uczestniczyli. Ja tam grałem imprezy i widywałem tych ludzi regularnie. Wtedy były takie czasy, że ludzie znali tytuły płyt, albumy, interesowali się muzyką. Mimo że była już telewizja muzyczna, każdy sięgał głębiej, to był fajny element tego klimatu. Można było grać nowy kawałek, który się dopiero ukazał i wszyscy go znali – nie z radia.

„Skandal” zmienił wiele. A czy Ty zmieniłbyś coś dzisiaj na płycie Molesty? – Nie zmieniłbym niczego. To był zapis momentu. Wtedy to było tak, jak czuliśmy. Błędy językowe, które daje się słyszeć na płycie, nadają jej uroku. Teraz chłopaki wyszlifowali umiejętności i nie jest to już tak surowe. Pierwsza płyta, która ukazuje nieoszlifowany charakter człowieka. Jest niezmiernie cenna. To był strzał w 10, że zrobiliśmy to w taki a nie inny sposób.

Niedawno rozmawiałam z DJ-em Hubsonem. Wspominał, jak w Nokię 3210 wpisywałeś mu nazwy tracków granych w „Punkcie”. Zaproponowałeś mu granie przed sobą, dlaczego akurat do niego wyciągnąłeś pomocną dłoń? – Zwyczajnie wydał mi się rozsądnym człowiekiem. Zresztą każdy, kto go zna, może to potwierdzić. Człowiekiem z dobrym sercem, zainteresowany muzyką. Zauważyłem wtedy w nim prawdziwą pasję.

Gdyby ktoś zaproponował Ci napisanie książki o początkach rapu w Polsce, przyjąłbyś tę ofertę? – Książek pojawiło się już kilka na temat rapu. Jest co podsumowywać. Ja bym się do tego nie palił, nie jestem dziennikarzem. Interesuję się tworzeniem muzyki. Dla mnie każdy artysta, który bierze się za dziennikarstwo, trochę traci w sensie artystycznym. Aczkolwiek nie wykluczone, że napiszę książkę nie o muzyce, ale o życiu.

Dociekliwy był, skoro tytuły zapisywał na telefonie… Z czego wynika fakt, że dzisiejsza świadomość i wiedza na temat tej kultury jest niższa niż wcześniej? Przecież obecnie mamy nieograniczony dostęp do informacji i wiedzy. 15 lat temu tych źródeł nie było. – Sprawa jest bardzo prosta, teraz informacji jest zbyt wiele. Żeby znaleźć tę prawdziwą, trzeba się przekopać przez stertę sponsorowanych odtworzeń. Informacje podawane przez blogerów nie są obiektywne, wiadomo, że dostają fanty od tych, którym zależy na przepychaniu produktu. Tak samo z muzyką. W tym kraju są wytwórnie, które płacą, aby ich informacja docierała do ludzi. Jest to klip, reklama, „polub tego artystę”… Przez sterty śmieciowych informacji nie sposób dokopać się głębiej. Ludzie nie mają czasu, rzeczywisty czas, jaki poświęcają na sprawdzenie informacji to 15 sekund. Jeśli coś nie okaże się interesujące przez te 10-15 sek, to treść jest odrzucana. Wiedza wymaga poszukiwań i chęci jej znalezienia. Ludzie myślą, że wszystko jest podane na talerzu. A podana jest tylko reklama, której nie odróżniają od faktów. Nie ma zależności, że artyści, którzy zarabiają więcej, są lepsi od tych, którzy zarabiają mniej, ale tylko ci zarabiający więcej mają sos na reklamę. To powód ostatecznego upadku autentycznego podejścia do muzyki jako nośnika piękna.

Eldo powiedział, że „Blokersi” to nie był dobry pomysł i to nie jest film o hip-hopie. Też tak uważasz? – Możliwe, że Eldo nie był przygotowany na to, że jego osoba będzie tak wyeksponowana. W jakimś tam sensie jest to prawda o tym, co się działo. Wiadomo, Latkowski nie jest fanem hip-hopu ani dziennikarzem muzycznym, dla niego było to zjawisko kulturowe. Ja się nie odżegnuję od tych treści. Przecież dużo ludzi poznało Leszka dzięki temu filmowi. Z pewnością, jak powiedział, nie był to film o tej kulturze, ale o paru osobach. Nie ukazywał szerszego obrazu.

Co sądzisz o instytucji ZAiKS w Polsce? – W jakimś sensie ochrona praw autorskich jest istotnym elementem. Czy ZAiKS sobie radzi, z chomikiem, z torrentami? Nie sądzę. Fajnie byłoby, gdyby sobie radził, tracimy my wszyscy razem z nim. Z drugiej strony nie ma innej instytucji, która byłaby tak powszechna i działała w tej kwestii. Ja jakieś grosze dostaję od ZAiKS-u. Płacenie za odtwarzanie muzyki to złożony temat. Myślę, że fajnie byłoby, gdyby operatorzy Internetu ponosili koszty, bo to ich łączami lecą kradzione informacje. Należałoby ich za to obciążyć. Mogą policzyć wejścia, ściągnięcia. ZAiKS powinien działać w stronę ukrócenia serwisów, gdzie można ściągać każdą płytę, bez procentu dla kogokolwiek poza właścicielem strony. Polacy chcieliby mieć wszystko za darmo, ale artyści muszą z czegoś żyć. To nie

To nie jest wcale tak, że ja mam willę i pięć samochodów, bo nie mam ani jednego, mieszkam w zwykłym mieszkaniu na Gocławiu.

Utrzymujesz kontakt z Bogną i Hirkiem? Wymieniacie się inspiracjami muzycznymi? – Jasne, że tak. Spotykam się z Bogną i Hirkiem, ale wymieniamy się bardziej ogólnożyciowymi obserwacjami. Bogna trochę mniej słucha dzisiaj muzyki. Ona zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia, to osoba pełna miłości do pięk31

www.vaib.pl


WYWIAD

jest wcale tak, że ja mam willę i pięć samochodów, bo nie mam ani jednego, mieszkam w zwykłym mieszkaniu na Gocławiu. Uważam, że ta instytucja powinna się zająć na poważniej rozwiązywaniem problemów, ale nie trzeba jej likwidować. Praca nad muzyką nie daje profitu, jeśli 90% odbiorców ma muzykę za darmo. Impuls, który pchnął Cię do założenia V6 Records? Postawiłeś na oś Kingston-Nowy Jork. – Reaktywowanie V6 było naturalną konsekwencją tego, że produkuję muzykę i chcę ją wydawać. Okazało się, że na skutek błędów inwestycyjnych nie mam pieniędzy na wydanie płyt, które są gotowe. Kingston i Nowy Jork to miejsca, w których zrodził się styl, Warszawa jest też takim miejscem. Świetne są wokale jamajskie, tym bardziej że artyści z którymi pracuję, pochodzą z konkretnych dzielnic, mają coś do powiedzenia, Często mówią o miłości i paleniu trawy ale nie odżegnują się od tematów społecznych. Mają problemy większe niż to, co zamieścić jutro na fb. Lubię ludzi, którzy żyją prawdziwym życiem. Nowy Jork – dogadałem się z Jackiem The Ripperem, który pochodzi z Brainsick Mob, a tę kapelę znałem z mixtape’ów Premiera. Zajarałem się jego wokalem. W takim razie, czego Polacy mogliby nauczyć się od Jamajczyków? – Odwagi bycia sobą. Niczego poza tym, bo w duszy mamy swój charakter. Niepotrzebnie wielu Polaków się tego wstydzi. Polskość i słowiańskość polega na zajebistej duszy, której nie mają inne narody w tym akurat wydaniu. My zamiast się tym szczycić, staramy się być kimś innym. Nie mylmy tego z sięganiem do innych kultur. Sam to robię, ale filtruję moje inspiracje przez polską duszę. Staram się zamieszczać w bitach (kompozycjach) polską lirykę, wrażliwość. Tak, często wspominasz o wątku melancholii w polskiej muzyce. Tęsknimy za czymś niedoścignionym. – Polacy nie byliby w stanie zgotować holocaustu. Nie mamy takich cech narodowych. Fakt, jesteśmy może „niechcianymi Europy”, ale wynika to ze strachu. Inni wolą nie myśleć, jacy jesteśmy naprawdę. Nie mamy szczęścia do tych, co nami rządzą. W latach 90. Polacy oglądali wiadomości w TV i wiedzieli, że to manipulacja. Teraz Polacy łykają brednie z TV jak pelikany. Wciąż uważamy, że naszym problemem jest tzw. „komuna”, a tym czasem zjada nas ultra-kapitalizm i władza pieniądza, który od kilku lat rządzi też muzyką. Obserwujesz sceną DJ-ską w Polsce? – (długie zastanowienie) Jeżeli obserwuję DJ-ów przy pracy, to są to z reguły ci, z którymi gram razem imprezy. I każdy ma trochę inny styl. Jakby to powiedzieć… Są tacy DJ-e, przy których graniu fajnie by mi się bawiło, a są też tacy, przy których gorzej. Najlepsi DJ-e to ci, którzy potrafią sprawić, że ludzie dobrze się bawią, a jednocześnie da się ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

słuchać tej muzyki. I takich jest najmniej. To byłaby moja recenzja kolegów po fachu. Ale ogólnie rzecz biorąc, mam dobrą opinię o polskich producentach i DJ-ach. Polski słuchacz nie jest łatwym odbiorcą. Chcę kupić od DJ-a Volta bit. – Często ludzie piszą do mnie na fanpage. Jeżeli artysta prezentuje rap, który mi się podoba, to jestem na tak. Muszę wiedzieć, jakiego tekstu dotyczy muzyka. Nie musimy się przyjaźnić, żebym sprzedał bit. Muszę jednak doznać pozytywnego, emocjonalnego wrażenia, słuchając demo. Rady dla początkujących DJ-ów i producentów? – Rada jest jedna. Najważniejsze jest to, żebyś był sobą, cokolwiek robisz. Nie stawiaj na sprzęt, najlepszą kartę dźwiękową, głośniki. Prosty sprzęt stawia większe wymagania umysłowi i duszy oraz zmusza do rozwoju i wysiłku. Mówię „nie” sprzętowym maniakom. Jeżeli chcesz robić piękno, ono musi być w Tobie, a nie w Twoim studio. Niedawno podczas koncertu Pih powiedział ze sceny do publiczności, że rap Quebonafide – „to nie jest hip- hop”. Starsi raperzy zaczynają odczuwać frustrację, że nadeszła nowa fala kolegów po fachu, która szybciej zdobywa fanów, złote płyty, gra długie trasy koncertowe. Dostrzegasz coś takiego na naszej scenie? – Pihowi to akurat nie grozi, ale częsta frustracja to rzecz, która zawsze wiąże się z utratą pozycji. Ona nie może być wieczna. Jeżeli traci się pozycję wobec kogoś, kto robi rzeczy zajebiste, to nie boli. Jeżeli traci się pozycję na rzecz kogoś, kto robi rzeczy słabe, to bardzo boli. Ale tu jest pułapka. Estetyka nie ma obiektywnych wyznaczników. Jeżeli jeden artysta widzi, że inny jest popularny, a jego muzyka mu się nie podoba, no to jest sfrustrowany. Popularność w rapie. – Faktycznie, jest spora grupa artystów, która jest znana przez ludzi, ale nie jest popularna w Internecie. Każdy, kto myśli, że popularność to miara wielkości, jest w błędzie. Gdyby była, to twórcą najcenniejszych treści byłby typ, który przebrał psa za pająka. Wszyscy, którzy będą dalej patrzeć na ilość odtworzeń, będą sfrustrowani, bo rynek nie jest wyznacznikiem jakości. Najczęściej to, co popularne, jest chłamem. Dlaczego? Popularne rzeczy to są rzeczy proste. Jak z dziewczynami – jeśli jest zbyt łatwa, to nie jest ta, z którą powinieneś się umawiać dłużej. Album „Since 94” to moim zdaniem największe przeoczenie roku. Jak myślisz, dlaczego? – Czy można użyć niecenzuralnych słów? Może dlatego, że z natury w dupie mam całą tę promocję, reklamę i docieranie do odbiorcy. Nie jestem handlarzem, sprzedawcą i nadal nie jestem biznesmenem. Gdybym chciał zarabiać pieniądze, zostałbym bankierem. Fakt, że takie czasy są. Trzeba ludziom wepchnąć siłą w ucho coś, by to usłyszeli. Nie jestem tego typu człowiekiem, by coś na siłę wciskać. 32

www.vaib.pl

Nie jestem handlarzem, sprzedawcą i nadal nie jestem biznesmenem

Z drugiej strony od dawna wiem, że anglojęzyczny rap nie jest popularny w kraju, bo ludzi często bardziej interesuje tekst niż muzyka. Może powinni zatem czytać więcej książek zamiast słuchać muzyki, bo w muzyce słowa to drugorzędny temat. W prozie i poezji chodzi o tekst, w muzyce o inne wrażenia oraz przy okazji o tekst. Trudno to chyba zrozumieć większości. Cóż… Co polecasz przesłuchać naszym czytelnikom? – Najczęściej – z konieczności – słucham swojej muzyki, bo nad nią wciąż pracuję. Wychodzę z domu, zakładam słuchawki na uszy, słucham. Wracając, wiem co poprawić, mam nowe spojrzenie. Poza tym oczywiście w wolnym czasie słucham innych artystów prezentujących różne gatunki. Ostatnio mam na tapecie The Pixies – taki rockowy zespół. Pete Rocka z Camp Lo, Kraftwerk – jak zwykle, Diamonda „The Diam Piece” oraz kompilacji singli wytwórni STAX. Inny dobry album to Sly & Robbie – „One Pop Reggae”. „Trill” – Bun B też fajne, Statik Selektah „Population control” – trochę stara płyta, ale dobra. Albumy Reksa wpadły mi w ucho. Warto zwrócić uwagę na Ragin Fyah z Kingston.

Rozpoczął się nowy rok 2015. Jakie masz plany? – Mam te dwie płyty jamajskie, które są gotowe. Jedna w stylu dancehallowym, druga bardziej w stylu ragga dancehall. Jak zdołam zebrać fundusze na promocję tych płyt, to je wydam. One prezentują niestarzejący się styl, więc cóż. Zamierzam wydać album z artystami rockowymi i jazzowymi, bez jednego rapowego tracku. Tak, wyjątkowo na przekór. Wszystko równocześnie z moją producencką płytą, którą przygotowuję. Mam nadzieję, że zdołam z kimś rozsądnym to wydać. Propozycje wytwórni już są, chcę wybrać tę właściwą. Teraz zabieram się za moją wizję muzyki. Dzięki Sebastian. – Dzięki Patrycja.

Rozmawiała Patrycja Czekała napisz do autora marketing@vaib.pl



WYWIAD

KĘKĘ Sonia Jatczak

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

34

www.vaib.pl

fot. Oskar Żytkowski

NIGDY NIE WSZEDŁEM W JAKĄŚ ROLĘ, KTÓRA BY MI NIE ODPOWIADAŁA


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Ze zdobywcą złotej płyty i stąpającym mocno po ziemi reprezentantem Prosto - KęKę porozmawiałam o dopiero co wydanym albumie „Nowe Rzeczy”, patriotyzmie oraz zmianach, które zaszły w jego życiu w przeciągu ostatnich dwóch lat.

VAIB: Zacznijmy od Twojego najnowszego albumu. Jesteś producentem wykonawczym „Nowych Rzeczy”, nie wolałeś zostawić tego wszystkiego komuś innemu i mieć spokój? Czy po prostu lubisz mieć zawsze wszystko pod kontrolą? KĘKĘ: Funkcja producenta wykonawczego nie sprawiła, że nagle zostałem ze wszystkim sam. Cały czas blisko współpracujemy z Prosto, plus dostałem nieocenioną pomoc od swojej menedżer. Jakbym miał sam załatwiać te wszystkie umowy, telefony, maile, rachunki, to czekalibyście na „Nowe Rzeczy” jak na „Detox” od Dr Dre. (uśmiech) Czy jestem teraz spokojniejszy? Chyba nie do końca. Łatwiej nagrać, a dalej niech się dzieje. Tu jednak musiałem cały czas myśleć, czy o czymś nie zapomniałem i czy wszystko idzie jak trzeba. Są plusy i minusy takiego rozwiązania. Jak ze wszystkim w życiu. W wywiadzie dla Interii powiedziałeś, że ta płyta będzie różnić się od poprzedniej. Przez te 2 lata zacząłeś patrzeć na świat inaczej? – Pewnie tak. Żyję trochę inaczej, niż żyłem podczas pisania „Takich Rzeczy”, a że zawsze piszę teksty „na bieżąco”, to i będzie to miało odzwierciedlenie na albumie. Te zmiany jednak w moim odczuciu są mocno kosmetyczne. W wielu sprawach ciągle jestem „beton” i nie wiem, co by musiało się stać, żeby mi się optyka zmieniła. Muzycznie za to jest inaczej. Poznałem nowych producentów, których robota kozacko mi usiadła i album wygląda jak wygląda. Jak sam oceniłbyś ten album, nieskromnie – będzie drugie złoto? – Z samej zawartości krążka jestem bardzo zadowolony. Co do przypuszczeń, czy materiał przypasuje słuchaczom, to to już wyższa góralska wróżba. (śmiech) Nigdy nie wiesz. Nie wiem i ja. Na poprzedniej płycie w numerze „Jeden Kraj” wspominasz Kresy, jest to jeden z nielicznych numerów hip-hopowych, w których poruszono tematu utraconych ziem… Dlaczego akurat te rejony? – Literatura. Filmy. Brzmienie kresowych głosów. Wszystko to wprowadza mnie w nostalgiczny nastrój. Stąd taki numer. Myślisz, że po tym jak oszukali nas w Jałcie, istnieje możliwość odzyskania naszych ziem? – Wielka polityka rządzi się swoimi prawami. Mało tam miejsca na zagwozdki moralne. A jak cała wieś płonie, to każdy próbuje swoją stodołę gasić. Że

tak sobie pozwolę na niewyszukaną, naprędce wymyśloną metaforę. (śmiech) Ja osobiście w żadne górnolotne zapewnienia polityków odnośnie do naszego bezpieczeństwa nie wierzę. Nie znaczy to, że w wypadku zagrożenia zostaniemy sami. Bardziej to wygląda tak, że jeśli komuś będzie się kalkulowało nam pomóc, to pomoże, jeśli nie, to nie. Tylko tyle. To się tyczy wszystkich państw. I dzieje się tak od zawsze. Jesteś Patriotą? Interesujesz się tym, co dzieje się w kraju na co dzień, czy jedynie historią? – Patriota to za duże słowo. Interesuję się polityką, z tym że to zainteresowanie raz słabnie, raz się nasila. Plus nie mam dobrego zdania o naszej klasie politycznej. O wszystkich układach, układzikach i całym mechanizmie władzy, który tak miękko pozwolił wylądować tym, którzy rządzili nami przed 89 r. W jednym zdaniu to za dużo tam cwaniactwa, za mało odpowiedzialności. Ok, w takim razie powiedz mi – Polska XXI wieku to kraj…? – Mój. Wróćmy do tematu muzyki. Jakiś czas temu na swoim FP napisałeś, że znasz więcej numerów Akcentu niż MGK, Yelawolfa i Kendricka Lamara. Po godzinach disco polo? Czy po prostu nowe brzmienie zagranicznego rapu nie trafia w Twoje gusta? – Nawet nie kwestia gustu. Wielu rzeczy mi się po prostu nie chce sprawdzać. Jakieś te największe nowe hity, to sprawdzam. Trap na playliście obok „Pragnienia Miłości” Akcentu i jakoś to leci. (duży uśmiech) Ale Tupaca to chyba cenisz? W zestawieniu z Biggim to Pac wygrywa? – Biggiego słuchałem dużo. Tupaca słuchałem tak dużo, jak nikogo innego. W tym sensie wygrywa. To całkowicie dwóch różnych raperów. Począwszy od bitów, tekstów, sposobu nawijania. Notorious miał kozacki, mocny głos, zajebiste rymy i wchodził jak czołg. Tupac miał wszystko. (uśmiech) W kawałku „Wyjebane (Tak mocno)” drwisz z wymuskanych modnych raperów. Myślisz, że dziś zbyt dużą uwagę przykłada się do wyglądu zamiast do muzyki? – Drwina za mocne słowo. Bardziej się skupiam na tym, że mimo tego że jestem jaki jestem, może trochę niepasujący do dzisiejszych realiów rynku, to i tak jakoś udaje mi się trafić do słuchacza. Tyle. 35

www.vaib.pl

Może trochę jestem niepasujący do dzisiejszych realiów rynku

Znalazłoby się kilku w polskim rapie, którym powiedziałbyś „Zdejmij tę modną bluzę i zacznij nagrywać w końcu dobre wersy”? – Jakoś za bardzo się temu nie przyglądam. Nie patrzę chłopakom po ciuchach. Wiesz, to też trochę tak jest, że to spora część branży. Ja robię póki co tylko rap, to za bardzo się resztą nie muszę przejmować. Jakbym miał na oku kontrakt za 5 milionów złotych, do którego bym musiał nagle być przystojnym, wystylizowanym, wyrzeźbionym typem, to może bym się jakoś spiął. Hahaha. Ale póki co wyyyyjeeebaaaneee. Jak wspomniałeś nie raz, nie interesuje Cię blichtr i pokazywanie się na salonach. Zmieniłbyś nastawienie, gdyby wymagał tego od Ciebie Twój wydawca, czy powiedziałbyś „trudno, mam wyjebane”? – Nie bardzo wiem, o jakie salony chodzi. To nie jest tak, że jestem jakoś źle nastawiony do działań promocyjnych. Promuję materiał, udzielam wywiadów bez jakiejś większej spinki. Tak to działa. Ale nigdy nie wszedłem w jakąś rolę, która by mi nie odpowiadała. Mam tę komfortową sytuację, że udaje mi się jakoś funkcjonować w tej branży bez słabych kompromisów i bez zbędnej pajacerki. Kończąc… rap jest zawodem do pewnego roku życia – w pewnym momencie po prostu trzeba zejść ze sceny, co wtedy? Masz jakiś plan na „starość”? – Nie mam planów. Piszę, nagrywam i „Co życie da”. Dziękuję. - Dzięki za rozmowę!

Rozmawiała Sonia Jatczak napisz do autora redakcja@vaib.pl


ARTYKUŁ

„DANCE MACABRE”

FLYING LOTUSA

CZĘŚĆ PIERWSZA

Łukasz Ryng

S

teven Ellison, bo tak brzmi prawdziwe imię i nazwisko Flying Lotusa, to bez względu na to, czy się ze mną zgodzisz Ty, drogi Czytelniku i Ty, droga Czytelniczko, artysta wybitny. Jestem nawet w stanie zaryzykować stwierdzeniem, że jest to jeden z tych fenomenów muzycznych XXI wieku, o których za 50 lat będzie się mówić, że byli największymi muzykami swoich czasów. Założone przez niego niezależne wydawnictwo Brainfeeder jest miejscem skupiającym jednych z najoryginalniejszych i najbardziej kreatywnych artystów naszych czasów, których ciężko obecnie zaklasyfikować do jakiegoś jednego, znanego nam gatunku muzycznego. Ostatni album FlyLo zatytułowany „You’re Dead!” jest doskonałym przykładem ogromnego talentu tego artysty i jego mocno indywidualnego podejścia do muzyki. Wnikliwym odbiorcom pozwala on dostrzec geniusz tego multi-instrumentalnego muzyka, producenta muzycznego i rapera. Legenda muzyki jazz i jeden z pionierów nowych kierunków w jazzie i jego fuzji z innymi gatunkami muzycznymi, Herbie Hancock, pracował z Lotusem przy 2 utworach z wyżej wspomnianego wydawnictwa, komponując i dogrywając partie klawiszowe. Wspominając współpracę z Ellisonem podczas rozmowy telefonicznej z dziennikarzem no-

wojorskiego czasopisma muzycznego The Fader, miał wypowiedzieć takie oto zdanie: Jazz is something he’s interested in, and he feels, [but] his music is uniquely his own. It didn’t sound like anything I knew. He hears and feels a complete gamut of sounds (Jazz jest czymś, czym on jest zainteresowany oraz czymś, co on czuje, natomiast jego muzyka jest jedyna w swoim rodzaju. Ona nie brzmi jak cokolwiek, co już znam. On słyszy i czuje kompletną gamę dźwięków – przyp. tłum.)1.   Na wstępie zaznaczę, że nie chciałbym pisać kolejnej recenzji wspomnianej płyty, a zagłębić się bardziej w jej symbolikę i treści, które ze sobą niesie, a które to elementy w niemal wszystkich polskich recenzjach tego wydawnictwa zostały potraktowane po macoszemu lub zupełnie pominięte. Punktem kulminacyjnym na albumie jest utwór „Coronus, The Terminator”, którego mistycznej głębi ciężko odmówić znamion dzieła fenomenalnego. W szczególności tę symboliczną głębię akcentuje teledysk do utworu autorstwa reżysera kryjącego się pod pseudonimem Young Replicant. Na ten utwór i obraz do niego chciałbym zwrócić szczególną uwagę, gdyż – jak przyznaje sam artysta – mają one kluczowe znaczenie w kontekście jego dalszych planów artystycz-

1

http://www.thefader.com/2014/10/01/flying-lotus-youre-dead-interview-cover-story

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

36

www.vaib.pl


ARTYKUŁ

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL ciem pozagrobowym. Jak wyjaśnia Ellison: For me, Lord of Lords is the story of John Coltrane’s ascension (…). It’s her understanding and coping with his death. I feel that (Dla mnie, „Pan Panów” jest historią wniebowstąpienia Johna Coltrane’a (…). To jest jej [Alice Coltrane – przyp. aut.] zrozumienie i poradzenie sobie z jego śmiercią. Tak to czuję – przyp. tłum.).4 Jak się dzisiaj okazuje, album ten rzeczywiście wyrył wyraźne piętno w świadomości Ellisona, co znalazło odbicie w jego przyszłej pracy twórczej.

nych, których w tym momencie jestem ogromnie ciekaw.

Motown Records, John Coltrane i ciocia Alice   Ale po kolei. Na początek warto zaakcentować, z jakiej rodziny wywodzi się Ellison. Otóż jego babcia, Marilyn McLeod, pracowała jako autorka tekstów piosenek w słynnej wytwórni Motown, której okres świetności przypada na lata 60. i 70. XX wieku. Była to w tamtym czasie największa w Stanach firma prowadzona przez Afroamerykanów i skupiająca artystów o czarnym kolorze skóry. Wydawały tam takie postacie jak: Marvin Gaye, Stevie Wonder, grupa The Jackson 5 czy Diana Ross. Tej ostatniej babcia Flying Lotusa napisała chociażby jej słynny przebój „Love Hangover”. Z kolei jego ciocią była zmarła w styczniu 2007 roku słynna pianistka, harfistka i kompozytorka jazzowa Alice McLeod, która w 1965 roku poślubiła legendarnego saksofonistę, ikonę muzyki jazz, Johna Coltrane’a, po którym też przejęła nazwisko. Jak wspominał sam Ellison w wywiadzie dla magazynu The Fader, utwór „Going Home” Alice Coltrane jest rodzinną piosenką i od wielu lat jest odtwarzany na rodzinnych pogrzebach. Był odgrywany, gdy odeszła jego ciocia Alice, a także dla jego zmarłej w 2009 roku mamy2. Warto jeszcze dodać, że w konsekwencji tego, że wujkiem Flying Lotusa był John Coltrane, jego synowie – również słynni jazzmani – są kuzynami Stevena. Wśród nich jest uznany saksofonista Ravi Coltrane oraz znany ze współpracy z Carlosem Santaną, również saksofonista, ale także producent oraz DJ, Oranyan Coltrane, który to – jak zaznacza w wyżej wspomnianym wywiadzie Flying Lotus – miał ogromny wpływ na rozpoczęcie przez FlyLo przygody z muzyką i który to jako pierwszy pokazał mu wiele istotnych rzeczy odnośnie tworzenia muzyki, będąc dla niego jak starszy brat3.   Jednak jak podkreśla Ellison w tym samym wywiadzie, największy wpływ na jego twórczość miała ciocia Alice i jej wspaniała gra na pianinie – ten instrument często pojawia się w produkcjach Flying Lotusa – a przede wszystkim jej album „Lord of Lords” (na którym znajdziemy m.in. wspomniany wcześniej utwór „Going Home”), który został wydany w 1972 roku, 5 lat po śmierci jej męża Johna. Jak zwraca uwagę FlyLo, wydawnictwo to jest przykładem tendencji jego ciotki do podnoszenia formy jazzu do duchowych rozważań. „Lord of Lords” wg tego artysty jest dźwiękową kontemplacją nad ży-

Jak sugeruje tytuł najnowszej płyty Flying Lotusa, motywem przewodnim całego projektu jest śmierć, a raczej to, jak artysta ten postrzega śmierć i jej różne „oblicza”. Przez ostatnie lata zmarło wiele bliskich mu osób: w 2000 roku ojciec, którego FlyLo miał niestety okazję spotkać tylko kilka razy w życiu, 7 lat później umiera jego ciocia Alice, a 9 lat później jego ukochana matka. Po tym, jak nieco ponad 2 lata temu jego babcia Marilyn doznała udaru, Steven Ellison wraca poniekąd do okolicy, gdzie się wychował – San Fernando Valley – doliny będącej częścią metropolii Los Angeles. Chce odtąd być blisko babci, która wychowywała go jako młodego chłopca, gdyż jego mama zajęta była pomocą przy zarządzaniu majątkiem Johna Coltrane’a oraz rozpoczynała karierę jako aktorka. Jak rozważa w wyżej cytowanym wywiadzie FlyLo: Sometimes I feel like it would be easier on her if she got to leave (…). She’s at the point where you’re only gonna lose things. Your friends, your family, all your relatives – gone (Czasami czuję, że byłoby dla niej łatwiej jakby mogła odejść (…). Ona jest w punkcie, w którym możesz już tylko wszystko tracić. Twoi przyjaciele, twoja rodzina, wszyscy twoi krewni – odeszli – przyp. tłum.)5. Dodatkowo w listopadzie 2012 roku Flying Lotusem mocno wstrząsnęła śmierć jego zaledwie 22-letniego znajomego i współpracownika, świetnie zapowiadającego się pianisty jazzowego i kompozytora, Austina Peralty. Peralta zaledwie rok wcześniej podpisał kontrakt, w należącym do Lotusa labelu Brainfeeder, na wydanie w całości wyprodukowanego przez niego albumu „Endless Planets”, a w 2012 roku dograł skomponowane przez siebie partie klawiszowe do utworu „DMT Song”, który znalazł się na 4 albumie studyjnym FlyLo zatytułowanym „Until the Quiet Comes”. Zastanawiacie się, po co to wszystko opisuję? Otóż każde z tych wydarzeń znajduje swe odbicie w jakimś elemencie projektu (bo już nie mówimy o samej zawartości muzycznej) „You’re Dead!”.

[...] największy wpływ na jego twórczość miała ciocia Alice i jej wspaniała gra na pianinie – ten instrument często pojawia się w produkcjach Flying Lotusa 2

Dopóki nastanie spokój...

Freddy Mercury, J Dilla, Capital Steez i… illuminaci (?)   Zacznijmy od cover-artu okładki. Analizowaliście może kiedyś, cóż to za nagie postacie pojawiają się w strugach krwi na brzegach tej oryginalnej grafiki? Otóż w lewym dolnym rogu znajduje się podobizna osoby wspomnianego Austina Peralty, co też potwierdza Ellison w wywiadzie dla porta-

http://www.thefader.com/2014/10/01/flying-lotus-youre-dead-interview-cover-story 3 Ibidem 4 Ibidem 5 http://www.thefader.com/2014/10/01/flying-lotus-youre-dead-interview-cover-story

6

37

www.vaib.pl

Po lewej stronie frontu okładki, nad Peraltą, zostały zamieszczone podobizny – kolejno – jego ciotki Alice Coltrane oraz wuja, Johna Coltrane’a.

lu Pigeons and Planes6. Z kolei w prawym dolnym rogu frontu okładki widnieje podobizna Freddiego Mercury’ego, który to muzyk – jak FlyLo zaznacza w przytaczanym wcześniej wywiadzie dla „Federa” – jest jego bohaterem i z którego podobizną ogromny obraz wisi w sypialni Flying Lotusa7. Jak mówi we wspomnianym wywiadzie Ellison, twórczość Queen zrewitalizowała jego spojrzenie na muzykę, a ponadto zainspirowała go do stworzenia albumu, który będzie brzmiał jakby został stworzony w tym samym tchnięciu, z całą tą samą energią. Potwierdzają to też wpisy Flying Lotusa na jego Twitterze, gdzie muzyk pisze w odniesieniu do utworu „Never Catch Me”, że: All these layer vocal ideas at the middle and end were inspired by Queen (Wszystkie te nawarstwione wokalne koncepcje w środku i na końcu były inspirowane [muzyką] Queen – przyp. tłum.)8.   Kolejną postacią, która znalazła się na grafice okładki, jest zmarły w 2006 roku rewelacyjny producent i DJ z Detroit – J Dilla. Jego podobizna znajduje się nad postacią Freddiego Mercury’ego. W wielu wywiadach Flying Lotus podkreślał, że jedną z postaci, której twórczość inspiruje go przy tworzeniu jego własnej muzyki, jest właśnie Jay Dee. Po lewej stronie frontu okładki, nad Peraltą, zostały zamieszczone podobizny – kolejno – jego ciotki Alice Coltrane oraz wuja, Johna Coltrane’a. Nie do końca jasna jest dla mnie postać w prawym górnym rogu, jednak według kilku źródeł w sieci może to być członek nowojorskiego kolektywu Pro Era, raper Capital STEEZ, który w grudniu 2012 roku popełnił samobójstwo, skacząc z dachu jednego z budynków na Manhattanie, będącego jednocześnie siedzibą wydawcy jego i jego kolegów z ekipy Pro Era – Cinematic Music Group. Jako że ta śmierć odbiła się szerokim echem w amerykańskim środowisku hip-hopowym, to bardzo możliwe, że to właśnie jego podobizna dodatkowo znajduje się na graficie okładki „You’re Dead!”. Oczywiście w cen-

http://pigeonsandplanes.com/2014/09/flying-lotus-interview/ http://www.thefader.com/2014/10/01/flying-lotus-youre-dead-interview-cover-story http://massappeal.com/flying-lotus-breaks-down-every-track-on-youre-dead/6/

7 8


ARTYKUŁ

trum cover-artu znajduje się głowa Flying Lotusa, zamiast którego twarzy widzi się spory otwór, z którego bije oślepiające światło. Być może chodzi tutaj o światło „Oświecenia”, źródło poznania jakiejś „Prawdy”, której dysponentem, lub też nośnikiem, jest osoba i/lub twórczość Stevena Ellisona? Można też tę symbolikę rozpatrywać pod kątem tajemniczego stowarzyszenia, lub jak podają inne źródła: zakonu, Illuminatów (z łac. „Oświeceni”), którzy są postrzegani jako jednostki posiadające ogromną, antyczną wiedzę, która w efekcie daje im ogromną władzę i możliwość kontrolowania światowych rządów, korporacji czy też banków oraz manipulowania całymi społeczeństwami. Interpretacji może być wiele. Każda z nich może być zarówno trafna, jak i kompletnie chybiona – taki urok niejednoznaczności twórczości Flying Lotusa.

Niebo jest prawdziwe?   Skupmy się teraz na samej muzyce i tekstach utworów. Każdy z nich klimatem, tytułem lub też tekstem (o ile go posiada) nawiązuje do motywu przewodniego tego wydawnictwa – śmierci. I tak np. track nr 16, zatytułowany „The Boys Who Died in Their Sleep”, jest jakby swego rodzaju pełnym smutku trenem napisanym ku pamięci wspomnianego Austina Peralty. Warto bowiem dodać, że Peralta zmarł we śnie w wyniku powikłań nieleczonego wirusowego zapalenia płuc, które dodatkowo zostały natężone przez zażyte wcześniej przez Peraltę depresanty i alkohol. Sam tekst utworu, zaintonowany (jak przyznał FlyLo na swoim Twitterze, próbował naśladować sposób mówienia postaci z kreskówki dla dorosłych „Metalocalypse” – Doctora Rockso) przez „raperskie” alter-ego Flying Lotusa – Captaina Murphy’ego – również bezpośrednio nawiązuje do okoliczności śmierci Peralty (przykładowo: Oh baby, would you get my pills? I need a xanny and a vicodin, a percocet and valium. Anything to take the edge away. I travel through the light in the ceiling and everything goes away […])9.   Innym utworem, w odmienny sposób podchodzącym do tematu śmierci, jest numer piąty z płyty – „Never Catch Me” – gdzie możemy usłyszeć dodatkowo wokal Kendricka Lamara. Ten track to charakterystyczny punkt kulminacyjny, następujący po 4 pierwszych utworach instrumentalnych. Myślę, że

Wydaje się, że ta „nadzieja” i „wiara” w życie wieczne po śmierci (i że będziemy w nim szczęśliwi) jest jednym z głównych (jeżeli nie wiodącym) przesłań ostatniego wydawnictwa Flying Lotusa

sens tekstu K. Dota można rozumieć bardzo metaforycznie. Z jednej strony jako opowiadania o ucieczce przed „śmiercią za życia”, rozumianej jako niepodążanie „własną ścieżką” i strach przed przeżyciem własnego życia w taki sposób, jaki nam odpowiada, czy też bycie nieszczerym w uczuciach wobec innych. Świadczyć mogłyby o tym słowa Lamara: (…) no coincidence you been died. Bitch, you’re dead! (To nie przypadek, że umarłaś. Suko, jesteś martwa! – przyp. tłum.). Taką interpretację może też potwierdzać obraz do tego numeru, w którym dwoje dzieci „ucieka” ze swego pogrzebu, są pełne radości, tańczą, śmieją się, robią, co im się żywnie podoba, natomiast ludzie obecni na pogrzebie są jakby „martwi”, pozbawieni życia. Z drugiej strony równie adekwatną (a moim zdaniem bardziej trafną) wydaje się taka interpretacja, zgodnie z którą Lamar mówi o wyzbyciu się strachu przed śmiercią; zrozumieniu, że śmierć jest tak samo niesamowita jak życie; uwierzeniu, że Niebo jest prawdziwe; nadziei, że jest jakieś życie niematerialne po śmierci, dzięki czemu można bardziej cieszyć się swoim życiem, kontrolować je i przeżyć tak, jak się chce, właściwie lub niewłaściwie. Biorąc pod uwagę tak odczytany sens utworu, wideoklip miałby pokazywać, że pojawiające się w nim postacie dzieci są po śmierci szczęśliwe, nie dzieje się im nic złego, nie chcą, żeby ktoś je kiedykolwiek złapał. Uciekają ze swojego pogrzebu, a następnie z okolicy, którą zapewne zamieszkiwały za życia, co prawdopodobnie symbolizuje odcinanie się od świata materialnego w tym – jak rapuje Kendrick – życiu poza Twoim własnym życiem, w którym się obecnie znajdują. Trafionym obrazkiem z wideoklipu, potwierdzającym tak obraną drogę interpretacji, jest końcowa scena, w której dzieci te odjeżdżają w dal „uprowadzoną” karawaną, a chłopiec wystawia głowę przez okno pojazdu, pozwalając, aby wiatr wiał mu w twarz, na której wyraźnie maluje się spokój i radość. Cała scena jest przepełniona tym właśnie niesamowitym spokojem i kojącym wyciszeniem. Po utworach instrumentalnych zatytułowanych „Zimna śmierć” i „Pieprzona śmierć”, które poprzedzają ten numer na trackiliście albumu, „Never Catch Me”, sugeruje nam wiarę w pozytywny obraz śmierci i ma sprawić, by – tak jak w przypadku Kendricka Lamara – w naszej krwi nie płynął strach, a we wnętrzu kości żebyśmy odczuwali nadzieję. Biorąc pod uwagę, że album zamyka utwór „The Protest”, gdzie padają słowa We will live on forever (Będziemy żyć wiecznie przyp. tłum.), oraz że w „Never Catch Me” pada tytułowe „You’re Dead!”, wydaje się, że ta „nadzieja” i „wiara” w życie wieczne po śmierci (i że będziemy w nim szczęśliwi) jest jednym z głównych (jeżeli nie wiodącym) przesłań ostatniego wydawnictwa Flying Lotusa.

Jodorowsky

Jego ciocią była zmarła w styczniu 2007 roku słynna pianistka, harfistka i kompozytorka jazzowa Alice McLeod, która w 1965 roku poślubiła legendarnego saksofonistę, ikonę muzyki jazz, Johna Coltrane’a

W tym miejscu warto zwrócić uwagę, że same tytuły utworów nie są przypadkowe i układają się w jakiś z góry ustalony ciąg znaczeń. Taką ciekawostką jest fakt, że numer otwierający album – „Theme” – jak wspomina na swoim Twitterze FlyLo, miał się pierwotnie nazywać „Jodorowsky”10. Alejandro Jodorowsky to znany reżyser, muzyk, pisarz, twórca komiksów i duchowy guru pochodzenia chilijskiego. Znany jest przede wszystkim ze swoich filmów, które wyróżnia uderzająca wręcz groteska i surrealizm, obrazoburczość, dość swobodna, momentami nawet absurdalna, eksperymentalna zabawa formą i treścią oraz niezwykłe nasycenie symboliką, różnego rodzaju metaforami i nawiązaniami do wielu elementów kultury (przede wszystkim religii) i ogólnie pojętej cywilizacji. Jest twórcą głośnego filmu „Święta Góra” (ang. „The Holy Mountain”), z którego sceny możemy zobaczyć w mash-up video do utworu „Knury Kręcą Korbę” autorstwa wrocławskich raperów Zioła i Dżejpy oraz

9

http://massappeal.com/flying-lotus-breaks-down-every-track-on-youre-dead/17/ http://massappeal.com/flying-lotus-breaks-down-every-track-on-youre-dead/2/

10

38

www.vaib.pl


ARTYKUŁ

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL warszawskiego duetu Zetenwupe Ferajna (co interesujące – film w pewnej części był finansowany przez samego Johna Lennona, który mocno cenił sobie twórczość Jodorowsky’ego i współfinansował również jego poprzedni film – „El Topo”). Taki tytuł byłby interesującym wprowadzeniem do surrealistyczno-onirycznego klimatu panującego na „You’re Dead!”, z którego to albumu muzyka mogłaby śmiało tworzyć ścieżkę dźwiękową do jakiegoś filmu wyreżyserowanego przez Jodorowsky’ego.

I’ll back   Tak naprawdę każdy utwór kryje za sobą pewną tajemnicę, ciekawą historię, zagadkę do rozwikłania. Część z tych zagadek Flying Lotus rozwiązał na swoim koncie w serwisie Twitter, w serii specjalnych tweetów z 7 października 2014 roku, na których po części oparłem powyżej zawarte informacje. Tam też Was odsyłam po więcej ciekawostek. Ja z kolei chciałem skupić się głównie na jednym utworze, mianowicie na wspomnianym przeze mnie na wstępie „Coronus, The Terminator”. Pod względem muzycznym prawdziwe mistrzostwo. Muzyka buduje świetny, senny klimat, który śpiew Ellisona tylko potęguje. No właśnie – słowa. O czym mówią? Do czego nawiązują? Zgodnie z tym, co pisał sam FlyLo na swoim Twitterze, rzeczywiście w pewnym stopniu nawiązują one do postaci Terminatora z filmów Jamesa Camerona11. Świadczyć 11

o tym może dekadencki nastrój w tekście, mówiący o zbliżającym się nieuchronnym końcu czasów ludzi; wspomnienie o kimś, kto przybywa z czasów gdzie oni wyglądają tak samo (wszystkie terminatory wyglądały identycznie – przyp. aut.); czy też wers: so come with me, if you want to live, który to tekst – zaraz obok I’ll back i Hasta la vista baby – jest jednym z najsłynniejszych cytatów z serii filmów „Terminator”. Mimo wszystko sam tekst jest dość niejasny i pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi. W każdym razie historia androida z przyszłości to jedna z interpretacji, można by rzec, ta bardziej płytka i powierzchowna. Obraz do tego utworu, który miał swoją premierę 14 stycznia 2015 roku, tworzy kolejne zagadki i stawia kolejne pytania, na które odpowiedź wcale nie jest łatwa.   Samo słowo terminator – biorąc pod uwagę

http://massappeal.com/flying-lotus-breaks-down-every-track-on-youre-dead/10/

REKLAMA

wspomniany wyżej kontekst – najprawdopodobniej swe znaczenie etymologiczne wywodzi z łacińskiego pojęcia terminus, oznaczającego koniec, punkt krańcowy lub zakończenie czegoś (najczęściej jakiegoś okresu, terminu). Tak więc terminator w tym sensie może oznaczać kogoś, kto jest symbolem kresu jakiegoś czasu – w tym konkretnym przypadku czasu ludzi jako gatunku zamieszkującego planetę Ziemia (terminatory były tak zaprogramowane, żeby zabijać każdą istotę ludzką, jaką spotkają na swej drodze). Podsumowując: terminator – alegoria samej śmierci lub kogoś, kto ją przynosi.   W drugiej części przyjrzę się uważnie wideoklipowi do „Coronus, The Terminator”. CDN.

O autorze: Współzałożyciel projektu 3sta Nuta. Każdy element kultury hip-hop leży w obszarze jego zainteresowań. Interesuje się również historią tej kultury. Jeżeli chodzi o samą muzykę, jego płytotekę wypełniają największe klasyki polskiego i amerykańskiego rapu, jednak sprawdza również wszystkie nowości i nie pogardzi świeżymi projektami i tzw. „njuskulem”.


fot. fb.com/FiszEmade

WYWIAD

NASZE ODEJŚCIE OD STYLISTYKI HIP-HOPOWEJ JEST W PEŁNI ŚWIADOMĄ I PRZEMYŚLANĄ TAKTYKĄ

EMADE Wojtek Kukulski

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

40

www.vaib.pl


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Perkusista, producent, DJ, a kiedyś także raper. Młodszy z braci Waglewskich – Piotr. W jednym z nielicznych wywiadów udzielonych solo. O starych czasach RHX Skład, o perkusji, o porównaniach do ojca, o planach na przyszłość – rozmawiam z Emade.

VAIB: Każdy producent szuka „tego czegoś” w swojej pracy – co charakteryzuje produkcje Emade? EMADE: Myślę, że jest jakiś wspólny mianownik w moich kolejnych produkcjach. To jest swojego rodzaju muzyczna intuicja, która pozwala mi dobierać zestawy sampli, dźwięków, akordów, które w końcu stały się dość charakterystyczne dla mnie. Niemniej jednak nigdy nie chciałem być monotematyczny i klepać w kółko podobnych do siebie rzeczy, chociaż wtedy łatwiej jest trzymać się kurczowo swojego stylu. W środowisku masz opinię geniusza-perfekcjonisty, który dopieszcza swoje dzieła, ale nie jest za bardzo płodny jako producent (w przeciwieństwie np. do Ostrego), zgadzasz się z tym? – Zgadzam się z tym, że nie jestem płodnym producentem. Nie jestem w stanie usiąść do pracy na świeżo po skończeniu jednego materiału np. z bratem. Robienie bitów zajmuje mi dużo więcej czasu niż wspomnianemu przez Ciebie Ostremu. Wynika to już raczej z indywidualnej konstrukcji człowieka. Każdy indywidualnie podchodzi do robienia muzyki, tak naprawdę nie ma schematów, które trzeba powielać. Jaką część Twojego życia zajmuje hip-hop, a jaką rock? – Trudno jest mi to zobrazować, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ostatnio bardzo dużo czasu poświęciłem na produkcję albumu Fisz Emade Tworzywo „Mamut”. Później na przygotowanie się do koncertów, no i obecnie jestem w trasie. Każdy z tych elementów potrafi być absorbujący.

łeś się produkcją? – Myślę, że do mojego rapowania miałem podobne podejście jak DJ 600V do swojego, czyli uważam się za najgorszego rapera w kraju. (śmiech) Produkcją zajmowałem się od początku. I tak zostało do dziś. Śmiejesz się? Wstydzisz? Jak reagujesz, kiedy słuchasz nagrywek z Fiszem i Inespe? – Reaguję sentymentalnie, przypominam sobie wiele z mojej młodości, miałem wtedy 17 lat. To są nasze korzenie, czyli deskorolka, podwórko, miejskie życie, słuchanie rapu. Naturalną koleją rzeczy było założenie zespołu. Myślę, że w naszych nagraniach słychać wiele szczerości, naturalności i jakiegoś takiego buntu wobec popowej papki i ogólnie muzyki panującej w mediach. Jestem z tego dumny, ponieważ wiem, że wywodzę się z undergroundu, w okresie gdy hip-hop dopiero powstawał w naszym kraju. Moja moralność muzyczna jest jak najbardziej nienaruszona, nie musiałem wykonywać ruchów, które są obciachowe według mnie i ciągną się za człowiekiem przez lata. Co się dzieje z Inespe? Macie kontakt? – Mamy kontakt, dużo bardziej sporadyczny, ponieważ jestem raczej zapracowanym człowiekiem. Nie zmienia to faktu, że moja ekipa z podstawówki jest cały czas ze sobą w kontakcie. Inespe nie zajmuje się już w żaden sposób wypowiedzią artystyczną, czego osobiście żałuję. Zawsze uważałem go za zdolnego tekściarza i rapera, który nie zdążył w pełni rozwinąć skrzydeł.

Fisz Emade, Hades/Emade – doczekamy się upragnionego „Albumu Producenckiego 2”? – Jeszcze konkretnie nie myślałem o kolejnym albumie producenckim, ale to nie wyklucza jego powstania. Myślę, że kiedyś może znajdę trochę czasu i weny, wtedy na pewno przysiądę do roboty.

Co zadecydowało, że zamieniłeś na koncertach MPC na perkusję? – U mnie różnie z tym bywało. We wczesnych latach dziewięćdziesiątych słuchałem metalu i wtedy zacząłem grać na perkusji. Inspirowałem się grą Larsa Urlicha i Dave’a Lombardo i to dzięki muzyce metalowej zacząłem interesować się tym instrumentem. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy zająłem się hip-hopem, wciągnęły mnie samplery, automaty perkusyjne i komputer. Nie było tu miejsca na „żywe” bębny. Dziś gram na nich na koncertach i na płytach, chyba dlatego, że przyszedł moment w koncertowej drodze Fisza, kiedy zaczęliśmy szukać muzyków, aby stworzyć koncertowy zespół z krwi i kości. To wtedy ponownie usiadłem za perkusją.

Przenieśmy się w czasie do 1999 roku, do płyty RHX Skład – „Opowieści z podwórkowej ławki”. Co zadecydowało, że odłożyłeś mikrofon i zają-

Czy to prawda, że jeśli chodzi o perkusję, jesteś samoukiem? Umiesz grać na innych instrumentach?

Jak narodził się pomysł wspólnej płyty z Hadesem? – Pomysł na płytę powstał przed utworem „My albo oni”, a do współpracy doszło w bardzo oczywisty i naturalny sposób. Hades zadzwonił z pytaniem, czy zrobiłbym bity na jego płytę. Zgodziłem się i tyle.

41

www.vaib.pl

Jestem samoukiem zarówno w produkcji, realizacji, miksowaniu i graniu na perkusji

– Tak, jestem samoukiem zarówno w produkcji, realizacji, miksowaniu i graniu na perkusji. Na innych instrumentach gram bardzo powierzchownie. Głównie na klawiszach, ponieważ tego mi potrzeba w komponowaniu – dobór akordów, dźwięków itp., ale nut do dziś nie znam. (śmiech) Co sprawia Ci największa frajdę? Produkcja w studiu czy szaleństwo na bębnach na koncercie? Czy jeszcze coś innego? – Chyba najbardziej jednak lubię koncerty. To jest moment, w którym nawiązuję kontakt bezpośrednio z ludźmi. Energia koncertowa, moc nagłośnienia, pot na ścianach – to jest to, co lubię najbardziej. Jaka jest przyszłość projektu Kim Nowak? – Działa, istnieje. Na razie jest zawieszony na czas promocji albumu Fisz Emade, ale za jakiś czas weźmiemy się za komponowanie nowych utworów. Wiem, że kiedyś z Bartkiem bardzo unikaliście kojarzenia Was z ojcem – Wojciechem Waglewskim. Co zmieniło się w Waszym podejściu, że doszło do projektu WFE? – Po pierwsze – nie musimy już unikać kojarzenia z ojcem, ponieważ wszyscy nas już z nim kojarzą. (śmiech) Unikaliśmy tego na początku naszej drogi, stąd nasze pseudonimy i unikanie odpowiedzi na pytania o naszym ojcu. I tak do dziś zarzuca się nam podpieranie się nazwiskiem, więc czego byśmy nie zrobili i tak nie uciekniemy od różnych, dziwnych opinii. Do współpracy skłoniły nas wspólne inspiracje i pomysły muzyczne, które ciężko byłoby nam zmaterializować bez udziału osoby trzeciej. Lata 2007/2008 to czas, w którym na poważnie zainteresowałem się artystami, którzy mają już swoje lata, a nadal robią niesamowite i piękne płyty. Mam na myśli np. Boba Dylana, Nicka Cave’a czy Nila Younga. To ich nagrania skłoniły nas do współpracy z ojcem. Nagraliśmy do tej pory dwie płyty, które zostały dobrze przyjęte przez słuchaczy i bardzo mi się podoba to, że nie są to odbiorcy


WYWIAD

sprofilowani w żaden sposób. Nie są wpisani w jeden wspólny mianownik, jak np. podobny ubiór, wiek, w żadne subkulturowe sytuacje. Zastanawiałeś się, w jakim miejscu będzie Piotr Waglewski w wieku 50 lat? – Oczywiście, że się nad tym zastanawiam, teraz częściej, kiedy jestem po trzydziestce. (śmiech) Myślę, że będę robił to, co robię. To znaczy mam taką nadzieję… Muzyka jest ze mną przez całe życie, więc liczę, że to się nie zmieni. Kto ma więcej do powiedzenia w duecie z Bartkiem? Wasze płyty bardzo różnią się od siebie. – Hmm, wydaje mi się, że każdy może mówić co chce i ile chce, nie ma tutaj jakiegoś podziału. Dlaczego Fisz Emade nie ukazuje się już w Asfalt Records? – Wydaje mi się, że przede wszystkim chcieliśmy zacząć pracę nad swoim wydawnictwem, co do dziś nie do końca nam się udało. (śmiech) Poza tym nie chcieliśmy być już w wytwórni o profilu hip-hopowym. Chcieliśmy należeć do wydawnictwa, które nie ma żadnego określonego profilu. Nasze odejście od stylistyki hip-hopowej jest w pełni świadomą i przemyślaną taktyką, więc gdy nasze płyty nie brzmią już w pełni jak rap, to uważam, że nie powinniśmy się już w tym rapowym sosie gotować. Skąd czerpiesz inspiracje? Czego słuchasz prywatnie? – Inspiracje czerpię z wielu rzeczy, ale głównie siadam do komponowania i po prostu uwalniam z siebie pomysły, które kiełkują w głowie przez jakiś tam okres. Rzadko zdarza się, że robię coś, nie mając w głowie pomysłu na muzykę. Prywatnie słucham wielu rzeczy, jestem kolekcjonerem płyt, pochodzę, nazwijmy to, ze „starej szkoły” słuchaczy, czyli muszę mieć płytę fizycznie na półce. Przez to, że zbieram krążki, słucham bardzo zróżnicowanej muzyki. Bardzo często sięgam do starych nagrań, czasem równoważę sobie to jakimiś współczesnymi brzmieniami i tak w kółko. Jakie masz plany na przyszłość? – Mam sporo planów koncertowych Fisza i Emade. Myślę, że po całym tym zamieszaniu związanym z wydaniem tego albumu chciałbym trochę odpocząć.

fot. fb.com/FiszEmade

Rozmawiał Wojtek Kukulski napisz do autora wojtek@vaib.pl

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

42

www.vaib.pl


REKLAMA

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Diamante Wear z pierwszym sklepem stacjonarnym

Marka Diamante długo czekała na swój premierowy sklep w trybie „offline”. Po latach sukcesów w internecie udało jej się powołać do życia D-STORE i to w samym sercu Gdańska. Zrywanie z etykietką jedynie internetowego tworu to ważny etap w życiu marek odzieżowych. Przykład Diamante pokazuje, że dobrze zrealizowany pomysł na własny sklep stacjonarny może przynieść duże korzyści – nie tylko finansowe, ale i wizerunkowe. Zadanie byłoby zdecydowanie prostsze, gdyby szefostwo marki zdecydowało się otworzyć sklep w jednym z nowych biurowców, w którym wszystko można zbudować od zera. Tak się jednak nie stało. Miejsce, w którym znajdziemy D-STORE, niesie swój bagaż historii. Lokal znajdujący się na ulicy Grunwaldzkiej 140 jest bowiem zabytkowy, a ze względu na swoje położenie łączy się także z nowoczesnością – naprzeciwko znajduje się Galeria Bałtycka. Po przekroczeniu progów sklepu już na pierwszy rzut oka widać, że wszystko zostało zaplanowane w najmniejszym calu. Mamy dwa pomieszczenia – oddzielne dla kobiet i mężczyzn, dzięki czemu poruszanie się po D-STORZE przychodzi z ogromną łatwością. Oprócz standardowego asortymentu każdy klient może nabyć premierowo rzeczy, których próżno szukać w internecie (m.in. torby z logiem Diamante, a także specjalne zapalniczki powstałe we współpracy z Zippo). Tych, którzy nie mieli jeszcze okazji odwiedzić wspomnianego sklepu, wypada tylko zaprosić nad nasze morze. Trójmiasto zyskało miejsce, w którym można się zaopatrzyć we wszystko, co najlepsze. Krzysztof Nowak dla Diamante / Magazyn VAIB 43

www.vaib.pl


WYWIAD

ZAWSZE CHCIAŁEM BYĆ NAJLEPSZYM SOBĄ WE WSZYSTKIM CO ROBIŁEM

FORIN Adam Swarcewicz

Mówiąc o rodzimym graffiti, nie sposób byłoby pominąć osobę Forina. Mimo, że czynną aktywność odrzucił na rzecz projektowania, wciąż pozostaje w ścisłej czołówce polskich writerów. Jak postrzega rozwój street artu, co sądzi o zmianach w pojmowaniu stylu i w jakim kierunku ewoluuje jego twórczość, dowiecie się z naszego wywiadu.

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

44

www.vaib.pl


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL VAIB: Co powoduje, że wciąż bierze Cię ochota, aby wziąć farby i pójść zrobić ścianę? FORIN: Graffiti jest odskocznią od mojej codziennej pracy. Daje mi poczucie równowagi, możliwość relaksu, zmierzenia się z inną płaszczyzną, jak i spotkania się ze znajomymi. To jedna z lepszych rzeczy, jakie zacząłem w życiu robić. Polecam każdemu. Można powiedzieć, że w świecie graffiti już „spłaciłeś swoje długi”? – Co chciałem w nim osiągnąć, to myślę, że osiągnąłem. Nigdy nie robiłem niczego na siłę i tak jest w tym przypadku. Dzisiaj nie wiem, czy miałem jakieś długi wobec graffiti. Bawię się nim i może dlatego do dzisiaj sprawia mi taką przyjemność, bo nigdy nie było środkiem do jakiegoś celu, szczególnie materialnego. Kiedyś negatywnie wypowiadałeś się o naszej scenie, krytykując ją za brak oryginalności i powielanie istniejących pomysłów. Myślisz, że obecnie, w roku 2015, polskie graffiti ma własny styl? – To, co każdy robi, to sprawa osobista. To, czy dana rzecz mi się podoba, to moja prywatna sprawa. Ważniejsze od tego, co kto robi, myślę, jest to, jak zachowuje się w stosunku do innych. Nie ukrywam tego, że lepiej się czułem, obserwując, co się dzieje na scenie w latach 2000-2006, to były moje złote lata działalności. Prace też wtedy były jakieś inne, czy lepsze… Ocenić może każdy wg własnego gustu. Swojego czasu polska scena przechodziła erę „dzieci Men In Black”. Jaką erę przechodzi dziś? – Ciężko powiedzieć, czy przechodzi jakąkolwiek erę. Myślisz, że writerska idea rozwijania swoich umiejętności na każdym polu odeszła w zapomnienie? – Coś chyba w tym jest, co mówisz, na pewno to inaczej wyglądało 10 lat temu, niż wygląda dzisiaj. Mało kto już przywiązuje wagę do stylu, nawet starzy gracze porzucili styl dla – nazwijmy to – swobody w malowaniu. Nie myśli się raczej o przyszłości i o tym, że nasze pokolenie daje przykład młodszym. Tylko dlaczego później te same osoby narzekają, że jest tak super, że aż źle? Jak podchodzisz do związku graffiti i hip-hopu? Wielu writerów odcina się od połączenia tych dwóch tematów. – Graffiti jest jednym z elementów hip-hopu. Znam wielu grafficiarzy, którzy zaczęli malować, ale nigdy z tą kulturą nie mieli nic wspólnego. Można być grafficiarzem i jednocześnie nie być hip-hopowcem. Jedno drugiego nie wyklucza, nie oznacza to też tego, że się odcinają. Ci, co się odcinają, pewnie mają swoje powody. Myślisz, że ludzie w naszym kraju, zaangażowa-

ni w kulturę hip-hopową, patrzą na nią jako na pole do samorozwoju? – Powinni, samorozwój, obok szacunku, jest jednym z filarów tej kultury. Kultura ta daje wiele możliwości samorozwoju. Może być podłożem do późniejszego zawodu czy własnego interesu. Patrząc na street-art i murale tworzone na zamówienie miasta, nie uważasz, że graffiti to jedyna forma, której nigdy nie da się ugrzecznić? – Nigdy jakoś specjalnie się tym nie interesowałem. Nie przeszkadza mi jedno ani drugie, wręcz z wiekiem coraz bardziej przeszkadzają mi pomazane, odnowione kamienice, niż kolejny prawie taki sam mural na elewacjach budynków. W ostatnich latach nastąpiło pewne przewartościowanie w tym, co uważa się za dobre, a co za mierne. Co Ty rozumiesz jako kiepską pracę? – Dla mnie wszystko musi mieć jakieś podstawy, widoczny początek, z czego wychodzi. Tak jak człowiek, kiedy uczy się chodzić, to najpierw raczkuje, tak w graffiti moim zdaniem potrzebne jest przejście i nauczenie się pewnych podstaw. Szczerze przyznam, trudno jest mi dzisiaj odróżnić, czy ktoś dopiero zaczyna i jest kiepski, czy tak po prostu czuje graffiti. Może dlatego skupiłem się na tym, jakim jest człowiekiem i co sobą reprezentuje? Myślisz, że odpowiedni kontekst może obronić dzieło o kiepskiej jakości? – Myślę, że tak. Co ograniczało Cię w graffiti? Zamknięta forma, utarte schematy, mała grupa odbiorców? – Może zasady, które sobie narzuciłem. Styl, jakość, do jakiej dążyłem. Nigdy nie interesował mnie kompromis, zawsze chciałem być najlepszym sobą we wszystkim, co robiłem. Nie zawsze to osiągałem, ale przynajmniej wiedziałem, że się staram. Pozostańmy jeszcze chwilę w temacie ograniczeń. Mówiłeś, że chciałbyś wejść we współpracę z kimś spoza środowiska hip-hopowego. Projektując okładki płyt rapowych, czujesz, że jesteś blokowany przez określone warunki, do których musisz się dostosować? – Chodzi trochę o coś innego. Ludzie z tego środowiska myślą bardzo podobnie. Łączy ich mniej lub bardziej określony system wartości, czy zachowań. Jest im też bliska jakaś w miarę spójna stylistyka.   Zawsze próbowałem przemycać w okładkach stylistykę nie-hip-hopową, oczywiście tam, gdzie się dało. To pomimo tego, że zazwyczaj miałem i mam wolną rękę, w jakiś sposób narzuca jakieś ramy. Kiedy zaczynałem projektować okładki hip-hopowe, w Polsce nikt tym na serio się nie zajmował, ba, nawet nie istniało takie zagadnienie, bo nikt tego nie traktował poważnie. Mam nadzieję, że przetarłem szlak wielu innym osobom, które jak ja zakochały się w tej formie wydawniczej i nie widzą w tym tylko szybkiego zarobku. To ciężka i wy45

www.vaib.pl

magająca sumienności praca. Polscy raperzy są otwarci na Twoje eksperymenty? – Czasem trzeba ich przekonywać, ale chyba mam to szczęście, że mi ufają i finalnie zazwyczaj wychodzi zawsze na moje. Jak sam mówiłeś, klient końcowy często jest obojętny wobec jakości estetycznej produktu, jaki dostaje. Nie uważasz, że praca designera to czasem daremny trud? – Często tak jest, ale dopóki choćby jedna osoba zwraca na to uwagę, czy nie warto robić tego choćby dla faktu, że nie jest to komuś obojętne? Od nas się zaczyna - najpierw nie jest nam obojętne, potem artyście, następnie słuchaczowi. Zgodziłbyś się z opinią, że Polska to kraina kiczu? – Wszystko zależy od tego, jak ten kicz definiujesz. Jesteśmy w idealnej pozycji, popatrz, ile jeszcze można zrobić na tym polu. Truest.pl – mógłbyś dokładniej przybliżyć założenia i cele tego projektu? – Truest.pl jest przestrzenią, na której spotykają się różni artyści i współpracują ze sobą przy projektach. Mogą być to filmy, murale, projekty graficzne, kampanie reklamowe czy warsztaty graficzne. Wszystko, co można zrobić w więcej niż jedną osobę. Jesteś w stanie określić, w jakim kierunku ewoluuje Twoja twórczość? – Działam kilkutorowo. Nie podjąłbym się określenia, czym dokładnie się zajmuję. Działam na wielu płaszczyznach, mam swoje specjalizacje, ale taką samą przyjemność sprawia mi robienie okładki, kampanii wspierającej sprzedaż produktu, co brandingu do imprezy masowej, czy tworzenie projektów artystycznych. Można powiedzieć, że idę w kierunku, czy nawet już specjalizuję się w tworzeniu rozwiązań marketingowych wspierających sprzedaż muzyki i projektowaniu opakowań. Widzisz siebie za 10 lat, chwytającego cany i idącego na miejscówkę? – Nic nie można wykluczyć. Pożyjemy, zobaczymy. Dzięki za rozmowę. – Dzięki!

Rozmawiał Adam Swarcewicz napisz do autora adam.s@vaib.pl


FORIN, OGRYZ

KOXU, FORIN

FORIN, FORIN, FORIN ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL


SAIKO, OGRYZ, FORIN

KOXU, FORIN, WIUR, SZEJN

Malujesz? Tagujesz? A może dokumentujesz scenę graffiti w swoim mieście? Ślij zdjęcia na mail flowdigga@vaib.pl, a my pokażemy Twoje prace w naszym magazynie. Gwarantujemy dyskrecję i pełną anonimowość. Pokaż światu co potrafisz!

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL


ARTYKUŁ

Przeczytaj Remember That #DJ Kool Herc na naszym portalu

REMEMBER THAT

AFRIKA

BAMBAATAA Mateusz Wieliński DJ Kool Herc jest ojcem kultury hip-hop, to nie ulega wątpliwości. Nie rozsławił jednak tej kultury na cały świat, nie założył żadnej większej organizacji czy labelu, nie zostawił po sobie nawet albumu. Wszystkich tych rzeczy dokonał za to Afrika Bambaataa.

L

ista zasług Bama jest oczywiście sporo dłuższa, niektórzy twierdzą wręcz, że to on stworzył kulturę hip-hop. Wystarczy zresztą rzucić okiem na jego oficjalne ksywki, od razu widać, że ma się do czynienia z kimś wyjątkowym. Tytułów takich jak The Godfather/Grandfather of Hip-Hop, Ambassador of Hip-Hop czy The Best DJ in Busi-

1

ness1 nie nosi pierwszy lepszy DJ czy raper. Wszystko zaczęło się jednak w połowie lat 70. na jednej z imprez wspomnianego wcześniej Herca. Zapatrzony w pierwszego hip-hopowego DJ-a Donovan, postanowił sprawdzić się w tej roli. Nie myślał wtedy pewnie, że już kilka lat później sam stanie się królem gramofonu i zdobędzie sławę dalece

AllAboutAfrikaBambaataa, [w:] http://www.digitaldreamdoor.com/pages/best_artists-bio/bambaataa.html

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

48

www.vaib.pl

większą od poprzednika.

Gangster-DJ-pacyfista   Jeszcze wcześniej, pan Donovan, dziś znany z szerzenia wartości takich jak jedność czy równość, był… bossem jednego z nowojorskich gangów. Pod wpływem ruchów pacyfistycznych po-


ARTYKUŁ

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL stanowił jednak zmienić jeden z największych gangów Nowego Jorku („Black Spades”) w organizację nazwaną Zulu Nation. Sam przybrał imię jednego z przywódców Zulusów afrykańskich walczących przeciwko kolonizatorom brytyjskim. Wszystko to zbiegło się w czasie z powstaniem muzyki hip-hop, która była dla Bambaaty impulsem do rozpoczęcia kariery DJ-skiej. Od tej pory członkowie gangu zamiast strzelać i dilować, zaczęli tańczyć i rapować. No cóż, hip-hop zawsze miał się blisko z mafią2.

Afrika Bambaataa & the Soulsonic Force   Brzmi jak scenariusz słabej komedii? W Ameryce wszystko jest możliwe. Żeby skumać jazdę pana Donovana, wystarczy zresztą obejrzeć klip do „Renegades of Funk” czy „Planet Rock”. Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do początku kariery dyskdżokejskiej. Podczas grania pierwszych imprez okazało się, że Kevin ma spory talent do obsługi czarnych płyt, co w połączeniu z niesamowitą ich kolekcją sprawiło, że owe imprezy cieszyły się dużą popularnością. Na przełomie lat 70. każdy szanujący się DJ musiał mieć ekipę, która robiła zamieszanie podczas koncertów. Nie inaczej było z Bambaatą, który połączył siły z Soulsonic Force. Współpraca okazała się na tyle owocna, że panowie postanowili przejść poziom wyżej i zaczęli nagrywać, a nawet wydawać. Pierwszym legalnym wydawnictwem Bama i Soulsonic został singiel „Zulu Nation Throwdown”3.

Planet Rock   Absolutnym klasykiem okazał się jednak wydany w 1982 roku „Planet Rock”, do dziś uważany za najlepszy numer w karierze Bambaaty. 11 tygodni na liście „Billboardu”. Kamień milowy electro-funku. Ogromny wpływ na inne gatunki muzyczne, zespoły, breakdance. Najczęściej samplowane nagranie w historii hip-hopu. Obecny w rankingach najlepszych utworów muzycznych, nie tylko muzyki hip-hop. Warto sprawdzić. Panowie postanowili pójść za ciosem i jeszcze tego samego roku wypuścili „Looking For the Perfect Beat”, które również okazało się wielkim hitem. Hype był na tyle duży, że ostatecznie w 1986 ukazał się album zatytułowany „Planet Rock: The Album”, będący zbiorem wcześniej wypuszczonych singli4.

Influencja, orędownictwo i prelegencja   W latach późniejszych, już jako artysta znany nie tylko w hip-hopowych kręgach, kontynuował karierę muzyczną. Jego twórczość miała wpływ na gatunki takie jak wspomniany wcześniej electro-funk, ale także: Miami Bass, house, freestyle czy techno. Nie porzucił jednak hip-hopu w jego podstawowej formie, patronował i wspierał zespoły takie jak: A Tribe Called Quest, De La Soul czy Jungle Brothers7. Angażował się również w liczne akcje społeczne przeciwko przemocy i uprzedzeniom rasowym. Przekazał także całą swoją niesamowitą kolekcję płyt winylowych, książek oraz nagrań audio i wideo Bibliotece Uniwersytetu Cornella, która jest największym archiwum muzyki hip-hop w Ameryce Północnej. Na tym samym uniwersytecie od 2012 roku Donovan jest gościnnym wykładowcą8. Podział hip-hopu na cztery elementy (rap, DJ-ing, graffiti, breakdance) to również zasługa Bambaaty.

Universal Zulu Nation   Dziś Universal Zulu Nation działa niemal na całym globie, skupia w swoich kręgach głównie reprezentantów kultury hip-hop, a także ludzi luźno z nią związanych. Zulu jest organizacją ponadczasową, łączy artystów różnych pokoleń. Pod koniec 2014 roku w szeregi organizacji skupiającej takich artystów jak KRS-One, Rakim czy członków grupy Public Enemy wstąpił Lil Wayne, a także Nas oraz Big Boi znany z grupy Outkast. Dostrzeżono także wkład Jimmy’ego Fallona, który stał się honorowym członkiem Zulu Nation9.   Kevin Donovan to człowiek o wielkiej charyzmie, który miał ogromny wpływ na kształt kultury hip-hop. Zulu Nation jest dziś jedną z największych organizacji hip-hopowych na świecie, dorobek artystyczny Bambaaty wciąż jest inspiracją dla muzyków wszelkiej maści, a reprezentanci kultury hip-hop do dziś szukają idealnego bitu jak Bambaataa.

Spotkanie ojców chrzestnych   Co poniektórzy zdążyli się już zorientować, że Bambaataa zawsze był otwarty na kooperacje i inne gatunki muzyczne. Współpracował m.in. z gwiazdami rocka, funku czy popu. Jedną z najgłośniejszych kooperacji w jego karierze była ta z Jamesem Brownem. W 1984 powstał utwór „Unity”, wydarzenie to zostało opisane słowami the Godfather of Soul meets the Godfather of Hip-Hop5. W tym samym roku ukazał się film „Beat Street” w reżyserii Stana Lathana, w którym Bambaataa gra koncert w klubie Roxy, co jest zresztą zgodne z prawdą, Bam rozkręcał w owym czasie imprezy w tym legendarnym klubie. Warto także wspomnieć o pierwszej hip-hopowej trasie koncertowej po Europie, na którą wyruszył m.in. z b-boyami z Rock Steady Crew6.

Pod koniec 2014 roku w szeregi organizacji skupiającej takich artystów jak KRS-One, Rakim czy członków grupy Public Enemy wstąpił Lil Wayne, a także Nas oraz Big Boi znany z grupy Outkast

Afrika Bambaata (aka. Time Zone, Shango) – właśc. Kevin Donovan, ur. 17 kwietnia 1957, Bronx, Nowy Jork. DJ aktywny od połowy lat 70., jego twórczość ukształtowała rozwój muzyki hip-hop oraz wielu innych gatunków, założyciel ogólnoświatowej organizacji Zulu Nation, laureat licznych nagród, propagator kultury hip-hop na całym świecie, aktywista, działacz społeczny, wykładowca.

2

7

3

8

Tamże. R. Miszczak, A. Cała, Beaty, rymy, życie. Leksykon muzyki hip-hop, wyd. KURPISZ S.A., Poznań 2005, s.76. 4 AllAboutAfrikaBambaataa, [w:] http://www.digitaldreamdoor.com/pages/best_artists-bio/bambaataa.html 5 AfrikaBambaataa [w:] http://hiphop.sh/afrika 6 Hip-Hop Dance History: 10 ReasonsYouShouldCheck Out the Rock SteadyCrew [w:] http://www.huffingtonpost.com/karim-orange/hiphop-dance-history-10-r_b_3552923.html

R. Miszczak, A. Cała, Beaty, rymy, życie. Leksykon muzyki hip-hop, wyd. KURPISZ S.A., Poznań 2005, s.76. Hip Hop Legend and Pioneer, DJ AfrikaBambaataaAppointedVisiting Scholar atCornellUniversity [w:] http://rmc.library.cornell.edu/hiphop/bambaataa_vs.html 9 Big Boi, Nas, & Jimmy Fallon To Join The Zulu Nation [w:] http://allhiphop.com/2014/12/04/exclusive-big-boi-nasjimmy-fallon-to-join-the-zulu-nation/

49

www.vaib.pl


WYWIAD

VAIB: Powiedz mi coś o sobie, jako osobie prywatnej. Co robisz na co dzień, czym się interesujesz? Czy dasz się poznać tylko od strony Essexa, który jest producentem? ESSEX: Nie, nie. Jasne, że mam też inne strony. Człowiek nie jest obiektywny, jak robi tylko jedną rzecz w życiu. Wszystko uzupełnia się nawzajem. Studiuję psychopedagogikę, więc oprócz artysty mam też w sobie psychologa, co się czasem gryzie. Na przykład z jaraniem mam często konflikty w głowie. Jak palę, to psycholog w mojej głowie jest coraz głupszy, a artysta jest co raz bardziej kreatywny. Jak to jest… Widziałem u Ciebie na profilu, że najpierw cenisz muzykalność, później znajomość, a wszystko podsumowałeś tym, że jak może Ci skoczyć fejm, to możesz zagiąć każdą regułę. Uściślając, bierzesz normalnie pieniądze za bit, czy musicie się znać, żeby ta współpraca jakoś przebiegała…? – Teraz, w czasach, gdy Internet za bardzo ułatwia życie, ciężko o bezpośredniość, ale staramy się – wiadomo. Pisze do mnie na przykład ziom po bity dla Waldemara Kasty. Nie jaram się tym szczególnie, ale wiem, że dzięki temu usłyszy mnie szersza publika. I robię to, bo mi się opłaca. Z innej strony nawiązuję też współpracę z chłopaszkiem, który do mnie luźno zagaduje, a ma tam po 200 wyświetleń na YouTube, nie są to typowe rapsy, ale coś tam sobie śpiewa. Podoba mi się to, robi coś innego, niekoniecznie lirycznego, tylko bardziej muzykalnego i takiej osobie jestem w stanie rzucić bit za pół darmo, bo wiem, że nie przykryje klimatu swoimi kwadratowymi wersami. Gust mam specyficzny. Wiesz, wyszedłem z trochę innego środowiska…

NIE INTERESUJE MNIE ŚRODOWISKO HIP-HOPOWE

ESSEX Mateusz Matwijów

Essex co za bit - parafrazując klasyka. Producent znany ze współpracy chociażby z Kubanem czy Quebonafide szturmem przebił się do podświadomości słuchaczy, a jego psychodeliczne jazdy w połączeniu z oryginalnym brzmieniem przyniosły Polsce kolejnego nietuzinkowego beatmakera. Myślałby kto, że bez precedensu będzie wymieniany jednym tchem wśród najlepszych... ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

50

www.vaib.pl

Mówisz, że nauczyłeś się mixu i masteru. Teraz robisz to sam, czy robisz sobie podkład i zostawiasz to osobom bardziej doświadczonym? – Tak i tak. Robię sam, ale wysyłam też do chłopaków, bo nie jestem pewny niektórych rzeczy, na przykład basu. Przykładowo taki człowiek jak Filip Gołda, którego poznałem dzięki akademii Weed&Brews, akutalnie obrabia mi całą EP-kę, ale z tego co mówi, to w tych moich kawałkach nie ma co poprawiać. Używam głównie sampli, więc automatycznie mam ten plus, że te dźwięki nie są takie surowe. W jednym z wywiadów SoDrumatic powiedział, ze zaczyna swój bit od robienia bębnów. Ty też masz jakiś swój schemat działania? – Mam schemat, ale zależy, co chcę zrobić. Od „Myślałby kto” zaczął się ten sposób działania. Rzucam wokal, acapellę czystą, odwracam, tnę... wychodzi klimat i potem to już podpowiada mi co dalej. Generalnie zaczynam od wokalu. Mam wrażenie, że dzięki temu zyskuję tę oryginalność. Dzięki temu, że nie układam na tej dwunastostopniowej skali, tylko sampel podpowiada mi oryginalną melodię.


ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL No właśnie, Twoje brzmienie jest bardzo charakterystyczne. Powiedz mi, jakbyś określił to, co Ty robisz? – Gdzieś mam napisane to na fanpage’u. Trip/Deep/House/Ethnic Trap. Łączę całkowicie nowoczesne, newshoolowe, trapowe pomysły z etnicznymi i folkowymi brzmieniami. Wydaje mi się, że te dwie skrajności tworzą wspólny środek, który trafia do szerokiej publiczności. Jesteś z Kielc. Można powiedzieć, że kiedyś to była stolica rapu, tam to wszystko się zaczęło, a jakbyś teraz określił swoje miasto? – Nie znam się. Nie interesuje mnie środowisko hip-hopowe. Niektórzy mówią, żebym się doedukował, ale mam to w dupie. Mogę Ci powiedzieć tylko, że Borixon wypuścił płytę i Rover wypuszcza za chwilę swoją kolejną… No i moja ekipa VivaLaBragga też jakoś działa w swoim tempie. Propsujesz chociażby SoDrumatica, ale o twórczości Donatana wypowiadasz się z przekąsem… – Co do Donatana, to pieniążek jest dla niego najważniejszy, a to dla mnie skreśla już całą magiczność robienia muzyki i staje się tylko biznesem… Jeśli chodzi o polskich producentów, to robią to samo, co w Ameryce. Nie wiem, może ja za bardzo siebie wywyższam lub nie znam dokładnie sceny światowej, ale myślę, że mimo licznych inspiracji, nie kopiuję zagranicznych bitów, a przynajmniej się staram. Ale to jest proste, powtarzają motywy zza oceanu, bo polscy raperzy też chcą być jak te czarnuchy. Tak czy siak. SoDrumatic ma świetny gust – można śmiało powiedzieć, że jest konkretnym graczem. Natomiast Matheo nie cenię, może przez to, że robi dla Stopro i produkuje płyty na przykład Sobocie. Nie jaram się estetyką jego rapu i odmówiłbym mu za każdym razem. Na tę chwilę operujesz raczej z młodą gwardią. Z kim wejdziesz we współpracę w najbliższym czasie? – Zaczynam współpracę z Dwoma Sławami, zajebiści ludzie. Zrobimy razem REKLAMA

WYWIAD

gigantyczny kawałek. Działam też z wokalistką Kasią Moś, która również jest świetną osobą z maksymalnie profesjonalnym podejściem i już niemałymi osiągnięciami. Swoją drogą, można ją aktualnie zobaczyć w reklamie Link 4. Taka blondynka śpiewa sobie przy szarym samochodzie. Mieliśmy koncertować razem, ale jeszcze nie jestem gotowy na to. Śmigam po Polsce z klimatycznym secikiem i wizualami, gram sobie trapy ze skromnego kontrolera, ale koncertowanie z zespołem? Na żywo wiolonczela, skrzypce, pianino i do tego ja z elektroniką? Nie, to na razie jeszcze nie ten moment. Mówisz o instrumentach, więc nie wypada nie zapytać o nie, a przy okazji zahaczyć o płytę Pawbeatsa. Jak oceniasz jego produkcje? – Parę kawałków słyszałem. Szacunek dla niego za to, co zrobił. Ale co do takich klasycznych instrumentów, dla mnie to jest oklepany temat. Ja nie umiem grać na niczym, ale może dzięki temu robię to, co robię, bo jakbym grał, to pewnie bym tego nie robił. Wszystko jak zwykle ma plusy i minusy. Planujesz jakiś konceptualny projekt na ten rok, czy raczej luźne numery na Soundcloudzie? – Planuję fizyk tej EP-ki, która już jest w Internecie, plus cztery bonusy. Nie zdradzę na razie, kto tam na nich jest, ale między innymi w bonusach będzie nowy bit zapowiadający następny materiał, który też wyjdzie w tym roku – mam nadzieję. Cały czas trzymając się leśnych duszków, które grają mi w głowie, tylko muszę to jakoś poukładać na nowych projektach. Czego Ci życzyć na najbliższe 12 miesięcy? – Żebym się nie zmieniał pod wpływem sukcesów, a to nie jest prosta rzecz. Fakt jest taki, że im więcej ludzi się Tobą interesuje, tym bardziej korci, żeby się zmienić, „zacząć gwiazdorzyć” – nie chcę być takim człowiekiem i upewniam się co do tego za każdym razem, widząc ludzi, którzy temu ulegli. Chcę być takim ludzkim Krzysiem, jakim jestem, do którego zawsze można podbić na koncercie i pogadać.


fot. Sebastian Zieliński / sebastianzielinski.com

WYWIAD

POTRZEBOWAŁEM TROCHĘ CIENIA, CHWILI ZASTANOWIENIA SIĘ NAD SOBĄ [...]

TE-TRIS Adam Swarcewicz, Michał Ochęcki

Adam Chrabin to postać, której nie trzeba nikomu przedstawiać. Przez długi czas nieobecny, teraz zabiera głos. Specjalnie dla Magazynu VAIB - o muzyce, kulisach i dzisiejszych czasach rozmawiamy z Te-Trisem. ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

52

www.vaib.pl


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL VAIB: Zacznijmy od albumu „Naturalnie” EP. Ile treści z tej płyty dziś mógłbyś wziąć w cudzysłów? TE-TRIS: Znacznie bardziej kładłbym nacisk na te, które pozostają na tyle uniwersalne, że jakikolwiek cudzysłów byłby zbędny. Poglądy mają to do siebie, że ewoluują wraz z ich posiadaczem, mutują się, niektóre przygasają, inne czekają na iskrę zapalną. Na pewno jest na tym krążku sporo treści, która pozostaje aktualna, mimo upływu tych ładnych kilku lat. Jakie treści nadal są aktualne? – Choćby wiele wersów z „Rumu”, „Tymy”, „Psycho”, czy nawet odrealnionego „Magnum”. Tematy numerów na tam tej EP-ce były same w sobie dość uniwersalne. Przyjaźń, miłość, poszukiwanie swojego miejsca wśród ludzi. Towarzyszyły im świeże koncepty i świetne podkłady, ale tematyka oscylowała wokół dość oczywistych zagadnień. Stąd też bierze się chyba ich długowieczność. W kawałku „Solo” nawijałeś „wielokrotne nie są celem tylko środkiem”. Przekładając to na obecne czasy, co dziś byłoby środkiem, a nie celem? – Pierwsza myśl – hashtagi, ale jest sporo nowości i przede wszystkim możliwości, jeśli chodzi o sam warsztat. Coraz bardziej popularne na naszym podwórku jest rapowanie staccato. Kiedyś takim novum były wielokrotne rymy, podwójne, potrójne. Nie dajmy się zwariować – to tylko środki, narzędzia. Używane umiejętnie w celu podkreślenia pewnych treści mają uatrakcyjnić odbiór, coś jak efekty specjalne w kinie. Rap jest specyficzny i rządzi się swoimi prawami, ale nadal pozostaje gatunkiem muzyki, której trzonem zawsze powinny być konkretne emocje, treści, potrzeba twórcza, a nie wyłącznie na chłodno przekalkulowana forma adekwatna do wymogów rynkowych. Co jeszcze można by przenieść na polski grunt? – Próbować można ze wszystkim, szczególnie z formą. Hashe, staccato, autotune, low-pitche, jakaś wymyśla edycja nagranych wokali. Do wyboru do koloru. Tu pojawia się zawsze pytanie o oryginalność, granice między dobrze wyważonymi inspiracjami a bezmyślnym kopiowaniem trendów. Często nachalne wprowadzanie wszelkich nowinek przynosi efekt odwrotny od zamierzonego, czego dobrym przykładem bywają wspomniane hashtagi w polskim wydaniu. Na odsiecz przybywają Dwa Sławy i chwała im za to. Ja nie napinam się na wszystkie nowe formy, sprawdzam co przychodzi mi dość swobodnie i może być ciekawym uzupełnieniem stylu. Zaczęliśmy od „Naturalnie”. Nie uważasz dziś, że wartości, jakie stały za ekipą WOCC, były w pewien sposób naiwne? – I tak, i nie. Wiele z tego szczeniackiego zapału i buntu zderzyło się z murem rzeczywistości, ale do dzisiaj pozostaje fundamentem w zasadzie wszystkiego, co robię ja i ludzie wywodzący się z tej ekipy. Przez ostatnie kilka miesięcy mocno zintensyfikował się mój kontakt z niektórymi osobami z załogi i jestem przekonany, że myślą podobnie. Naiwni jesteśmy do tej pory, w tym nieco nostalgicznym, ale pozytywnym kontekście. Gdybyśmy nie byli w ten sposób naiwni, to już dawno zajęlibyśmy się czymś zupełnie innym niż rap w Polsce. Często w swojej twórczości podkreślałeś, czym jest szacunek. Na mixtapie „Stick 2 My Name Right” był kawałek „Dawaj Respekt” . Czy raper musi huknąć, aby zyskać należne uznanie? – Pewnie. Wiesz, to trochę jak z samcem alfa. Przemiał jest ogromny, jeden wielki kocioł z kolejnymi raperami roku, głośnymi debiutami, pretendentami, obrońcami, nadziejami, powrotami i masą dryfujących z modą pomniejszych cwaniaczków, dla których rapowanie wydaje się być dobrą furtką do względnego splendoru, lokalnego fejmu i darmowej bluzy. Z brakiem szacunku jako takiego borykamy się w skali całego społeczeństwa. Tak samo, jak z trudnością odczytywania i niedoborami dystansu. To takie zmory codzienności, skutecznie utrudniające funkcjonowanie. Hip-hop i rywalizacja to dwa nierozłączne pojęcia i nie ulegnie to zmianie, tak jak i w żadnej innej formie sztuki, i dziedzinie życia aż tak zdominowanej przez mężczyzn.

Nagrywanie dissu wciąż jest tak samo stymulujące? Beef z KaeNem budził te same emocje co kiedyś? – Jeśli sytuacja wynika z prawdziwych emocji i poglądów, to jak najbardziej tak, a nie da się ukryć, że nie należę do raperów bezpodstawnie atakujących innych. Mimo że zawsze byłem zaliczany do tych, którym z bragga i punchline’ami po drodze, to nie wikłałem się w jakieś wyimaginowane podsrywki itp. Wszelkie poprzednie konflikty rozpoczynałem z pozycji defensywy. W tym przypadku nałożyło się sporo czynników. Wiesz, nie bez kozery Vox Populi. Chyba wisiałem to moim ludziom i generalnie wszystkim, którzy obserwują pewne zjawiska z podobnego miejsca i z podobnymi wnioskami. A propos wniosków – od okrzyków zadowolenia i poklepywania przez tzw. branżę zaraz po wymianie tamtych numerów powinienem chyba ogłuchnąć i zgarbić się. Publicznie wypowiedziało się kilka osób, fakt. Zupełnie niezależnie ode mnie. Zakulisowo natomiast wszelkie gratulacje i potwierdzenia słuszności takich ruchów spływały niemalże jak do rodziny królewskiej po narodzinach następcy tronu. Większość sformułowana i przyozdobiona takimi epitetami pod adresem KaeNa, że określenie rzucone przeze mnie na scenie w Gdańsku zabrzmiałoby przy nich jak pieszczotliwe życzenia noworoczne. Oficjalnie w 99% przypadków zasiano mak. Trochę to rozumiem i po cichu, w swojej głowie usprawiedliwiam, ale z drugiej strony oddaje to obraz obecnej sceny. Kiedy wróg publiczny numer jeden pochodził z jakiegoś neutralnego, tym samym wygodnego obozu i miejsca typu Oborniki, a pieczę sprawował DJ Remo, dość łatwo było wyplątać się ze wzajemnych powiązań i zwołanie powszechnej krucjaty było obywatelskim obowiązkiem prawdziwych hip-hopowców. Dziś to wszystko momentami przypomina mi te same salonowe rozgrywki, którymi wszyscy tak ostentacyjnie gardzili parę lat wstecz. Emocje podobne, ale jak widać zaplecze nieco bardziej złożone i niosące do wyrzygu gorzkie wnioski. W związku z tym co wpłynęło na to, że Laikike1 nie doczekał się z Twojej strony odpowiedzi? Bądź co bądź sprawiasz wrażenie osoby, która jako ostatnia kończyłaby takie kwestie oświadczeniem na portalu społecznościowym. – Zwyczajnie nie chciałem takiego obrotu sprawy. Laik to jedna z tych postaci, które przewinęły się gdzieś w okresie wspominanego podziemia. Nie mieliśmy okazji spotkać się twarzą w twarz, ale pamiętam, że sporo kontaktowaliśmy się przez internet. Mieliśmy nawet chyba jakiś wspólny numer, który nie został sfinalizowany. Zdaje się, że był w nim jeszcze Temate z Wrocławia. Może to miało być właśnie na jego płytę? Nie wiem. Ba, jeśli pamięć mnie nie myli, to ja chciałem zaprosić Laika na „Dwuznacznie”. Pamiętam jego numer, który swego czasu wbił mnie w ziemię – „Aniatomia”. On długo był bardzo pro-Te-Trisowy, a ja dość długo śledziłem jego ruchy, życząc jak najlepiej. Rozumiem, że sporo pozmieniało się od tamtych czasów i akceptuję odmienność zdań, ale bełkot, który dotarł do mnie z jakiegoś żenującego wywiadu, był impulsem do tego wpisu. Nie chciałem nagrywać dissów, tylko faktycznie wolałbym posadzić go przy flaszce i zapytać „o co Ci kurwa chodzi, ziomeczku?”. Choćby ze względu na wspomniane czasy. Poza tym dużo gadałem wtedy z Junesem, bo to szczera wschodnia krew jest i wystarczająco wiedziałem, żeby nie wsadzać im kolejnego kija w mrowisko. Ludzie wykreowali i podłapali temat o obiadkach u Teta i wytracaniu jaj. Cóż, spoko, z tamtej strony mogło to wtedy tak wyglądać. Nadal napiłbym się z nim bimbru i poczęstował szamą, nawet jak później mielibyśmy dać sobie w mordę. Idąc dalej chronologicznie przez Twoją twórczość, możemy przejść do „Dwuznacznie”. We wkładce do płyty mówisz, że pozostawiasz słuchaczo-

Nie należę do raperów bezpodstawnie atakujących innych 53

www.vaib.pl


R E M U N N E T W Ó ZAM ! J E N Z C Y Z I F I J S W WER

l p . b i a v . p e l k s . w w w N L P 0 1 T YLKO


NOWY NUMER LATO 2015 JUŻ DOSTĘPNY!

ZAMÓW NA www.sklep.vaib.pl


WYWIAD

wi pole do indywidualnej interpretacji. Niełatwo wtedy o album dla wszystkich i dla nikogo? – Nie uciekniemy od dowolności interpretacji. To były czasy bez ułatwień typu Rap Genius, a płyta naszpikowana wręcz dualizmami, podwójnymi dnami itp. Liczyłem na intelekt i wyczucie słuchacza, oddając często puenty w jego ręce. Myślisz, że ten debiut przeszedł próbę czasu? – Myślę, że to bardziej pytanie do słuchaczy. Dla mnie to był krok milowy. Spędziłem sporo czasu w profesjonalnym studio, ze świetnymi muzykami i wspaniałymi ludźmi. Nie tylko nagrywając i robiąc muzykę, ale czasami spędzając długie godziny na dyskusjach i wymianie poglądów. Sam album nie odbił się głośnym echem i przeszedł trochę bokiem. Wielu twierdzi, że to najciekawsza i najbardziej dojrzała pozycja w mojej dyskografii. Nie wiem, czy byłem wówczas gotowy na i tak bardzo późny debiut. Tak czy siak, myślę, że jak w przypadku każdej z płyt, kilka numerów pozostało z ludźmi na dłużej. Wspomniałeś o gotowości do wypuszczenia debiutu. Kiedy jest najwłaściwszy moment na oficjalne wyjście na scenę? Jedni robią to za wcześnie, drudzy za późno, przesypiając swoją szansę. – Wydaje mi się, że wszystko zależy od pewnej dojrzałości wykonawcy. Nie tylko artystycznej, scenicznej, ale i emocjonalnej. Debiut to nie tylko nagranie płyty i wstawienie jej na sklepowe półki. Oczywiście, mam na myśli nagranie jakkolwiek znaczącej pozycji, a nie materiał, o którym wie brat i pies sąsiadki. Mainstream bywa jak slalom po polu minowym. Przydaje się odpowiednia motywacja, rozwaga, odpowiedzialność, cierpliwość i często wsparcie kogoś, kto wie, który piec i jaki chleb. Nie mówię tutaj tylko o logistyce i promocji ze strony np. labelu, ale o sensu stricto ludzkiej pomocy i wsparciu. Niektórym dane jest zebrać taki arsenał w wieku 20 lat, innym 30, a jeszcze inni obejdą się smakiem albo przepadną gdzieś w tej historii. Padł temat wytwórni. Co zdecydowało o Twoim odejściu z Aptaunu – Kilka czynników, na czele z bardzo trudnym okresem w moim życiu osobistym. Czułem, jakbym zatrzymał się na pewnym etapie i nie mógł w żaden sposób przejść dalej. Taka moja uliczka im. Steviego Wondera. To było chyba takim opóźnionym efektem

Fanbase, który wypłaca liścia, bo mu zależy na tobie, to najlepszy, jaki można mieć [...]

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

zmęczenia po tym, co zafundował i jak przyspieszył moje życie „Lot 2011”. Jednocześnie, na podstawie pewnych obserwacji, doszedłem do wniosku, że nie do końca chyba dogadujemy się i nie funkcjonuje to tak, jak sobie początkowo zakładaliśmy. Finalnie odbyliśmy kilkugodzinną rozmowę, gdzie – nie całkiem bez emocji – udowodniliśmy zdolność do poziomu i kultury obu stron i wypunktowaliśmy celnie wady i niedociągnięcia. Piekielnie szanuję chłopaków za taką postawę i wiem, ile znaczy dla nich Aptaun. Podjąłem męską decyzję, bo takiej sytuacja wymagała. Uważam to za słuszne i honorowe rozwiązanie. Jeśli mowa o pasji i biznesie, żywym dowodem na połączenie tych dwóch rzeczy jest Jay-Z, na którym oparłeś mixtape „Shovany”. Obecnie można nawet odnieść wrażenie, że położył większy nacisk na to drugie. Myślisz, że w Polsce wyraźne opowiedzenie się za interesami może przestać być czymś wstydliwym? – A jest? Masa raperów razem z muzyką sprzedaje kontenery bawełny. Wskazywałoby na to, że już dawno przestało. Ba, dla niektórych muzyka jest tylko podstawą i pretekstem do produkcji odzieży czy gadżetów. To już dawno przestało dziwić. Jest popyt, jest podaż. Tyle, że ten „duży” biznes ciągle robi niewielu. Nie chcę się wypowiadać na ten temat, bo jakoś mi znacznie bliżej do cytatów z Jajonasza. Padł temat „Shovanego”. Widziałbyś siebie nagrywającego dziś mixtape nawiązujący do korzeni? Nie można oprzeć się wrażeniu, że wielu rodzimych, newschoolowych raperów miałoby z tym problem. – Na „Shovanych” wcale nie było aż tak klasycznie, jak np. na „Stick2MyNameRight”. Niemniej, jasne. Od początku staram się być w miarę wszechstronnym. Próbuję różnych klimatów, różnych szkół. Czasem efekt jest świetny, czasem… mniej. (śmiech) Wielu newschoolowców jest jak ci nowi DJ-e, którzy świrują mistrzów. Miksują, mając podane tempo i tonację utworu, a dostając do łapy winyle, nie wiedzieliby, co z tym zrobić. Takie czasy. (śmiech) Mam wrażenie, że sporo ksywek zniknie wraz z nadejściem kolejnej mody, bo jednak zabraknie skillsów na szybką konwersję. Teraz w Polsce dużo mówi się o świeżości. Jak sam powiedziałeś, rzadko mamy do czynienia z sytuacją, żeby raperzy odnajdywali się w wielu konwencjach. – Pytaniem na pytanie ponoć nie wypada, ale… czy od razu wszyscy muszą być aż tak wszechstronni? Ci, którzy mają kombinowanie w genach, na pewno nie spoczną na laurach, a ci, którzy bezpiecznie wylądowali w swojej życiodajnej niecce i wystarczy im odcinanie kuponów od dotychczasowego dorobku, zrobią wszystko, żeby w niej pozostać. Próba czegoś nowego zawsze może okazać się jednak fiaskiem. Dla wielu to za duże ryzyko.

56

www.vaib.pl

Mówiąc o wszechstronności, możemy przejść do płyty „Lot 2011”, która pokazuje nową jakość zwłaszcza pod względem muzycznym. Właściwe odczytywanie intencji muzyków nie jest często spotykane na naszej scenie. – No i to była ta próba, która groziła fiaskiem. Spore ryzyko. Myślę, że w tamtym czasie wszyscy, którzy uczestniczyli w powstawaniu tego albumu, mieli wielką ochotę na jakieś nowości i zmiany. Z perspektywy czasu – udało się i to bardzo. Ta płyta wywróciła moje życie do góry nogami. To zdecydowanie najważniejszy krążek w dotychczasowym dorobku. Przejdźmy do płyty „Teraz”. W numerze „305” nawijasz „Nas nie zagrają Letterman i Jimmy Fallon”. Jak musiałby wyglądać polski showbiznes, aby dla polskiego rapera udział w nim nie był kompromitacją? – W Polsce ten showbiznes to nadal bazarowy mental, a straganików z cebulą nie brakuje. Wyjątki od reguły toną w bajorze głupoty. Najlepszym najgorszym przykładem są te wszystkie gówna na zachodnich licencjach. Programy rozrywkowe dla ameby, targetowane na już podszlifowanego ostatnią dekadą polskiego coach-potato. W takiej sytuacji trudno wymagać od mediów, które z założenia traktują swojego odbiorcę jak lemingo-debila, żeby poważnie traktowały rap. Jest coraz fajniej pod kątem tego, kto trafia do tych mediów. Kiedy widzę w publicznej Rasmentalism czy Spinache’a, to jestem za, ale i tak najczęściej jest to ten sam blok programowy, w którym ktoś tuż przed lub zaraz po robi z siebie i widza kretyna vide sławetna „gitarzystka”. To podważa wiarygodność wszystkiego, co jest tam pokazywane, bo nikt z dobrze funkcjonującym mózgiem nie jest w stanie łyknąć i akceptować takiej papy. Nie wiem, czy my w ogóle potrzebujemy tego głównego nurtu. W Stanach media są taką samą marionetką do ogłupiania motłochu jak i u nas, ale poziom chociażby tych Panów z cytatu i wykony ich gości, w tym przypadku rapowych, często zapierają dech w piersiach, a i są de facto ważnym głosem pokolenia. Najlepsze przykłady na przestrzeni ostatnich miesięcy to J. Cole czy Kendrick. Kończąc temat mediów, zostańmy jeszcze przy płycie „Teraz”. Dla kogoś, kto interesuje się tematyką psychologii rozwojowej, ta płyta brzmi jak prawdziwy materiał instruktażowy. Taki był cel? – Razem z Karolem bardzo mocno weszliśmy w ten temat. Wręcz pochłonął nas i zdominował sposób myślenia. Szło to w parze z ogromnymi zmianami w życiu prywatnym, muzycznym, pewnymi sukcesami na scenie. Oczywiście automatycznie i podświadomie ogrom zasług przypisywałem konkretnym autorom czy schematom działania. Wydawało mi się, że znalazłem jakiś klucz do całkowitego poukładania spraw. Cała otoczka, ilość koncertów, opinie po „Locie” potęgowały ten euforyczny nastrój. Chciałem koniecznie podzielić się tą wiedzą, Karol był idealnym współpartnerem do przemyca-


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

nia takiej treści, a płyta najlepszym medium, jakie mogłem sobie wymarzyć. Tyle, że w międzyczasie zagadnienia te stały się piekielnie popularne, a cała rzesza nowych, naprędce kleconych coachów, szamanów i innych Blandfordów wypaczyła mocno obraz i sens. Myślę, że to poniekąd wpłynęło na odbiór tego albumu. Plus, jak sam podkreślasz, dla kogoś, kto interesuje się tematyką. Być może dla kogoś, kto nie interesuje się zupełnie, a większość odbiorców na pewno nie zgłębiała tematu na tyle, żeby dokonywać jakiś analiz pod tym kątem, było to za mało czytelne. Nasi ludzie chcą rapu, zajebistych bitów i świetnych linijek i za to w pierwszej kolejności nas cenią i rozliczają. Chyba trochę o tym momentami zapomnieliśmy. Tzn. na „Teraz” jest masa kozackich linijek i bitów, ale generalnie zdominowane jest przez tematy rozwojowe. Ja już tak mam, że lubię motywować ludzi, ale teraz wiem, że muszę pilnować się, żeby nie brzmieć jak audiobook - „I Ty zostań pracownikiem miesiąca”. (śmiech) Myślisz, że raperzy aktualizują się, czy zostają przy starej mentalności? – Tylko świnia nie zmienia poglądów. Dla niektórych rap to kolejna kreacja. Idą do rapowej roboty. Przebierają się w rapowe ciuchy i podbijają kartę w rapowej fabryce. Wracają do domu i zrzucają z siebie ten kostium. W rap-robocie łatwiej im trzymać się starej mentalności, bo ta zasila ich domowe pielesze. A tam już funkcjonują jako mocno zaktualizowany Pan X. (śmiech) Nie no, muszą się aktualizować, bo młode koty zrobią wszystko, żeby pokroić torcik po swojemu. Czas ciszy z Twojej strony związany jest z pracą nad nowym materiałem? – Potrzebowałem trochę cienia, zastanowienia się nad sobą, nad tym, co do tej pory się wydarzyło, odbudowania pokory, poukładania spraw i naprawienia kilku relacji z osobami, które szanuję. Zająłem się też trochę samym sobą. Zrzuciłem 13 kg, na jakiś czas zrezygnowałem zupełnie z alkoholu, wdrożyłem sporo sportowych zajawek, chociaż praca nad płytą trochę mnie od tego znów odciąga, ale jak tylko zrobię, co mam zrobić, wracam „na pełnej”. Jakiś czas temu poinformowałem słuchaczy, że pracuję nad nowym krążkiem. Oparty będzie o moje autorskie produkcje, przy których pomagają mi Sir Michu i Nerwus. Album ukaże się na pewno w tym roku. Tyle mogę zdradzić.

fot. Sebastian Zieliński / sebastianzielinski.com

Swojego czasu w Twoją stronę spłynęła fala krytyki ze strony zwolenników klasycznego brzmienia. Kogo wkurwisz tym razem? – Wszystkich chujowych raperów. (śmiech) U słuchaczy chcę widzieć tylko zadowolone japy. Fanbase, który wypłaca liścia, bo mu zależy na tobie, to najlepszy, jaki można mieć i nie mam zamiaru z nikim wojować, tylko dawać im od siebie wszystko co najlepsze.

Rozmawiali Adam Swarcewicz adam.s@vaib.pl

Michał Ochęcki michal@vaib.pl

57

www.vaib.pl


ARTYKUŁ

95 Til Infinity

Smif-n Wessun – Dah Shinin’

Szklans

C

ofnijmy się na chwilę o 20 lat. Mamy rok 1995. Kasety przewijane ołówkiem i płyty winylowe zaczynają powoli znikać z półek na rzecz postępowych płyt CD. Z banknotów razem z zerami znikają Stanisław Wyspiański i Maria Skłodowska-Curie, ustępując miejsca królom z rodu Piastów i Jagiellonów. Legia Warszawa jako pierwszy rodzimy klub piłkarski występuje w fazie grupowej Ligi Mistrzów, rozpoczyna działalność pierwsza w Polsce płatna stacja telewizyjna – Canal+. Owsiak po raz pierwszy organizuje Przystanek Woodstock, a Aleksander Kwaśniewski wygrywa swoje pierwsze wybory prezydenckie. Europa w końcu może odetchnąć, kończy się najbardziej krwawy konflikt zbrojny Europy od czasu II Wojny światowej – wojna domowa w Bośni i Hercegowinie.   A za oceanem? Dotychczas wyłącznie amerykańska liga NBA powiększa się o dwa kanadyjskie kluby: Toronto Raptors i Vancouver Grizzlies. W tym samym roku swoją karierę rozpoczyna Kevin Garnett. W cybernetycznym świecie następuje przełom, swoją premierę ma kultowy Windows 95, powstają portale takie jak eBay czy Yahoo!, a najsłynniejszy socjotechnik Kevin Mitnick zostaje w końcu aresztowany. Również Ted Kaczynski, znany szerzej jako Unabomber, wysyła swój ostatni

Podczas gdy u nas rap zaczynał kiełkować, w USA rozkwitł już na dobre i wchodził w fazę apogeum złotej ery [...]

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

list. Do kin wchodzą takie klasyki jak „Desperado”, „Siedem”, „Gorączka”, „Jumanji” czy „GoldenEye”, no ale co w rapie?   U nas niewiele, w 1995 Liroy wydaje swój „Alboom”, który dzięki ogromnemu sukcesowi komercyjnemu staje się przepustką rapu do mass mediów i trampoliną dla dalszego rozwoju kultury hip-hop w Polsce. Od momentu wydania w lipcu do końca 1995 roku „Alboom” sprzedał się w 500 tys. egzemplarzy, a w efekcie dorobił się statusu poczwórnej (!) platynowej płyty. Od tamtego momentu tak naprawdę wszystko się zaczęło. Można nie lubić Liroya, można mieć nawet ku temu sensowne powody, jednak gdyby nie ten wstrząs, który wywołał swoim medialnym sukcesem, nie wiadomo jak wyglądałby dzisiaj polski hip-hop, a przeszliśmy naprawdę długą pielgrzymkę od rymów częstochowskich do gargantuicznego hultaja, zarówno w kontekście językowym, jak i muzycznym.   Podczas gdy u nas rap zaczynał kiełkować, w USA rozkwitł już na dobre i wchodził w fazę apogeum złotej ery, dlatego warto przypomnieć sobie klasyki z tamtej epoki, które w tym roku obchodzą swoje 20-lecie. Dzięki urodzajowi klasyków z roku 1995 bardzo ciężko jest wybrać jedynie 20 najważniejszych i właściwie o każdym z nich można by napisać osobny artykuł, jednak nie ma sensu się nad tym specjalnie rozwodzić, najlepiej zwyczajnie posłuchać, dlatego młodszych zachęcam do sprawdzenia, a starszym po prostu przypominam następujące albumy:

Tha Alkaholiks – Coast II Coast

2 Pac – Me Against the World

Smif-n Wessun – Dah Shinin’, (10 stycznia) Był to debiutancki album Teka i General Steele’a, znany z mrocznych bitów z dudniącym filtrowanym basem i tekstów o przetrwaniu na ulicy. Okładka albumu została zainspirowana okładką płyty „He’s Coming” Roya Ayersa.

58

www.vaib.pl

Big L – Lifestylez ov da Poor & Dangerous



ARTYKUŁ

Tha Alkaholiks – Coast II Coast (14 lutego) Drugi krążek Liksów, który zapewnił im rozpoznawalność nie tylko w kraju, ale też na świecie. Typowo imprezowy klimat stworzony przez bity E-Swifta, ze świetnymi, przeplatającymi się zwrotkami J-Ro i Tasha. Gościnnie pojawili się Xzibit, Diamond D, King Tee, czy Q-Tip, a także producent Madlib, który po raz pierwszy pojawił się w komercyjnym wydawnictwie.

Ol’ Dirty Bastard – Return to the 36 Chambers: The Dirty Version

Mobb Deep – The Infamous

2 Pac – Me Against the World (14 marca) Przez wielu uważany za najwybitniejsze dzieło w karierze 2Paca. Album miał swoją premierę miesiąc po jego aresztowaniu za napaść na tle seksualnym. Sprzedał się łącznie w nakładzie 3,5 miliona egzemplarzy. Lirycznie Tupac odsunął się trochę od konwencji typowego gangsta rapu na rzecz uzewnętrznienia swoich prywatnych emocji, co uczyniło projekt bardziej osobistym. Sam autor twierdził, że ten krążek był niejako spowiedzią z jego najciemniejszych sekretów i prywatnych problemów, z którymi borykał się w tamtym okresie.

Big L – Lifestylez ov da Poor & Dangerous (28 marca)

przez DJ-a Premiera czy Large Professora jak przy pierwszym krążku. Członkowie Mobb Deep wzięli produkcję w swoje ręce, pomimo że wcześniej się tym nie zajmowali, jednak bity, które otrzymywali od producentów, nie przypadły im do gustu, bądź też były zbyt drogie.

Mack 10 – Mack 10 (20 czerwca) Debiutancki krążek od jednego z członków Westside Connection, do którego należeli też Ice Cube i WC, również obecni na tym albumie. Nie obyło się przy tym bez zaczepki w stronę Commona, z którym Ice Cube miał w tamtych czasach beef. Na „Mack 10” autor objawił się w swojej szczytowej formie, rymując pod bujające bity z kultowymi syntezatorami w tle. Nawet jeśli jego późniejsza, solowa działalność nie przypada do gustu, na pewno nie można odmówić tej płycie statusu klasyka, przynajmniej na zachodnim wybrzeżu USA.

Luniz – Operation Stackola (4 lipca) Pierwszy album grupy Luniz, pochodzącej z Oakland w Kalifornii. Spowodował niemałe zamieszanie na rynku muzycznym, ze względu na powszechnie znany numer „I Got 5 On It”, który ukazał się łącznie w trzech wersjach, a sprzedał się

Debiutancki album jednego z najwybitniejszych MC’s wszechczasów. Tytuł płyty nawiązuje do programu telewizyjnego „Lifestyles of the Rich and Famous”, jednego z pierwszych reality show, który ukazywał życie bogaczy w USA. Album został doceniony dzięki metaforycznym tekstom Big L’a, jednak niewyróżniające się produkcje członków D.I.T.C. (głównie Lorda Finesse i Buckwilda) sprawiły, że w ogólnym ujęciu krytycy oceniali płytę raczej przeciętnie.

Mack 10 – Mack 10

Ol’ Dirty Bastard – Return to the 36 Chambers: The Dirty Version (28 marca) Solowy debiut najbardziej zwariowanego reprezentanta formacji Wu Tang Clan, której większość członków pojawiła się gościnnie. Większość bitów wyprodukował RZA, jednak częściowo odpowiadał za nie również sam ODB.

Bone Thugs-n-Harmony – E. 1999 Eternal

Mobb Deep – The Infamous (25 kwietnia)

Luniz – Operation Stackola

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Drugi album legendarnego składu Mobb Deep, który ugruntował ich pozycję na rynku muzycznym. Na płycie pojawili się m.in. Nas, Big Noyd, członkowie WTC – Raekwon i Ghostface Killah oraz Q-Tip, który oprócz featuringu na mikrofonie udzielał się również jako producent pod pseudonimem The Abstract. Pierwsza płyta Mobb Deep „Juvenile Hell” nie osiągnęła większego komercyjnego sukcesu, przez co Prodigy i Havoc zostali wydaleni ze swojej ówczesnej wytwórni 4th & B’way Records. Bity na „The Infamous” nie były już robione 60

www.vaib.pl

Raekwon – Only Built 4 Cuban Linx…


ARTYKUŁ

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Kool G Rap – 4,5,6

z obraźliwym słowem w tytule. Skomponowano go na wzór filmu, opowiadającego prawdziwe historie, w którym główną rolę miał grać Raekwon. Swoją znaczącą rolę odgrywał też Ghostface Killah, a reżyserem całej tej zabawy był producent RZA. Wśród gości pojawili się wszyscy członkowie Wu Tangu, a także Capadonna, Blue Raspberry i Nas. Przez wielu krążek ten zaliczany jest do najlepszych albumów rapowych wszechczasów, jako jeden z tych, które miały ogromny wpływ na kształtowanie gatunku przez kolejną dekadę. Nawiązania do płyty Raekwona pojawiają się już w wydanym rok później „Reasonable Doubt” Jaya-Z i dwa lata później w „Life After Death” Notoriusa B.I.G.

AZ – Doe or Die

Kool G Rap – 4,5,6 (12 września) Solowy debiut w wytwórni Cold Chillin Records, poprzedzony zerwaniem współpracy z DJ-em Polo w 1993 roku. Pomimo swojego mrocznego, ulicznego klimatu, dzięki singlowi „Fast Life” z gościnnym udziałem Nasa album wzniósł się na pierwsze miejsce listy przebojów Billboardu w kategorii Hip-Hop/R’n’B.

Das EFX – Hold It Down (26 września) Das EFX – Hold It Down

w nakładzie ponad miliona egzemplarzy. Lirycznie cały projekt sprowadza się do rapowania o paleniu, bankrutach i miejscu, z którego pochodzą Yukmouth i Numskull. Raczej nie doszukamy się tekstów ambitniejszych niż „no no to broke hoes”. Muzycznie też nie jest to jakaś odkrywcza rewelacja, aczkolwiek trzeba przyznać, że album narobił szumu i dlatego też znalazł się w tym zestawieniu.

Bone Thugs-n-Harmony – E. 1999 Eternal (25 lipca) Krayzie Bone, Layzie Bone, Bizzy Bone, Wish Bone i Flesh-N-Bone wydali swoje drugie dzieło cztery miesiące po śmierci swojego mentora Eazy-E, dlatego ta płyta została mu zadedykowana. Album stał się dość popularny i zbierał pozytywne opinie krytyków za melodyjny styl rapowania. Za produkcję bitów odpowiedzialny był DJ U-Neek. Nazwa albumu nawiązuje do okolicy East 99 Street i St. Clair Avenue we wschodniej części Cleveland oraz roku 1999, który miał dopiero nadejść. Płyta sprzedała się w ogromnym nakładzie (ponad 5 milionów kopii) i stała się najlepiej sprzedającym się albumem tej grupy.

Raekwon – Only Built 4 Cuban Linx… (1 sierpnia) Oryginalnie tytuł płyty zawierał na końcu „N”-word, jednak zrezygnowano z takiej formy, ze względu na potencjalne problemy z promocją albumu

Trzeci album duetu z Brooklynu z produkcjami DJ-a Premiera, Pete Rocka i Easy Mo Bee. Numer „Represent The Real Hip Hop” z KRS Onem pojawił się również na albumie „KRS One”, który wyszedł w listopadzie tego samego roku.

Onyx – All We Got Iz Us

AZ – Doe or Die (10 października) Debiut jednego z najbardziej niedocenionych raperów w przemyśle. AZ był często porównywany do Nasa, który pojawił się gościnnie na albumie. AZ pojawiał się też gościnnie u Nasa: na „Illmatic”, „It Was Written” i „Stillmatic”. Obaj byli też członkami grupy The Firm, jednak AZ nie zrobił tak spektakularnej kariery. W tym roku AZ ma wydać sequel swojego debiutu, „Doe or Die II”. Sam autor twierdzi, że będzie to zwieńczenie jego kariery, a po wydaniu nadchodzącego albumu będzie czuł, że osiągnął już wszystko.

Cypress Hill – Cypress Hill III: Temples of Boom

Onyx – All We Got Iz Us (24 października) Drugi po „Bacdafucup” album duetu Fredro Starr i Sticky Fingaz, który był jego follow-upem. „All We Got Is Us” przez wielu uważany jest za najlepszy album grupy, który miał bardziej mroczny i poważny wydźwięk, przez wzgląd na poruszaną tematykę: samobójstwa, nadużywanie alkoholu i narkotyków, a także rasizm. Krążek otrzymywał pozytywne recenzje krytyków, pomimo braku promocji radiowej, a w 2008 roku został umieszczony na liście 20 najlepiej wyprodukowanych albumów magazynu Vibe.

61

www.vaib.pl

Tha Dogg Pound – Dogg Food


ARTYKUŁ

Cypress Hill – Cypress Hill III: Temples of Boom (31 października)

GZA – Liquid Swords

Mroczny, wręcz upiorny klimat trzeciego albumu Cypress Hill odzwierciedlał ówczesny konflikt w grupie, spowodowany tymczasowym odejściem Sen Dog’a na rzecz innych projektów. Ponadto kawałek „No Rest For The Wicked” zapoczątkował konflikt z Ice Cubem, którego członkowie grupy oskarżyli o kradzież kawałka „Throw Your Set in the Air”. Ice Cube miał go usłyszeć jeszcze w fazie mixu, jako, że numer miał dołączyć do soundtracku filmu „Friday”, w którym grał Ice Cube, jednak Ice Cube chciał nagrać swoją wersję tego numeru, na co nie zgodził sie B-Real. Ostatecznie Ice Cube nagrał kawałek o tym samym tytule co film i muzycznym podobieństwie do „Throw Your Set in the Air”. Cypress Hill podsycali konflikt na koncertach promujących płytę, nawołując fanów do wykrzykiwania obraźliwych słów w stronę Ice Cube’a.

Tha Dogg Pound – Dogg Food (31 października)

The Pharcyde – Labcabincalifornia

Jeden z ostatnich podwójnie platynowych albumów wytwórni Death Row Records i zwieńczenie ery G-Funku. Pomimo tego, że Dr Dre był głównym producentem w Death Row, to Daz Dillinger wyprodukował większość albumu. Wideo do singla „New York, New York”, w którym Snoop Dogg kopie i przewraca budynki w NY wywołało sporą kontrowersję. Reakcją na ten gest było nagranie kawałka „L.A, L.A.” przez Capone-N-Noreaga, Mobb Deep i Tragedy Khadafi, do którego video przedstawia morderstwo członków Tha Dogg Pound i wrzucanie ich zwłok z mostu Queensboro do rzeki. Pierwszy wers Kurupta „Ain’t got no love for no hoes in harmony” wywołał również konflikt z grupą Bone Thugs-n-Harmony, której mentorem był Eazy-E, skonfliktowany przed śmiercią z Dr Dre.

GZA – Liquid Swords (7 listopada) Goodie Mob – Soul Food

Drugi album GZA, członka formacji Wu Tang Clan i absolutny klasyk. Swoją pełną grozy atmosferę album zawdzięcza licznie przeplatanym samplom z filmu „Szogun Zabójca” oraz bitom opartym na samplach z muzyki lat 70., stworzonym w większości przez RZA, a także doskonale dopracowanym, pełnym metafor, czasem surrealistycznym tekstom, które do dzisiaj robią wrażenie. Nie bez powodu album znalazł się w książce „1001 albumów muzycznych”. Historia muzyki rozrywkowej dziewięćdziesięciu sześciu uznanych dziennikarzy muzycznych pod redakcją Roberta Dimery.

The Pharcyde – Labcabincalifornia (14 listopada) Group Home – Livin’ Proof

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

Drugi album grupy, za którego miękkie, łagodne produkcje odpowiadali sami jej członkowie i Jay Dee, a wspierali ich Diamond D i M-Walk. Tematycznie płyta różni się nieco od ich debiutu, jest

62

www.vaib.pl

Dwadzieścia powyższych albumów to jedynie drobna namiastka tego, co działo się w rapie za oceanem

bardziej introspektywna, skupia się na bardziej ponurych tematach, jak zmaganie się ze sławą, sukcesem, narkomanią oraz zerwanymi relacjami. Album nigdy nie osiągnął statusu nawet złotej płyty, jednak jest znany i szanowany przez słuchaczy na całym świecie.

Goodie Mob – Soul Food (21 listopada) Debiutancki krążek składu, do którego należeli Big Gipp, Khujo, T-Mo i Cee-Lo. Na albumie po raz pierwszy użyto terminu „dirty south”, wymyślonego przez rapera Cool Breeze, członka kolektywu The Dungeon Family, tworzonego przez Goodie Mob, Outkast i Organized Noize – odpowiedzialnych za produkcję „Soul Food”. Projekt miał ogromny wpływ na rozwój gatunku i jest uznawany za arcydzieło rapu z południa. Łączy w sobie ostrą krytykę społecznych nierówności z emocjami i typowym soulem.

Group Home – Livin’ Proof (21 listopada) Po gościnnych występach na „Dalily Operation” i „Hard to Earn” grupy Gang Starr, duet Lil’ Dap i Melachi the Nutcracker zasłużyli na swój własny longplay. DJ Premier i Guru odpowiadali za produkcję debiutu, w którym większość kawałków poprzedzanych jest przerywnikami instrumentalnymi, przykuwającymi uwagę i sprawiającymi, że odbiorca chce usłyszeć więcej. Jest to album przez wielu uważany za najlepsze dzieło DJ-a Premiera, jednak często pozostaje w cieniu innych produkcji z bardziej rozpoznawalnymi raperami.   Dwadzieścia powyższych albumów to jedynie drobna namiastka tego, co działo się w rapie za oceanem. W 1995 roku, jak wspomniano wcześniej, odszedł od nas Eazy-E z legendarnego N.W.A. 14 sierpnia 2015 odbędzie się premiera filmu o tytule takim samym jak pierwszy, wydany w 1988 roku album grupy – „Straight Outta Compton”, na który z pewnością czekają nie tylko fani N.W.A.   Straciliśmy weterana westcoastu, ale chwilę wcześniej, w styczniu 1995 roku, na wschodnim wybrzeżu urodził się Joey Badass, niekwestionowany talent. Ma dopiero 20 lat i na koncie 6 mixtape’ów oraz jedną EP-kę, a w tym roku doczekaliśmy się w końcu albumu studyjnego...



fot. Beyond Doubt Video

KOMENTARZ

Stanowisko

Komentatorskie #1 Wygodne siedzenia, łokcie na blacie, potężne słuchawki na uszach, mikrofony włączone. Rap-gra, pierwszy gwizdek. Spotkanie rozpoczynają...

DWA SŁAWY Michał: Rado i Astek nie wybrali drogi newschoolowej, bo jest na czasie, tylko dlatego, że doskonale poruszają się na tym gruncie. Od tego należałoby zacząć dyskusję na temat ich nowego albumu, który sam w sobie jest niemal kompletny. Są oni podręcznikowym przykładem tego, jak powinna wyglądać współpraca między raperami. Przytakują jednocześnie, w wywiadach jeden jest hypemanem drugiego, kurwa, oni nawet wyglądają tak samo. Można bardziej się uzupełniać? Adam: Wyobrażasz sobie innych raperów, którzy byliby w stanie nagrać taki numer jak „Multitasking”? Bezapelacyjnie najlepszy duet w polskim rapie. Aż na usta ciśnie się parafraza z „Ego Trip”, dotycząca Big Puna i Fat Joe – może nie są bliźniakami, ale jak ich tak nie traktować?! Michał: Łódź zrodziła kolejne polskie Cali Agents. Dawniej Afront, teraz Sławy. Adam: Co można więc powiedzieć o „Ludziach Sztosach”? Michał: Na pewno jest to płyta, która ma w sobie dużo Ameryki. Nie jest to (na szczęście) kolejny ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

avatar, ani cebula owinięta w ozdobny papier z napisem „USA” i małymi Statuami Wolności. Do tego przyzwyczaiła polska scena, Sławy skutecznie mają to w dupie. Adam: Tak jak mówisz, nie jest to wschodni kompleks słowiańskich muzykantów. Nie są też kolejnymi poczciwymi baranami idącymi za stadem do bramki z napisem „newschool”. Dwa Sławy to dwóch gości świadomych swojego wyboru. Poza tym, są pierwszymi raperami w Polsce, którzy czują Lil Wayne’a. Choć potwierdzanie zajebistości Weezy’ego stało się wyznacznikiem bycia na czasie, wreszcie pojawili się MC’s, którzy pokazali, jak to się powinno robić. Michał: Szybko wyjaśniło się też miejsce na podium w kategorii najlepsze albumy 2015 roku. Pytanie tylko, które miejsce na pudle zajmą chłopy. Poprzeczka została zawieszona wysoko. Sami dla siebie już są zwycięzcami. W końcu dorobili się materiału, który jedną ręką wyprowadza potężny podbródkowy, drugą z kolei wypłaca „bitch slap” wielu osobom. Klasa. Patrząc po reakcjach na koncertach, słuchacze zaczynają to czuć. Chwilowa moda? Świadomość? Olać. Jedno jest pewne, formuła Sławowa 64

www.vaib.pl

powoli się spłaca. No i hashtagi są rzeczywistymi hashtagami. I co najważniejsze – „nigdy się o to nie prosili, samo zaczęło spływać”. Adam: Choć poruszanie tematów hashtagów zaczyna powodować odruchy wymiotne, trudno pominąć tę kwestię. Może właśnie dołączam do bandy psychofanów Astka, ale to zdecydowanie najwyższy poziom w naszym kraju. Jako jeden z niewielu inspirował się Waynem, a nie Małolatem. Doprawdy, wybaczam mu jego charyzmę. Ogólnie dwusławowy newschool to ciekawe zagadnienie. Czuć w tym lekkość. Wzbogacając to swoim dystansem, stanowią dobrą przeciwwagę do patetycznego mesja-

Ich nowy album można odkrywać na milion różnych sposobów [...]


KOMENTARZ

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL nizmu VNM-a, który w pewnym momencie był już gotowy składać ofiary z trueschoolowców przed pomnikiem Drake’a.

rap, potrzeba odrobinę świadomości i zdrowego dystansu, a zdrowy dystans i świadomość to deficyt u tej większości idącej drogą Miśka. Jednak wyłażąc chłopakom na chwilę z tyłka, nie zgłębiałbym się tak mocno w analogie między twórczością Sławów a filmami pana Marka Koterskiego. Bądź co bądź – to tylko rap.

Michał: Raz w wywiadzie powiedzieli, że klasyczna forma już tak bardzo ich nie grzeje i nara. U nas w kraju albo coś jest czarne, albo białe. Jak jesteś newschoolowcem, pierdolisz trueschool, z kolei jak jesteś trueschoolowcem, lejesz na newschool. Oni odcinają się od wojen i wojenek, kwitując wszystko ironicznym uśmiechem. Fu kiedyś już dał do zrozumienia, co się liczy i Ty po raz kolejny o tym przypomniałeś. Adam: Kończąc temat Lil Wayne’a, Rado i Astek mają potencjał, aby – podobnie jak raper z Nowego Orleanu – bawić się rapem na każdym polu. Oczywiście, już mogą. Jednak liczę na to, że ich wszechstronność dopiero się rozwinie. Póki co, na pewno udało im się wyskoczyć z szufladki, którą sami, chcąc nie chcąc, zaczęli tworzyć. Nie stali się karykaturą samych siebie, co często dzieje się z raperami z mocnym wizerunkiem. Michał: Stali się bardzo elastyczni, co nie jest zarzutem. Ich nowy album można odkrywać na milion różnych sposobów, a przy tym wszystko jest na tyle chwytliwe, że przyciąga nawet tych, którzy nie mają zamiaru rozkładać go na czynniki pierwsze. Wszystko zrealizowane na poziomie pro, jednocześnie pozostając najbardziej uniwersalną płytą w ich dorobku. Adam: Co najważniejsze, nie traci przy tym charakteru. Michał: Jasno też pokazują, kto jest gospodarzem. Pewnie mnie ukrzyżują, ale we współpracy na linii Dwa Sławy – Quebonafide, reprezentant Ciechanowa wykazał mniejszy współczynnik „sztosu”. Powiedziałem to na głos? Damn. Chłopaki, nie jedźcie mnie na instagramie, bo nie mam. Dziewczyny, nie startujcie do mnie z paznokciami, bo nie kupiłem edycji specjalnej „Piątku 13”, a chodzić z podrapaną twarzą nie wypada. Elo Kuba! Adam: Que do wycięcia. Lynch us bitch! Co do kwestii featuringów, to zwrotka JNR-a wpisuje się w koncept i pokazuje go jako dobrze zapowiadającego się rapera. Umiejętności wokalne Kasi Grzesiek też nie ulegają wątpliwości. Nie zgadam się z opinią, że płyta zyskałaby, gdyby nie pojawiłyby się na niej featuringi. Bądź co bądź, cały czas wiadomo, kto tu rządzi. Michał: Żeby też nie było zbyt cukierkowo – „Hate-Watching” skipuję. Ten numer treściowo jest zbyt oczywisty jak na nich i mógłby znaleźć się na dowolnej płycie Ostrego z okresu – „słyszałeś jeden albumu, słyszałeś je wszystkie”. Adam: Współczuję wszystkim nolife’om, którzy na-

Michał: Poprzedni album był cholernie łódzki, co nie do końca można nazwać komplementem.

Pierwsza wersja okładki albumu „Ludzie sztosy”, która ostatecznie została zmieniona dążyli za każdym wersem w tym numerze. Prawda, Sławy lekko otarły się o banał i zaniżyli poziom. Choć z perspektywy całości można im to wybaczyć, to należą do ludzi, od których wymaga się więcej. Michał: W końcu też zrzucili z siebie łatkę komediantów, która mocno ich uwierała i pewnie cały czas uwiera. Owszem, nie brak uśmiechu, ale mimo wszystko… Adam: Płyta nie ma pusto rozśmieszać. Michał: Dokładnie. Jeśli już pojawia się humor, to nie jest on wieśniacki. Więcej Monty Pythona niż polskich kabaretów. W dużej mierze jednak dominuje gorycz. Oczywiście nie w takich proporcjach, żeby upewniać się, czy sznur jest wystarczająco mocny, jak w przypadku chociażby Rovera, ale nie da się ukryć, że trochę nam Sławy posmutnieli. Ale czy smutni, czy uśmiechnięci, zawsze pozostają niepowtarzalni. Adam: Jakby nie było, wprowadzają trochę polotu i finezji na tej smutnej jak pizda scenie. Polski rap wciąż tonie w melancholii i dusi się od poważnej treści. Hordy zdesperowanych dwudziestolatków chcą uczyć życia i prawić morały na temat postępowania. Brakowało mu przeciwwagi w postaci żartu, dystansu i ironii. Ba, wciąż brakuje. Jednak każde pojawienie się rapera, który z przymrużeniem oka potrafi komentować rzeczywistość, jest na wagę złota. Michał: Dużo ironii. To nie może się nie podobać. Zauważyłeś też pewien paradoks Koterskiego występujący w ich (zwłaszcza obecnej) twórczości? W momencie, kiedy większość idzie drogą Miśka, robiąc z siebie idiotów, oni konsekwentnie stoją na fundamentach położonych przez Pana Marka. Adam: Trudno się nie zgodzić. Czuć w tym śmiech przez łzy. Choć żeby umiejętnie przekładać to na 65

www.vaib.pl

Adam: Mimo że momentami był to humor niższych lotów, moim zdaniem niektóre ciosy na „Nie Wiem, Nie Orientuje Się” były naprawdę potężne. Niestety, wyprowadzone z trzyletnim opóźnieniem. Przez co płyta trafiała w próżnię. Szkoda. Na szczęście tym razem jest całkowicie odwrotnie. Michał: „Klasyk przed premierą”? Adam: Jak dla mnie to za dużo powiedziane. „Ludzie Sztosy” to idealna odpowiedź na dzisiejszą scenę i nasze czasy. Pod tym względem trafia w sam środek tarczy. Na pewno jeden z albumów, który narzuci narrację na ten rok. Michał: Zgadzam się. Plus stylowo torują sobie drogę do nagrania materiału, który na stałe ma szansę wpisać się wielkimi literami w annałach polskiego hip-hopu. W przyszłości. O ile się w międzyczasie nie wkurwią. Adam: Można odnieść wrażenie, że kryzys 30 lat zaczyna determinować polskich raperów do działania. Oczywiście mówimy o świadomych graczach, których rozgłos nie jest nadmuchanym balonikiem. Michał: Trzydziecha na karku, a świat dopiero staje przed nimi otworem. Adam: Myślisz, że są oni w stanie przejąć kontrolę nad światem? Michał: A to już nie przejęli? Adam: No tak, zapomniałem, w końcu Dwa Sławy to... ILLUMINATI. Koniec spotkania.

Komentowali Adam Swarcewicz adam.s@vaib.pl

Michał Ochęcki michal@vaib.pl


fot. Jarek Magiera - RetroRoom.pl

WYWIAD

HIP-HOP Z ZAŁOŻENIA NIE POWINIEN TWORZYĆ BARIER

B.O.K

Adam Swarcewicz, Michał Ochęcki

Dziś B.O.K to nie tylko Bisz, Oer i Kay. Jako ośmioosobowy band zrzeszający muzyków z różnych nurtów, poszli własną ścieżką i wszelkie podziały muzyczne zostawili daleko za sobą. Płyta „Labirynt Babel” nie tylko znalazła się w czołówce większości rapowych podsumowań roku 2014, ale też odbiła się echem w środkowiskach poza hip-hopowych. Sprawdźcie, co miał do powiedzenia każdy z członków grupy. ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

66

www.vaib.pl


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL Bromba VAIB: Co przychodzi Ci na myśl, kiedy słyszysz słowo „rap-core”? Myślisz, że istnieją kapele odpowiednio łączące rapowy warsztat z gitarowym uderzeniem? BROMBA: Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, obecnie słysząc rap-core, to zespoły zafascynowane Kornem i Limp Bizkit, których członkowie są skupieni bardziej na fajnym wyglądzie niż na muzyce. Ja zetknąłem się z tym zjawiskiem, słuchając składanki (soundtracku do filmu) Judgement Night, gdzie we wspólnych numerach mamy połączenie m.in. Biohazard i House of Pain, Living Colour i Run DMC itd. Na pewno niektóre z tych kawałków można zakwalifikować do rap-core. Pierwszymi zespołami, z którymi się zetknąłem, gdzie do ostrej muzyki gitarowej zaaranżowano wokale rapujące, były Rage Against The Machine i Faith No More, ale raczej one nie są w szerokiej opinii uznane jako zespoły rap-core’owe. Jeżeli chodzi o szufladkowanie muzyki, zostawiam ten temat dziennikarzom muzycznym, bo dla mnie muzyka dzieli się na rozrywkową i poważną, fajną i niefajną, może jeszcze czasami posługuję się pojęciami szerokimi, typu: jazz, rock, reggae itd. Śmieszy mnie, jak w obecnych czasach objawia się jakaś nowa postać-zespół okrzyknięta absolutną nowością i świeżością, gdy po przesłuchaniu stwierdzam, że np. Beastie Boys albo Led Zeppelin grali już tak 30 albo 40 lat temu. Uważam, że zamiast skupiać się na odtwarzaniu lub kreowaniu nowego stylu muzycznego, należy cofnąć się do korzeni, aby nabrać dystansu do tego, jaką muzykę się tworzy. Jeżeli chodzi o skillsy topowych kapel obecnie uznanych za rap-core’owe to oczywiście są wysokie i wielu świetnych raperów stoi na czele gitarowych kapel, np. HED P.E., Dog Eat Dog czy Skindred, a w Polsce np. Flapjack. Czego artyści hip-hopowi mogliby nauczyć się, patrząc na koncerty rockowe? Większej energii, zaangażowania, poświęcenia? – To działa w dwie strony. Bywałem na koncertach jednego gościa z akustyczną gitarą, który swoją energią zjadał band złożony z pięciu wydziaranych zwierzaków z piecami po 500W. Nie ma tutaj reguły. Widziałem wiele słabych koncertów hip-hopowych i słabych koncertów rockowych. Jeżeli chodzi o zaangażowanie w sprawy społeczne, środowiskowe, to na pewno więcej jest kapel wywodzących się z nurtu hard-core/punk, które cały czas mówią o ważnych rzeczach. Z tego, co widzę i słyszę od wielu lat, w mainstreamowym rapie mamy kult hedonizmu, gdzie liczy się fura, dupy i drogie łańcuchy na klatach. Na szczęście Bisz jest tego zaprzeczeniem. Ocena zaangażowania artysty jest rzeczą bardzo subiektywną. Można się mocno zaangażować w formę bez treści, robiąc zawodowy show. Jest przecież cała masa ludzi, którzy przychodzą na koncert, chcą się rozerwać i nie szukają w muzyce czy w tekście wersów zmuszających do myślenia. Niestety jest to większość. Pestka VAIB: Dream Theater uważani są za perfekcjoni-

stów. Z kolei o Nirvanie mówi się, że nagrywając płytę, po prostu wchodziła do studia i grała koncert. Które podejście jest Ci bliższe? PESTKA: Akurat te dwie kapele mają/miały różne priorytety. Osobiście nie robi na mnie żadnego wrażenia progresywno-eposowa pompatyczność, matematyczne podejście do muzyki i spuszczanie się, ile wszystkiego można upchać w kompozycje. Nie mam nic do dążenia do perfekcji – sam do niej tip-topuję... Dla mnie jednak muzyka jest przede wszystkim w sercu i duszy, a dopiero dalej w mózgu i mięśniach. Stąd bliżej mi do Nirvany, gdzie słyszałem emocje plus jaja niż do Dream Theater... Myślisz, że techniczna perfekcja może zabić ekspresję? – Zdecydowanie nie. Problem w tym, że nie wszyscy muzycy posiadają obie te zalety. Ekspresja jest dla mnie bardziej cechą charakteru. Technikę przy odpowiedniej ilości zaangażowania można wypracować. Zdecydowanie techniczna perfekcja pozwala ekspresji, jako przedłużeniu kreatywności, rozwinąć skrzydła. Natomiast dobry rzemieślnik bez ekspresji zawsze tylko nim pozostanie. Często słyszy się opinie, że dziś rap zastąpił muzykę rockową i to on stał się głosem pokolenia. Widzisz spójność między tekstami Bisza a ideami stojącymi za muzyką punkową? – Zacznijmy od tego, że od długiego czasu muzyka rockowa to w większości miałki pop pod pretensjonalnym rebel-płaszczykiem i niewiele ma wspólnego z punk-rockiem i ze mną. Jeśli chodzi o podziemną scenę hard-core, z którą mam do czynienia, to zdecydowanie widzę spójność między jej ideami a tekstami Bisza i stąd czuję się w B.O.K jak najbardziej na miejscu oraz wiem, że ostatnia płyta wielu hardcore’owcom bardzo siadła, bo jest w niej mnóstwo pokrewnych tematów, zaangażowania emocjonalnego i krytycznego sprzeciwu wobec tego, co dookoła nas. Bartyna VAIB: Zgodziłbyś się z opinią, że muzycy jazzowi prezentują wyższy poziom umiejętności niż metalowi lub rockowi? W pewnych kręgach John Scofield zawsze będzie ceniony wyżej niż Jimmy Page czy Keith Richards. BARTYNA: Muzyka jazzowa zawsze gromadziła wokół siebie bardzo dobrze przygotowanych instrumentalistów potrafiących grać bogatą harmonię... John Scofield należy do gitarzystów grających jazz i fusion, czyli wypadkową jazzu i rocka. Skończył Berklee College of Music, co dało mu możliwość nauki od najlepszych muzyków jazzowych. Natomiast Jimmy Page napisał kompozycje, które na zawsze będą rockowym kanonem, uzyskał honorowy doktorat Berklee College Of Music, na uczelni jest klasa poświęcona Jimmy’emu Page’owi, gdzie rozbierane są na czynniki pierwsze struktury harmoniczne jego autorstwa. Każdy z wymienionych muzyków: John Scofield, 67

www.vaib.pl

Jimmy Page czy Keith Richards z The Rolling Stones ma bardzo duży wkład w muzykę. Posiadają swój jedyny i niepowtarzalny styl. Swoją grą na instrumencie opowiadają oddzielną historię muzyki. Każdy ze słuchaczy inaczej odczuwa inne emocje, słuchając płyt ww. wykonawców. W pewnych kręgach John Scofield będzie wyżej cenionym muzykiem niż Jimmy Page czy Keith Richards i odwrotnie. Zależy to wyłącznie od grupy odbiorów i odczuwania emocji, czułości na indywidualny styl każdego z wybitnych muzyków. Myślisz, że forma hip-hopowa, która często jest prostą, jednostajną linią melodyczną, może stanowić dobre pole do działania dla gitarzysty? Nie czujesz okrojonego wachlarzu możliwości? – Hip-hop jest formą otwartą z założenia, sprowadzaną do samplingu partii solowych. Samplowany jest funk, disco, jazz, soul i wiele innych styli. W każdym z tych stylów gitara bierze większy lub mniejszy udział. Hip-hop z założenia nie powinien tworzyć barier. Jako muzyka czerpiąca z wielu stylów uważam, że jak najbardziej jest niezłym polem dla gitarzysty, ale i innych instrumentalistów. Biorąc pod uwagę wielostylowość, wachlarz możliwości jest również duży. Oer VAIB: Przy okazji spotkania z fanami w Poznaniu wspomnieliście o tym, że podczas prób zdarzało Wam się coverować klasyczne numery hip-hopowe autorstwa m.in. Gang Starra i Rakima. Nie myślałeś, żeby podtrzymać tę konwencję, ale w nieco szerszym wydaniu? OER: Ze względu na dość duży rozmach produkcyjny „Labiryntu” i stosunkowo niedługi czas przygotowań do trasy, nie mogliśmy zbytnio szaleć z liczbą przygotowywanych numerów. W chwili obecnej będziemy mieli więcej czasu na przygotowanie takich smakołyków i postaramy się ponownie wpleść jakieś hip-hopowe klasyki w naszym wydaniu. Ostatnio Ninja Tune podało zestawienie 5 soundtracków filmowych, które były inspiracją dla nadchodzącego projektu Lapaluxa. Jakie albumy Ty byś wybrał? – Chwilowo jestem dość zapracowanym człowiekiem i w ostatnich miesiącach nie miałem czasu sprawdzać całych soundtracków. Z tego, co ostatnio utkwiło mi w głowie, to muzyka do filmu Babel, Nietykalni, Whiplash oraz 12 lat niewoli. Czy rap potrzebuje żywych instrumentów, aby został doceniony przez inne środowiska? Czasem można odnieść wrażenie, że dla raperów jest to niezbędna karta wstępu na wszelkie festiwale pozahip-hopowe. – Wydaje mi się, że im więcej żywego elementu pojawia się w muzyce generalnie, tym łatwiej albo mocniej potrafi ona trafić do różnych serc. To coś na zasadzie rezonansu, od człowieka do człowieka, od serca do serca. Być może właśnie te żywe instrumen-


WYWIAD

ty i ci ludzie, reprezentujący i współtworzący tak wiele odmiennych środowisk, pokazują, że można zjednoczyć się na scenie i zagrać muzykę dobrą i trafiającą do każdego człowieka. Na pewno jest to obalenie pewnych stereotypów, które wiele osób nadal ma w głowie, myśląc o muzyce rapowej. Syluch VAIB: Zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że skrzypce to najtrudniejszy z instrumentów do opanowania? SYLUCH: Trudno nazwać skrzypce najtrudniejszym instrumentem do opanowania, ponieważ każdy instrument posiada swoje indywidualne trudności. Na pewno są jednak jednym z najbardziej wymagających instrumentów. Dlaczego? Ponieważ skrzypce nie posiadają progów (jak np. w gitarze) czy klawiszy, nie ma możliwości zagrać dźwięku czysto inaczej, niż wykorzystując swój słuch. Dodatkowo różnice w wysokości dźwięku to milimetry, wystarczy małe przesunięcie palca i powstaje fałsz. Samo wydobycie czystego i – ogólnie mówiąc – ładnego dźwięku jest dużą trudnością. Jest bardzo mało muzyków w historii, którym udało się opanować ten instrument w mniej niż 5 lat i mówimy tutaj o podstawowym opanowaniu instrumentu. Aby skrzypce nie kryły przed nami tajemnic, potrzeba wielu lat i tysięcy godzin ćwiczeń. Jednak kiedy jest to twoja pasja, łatwiej walczyć z ciągłymi przeszkodami i rozwojem swojej gry. Nie boisz się, że sprowadzając skrzypce do hip-hopowej formy, łatwo można sprofanować ich znaczenie? – Gdyby twórcy muzyki kierowali się stereotypami, to chyba do dziś słuchalibyśmy muzyki ze średniowiecza. Sto lat temu nikt nie wyobrażał sobie, że skrzypce mogą brzmieć w innym gatunku niż muzyka klasyczna. Dzięki otwartej głowie i odwadze takich skrzypków jak Stéphane Grappelli czy potem Jean-Luc Ponty skrzypce nabrały nowego znaczenia. Dziś skrzypce możemy spotkać w niemal każdym gatunku muzyki – jazzie, muzyce elektronicznej czy rockowej. To, czy połączenie danego instrumentu z danym gatunkiem muzycznym będzie brzmiało infantylnie lub po prostu źle, zależy tylko od tego, jak go wykorzystamy. Muzyka to trochę jak kuchnia – mamy nieograniczony wybór smaków i składników – a to, czy potrawa będzie smaczna, zależy tylko od gustu, wiedzy i doświadczenia kucharza. Kay VAIB: Jak myślisz, dlaczego polscy wokaliści, którzy dawniej byli uważani za ikony kiczu, nigdy nie próbowali odwrócić roli na swoją korzyść i przekroczyć własnych barier? Konfrontując polską muzykę z zagraniczną, idealnym przykładem takiego ruchu jest Justin Timberlake. KAY: Wydaje mi się, że u nas, w Polsce, nie jest z tym tak łatwo. Myślę, że nasze społeczeństwo (w tym słuchacze) jeszcze zdecydowanie chętniej ocenia czy krytykuje innych. Stąd mniejsza możliwość na przekraczanie barier, bo tych barier (np. w postaci ludzi) jest więcej. Widzę, że coraz bardziej uczymy się zrozumienia i takiego podejścia, że ktoś robił coś, bo to mu się podobało, miał do tego warunki czy odnajdywał w tych krokach/drodze możliwość rozwoju. Zaczynamy rozumieć, że każdy ma inne drogi, gusta itp. Wiesz, po prostu jak coś mi się nie podoba, to nie muszę tego słuchać (czytać, oglądać itd.). Z drugiej strony, tak proporcjonalnie, takich przykładów jak Justin Timberlake, tak jak u nas w kraju, jest stosunkowo bardzo mało. Za granicą, a zwłaszcza w miejscach, gdzie robi się to na dużo większą skalę, jest po prostu dużo więcej wykonawców i w tym ich „dużym morzu” da się trochę takich wyłowić, w na-

Podmioty liryczne na płycie besztają bierność, konsumpcję, materialne podejście do rzeczywistości, dążenie do zysku za wszelką cenę [...] ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

szym „mniejszym morzu” jest ich trochę mniej. Co nie znaczy, że ich nie ma i nie próbują. Wspominałeś, że zajmujesz się produkcją pod innym pseudonimem, dodając, że nie są to rzeczy łatwe w odbiorze. Nie myślałeś, żeby połączyć siły z Oerem? – Działam też jako Kayozz, klimat zdecydowanie inny niż to, gdzie zazwyczaj udziela się Kay (nie dość, że rozdwojenie jaźni, to jeszcze mówię o sobie w trzeciej osobie… [Śmiech]). Jako Kayozz, prócz paru remixów i udziałów na płytach jako beatmaker, instrumentalista, na razie stworzyłem 2 płytki – „Kayozz Theory” i „Kayozz Theory 2”. Jakieś numery latają w necie, ale cały czas zastanawiam się, jak to wydać. A z moim B.O.K-owym bratem Oerem siły łączę od lat. Często bywało tak, że dodawaliśmy coś od siebie do produkcji tego drugiego, czy po prostu radziliśmy się siebie w kwestiach muzycznych. Z drugiej strony każdy ma zdecydowanie inny styl i klimat. Na razie każdy ma też jakieś plany muzyczne, ale nie wykluczamy w przyszłości jakiejś wspólnej produkcji, może nawet nie tylko takiej, gdzie tworzymy muzykę, ale może też rymujemy (dawno tego nie nagrywaliśmy) – jakiś wspólny KnockOut (K.O.)! Na co dzień też łączymy siły, prowadząc nasze 21 Music Studio. Zapraszamy! (reklama? ;) – śmiech) Dj Paulo VAIB: Załóżmy, że miałbyś stworzyć mixtape tylko w oparciu o dotychczasowe instrumentale z płyt B.O.K i zagraniczne wokale. Jak wyglądałaby Twoja selekcja przy tych blendach? DJ PAULO: Na pewno byłaby to bardzo ciekawa, niecodzienna selekcja. Wyjątkowość jej między innymi tyczyłaby się faktu, że samo dobieranie klimatu podkładów do treści sprawiłoby dużo rapowej zabawy. Powiem też, że jest to niezłym wyzwaniem, by dobrać trafnie jedno do drugiego i odwrotnie; by nowe dzieło miało to coś, co spowoduje, by odsłuch tych kilku minut zawartych w każdym z numerów zawsze sprawiał odbiorcy przyjemność i mobilizował do kolejnego odtworzenia. Myślałem też przez chwilę o stylach, w jakie bym zabrnął, jeśli mowa o acappellach. Na pewno znalazłoby się kilka wokali z kręgów rapowych – hardcore’owych z uwagi na dużą dynamikę większości podkładów z „Labiryntu” czy starszych płyt. Z klasycznych rapowych numerów mniej czy bardziej znanych bym coś przemycił również na nasze produkcje. Soulowy temat myślę, że też by znalazł gdzieś swoją parę... i tak wyszukałbym jeszcze coś ciekawego do powyższego. (uśmiech) Myślisz, że dzięki kulturze hip-hopowej nie umarł kult kupowania i kolekcjonowania płyt? – Hip-hop niewątpliwie mocno się do tego przyczynił. Nie możemy zapomnieć też o innych rodzajach muzyki, które równie szeroko wykazały się w podtrzymaniu kultury „winylowej”. Sam się o tym przekonałem. Jako DJ kojarzony jestem głównie z rapem; zaczynałem jednak swoje praktyki na płytach Niemena i Akwareli, Prince’a, Madonny, Quenn czy nawet Minimal Techno, na czym trenowałem pierwsze blendy, przez ragga jungle do rapu i innych. To doświadczenie pokazało, jak różnorodne style muzyczne przyczyniały się do promowania płyty winylowej i robią to do dziś, gdzie odważyłbym się powiedzieć, że z podwojoną mocą. My, jako B.O.K, również wtórujemy winylowej płycie, czego dowodem dwunastka „Wilka Chodnikowego” w wydaniu 12”LP i tego samego formatu z bonusową siedmiocalówką. Mamy też zamiar wytłoczyć „Labirynt Babel”, by dołożyć kolejną swoją cegiełkę do rodzimych rapowych wydawnictw. God Save The Vinyl! Bisz VAIB: Na „Labiryncie Babel” besztasz ludzi za ich bierność, konsumpcję i materialne podejście do rzeczywistości. Nie uważasz, że w swoim krytycyzmie z lekka demonizujesz obraz pieniądza? Bądź co bądź, bogactwo samo w sobie nie musi być złe. BISZ: W żadnym miejscu nie demonizuję pieniądza, to byłoby zbyt proste. Podmioty liryczne na płycie besztają bierność, konsumpcję, materialne podejście 68

www.vaib.pl


WYWIAD

fot. Arek Wojtasiewicz

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

do rzeczywistości, dążenie do zysku za wszelką cenę, ale kiedy dochodzi do pieniądza, padają słowa magiczna siła, która może dać lub odebrać życie, czyli po prostu narzędzie jak rozbity atom, który może dać energię, ale też zmieść z powierzchni ziemi rodzaj ludzki. Bogactwo samo w sobie nie musi być złe, ale rzadko istnieje samo w sobie, zwykle istnieje w nieodpowiednich rękach, a do tego pośród ogromu biedoty i sam ten fakt jest i będzie jeszcze długo wielkim i nieodłącznym cieniem bogactwa. Dla mnie pieniądz to naprawdę magiczna siła, to niesamowite, że można przelewem uratować komuś życie na drugiej półkuli i to jest jak skinięcie palcem... Jednakże nie robimy tego zbyt często i – biorąc pod uwagę bliskość i łatwość możliwości pomocy – można by uznać ten fakt za dość demoniczny. Cóż, ecce homo. Niewielu jest w naszym kraju raperów, którzy zawyżaliby poprzeczkę tak wysoko, jak Ty. Wszechobecne jest dostosowywanie treści i formy do poziomu młodego słuchacza. Polski rap zatrzymał się na poziomie nastolatków? – Pewien wpływ mają na to wymogi rynku. Wiadomo, że jeżeli ktoś chce na czymś zarobić, musi znaleźć klienta, klienci mają pewne preferencje, a trafienie w te preferencje przynosi odpowiednie korzyści. Tutaj też nie chciałbym demonizować, bo jestem przekonany, że większość raperów ma po prostu podobne zajawki do szerokich rzesz słuchaczy, a jeżeli nawet dostosowuje w jakimś stopniu swój produkt do klientów, robi to nieświadomie, intuicyjnie. Nie jest to zresztą jakaś wielka sztuka, gdyż większość ludzi naturalnie dąży do tego, by spełniać szeroko przyjęte normy kulturowe. Za to na pewno nie miałbym szacunku do wyrachowanych raperów, którzy świadomie wciskają ciemnotę swoim słuchaczom. Ja zawsze robiłem wszystko po swojemu i nie sądzę, żeby to była jakaś specjalna zasługa – tak już po prostu mam i tę wysoką poprzeczkę stawiam przede wszystkim sobie, a dopiero później słuchaczom.

Nawiążmy do kawałka „Mindfuck”. Myślisz, że Twoja twórczość działa podobnie jak plamy atramentowe Rorschacha? – Tak. Pokazuję pewne niejasne fragmenty rzeczywistości i człowiek musi się z nimi uporać. Pokazuję „Flaki”, i ktoś widzi w nich pretensjonalny zew wegetarianina, a ktoś inny konkretną refleksję na temat dehumanizacji. Pokazuję „Jurodiwego” i jedna osoba zobaczy w nim demonizowanie pieniądza, a druga faktyczny problem naszego stosunku do wartości materialnych. W wielu wywiadach mówiłem, żeby nie wpadać w prostą pułapkę całkowitego utożsamiania mnie z podmiotami lirycznymi na tej płycie – są to kreacje, twórcze plamy, które mają wydobyć uprzedzenia i przedprzekonania słuchacza oraz pobudzić do ponownego ich przemyślenia. Patrząc po przykładach Julio Cortázara i Jamesa Joyce’a, w dzisiejszych czasach niezrozumienie autora często równa się z posądzeniem o grafomanię. Nie sądzisz, że z Tobą może być podobnie? – Na pewno kiedy mówi się rzeczy, których mało kto chce słuchać, które mocno odstają od aktualnych trendów, o których wielu nie chciałoby wiedzieć, to trzeba być szaleńcem, żeby oczekiwać zrozumienia. Ja go nie oczekiwałem. Co do grafomanii – jest to pojęcie uwarunkowane historycznie, estetycznie i kulturowo; wydaje mi się, że biorąc po uwagę współczesną estetykę, to na pewno zdarza mi się o grafomanię otrzeć, jednak tylko w ten sposób potrafię się wyrazić. Podobnie, mimo poszerzania swojej wiedzy, niekiedy ocieram się o pseudointelektualizm, jednak także wynika to z używania pojęć, bez których nie potrafiłbym ująć swojej wizji. Uniknąć grafomanii może tylko ten, kto wie, jak powinno się pisać, a ja tego nie wiem... Choć kiedy o tym myślę, to rośnie we mnie wrażenie, że najbardziej narażeni na grafomanię są właśnie ci, którzy myślą, że wiedzą, jak należy pisać... (śmiech) Typowa dla mnie ambiwa69

www.vaib.pl

lencja. Od zawsze metodą prób i błędów tworzyłem szereg kombinacji wersów, z których wybierałem w danym momencie wg mnie najlepsze, a najlepsze były te, które odpowiadały memu gustowi w danym czasie, za to ten wynikał z tego, co aktualnie czytałem, oglądałem, co robiło na mnie wrażenie. Nie starałem się spełniać jakichś konkretnych kryteriów. Myślisz, że podobnie jak dzieła wyżej wymienionych pisarzy, „Labirynt Babel” z czasem może być przez odbiorców uznany za dzieło epokowe? – Przede wszystkim takie porównania są nie za bardzo na miejscu; staram się być szlachetnym rzemieślnikiem, który ceni artystyczne wartości, ale mam na tyle rozsądku, aby przed Dostojewskim, Nabokovem czy Proustem uśmiechnąć się głupkowato i wrócić do swego mało znaczącego miejsca w bardzo odległym szeregu. To jest zupełnie inna ranga. Najsmutniejsze jest to, że w obecnych czasach wielu genialnych twórców nigdy nie przebije się przez medialną papkę. Żyjemy zbyt szybko, z dnia na dzień, nie pamiętamy, co było wczoraj, nie wiemy, co będzie jutro. Chcemy tylko wciąż czegoś nowego już dziś, zaraz, teraz. To są po prostu fakty, nie wiem czy dobre, czy złe, ale nie mam zamiaru ślepo ich przyjmować.

Rozmawiali Adam Swarcewicz adam.s@vaib.pl

Michał Ochęcki michal@vaib.pl


FELIETON

HUKOS: #whiplash

D

laczego polskie komedie z lat 70. są kultowe? Bo pod płaszczykiem ironii, czy też mówiąc bardziej współcześnie – beki – potrafiły celnie puentować pewne zjawiska, coś à la cytat z filmu „Rejs” o tym, że ludzie lubią tylko te piosenki, które już gdzieś słyszeli. A gdzie je słyszeli? – Na Fejsie Jasiu, na Fejsie – powiedziałby w dzisiejszych czasach Zdzisław Himilsbach do Janka Maklakiewicza, po czym usłyszałby pewnie ripostę zachrypniętym i przepitym głosem Pana Janka w stylu: – Nalej jeszcze Zdzisiu, nalej, bo ludziom to się teraz w dupach przewraca.   Co ma kinematografia do muzyki? Otóż bardzo wiele i nie chcę się tu skupiać nad ilością nawiązań do filmu „Scarface” w tekstach polskich raperów. Nie będzie też o „Wojnie polsko-polskiej pod flagą biało-czerwoną” #Masłowska z okazji przyznania Oscara dla „Idy”, bo nagrodzonego filmu nie widziałem, a mam zasadę, że recenzji nie czytam, dopóki sam nie poznam treści. Sprawdza się to właściwie w każdej dziedzinie życia i dlatego na przykład nigdy nie obejrzę guru polskiego piwowarstwa rzemieślniczego Tomasza Kopyry z blogu blogkopyra.com wydającego sąd nad jakimś piwem, dopóki sam danego trunku nie przetestuję na własnym podniebieniu i wątrobie. Opinie innych potrafią skutecznie zakłócić własny, subiektywny odbiór. W końcu „Wszyscy jesteśmy wieśniakami” w globalnej wiosce Marka Zuckerberga, parafrazując tytuł innego wiekopomnego dzieła polskiej kinematografii. Marka Koterskiego, choć ten film akurat trudno nazwać komedią.   No więc Oscary przyznane, żółć narodowa wylana, więc pomyślałem, że warto zobaczyć, co w tym roku zachwyciło krytyków. Sobotni wieczór z dziewczyną, popcorn gotowy, w lodówce dwa premierowe piwa z browaru „Doctor Brew”, czyli wszystko się zgadza i tylko filmu brak. Na pierwszy ogień poszedł więc „Whiplash”. W sumie nieprzypadkowo, bo ilość zachwytów i lukru nad tą produkcją wylana na Facebooku przez różnej maści dalszych i bliższych znajomych grubo przekraczała średnią. – Aha, mamy klasyka – pomyślałem. Nie jestem krytykiem filmowym Zdzisławem Pietrasikiem, wiec oszczędzę Wam szczegółowej recenzji, ale fakt jest taki, że w połowie tego „whiplashowego” szaleństwa śmiałem się do rozpuku. Bynajmniej nie dlatego, że była to wybitna komedia duchowego spadkobiercy Barei, ale dlatego, że poziom zażenowania wymuszał taką reakcję. Pozornie miało być dobrze, bo mamy tu historię młodego, zdolnego perkusisty jazzowego, stawiającego pierwsze kroki w akademii muzycznej, a nie ukrywam, że wszystkie filmy o tematyce muzycznej są mi szczególnie bliskie z racji wykonywanego zawodu. Jednak stężenie banału i jednowymiarowych,

Wyzywano mnie od truskuli, chujów, hejterów i zakutych łbów ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

wręcz komiksowo rozpisanych postaci w tym „dziele” była tak duża, że w połowie filmu myślałem już tylko o tym, jak tu wytłumaczyć dziewczynie, że te dwa piwa „Doctor Brew” z lodówki to wielokrotnie za mało i muszę przejść się do sklepu. Apogeum żenady była scena, gdzie główny bohater powoduje wypadek drogowy, spóźniony jadąc na koncert, bo wiadomo, że przeciwności losu muszą być w tak ckliwym dramacie. Pomimo to ucieka z wraku samochodu i zakrwawiony biegnie, by zagrać najlepsze perkusyjne solo w historii muzyki, a chwile potem krew jakże patetycznie kapie z jego rąk na talerze perkusyjne. Pomyślałem wtedy, że brakuje tu tylko muzyki z filmu „Rocky”, gdzie Sylvester Stallone w rytm przeboju „Eye of the Tiger” wbiega zwycięsko na schody po skończonym morderczym treningu, by za chwilę na ringu ostatecznie pokonać swego rywala. Akurat „Rocky” ma tę przewagę, że to w zamyśle twórców miało być patetyczne, proste kino klasy B pobudzające dumę Amerykanów, i nie siliło się na udawanie głębokiej, dramatycznej historii.   Pozornie jednak wszystko się w „Whiplashu” zgadza, bo mamy dobre zdjęcia, świetną muzykę, ciekawy temat, wreszcie oscarową rolę J.K. Simmonsa w roli sadystycznego nauczyciela muzyki. To dlaczego ten film jedyne, co we mnie poruszył, to chęć ruszenia do sklepu i napicia się z zażenowania kolejnego piwa? Dlaczego tak wielu znajomych polecało ten film? Co więcej, kilku z nich to osoby, w których gusta niemal bezgranicznie ufam? Jak się to wszystko ma do muzyki?   Niedawno celebrowaliśmy nowy rok, a to zawsze okazja do różnej maści podsumowań, w tym muzycznych. Byłem ostatnio pół roku w Anglii, wiec siłą rzeczy nie byłem na bieżąco z rynkiem fonograficznym. Wielu znajomych polecało płytę J. Cole’a „Forest Hills Drive”. No więc sprawdziłem, bo uważam, że warto być na czasie. Najpierw kilka odsłuchów na YouTube i zawsze miałem wrażenie, że ta produkcja jednym uchem wpada, drugim wylatuje. Sam jednak w poprzednim felietonie postawiłem tezę, że albumy genialne mają to do siebie, że nigdy nie pokazują pełni swego geniuszu przy pierwszych odsłuchach. Poza tym słuchanie muzyki na YouTube, to jak seks w prezerwatywie. Niedługo potem wracaliśmy z Bezczelem samochodem z Opola z planu klipu. Tak się akurat złożyło, że Michaś miał tego dnia urodziny i poza tortem z tej okazji wręczonym od wytwórni Step, na planie teledysku dostał też w prezencie nowego J. Cole’a na CD. Droga z Opola do Białegostoku się nam dłużyła, więc wrzuciliśmy „Forest Hills Drive” na odtwarzacz. Bezczel zasnął w międzyczasie na bocznym siedzeniu, a ja jako kierowca z braku laku przesłuchałem ową płytę pięć razy z rzędu... I co? I nic. – Jak w polskim kinie panie, nuda, nuda, nuda – cytując ponownie Pana Zdzisława Maklakiewicza z filmu „Rejs”. Ta płyta ma zachwycać, ale nie zachwyca. Nie ma zmiłuj. Dokładnie jak w filmie „Whiplash”. Niby wszystko pozornie się zgadza, bo są dobre teksty, jest wrażliwość i szczerość, co bardzo cenię 70

www.vaib.pl

sobie u raperów, jest dobra muzyka, a jednak nie zachwyca, choć ma zachwycać, jak chociażby moich kolegów z branży.   Odważyłem się swego czasu napisać o J. Cole’u na swoim fanpage’u na Facebooku, że owszem, doceniam twórczość, ale brakuje mi w tym wszystkim pazura, brudu i drapieżności, które tak cenię sobie w muzyce. Ilość pomyj, jakie zebrałem zwrotnie, równała się z tym, jakbym obraził wszystkie matki użytkowników Facebooka, dajmy na to, w zachodniopomorskim, albo co gorsza posiadał czarnoskórą żonę jak Sobota. Wyzywano mnie od truskuli, chujów, hejterów i zakutych łbów. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zawziętość tego typu słuchaczy jest źle ukierunkowana, bo akurat uwielbiam niuskulowy rap, uważam, że kto się nie rozwija, ten się cofa, ale polski niuskul to niestety zbyt często ładne ubrania kupione za hajs rodziców, hashtagi i trapy. Tak pojęty niuskul to tylko clown rap i nie ma w tym żadnych konotacji z cloud rapem, jakże ostatnio szanowanym przez wielu. Niuskul to otwarta głowa, szerokie horyzonty i wiedza. Dlatego szanuję na przykład Rycha Peję, bo owszem, trudno jego flow i obecne pomysły nazwać nowatorskimi, na miarę Asapa Rocky’ego, ale ten typ ma wiedzę o rapie, jakiej brakuje wielu osobom. Hip-hop to miała być wolność, a domorośli swaggerzy próbują go zamykać w kolejnej szufladce tak wąskiej, jak ich spodnie. – To nie jest hip-hop i to nigdy nie będzie hip-hopem – cytując mego byłego, a może w sumie nigdy niedoszłego kolegę Piha, co próbował najebany ustalać w rapie kilka reguł na koncercie Quebonafide. Choć sam na „Kwiatach Zła” nawijał o takich ludziach, że lepili bałwana z żółtego śniegu.   Piszę ten felieton w piątek, za chwilę będzie kolejna sobota i kolejna okazja do wyboru filmu do obejrzenia z dziewczyną na sobotni wieczór. Znowu dwie nowe premiery piwne mrożą się w lodówce. „Czekając na Sobotę”, parafrazując tytuł nowego mikstejpu najbardziej oplutego rapera w Polsce z powodu posiadania żony, czyli Soboty. Tym razem jednak nie zaufam gustom znajomych na Facebooku i bezpiecznie wybiorę obejrzenie po raz setny jakiejś komedii Barei, po to by wyłapać w niej kolejne smaczki, a muzycznie wybiorę płytę Big K.R.I.T „Cadillactica”, którą prywatnie uważam za klasyk poprzedniego roku. Podobno Krit sprzedał 35 tysięcy egzemplarzy swego albumu. To ilość, jaka nawet w Polsce nie robi wrażenia, jeśli porównać to na przykład z „Równonocą” Donatana. Miej jednak odwagę, Drogi Słuchaczu, mieć swoje własne zdanie i własny gust, choćby to było niepopularne, bo inaczej zmienimy się w bandę identycznie myślących klonów, czego szczerze i Wam, i Sobie – nie polecam. Pozdrówki, idę się napić nowego piwa z browaru Pinta, bo właśnie w lodówce mrozi się „Hopus Pokus”. Wasze zdrowie. Myślenie ponad opinie. Elo.

Autor tekstu Bartłomiej „Hukos” Huk www.fb.com/hukos



WYWIAD

KOCHAMY POLSKĘ, ALE UWIELBIAMY TEŻ POLSKICH RAPERÓW, BO MAJĄ W SOBIE OGIEŃ

Dope

D.O.D. Szklans

12 lutego w Krakowie okazał się prawdziwie tłustym czwartkiem. W klubie „Fabryka”, dzień przed premierą „Ugly EP”, pojawili się Dope D.O.D. Przed koncertem zorganizowano w jednym z krakowskich Empików spotkanie typu „meet&greet”, po którym udało nam się zaczepić chłopaków na krótką rozmowę... ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

72

www.vaib.pl


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL VAIB: Wasza grupa była dość płodna przez ostatnie kilka lat, od kiedy pojawiliście się na scenie. W jaki sposób staracie się utrzymać inspirację? Powiedzieliście w wywiadzie wcześniej, że chcecie to robić w nieskończoność, jak zamierzacie utrzymać tę zajawkę w przyszłości? Dr. Diggles: To jest miłość do muzyki, sztuki, hip-hopu… wiesz, sprawdzamy innych artystów, albumy, które wychodzą, filmy nas inspirują, praktycznie wszystko, co nas otacza, inspiruje nas, zwłaszcza chłopaków do pisania tekstów... ale nie Skitsa. (śmiech) Dopey Rotten: Jak zamierzam utrzymać zajawkę? Dobre pytanie... Życie jest jedną wielką inspiracją. Wiesz, możesz zobaczyć przelatującego ptaka i pomyśleć: „Napiszę sobie o tym tekst”. Dr. Diggles: Szalone. Dopey Rotten: To najlepszy przykład, jaki potrafię znaleźć. Dr. Diggles: Dopey będzie sobie po prostu spoglądał w niebo, zobaczy ptaki, a potem napisze najbardziej artystyczne gówno, przysięgam. Dopey Rotten: A tak na serio, wszystko w życiu może cię zainspirować, to może być cokolwiek, kreskówki... Naprawdę zamierzasz pisać teksty o ptakach? Dopey Rotten: Lubię ptaki! Jestem w tym dla ptaków, robię to dla ptaków! Schnabel power! Skits Vicious: Daj im żyć, masz tu Birdmana, zadzwoń do niego, dawaj ten mikrofon! Dla mnie jedną z inspiracji jest fakt, że rap to konkurencyjny sport, więc myślę, że celem, przynajmniej w rapie, którego słucham, jest pokonać innego rapera na mikrofonie, więc dopóki będę czuł ten głód i obowiązek, jako że jest zbyt wielu nędznych raperów… i ptaków, nawiasem mówiąc, będziemy po Was przychodzić! Idziemy po Was, słyszycie?! To wszystko miłość. Jay Reaper: Jakie było pytanie? (śmiech) Nie będę Ci opowiadał więcej o ptakach! Wiesz, dla mnie to trudna sprawa, nie mogę Ci powiedzieć, że to zainspirowało mnie do zrobienia tamtego, myślę, że to raczej zbiór rzeczy, które obserwujesz w życiu i czasami to gówno wraca w odpowiednim momencie, kiedy coś piszesz, tak, chyba tak pracuje mój umysł, więc po prostu daję się ponieść chwili. No tak, ale kiedy sztuka staje się Twoją codzienną pracą, w jaki sposób możesz utrzymać zainteresowanie? W każdej pracy po jakimś czasie przychodzi rutyna, jak sobie z tym radzić? Jay Reaper: Myślę, że to ważne, żeby utrzymać pasję. Skits Vicious: Właśnie! Jay Reaper: Tak jak wspomniałaś, to praca, ale ja nie postrzegam tego jako pracy, raczej jak coś, co kocham robić, więc myślę, że jeśli po prostu kontynuujesz robienie czegoś, co kochasz, to zawsze będziesz skądś brać inspirację, wiesz, ona zawsze przychodzi. Jak pieprzona rzeka, płyniemy! Skits Vicious: To jest to, o czym mówiłem, głód, tak długo jak jesteś głodny, żeby dać ludziom coś wartego posłuchania, głodny pisania tekstów, bycia w stu-

dio... jeśli nie ma już pasji, głodny pączków! Wiesz, cokolwiek! Mogę zjeść tego pączka i zaraz po tym rozwalić mikrofon. Dobra, teraz to już się zrobiło banalne, NASTĘPNE PYTANIE! Pozwólcie na krótkie wprowadzenie… Mamy 2015 rok, albumy takie jak „The Infamous” czy „Coast II Coast” obchodzą swoje dwudziestolecie. Wiele się zmieniło przez te 20 lat. Jak myślicie, jaki wpływ ma Wasza twórczość na to, jak zmienia się rap i jak będzie wyglądał Wasz rap za 20 lat, które planujecie pozostać na scenie? Zamierzacie coś zmieniać, żeby utrzymać świeżość? Skits Vicious: Nie mogę mówić za nas, czy zmieniamy grę – pozostawię to ludziom. Jeśli będą producenci, raperzy, dzieciaki, fani, wiesz, ludzie, którzy sprawdzają to gówno, jeśli będą ciągle z nami, to właśnie dlatego to robimy. Myślę, że bezpieczne jest stwierdzenie, że osiągnęliśmy jakiś tam sukces w przeciągu ostatnich, powiedzmy, pięciu lat, gdzie naprawdę robimy hałas na takim poziomie, że ludzie nas słyszą i wiedzą o nas, więc tak długo, jak uda nam się to utrzymać, za 20 lat powiesz nam: „W 2015 wypuściliście «Ugly EP», mamy teraz XX rocznicę” i będziemy mówić to samo. W Waszych tekstach można doszukać się wielu nawiązań do filmów, nawet tytuł jednego z Waszych pierwszych singli - „Redrum” - przywołuje na myśl film „Lśnienie”, stąd pytanie, jakiego typu filmy lubicie najbardziej i jakie są Wasze ulubione filmy? Dr. Diggles: Jest tyle świetnych filmów, że nie mam jakiegoś jednego, który byłby najlepszy. Jednym, który mógłbym powiedzieć, że lubię, jest „Big Lebowski”, rozśmiesza mnie od początku do końca, za każdym razem jak go oglądam, a obejrzałem go już jakieś sto razy, więc tak, kocham ten film. Dopey, co masz do powiedzenia? Dopey Rotten: To wszystko o ptakach. Skits Vicious: Swoją drogą jest film, co się nazywa „Ptaki”, może nawet kilka, musisz to sprawdzić. Jay Reaper: Tak, film Alfreda Hitchcocka. Dopey Rotten: Aa, ten, widziałem go, przerażający. Skits Vicious: „Mordercze ptaki”! Więc nie zadzieraj z ptakami! Nie lekceważ ptaków gościu! Dopey Rotten: Jaki jest mój ulubiony film... Hmmm... Dr. Diggles: „Lot nad kukułczym gniazdem”? (śmiech) Skits Vicious: Człowieku, jest ich tyle... Wiesz co? Moim ulubionym filmem wszechczasów jest „Terminator”! Właśnie tak! To mój ulubiony. Wszystkie dzieciaki, które oglądają teraz gówniane filmy - OBEJRZYJCIE „TERMINATORA”! Poczujecie szczęście. Jay Reaper: Taa, „Terminator 3”, gdzie laska-cyborg przenosi się w czasie i... nie, jebać to. Moim faworytem jest niepodważalnie „Pulp Fiction”, ale mam też jeden na boku, nie jest to najlepszy film na świecie, ale ma parę momentów, które uważam za legendarne, ten film nazywa się „John ginie na końcu”. Obejrzyj to gówno. 73

www.vaib.pl

Nie pozwalajcie sobą pomiatać, bądźcie dupkami od czasu do czasu [...]

Dopey Rotten: Jebany klasyk, to na pewno!

Życie w trasie jest bardzo wyczerpujące. Jak udaje się Wam utrzymać swoją energiczność? Kiedy wchodzicie na scenę, nigdy nie wyglądacie na zmęczonych. Skits Vicious: Sterydy! (śmiech) Dopey Rotten: Wyglądam tak po sterydach? Chyba muszę coś robić źle... Nie, my po prostu żywimy się tłumem. Wiesz, jeśli tłum jest naprawdę energiczny, zmęczenie odchodzi na bok. Czasem możesz być naprawdę zmęczony, ale kiedy wchodzi pierwszy bit, mówisz sobie: „Cholera, ludzie dają ci tyle energii, jesteś im winien, żeby ją oddać”. To wzajemne. Skits Vicious: Myślę też, że ważnym jest, żeby pozostać zdrowym. To bywa trudne, ale nie możesz imprezować każdej nocy, nie możesz wszystkich zadowalać. Myślę, że wielu ludzi ma błędne pojęcie, myślę, że to o to chodzi. Wielu ludzi oczekuje od Ciebie, że będziesz chodzącym i gadającym robotem od rozrywki, ale nie możesz zawsze być miły, nie możesz zawsze specjalnie się wysilać, żeby kogoś zadowolić, żeby z każdym się przywitać z uśmiechem. Tak, jestem przyjaznym gościem i kocham wyrazy uznania, ale każdy potrzebuje swojego odpoczynku, więc koniec końców to tak naprawdę zależy od Ciebie. Możesz wybrać imprezowanie cały dzień, albo możesz powiedzieć: „Ok, mamy jutro robotę do zrobienia” i myślę, że dla nas wszystkich, pomimo tego, że imprezujemy, koncerty i nasza praca jest numerem jeden na liście priorytetów. Wiesz, gdybym zagrał gówniany koncert i wyglądał jak dupek, nie mógłbym spojrzeć w lustro. Czyli to ok być czasem dupkiem? Skits Vicious: Pewnie! Musisz być! Dzieciaki, to do Was wszystkich! Nie pozwalajcie sobie wejść na głowę, bądźcie dupkami od czasu do czasu, nie bierzcie narkotyków... chyba że to jedna z tych imprezowych nocy. W 2012 roku koncertowaliście jako support przed Limp Bizkit, zarówno Wy, jak i oni nie reprezentujecie jednego stylu w muzyce. Limp Bizkit ma powiązania z hip-hopem, DJ Lethal praktycznie robi hip-hop, Wasza muzyka też nie jest... Skits Vicious: Uważaj na słowa! (śmiech) ...jednoznaczna i powiedzmy, że nie mieści się w oldschoolowej definicji hip-hopu, to raczej połączenie kilku stylów. Jak tłum zareagował na Waszą muzykę i jak myślicie, w którą stronę rozwinie się Wasz styl? W którą stronę zamierzacie teraz pójść?


WYWIAD

Dr. Diggles: Pierwszy koncert, jaki z nimi zagraliśmy, był w Mannheim. Ludzie nie bardzo to wtedy czuli, czekali na jakiś rock, gitary, no i na Limp Bizkit, więc byli ludzie, którzy na nas gwizdali, rzucali w nas piwem, ale pokazaliśmy im środkowy palec i kontynuowaliśmy. Na drugim koncercie wyszliśmy na scenę razem z Limp Bizkit, po tym ludzie okazali nam więcej ciepła i tak było już do końca trasy, później zdarzało się nawet, że ludzie przychodzili, żeby zobaczyć tylko nas, jak we Włoszech, ludzie kupowali bilety na Limp Bizkit, żeby zobaczyć nasz koncert, więc mieliśmy definitywnie gorące przyjęcie. Skits Vicious: Pytasz, gdzie zamierzamy poprowadzić nasz styl. Nie sądzę, że możemy gdzieś poprowadzić nasz styl. Myślę, że ten styl może poprowadzić gdzieś nas, to zależy od nastroju przy robieniu muzyki, nie zastanawiasz się: „O, dzisiaj nagram taki numer, będę próbować naśladować to czy tamto”, możesz czerpać inspiracje, jak najbardziej, albo możesz bawić się czymś, co jest aktualnie na topie. I tak na końcu zawsze staramy się zrobić coś, co będzie nam bliskie, coś, co ludzie zidentyfikują jako Dope D.O.D. Czy możemy się spodziewać jakiejś kolaboracji z Limp Bizkit w najbliższym czasie? Skits Vicious: Człowieku, mam nadzieję! Odezwijcie się ziomeczki, wiecie, gdzie mnie znaleźć! Nawiązując do kolaboracji, nagraliście parę numerów z polskimi raperami, jak to się stało? Dr. Diggles: Ptaki! Ptaki! To był ptak, który podleciał... nie no, jak byliśmy drugi raz w Polsce, zostaliśmy sobie przedstawieni, nawiązaliśmy współpracę z Kamilem (tour manager – przyp. red.) i usłyszeliśmy, co oni nagrywają i nam się spodobało, prawdziwy rozpozna prawdziwego, i tyle. REKLAMA

Jay Reaper: Ja tylko chcę dodać: big up dla Małpy, Wuzeta, Miuosha i oczywiście VNM-a. Mam ogromny szacunek do całej polskiej sceny. Macie tu naprawdę potężną scenę i myślę, że to zajebiście z nią współpracować. To Dope D.O.D.! Kochamy Polskę, ale uwielbiamy też polskich raperów, bo mają w sobie ogień. Nie rozumiem co mówią, ale słyszę flow, rymy i wiesz, kiedy to wszystko słyszę, po prostu brzmi dobrze. Skits Vicious: Pozdro Pezet! Jay Reaper: Pezet, widzę Cię! Wróćmy do tego numeru, który nagraliście z polską ekipą, nazywa się „F U”. Myślicie o kimś konkretnym, kiedy nagrywacie tak agresywne kawałki? Dr. Diggles: O Tobie! (śmiech) Dopey Rotten: Dla mnie osobiście nie, w sumie nie, to tak naprawdę emocja, jebać wszystkich, nikogo konkretnego, jebać ich wszystkich! Skits Vicious: W moim odczuciu, zrozumiałem z Twojego (Rottena – przyp.red.) wersu, co mi się podobało – wchodzisz z tekstem: „Jebać Rottena, jest najsłabszy w grupie”, to nie celowało w nikogo konkretnego, ale szczególnie w hejterów, którzy zawsze narzekają, prawda? Dopey Rotten: Tak, to, co powiedział, to prawda. W moim pierwszym wersie mówię: „Jebać Rottena, jest najsłabszy w grupie”, bo online mam wielu internetowych wojowników, którzy mówią: „Jest słaby, po co w ogóle jest w grupie?” i podobne rzeczy, więc to środkowy palec dla hejterów... i całej reszty. Jebać wszystkich. Jay Reaper: Właśnie, kiedy sprawdzam komentarze w internecie, nie rozumiem polskiego, ale czasami są tam komentarze typu „Och, dlaczego Miuosh?”, no więc Miuosh, bo ten numer nazywa się „F U”, skurwysynu! I wsadzę Ci to gówno w dupę, dlatego Miuosh. Pozdro Miuosh. Podziękowania dla Sztukson Studio i Piotra P.



fot. materiały prasowe

WYWIAD

Filip Libner

Patryk Majewski

VOSKOVY

KAŻDY MOŻE ZNALEŹĆ SWÓJ UNIWERSALNY SECOND HAND

Kuba Głogowski

Dobre Ucho Studio we Wrocławiu. To tu powstaje jeden z najciekawszych koncept-albumów w polskim hip-hopie. To tu powstało wiele nagrań lektorskich na KSW, których głosem jest Waldemar Kasta, pełniący rolę narratora na projekcie. To tu spotykamy Filipa i Patryka, czyli duet producencki Voskovy, którego album pojawi się w sklepach już tej wiosny. VAIB: Wasza płyta obrazuje podróż pewnej osoby. Jakbyście opisali drogę rapera pomiędzy pierwszym a ostatnim utworem? FILIP LIBNER: Ciężko opisać tę historię w kilku zdaniach. Jest to opowieść, z którą wielu ludzi mogłoby się utożsamiać. Na samym początku główny bohater znajduje się w dość depresyjnym punkcie. Jest raperem, który wie, że ma talent, ale na jego drodze pojawia się wiele czynników, które blokują jego talent. W pewnym momencie znajduje jednak amulet, który metaforycznie otwiera mu oczy na świat. Od momentu, w którym znajduje w tytułowym second handzie żółtą bluzę, zaczyna wierzyć we własnej siły i umiejętności.

Producenci z reguły powtarzają, że najtrudniejszym elementem pracy nad albumem jest zebranie zwrotek od zaproszonych gości. Na Waszej płycie nie tylko jednak znajdziemy czołówkę polskiej sceny, ale też wystąpili oni w bardzo precyzyjnie określonych rolach. Trudno było ich wszystkich „zdobyć”? Filip: Było bardzo trudno. Nasza płyta odbiega od typowego schematu, w którym raperzy dostają paczkę bitów i mają się po prostu „dograć”. Tutaj wyglądało to zupełnie inaczej. Same produkcje były właściwie przygotowane pod konkretnych, wybranych przez nas gości. Opowiedziana na płycie historia została

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

76

www.vaib.pl


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL podzielona na kawałki i każdy z zaproszonych raperów otrzymywał cały scenariusz do płyty z wybranym dla niego fragmentem. Przez to nie tylko raper musiał się dostosować do przydzielonej roli. My sami musieliśmy wyprodukować bit, który będzie idealnie pasował do klimatu kawałka. Agresywny, smutny, wesoły. Każda produkcja musiała być inna. Kiedy informowaliście raperów o ich roli na płycie, wszyscy się zgadzali, czy mieli odmienne zdanie? PATRYK MAJEWSKI: Zgadzali i rozbudowywali swoją część historii na swój własny sposób. Z reguły każdy z nich otrzymał od nas tylko jeden bit i nie zdarzyło się, że chciałby go zmienić, bo każdy z bitów dopasowaliśmy do wybranej osoby. Jeśli ktoś odmówił, to ciężko było znaleźć zastępstwo, które równie dobrze pasowałoby do tematu i klimatu bitu. Mieliśmy ułożony plan i nie chcieliśmy go zaburzać. Jeśli zabrakło kogoś z Waszych planów, to znaczy, że odmówił, czy po prostu nie starczyło czasu? Filip: Niestety nie udało się w 100%. Trudno powiedzieć czy był to czas, czy ktoś nie podołał. Do niektórych nagrań najzwyczajniej w świecie nie doszło. Oprócz raperów w kawałkach mamy też Waldemara Kastę, który jest narratorem całej opowieści. Skąd ten wybór? Filip: Waldemar Kasta to według nas z kilku względów idealna osoba do takiej roli. Ma znakomitą barwę głosu, jest doświadczonym konferenasjerem i lektorem, a do tego jest legendą wrocławskiej sceny. To naszym zdaniem idealny strzał, tym bardziej że już mieliśmy okazję pracować razem w studio. Jak wygląda u Was praca nad bitami? Tworzycie je osobno, macie określone elementy, które tworzycie? Patryk: Nie tworzymy bitów osobno. Po raz pierwszy spotkaliśmy się w studio wspólnie i pracowaliśmy nad wszystkim razem, łącząc pomysły i nasze doświadczenie, które nabraliśmy poprzez pracę nad wcześniejszymi projektami. Filip: To już nawet nie wygląda tak, że jeden z nas tworzy choćby szkielet bitu i go przynosi. Siadamy do każdego projektu razem i tworzymy go wspólnie. Gdybyśmy teraz przesłuchali płytę, nie byłbym nawet w stanie Ci powiedzieć, który z nas stworzył które rzeczy. Zostając w temacie bitów. Tytuł płyty „Second hand” można odnieść też do hip-hopu, który przez sample daje utworom drugie życie. Często lubicie w bitach wracać do klasyków, które znacie? Patryk: Obecnie traktujemy sample jako brzmienie utworu, a nie jego momenty przewodnie. Czasem dodajemy je po czasie i nie opieramy o nie produkcji. Zawsze chcieliśmy, aby sample były ubar-

wieniem utworu, a nie jego podstawą. Podstawa wychodzi od nas. Filip: Czasami jest tak, że zaczynamy bit od jakiegoś sampla, a z czasem znika on z projektu. Może go coś zastąpić albo po prostu możemy dojść do wniosku, że inne brzmienie będzie lepsze. Mamy wiele utworów, w których nie ma sampli, a brzmią, jakby tam były albo przynajmniej były tam na początku. „5 Złotych” zasad wyszło 3 lata temu. Niby nie jest to dużo czasu, ale jednak wiele się zmieniło. Jakie największe różnice odczuwacie w tworzeniu tej płyty, a poprzedniego projektu? Patryk: Różnice są olbrzymie. Zmieniliśmy sposób robienia muzyki. Robimy ją bardziej świadomie i nieprzypadkowo. Wiemy, co chcemy zrobić i jak powinno wyglądać. Filip: W okresie powstawania poprzedniej płyty, mogę powiedzieć, że uważam, że nie wiedzieliśmy jak się robi bity. Tak wygląda ta droga w mojej głowie. Wtedy robiliśmy to spontaniczne, a teraz wiemy dokładnie w jaką stronę idziemy, a pomysł jest początkiem, a nie kontynuacją pomysłu. To, co na pewno łączy za to te dwie płyty, to lista gości. To wyraz Waszego szacunku do artystów, czy wybraliście tych, których znacie? Patryk: Na pewno lepiej pracuje się z osobami, które się lubi. Specjalnie zaprosiliśmy tych gości, bo wiedzieliśmy, że możemy na nich polegać. Filip: Ta koncepcja trzyma się całości. Wiadomo, że jeśli pracujesz z pewnymi osobami i je poznajesz, to wiesz, z kim dogadujesz się lepiej. Jeśli odpowiada nam współpraca z kimś, to chcemy ją kontynuować. W temacie pracy z tymi samymi osobami. Czy nie macie dosyć siebie, robiąc kolejną płytę razem? Filip: Ja mam. To nasza ostatnia płyta. (śmiech) Patryk: Na pewno nie. Jeszcze długa droga przed nami. Dopiero zaczynamy. Widujecie się głównie w studio, czy też poza nim? Filip: Jeśli wszystko ma grać w studio, to musi grać poza nim. Mamy ze sobą świetne relacje na co dzień. Co znaczy, że płyta jest utrzymana w klimacie „work hard play hard”? Filip: Nawiązuje to do historii głównego bohatera, który po kupnie żółtej bluzy zaczyna zmieniać coś w swoim życiu, żyje pełnią życia, ale nagle przychodzi kolejny krach. Wtedy uświadamia sobie, że nie ma żadnych talizmanów, a na wszystko trzeba zapracować. To jest sednem tej historii, a w szczególności na sukces. Czujecie w tej historii odzwierciedlenie Waszej drogi? Filip: Na pewno i na pewno wiele osób będzie mogło się z nią identyfikować, niezależnie od tego czy słuchają rapu, robią muzykę, czy zajmują się 77

www.vaib.pl

Od pierwszych chwil ta płyta jest wyrazem cząstki, którą każdy z gości zostawił po sobie

czymś zupełnie innym. To jest historia uniwersalna, w której każdy może odnaleźć cząstkę siebie. Taki był nasz producencki zamysł. Nie chcieliśmy zrobić składanki, tylko płytę, która coś powie i nie przypominam sobie innego takiego projektu, w którym producenci udowadniają, że też mogą mieć coś do powiedzenia. Od pierwszych chwil ta płyta jest wyrazem cząstki, którą każdy z gości zostawił po sobie. Jest dopasowana do ich charakterów i przeżyć. Powróćmy do Waszego początku drogi. Płyta z Tusz Na Rękach to jeden z najlepszych debiutów roku 2010. Myślicie o projekcie z jednym, konkretnym raperem? Patryk: Jeśli będzie taka możliwość i poczujemy wzajemną pasję do zrobienia takiego projektu, to na pewno, ale musi to być odpowiednia osoba. Chodzi Wam ktoś po głowie? Filip: Jest wiele osób, które mogłyby to zrobić, ale to o niczym nie świadczy. Przede wszystkim odeszliśmy od korespondencyjnego tworzenia muzyki i staramy się spotykać z każdym, z kim pracujemy. Chcemy robić muzykę, a nie pisać o niej. Na „Second hand” znalazł się tylko jeden utwór zrobiony „przez Internet”. Taka współpraca musi iskrzyć, bez tego nie ma mowy o unikatowym projekcie, z którego będziemy zadowoleni. Ta płyta powstanie sama z siebie. Czego życzyć Wam po „Second hand”? Patryk: Osiągnięcia tego, co może dać nam muzyka. Wiemy, jak wiele nauki jeszcze przed nami i jak długo będziemy zgłębiać jej tajniki. Filip: Kolejnych bodźców, które będą nas motywować do jeszcze cięższej pracy. Tego Wam życzymy. Dziękuję za wywiad. Voskovy - „Second Hand” - gościnnie: W.E.N.A., Rover, VNM, Pyskaty, RakRaczej, Sarius, Peja, HuczuHucz, Te-Tris, O.S.T.R., Waldemar Kasta, Sound’n’Grace. Płyta ukaże się nakładem wytwórni Hustla Music.

Rozmawiał Kuba Głogowski napisz do autora kuba@vaib.pl


WYWIAD

Akrobatik

Ed O.G. x Reks x Akrobatik x Termanology

FROM BOSTON

TO POLAND

Kuba Głogowski Ed O.G., Reks, Akrobatik i Termanology. Wieść o wspólnych koncertach czterech tak znakomitych raperów w Polsce elektryzowała fanów miesiącami. Prawdziwy przekrój osobowości, dziesiątki hitów i lata wspaniałych doświadczeń. Koncerty nie zawiodły, podobnie jak sami bohaterowie, którzy znaleźli czas, by porozmawiać o muzyce, sporcie i wielu spojrzeniach na hip-hop. VAIB: Witamy w Polsce. Wszyscy czterej pochodzicie z Bostonu i okolic, a jednak wielu osobom wydaje się, że np. Reks pochodzi z Nowego Jorku. Skąd to wrażenie? Ed O.G.: Tak, przecież wiemy, że wychował się na Brooklynie. (śmiech) Reks: Faktycznie wiele osób się myli. Nie wiem z czego to wynika. Być może przez moją współpracę z nowojorskimi producentami i raperami. GwaranZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

tuję jednak, że moim stanem jest Massachusetts. Termanology, jesteś najmłodszym z całego grona i z pewnością można śmiało powiedzieć, że wychowałeś się na muzyce choćby siedzącego z nami Ed O.G. Jakie to uczucie teraz dzielić scenę z taką legendą? Termanology: Faktycznie dzieli nas 12 lat, co może wydawać się wielką przepaścią. To wspaniałe jed78

www.vaib.pl

nak, że dzięki muzyce, pomimo tych różnic możemy być na jednej scenie i wspólnie podróżować, szerząc naszą pasję. Na pewno to wyjątkowe wyróżnienie być obok takich postaci na jednej scenie i równie dobrze się bawić. Reks, na pewno dzieli Was wiek, ale łączy Was lista producentów, z którymi często współpracujecie. DJ Premier czy Statik Selektah?


WYWIAD

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL Reks: Wow, to naprawdę trudny wybór. Obaj to fenomenalni producenci i współpraca z jednym i z drugim to wspaniałe wydarzenie. Chyba jednak większą chemię można odczuć między mną a Statik Selektah. Stąd też do naszej współpracy dochodzi częściej. Ed O.G., jeszcze niedawno mówiłeś, że scena w Bostonie jest bardzo podzielona. Dzisiaj mamy tutaj Was czterech i pomimo tego, że reprezentujecie zupełnie inne style, jesteście w stanie być i pracować razem. Coś się zmieniło? Ed O.G.: Zdecydowanie. Scena stała się dużo bardziej dojrzała. Dzieje się naprawdę dużo dobrego i powstaje wiele ciekawych projektów. To cieszy, że Boston coraz mocniej zaznacza się na mapie. Termanology, zaskakujące w Waszej współnej trasie jest też to, że nie gracie czterech osobnych koncertów, tylko wychodzicie na scenę razem i często się zmieniacie. Skąd ten pomysł? Termanology: Chcieliśmy zrobić coś innego. Zaskoczyć naszych fanów. Grając w sposób, w który gramy, sami sobie dodajemy energii. Często się zmieniamy, pomagamy sobie w zwrotkach. Czasem jesteśmy liderami, czasem hypemanami. Dzięki temu każdy koncert staje się wyjątkowy też dla nas. W temacie muzyki. Akrobatik, kolejną rzeczą, która Was łączy, jest mocna krytyka internetowych znawców i specjalistów. Niedawno na płycie Snowgoons mieliśmy „SBS” z Ed O.G. i Reksem, ale to Ty byłeś jednym z pierwszych ze swoim hitem „Internet MC’s”. Uważasz, że takie utwory mogą coś zmienić? Akrobatik: Mogę tylko mieć taką nadzieję. Robię muzykę o tym, co czuję, więc jeśli jest zjawisko, które moim zdaniem jest złe, na pewno chcę je piętnować. Co ciekawe, to już blisko 15 lat, a temat

Ed O.G. wciąż jest tak samo aktualny. To dodaje też muzyce pu przeżywa drugie życie wszędzie poza USA. uniwersalizmu. Widzicie powody tego zjawiska? Akrobatik: Faktycznie, w Europie czy innych miejBoston poza świetną sceną hip-hopową na pew- scach świata fani są bardziej spontaniczni i chętnie no może się pochwalić bardzo wysokim pozio- łakną klasyków. W USA ludzie stali się leniwi i skumem sportu. Patriots, Celtics, Red Sox. Jesteście piają się na tym, co jest na topie. Nie chce im się fanami sportu? szukać, wracać do klasyki. Osobiście odwiedziłem Ed O.G.: Na pewno, ale zdecydowanie najwięcej już przeszło 25 krajów i wszędzie byłem świetnie wspólnego ma z tym Akrobatik, który kiedyś otrzy- przyjęty. Nie inaczej jest na tej trasie. mał koszulkę z własną ksywką od właściciela New England Patriots. Ja sam jestem fanem koszykówki. Gdzie najbardziej lubicie grać koncerty? Wy też zresztą macie świetnego koszykarza. Prze- Ed O.G.: W wielu krajach publika jest wspaniała. Polcież Gortat to bestia! Polski młot. ska jest na pewno jednym z nich, ale fani reagują świetnie też w Szwajcarii czy Francji. Bardzo lubię W takim razie Akrobatik, koniecznie musisz też grać w Australii. To zupełnie inne przeżycie. opowiedzieć historię o koszulce New England Patriots. I takiej publiki życzę Wam wszędzie. Dzięki za Akrobatik: To naprawdę szalona historia. Grałem wywiad, Panowie. Życzę kolejnych świetnych lat koncert z okazji premiery płyty i na plakacie, który i do zobaczenia na kolejnych koncertach. go promował, miałem na sobie logo Patriots. Robert Kraft (właściciel New England Patriots – przyp. red.) zobaczył ten plakat i pojawił się na imprezie z koszulką, na której zamiast nazwiska widniało AKROBATIK. To było niesamowite otrzymać takie wyróżnienie od zdobywców Super Bowl. Termanology, a Ty? Koszykówka czy futbol? I wcale nie pytam ze względu na Twój wzrost. Termanology: (śmiech) Będziesz musiał to wyciąć. Może Cię zaskoczę, ale jestem ogromnym fanem koszykówki. Boston Celtics aż do śmierci! Mam w planach zresztą tatuaż z ich logo. Tak chcę wyrazić swoją miłość. Muzyka, sport. Ed O.G., teraz bajki. Nie będę pytał o Twój utwór na ścieżce do Boondocks, ale chciałem zapytać, czy masz inne ulubione bajki? Ed O.G.: Black Dynamite! Ten serial to po prostu mistrzostwo. Czarnoskóry superbohater, który jest przy okazji mistrzem sztuk walki i alfonsem. Jeśli jeszcze nie widzieliście, koniecznie musicie to sprawdzić.

Termanology

Patrząc na to, co dzieje się na całym świecie, nie da się nie odnieść wrażenia, że złota era hip-ho79

www.vaib.pl

Reks

Rozmawiał Kuba Głogowski napisz do autora kuba@vaib.pl


R E M U N N E T W Ó ZAM ! J E N Z C Y Z I F I J S W WER

l p . b i a v . p e l k s . w w w N L P 0 1 T YLKO


NOWY NUMER LATO 2015 JUŻ DOSTĘPNY!

ZAMÓW NA www.sklep.vaib.pl


KONKURSY

Konkursy!

Konkurs nr 1 Na zdjęciach obok umieściliśmy fragmenty czterech okładek (dwóch zagranicznych i dwóch polskich). Zadanie polega na odgadnięciu jakie to albumy. Należy podać pełną nazwę albumu wraz z wykonawcą/ wykonawcami. Odpowiedzi wraz ze swoim imieniem i nazwiskiem prosimy przesyłać na adres kontakt@vaib.pl (wiadomość prosimy zatytułować - Konkurs nr 1 VAIB). Wśród nadesłanych poprawnych odpowiedzi wylosujemy trzy osoby, które otrzymają atrakcyjne nagrody (płyty CD, gadżety z logo Magazynu VAIB oraz wlepki). Rozwiązanie konkursu nastąpi 1 kwietnia, listę zwycięzców podamy na naszym facebooku - fb.com/vaib

Konkurs nr 1. Zgadnij jakie to albumy.

Konkurs nr 2. Znajdź 10 różnic.

Konkurs nr 2 Dwa zdjęcia zamieszczone obok różnią się dziesięcioma szczegółami. Zadanie polega na odnalezieniu wszystkich różnic, ponadto należy napisać, jakie miejsce zostało uchwycone na fotografii. Odpowiedzi wraz ze swoim imieniem i nazwiskiem prosimy przesyłać na adres kontakt@ vaib.pl (wiadomość prosimy zatytułować - Konkurs nr 2 VAIB). Wśród nadesłanych poprawnych odpowiedzi wylosujemy trzy osoby, które otrzymają atrakcyjne nagrody (płyty CD, gadżety z logo Magazynu VAIB oraz wlepki). Rozwiązanie konkursu nastąpi 1 kwietnia, listę zwycięzców podamy na naszym facebooku - fb.com/vaib

Konkurs nr 3 Zgarnij płytę „Podróż zwana życiem” wraz z podpisem O.S.T.R.-a. Wystarczy zrobić zdjęcie z naszym magazynem, a następnie udostępnić je na swoim Instagramie lub Facebooku oznaczając nasz profil (Facebook - fb.com/vaibmag / Instagram - instagram.com/vaibmag). Nie zapomnij dodać hashtagu #vaib. Płytę otrzyma osoba, która wykaże się największą kreatywnością. Na zdjęcia czekamy do 1 kwietnia. Zwycięskie zdjęcie opublikujemy na naszym portalu vaib.pl Powodzenia!

ZAMÓW TEN NUMER W WERSJI FIZYCZNEJ NA SKLEP.VAIB.PL

82

www.vaib.pl




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.