9 minute read

Barys – Kości, które nosisz w kieszeni – recenzja – Robert Knapik

Nasza Tereska z Pabianic

K o ś c i , k t ó r e n o s i s z w k i e s z e n i Ł u k a s z B a r y s

Advertisement

Generalnie babcia kibicowała Elly – tak nakazywał rozsądek. Biednej, niekochanej Elly, która męczyła się przez całe życie z kobieciarzem, skandalistą i alkoholikiem Erwinem, kpiącym z małżonki przy każdej okazji, zdradzającym ją na prawo i lewo z kurtyzanami, kuzynkami oraz kuzynami, co szczególnie przerażało babcię. Mówiła często, że współczuje Elly, a Erwin wywołuje u niej odruch wymiotny. Jednak wiedziałam dobrze, że prawda jest inna – a pan Fulde wywołuje u babci coś zupełnie innego niż ochotę na rzyganie w krzakach, bo to robiła babci szpitalna chemia. Tak naprawdę pociągały ją nonszalancja, lekkość gestów, szelmowski uśmiech – cechy, które biły z niemieckiego pomnika na kilometr. Babcia nocami marzyła o Erwinie Fuldem – gasiła w sobie te marzenia, zażarcie modląc się o niebiański odpoczynek dla Elly. Czułam sympatię do Familie Fulde, ale bałam się Erwina i uważałam go za wstrętnego typa. Naprawdę, kochasz tę paskudę? Jednak babcia widziała w panu Fuldem ucieleśnienie piękna, do którego tęskniła całe życie. Na portyku widniał wytarty przez czas i deszcze, złocony niegdyś napis: Ruhen in Gott. Choć nie wiedziałam, co znaczy ruhen, to domyślałam, że nie „ruchać”, a potem sprawdziłam w słowniku, że „leżeć”. Zrozumiałam, że Niemcy to nacja delikatna i elegancka, a skądinąd wiedziałam, że eleganckie prawie zawsze znaczy kłamliwe.

„Kompletny wzrusz”, nieco ironiczne. A może inaczej, bez zadęcia, tak żeby nie bolało za bardzo. Jak można pisać o miasteczkach, wsiach, rozmazanych granicach i marginesach? Temat, wydawałoby się, już dość dobrze opracowany, sam go również podnosiłem przy okazji Domu dziennego, domu nocnego Olgi Tokarczuk. A jednak do tej przybliżonej już formuły wkrada się coś nowego, bowiem co pewien czas autorzy przekomarzają się z tym, jak ugryźć biedę, zwyczajność, ale również absurd w codziennym życiu. Przyznam, że Łukasz Barys w tym względzie nie popełnia przynajmniej błędów 102

poprzedników, tzn. nie multiplikuje wątków, korzysta z wcześniej zaprezentowanych artefaktów w ściśle odtworzonej scenerii. Kolejny raz pojawia się motyw rodziny dysfunkcyjnej. Twórcy, niestety, nie do końca zgodnie z prawdą stwarzają rzeczywistość, w której szczęśliwe zakończenie nie tyle nawet jest możliwe, co wręcz konieczne dla wywołania poczucia bezpieczeństwa czytelnika. Jest to wtórny dydaktyzm, a co za tym idzie –pseudocoaching w czystej postaci. Do owych pojęć jeszcze wrócę przy innej okazji, są one szkodliwe, przyczyniają się bowiem do uznawania obiegowych prawd za znak jakości. Powiedzmy otwarcie: z rodziny dysfunkcyjnej nie da się wyjść suchą stopą i nie dotyczy to tylko zespołu zachowań będących metaforyczną kulą u nogi. Nie jest możliwe całkowite zerwanie toksycznych relacji, bo rodzina borykająca się z niedostatkiem w jakiejś mierze stwarza tych ludzi, którzy się z niej wywodzą. Potem przychodzi czas na nauczenie się nowych, nieniszczących wzorców, pod warunkiem jednak, że uświadomimy sobie nieprawidłowość zachowań i reakcji na bodźce. Narratorką Kości, które nosisz w kieszeni jest Ula – nastolatka, która po szkole zajmuje się swoim młodszym rodzeństwem. Matka w tym czasie pracuje na kasie w Biedronce. Jest jeszcze babcia, która niedomaga, można powiedzieć, że podupada na zdrowiu, aż w końcu umiera. W zamyśle autora, książka miała być skierowana do młodzieży, rezultat jednak przerósł oczekiwania. Historia ta ma bardzo skrupulatnie wpleciony wątek społeczny. Barys uświadamia, że transformacja jest cały czas w toku, ponieważ są przecież ludzie pozostawieni na marginesie, starający się wiązać koniec z końcem, ale też wyczerpani psychicznie na skraju załamania nerwowego. Matka Uli zmienia partnerów jak rękawiczki, nie ma tutaj właściwego męskiego wzorca. Kobiety starają się być silne, samostanowiące, jednak również pełne wątpliwości i kruche. Taka aura stwarza potencjalnym towarzyszom życia pole do dezercji. Jeśli wspólne egzystowanie staje się areną konfrontacji, to któraś ze stron w końcu zrezygnuje. Można dać sobie pomóc, ale najpierw trzeba się otworzyć,

w miejsce ostrza krytyki postawić na współpracę. Babcia krytykuje matkę, a matka swoje frustracje wylewa na Ulę. W prozie Barysa szczególny rys ma małomiasteczkowość, życie pozorne, życie na rupieciach, łączenie nowego ze starym. Wkrada się tu duch poniemiecki nie za bardzo pasujący do współczesnej obyczajowości. Moglibyśmy rzec dobitnie, że Łukasz Barys opowiada o biedzie, chociaż sam ująłbym to delikatniej jako niedostatek, skromne życie bez pejoratywnego zabarwienia. Stanowi to niebywały ekwiwalent tej, niezbyt zresztą, opasłej opowieści. Jeśli autorzy dotykający obszaru nizin społecznych szafują nazywaniem, ruganiem, rzucaniem wyzwisk, łącznie z przerobionym już na wskroś dydaktyzmem, jak kto ma nie żyć, to Barys w tym miejscu sięga po humor, absurd, dziecinną zabawę i jakże też konieczną uważność. Samo patrzenie, przyglądanie się bez siłowania się na używanie górnolotnych słów czy epitafium ku czci ludzkości odgrywa zasadniczą rolę. Pisanie bez konieczności uświadamiania. Laureat Paszportu Polityki przyznał zresztą w rozmowie z Justyną Sobolewską dla „Polityki”, iż nie chciał stworzyć manifestu. W Kościach… nie ma przegadania, wartością jest za to ukazywanie całego spektrum życia na uboczu, które być może nie jest takie najgorsze. „Życie na kościach”, jak to ujmuje twórca. Sensacją może być samobójstwo, które popełnił niejaki Baranowski Fabian. Ula zakochała się w nim, był dla niej symbolem statusu, wszak jeździł z rodzicami w Alpy. Słowem – niczego mu nie brakowało. Poniekąd celowe jest tu przekazanie najpierw informacji o nazwisku, a potem imieniu. Nie wiem, jak jest teraz, ale dawniej ludzie pytali: „A od kogo ty jesteś?”. Coś, co pozwala na rozpoznanie. Baranowski Fabian istnieje w jakimś katalogu, gdzie odszukamy go po nazwisku. Informacja w prasie będzie czytelna, tylko jeśli będziemy wiedzieli, że to był ten Baranowski Fabian, od tych zamożnych jaśnie państwa Baranowskich. Zabiegi słowne pomagają w zrozumieniu tej małomiasteczkowej, dusznej zaściankowości. I Barys znalazł pomysł na to, jak ukazać gadulstwo i ciekawstwo mieszkańców, którzy nawzajem się oczerniają czy ekscytują prasowymi skandalami. Ten duszny światek został w pabianickiej historii poszerzony o cmentarz. W powieści czytamy, że cmentarze to kina dla biedaków. Są pewną alternatywą spędzenia wolnego czasu dla osób mniej zamożnych, ale również starszych, nieodnajdujących się w innych rozrywkach. Niekiedy można tam znaleźć „korzonki”, tzw. antenatów, dawnych mieszkańców, od których biorą się losy danej rodziny. Na cmentarzach jest las aniołków, członkowie rodziny pomniejszeni do rozmiaru ogrodowych krasnali. Ludowość i baśniowość mieszają się z powszedniością. Ma tam miejsce inne życie, któremu trzeba się tylko uważnie przyjrzeć. Sama narratorka spędza tam sporo czasu, zaprzyjaźniając się ze zmarłymi. Jedną z nich jest Marianna Kindler. Dziewczynka nawet wyśniła sobie Mariannę. Obcowanie ze zmarłymi jednak nie przynosi jej pełnego zadowolenia. Z dzisiejszej perspektywy pomyśleć by można, że Ula wybrała sobie dość specyficzne zainteresowanie. Spacerowanie cmentarnymi alejkami, stwarzanie świata być może bezpieczniejszego niż ten realny, przyglądanie się temu, co niematerialne, ale jednocześnie owijanie tego w pewnego rodzaju możliwą do opisania całość. Barys udowadnia, że granica między życiem a śmiercią jest płynna. Babcia Uli mówi o tym, jak chce być pochowana. Ze względu na małe środki zamiast pomnika dostaje plastikową wanienkę. Na cmentarzu również widać różnice w statusie społecznym, podział na bogatszych i biedniejszych. Marianna Kindler jest przecież w pewnym sensie postacią, do której Ula aspiruje. Jest to też Niemka, konfrontacja dwóch światów przynosi więc w rezultacie to, co dzisiaj możemy nazywać poniemieckim. Nierówności społeczne i związana z nimi bezsilność oraz życie w matni, to mniej lub bardziej starał się nakreślić w Kościach… Łukasz Barys.

Kości, które nosisz w kieszeni

Jestem świadom, jak trudno pisać o kwestiach społecznych i jednocześnie nie popaść w dydaktyzm, populizm, patos, tanią publicystykę, a ostatecznie banał i tendencyjność. Ula nie jest przerysowana, za to, mam wrażenie, momentami nazbyt wnikliwa w swoich sądach. Rozumiem, że jest pewnie bardzo wrażliwa, ale gdy osoba mówiąca w tekście to dziecko lub nastolatka, trzeba uważać, gdyż nietrudno o fałszywą nutę. Z tego też względu pisanie utworów dla dzieci lub młodzieży versus o dzieciach lub młodzieży jest ewidentnie trudniejsze od pisania, powiedzmy, kryminału, gdzie mamy gotową foremkę na ciasto (tekst) i wedle wzoru rozwijamy fabułę. Daleko w Kościach… do lansiarstwa i gadżeciarstwa, Barys nie stara się na siłę uatrakcyjniać utworu. Zdania są, jak czasami ujmują czytelnicy, ciągnące się, mozolne, bo też ciągnąca się i szara jest rzeczywistość, w której żyje Ula wraz ze swoją rodziną. Koncepcję na to, jak mają wyglądać Kości, wziął Barys zapewne z filmu Cześć, Tereska w reżyserii Roberta Glińskiego z 2000 roku. Filmowa Tereska (właśc. Aleksandra Gietner) pochodzi z Pabianic. Namacalna, rzeczywista nastolatka z poprawczaka, której losem, zresztą, przejęli się widzowie w Polsce i za granicą. Ola w filmie zagrała zwyczajnie samą siebie. Według Katarzyny Taras Cześć, Tereska jest jednym z najczarniejszych obrazów polskiej rzeczywistości po roku 1989. Najbardziej dobijająca bezsilność matki, która chce lepszego życia dla córki od tego, które zafundowała sobie przy mężu alkoholiku. Ola pojawia się również w Kościach… Barysa, to nasza Tereska z Pabianic. Reprezentuje więc niejako te szarobure Pabianice, albo raczej jest ich identyfikacją. „Dzieci w szambach, szamba w dzieciach”, Łukasz Barys skonstruował pabianicki poniemiecki światek od środka, i wcale nie ma tam pogardy, a raczej próba zrozumienia, bieda, która niekoniecznie niesie za sobą poczucie winy i piętno porażki. Ula przecież czyta książki, można by powiedzieć, że to niekoniecznie dzisiaj modny sposób na spędzanie czasu, ale jakże wartościowy i wyjątkowy. Tytułowe kości, które nosimy w kieszeni, są niczym innym, jak właśnie traumami, programami, skryptami, które odziedziczyliśmy po przodkach. Traumy transgeneracyjne (pokoleniowe) stanowią jeden z istotnych wątków w prozie najnowszej, jednak ujmowane zbyt schematycznie jedynie powielają znany już wzór. Barys nie pisze o życiu „na kościach” po to, aby piętnować, tworzyć sfery wykluczenia, piętrzyć wszelkiego rodzaju patologie, a raczej przygląda się, naświetlając szersze zjawisko zagubienia się w pokiereszowanym świecie. Mam jednak obawy, czy taki sposób opowiadania, ciągnący się iprzewlekły, przyjmie się w dłuższej historii, bo przypomnę, że Kości… to książka licząca niespełna 150 stron. Tak czy siak, czy tego chcemy czy nie, nie uwolnimy się od piętna kości, pamięci przodków tętniącej w naszym krwioobiegu. Słowa uznania, przy okazji, należą się również wydawnictwu Cyranka za intrygujący format i szatę graficzną książki. Łukasz Barys, Kości, które nosisz w kieszeni, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2021.

ŁUKASZ BARYS – absolwent filologii polskiej i student prawa na Uniwersytecie Łódzkim. Opublikował tomik poezji Wysokie słońce (Instytut Literatury / SPP Oddział w Łodzi), za którą otrzymał nagrodę w konkursie Złoty Środek Poezji. Opowiadania zamieszczał m.in. w magazynie „Wizje”. Laureat wielu konkursów literackich, m.in. Grand Prix konkursu im. Rainera Marii Rilkego, konkursu im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, konkursu im. Rafała Wojaczka, Międzynarodowego Konkursu im. Siegfrieda Lenza, konkursu Krajobrazy Słowa oraz konkursu im. Leopolda Tyrmanda – Inspirowani Tyrmandem. Jego powieść Kości, które nosisz w kieszeni okazała się bestsellerem Empiku. Otrzymał za tę książkę Paszport Polityki w kategorii Literatura za rok 2021. [RK]

Foto:Renata Cygan

Tu jest miejsce na twoją REKLAMĘ

FUNDACJA POST SCRIPTUM Oprócz dzielenia się aktualnościami z czytelnikami w dziedzinie sztuki oraz literatury pragniemy wspierać młode talenty. W tym celu stworzyliśmy Fundację Wspierania Kultury „Post Scriptum”. Darowizny dla fundacji będą służyły szeroko pojętej promocji młodych artystów, zarówno na łamach kwartalnika, jak i w formie pomocy w organizacji wystaw, warsztatów czy wydawaniu książek. Jeśli chcesz przekazać datek na działalność naszej fundacji, możesz zrobić to za pośrednictwem strony internetowej www.postscriptumfundacja.com lub wpłacając darowiznę bezpośrednio na konto fundacji: 75114020040000310281956333 Dane kontaktowe: FUNDACJA WSPIERANIA KULTURY „POST SCRIPTUM” 05-092, Łomianki ul. STANISŁAWA STASZICA 14/5, KRS 0000908539 NIP 1182225810 e-mail: biuro@ postscriptumfundacja.com

This article is from: