
11 minute read
SALUSTIANO GARCÍA CRUZ– wywiad – Renata Cygan


Advertisement
Salustiano
WSZYSTKIE ODCIENIE CZERWIENI


Salustiano García
Urodzony w 1965 roku artysta malarz Salustiano García Cruz jest absolwentem Uniwersytetu Sztuk Pięknych w Sewilli. Dzieła tego hiszpańskiego artysty to zazwyczaj czerwone lub białe obrazy utrzymane w czystej koncepcji stylu renesansowego (szczegółowe studium formy, wirtuozyjne półtony i wyraźne pociągnięcia pędzla). Cisza, spokój oraz perfekcja to cechy charakterystyczne malarstwa Salustiano. Bohaterowie jego dzieł to samotne postaci górujące nad pustą i monochromatyczną przestrzenią. Pojawiają się niczym w snach, w których królują wszystkie odcienie koloru czerwonego. Humanizm jest głównym tematem obrazów Salustiano. Jego minimalistyczne portrety są hipnotyzujące i niepokojące – pozbawione tła zostawiają szerokie, niczym nieograniczone pole do interpretacji, uruchamiają najgłębsze pokłady wyobraźni każdego widza. Prace artysty inspirowane są renesansem, ale też surrealizmem i współczesnym światem. Płeć, dzieciństwo, przemoc, religia, symbole – na obrazach Salustiano zacierają się granice, łamane są kody, a czerwień wymazuje wszelkie punkty odniesienia, pozostawiając jedynie czyste emocje. Salustiano występuje jako łącznik pomiędzy bohaterami swoich dzieł i odbiorcą – jest swoistym rozmówcą w niemych konwersacjach ze swoimi modelami. Stara się przekazać głębszą ekspresję, aurę i to wszystko, co dzieje się (lub dziać może) poza portretem. Rzut oka i uchwycone na fotografii spokojne i tajemnicze rysy nieznanych przechodniów to jedyny kontakt, jaki autor nawiązuje z portretowanymi przez siebie postaciami. Ten niezwykły artysta swoimi oryginalnymi dziełami przyciągnął uwagę świata sztuki i wybrednych kolekcjonerów na całym świecie. Salustiano García Cruz odrzuca jednak etykiety i skupia się na czystym pięknie i jego tworzeniu.



rozmawia: renata cygan
Moje obrazy to modlitwy
Opowiedz nam o początkach swojej przygody z malowaniem. Kiedy zacząłeś interesować się sztuką?
Bardzo wcześnie. Miałem 5 lat, gdy podjąłem decyzję o swojej przyszłości, a zrobiłem to z prozaicznego powodu: narysowałem obrazek i pokazałam go mamie. Kiedy go zobaczyła, nie ukrywała zaskoczenia i przytuliła mnie pełna emocji i wielkiego wzruszenia. Pamiętam to jak dziś. Poczułem wtedy, że jej reakcja, ten uścisk w pewien sposób nałożył na mnie odpowiedzialność, aby zostać artystą. To było tak, jakbym nagle otrzymał pozwolenie na spróbowanie swoich sił w tym kierunku. Przyzwolenie, duchowe wsparcie ze strony matki jest niezbędne do rozwinięcia pełnego potencjału, który nosimy w sobie. Od tamtego momentu wszystkie moje doświadczenia i starania skierowane były w stronę tworzenia sztuki. Odtąd żyję dla sztuki. Moją książkę Alma Mater (Matka karmiąca) dedykuję mojej mamie, a co za tym idzie wszystkim matkom, które swoją miłością i mądrością inspirują nas i dają niezbędną pewność siebie, abyśmy dawali z siebie to, co najlepsze.
Przeczytałam, że Twój styl i podejście do malarstwa zmieniły się, kiedy odwiedziłeś Włochy w 1992 roku. Co tak bardzo na Ciebie wpłynęło, że zdecydowałeś się zmienić swoje myślenie i sposób, w jaki pracujesz?
Tak, podróż do Włoch sprawiła, że definitywnie i bezwarunkowo oddałem się sztuce realistycznej. Podziwiając i odkrywając architekturę, rzeźbę i malarstwo renesansu, stykając się z nimi na żywo, na wyciągnięcie ręki, w całej ich cielesności, a nie tylko z fotografii, zrozumiałem, że to w książkach z algebry trzeba szukać sposobu na przekazywanie emocji. Zdziwiło mnie wtedy, że wielcy artyści renesansowi byli w większości bardzo blisko nauki – podobnie jak naukowcy badali przyrodę, analizowali ją, aby znaleźć strukturę i zbliżyć się do wielkiej tajemnicy piękna, harmonii i proporcji. Po powrocie do Hiszpanii moja intencja była doskonale zdefiniowana: wywołać u odbiorców moich obrazów emocje podobne do tych, jakie odczuwałem, kontemplując dzieła sztuki wielkich mistrzów.
Co według Ciebie reprezentuje włoski renesans?
Tak jak nasza epoka bierze za punkt wyjścia narodziny Jezusa Chrystusa, tak w sztuce momentem zwrotnym jest właśnie włoski renesans. Wszystko, co powstało od tamtej pory, jest punktem odniesienia do tej odległej, niezwykłej epoki.
Ale powiedziałeś też: „Mogłoby się wydawać oczywiste, że maluję jak dawni mistrzowie. Formalnie może to być prawda, ale konceptualnie bliżej mi do malarza jaskiniowego” – czy mógłbyś to rozwinąć?
Sztuka rodzi się jako przejaw magiczno-religijny. Człowiek z Cro-Magnon przedstawiał na malowidłach w jaskiniach to, co chciał otrzymać od bóstw. Mogę powiedzieć, że moje obrazy to modlitwy i tak jak jaskiniowiec maluję to, co chcę posiadać. Jaskiniowcy malowali swoje pragnienia, ja reprezentuję swoje, czyli świat idealny, pogodny, gdzie Piękno jawi się jako synonim Dobra Absolutnego.
Twoje obrazy przedstawiają głównie ludzi. Czy kiedykolwiek chciałeś mierzyć się z innymi tematami? Czy popełniałeś np. pejzaże lub czystą niefiguratywną abstrakcję?
W moich obrazach jest obecna pewna „abstrakcja”. Moja sztuka jest antynarracyjna. I choć postaci i elementy, które maluję, są rozpoznawalne, w rzeczywistości nie mają znaczenia. Właściwie moje płaskie tła to abstrakcyjne pejzaże. Czerwień to synteza nieba o zmierzchu, dźwięcznego i absolutnego. Czerń to las w bezksiężycową noc. Ale nocą las tętni życiem. Jeśli w ciszy obejrzysz jeden z obrazów z czarnym tłem, usłyszysz świerszcze, żaby, nocne ptaki i szelest opa-

dających na ziemię suchych liści. Białe kwadraty to niedawno zaśnieżony step, ale bez zimna. Natura jest moją wielką nauczycielką i pojawia się we wszystkich moich pracach w sposób rozstrzygający i definitywny.

Pracujesz tylko z trzema elementami: pustym tłem, postacią i kompozycją. Czy kiedykolwiek czułeś się ograniczony, uwięziony we własnej koncepcji?
Ponieważ wybieram je starannie, świadomie, czuję się z nimi bardzo dobrze. Sztuka, która mnie zachwyca, powstała pod ścisłą cenzurą, dlatego chcę stawiać granice mojej artystycznej wolności. To w ograniczeniach rodzi się i wzrasta wyobraźnia i poezja.
W swoich obrazach figuratywnych przekazujesz głębszą ekspresję, aurę podmiotu, duchowość. Malujesz portrety z natury, czy pracujesz ze zdjęciami? Jak wygląda u Ciebie proces tworzenia?
Obraz zaczyna się od sesji zdjęciowej (dziś niemożliwa byłaby praca z modelem przez dwa miesiące w pracowni). W czasie sesji staram się, aby światło i atmosfera były idealne – takie, jakie chciałbym przenieść na obraz. Moim celem jest, aby oryginalny pomysł i rezultat się pokrywały. Nie ma improwizacji, choć czasami obraz stawia opór i trzeba go oswoić. Chociaż maluję ze zdjęć, staram się, aby moje obrazy nie wyglądały jak fotografie. Nawet jeśli jest to naturalistyczny realizm. Gdy maluję, to zaczynam od czerwonego tła, przedstawienia postaci ludzkiej, a potem bardzo głęboko i intensywnie pracuję z pustą przestrzenią.
Model
jest jak aktor – to silnik do przekazywania emocji w kierunku widza


Dlaczego czerwony?
Bo jest pełen konotacji i intencji. Pochodzi od łacińskiego coloratus (colorare, „kolorować”) i jest to kolor par excellence. Czerwień ma moc przekraczania własnego stanu jako koloru. To więcej niż kolor – to symbol, który sugeruje piękno i ponadczasowość, ale jednocześnie siłę. To kolor krwi, religii i wybranych. Czerwień na moich obrazach jest właściwie metaforą nieba i transcendentalizmu.
A kim są Twoi modele?
Moi modele to zwyczajni ludzie. Nie muszą być piękni, ale muszę wyczuć, że mogą mi pomóc przekazać jakąś szczególną emocję. Powiedziawszy to, chciałbym wyjaśnić, że chociaż pracuję z prawdziwymi modelami, moje prace nie przedstawiają prawdziwych ludzi, ale raczej ich idealną wersję. Pojawiają się na moich obrazach, tak jak Dorian Gray pojawił się na portrecie. Chodzi mi o to, że wycieram z ich twarzy wszystkie ślady rozczarowania czy frustracji. Dlatego ludzie identyfikują się z moimi obrazami: bo są one lustrem, w którym odbija się obraz tego, kim oni sami pragną być.
Usuwając tło, usuwasz kontekst. Interpretacja tematu staje się czysto ludzka, wolna od etykietek i piętna społecznego. Obraz pozostawia dużo miejsca
na interpretację, widz może zbudować własną historię prezentowanej osoby. Powiedziałeś wcześniej, że misją tych portretów nie jest opowiadanie historii. Zastanawiam się, czy (kiedy zaczynasz malować) masz w głowie jakąś historię?
Nie, nie ma historii – chcę tylko przekazać wrażenia. Kiedy odczuwam jakąś emocję w określonej sytuacji, zastanawiam się, jak mógłbym spróbować przekazać to uczucie widzowi. Często te uczucia są celowo rozproszone, nieskoncentrowane.
Namalowałeś serię obrazów przedstawiających postać dziecka (zwykle kojarzoną z niewinnością) z bronią (związaną z wojną) – jaki jest zamysł tych obrazów?
Z jednej strony czyste piękno dziecka będzie wyglądało jeszcze piękniej i czyściej, jeśli zostanie otoczone pewnymi elementami silnie kontrastującymi z ideą „dziecka”, którą mamy głęboko zakodowaną. Z drugiej strony to, co zamienia wyrażenie w poezję, to przymiotnik oświetlający słowo. Przedmioty, które pojawiają się na moich obrazach, takie jak nóż, zapalony papieros czy pistolet, są przymiotnikami definiującymi pojawiający się na obrazie model i wypełniają go konotacjami, które z kolei wyzwalają interpretacje w wyobraźni widza.
Wyobraź sobie mak w kwiaciarni pełnej kwiatów: będzie niewątpliwie piękny. Ale jeśli zobaczymy ten sam mak samotny na polu bitwy, na tej całej spalonej przestrzeni spustoszonej pod ołowianym niebem – to wtedy, och, ta czerwień będzie najpiękniejszą i najbardziej zapierającą dech w piersiach czerwienią na świecie. Moim zamiarem nie jest opowiadanie historii z początkiem i końcem. Moje malarstwo nie jest fragmentem narracji, po prostu próbuję „napisać” wiersz farbą, która jest jak niekończąca się linia, jak nieskończona nić, która się wije i łączy w tkaninę wierszy.
Czyli jesteś poetą… Wyraźnie widać to na Twoich obrazach i fakt ten po raz kolejny udowadnia, że świat sztuki jest połączony, a poszczególne jej dyscypliny przenikają się nawzajem, tworząc rzeczywistość pełną dobra i emocji. „Piękne, niepokojące i głębokie. Takie są obrazy tego hiszpańskiego artysty, który krąży po galeriach i targach sztuki na całym świecie, który swoimi obrazami w kolorze czerwonym powoduje zwrot w tradycji portretowania i łączy renesansową doskonałość z matematycznym rygorem”. Tak definiuje Twoje malarstwo amerykańska dziennikarka Sandra Lodos. Czy zgadzasz się z jej słowami?

Tak.
Twoje prace były wystawiane w wielu prestiżowych galeriach na całym świecie (w miastach takich jak: Bazylea, Genewa, Miami, Nowy Jork, Kolonia, Düsseldorf, Monachium, Berlin, Sun Valley, Seul, Meksyk i wielu innych). Która była dla Ciebie najważniejsza?
Absolutnie wszystkie. Moje starania, aby robić wszystko, jak potrafię najlepiej, i wdzięczność ludzi za moją pracę były takie same w przypadku wszystkich wystaw. Chociaż jest jedna… Moja wystawa w Paryżu w 2015 roku ze znaną galerystką z Miami – Galą Kavachniną – była bardzo wyjątkowa ze względu na jej okoliczności. Zadedykowałem ją mojej matce, która miała już alzheimera. Tytuł: Estrella, On Ne Change Pas był modlitwą, prośbą do Boga. Dla wszystkich było to bardzo miłe i ekscytujące show.
Kogo najbardziej podziwiasz? Czy masz mistrzów?


Mak

w kwiaciarni pełnej kwiatów będzie piękny. Ale ten sam mak, samotny na polu bitwy, na spalonej przestrzeni, będzie najpiękniejszą czerwienią



Czy mógłbyś opowiedzieć nam więcej o wystawie Fundacji Dalajlamy The Missing Peace: Artists Consider Dalai Lama?
Wziąłem udział w wystawie The Missing Peace: Artists Consider Dalai Lama, która zgromadziła wybitnych twórców takich jak Bill Viola, Anish Kapoor, Marina Abramović, Christo, Richard Avedon i Sebastião Salgado. Od 2006 roku wystawa ta podróżowała po świecie i zawitała do wielu miast. Spektakl został zamówiony przez dwie organizacje, których celem jest ochrona tożsamości kulturowej i religijnej tybetańskiego świata: Fundację Dalajlamy i Komitet 100 dla Tybetu (C100) – organizacji złożonej z wielu noblistów, prezydentów, artystów i intelektualistów. Moja praca Reinkarnacja została wybrana na emblematyczny obraz wystawy. Wydrukowano ją na okładce katalogu, plakatach i zaproszeniach. Portret przedstawia chińską dziewczynkę obserwującą widza z niepokojącą słodyczą na twarzy. Obraz ukrywa dwie szczególne historie: jedną o malarzu, który zastanawia się nad reinkarnacją Dalajlamy w małej dziewczynce urodzonej w kraju, który najechał na Tybet, a drugą o małej dziewczynce, ofierze chińskiej polityki planowania rodziny i kultury dyskryminującej dzieci płci żeńskiej, co zmusza rodziców do pozostawiania ich w sierocińcach, gdzie czekają na adopcję przez zachodnią rodzinę.
Właśnie, użyłeś słowa „portret”. Gdy patrzy się na Twoje obrazy, pierwsze, co przychodzi na myśl, to słowo „portret”. Ale sam mówisz, że zdecydowanie nie jesteś portrecistą, że nigdy nie namalowałeś portretu. Czy mógłbyś to wyjaśnić?
Nie są to portrety, bo postaci, które pojawiają się na obrazach, nie przedstawiają siebie, lecz odgrywają rolę. Dla mnie model jest jak aktor – to silnik do przekazywania emocji w kierunku widza.
Jak ograniczona jest Twoja paleta? Ilu kolorów używasz podczas malowania obrazu?
Jest ograniczona, ale tylko z wyglądu. Używam wszystkich kolorów.
Czym jest dla Ciebie sztuka? Jaka jest Twoja osobista definicja sztuki?
Sztuka u swych początków była bezpośrednią komunikacją z Bogiem, z siłami Natury. Teraz jest to komunikacja między duchowo-emocjonalną częścią artysty a widzem.
Gdzie widzisz siebie za 10 lat?
Nie wiem, ale mam nadzieję, że będę tam szczęśliwy. (śmiech)
Jakie plany na przyszłość?
Zaplanowałem kilka wystaw w galeriach sztuki na całym świecie i wezmę udział w różnych targach sztuki. W szczególności jestem bardzo podekscytowany moim udziałem w Art Miami [amerykańskie targi sztuki współczesnej – przyp. red.] – będę wystawiał swoje obrazy w trzech galeriach. Wśród nich jest Kavachnina Contemporary, gdzie zaprezentuję swoją pierwszą kolekcję biżuterii. Ale przede wszystkim będę się starał być szczęśliwym i spokojnym.
I tego Ci z całego serca życzę. [RC]




