3 minute read

Pojedynek gigantów

Jesteś zwycięzcą! Jesteś diamentem! Wygrasz tę walkę! Świat leży u Twych stóp! Marzenia są na wyciągnięcie ręki! Dasz radę! Nie pozwól, by coś stanęło Ci na drodze! I pamiętaj — liczysz się tylko TY!

Tak, przynajmniej z grubsza, wygląda większość motywacyjnej „papki”, którą zdaje się żywić coraz więcej ludzi. Szczególnie w Internecie zaobserwować można rosnących jak grzyby po deszczu „mentorów” z włosami na żel, którzy wykrzykują puste i pseudofilozoficzne frazesy w stylu: „(…) wystarczy chcieć tego pragnąć!”.

Moda na sukces tekst: Jakub Paluszek – jakub.paluszek@gmail.com

Skąd to się wszystko wzięło? To może oczywiste, ale dla poczucia dobrze spełnionego obowiązku postaram się odpowiedzieć. Społeczeństwo na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat przeszło dosyć drastyczne zmiany. Względny spokój w krajach, które postrzegamy, jako „cywilizowany świat” i brak większych konfliktów w naszych okolicach pozwalają obywatelom skupić się na innych kwestiach. Nie trzeba już bronić ojczyzny ani pracować w polu. Jest przecież miasto! Miasto z sięgającymi chmur biurowcami i ogromnymi apartamentami, zamieszkiwanymi przez bogatych, uśmiechniętych ludzi. Ta wizja „amerykańskiego snu” brzmiała tak kusząco, że − naturalnie − każdy chciał zarabiać dużo pieniędzy, nosić drogi garnitur i wozić się srebrnym Mercedesem, a przy tym także patrzeć rano w lustro i mówić sobie: „Jestem zwycięzcą!”.

Brzmi znajomo, prawda? Dokładnie tym samym zachęca się ludzi do przyłączenia się do wszelkiego rodzaju piramid finansowych. Obietnica szybkiego sukcesu i łatwego zysku — to zawsze działa na wyobraźnię.

Od jutra…

Jest jednak druga strona tej skali; jak to we Wszechświecie — musi być jakaś opozycja. Panie i Panowie! W drugim narożniku zwycięzca niezliczonych konfliktów wewnętrznych, wielokrotny czempion odwlekania i pogromca obowiązków! Mało kto zna jego prawdziwe imię, które, nie bez przyczyny, kojarzy się ze zwłokami… przed Państwem: prokrastynacja! Tłumy w mojej wyobraźni chciałyby szaleć na trybunach, ale postanowiły robić to od jutra. Na początek może trochę naukowego bełkotu: uważa się, że prokrastynacja bierze się bezpośrednio z konfliktu pomiędzy dwoma sektorami naszego mózgu: układem limbicznym, odpowiedzialnym, w ogromnym uproszczeniu, za odczuwanie emocji i impulsywność (i co się z tym wiąże — pragnienie natychmiastowej nagrody), a korą przedczołową, której domeną są, symplifikując równie mocno, organizacja czasu, planowanie długoterminowe oraz koncentracja. I w ten sposób ten drugi rejon naszych neuronowych „galaret” zdaje się mówić: „Masz za dwa tygodnie sesję, czas już zacząć gromadzić notatki, powtarzać informacje i pisać prace zaliczeniowe”. I gdyby na tym się kończyło, to wszystko byłoby w najlepszym porządku. Ale nie jest. Bo do akcji wkracza nikt inny, jak układ limbiczny i mówi: „Hej, czy to przypadkiem nie internetowy stream, na którym można na żywo oglądać gniazdo bocianów? To jest super!”. Od razu powstaje pokusa odczucia przyjemności i złudnej ulgi, co w konfrontacji z nadchodzącymi obowiązkami wydaje się tym bardziej atrakcyjne. Bo przecież mamy jeszcze tyle czasu! Jakoś to będzie, a pewnie tak nie będziemy mogli skupić się na nauce, dopóki nie posprzątamy biurka, porozmawiamy przez telefon, pogramy w Pokemony i pozamiatamy pustyni. I tak, Moi Mili, powstaje prokrastynacja — chorobliwe odkładanie wszelkich obowiązków na symboliczne „jutro”. Dlaczego chorobliwe? Bo cały cykl prokrastynacji powtarza się raz za razem i kiedy obiecujemy sobie już, że nigdy więcej nie będziemy odkładać niczego na ostatnią chwilę, możemy być prawie pewni, iż niebawem popełnimy ten sam błąd po raz kolejny. Internet. Skarbnica wiedzy zdobywanej przez ludzkość przez setki lat; prawie cały dorobek kulturowy naszego gatunku na wyciągnięcie ręki! A ja przed pięcioma minutami śmiałem się z filmu z turlającą się pandą, zamiast pisać. Znacie to uczucie, prawda?

Wybór tragiczny

Stąd tytułowy pojedynek gigantów: z jednej strony sukces (rozumiany jako pieniądze i sława) jako najważniejsza wartość w życiu każdej jednostki, a z drugiej okropna, wyniszczająca jakąkolwiek produktywność tendencja do odwlekania wszystkiego na później. Mówi się, że to właśnie prokrastynacja jest chorobą naszej cywilizacji, ale osoby, które próbują osiągnąć swój życiowy sukces za wszelką cenę i spotykają się na przypominających sekty zgromadzeniach, aby dawać sobie w twarz motywacyjne „liście” (sic!), wydają się jeszcze bardziej niebezpieczne. Może pozostańmy normalni, co? Pewnie, że dobrze jest wyznaczyć sobie jakieś cele w życiu — samorealizacja jest przecież kluczowa do osiągnięcia szczęścia. Ale nie zapominajmy, że na świecie są też inni ludzie i dla nich czasem też warto się poświęcić — to również daje dużo frajdy! W samym relaksie też nie ma nic złego, a z odrazą do pracy podobno można sobie radzić, jeśli przeplata się obowiązki z przyjemnościami. Ale co ja tam wiem… Miałem oddać ten tekst na wczoraj…

A to wspomniana panda. Pocieszna, prawda?