18 minute read

Wokół twórczości Olgi Tokarczuk – Robert Knapik

Wokół twórczości Olgi Tokarczuk

Porzucone sny, życie i pisanie Robert Knapik

Advertisement

Ebonitowy już na zawsze będzie mi się kojarzyć z twórczością Olgi Tokarczuk, obudzony o drugiej w nocy, pierwsze, co powiem, to właśnie „ebonitowy”. Określenie pojawia się w opowiadaniu Wyspa, są to ebonitowe guziki, na tyle egzotyczne, co po prostu określenie bliżej mi nieznane. Po przebudzeniu znowu wpada do głowy, przy każdej głębszej refleksji są ze mną ebonitowe guziki.

4

POST SCRIPTUM Z ogromną radością przyjąłem wiadomość, iż to Olga Tokarczuk otrzyma Literacką Nagrodę Nobla za rok 2018. Z wypiekami na twarzy czekałem na mowę noblowską, byłem pewny, że będzie to coś zapierającego dech w piersiach. Olga Tokarczuk ma niezwykły talent oratorski, tembr głosu, znamienitą umiejętność jasnego opowiadania o sprawach złożonych, wszystko, co umożliwia pozyskanie zainteresowania słuchaczy. No i stało się, w pierwszych kilku zdaniach pojawia się znowu to określenie, poczułem jakbym wrócił do przeszłości. Tokarczuk za pomocą słów otwiera umysły, stara się przekonać słuchaczy o złożoności świata. Jako mała dziewczynka kręciła ebonitową gałką od radia, za jego pomocą otwierała się przed nią inna, nieznana rzeczywistość. Próbuję poskładać to w jakieś bardziej ogólne doświadczenie, przecież jako mały chłopiec również byłem zafascynowany niezrozumiałym dla mnie jeszcze radiowym światem, większość z nas ma takie sprzęty na strychach bądź się ich pozbyła. Stare, nieużywane rzeczy są wyrzucane – brak czułości, nie mamy potrzeby obcowania z przeszłością, być może ta przeszłość boli, nie daje się zaczarować. Literatura umożliwia jednak próbę uchwycenia rzeczywistości w jej złożoności. Takie oto radio z ebonitową gałką, światełkami i muzyka jazzowa najczęściej w godzinach wieczornych bądź nocnych. Nieznany mi bliżej świat wielkiej kultury, scen muzycznych, dla człowieka z prowincji było w tym coś czarującego, przez chwilę byłem tam, słuchałem na żywo tej magicznej muzyki. Pamiętam etykiety od jakiegoś alkoholu z czarnoskórym trębaczem jazzowym, i chociaż magia trochę wyblakła, to i tak pierwsze myśli o tym dziecięcym doświadczeniu powodują gęsią skórkę, z dala od światowych błysków i neonów, ale w jednej chwili przenoszę się tam gdzie bije kultura.

To taki mały ukłon w stronę marzeń z dzieciństwa, które pomogła na nowo odzyskać Olga Tokarczuk.

Realne oddziaływanie literatury

Zadaję sobie pytanie, czy literatura w obecnym świecie ma wpływ na rzeczywistość, na ile poprzez dyskusję, wspólne doświadczenie, refleksję, jesteśmy w stanie dojść do jakiegoś ważnego stanowiska, zmienić stan świadomości.

Powiedzmy szczerze, wymaga to bardzo wiele czasu, niejedna generacja musi kłopotać się ze starymi nawykami, tradycjami, które nie są przyjazne, a jedynie wypełniają jakiś pusty szablon. Inna nasza noblistka – Wisława Szymborska ukazywała obraz człowieka nie do końca pomyślny – więcej ułomności, zalet niewiele. Olga Tokarczuk natomiast szuka w człowieku dobra, pisanie ma zresztą do tego dobra nas doprowadzić.

Widziałbym to społeczne zaangażowanie jako spojrzenie w głąb na potrzeby, niedostatki, próbę nazwania tego, co utracone, porzucone w pośpiechu, bezmyślnie pozostawione, coś zupełnie nieprzydatnego.

Tokarczuk w swych opowieściach, próbuje wytrącić niezwykłość życia tak jak poszukiwacze złota przeczesujący drobinki piasku w nurcie rzeki, to przywrócenie tęsknoty za tym, co w nas pierwotne, instynktowne.

Porzucone sny, życie i pisanie

Pisarka w mowie noblowskiej mówi między innymi o tym, że więcej nas łączy niż dzieli, zatraciliśmy wspólne pojmowanie świata, a literatura być może ma wrócić nas do tego jednego krwioobiegu.

Literatura jest tak naprawdę tym pierwszym, niczym niezagłuszonym, wspólnym doświadczeniem, próbą odzyskania dawnej tożsamości, która nie wypiera się różnorodności, w złożoności świata widzi rozkwit i powód do dumy.

Postaci na kartach powieści pojawia się sporo, w Księgach Jakubowych jest ich ponad trzysta. Często też w prozie Tokarczuk bohaterowie są oznaczani poprzez inicjały, punkty na mapie, przemierzają jakąś drogę, drobinki maku, łączy ich wspólnota doświadczeń, może utracone sny.

Porzucone sny

Sny mają poważne miejsce w prozie Noblistki, człowiek wyraża przez sny swój stan emocjonalny, podejście do świata, lęki, instynkty. Świat się rozpada, ludzie gubią się jak koraliki rozerwanego naszyjnika, sny natomiast próbują uchwycić ten tętniący głos podświadomości. O tym w dużej mierze mówi Dom dzienny, dom nocny, ale też E.E., opowieść o Ernie Eltzner, która wraz z dojrzewaniem traci zdol

ności parapsychiczne. Znamienite jest to, iż ponad fikcję wyrasta jakaś prawda, nieodgadniony sens, który prowadzi bohaterów poprzez trudne koleje podświadomości. Gdy sny przestają mieć znaczenie, człowiek traci poczucie głębi, wraca do utartego szlaku, beznamiętnego poszukiwania, które nic za sobą nie niesie. Tak jak Krysia z Domu dziennego, domu nocnego, pracująca w Banku Spółdzielczym, usłyszała głos, który zaprowadził ją do wymarzonej miłości. Jednak sny nie mają długiej woli przetrwania, wszystko, co ważne zostało utracone. Sny – równie często kadry z przeszłości – nadają ludzkiemu bytowaniu sens, którego nie można jednoznacznie określić. Dzięki głębi podświadomości można zakorzenić się, poznać swoje wewnętrzne krajobrazy, wzrastać, być świadomym procesów psychicznych, postrzegania, odruchów na rozmaite bodźce. Tokarczuk zachęca, abyśmy spróbowali pozbierać te sny jak poziomki w lesie. Sam też wyrosłem z Domu dziennego, domu nocnego, to był niegdyś mój świat, senna prowincja, zacisze, natura, słońce wyznaczające pory dnia, obrazy, świetlne witraże. Teraz trzeba by to sfilmować dronem, ażeby oddać cały kunszt portretu psychologii, która wyłania się z każdego kąta.

Pojawia się też szopka – jak każdy element, też ona ma swoje znaczenie, ukazuje świat jako mechanizm w ruchu i zatrzymaniu.

Wieś, kultura agrarna, też w odwołaniach, związek z ziemią, daje szerszą perspektywę. Świat na wsi widziany z pewnego dystansu wygląda jak szopka, rytm dnia i nocy wyznaczane są przez słońce i jego miejsce na nieboskłonie. Sfery niebieskie dają poczucie majestatyczności, ale to jednak szopka, ruchy poszczególnych postaci są powtarzalne. Mijają wieki, a na horyzoncie widać te same obojętnie kierujące się na zachód ptaki. Ludzie zmierzają w jakimś kierunku, nie cel, a droga jest najistotniejsza (Podróż ludzi Księgi, Bieguni). Świat jest jak z tektury, można odnieść wrażenie, że dekoracje na stale połączone są do jakiegoś szerzej nieznanego mechanizmu.

Podobny sposób ukazywania świata, ale zupełnie inaczej pokazuje Magdalena Tulli, chociażby w Snach i kamieniach czy Skazie. Są tam sny, projektowanie rzeczywistości, znamienne dla lat 90-tych, często mówi się o tzw. „małym realizmie”, poszukuje się tożsamości, identyfikacji z najbliższą małą wspólnotą. prac rolniczych, kiedy literatura wchodzi w nasze buty, wilgoć, zagubienie, ład, który ledwo się trzyma, koturny, religijność wypełniona pozorami.

O wilgoci

Być może przez prywatne oddziaływanie, bliskość losów, ten wpływ literatury na małe, jednostkowe życie, jest tak zauważalny – nie tylko spod pióra Olgi Tokarczuk, ale również innych pisarzy debiutujących w latach 90-tych, z tzw. pokolenia „bruLionu”, chociażby Manueli Gretkowskiej, Marcina Świetlickiego, Izabeli Morskiej (Filipiak). Czytelnik tęskni za wilgocią – rozwijam dalej – za starością, stęchlizną, czymś nieużywanym, echem historii w małych rzeczach. Jeśli ktoś spędzał jako dziecko czas na strychu u dziadmierania, zgnilizny, nie miałyby w ogóle podstawy do bytowania. Wilgoć – ta z opowieści Tokarczuk – również mi jest niezwykle bliska. Jako mieszkaniec Borów, piszący o Borach, ale też egzystujący w tej przestrzeni, zauważam ją w każdej roślinie i stworzeniu. Świadczy o tym porowatość, zdolność do wchłaniania wody, ciągła dyfuzja. Bez wody nie ma życia, człowiek składa się z wody w ponad 70 procentach. Uświadamiam sobie w ten sposób dlaczego wilgoć, woda, niezwykle potrzebna, ale też niszcząca siła, może być jednym z dominujących motywów w prozie pisarki.

Być może to reminiscencje wielkiej powodzi z lat 90-tych, która nawiedziła Dolny Śląsk. Najprawdopodobniej tak. Woda pozostawia po sobie ślady, wilgoć w domach, której

Czytając prozę Olgi Tokarczuk, nie tylko obserwuję wycyzelowane zdania, ale minimalną potrzebną ilość składników do przygotowania literackiego dania.

6

POST SCRIPTUM Można to też ująć inaczej – wielka historia pozostawiła po sobie ślady, szramy, tąpnięcia, miejsca wrażliwe. Nijak ma się do tego człowiek – jeden z małych pionków na wielkiej historycznej planszy, (przekaz emocjonalny jest być może zakrzyczany przez propagandę). Na pomoc przychodzi literatura spod znaku realizmu magicznego w naszej lokalnej odsłonie. Jest w prozie Tokarczuk próba nadania nowego sensu, ludzie na odłogach wielkiej historii, prywatne losy, bo tej prywatności wcześniej jakoś mało było, przynajmniej w takim wymiarze. Chcielibyśmy poczuć siebie, ten pot spływający z czoła podczas żniw, zapach ziemi, wykopki, to pisanie nieodłącznie związane z porządkiem ków, można tam było znaleźć cuda, magiczne przedmioty, pozostawione artefakty historii, powoli obumierające, okurzone, niepotrzebne nikomu, dojrzewające do tego aby kiedyś zupełnie przeminąć w tych bezlitosnych czasach jednorazowego użycia.

Wilgoć w prozie Olgi Tokarczuk, to cecha często spotykana we wnętrzach, w których – nomen omen – mieszkają strapieni ludzie, którzy dawno zagubili swoje sny. Wilgoć jest we wnętrzach klasztorów, w których słychać nawet szelest ludzkich kroków. Wilgoć Pietna, Doliny Kłodzkiej, leśnych ostępów. Dom dzienny, dom nocny, to między innymi opowieść o wilgoci, grzybach, które bez wody, ale też faktu obudo końca nie da się usunąć... Grzyb na ścianach, bruzdy, rozpękliny. Woda też niszczy przedmioty, zabiera ze sobą dobytek całych pokoleń, ogromne biblioteki, cenne domowe archiwa, meble, ubrania. Dojmująca wilgoć, to też zimno, chłód ludzkich relacji, poczucie niespełnienia. Ostatecznie jednak woda, wilgoć daje życie – to co najistotniejsze.

Historia domu z Domu dziennego […], to też historia wilgoci, nie tylko tej leśnej. Sam dom jest tam postawiony na rzece, podziemnym źródle. Ciągle słychać szum wody, czerwona gliniasta ziemia rozmoczona przez wodę, zapach wilgoci szczególnie z wnętrz starych szaf, gdzie ubrania nie były od lat porządkowane, ta wilgoć jest

jakimś tymczasowym zastojem, ale być może też obumieraniem, pożegnaniem starego świata, z którym jednak chcemy się utożsamiać, poszerzyć go o własną interpretację, potraktować z czułością.

Czuły narrator

To nie tylko tytuł eseju noblowskiego, ale też wykładnia twórczości, koncepcji świata, jaką można zaobserwować w literaturze spod pióra Olgi Tokarczuk. Kim jest zatem czuły narrator, opisywanie świata, czemu ma służyć – prowadzić do dobra? Sam byłbym zwolennikiem takiego przesłania. W literaturze, ale też w cyfrowym świecie potrzebny jest czuły narrator, odpowiedź na nieustanny rozpad świata, próba poskładania w całość różnych opowieści, nanizania koraNieraz mówi się o tym, ale dla pewności powtórzę – pisarz to ten artysta, któremu pisanie przychodzi z największą trudnością. Dodajmy jeszcze, że Tokarczuk miała poważne problemy z zamknięciem w całość swojej pierwszej powieści „Podróż ludzi Księgi”, za którą póżniej otrzymała Nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek

Nowatorstwo, nadanie nowego sensu utartym schematom nie przychodzi łatwo. Jeśli widzę w twórczości artystycznej wysiłki autora, zmaganie się z tym niespecjalnie wdzięcznym tworzywem, jakim jest język, wiem, że to na pewno literatura, kamień milowy – coś, co zostanie w pamięci. Jeśli jednak czytam gramatycznie poprawne zdania, dialogi, utarte sekwencje, okazała treść nie zdoła

Uważność, kontemplacja rzeczywistości, można by rzec, to jeden z ważniejszych elementów w prozie Olgi Tokarczuk.

lików na wielobarwny naszyjnik.

Pośpiech, nieustanna próba przystosowania się do ciągle zmieniającego się świata, zagubienie, powtarzalność, przemierzanie różnych dróg, ruch jako najważniejszy sens świata (Bieguni). Opisywanie tego świata zamieniło się w potok okrągłych słów, nie próbuje się nawet podążać za ludzkim doświadczeniem, które również jest dynamiczne, podlegające ciągłej korekcie, ulepszeniu.

Literatura, słowo pisane ze swej natury bierze się z ludzkiego doświadczenia, możliwości nadania sensu poszczególnym człowieczym poczynaniom. Jeśli w książkach nie widać wysiłku autora, który stara się zamanifestować nową rzeczywistość w słowach, przekuć ją na jakiś stabilny obraz, oddać w sztywnych ramach formy, to nie będzie z tej mąki chleba, nie powstanie prawdziwa literatura. przysłonić ostatecznie pustki, z którą przychodzi mi się zmierzyć.

Czytając prozę Olgi Tokarczuk, nie tylko obserwuję wycyzelowane zdania, ale minimalną potrzebną ilość składników do przygotowania literackiego dania. Widoczne są jednak wysiłki autorki w oddaniu wewnętrznych krajobrazów, tyle jest doświadczenia w ujmowaniu zapachów i obrazów, tekstur, które są poznawane przez dotyk. Przypomina to trochę ciosanie kamienia – z jednej łupiny wyrasta druga, delikatniejsza, ale bardziej solidna. Nierzadko mamy też do czynienia z narracją pierwszoosobową. Tokarczuk ujęła mnie tym, że nie ucieka (na siłę) do fikcji, ale przedstawia widzianą przez siebie rzeczywistość.

W zbiorze Gra na wielu bębenkach opowiada między innymi o swoim wyjeździe do Szkocji, czy doświadczeniu pracy psychologa. To snucie opowieści o porzuconych snach, marzeniach, które nie zawsze przystają do rzeczywistości. Tokarczuk jako narratorka jest prawdziwa, w tym sensie, że ludzkie doświadczenie, poznanie zmysłowe, jest początkiem jej historii o człowieku.

Staram się wynieść z tej narracji coś dla siebie, uszczknąć kawałek ciasta, posłuchać ulicznego gwaru. Chciałbym tam być, chociaż przez chwilę zamknąć oczy i pobyć w tym świecie, nie zawsze przyjaznym, nie zawsze zrozumianym, ale przenikniętym jakimś przeczuciem, tchnieniem demiurga, który stwarza po to, żeby podziwiać.

Stosowne wydaje się tu odwołanie do szopki, wcześniej wspomnianego motywu. Piękna konstrukcja stworzona, by podziwiać ruchomą ekspozycję, ale też poddana rutynie i powtarzalna. Tęsknię za światem, który nie byłby jednorazowy, ledwo co użyty, a już wyrzucony do śmietnika. Przychodzi mi na myśl imbryk, któremu oderwało się ucho. Ludzie stali się nad wyraz praktyczni, co spowodowało brak czułości, niepotrzebny imbryk, potargane sny kołyszą się wraz z wiatrem na pustych ulicach.

Olga Tokarczuk tęskni za światem od imbryka pełnym czułości, rozmów, próby naprawienia tego, co zużyte i wyszczerbione. O takim właśnie jednorazowym świecie pisze Dorota Masłowska w Innych ludziach. Przedmioty stały się cenniejsze od ludzi, ale wystarczy tylko małe uszkodzenie, nikną w tonie innych śmieci. Człowiek stworzył świat na chwilę, jednorazowe sztućce, talerzyki, kubeczki, rękawiczki – tak jakby powiedzenie: „Po nas choćby potop” było jakimś naczelnym konsumpcyjnym trendem, chwytem marketingowym, pustym nadęciem po którym urosną znowu słupki sprzedaży.

I co nas spotka? Globalny festiwal pogardy, śmieci na lądzie, śmieci w morzach i w powietrzu, śmieci w nas. A może śmieci to my? Brakuje czułości, wspólnoty, która nie wyklucza. Owa czułość to ekologia, recykling, odtwarzanie zasobów, na pewno jednak nie jałowy praktycyzm.

Głos literatury dzieli włos na czworo, budzi wątpliwości, woła o niezależność, ale też nie boi się sprzeciwu, manifestuje solidarność z najsłabszymi, braćmi mniejszymi.

Realny wpływ literatury widać, chociażby w fikcyjnej postaci Janiny Duszejko z Prowadź swój pług przez kości umarłych. To ona widniała na transparentach osób protestujących przeciwko wycince puszczy. Walka o godność, prawo głosu, wreszcie walka o czułość, pierwotny, intymny wyraz miłości. Tokarczuk na noblowskim bankiecie była ubrana na wzór pierwszych sufrażystek – to wsłuchanie się w wysiłki wcześniejszych pokoleń na rzecz lepszego świata, w którym zamiast rywalizować, jednoczymy się, traktujemy siebie z czułością i uważnością.

Uważność, kontemplacja rzeczywistości, można by rzec, to jeden z ważniejszych elementów w prozie Olgi Tokarczuk. Lubię ten styl pisania, nie obchodzi mnie jedynie powierzchowna relacja, a szersze spojrzenie, często wykorzystywane ujęcie z lotu ptaka. Nie bez przyczyny mówi się, że Tokarczuk sięga po mapy, na których usiłuje naszkicować ludzkie wędrówki, w prawdziwym świecie, jak i fantazjach, snach, minionych dziejach. Takie ukształtowanie narracji ma w domyśle sprowokować do refleksji, namysłu, zastanowienia się nad sensem działania.

Tak się dzieje, że właśnie w podróży prozę Noblistki czyta się wyśmienicie, apetyczne zdania przemykają przed oczami, niespieszne ponawianie lektury, podnoszę głowę znad książki, zatapiam wzrok w oknie i znikającej leśnej gęstwinie. Jeśli ktokolwiek sięgnie po prozę Olgi Tokarczuk i zajmie się czytaniem zachłannie i na szybko, straci bardzo wiele z tej obiecującej przygody. Smakowite kąski zostawiam na później, olśnienia i zdumienia, to sowite nagrody, które otrzymuję w prezencie. A przyznam, że niezwykle doceniam ten stan zdumienia, zaczarowania, nie chciałbym się z niego otrząsnąć.

Tokarczuk sama wspominała podczas uroczystej gali wręczenia Literackiej Nagrody Nike, iż zatrzymała się na etapie rozwoju nastolatka, bowiem jest to jeszcze taki czas, w którym człowiek nie jest dosłownie przygnieciony rzeczywistością, a fascynuje go poznawanie. Zdumienie światem jest czymś naturalnym i nieodzownym. Później nie jest to niestety takie oczywiste.

Nieznośna czasem prędkość życia, nieustanny lęk, obawa przed czymś niespodziewanym, chciałoby się uciec z tego zgiełku, zaszyć w bezpiecznym schronieniu. Tym może być też lektura książek Olgi Tokarczuk – niespieszne dzianie się, ukojenie, radość, ale też smutek, nostalgia, zamyślenie się nad ludzkim powikłanym losem. W recenzjach pojawia się określenie, iż jest to twórczość uniwersalna, każdy może się przejrzeć w tym pisaniu jak w lustrze. Zarzucano nawet Tokarczuk, iż pisze

Olga Tokarczuk jako pisarka czaruje opowieścią, jako aktywistka szerzy hasła równościowe, tolerancję wobec inności, szacunek wobec zwierząt, przyrody.

Literatura jest tym pierwszym,

niczym niezagłuszonym, wspólnym doświadczeniem, próbą odzyskania dawnej tożsamości, która nie wypiera się różnorodności, w złożoności świata widzi rozkwit i powód do dumy.

dla klasy średniej, jakoby zajmowała się w istocie czymś płytkim, błahym, że czytanie nie wymaga większej uwagi, nie są tam podniesione istotne kwestie. Czas jednak pokazał, że Tokarczuk obchodzi to, co najbardziej aktualne i bolesne, jest w tych opowieściach zachęta, aby samemu zabrać głos, włączyć się do dyskusji.

Mam wrażenie, że Olga Tokarczuk jako pisarka czaruje opowieścią, jako aktywistka natomiast szerzy hasła równościowe, tolerancję wobec inności, szacunek wobec zwierząt, przyrody. Zależy jej na tym, abyśmy pomedytowali nad tymi zagadnieniami. Pisarka jest daleka od ujednolicania świata. Barwy czarno-białe są wygodne, ale mało zgodne z tym, co naprawdę ma miejsce w mocno skonfliktowanym dzisiaj świecie. O stosunku do rzeczywistości wiele mówi jej fryzura – nie są to dredy, jak niektórym mogłoby się wydawać – to zakorzeniony mocno w polskiej tradycji kołtun polski (plica polonica). W świetle danych historycznych ów kołtun (zmierzwione włosy, często też niezadbane) miał chronić przed diabłem i czarami. Dzisiaj chyba niekoniecznie takie zadanie przyświeca umyślnie pocieranym, zakołtunionym włosom. Kołtun polski pozostał w tradycji, ale też świadczy o tożsamości lokalnej, bym powiedział, powierzchownej pobożności, hipokryzji, obłudzie, zakłamaniu, dewocji. To jest świat tu i teraz, literatura bierze się z rzeczywistości, nic bardziej trafnego.

O naszym polskim kołtuństwie, grze pozorów, manipulacji pisała Gabriela Zapolska. Czyż to nie ta młodopolska dulszczyzna święci dziasiaj triumfy? Ile w życiu iluzji, drobnomiasteczkowej moralności - trudne sprawy, ukryte prawdy... Olga Tokarczuk jednak przekonuje, że w każdym z nas jest Janina Duszejko, poczucie niesprawiedliwości i krzywdy wreszcie wybudzi śpiących jeszcze z życiowego letargu.

Z całej galerii, korowodu rozmaitych postaci, Janina Duszejko to jedna z tych, które kontaktują się ze światem ponadzmysłowym, np. magia, horoskopy. Różne nazwy można spotkać w opracowaniach – New Age, nowa duchowość, Era Wodnika, najogólniej mówiąc, inny, intymny wyraz duchowości, tzw. „nowa religijność”.

Próba ujęcia świata oraz człowieczego losu w bardziej przemyślanej i sensownej formie. Horoskopy w gazetach, szczęśliwe kamienie, magia cyfr, układanki, odkrywanie tajemnych znaków, być może poszukiwanie prawdy o sobie. Zasadniczo to nie tylko sprawa literatury, ale zespół różnych poglądów z przynajmniej kilku dziedzin: filozofii, psychologii, astrologii czy teorii religioznawczych.

Czytając Tokarczuk wielokrotnie stykamy się z tym szerszym poznaniem rzeczywistości, co w jakiś sposób uzasadnia narracja, umiejscowienie pojedynczego człowieczego bytu na mapie świata, wśród targających światem wojen, emocjonalnej pustki, z której wszyscy próbujemy się obudzić. Obok nowej duchowości jest też nowa prywatność, świat bóstw i mitów, gdzieś obok jednak żyjąca swoim życiem lodówka, czajnik czy słoiki po majonezie gotowe do przygotowania konfitur. Prywatność pustych mieszkań,

opuszczonych już na zawsze szlabanów w zapuszczonych wsiach. Sen jako metafora ludzkiego potencjału, nie odkrytych pragnień, ale też marazmu, zagubienia. Ujmujący, delikatny, ale też sugestywny obraz świata, peryferii, bliski, pachnący codziennością, towarzyszy mi każdego dnia, sam również wywodzę się z domu dziennego… Odczuwam prywatność, intymne spotkanie z tekstem, za rękę prowadzi mnie nie fikcyjny narrator, a sama autorka, to nasze wspólne przeżycie, jej zdumienie albo rozczarowanie ma niezwykłą siłę oddziaływania.

Sięgnąłem po opowiadania, powoli, wtapiałem się w te bezdroża, prywatne opowieści. Lubię czytać, ale nie jestem zwolennikiem szybkiego czytania – jest to w jakiś sposób pozbawione sensu.

Od powieści czy mniejszych form literackich chciałbym dostać więcej niż tylko te rzędy liter, prawdziwe skarby ukryte są między wierszami.

Przed Literacką Nagrodą Nobla pisanie Olgi Tokarczuk było – użyję tu chyba właściwego sformułowania –

Nie chciałbym, aby Tokarczuk stała się obowiązkowym, eksportowym dobrem narodowym, posągiem, który miast wzbudzać do myślowego buntu, sprowadzi swoją rolę do poddawania się bierności i szerzenia postaw konformistycznych. Ważne to szczególnie dzisiaj, gdy odrębność, inne zdanie, prowadzi do nieustannych potyczek – niestety – mało różnorodności, mało też tolerancji.

Nie tyle jest to wymyślanie opowieści, co wspólna nad nimi medytacja, niezobowiązująca, pełna uniesienia, droga, którą podążam z własnej woli.

Wspólna podróż, bez obowiązku

Nieprzypadkowo wspominam o własnej woli, a nie obowiązku, bowiem moja przygoda z twórczością Olgi Tokarczuk rozpoczęła się na studiach, niezobowiązująco. Książki Noblistki były poza ówczesnym spisem lektur.

domowe, codzienne, coś jak wiszące pranie hulające na wietrze w jakiejś wiejskiej osadzie. Niezwykle bliskie, jak walka o oddech. Utożsamiam się z tą twórczością. No i też trochę z tego względu smuci mnie sytuacja pisarzy po otrzymaniu tego prestiżowego wyróżnienia.

Tokarczuk na sztandary, Tokarczuk na plakaty, pisarka stała się medialna, wszyscy czytają Tokarczuk. Zastanawiam się tylko, co to znaczy „wszyscy”. Mam obawy, że literatura w ten sposób blaknie, kształtują się jakieś jedyne i słuszne interpretacje, Mam jednak cichą nadzieje, że twórczość Olgi Tokarczuk zachęci do wymiany myśli, pomoże się otworzyć na inne światy. Zapewne któraś z pozycji Noblistki pojawi się w kanonie lektur szkolnych, pragnę tylko, żeby ta twórczość nie stała się obowiązkowa, a raczej chciana i doceniana, jak górskie źródełko, które daje życie.

Zanim jednak Tokarczuk trafi masowo do szkół, trzeba się zatroszczyć o poważne wydania jej powieści z solidnym opracowaniem. Brakuje opracowań dzieł współ-

Tylko 37 procent Polaków w 2018 roku sięgnęło po książkę, z roku na rok czytamy coraz mniej. Jakie zadanie ma tutaj Literacka Nagroda Nobla, czy to w szerszym sensie w ogóle ludzi interesuje? Dodajmy, że tu nie tyle chodzi o czytanie książek Olgi Tokarczuk, a raczej o czytanie książek w ogóle, z czym mamy poważny problem. W obliczu epoki cyfrowej, mediów społecznościowych, wszystko staje

wania pisarki w różnorakie literackie przedsięwzięcia. Do tej pory Tokarczuk raczej stroniła od nazywania siebie celebrytką, chociaż byłoby pewnie fałszywą skromnością stwierdzenie, iż będzie egzystowała tak jak dawniej.

Literacka Nagroda Nobla przyznawana jest za całokształt twórczości, a przyznajmy, że Olga Tokarczuk nie złożyła broni. Każde jej spotkanie z publicznością zostanie uwiecznione, jej zdanie będzie miało znaczenie dla wielu środowisk opiniotwórczych,

na różnych polach, sam byłem zresztą uczestnikiem zeszłorocznego festiwalu Apostrof, którego kuratorką była Olga Tokarczuk. Doceniam jej wkład w to wydarzenie, umożliwienie podjęcia wspólnej dyskusji przez literatów, jak również podjęcie ważnych, intrygujących kwestii.

Olga Tokarczuk, to z pewnością człowiek fermentu, debaty tak przecież potrzebnej. Mam podejrzenia, że bardzo oblegany będzie w tym roku Festiwal Góry Literatury współorganizowany przez samą

się produktem do wypromowania, literatura też w jakimś wymiarze zaczyna być otaczana gadżetami, a festiwale literackie są aktywnym sposobem spędzania wolnego czasu, niekoniecznie zresztą związanego z czytaniem.

Jak się ma zatem medialny blichtr do literatury i czy to nie czasem powierzchowny celebrycki światek?

Olga Tokarczuk celebrytką…

Przy szerszej perspektywie nie da się ominąć kwestii mediów i zaangażobędzie też szeroko komentowana. Doris Lessing, również Noblistka, doceniana przez samą Tokarczuk stwierdziła w swojej mowie noblowskiej, iż osoby parające się pisaniem zbyt często ulegają pokusie medialnego życia w blasku fleszy, a to nie oni są najważniejsi. Zdaniem Lessing każdy pisarz winien znaleźć sobię wolną przestrzeń do zagaspodarowania, wypełnić ją literacko i w taki sposób egzystować. Tokarczuk, a odbywający się w urokliwej Kotlinie Kłodzkiej.

Życzyłbym sobie i wszystkim, aby tego rodzaju spotkania zbliżały ludzi, a literatura zasiewała ziarno dobrych myśli. Na owoce przyjdzie jeszcze poczekać. [RK]

Robert Knapik

This article is from: