2 minute read

Bo ja kocham moją…

Pierwsze słowo, które nasuwa nam się na myśl po przeczytaniu powyższego zdania, to oczywiście mamę. Pewne jest, że każdy ma tylko jedną, lecz relacje z nią nie zawsze są oczywiste i idealne.

To w niej się przeglądam Mam to szczęście, że urodziła mnie kobieta dojrzała emocjonalnie, inteligentna i przede wszystkim taka, która pragnęła mojego przyjścia na świat. Jakimś trafem uznała, że to ja będę podobna do niej, mimo że dwa lata później przyszła na świat moja siostra. Z przedstawianych tutaj przeze mnie relacji mogę uznać, że moja jest bliska idealnej, za co jestem ogromnie wdzięczna. Mama jest dla mnie autorytetem, wzorem kobiety spełnionej oraz niezależnej, pięknej i zarazem pełnej wartości. Marzę, by w przyszłości być choć w połowie tak dobrą osobą, jaką jest ona. I choć usłyszałam niedawno, że stawianie mamy w roli autorytetu nie jest już tak modne, to chyba wolę być szczera, aniżeli modna.

Wydostań się i skacz!

Matki nas chronią, od pierwszego dnia dbają o to, by niczego nam nie zabrakło. Stoją przy naszym łóżeczku i sprawdzają w nocy, czy na pewno oddychamy. Chodzą z nami na spacery, karmią i przytulają. Motyw niecodziennej i niemalże chronicznej ochrony dziecka został wykorzystany w filmie Pokój. Był on w tym roku nominowany do Oscara między innymi w kategorii „najlepszy film”, o czym wspominałam w lutym na mojej stronie internetowej (www.filmystic.pl). Ma − bo tak właśnie swoją mamę nazywa Jack − mieszka wraz z synem w ciasnym pokoiku. Przed laty została tam uwięziona przez porywacza – biologicznego ojca chłopca. Pomimo okoliczności, Ma kocha swojego syna ponad życie. Jack jest jedyną osobą, poza porywaczem, której obecności może doświadczyć. Mało tego, nie przychodzi jej do głowy, by w jakiś sposób pozbyć się syna czy oddać go komuś zaraz po urodzeniu i pozwolić mu normalnie żyć. W końcu to ona jest jego matką i uważa, że to jej Jack będzie najbardziej w życiu potrzebował. Chroni go nieustannie, drży o jego życie, podkłada się porywaczowi, by ten tylko nie ujrzał i nie dotknął malca. Miłość, która wykracza poza zwykłe rodzicielstwo, miłość, która została okraszona takimi, a nie innymi okolicznościami. To wolność, jak się okazuje, odbiera Ma zdolność do ochrony dziecka. Czując się pewnie i wiedząc, że bezpieczeństwo jej syna nie zależy już wyłącznie od niej, odpuszcza sobie. Miłość zaborcza, nieidealna, w pewnej chwili stawiająca dziecko w roli opiekuna.

Zabiłem moją matkę mamę. Nie wszyscy ją posiadamy. Nie wszyscy ją pamiętamy. Ba, nie wszyscy ją poznaliśmy. Niektórzy otrzymali ją w darze, niekoniecznie dzięki więzom krwi. Większość z nas ma ją na co dzień. Pomyślmy o niej na chwilę, kim dla nas jest, co dla nas znaczy i co my znaczymy dla niej. Podejdźmy, porozmawiajmy, przytulmy, ucałujmy, przeprośmy, nawet jeśli nasze relacje z nią nie są najlepsze. Jeśli nie ma jej blisko, złapmy za telefon. Na pewno znasz jej numer na pamięć. Każdy czasem się z nią kłóci, nie zgadza, pragnie, by się nie wtrącała. Nie jest idealna, ale my też nie jesteśmy. No, złap w końcu za ten telefon, póki jeszcze ją masz!

Ta produkcja młodego, kanadyjskiego reżysera stawia te relacje w zupełnie innym świetle. Większość ludzi wierzy, że matkę zawsze się kocha. Są hipokrytami. Oni także kiedyś nienawidzili swoich matek. Może przez sekundę, może przez rok. Może już zapomnieli, ale wszyscy kiedyś to czuli. Hubert nie zapomniał. Jemu nadal się wydaje, że nienawidzi swojej matki, dlatego zniszczył ją w oczach innych. Chantale nie jest matką, jakiej pragnie nasz bohater. Ubiera się fatalnie, nie ma zainteresowań, beznadziejnie gotuje, nie potrafi znaleźć z synem wspólnych zainteresowań, nie zastępuje mu ojca jak należy, w dodatku uważa, że Hubert sprawia same problemy i pragnie umieścić go w internacie. Zrozpaczony nastolatek, którego odrywają od chłopaka, jego wielkiej miłości, jeszcze bardziej zamyka się na kontakt z matką. Widzi, że jego partner ma matkę, której można jedynie pozazdrościć. Tak w ogóle, to wszyscy mają się lepiej od niego i nie warto nawet próbować czegoś zmieniać. Zabiłem moją matkę to pierwszy tak licznie nagrodzony obraz Xaviera Dolana, złotego dziecka kina, który, by przepracować i spojrzeć z boku na swoją relację z matką, stworzył ten film. Bo Hubert to w rzeczywistości Xavier, który poszukuje tego właściwego kontaktu z bliskimi. I tak jak on, wielu z nas go poszukuje, niekoniecznie z matkami.