
7 minute read
Zwycięzca Derby i Wielkiej Warszawskiej Caccini na
Dw Ch Cie Kach Hodowlanej Kariery
ROZMAWIAŁ: JAN ZABIEGLIK
Advertisement
Rozmowa z twórcą Stadniny Pegaz, właścicielem i hodowcą koni pełnej krwi angielskiej Andrzejem Zielińskim
Co spowodowało, że posiadanie i hodowanie folblutów stało się największym Pańskim życiowym zajęciem i pasją?
Nie ukrywam, że hazardową żyłkę mam w genach, więc już w młodości bywałem często na Służewcu. Najpierw interesowała mnie głównie gra w totalizatorze, ale gdy po prywatyzacji stajni w pierwszej połowie lat 90. zaistniała możliwość wydzierżawienia lub kupna konia wyścigowego, postanowiłem zasmakować tej nowej, swoistej formy hazardu, bo przecież taka inwestycja nie zawsze się zwraca, a zyski przynosi jedynie nielicznym. Wyścigi nie darmo nazywane były sportem królów, nie sposób tylko z nich się utrzymywać, trzeba stale i dobrze zarabiać gdzie indziej, żeby do tej wspaniałej pasji w razie czego dokładać. Mi się udało zbudować w końcu lat 90. stadninę w Nowej Wronie k. Nasielska, i rozbudowując ją, utrzymywać się, z większym lub mniejszym powodzeniem, w czołówce prywatnych właścicieli oraz hodowców już od ponad 20 lat, co uważam za swoje największe osiągnięcie. Obecnie jesteśmy największą w Polsce prywatną stadniną, hodującą konie pełnej krwi angielskiej.
Jakie były najważniejsze wydarzenia w dotychczasowej historii SK Pegaz?
Pamiętam, jak bardzo ucieszyłem się z pierwszych, znaczących zwycięstw konia mojej hodowli, trenowanej przez Macieja Janikowskiego klaczy Marwer, która jako dwulatka wygrała wyścig o Nagrodę Dorpata (kat. B), a następnie zwyciężyła w Wiosennej (kat. A) w 2001 r.. W kolejnym sezonie podopieczny
Andrzeja Walickiego Dawton był drugi w Wielkiej Warszawskiej za niemieckim Caitano. Za dobrą cenę sprzedałem go do Anglii. Pierwszym najlepszym osiągnięciem w Derby było drugie miejsce szkolonej przez Walickiego Princess of Leone za Rutenem w 2008 roku, która następnie wygrała Nagrodę Liry (Oaks), nazywaną wyścigiem Derby dla klaczy. Dosyć długo czekałem na najważniejsze sukcesy. Osiągnąłem je w dużej mierze dzięki zakupowi francuskiego ogiera Ecosse, który okazał się najlepszym reproduktorem w polskiej hodowli w ostatnich 15 latach. Jego córką była wspomniana Princess of Leone, ale największe sukcesy odniósł Patronus. Teraz, z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że niestety, ale sprzedałem go po karierze dwuletniej Ukraińcowi Konstantinowi Zgarze, pod warunkiem, że pozostawi go w treningu Walickiego. W wyścigowym interesie jest taka niepisana zasada, że jeśli dają za konia w pewnym momencie jego kariery dobrą cenę, to należy go sprzedać, bo potem można żałować. Ja wtedy bardziej liczyłem na innego syna Ecosse (ogiera Pillar), którego trenował Janikowski. Jednak dotknęła mnie ironia losu. Pillar wydawał się mocnym faworytem Derby 2013, bo wygrał pewnie Nagrodę
Iwna. Niestety, był on pod Markiem Breziną tylko trzeci, a Patronus pod Piotrem Piątkowskim odniósł pewne zwycięstwo następnie również wygrał Wielką Warszawską. Z jeszcze innych synów Ecosse, wcześniej rewelacyjnie zapowiadał się Prince of Ecosse (ur. 2009), który w wieku 2 lat wygrał cztery wyścigi, w tym Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Mokotowską z zadziwiającą lekkością. Jednak już po sezonie doznał ciężkiej kontuzji. Ogarnęła mnie czarna rozpacz. Ratowałem go, jak mogłem. Po przerwie na leczenie i rehabilitację w wieku trzech lat, wrócił na tor w czerwcu następnego roku. Odniósł obiecujące zwycięstwo w II grupie, ale w następnym starcie był już czwarty. Kontuzja się odnowiła i musiał zakończyć karierę.
W 2012 roku syn Ecoose, Boozer, finiszował w Derby jako trzeci. Była to spora niespodzianka. Za bardzo ważne wydarzenie uważam wejście w 2014 roku do całości mojego wyścigowego interesu (hodowli, zakupu koni za granicą i wystawiania ich do wyścigów) jako wspólnika, mojego brata Ryszarda wraz z żoną Kamilą. Stadnina Pegaz dzięki temu stanęła mocno na nogi. W 2016 roku razem z trzecim wspólnikiem francuskiego ogiera Caccini, trenerem Adamem
Wyrzykiem, fetowaliśmy najpierw zwycięstwo w Derby, a potem spektakularny triumf w Wielkiej Warszawskiej, w której Caccini sensacyjnie wygrał z wielkim faworytem, niepokonanym w 12 startach Va Bankiem. Wartość naszego konia wtedy bardzo wzrosła. Kupiec z Australii zaproponował najpierw cenę 600 tys. euro, a później nawet doszła ona do 950 tys. Ja byłem gotów Cacciniego sprzedać, ale nie zgodzili się na to Adam i mój brat.
Trzy lata później błękitną wstęgę Derby zdobyła trenowana przez Walickiego irlandzka klacz Nemezis, należąca już tylko do mnie i mojego brata.
W ostatnich trzech latach poważnie zainwestowaliśmy w zakup klaczy z dobrymi rodowodami za granicą. Kupiliśmy też irlandzkiego ogiera Balios, zwycięzcę m.in. G2, z którym wiążemy duże hodowlane nadzieje. Pierwsze trzy dwulatki po nim przygotowywane są do debiutu w stajni Walickiego. Czy nasze oczekiwania się sprawdzą, musimy cierpliwie poczekać jeszcze kilka lat. Cierpliwość w hodowli to cecha konieczna i podstawowa.
Bardzo się przydaje jednak również łut szczęścia. Nie byłoby wspaniałych przeżyć związanych ze startami Cacciniego, gdyby nie fanaberia pewnego właściciela, który najpierw zaakceptował aukcyjny wybór trenera Wyrzyka i zapłacił za konia, a potem tuż przed sezonem 2015 się rozmyślił i koniecznie chciał go sprzedać. Podobno nie podobał mu się jego wygląd oraz imię Caccini. Wyrzyk zadzwonił do Was i zaproponował, żebyście weszli z nim do spółki. Długo się nie zastanawialiśmy. Adam osiągał już wtedy od kilku sezonów bardzo dobre wyniki.
To wielki marzyciel i entuzjasta, ale też bardzo pracowity samouk, którego ośrodek treningowy w Podbieli (ok. 45 km od Warszawy) stał się najpierw znany dzięki wiosennym przeglądom koni, ale największą popularność zdobył dzięki serialowi telewizyjnemu „Życie na wyścigach”.
Urodzonego na początku maja Cacciniego spokojnie przygotowywał do debiutu, który nastąpił 5 września. Liczyliśmy na zwycięstwo, tymczasem został pokonany przez nadpobudliwego Vadera, który choć mocno wyłamał, finiszował niczym rakieta przy zewnętrznej barierce. Dżo - kej się tłumaczył, że nie zauważył rozpędzonego konia, który nie zatrzymał się po minięciu celownika i dalej galopował jak szalony, aż uderzył w końcową barierkę i zrzucił jeźdźca. W następnym biegu Vader był już tylko szósty, potem został sprzedany do Czech, ale żadnej kariery nie zrobił.
Tymczasem Caccini kolejne dwa biegi, II i I grupy (Nagroda Brochwicza), łatwo wygrał. Trener Wyrzyk już wtedy wyczuł, że trafił na diament do oszlifowania. Ponieważ ma rogatą duszę, zaproponował w kwietniu nie tylko zgłoszenie Cacciniego do Derby, co było oczywiste, ale także do rozgrywanej w pierwszą niedzielę października… Nagrody Łuku Triumfalnego w Paryżu, w której jeszcze nie wystąpił koń w polskim treningu. Wyglądało to na porywanie się z motyką na słońce, ale pierwszy zapis kosztował tylko 7000 euro, więc nie mogliśmy się nie zgodzić.
Jako trzylatek Caccini szedł na Służewcu jak burza. Z przewagą wygrał kolejno nagrody: Irandy, Iwna i Derby. Jednak, żeby fantastyczna wizja jego występu w Paryżu nabrała realnych kształtów musiał się sprawdzić w silnej stawce za granicą. Adam wybrał rozgrywaną 14 sierpnia gonitwę grupy I w Hoppegarten – Longines
Grosser Preis von Berlin na 2400 m. Wynajęliśmy specjalny autobus, żeby fani Cacciniego mogli za darmo pojechać do Berlina. Ci, którzy wierzyli, że Caccini już wtedy zdoła nawiązać walkę z czołowymi końmi niemieckimi, mogli się czuć nieco zawiedzeni. Nasz koń wypadał w sumie nieźle, bo zajął piąte miejsce w stawce sześciu dobrych koni i stracił tylko ok. 6 dł. Inna sprawa, że bieg został rozegrany na końcówkę i Caccini nie był stanie przyspieszyć na finiszu. Taki wynik nie dawał kwalifikacji na występ w Paryżu. Adam skupił się więc już tylko na przygotowaniu derbisty do Wielkiej Warszawskiej. Już zawczasu było wiadomo, że w tej najważniejszej porównawczej gonitwie sezonu, wielkim faworytem będzie Va Bank. Zwłaszcza po zwycięstwie na początku września w wyścigu G3 w Baden Baden, zdaniem zdecydowanej większości fachowców i bywalców toru, to właśnie on „już wisiał”. Tak się mówi na wyścigach o koniu, który na pewno ma wygrać. Jaki to „na pewno” miało finał, już wcześniej wspomniałem. Adam jeszcze raz pokazał, że pod względem taktyki nie ma sobie równych. Polecił Tomášowi Lukáškowi, żeby podyktował warunki wyścigu, a ten świetny czeski dżokej, który na Służewcu wygrywał już wcześniej najważniejsze gonitwy, spisał się na medal i na ostatniej prostej po walce Caccini odparł atak dosiadanego przez Brezinę Va Banka i tuż przed celownikiem wyprzedził go o pół długości.
W wieku 4 lat najpierw Caccini dwukrotnie pobiegł w Hoppegarten. W połowie kwietnia był drugi w wyścigu Listed na 2800 m w stawce 10 koni, a miesiąc później ósmy na 3200 w gronie 10 uczestników. Na Służewcu łatwo wygrał Nagrodę Widzowa, ale w biegu o Nagrodę Prezesa Totalizatora Sportowego musiał stoczyć zażartą walkę z trenowaną przez Wojciecha Olkowskiego Silverą i wygrał minimalnie o nos.
Niestety, dla obu tych wspaniałych koni był to ostatni występ na torze. Klacz doznała wcześniej kontuzji, a nasz ogier później. Nie było wyboru. Po wyleczeniu Caccini rozpoczął w Stadninie Pegaz karierę hodowlaną. Pokryliśmy nim kilka naszych klaczy, to samo zrobił także Adam Wyrzyk, który jest również hodowcą. Pierwszy przychówek Cacciniego zaczął biegać na torze w ubiegłym sezonie. Najlepiej spisywał się trenowany przez Walickiego nasz Dacinni, który wygrał trzy gonitwy. Po jednym zwycięstwie odniosły Thiry Time (tr. Wyrzyk) i naszej hodowli Przystojnykaźmierz, którego wydzierżawiliśmy trenerce Natalii Szelągowskiej. Thiry Time wygrał również w swoim drugim występie w wieku trzech lat.

Jako trzylatka zadebiutowała Trella hodowli Eurosport Management. Nie biegały jeszcze Finka hodowli Wyrzyka i nasz Perfect Stranger. W tym sezonie po raz pierwszy zobaczymy na torze dwa dwulatki po Caccinim: Stradiusa od Salien (tr. Walicki) i Mercurego od Mary Gary (tr. Wyrzyk).
Równorzędnie Caccini rozpoczął także karierę w hodowli koni szlachetnej półkrwi. Skąd ten pomysł i jakie są jego efekty?
Pomysłodawcą był trener Wyrzyk, a z naszej strony gorącą orędowniczką użycia Cacciniego w hodowli sp stała się moja żona Joanna. Natomiast mój wkład ograniczył się jak na razie do zakupu sztucznej klaczy, dzięki czemu uzyskujemy nasienie od Cacciniego.
Najpierw Caccini musiał zdobyć licencję konieczną w hodowli koni szlachetnej półkrwi. Oceniała go w Łącku specjalna komisja. Ten egzamin zdał na piątkę. Ta licencja musi być odnawiana każdego roku. Pierwszą uzyskał w 2019 roku i kolejne w następnych latach. Jest spore zainteresowanie hodowców koni, które przeznaczane są głównie do sportu jeździeckiego. Najwięcej inseminacji nasieniem Cacciniego odbyło się w SK Prudnik, ale zgłaszają się również indywidualni hodowcy, których przybywa. Jest nam bardzo miło, gdy odbieramy telefony, że urodziły się piękne źrebaki. Specjalnej kampanii promocyjnej jeszcze nie robiliśmy, ale z dużym zadowoleniem przyjęliśmy inicjatywę dyrektora toru Dominika
Nowackiego, który zaproponował, że zaprosi na sponsorowaną przez nas w tym roku gonitwę Oaks hodowców koni szlachetnej półkrwi i reprezentantów środowiska sportowego. My natomiast ze swej strony zaprosimy właścicieli wszystkich klaczy, które zostaną zgłoszone do gonitwy Stadnina Koni Pegaz – Nagroda Liry (Oaks). Takie spotkanie będzie okazją do wzajemnego poznania się i nawiązania systematycznej współpracy.
