4 minute read

GRUPPA SIEDEM – DARIUSZ MILINSKI – Izabela Winiewicz-Cybulska

Dariusz Miliński

„Świat jest stuknięty i podniecający – przeraża i zachwyca” – napisał Dariusz Miliński w swojej niezwykłej biografii, wydanej u progu nowego tysiąclecia, której nadał przewrotny tytuł Urodzony na cmentarzu. Świat zbudowany przez artystę jest zupełnie inny niż ten przerażający, w którym żyjemy. To „dziupla” powstała dzięki energii, za pomocą której po latach poszukiwań Miliński „skonstruował” ostatecznie swoje wnętrze. To „dziupla” osobliwa, a jej lokator, o niesłychanej wyobraźni, nazywa siebie „żołędziowo-kasztanowym ludkiem”. O Milińskim sporo napisano i powiedziano i na pewno wciąż będzie się o nim mówić, bo to twórca autentyczny, spełniony, akceptujący niełatwą rzeczywistość, w której znalazł w końcu tę „dziuplę” dla siebie i swoich bliskich. W obrazach (często w charakterystycznej „żołędziowo-kasztanowej” tonacji ciepłych brązów i zieleni) już zdefiniował siebie, a swojej malarskiej rzeczywistości wciąż nadaje metaforyczno-baśniowy wymiar, będący wyróżnikiem jego stylu. Ale Miliński to nie tylko malarstwo, to także teatr, bo Dariusz żyje każdą sztuką. Jego rzeczywistość jest teatrem, w którym spektakle rozgrywają się na scenie życia, z udziałem osób, które podobnie jak on przeżywają świat, żyjąc w nim głęboko i łatwo. To świat magicznej Pławnej, u stóp Gór Izerskich – prosty i mniej skomplikowany od tego „obrzydliwie kpiącego”, który nas teraz otacza. Dla Milińskiego malarza najważniejsza jest rzetelność warsztatowa, dlatego wystawia ostatnio z tymi, których połączyła wspólna idea zawalczenia o wysoki poziom sztuki. Współtworzy Gruppę Siedem, która choć powstała niedawno, zdążyła już zaistnieć na kilku wystawach (a będzie ich na pewno sporo). Być może odnajdą się inni odważni artyści o podobnych przekonaniach i dążeniach, którzy wkrótce zasilą szeregi Gruppy. Różne osobowości twórcze tworzą dzieła o różnorodnej tematyce, jednak zawsze ocierające się o problemy współczesności. Tych problemów nie unika też Miliński, choć z pozoru jego malarstwo może się wydawać bajką. Zresztą artysta sam siebie nazywa „strażnikiem bajek i poetyki świata”, ale czy tego świata, który zmierza teraz gdzieś na skraj przepaści? Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej boimy się o każdy dzień i godzinę, bo – mówiąc słowami artysty – „zagrożone są klimaty

Advertisement

pięknego bycia”, czy potrafimy temu zapobiec? Na obrazach Milińskiego (oprawionych w ramy wykonane przez samego artystę) widać zwykle postacie gwarne, ruchliwe – choć bajkowe, to jednak zanurzone w konkretnej rzeczywistości, której ukrytą metaforę łatwo odczytać. Może jesteśmy dziś w szeregu podążającym „za topniejącym autorytetem”, którym jest śniegowy bałwan, i na dodatek mamy wrażenie, że niedługo pozostanie nam już jedynie „gwiezdne paliwo”. Może spróbujemy więc wspólnymi siłami (tak jak te postacie na obrazach) unieść księżyc „ratując świat”? Na temat malarstwa Milińskiego wypowiedziało się już wiele autorytetów. Pisano, że jest ono pełną barw i kontrastów esencją bycia człowiekiem (Waldemar J. Marszałek) albo po prostu bardzo dobrą robotą malarza (Henryk Waniek) i niekończącą się rzeką ludków prostych i kruchych jak my sami (Piotr Bukartyk). Miliński to artysta alegorysta (według Stanisława Sojki) – poeta pędzla i farby. Czy można dodać coś więcej? Można naturalnie opisać każdy

obraz – sceny rozgrywające się w pejzażu z wiatrakami, drewnianymi domami krytymi strzechą – trochę na podobieństwo płócien niderlandzkich mistrzów (Boscha albo Bruegla), do których Miliński jest często przyrównywany. Może rzeczywiście statki i okręty przypłynęły z płócien Willema van de Veldego. Obraz Król i sługusy, choć nastrojem panującym wśród zgrupowanych postaci przypomina nieco flamanda Jakuba Jordaensa, to jednak uniwersalną wymową całej sceny nasuwa raczej skojarzenie z Pochlebcami Pietera Brueghla młodszego. Schody do nieba (których 94

gruppa siedem

jednak nie udało się zbudować) to dalekie echa brueglowskiej Wieży Babel. Za to Wejście Polski do Unii – z piramidą zwierząt – wskazuje na zupełnie inne (współczesne) inspiracje i analogie, jeśli już chcemy się ich doszukiwać. Domy wymieszkane albo te z cyklu Odejścia w samą porę (choć mimo wszystko nie możemy pozbyć się podobieństwa do dawnych Holendrów) to jednak przede wszystkim własna, poetycka i artystyczna wizja samego artysty – metafora niepozbawiona uroku i humoru – cech właściwych osobowości twórcy. Czy w Melancholii Milińskiego można odnaleźć echa Dürera albo Malczewskiego, skoro ci klasycy sztuki podejmowali ten sam temat? Melancholijne zamyślenie jest zwykle jednakowe – wyrażające często stan emocjonalny samego twórcy. To niekończąca się rzeka sceptycyzmu trudnego do pokonania, która wchodzi (właściwie wlewa się) w obszar obrazu i przypomina surrealistyczną przestrzeń z płócien Magritte’a (Dola człowiecza), w której świat rzeczywisty łączy się iluzyjnie z tym nadrealnym, by wprowadzać widza w stan niepewności. Te metaforyczne płótna Milińskiego z wstęgą rzeki – Melancholia czy Zamyślona – podobają mi się najbardziej, może dlatego że sama się utożsamiam z postaciami na obrazach. To jest właśnie ta magia obrazów Dariusza, w których każdy chce być i może odnaleźć tu coś dla siebie albo po prostu odnaleźć zwyczajnie… samego siebie. Miliński żyje w bajce, w której i my także chcemy być, bo bajkę tę podobnie odczuwamy, i to jest bezsprzecznie wielkość jego sztuki. I pomyśleć, że cykl Ludzie-piece stał się profetycznym obrazem nadchodzącej zimy, bo artysta jest po prostu wizjonerem. A my? Nie mamy wyjścia – musimy odnaleźć gdzieś w naszej rzeczywistości Czyściciela świata, a może raczej Reperowacza skrzydeł, aby unieść się gdzieś wysoko, choć na chwilę, ponad tę naszą smutną rzeczywistość. [IWC]

This article is from: