POST SCRIPTUM - Lipiec 2019

Page 1

wywiad z JoannÄ… Morea Cristopher Stone debiut poetycki Tektografia nowa technika graficzna


S

iadając do napisania wstępniaka (bo tym mnie, nie wiedzieć czemu, obarczono) do pierwszego numeru Post Scriptum, od razu wiedziałem, że nie będzie lekko. Jest tu tyle świetnego materiału, że nie sposób wymienić kilku jedynie zachęcających artykułów, jak to jest przyjęte. Tu trzeba by wymienić wszystko: doskonały, mądry felieton Katrzyny Saniewskiej, piękne fotografie Sylwii Łakomej, spotkanie z Krzysztofem Bochusem czy Joanną Morea. A przecież nie wspomniałem jeszcze o niepublikowanej dotąd poezji Christophera Stone’a, o wierszach Renaty Cygan, o książkowej recenzji Roberta Knapika. Nie da się wymienić kogoś i nie wymienić kogoś innego, więc zapomnijcie o tym, co napisałem powyżej. Nikogo nie wymieniam. Po prostu zapraszam do lektury! Będziemy wdzięczni Wam za wszelkie uwagi i sugestie dotyczące magazynu. To dla Was go tworzymy i przetrwa tylko z Waszą pomocą. Dziękujemy, że z nami jesteście.

Jarosław Prusiński w imieniu grona redakcyjnego PS

PROZA I PUBLICYSTYKA O wydawaniu książek - poradnik dla pisarzy. str. 1 Angelot. Opowiadanie str. 5 Joanna Morea - wywiad str. 7 Krzysztof Bochus - wywiad str. 10 Nie całkiem słodkie błoto. str. 14 POEZJA Christopher Stone Renata Cygan Festiwale, zloty, spotkania poetyckie i co z nich wynika.

str. 17 str. 20 str. 21

SZTUKI WIZUALNE Tektografia - Grzegorz Stefan Madej. Człowiek myślący - pomiędzy naturą a kulturą. FOTO - Grafia. Sylwia Łakoma

str. 24 str. 29 str. 36

MUZYKA Płyty, które kocham.

str. 41

Zespół redakcyjny: Jarosław Prusiński, Agnieszka Biardzka, Iwona Niezgoda, Renata Cygan, Robert Knapik, Artur Sienkiewicz. Informatyk: Robert Kral Okładka: Angelika Cieśniarska strona internetowa: www.magazynps.com e-mail: pscriptum69@gmail.com



zdj. z portalu pixabay.com.pl

O WYDAWANIU KSIĄŻEK

PORADNIK DLA PISARZY

Jak wydać i wypromować książkę? Wiele osób zadaje mi to samo pytanie. Pomyślałem, że spiszę te wszystkie informacje, żeby mogli to sobie przeczytać wszyscy zainteresowani.

Część 1 - Początek

N

o, więc udało się! Napisaliście książkę i tulicie teraz do piersi laptopa, głaszcząc go i powtarzając z czułością: „mój ci on”, a szczęśliwy laptopek mruczy do Was procesorem. O szalona rozkoszy! Błogości nieokiełznana! Napisaliście książkę! Teraz się będzie działo. Polonistka z podstawówki zrozumie w końcu z kim miała do czynienia. Za te pały, które Wam stawiała z wypracowań, teraz spali się ze wstydu! Natychmiast wysyłacie książkę do znajomych, którzy nie chcąc Was wkurzać potwierdzają, że to bezsprzecznie arcydzieło. A więc jednak! Nie myliliście się! Trzymacie w rękach klucz do Arkadii, do Edenu i zaraz wszystkie bogactwa tego świata będą należały do Was. Otworzą się dla Was bramy raju. Sezamie otwórz się!

1

Co powinniście teraz zrobić? Przygotować streszczenie, fragment w .pdf, opis siebie i swoich dokonań pisarskich (klasówki w podstawówce się nie liczą, nawet te na szóstkę), napisać jaka jest grupa docelowa odbiorców (najlepiej napisać, że cała populacja planety Ziemia) i w jakim stylu jest książka (głupie, ale tego wymagają wydawcy – piszcie więc: „w stylu Greya, tylko lepsze”). Jak już to wszystko macie zebrane do kupy, to hajda – wysyłacie cały pakiet do wydawców. I czekacie na wszystkie te lukratywne propozycje, które mają do Was spłynąć, nie wyłączając telefonów od reżyserów i producentów z Hollywood, którzy z niecierpliwością czekali na Waszą książkę, żeby mogli ją sfilmować. I tak czekacie i czekacie… i czekacie. Dalej czekacie… I ciągle nic nie przychodzi. Czasem przyjdzie jakaś miła odmowa. Najczęściej piszą: „uznaliśmy Pana (Pani) książkę


za bardzo (wybitnie) wartościową, niestety jej treść koliduje z naszymi planami wydawniczymi”. Do mnie, z jednego z największych wydawnictw, właśnie taka przyszła, więc wzruszony tym, że tak uprzejmie mi odmawiają, napisałem, że nie szkodzi, ale dziękuję za zainteresowanie moją książką. W odpowiedzi dostałem: „dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy się w ciągu 9 miesięcy”. Postanowiłem zaryzykować i wysłałem kolejnego maila: „Chciałem się dowiedzieć, jaka jest teraz pogoda w Chinach”. Odpowiedź: „dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy się w ciągu 9 miesięcy”. „Pomidor” - „dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy się w ciągu 9 miesięcy”. I to by było na tyle, jeśli chodzi o marzenia, że ktoś w ogóle to przeczyta. Ale nie martwcie się, wciąż macie wiele możliwości wydania swojej książki: Wysłaliście książkę do wszystkich dużych wydawnictw, potem do tych średnich i małych, na koniec nawet do sąsiada-emeryta, który w stanie wojennym, w piwnicy, drukował ulotki na powielaczu. Nic z tego. Już wiecie, że nikt Was nie wyda. W zależności od tego jaki macie charakter sądzicie, że: • wszyscy dookoła to idioci i się nie znają • popadacie w depresję i zaczynacie podejrzewać, że jednak napisaliście gniota Nie martwcie się! Dalej będzie już tylko lepiej. Właśnie wykosiliście dwie trzecie konkurencji, która w tym momencie się poddała. Ale Wy nie rezygnujcie, bo: • wszyscy dookoła to idioci i się nie znają lub • napisaliście gniota W przypadku drugim jesteście bliżej sukcesu niż w pierwszym, bo najlepiej sprzedają się właśnie gnioty, czyli Wasza książka ma potencjał sprzedażowy! Teraz tylko trzeba jakoś zaistnieć.

Sposób na znajomości

Z

rozrzewnieniem oglądam czasem w telewizji wynurzenia dzieci celebrytów, którzy narzekają, że znane nazwisko tylko im przeszkadza w karierze, bo wszyscy ich porównują do rodziców. Większość z nich ma taki talent medialny, że nawet na kasę do spożywczaka by ich nie zatrudnili, co najwyżej na magazyn do rozładowywania towaru. A tutaj brylują po telewizjach i narzekają, że im tatuś w karierze przeszkadza. Oczywiście są wyjątki, gdy dzieci dziedziczą talent po rodzicach, ale to tylko potwierdza regułę. Jeśli macie znanych rodziców, to reszta załatwi się sama. Cokolwiek wypocicie, trafi na listy bestsellerów. Gorzej, jeśli nie macie w rodzinie nikogo, kto Was ustawi w światku literackim. W tym przypadku znajomości należy zdobyć: • w sposób opisany w poprzednim rozdziale • zatrudnić się w dużej gazecie lub telewizji • ożenić się (wyjść za mąż) z odpowiednią osobą Okładki poczytnych magazynów pełne są zdjęć osób, które wspięły się na szczyty popularności za pomocą jednej z tych metod. Szczególnie skuteczny okazuje się być sposób (b), bo nie tylko bez trudu znajdziecie wydawnictwo, które Was wyda, ale dodatkowo dostaniecie reklamę wartą miliony w pakiecie i to całkowicie gratis. Potem będziecie mogli się do rozpuku naśmiewać z aspirujących pisarzy, że są kretynami i nie odnoszą sukcesu wyłącznie z powodu własnej indolencji. Możecie też zacząć mówić o sobie w trzeciej osobie. Pokażecie wszystkim, że jesteście tak bardzo godni szacunku, że nawet sami do siebie mówicie per „pan”. Za to „tykajcie” wszystkich innych, choćby mieli nawet 60 lat. To teraz jest na topie w świecie celebrytów. Niestety skoro czytacie ten tekst, to najpewniej znajomości nie macie, dlatego teraz opiszę jak samemu wydać książkę metodą self-publishingu.

Self-Publishing Sposób na seks

T

a metoda sprawdza się najlepiej pod każdą szerokością geograficzną. Nie wymienię nazwisk pisarzy płci obojga, którzy w ten sposób zaistnieli, bo nie chcę się ciągać po sądach. A wiadomo, że znajomi autorzy, którzy mi o tym mówili wyprą się nie tylko tego, że o czymś takim wspomnieli, ale nawet tego, że w ogóle mnie znają. Jeśli zdecydujecie się na taką formę, należy jedynie odpowiednio wybrać cel. Bezsensowne puszczanie się na prawo i lewo sprawy nie załatwi, bo pewnie zdobędziecie jakąś popularność w dzielnicy, ale nie taką, o jaką Wam chodziło. Dobry byłby polityk (nawet lokalny), żeby załatwić Wam mecenat (nie mylić z patronatem), właściciel dużego wydawnictwa lub inna wpływowa osoba ze środowiska. Od biedy może być pisarz bardziej znany od Was, który ma już przetarte ścieżki. Sam chętnie zaoferowałbym się młodym, początkującym pisarkom, ale uczciwie wyjaśnię, że niczego to w ich karierze pisarskiej nie zmieni, poza traumą, która pozostałaby im na całe życie. Niestety ten sposób działa wyłącznie w przypadku, gdy jesteście piękni i młodzi. W moim przypadku metoda na seks nie miała szans na powodzenie. Co stwierdzam z ubolewaniem. W kolejnej części opiszę sposób na znajomości.

J

eśli macie erotyczny powab kloca drewna (jak autor piszący te słowa) i nikt Was nie chciał, nikogo wpływowego nie znacie, to też się nie przejmujcie. Możecie książkę wydać sami! Na początek zła wiadomość. To, co macie w komputerze to jeszcze nie książka. To zaledwie surowy tekst, nad którym teraz trzeba popracować. • Korekta i redakcja – bez tego nie warto wypuszczać Waszego dzieła poza krąg znajomych. Prawdopodobnie roi się w nim od byków, a zdania są finezyjne jakby wyszły spod ręki tego samego drwala, który wyciosał Waszą twarz. Zabieg jest bolesny i kosztowny, ale nie bardziej niż kolejna porcja botoksu, którą wstrzykujecie sobie w wargi, żeby wyglądać bardziej światowo. Takie jest, niestety, życie gwiazdy. • Czcionki – niektórzy się zdziwią, ale większość czcionek nie jest na wolnej licencji i nie możecie ich użyć do swojej książki, chociaż macie legalnego Worda, czy inny edytor tekstu. Musicie użyć czcionki darmowej lub wykupić licencję. Darmowe czcionki to np.: Georgia lub Deja-Vu. • Okładka – jeśli nie macie żadnego talentu graficznego, to możecie po prostu zrobić białe litery na czarnym tle (jak np. cały cykl książek Stanisława Lema) albo zlecić wykonanie okładki grafikowi. W tym drugim przypadku zapłacicie co najmniej pięć stów i zapewne będziecie wymieniać z nim coraz bardziej obraźliwe maile, bo grafik będzie miał swoją własną koncepcję i wy mu będziecie tylko przeszkadzać w pracy. Okładkę wykona miesiąc później niż się umawialiście i dostaniecie białe litery

2


na czarnym tle. No, ale wykonane przez profesjonalnego grafika, a to się liczy. • Skład, łamanie tekstu, konwersja – to są słowa, które z pewnością nic wam nie mówią. Najlepiej więc się tym nie przejmować i nic takiego nie robić. Bo po co? Po tych wszystkich zabiegach macie w końcu wymarzoną książkę w rękach (właściwie e-booka w komputerze). Teraz wystarczy umieścić ją na kilku portalach przeznaczonych dla self-publisherów i czekać na pieniądze. Ale nie róbcie zbyt dużych planów na wydanie pieniędzy, które zarobicie, bo Wasz zysk będzie oscylował w granicach 5 zł (łącznie) minus podatki. Nikt poza autorami na te strony nie zagląda i raczej niczego tam nie sprzedacie. Na szczęście jest jeszcze inna możliwość:

Vanity Publishing

B

ez trudu znajdziecie wiele wydawnictw, które wmówią Wam, że po podpisaniu umowy z nimi, książki rozejdą się jak świeże bułeczki, pod Waszym płotem fanki rozbiją namioty, a na drzewach dzień i noc będą siedzieli fotoreporterzy. I wszyscy będą marzyć tylko o jednym – o tym, żeby Was zobaczyć, choćby w oknie zza firanki. I chociaż czujecie podstęp, to przecież chcecie w to wierzyć. Płacicie więc od kilku do kilkunastu tysięcy (a słyszałem też o rekordzistach, którzy płacili po kilkadziesiąt tysięcy) za wydrukowanie Waszej książki i wstawienie jej do księgarni. Kupujecie z tuzin nowych kiecek (w końcu czekacie na zaproszenia na spotkania autorskie – tak jak było obiecane na stronie Waszego wydawnictwa – nie pójdziecie przecież na nie ubrane jak bezdomne), codziennie sprawdzacie pocztę. Sprawdzacie też, czy telefon oby na pewno działa. Czekacie przez kilka miesięcy, ale telefon i skrzynka pocztowa wciąż milczą jak zaklęte. W końcu przychodzi pierwsze zestawienie sprzedaży. O cudzie nad cudami! Jest w końcu! Zastanawiacie się ile tam jest – 50, 100 tys. złotych? Ile tam jest?! No ile?! Nie denerwujcie się za bardzo. Prawdopodobnie sprzedaliście trzy egzemplarze książki i zarobiliście na tym 12 zł. brutto. Nie dziennie, tygodniowo ani miesięcznie, ale łącznie za całe pół roku! Jeśli wcześniej mieliście ochotę zapłakać nad sobą, ale się wstrzymywaliście, to teraz jest dobry moment. Już możecie płakać. Mam dla Was dwie wiadomości. Jedna jest dobra, druga zła. Ale na początek refleksja. Prawdopodobnie zrozumieliście już, że wydanie książki, to dopiero początek długiej drogi. Dwa tysiące sztuk Waszego dzieła leży sobie w kartonach w jakiejś hurtowni i tam zostanie, chyba że zaczniecie ją promować. I teraz zła wiadomość – spóźniliście się! Promocję książki należało zacząć od znalezienia patronów medialnych. Teraz jest już na to za późno. Dobra wiadomość jest taka, że i tak nikt by Was nie objął

3

patronatem. Nie róbcie sobie wyrzutów! Czy możecie coś jeszcze zrobić? Oczywiście, że tak! Zacznijcie od wysyłania kilku egzemplarzy do bloggerów książkowych. Może zechcą przeczytać i napisać kila słów? Dziewczyny są z reguły miłe i chętnie czytają, więc może zainteresuje ich także Wasza powieść. Możecie spróbować też promować się w ramach akcji „Polacy nie gęsi i swoich autorów mają”, wysłać informację o Waszej książce do kilku niezależnych zinów, przekazać kilka sztuk na konkursy. Jest cała masa różnych metod, żeby zaistnieć. Niestety wszystkie są równie nieskuteczne. Sprzedaż Waszej książki pozostanie jednocyfrowa. Zanim skoczycie z mostu z kamieniem uwiązanym do szyi, przeczytajcie tekst poniżej. Są metody skuteczne! Ja tych metod oczywiście nie znam, a nawet gdybym znał to nie powiem. Za to powiem, co się nie sprawdza (a czego próbowałem): - Wykupowanie reklam w dużych portalach internetowych. Liczba odwiedzin tych stron jest zwykle mocno przesadzona i po tygodniowej reklamie zyskacie pięciu odwiedzających na fejsbuku i jedną sprzedaną książkę. - Wciskanie książki znajomym – wkrótce ich liczba znacznie się zmniejszy (nie książek, które zawalają podłogę w przedpokoju, ale znajomych). - Zaczepianie ludzi na portalach społecznościowych. - Ubranie się w łachmany i sterczenie pod kościołem z nadzieją, że ktoś kupi Waszą książkę z litości. - Wciskanie książki rodzinie i znajomym na prezenty z wszelkich możliwych okazji: komunii, chrztu, wesela, itd. Osiągnięcie tyle, że wkrótce przestaną Was gdziekolwiek zapraszać. - Podrzucenie książki do księgarni za rogiem, licząc na to, że sprzedawca tego nie zauważy. - Wpychanie jej kobietom do torebek (pogodziliście się już, że książki nie sprzedacie, chcecie tylko odzyskać przedpokój). Na koniec Was pocieszę. W Polsce - dzień i noc, w niedzielę i święta, 24 godziny na dobę – co godzinę jest wydawany nowy tytuł. Takich nieszczęśników jak Wy jest więcej! Przybywa ich dwudziestu czterech dziennie.

Drzwi do Edenu

M

ożliwe, że niektórym z Was się udało. Skusiliście jakieś duże wydawnictwo swoimi wdziękami albo dzwoniliście do redaktora naczelnego codziennie o piątej rano i tak go zmęczyliście psychicznie, że po stu odmowach wreszcie zmienił zdanie. I teraz trzymacie w spoconych, drżących dłoniach wymarzoną umowę. Co będzie się działo? Powiem wam to, o czym wszyscy autorzy milczą jak zaklęci, zasłaniając się tajemnicą. Oni należą do kręgu wiedzy, wy jesteście dla nich marnym, w dodatku niedoinformowanym mysim bobkiem. Dzięki mnie staniecie się dumnym, świadomym mysim bobkiem.


Zapisy w umowie

M

acie tam pewnie 7% od ceny hurtowej (nie detalicznej) i dobrowolne zrzeczenie się praw autorskich do Waszej książki. Wmówią wam, że to tylko na pięć lub siedem lat, a potem prawa wracają do Was. Prawo własności zgodnie z Konstytucją jest nieograniczone co do zasady, więc nie podlega choćby ograniczeniu czasowemu (pięć lat). Takim ograniczeniom może podlegać jedynie umowa licencyjna. Nabili Was w butelkę. Właśnie straciliście prawa do swojej powieści i nawet jeśli wydawca nie wywiąże się ze swojej części umowy, to prawa do Was nie wracają. One już do Was nie należą! No dobrze, ale w zamian zarobicie masę pieniędzy, co tam prawa autorskie. Tak sobie pewnie myślicie. To teraz powiem coś na ten temat.

Eden

D

rzwi do raju zostały wreszcie otwarte. Wydawca wywiązał się z umowy i wstawił Waszą książkę do licznych księgarni. Wypiliście już pewnie kilka butelek szampana i planujecie zakup kolejnych, ale zanim wysiądzie wam wątroba muszę wam coś powiedzieć. Nakład jaki wydrukowali, to pewnie około dwa tysiące sztuk, z tego pół tysiąca (o ile Wasza książka jest dobra) będzie zwrotów. Zarobicie po roku sprzedaży około

zdj. z portalu pixabay.com.pl

trzech tysięcy złotych polskich minus podatek. Przy optymistycznym założeniu, że wydawca będzie Was promował. Najprawdopodobniej jednak nie będzie (zwłaszcza, jeśli wkurzaliście go telefonami) i nie osiągnięcie nawet tego.

Powrót na ziemię

O

kazuje się, że z pisania żyć się nie da. Udaje się to jedynie garstce pisarzy-celebrytów, ale oni zarabiają głównie dlatego, że są znani, nie ważne co napisali. Kiedyś należało czegoś dokonać, żeby być sławnym – teraz należy być sławnym, żeby czegoś dokonać. A sławę dużo łatwiej zyskać, publicznie pokazując cycki (mogą być sztuczne, jeśli natura poskąpiła), a nie pisząc książki. Lepiej więc zajmijcie się czymś innym. Chyba, że macie przemożną, nieprzepartą, obsesyjną chęć pisania, a Wasz psychiatra odmówił dalszego leczenia.

Jarosław Prusiński Autor wysoko ocenianych przez Czytelników powieści i zbiorów opowiadań, między innymi: Szary Mag, Zapomniani Bogowie. Słowiańska Opowieść, Niedopowiedziane, Isztar.


Angelot

Jarosław Prusiński Niedopowiedziane - fragment

K

roczył w ciemności. Pod jego stopami rozciągała się świetlista, wąska ścieżka pnąca się ostro w górę. Do bramy. Poza nią nie było nic. Pustka, nicość, czerń. Angelot nie czuł trwogi, szedł pewnie, dostojnie, tak jak nakazywała jego pozycja. Nie czuł też zmęczenia, choć powinien czuć. Czułby, gdyby żył. Pamiętał swoją śmierć. Na szczęście strach i niepokój zniknęły. Teraz kroczył świetlistą ścieżką ku niebieskiej bramie. Czuł podekscytowanie i radość. Za sobą usłyszał kroki. Odwrócił się i zobaczył dziewkę. Ogień spalił jej ubranie i osmalił ciało tak, że wyglądała jak murzynka. Człapała za nim, zwęglony wrak człowieka, pogańska wiedźma. Domyślił się, że to na nią wydał wyrok zanim... Jak ona śmie wspinać się do bram nieba razem z nim? ‒ Odejdź, dziewko! ‒ krzyknął do niej. ‒ Jeszcze aniołowie pomyślą, że to ja cię tu przywiodłem. Idź sobie! Ale ona tylko popatrzyła swoim czarnym okiem. Połowę twarzy miała zupełnie spaloną, ział z niej pusty oczodół. Jedynym okiem, które jej zostało wwiercała się w niego jak sęp. Ten wzrok przeszywał go na wylot, jakby nie patrzyła na niego tylko gdzieś dalej, w pustkę. Na to, co było poza nim. A jednak zwolniła kroku. Angelot przyśpieszył. Chciał się znaleźć przed obliczem aniołów jak najszybciej. Nie chciał, żeby podeszła zbyt blisko, jakby mogła go skalać swoją winą, za którą poniosła śmierć na stosie. Aniołowie byli wielcy, świetliści. Wzrostem przewyższali człowieka dwukrotnie. Stali przed bramą, lekko poruszając skrzydłami. Mężczyzna i kobieta. Oboje mieli nagie torsy. ‒ Mogłaby się czymś okryć ‒ powiedział Angelot pod adresem anielicy na poły przyjacielsko, na poły protekcjonalnie. Nie patrzył na nią. Patrzył na jasnowłosego mężczyznę - anioła, jej towarzysza. ‒ Oczywiście nic nie powiem Świętemu Piotrowi, ale te nagie piersi... Inni mogą być mniej wyrozumiali. Zaśmiał się nerwowo, nie wiedząc czy nie przesadził. Najpierw trzeba by się rozeznać w zwyczajach Raju. Może tutaj to normalne? Aniołowie się nie poruszyli ani nie odezwali. Jakby go nie było. ‒ Mogę wejść? Znowu milczenie. Coraz wyraźniej słyszał za plecami bose stopy wiedźmy. Zbliżała się. Anielica uśmiechnęła się radośnie do dziewczyny ponad jego głową. Uklękła przed nią, gdy tylko tamta podeszła do bramy. Wilgotną ścierką zmyła z niej ciemny osad. Jej skóra znowu była zdrowa, różowa, dziewczęca.

5

Odrosły jej włosy, spalony policzek znowu był cały, ponownie miała dwoje oczu. Anioł - kobieta klęczała przy niej i cały czas się uśmiechała. Wiedźma też się uśmiechnęła. ‒ Wejdź ‒ powiedziała anielica, gdy włożyła suknię na nagie ciało dziewczyny. ‒ Czekają na ciebie. Czarownica zniknęła za bramą, a Angelot zatrząsł się z wściekłości. ‒ Wpuściliście ją, a mnie każecie czekać?! Nie wiecie, kim jestem! ‒ Ależ wiemy, Angelocie ‒ powiedziała kobieta-anioł. W jej oczach nie było już radości. ‒ To ty nie wiesz, kim jesteś. A potem Anioły weszły do środka i zamknęły bramę. Biskup został sam na ścieżce prowadzącej donikąd. Stał przez chwilę, myśląc, że to żart. Potem kolejną i kolejną, i jeszcze jedną chwilę. Brama nadal była zamknięta. Odwrócił się więc i poszedł ścieżką w dół. Muszą być inne ścieżki i inne bramy. Już on powie kilka słów na temat tych aniołów Świętemu Piotrowi, gdy tylko przed nim stanie. Oj, powie! Będą mieli się z pyszna. Szedł żwawym krokiem przez pustkę, aż w końcu jego stopy stuknęły o bruk. Jakaś ulica. Wreszcie normalna ulica, zamiast wąskiej ścieżki zrobionej ze światła. Tupnął nogą kilka razy, żeby się upewnić. Tak, to była brukowana ulica. Rozejrzał się wokoło. Wszystko spowijała gęsta mgła i ciemność. Przed sobą ujrzał światełko. Zbliżało się. Usłyszał kroki, a chwilę później zobaczył postać. Siwy, brodaty starzec ubrany w szarą, długą szatę przystanął. Trzymał w rękach laskę wzrostu człowieka zwieńczoną małą lampką. Angelot padł na kolana. ‒ Czy to ty, Święty Piotrze? ‒ wykrzyknął z nadzieją, składając ręce. ‒ Nie mam na imię Piotr ‒ odpowiedział starzec. ‒ Zwą mnie Latarnikiem. Biskup wstał z kolan lekko zawiedziony i zawstydzony. Krytycznie ocenił dziurawą, brudną i zniszczoną szatę przybysza. Jak mógł się tak pomylić? Włóczęgę wziąć za Świętego Piotra. Szukał w głowie słów, które pozwoliłyby wymazać tę chwilę słabości, gdy padł na kolana przed włóczęgą, jednocześnie nie obrażając go za bardzo. Starzec go uprzedził. ‒ Chodź ze mną, Angelocie ‒ powiedział i ruszył wzdłuż kamiennej ulicy, stukając drewniakami. Wszyscy go tu znali? W końcu nic w tym dziwnego, przecież nie był byle kim. Biskup poszedł za nim. Szli długo, przedzierając się przez mgłę i ciemność. Nie widział już Latarnika, a jedynie nikłe światełko jego latarni. Szedł za nim coraz bardziej


poirytowany i znużony. Szli godzinami, całymi monotonnymi godzinami odmierzanymi stukotem drewniaków. Ten dźwięk brzmiał dziwnie, jakby poza stukotem nie było nic. Tylko czarna pustka i mgła. W końcu coś się zmieniło. Zauważył, że dotarli do miasta. Uliczne kamienie były bardziej wyrobione, wytarte wieloma stopami, wygładzone przez wieki. Po bokach dostrzegał majaczące w ciemnościach kształty budynków, gdzieniegdzie paliły się oliwne latarnie. I było tam coś jeszcze, czego biskup nie widział, ale czuł. Wpatrzone w siebie oczy, dziesiątki par oczu. Starzec nie zwolnił, jego latarnia kołysała się w tym samym tempie co wcześniej. Angelot postanowił zawrócić. Ten włóczęga wyprowadził go już zbyt daleko od ścieżki do Raju. Pora była zawracać. Może tym razem aniołowie mu otworzą? To był z pewnością tylko żart, próba niezłomności jego charakteru. A przecież on był niezłomny jak skała, uparty jak stado osłów. Wszystko poświęcił dla wiary. Zwłaszcza takie „wszystko”, które należało do innych. Sam niczego sobie nie odmawiał, ale przecież brał tylko to, co Bóg mu podarował. Należała mu się nagroda za wierną służbę Kościołowi. Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w przeciwną stronę.

W stronę niebieskiej bramy, tam skąd przybył. Próbował się modlić, ale nie wiedzieć czemu przyczepił się do niego niewłaściwy cytat z Pisma. Ten o bogaczu i wielbłądzie. Nie umiał skupić myśli na niczym innym. W końcu się zirytował na własne myśli. Co go obchodzi jakiś wielbłąd? Nawet nie widział takiej bestii na oczy. A przecież dobry był, usłużny. Czasem nawet dał kilka miedziaków biedocie. Nie za dużo, bo z pewnością gamonie zaraz by wszystko przepili, ale jednak dawał. Usiłował przypomnieć sobie, kiedy ostatnio to zrobił. Latem jakoś. A może jednak zimą? Pot wystąpił mu na czoło. Chyba jednak nie dał. Chciał dać, ale pomyślał, że pospólstwo i tak zmarnuje pieniądze w szynku, więc nie dał. Po co miał dawać? Jakoś się wytłumaczy przed Świętym Piotrem. Dobre chęci też się przecież liczą! Nie zdołał zrobić więcej niż stu kroków, gdy się przed nim pojawili. Bezzębne, zakapturzone kreatury. Przykulone, jakby przestraszone, ale jednak agresywne. Z każdą chwilą nabierali pewności siebie. Zdawało się, że wyrastali spod ziemi. Tam, gdzie stało dwóch zrobiło się czterech, a gdzie było czterech - ośmiu. Wyłaniali się ze wszystkich stron. Ludzkie ochłapy o okrutnych twarzach. Biskup uczynił znak krzyża, ale tamci nie zareagowali. Krąg napastników powoli zaczął się wokół niego zaciskać. ‒ Trzymaj się mnie ‒ powiedział Latarnik. Angelot odetchnął z ulgą na widok swojego przewodnika. ‒ Co to za kreatury? ‒ wysapał, gdy odeszli na tyle daleko, że tamci nie mogli go usłyszeć. ‒ Ludzie, co do których decyzja nie została jeszcze podjęta. ‒ A ja? Gdzie mnie prowadzisz, starcze? ‒ Wobec ciebie decyzja została podjęta. Dalej szli bez słowa. W końcu Latarnik zatrzymał się przed ciężkimi drewnianymi drzwiami. ‒ To twoja brama, Angelocie. Biskup otworzył drzwi i zajrzał. Za drzwiami była ciemność. Zrobił ostrożny krok do przodu, potem drugi. Zauważył przed sobą szparę. Przebijało przez nią jaskrawe światło. Podszedł bliżej i włożył w nią głowę... ‒ Jest już główka ‒ powiedziała położna. ‒ Jeszcze trochę. Zaraz będzie po wszystkim. Oślepiło go światło. Potem uderzono go w pupę. Chciał coś krzyczeć, ale z jego ust wydobył się tylko płacz. Zapomniał jak się mówi, a po chwili zapomniał też inne rzeczy. Zapomniał wszystko.

Agnieszka Biardzka Ofiara olej na kartonie 70x100 cm

6


JOANNA MOREA S

łuchając pani muzyki czułem się, jakbym dostał bilet do innego wymiaru. A jak pani

sama określa swoją muzykę?

Dzisiaj to pytanie złożone. Jeszcze do niedawna byłam głównie postrzegana jako kobieta uprawiająca przede wszystkim muzykę swingową, która to muzyka jak najbardziej może przenieść słuchacza do innego wymiaru, a to za sprawą odniesień do historii jazzu. I to jest zrozumiałe bowiem każdy wrażliwy słuchacz chłonie muzykę z całym jej tłem historycznym. Ja należę jednak do muzyków poszukujących i dosłownie za momencik pojawi się moje najnowsze dziecko muzyczne, (w zeszłym roku pojawiły się dwa single tego projektu, taki przedsmak) które dość mocno różni się od poprzednich oraz odbiega od klasycznej definicji stylowej. Tu łączymy świat standardowego myślenia jazzowego z nowoczesną elektroniką i beatami, a takie połączenie może jak najbardziej przenieść słuchacza w zupełnie nowy wymiar właśnie dlatego, że trudno w tej muzyce doszukać się bardzo konkretnych odniesień. Bardzo ciężko dzisiaj stworzyć coś kompletnie oryginalnego, dlatego słuchacze będą poszukiwać w tej muzyce podobnych czy zbliżonych brzmień choćby po to, żeby klasyfikować tę muzykę, ale bezsprzecznie właśnie ta instrumentalna, nowoczesna produkcja może przenosić w inny wymiar. A jak ja określam swoją muzykę? To otaczający mnie świat fraz muzycznych, które co jakiś czas łączą się w utwór muzyczny, w piosenkę, w tło muzyczne. Nie definiuję, nie klasyfikuję, nie nazywam, nawet nie mam takich ambicji. Poruszam się pomiędzy stałymi znakami, jak znakami przy drodze typu – to jest swing,

7


to bossa, to blues, a to ballada, a to funkowy groove...itd.

Fitzgerald, Billie Holiday, Sarah Vaughan, Betty Carter, Nina

Najważniejsze, że na etapie tworzenia to, co komponuję,

Simon, Nancy Wilson czy Beady Belle albo Celia Cruz czy

wydaje mi się interesujące i warte posłuchania.

Macy Gray. Mogłabym tu wymieniać i wymieniać.

Jest pani zawodowym muzykiem? Czy w Polsce da się wyżyć z muzyki?

Będąc nastolatką wieszała pani plakaty muzyków na ścianie?

Niebezpieczne pytanie. Jestem zawodowym i nawet

Niestety nie wieszałam plakatów swoich idoli na ścianach.

wykształconym muzykiem, ale nie tworzę muzyki tzw

Za to podśpiewywałam popularne piosenki albo nuciłam

głównego nurtu, a właściwie głównego, polskiego nurtu.

ciekawe motywy.

Nie będę rozwijać tego tematu. Wciąż gram, śpiewam, tworzę i działam. I niech to będzie odpowiedzią Co panią inspiruje? Kim są pani mistrzowie? Zachwycam się różnymi twórcami i wszelaką muzyką. Na

Gdyby miała pani złotą rybkę i trzy życzenia, jakie by one były? Chodzi mi wyłącznie o życzenia muzyczne. Bez standardowych: zdrowia, szczęścia i pomyślności. Bo to oczywiste.

poszczególnych etapach życia są to różne postaci i style. Mój

Tylko trzy życzenia? A ja mam ich tak wiele. A zatem

zachwyt jest zmienny i nie wynika to z braku przywiązania do

poprosiłabym złotą rybkę o sprytnego i dbającego o moje

jednej muzyki czy jednej ikony, czy co gorsza z niewierności

interesy muzyczne managera. Drugie życzenie dotyczyłoby

do idoli. Wynika to raczej z głodu do muzyki tak najszerzej

mojej płyty jazzowej, na którą zbieram pieniądze. Chciałabym,

najogólniej rzecz ujmując. Mogłabym tu wymieniać twórczość

aby płyta zadziwiła i stałą się wyjątkową w mojej dyskografii.

takich kompozytorów jak Bach, Debussy, Mozart, Chopin czy

I wreszcie trzecie marzenie, życzenie. Otóż wchodzę na

Schumann. Kiedyś miesiącami nie mogłam uwolnić się od

rynek z najnowszym projektem, wspomnianym wcześniej,

muzyki Errica Serry skomponowanej do muzyki Le Grand

pt „Joanna Morea with Power” życzę sobie, aby moja

Blue. Przechodziłam także przez czas zachwytu muzyką Jana

instrumentalna produkcja zarobiła dla mnie tyle forsy, aby

Garbarka. Potem były Hinduskie ragi i oczywiście niezwykły

starczyło na spełnienie kolejnych marzeń, których nie mogę

Hindus Trilok Gurtu. Uwielbiam to co robi. Zachwyca mnie

już powierzyć złotej rybce bo mi się limit wyczerpał.

folklor. Gamelan muzyka to coś totalnie innego, a fascynowało

Wielu

artystów

ucieka

się

do

szokowania

przez dość długi czas. Są też wykonawcy, którzy inspirują

publiczności, żeby zdobyć popularność. Jeden malarz

mnie interpretacją czy warsztatem wykonawczym. Ella

maluje własną krwią, artystka performance jeździ nago


w metrze, inni artyści na Litwie odkroili kawałki własnego

Bardziej skupiano by się wtedy na mojej goliźnie niż na

ciała, usmażyli i zjedli. Czym może szokować muzyk?

muzyce. Choć istotnie szokowałoby.

Może koncert wykonany nago? Niestety nie wykorzystuję mojej wyobraźni do wymyślania sposobów, jakimi mogłabym

szokować publiczność. Ja

Na koniec słowo do fanów, którzy w sypialni powiesili plakat z Pani podobizną. Czy Joanna Morea jest ciągle do wzięcia?

jestem muzykiem z pasji, pasjonatką muzyki samej w sobie,

Nie jestem pewna, czy obecnie wciąż wiesza się plakaty

a nie showmanką. Nie jestem ekscentryczką, a muzyka nie

swoich idoli w sypialni, ale jeśli już ktoś to zrobił, to owszem

ma być dla mnie narzędziem do przyciągania uwagi do mnie

fotografie są do wzięcia.

samej. Muzyka jest treścią, którą jak redaguję. Jeśli ktoś oznajmia mi, że słuchał mojej płyty nad ranem dla poprawy nastroju, to czyż nie jest to ważniejsze niż granie nago?

Dziękuję za rozmowę i życzę, żeby Pani marzenia się spełniły. Nawet bez złotej rybki.

rozmawiał Jarosław Prusiński

Joanna Morea Andersona (Szwecja). W 2016 zaprezentowała się - wokalistka, flecistka, saksofonistka, autorka tekstów, kompozytorka, aranżerka, absolwentka

na Złotej Tarce z projektem Polish Scandynavian Connection.

Królewskiego Konserwatorium w Brukseli na wydziale

W czerwcu 2017 wystąpiła w formacji „Dymitr

jazzu i muzyki rozrywkowej, klasy fletu oraz aranżacji

Markiewicz and His All Stars” u boku takich gwiazd

i kompozycji.

jak

Gunhild

Carling(Szwecja),

Bent

Persson

(Szwecja), Max Björn Valdemar Carling(Szwecja), Koncertowała w Belgii (m.in Middleheim Jazz Festival

Claus Jacobi (Holandia)

podczas Hot Jazz Spring

in Antwerp, Belgium z Marie Schneider Orchestra, jeden

Festival w Częstochowie. W 2018 roku koncertuje

z najbardziej liczących się festiwali w Belgii), Holandii,

z takimi gwiazdami jazzu jak Troy Anderson(USA),

Niemczech, Anglii a obecnie, po wieloletniej przerwie,

z którym tworzy projekt Ella & Louis oraz Carling

nie tylko macierzyńskiej, ponownie w Polsce. Aktualnie

Family(Szwecja).

współpracuje z wieloma muzykami i formacjami

W 2017 roku powstała formacja Joanna Morea and

muzycznymi m.in z Trio Wojtka Kamińskiego, Five

Her Swinging Boys. W marcu 2017 roku na rynku

O’Clock Orchestra, Ragtime Jazz Band, Ragtime Duo,

pojawia się płyta „Crazy People” nagrana we współpracy

Malmo Jazz Kings (Szwecja). Nagrała i wydała płytę

z Urszulą Dudziak, Zbigniewem Namysłowskim i Ro-

„Śpiewanki Joanki”, na którą składają się kompozycje

bertem Majewskim.

przygotowane dla jej bliźniaków - Nel i Tymonka.

Rok 2018 to powstanie projektu „Joanna Morea with

Jest również autorką muzyki do płyty „Będę Mamą”

Power” oraz formacja „Joanna Morea with Swing on

- z muzyką relaksacyjną dla kobiet w ciąży.

Air” W 2019 roku w czerwcu (28) pojawia się na rynku

W 2012 roku na rynku pojawiła się płyta zatytułowana „Swing Is Everything, Od powrotu na scenę w 2009 roku wystąpiła na wielu scenach jazzowych oraz festiwalowych. W 2014 roku zagrała na festiwalu Złota Tarka, jako

Epka, płyta „Joanna Morea with Power”. Współpraca z Nieinwazyjnym Instytutem Osobowości zaowocowała powstaniem cyklu płyt do nauki języka angielskiego ”Nuć i się ucz”, których współautorem i wykonawcą jest Joanna Morea. Od

gość specjalny z zespołem Ragtime Jazz Band obok

2015 roku Joanna prowadzi autorski program radiowy

Molly Ryan (USA), Dana Levinsona (USA) i Jacka

w Radio RSC 88.6 FM pt. „Pociąg do Jazzu”.

9


KRZYSZTOF

BOCHUS (...) warto tworzyć, aby najpierw dotknąć granic i możliwości własnej wyobraźni, a potem - sprawdzić czy tej magii ulegają także inni.

Oto nasz POSTSCRIPTUMowy gość: wykładowca akade-

nagrodę Złoty Pocisk dla najlepszej powieści kryminalno-

micki, dziennikarz i publicysta – obyty ze słowem i historią,

historycznej roku 2018. Grand Prix Brakującej Litery ma dla mnie

pisarz, Krzysztof Bochus.

jednak znaczenie szczególne z uwagi na unikatowy charakter tej nagrody.

Biorąc pod uwagę powyższą prezentację, nie mogę nie zacząć naszej rozmowy od pytania, które w odniesieniu do

Jury konkursowe doceniło Szkarłatną głębię za historię

ludzi pióra, staje się przedmiotem wielu dyskusji choćby w

w historii, która dominuje nad warstwą kryminalną oraz

Internecie: autor czy pisarz? Jak definiuje siebie Krzysztof

język, pięknie dopełniający powieść, przenoszącą odbiorcę

Bochus i dlaczego?

do świata lat minionych. Jak przebiegała praca nad nią i czy na którymś etapie pisanie było dla Pana szczególnie trudne?

Bardziej podoba mi się określenie: pisarz. Param się przecież opowiadaniem ludziom zajmujących historii, starając się przykuć

Tworzenie retrokryminałów jest zajęciem bardzo pracochłon-

ich uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Na własny użytek

nym. Wymaga dokładnego researchu i żmudnych przygotowań,

określam siebie jako rzemieślnika słowa. Jestem autorem

tym bardziej że jestem autorem starającym się nie przeinaczać

dojrzałym, po przejściach, który w stosunkowo późnym wieku zaczął pisać. Zapewne dlatego przykładam tak wielką wagę do jakości tego, co tworzę i podpisuję własnym nazwiskiem. Chcę czerpać satysfakcje, z tego, co robię. Bodźcem do naszego spotkania na łamach pisma stała się nagroda Grand Prix, którą odebrał Pan, II edycję niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca Litera 2018. Laur przyznany Szkarłatnej głębi jest zupełnie inny, bo niszowy. Co Pan czuł, odbierając go? Czułem wielką satysfakcję i dumę. To szczególny moment, kiedy pisarz kreujący w swojej wyobraźni wymyślony przez siebie świat – spotyka się później z tak pozytywnym odbiorem swojej powieści. Tak się złożyło, że w ostatnim czasie Szkarłatna głębia zdobyła kilka nagród i wyróżnień, w tym prestiżową

10


faktów historycznych czy topografii opisywanych miejsc. Dbam

lu cenionych przeze mnie autorów powieści kryminalnych, jak

też o możliwie wierne odwzorowanie społecznego tła opisywanej

Pierre Lemaitre, Hennig Mankell czy Donna Tartt zakotwicza

epoki. Jestem bowiem przekonany, że dokładność w tej materii

swoje książki w problematyce społecznej, opowiada o istotnych

dobrze służy uwiarygodnieniu całej fabuły. W Szkarłatnej głębi

problemach współczesności. Na tym polega przecież fenomen

czytelnik wędruje wraz z moim bohaterem po świecie wyobrażo-

kryminału skandynawskiego. To także powód, dla którego ja sam

nym|: dawnym niemieckim Elblągu, Fromborku czy Krynicy Mor-

wybrałem właśnie kryminał jako środek własnej ekspresji.

skiej. Wokół skuta lodem Mierzeja Wiślana i śledztwo toczone w zamkniętej, nieufnej wobec obcych wspólnocie mennonitów. To

Jakiś czas temu pojawiła się informacja, że pracuje Pan

wyseparowany, zamknięty i zdawałoby się monochromatyczny

nad kolejnym, czwartym tomem przygód Christiana Abella,

świat – w którym aż buzuje od skrytych urazów i namiętności…

niestrudzonego wojownika, toczącego bój o ludzi i prawdę.

Zamordowany zostaje okrutnie przywódca tej wspólnoty. Wkrót-

Mógłby Pan uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, z jaką za-

ce pojawia się kolejny trup. Wchodzących w rachubę podejrza-

gadką przyjdzie mu zmierzyć się tym razem? Kiedy możemy

nych nie brakuje. Podobnie jak możliwych motywów zbrodni.

spodziewać się książki na rynku wydawniczym?

Okrutna zemsta po latach, żądza władzy, spór religijny, zwykła chciwość? Wszystko jest możliwe. Radca Abell nie ma lekko,

Miasto duchów, bo tak nazywać się będzie czwarty tom

bo nikt nie chce z nim współpracować. Mennonici zwykli sami

z radcą Abellem w roli głównej, ukaże się we wrześniu bieżącego

prać swoje brudy, a radca jest tu obcy. Najtrudniejsze, jak za-

roku. Mój bohater powróci do Gdańska, aby rozwiązać aż dwie,

wsze przy tego typu powieściach, było

wzajemnie się przenikające, zagadki

odpowiednie połączenie fikcji literackiej

kryminalne. Akcja powieści toczyć się

z faktami historycznymi, które starałem

będzie jesienią 1944 roku, na kilka mie-

się wpleść do narracji.

sięcy przed zagładą tego miasta.

Zwycięzca ubiegłorocznej edycji

Czy pisze Pan obrazami według

Brakującej Litery, Pan Maciej Siem-

ściśle założonego wcześniej planu,

bieda, prezentując w książce 444

czy też opowieść sama Pana niesie i

obraz pędzla Jana Matejki, Chrzest

nie wiadomo dokąd zaprowadzi?

Warneńczyka, uczynił go punktem wyjścia dla opowieści pełnej tajemnic

Zanim zasiądę do pisania, rozry-

i niezwykłych zdarzeń, które odkrywa-

sowuję postaci, rozpisuję poszczegól-

my niejako przy okazji, gdyż pierwsze

ne wątki, pilnując przy tym chronologii

skrzypce gra historia, której, analo-

zdarzeń. Ale w każdym akcie twórczym

gicznie jak u Pana, próżno szukać

nadchodzi taki moment, kiedy pióro za-

na kartach podręczników szkolnych.

czyna samo prowadzić. Nigdy nie wiem

Czy właśnie to sprawia, że czytelnicy

do końca, jak rozwinie się dany wątek,

chętnie sięgają po Panów książki, czy

dopóki go nie skończę. I to jest najbar-

jest jakiś inny ku temu powód?

dziej fascynujące w pisaniu, dlatego właśnie warto tworzyć, aby najpierw

Mam wrażenie, że niektórym czy-

dotknąć granic i możliwości własnej

telnikom nie wystarcza sama akcja.

wyobraźni, a potem – sprawdzić czy tej

Oprócz

magii ulegają także inni.

intrygującej

fabuły

szukają

czegoś więcej. Dlatego staram się, aby w moich powieściach czytelnicy odnaleźli jakąś wartość dodatkową. Stąd tak wie-

Niektórzy twórcy traktują swoje książki jak dzieci, które

le odniesień do historii, i tak wiele kulturowych szyfrów

wypuszczają w świat. Czy Pan też tak do sprawy podcho-

i zagadek. Dlaczego historia? Ponieważ często odciska się ona

dzi? Która z czterech dotychczas opublikowanych powieści

zbrodniczym piętnem na postępowaniu ludzi żyjących obecnie.

jest najbliższa sercu i dlaczego?

Poza tym - każdy z autorów szuka własnej drogi i wyróżniającego go stylu. Tworzę dla osób w jakiejś mierze podobnych

Wszystkie dzieci moje są… Gdybym jednak musiał wskazać

do mnie: szukających w kryminałach nie tylko intrygi, ale także

tylko jedną z moich książek, to byłby nim chyba Martwy błękit.

jakiejś prawdy o nas samych. Uważam, że kryminał, chociaż jest

Uważam, że w sensie konstrukcyjnym i fabularnym to najbar-

literaturą gatunkową o wyraźnie sprecyzowanych regułach – jest

dziej kompletne z moich dzieł. Z oczywistych powodów szcze-

przy tym gatunkiem bardzo elastycznym, a przez to wdzięcz-

gólne bliska jest mi także Lista Lucyfera. To moje najmłodsze

nym dla pisarzy. To rodzaj dziurki od klucza, przez którą można

dziecko, do tego pierwsza powieść na wskroś współczesna. Nie

ukazać szersze tło i „przemycić” ważne treści społeczne. Wie-

bez znaczenia jest także fakt, że Lista Lucyfera została znako-

11


micie przyjęta przez rynek i już po kilku tygodniach dopracowała

sama pracowitość nie zapewni powodzenia. Jestem zdania, że

się statusu bestsellera.

aby pisać dobre książki trzeba mieć rodzaj słuchu literackiego.

Można o Panu przeczytać, że jest miłośnikiem dobrej

Porównałbym literaturę do bliźniaczej muzy, czyli muzyki. Nie da

książki. „Dobrej”, czyli jakiej? Co winno ją wyróżniać na tle

się skomponować dobrej piosenki bez słuchu muzycznego. W li-

innych?

teraturze jest podobnie: albo się posiada dar opowiadania historii, albo się jest tego daru pozbawionym, a wtedy lepiej poszukać

Lubię powieści erudycyjne i autorów przykładających wagę

sobie innego zajęcia.

nie tylko do konstrukcji i fabuły powieści – ale także do stylu, w jakim ta historia jest opowiadana. Dlatego jestem miłośnikiem

Czy zgadza się Pan ze stwierdzeniem, że aby dobrze pi-

Umberto Eco. Jego Imię Róży to dla mnie archetyp inteligentnej

sać, trzeba dużo czytać? Jak to, Pańskim zdaniem, przekła-

powieści kryminalnej. Cenię Stiega Larssona i Javiera Sierra.

da się na malejące zainteresowanie czytelnictwem? Czy ist-

Jestem zachwycony Szczygłem Donny Tartt, a Szachownicę

nieje obawa, że wkrótce zaleje nas twórczość grafomańska,

flamandzką Artura Pereza Reverte uważam za wzór powieści

a może to już się stało?

awanturniczo - detektywistycznej. Podziwiam Pierre’a Lemaitre. Wprowadził kryminał na wyżyny, zbliżone do literackiego Parna-

Zawsze dużo czytałem, lektura w jakim sensie mnie ukształ-

su. To tylko kilku ulubieńców z listy „kryminalnej”. Chcę jednak

towała: moją wrażliwość, ciekawość świata, wreszcie mój gust

powiedzieć, że moi ulubieńcy to niekoniecznie autorzy krymi-

i smak artystyczny. Ktoś powiedział kiedyś, że jesteśmy tym, co

nałów. Moimi mistrzami są Vladimir Nabokow i Umberto Eco.

przeczytaliśmy. Sądzę, że jest to prawda szczególnie istotna

Poza beletrystyką czytuję głównie fachowe książki i opracowa-

właśnie dla pisarza. Swoje literackie DNA na pewno zawdzię-

nia historyczne. Sam jestem współautorem kilku pozycji o profi-

czam setkom książek, które są we mnie. Nie jestem w stanie

lu historycznym. Zgłębiam dzieje mojego rodzinnego Pomorza,

ocenić skali grafomanii w dzisiejszej literaturze. Być może dla-

mimo iż od czasów studiów jestem warszawskim słoikiem.

tego, że czytam tylko to, co mnie interesuje i tylko tych autorów, którzy są tego warci. Książki nieudane odkładam po kilkunastu,

Czy dobre pisanie to kwestia daru bogów, talentu, czy

góra kilkudziesięciu stronach.

ciężkiej pracy nad warsztatem – a może wszystkiego po trosze, bądź czegoś innego?

Którą książkę zabrałby Pan ze sobą na bezludną wyspę?

Chyba wszystkiego po trosze. Sam talent na pewno nie wy-

Nie potrafiłbym wybrać jednej książki. Gdyby w szalupie

starczy, pisanie książek wymaga także pracowitości, dyscypliny

zmieściły się trzy, to wybrałbym Imię róży Umberto Eco, Łaska-

umysłowej i wytężonej uwagi, tak aby nie popełnić jakiegoś błę-

we Jonathana Littella i Przezroczyste przedmioty Vladimira

du, który czytelnicy natychmiast by wychwycili. Z drugiej strony

Nabokova.

12


Ktoś powiedział, że czytanie to odkrywanie nas samych

Właśnie Lista Lucyfera, o której Pan mówi, opublikowa-

poprzez myśli innych. Czego możemy się o sobie dowie-

na w tym roku jest zgoła inną historią od tych z serii z Chri-

dzieć, sięgając po Pańskie książki?

stianem Abellem. Czy możemy spodziewać się kolejnych tomów obrazujących szatańską moc tajemniczego mordercy?

W swoich książkach – poza intrygą kryminalną – staram się ukazywać ludzkie dylematy i postawy w czasach przełomowych

Pracuję właśnie nad drugim tomem z redaktorem Adamem

lub mało komfortowych. I tak fabuła moich retrokryminałów roz-

Bergiem w roli głównej. Powieść powinna ukazać się wiosną

grywa się w trudnych latach 30. Myślę, że kostiumy historyczne

przyszłego roku nakładem wydawnictwa Skarpa Warszawska.

się zmieniają. Ale ludzie – ze swoją mroczną naturą i słabościa-

Sukces Listy Lucyfera sprawił, że odczuwam ciążącą na mnie

mi – pozostają ciągle tacy sami. Tak samo wieczna i nieuleczal-

presje, aby kontynuacja była równie udana. Jeszcze w czerwcu

na jest żądza władzy czy też fascynacja obłąkańczymi ideami.

zabieram się ponownie do pracy.

O tym także są moje książki. Poza tym literatura jest pewnego rodzaju zwierciadłem: roz-

Co robi Krzysztof Bochus kiedy nie pisze i nie czyta? Ma

poznajemy w nim własne słabości, demony i lęki. Zło, które wy-

Pan jeszcze jakieś pasje, którym z przyjemnością się odda-

ziera ze stronic Listy Lucyfera, jest wszechobecne, może zda-

je?

rzyć się wszędzie, ma banalną twarz sąsiada zza ściany. Akcja

Poza dobrą lekturą lubię dalekie podróże. Zwiedziłem już

rozgrywa się w moim ulubionym Trójmieście. Nie interesowało

kawał świata, ostatnio największą przyjemność sprawiają mi wy-

mnie jednak wykorzystywanie tej aglomeracji jako landrynkowej

prawy do Włoch, skarbnicy zabytków. Dopóki zdrowie mi pozwa-

scenerii, znanej turystom. Znam Gdańsk czy Sopot z trochę in-

lało, ambitnie grywałem w tenisa. Teraz pozostały mi już tylko

nej strony. Zwłaszcza wieczorową porą Trójmiasto pokazuje inne

sporty rowerowe. Zresztą to podczas jazdy na rowerze przycho-

oblicze, bardziej gwałtowne, pełne kontrastów, atawistyczne

dzą mi do głowy najlepsze pomysły, podobnie jak czasami pod-

i groźne. W przypadku tej powieści ważne było dla mnie wykre-

czas snu. Należę bowiem do osobników onirycznych, podobnie

owanie takiej postaci mordercy, która nie jest oczywista. W życiu

jak moi bohaterowie, radca Abell z trylogii kryminalnej oraz Adam

tak nie ma, że mordercy są zawsze brudni, źli, wstrętni i kierują

Berg z Listy Lucyfera. Jestem również typem zbieracza. Kolek-

się tylko jednym rodzajem motywacji. Często za takim okrutnym

cjonuję przeróżne przedmioty, od obrazów ulubionych mistrzów,

czynem, jakim jest morderstwo, kryją się bardziej złożone na-

poprzez monety i piękne przedmioty, po czarne t-shirty (mam ich

miętności i stany ducha. Takie jak pustka, która alienuje, a jeśli

kilkadziesiąt).

równocześnie człowiek traci w życiu coś ważnego, to zaczyna się w nim budzić niechęć, a nawet wrogość wobec innych, bar-

Jaki ma Pan stosunek do ekranizacji? Czy gdyby zapro-

dziej łaskawie potraktowanych przez los. I ta niechęć może się

ponowano, zgodziłby się Pan na przeniesienie książek na

przerodzić w zbrodniczy instynkt. Dlatego bardzo się starałem,

ekran, tak jak zrobił to na przykład Remigiusz Mróz?

żeby tytułowy Lucyfer, był człowiekiem z pewną tajemną przeszłością i własną, bardzo złożoną motywacją, która powinna zaintrygować czytelników.

Nie znam pisarza, który by o tym nie marzył. Nie jestem tu wyjątkiem. A Remkowi Mrozowi gratuluję udanej ekranizacji. Czego można by Panu życzyć prywatnie i zawodowo? Przede wszystkim zdrowia, sympatii czytelników i dobrych pomysłów na kolejne książki. Zatem właśnie tego Panu najserdeczniej życzę dziękując za miłą rozmowę i poświęcony czas.

Z Krzysztofem Bochusem rozmawiała Iwona Niezgoda – pomysłodawczyni i współorganizatorka niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca Litera, prowadząca bloga Góralka Czyta.

biurko K.Bochusa

13


Robert Knapik

Nie całkiem słodkie błoto,

o reportażu Małgorzaty Rejmer

„Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii”.

Robert Knapik

N

iczego niespodziewający się czytelnik podejdzie do tej lektury bez wcześniejszych podejrzeń, sam zresztą otwierając pierwsze strony książki nie byłem gotowy aż na takie sceny okrucieństwa. Wracałem do czytania kilkukrotnie, trudno bowiem znieść przemoc, co można zaobserwować w historiach niektórych ofiar. Nie jest to bynajmniej ich wina, srogi był po prostu reżim, który doprowadził do scen żywcem wyjętych z „Roku 1984” George’a Orwella. Będzie o świadkach dziejowych zbrodni, zanim to jednak nastąpi, przyda się kilka słów o samym systemie, który niósł za sobą ludzkie cierpienia, pogardę czy zwykłą podłość. Enver Hoxha, przywódca albańskiego imperium, przez jednych wielbiony i ubóstwiany, przez innych natomiast znienawidzony do szpiku kości, nazywany dobrotliwie „Wujaszkiem Enverem”, za czasów jego rządów dokonały się w Albanii najkrwawsze przewroty, sztuka i kultura miały być zgodne z wzorcami socrealizmu, a wyjazdy za granicę traktowane były jako zdrada, pojawiły się w Albanii więzienia „obozy pracy”, gdzie na porządku dziennym były tortury psychiczne oraz fizyczne. Do więzienia można było trafić za nieodpowiednie wypowiadanie się o rządzących, kulturze, zastanej rzeczywistości. Albania

za rządów Hoxhy była odcięta od świata, propagandowe media faszerowały obywateli kłamliwymi treściami, dawały sztuczne poczucie bezpieczeństwa w świecie pełnym lęku. Lęk to słowo klucz, nie można ufać nikomu, najlepiej też nie ufać sobie. „Już wtedy wiedziałem, że im mniej ludzie o tobie wiedzą, tym lepiej.”(s. 78). Kraj był na wiecznym podsłuchu, dbały o to służby bezpieczeństwa Sigurimi. Do tajnych służb bezpieki mógł należeć każdy, trzeba było pomyśleć pięć razy, zanim skrytykowało się władzę i otwarcie wydało się swój osąd. Tutaj kłania nam się George Orwell i jego jednomyślnie, warto mieć jednak świadomość, że taka rzeczywistość istniała, gdzieś całkiem niedaleko. Świat bez przyjaciół, za to z całym mnóstwem potencjalnych wrogów, „przezroczyste ściany”, brak prywatności, obywatele stają się aktorami mimo woli, pionkami w grze, gdzie tak naprawdę ich życie nic nie znaczy. Opowieści tych, którzy przeżyli piekło różnią się od siebie, ale też w pewnych kwestiach mają ze sobą coś wspólnego. Nie wszyscy na przykład wprost krytykują słusznie miniony ustrój. Xhemal Turishta, rybak z wioski Zogai, jakoś sobie radził, nie narzekał, ale widział też okrucieństwo

14


nad tymi, którzy próbowali się zbuntować, uciec z przeklętej ziemi. Problem tkwi chyba też w tym, że sami Albańczycy nie za bardzo widzą dla siebie miejsce poza krajem, swoisty paradoks, uciec od przemocy i lęku, ale jednocześnie wrócić do miejsca skąd się pochodzi, do swojej ojczyzny. Chociaż wszyscy zgodnie przyznają, że dzisiejsza Albania nie jest krainą mlekiem i miodem płynącą, no a co widać na pierwszy rzut oka to właśnie rozpad, zagubieni ludzie, którzy na nowo uczą się relacji międzyludzkich, zaufanie to wartość deficytowa, nikogo to zresztą specjalnie nie dziwi. Pomimo otrzymanej wolności, rozmówcy Małgorzaty Rejmer upewniają się czy przypadkiem ktoś ich nie śledzi, a może gdzieś zamontowany jest podsłuch. Zgniły duch przeszłości jest ciągle obecny, stare nawyki trudno wyplenić. Ludzie prześladowani przez system do końca życia nie odzyskują wewnętrznego spokoju, Małgorzata Rejmer oddaje głos tym, którzy przez długie, gorzkie i krwawe lata byli tego głosu pozbawieni. Zła dziewczyna, chłopiec ze „złą biografią”, tego rodzaju określenia często padają w relacjach ofiar, odwraca się od nich rodzina, przyjaciele, człowiek jest zaszczuty, powoli też zaraża się lękiem, życie staje się ciężarem, ciężkim do przetrzymania brzemieniem. Cokolwiek złego się dzieje, jest na tej gliniastej, błotnistej ziemi nadzieja. Jedną z bardziej poruszających relacji, głosem z perspektywy lat jest historia życia Ridvana Dibry, współczesnego pisarza albańskiego ( rozdział „Piękno zawsze znajdzie drogę”). Już jako dziecko prezentował swój oportunizm, pewną nieprzystawalność, odstępstwo od ustalonych przez reżim norm, zachłannie czytał, był też nagradzany w konkursach literackich, odczuwał jednak sztuczność i sztywność wszystkich pochwalnych pieśni. Z jego ust pada stwierdzenie, iż życie w kłamstwie jest nic nie warte, myśl ta w różnych konfiguracjach powraca w opowieściach innych świadków albańskiego terroru. Z uwagi na leworęczność, Ridvan Dibra był niejednokrotnie szykanowany, nie było to w zgodzie z ogólnie przyjętym wzorcem, starano się nawrócić go na praworęczność. Warto zwrócić uwagę, że nawet w języku leworęczność traktowana jest co najmniej z lekkim lekceważeniem, niefortunnie kojarzona z „lewizną”, „lewymi sprawami”. Kiedyś zresztą osoby leworęczne posądzane były o kontakty z demonami, zajmowanie się czarami itp. Nie wspominam o tym bez przyczyny, unaocznia to pewien problem z otwarciem na inność, na coś co odstaje od ogólnie przyjętych norm, zachowań, zwyczajów czy skłonności. Leworęczność to w znacznej większości cecha wrodzona, nie należy tego zmieniać, a jednak niektórzy chcą dyktować, posuwają się do tego, aby mówić, co jest zgodne z programem partii i naczelnego wodza. Leworęczność tępiona, jest w szkole,

15

dyrektor: „Pisać lewą się nie godzi”, to właśnie przedstawia w prosty sposób, czym jest system autorytarny i jak „nawraca” on krnąbrne jednostki. Ridvan Dibra ostatecznie nie poddał się, literatura pozwoliła mu przeżyć, studia oraz poszerzanie horyzontów literackich dały nadzieję, co niezwykle ważne, w świecie, którym rządzi pogarda wobec człowieka. Pośród wielu smutnych, przejmujących historii, opowieść Ridvana Dibry jest jak piękny kwiat wzrastający wokół pożogi, ludzkiej rzezi. Nie wolno się poddawać, w obliczu trudności trzeba trwać przy marzeniach, ta nauka powinna pozostać dla potomnych, dzisiaj w rozlewie krwi i wszechobecnej pogardy szczególnie ważna. Oprócz relacji świadków dokumentujących minioną epokę w albańskiej historii, nie brak też tęsknoty za Zachodem. Niedostępny świat kusił „kolorowymi papierkami”, nie wolno było nawet o nim marzyć, chociaż to właśnie tęsknota zapoczątkowała ważne dla Albanii zmiany. Znamienna jest chociażby opowieść o butach, raz zatopionych w błotnistej ziemi, innym razem dumnie kroczących po miejskich deptakach. Wymarzone adidasy stały się niejako symbolem normalności, synonimem dążeń współczesnego pokolenia Albańczyków. Zachodni blichtr nie okazał się jednak tak cudowny, po triumfie i radości, przyszła kolej na rozczarowania. Cały ten mariaż emocji i pasji wspaniale oddała Małgorzata Rejmer w swoim reportażu, literacki obraz pełen ironii, goryczy, tęsknoty, ale też zapału i wytrwałości, nie byłby tak silny i sugestywny bez literackiego kunsztu, którego autorce z pewnością nie można odmówić. Poprzez historie swoich bohaterów Małgorzata Rejmer zabiera nas do Albanii, takiej, o której wolelibyśmy zapomnieć, rzucić w przepaść historii. Przychodzi jednak moment, by na nowo odczytać ponure dzieje komunistycznego reżimu rządzonego przez Envera Hoxhę, doprowadzić do względnego oczyszczenia. Czy oczyszczenie jest możliwe, część pokrzywdzonych przez bestialski reżim zdaje się mówić, że obecna rzeczywistość wcale nie jest lepsza, łapówkarstwo, przepychanki, odziedziczony z poprzedniego systemu brak zaufania. Andrzej Stasiuk mówi na to „bałkański bajzel’. Co tak naprawdę wydarzyło się na tej gliniastej ziemi i co później pozostanie w pamięci, dowiemy się z reportażu Małgorzaty Rejmer. „Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii.” nominowanym do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz Literackiej Nagrody Nike.

Małgorzata Rejmer, „Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii”, Wydawnictwo Czarne, Kołowiec 2018



CHRISTOPHER STONE

fot. pixabay.com/pl Cristopher Stone tworzy poezję od ponad dwudziestu lat ... „do szuflady”. Nigdy i nigdzie do tej pory nie publikował swoich wierszy. Jakimś cudem udało mi się namówić go na pierwszą premierową publikację w Post Scriptum, czym czuję się zaszczycona. Cristopher Stone to pseudonim artystyczny niezwykłego człowieka, który nie szukając sławy ani poklasku tworzy z potrzeby serca i duszy. Wrażliwy i arogancki, anarchista szukający piękna we wszystkim czego doświadcza, włóczykij i niespokojny duch. Cristopher jest Polakiem, ale od ponad dwudziestu lat żyje na emigracji, obecnie w Wielkiej Brytanii. Wiersze, które tu prezentujemy są z lat 1998 - 2003. Mam nadzieję, że poruszą one Wasze serca i wyobraźnię. Agnieszka Biardzka

okular patrzeć na świat przez okular nie brązowy i nie czarny lecz ogromny w swej jasności widzieć ciało i istotę rzeczy różnych głębie jezior gór szpiczastość nosić w sercu męskość jasność po to sięgam mego pióra dacie wiarę mym spojrzeniom? Częściej dziwnych częściej trudnych kolorowych bardzo różnych lecz prawdziwych w swych wyznaniach niekłamanych pożądanych słów znaczenie bardzo różne rano smutne jutro nudne lecz gdy przyjdzie ci ochota sięgnij znowu stronic kilka po to właśnie jest bibułka by zapłakać starcze ciało i od nowa myśleć zacząć przez okular wielki jasny 17

*** nie szperaj we mnie zgaszone świece i gwiazdy nie wyciągaj dłoni martwe me ciało i wyschnięta krew nie całuj mnie życie jak pergamin, skóra i nie mów do mnie zamilcz niczym ciemność nocy I włóż spodnie czarne cmentarne i zanieś mnie tam gdzie wydrążony ludzką nienawiścią świat kończy się i zaczyna I postaw na krawędzi i rzuć w przepaść i zakop głęboko w ciszy Niech tajemnica zgaśnie


***

***

stracone me lata najlepsze stracone te dni i noce całe przegrałeś a chwile zostały i męczą kiedy wkońcu zasypiałeś

Muzyko wieczornej ciszy szumiących traw melodio ukołysz mnie do snu łagodną swą rapsodią

I chciałem mieć ciebie wreszcie i chciałem być tobie wierny zabrakło mi tylko czasu i chyba tak być musiało

I przytul blaskiem gwiazdy i muśnij wiatrem chłodnym i daj wreszcie odpocząć i pozwól być łagodnym

więc zrób to ze mną nareszcie zrób dzisiaj noc taka cudna niech ciemność ogrzeje me ciało a spokój ogarnie jak chciałem

I zatańcz ze mną krótko i czerni pozwól dotknąć i popłyń ze mną łódką tam pozwól lekko krzyknąć

cudowna ma chwilo pachnąca jesienią kolorów odejdźmy zróbmy to razem nareszcie a jutro zostanie fantazją

Gdy już będziemy razem ty nocą ja nicością mą duszę zatruj gazem a ciało spal miłością

*** powrócę tu kiedyś raz jeszcze do mojej samotni dębowych desek popatrzeć okiem niemłodym jak rośnie mój krzyk w ogrodzie samotny

*** Czy mnie jeszcze pamiętasz czy tęsknisz gdy zachodzi słońce czy wiesz gdzie leży ten cmentarz czy chodzisz tam czasem w swej błękitnej jesionce

usiadę na pieńku w cieniu spokojny rozpalę ogień wzniosą się gwiazdy jak wczoraj uśmiechnę się młody raz jeszcze powącham jałowce przytule jak dziecko pluszową zabawkę guziki pledu zapne pod szyję i zamknę oczy wzlecę nad rzekę hadesu przyszło przekroczyć granice i wrocę tutaj raz jeszcze

czy mnie jeszcze pamiętasz czy szlochasz gdy pada deszcz czy siedzisz tam czasem na ławce w tej alejce pełnej naszych łez czy mnie jeszcze pamiętasz czy przyjdziesz raz kiedyś by przytulić mnie nareszcie tak jak to było kiedyś fot. pixabay.com/pl


fot. pixabay.com/pl

*** Blady świt słodką nocą przychodzi dzień nowy ty musisz już wstać zabierasz swe piękne ciało i wodą pachnąca nagle odchodzisz

*** dzisiaj nic nie napisze ktoś zabrał mi słowa mysli zostały daleko od nowa od nowa od nowa

zostały tylko oczy czerwone skrawek twej czarnej sukienki obraz twych młodych piersi i jeden chiński cukierek, owoc kuszący

te same obrazy i dzwięki tysiące twarzy tych samych zegar swój czas toczy od nowa od nowa od nowa

pójdę za tobą jak wtedy na spacer aleją ciemną chodnikiem w dół tam gdzie mieszka wciąz twój brudny cień

składam obrazy i dzwięki może ktos odda mi słowa zacznę pisać i mysleć od nowa od nowa od nowa

i zdejmę starą koszulę i krzykiem rozerwę przestrzeń i ziemię ciepłą tobą wciąż jeszcze przytulę by poczuć to wszystko raz jeszcze ten sen

*** A teraz jestem sam i ciężkie me ciało żelazem oblane – stal! A teraz jestem sam i lekkie me ciało tanim winem zalane - żal! 19

A teraz jestem sam i gdzie moje ciało ona zabrała hen w dal! A teraz jestem sam i sam będę już zawsze i ona też jest tam gdzie życie to nie tani kram!


RENATA CYGAN Jestem wszechświatem

Będzie dobrze

Jestem wszechświatem błądzę w przestworzach zbieram przestrogi rozwiewam lęki wypiętrzam góry napełniam morza ujarzmiam ledwo poznane dźwięki

Głowa pełna motyli, ręce pełne chęci, fontanny pełne monet, żagle pełne wiatru, zapach młodych jaśminów w szufladach pamięci i taniec białych koni wśród chabrów i bratków. Zeszyty pełne wierszy, a struny drżeń miękkich i ciało roztęsknione w draperiach sukienki.

pilnuję ognia tworzę iluzje wiatr trzymam w dłoniach pławię się w dziwach zbieram decyzje jedynie słuszne przygarniam księżyc tęskniąc w odpływach schadzam manowce ciągle bezkresne przejmuję stery migoczę w zbożu niechciana znikam w potrzebie jestem korzeniem w ziemi a rybą w morzu żyję jak mrówka ludzkim porządkiem nucę ballady trąbię na vivat bywam prząśniczką chmurą przylądkiem lecz tylko w twoich oczach ożywam

Nagle oczy łez pełne, a listy pożegnań, myśli - pełznące cienie. Wosk kapie na dywan. Choć księżyc bladym światłem pusty dom wysrebrza, to twarz przybrana w uśmiech w lustrze znów zastyga. Brzoza, wciąż przy nadziei, rozkrzewia gałęzie. Będzie dobrze. Z pewnością. Nie dzisiaj, lecz będzie.

Niewinny erotyk o jabłku

Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre

Chcę cię po kęsie, makintoszu chrupać z wdziękiem,

Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre. Tylko, niestety, brzydnę nazbyt często. Choć zimy lekkie, a wiosny zasobne.

wbijać siekacze, po korzenie, w słodkie miąższe. Nie dla mnie gruszki, (choć też w smaku nie najgorsze), ja wolę jabłkiem mamić zmysły, aż mózg mięknie. Mega ochoty na twój smak bezwstydnie prężę, (czyś papierówką, jonatanem, czy kosztelą). Jabłuszko pełne snów zdobędę przed niedzielą, bo mi nie straszne hesperydy ani węże. Bez ciebie mgły u stóp się ścielą siwym smutkiem, tęsknoty jęczą i zwisają w snach pomiędzy. Dojrzewaj w słońcu. Ja się zjawię jak pink lady, aż zatracimy się, ząb w ząb, w poezji chrupnięć.

Ogromne niebo w błękicie swym szczodre, drzewa śpiewają, a kwiaty nie więdną. Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre. W zdawkowe życie wwikłana, by dobrzmieć, kroczę osobna. Pacierze się międlą. Choć zimy lekkie, a wiosny zasobne. Czas grubą zmarszczką szkicuje mój portret, na chybił-trafił oddaję się zemstom. A nie powinnam - bo ładne, co dobre. Worki obietnic - fałszywe melodie, świdrują dźwiękiem duszącej mgły gęstość, choć zimy lekkie, a wiosny zasobne. Ozdobię ścieżkę, by choć na odchodne, wypięknić w końcu tę szpetną przyziemskość. Wszak bywam ładna tylko w tym, co dobre, przez lekkie zimy, po wiosny zasobne.

20


Festiwale, zloty, spotkania poetyckie i co z nich wynika. Renata Cygan

C

zęsto słyszę pytanie, czy takie „spędy” poetów coś komuś dają, czy służą jakiejś większej sprawie (poza łechtaniem

ego organizatorów i uczestników), czy są w ogóle potrzebne.

i przyjaciele”. Skupia ona poetów, fizyków, muzyków i ar-tystów. Poezja kwantowa jest według luźnej definicji poezją Ducha, poezją aniołów, poezją dobroci, miłości i światła. Rodzi się

Ja należę do osób, które uważają, że tak. Na festiwalach

spontanicznie w chwili jedności autora ze wszechświatem. Bo

poetyckich w Polsce i za granicą (nierzadko odległą) bywam

przecież fizyczny wszechświat złożony jest z czystej energii,

regularnie. Już od kilku ładnych lat.

którą można zamienić na inną formę energii czy materii, bez

No więc czemu te spotkania służą? Ano przede wszystkim

żadnych strat podczas transformacji. To tak w skrócie.

temu, aby zaprezentować swoją twórczość w innym wymiarze

Miejsce geograficzne jest nie bez znaczenia, gdyż Płowdiw

geograficznym, podzielić się nią z ludźmi (no bo przecież nie

ma niezwykle ciekawą i bogatą historię – to jedno z najstarszych

tworzymy tylko dla siebie), zaczerpnąć trochę egzotycznego

miast w Europie (a niektóre źródła podają, że najstarsze),

powietrza, wymienić się dobrą energią. Dla mnie najważniejsi

położone wśród siedmiu wzgórz, a jak wiadomo siódemka jest

są ludzie, nowe kontakty, cenne znajomości, nieoczekiwane

cyfrą magiczną. To po pierwsze. Poza tym, pod właściwym

przyjaźnie. Bo nie o klepanie własnych wierszy tu idzie, a o inter-

miastem, pod stopami przechodniów, kilka metrów pod ziemią,

akcje i integracje właśnie. Z takich spotkań wynika też często

znajduje się antyczne miasto stworzone przez Traków, którego

dalsza współpraca artystyczna – tłumaczymy swoje wiersze na

początki sięgają sześciu tysięcy lat przed Chrystusem. Ten fakt

różne języki, wydajemy wspólne tomy poezji, antologie, itp. No

nie może być obojętny dla atmosfery i energii tego miejsca,

i jeszcze sprawa ważna i poważna – propagowanie polskiej

jak i dla samej poezji kwantowej, a i sztuki w ogóle. Dosłownie

poezji poza granicami kraju. Brzmi jak misja, bo misją w istocie

czuje się potęgę dawnych czasów, na styku współczesności

jest.

i antyku, siłę zamierzchłej historii Tracji i jej starożytnego

Z Rozalią Aleksandrową znamy się już od wielu lat; bywała

ducha. Z Tracji pochodził prawdopodobnie Spartakus, Traków

na festiwalach poetyckich w Londynie i w Polsce, nasze

spotykamy w poezji Homera jako lud sprzymierzony z Trojanami

ścieżki przecinały się to tu, to tam. Aż któregoś razu dostałam

i im pokrewny.

zaproszenie na międzynarodowy festiwal „Duchowość bez granic” w Płowdiwie, w Bułgarii. Spiritus movens tego wydarzenia to właśnie Rozalia. „Duchowość bez granic” to na pierwszy rzut oka nazwa nieco dziwna i trącąca lekkim patosem, ale zrozumie się o co chodzi, gdy się pozna genezę. Rozalia

jest

pracownikiem

Uniwersytetu Medycznego w Płowdiwie i należy do prężnie działającej tam grupy poetów kwanstowych.

Tak,

tak

też

się

zdziwiłam. Cóż to za twór ta poezja kwantowa? Proces kształtowania idei

tego

gatunku

poetyckiego

rozpoczął się w 2003 roku, a w marcu 2006 r. zawiązała się nieformalna grupa nazwana „Kwant

21

Belozem, Mihaella Stoikova i Samuil Gelev. Foto: Renata Cygan


Mieszkańcy Płowdiwu pielęgnują pamięć o wielkości Tracji i Traków, którzy stworzyli podwaliny pod naszą kulturę łacińską. W zetknięciu z dawną cywilizacją, w Płowdiwie możemy

W Belozem

dotknąć kruchych resztek świata antycznego. Dodajmy do tego

Pan Bóg na niebie słońce rozświecił

odurzający zapach lip i akacji, kamienne uliczki starego miasta,

w domu wśród maków i pól kapusty

małe kawiarenki, róże przynoszące Bułgarii sławę i przyjazny klimat, a obrazek sam się rysuje. W tym otoczeniu rodzi się

na starych ławach siedzą poeci

poezja, w tym otoczeniu tworzą i pławią się artyści, tam rodzi

gadają wierszem i piją wino

się magia. Po krzywych chodnikach wspinają się wiersze, słońce

rozdają uśmiech ciemnym szczelinom

szeroko się uśmiecha malując obrazy, a czereśnie tryskają słodyczą. W 2019 r. Płowdiw otrzymał tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w duecie z innym tysiącletnim miastem, włoską Materą. To także dodało smaku i wyjątkowości naszym poetyckim spotkaniom. Poszczególne imprezy tegorocznego festiwalu „Duchowość bez

hołdując sprawom jedynie słusznym wśród strof i gestów plącze się szczeniak chudy kundelek – smutne ma oczy

granic” odbywały się w magicznych miejscach: gala festiwalowa

pewnie psie w łebku chowa marzenia

w Centrum Kultury Trakart, pełnym skarbów sprzed tysięcy lat,

i choć się boi – błaga o dotyk

niezwykły koncert Mihaelli Stoikovej i Samuila Geleva (o bogowie, jak on grał!) w Belozem – cudownej mekkce artystów,

dźwięki gitary gonią się z echem

której właścicielem jest Ganu Ganev Ghandi. Nie będę nawet

poeci głaszczą psinę po grzbiecie

próbować opisać słowami na czym polega magia tego miejsca,

a on dziękuje kundlim uśmiechem

tam trzeba być, żeby ją poczuć na własnej skórze. W takim entourage czytaliśmy wiersze, oszołomieni wyjątkowością

bo oto znalazł się w lepszym świecie

zakamarków pełnych historii, obrazów i muzyki, integrowaliśmy

się z poetami i artystami bułgarskimi, a wszędzie przyjmowano

Renata Cygan 30/05/2017

nas z niezwykłą gościnnoscią. Cieszę się, że mogłam być częścią tego niecodziennego

Belozem, Bułgaria

wydarzenia. W tym miejscu pozwolę sobie na odrobinę prywaty, bo dla mnie tegoroczny festiwal w Płowdiwie był wyjątkowy jeszcze z jednego względu – otrzymałam piękną statuetkę (wykonał ją płowdiwski artysta-rzeźbiarz Rangel Stoilow Bacho), najważniejszą nagrodę; Grand Prix festiwalu „Duchowość bez granic”. Za moje wiersze (które poeci kwantowi uznali za kwantowe), tłumaczone na język bułgarski przez Rozalię Aleksandrową i Teresę Moszczyńską-Lazarową (dobrą wróżkę festiwali), ale także za wieloletnią współpracę m.in w przygotowaniach festiwalowych almanachów. Projektowałam do nich okładki i tworzyłam ilustracje. Duży zaszczyt i ogromne wyróżnienie. Moje następne poetyckie wyjazdy to festiwale w Indiach, Rosji i w Polsce. A za rok – znowu Płowdiw, bo tam jeżdżę po słońce. Jest na co czekać, jest dla kogo pisać wiersze.

Renata Cygan ze statuetką

22



TEKTOGRAFIA

GRZEGORZ STEFAN MADEJ


W

iele lat temu oglądałam wystawę w Bielsku-Białej i tam pierwszy raz zobaczyłam Twoje tektografie, absolutnie zachwycajace delikatnoscią, precyzja i wdziękiem. Tektografia to technika, którą sam wymyśliłeś. Opowiedz naszym czytelnikom czym jest ta technika i co zainspirowało Cie do jej stworzenia. W liceum dzięki wspaniałemu nauczycielowi Tadeuszowi Królowi poznałem szerokie spektrum warsztatu grafika. Pasja z jaką oddałem się tej dziedzinie sztuki, pozwoliła mi zgłębić wszystkie tajniki technik metalowych (akwaforta, akwatinta, odprysk, ruletka, miękki werniks, mezzotinta itp.), nie zabrakło również wprawek w takich technik jak fluoroforta i cliche – verre. Już wtedy próbowałem eksperymentować z poznanymi technikami, tworząc suchą igłę w celuloidzie. Do drukowania z gotowej już matrycy używałem suchej pasteli, uzyskując niebywale miękki rysunek o efekcie zbliżonym do rysunków renesansowych. W trakcie edukacji w Studium Animacji Filmowej przy Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej (trwało to zaledwie kilka miesięcy), wzbudziły moje zainteresowanie zużyte płyty duraluminiowe ze starego typu powielaczy, na których starałem się tworzyć suchą igłę. Tutaj, zacząłem kserokopiarki nowszego typu używać jako warsztatu graficznego. Powielałem własne rysunki na celuloid, który po zadrukowaniu traktowałem jako niezależną pracę, lub używałem jako matrycy do naświetlania papieru światłoczułego na wzór cliche – verre. W tym też okresie miałem okazję poznawać rozmaite nowinki i zawiłości graficzne, odwiedzając na ASP w Krakowie swego przyjaciela, wówczas studiującego grafikę. Po kilkuletniej przerwie, podejmując kształcenie w Instytucie Sztuki w Cieszynie, nie zastanawiałem się nad wyborem kierunku, padło oczywiście na grafikę. Tu zetknąłem się z użyciem jako podłoża graficznego grubej tektury, powszechnie uprawiano tu technikę frotaż, mistrzostwa dokonywał w tej dziedzinie Grzegorz Hańderek (broniliśmy swe prace dyplomowe w tym samym dniu). Po realizacji kilku linorytów i technik metalowych, na drugim roku studiów zwróciłem swą uwagę na ów materiał, jakim była gruba tektura. Nie satysfakcjonowało mnie zajmowanie się gotową strukturą jaką dawały naklejane tkaniny, pióra, sznurki. To przerabiałem już w liceum, używając tych efektów do wykonywania plakatu artystycznego. Zauważyłem, że w tekturze można pozostawiać głębokie cięcia, które po zagruntowaniu lakierami dawały w druku piękną mięsistą linię druku wklęsłego, którą spokojnie mogłem wykorzystać przekładając na grafikę swój warsztat rysunkowy. Równocześnie zacząłem dostrzegać iż sama powierzchnia zagruntowanej tektury daje specyficzny efekt tinty. Używając metod zbliżonych do monotypii byłem w stanie używać delikatnych światłocieni budujących klimat i przestrzeń bryły zbudowanej z wyciętych linii. Nauczyłem się również w sposób właściwy sobie, uzyskiwać dodatkowe efekty zlewanego lakieru na płycie i reliefów uzyskiwanych punktowo grubymi warstwami farby emulsyjnej, która po wyschnięciu tworzy wypukłości na matrycy, w to wszystko wplotłem wydrapywanie – wycinanie większych powierzchni miąższu tektury.

25


To wszystko w harmonijnym połączeniu pozwoliło mi na tworzenie tematów, którym oddawałem się zawsze z pasją, był to portret. Pierwszą pracą, która dała mi wyjście do dzisiejszego stanu mojej techniki była kompozycja portretowa „Afrodyta”. Przystępując do pracy dyplomowej, byłem już w pełni świadomy swego autorskiego warsztatu, jaki wypracowałem w trakcie tych studiów. To nakazało mi myśleć o ochrzczeniu własnego tworu. Stanęło na neologizmie TEKTOGRAFIA, od tektura, nie chciałem by była to tekturografia, jakoś to było mniej lotne. TEKTOGRAFIA potrafi sprawiać wiele uciążliwości warsztatowych niewprawnemu osobnikowi w warsztacie graficznym, pozbawionemu benedyktyńskiej cierpliwości, której wymaga zwłaszcza ta technika. Dla tego też, pozwalam sobie na wyrażenie satysfakcji obserwując, jak w mojej macierzystej uczelni w Cieszynie oraz na terenie Śląska, rozwija się technika, do której istnienia przyczyniłem się swoją pracą. Oczywiście, nie pomijam zasług wykładowców, moich ówczesnych mistrzów, dra Józefa Knopka oraz prof. Eugeniusza Delekty, służących wartościowymi radami i dających mi wolną rękę w eksperymentowaniu, inspirują Oni nieustannie kolejne roczniki moją pracą dyplomową i ugruntowują stworzoną przeze mnie nazwę „tektografia”.

Grzegorz Madej Historyk, muzealnik, kolekcjoner, artysta grafik i malarz (aktualna kolejność) Urodził się 3 lutego 1970 r. w kaplicy pałacowej w Kozach koło Bielska-Białej, dzieciństwo spędził w Jaworzu pod Bielskiem, jednak jego przodkowie wywodzą się ze Świętokrzyskiego i Drohobycza. W 1990 r. ukończył wystawiennictwo w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Bielsku-Białej (dyplom otrzymał wyróżnienie). Następnie przez rok uczęszczał do Studia Animacji Filmowej w Bielsku-Białej. W roku 1997 podjął studia w Instytucie Sztuki Uniwersytetu Śląskiego Filia w Cieszynie na kierunku pedagogiczno-artystycznym (specjalność: grafika). Pracę magisterską z zakresu kulturoznawstwa oraz grafiki warsztatowej (tektografia) obronił w roku 2002 (dyplom otrzymał wyróżnienie). W roku 2013 podjął studia doktoranckie w Instytucie Historii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Trzy lata później obronił z wyróżnieniem dysertację zatytułowaną Bielska linia książęcego rodu Sułkowskich (1786–1918). W latach 1991–2009 pracował na stanowisku marszanda w bielskiej galerii Sztuka i Antyki wybitnego antykwariusza, Leszka Wąsa. Od roku 2009 pracuje w Muzeum Historycznym w Bielsku-Białej, gdzie osiągnął stanowisko kustosza dyplomowanego (2019), obecnie jest kierownikiem Działu Historii. Zajmuje się badaniami nad historią bielskiej linii książęcego rodu Sułkowskich. W dorobku naukowym posiada 14 wydawnictw zwartych, napisał teksty do 9 publikacji pokonferencyjnych, 15 wydawnictw ciągłych oraz 10 do czasopism. Jest pomysłodawcą i redaktorem periodyku „Zeszyty Sułkowskich”. Powołał do życia Stowarzyszenie na Rzecz Odnowienia Kaplicy Zamkowej w Bielsku-Białej, którego jest przewodniczącym. Zorganizował ponad trzydzieści wydarzeń muzealnych, był kuratorem oraz współ kuratorem ponad 20 wystaw, z których najistotniejsze to: Andrzej Strumiłło. Dzieła wybrane, Roma Ligocka. Obrazy i słowa, Zakony rycerskie. Historia i współczesność, Starodruki ze zbiorów Muzeum

26


w Bielsku-Białej, 260. rocznica nabycia państwa bielskiego przez A.J. Sułkowskiego, Bielscy książęta Sułkowscy jakich nie znacie, By księga była piękniejsza o duszę właściciela. 500-lecie polskiego ekslibrisu, Pod znakiem róży nad Białą. 500 lat Reformacji. W swoim dorobku ma również projekt wystawienniczy Hodie mihi, cras tibi, prezentujący prywatne zbiory dzieł sztuki i rzemiosła artystycznego (cztery wystawy). Był pomysłodawcą i współorganizatorem międzynarodowej konferencji Książęta Sułkowscy, jakich nie znacie oraz stworzył cykliczne wydarzenie Zaduszki dla Sułkowskich. W dorobku artystycznym posiada 11 wystaw indywidualnych oraz udział w ponad 30 zbiorowych. Od 2002 r. pod szyldem G.M. Elzewir wydał 14 druków bibliofilskich. W 2005 r. zrealizował dekoracje malarskie parapetu chóru muzycznego do kościoła w Będkowicach oraz projekty wystroju malarskiego tejże świątyni. Prace artysty znajdują się m.in. w zbiorach Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej, Muzeum w Sandomierzu, Bibliotece Jagiellońskiej, Muzeum Książki we Wrocławiu oraz wielu zbiorach prywatnych. Do niedawne jego prace można było nabyć w Bator Art Galery w Szczyrku i Galerii Zamkowej Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej. Obecnie, ze względu na liczne obowiązki naukowe, zawiesił działalność artystyczną. Za swą działalność muzealniczą otrzymał w 2016 r. wyróżnienie Marszałka Województwa Śląskiego za Wydarzenie Muzealne Roku 2015 w kategorii „publikacje książkowe”. W 2017 r. został nominowany do Ikar 2016 – Nagroda Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki za wybitną dotychczasową działalność naukową i wystawienniczą, a w roku 2018 otrzymał nominację i zdobył nagrodę główną Ikar 2017 – Nagroda Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki za szczególne osiągnięcie kulturalne. Za osiągnięcia artystyczne był wyróżniony w 1990 r. medalem za dyplom artystyczny w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych. W 2002 r. otrzymał wyróżnienie za pracę dyplomową z grafiki w Instytucie Sztuki w Cieszynie. W 2005 r. otrzymał wyróżnienie za pracę malarską w konkursie Misterium cierpienia misterium odkupienia zorganizowanym przez Bielskie Centrum Kultury Bielsko-Biała, a w 2006 r. za pracę graficzną zdobył nominację do nagrody V Triennale Autoportretu w Radomiu.

Portfolio www.madejbb.pl

27



CZŁOWIEK MYŚLĄCY (POMIĘDZY NATURĄ A KULTURĄ) z cyklu O SZTUCE

Katarzyna Saniewska

P

o tym, jak 3 tysiące osób zadeklarowało swój udział

odróżnić to, co naturalne, od tego co przynależy do kultury.

w grupowym jedzeniu bananów przed Muzeum Na-

Trudno odnaleźć naturalny porządek rzeczy.” jak pisze Grze-

rodowym w Warszawie, w akcie protestu przeciwko

gorz Dziamski.1 Czy istnieje w ogóle, w dzisiejszym pojmo-

cenzurze w sztuce, po usunięciu z ekspozycji stałej w Ga-

waniu pojęcie naturalności? Co tak naprawdę jest natural-

lerii XX i XXI wieku prac Natalii LL, Grupy Sędzia Główny

ne, skoro kultura stara się cenzurować naturę, aby nadać jej

i Katarzyny Kozyry, nie pozostaje nic innego, niż zajadając

w pewnych aspektach rys nie godzący w naszą estetykę,

kusząco wygięty owoc, zastanowić się nad wizjami człowieka

a w innych okolicznościach także w naszą etykę?

w sztuce współczesnej. Zwłaszcza w odniesieniu do przedstawień ukazywanych w nurcie sztuki krytycznej...ale nie tylko.

Jeżeli spojrzeć na to zagadnienie szerzej, istnieje tu sprzeczność, ponieważ o naturze nie da sie powiedzieć, ani że jest dobra, ani że jest zła. Kultura natomiast, stara się

Natłok pytań wydaje sie trudny do uporządkowania. Wy-

ukazać kontrast, wyznaczyć linię graniczną, pomiędzy sferą

daje się jednak, że warto byłoby się zastanowić, nad wizją

dobra a zła, światła i ciemności. Natura nie podlega tym sa-

nas samych, w sztuce, w kontekście trwania pomiędzy kultu-

mym zasadom, co kultura, choć cywilizacja rości sobie pra-

rą a naturą. Szczególnie teraz, gdy coraz bardziej zdajemy

wo, by próbować ją w takie karby wtłoczyć. Natura jednak,

sobie sprawę z naszego, wpływu na funkcjonowanie planety.

w swej żywej, czystej postaci, rządzi się absolutnie innymi

Co ciekawe jednak, choć dajemy sobie prawo do nazywania

prawami.

siebie samych twórcami ( jakże blisko temu słowu, do słowa „Stwórca”), często bezrefleksyjnie przyczyniamy się do wymazania z powierzchni Ziemi kolejnych gatunków czy całych ekosystemów. Uważamy, że mamy prawo do decyzji i do rozwoju. Między innymi dlatego, że jako jedyny gatunek tworzymy...kulturę i sztukę. A tak „Bogiem a prawdą” nie odrobiliśmy nawet podstawowej pracy domowej, zadanej nam w swoim czasie przez Stwórcę. Polegać ona miała na nazywaniu gatunków...a my nie potrafimy nawet po imieniu nazwać tego, co degradujemy.

Nie można w jej przypadku dyskutować o moralności, czy niemoralności, chociaż z kulturowego punktu widzenia wiele spraw, procesów i zachowań, mnogość postaw powszechnie występujących w nieucywilizowanej naturze, w nas, zanurzonych w kulturze, budzi głęboki sprzeciw. Od człowieka bowiem, jako istoty predestynowanej biblijnym, boskim prawem do panowania nad naturą, wymaga się stosowania pewnych zasad. Przede wszystkim zaś, wymaga się „bycia moralnym”. W encyklice Pawła VI czytamy, ze :”Zwierzę i natura to jedno. Człowiek i natura, to dwa.”2

„Człowiek podbił i udomowił naturę, i zmienił planetę w wielki ogród, ale jest to ogród barbarzyńców. Trudno w nim

29

1. G.Dziamski, Sztuka u progu XX wieku, tekst: Zwrot ku naturze w sztuce współczesnej, Wydawnictwo Humaniora, Poznań 2002, s.141. 2. Paweł VI, Humanae Vitae, 1968.


To jednak tylko jeden z punktów widzenia. Pomimo bo-

organizmy żywe? W naturze bowiem, występują te same

wiem przekonania o swojej wywyższonej pozycji jesteśmy,

zespoły zachowań, co w społeczeństwach, tak zwanych cy-

jako gatunek, bezradni wobec niektórych procesów i mecha-

wilizowanych. Odnajdujemy zarówno monogamię, jak i poli-

nizmów biologicznych, jakimi rządzi się natura.

gamię. Spotykamy związki i społeczności matriarchalne i patriarchalne. Obserwujemy sytuacje, gdy oboje rodzice LUB

Przede wszystkim jesteśmy niezbyt obficie wyposażeni w cały arsenał środków mechanicznych, czy chemicznych, jakimi przyroda obdarzyła pewne gatunki. Nie posiadamy doskonałego wzroku, czy słuchu.

Nie dysponujemy zbyt

tylko jedno z rodziców opiekuje się potomstwem. Mamy do czynienia z przypadkami, gdy potomstwo to jest zostawiane samo sobie, bądź zabijane. Znajdziemy heteroseksualizm i homoseksualizm, kazirodztwo, gwałty, zabójstwa, aborcje.

czułym węchem, ani zdolnością do orientacji w terenie. Nasza odporność na warunki zewnętrzne, zmiany temperatury,

Może zatem chęć wywyższania sie ponadgatunkowego

czy wilgotności jest dość słaba. Nie otrzymaliśmy też kłów,

ma raczej związek z chęcią dociekania początków gatunku

czy pazurów, które pozwalały by nam skutecznie bronić się

ludzkiego, z religią, wiarą w boga, czy bogów, demiurga, lub

w bezpośredniej walce o życie. Ponadto, rodzimy się abso-

inną siłę sprawczą? Kto tak naprawdę stanowi potęgę na Zie-

lutnie bezradni i bezbronni...a jednak stoimy na szczycie łań-

mi? Czy mimo wszystko nie świadczy o naszym wpisywaniu

cucha pokarmowego na Ziemi. A tak nam się przynajmniej

sie w tłum, w bycie jednymi z wielu, fakt że wciąż traktujemy

wydaje.

naturę, jako wielką nauczycielkę i inspiratorkę?

3

Jeżeli bowiem spojrzymy przez szkło mikroskopu, lub po-

Przekonanie o niesamowitej sile natury i naszym du-

wściągając wstręt, przyjrzymy się na przykład czarnej zbroi

chowym z nią związku odnajdujemy, między innymi w pracy

karalucha, zobaczymy, że wszystko to jest kwestią skali

Macieja Awiakisa, który nie wstydzi się przyznać do swo-

i punktu odniesienia. Być może to nie my zarządzamy czym-

jego wręcz paranormalnego sposobu odczuwania natury.

kolwiek w tym świecie, a jesteśmy jedynie platformą dla grzy-

Za pośrednictwem jego pracy zatytułowanej „Stado” ( 2004)

bów i bakterii, które decydują o losach wszechświata, nas

uczestniczymy wręcz w rodzaju seansu spirytystycznego,

traktując jedynie użytkowo, jako posłusznych niewolników,

którego głównymi bohaterami są duchy zwierząt ze starej

podległych ich poleceniom? Zanim jednak zabrniemy w tego

stajni w Dreźnie, z której progu pochodzi wykorzystany do

rodzaju dywagacje, zajmijmy się próbą sformułowania odpo-

wykonania rzeźby kamień. Można to przyrównać do odczu-

wiedzi na pytanie, z jakich właściwie powodów traktujemy

wania obecności osoby zmarłej, z którą byliśmy emocjonalnie

nasz ludzki gatunek, jako wywyższony i decyzyjny i jak na to

związani, a która w niewyjaśniony sposób nadal emanuje ja-

odpowiada sztuka?

kąś energią, którą my, szóstym zmysłem wyczuwamy. Praca Awiakisa to poszukiwanie energii „pozwierzęcych” zaklętych

Niewątpliwie mamy pewną zdolność, która daje nam wyjątkowe miejsce na drabinie ewolucyjnej, jako że opisane powyżej braki w „naturalnym wyposażeniu” staramy się nadrobić za pomocą rozmaitych wynalazków technicznych i naukowych. Czy nam się to udaje? To kolejne niewygodne pytanie, na które boimy się, jako gatunek, usłyszeć odpowiedzi.

w kamieniu. Ta biologiczna abstrakcja dowodzi, że można być ze zwierzęciem, a tym samym z naturą, związanym na poziomie duchowym, odrzucając tym samym chrześcijańska koncepcję, ze zwierzęta nie posiadają duszy. Jest to raczej przybliżenie się do teorii bliskich reinkarnacji, gdzie w pewien sposób podświadomie wyczuwamy duchowe powinowactwo z innymi bytami, czy to zwierzęcymi, czy to roślinnymi. Istnieje wewnętrzne przeświadczenie, że przyszło nam się

Druga cechą wyróżniająca nas zdecydowanie w świecie przyrody jest właśnie umiejętność tworzenia sztuki. Ewoluuje ona razem z nami i wraz z naszym rozwojem intelektual-

już kiedyś spotkać. Koło Samsary sprawia, że jesteśmy pokrewnymi bytami, tylko na różnych stopniach duchowego rozwoju.

nym, sama staje się coraz bardziej wymagająca. W miarę rozwoju zaczyna zadawać coraz bardziej skomplikowane pytania. Między innymi to, które tutaj nas zajmuje: Czy istotnie mamy jakiekolwiek prawo, aby wynosić się ponad inne 3. Pomimo, że to co dała nam natura jest niedoskonałe, nasza zdolność do naprawiania jej niedociągnięć, sytuuje nas ponad naturą - co w swej działalności performerskiej stara się udowodnić Stelarc. Chociaż „nasze ciała są formami przestarzałymi, które wymagają udoskonalenia i dostosowania do zmieniającej się, industrialnej rzeczywistości”.

Można to porównać ze sposobami postrzeganiem natury i siebie, jako równorzędnych elementów wszechświata, charakterystycznych dla twórczości Olega Kulika. Podobnie, jak u Awiakisa, w takim postrzeganiu natury i siebie w niej, niektórzy dostrzegają wręcz nutę szaleństwa. Istnieje jednak

30


Obraz Stefan Keller, źrodło www.pixabay.com/pl

cieniutka, ale bardzo ważna granica. Kulik w swoich działa-

bohaterami są człowiek i pies. Kolejną pracą, która skłania

niach, w których sprowadza siebie do roli psa, a raczej zacho-

do zastanowienia sie nad komunikowaniem się wewnątrz

wując sie jak pies, w naszych oczach staje sie psem. Wyraź-

gatunku i pomiędzy gatunkami jest performance przepro-

nie jednak rozgranicza pojęcia: bycia psem” i „bycia jak pies”.

wadzony w Stanach Zjednoczonych. Praca ta zatytułowana

Traktuje zwierzę, jako swoiste „alter ego istoty ludzkiej”. Czy

„I Like America and America Likes Me”, nawiązuje do „ka-

jest w tym pewne odniesienie do Kartezjańskiego dualizmu

nonicznego” już performance przeprowadzonego w roku

istoty ludzkiej? To chyba raczej podświadome wyczuwanie

1974 przez Josepha Beuysa pod tytułem „Ja gryzę Amerykę,

pewnego powinowactwa na zasadzie duchowej i cielesnej.

Ameryka gryzie mnie”. Beuys pojechawszy bezpośrednio z lotniska do galerii mieszkał w niej przez trzy tygodnie wspólnie z kojotem. Natomiast Kulik już na lotnisku przeistoczył

Poświęcony jest temu cały projekt artysty zatytułowany „Zoofrnia”.

Kulik zastanawia się ile zwierzęcości nosimy

w sobie my, ludzie. To tak, jakby zastanawiać sie ile procentowo mamy wspólnego w kodzie genetycznym. Artysta wcielając sie w zwierzęta, usiłuje odpowiedzieć na pytanie, o skuteczne środki komunikowania wewnątrz gatunku. Powiązany z nurtem Deep Ecology artysta zakłada, ze zwierzęta powinny być traktowane na równi z człowiekiem, we wszystkich aspektach życia. Może to wydawać sie nieco szokujące, jeżeli odniesiemy to do jego pracy zatytułowanej „Rodzina przyszłości”, pokazywanej na Biennale w Wenecji i Istambule w 1997 roku. Praca ukazuje mieszkanie, w pierwszym momencie niczym się nie wyróżniające. Jednak drugi rzut oka pozwala dostrzec zupełnie inną skalę niektórych przedmiotów i sprzętów. Trzecie spojrzenie przyciąga tapeta, na której ukazane sceny z Kamasutry, których

31

się w psa. Zrzucił ubranie i opadł na czworaki. W obroży i kagańcu tydzień spędził w galerii zamknięty w klatce, niczym dzikie zwierzę. Jego zachowanie było zresztą wzorowane na zachowaniu dzikiego zwierzęcia, komunikował się bowiem z publicznością wyłącznie za pomocą warczenia i szczekania. Kulik umożliwia ludziom spojrzenie z zupełnie innej perspektywy, gdy to człowiek musi opaść na cztery łapy i z tego poziomu obserwować świat, dając się nawet prowadzić na smyczy - jak to widzieliśmy przy okazji pracy „Pavlov’s Dog” ( Rotterdam, Manifesta 1). Nasuwa sie tu pytanie -przez kogo jesteśmy na tej smyczy prowadzeni? Czy przez naturę, czy przez kulturę? Biolodzy ewolucyjni z pewnością uświadomią nam naszą małość. Podczas gdy socjologowie i specjaliści od tak zwanych zachowań konsumenckich, ukażą nam możliwe warianty strategii unikania oraz sposobów na zakuwanie w rozmaite kagańce.

Chodzi o uświadomienie ludzkiej pozycji we wszechświe-


cie, ale także pozycji człowieka wewnątrz swego własnego

i wyższość zaczęła chwiać się w posadach?

gatunku. Przede wszystkim wtedy, gdy uświadomimy sobie, że nasze ludzkie działania wcale nie różnią się w swoich mechanizmach od tych wyzwalających się u dzikich zwierząt. Spojrzeć tu należy na prace Kulika z lat 90-tych, nawiązujące do rzeczywistości rosyjskiej tamtego okresu, na której agresja i porachunki mafijne odcisnęły swoje ogromne piętno. Na szczególną uwagę zasługuje performance, który miał miejsce w Moskwie w 1994 roku, zatytułowany „Mad Dog”. Artysta całkiem nagi, uwiązany na solidnym łańcuchu, niczym psy wystawiane do walk, rzuca się wściekle na zgromadzoną publiczność, szczeka i warczy. Ciekawie patrzy się na tę pracę teraz, z perspektywy czasu, zwłaszcza po obej-

Czym/Kim zatem jest Homo Sapiens w tym znaczeniu? Czy przypadkiem nie trybikiem w wielkiej maszynie plotącej wątek, składający się na przetrwanie gatunków?

Oprócz

posiadania wielkiego Ego, mamy jeszcze szczęśliwie umiejętność refleksji. Choć ta w dobie powszechnej globalizacji zdaje się niestety ulegać stopniowej atrofii. Nie popadając jednak w niepotrzebny cynizm, należy uchwycić się nadziei, że to właśnie umiejętność zastanawiania się nad światem, chęć dociekania przyczyny, jest tą iskierką wyjątkowości, którą niektórzy nazywają duszą.

rzeniu filmu „The Square” Rubena Ostlunda - gdzie reżyser w znakomity sposób zadaje niekomfortowe pytania dotyczące systemu rządzącego rynkiem sztuki i fantastycznie parafrazuje prace rozmaitych performerów, miedzy innymi właśnie Kulika oraz reakcje tak zwanych „namaszczonych” krytyków i tak zwanych „świadomych” odbiorców sztuki.

W tym miejscu należałoby zastanowić się nad rzeczywistą pozycją człowieka w świecie. Kulik w swojej sztuce zrównuje człowieka ze zwierzęciem. Oznaczałoby to zrównanie kultury i natury. Jeżeli jednak zamyślimy się przez kilka chwil nad wielością inspiracji, jakich natura dostarcza człowiekowi, czy nie okaże się że to jednak ona stoi na znacznie wyższej niż człowiek pozycji?

Skoro stworzyliśmy kulturę, wbrew naturze ( która stworzyła nas), to może czas teraz pozwolić , aby to kultura zaczęła stwarzać nas...nas, jako nowe byty lepsze i doskonalsze, niezależne od instynktów i wyabstrahowane z tego, co jest tylko zlepkiem rozmaitych rodzajów białek...

Czy mamy prawo do aż takiego indywidualizmu?

Co

więcej, wbrew „politycznej poprawności” oznaczałoby to, ni mniej ni więcej, tylko zróżnicowanie na lepszą i gorszą część ludzkości, a wyznaczane byłoby to według stopnia rozwoju wytworzonej kultury. De facto dzieje się tak od momentu, gdy powstała pierwsza cywilizacja. Wraca zatem pytanie o rolę sztuki. Ponieważ sztuka jest jednym z ważniejszych wytworów kultury. Czy fakt, że jesteśmy jedynym gatunkiem

Czy sztuka mimetyczna i nieustanne uczenie się rozwiązań przez naturę już „wynalezionych” nie potwierdza przypadkiem jej wyższości nad nami? Czym jest bowiem lepsza architektura naszych wieżowców od nowatorskich rozwiązań stosowanych chociażby w termitierach? W czym gorsza jest społeczność ula, rój tworzący jeden precyzyjnie działający organizm, od społeczeństw Chin czy Japonii, gdzie rola jed-

na ziemi, który tworzy sztukę daje nam prawo, aby to za jej pomocą, wypowiadać się na temat tego, czym jesteśmy, jakie zajmujemy miejsce w świecie i dlaczego tkwi w nas ta bezustanna potrzeba dociekania? Umiejętność zadawania pytań, zastanawiania się nad swoim miejscem w świecie, poszukiwanie rytmów i porządków, wyznaczanie sfery świętości, uciekanie od sfery ciemności...

nostki jest postrzegana niezwykle podobnie i nie bierze się pod uwagę jej nadrzędnego dobra, z racji tego, ze najmocniejsze jest tam pojęcie podmiotu zbiorowego „My”. Wszelkie działanie podyktowane jest dobrem ogółu.

Wydaje mi się, że to jest odpowiedź, chociaż przewrotnie to, co staje się naszą mocą, czyli wiedza, staje sie także przyczyną naszej słabości. Po pierwsze wciąż chcemy więcej, a po drugie zdajemy sobie sprawę z własnej kruchości...

Jeżeli korzystając z nawiązania do świata owadów, chciałoby się, nieco cynicznie , podsumować związki natury i kultury w kontekście odniesień do religii, można posłużyć się słowami biologa ewolucyjnego Johna Burdona Sandersona Haldane’a, który mówi: „(...) gdybyśmy mieli wnioskować coś o Bogu na podstawie badań przyrody, to wynikałoby z nich niesłychane upodobanie Stwórcy do chrząszczy.”4 Czy potrzeba dużo więcej, aby nasza wiara we własną wyjątkowość 4. Cyt.za: A.M .Potocka, Sztuka Aktualia.

Sztuka stawia znaki zapytania, ponieważ mimo refleksji na temat natury i deklaracji chęci powrotu do niej, do pierwotnego stanu, nieskalanego cywilizacyjnym piętnem, znajdujemy się w takim punkcie, że dla własnego bezpieczeństwa, musimy pozostawać „na zewnątrz” natury. To wyznaczanie sfery tabu sprawia, że musimy chronić się przed naturą. dotyczy to wszystkich sfer życia ludzkiego, od poczęcia aż

32


z którymi tak spajamy nasze życie i

zachowania,

że

wydają się odwieczne, a tym samym naturalne. W pewnym momencie dochodzimy do tego, że chcąc pokazać naturę,

jako

pięknego,

coś

ciepłe-

go i niegroźnego, po to aby siebie fot.: pixabay.com/pl

umiejscowić,

jako

do śmierci. Pojawiają sie tu kwestie etyczne i estetyczne,

jej część, wplątujemy ją w odniesienia kulturowe. Aby siebie

które powodują, że nasze deklaracje powrotu do natury, wy-

umieścić pomiędzy elementami natury, narzucamy im swoje

magałyby absolutnego wyrzeczenia się dekalogu, całkowi-

kulturowe uwarunkowania.

tej rezygnacji z jakichkolwiek praw i zakazów. Raz uwikłani w kulturę, nie jesteśmy już do tego zdolni.

Przykładem niech będzie sztuka krakowskiego artysty Piotra Lutyńskiego, który tworzy, jak sam twierdzi, głównie dla

Co ciekawe, wrażenie że kultura zdaje się dzielić świat

zwierząt. Mimo głębokiego szacunku wobec nich, twierdząc

na strefę sacrum i profanum, nie do końca odpowiada praw-

że doskonale wyczuwa, jaką one lubią sztukę. Przyjrzyjmy

dzie. Tak naprawdę kultura to kontekstowość. To uzależ-

się pracy z 2003 roku, pokazywanej w krakowskim Bunkrze

nienie od werdyktu, od tego w jakim świetle przedstawimy

Sztuki, zatytułowanej „Ptasia kolumna”5. Prezentowana

dane argumenty. Tak naprawdę to natura właśnie w swej

przez Lutyńskiego praca ma szereg odwołań. Forma ko-

absolutnej a-moralności nie pozostawia miejsca na sferę

lumny, postawionej w centrum sali wystawowej, nawią-

szarości, sferę relatywizmu, 256 odcieni szarości. Tutaj prio-

zuje do koncepcji axis mundi oraz drzewa życia. Artysta

rytetem jest zero jedynkowość, dyktowana przez chęć prze-

nawiązuje do kulturowego archetypu, do chrześcijańskiej

trwania i nie ma zachowań zakazanych, przesądów i przyka-

legendy, według której krzyż, na którym umiera Zbawiciel,

zań. Gdzie zatem autentyzm? Dlaczego wciąż uważamy,

przemienia się w żyjące drzewo, wypuszczające gałązki.

że jesteśmy czymś lepszym, skoro przepełnia na przede

Tak też jest często przedstawiany w ikonografii.

wszystkim strach...przed naturą. Boimy się naturalnych instynktów, przeraża nas bezwzględność w dążeniu do celu, gwałtowność, dzikość, brak kontroli. Boimy się naturalnych odruchów, wstrętne nam są naturalne zapachy, naturalne, a nieuchronne procesy. Estetyzacja narzucona życiu oddala nas od natury, a pozostałą w nas jej cząstkę , usiłujemy za wszelką cenę poddać absolutnej kontroli.

Nasza myśl wykonuje zatem zastanawiająca woltę. Widzimy naturę ukrzyżowaną przez kulturę.

Widomym

tego znakiem jest otaczająca „Ptasia kolumnę” siatka, symbol ograniczeń stawianych naturze przez kulturę. Jeżeli pójdziemy z nasza myślą dalej, możemy zastanawiać się, czy zatem natura, jako umęczona i ukrzyżowana przez kulturę ma moc zbawczą? Żywe ptaki krążące wo-

To dzi,

co

naturalne

uważamy

ne,

brzydkie,

W

ramach

cy

proces

za

33

nas

tego

samych,

prymitywne,

odstręczające,

naturalizacji

wne

dla

lu-

nieprzyjem-

„zezwierzęcające”.

uruchamiamy kultury.

jako

zadziwiają-

Wytwarzamy

kół „Ptasiej kolumny” są niczym zrozpaczone po ukrzyżowaniu Chrystusa Cherubinki w obrazach Giotta.

War-

to jednak przypomnieć sobie, że oprócz ptaków kolumnę otaczają też przez pewien czas jeszcze inni przedstawicie-

pe-

le fauny, między innymi kozy. Świadczyć to może o dwo-

standardy,

istości zastosowanej przez Lutyńskiego symboliki zwierzę5. Cyt.za: teksty ze strony Bunkra sztuki, z recenzji Juliusza Gałkowskiego, www.bunkier.com.pl. Kuratorką wystawy była Bożena Gajewska.


cej. Z drugiej strony słup otoczony siatką przywodzi na myśl

tu więc niezwykle mocne ukazanie związku artysty z naturą.

raczej ptaszarnię lub ogród zoologiczny, a siatka staje się

Najsilniej działającym z ukazanych na tej wystawie obiektów

nieprzekraczalną granicą.

jest, surrealistyczny w pierwotnym odbiorze, twór obrazujący pół człowieka pół gniazdo. Ukazana zostaje jedność czło-

Artysta chcąc ukazać swoją jedność z naturą, przenosi ją do sali wystawowej i zamyka za ogrodzeniem. Pomimo

wieka z naturą.

Jednak to człowiek nosi w sobie zalążek

wszechświata, nie zaś wszechświat zalążek człowieka.

dobrych intencji, wydźwięk staje się raczej negatywny. Lutyński stając przy siatce, gra zwierzętom na skrzypcach, jed-

W pytaniu o naturę i odniesienia kulturowe w obrębie sa-

nak przez ten gest zamiast zjednoczyć się z naturą, jeszcze

moidentyfikacji, oraz tego co faktycznie oznacza „naturalne

mocniej ukazuje swoje zdystansowanie i spojrzenie z wywyż-

bycie człowiekiem” ważne jest zaobserwowanie momentu

szonej pozycji.

przejścia i pewnej płynności ,pomiędzy biologizmem a kulturą. Ukazuje to w ciekawy sposób praca Katarzyny Kozy-

Jednak Lutyński stara się pokazać swoje posłannictwo, swoją jedność ze światem natury i fakt, że bezsprzecznie czuje się jej równorzędna częścią. Mówi o tym wystawa „Narodziny”6. Można ją określić, jako koncepcyjne zestawienie wielu elementów, które symbolicznie są związane z momentem przyjścia na świat. Jest to jednak fragment większego przedsięwzięcia zatytułowanego „Muzyka dla ryb”7, które ma ukazywać nawiązanie bezpośredniego dialogu z naturą.

ry, zatytułowana „Ragazzi” („Chłopcy”). Praca ta jest serią trzech filmów, pokazywanych jako tryptyk, a jej bezwzględną wartością jest uchwycenie momentu pewnego prymitywnego „owadziego” biologizmu, jaki po pewnym czasie obserwacji zaczynamy dostrzegać w zachowaniu filmowanych postaci. Artystka zaaranżowała sesję zdjęciową na schodach warszawskiej Zachęty. Przeprowadziła tym samym swoisty eksperyment na żywych, ludzkich organizmach, niczym entomolog obserwujący nabitego na szpilkę żywego jeszcze motyla. Zebrała spore grono atrakcyjnych młodzieńców, chętnych

Można tu oczywiście uczynić dygresję, dotyczącą propo-

do pozowania nago i nie informując ich dokładnie, na czym

zycji dialogu z naturą w wykonaniu Zbigniewa Warpechow-

owo pozowanie będzie polegać, zostawiła ich samych sobie.

skiego (1973), którego interlokutorka ryba, staje się raczej

Ciekawym kluczem interpretacyjnym jest tu minimalistyczny

jego ofiarą niż istota mającą prawo do zabrania głosu. War-

kostium - rekwizyt, jaki każdy z uczestników sesji otrzymał.

pechowski wypijając wodę wraz z pływającą w niej rybką,

Był to bowiem rodzaj okrycia na genitalia, którego głównym

udowadnia bezsprzecznie, że ryby głosu nie mają.

zadaniem było nie tyle okrycie penisa, ile przemienienie go w zupełnie inny, trudny do zidentyfikowania organ, będący

U Lutyńskiego, w dialogu pomiędzy naturą a kulturą, mimo wszystko chodzi o wzajemne zrozumienie swoich potrzeb i swojej wyjątkowości, o wzajemną troskę. Wystawa podzielona jest na dwie części. Pierwsza przedstawia rozmaite obiekty i skłania nas do szukania rozmaitych odniesień do kwestii narodzin. Jest lekka i poetycka. Może oprócz części, gdzie całe pomieszczenie zapełnione jest porożami zwierząt, co sam Lutyński określa mianem „rozmowy z duchami”. W środku sali ekspozycyjnej znajduje się między innymi inkubator z jajami , z których 10 kwietnia wykluły się pisklęta. Artysta wcielił się tutaj w matkę nowych obywateli świata natury. Ubrany w sweter obszyty piórami, zagrał specjalnie dla wyklutych kurcząt, koncert muzyczny. Złośliwcy odnajdą tu co prawda skojarzenia literackie, z postacią głównego bohatera powieści „Ptasiek” Williama Whartona. Ci poważni natomiast powołają się na teorię, według której pierwsza istota, jaką nowonarodzone stworzenie ujrzy tuż po otwarciu oczu, jest przez nie uważane za matkę. Mamy

pomieszaniem waginy i kwiatu. Kozyra odbiera tym samym swoim modelom tożsamość narzucaną automatycznie przez wizualne atrybuty płciowości. Przez pierwszy okres oczekiwania grupa młodzieńców, nie mając żadnych wytycznych, odnośnie wymaganego od nich zachowania zaczyna kręcić sie i przemieszczać dość chaotycznie , niczym robaki wypuszczone na dno pudełka. W chwili gdy orientują się, że są juz filmowani, początkowo przybierają różne niezbyt naturalne, wystudiowane pozy. Nie mogą sobie jednak znaleźć miejsca, podwójnie skrępowani przez pozbawiające ich atrybutów seksualności dziwne rekwizyty. W pewnym momencie, po długich poszukiwaniach właściwego klucza zachowań, zwijają w rulony leżące na schodach Zachęty dywany i zaczynają za ich pomocą walczyć. Dopiero wówczas mija widoczne poprzednio skrępowanie. Odzywa sie ich ukryty biologizm, ten prawdziwy, niezafałszowany żadnym kostiumem. Czy ładny w naszym kulturowym i kulturalnym podejściu, to już inna sprawa.

6. Galeria Starmach, Kraków, 21.04 - 28.05.2006r. 7. Klub Alchemia, Kraków 2004r.

34


Tutaj można sobie zadawać pytanie, czy faktycznie lgnie-

wydaje nam sie to w jakiś sposób wstrętne i niestosowne?

my do tego co niezafałszowane i naturalne, „nieprzypudro-

Może z tego względu, że pokazuje, iż my sami jesteśmy zbu-

wane” przez kulturę? Czy to co biologiczne, często w swym

dowani z tego samego typu materiału, jak i cała reszta orga-

biologizmie, z naszego punktu widzenia, brutalne i gwałtow-

nizmów żywych?

ne, faktycznie jesteśmy w stanie znieść, bez zakrywania oczu i zatykania nosów? Czy to z tego powodu Mona Hatoum i jej instalacja „Głębokie gardło” z jednej strony nas odstręcza, gdy już uświadomimy sobie, co tak naprawdę przedstawia, z drugiej zaś strony zachwyca. Przypomnijmy, że chodzi o obserwację obrazów rejestrowanych za pomocą połkniętej przez artystkę kamery. Pracę tę można uznać za ilustracje zależności powstałej pomiędzy natura a kulturą. Cały zaś biologizm tej instalacji nie ma w sobie, tak naprawdę, niczego drastycznego. Wszystko, co drastyczne istnieć zaczyna za pomocą konotacji, które wytwarza nasz ukształtowany przez kulturę umysł.

Odnosi sie to bezpośrednio do pozostałych dzieł artystki. Między innymi projektu „Microkosmos” i „Private Bowls”, gdzie wkraczając w świat mikroorganizmów, za pomocą szkiełka mikroskopu przekraczając kolejną barierę stawianą przez kulturę, wchodzi w zupełnie inny wymiar. Zastanawia się, czym komórki naszej, ludzkiej skóry, różnią się od innych organizmów hodowanych na szalkach Petriego? Jeżeli wejrzymy w swoje wnętrza jesteśmy pokarmem dla kolonii grzybów, bakterii i wirusów. Oczywiście możemy także powiedzieć, że jesteśmy ich mikrokosmosem, ze wraz z naszym końcem, nastąpi koniec ich świata. jednak chodzi przede wszystkim o fakt współzamieszkiwania planety, oraz o to że

Pojawia sie tu pytanie o stwórcę. Pojawia sie ponownie kwestia sacrum i profanum, sfera zakrytego i odkrytego.

to nie skala decyduje o rzeczywistej potędze. To, ze czegoś pozornie nie widać, nie oznacza, że nie istnieje.

Dlaczego zawsze chcemy wiedzieć: Co jest w środku? Dlaczego w dziwny sposób pragniemy tego, co nas odrzuca? Z jakiego powodu o gęsią skórkę przyprawia nas praca Polony Tratnik „37*C”?

Bardzo prawdopodobne, że my, jako ludzie także jesteśmy niewidoczni z punktu widzenia wielu mieszkańców naszego globu. Natomiast nasza sztuka i kultura, z których wyjątkowości jesteśmy tak dumni, ma znaczenie tak nikłe,

Tytułowe 37*C to wymagana temperatura, aby ludz-

jak dla większości z nas problemy adaptacyjne krewetki bez-

ki materiał genetyczny mógł sie swobodnie rozwijać. Taka

włosej albo jednowłosej, zamieszkującej jakieś oceaniczne

była też wymagana temperatura ekspozycji. Artystka z po-

odległe akweny.

branych własnych tkanek wyhodowała skórę.

w następnym odcinku cyklu o wizjach człowieka w sztuce.

nego w ten sposób materiału uszyła koszulkę.

z otrzyma-

Nad tym jednak mam zamiar pogdybać

Dlaczego

Katarzyna Saniewska Jako artysta plastyk od ponad 13 lat związana z Ośrodkiem Kultury Ochoty i Magazynem Sztuk. Jest Instruktorką malarstwa i rysunku. Prowadzi zajęcia z dziedziny technologii malarstwa, studium postaci oraz spotkania tematyczne, związane ze sztuką współczesną. Zajmuje się także projektowaniem i aranżacjami wnętrz mieszkalnych i publicznych, a także projektowaniem oraz wykonawstwem dekoracji i scenografii. Jako Kulturoznawca, prowadzi bezustanne badania rzeczywistości otaczającej - tej medialnej i niemedialnej. Należy do Związku Polskich Artystów Plastyków oraz Stowarzyszenia Akademia Kontaktów Społecznych AKOS. Brała udział w licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą oraz w krajowych i międzynarodowych plenerach malarskich. Ekspert ds. Edukacji kulturalnej i sztuk wizualnych przy Biurze Kultury m.st. Warszawy. Ukończyła Europejską Akademię Sztuk oraz zdobyła doktorat z kulturoznawstwa na Uniwersytecie SWPS.

35


SYLWIA ŁAKOMA

FOTO GRAFIA


Sylwio, Twoje prace mają w sobie klimat niezwykle nostalgiczny, sentymentalny i są bardzo delikatne w swojej poetyce. Powiedz mi co jest dla Ciebie inspiracją w tworzeniu obrazu? Uczucie, przeżycie jakieś czy sam obraz, który przykuwa twoja uwagę? Tworzenie obrazu u mnie nie odbywa się drogą inspiracji. Owszem bywają zdjęcia, które zostały zainspirowane np. muzyką, czyimiś słowami, obrazami które poruszyły... ale większość została stworzona na podstawie wyobraźni i w oparciu o emocjonalność, które to dzięki swej sile często podają mi już gotowe obrazy, albo ich zarys. Nierzadko też zdjęcia moje biorą się zwyczajnie ze snów i z przetworzenia rzeczywistości. Kiedyś pisałam poezję, a teraz poezją są moje zdjęcia.To taki zamiennik, który nastąpił w naturalny sposób. Nie miałam takiego planu. To się stało samo. Twoje obrazy to połaczenie fotografii i grafiki komputerowej. UzyWasz tych narzędzi z takim wyczuciem, że śmiało można powiedzieć, że środki wyrazu wspierają i podkreślaja treść pracy. Twoje prace opowiadają... ...o życiu, o ukrytych w nas pragnieniach, o ludziach, o naszych relacjach, opowiadają też czasem i o trudnych sprawach takich jak samotność, szukanie swego. Właściwie trudno mnie chyba zakwalifikować pod dany rodzaj fotografii, bo w moim portfolio znajdują się zarówno portrety, jak i pejzaże. Zarówno zdjęcia będące wierną kopią rzeczywistości, jak i obrazy odrealnione, które przypominają bajki i jakiś świat magiczny, a zarazem bardzo nam bliski. Jest w nich melancholia, ale też i zwariowanie pozytywna radość. Najbardziej lubię w fotografii portrety, ale pejzaze, czy surrealizm też nie są mi obce. Skąd pomysł na takie właśnie połączenie technik? Pomysł wziął się z lenistwa, ale i z zachwytu nad pewnym zdjęciem. Wiem że z tym lenistwem brzmi to niedorzecznie i dziwnie, ale taka jest prawda. Kiedyś wiele czasu spędzałam na malowaniu, szkicowaniu, rysowaniu. Wszelkie plastyczne formy wyrazu nie były mi obce. Pewnego dnia zobaczyłam zdjęcie koleżanki, która zastosowała w nim technikę nakładania faktur. Spodobało mi się to tak bardzo, że postanowiłam zapytać ją o to. Pamiętam jak dziś, że umówiłyśmy się wtedy przez internet na wspólny czas, w którym ona krok po kroku tłumaczyła mi jak nakłada tekstury na zdjęcia. Nauczyła mnie tego i od tamtej pory zaczęłam się w to bawić. Niekiedy wykreowanie jednego zdjęcia potrafiło zająć mi kilka godzin! Lubiłam to, nieprzesypiałam przez to nocy czasami, ale mimo zmęczenia nigdy takich zarwanych nocy z powodu zdjęć nie żałowałam. Odkryłam wtedy, że zdjęcia też mogą być rodzajem malarstwa, o tyle lepszym, że pochłaniającym mniej czasu. Że efekty końcowe są szybciej osiągalne niż np. w malarstwie olejnym. Dlatego mówię, że taka droga kreowania zdjęć wzięła się też z lenistwa. Nie chciałam już malować, wolałam tworzyć obrazy szybciej. Fotografia zatem wyparła mi poezję i malarstwo. Był to łagodny proces przejścia z jednego w drugie bez żalu za tym, co było kiedyś.


Jak długo zajmujesz się fotografią? Co sprawiło, że sięgnełaś po te technikę artystyczną? W fotografii „siedzę” tak mocniej od 2008 roku. Natomiast pierwszy kontakt z aparatem miałam w wieku lat około 15. Wtedy to biegałam po wsi, w której po części się wychowałam, z rosyjskim aparatem Smiena na szyi i fotografowałam ludzi na polach, domy sąsiadów, pasące się zwierzęta na łąkach, życie wiejskie... aparat był na klisze, ale żadnej z klisz nie wywołałam. Oglądałam twój film stworzony ze zdjęć, które są Twojego autorstwa. To była poruszająca opowieść o kobiecości, tęsknocie i samotności. Pałna cichej pokory i zgody na rzeczywistość. Odbiór Twoich prac jest bardzo pozytywny. Ludzie reagują emocjonalnie na Twoja twórczość. A jednak tworzysz do szuflady...dlaczego? Na te chwilę muszę odłożyć pasję fotografowania, bo zwyczajnie nie mam na nią czasu. Moja fotografia teraz ogranicza się tylko do fotografii rodzinnej, ktorą w większości chowam do szuflady z uwagi na... albumowy jej charakter (zdjęcia rodzinne mniej albumowe pokazuję czasem). W sieci można znaleźć kilka moich portfolii, więc to nie jest tak, że tworzę tylko do szuflady. Faktem jest natomiast, że się z tym nigdy nie reklamowałam i nie reklamuję, nigdy też nie uczyniłam z fotografii źródła zarobku. Gdy poznaję nowych ludzi nawet nie mówię im o tym, że fotografia miała i ma w moim życiu jakieś tam znaczenie, że mam jakieś z jej udziałem osiągnięcia, że poczyniłam tysiące obrazów, które zostały przez niektórych ludzi dobrze zapamiętane..


i może dlatego wydaje się jakbym ukrywała ją przed światem. Nie ukrywam, ale na obecny czas mocno dozuję, gdyż zakres jej tworzenia mam ograniczony. Najpiękniejsze jest to, że „ograniczenie” to nie daje mi absolutnie żadnego poczucia żalu, że odłożona pasja wcale się o nic nie dopomina, że siedzi sobie cicho, przygląda się i czeka... to też jest jakiś proces, jakaś przemiana. Odbywa się to wszystko w sposób naturalny i dobry dla mnie. Dziękuję Sylwio za rozmowę i życzę Ci spełnienia artystycznego a nam odbiorcom jeszcze wielu wzruszeń dzięki Twoim pracom.ę ci bardzo za rozmowę i życzę spełnienia artystycznego w takim wymiarze o jakim marzysz, a nam odbiorcom życzę abyśmy mogli długo i często wzruszać się twoimi pracami.


Sylwia Łakoma - matka, nauczycielka j. polskiego, poetka, artystka. Uczestniczka wystaw zbiorowych i indywidualnych. Urodzona w Tczewie koło Gdańska. Mieszkanka Bristolu (Wielka Brytania) od 2009 roku. Absolwentka Uniwersytetu Bydgoskiego na kierunku filologii polskiej oraz Policealnej Szkoly Architektonicznej. Uczęszczała na zajęcia prowadzone na ASP w Gdańsku, gdzie pod okiem prof. Janusza Akermanna uczyła się rysunku i malarstwa. Pierwsza indywidualna wystawa jej prac odbyla sie w 2001 roku. Na swej drodze spotykała wielu ciekawych ludzi, o których mowi: ‘’pomogli mnie ukształtować’’. Wsród nich znalezli się m.in Leszek Madzik (znany scenograf , reżyser teatralny i profesor sztuk pięknych) oraz Michal Juszczakiewicz (główny prowadzący program ‘’Od przedszkola do Opola’’), u których uczęszczała na zajęcia plastyczno-teatralne. Oprócz sztuk plastycznych interesuje się również fotografią (zdobyla kilkanaście wyróżnień), a także literaturą (debiut poetycki w 2005 roku i ukazanie się jej utworów w Antologii Poezji Polskiej).


Płyty, które słucham

muzyczna podróż z Arturem Sienkiewiczem

Na pierwszy ogień album, który

przez

chyba

raczej

przeznaczona

dla

każdego

profesjonalnych muzyków, niż

krytyka muzycznego i fana jazzu

dla zwykłych zjadaczy chleba,

jest

najlepsze

do których siebie zaliczam. W

osiągniecie tego gatunku. Mowa

ogólnym zarysie chodzi o to,

o płycie „Kind of Blue”, nagranej

żeby stosowane do tej pory

2 marca i 22 kwietna 1959

komponowanie muzyki oparte

roku w Columbia 30th Street

na zmieniających się akordach

Studio w Nowym Jorku przez

w

najwybitniejszego

durowych

uznawany

za

trębacza

tradycyjnych i

tonacjach

molowych,

za-

jazzowego Milesa Davisa. Do sprzedaży ten krążek trafił 17

stąpić muzyką opartą na tra-ktowaniu akordów i skali jako

sierpnia 1959 roku a wydała go Columbia Records. Materiał

równoprawnych elementów, które należy stosować w po-

muzyczny został nagrany przez sextet Milesa Davisa w składzie:

ziomej zależności. Ten sposób traktowania jazzu zyskał na-zwę

Miles Davis – trąbka

jazzu modalnego. Po raz pierwszy tego rodzaju podejście do

John Coltrane – saksofon tenorowy

komponowania, Davis za-stosował w jednym utworze na płycie

Julian “Cannonball” Adderley – saksofon altowy

„Milestones” z 1958 roku. Zadowolony z efektu, postanowił w

Bill Evans – fortepian

taki sam sposób nagrać cały album. W wyniku tych przemyśleń i

Wynton Kelly – fortepian w utworze “Freddie Freeloader”

eksperymentów, powstał album „Kind of Blue”.

Paul Chambers – kontrabas Jimmy Cobb – perkusja

Płyta wywarła I wciąż wywiera wpływ na wielu artystów z kręgów jazzu, rocka a także muzyki klasycznej i jest uznawana

Pod koniec roku 1958 roku Miles Davis miał w swoim

za najbardziej wpływowy album jaki kiedykolwiek został nagrany.

składzie najlepszy i przynoszący największe dochody zespół

Był inspiracją dla późniejszych płyta Davisa, Johna Coltrane’a

jazzowy grający w stylu hard bop. Jednak długoletnie granie

„My Favourite Things” z 1961 roku oraz „A Love Supreme”

w tym stylu zaczynało Davisa nużyć i postanowił poszukać

1965. Gitarzysta Duane Allman z zespołu The Allman Brothers

nowych form artystycznej wypowiedzi. Znalazł ją w publikacji

Band przyznał, że płyta „Kind of Blue” zainspirowała go do sola

z zakresu teorii muzyki, pianisty Georga Russella, zatytułowanej

w utworze „In Memory of Elizabeth Reed”. Klawiszowiec zespołu

„Lydian Chromatic Concept of Tonal Organization”. Nie

Pink Floyd Richard Wright wyznał, że te nagrania przyczyniły

będę tu za bardzo wnikał w tę teorię, ponieważ jest ona

się w znacznym stopniu do powstania utworu „Breathe” ze

41


słynnej płyty „The Dark Side of the Moon”. Nie będę już przytaczał innych przykładów, bo lista artystów, którzy czerpali inspirację z tych nagrań jest bardzo długa. W 2002 roku Biblioteka Kongresu USA umieściła „Kind of Blue” w zestawie 50 płyt National Recording Registry, czyli zestawu albumów muzycznych, które są kulturowo, historycznie lub artystycznie ważne dla życia w Stanach Zjednoczonych.

Rok później

magazyn Rolling Stone umieszcza ten album na 12 miejscu 500 najlepszych albumów wszechczasów. W 2008 roku płyta otrzymała certyfikat

poczwórnie

platynowej

płyty,

przyznany przez Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Płytowego (RIAA). Płyta na przestrzeni tych wszystkich lat była wielokrotnie wznawiana i każde jej kolejne ukazanie się powodowało, że ten album wracał do notowań najlepiej sprzedawanych płyt wg magazynu Billboard! Tak w było w 1977 roku (37 miejsce na liście Jazz Albums), w 1987 roku (10 miejsce na liście Top Jazz Albums), w 2001 roku (14 miejsce na liście Top Internet Albums) oraz ostatnio w 2015 roku (3 miejsce na liście Vinyl Albums). Właśnie to wydanie winylowe z 2015 roku mam swoich zbiorach, ale mam też na CD wydania z 1997 roku oraz z 2009 roku. Pewnie jeszcze nie raz okaże się, że moja pasja kolekcjonowania płyt przekracza wszelkie normy znane przeciętnemu człowiekowi. Nic na to nie poradzę, bo to jest jak uzależnienie, które zawładnęło moim życiem i tego okruchy, raz na jakiś czas spróbuję Wam podrzucać.

42


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.