POST SCRIPTUM

Page 1

ISSN 2633-1292 fb:post scriptum

PROZA

POEZJA

PUBLICYSTYKA

Wokół twórczości

CO NOWEGO U ANDRZEJA PĄGOWSKIEGO? Gość specjalny Post Scriptum

Olgi Tokarczuk

SZTUKI WIZUALNE

LUTY 1/2020

CZY BURSZTYN LECZY? Rozmowa z artystą bursztynnikiem

Polscy poeci w Indiach

XII Międzynarodowy Festiwal Poezji w Guntur Oblicza nagości w fotografii MONIKI CICHOSZEWSKIEJ

MIŁOŚĆ W SZTUCE

Ekologia czy Ekologizm?

POLSCY POECI W INDIACH

KATARZYNA JAMRÓZ SŁAWOMIR MIKAWOZ wywiad

EKOLOGIA CZY EKOLOGIZM Felieton MELANCHOLIJNY INDUSTRIALIZM Malarstwo Sebastiana Monia OLGA TOKARCZUK Twórczość noblistki według Roberta Knapika

Autor grafiki: Andrzej Pągowski 1

POST SCRIPTUM


Kochani, Drodzy Czytelnicy! Po czterech darmowych wydaniach, nadszedł czas, by zaproponować Wam możliwość zakupu rocznej subskrypcji – 4 numery (w trzech wersjach językowych: polskiej, rosyjskiej i angielskiej) za jedyne 3.90 euro! Tak, tak! Tylko tyle kosztuje cały rok obcowania z cudownymi artystami, którzy pojawiają się na łamach Post Scriptum. A będzie ich coraz więcej, nie tylko z Polski, ale także z całego świata. Dajemy Wam możliwość poznania twórców znanych i mniej znanych, ale zawsze z tej najwyższej półki, wybitnych w swoich dziedzinach i chętnych do dzielenia się swoimi niezwykłymi kreacjami. Zapraszamy Was serdecznie do pooddychania sztuką przez duże “S” i liczymy na Wasze wsparcie.

SPIS TREŚCI: PROZA: 4. 34. 38. 40. 54. 79. 84. 106. 110. 116.

Okładka: Andrzej Pągowski Australia płonie, świat tonie

Wokół twórczości Olgi Tokarczuk – Robert Knapik Wywiad z Katarzyną Jamróz Książki z tekstem – recenzja książek Patrycji Gryciuk i Kasi Mlek Wywiad z Krystyną Śmigielską Wywiad z Jarosławem Rybskim Recenzja książki Marleny Rytel Wywiad z Anną Stryjewską Ekologia, czy ekologizm – FELIETON Jarka Prusińskiego Recenzja książki Elżbiety Sidorowicz-Adamskiej – Iwona Niezgoda Pijana dziwka – opowiadanie Jarka Prusińskiego

SZTUKI WIZUALNE: 12. 22. 44. 72. 86.

Co nowego u Andrzeja Pągowskiego? – Joanna Nordyńska Z Dianą Żarów rozmawia Jarek Prusiński Malarstwo Sebastiana Monia – wywiad Monika Cichoszewska – fotografia Rozmowa z Marcinem Kołpanowiczem o wystawie malarstwa PERCEPCJA KOŁA w Gdańsku 94. PERCEPCJA KOŁA – reacja z wystawy – Radosław Jaśnikowski

POEZJA: 28. 30. 32. 60. 68.

Wiersze nadesłane Józef Baran Metin Cengiz Polscy Poeci w Indiach – relacja – Renata Cygan Wywiad z organizatorem festiwali poetyckich w Indiach LSR Prasadem – Renata Cygan 118. Ludzie wiersze piszą – Akcja antyWalentynkowa – Łucja Dudzińska

ROZMAITOŚCI: 80. 102. 107. 109. 112.

JOGA – wywiad z Agnieszką Krawczyk BURSZTYN – wywiad z bursztynnikiem Piotrem Sobaczyńskim Alek Rogoziński w teatrze Druga Strefa – Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska Festiwal książki psychologicznej – RELACJA z Sopotu – Robert Knapik PostScriptumowy kącik walentynkowy

ZESPÓŁ REDAKCYJNY: Renata Cygan (redakror naczelna), Jarosław Prusiński, Iwona Niezgoda, Robert Knapik, Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska, Katarzyna Saniewska, Joanna Nordyńska, Agnieszka Krizel Skład i opracowanie graficzne: Renata Cygan fb: post scriptum 2 email: postscriptum.mag@gmail.com POST SCRIPTUM


Czym jest Sztuka? Zadajemy to pytanie wielu artystom, wykazując tym naszą złośliwość, patrząc z satysfakcją, jak się męczą z odpowiedzią. No, to teraz masochistycznie zastosujemy tę kurację na sobie. Czym jest Sztuka? Sztuka jest jedyną aktywnością w całej wielomilionowej różnorodności gatunków na Ziemi, która robiona jest PO NIC. Wszystko, co robią zwierzęta i ludzie ma jakiś cel: znalezienie pożywienia, zdobycie partnerki, zapewnienie sobie schronienia, itp. Jedynie Sztuka zrywa łańcuch przyczynowo-skutkowy. Pan ryba, który robi na dnie morza piękne rozety nie jest artystą, bo w jego działaniu jest wyraźny motyw. Chce zachwycić partnerkę, tak jak ptaki, które śpiewają i stroszą piórka. Tylko Sztuka jest po nic. Sztuka jest tworzona wyłącznie z potrzeby duszy i jest tej duszy emanacją, jest udowodnieniem jej istnienia, musi wypływać z nieznośnej, dręczącej potrzeby ekspresji tego czegoś nieokreślonego, co w nas tkwi. Czegoś, co nazywamy duszą. I jedynie inna dusza może być Sztuki odbiorcą. Nie umysł, wiedza, nauka, ale to coś niepokojącego w nas. To Coś. Drodzy Czytelnicy, oddajemy w Wasze ręce kolejny numer magaznu poświęconego sztuce. Przedstawiamy nietuzinkowych artystów, których niezwykłe kreacje niewątpliwie zrodziły się z potrzeby serca i wypływają z najskrytszych zakamarków duszy. Jeśli chcecie dowiedzieć się o technice mokrego kolodionu w fotografii, spotkać z pewnym tajemniczym poławiaczem bursztynu, poznać melancholijny industrializm w malarstwie Sebastiana Monia, dowiedzieć się co nowego u Andrzeja Pągowskiego – otwórzcie następną stronę. A potem jeszcze następną, gdzie zapraszamy Was na spotkanie z aktorką Kasią Jamróz, malarką Dianą Żarów, gdzie opowiadamy o twórczości Olgi Tokarczuk, gdzie Józef Baran czaruje piękną poezją. Obiecujemy Wam 130 stron uczty duchowej. 130 stron czystej sztuki. Serdecznie zapraszamy, Redaktor naczelna Renata Cygan

SUBSKRYPCJA ROCZNA: https://issuu.com/store/publishers/post.scriptum/subscribe

NUMER KONTA:

IBAN: GB82 LOYD 3096 2657 4181 60

UK: SORT CODE: 309626 ACC Number: 57418160 POST SCRIPTUM

3


Wokół twórczości

Olgi Tokarczuk

Porzucone sny, Robert Knapik życie i pisanie Ebonitowy już na zawsze będzie mi się kojarzyć z twórczością Olgi Tokarczuk, obudzony o drugiej w nocy, pierwsze, co powiem, to właśnie „ebonitowy”. Określenie pojawia się w opowiadaniu Wyspa, są to ebonitowe guziki, na tyle egzotyczne, co po prostu określenie bliżej mi nieznane. Po przebudzeniu znowu wpada do głowy, przy każdej głębszej refleksji są ze mną ebonitowe guziki. Z ogromną radością przyjąłem wiadomość, iż to Olga Tokarczuk otrzyma Literacką Nagrodę Nobla za rok 2018. Z wypiekami na twarzy czekałem na mowę noblowską, byłem pewny, że będzie to coś zapierającego dech w piersiach. Olga Tokarczuk ma niezwykły talent oratorski, tembr głosu, znamienitą umiejętność jasnego opowiadania o sprawach złożonych, wszystko, co umożliwia pozyskanie zainteresowania słuchaczy. No i stało się, w pierwszych kilku zdaniach pojawia się znowu to określenie, poczułem jakbym wrócił do przeszłości. Tokarczuk za pomocą słów otwiera umysły, stara się przekonać słuchaczy o złożoności świata. Jako mała dziewczynka kręciła ebonitową gałką od radia, za jego

4

POST SCRIPTUM

pomocą otwierała się przed nią inna, nieznana rzeczywistość. Próbuję poskładać to w jakieś bardziej ogólne doświadczenie, przecież jako mały chłopiec również byłem zafascynowany niezrozumiałym dla mnie jeszcze radiowym światem, większość z nas ma takie sprzęty na strychach bądź się ich pozbyła. Stare, nieużywane rzeczy są wyrzucane – brak czułości, nie mamy potrzeby obcowania z przeszłością, być może ta przeszłość boli, nie daje się zaczarować. Literatura umożliwia jednak próbę uchwycenia rzeczywistości w jej złożoności. Takie oto radio z ebonitową gałką, światełkami i muzyka jazzowa najczęściej w godzinach wieczornych bądź nocnych. Nieznany mi bliżej świat wielkiej kultury, scen muzycznych, dla człowieka z prowincji było w tym coś czarującego, przez chwilę byłem tam, słuchałem na żywo tej magicznej muzyki. Pamiętam etykiety od jakiegoś alkoholu z czarnoskórym trębaczem jazzowym, i chociaż magia trochę wyblakła, to i tak pierwsze myśli o tym dziecięcym doświadczeniu powodują gęsią skórkę, z dala od światowych błysków i neonów, ale w jednej chwili przenoszę się tam gdzie bije kultura. To taki mały ukłon w stronę marzeń z dzieciństwa, które pomogła na nowo odzyskać Olga Tokarczuk.

Realne oddziaływanie literatury Zadaję sobie pytanie, czy literatura w obecnym świecie ma wpływ na rzeczywistość, na ile poprzez dyskusję, wspólne doświadczenie, refleksję, jesteśmy w stanie dojść do jakiegoś ważnego stanowiska, zmienić stan świadomości. Powiedzmy szczerze, wymaga to bardzo wiele czasu, niejedna generacja musi kłopotać się ze starymi nawykami, tradycjami, które nie są przyjazne, a jedynie wypełniają jakiś pusty szablon. Inna nasza noblistka – Wisława Szymborska ukazywała obraz człowieka nie do końca pomyślny – więcej ułomności, zalet niewiele. Olga Tokarczuk natomiast szuka w człowieku dobra, pisanie ma zresztą do tego dobra nas doprowadzić. Widziałbym to społeczne zaangażowanie jako spojrzenie w głąb na potrzeby, niedostatki, próbę nazwania tego, co utracone, porzucone w pośpiechu, bezmyślnie pozostawione, coś zupełnie nieprzydatnego. Tokarczuk w swych opowieściach, próbuje wytrącić niezwykłość życia tak jak poszukiwacze złota przeczesujący drobinki piasku w nurcie rzeki, to przywrócenie tęsknoty za tym, co w nas pierwotne, instynktowne.


Porzucone sny życie i pisanie

Pisarka w mowie noblowskiej mówi między innymi o tym, że więcej nas łączy niż dzieli, zatraciliśmy wspólne pojmowanie świata, a literatura być może ma wrócić nas do tego jednego krwioobiegu. Literatura jest tak naprawdę tym pierwszym, niczym niezagłuszonym, wspólnym doświadczeniem, próbą odzyskania dawnej tożsamości, która nie wypiera się różnorodności, w złożoności świata widzi rozkwit i powód do dumy. Postaci na kartach powieści pojawia się sporo, w Księgach Jakubowych jest ich ponad trzysta. Często też w prozie Tokarczuk bohaterowie są oznaczani poprzez inicjały, punkty na mapie, przemierzają jakąś drogę, drobinki maku, łączy ich wspólnota doświadczeń, może utracone sny.

Porzucone sny Sny mają poważne miejsce w prozie Noblistki, człowiek wyraża przez sny swój stan emocjonalny, podejście do świata, lęki, instynkty. Świat się rozpada, ludzie gubią się jak koraliki rozerwanego naszyjnika, sny natomiast próbują uchwycić ten tętniący głos podświadomości. O tym w dużej mierze mówi Dom dzienny, dom nocny, ale też E.E., opowieść o Ernie Eltzner, która wraz z dojrzewaniem traci zdol-

,

ności parapsychiczne. Znamienite jest to, iż ponad fikcję wyrasta jakaś prawda, nieodgadniony sens, który prowadzi bohaterów poprzez trudne koleje podświadomości. Gdy sny przestają mieć znaczenie, człowiek traci poczucie głębi, wraca do utartego szlaku, beznamiętnego poszukiwania, które nic za sobą nie niesie. Tak jak Krysia z Domu dziennego, domu nocnego, pracująca w Banku Spółdzielczym, usłyszała głos, który zaprowadził ją do wymarzonej miłości. Jednak sny nie mają długiej woli przetrwania, wszystko, co ważne zostało utracone. Sny – równie często kadry z przeszłości – nadają ludzkiemu bytowaniu sens, którego nie można jednoznacznie określić. Dzięki głębi podświadomości można zakorzenić się, poznać swoje wewnętrzne krajobrazy, wzrastać, być świadomym procesów psychicznych, postrzegania, odruchów na rozmaite bodźce. Tokarczuk zachęca, abyśmy spróbowali pozbierać te sny jak poziomki w lesie. Sam też wyrosłem z Domu dziennego, domu nocnego, to był niegdyś mój świat, senna prowincja, zacisze, natura, słońce wyznaczające pory dnia, obrazy, świetlne witraże. Teraz trzeba by to sfilmować dronem, ażeby oddać cały kunszt portretu psychologii, która wyłania się z każdego kąta.

RC

POST SCRIPTUM

5


Pojawia się też szopka – jak każdy element, też ona ma swoje znaczenie, ukazuje świat jako mechanizm w ruchu i zatrzymaniu.

prac rolniczych, kiedy literatura wchodzi w nasze buty, wilgoć, zagubienie, ład, który ledwo się trzyma, koturny, religijność wypełniona pozorami.

Wieś, kultura agrarna, też w odwołaniach, związek z ziemią, daje szerszą perspektywę. Świat na wsi widziany z pewnego dystansu wygląda jak szopka, rytm dnia i nocy wyznaczane są przez słońce i jego miejsce na nieboskłonie. Sfery niebieskie dają poczucie majestatyczności, ale to jednak szopka, ruchy poszczególnych postaci są powtarzalne. Mijają wieki, a na horyzoncie widać te same obojętnie kierujące się na zachód ptaki. Ludzie zmierzają w jakimś kierunku, nie cel, a droga jest najistotniejsza (Podróż ludzi Księgi, Bieguni). Świat jest jak z tektury, można odnieść wrażenie, że dekoracje na stale połączone są do jakiegoś szerzej nieznanego mechanizmu.

O wilgoci

Podobny sposób ukazywania świata, ale zupełnie inaczej pokazuje Magdalena Tulli, chociażby w Snach i kamieniach czy Skazie. Są tam sny, projektowanie rzeczywistości, znamienne dla lat 90-tych, często mówi się o tzw. „małym realizmie”, poszukuje się tożsamości, identyfikacji z najbliższą małą wspólnotą. Można to też ująć inaczej – wielka historia pozostawiła po sobie ślady, szramy, tąpnięcia, miejsca wrażliwe. Nijak ma się do tego człowiek – jeden z małych pionków na wielkiej historycznej planszy, (przekaz emocjonalny jest być może zakrzyczany przez propagandę). Na pomoc przychodzi literatura spod znaku realizmu magicznego w naszej lokalnej odsłonie. Jest w prozie Tokarczuk próba nadania nowego sensu, ludzie na odłogach wielkiej historii, prywatne losy, bo tej prywatności wcześniej jakoś mało było, przynajmniej w takim wymiarze. Chcielibyśmy poczuć siebie, ten pot spływający z czoła podczas żniw, zapach ziemi, wykopki, to pisanie nieodłącznie związane z porządkiem

6

POST SCRIPTUM

Być może przez prywatne oddziaływanie, bliskość losów, ten wpływ literatury na małe, jednostkowe życie, jest tak zauważalny – nie tylko spod pióra Olgi Tokarczuk, ale również innych pisarzy debiutujących w latach 90-tych, z tzw. pokolenia „bruLionu”, chociażby Manueli Gretkowskiej, Marcina Świetlickiego, Izabeli Morskiej (Filipiak). Czytelnik tęskni za wilgocią – rozwijam dalej – za starością, stęchlizną, czymś nieużywanym, echem historii w małych rzeczach. Jeśli ktoś spędzał jako dziecko czas na strychu u dziad-

mierania, zgnilizny, nie miałyby w ogóle podstawy do bytowania. Wilgoć – ta z opowieści Tokarczuk – również mi jest niezwykle bliska. Jako mieszkaniec Borów, piszący o Borach, ale też egzystujący w tej przestrzeni, zauważam ją w każdej roślinie i stworzeniu. Świadczy o tym porowatość, zdolność do wchłaniania wody, ciągła dyfuzja. Bez wody nie ma życia, człowiek składa się z wody w ponad 70 procentach. Uświadamiam sobie w ten sposób dlaczego wilgoć, woda, niezwykle potrzebna, ale też niszcząca siła, może być jednym z dominujących motywów w prozie pisarki. Być może to reminiscencje wielkiej powodzi z lat 90-tych, która nawiedziła Dolny Śląsk. Najprawdopodobniej tak. Woda pozostawia po sobie ślady, wilgoć w domach, której

Czytając prozę Olgi Tokarczuk, nie tylko obserwuję wycyzelowane zdania, ale minimalną potrzebną ilość składników do przygotowania literackiego dania. ków, można tam było znaleźć cuda, magiczne przedmioty, pozostawione artefakty historii, powoli obumierające, okurzone, niepotrzebne nikomu, dojrzewające do tego aby kiedyś zupełnie przeminąć w tych bezlitosnych czasach jednorazowego użycia. Wilgoć w prozie Olgi Tokarczuk, to cecha często spotykana we wnętrzach, w których – nomen omen – mieszkają strapieni ludzie, którzy dawno zagubili swoje sny. Wilgoć jest we wnętrzach klasztorów, w których słychać nawet szelest ludzkich kroków. Wilgoć Pietna, Doliny Kłodzkiej, leśnych ostępów. Dom dzienny, dom nocny, to między innymi opowieść o wilgoci, grzybach, które bez wody, ale też faktu obu-

do końca nie da się usunąć... Grzyb na ścianach, bruzdy, rozpękliny. Woda też niszczy przedmioty, zabiera ze sobą dobytek całych pokoleń, ogromne biblioteki, cenne domowe archiwa, meble, ubrania. Dojmująca wilgoć, to też zimno, chłód ludzkich relacji, poczucie niespełnienia. Ostatecznie jednak woda, wilgoć daje życie – to co najistotniejsze. Historia domu z Domu dziennego […], to też historia wilgoci, nie tylko tej leśnej. Sam dom jest tam postawiony na rzece, podziemnym źródle. Ciągle słychać szum wody, czerwona gliniasta ziemia rozmoczona przez wodę, zapach wilgoci szczególnie z wnętrz starych szaf, gdzie ubrania nie były od lat porządkowane, ta wilgoć jest


jakimś tymczasowym zastojem, ale być może też obumieraniem, pożegnaniem starego świata, z którym jednak chcemy się utożsamiać, poszerzyć go o własną interpretację, potraktować z czułością.

Czuły narrator To nie tylko tytuł eseju noblowskiego, ale też wykładnia twórczości, koncepcji świata, jaką można zaobserwować w literaturze spod pióra Olgi Tokarczuk. Kim jest zatem czuły narrator, opisywanie świata, czemu ma służyć – prowadzić do dobra? Sam byłbym zwolennikiem takiego przesłania. W literaturze, ale też w cyfrowym świecie potrzebny jest czuły narrator, odpowiedź na nieustanny rozpad świata, próba poskładania w całość różnych opowieści, nanizania kora-

Nieraz mówi się o tym, ale dla pewności powtórzę – pisarz to ten artysta, któremu pisanie przychodzi z największą trudnością. Dodajmy jeszcze, że Tokarczuk miała poważne problemy z zamknięciem w całość swojej pierwszej powieści „Podróż ludzi Księgi”, za którą póżniej otrzymała Nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek Nowatorstwo, nadanie nowego sensu utartym schematom nie przychodzi łatwo. Jeśli widzę w twórczości artystycznej wysiłki autora, zmaganie się z tym niespecjalnie wdzięcznym tworzywem, jakim jest język, wiem, że to na pewno literatura, kamień milowy – coś, co zostanie w pamięci. Jeśli jednak czytam gramatycznie poprawne zdania, dialogi, utarte sekwencje, okazała treść nie zdoła

Uważność, kontemplacja rzeczywistości, można by rzec, to jeden z ważniejszych elementów w prozie Olgi Tokarczuk. lików na wielobarwny naszyjnik. Pośpiech, nieustanna próba przystosowania się do ciągle zmieniającego się świata, zagubienie, powtarzalność, przemierzanie różnych dróg, ruch jako najważniejszy sens świata (Bieguni). Opisywanie tego świata zamieniło się w potok okrągłych słów, nie próbuje się nawet podążać za ludzkim doświadczeniem, które również jest dynamiczne, podlegające ciągłej korekcie, ulepszeniu. Literatura, słowo pisane ze swej natury bierze się z ludzkiego doświadczenia, możliwości nadania sensu poszczególnym człowieczym poczynaniom. Jeśli w książkach nie widać wysiłku autora, który stara się zamanifestować nową rzeczywistość w słowach, przekuć ją na jakiś stabilny obraz, oddać w sztywnych ramach formy, to nie będzie z tej mąki chleba, nie powstanie prawdziwa literatura.

przysłonić ostatecznie pustki, z którą przychodzi mi się zmierzyć. Czytając prozę Olgi Tokarczuk, nie tylko obserwuję wycyzelowane zdania, ale minimalną potrzebną ilość składników do przygotowania literackiego dania. Widoczne są jednak wysiłki autorki w oddaniu wewnętrznych krajobrazów, tyle jest doświadczenia w ujmowaniu zapachów i obrazów, tekstur, które są poznawane przez dotyk. Przypomina to trochę ciosanie kamienia – z jednej łupiny wyrasta druga, delikatniejsza, ale bardziej solidna. Nierzadko mamy też do czynienia z narracją pierwszoosobową. Tokarczuk ujęła mnie tym, że nie ucieka (na siłę) do fikcji, ale przedstawia widzianą przez siebie rzeczywistość. W zbiorze Gra na wielu bębenkach opowiada między innymi o swoim

wyjeździe do Szkocji, czy doświadczeniu pracy psychologa. To snucie opowieści o porzuconych snach, marzeniach, które nie zawsze przystają do rzeczywistości. Tokarczuk jako narratorka jest prawdziwa, w tym sensie, że ludzkie doświadczenie, poznanie zmysłowe, jest początkiem jej historii o człowieku. Staram się wynieść z tej narracji coś dla siebie, uszczknąć kawałek ciasta, posłuchać ulicznego gwaru. Chciałbym tam być, chociaż przez chwilę zamknąć oczy i pobyć w tym świecie, nie zawsze przyjaznym, nie zawsze zrozumianym, ale przenikniętym jakimś przeczuciem, tchnieniem demiurga, który stwarza po to, żeby podziwiać. Stosowne wydaje się tu odwołanie do szopki, wcześniej wspomnianego motywu. Piękna konstrukcja stworzona, by podziwiać ruchomą ekspozycję, ale też poddana rutynie i powtarzalna. Tęsknię za światem, który nie byłby jednorazowy, ledwo co użyty, a już wyrzucony do śmietnika. Przychodzi mi na myśl imbryk, któremu oderwało się ucho. Ludzie stali się nad wyraz praktyczni, co spowodowało brak czułości, niepotrzebny imbryk, potargane sny kołyszą się wraz z wiatrem na pustych ulicach. Olga Tokarczuk tęskni za światem od imbryka pełnym czułości, rozmów, próby naprawienia tego, co zużyte i wyszczerbione. O takim właśnie jednorazowym świecie pisze Dorota Masłowska w Innych ludziach. Przedmioty stały się cenniejsze od ludzi, ale wystarczy tylko małe uszkodzenie, nikną w tonie innych śmieci. Człowiek stworzył świat na chwilę, jednorazowe sztućce, talerzyki, kubeczki, rękawiczki – tak jakby powiedzenie: „Po nas choćby potop” było jakimś naczelnym konsumpcyjnym trendem, chwytem marketingowym, pustym nadęciem po którym urosną znowu słupki sprzedaży.

POST SCRIPTUM

7


I co nas spotka? Globalny festiwal pogardy, śmieci na lądzie, śmieci w morzach i w powietrzu, śmieci w nas. A może śmieci to my? Brakuje czułości, wspólnoty, która nie wyklucza. Owa czułość to ekologia, recykling, odtwarzanie zasobów, na pewno jednak nie jałowy praktycyzm. Głos literatury dzieli włos na czworo, budzi wątpliwości, woła o niezależność, ale też nie boi się sprzeciwu, manifestuje solidarność z najsłabszymi, braćmi mniejszymi. Realny wpływ literatury widać, chociażby w fikcyjnej postaci Janiny Duszejko z Prowadź swój pług przez kości umarłych. To ona widniała na transparentach osób protestujących przeciwko wycince puszczy. Walka o godność, prawo głosu, wreszcie walka o czułość, pierwotny, intymny wyraz miłości. Tokarczuk na noblowskim bankiecie była ubrana na wzór pierwszych sufrażystek – to wsłuchanie się w wysiłki wcześniejszych pokoleń na rzecz lepszego świata, w którym zamiast rywalizować, jednoczymy się, traktujemy siebie z czułością i uważnością.

Medytacja, wokół New Age Uważność, kontemplacja rzeczywistości, można by rzec, to jeden z ważniejszych elementów w prozie Olgi Tokarczuk. Lubię ten styl pisania, nie obchodzi mnie jedynie powierzchowna relacja, a szersze spojrzenie, często wykorzystywane ujęcie z lotu ptaka. Nie bez przyczyny mówi się, że Tokarczuk sięga po mapy, na których usiłuje naszkicować ludzkie wędrówki, w prawdziwym świecie, jak i fantazjach, snach, minionych dziejach. Takie ukształtowanie narracji ma w domyśle sprowokować do refleksji, namysłu, zastanowienia się nad sensem działania. Tak się dzieje, że właśnie w podróży prozę Noblistki czyta się wyśmienicie, apetyczne zdania przemykają przed oczami, niespieszne ponawianie lektury, podnoszę głowę znad książki, zatapiam wzrok w oknie i znikającej leśnej gęstwinie. Jeśli ktokolwiek sięgnie po prozę Olgi Tokarczuk i zajmie się czytaniem zachłannie i na szybko, straci bardzo wiele z tej obiecującej przygody. Smakowite kąski zostawiam na

później, olśnienia i zdumienia, to sowite nagrody, które otrzymuję w prezencie. A przyznam, że niezwykle doceniam ten stan zdumienia, zaczarowania, nie chciałbym się z niego otrząsnąć. Tokarczuk sama wspominała podczas uroczystej gali wręczenia Literackiej Nagrody Nike, iż zatrzymała się na etapie rozwoju nastolatka, bowiem jest to jeszcze taki czas, w którym człowiek nie jest dosłownie przygnieciony rzeczywistością, a fascynuje go poznawanie. Zdumienie światem jest czymś naturalnym i nieodzownym. Później nie jest to niestety takie oczywiste. Nieznośna czasem prędkość życia, nieustanny lęk, obawa przed czymś niespodziewanym, chciałoby się uciec z tego zgiełku, zaszyć w bezpiecznym schronieniu. Tym może być też lektura książek Olgi Tokarczuk – niespieszne dzianie się, ukojenie, radość, ale też smutek, nostalgia, zamyślenie się nad ludzkim powikłanym losem. W recenzjach pojawia się określenie, iż jest to twórczość uniwersalna, każdy może się przejrzeć w tym pisaniu jak w lustrze. Zarzucano nawet Tokarczuk, iż pisze

Olga Tokarczuk jako pisarka czaruje opowieścią,

jako aktywistka szerzy hasła równościowe,

tolerancję wobec inności,

szacunek wobec zwierząt, przyrody. 8

POST SCRIPTUM


Literatura

jest tym pierwszym,

niczym niezagłuszonym, wspólnym doświadczeniem,

próbą odzyskania dawnej tożsamości, która nie wypiera się różnorodności, w złożoności świata widzi rozkwit i powód do dla klasy średniej, jakoby zajmowała się w istocie czymś płytkim, błahym, że czytanie nie wymaga większej uwagi, nie są tam podniesione istotne kwestie. Czas jednak pokazał, że Tokarczuk obchodzi to, co najbardziej aktualne i bolesne, jest w tych opowieściach zachęta, aby samemu zabrać głos, włączyć się do dyskusji. Mam wrażenie, że Olga Tokarczuk jako pisarka czaruje opowieścią, jako aktywistka natomiast szerzy hasła równościowe, tolerancję wobec inności, szacunek wobec zwierząt, przyrody. Zależy jej na tym, abyśmy pomedytowali nad tymi zagadnieniami. Pisarka jest daleka od ujednolicania świata. Barwy czarno-białe są wygodne, ale mało zgodne z tym, co naprawdę ma miejsce w mocno skonfliktowanym dzisiaj świecie. O stosunku do rzeczywistości wiele mówi jej fryzura – nie są to dredy, jak niektórym mogłoby się wydawać – to zakorzeniony mocno w polskiej tradycji kołtun polski (plica polonica). W świetle danych historycznych ów kołtun (zmierzwione włosy, często też niezadbane) miał chronić przed

diabłem i czarami. Dzisiaj chyba niekoniecznie takie zadanie przyświeca umyślnie pocieranym, zakołtunionym włosom. Kołtun polski pozostał w tradycji, ale też świadczy o tożsamości lokalnej, bym powiedział, powierzchownej pobożności, hipokryzji, obłudzie, zakłamaniu, dewocji. To jest świat tu i teraz, literatura bierze się z rzeczywistości, nic bardziej trafnego. O naszym polskim kołtuństwie, grze pozorów, manipulacji pisała Gabriela Zapolska. Czyż to nie ta młodopolska dulszczyzna święci dziasiaj triumfy? Ile w życiu iluzji, drobnomiasteczkowej moralności - trudne sprawy, ukryte prawdy... Olga Tokarczuk jednak przekonuje, że w każdym z nas jest Janina Duszejko, poczucie niesprawiedliwości i krzywdy wreszcie wybudzi śpiących jeszcze z życiowego letargu. Z całej galerii, korowodu rozmaitych postaci, Janina Duszejko to jedna z tych, które kontaktują się ze światem ponadzmysłowym, np. magia, horoskopy. Różne nazwy można spotkać w opracowaniach – New Age, nowa duchowość, Era Wodnika,

dumy.

najogólniej mówiąc, inny, intymny wyraz duchowości, tzw. „nowa religijność”. Próba ujęcia świata oraz człowieczego losu w bardziej przemyślanej i sensownej formie. Horoskopy w gazetach, szczęśliwe kamienie, magia cyfr, układanki, odkrywanie tajemnych znaków, być może poszukiwanie prawdy o sobie. Zasadniczo to nie tylko sprawa literatury, ale zespół różnych poglądów z przynajmniej kilku dziedzin: filozofii, psychologii, astrologii czy teorii religioznawczych. Czytając Tokarczuk wielokrotnie stykamy się z tym szerszym poznaniem rzeczywistości, co w jakiś sposób uzasadnia narracja, umiejscowienie pojedynczego człowieczego bytu na mapie świata, wśród targających światem wojen, emocjonalnej pustki, z której wszyscy próbujemy się obudzić. Obok nowej duchowości jest też nowa prywatność, świat bóstw i mitów, gdzieś obok jednak żyjąca swoim życiem lodówka, czajnik czy słoiki po majonezie gotowe do przygotowania konfitur. Prywatność pustych mieszkań,

POST SCRIPTUM

9


opuszczonych już na zawsze szlabanów w zapuszczonych wsiach. Sen jako metafora ludzkiego potencjału, nie odkrytych pragnień, ale też marazmu, zagubienia. Ujmujący, delikatny, ale też sugestywny obraz świata, peryferii, bliski, pachnący codziennością, towarzyszy mi każdego dnia, sam również wywodzę się z domu dziennego… Odczuwam prywatność, intymne spotkanie z tekstem, za rękę prowadzi mnie nie fikcyjny narrator, a sama autorka, to nasze wspólne przeżycie, jej zdumienie albo rozczarowanie ma niezwykłą siłę oddziaływania.

Nie tyle jest to wymyślanie opowieści, co wspólna nad nimi medytacja, niezobowiązująca, pełna uniesienia, droga, którą podążam z własnej woli.

Wspólna podróż, bez obowiązku Nieprzypadkowo wspominam o własnej woli, a nie obowiązku, bowiem moja przygoda z twórczością Olgi Tokarczuk rozpoczęła się na studiach, niezobowiązująco. Książki Noblistki były poza ówczesnym spisem lektur.

10

POST SCRIPTUM

Sięgnąłem po opowiadania, powoli, wtapiałem się w te bezdroża, prywatne opowieści. Lubię czytać, ale nie jestem zwolennikiem szybkiego czytania – jest to w jakiś sposób pozbawione sensu. Od powieści czy mniejszych form literackich chciałbym dostać więcej niż tylko te rzędy liter, prawdziwe skarby ukryte są między wierszami. Przed Literacką Nagrodą Nobla pisanie Olgi Tokarczuk było – użyję tu chyba właściwego sformułowania –

domowe, codzienne, coś jak wiszące pranie hulające na wietrze w jakiejś wiejskiej osadzie. Niezwykle bliskie, jak walka o oddech. Utożsamiam się z tą twórczością. No i też trochę z tego względu smuci mnie sytuacja pisarzy po otrzymaniu tego prestiżowego wyróżnienia. Tokarczuk na sztandary, Tokarczuk na plakaty, pisarka stała się medialna, wszyscy czytają Tokarczuk. Zastanawiam się tylko, co to znaczy „wszyscy”. Mam obawy, że literatura w ten sposób blaknie, kształtują się jakieś jedyne i słuszne interpretacje,

górę bierze polityka, ustawia się ludzi za albo przeciw, a tak właściwie nie o to chodzi. Nie chciałbym, aby Tokarczuk stała się obowiązkowym, eksportowym dobrem narodowym, posągiem, który miast wzbudzać do myślowego buntu, sprowadzi swoją rolę do poddawania się bierności i szerzenia postaw konformistycznych. Ważne to szczególnie dzisiaj, gdy odrębność, inne zdanie, prowadzi do nieustannych potyczek – niestety – mało różnorodności, mało też tolerancji.

Mam jednak cichą nadzieje, że twórczość Olgi Tokarczuk zachęci do wymiany myśli, pomoże się otworzyć na inne światy. Zapewne któraś z pozycji Noblistki pojawi się w kanonie lektur szkolnych, pragnę tylko, żeby ta twórczość nie stała się obowiązkowa, a raczej chciana i doceniana, jak górskie źródełko, które daje życie. Zanim jednak Tokarczuk trafi masowo do szkół, trzeba się zatroszczyć o poważne wydania jej powieści z solidnym opracowaniem. Brakuje opracowań dzieł współ-


czesnych twórców, literatura nie jest niestety dostatecznie promowana. Tylko 37 procent Polaków w 2018 roku sięgnęło po książkę, z roku na rok czytamy coraz mniej. Jakie zadanie ma tutaj Literacka Nagroda Nobla, czy to w szerszym sensie w ogóle ludzi interesuje? Dodajmy, że tu nie tyle chodzi o czytanie książek Olgi Tokarczuk, a raczej o czytanie książek w ogóle, z czym mamy poważny problem. W obliczu epoki cyfrowej, mediów społecznościowych, wszystko staje

się produktem do wypromowania, literatura też w jakimś wymiarze zaczyna być otaczana gadżetami, a festiwale literackie są aktywnym sposobem spędzania wolnego czasu, niekoniecznie zresztą związanego z czytaniem. Jak się ma zatem medialny blichtr do literatury i czy to nie czasem powierzchowny celebrycki światek?

Olga Tokarczuk celebrytką… Przy szerszej perspektywie nie da się ominąć kwestii mediów i zaangażo-

wania pisarki w różnorakie literackie przedsięwzięcia. Do tej pory Tokarczuk raczej stroniła od nazywania siebie celebrytką, chociaż byłoby pewnie fałszywą skromnością stwierdzenie, iż będzie egzystowała tak jak dawniej. Literacka Nagroda Nobla przyznawana jest za całokształt twórczości, a przyznajmy, że Olga Tokarczuk nie złożyła broni. Każde jej spotkanie z publicznością zostanie uwiecznione, jej zdanie będzie miało znaczenie dla wielu środowisk opiniotwórczych,

będzie też szeroko komentowana. Doris Lessing, również Noblistka, doceniana przez samą Tokarczuk stwierdziła w swojej mowie noblowskiej, iż osoby parające się pisaniem zbyt często ulegają pokusie medialnego życia w blasku fleszy, a to nie oni są najważniejsi. Zdaniem Lessing każdy pisarz winien znaleźć sobię wolną przestrzeń do zagaspodarowania, wypełnić ją literacko i w taki sposób egzystować.

na różnych polach, sam byłem zresztą uczestnikiem zeszłorocznego festiwalu Apostrof, którego kuratorką była Olga Tokarczuk. Doceniam jej wkład w to wydarzenie, umożliwienie podjęcia wspólnej dyskusji przez literatów, jak również podjęcie ważnych, intrygujących kwestii. Olga Tokarczuk, to z pewnością człowiek fermentu, debaty tak przecież potrzebnej. Mam podejrzenia, że bardzo oblegany będzie w tym roku Festiwal Góry Literatury współorganizowany przez samą

Tokarczuk, a odbywający się w urokliwej Kotlinie Kłodzkiej.

Życzyłbym sobie i wszystkim, aby tego rodzaju spotkania zbliżały ludzi, a literatura zasiewała ziarno dobrych myśli. Na owoce przyjdzie jeszcze poczekać. [RK]

Robert Knapik

Aktywność medialna pisarzy to presja niekiedy trudna do zniesienia. Z uwagą śledzę poczynania autorki

POST SCRIPTUM

11


? Andrzej Pągowski

W

12

ybitny i wielokrotnie nagradzany na całym świecie artysta grafik, wszechstronnie utalentowany, który jednak za podstawowe medium obrał plakat. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Uczeń prof. Waldemara Świerzego. Brązowy medal na Międzynarodowym Biennale Grafiki Użytkowej w Brnie w roku 1977 za plakat „Mąż i Żona” otworzył mu drzwi do kariery, która trwa już ponad 40 lat i w ciągu której stworzył ponad 1500 plakatów oraz kilka tysięcy prac z różnych innych gatunków sztuk plastycznych i nie tylko. Laureat kilkudziesięciu nagród polskich i zagranicznych, wśród których warto wymienić kilkanaście najwyższych trofeów na Międzynarodowym Konkursie na Najlepszy Plakat Filmowy i Telewizyjny (w tym 6 Złotych Medali i tytuł The Best of Show) w Los Angeles oraz kilka nagród głównych na Międzynarodowym Konkursie na Plakat Filmowy w Chicago. Jego prace znajdują się w wielu kolekcjach prywatnych i państwowych, między innymi w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku i San Francisco, w Centrum Pompidou w Paryżu. Metropolitan Museum of Modern Art umieściło plakat „Uśmiech wilka” wśród 100 najważniejszych dzieł sztuki nowoczesnej w zbiorach MoMA.

POST SCRIPTUM


Autor zdjęcia: Michał Mutor Co jest takiego fascynującego w plakacie, że wybrałeś ten rodzaj przekazu jako swoje medium? Czyżby tylko szybki, błyskawiczny efekt? No cóż, malarz najpierw maluje obraz, potem szuka menadżera, marszanda, kombinuje, nawiązuje współpracę z galerią, mija jeden tydzień, drugi tydzień, pół roku, rok i mówią mu, że się jeszcze nie sprzedało, a w przypadku plakacisty – dzisiaj robisz, jutro jest na mieście i albo jest dobre, albo złe. Jeżeli złe, no to coraz mniej masz zleceń, jeśli dobre to masz ich coraz więcej. Skutki są prawie natychmiastowe. Mnie jednak zawsze bardziej kręciło bycie wśród ludzi, czyli pokazywanie tego, co robię i słuchanie opinii. Każdy ma jakieś inne predyspozycje, np. mnie nakręca odbiór widzów, to w jaki sposób postrzegają moje prace. Jeżeli zwracają na to uwagę, jeżeli coś im się podoba, jest do czegoś potrzebne… a właśnie, może to tu jest sedno, że nie bardzo umiem robić rzeczy, które nikomu nie są potrzebne i to nie tylko w kontekście samego faktu zlecenia. Jeżeli ktoś chce, żebym to coś zrobił, to mi się wtedy najlepiej pracuje. Od lat wszędzie Ciebie pełno, działasz jak petarda. W dorobku masz ponad 1500 świetnych plakatów, za które otrzymałeś wiele prestiżowych nagród. Ile zrobiłeś ich w ciągu ubiegłego roku i ile czasu przeciętnie zajmuje Ci namalowanie jednego?

W roku ubiegłym zrobiłem 112 plakatów. Nie można uśrednić czasu spędzanego nad jednym plakatem. Nie ma to recepty. Ja przyzwyczaiłem się do pracy jednonocnej, czyli pracuję w nocy i jeśli robię w nocy plakat, to rano zwykle już jest ok., ale nie ma reguły, nie zawsze się udaje. Kiedyś nie miałem wyboru. Siadałem w nocy przed terminem i malowałem, ale dziś, kiedy pracuję z komputerem, kiedy szukam tak naprawdę pomysłów, które by były czytelne na ulicy, to rzadko się udaje w jedną noc, ale w każdym razie staram się. Ktoś mógłby skrytykować, że co to za malowanie w jedną noc, ale ja bardzo źle znoszę „odchodzenie od listu”. Jeżeli piszesz list, to to jest pewien ciąg emocji, które przelewasz na papier, ręka chodzi, pismo ma jeden charakter. Nagle dzwoni telefon, dziecko woła, czy coś tam jeszcze. Odchodzisz, wracasz i ewidentnie widać, w którym miejscu przerwałeś i powróciłeś. Ja nie mogę sobie na to pozwolić w moim tworzeniu. Na te chwile odejścia, bo to widać. Z reguły staram się to zrobić za jednym zamachem. Czasami to powoduje, ze siedzę nawet do 6 rano, ale jednak próbuję zrobić w jedną noc. Jak przebiega u Ciebie proces twórczy, tj. czy potrzebujesz skupienia do pracy i metodycznie opracowujesz temat, czy raczej doznajesz jakiegoś olśnienia, po którym siadasz i bach-gotowe? Nie, nie, no tak to nie ma. Od momentu telefonu, maila, zapytania noszę w sobie temat i bardzo rzadko robię

POST SCRIPTUM

13


14

POST SCRIPTUM


od razu, bo zawsze wiem, że mam trochę czasu. Z reguły siadam tak naprawdę tuz przed oddaniem pracy. A dlaczego? Ano dlatego, żeby nie musieć się zastanawiać, co by tu jeszcze poprawić. Bardziej liczę na to, że klient ma jakieś uwagi. Nie ma ich za często, ale bywają. Natomiast nie chcę czegoś takiego, że zrobię, potem to będzie leżało, a ja w tym czasie pomyślę, że może zrobię jeszcze raz, może zupełnie inaczej. Ja jestem ADHDowiec i mnie samemu trudno jest siebie zadowolić, więc unikam takich sytuacji. Raczej staram się żyć tematem, a jak w końcu wpadam na pomysł, no to siadam i robię. To chyba akurat dość typowe zjawisko wśród twórców pracujących na zlecenie, że do końca szukają być może lepszej alternatywy. Ty ten czas świadomie skracasz, ale sądząc po efektach nie jest Ci on wcale potrzebny. Jestem typowym twórcą na zlecenie. Nic tak mnie nie inspiruje, jak świadomość, że ktoś chce coś u mnie zamówić. Oczywiście zaraz znajdą się głosy, że dla pieniędzy. Tak. Dla pieniędzy też. Ja bardzo lubię zarabiać pieniądze za to, co robię i uważam, że to jest normalne, bo to jest mój zawód, natomiast najbardziej w tym wszystkim kręci mnie nowy temat. Są oczywiście takie pomysły, które mi szybko wpadają do głowy i nie mogę się doczekać momentu, w którym usiądę i zacznę je realizować. Aż mnie ciągnie, ale zdarzają się i takie zwykłe zlecenia, które po prostu muszę rzetelnie wykonać. Na ile pomocne są w Twojej twórczości elektroniczne narzędzia i programy graficzne? Czy bywa, że podpowiadają Ci jakiś fajny efekt wizualny? Zdaje się, że z komputerem eksperymentowałeś już dawno temu... Pracuję już prawie dwadzieścia lat na komputerze. W tej chwili nie mam innych narzędzi zupełnie. Na tablecie mam prawie czterysta pędzli. Nie ma takiej możliwości, żeby mieć te pędzle w słoiku. Nie wszystkie pędzle znam. Czasami mam czas, żeby poszukać, czasami w trakcie pracy je zmieniam, bo mnie urzekają inne, dające jakieś nowe możliwości. To zresztą moi widzowie mogą łatwo zauważyć, bo ja mam takie cykle. Wpadam w jakąś uroczą stylistykę i bawię się nią załóżmy przez tydzień, dwa tygodnie, czy miesiąc i zmieniam. Teraz mam na przykład ciąg na formistów i po prostu zakochałem się w tego typu sposobie pracy, tj. szukaniu linearnych rysunków wypełnianych kolorem i prostą formą, ale pewnie i to za chwilę mi się znudzi. Zrobiłeś masę genialnych plakatów, robiłeś teledyski, zajmujesz się szeroko pojętą reklamą itd. Można powiedzieć, że jesteś multiinstrumentalistą w dziedzinie sztuk plastycznych. Ja jestem Leonardo da Vinci (śmiech), bo piszę książki, nagrywam płyty, robię teledyski, rzeźby, nakręcam filmy, piszę scenariusze, wymyślam scenografie, projektuję plakaty, okładki płytowe, ilustracje książkowe, znaczki.

Czego ja jeszcze nie robiłem? Aaa…na Księżycu nie byłem (śmiech). Nie tak dawno temu stworzyłeś książkę „Czy smartfony mają ogony”, w której zarówno tekst, którym też lubisz się bawić, jak i ilustracje są twojego autorstwa. Czy powstała tylko ta jedna książka, czy przewidujesz jakiś ciąg dalszy? Na razie wystarczyło mi natchnienia na jedną książkę. Próbowałem napisać dalszy ciąg tych fraszek dla dzieci, ale wtedy mi to poszło bardzo szybko i sprawnie, a teraz nie bardzo mi to wychodzi. Mam nadzieję, że przyjdzie jeszcze taki moment, w którym wpadnie mi do głowy równie absurdalne zdanie jak wtedy to: „Raz czarny baran owce wyprowadził na manowce” i na to czekam. Ha ha! To satyra nie tylko dla dzieci… Oprócz plakatów do spektakli, czy filmów brałeś także udział w kampaniach społecznych i robiłeś plakaty sytuacyjne. Ostatnio furorę zrobił plakat z kangurem. Plakatu z kangurem nikt nie zamówił. To są takie plakaty, które wykonuję z potrzeby serca, bo wielu ludzi ogląda moje prace i czeka na mój komentarz, a nawet wielu internautów podsuwa mi pomysły, żebym zabrał głos na ten czy inny temat. Często niestety polityczny, co mnie akurat za bardzo nie interesuje. Zabieram głos graficznie, ale też często podpisuję te prace, bo, jak zauważyłaś, lubię bawić się słowem. Wydaje mi się, że nawet mam obowiązek wypowiedzieć się w pewnych sprawach. Tym bardziej, jeśli widzę, że te moje wypowiedzi plastyczne mają odzew. Na przykład wtedy, kiedy Róża Thun pyta, czy może to pokazać w Brukseli i udostępnić, kiedy wydawnictwo Graphis opisuje to jako jeden z ciekawszych głosów w sprawach klimatycznych i kiedy ludzie nagle uświadamiają sobie ich sens. Plakat z kangurem tak naprawdę to nie jest plakat o płonącej Australii. Celem jest pokazanie, że to, co zaczęliśmy robić z przyrodą, już się tli jak bomba cykająca. Nikt z nas nie wie, czy ktoś będzie to gasił, czy ten lont będzie się nadal palił. W tym plakacie też jest pewien żart słowny, bowiem w języku polskim brzmienie słów „lont” i „ląd” jest bardzo podobne. W języku angielskim już tego niestety nie mamy, więc plakat jest bardziej jednoznaczny. Czy czujesz się swoistym graficznym misjonarzem? Misjonarzem nie, bardziej dziennikarzem. Ja po prostu utrwalam pewne sytuacje. Kiedyś przez wiele lat rysowałem komentarze społeczno-polityczne w „Wirtualnej Polsce”, ale gdzieś tam w pewnym momencie uzmysłowiłem sobie, że to zbytnio mnie wiąże ze sprawami politycznymi, które chciałem odciąć od mojej twórczości. Czasami ciągnie mnie jeszcze do takich komentarzy, więc jeśli się akurat nadarza okoliczność, to robię. Zajmujesz się także klasycznym malarstwem, prawda?

POST SCRIPTUM

15


JA PO PROSTU UTRWALAM PEWNE SYTUACJE Czy to trochę nie jest tak, jakby surfer przesiadł się na kajak? Czy dla plakacisty malarstwo nie jest zbyt żmudnym zajęciem? Co Ci ono daje? No może nie klasycznym, bo wszystko robię elektronicznie, ale malarstwem, tak. Dla mnie to jest tak, jakbym wystawił głowę powyżej chmur, gdzie jest czyste powietrze. Mój zawód związany jest z ciągłym uzależnieniem od „ktoś i coś”, a malowanie daje mi totalną wolność, w której nic nie muszę i robię co chcę. Jest to takie zachłyśnięcie się tą swobodą, w której mogę ćwiczyć pewne rozwiązania, które potem wykorzystuję w plakatach. Czy spotkałeś się z krytyką, że jakiś Twój plakat jest obrazoburczy albo nieprzyzwoity, bo zbyt mocno epatuje erotyzmem, a przecież dzieci na to patrzą (no bo jeśli wiszą na słupach czy billboardach to są widoczne dla wszystkich i nie da się ich odzobaczyć)? Jak wtedy reagujesz? W PRL-u cycki i kutasy nikogo nie gorszyły, a było ich pełno na moich plakatach. Teraz nikt by na to nie zezwolił. Mam świadomość, że w ogóle nie ma sensu takich rzeczy robić, bo i tak tego nie puszczą. Ostatnim obrazoburczym plakatem był chyba „Papierosy są do dupy”, który wiele osób chciało zdjąć. Był też „Boski spór” w Olsztynie, gdzie bardzo ostro zareagowano na ten plakat, bo był Chrystus „do góry nogami”.

16

POST SCRIPTUM


MALOWANIE daje mi totalną wolność,

w której nic nie muszę i robię co chcę

Urzędnicy czy publiczność? Urzędnicy, ale może publiczność też. Możliwe, że ktoś napisał do urzędu, że Pągowski obraził uczucia religijne, cokolwiek to znaczy. Wiesz, tak do końca to chyba nikt nie wie, co to są „uczucia religijne”. To tak jak z jądrami komara. Wszyscy wiedzą, że są, ale nikt ich na oczy nie widział. Ostatnio, po wielu latach bez zarostu zapuściłeś brodę. Czy jest w tym jakiś cel wizerunkowy, czy tylko fantazja? Wiąże się to z pewnym projektem, ale to wyjaśni się dopiero pod koniec roku. W każdym razie to mi się spodobało i zostałem przy tym. Właśnie wróciłeś z Wiednia. Czy ten wyjazd także łączy się z jakimś nowym projektem?

W Wiedniu byłem gościem Instytutu Polskiego. Rok temu z „LABEL Magazine” rozpoczęliśmy projekt związany ze stuleciem Bauhausu. Zaprosiliśmy dwudziestu grafików do wykonania prac opartych o ideologię Bauhausu. Wystawa tych prac jeździła po całej Polsce i bardzo się spodobała. Była m.in. w Muzeum Plakatu w Wilanowie. Teraz wiedeński instytut zaproponował, żeby pokazać ją u nich, stąd się tam pojawiliśmy. A najbliższe plany wystawowe? Gdzie będziemy mogli podziwiać Twoje najnowsze dzieła? Dwie wystawy będą w najbliższym czasie we Wrocławiu, bodaj w czerwcu. Wcześniej, w maju, w Łodzi, później w Cieplewie. Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale chyba też w czerwcu. Tam jest niesamowite, kultowe kino, pokazujące ambitne filmy.

POST SCRIPTUM

17


18

POST SCRIPTUM


Nowy projekt Andrzeja Pągowskiego:

WAJDA NA NOWO Sześćdziesiąt plakatów do wszystkich filmów i etiud

Andrzeja Wajdy To takie klimatyczne miejsce skupiające całą okolicę. W lipcu na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach pokażę cykl „Kieślowski na nowo”. W życiu tak aktywnego człowieka jak Ty, wiele się dzieje. W jaki sposób sytuacje, w których uczestniczysz, odciskają się na Twojej twórczości? Czy mają w niej swój ciąg dalszy? Jasne, np. 6 lutego, w Arkadach Kubickiego pokazaliśmy nowy kalendarz Gedeon Richter. To jest artystyczny kalendarz, który ukazuje się od dziewięciu lat. To wydarzenie zawsze jest mocno odnotowywane w Warszawie i ma coraz większą rangę. Obecna edycja tym razem zrobiona jest z panami. Panów jest dwunastu. W tym roku swoimi rozważaniami na temat kobiet podzielili się Borys Szyc, Paweł Małaszyński, Tomek Organek, Andrzej Fogtt, Piotr Fronczewski, Andrzej Chyra, Andrzej Saramonowicz, Andrzej Seweryn, Krzysztof Zanussi, Dawid Podsiadło, Janusz Gajos i Jerzy Bralczyk. Oni wypowiedzieli się na temat kobiet w ten sposób, że przesłali mi takie krótkie zapisy przemyśleń, a ja do tego zrobiłem ilustracje. Z kolei w trakcie pracy jest duży projekt „Wajda na nowo”, który zamierzam ukończyć latem przyszłego roku. Jest to sześćdziesiąt plakatów do wszystkich filmów i etiud Andrzeja Wajdy. Już wiem, że pokażemy to na festiwalu filmów fabularnych w Gdyni, pokażemy też w Suwałkach, gdzie Andrzej się urodził. Jest także propozycja, żeby pokazać to w Instytucie Polskim w Wiedniu. To chyba wszystko, co mam teraz „na tapecie”. Zatem czas bogaty w wydarzenia, choć rok dopiero się zaczął. To świetnie dla nas wszystkich, gratuluję! Jednak człowiek po intensywnej pracy potrzebuje trochę wytchnienia, a Ty w dzień biegasz, coś załatwiasz, pracujesz w biurze, jeździsz na różne spotkania, a w nocy siedzisz w pracowni i malujesz.

Potrafisz w ogóle odpoczywać? Jak to robisz? No właśnie! Po intensywnym dniu idę do pracowni i tam odpoczywam… pracując. Ja naprawdę bardzo dobrze się czuję, jak pracuję. Malowanie autentycznie sprawia mi wiele frajdy i to mnie odpręża. To, co robię w ciągu dnia, jest zdecydowanie bardziej męczące, bo to są spotkania, konsultacje, obrady jury, jeżdżenie, przygotowywanie projektów, wystaw. To wymaga wielu umiejętności, ale też wsparcia wielu osób, bo przecież nie robię tego sam, a więc także wymaga konsultowania i koordynowania. Natomiast potem przyjeżdżam do swojej pracowni i tutaj jestem sam ze sobą, ze swoimi projektami, przemyśliwaniami, muzyką. Nawet teraz, podczas rozmowy z Tobą, cały czas rysuję. To jest dla mnie przyjemność. Oczywiście, jak przychodzi wiosna, to dochodzi pływanie, rower, dochodzą spacery. To jest to, co ja lubię. Natomiast jak jest jesień i zima, to ja tego nie cierpię i staram się wtedy jak najmniej wychodzić na dwór i nie oglądać tej szarzyzny. Czyli „byle do wiosny”. Podsumujmy: Jesteś człowiekiem sukcesu, zarówno na polu zawodowym, jak i osobistym. Wszystko w życiu Ci się udawało i szybko przychodziło. Zawsze „wsiadałeś do dobrego pociągu”. Czujesz się spełniony artystycznie? Jest tu pewna pułapka. To pytanie jest jednym z często mi zadawanych „ Czy Pan się czuje człowiekiem sukcesu?”. Kiedyś mi się wydawało, że tak. Mam dużo nagród i fajne życie, ale to nie tak, nie w tym rzecz. Myślę, że dziś mój sukces ma inną miarę. Mając 67 lat nadal mam dużo zleceń, czuję się dobrze i to mi sprawia frajdę. To właśnie jest mój wielki sukces, że udało mi się tak ustawić swój organizm i taką pozycję zdobyć, że to kontynuuję. Kiedyś myślałem, że nagrody mają

POST SCRIPTUM

19


20

POST SCRIPTUM


W rozmowach z młodymi twórcami

życzę im, aby w moim wieku

mieli tak samo dużo zleceń, jak ja

i tak samo się cieszyli ze

swoich osiągnięć,

jak cieszą się teraz. znaczenie. Owszem, one dają dużo satysfakcji, ale są potężną pułapką, bo jeśli uwierzysz, że nagroda generuje ci jakość, to jest to nieprawda. Ona jest przyznana za „tu i teraz”, więc jeżeli jutro, za miesiąc, za rok nie jesteś „tu i teraz”, czyli nie jesteś tak samo dobry lub lepszy, a raczej żeby dostać nową nagrodę musisz być lepszy, to tych nagród po prostu nie dostaniesz, a to, że otrzymałeś nagrodę kilka lat temu, nie przekłada się na przyszłość. Nie ma nagród dawanych do przodu, więc żeby zdobywać stale te nagrody, trzeba być cały czas w gotowości. Niemniej one nie wyznaczają twojego statusu genialności i świetności. W rozmowach z młodymi twórcami życzę im, aby w moim wieku mieli tak samo dużo zleceń, jak ja i tak samo się cieszyli ze swoich osiągnięć, jak cieszą się teraz. To jest według mnie wyznacznik sukcesu. Polemizowałabym o tyle, że zapracowałeś na markę „Pągowski” i jest Ci łatwiej rozmawiać ze zleceniodawcami z pozycji osoby znanej i cenionej w branży. Nie zawsze dostaję wolną rękę, ale rzeczywiście jest mi łatwiej, to prawda. Nie zwalnia mnie to jednak z wytężonej pracy. Mogę także pozwolić sobie, by powiedzieć „nie”. Czasami rezygnuję ze zlecenia, np. jeśli osoba po drugiej stronie nie zadała sobie trudu, żeby sprawdzić co w życiu zrobiłem, co osiągnąłem i sugeruje, że to ich zlecenie będzie dla mnie świetną promocją. Na szczęście to sporadyczne przypadki. Zadam Ci teraz bardzo trudne pytanie (śmiech): Czy masz jakieś – uwaga – nierealne marzenie? Tak, na pół roku na wakacje. Nie ma takiej możliwości, ale gdyby tak mogło się stać, to byłaby to jakaś fajna ciepła wyspa. Z dużą ilością słońca, piachu, ciepłej wody, bez rekinów(!)…

Wytrzymałbyś pół roku??? Żartujesz, z Twoim ADHD? Uwierz mi, że tak, bo zabrałbym ze sobą tablet i rysował sobie co chcę. Gdy byłem ostatnio na Teneryfie, namalowałem portret ślicznej Murzynki, który się bardzo spodobał i równie ładnie sprzedał. Widziałam „ją” na Facebook’u. Chyba często korzystasz z tego portalu do prezentacji swoich prac, prawda? Tak, bo to jest takie moje miejsce kontaktu z ludźmi. Moja „ulica”. Często mnie ludzie pytają o media społecznościowe. Kiedyś moje plakaty wisiały masowo na ulicach, wiec tego nie potrzebowałem. Dziś nie ma takiej ulicy, gdzie plakaty wisiałyby masowo. Na 112 zrobionych przeze mnie w tym roku plakatów może z 10 procent było rozlepionych na ulicach, albo i mniej, a media społecznościowe są ogromną „ulicą”. Tam są ludzie, których w większości nie znam, którzy „chodzą”, jak to na ulicy, i się przyglądają. Przewaga takiej prezentacji jest taka, że ci ludzie często się ze mną kontaktują. Mam nawet takie grupy, które w jakimś sensie ze mną są, a bywa, że pojawiają się na wystawach w różnych miejscach. Głównie panie, tych jest ok. 70 procent, ku mojej uciesze, rzecz jasna. Pięknie dziękuję za rozmowę w imieniu swoim i czytelników „Post Scriptum”, życząc samych radości i nieustawania w twórczym biegu, no i może kiedyś jednak tych długich wakacji na ciepłej wyspie. Również dziękuję. [JN] Oficjalna strona autorska:

www.pagowski.pl

Rozmawiała Joanna Nordyńska POST SCRIPTUM

21


Wzoruję się na

malarstwie realistycznym, podziwiam wspaniały warsztat dawnych artystów,

dążę do harmonii i ładu w obrazie, zachowując najczęściej

uniwersalne i sprawdzone zasady kompozycyjne.

22

POST SCRIPTUM


Diana Żarów POST SCRIPTUM

23


Sztuka to:

powiew wiatru na twarzy, krople deszczu na skórze, uśmiech drugiego człowieka.

24

POST SCRIPTUM


Diana Żarów Moje pisarstwo nazywają poszukującym, bo trudno je zdefiniować, a jak Ty określisz swoje malarstwo?

Mojej twórczości nie nazwałabym poszukującą. Obrazy są w zasadzie na wskroś klasyczne. Pokusiłabym się nawet do wpisania ich w nurt realizmu magicznego czy symbolizmu. Wzoruję się na malarstwie realistycznym, podziwiam wspaniały warsztat dawnych artystów, dążę do harmonii i ładu w obrazie, zachowując najczęściej uniwersalne i sprawdzone zasady kompozycyjne. Z drugiej jednak strony, to nie jest też do końca tak, że nie mam nic swojego, dodaję bowiem do każdego z obrazów własne postrzeganie świata, własne interpretacje, bazując na metodach dawnych mistrzów. W takim malarstwie się odnajduję i czuję najlepiej. Jak zdefiniowałabyś sztukę? A jak zdefiniować sztukę w kilku zdaniach? Sztuka to jest obraz, rzeźba, film, muzyka, literatura. Ale też powiew wiatru na twarzy, krople deszczu na skórze, uśmiech drugiego człowieka. O tym, czym jest sztuka, można by rozmawiać do końca życia i jeden dzień dłużej. Jest tyle aspektów i rodzajów! Pozwolisz, że w związku z tym, na czym skupiam obecnie swoje zainteresowania, zawężę moją wypowiedź do sztuki wizualnej. Przeciętny Kowalski rozumie sztukę jako obraz w galerii czy muzeum. Tymczasem ona jest wszędzie! Wystarczy się tylko rozejrzeć. Ulubiona filiżanka, w której pijesz poranną kawę czym jest? Kto ją tak zaprojektował, że akurat z niej chcesz pić? Dlaczego wśród tysięcy filiżanek w sklepie wybrałeś właśnie tę? Architektura, aranżacja wnętrz, ogrodów, meble, dodatki, moda – wyobraź sobie, że przy wyborze kierowalibyśmy się tylko względami pragmatycznymi. Jak wyglądałoby wtedy nasze otoczenie? Naturalną cechą ludzkości jest dążenie do piękna i harmonii. Otaczamy się przedmiotami, które mają ogromny wpływ na nasze samopoczucie. Obraz, kolor, forma, faktura – potrafią wywołać spokój, harmonię, błogość. Ale też niepokój, przygnębienie, smutek, strach. Sztuka ma ogromną moc, potrafi zmieniać nawet

światopogląd, nadaje często nowe nurty i trendy ogólnoświatowe czy społeczne. Popatrzmy na historię i na kanon kobiecego piękna. Średniowiecze – szczupłość, ascetyzm, z kolei w baroku wszystko ociekało zmysłowością, a im kobieta była pulchniejsza, tym ładniejsza. Przypomnij sobie kobiety Rubensa. Jak to możliwe, że na przestrzeni wieków ideał piękna może się tak diametralnie zmieniać? I kto, bądź co go kreuje? Przeciętny Kowalski nie zdaje sobie sprawy z mocy sztuki. Może powiedzieć: „Ja się sztuką nie interesuję”, ale jego wybory są jednak podyktowane kreatorami trendów, stylu, nurtów sztuki. Tak więc sztuka w ogromnej mierze określa to, kim jesteśmy, co lubimy, co kupujemy i co cenimy. Pospierałbym się, czy „kreatorzy trendów” tworzą akurat sztukę, ale zostawmy to na inny raz. Dlaczego malujesz kobiety? Czy Twoje malarstwo można nazwać feministycznym? Myślę, że nazwanie mojego malarstwa feministycznym, to zbyt daleko idąca interpretacja. Owszem, maluję ostatnio głównie kobiety, bo taki mam teraz okres w mojej twórczości. Interesuje mnie nie tyle kobieta, co figuratywizm: ciało ludzkie, pokazanie emocji poprzez postać człowieka. Tak prywatnie, oczywiście, czuję się feministką, chociaż to zbyt wąskie określenie mojego światopoglądu. Popieram nie tylko prawa kobiet, co każdego człowieka do wolności życiowych wyborów, o ile nie krzywdzą one innych. Mam alergię na słowa: powinnaś, należy, nie wypada, to wstyd dla kobiety/mężczyzny. Staram się walczyć z dyskryminacją światopoglądową, religijną, rasową, osób niepełnosprawnych, nie-hetero-normatywnych. Tak naprawdę nie trzeba wiele, wystarczy jedynie nie wtrącać się w życiowe wybory innych, nie pouczać, nie gardzić ludźmi, a świat stanie się dużo przyjemniejszy do życia. Wymień malarzy, których prace chciałabyś mieć na domowej ścianie. Ze trzech takich naj... To bardzo trudne pytanie. Średnio co miesiąc POST SCRIPTUM

25


26

POST SCRIPTUM


Interesuje mnie nie tyle kobieta, co figuratywizm: ciało ludzkie, pokazanie emocji poprzez postać człowieka.

wieszałabym na ścianie prace kogoś innego. Na chwilę takie tam, przyziemne marzenia… obecną wybieram: Marka Demsteader’a, Alejandro A gdyby stanął przede mną Alladyn i mogłoby Pascale’a i Andrea Kowh’a. się spełnić wszystko, to chciałabym być nieśmiertelna!Namiętnie czytam i oglądam programy dotyczące A gdybyś mogła wymyślić siebie na nowo, jak najnowszych naukowych wynalazków, teorii kosmozaplanowałabyś swoje życie? Byłabyś drwalem na logicznych, fantastyki naukowej. Bardzo żałuję, że nigAlasce a może żyła w Tybecie mając kilku mężów? dy nie dowiem się, jak będzie wyglądał świat za sto, tysiąc, dziesięć tysięcy lat. Może będziemy latać Gdybym miała wymyślić siebie na nowo, moje życie na wakacje na inne planety, jak dzisiaj na Mazury, wyglądałoby prawie dokładnie tak, jak dziś. Być może a naszymi przyjaciółmi będą roboty, a może tak nie starcza mi wyobraźni na wizualizację mojego ży- wrośniemy w wirtualną rzeczywistość, że ciała fizyczcia w Tybecie czy na Alasce, ale wydaje mi się, że nie ne przestaną mieć znaczenie? różniłoby się diametralnie od obecnego. Tak naprawdę ludzie wszędzie są podobni, problemy Ostatnie zdanie jest jakby wyciągnięte z mojego i radości podobnie przeżywają. Vorteksu. Tam właśnie opisałem taki wariant Zbyt ostry klimat pewnie by mi przeszkadzał. W tropi- rozwoju ludzkości. Dziękuję za rozmowę, Diano. kach też żyłoby się koszmarnie, bo bardzo źle znoszę upały. W Polsce jest mi w sam raz, mamy przecież Ja też dziękuję i pozdrawiam Czytelników piękny kraj, idealny do zamieszkania. Jest i zima, i lato, Post Scriptum. [JP] i pory pośrednie. Mamy demokrację, wolność, kobiety i mężczyźni posiadają równe prawa. Nie wyobrażam Prace artystki można między innymi pooglądać sobie żyć w kraju terroru politycznego bądź religijne- na jej stronie: go. Mieć jakąś z góry społecznie ustaloną rolę. https://www.facebook.com/dreamart1324/ Tak więc to Polska jest moim wymarzonym miejscem do egzystencji: zmieniłabym ewentualnie jakieś Rozmowę przeprowadził Jarek Prusiński drobne detale, ale te najważniejsze życiowe wybory, uważam, że podjęłam słuszne i nie żałuję ich. Nie mam potrzeby zastanawiania się, co by było gdyby, bo tak naprawdę niewiele potrzebuję, żeby się czuć szczęśliwą. Największą radość sprawiają mi drobiazgi, które w każdym zakątku świata są do osiągnięcia: przytulenie bliskiej osoby, promienie słońca na twarzy, spacer po lesie, czy dobra książka. O czym marzy Diana Żarów? Jeżeli chodzi o marzenia realne, to chciałabym, żeby wszystko było tak, jak teraz. Żeby nie było gorzej. Żebym miała więcej czasu dla siebie, żebym była jakieś 5 -10 lat młodsza i żeby ząb czasu mnie nie nadgryzał. Żeby zdrowie dopisywało, dzieci rosły,

Diana Żarów POST SCRIPTUM

27


Renata Cygan Jestem swoją niepewnością rano nie wstaję z łóżka sąsiadka mówi że przyniesie mi bułki ze trzeba żyć ty mówisz że mógłbyś być ze mną gdyby nie okoliczności mój psychiatra mówi że to depresja i zapisuje tabletki które chowam do brązowej szufladki tej w kuchni pod oknem mam spory zapas szklana podłoga jest pode mną niezdarnie robię krok zabija mnie [STAN DUSZY]

Katarzyna Brus- Sawczuk 28

POST SCRIPTUM

ZMYSŁY Lubię słuchać gdy kichasz i patrzeć gdy ziewasz. Lubię pić z twego kubka kakaowy zapach. Lubię zimą przy ogniu, w iskier złotokapach pocałować za uchem, gdy się nie spodziewasz. Gdybym nie mógł cię słyszeć, to bym cię zanucił. Gdybym oślepł, zobaczyłbym ciebie dotykiem. Gdybym nie mógł dotykać, byłbym lunatykiem, lub psiakiem przerażonym, gdy pan go porzuci. Wszystkie moje neurony i synapsy moje, moją pamięć, sens zdarzeń, umysł niezawisły, poprzenoszę w bezpieczne kryształowe słoje, by jak bańka mydlana w pył się nie rozprysły. Bym się nie bał tak bardzo, jak teraz się boję, że gdy ciebie utracę, utracę też zmysły.

Adam Gwara


POEZJA Wiersze

nadesłane Ziemia bez ziemi Lasy bez drzew Ptaki bez śpiewu Co nam zostało dzisiaj po raju? Tylko wspomnienie kruche i blade które jak listek z dzieciństwa łąki drżący w zielniku pamięci kładę aby przechować do lepszych dni pamięć o dębie co uległ pile pamięć o rzece co niedorzecznie marzy o rybie i wodzie żywej… Nocą podchodzą pod moje drzwi bezpańskie koty kulawe psy które umarły przed tylu latu podają łapkę mruczą do snu… Przecieram oczy Nie – to nie sen To czas zawrócił i ptasie śpiewy złączyły ziemię z beztroskim niebem gdzie wszystko takie samo jak tu: zboże na chleb kwiaty na podziw i Bóg na cuda w żłobku się rodzi abym uwierzyć raz jeszcze mógł w Ziemię dla ludzi…

Juliusz Wątroba

LIRA Z POWOLNYM TEKSTEM W muszli żółwia kilka strun pozornie obcych Wiatr zawiewał by w wysokich szumieć dźwiękach Wiersz się czaił w powijakach samotności Z zimnych myśli wyłaniała się piosenka Wiatr zawiewał by w wysokich szumieć dźwiękach Młode struny otulone ciszą w drżeniach Z zimnych myśli wyłaniała się piosenka Rozpostartych kilka nut na ogrodzeniach Młode struny otulone ciszą w drżeniach W bąblujących słowach pręży się świat cały Rozpostartych kilka nut na ogrodzeniach Niepokoje kołysane w schowkach ciała. W bąblujących słowach pręży się świat cały Rytualnie dźwięk się zderza w powtórzeniach Niepokoje kołysane w schowkach ciała Całość wzbiera i rozbrzmiewa w skojarzeniach Rytualnie dźwięk się zderza w powtórzeniach Autystyczna lira żyje w własnym świecie Całość wzbiera i rozbrzmiewa w skojarzeniach Miłość wzmaga tempo nut i słownych wskrzeszeń Autystyczna lira żyje w własnym świecie W muszli żółwia kilka strun pozornie obcych Miłość wzmaga tempo nut i słownych wskrzeszeń Wiersz się czai w powijakach samotności.

Dr. LSR Prasad

Przekład: Renata Cygan

My rodzimy, oni typują Prę przeciw zaostrzeniu, później będę odpoczywać. Głowę niosę wyżej niż kiedykolwiek i nie zawaham się jej użyć. Próbujesz mnie zmęczyć. Zapomniałeś, że jestem niezmęczalna. Nie chcę dłużej być Polką, która się boi.

Beata Kołodziejczyk

POST SCRIPTUM

29


POEZJA

Polecane Ukończył technikum górnicze w Wałbrzychu oraz filologię polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Debiutował w 1969 na łamach tygodnika „Życie Literackie”. Ukończył technikum w Wałbrzychu filologię polską Jego poezję odkryłgórnicze Artur Sandauer, który oraz napisał o nim, wżeWyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Debiutował trafia „swoją liryką prosto do ludzkich serc”. Od 1975 w wdziennikarstwie, 1969 na łamachm.in. tygodnika „Życie Literackie”. poezję w „Wieściach”, później Jego w „Gazecie odkrył Artur Sandauer, któryPolskim”. napisał oPublikował nim, że trafia „swoją Krakowskiej” i „Dzienniku wiersze naliryką prosto do ludzkich serc”. Od 1975 w dziennikarstwie, jczęściej w „Tygodniku Powszechnym” (od 1974 do 1994), m.in. w „Wieściach”, później w „Gazecie Krakowskiej” i „Dzienniku w „Nowym Dzienniku” (wychodzącym w Nowym Jorku) iw Polskim”. Publikował wiersze najczęściej w „Tygodniku Powszech„Twórczości”. nym” (od 1974 do 1994), w „Nowym Dzienniku” (wychodzącym wWNowym i w „Twórczości”. 1989 Jorku) jego wiersze trafiły do programów szkolnych, w następnych latach na matury języka polskiego (m.in. Wwiersze 1989 jego wierszedomowa, trafiły doTańcowały programów szkolnych, w nasApokalipsa dwa Polaki, czy tępnych latach na matury języka polskiego (m.in. wiersze Mam 25 lat). Odtąd są też publikowane w wielu antologiApokalipsa domowa, Tańcowały dwa Polaki, czy Mam 25 lat). ach krajowych i zagranicznych. Odtąd są też publikowane w wielu antologiach krajowych i zagranicznych. Jego wiersze stały się również inspiracją dla wielu piosenkarzy i kompozytorów, m.in. dla Starego Dobrego MałżeństJego stały Budą, się również wielu piosenkarzy wa, wiersze grupy Pod Beatyinspiracją Paluch, dla Beaty Rybotyckiej, i kompozytorów, StaregoElżbiety DobregoAdamiak, Małżeństwa, Jakuba Pawlaka,m.in. Julii dla Zaryckiej, Hannygrupy Pod Budą, Beaty Paluch, Beaty Rybotyckiej, Jakuba Pawlaka, Banaszak, Krzysztofa Myszkowskiego, Andrzeja Słabiaka, Julii Zaryckiej, Elżbiety Adamiak, Hanny Banaszak, Krzysztofa Andrzeja Zaryckiego. Tłumaczone były na 20 języków, m.in. Myszkowskiego, Andrzeja Słabiaka, Andrzeja Zaryckiego. angielski, hebrajski, niemiecki, czeski, rosyjski, hiszpański i Tłumaczone były na 20 języków, m.in. angielski, hebrajski, nieszwedzki. miecki, czeski, rosyjski, hiszpański i szwedzki. Mieszka MieszkawwKrakowie. Krakowie.

Józef Baran

SEN - WYCIEK WIECZNOŚCI znów mnie wyrzuca świt na brzeg niczym muszlę ze skłębionego oceanu w mojej głowie niczym w muszli szumiało noc całą wiecznością i snami

30

i wszystko pomieszało się z wszystkim wszyscy byli wszystkimi i nie było jeszcze sztucznego podziału na umarłych i żywych POST SCRIPTUM


RĘKA

THE BUTTERFLY EFFECT

Piękna marokańska żebraczka a może prostytutka wciśnięta wstydliwie w zaułek schodów o oczach – błyszczących perłach wyrzuconych na śmietnik Wyciąga do mnie rękę o datek i ta odtrącona ręka wydłuża się rośnie cieniem przez ocean góry chmur równinę nad Wisłą nie dając mi spokoju niema skarga a może wyrzut wobec Boga i możnych tego świata do których zaliczyła także mnie łowcę egzotycznych krajobrazów mijającego ją obojętnie w pogoni za pięknem i także w drodze do nicości

wzruszasz ramionami mówiąc że poezja dziś to zaledwie trzepot skrzydeł motyla

GLOBALIZM jajka z Bali miód z Italii sery z Australii ryż i kaczka pekińska imbirowa herbata indyjska woda importowana z Malezji owoce morza z Indonezji robię z tego śniadaniowy mix w brzuchu Made in Poland w hotelu „Fraser Suites” gapiąc się przez okno na Singapur gdzie niedawno szumiała dżungla a dziś tysiące drapaczy chmur wynoszą pod niebo globalną cywilizację

odpowiadam słowami autora teorii chaosu Edwarda Lorenza że trzepot skrzydeł motyla w Brazylii spotęgowany reakcją łańcuchową może wywołać tornado w Teksasie a każda wielka podroż zaczyna się od małego kroku W TRAMWAJU – PODPATRZONY DIALOG OCZU ZAKOCHANYCH – z tobą miła Nawet do piekła szłoby się bosko! a zaprzepaścić się w grzechach sama rozkosz! – z tobą miły porwać się na szczęście jak z motyką na słońce! i biec przez życie już do samego końca! – z tobą nadzwyczajnego wciąż coś chciałoby się! za łeb ze światem brać się już o świcie… a wieczorem, wieczorem kochać się i rozmawiać do woli do samego rana, bo na sen szkoda czasu kochana – z tobą na wódkę skoczyć w najgłębszą przepaść, i wylądować gdzieś pośrodku Nieba! POST SCRIPTUM

31


Metin Cengiz: turecki poeta, pisarz, korektor, redaktor i tłumacz (ur. 3 maja 1953 r. w Göle). W 2005 roku założył Wydawnictwo Şiirden, we współpracy ze swoimi przyjaciółmi, aby publikować wiersze i eseje dotyczące teorii poezji. Zdobył nagrodę Behçet Necatigil Poetry w 1966 roku za książkę Şarkılar Kitabı (The Book of Songs), Melih Cevdet Anday Poetry Award w 2010 roku za książkę Bütün Şiirleri 1 (Collected poems 1), Bütün Şiirleri 2 (zebrane wiersze 2) i Tudor Arghezi İnternational Poetry Award w 2011 roku (w Rumunii). Jest członkiem Writers Syndicate of Turkey, Association of Turkish PEN Writers and Turkish Authors Association. Jego wiersze są tłumaczone na wiele języków i publikowane w licznych antologiach i magazynach literackich w Turcji i za granicą. Zorganizował kilka międzynarodowych festiwali poetyckich w Yalova, Çanakkale and Nicosia.

DESZCZ

METIN CENGIZ

ZCZSED

POEZJA

Tłumaczenie wierszy z języka angielskiego: Renata Cygan

*** W tym roku ogród nie zakwitnie różami Bądź deszczem na ulicy i oczyść mnie … Jestem wodą płynącą ulicami Bądź moim żlebem i moją zatłoczoną twarzą Pozwól mi płynąć z tobą do wieczności

32

POST SCRIPTUM


*** Wczoraj obserwowałem deszcz Deszcz, który wszystko wywraca do nieba Teraz wszystko wisi w powietrzu Jakby zamrożone na chwilę przed upadkiem na ziemię Zaplątane między umysłem a niebem Unosi się jak ptak w locie Widziałem cię przez chwilę, twoje spojrzenie i postać jak deszcz Rzuciłem się na strugi wody, chwytając twoje ciało Ludzie współczuli głupcowi, mówili: stracił rozum… Krzyknąłem: myślcie co chcecie, tylko nie dotykajcie deszczu

DESZCZ ***

Deszcz pada jak długi lament Jakby lawina spadła na okna Zawiasy świata pękają I niebo ląduje, szarpiąc włosy Zapamiętaj mnie w tę pogodę, kochanie W ogniu rozpalonym przez deszcz W ogniu, który spalił mnie na ulicy Zapamiętaj mnie, moja droga, w tych ruinach

*** Deszcz śmiałymi kroplami uderza w duszę Trąca czułe struny pamięci A życie płynie do wód Twoje drogie oczy opuszczają twarz Na moście jest przeszłość, którą przywołuję Pięści i marsze, pałki policyjne i pistolety żandarmerii Cokolwiek przeżyłem, jest jak zapieczętowany sen Obserwuję ogień rozpalony deszczem na ulicach Ogień w ludzkich duszach, jak miłość, jak nadzieja Wszędzie płoniemy Takie jest życie Ściska mi gardło jak stal Wyciągam rękę do przeszłości Deszcz trzyma moją rękę zamiast zrujnowanych lat Zmienia się w wodę i płynie Moje pięćdziesiąt cztery lata straciły na waleczności

Jestem ruiną tego świata

POEZJA

*** Wieczór zmęczony, wieczór samotny jest smutny Niech pada deszcz, by świat się napił i ożywił Jakby budząc się z długiego snu Jako dziecko nauczyłem się narodzin Nadal nie rozumiem śmierci, która odeszła

POST SCRIPTUM

33


Katarzyna Jamróz Kasię Jamróz udało mi się złapać w przerwie

pomiędzy próbami do kolejnej roli. Ponarzekała trochę, że jest zmęczona i nie ma siły, ale dała się namówić na .

krótką rozmowę

Kim jest Katarzyna Jamróz? Aktorką? Piosenkarką? Poetką? Które z Twoich wcieleń jest Ci najbliższe?

Gdybyś miała wehikuł czasu, co zmieniłabyś w swoim życiu, co zrobiłabyś inaczej?

Każde. To tak jakbyś spytał, czy wolę ręce, czy nogi.

Pewnie bym do niego wsiadła i nigdy nie wróciła. Wszędzie potrafię się zgubić.

Nie wspomniałem, że jeszcze jesteś artystką kabaretową. O czymś jeszcze nie wspomniałem? Wystarczy. I tak mnie nie znoszą za nadmiar talentów. Która rola aktorska jest Ci najmilsza? Która wspominasz najcieplej? Cypisek w bajce baletowej „Rumcajs”. ???

Skończyłaś Szkołę Muzyczną, zdobyłaś główna nagrodę na ukochanym przeze mnie Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu... Takie są fakty, więc nie będę zaprzeczać. Nie chciałem Cię zaskakiwać Twoim własnym życiorysem. To inaczej – wolałabyś być polską Madonną, czy polską Meryl Streep? Zdecydowanie Meryl. Za wszystko.

Miałam wtedy sześć lat i niczego się nie bałam – tłumaczy z promiennym uśmiechem - Scena była placem zabaw. Oazą bezpieczeństwa.

No, to skoro już przy tym jesteśmy, jakie są Twoje fascynacje? Kogo podziwiasz?

A teraz? Dżunglą pełną drapieżników?

Wspomnianą już Streep, Streisand , Elle Fitzgerald...

Może nie aż tak (śmiech), ale trema jest coraz większa.

Podobno aktor, grając rolę, potrafi używać aktorskiej kreacji jak kostiumu i dlatego nawet sceny nagości nie są wstydliwe. Jak jest z Tobą? Grałaś takie sceny?

Tak słyszałem. Podobno nie da się do niej przyzwyczaić. Ale można ją pokochać. W tym zawodzie nawet trzeba.

Tak. W czasach, gdy jeszcze było co pokazać. Jednak znacznie trudniejszy jest ekshibicjonizm emocjonalny.

Z buddyzmu podobno pochodzi twierdzenie, że jedynie zwycięstwo nad samym sobą ma jakieś znaczenie. Czy też nad własnymi słabościami, takimi jak trema.

Czy jest coś, o co nie spytałem, a bym spytał, gdybym był mądrzejszy?

Zwycięstwo kojarzy mi się z tym, że ktoś wygrywa, a ktoś przegrywa. Tu raczej chodzi o pokojowe współistnienie, a nawet czerpanie z takiej koegzystencji.

34

POST SCRIPTUM

Gdybyś był mądrzejszy, zrobiłbyś wywiad z Dalai Lamą.


Grywałam rozbierane sceny, jednak najtrudniejszy jest

ekshibicjonizm emocjonalny K

ATARZYNA JAMRÓZ – znakomita aktorka i piosenkarka, absolwentka szkoły muzycznej w Gliwicach i krakowskiej PWST. Pochodzi z artystycznej rodziny. W wieku sześciu lat zadebiutowała na scenie Gliwickiego Teatru Muzycznego. Jest zdobywczynią Grand Prix Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu (1993). Od lat występuje w teatrze, na estradzie, w kabarecie i serialach telewizyjnych. Szerszej widowni znana z takich produkcji filmowych, jak „Pożegnanie z Marią” i „Wszystko, co najważniejsze”, czy seriali „Prawo Agaty”, „Na dobre i na złe”, „Kryminalni”, „Psie serce”, „Marzenia do spełnienia”, „M jak miłość”…

W

ystępowała m.in. w Teatrze Bagatela w Krakowie, Teatrze Muzycznym w Gdyni, Teatrze Muzycznym w Gliwicach, Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie, Teatrze Powszechnym w Radomiu, Teatrze Komedia w Warszawie. Przez wiele lat była gwiazdą kabaretu Loch Camelot, współpracowała także z Piwnicą pod Baranami. Na teatralnych deskach zagrała wiele głównych ról. Przede wszystkim w spektaklach muzycznych, m.in. Roxy Hart w polskiej wersji słynnego musicalu „Chicago”, Sally Bowles w „Cabarecie”, Sheilę w kultowym „Hair”, czy tytułową rolę w „Piaf”.Aktualnie pracuje nad swoją płytą i tomikiem wierszy.

POST SCRIPTUM

35


A gdybym czytał prasę plotkarską, co wyczytałbym o Katarzynie Jamróz? Jest jakiś mąż, kochanek albo modnie - kochanka? Pytam w imieniu tych, co są w Tobie zadurzeni. Ci co są zadurzeni (jeśli tacy w ogóle są) już dawno sobie „wyguglali” i wiedzą. Lepiej się przyznaj, że sam jesteś ciekawski (śmiech). Bardzo dziękuję, że znalazłaś chwilę dla Czytelników Post Scriptum – mówię, nie pokazując po sobie, że jestem urażony tą insynuacją. A właściwie tym, że się domyśliła. Ja też dziękuję, że chcieliście akurat ze mną rozmawiać. Pozdrowienia dla Waszych Czytelników!

Katarzyna Jamróz

Mam nadzieję, że Ty też do nich się zaliczasz?

36

POST SCRIPTUM

Oczywiście! Znowu się uśmiechnęła i już wiem, że się na nią nie da gniewać. A w kajeciku sobie zapisuję: „brać do wywiadów mniej bystre kobiety”. Potem to jednak skreślam. No, bo dlaczego nie? Rozmowa była przemiła, choć krótka. Biegnę wstukać to w komputer. [JP] Jarek Prusiński


POST SCRIPTUM

37


D

zięki nagrodzie Nobla dla Olgi Tokarczuk mamy święto literatury polskiej, choć sama noblistka wolałaby raczej symbolizować francuskie sufrażystki. Dlaczego akurat francuskie sufrażystki? Tego zupełnie nie wiem, ale i wiedzieć nie muszę, bo każdy może symbolizować, co sobie tylko wymarzy. Przy okazji Nobla dla polskiej pisarki, chcę przedstawić dwie książki, dwóch pięknych Polek. Obie autorki znam osobiście, ale nie ma to najmniejszego wpływu na tekst poniższy. Gdyby miało mieć, to bym raczej tego tekstu nie napisał.

J

edna z pań pochodzi z Bielska- Białej, druga to mieszkająca we Francji legniczanka (byłoby jej bliżej do francuskich sufrażystek, gdyby kiedyś dostała Nobla i zechciała symbolizować). Łatwo jest wpisywać się w jakiś nurt i z tym nurtem płynąć. Łatwo być odważnym, gdy odwaga jest tania. Pamiętam, że kiedyś pan od historii obiecał, że mnie obleje z tego przedmiotu, bo śmiałem wspomnieć o Katyniu. I chodzi mi o pana, nie o panią, która przygotowywała mnie do olimpiad historycznych, poświęcając swój prywatny czas. Przyznam ze wstydem, bo minęło już trzy dekady, że historia interesowała mnie wtedy średnio, bardziej interesował mnie dekolt owej cudownej istoty, którą los mi podarował jako nauczycielkę (po odejściu pana). Nauczycielka, nieświadoma mego sztubackiego zauroczenia jej biustem, zaszczepiła we mnie historycznego bakcyla (czym skorupka za młodu…), co zaowocowało dwiema powieściami w realiach historycznych (...tym na starość trąci). Ale nie o mnie miało być, tylko o odwadze. Łatwo teraz gadać o Katyniu, czy pisać o tym książki. Wielu moich kolegów i koleżanek po piórze świadomie (lub nie) idzie z głównym nurtem. Czy jest to Katyń, LGBT, feminizm, antysemityzm, czy cokolwiek innego, równie modnego. Na szczęście są tacy, którzy się modom nie kłaniają. Którzy potrafią stworzyć dzieło o rzeczach ważnych i mało modnych.

38

POST SCRIPTUM

Zapomnij, patrząc na słońce Kasi Mlek oraz Trzy godziny ciszy Patrycji Gryciuk, to książki pokazujące proces psychicznego rozkładu, proces pogrążania się w chorobie. U Kasi Mlek bohaterką jest dziewczynka wychowywana przez chorą psychicznie matkę i wycofanego, zastraszonego ojca. To dom pełen przemocy, ale nie wredny samiec jest jej źródłem, a z pozoru drobna i słaba kobieta. To ona robi z domu piekło, ona znęca się nad mężem i własną córką, powoli zatapiając bliskich w bagnie własnego obłędu. U Patrycji bohaterką jest… ona sama. Autorka miesza w książce własne wspomnienia i przeżycia z postacią fikcyjną – pisarką drążoną chorobą psychiczną. Jej świat jest w połowie rzeczywisty, a w połowie wymyślony, podobnie jak fakty i fikcja dotyczące samej autorki.

O

bie te książki są genialne. Obok żadnej z nich nie przejdziecie obojętnie. Może nawet będą Was dręczyły koszmary. To są dwie najlepsze książki polskich autorów, jakie kiedykolwiek czytałem, włączając w to noblistów.

K

siążka Patrycji jest pisana piękną polszczyzną, słowa wprost unoszą nas w powietrze. Ta książka czyta się sama. Znam Patrycję od dawna, od początku jej pisarskiej drogi i o ile w pierwszych dwóch powieściach można byłoby jej talent porównać do diamentu, to w Trzech godzinach ciszy diament został oszlifowany i stał się drogocennym brylantem. Patrycja dojrzała jako kobieta i jako pisarka. Jej język jest piękny, doskonały, wręcz zawstydzający innych pisarzy.

K

asia Mlek z kolei bije nas krótkimi, urywanymi zdaniami na odlew. Szarpie, kroi tępym nożem. To książka pełna neologizmów, często zabawnych tworów językowych. Jest krańcowo inna w warstwie literackiej od książki Patrycji, łamie językowe schematy. Ale równie dobra i równie ciekawa.


Przejmujący

obraz rozkładu ludzkiej psychiki w książkach Patrycji Gryciuk i Kasi Mlek

T

ak jak noblista Kobo Abe w Kobiecie z wydm z teoretycznego błędu, jakim są powtórzenia, uczynił literackie dzieło sztuki, tak Kasia zbudowała piękną opowieść z krótkich, szarpanych zdań.

J

akie są dwie najlepsze polskie książki psychologiczne? Kasia Mlek – Zapomnij, patrząc na słońce i Patrycja Gryciuk – Trzy godziny ciszy. Możliwe też, że najlepsze bez podziału na kategorie. To książki wybitne. Arcydzieła literatury polskiej. Piszę to w pełni obiektywnie (o ile w ogóle jest możliwy obiektywizm), bo więzy koleżeństwa z obiema pisarkami mi się lekko rozluźniły (z mojej oczywiście winy, bom drażliwy i obrażalski) i nie mam powodu, by sprawiać im werbalne przyjemności. Piszę szczerze, tak jak jest. Nie czytaliście tych książek? Biegnijcie do księgarni. [JP]

Re ce

nz

ja

Jarek Prusiński

POST SCRIPTUM

39


Życie mamy jedno i najważniejsze jest to,

czy mamy z kim

podzielić się

naszym kolejnym dniem wywiad z KRYSTYNĄ

ŚMIGIELSKĄ

Ośmieliłem się zadać autorce kilka pytań dotyczących

pisarskiego warsztatu oraz oczywiście wydanej w zeszłym roku powieści “Pokurcz”. Nie omieszkałem zapytać się o wrażenia po

Literackiej Nagrodzie Nobla dla Olgi Tokarczuk.

Serdecznie zapraszam do lektury. Robert Knapik Skąd biorą się pomysły na książki? To sztampowe pytanie, na które nie lubię odpowiadać, bo gdybym chciała poważnie je potraktować, musiałabym na omówienie tego tematu poświęcić kilka godzin. Można też odpowiedzieć na nie krótko, wymijająco, ale nie dyplomatycznie, czyli – biorą się z głowy. Postaram się jednak uchylić rąbek tajemnicy i zapoznać czytelników z tajnikami warsztatu literackiego na przykładzie gromadzenia doświadczeń i obserwacji mających doprowadzić mnie do realizacji projektu pod tytułem „Pokurcz”. Pomysł na książkę, osobiście wolę określenie – inspiracja, pojawia się znienacka i towarzyszy mi przez długie miesiące, a nawet lata. Co stanowi inspirację? Wszystko! Słowo, zachód słońca, mijana na ulicy osoba, wydarzenie, które w jakikolwiek sposób wpłynęło na moje życie, bądź wzruszyło mnie, przestraszyło, zastanowiło. To taki ognik, zapalający się na moment, pozostawiający po sobie tlącą

40

POST SCRIPTUM

się w umyśle iskierkę. Dmucham na nią, aby nie zgasła i dorzucam do niej kolejne inspiracje, chcąc żeby razem zapłonęły już jasnym płomieniem. Kiedy się zaczyna konkretny proces twórczy? Trudno to określić i trudno powiedzieć, czym właściwie może się on zakończyć. Do „Pokurcza” dochodziłam stopniowo. Dzisiaj już nie wiem, którą inspirację powinnam uznać za wstęp do powstania powieści. Ujmując rzecz chronologicznie, takim silnym, pierwszym bodźcem była samobójcza śmierć ojca mojego kolegi. Będąc jedenastoletnią dziewczynką musiałam odpowiedzieć na pytanie, dlaczego i w jaki sposób można odebrać sobie życie? Pewnie to silne wzruszenie uczuliło mnie na podobne przypadki w moim najbliższym otoczeniu. Wielokrotnie przyglądałam się z daleka ludzkim tragediom, współczując tym, którzy odeszli i tym, którzy zostali. Głównym tematem „Pokurcza” jest właśnie borykanie się z rodzinną traumą, doprowadzającą do ostatecznych, nieodwracalnych kroków i radzenie sobie po stracie


bliskiej nam osoby. Kolejna inspiracja pojawiła się zupełnie przypadkowo. Pracowałam nad książką „Kochanek pani Grawerskiej” i w pewnym momencie ułożyłam wątek oparty na ucieczce głównego bohatera. Historia wydawała mi się ciekawa i bardzo prawdopodobna, jednak losy Marcina Czyżewskiego postanowiłam poprowadzić inaczej. Motyw ucieczki nie opuścił mnie jednak i nadal podsycałam go, aż do chwili wybuchu afery kryminalnej z nieuczciwym konwojentem w roli głównej. Pracował on pod fałszywym nazwiskiem uwiarygodniając stworzoną w ten sposób postać. Po roku dokonał kradzieży konwojowanych przez siebie pieniędzy. Słuchając medialnych doniesień, wiedziałam już, że to „mój bohater”. Nie przestępstwo wydało mi się ciekawe, lecz ten czas przeżyty przez niego z maską na twarzy. Kim był, kiedy gęsta broda zasłaniała jego prawdziwe oblicze? Takie celowe rozdwojenie jaźni zainteresowało mnie i pozwoliło wykreować od lat noszoną we mnie postać Pokurcza. Główną inspiracją do napisania „Pokurcza” stanowiły jednak autentyczne wydarzenia z życia moich byłych uczniów. To z szacunku dla ich walki o każdy dzień, o przyszłość, wyrywanie się z macek patologicznych środowisk stworzyłam tę powieść. Jak jest z pisaniem dla dorosłych i dla dzieci, którzy z czytelników są bardziej wymagający? Uważam, że nie ma znaczenia, czy zwracamy się do młodych, czy starszych czytelników. Ważne jest, żebyśmy posiadali umiejętność zainteresowania odbiorców i dysponowali odpowiednim słownictwem oraz poprawnie, zgodnie z przyjętymi normami wyrażali swoje myśli. Pisanie uważam za sztukę, do uprawiania której nie wystarczy jedynie wyobraźnia, potrzebna jest także erudycja i wiedza o języku, czyli solidny warsztat. Zwracam się do różnych grup wiekowych, ponieważ lubię rozmawiać z ludźmi a swoich interlokutorów traktuję bardzo poważnie, niezależnie od ich wieku. Tworząc dla dzieci można często pozwolić sobie na pewnego rodzaju oderwanie się od rzeczywistości, przeniesienie w świat

baśni, gdzie, jak my starsi wiemy, dobro zawsze zwycięża. To ciekawa praca, dużo spokojniejsza niż realizacja projektów dla dorosłych, bo emocje musimy stopniować i dawkować. Należy jednak pamiętać, że młody czytelnik posiada ograniczony zasób wiedzy o otaczającym go świecie i dysponuje uboższym słownictwem. Dobrze jest znać poszczególne etapy rozwojowe dziecka, aby umiejętnie z nim się porozumieć. Mam za sobą długoletnią pracę z dziećmi i młodzieżą, dlatego udaje mi się dopasować słownictwo i opisywane problemy do percepcji odbiorcy. A, i jeszcze jedna uwaga. Dzieci są bardziej ufne, mniej krytyczne. „Pokurcza” odbieram w pewnym sensie jako opowieść niedzisiejszą, porównałbym ją do maszynopisu znalezionego po latach. Być może ma na to wpływ jakaś nostalgiczność, stylizacja językowa, odwołanie do prawdziwej miłości, tradycyjnych form pisarskich. Jak Pani się do tego odniesie? Chyba rozumiem, co ma Pan na myśli. W natłoku wydawanych obecnie pozycji, rzadko zdarzają się teksty, w których warsztat czy stylizacja językowa mają podstawowe lub nawet jakiekolwiek znaczenie. Z premedytacją i konsekwentnie używałam w „Pokurczu” języka o dużym ładunku emocjonalnym, chcąc przenieść czytelnika w wykreowaną przeze mnie rzeczywistość. Była to moja świadoma stylizacja. Jeden z recenzentów podsumował ten zabieg następująco: „Na pierwszych stronach, a dokładniej już w pierwszych dwóch zdaniach wbijam się w gąszcz bardzo poetyckiego języka, którym autorka posługuje się namiętnie, z uporem maniaka, czytamy jak wiersz, jak piękny utwór nie prozatorski ale jak najbardziej poetycki”. https://nakanapie.pl/recenzje/tysiac-igiel-pokurcz Starannie używam słowa, a to dzisiaj nieczęsto się zdarza, stąd ta Pana sugestia, jakoby „Pokurcz” nie przystawał do współczesnego świata, ale on, czy to się nam podoba,

Pisanie uważam za sztukę, do uprawiania której nie wystarczy

jedynie wyobraźnia,

erudycja

potrzebna jest także i wiedza o języku,

czyli solidny warsztat. POST SCRIPTUM

41


czy nie, jest jak najbardziej aktualny i autentyczny, bo ludzkie uczucia i emocje są zawsze takie same, a powieść ta zbudowana jest z bólu, miłości i wiary w lepsze jutro. Przykro mi, że mój przekaz nie trafia do wszystkich czytelników, tak to jednak bywa, że nie zawsze możemy się porozumieć. Sama starannie dobieram lektury, zwracając uwagę na styl wypowiedzi, znajomość używanych przez autora słów, i odpowiednie wydobywanie z nich cudownego brzmienia. Nasz język daje nam niesamowite możliwości, z których jednak coraz rzadziej korzystamy. Podgródek, wieś, zacofanie, stereotypy, czy to celowy zabieg? Oczywiście. Mogłabym użyć nazwy wielu małych miasteczek czy wsi, właściwie z każdego rejonu Polski, nie chodziło mi jednak o obrażanie mieszkańców tych miejscowości, tylko o przekazanie panującego w nich miazmatycznego klimatu. Odbyłam kilka spotkań autorskich i rozmawiając o „Pokurczu” przekonałam się, że czytelnikom doskonale są znane takie miejsca oraz panujące w nich zasady współżycia. Podgródek to symbol naszego naznaczenia, napiętnowania, a przede wszystkim walki o wydostanie się z rodzinnego, patologicznego gniazda jak z matni czy kipiących odmętów. Znienawidzone, plugawe siedlisko, które jednak nazywamy domem. Myślę, że Podgródek możemy znaleźć wszędzie, nawet w wielkich miastach. Erotyka w powieści, w literaturze polskiej obserwujemy ogromny niedosyt. Intymność w języku polskim jest wyrażana poprzez określenia nadmiernie naukowe, z drugiej strony natomiast seksualność przechodzi w wulgarność lub śmieszność, jak mierzy się Pani z tą materią? Nie mierzę się z tą materią. Uważam, że nasze życie erotyczne jest naturalną czynnością fizjologiczną i opisuję je bez zbędnych, bardzo rzadkich w naszym normalnym funkcjonowaniu, udziwnień. W „Pokurczu” odnajdziemy jedynie dwie sceny, którym można by przypiąć łatkę „erotyczne”. Pisząc je, zwracałam uwagę na łączące bohaterów uczucie i ich niemoc, w wyrażeniu go w inny sposób. Tylko w tym wynajętym pokoju, w obcym łóżku Olga i Włodek mogli oddawać się sobie wzajemnie. Nie potrzebowali do tego dodatkowych podniet, żadnych przedmiotów, nie związywali się czy biczowali. Bez masek! Bo oni właśnie podczas seksu byli prawdziwi. Co do słownictwa, problematycznego w opisie scen erotycznych, zależy ono od konwencji całej powieści. We wzniosłym romansie, użyłabym górnolotnych porównań, typu: mieczem swojej męskości wkradł się w jej wielką tajemnicę, a w pornograficznej historyjce nie żałowałabym sobie dosadnego, wulgarnego języka. Pisałam o zwykłych ludziach, o tuzinkowej miłości, więc i w warstwie językowej utrzymałam spokojną konwencję, pobudzającą wyobraźnię, ale nie wykraczającą poza znane doznania. Jeżeli chociaż jeden z czytelników,

42

POST SCRIPTUM

Renata Cygan


zapoznając się ze scenami erotycznymi i nie tylko z nimi, doświadczy podobnych uniesień jak moi bohaterowie – będę szczęśliwa! Samobójstwo jako temat literacki, jak to udźwignąć? Wielokrotnie obserwowałam rodzinne tragedie. Poszkodowane w nich dzieci prawie zawsze nie zdawały sobie nawet sprawy z trudnych, zagmatwanych sytuacji w jakich się znalazły. To wielki ból, dowiedzieć się, że ojciec lub matka nie mają już na tyle siły, aby nadal się nimi opiekować. Liczba samobójstw nie maleje. To już prawdziwa plaga. Najbardziej bulwersują nas doniesienia medialne, o kolejnej nieletniej osobie dopuszczającej się tego strasznego czynu. Wszyscy ponosimy za taki stan rzeczy odpowiedzialność. Jesteśmy winni, bo nie byliśmy wystarczająco tolerancyjni, nie dopilnowaliśmy, nie zjawiliśmy się na czas… Powinniśmy być bardziej wyczuleni, reagować nawet na najmniejsze symptomy stanów depresyjnych u naszych krewnych, znajomych. Moja powieść ma uświadomić ludziom, że Maciej Zamber, człowiek zagubiony, ale wrażliwy, może mieszkać obok nas i potrzebować naszej pomocy. A jeżeli nie zdołamy być z nim w tym trudnym momencie, to nie zostawiajmy samym sobie tych, o których on zapomniał odchodząc w nieznane. Dzisiaj, właśnie dzisiaj krzyczmy głośno, że życie mamy jedno i najważniejsze jest to, czy mamy z kim podzielić się naszym kolejnym dniem. „Pokurcz” pomimo trudnych emocji, daje nam nadzieję, że we współczesnym świecie możemy jeszcze odnaleźć miłość. Tego wszystkim moim czytelnikom serdecznie życzę. Literacka Nagroda Nobla dla Olgi Tokarczuk, na ile to szansa dla polskiej literatury, a być może tylko chwilowe zainteresowanie. Mistrzyni Literatury Polskiej serdecznie gratuluję wspaniałego sukcesu, z którego wszyscy Polacy powinni być dumni. To wielkie wyróżnienie przez długie lata zapamięta cały literacki świat. Olga Tokarczuk sławiła już nasz kraj odbierając Nagrodę Bookera. Myślę, że przeciera ona szlaki następnym pokoleniom polskich pisarzy i na kolejnego noblistę nie będziemy musieli tak długo czekać. Zostaje jedynie postępować w myśl zasady – równaj do najlepszego! W tym przypadku, do Najlepszej, ponieważ udowodniła ona, że i w naszym ojczystym języku można przekazać ludziom ważne, cenne treści. Pragnęłabym, to już takie moje małe marzenie, aby dbałość o każde napisane i powiedziane słowo stało się naszą narodową domeną. Pani Oldze Tokarczuk jeszcze raz serdecznie gratuluję! Serdecznie dziękuję za rozmowę. Oczywiście, czekamy na następne fascynujące historie. [RK]

Robert Knapik POST SCRIPTUM

43


SEBASTIAN MOŃ Sebastian Moń – urodzony w roku 1986. Pochodzi z Pszczyny, obecnie mieszka i tworzy w Dąbrowie Górniczej. Na co dzień pracuje jako nauczyciel wychowania fizycznego oraz trener kilku dyscyplin sportowych m.in. biegania, piłki nożnej, kettlebell. Czynny zawodnik drużyny sportowej z Katowic, Carbon Silesia Sport. W sztuce, samouk ciągle szukający swojej drogi. Na początku zajmował się rysunkiem, by po jakimś czasie wziąć do ręki pędzel i spróbować sił w malarstwie. Z akrylami został aż do dziś i nadal zgłębia tajniki tej techniki malarskiej. Autor opowiadania w uniwersum gry komputerowej S.T.A.L.K.E.R „Requiem dla spalonych ciał”, oraz dwóch niewydanych książek, z których pierwsza nosi tytuł „Sakrament Przebudzeń”, druga zaś, czeka sobie spokojnie na swój czas. Uczestnik wystaw indywidualnych oraz zbiorowych min. w Katowicach, Dąbrowie Górniczej, Imielinie, Pszczynie czy Sosnowcu. Jego prace można było również obejrzeć na wystawach z serii „Koty z Marsa” oraz „Dwoistość Świata”, które zagościły w Czeladzi, Katowicach, Wrocławiu, Toruniu, Gdańsku oraz Krakowie. W roku bieżącym, jego prace zostały zaakceptowane i umieszczone w albumie „Malarstwo Polskie 2019” wydanym przez Promocjaart. 44 POST SCRIPTUM


Malarstwo Sebastiana Monia POST SCRIPTUM

45


rozwinąłem skrzydła poznając

farby akrylowe

,

które dały mi nowe mozliwości i energię do tworzenia Nie da się nie poczynić porównania Twojego malarstwa do sztuki mistrza Zdzisława Beksińskiego i H.R Giger’a (choć do tego drugiego trochę mniej). Co o tym myślisz i jak się z tym czujesz? Takich porównań, zwłaszcza w stylistyce jaką prezentuję, bardzo ciężko uniknąć. Nie czuję się z tego powodu jakoś szczególnie źle, choć faktem jest, że zdecydowana większość odbiorców doszukuje się wpływu mistrza Beksińskiego dosłownie wszędzie. Szczerze mówiąc, jest mi to całkowicie obojętne i nie czuję żadnej presji, ponieważ jako twórca ciągle szukam swojej formy wyrażania emocji za pomocą malarskich środków wyrazu. Doczytałam, że nie masz formalnego wykształcenia plastycznego, że jesteś samoukiem. Ja, jako wszechstronny samouk, podziwiam Twoją pracowitość i dążenie do samodoskonalenia. Jaka była Twoja artystyczna droga? Czy zaczynałeś od kopiowania mistrzów? A jeśli tak, to których?

46

POST SCRIPTUM

Moja twórcza droga zaczęła się już w latach młodzieńczych, kiedy rysowałem czym się dało, na czym się dało. Później swoją pasję tworzenia wyrażałem za pomocą ołówków i kredek akwarelowych. Tak naprawdę wydaje mi się, że rozwinąłem skrzydła poznając farby akrylowe, które dały mi nowe możliwości i energię do tworzenia. Zostałem przy nich do dziś i jest to moje ulubione medium. Zdarzały się oczywiście próby naśladowania innych artystów, jednak traktowałem to raczej jako rodzaj ćwiczenia i sprawdzenia swoich umiejętności. Motywem przewodnim prac, na których się wzorowałem w latach młodzieńczych, było szeroko pojęte fantasy, od którego dosyć szybko całkowicie odszedłem na rzecz surrealizmu, a od niedawna “melancholijnego industrializmu”, jak lubię określać swoją twórczość. Jak długo malujesz jeden obraz? To zależy ile rzeczy mi w tym przeszkadza. Jestem


osobą, która jest całkowicie pochłonięta różnego rodzaju aktywnością. Oprócz malowania uwielbiam też sport, a zwłaszcza górskie biegi długodystansowe, przeszkodowe i trening kettlebell. Trening zajmuje w moim życiu mnóstwo czasu i staram się pogodzić te dwie pasje, choć przyznam, że nie jest to sztuką łatwą. Generalnie, jeden obraz powstaje około miesiąca. Czy wierzysz w natchnienie? Wierzę w ciężką pracę, samozaparcie i niewyczerpaną pasję tworzenia. Nie czekam na natchnienie i nie myślę specjalnie o tym. Maluję, bo tym oddycham. Cały świat przedstawiony w moich obrazach jest ze mną dwadzieścia cztery godziny na dobę. Być może to właśnie nieustanne natchnienie? Nie wiem, czy jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie w sposób jednoznaczny. Ile obrazów dotychczas namalowałeś? Czy prowadzisz jakąś ewidencję? Nie mam zielonego pojęcia, nie zajmuję się cyferkami.

POST SCRIPTUM

47


48

POST SCRIPTUM


Od zawsze interesowały mnie

rzeczy nietypowe,

mroczne,

ocierające się o szaleństwo

POST SCRIPTUM

49


50

POST SCRIPTUM


M oja twórcza droga zaczęła się już w latach

...........................................młodzieńczych, kiedy ryso ałem czym się dało, .................na czym się dało.

w

Czym jest dla Ciebie sztuka? Oddechem od codzienności. Własnym światem, w którym uwielbiam się zatapiać, poruszać i chłonąć każdą jego cząstkę. Co Cię inspiruje? Wszystko, co mnie wokół otacza. Zdzisław Beksiński tworzył w domu, w półmroku, przy sztucznym świetle. W jaki sposób powstają Twoje obrazy? Gdzie najchętniej tworzysz? Tworzę w domu przy akompaniamencie ulubionej muzyki. Najczęściej towarzyszy mi ukochany black metal, ambient i różnego rodzaju ścieżki dźwiękowe z gier oraz filmów. Ostatnio zatapiam się również w dźwiękach Wardruny oraz Heilung. Co to jest Sakrament Przebudzeń? To tytuł książki, którą napisałem jakiś czas temu. Sakrament Przebudzeń jest powieścią grozy w klimacie The Walking Dead, Resident Evil z naleciałościami Silent Hill. Poświęciłem na ten projekt sporo energii. Tekst, projekt okładki, ilustracje, to wszystko jest mojego autorstwa. W szufladzie czeka na dokończenie druga część. Być może kiedyś powalczę o ich wydanie. Należysz do fejsbukowej grupy Ciemna Strona Sztuki - Dark Side of Art, słuchasz Behemotha, jesteś fanem The Walking Dead, piszesz o zombie, skąd takie zainteresowania?

Od zawsze interesowały mnie rzeczy nietypowe, mroczne , ocierające się o szaleństwo. Z black metalem i innymi rodzajami tej muzyki jestem związany od najmłodszych lat. Behemoth to jeden z moich ulubionych zespołów do dnia dzisiejszego. Temat post apokalipsy od zawsze pobudzał moją wyobraźnię i jest bardzo bliski mojemu sercu. Pochłaniam wręcz wszelkiego rodzaju twórczość związaną z tematem zombie. Fascynacja wzięła się chyba od pierwszych minut grania w takie serie jak Resident Evil lub S.T.A.L.K.E.R. (to nie do końca „postapo”, ale klimat jest przedni). Jestem fanem elektronicznej rozrywki od ponad dwudziestu lat i w wolnym czasie, prócz sportu czy malowania, lubię wchodzić w wirtualną skórę postaci z gier. Czym zajmujesz się zawodowo? Jestem nauczycielem wychowania fizycznego, posiadam również wiele uprawnień instruktorsko-trenerskich. Ze sportem jestem związany od kiedy pamiętam. Zaczynałem jak większość chłopaków, grając całe dnie na boisku w piłkę nożną i ganiając po podwórku. Potem przyszły starty w zawodach lekkoatletycznych na dystansach sprinterskich, sztafetach czy skoku w dal. Teraz jestem związany głównie z bieganiem długodystansowym, o którym wspomniałem wyżej. Twoje prace charakteryzują sie wysoką jakością warsztatu (moim zdaniem). Czy jesteś człowiekiem cierpliwym także w innych dziedzinach życia? W sporcie owszem. W innych dziedzinach często mam mniej cierpliwości. POST SCRIPTUM

51


Cały świat przedstawiony w moich obrazach 52

POST SCRIPTUM


Gdzie można podziwiać/ kupić Twoje obrazy? Nie lubię rozstawać się z moimi pracami, jednak oczywiście można je kupić. Wystarczy się ze mną skontaktować, na przykład za pośrednictwem mediów społecznościowych. Prowadzę stronę na Facebooku poświęconą mojemu malarstwu, od niedawna także użytkownicy Instagrama mogą konsumować moją twórczość. Oprócz wirtualnych przestrzeni, od czasu do czasu, wystawiam swoje prace w galeriach sztuki. Na koniec - rada dla młodych artystów? Rób to, w co wierzysz. Pięknie dziękuję za interesującą rozmowę i życzę samych sukcesów. [RC] Rozmawiała Renata Cygan

jest ze mną dwadzieścia cztery godziny na dobę POST SCRIPTUM

53


Jarosław

Rybski

Oto nasz POST SCRIPTUMowy gość: anglista, członek Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury, miłośnik fotografii i muzyki.

Człowiek orkiestra – Jarosław Rybski

Biorąc pod uwagę powyższą charakterystykę, naszą rozmowę zacznę od tego, że powiedział Pan kiedyś, iż tłumaczenie literatury daje wielką moc. W jaki sposób się ona objawia? Dzień dobry, nie wymieniła Pani: historii, archeologii, sztuki, starych brytyjskich seriali, heraldyki oraz kolekcjonera płyt i książek. To już nie człowiek orkiestra, ale koło gospodyń wiejskich. Żartuję, oczywiście, ale musiałem to dodać gwoli wyjaśnienia. Owszem, w pełni się pod tym podpisuję, choć tłumacz, niezależnie od tego, czy pracuje nad wielkim dziełem, czy też tłumaczy błahe strofy, ma zadanie do wykonania. Tłumaczenie daje możliwość obcowania z literaturą, prowokuje wymianę myśli, poszerza horyzonty Czytelnika. To właśnie jest ta moc – panowanie nad słowem i przekształcenie go na język rodzimy w taki sposób, by niepotrzebne były przypisy, by Czytelnik uśmiechnął się z satysfakcją myśląc – przecież ja to znam, przecież u nas jest podobnie. I nie mówię tu tylko o idiomach, których przekład sam w sobie jest wielką sztuką, ani o slangu środowiskowym czy gwarze regionalnej, których spolszczanie jest chyba największym wyzwaniem przy tłumaczeniach. Nawet proste zwroty, gdy oparte są o skojarzenia z rodzimego języka, stanowią o jakości przekładu. Zdania układają się w naturalny sposób i kiedy są pozbawione sztuczności, kiedy nie jest to przekład amatorski – książka „sama się czyta”.

54

POST SCRIPTUM


Pokutuje opinia, że tłumacze nierzadko nawet śnią w języku, którym się posługują jako drugim. Czy może Pan to potwierdzić? Nie ma w tym niczego dziwnego. Sen jest pewnego rodzaju strumieniem świadomości myśli przewijających się przez nasze neurony. Myślimy kodem, który rozumiemy, choć może on dla postronnych zdawać się niezrozumiałym. Dopiero okiełznanie go, zapisanie pełnych logicznie przyczynowo - skutkowych zdań przy pomocy tego kodu skutkuje powstaniem pełnowartościowego tekstu. Potwierdzam – często prowadzę dialogi we śnie i czasami pojawiają się w znanych mi językach. Ale to znak, że są nacechowane emocjonalnie i dzięki temu pomagają w pracy tłumacza czy autora. Serio. Nie zamyka się Pan na konkretną gałąź literatury, podejmując się przekładów od poezji począwszy, poprzez dzienniki, na komiksach skończywszy. Które tłumaczenia są najprostsze, a które wymagają od Pana największego wysiłku? Staram się zamykać, koncentrując się na tym, co lubię, ale różnie to wychodzi. To jest często błędne koło. Jako autor już stu przekładów na polski i na angielski wciąż mam okresy przestoju. Szczerze mówiąc, nie przepadam za tak zwaną nonfiction, czyli literaturą faktu, wspomnieniami

W Pana życiu ważną rolę odgrywa muzyka. Czy towarzyszy ona Panu w pracy, czy preferuje Pan ciszę? To zależy. Czasami słucham czegoś, by po kilkunastu minutach stwierdzić, że rozprasza mnie całkowicie. Zdecydowanie wolę ciszę, choć mieszkając w centrum Wrocławia nie zawsze mogę na nią liczyć. Czy bycie tłumaczem wpłynęło w jakiś sposób na opowieści, które Pan samodzielnie tworzy? Same tłumaczenia niekoniecznie. Dzięki swojej pracy zyskałem natomiast wprawę i posługuję się klawiaturą bardzo sprawnie i szybko. Powiem też nieskromnie, że być może tłumaczenie pomogło mi w uniknięciu paru błędów w strukturze książek. Czy jest sens klasyfikować książki według gatunków? To dość dziwne pytanie, ale pozwalam je sobie zadać, ponieważ dość powszechnie jedne uważa się za przeznaczone dla mas, a inne dla wybranych… Nie ma najmniejszego sensu. Bractwo Wrocławskie wepchnięto do kilku szufladek, z których żadna nie oddaje istoty moich książek do końca i ostatecznie. A więc – jest to retrokryminał. Prawda, po części, ale wątek kryminalny jest tylko dodatkiem do całości. Jest to

(…) Moje książki są odzwierciedleniem moich fascynacji zarówno rodzinnym Wrocławiem, słownym humorem czy też grą słów, a także

kwestiami nadprzyrodzonymi. czy książkami z dziedziny filozofii. Dużo większą przyjemność sprawia mi żywy język, dialogi czy barwne literackie opisy. Są też książki z pogranicza, lekko fabularyzowane, choć mocno osadzone w faktach. Taką książka był Kościół szpiegów czyli tajna wojna papieża z Hitlerem Marka Rieblinga dla Wydawnictwa Literackiego. Choć część była fabularyzowana, książka zawierała ponad 800 przypisów dokumentujących każde źródło. Tłumacz w takim przypadku musi być szczególnie czujny, bo zmiana jednego słowa może skutkować całkowitym odejściem od zamysłu autora. Dlatego uwielbiam przekładać poezję, która jest niezwykle precyzyjna w samej swej istocie, nawet ta z wczesnego średniowiecza, literaturę popularną pełną zabawnych dialogów oraz komiksy, które najlepiej odzwierciedlają współczesny język. Uwielbiam przekładać prozę Irvine’a Welsha, który po mistrzowsku posługuje się współczesną formą języka regionalnego Scots, na dodatek w niezwykle dowcipny sposób. Przetłumaczyłem pięć książek autora Trainspotting i czekam na kolejną.

fantastyka – owszem, ale szczerze mówiąc elementów nadprzyrodzonych jest stosunkowo niewiele i nie mają nic wspólnego z powszechnie rozumianą fantastyką. Jeżeli już, to bardziej jest to powieść grozy – powieść gotycka. Pytanie nie jest wcale dziwne ani też niespotykane. Sfera merkantylna uwielbia szufladkowanie, bo pomaga to w sprzedaży. Kiedy szukałem nowego wydawcy, często słyszałem: „doskonały tekst, ale nasz dział marketingu nie wie, jak to sprzedać”. (Sic!) A przecież łączenie gatunków jest powszechne we współczesnej literaturze, ba, ze świecą można szukać książek, które są „czyste gatunkowo”. Każdy autor poddaje się swoistemu procesowi tworzenia. Jak on kolejno u Pana przebiega? Od ogólnego zarysu do szczegółu, czy jakoś inaczej? Tak, jest ogólny zarys. Motyw przewodni i tło. A później pojawiają się szczegóły w swojej masie. Często zapisuję sobie jakąś myśl, pomysł na dialog albo komentarz,

POST SCRIPTUM

55


by użyć ich w trakcie pisania. Czasami pod wpływem jakiegoś detalu zmieniam tok akcji, bo nowy element wydaje się na tyle atrakcyjny, że warto. Kiedy wszystkie elementy mam już ułożone – teoretycznie – wstaję o piątej rano i piszę codziennie jeden rozdział. Nie jestem jednak typem pedantycznego szczególarza i często się zapędzam. Na szczęście czuwa mój najsurowszy recenzent – żona Dorotka, która hamuje często dość wariackie pomysły. Jest Pan także miłośnikiem fotografii. Czy ma to wpływ na to, że – o czym mówię z podziwem – na kartach swoich książek odmalował Pan Wrocław z iście fotograficzną dokładnością? Co więcej, można zaryzykować stwierdzenie, iż dzięki owej dokładności, miasto staje się równorzędnym z osobowym bohaterem nakreślonych historii… Tak, potwierdziłem to kilka akapitów wcześniej. Fotograficzna pamięć pozwala mi cofnąć się w czasie, bo doskonale pamiętam, jak wyglądał Wrocław kilkadziesiąt lat temu. Pamięć ludzka tylko na niewielkiej przestrzeni czasowej przybiera formę linearną. W większości są to punktowe zdarzenia, doświadczenia i u wrażliwszych jednostek – doznania. Wykorzystuję to w pełni. Dlatego też dopieszczam szczegóły i potwierdzam fakty zaczerpnięte z historii, żeby uważny Czytelnik nie zarzucił mi pójścia zbyt daleko w fantazję. Żeby zachować realia posiłkuję się nieocenionymi Rocznikami Wrocławskimi – pierwszy ukazał się w 1957 roku. W kolejnych zawarto lokalizację przystanków komunikacji miejskiej, budek telefonicznych, postojów taksówek, adresów różnych organizacji i tym podobnych. Pozwala to zachować precyzję w opisywaniu miejsc we Wrocławiu i łączyć moją wizję miasta z faktami. Kilka miesięcy temu padł ostatni bastion tej burzliwej przeszłości miasta – zamknięto bar mleczny Jacek i Agatka. Ciekaw jestem, kto z czytelników pamięta bajkę telewizyjną pod tym tytułem? Tak, wiem, to było dawno. Podobny i często śmieję się w głos sam do sie-

56

POST SCRIPTUM

los spotkał dużo wcześniej słynny Bar u Fonsia przy ulicy Szewskiej. Lwowski restaurator, Pan Alfons, prowadził bar dla studentów, w którym jednym z najsmaczniejszych specjałów były podsmażane ziemniaczki z jajkiem i szpinakiem. Wanna ze zrujnowanej elewacji przy ulicy Kuźniczej też jest jak najbardziej autentyczna, co wiem z relacji mojej mamy. W sumie tych prawdziwych szczegółów jest w moich powieściach bardzo dużo, dzięki czemu mam spore grono starszych czytelników, którzy nic sobie nie robią z siły nieczystej i chłoną teksty o Wrocławiu swojej młodości. Jeden z panów Sybiraków powiedział nawet, że bardzo chętnie spotkałby się z Leonem Słupeckim na gruncie towarzyskim i zawsze prosi o pozdrowienie „wujka Leona”. Jest to niezmiernie miłe i wzruszające. Czy wspomniane Bractwo zrodziło się w głowie jako seria książek, czy też każda kolejna część powstaje dopiero po nakreśleniu poprzedniej? Wszystko zaczęło się od opowiadania o studencie wśród hałd wrocławskiego gruzu, który pchał swój rozklekotany rower przez ceglane kaniony ubrany w połatany płaszcz i studencką czapkę. Mój przyjaciel namówił mnie, żebym „to dokończył”, dlatego dość dużo wysiłku zajęło scalenie tego pierwotnego tekstu o Janie Warkocie z resztą książki. Owszem, każda kolejna powstaje po skończeniu następnej, ale pomysłów mam bardzo dużo

bie, kiedy przyjdzie mi coś nowego do głowy. Staram się też dopasować tło kulturalne do akcji. Stąd w Gromile pojawił się Elvis. Jeszcze za wcześnie na Czerwono-Czarnych i cały wysyp muzyków, który pojawił się w połowie lat sześćdziesiątych. Ale jest już Zły Tyrmanda i ogólna atmosfera odwilży, jakże pięknie potrafiąca zwieść i oszukać moich bohaterów. Mogę zdradzić, że motywem przewodnim Leona, trzeciej części Bractwa jest pewien epizod z czasów potopu szwedzkiego oraz… nie, co to to nie. Tak łatwo nie będzie. Jestem znów na znajomym gruncie, bo kiedy skończyłem sześć lat, mój dziadek, Czesław Grzymała Rybski uczył mnie malutkiego trzymać szablę, która zresztą wisi teraz u mnie w domu. Będzie to przydatne w Leonie, bo przewiduję kilka interesujących pojedynków. Graham Masterton nakreślił Panu blurba na okładkę Gromiła. To nietuzinkowe. Jak do tego doszło, że Panowie się spotkali? Och, to piękna i dość surrealistyczna przyjaźń. Oczywiście mam pierwsze wydanie Manitou i innych książek Grahama, choć nie tłumaczyłem żadnej z jego opowieści. Kilka lat temu Rebis zwrócił się do mnie z prośbą o tłumaczenie spotkań autorskich Grahama Mastertona na Dolnym Śląsku. Z początku zżerała mnie trema, ale po jakimś czasie zaczęliśmy


się wspólnie doskonale bawić improwizując mocno i zasypując się wzajem żartami. Graham to niezwykły człowiek, od którego chciałbym nauczyć się tej niesłychanej swobody i umiejętności traktowania swojej twórczości z dystansem. Jest to też niepoprawny gawędziarz i doborowy kompan. W sam raz do Bractwa Wrocławskiego. Zanim jednak objął swoim patronatem Gromiła musiałem tłumaczyć całe fragmenty książki, dialogi no i przedstawić mu zarys akcji. Powtarzam, że wtedy przekonałem się jak trudno tłumaczy się Rybskiego – mówię to bez fałszywej skromności. Graham się zgodził, omówiliśmy temat i teraz, jak mówi, czeka na tłumaczenie całych książek. Mam nadzieję, że się doczeka. Czy kiedy zasiada Pan do pisania sympatyzuje bądź nie znosi swoich bohaterów, dlatego w toku pracy gotuje im taki, a nie inny los? Z którym z nich, po zapisaniu pliku na dysku, poszedłby Pan na kawę, hipotetycznie zakładając, że ma taką możliwość, a którego omijał szerokim łukiem? Proszę bardzo. Ja sympatyzuję praktycznie z każdym z nich dostrzegając ludzkie cechy nawet u krwiopijców i skończonych łajdaków. Nie oznacza to, że ich rozgrzeszam. O nie. Co do zabijania na kartach książki nie mogę uśmiercać wyłącznie tych złych, bo w życiu akurat jest całkiem odwrotnie. Only the good die young, and the evil seem to live forever – jak śpiewał Bruce Dickinson z Iron Maiden. Zło zdaje się żyć wiecznie, ale mam wrażenie, że dobry Bóg chce po prostu tym złym dać szansę poprawy.

Tylko czasami ciągnie się to w nieskończoność. Wszyscy chcieliby umawiać się na kawę i coś mocniejszego z Leonem Słupeckim, choć to w końcu pokutnik z grzechami na karku. Może to kwestia jego specyficznego poczucia humoru. A może ludzie, którzy przeżyli swoje i otrząsnęli się z letargu duszy mają lepszy stosunek do teraźniejszości? Tak czy inaczej, każdy z członków Bractwa jest na swój sposób ciekawym kompanem. Jest tylko jedno ale – starka bardzo zdrożała. Jeśli trunek leżakuje pięćdziesiąt lat, to musi swoje kosztować. Na szczęście nie ma wielu miejsc z tym szlachetnym trunkiem, czyli pokusa mniejsza. W swoich powieściach przeplata Pan fantastykę z kryminałem. Moim zdaniem to trudne, ponieważ każdy gatunek rządzi się odrębnymi prawami. Jak Panu udaje się to godzić? Nie było tu żadnego pierwotnego zmysłu. Tak po prostu się ułożyło. Uwielbiam opowieści niesamowite, więc ten wątek pojawił się niejako automatycznie. Idealne skontrastowanie elementów realistycznych i fantastycznych występuje u Mistrza Bułhakowa. Jednak pomysł, że to krwiopijcy wywołali rewolucję październikową, żeby w tumulcie móc bezkarnie sycić swe mroczne żądze jest całkowicie mój. Napisałem też dłuższe opowiadanie

POST SCRIPTUM

57


„okołowarkotowe” pod tytułem Rita, w której staje się jasne, dlaczego Stefan Gromił wstąpił do Milicji Obywatelskiej. Dałem w nim upust swoim mrocznym fascynacjom horrorem i muszę przyznać, że naprawdę jest dość przerażające. I choć dalej posługuję się stosunkowo beztroskimi środkami wyrazu włącznie z dowcipem i humorem sytuacyjnym, to jego treść potrafi przestraszyć. Takie mam sygnały z zewnątrz. Mam nadzieję, że wkrótce Czytelnicy je poznają. Dał się Pan również poznać jako twórca opowiadań. Jedno z nich zatytułowane Bombka krucha mieliśmy okazję przeczytać w grudniowym numerze naszego pisma. Czy owa krótsza forma daje także pełną możliwość twórczego wyrażenia siebie, a jeśli nie, to czego pozbawia? Kiedyś napisałem kilka opowiadań niesamowitych, w których główną rolę przyjmuje wrocławski kominiarczyk. Odzwierciedla to po części moją fascynację twórczością Stefana Grabińskiego – geniusza z czasów międzywojennych. Jestem z natury gadułą, więc opowiadanie jest dla mnie wyzwaniem. Ale dokształcam się i staram zawrzeć w krótkiej formie jak najwięcej treści. Bombkę napisałem specjalnie dla Post Scriptum i proszę mi wierzyć, zajęło mi to jeden dzień. Idzie więc ku lepszemu. Nie piszę książek, za to namiętnie je czytam, dlatego uważam, że pisanie wymaga od twórcy odwagi, by obnażyć przed światem to, co powstało w głowie. Skąd czerpie Pan siłę, by podjąć tak radykalne kroki? Pamięta Pan moment, kiedy stało się to po raz pierwszy? Jest to sztuka kunsztownego ekshibicjonizmu. Obnażamy, owszem, ale tylko to, co chcemy pokazać. Myślę, że to jest dobra recepta. Nie są to dla mnie wcale radykalne kroki, bo są pewne rzeczy, którymi pragnę się z czytelnikami podzielić. Tak jak chcę uświadomić czytelnikowi pewne zjawiska. Ktoś zauważył, że

58

POST SCRIPTUM

Bractwo posługuje się swoistą formą archeologii słowa. Jest to dość śmiała teza, ale wiele z wyrażeń, zwrotów, słów zawartych w moich książkach dawno temu wyszło z użycia i można tak to postrzegać. W odróżnieniu od artefaktów archeologicznych, które tkwią w ziemi, czy w lochach, spokojnie czekając na swoje odkrycie, artefakty słowne są niezwykle ulotne, bo znikają na przestrzeni jednego pokolenia, o ile oczywiście, autor nie podejmie próby zachowania ich dla potomnych. Powiem nieskromnie, że udaje mi się to całkiem nieźle. Na jednym ze spotkań autorskich pewna starsza pani rozpłakała się, pytając dramatycznym głosem – skąd znam język jej dzieciństwa na Podolu. Sprawa jest prosta. Takim językiem mówiła strona mojej rodziny po kądzieli. Słyszałem te słowa na co dzień, kiedy odwiedzałem dziadków podczas wakacji i ferii w Jarosławiu. Dlatego przychodzi mi to dość naturalnie. I tak, nie waham się lekko obnażać, bo czuję, że mogę Czytelnikowi coś wartościowego przekazać. Jakie uczucia towarzyszą publikacji: ulga, radość, niepokój? Radość, uniesienie. Brak niepokoju. Ulga to też nie jest, bo już myślę o następnej książce. Nie trzeba być jasnowidzem, by domyślić się, że chętnie znalazłby się Pan na miejscu Olgi Tokarczuk. Zna Pan którąś z książek noblistki? Co Pana zdaniem sprawia, że opinie społeczeństwa na temat słuszności przyznania jej tego lauru są skrajne, miast poczucia ogólnej dumy narodowej? Otóż, zdziwię Panią. Nie wiem, czy nie zostanę oskarżony o kokietowanie Czytelnika, o swoistą hipokryzję, ale nie chciałbym się znaleźć na miejscu Pani Olgi Tokarczuk. Z prostych przyczyn. Moje książki służą rozrywce, a więc bardziej podkasanej literackiej muzie. Owszem, często poruszają ważne sprawy, ale bez zagłębiania się w nie. Zawodowo chciałbym zyskać dzięki pisaniu spokój ducha

i zakończyć szamotaninę z rzeczywistością. Spojrzeć na pewne sprawy z perspektywy autora, który ma grono czytelników i swobodę tworzenia. Muszę przyznać, że nie znam książek noblistki. Po prostu nie interesuje mnie tego rodzaju literatura. Tak, wiem. Teraz brzmi to jak bluźnierstwo. Kiedyś każdy obnosił się z Ulissesem Joyce’a, teraz zaczytuje się w książkach Olgi Tokarczuk. Literatura i jej odbiór jest niestety niezwykle subiektywną materią. Mody i trendy tego nie zmienią. Fakt pozostaje faktem, że jedyną rzeczą, którą lubią wszyscy bez wyjątku jest woda. I muszą ją pić. A że duma z nagrody? Oczywiście, jest to powód do dumy i nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. POST SCRIPTUM, czyli w ostatnim słowie do Czytelników magazynu chciałbym powiedzieć jeszcze… Chciałbym wyrazić swoją wdzięczność Panu Grzegorzowi Ciepłemu z wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda, które choć z Krakowa to nawet Wiecha wydaje. Może Bractwo zadomowi się w Krakowie na stałe. Swoją drogą, kolejny tom Bractwa mógłby toczyć się we Wrocławiu i w Krakowie. Aha, i jeszcze jedno. Drodzy piraci, drogie piratki. Rozumiem waszą potrzebę pokazania czegoś wartościowego i ładnego, domyślam się jak to jest, kiedy ściska w dołku, żeby pokazać światu jak się jest oczytanym i na bieżąco, ALE bardzo proszę o zaprzestanie zamieszczania moich tekstów na różnych chomikach i innych nutriach. Jak nie posłuchacie, naślę na was Leona. I skończy się rozgryweczka. Bardzo dziękuję za tę miłą rozmowę i życzę wszystkiego najpiękniejszego!

Z Jarosławem Rybskim rozmawiała Iwona Niezgoda – pomysłodawczyni i organizatorka niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca Litera, prowadząca bloga Góralka Czyta. [IN]


POST SCRIPTUM

59


Festiwal Poezji w Indiach

60

POST SCRIPTUM


GUNTUR - HYDERABAD 2019

61

POST SCRIPTUM


G

untur nie jest największym (około 750 tys mieszkańców), za to jednym z najgęściej zaludnionych miast świata, położonym w środkowo-wschodniej części Indii, zaledwie 40 km od Zatoki Bengalskiej, prawie 1800 km koleją od New Delhi. Pokonanie tej trasy zajmuje, co najmniej, 33 godziny (nie próbowałam). Właśnie tutaj, w Guntur, organizowany jest Międzynarodowy Festiwal Poezji (we wrześniu ub. roku już po raz dwunasty), tradycyjnie w budynkach uniwersyteckich JKC College – nieco zmęczonych i nadgryzionych zębem czasu, ale na okoliczność festiwalu udekorowanych świeżymi kwiatami, płatkami i gałązkami. Na zewnątrz – pędzące w różnych kierunkach, na pozór bez ładu i składu tuk-tuki i skutery, roztrąbione samochody, smutne, wychudzone krowy poszukujące jedzenia w śmietnikach, bezpańskie psy. Hałas i chaos. A w środku, za bramą – kilkaset osób rozsmakowuje się w poezji. Nierzeczywiste, a jednak... Na festiwal zaprosił nas Dr. Lanka Siva Rama Prasad – człowiek niezwykły: poeta, tłumacz, wydawca, edytor, filantrop oraz ceniony doktor kardiochirurgii. Nas, czyli grupę polskich poetów: Alicję Kuberską (Inowrocław), Agnieszkę Jarzębowską (Sieradz), Izabelę Zubko z mężem Rafałem i córką Agnieszką (Warszawa), Ryszarda Grajka (Czechowice-Dziedzice), Annę Czachorowską (Warszawa), Bożenę Helenę Nowak-Mazur (UK) oraz niżej podpisaną (UK). Prasada poznałam w Polsce, gdy na Festiwalu Poezji Słowiańskiej w Czechowicach-Dziedzicach przypadła mi w udziale miła rola jego tłumaczki (z angielskiego oczywiście). Prasad jest człowiekiem otwartym, łatwo nawiązującym kontakty, więc szybko zaprzyjaźnił się z polskimi poetami (i poetkami), i podczas pewnego miłego wieczoru (pełnego poezji, jadła i trunków wszelakich) postanowił zaprosić nas do Indii. Choćby wyżej wspomniany festiwal miał zorganizować specjalnie dla nas. Jeśli ktokolwiek potraktował tę zapowiedź poważnie, to na pewno nie byłam to ja. A Prasad słowa dotrzymał. Tak więc we wrześniu ub. roku z ogromnym zaciekawieniem i lekką nieśmiałością znaleźliśmy się (ze wspomnianą wyżej grupą) na festiwalu poezji w samym sercu Azji. Festiwale poezji; na co one komu? – zapyta ktoś – powiedzmy, tak zwany, zwyczajny zjadacz chleba? Poetom, którzy przez chwilę mogą się poczuć docenieni, wysłuchani i dopieszczeni? Organizatorom, czy władzom miast, którzy tym sposobem wypełniają jakieś misje, czy po prostu załatwiają swoje polityczne powinności? A może (ciepło, cieplej) – zwykłym ludziom – miłośnikom słowa, przypadkowym słuchaczom, czy wreszcie nieprzypadkowym studentom, młodym ludziom, dla których spotkanie z żywymi poetami i ich twórczością, to zetknięcie się z innym, może dziwnym i zaskakującym, nieinternetowym światem?

62

POST SCRIPTUM

Zapewniam Was – na każdym z takich spotkań znajduje się przynajmniej jeden młody umysł, który „zaskoczy” i wysłucha ze zrozumieniem. I choćby dla tej jednej duszyczki warto to robić i bywać w tych poetycko-festiwalowych miejscach. A w Indiach takich młodych, ciekawych duszyczek było całe mnóstwo. Widać w nich jakiś niezwykły pęd do wiedzy, jakiś żar i głód. To właśnie najbardziej uderzyło mnie na festiwalu w Guntur: bezinteresowne zaangażowanie młodzieży szkolnej, gotowość do pomocy – incognito, bez skargi, z uśmiechem na ustach i szacunkiem dla gościa. Dla nas – przyzwyczajonych do zachodniej (a i naszej, środowiskowej) bezpośredniości - było to nawet momentami delikatnie krępujące. Serdeczność gospodarzy była wręcz rozczulająca… Tak więc Hindusi są: grzeczni, dobrze wychowani, mają szacunek dla starszych, do urzędu i tytułu, są niezwykle gościnni, a także dumni ze swoich tradycji. W takiej mniej więcej atmosferze wzajemnego szacunku i zaciekawienia rzeczona grupa polskich poetów, po raz pierwszy w historii, wzięła udział w 12 Międzynarodowym Festiwalu Poezji – Guntur 2019, pod hasłem: All For Peace, Peace For All. Gospodarzami festiwali w Guntur jest dwoje wykładowców JKC College – Nagasuseela Panchumarthi i Gopichand Paruchuri. Ciężką pracą – swoją i młodych wolontariuszy – uporem i konsekwencją osiągnęli prawdziwy sukces. Przez 12 lat trwania tych imprez, przez budynki collegu, przewinęło się kilka tysięcy (nie przesadzam, sprawdziłam) poetów, pisarzy, wydawców, artystów, profesorów literatury i wszelkiej maści pasjonatów słowa pisanego. Wśród nich – nasza polska reprezentacja. Liczebnie skromna, za to bez wątpienia traktowana po VIP-owsku. Organizatorzy zapewnili nam „wikt i opierunek”, noclegi, transport na miejscu i atrakcje turystyczne. Z okazji festiwalu została także wydana okolicznościowa, licząca ponad 300 stron, Antologia The Vase, zawierająca wiersze poetów z całego świata (w języku angielskim), w tym i nasze. Ktoś zapyta o język (w przypadku poezji – nie bez znaczenia). Otóż w tej części Indii rdzennym językiem jest telugu (posługuje się nim ponad 80 milionów ludzi!). Oczywiście każdy Hindus mówi też językiem ogólnonarodowym – hindi. Ale festiwal prowadzony był w języku angielskim, którego Hindusi uczą się od wczesnego dzieciństwa. Jak już jesteśmy przy telugu – nasz gospodarz i dobrodziej w swoim zamiłowaniu dla polskiej poezji poszedł tak daleko, że na własny koszt przetłumaczył (z angielskiego na telugu), i wydał na potrzeby festiwalu, po tomiku wierszy zaproszonych polskich poetów. Sama impreza była zorganizowana z niezwykłą dbałością o szczegóły, pełna zróżnicowanych smaczków. Po długich przemowach – czas na tradycyjny taniec w wykonaniu młodych dziewcząt, po recytacji wierszy – rozdanie


POST SCRIPTUM

63


64

POST SCRIPTUM


nagród, certyfikatów, uhonorowanie tradycyjnymi rekwizytami: kolorowymi szalami, turbanami, statuetkami itp. Po rozdaniu nagród – zapalenie świec i ułożenie ich w kręgu ze świeżych płatków. Dużo egzotyki, magii i dobrej energii. Należy wspomnieć, że wszystkie kobiety (wliczając studentki) ubierają się na co dzień w sari (znane w telugu jako cheera). To naprawdę niewiarygodne, że dalej noszony jest ten tradycyjny strój, którego istnienie datuje się co najmniej 5000 lat wstecz. Cóż za niezwykłe bogactwo kolorów i wzorów! Podczas tych kilku dni nie widziałam dwóch podobnych sari – każde jest wyjątkowe i niepowtarzalne, a panie wyglądają w nich jak tropikalne kwiaty. Po skończeniu festiwalu w Guntur przewieziono nas do Hyderabadu – stolicy stanu Andhra Pradeś. Tu dość istotna dygresja- nie bez powodu użyłam określenia „przewieziono nas”. Nie jest tajemnicą, że ten rejon świata bywa niebezpieczny. Nasi gospodarze (specyficznie zaś Prasad) tak wszystko zorganizowali, że nikt z naszej polskiej grupy nie pozostawał w miejscach publicznych, włączając w to transport, bez osobistej opieki i asysty nawet przez chwilę. Można powiedzieć, że czuliśmy się nieźle... zaopiekowani. W Hyderabadzie dołączył do nas jeden z najsławniejszych Hinduskich reżyserów Tollywood (tak, tak. Bollywood – w Bombaju, Tollywood – w Telangana), niezwykle ciekawy, kolorowy człowiek – B. Narsing Rao. Jest reżyserem, scenarzystą, kompozytorem, producentem, aktorem i malarzem, znanym ze swoich filmów w telugu. Lista jego nagród i wyróżnień jest doprawdy imponująca. I ten oto nietuzinkowy człowiek, (prywatnie – przyjaciel Prasada), przejął opiekę nad grupą polskich poetów na dalszy czas trwania festiwalu. Wspólnie z Prasadem sponsorowali cały nasz pobyt w Hyderabadzie.

POST SCRIPTUM

65


Z wielką przyjemnością zwiedziliśmy największe na świecie (jak podaje Księga Rekordów Guinnessa) studia filmowe – Ramoji Film City. Rozciągające się na prawie 2000 akrach, oferuje ponad 500 planów filmowych. Niezwykłe miejsce. Już następnego dnia informacje o festiwalach w Guntur i Hyderabadzie ukazały się w ponad 10 niezależnych pismach. Na spotkaniu w prestiżowym muzeum Salar Jung (w którym znajduje się najokazalsza i najliczniejsza kolekcja antyków w kraju) organizatorzy GIPF i Writers Corner uhonorowali gości festiwalowych specjalnymi dyplomami – International Life Time Achievement Award. Na tym spotkaniu było około 20 fotoreporterów i 5 stacji telewizyjnych, dla których udzieliliśmy wywiadów. Nie sposób opisać tu wszystkich atrakcji i wymienić wszystkich pełnych serdeczności spotkań, w których mieliśmy okazję uczestniczyć. Ale jedno szczególnie zapadło mi w pamięć – spotkanie w Centrum Kultury Vijayawada & Armaravati na zaproszenie prezes Padmai Iyengar-Paddy, poetki i pisarki. Po oficjalnym przedstawieniu gości w części artystycznej spotkała nas niespodzianka w postaci piosenki do wiersza Wisławy Szymborskiej Trzy słowa najdziwniejsze. Artystka zaśpiewała ją do autorskiej, utrzymanej w tradycyjnym stylu, egzotycznej muzyki, z towarzyszeniem równie egzotycznych instrumentów (których nazw nie umiem przytoczyć), całkowicie po polsku! To było naprawdę wzruszające przeżycie. Takich smaczków było jeszcze wiele więcej. Choćby wspólne czytanie wierszy w starych murach klimatycznego Fortu Golconda – magia w czystej postaci. Cały nasz pobyt w Indiach, to piękny, kolorowy, egzotyczny, niepowtarzalny czas. To zatrzymanie w kadrze, zatopienie w niezwykłej kulturze – to bogactwo smaków, zapachów, niecodziennych doznań duchowych. Nietuzinkowi ludzie, ciekawe rozmowy, nieoczekiwane przyjaźnie. Poezja jest magią samą w sobie, a poezja w Indiach – to już zatopienie się w całkowicie bajkowych obszarach. [RC]

Renata Cygan

I jak tu nie kochać festiwali? Jak tu nie kochać POEZJI ? Zdjęcia: Rafal Jarnicki, Agnieszka Jarzębowska, Renata Cygan, oficjalna strona internetowa festiwalu GIPF.

66

POST SCRIPTUM

Poezja jest magią samą w sobie,

a poezja w Indiach

to zatopienie się w całkowicie

bajkowych obszarach


POST SCRIPTUM

67


O poezji i nie tylko

Dr LANKA SIVA RAMA PRASAD

Rozmowa z organizatorem

Festiwali Poezji w Indiach Kiedy zacząłeś pisać wiersze? Czy pisanie wzięło się z poczucia, ze czegoś w Twoim życiu brakuje? Czy tworzenie to dla Ciebie nagłe iskry czy powolny proces? Kiedy byłem nastolatkiem, napisałem kilka wierszy w języku telugu. Nie wynikało to jednak z poczucia pustki w moim życiu. Chciałem spróbować czegoś, co sprawia, że człowiek staje się nieśmiertelny. Szukając tego wyjątkowego eliksiru, zająłem się pisaniem poezji. Sama poezja oznacza przygotowanie. Aby zaczerpnąć miodu Odyna trzeba mieć iskrę, otwartość i cierpliwość. Ja mówię płynnie w 2 językach, ale wiersze piszę tylko w moim języku ojczystym, języku polskim, a w razie potrzeby tłumaczę potem swoje teksty na język angielski. Choć mieszkam w Wielkiej Brytanii od ponad 27 lat, nie odważyłam się dotychczas tworzyć po angielsku. W Indiach prawie wszyscy mówią trzema językami: hindi, językiem regionalnym (w Twoim przypadku – telugu) i angielskim. Czy piszesz wiersze we wszystkich 3 językach? W którym czujesz się najlepiej? Który jest Twoim ulubionym do pisania poezji? Tak, telugu jest moim językiem ojczystym, moim głównym językiem. Następnie angielski, jako język komunikacyjny i zorientowany na pracę, a hindi lub sanskryt są to opcjonalne języki narodowe. W telugu i angielskim jestem biegły. Hindi i sanskryt pomagają mi w poszerzaniu horyzontów i doskonaleniu umiejętności lingwistycznych. Moja poezja powstaje w telugu i angielskim. System kolonialny i migracje spowodowały, że większość naszych młodych umysłów myśli w języku angielskim, ponieważ biegłość w tym języku zwiększa możliwości pracy w kraju i za granicą. Moje wczesne książki (poezje, powieści, opowiadania i eseje krytyczne) pisałem w moim języku ojczystym, telugu – (ponad 80 milionów ludzi posługuje się tym pięknym narzeczem). Potem pojawiła się konieczność dotarcia dalej i angielski zdawał się być oczywistym wyborem. W Indiach w prawie każdym zdaniu można znaleźć wyrażenia w języku angielskim. Bardzo szybko zająłem się tłumaczeniami, które stały się narzędziem pomostowym w celu wprowadzenia naszej literatury telugu

68

POST SCRIPTUM

do świata anglojęzycznego, ponieważ najwięksi bardowie tegu nie są znani poza granicami naszego regionu, a uważam, że warto ich pokazać światu. Jak w Twoim przypadku powstaje historia lub wiersz? Gdy jakieś wyrażenie lub wrażenie zaczyna mnie prześladować, przenosi mnie siłą do sfery wyobraźni. Następnie rozkładam ramiona i zbieram te ukryte wewnątrz skarby, by odmalować je literami, zdaniami i strofami. Odrzucam niepotrzebne części kamienia by powstała doskonała rzeźba. To jak przekształcanie zwykłych zdarzeń pod wpływem wyrafinowanych emocji, by nadać im życiową energię. Yin-Yang przepływa, gdy estetycznie syntetyzowany wiersz, obraz lub rzeźba stają się nieśmiertelne. Wybór gatunku literackiego, kamienia na rzeźbę, farb na obraz, drewna lub metalu, to jest już indywidualny wybór artysty, odpowiadający mu najbardziej do wyrażenia tej złotej myśli. Co to jest POETRAVELOGUE? Niezależnie od tego, jaki kraj odwiedzam, piszę spontaniczne wiersze z mojej wizyty i POETRAVELOGUE to jest właśnie kompilacja tych moich podróżnych impresji. Ten format poezji obejmuje moje doświadczenia i fantazje z podróży do krajów takich jak: Maroko, Włochy, Grecja, Turcja, Polska, Singapur, Sri Lanka, Finlandia, Szwecja, Norwegia, Dania, Bali i różne regiony Indii. Co Ci pomaga w rozwoju jako poecie? Telefon komórkowy, Facebook, Pentasi-B (internetowa grupa poetycka utworzona przez dr Epitacio Tongohan). Te narzędzia pomogły mi w moich projektach i w pojawieniu się na niebie poezji. Byłem gospodarzem/sponsorem festiwalu poetyckiego India-Pentasi-B World Poetree Festival, który odbył się w październiku 2017 roku w Ramoji film City w Hyderabad, w Indiach (Ramoji to największe na świecie studia filmowe Tollywood). W wydarzeniu tym uczestniczyło 23 poetów z 18 krajów i ponad 200 lokalnych, krajowych poetów.


Duże przedsięwzięcie, wielki entuzjazm i żar. Zrobiłeś bardzo dużo dla polskiej poezji. Przetłumaczyłeś na telugu około 10 książek poetów współczesnych (w tym mój własny tomik “Bywam trubadurem”), ale również przekładasz polskich klasyków, których? Przetłumaczyłem wolumin o nazwie “Jak ziemia po pierwszym deszczu”. Jest to zbiór wierszy polskich poetów klasycznych, m.in. Adama Mickiewicza, Wisławy Szymborskiej, Czesława Miłosza i innych. Dlaczego polska poezja? Skąd u Ciebie zainteresowanie polską literaturą? Zawsze bardzo interesowałem się trzema głównymi zagadnieniami: 1. Teologią zachodnią i mitologią porównawczą. 2. Punktem widzenia kobiet-poetek na temat ich egzystencji na całym świecie. 3. Śmiercią i prawdą absolutną. Polska jest krajem, który doświadczył olbrzymich zniszczeń w czasie dwóch wojen światowych, zarówno materialnych jak i w sferze psychicznej. Zwłaszcza dzieci i kobiety. Te wspomnienia są nadal świeże, a rany nadal sączą krew i łzy. Jest jakiś surowy i pierwotny element w tych emocjach, postawach i uczuciach. Poza tym Polacy kochają muzykę, nadal wierzą w magię, a kilkoro z nich to prawdziwi trubadurzy (śmiech). To był zwykły przypadek, że poznałem poetów z Polski na festiwalu poezji w Maroku (Alicję Kuberską i Izabelę Zubko). Krótkie spotkanie z nimi utorowało drogę do mojego polskiego snu. Moja podróż z Włoch do Grecji i do Polski była tęczowo magiczna. Często opowiadasz historię Dobrego Maharadży, jako przykład szczególnej więzi pomiędzy Indiami i Polską. Tak, Maharadża Jam Saheb Digvijay Sinhji, podczas II Wojny Światowej uratował ponad tysiąc polskich sierot ewakuowanych z terenów ZSRR. Dzięki indyjskiemu księciu znalazły nowy dom, gdzie mogły się uczyć, bawić i odzyskiwać siły oraz zdrowie, a nawet, w pewnym momencie adoptował kilkaset sierot. Jego ojciec przyjaźnił się z pianistą Ignacym Paderewskim, którego Saheb zapamiętał jeszcze z dzieciństwa spędzonego częściowo w Genewie. Rozmowy na temat Polski, zrobiły duże wrażenie na indyjskim księciu, który potem bez wahania pomógł młodym Polakom. „Dobry Maharadża” (jak go nazywały polskie dzieci), wyznawał indyjską filozofię sanskrytu, która mówiła o tym, że „świat jest jedną rodziną”. Zrobił dużo dobrego, a my powinniśmy o tym pamiętać i mówić. Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce w zeszłym roku, na festiwalu poezji słowiańskiej w Czechowicach-Dziedzicach. To była Twoja pierwsza wizyta w Polsce, odwiedziłeś kilka polskich miast, poznałeś nowych ludzi. Jakie jest Twoje

POST SCRIPTUM

69


Będąc w Polsce

,

wiele razy czułem się jak

okruch węgla

wśród polerowanych diamentów wrażenie o Polsce, jakie nosisz w sobie wspomnienia z Polski?

myślenie i ocenę ludzi w ogóle, a poetów w szczególności.

Wiele. Uśmiech i bezinteresowność. Pozytywne emocje i gościnność. Nieoczekiwane przyjaźnie. Przyjęto mnie niezwykle ciepło. Między innymi: Ryszard Grajek, Agnieszka Jarzębowska, Izabela Zubko (i jej rodzina), Alicja Kuberska, Ty i wiele innych pięknych osób. Zrobiliście na mnie ogromne wrażenie i pozostaniecie na zawsze w zakamarkach mojego umysłu i serca. Będąc w Polsce, wiele razy czułem się jak okruch węgla wśród polerowanych diamentów. Kiedy zostałem zaproszony do Polski przez Ryszarda Grajka (organizatora festiwalu) postanowiłem wydać kilka dwujęzycznych książek: Antologię Ten Colour Rainbow (10 polskich poetów), Ziemia po pierwszym deszczu (zbiór klasyków polskich), Moments Alicji Kuberskiej, Świat wymarłych lamp Izabeli Zubko. Moja podróż do Waszej wspaniałej Ziemi była niezapomniana. Szybko narodził się pomysł zaproszenia Was do Indii. Wydaliśmy na tę okoliczność kilka tomów tłumaczeń poezji polskiej na telugu: antologię trójjęzyczną (polsko-angielsko-telugu): Tak jasna jak słońce, Trójca Święta – Izabela Zubko, Tajemnice życia Juliusz Erazm Bolek, Piąty sezon Agnieszka Jarzębowska; Niebieska tęsknota Bożena Helena Mazur-Nowak, Wokół haiku Krzysztof Kokot, i wcześniej wspomniana Bywam Trubadurem Renaty Cygan. Bliskie spotkania z poetami podczas tych podróży miały wielki wpływ na moje

Muszę powiedzieć, że wycieczka do Indii była dla nas niezwykłym doświadczeniem. Zdecydowanie dla mnie. Było cudownie, poetycko i egzotycznie. I to wszystko dzięki Tobie; doskonała organizacja, niezwykła gościnność, opieka, jaką nas wszystkich otoczyłeś, przyjaźni ludzie, wspaniałe jedzenie – długo by wymieniać… Jeszcze raz chciałabym Ci podziękować za ten niezwykły czas w Indiach.

70

POST SCRIPTUM

Cała przyjemność po mojej stronie. Masz piękną rodzinę; żonę, córkę i syna. Jak reagują na Twoje pisanie? Czy Cię wspierają w Twojej pasji? Poznałam Twoją córkę, jest bardzo piękną, pewną siebie, inteligentną młodą kobietą. Wiem, że Ci bardzo pomaga. Była nieoceniona za kulisami, w przygotowaniu, organizowaniu, mając oko na wszystko podczas tegorocznego festiwalu poezji w Guntur i Hyderabad. A Twoja żona? Co ona myśli o Twoim pisaniu? Moja żona, doktor Janaki Devi jest praktykującym ginekologiem. Mój syn Anvesh jest biotechnologiem i menedżerem w Nasense – firmie chemicznej. Moja córka Apoorva jest projektantką mody (skończyła fashion design we Włoszech). Zaprojektowała większość okładek do moich książek, oraz – jak wspomniałaś – pomaga mi przy organizacji festiwali. Moja rodzina bardzo mnie wspiera dostosowując się do różnych moich nastrojów.

Czym, poza poezją i pisaniem się interesujesz? Szkoliłem się w animacji. Stworzyłem postać – Don Gecko – jaszczurki domowej, która patrzy na świat z góry. To typowa, zabawna i romantyczna opowieść. O przygodach dwóch jaszczurek. Ich podróż na Wyspy Galapagos, żeby spotkać się z Monitor Lizard, ma wiele zwrotów akcji, docierają do kopalni króla Salomona, na wyspę skarbów itp. Chciałbym rozwijać te historie, myślę o stworzeniu serii. Jakie masz plany na przyszłość? Przyświecają mi trzy główne cele: 1. praca nad integrowaniem ludzi sztuki i pielęgnowaniem przyjaźni wśród poetów, 2. tłumaczenie klasyków literatury telugu na inne języki i odwrotnie, 3. przywracanie utraconej chwały poetów. Są to niewątpliwie bardzo ambitne plany, ale znając Cię, nie mam najmniejszych wątpliwości, że osiągniesz bardzo wiele na tych polach. Jesteś człowiekiem-orkiestrą, mam wrażenie, że nigdy nie odpoczywasz, mało sypiasz, żyjesz w ciągłym ruchu, zawsze gotowy do działania i pomocy innym. Bardzo się cieszę, że Cię poznałam, że los skrzyżował nasze ścieżki. Dziękuję pięknie za poświęcony czas i życzę Ci wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że wkrótce znowu zobaczymy się w Polsce lub w Indiach. Albo jeszcze gdzieś indziej. [RC]

Renata Cygan


Dr LANKA SIVA RAMA PRASAD – Z zawodu kardiochirurg – jest poetą, popularnym autorem ponad 150 książek, rysownikiem, malarzem, wydawcą, krytykiem, redaktorem i tłumaczem. Po raz pierwszy przetłumaczył dzieła Homera na język telugu. Inne znaczące tłumaczenia jego autorstwa to: Raj utracony i Raj odzyskany Johna Miltona; Wędrówka pielgrzyma Johna Bunyana; Eneida Wergiliusza; Boska komedia Dantego, Faust Goethego, Masnavi Rumiego, i wiele, wiele innych. Tłumaczy także współczesnych poetów i autorów powieści i opowiadań. Ma na swoim koncie setki esejów i przedmów, książek naukowych i medycznych. Jego wiersze zostały przetłumaczone m.in. na: grecki, hiszpański, arabski, polski, hindi. Jest założycielem oddziału kardiochirurgii klatki piersiowej i chirurgii naczyniowej na wiejskiej uczelni medycznej – Prathima Institute of Medical Sciences, Nagunur-Karim Nagar, Telangana, Indie, gdzie przez ostatnie siedem lat nadzorował setki operacji serc u dorosłych i dzieci. Był gospodarzem i sponsorem PENTASI-B INDIA WORLD POETREE FESTIVAL – (październik 2017r), w Hyderabad, w Indiach, w którym uczestniczyło ponad 200 poetów z całego świata, a w 2019 roku gościł poetów z Polski.

Niektóre wyróżnienia i nagrody: 1. Nagroda T.S Eliot – 2017 2. Nagroda Global Poet Award-Canada-Win – 2017 4. Medal Kibatek –Turcja – 2017 6. Nagroda Sahiti Rajahamsa – Vizag – 2017 7. Poeta Laureat – Kazakisthan – 2017 8. Nagroda za całokształt twórczości Pentasi-B-2017 9. Naji Naaman-Poet Laureate – 2018 11. Laureat Słowa Poetyckiego – 2018 – Ghana 12. Mistrz Metafory i Trans-Kreatywnej Chirurgii – 2019

POST SCRIPTUM

71


MONIKA CICHOSZEWSKA www.monikacichoszewska.com Plener PAW Model: Kasia

Czerń i biel w połączeniu ze światłocieniem, w moim odczuciu najdobitniej budują atmosferę nostalgii, przepojonej emocjami i tajemnicą, spokoju lub dramatyzmu. 72 POST SCRIPTUM


Fotografuje wielkoformatowymi aparatami

Fotografuje wielkoformatowymi aparatami. innych, w których zajęła 4 pierwsze, 3 druFascynuje ją praca w ciemni i procesy gie i 3 trzecie miejsca oraz 15 Honorable chemiczne, w szczególności technika Tokyo i Moscow Foto Fascynuje jąa praca w ciemni i procesy chemiczne, Mention: a w szczególności technika International mokrego kolodionu, mokrego kolodionu, którą wybrała jako Awards, Fine Art Photography, Black&White którą wybrała jako medium przekazu artystycznego. Rzeczywistość fotograficzna jest rzeczywistośmedium przekazu Spider, Monochrome, Neutral Density, Art cią kreowaną przezartystycznego. nią, połączoną z niewiadomą wynikającą z procesu fizykochcemicznego powstaRzeczywistość fotograficzna jest rzeczyLimited, Portret Prawdziwy. nia zdjęcia. Realizuje obecnie cykle zatytułowane: „Pragnienia”, ”Współistnienie”. W swojej twórczoświstością kreowaną przez nią, połączoną Ambrotypy prezentowała na wystawach ci świadomie i wyraźnie nawiązuje do natury, pokazując odbiorcy jak silnie jesteśmy z nią związani, z niewiadomą wynikającą z procesu indywidualnych w Galerii Strefa jak bardzo zależymy od niej. Natura nieodwracalnie narzuca nam rytm przemijania, jakoArt następstw fizykochcemicznego powstania zdjęcia. w Żorach oraz Oko we Wrocławiu. pór roku, cykli życia: czasu narodzin, dojrzewania, miłości, dojrzałości i śmierci. Realizuje cykle zatytułowane: „Prag- Brała DEBUTS udział w wystawach Laureatkaobecnie międzynarodowego konkursu fotograficznego 2017 oraz wielukolektywnych innych, w których nienia”, ”Współistnienie”. Wi 3swojej innymi: „Korzenie” w Centralne Oko, zajęła 4 pierwsze, 3 drugie trzecietwórczości miejsca oraz 15między Honorable Mention: Tokyo i Moscow Internatioświadomie i wyraźnie nawiązuje do natury, Poznań, w Muzeum Fotografii nal Foto Awards, Fine Art Photography, Black&White Spider, Monochrome, Neutral Density, pokazując odbiorcy jak silnie jesteśmy w Bydgoszczy, Festiwal Fotografii TradycyArt Limited, Portret Prawdziwy. Ambrotypy prezentowała na wystawach indywidualnych w Galerii z nią związani, jak bardzo zależymy od niej. jnej, Zabrze, BWA Kielce. Strefa Art w Żorach oraz Oko we Wrocławiu. Brała udział w wystawach kolektywnych między innymi: Natura nieodwracalnie narzuca nam rytm Fotografii Jej prace zostały ostatnio wybrane „Korzenie” w Centralne Oko, Poznań, w Muzeum w Bydgoszczy, Festiwal Fotografii Tradyprzemijania, jako następstw pór roku, cykli i prezentowane w wystawach „Light Sensicyjnej, Zabrze, BWA Kielce. Jej prace zostały ostatnio wybrane i prezentowane w wystawach: życia: narodzin, dojrzewania, miłości, tive”„ Living Galeria Art Intersection, USA, „Lightczasu Sensitive” Galeria Art Intersection, Gilbert, USA, Image”. Galeria HalideGilbert, Project, Philadojrzałości i śmierci. „ Living Image”. Galeria Halide Project, delphia USA, 13 JMC Women Photographers, Galeria Foto Nostrum, Barcelona. Laureatka międzynarodowego konkursu Philadelphia USA, 13 JMC Women Photografotograficznego DEBUTS 2017 oraz wielu phers, Galeria Foto Nostrum, Barcelona.

Julka Pamiętam czasy, gdy zrobienie fotografii wymagało umiejętności i sprzętu (wyposażenia ciemni). Teraz każdy może pstrykać choćby komórką. Czy fotografia jako sztuka się skończyła, czy wręcz przeciwnie – dopiero teraz daje możliwości, których kiedyś nie było (choćby cyfrowa korekta fotografii)? Naprawdę w dalszym ciągu podejmowane są rozważania czy fotografia jest sztuką? Mój ulubiony malarz i fotograf Zdzisław Beksiński napisał w liście do przyjaciela, fotografa Jerzego Lewczyńskiego: „fotografia jako taka nie może być sztuką i to leży w samej jej istocie. W ogóle zamiar wykonania artystycznego zdjęcia kryje sprzeczność i jest największą bzdurą, jaką można sobie wyobrazić. Zapamiętaj Jurek co Ci powiem, bo jestem dziś pod wpływem alkoholu w nastroju wieszczym. Fotografia nie jest sztuką! Pic! Gówno! Lipa! Cześć!” Można się z tym zgodzić, ale czasem subiektywnie czuję, że niektóre fotografie mogą pretendować do rangi sztuki, jeśli wzbudzają we mnie

Dedicated to the forest; Modelka: Agnieszka Surdej; Plener PAW

zaangażowanie, wyzwalają emocje, ale pod warunkiem, że nie odzwierciedlają rzeczywistości. Być może, dzięki manipulacjom komputerowym, fotografia teraz nawet bardziej zbliża się się do sztuki. Odpowiedź na to pytanie każdy musi odnaleźć w sobie. Jakim aparatem i jakimi szkłami fotografujesz? Fotografuję na szklanych płytach w technice z drugiej połowy XIX w. Stare aparaty wielkoformatowe Kodak View Camera 6 1/2” x 8 1/2” (około 16,5cm x 21,5cm) oraz pochodzące z czasów NRD: Mentor Panorama 18cmx 24cm, Globica 18cmx 24cm obiektywy 250, 300, 360 Tessar oraz aparat Graflex 4”x 5” obiektyw Aero Ektar, 210 Tessar. Ja robiłem kiedyś fotografie czarno-białe, bo z kolorem było trudno (inny powiększalnik, inne filmy, inne chemikalia). A teraz, kiedy technika pozwala na pokazanie

POST SCRIPTUM

73


barw bez żadnych ograniczeń, fotografowie uciekają od koloru. Skąd u Ciebie fascynacja fotografią czarnobiałą? Wyjaśnię, że ambrotypia narzuca monochromatyzm, gdyż obraz na szkle tworzy metaliczne srebro, a nienaświetlone partie zdjęcia są przeźroczyste, w domyśle czarne. Pomimo, iż są to zdjęcia dosyć kontrastowe, to w odbiorze oryginały są bardzo piękne i świetliste, dzięki mieniącemu się srebru i trójwymiarowości uzyskiwanej dzięki podłożu jakim jest szyba. Ujmuje mnie w tej technice właśnie wygląd oryginału i jego realność istnienia.Czerń i biel w połączeniu ze światłocieniem, w moim odczuciu najdobitniej budują atmosferę nostalgii, przepojonej emocjami i tajemnicą, spokoju lub

dramatyzmu. Fotografia czarno-biała nie oddaje wiernie rzeczywistości, jaką postrzegamy oczami w kolorze, tym samym nią manipuluje, często wprowadza element dwuznaczności wizualnej, która może intrygować odbiorcę i zachęcać do pozostania z nią dłużej. Widzę u Ciebie sporo pięknych, zmysłowych lub też boleśnie prawdziwych, wręcz obnażonych fotografii. Dla mnie nagość jest: piękna, czysta, naturalna. Naga kobieta, to kwintesencja piękna, emanacja cudowności natury. Co Ty o tym myślisz? Jak korzystasz z tego (przepraszam za określenie) narzędzia, jakim jest nagie ciało modelki? Pięknie powiedziane: „emanacja cudowności natury.” Tak właśnie, nagość tym jest. Moje akty pozbawione są ładunku erotycznego. Nagość nie absorbuje całej uwagi

David predator - Model: David Hemke, Makijaż: Ewelina Łośko

74

POST SCRIPTUM


emanacja cudowności natury

Feelings, Plener: @plener_lody Modelki: @anna_urbanska201anson @aadaa_l

@plener_lodyModel: Yulia

POST SCRIPTUM

75


widza. Jest jedynie środkiem wyrazu, drogą, sposobem na ukazanie relacji, emocji, współistnienia z naturą. Pragnę, by obrazy te były poetyckie, by docierały głębiej do świata wewnętrznego, by odbiorca mógł odnaleźć w nich jakąś cząstkę siebie, szczególnie tą refleksyjną. Oglądam czasem programy, w których znany fotograf przychodzi po to, by pstryknąć zdjęcie, np. modelce na tle przygotowanego wcześniej tła. Przyznam, że mnie to bawi. Fotografia rodzi się w głowie. Trzeba ją wymyślić, poczuć, dobrać kompozycję. Nacisnąć przycisk potrafi dziecko z przedszkola. Jak powstają twoje fotografie? Widzisz je zanim powstaną? Zgadzam się. Nie dyskredytuję fotografii cyfrowej, ale dla mnie przetwarzanie dużej ilości zdjęć, niezliczone podejmowanie decyzji w fazie postprodukcji, to niekończąca się walka ze sobą. Fotografia tradycyjna wymusza inne podejście, wymusza przemyślane kadry na etapie powstania zdjęcia i ogranicza ilość wykonanych zdjęć. By przybliżyć moje podejście do pracy nad zdjęciem, podzieliłam je na etapy: Pierwszy etap polega na poszukiwaniu przeżycia estetycznego, inspirujących motywów wcześniej wyobrażonych lub zastanych w plenerze. Najczęściej jest to las, rzeka, łąka, drzewa, konary lub elementy industrialne, poszukiwanie tła dla fotografowanej osoby. Drugi etap to spojrzenie przez matówkę aparatu (Matówka - jest to zmatowiona szyba o wym.: 16,x21,5cm lub np. 18x24cm. Nieprzezroczyste przykrycie umożliwia podgląd obrazu. Do ustawiania ostrości często używa się lupy powiększającej x 10), poszukiwanie kompozycji, wybór elementów i ich proporcji oraz umiejscowienie w nich fotografowanej osoby. Ocena konieczności korygowania perspektywy ( jest konieczne w fotografii architektury) lub celowego modyfikowania perspektywy i ostrości, jeśli taki jest zamierzony efekt. Obrazowanie za pomocą aparatu wielkoformatowego jest bardzo ekscytujące, gdyż obraz rzeczywistości pojawiający się na matówce „do góry nogami” jest też odbiciem lustrzanym rzeczywistości i jest niezwykle piękny. Obraz ten jest dla mnie subiektywnie obrazem skończonym. By go zatrzymać, rejestruję go na materiale światłoczułym-kolodionowym, gdyż on, dzięki swojej specyfice, najbardziej przybliża mnie do tego pierwotnego obrazu widzianego na matówce. Kolejna faza to przygotowanie materiału światłoczułego w procesie manualno-chemicznym (przebiega w przenośnej ciemni, jest to najczęściej specjalny namiot). W towarzystwie zapachu eteru, oblewam przeźroczystą szybę jodowanym kolodium, uczulam w kąpieli azotanu srebra. Po 3-4 min emulsja staje się światłoczuła i można umieścić płytę w kasecie. Ostatni etap polega na naświetleniu zdjęcia: wyczekaniu na odpowiedni moment, na delikatne światło padające na scenę i modela (często złośliwie zmienia się, kiedy

76

POST SCRIPTUM

pojawiam się z uczuloną kasetą na planie), skorygowaniu ułożenia ciała fotografowanej osoby i jej spojrzenia oraz ustawieniu ostrości, a następnie na manualnym otwarciu i zamknięciu obiektywu, mierząc sekundy na głos. Emulsja kolodionowa jest bardzo mało światłoczuła, co w efekcie powoduje długi czas naświetlania - od kliku do kilkunastu sekund. Najdłuższy czas, w jakim wykonałam zdjęcie z modelem, to 5 min 30 sek. Od momentu włożenia płyty do kasety nieubłaganie biegnie czas, który oddala możliwość wywołania obrazu utajonego. W zależności od temperatury otoczenia, jest to od 10 min do maksymalnie 20-30 min. W kolejnym magicznym procesie utrwalenia może uczestniczyć również fotografowana osoba, obserwując powolne ujawnianie się jej wizerunku na zdjęciu, a towarzyszą temu emocje. Na wykonanie jednego zdjęcia należy poświęcić od 30 min do 1 godziny. Rezultat końcowy, za każdym razem obarczony jest pewną dozą niewiadomej. Kiedy jest on niezadawalający, trzeba powtórzyć zdjęcie. Na uzyskany efekt składają się bowiem zarówno działania fotografa, fotografowanej osoby, warunki termiczne, jak i procesy chemiczne zachodzące w jego trakcie. Realizacja projektu zyskuje w ten sposób subiektywnie zwielokrotnioną wartość artystyczną oraz implikacje osobiste i emocjonalne, gdyż każde zdjęcie jest jednostkowe, niemożliwe do powtórzenia. To właśnie ujęło mnie przy wyborze tej techniki oraz to, że jest to proces natychmiastowy. Kiedyś myślałem o takim projekcie: “Polska w jednym zdjęciu”. Pokazać polskość w jednym kadrze. Czy byłaby to religijna procesja? Obrady w Sejmie? A może jakaś demonstracja? Jeszcze się ze sobą wewnętrznie nie pogodziłem. Co Ty widziałabyś na takim zdjęciu? Chyba nie umiałabym w 1 zdjęciu pokazać tak zróżnicowanego skrajnie społeczeństwa. Ciekawe pytanie-wyzwanie, ale raczej na przemyślaną serię. Jest zbyt wiele aspektów, czarno-białych, by jednoznacznie określić jacy jesteśmy.

Faint breath of the wind, Model Yulia, Chorwackie plenery


Emotional self-portrait Model @madlenn.model@plener_lodyModel @madlenn.model

Co lubi robić

Monika Cichoszewska, gdy nie trzyma aparatu w rękach?

Absolutnym spełnieniem marzeń był czas, kiedy latałam jako licencjonowany pilot paralotni, np. w chorwackiej termice na wysokości 950 m nad poziomem morza. Nadal bardzo tęsknię za przestrzenią i adrenaliną. Zdałam też egzamin nurkowania PADI. Nurkowałam w skrajnie trudnych warunkach w Polsce, ale też w przepięknych rafach Ko Tao, w Izraelu z delfinami-magiczne przeżycie. Nurkowanie jednak jest dla mnie przezwyciężaniem własnych fobii przed ograniczającym medium, jakim jest woda. Aktualnie oddaję się całkowicie fotografii, rozwojowi w tej sferze, spotkaniach fotograficznych i poznawaniu ludzi podobnych do mnie, z fotograficzną pasją. Kocham jazz oraz podróże, które sama organizuję, a najbardziej pociąga mnie Japonia – 4 podróże i nadal jest ekscytująca. [JP] Jarek Prusiński POST SCRIPTUM

Models: Dawid Hemke i makijaż Ewelina Łośko @QueenAkashaMua, Agnieszka Surdej, @loreleyyulia, @ aadaa_l, @ madlenn.model, Plenery: @plenerywchorwacji, @plener_lody, @analogowywroclaw

Fotografuję na szklanych płytach w technice z drugiej połowy XIX w

77


Renata Cygan

78

POST SCRIPTUM


Marlena Rytel

JA Z EN C RE Jak przeżyć trudne chwile i nie zwariować Wydawnictwo: ACOMITAM

M

arlena Rytel - autorka książek, blogerka, inicjatorka akcji STOP kradzieży książek w Internecie. Pasjonatka samochodów, wypoczynku na łonie natury i wielbicielka dobrej literatury. Do tej pory wydała następujące książki: Sebastian i przyjaciele, Potworna Michasia, Kiedy znów zaświeci słońce oraz Jak przeżyć trudne chwile i nie zwariować. Współautorka zbioru O, Matko!, do którego napisała opowiadanie zatytułowane Początek i koniec. lekroć spoglądam na tytuł książki, mam ochotę postawić po ostatnim wyrazie znak zapytania. Śmiem twierdzić, iż mało na rynku takich właśnie publikacji, które nie tylko oddają kawałek życia autora, ale na dodatek są napisane z tak dużą dawką humoru i dystansem do otaczającej rzeczywistości. Zdaję sobie sprawę, ile musiało kosztować Marlenę Rytel opisanie cząstki swojego życia, którą zapewne wielu ludzi będących w podobnej sytuacji wolałoby wymazać z pamięci. To właśnie cecha osób pozytywnie zakręconych, umiejętnie wyciągających wnioski i z nadzieją patrzących w przyszłość. “Masz jedno życie i żyj przede wszystkim dla siebie, nie dla ludzi”. ytat z poradnika doskonale sprawdzi się jako motto nie tylko dla samotnych rodziców. Uświadamia nam bowiem wiele, a w szczególności jedno - nie jesteśmy doskonali, czy to jako właśnie samotni rodzice, czy też osoby będące w związkach. Autorka udowadnia, że nasze słabości mogą stać się pożywką dla innych, którzy uzurpują sobie prawo do pouczania i udzielania niekoniecznie dobrych rad, z drugiej jednak strony – motywuje i pokazuje, jak można świetnie przekuć je w mocne strony, bo nikt przecież nie jest idealny.

T

o nawet nie typowy poradnik, to książka, którą napisało życie. Czy są szkoły, które uczą, jak być dobrym rodzicem? Nie spotkałam się. Tak, jak nikt nie uczył nas, jak być rodzicem, tak samo nikt nie udzielił nam

ny model samotnego rodzicielstwa w związku. Uważam zatem, iż książka skierowana jest do każdego. Marlena Rytel stara się lekko, z humorem i dystansem przedstawić życie samotnego rodzica, a mimo to wiele jest tutaj

rad, jak przetrwać samotne rodzicielstwo, które obfituje w różnorodności – liczne chwile zwątpienia oraz pytania. utorka wykazuje jak łatwo oceniają przypatrujący się z boku tak zwane dobre ciocie i wujkowie, a więc jak łatwo przychodzi nam doczepianie łatek, segregowanie ludzi na dobrych i złych, klasyfikowanie na mądrych czy głupich. Jej uniwersalne porady doskonale obrazują także współczes-

życiowej mądrości. Mało tego, książka opatrzona jest autorskimi ilustracjami, co jeszcze bardziej podkreśla jej wyjątkowość i wykazuje przebojowość pisarki oraz jej dystans do rzeczywistości. Czytałam z przyjemnością, dlatego polecam wszystkim, bez względu na stan cywilny. Bardzo! [AK]

I

C

A

Agnieszka Krizel

poetka i autorka bloga Recenzje Agi

POST SCRIPTUM

79


Głównym mianownikiem

jogi i seksu tantrycznego

jest skupienie się na doznaniach płynących z ciała. W tym drugim przypadku nie tylko naszego, ale przede wszystkim partnera, któremu chcemy przekazać całą naszą miłość przez uważny, pełen skupienia i czułości dotyk.

80

JOGA POST SCRIPTUM


Joga kojarzy mi się z: filozofią, medytacją i ,,kwiatem lotosu”. Czym jest joga? Tak. Twoje skojarzenia są trafne. Wszystko, co wymieniłeś, to elementy jogi. Joga w swojej pierwotnej formie jest zjawiskiem złożonym. Dołożyłabym do tego zestawu: yamy, niyamy, assany, pranayamę. Joga to jeden z sześciu ortodoksyjnych systemów filozofii indyjskiej. Filozofia ta zakłada, że człowiek idący drogą jogi osiąga wyzwolenie poprzez opanowanie swojego umysłu, intelektu i jaźni, a to daje możliwość całkowitego połączenia i zjednoczenia się z Bogiem. W naszym zachodnim świecie traktowana jest trochę jak gimnastyka, co mocno ją zubaża. Niemniej jednak wykonywanie samych assan daje dużo korzyści. Assany to praca na poziomie ciała, więc daje elastyczność, co niejednokrotnie uwalnia nas od różnego rodzaju bólu, uwalnia od stresu, poprawia trawienie, równoważy emocje. Zalet jest ogromna lista, więc myślę, że warto spróbować i znaleźć coś dla siebie w dość dużej gamie odmian jogi. W takich najprostszych słowach joga to samodoskonalenie, to świadomość ciała, harmonia, spójność ciała z umysłem, spokój, skupienie, oddech, koncentracja, panowanie nad zmysłami i pragnieniami.

Jaka jest przewaga jogi nad zwykłymi ćwiczeniami rozciągającymi? To zależy. Jeśli łączymy ją z filozofią i wszystkimi ośmioma stopniami raja jogi, to pozwala zmienić zwykłą egzystencję w coś bardzo uduchowionego. Wiesz, jest coś bardzo osobliwego w tym typie jogi. Trudnego do sprecyzowania. Wszystko nabiera głębi. Życie jakby spowalnia, gdyż stajemy się bardziej uważni na to, co się z nami dzieje, na sygnały wysyłane przez ciało, na pojawiające się myśli. To jakby ciągła medytacja. Niezwykle ważne są yamy oraz niyamy. Yamy, to dyscypliny etyczne, które pozwalają wznieść się na wyższy poziom człowieczeństwa, wyzwalają zrozumienie wobec drugiego człowieka, uczą miłości, wnoszą har-

monię w ludzkie relacje. Są to zasady moralne, które powinny obowiązywać wszystkie społeczeństwa. Niekrzywdzenie, niekradzenie, szeroko pojęta wstrzemięźliwość, niezachłanność. Niyamy natomiast, to zasady stosowane w dyscyplinie indywidualnej. Jest to czystość, czyli dobre traktowanie ciała, ale również umysłu, który należy oswobodzić z takich emocji jak nienawiść, złość, chciwość, itp. Czystość, czyli ŚAUCA, przynosi życzliwość i szacunek wobec drugiego człowieka. Wśród niyam, mamy również: zadowolenie, zapał serca, kształcenie jaźni i poświęcenie się Panu. To w takim wielkim skrócie. Joga jako zestaw assan, to też nie są zwykłe ćwiczenia rozciągające. Przede wszystkim praktykowanie assan łączy się z kontrolą oddechu, a co za tym idzie z koncentracją i kierowaniem uwagi na to, co dzieje się z nami i naszym ciałem w danym momencie. Oddech jest nieodłączną częścią jogi, pozwala zrobić przestrzeń w ciele. To pewnie brzmi dla Ciebie dziwnie, ale tak to się odczuwa. Kiedy robię jakąś pozycję i czuję, że moje ciało stawia opór, to biorę głęboki oddech, jeden, drugi trzeci i nagle opór mija, ciało puszcza mnie o centymetr dalej. Nie robię nic na siłę, daję po prostu czas, aby moje ciało się przystosowało. To bardzo przyjemne uczucie. W praktykowaniu nie chodzi o to, aby zrobić jakąś pozycję, ale dąży się do doskonałości. Do tego, aby zrobić daną pozycję za każdym razem lepiej, więc zmusza nas to do: dyscypliny, samozaparcia, konsekwencji, regularności. Same pozytywne cechy. Poza tym głęboki oddech uwalnia napięcia energetyczne zgromadzone w naszych ciałach, a w konsekwencji emocje, które się za tym kryją. Więc staje się joga również swoistą terapią, dzięki której uwalniamy zamrożone emocje. A to zjawisko to nie tylko traumy, ale również stres życia codziennego. W tym naszym dzisiejszym zabieganym świecie nie mamy nawet czasu na doświadczenie dogłębnie przeżywanych w danej chwili emocji, więc spychamy je na poziom ciała i właśnie wtedy przychodzi z pomocą joga.

Oddech jest nieodłączną

częścią jogi, pozwala zrobić

przestrzeń w ciele POST SCRIPTUM

81


Czy jest jakiś związek jogi z technikami seksu tantrycznego? Jedno i drugie, zdaje się, pochodzi z Indii? Tantra ma swoje początki w indyjskich wedach i to z niej zrodzona jest hatha joga. Myślę, że głównym mianownikiem seksu tantrycznego i jogi, jest skupienie kierowane na doznania płynące z ciała. W tym wypadku nie tylko z naszego, ale przede wszystkim naszego partnera, któremu pragniemy przekazać całą naszą miłość poprzez uważny, pełen skupienia i czułości dotyk. Skupienie rodzi połączenie świadomości, co ma zbliżyć nas do Boga.

Próbowałem opisać w Isztar scenę, gdy Szamchad odczuwa rozkosz za pośrednictwem ciała partnera. Kiedy ją z nim współodczuwa, jakby jej dusza przepłynęła do ciała kochanka. Starałem się opisać seks, który zbliża do Bogów. Szkoda, że nie skonsultowałem tej sceny z Tobą. Pewnie wyszłaby lepiej, bardziej prawdziwie. Zależy jaki rodzaj konsultacji masz na myśli (śmiech). Co joga dała Tobie? Joga wciąż uczy mnie dyscypliny, jest bardzo wymagająca. Wiem, że jeśli chcę mieć piękne, gibkie ciało, to powinnam ćwiczyć ją systematycznie. Joga nauczyła mnie doznawania siebie, dzięki niej bardzo szybko rozpoznaję każdą emocję, która pojawia się właśnie na poziomie ciała. Nasz racjonalny mózg zawsze znajdzie jakieś dobre wytłumaczenie, aby utrzymać nas w sferze komfortu. Natomiast ciało mówi nam prawdę o tym, co dzieje się w danej chwili. Jeśli się kurczy, to wiem , że przeżywa np. stres, chociaż mój mózg tego jeszcze nie wyłapuje, więc joga jest dla mnie drogą do odzyskania autentyczności, odnalezienia prawdziwego JA, a nie pozostawania tym, co narzuca mi zewnętrze. Poza tym wniosła w moje życie głębię. Wspomniane już przeze mnie yamy i niyamy, których staram się przestrzegać od ponad 20 lat, zmieniły mnie

82

POST SCRIPTUM

Agnieszka Krawczyk


Joga

wciąż uczy mnie dyscypliny, jest bardzo wymagająca. Wiem, że jeśli chcę mieć piękne, gibkie ciało, to powinnam ćwiczyć ją

systematycznie

K

iedy robię jakąś pozycję i czuję, że moje ciało stawia opór, to biorę głęboki oddech, jeden, drugi, trzeci i nagle opór mija, ciało puszcza mnie o centymetr dalej.

bardzo. Wniosły do mojego świata harmonię i pomogły wykreować kobietę, jaką chciałam się stać. Na poziomie ciała joga pomogła i wciąż pomaga, uporać się z problemami mojego kręgosłupa. Pozycje jogi można dopasowywać do schorzeń w taki sposób, aby wspierały ich zdrowienie i to jest bardzo wartościowe w uprawianiu jogi.

Czy jest coś o co nie spytałem, a warto byłoby o tym powiedzieć? Myślę, że powiedziałam wszystko, to co chciałam przekazać. Mam nadzieję, że moje wypowiedzi zachęcą innych do wejścia na tę bogatą w doznania ścieżkę. Chociaż… nie wspomniałam o medytacji, więc może teraz jeszcze kilka słów. Medytacja staje się bardzo popularna i niejednokrotnie słyszę, że próby poddania się jej zawodzą. Zachęcam więc wszystkich tych, którzy próbowali, a im nie wyszło, aby znaleźli kogoś, kto jest już doświadczony i poprowadzi ich ścieżką prostą, łatwą, zrozumiałą. Medytacja wnosi w życie spokój, wyciszenie i uczy dystansu do wszystkiego, co się pojawia. Jest również mocnym narzędziem do pracy z samym sobą, ale to dla bardziej zaawansowanych. [JP] Z Agnieszką Krawczyk rozmawiał Jarosław Prusiński

POST SCRIPTUM

83


Anna Stryjewska kobieta wielu talentów

pisarka, malarka-amatorka, właścicielka biura nieruchomości Moją przygodę z książkami Ani rozpoczęłam od książki Chłopiec z ulicy Wschodniej, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Postanowiłam, że koniecznie muszę udać się na spotkanie autorskie w łódzkiej Bibliotece. Przeczytałam wszystkie książki autorki, obecnie jestem na etapie czytania wierszy i podziwiania malarskiego talentu.

Myślę, że jestem osobą pełną sprzeczności

Jaka jest Anna Stryjewska prywatnie? Myślę, że jestem osobą pełną sprzeczności. Z jednej strony prowadzę otwarty dom, uwielbiam być w otoczeniu najbliższych i znajomych - z drugiej, jak tylko mogę - zaszywam się w ciemny kąt, gdzie mogę być sama z muzyką i własnymi myślami. Jestem niepoprawną romantyczką, często bujam w obłokach, ale jeśli trzeba natychmiast schodzę na ziemię i stąpam po niej trzeźwo i twardo. Choć jestem zodiakalnym Lwem - nigdy w pierwszej kolejności nie stawiam na swoje JA ponad wszystko. Staram się myśleć o innych i dać z siebie jak najwięcej. Jestem otwarta na ludzi, choć łatwo mnie zranić. Potrafię szybko wybaczyć, ale nie do końca zapomnieć. Nie mam także cech przywódczych, choć od wielu lat prowadzę firmę, która jeszcze póki co nie zbankrutowała (uśmiech). Jestem typem domatorki, uwielbiam domowe zacisze, choć z drugiej strony fascynują mnie podróże. Jak każda niemal kobieta jestem próżna, jednak perfekcyjny wygląd zewnętrzny nigdy nie był dla mnie najważniejszy. Jestem na to chyba zbyt leniwa ...

Aniu, poza pisaniem książek pasjonujesz się malarstwem prawda? Jacy są Twoi ulubieni malarze? Czym jest dla ciebie malarstwo? Jaką techniką malujesz? Malowanie przynosi mi radość i spełnienie. Jestem amatorką w pełnym tego słowa znaczeniu. Nigdy nie pobierałam żadnych lekcji w tym kierunku. Sprawia mi to jednak nie tylko przyjemność, ale też relaksuję się w ten sposób. Maluję farbami akrylowymi, rzadziej olejnymi. Uwielbiam obdarowywać swoimi pracami najbliższych. Ubolewam tylko nad tym, że zwykle kopiuję,

84

POST SCRIPTUM

niekiedy uda mi się stworzyć coś własnego. Mam swoich ulubionych malarzy: Tamarę Łempicką, Gustawa Klimta oraz przedstawiciela włoskiego renesansu – Rafaello Santiego. Fascynuje mnie ich twórczość, a także życie prywatne.

Jesteś autorką wierszy. Od kiedy zaczęłaś je pisać? Co Cię do tego pobudziło? Jaki jest Twój ulubiony wiersz?

Była taka cygańska poetka Papusza, która mówiła, że wiersze do niej przychodzą. Myślę, że coś w tym jest – miałam w swoim życiu płodniejszy okres. Dziś zdarza się to rzadziej – niestety. Poezja jest takim trochę ekshibicjonizmem ludzkiej duszy. Człowiek obnaża samego siebie, wyrzuca emocje, które czasem zwyczajnie szukają ujścia.


Przemijanie Dni, które się ciągną długim korowodem, Raz wolno, raz prędko Znacząc krętą drogę – Tych co już odeszli, Tych co pozostali Czarny kolor życia Wymieszany z białym W każdym dniu rozterka, W każdej dobie chwila Drżący motyl światła, Szczęście, które mija. I odchodzi później w zapomnienie ciszy, Nikt już o tej chwili więcej nie usłyszy.

Jak wygląda proces pisania poezji? Kiedy zasiadasz do pisania? Z poezją jest trochę inaczej niż z prozą. Nagle pojawia się w głowie błysk i coś zaczyna kiełkować. Zdarza się, że człowiek budzi się z gotowym wierszem. Właśnie dlatego trzeba natychmiast działać i notować. Czasem tego nie robię z czystego lenistwa i… zapominam.

Czy w swoich książkach zamieszczasz swoje wiersze? Niekiedy uda mi się przemycić jakiś wiersz lub cytat w swoich książkach... Zdarza się, że przy redakcji tekstu Pani Redaktor prosi mnie o podanie autora cytatu lub wiersza. Wtedy informuję, że to moje. Mnie to wydaje się oczywiste, dlatego nie umieszczam nazwiska przy utworach, a jednak dla innych takie nie jest.

Czy planujesz wydać tomik poezji? Nigdy o tym nie myślałam. Poezja raczej się nie sprzedaje. Czasem publikuję ją na FB, i ku mojemu zdumieniu spotyka się z ogromnym zainteresowaniem. Nie przypuszczałam, że ludzie kochają wiersze. To napawa optymizmem. Jest taka maleńka nadzieja, że może będzie tomik. Ale na razie nic więcej nie powiem.

W lutym obchodzimy popularne Walentynki. Święto zakochanych, które ma swoich zwolenników jak i przeciwników. Niektórzy potępiają je za komercyjny i konsumpcyjny charakter. Co Ty o tym myślisz? Uważam, że okazywać sobie uczucia trzeba każdego dnia. Oczywiście Walentynki są okazją do: spędzenia czasu w wyjątkowy sposób, powiedzenia sobie wielu miłych słów, obdarowania się drobiazgiem. Przyznam się jednak, że jest to święto, którego nie obchodzę hucznie, nie celebruję w jakiś szczególny sposób. Z doświadczenia wiem też, że na spontaniczne wyjście do restauracji, czy kawiarni tego wieczoru nie ma zwyczajnie szans. A ja już jestem w takim wieku, że raczej szukam odosobnienia i spokoju.

Bardzo dziękuję za rozmowę, życzę powodzenia i mocno trzymam kciuki za tomik poezji. Życzę wszystkiego dobrego Aniu. [EKT]

Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska prowadząca stronę

ZACZYTANA EWELKA

POST SCRIPTUM

85


Apage, 2017, pastel, 100 x 70 cm

86

POST SCRIPTUM


Wizyty w galeriach sztuki kojarzą mi się z pustymi salami, podejrzliwym pracownikiem, który pilnuje, żeby niczego nie dotknąć i przemykającym sporadycznie jakimś oglądającym, snującym się jak duch po pustych pokojach. W Gdańsku jest inaczej. Tłumy ludzi jakie pamiętam z PRL ze sklepów mięsnych, gdy stało się po schab z kością: artyści, kolekcjonerzy, koneserzy sztuki. I co najważniejsze ci wszyscy ludzie nie przyszli po schab z kością ani po banana przyczepionego plastrem do ściany. Przyszli tu dla SZTUKI. Dzięki pomocy Mai Borowicz, która

zrobić blejtram i ramę prostokątną, dużo trudniej – okrągłą. Ale obraz okrągły jest zgodny z naturalną percepcją. Wydaje mi się, że każde z zaprezentowanych dzieł jest jakby iluminatorem batyskafu, poprzez który zajrzeć można w wewnętrzny świat artysty. Nie są to po prostu kwadratowe obrazy, przycięte później do kształtu koła, ale kompozycje integralnie związane z tym kształtem, wynikające z logiki okręgu. Wiele obrazów nawiązuje do motywu rybiego oka lub tunelu – np. dzieła Marzeny Machaj, Anny Wypych, Jarka Jaśnikowskiego, Jacka Szynkarczu-

bardziej z komiksem, filmami s-f, klimatami Borisa Valejo, a więc z pewną powierzchowną efektownością. Posługuję się w swoim malarstwie elementami fantastyki, ale raczej w sposób, w jaki czynili to Hieronim Bosch, Pieter Breughel, John Martin czy Jacob van Swanenburgh, a więc tak, by na pozór swobodna gra skojarzeń odzwierciedlała idee filozoficzne, metafizyczne, dotykała istotnych egzystencjalnych problemów, a nie była tylko nieodpowiedzialnym bujaniem w obłokach czy „straszeniem zza węgła”. W malarstwie najbardziej interesuje mnie zagadnienie piękna,

ROZMOWA Z MARCINEM

KOŁPANOWICZEM

gościła na naszych łamach w październiku udało mi się zaczepić znanego artystę, pana Marcina Kołpanowicza. Zaczynam głupio, z marszu, swojskim: Jakie wrażenia z wystawy? MK: Wystawa Percepcja koła jest nietypowa, można powiedzieć: zakręcona, bo składa się z samych okrągłych obrazów, czyli mówiąc fachowo – tond. Koło jest formą doskonałą. Okrągłe jest słońce, okrągłe są planety, okrągłe jest oko. Właściwie obraz, który powstaje na naszej siatkówce, ma kształt koła o rozmytych konturach. Dlatego malowidło umieszczone w kole jest, można powiedzieć, bardziej intymne niż obraz namalowany w prostokącie. Kadr prostokątny wynika chyba z ograniczeń stolarskich: łatwo

ka, Łukasza Jarugi, że skromnie nie wspomnę o moim. Okrągłe obrazy malowaliśmy przez okrągły rok, więc liczymy, że widzowie będą mieli na wystawie okrągłe oczy. Nie ukrywam też, że liczymy na okrągłe sumy, za które nasze dzieła zostaną sprzedane. JP: Oglądałem zachwycające obrazy, które wyszły spod pańskiej ręki: intrygujące, metaforyczne, odrealnione, niedosłowne, jakby pochodzące z innego wymiaru. Czy można by pana twórczość nazwać malarstwem fantasy? MK: Ja sam wolę w odniesieniu do mojej twórczości używać terminu malarstwo metaforyczne, ewentualnie realizm fantastyczny. Termin „fantasy” kojarzy mi się

czyli kategoria, którą nowocześni teoretycy sztuki i kuratorzy chcą wyrzucić poza nawias. Z biegiem lat coraz mocniej dociera do mnie przekaz Listu do artystów Jana Pawła II, w którym postuluje on, by artyści podejmowali tematy religijne, biblijne, duchowe. Obraz może być doskonały formalnie czy technicznie, lecz jeśli nie jest powiązany z dobrem i prawdą, tchnie zimnem, a nawet bywa odstręczający. Dlatego odchodzę stopniowo od depresyjnych i destrukcyjnych nastrojów, którym hołdowałem za młodu, a staram się realizować definicję piękna, sformułowaną około tysiąc pięćset lat temu przez Pseudo-Dionizego Aeropagitę: piękno to harmonia i blask.

POST SCRIPTUM

87


cm 80 tni e, φ płó na lej 0, o 02 i, 2 oel Por ta C

Koło jest formą doskonałą Okrągłe jest słońce, okrągłe są planety,

okrągłe jest oko Obraz, który powstaje na naszej siatkówce,

ma kształt koła o rozmytych konturach. Dlatego malowidło umieszczone w kole jest bardziej intymne

niż obraz namalowany w prostokącie. 88

POST SCRIPTUM


JP: Jak długo rodzi się pomysł na obraz?

swój sposób je rozwijać i interpretować.

MK: Moje obrazy rodzą się przez pączkowanie. Kiedy maluję jedno płótno, w głowie kłębią mi się już kolejne pomysły - wariacje, trawestacje, parafrazy. Wydaje mi się, że moje malarstwo obraca się wokół kilku wątków czy problemów, do których próbuję podchodzić z różnych stron. Nie wszystkie pomysły jestem w stanie zrealizować, bo malowanie to zajęcie czasochłonne i pracochłonne. Jest to rodzaj ćwiczenia duchowego, dzięki któremu malarz próbuje dotrzeć do swych najgłębszych egzystencjalnych intuicji, a widz może podążać za nim i we własnym wnętrzu szukać rezonansu dla idei zawartych w obrazie lub na

JP: Przepraszam za to głupie pytanie, ale w tym numerze męczymy nim wszystkich – Czym dla pana jest Sztuka? MK: MK: Rozmową. Rozmową prowadzoną nie słowami, a światłem, kolorem, formą. Po pierwsze rozmową, którą prowadzę z samym sobą, kiedy obmyślam obraz, kiedy zastanawiam się, co chcę wyrazić, kiedy maluję i dobieram najodpowiedniejsze ku temu środki, sprawdzam różne wersje, zmieniam i przemalowuję. Po drugie – rozmową z widzem, najczęściej symboliczną, kiedy oglądając namalowane

Orient Express III, 2017, pastel, 70 x 70 cm

POST SCRIPTUM

89


dzieło, reaguje on na jego nastrój i przesłanie, a czasami dosłowną, gdy mam okazję spotkać się z odbiorcą moich obrazów w pracowni lub galerii, usłyszeć, jakie są jego refleksje i wymienić opinie. Po trzecie– rozmową z dawnymi mistrzami oraz artystami żyjącymi współcześnie, bo żaden obraz nie istnieje w próżni, ale wyrasta na niezwykle rozległym podglebiu inograficznym i może dialogować z innymi dziełami, kontynuować ich wątki lub się z nimi spierać. Taka jest dla mnie sztuka w perspektywie osobistej i społecznej, natomiast osobnym pytaniem jest, czym sztuka być powinna. Ten wymiar postulatywny sztuki najlepiej oddają słowa „odblask tajemnicy”, które znalazłem w Liście do artystów Jana Pawła II: Dla wszystkich, wierzących i niewierzących, dzieła sztuki (…) pozostają jakby odblaskiem niezgłębionej tajemnicy, która ogarnia świat i jest w nim obecna. ”Odblask Tajemnicy” to także tytuł współorganizowanej przeze mnie wraz z Przeoratem Św. Stanisława wystawy współczesnego malarstwa inspirowanego przez Sacrum, która będzie pokazywana w różnych galeriach i muzeach w Polsce i za granicą przez cały 2020 r., w której bierze udział 12 artystów i na którą Państwa serdecznie zapraszam.

MARCIN KOŁPANOWICZ Urodził się w 1963 r. w Krakowie. Dyplom na Wydziale Malarstwa ASP w Krakowie obronił w 1987 r. Uprawia metaforyczne malarstwo olejne i pastelowe, w którym łączy nieskrępowaną wyobraźnię, poetycką metaforę i filozoficzne przesłanie. Publikuje felietony w kwartalniku Artysta i Sztuka, miesięczniku Fronda oraz teksty z podróży w miesięczniku Poznaj Świat. Jest twórcą portretów, ilustracji książkowych i plakatów. Jego prace znajdują się w Muzeum Magicznego Realizmu w Wiśle oraz w wielu kolekcjach prywatnych w Polsce, a także w Austrii, Niemczech, Holandii, Francji i USA. Obrazy Kołpanowicza “zagrały” w serialu TVP Siedlisko w reż. Janusza Majewskiego (Anna Dymna malowała “latający parowóz” Kołpanowicza), pojawiały się na okładkach książek (m.in. Kielich Waldemara Łysiaka) i tomików poezji, w podręcznikach gimnazjalnych i licealnych, na plakatach University of Berkeley, California. Artysta zrealizował Drogę Krzyżową w kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Tenczynku k. Krakowa, obraz beatyfikacyjny siostry Marty Wieckiej w Śniatyniu (Ukraina) oraz obraz ołtarzowy i fresk w Centrum Św. Jana Pawła II w Nie lękajcie się w Krakowie-Łagiewnikach. Zorganizował ponad 30 wystaw indywidualnych, m.in. w Krakowie, Paryżu Nowym Jorku, Kolonii, Wuppertalu, Linzu, Klagenfurcie, Kielcach, Krzeszowicach oraz brał udział w niezliczonych wystawach zbiorowych fantastycznego realizmu, m.in. „Dante – The Divine Commedy”, “Magical Dreams”, „SAFADORE – Spadkobiercy Dalego” i „Art Capital – Salon Malarski 2017” w Grand Palais w Paryżu.

90

POST SCRIPTUM

JP: Gdyby mógł pan zmienić jedną rzecz w swoim życiu, to co by to było? MK: Tych rzeczy jest tak wiele, że ich lista przekroczyłaby objętość tej publikacji. Zacząłbym od bałaganu w pracowni. JP: Sprzedaje pan obrazy głównie w Polsce czy za granicą? Czy w Polsce jest w ogóle rynek sztuki? Jesteśmy wciąż dużo biedniejsi od zachodnich sąsiadów. MK: W strasznie dawnych czasach, kiedy jeszcze dinozaury żyły, czyli tuż po dyplomie, sprzedawałem swoje obrazy prawie wyłącznie w Niemczech, Austrii, Holandii i Francji, ale od kilku lat sytuacja się zmieniła, ceny się wyrównały, a nawet polscy artyści, którzy zdobyli na rodzimym rynku pozycję i nazwisko, osiągają lepsze wyniki w kraju niż za granicą. W kraju powoli rodzi się poważny rynek sztuki. Przybywa ludzi, którzy zaczynają rozumieć, cenić malarstwo i go potrzebować. Bardzo mnie to cieszy, bo nie muszę już organizować męczących wyjazdów na Zachód, a moje dzieła zostają w Polsce. JP: Brał pan udział w wystawie zorganizowanej z okazji stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Jest pan patriotą?


W kraju powoli rodzi się poważny rynek sztuki.

Schody do nieba, 2014, olej na płótnie, 100 x 100 cm

Jak pan rozumie patriotyzm? MK: O wiele szerzej niż płacenie podatków, kasowanie biletów, segregowanie śmieci i sprzątanie kup po psie. Nie uważam też, że „polskość to nienormalność”. Wydaje mi się, że patriotyzm najlepiej można zrozumieć na przykładzie wielu obcokrajowców (żyjących w dawnych wiekach i współcześnie), którzy zetknąwszy się z naszą kulturą, tradycją i obyczajem, zdecydowali się zostać Polakami, nawet gdy groziło to utratą majątku i represjami z zagrożeniem życia włącznie. Jest w naszym idiomie kulturowym coś niezwykle wartościowego, promieniującego na zewnątrz. Coś, co sprawia, że „polskość” może być

bardziej atrakcyjna niż inne tożsamości narodowe. Jest to bardzo specyficzna (i wybuchowa) mieszanka: katolicyzmu, fantazji, pracowitości, pomysłowości, honoru, humoru, romantyzmu, rubaszności i umiłowania wolności. Bezcenna. Niepodrabialna. JP: Jaki jest Marcin Kołpanowicz prywatnie? MK: To pytanie nie do mnie, powinien Pan raczej skierować je do moich przyjaciół i znajomych. JP: Dziękuję za rozmowę. MK: Proszę bardzo. [JP]

Jarosław Prusiński POST SCRIPTUM

91


92

POST SCRIPTUM


Marcin Kołpanowicz - Gedania Phantastica, 2018, olej na płótnie, 180 x 230 cm POST SCRIPTUM

93


„PERCEPCJA KOŁA”

Luty 2020 roku rozpoczął się niezwykle ciekawym wydarzeniem artystycznym. Nadbałtyckie Centrum Kultury w Gdańsku zgromadziło w jednym dniu wielu wspaniałych artystów oraz ich prace – dzieła niebanalne, gdyż... okrągłe. Ale też niebanalne, ponieważ o fantastycznym kunszcie artystycznym, wizualnie prezentujące się niesamowicie. Ten fakt wykorzystało wielu pasjonatów sztuki, stąd podczas wernisażu pojawił się tłum ludzi, setki osób z różnych zakątków Polski. Jak to jest więc z tą naszą sztuką? Wiele instytucji kultury narzeka, że sztuka nie jest popularna, że mało osób pojawia się na wernisażach,

94

POST SCRIPTUM

wystawach. Artyści płaczą, że nikt nie kupuje ich sztuki, ciężko z tego wyżyć. A tutaj, 1 lutego w NCK-u w Gdańsku? Inny świat! Tłumy na wernisażu, wielu znawców i pasjonatów sztuki, a artyści, jak się z nimi rozmawia, sprzedają wszystko co namalują, galerie i kolekcjonerzy tylko czekają na ich nowe dzieła. Wymaga to głębszej analizy, której dokonam innym razem, ale niewątpliwie jest to ciekawy temat. Idea tej wystawy powstała w głowach Państwa Małgorzaty i Adama Krużyckich. Nie mieli w swojej kolekcji okrągłego obrazu, więc zaczęli zastanawiać


A PERCEPCJA SZTUKI się, którego artystę poprosić o jego namalowanie. Nie mogli się zdecydować, więc ostatecznie zaangażowali w to 35 wybitnych malarzy i jedną fantastyczną rzeźbiarkę. Bazując na doświadczeniu z podobnego cyklu wystaw pt. „Metamorfoza” sprzed 3 lat, wtedy poświęconemu pamięci Zdzisława Beksińskiego, Państwo Krużyccy postanowili stworzyć i zorganizować coś niebanalnego. W 2017 roku ich pomysł polegał na tym, że czołowi polscy artyści nurtu Realizmu i Magicznego Realizmu mieli namalować obraz zatytułowany „Metamorfoza”. W tegorocznej edycji tematyka była już dowolna, ale artystów ograniczał kształt koła. W malarstwie takie prace określane są jako tondo (z języka włoskiego: talerz, krąg), rozpowszechnione zostały w okresie włoskiego renesansu. Każdy z zaproszonych artystów, wiele miesięcy temu, dostał okrągłe podobrazie i miał z tego stworzyć charakterystyczne dla niego dzieło, własną wizję postrzegania swojej sztuki zamkniętej w kole. Artyści świetnie wywiązali się ze swojego zadania, aczkolwiek metod interpretacji i technik wykorzystania tego kształtu było wiele. Niektórzy z artystów namalowali swoje obrazy zamykając je po prostu w granicach koła, ale byli też i tacy, którzy kształt wykorzystali pod kątem kompozycji całego obrazu. Karol Bąk w kole usadowił jakby wyrzeźbioną kobietę-anioła, podobnie Łukasz Jaruga usadowił tam kobietę, tyle że koło zostało splecione z roślin i gałązek. Zbigniew Hinc ukazał widok na miasto z wnętrza okrągłej studni, Marcin Kołpanowicz przedstawił monumentalne budowle tworzące koło, a Anna Wypych wykorzystała okrąg dla ukazania kobiety wychodzącej do nas jakby z innego miejsca na ziemi. Ciekawą wizję koła w swoim obrazie pt. ”Co zobaczysz, gdy zajrzysz do wnętrza czarnej dziury?” przedstawił Jarosław Jaśnikowski. Podzielił go na kilka kręgów. Pierwszy to świat wyjęty z obrazów artysty, który wchodzi w interakcje z czarną dziurą i powoli jest przez nią wchłaniany. Kolejny krąg to procesy kwantowe, w których materia z pierwszego kręgu przybiera formę rożnych stanów energetycznych. Trzeci krąg, to już jest czar-

na dziura, gdzie znana nam fizyka traci jakikolwiek sens. Tam jest tylko wielka niewiadoma. Wszystko zapada się w ostatnim kręgu, w osobliwości czarnej dziury... Ale jest tam jeszcze coś, tylko trzeba zajrzeć w sam środek obrazu, do czarnej dziury. Kto będzie miał możliwość, niech popatrzy w to specjalne miejsce w centrum obrazu Jarosława Jaśnikowskiego. Kompozycyjne wykorzystanie koła można dostrzec również u Tomasza Sętowskiego, gdzie kobieta namalowana w charakterystycznym dla tego artysty stylu staje się planetą, u Leszka Sokoła i jego zakręconym, niedzielnym świecie, czy u Dariusza POST SCRIPTUM

95


Percepcji Koła

Artyści znani z mają potencjał, żeby zaistnieć nie tylko na polskim rynku sztuki, ale mogą też osiągać na międzynarodowych festiwalach artystycznych

sukcesy

Ślusarskiego w obrazie „Ziemia planeta ludzi”. Osobną kategorią jest rzeźba wybitnej artystki – Katarzyny Bułki-Matłacz. Ona również wyraźnie posłużyła się kształtem koła, wspaniale wykorzystując szlifowane szkło w dziele pt. „Nanocząsteczka”. Oczywiście nie można powiedzieć, że inni artyści zrobili to źle lub gorzej, gdyż ich obrazy są świetne i niewątpliwie kształt koła miał wpływ na kompozycję ich obrazów. Można jednak dostrzec u artystów różne podejście do wykorzystania okrągłego kształtu w ich dziełach. Niewątpliwie wernisaż wystawy „Percepcja Koła” można uznać za sukces artystyczny i organizacyjny. Uroczystego otwarcia dokonała kurator wystawy, Zastępca Dyrektora Nadbałtyckiego Centrum Kultury,

96

POST SCRIPTUM

Pani Renata Malcer-Dymarska oraz pomysłodawca tego wydarzenia – Pan Adam Krużycki. W imieniu artystów głos zabrał Marcin Kołpanowicz, dziękując za organizację tej wystawy oraz, dowcipnie nawiązując do kształtu koła, życząc okrągłych sum za sprzedane obrazy. Zaprezentowani zostali poszczególni artyści, którzy wychodzili na schody pokazując się licznie zgromadzonej publiczności. Niestety nie wszyscy mogli przyjechać. Niektórym kolidowały terminy innych wernisaży (Katarzyna Bułka-Matłacz, Karol Bąk, Dariusz Miliński, Daniel Pielucha), Leszka Sokoła i Dariusza Ślusarskiego wzmogła choroba, a Roch Urbaniak jechał, jechał, ale ze względu na niezbyt miłe przygody na trasie, niestety nie dojechał. Pozostali nieobecni artyści zapewne również mieli ważne powody swej absencji. Pojawiło się i tak wielu z nich, dokładnie 17 osób:


Katarzyna Adamiak-Jaśnikowska, Iwo Birkenmajer, Maja Borowicz, Arkadiusz Dzielawski, Andrzej Gosik, Łukasz Jaruga, Jarosław Jaśnikowski, Marcin Kołpanowicz, Marzena Machaj, Krzysztof Powałka, Michał Powałka, Alicja Rekowska, Zbigniew Seweryn, Mira Skoczek-Wojnicka, Edward Szutter, Jacek Szynkarczuk, Anna Wypych. Było wiele okazji, żeby porozmawiać z artystami, zapytać o tajniki ich twórczości, zrobić sobie zdjęcie, czy po prostu poznać i pogratulować pięknych prac. Z tłumu można było wyłowić wiele znanych w kręgach sztuki twarzy kolekcjonerów, inwestorów, przedstawicieli instytucji kulturalnych, wydawnictw artystycznych czy też sympatyków sztuki, którzy są niemalże na każdym wernisażu. Małgorzata i Adam Krużyccy byli niezwykle zadowoleni z frekwencji i jeszcze podczas wernisażu snuli plany na kolejną wystawę za 2-3 lata. W swoim przemówieniu, czy też w rozmowach kuluarowych, Adam Krużycki mówił, że „Metamorfoza” to było zbieranie doświadczeń i powstała bardzo dobra wystawa, „Percepcja Koła” to już naprawdę świetna wystawa, natomiast trzecia edycja ma być czymś iście niesamowitym. Podczas uroczystego otwarcia brzmiało to dokładnie tak: „Po Metamorfozie, która, że tak powiem, była trochę spontaniczna, to ta wystawa jest już taka specyficzna, a myślimy o tej trzeciej. Mamy taki pomysł na trzecią wystawę, ale myślimy, żeby to było jeszcze bardziej spektakularne przedstawienie, żeby to można było porównać do kupna samochodu. Jak się kupuje pierwszy samochód, to człowiek się cieszy, że ten samochód jeździ. Drugi samochód, to się jeździ i jest wygodny. A trzeci samochód: jeździ, wygodny i ma trochę ‚extrasów’, żeby sąsiadowi też tak trochę szczęka opadła, więc tak właśnie planujemy, żeby taka była ta trzecia wystawa.” Trzymamy za słowo! Widać więc, że coś ciekawego już się tli głowach Państwa Krużyckich. Trzeba dodać, że ta wystawa, która w Nadbałtyckim Centrum Kultury będzie dostępna do zwiedzania do 22 lutego, nie kończy się tylko na Gdańsku. Będzie jeździć po innych miastach Polski pokazując piękno sztuki i promując ją w najlepszym wydaniu. Bądźcie czujni, bo nie znacie dnia ani godziny, kiedy „Percepcja Koła” zawita do waszego miasta... W Polsce tego typu cykle wystaw, które jeżdżą potem po różnych miastach, cieszą się coraz większą popularnością, stąd i powstaje ich coraz więcej. Kiedyś mieliśmy objazdową wystawę „Surrealiści polscy”,

która krążyła po Polsce w latach 1995-1997. W tym wieku, w nurcie Magicznego Realizmu, zostało to zapoczątkowane w 2011 roku przez galerię sztuki Bator Art Gallery ze Szczyrku z cyklem wystaw „Magical Dreams”. We wrześniu 2019 roku mieliśmy już 5-tą edycję, tradycyjnie rozpoczynającą się wernisażem w galerii u Państwa Batorów. Potem dzieła jeżdżą nie tylko po Polsce, ale też do muzeów i galerii w Austrii i Niemczech. Jednak w przypadku „Magical Dreams” do udziału w wystawach zapraszani są artyści z całego świata, którzy przedstawiają po kilka swoich dzieł. W ostatniej edycji, z polskich artystów, których prace można też podziwiać w Gdańsku, udział wzięli: Karol Bąk, Katarzyna Bułka-Matłacz, Arkadiusz Dzielawski, Jarosław Jaśnikowski, Marcin Kołpanowicz, Tomasz Kopera, Graszka Paulska, Tomasz Sętowski i Grzegorz Stec. Aktualnie, od 14.02.2020 do 21.03.2020 wystawę „Magical Dreams V” można oglądać we Włocławku, w Centrum Kultury „Browar B”. Wystawa zawita następnie do Wiener Neustadt, Zetel, w czerwcu wróci do Polski, do Krakowa, by we wrześniu zakończyć swoje tournee w Deutsches Hopfenmuseum w Wolnzach. W 2017 roku swoje sukcesy święciła wspomniana już „Metamorfoza”. Ciekawostką jest, że w maju wystawa trafiła do Radomia, w którym pojawiło się wielu zwiedzających. Na bazie tego sukcesu, kuratorka Małgorzata Ziewiecka, przy współpracy z władzami samorządowymi Radomia, rok później zorganizowała osobną wystawę zatytułowaną „W poszukiwaniu piękna”. Zaproszono wielu artystów znanych z „Metamorfozy”. Wernisaż w majową Noc Muzeów 2018 roku przyciągnął tłumy ludzi, przyjechało również wielu artystów. Można więc powiedzieć, że „Metamorfoza” stała się inspiracją do kolejnego wydarzenia artystycznego zakończonego niewątpliwym sukcesem. Również w 2018 roku powstał ciekawy projekt „Niepodległa Suwerenna” z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Zainaugurowany został wernisażem w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku w dniu 6 listopada. Patronat Narodowy objął Prezydent RP, Andrzej Duda. Wystawa zawitała do kilku miast w Polsce. Swoje prace przedstawiło ponad 30-tu polskich artystów, w tym znani z „Percepcji Koła” Karol Bąk, Łukasz Jaruga, Marcin Kołpanowicz, Dariusz Miliński, Daniel Pielucha, czy Grzegorz Stec. W 2019 roku na polskiej mapie kulturalnej pojaPOST SCRIPTUM

97


Czy to nadrealizm, czy surrealizm, czy magiczny realizm ,

artyści tych nurtów, a właściwie ich dzieła, mają szeroką publikę, wernisaże przyciągają rzesze ludzi, a galerie sztuki i kolekcjonerzy

czekają na swoją kolej, by móc kupić obraz danego artysty. wił się cykl trzech wystaw „Realizm a zmysły mami” związany z częstochowskim kręgiem sztuki i tylko w tym mieście miał swoje odsłony: preludium w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater”, rozwinięcie w Muzeum Częstochowskim i finał w Konduktorowni. Pomysłodawcą i kuratorem tego Festiwalu Sztuki był znany z „Percepcji Koła” Arkadiusz Dzielawski. I co ciekawe, pomysł narodził się podczas wernisażu „Metamorfozy”. Artysta, przeglądając katalog wystawy, naliczył siedmiu albo ośmiu twórców z Częstochowy i pomyślał, że warto byłoby zrobić podobną wystawę w tym mieście. Od idei do realizacji minęło 2,5 roku, ale powstał bardzo ciekawy projekt, który możliwe,

98

POST SCRIPTUM

że kiedyś ewaluuje i swym zasięgiem obejmie inne miasta, a udział wezmą w nim również wybitni artyści spoza Częstochowy. Póki co, inauguracja wypadła okazale. 2020 rok to obchody roku św. Jana Pawła II związane z 100 rocznicą Jego urodzin. Z tej okazji zaproszono dwunastu artystów malarzy, w tym znanych z „Percepcji Koła” Karola Bąka i Marcina Kołpanowicza, żeby, jak to określają organizatorzy, „…środkami sztuki współczesnej, z wrażliwością i temperamentem właściwym naszej epoce, wyrazili ponadczasowe religijne tematy”. Ta wystawa to odpowiedź na „List do artystów”, napisany w 1999 r. przez papieża Jana


Pawła II, w którym zachęcał ich, by powrócili do źródła inspiracji, jakie stanowić może Sacrum. Inauguracja miała miejsce 10 stycznia w Kielcach, a 15 lutego przeniosła się do Muzeum Magicznego Realizmu „Ochorowiczówka” w Wiśle. Jak możemy zauważyć, polska sztuka w różnych odmianach realizmu, ma się dobrze. Czy to nadrealizm, czy surrealizm, czy też magiczny realizm, artyści tych nurtów, a właściwie ich dzieła, mają szeroką publikę, wernisaże przyciągają rzesze ludzi, a galerie sztuki i kolekcjonerzy czekają na swoją kolej, by móc kupić obraz danego artysty. Oczywiście mam tu na myśli artystów z najwyższej półki, których wielu z nich zaprezentowało się podczas „Percepcji Koła”. Ale ta „półka” jest pojemna, jest wielu zdolnych artystów, którzy już wkrótce mogą osiągnąć ten poziom. A ci najlepsi szukają możliwości, by ewaluować i coraz częściej pokazywać się w świecie. I często skutecznie się pokazują. Obraz “Tęsknota” Maji Borowicz zwyciężył w międzynarodowym konkursie artystycznym na wystawie Art Revolution Taipei na Tajwanie w 2014, a w 2018 roku jej trzy obrazy: “Kruchość istnienia”, “Cień przyszłości” i “Ślad przeszłości”

zajęły I miejsce w międzynarodowym konkursie Artavita podczas Art Miami Week w Stanach Zjednoczonych. Obraz „Gigapolis” Jarosława Jaśnikowskiego otrzymał główną nagrodę jury i tytuł Grand Prix prestiżowego Salonu Sztuki Safadore w MontDore w 2019 roku. Artysta niedawno wrócił z kolejnej edycji tego festiwalu, podczas którego zasiadał już w jury. Katarzyna Bułka-Matłacz została Laureatką Pierwszej Nagrody (złoty medal), na Salon d’Atuomne Coubron - Paris za rzeźbę „Sen o Wenecji” (2013 r.), a za znaną nam rzeźbę „Nanocząsteczka” została wyróżniona na Konkursie „NanoArt” w Paryżu (2017 r.). Wiele wyróżnień w zagranicznych konkursach otrzymała również Anna Wypych. Z całą pewnością artyści znani z „Percepcji Koła” mają potencjał, żeby zaistnieć nie tylko na polskim rynku sztuki, ale mogą też osiągać sukcesy na międzynarodowych festiwalach artystycznych, jak również zdobywać serca kolekcjonerów z Europy, Azji, Ameryki… Tylko trzeba ze swoją sztuką trafić na odpowiednie osoby. Ale to już temat na inne rozważania… [RJ] Autor Artykułu: Radosław Jaśnikowski (ur. 1980 r.) – pasjonat i promotor polskiej sztuki, właściciel Wydawnictwa Artystycznego „Lux Artis”, obejmującego swym patronatem wiele wydarzeń kulturalnych, związanych głównie z Magicznym Realizmem.

POST SCRIPTUM

99


100

POST SCRIPTUM


„Percepcja koła” wernisaż wystawy

można uznać

za sukces artystyczny i organizacyjny

Autorzy zdjęć z wystawy: Marcin Aniszewski, Radosław Jaśnikowski

POST SCRIPTUM

101


Piotr Sobaczyński

Bursztyn

Są rodzaje bursztynu wielokrotnie droższe od złota. To najdroższy minerał w Europie. 102

POST SCRIPTUM


Jarek: Bursztyn nazywany był kiedyś “Złotem Północy”. Pozyskiwano go nie tylko nad morzem, ale też w głębi kraju, nad Narwią. To po bursztyn zapuścił się kiedyś do Polski sam Neron podczas słynnej Wyprawy Bursztynowej. Czym bursztyn jest dla Ciebie? I dlaczego bursztyn..? Ja nie musiałem jak Neron wyprawiać się gdzieś daleko. Jestem Gdynianinem. Bursztyn był zawsze w pobliżu. Był legendą dla moich przodków i jest legendą dla mnie. Określenie “Złoto Północy “ jest nazwą, co najmniej obraźliwą. Są rodzaje bursztynu wielokrotnie droższe od złota. To najdroższy minerał w Europie. Znajdujemy go w szerokim pasie Północnej Europy. Od niemiecko-duńskiego wybrzeża Morza Północnego poprzez Niemcy, Danię, Polskę, Łotwę, Litwę, Estonię, Białoruś aż po Finlandię. Nie ma pewności czy Neron zapuścił się nad Bałtyk, czy nad Morze Północne. Samo morze ma z bursztynem tyle wspólnego, że go wydobywa z ziemi. Jak górnik.

Jarek: Pewności nie ma nawet z historią taką sprzed ośmiu (Smoleńsk i różne wersje tego samego zdarzenia), czy osiemdziesięciu lat (spory dotyczące II Wojny Światowej), a co dopiero mówić o dwóch tysiącach. Jednak są zapisy w kronikach rzymskich na temat Lechii i naszego morza (nazywanego wówczas Morzem Sarmackim), więc będę się upierał. Wiem, że historia to Twój konik, więc nie dam się sprowokować do polemiki historycznej (śmiech)

Jarek: Wykonywanie biżuterii jakoś automatycznie kojarzy mi się z kobietą. Skąd u Ciebie miłość do biżuterii? A może właśnie wzięła się z miłości do kobiet? Ja sam łowię bursztyn, z którego później robię biżuterię . Uwierz mi, że to jest zajęcie dla prawdziwego mężczyzny. Nigdy nie rozważałem relacji kobieta a biżuteria, natomiast kobieta jest zawsze inspiracją. A piękna kobieta podwójnie. Byłem w życiu zakochany wielokrotnie. Czy miłość inspiruje artystę? Dla mnie natchnieniem jest wszystko. Przyroda, malarstwo, muzyka. Zdarza się, że dopiero po zrobieniu biżuterii okazuje się ona doskonale pasująca do konkretnej osoby, choć często inspiruje mnie ktoś, kogo znam. Wtedy biżuteria wychodzi najpiękniej. (Dyskretnie puszczam oko do Beaty, a Piotr udaje, że tego nie widzi.)

Beata: Nigdy nie widziałam w Twoich pracach połączenia bursztynu ze srebrem do czego przyzwyczaiły nas firmy jubilerskie. Dlaczego? Po prostu nie i już! Bursztynu nie oprawa się w srebro! Kwas bursztynowy zawarty w nim w reakcji elektrolizy ze srebrem w styczności z ludzkim ciałem wydziela azotki i azotany srebra. To jest trucizna! W Prusach istniał zakaz oprawiania bursztynu w srebro pod karą śmierci! Protestanckie pracownie bursztynnicze w czasach wojen religijnych z rozmysłem produkowały monstrancje z bursztynu i srebra. Ksiądz katolicki spożywając hostię z takiej monstrancji miał duże szanse przenieść się na łono Pana. W końcu lat 60 ubiegłego wieku, wobec olbrzymiego zapotrzebowania rynku na bursztyn, zaczęto stosować inne żywice kopalne. A także tani bursztyn pośledniego gatunku poddawany głębokiej obróbce termicznej i chemicznej. I to właśnie to od lat 60-tych jest pakowane w srebro. Utworzono Normy Handlowe, które uznają, że inne żywice kopalne i robione z nich tworzywa sztuczne są bursztynem. Kalafonia z Dominikany (ta sama, z której robi się lakiery do samochodów, stosuje do nacierania smyków do skrzypiec i używa do lutowania) nazwana została Bursztynem Dominikańskim i zalała rynki światowe. Jest ona do 10 000 razy tańsza od bursztynu. Dociążona srebrem w majestacie Norm Handlowych jest sprzedawana jako bursztyn. Dla mnie sam pomysł oprawiania minerału, który jest naturalny, szlachetny i przyjazny człowiekowi w trujące srebro, jest pomysłem kuriozalnym! Bursztyn od wieków leczył. I tak powinno pozostać! (Mam wątpliwości dotyczące tej elektrolizy. Pamiętam ze szkoły, że do tego potrzebny jest prąd stały, ale nie chcę denerwować Piotra, bo się lekko pobudził. W tym stanie napięcia z pewnością dałby radę wejść w reakcję. Co najmniej z pytającym.)

Beata: To, co robisz jest zupełnie inne, niż biżuteria lansowana przez media i nasze rodzime celebrytki. Co myślisz o tych maleńkich ozdóbkach noszonych masowo przez Polki? Uwielbiam kobiety, ale... Moim zdaniem Polki mają najgorszy w Europie gust w doborze biżuterii. 92% ozdób jest produkowanych w Tajlandii. Wzornictwo jest wynikiem nowoczesnej technologii w masowej produkcji. Nie ma nic wspólnego ze Sztuką czy Pięknem. Ma być tanio i przy jak najmniejszej stracie materiałów! Stąd te misie, koniczyna i gwiazdki wycinane z blachy w milionach sztuk. Trudno nawet mówić o estetyce przy czymś rodem z katalogów wysyłkowych lub odpustowych

POST SCRIPTUM

103


straganów. I do tego ten pęd, by mieć to samo, co wszystkie kobiety na ulicy i w TV. A w TV cóż... każdy widzi co jest. I dlatego jakie mamy celebrytki, taką i biżuterię na ulicach. (Pod tym się nie podpisuję. Polki są najpiękniejsze i już! Tym gustem, to sobie Piotr teraz nagrabił. Ja się odcinam.) Beata: Jesteś Rybakiem Bursztynu, projektantem biżuterii, znawcą sztuki...to pobudza wyobraźnię! A wokół Ciebie pełno pięknych kobiet, bo to w większości one są Twoimi klientkami. Czy zdążają się sytuacje, gdy to nie o bursztyn chodzi, a o bursztynnika? (Daję Piotrowi rozpaczliwe znaki, żeby nie odpowiadał. W tym pytaniu jest pułapka!) Tak, bursztyn pobudza wyobraźnię. Zdarzyło się i tak, że po prelekcji i pokazowym, nocnym łowieniu bursztynu, jedna z pań zaprosiła mnie (bo noc była chłodna) na rozgrzewającą herbatę. Pierwsze, co zrobiła zamiast herbaty, to ściągnęła majtki. Czuję się wielokrotnie jak Indiana Jones wśród studentek. Odbierany jestem jako “partia do wzięcia” z barwnym życiem i ogromnym majątkiem jubilera. Matrymonialne oferty są częste. Nie kpię z tych pań. Mają po prostu swoje wyobrażenie na mój temat. (No i dupa. Wygadał się. Swoją drogą, to mu zazdroszczę. Nie tylko tych pań od zdejmowania majtek, ale też partnerki, która wcale nie jest na niego wściekła. Patrzy na niego z miłością.)

Beata: Powiedziałeś, że bursztyn od wieków leczył. Czy masz na myśli słynną “nalewkę bursztynową”?

104

POST SCRIPTUM

A gdzież tam! Miałem ciotkę, Kaszubkę. Ta naczytała się porad ojca Klimuszki i uwierzyła, że nalewka jest w stanie jej pomóc. W Rewie nazbierała bursztynu, bo znała się na rzeczy i wiedziała, że to co sprzedają na straganach jako “bursztyn na nalewkę” wcale bursztynem może nie być. Zgodnie z przepisem wrzuciła garść bursztynu na kwartę (ok 1l) spirytusu. Po trzech miesiącach zlała płyn i tą miksturą nacierała “bolesne kolana”. Bóle po 10 min przechodziły jak ręką odjął. Po pewnym czasie nalewka była się skończyła. Cierpiąca ciotka sięgnęła po czysty spirytus. O dziwo! Pomogło tak jak po bursztynówce! Na spotkaniu rodzinnym opowiedziała tę historię. Jeden wuj zaś skomentował: “Kochana, to przecież zwykły alkoholizm kolan!” W bursztynie, który jest w 80% mieszaniną piankowych elastomerów powstałych naturalnie w cyklu

Krebsa, występują również inne substancje typu estry, jak i też zjonizowany ujemnie kwas bursztynowy. Kwas bursztynowy na poziomie molekularnym jest ogromną cząsteczką, która poprzez jonizację ujemną zmniejsza się i w pewnych warunkach może dotrzeć do KAŻDEJ komórki naszego ciała. Sam, podobny do substancji wytwarzanych przez ludzką tarczycę, pobudza metabolizm na poziomie komórkowym. A teraz prościej. .. Kwas bursztynowy działa rewitalizująco, odmładzająco, reguluje pracę organów, działa przeciwzapalnie. W czasach Zarazy, to właśnie cechy bursztynnicze Gdańska i Królewca miały obowiązek grzebania zmarłych. Oni bowiem nie zarażali się! W nalewce natomiast kwas bursztynowy staje się alergenem. Dlatego zgodnie ze staropolskim przepisem na


sporządzenie tabaki, aby wzmocnić efekt kichania, liście tytoniu moczono w bursztynówce. Na Kaszubach do tej pory tak właśnie robi się tabakę. Francuzi na ten przykład dla wzmocnienia tabaki do tytoniu dodawali utartego pieprzu. Są różne sposoby dostarczania kwasu bursztynowego do komórek naszego organizmu. Najprostszy sposób, to ten najstarszy. Codzienne noszenie bursztynu bezpośrednio na ciele. Dotyk, wycieranie się o ludzkie ciało bursztynu, powoduje wnikanie zjonizowanego (poprzez styczność z ludzkim ciałem i jego PH) kwasu bursztynowego do organizmu. Tysiące lat temu koraliki bursztynowe noszono na co dzień, a w przypadku zranienia czy poparzenia zdejmowano i wygotowywano w tłuszczu. Do tej pory można kupić w aptece podobnie robioną Maść Bursztynową, cudownie gojącą oparzenia. Nie ma tam natomiast nalewki. I jeszcze jedno. Bursztyn nie tylko leczy, ale i pobudza. Jest doskonałym afrodyzjakiem! Może stąd tyle wielbicielek...bursztynu. (Piotr zna się na rzeczy, co wnioskuję po używaniu przez niego wielu mądrych słów – muszę wygooglać „Cykl Krebsa” – więc się z tą elektrolizą już finalnie zamknę. A tak zupełnie serio, to cudowni i przesympatyczni ludzie, a Piotr jest autentycznym znawcą i miłośnikiem biżuterii z bursztynu. Muszę to teraz spisać, mając nadzieję, że Czytelnicy będą równie poruszeni i zaciekawieni jak ja. Albo wrzucę nagranie sekretarce redakcyjnej. Tylko, żeby przy przepisywaniu tekstu tych moich uwag nie zamieściła. Toż to byłaby katastrofa!) [JP] Jarosław Prusiński

Piotr Sobaczyński

Kwas bursztynowy działa rewitalizująco, odmładzająco, reguluje pracę organów, działa przeciwzapalnie.

POST SCRIPTUM

105


Ekologia czy Ekologizm? Felieton Jarka Prusińskiego

Na początek tego felietonu przedstawię Wam główne

postaci, żeby jakoś uporządkować ten tekst. Na początek – Ekolog. Ekolog zwykle nie ma zęba z przodu, bo go stracił w walce o środowisko, przykuwając się do drzew łańcuchem, blokując drogi albo trywialnie, wymieniając się na argumenty nieco mocniejsze niż tylko werbalne. Nie ma też wykształcenia, ale ma ZAPAŁ. Sztuczny zbiornik Siemianówka przeciwko któremu Ekolog kładł się na drodze, blokując budowlańców w obronie zamieszkujących łąki motyli, jest obecnie jednym z najciekawszych i najbujniej rozwiniętych ekosystemów w Europie. Druga ważna postać, to Całkiem Ważny, Apolityczny, Niezależny i Altruistyczny Kapitalista. W skrócie – CWANIAK. Współdziałanie tego tandemu polega na tym, że Ekolog coś wymyśla, a Cwaniak natychmiast wprowadza to w życie w trosce o środowisko naturalne, co oczywiste i naturalne. Jeśli w morzach i oceanach dryfują miliony plastikowych butelek, to Cwaniak znajduje od razu panaceum. W butelki da się mniej plastiku! Tak mało, żeby urywały się rączki, a butelka nie chciała stać w pionie o własnych siłach. Nikt nie będzie pyszczył, bo to w trosce o ekologię przecież. Co prawda w morzach dalej będzie dryfować taka sama ilość butelek, ale za to Cwaniak więcej zarobi.

Ostatnio ekologia wylewa się wręcz z mediów i trudno

mi w milczeniu wysłuchiwać rozmaitych głupstw. Ostatnimi symbolami walki o środowisko stały się sztućce jednorazowe i foliowe torebki. Jeśli zapakujemy swoje serki, wędlinki, szampony, kefiry i 100 innych produktów zapakowanych w PLASTIK w jutowy worek zamiast reklamówki, to z pewnością poprawimy środowisko. Zwłaszcza, że każde z tych opakowań zawiera nawet 100 razy więcej plastiku niż jednorazowa torebka. Samochody elektryczne także mają poprawić, choć emitują 3 lub 4 razy więcej zanieczyszczeń od samochodów z silnikami spalinowymi (w ujęciu globalnym). Na Islandii bodajże mają niedługo jeździć wyłącznie elektryczne auta. Przypomnę więc – prąd elektryczny należy najpierw wyprodukować w elektrowniach ze sprawnością około 40% (silnik spalinowy ma sprawność sięgającą 95%), przesłać drutami (straty przesyłowe), zmagazynować (ołowiowe akumulato-

106

POST SCRIPTUM

ry, których produkcja szkodzi środowisku), a potem wykorzystywać częściowo do napędzania auta elektrycznego, a częściowo do wożenia setek kilogramów akumulatorów.

W roku 1974 planetę Ziemia zamieszkiwało 4 mld ludzi.

Teraz jest 7,6 mld. Każdy z nas jest przyczyną zatruwania tej planety. Ogrzewamy domy (gaz też nie jest ekologiczny – jeśli w to uwierzyliście, to Was okłamano), kupujemy jedzenie, ubrania, tysiące mniej lub bardziej potrzebnych przedmiotów, zużywamy prąd, gaz i zanieczyszczamy wodę. Chodzimy po betonowych chodnikach, jeździmy po asfaltowych ulicach. Każdej godziny uczestniczymy w procesie rozkładu planety. Cwaniacy chcą zarabiać, my z tego korzystamy. Dzień po dniu, godzina po godzinie. Czasem, dla jaj, ktoś rzuci ochłap w postaci jednorazowych torebek. I my się cieszymy, że teraz będzie lepiej. Nie będzie! Za kolejne 50 lat populacja ludzi znowu się podwoi. Będzie nas 16 mld. I utopimy się we własnych fekaliach.

Prawdziwym działaniem na rzecz planety byłoby stopniowe zmniejszanie populacji poprzez prowadzenie polityki promowania modelu rodziny 2+1. Albo jeszcze lepiej 3 +1 lub 4 +1. Środowiska nie stać na to, żeby każdy miał swój domek z ogródkiem. Lepsze byłyby większe rodziny. Dwie pary mieszkające w jednym domu (najlepiej bliźniaku) to 50 ton betonu i innych tworzyw mniej i tony pyłów mniej na ogrzewanie. Nasi przodkowie uprawiali stadny model życia, bo jest tańszy. I jest bardziej ekologiczny. Zamiast jeździć do kochanka, palić litry paliwa i jeszcze kombinować, jakby to ukryć, żyjąc w stresie (a potem łykać chemiczne leki psychotropowe) lepiej kochanka mieć na miejscu. A jeśli Wasz mąż ma kochankę, to ją z nim współdzielcie. Niech będzie to kochanka wspólna. Wspólne jest zawsze tańsze, prostsze i bardziej ekologiczne. I koniecznie chodźcie nago (gdy jest ciepło), bo mniej ubrań = czystsze środowisko. Główne przyczyny zanieczyszczeń, to: Przemysł, Transport, Energetyka. Wykorzystanie potencjału energetyki wodnej w Polsce to zaledwie 5%. Fotowoltaika jest sensowna mniej więcej tak samo jak samochody elektryczne. Jedynie woda i wiatr są w tej chwili ekologiczną alternatywą


dla elektrowni spalających gaz czy węgiel. Słońce też, ale tylko w technologi elektrowni kominowych lub pieców słonecznych. Fotowoltaika nie.

No, to co jest z tą ekologią? Jeśli chcemy radykalnie

zmniejszyć emisyjność z PTE, to pomoże tylko zmniejszenie populacji plus dodatkowo zmiana modelu rodziny, który się sprawdzał w czasach pierwszych osadników, a teraz nas na niego nie stać. Trójka, czwórka lub piątka dorosłych (dziadkowie się nie wliczają) plus maksymalnie dwójka dzieci, to model ekologiczny i przyszłościowy. Że się nie podoba? O, kochani! Albo się coś robi albo się udaje, że się coś robi. Cwaniak na pewno zaproponuje Wam kolejne proekologiczne rozwiązania. Tego jestem pewien. Po torebkach i sztućcach przyjdzie czas na butelki, strzykawki, igły, rękawiczki. No, po co jednora-

da się odbyć przez skyp’a albo i przez telefon), pod każdym większym miastem zorganizować parkingi, żeby można zostawić samochód i przesiąść się na (tani lub darmowy) tramwaj. Długo można wyliczać, co da się zrobić. Da się dużo. Wspomnę tutaj, że dość zabawne jest to, że młoda Szwedka, która podróżuje po świecie, namawiając ludzi do ratowania planety, jest przyczyną zatruwania tej planety. Choć możliwe, że w tym przypadku zyski będą większe od strat. Nie chcę tego przesądzać.

Program przyjęty przez UE o zero-emisyjności, to kolej-

na próba łapania się prawą ręką za lewe ucho. Kraje zachodnie przeniosły produkcję do Chin i teraz udają dziewice. A Chiny oczywiście są na innej planecie, nie na Ziemi. Tak pewnie myśli przeciętny zjadacz ślimaków, czy też sznycli z kartofelsalate.

Albo się coś robi albo się udaje, że się coś robi.

zowe? Się zrobi wielorazowe! 10 razy droższe w dodatku. A i tak wiadomo, że się to będzie niszczyło i tłukło. Cwaniak sprzeda kolejne komplety, nie ma problemu. Jeśli będzie trzeba, to się i trumnę sprzeda. I miejsce na cmentarzu. Biznes na człowieku zaczyna się od momentu poczęcia aż do jego śmierci. Dla jednych to biznes, dla innych PTE. Sami sobie wybierajcie, w co chcecie wierzyć. Transport (o tym jeszcze nie wspomniałem) – należy obrzydzać turystykę, a nie ją reklamować, wprowadzić obowiązek płacenia za spotkania służbowe przez firmę zapraszającą (wtedy się cudownie okaże, że 90% spotkań

A ja oczywiście mogę, tak jak inni, poudawać, że będzie dobrze. „Teoria Okna” mówi o tym, że żadna cywilizacja nie jest w stanie podróżować na odległości międzygwiezdne, bo zanim będzie do tego zdolna, to się sama unicestwia. Dlatego nie odwiedza nas sympatyczny Iti, co chce do domu. Dlatego my nie odwiedzimy nikogo. Czy teoria jest słuszna? Dowiemy się za góra 100 lat, gdy populacja Ziemi wyniesie 32 mld. Oczywiście planeta będzie próbowała się oczyszczać. Będą niespotykane kataklizmy: trzęsienia ziemi i potopy, nowe wirusy, które wytępią miliony. Ale liczba ludności będzie wciąż wzrastać i wzrastać. Parapet „okna” jest już blisko. [JP]

POST SCRIPTUM

107


Alek Rogoziński

w TEATRZE DRUGA STREFA 5 Lat pracy pisarskiej

A

leksander Rogoziński to jeden z najpopularniejszych pisarzy komedii kryminalnych. 18 stycznia świętował 5- lecie swojej pracy pisarskiej w TEATRZE DRUGA STREFA. Zaproszeni goście mieli przyjemność obejrzeć spektakl „Raz, dwa, trzy…giniesz ty!” na podstawie książki Alka. Z niesamowitą ciekawością chłonęłam całkiem nowe doświadczenia, obserwowanie reakcji widzów, samego autora niebywałe przeżycie. Choć spektakl widziałam już po raz drugi ponownie mnie zaskoczył, zachwycił, fantastyczna gra aktorów , odtwarzanie ról znanych mi z książki niesamowite.Dobór aktorów niezwykle trafiony, gra na najwyższym poziomie, po prostu fenomenalne przeżycie. Wśród gości byli Anna Kasiuk, Agnieszka Lis, Jacek Galiński, Maciej Radel i wielu oddanych czytelników z całej Polski. Podczas przemowy w wzruszający sposób autor podziękował swoim bliskim i zdradził mały sekret kto będzie czytał jego najnowszą książkę w wersji audiobooka „Miłość ci wszystko wybaczy” będzie czytana przez cudowny głos Macieja Radela.Po oficjalnej części na gości czekał przygotowany przepyszny tort i masa słodkości wykonanych przez niezawodnego Pawła Płaczka, po prostu palce lizać.Wspólnym rozmowom nie było końca, wzruszeń co nie miara i duma z tego fantastycznego człowieka. Jeśli macie ochotę obejrzeć tą wspaniałą, wesołą sztukę serdecznie zapraszam do Teatru Druga Strefa. [EKT]

108

POST SCRIPTUM

Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska


O psychologii w Sopocie Po raz drugi wyruszam do Sopotu, za każdym razem jednak nad morze kieruje mnie literatura.

Człowiek, emocje, mechanizmy działania,

próba określenia zjawisk widocznych we współczesnym świecie,

tajniki wiedzy psychologicznej. Przyznam, że ta tematyka nie jest dostatecznie reprezentowana. O psychologii mówi się za mało, widać to w przypadku zagrożeń płynących chociażby z aktywności w wirtualnej rzeczywistości. Brakuje często prawidłowej i wczesnej reakcji. Zapewne za mało wiemy o sobie, nie potrafimy zapanować nad lękiem, targają nami niezrozumiałe emocje.

O tym między innymi debatowali wybitni znawcy tematu. Podczas II Festiwalu Książki Psychologicznej mogliśmy wysłuchać licznych wystąpień, jak również uczestniczyć w debatach dotyczących intrygujących kwestii, i to zaledwie w ciągu dwóch dni, 25 i 26 października. Organizatorzy festiwalu to wydawnictwo Smak Słowa we współpracy z Uniwersytetem SWPS w Sopocie. Pierwszy dzień poświęcony był między innymi życiu w sieci, zastanawiano się między innymi jak budować autorytet w świecie wirtualnym (Piotr Bucki) oraz próbowano odpowiedzieć na pytanie, kim są ludzie z pokolenia iGen (prof. Tomasz Grzyb), dodam tylko, że to ludzie urodzeni po 1995 roku, smartfon jest dla nich naturalnym narzędziem, a sieć pełni bardzo ważną funkcję w życiu. Na koniec dnia odbyła się debata o plusach i minusach życia

w sieci, którą poprowadził Michał Janiszewski z radia TOK FM. Drugi dzień psychologicznych refleksji dotyczył miejsca psychologii w złożoności świata społecznego. Mogliśmy dowiedzieć się między innymi, czym jest pamięć zbiorowa oraz jaki udział mają w tym emocje (prof. Tomasz Maruszewski). Naszą uwagę mogła też zwrócić kwestia polskiego myślenia spiskowego wokół Okrągłego Stołu. W czasie wykładu poruszana była między innymi rola myślenia spiskowego w polityce oraz budowaniu świata (prof. Mirosław Kofta). Tutaj również nie zabrakło debaty, rozprawiano o mowie nienawiści i pogardy oraz możliwościach powstrzymania tego niepokojącego zjawiska. Debatę poprowadziła Dorota Wodecka, dziennikarka Gazety Wyborczej.

Mam wielką nadzieję, że festiwal będzie kontynuowany, poszerzany będzie też zakres omawianych tematów. Być może warto byłoby zaprosić badaczy języka. Byłbym bardzo ciekawy jak wygląda analiza językoznawcza emocji, w jaki sposób można zwerbalizować to, co odczuwamy. Oprócz tego można też pokusić się o zaproszenie twórców, którzy specjalizują się w prozie psychologicznej, gatunek zdawałoby się dzisiaj pozostawiony trochę na uboczu. Niezmiennie korzystna jest lokalizacja, Sopoteka znajduje się bowiem na sopockim dworcu, spotkania ze znawcami tematu to trochę jak spotkanie przy kawie, każdy może skorzystać z tej bogatej oferty. [RK]

Robert Knapik POST SCRIPTUM

109


Nic nie boli tak jak życie

Okruchy GORZKIEJ CZEKOLADY Morze ciemności

Elżbieta Sidorowicz – Adamska

T

e słowa piosenki pod tytułem Niepokonani pochodzącej z repertuaru zespołu Perfect zdają się najpełniej oddawać tematykę i problematykę debiutanckiej książki Elżbiety Sidorowicz-Adamskiej zatytułowanej Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności opublikowanej nakładem Wydawnictwa Zysk i Spółka w 2019 roku, będącej piękną, acz zarazem straszliwą historią, nakreśloną z językowym rozmachem fikcyjną opowieścią, która jednocześnie staje się boleśnie realna…

Gdy ktoś, kto mi jest światełkiem Gaśnie nagle w biały dzień Gdy na drodze za zakrętem Przeznaczenie spotka mnie Czy w bezsilnej złości łykając żal Dać się powalić Czy się każdą chwilą bawić Aż do końca wierząc, że Los inny mi pisany jest

R

odzice siedemnastoletniej Ani Kielanowicz postanawiają spełnić marzenie o nowym i szczęśliwym domu, dlatego – kiedy tylko nadarza się sposobność – kupują stary dworek w ruinie otoczony świerkami i dużym ogrodem. Piękne widoki rozciągające się wokoło mają zrekompensować wszelkie niedogodności związane z brakiem wody i gazu na czele. Niestraszne są one dla Andrzeja – architekta, męża i ojca, który obiecuje swym kobietom życie jak w bajce, ochoczo zabierając się za realizację zamierzeń, projektując przestronne, nowoczesne wnętrza mające tchnąć nowe życie w stare mury.

J

ednak pewnego dnia, sielankowe życie rodziny burzy tragiczny w skutkach wypadek samochodowy, w którym giną Andrzej i Barbara, co sprawia, że świat Ani nie tyle chwieje się w posadach, co raczej rozsypuje się, a ze sporych rozmiarów kupki odłamków przebijają gorzko – czekoladowe okruchy. Czego? Wiary we własne siły? Nadziei na wbrew wszystkiemu szczęśliwą przyszłość, a może miłości bez granic?

P 110

isarka z postawionymi pytaniami bezlitośnie każe mierzyć się nie tylko Ani, lecz także towarzyszącym jej czytelnikom nie mogącym ani na chwilę pozwolić sobie na bierność.

POST SCRIPTUM


D

odatkowo, w toku rozwoju zdarzeń, trudno oprzeć się wrażeniu, że postać nad wiek dojrzałej nastolatki stanowi alter ego Autorki, która – o czym pisze na karcie podziękowań zamieszczonej na końcu książki – straciła rodziców w czasie jej powstawania, co z kolei upoważnia, by opisana przez nią historia mogła stanowić przyczynek do zgłębienia naszego życia, przez co duży, acz pusty dom bohaterki krzyczy swoją ciszą. Choć w przenośni – to jednak staje się azylem, który każdy może wypełnić swoimi cząstkami trosk i lęków. Wystarczy tylko do niego wejść… Ania wspaniałomyślnie na to pozwala, snując swą opowieść w pierwszej osobie, co dodatkowo wzmaga emocjonalny jej odbiór, szarpiąc boleśnie najczulsze struny wrażliwości.

D

owiadujemy się bowiem, że dziewczyna została na świecie zupełnie sama, ponieważ bliskie osoby nie poczuwały się do obowiązku zapewnienia jej choćby odrobiny ciepła. Przyjaciółka Barbary – Jagoda, wyjeżdża za granicę, a przyrodnia siostra rodzicielki – Iwona, pod pozorem opieki nad małoletnią, czyha jak wygłodniała wilczyca na spadek po jej rodzicach, dążąc do sprzedaży domu, który – choć dla Ani jest wszystkim – dla niej jedynie stanowi źródło problemów.

T

aki stan rzeczy nie uchodzi uwadze pani Barskiej – polonistki liceum plastycznego, do którego uczęszcza Ania. Decyduje się ona zostać jej prawnym opiekunem, co stanowi preludium wielu problemów całej rodziny Barskich, której od tej pory Ania też jest częścią.

B

ardzo wymowny staje się fakt, że na kartach powieści, sklasyfikowanej krzywdząco jako literatura młodzieżowa, ani razu nie pada imię wychowawczyni, co może stanowić znak próby uświadomienia odbiorcom, że mimo iż czasem bywa bardzo źle, to jednak każdy ma szansę spotkać na swej drodze anioła stróża pokroju pani Barskiej, któremu brak skrzydeł rekompensuje z nawiązką posiadanie morza empatii i dobroci.

T

o ważne, zwłaszcza, jeśli – gdziekolwiek się nie obrócimy, to jak Ania czujemy na plecach zimny oddech śmierci, a duży piec w dużym domu, stawia duży opór nie dając ciepła, a – jakby tego było mało – w ogromnym ogrodzie i ze smakiem urządzonym salonie – współczesny danse macabre odtańcowują ci, którzy odeszli. Grzęznę w tych śmierciach, atakują mnie ze wszystkich stron. Henrietta, Stefania, Miller, moi rodzice, tańcząca Małgosia, ksiądz Antoni, za dużo, za dużo już tego – wyznaje Ania, by za chwilę od pani Barskiej móc usłyszeć: Buduj wokół siebie sieć z ludzi. Nigdy nie wiadomo, w którym momencie ci się to przyda, jako kontakt, jako wsparcie, wspomożenie pamięci.

M

łoda dziewczyna słucha mentorki, wytrwale sklejając swój świat popękany na drobne kawałki i wiążąc więzi ludzkiej sieci, do której wpadają: sąsiedzi - Joasia, Kuba i ich córeczka Ola oraz babcia Klementyna, Sebastian i Janek Barscy, nowa przyjaciółka Poleczka, zakochany

bez wzajemności Michał i jego siostra Bemolka, pan Wojtek Jasiński – oddany przyjaciel taty, panie Krysia i Natalia – bratnie dusze mamy, a nawet przygarnięta kotka Zadyma, co stopniowo przydaje jej pewności, że drobne gesty budują porządek świata, nie zawsze idealnego, ale dającego nadzieję na to, że kiedyś salonowy danse macabre zastąpi walc odtańczony radośnie z mężczyzną najbliższym sercu, tak jak ona zakochanym w palecie barw malowanych, bądź powstałych pod naporem wprawnych palców tworzących anioła, ale to bliżej nieokreślone kiedyś, wszak zanim to nastąpi, trzeba by jeszcze ułożyć się z Bogiem.

E

lżbieta Sidorowicz-Adamska przemyca bowiem na karty swej powieści bardzo wartościową myśl, mianowicie: (…) wszyscy wierzą. Nawet jeśli nie wierzą w Boga, to wierzą w coś innego. Człowiek jest stworzony do wiary, choć czasem cholernie nie chce się do tego przyznać.

L

ektura Okruchów gorzkiej czekolady. Morza ciemności uświadamia tę prawdę nienachalnie, acz wymownie, dlatego konkludując – warto spytać siebie: czy w pędzie zgotowanym przez współczesny świat znajduję czas i siły, by starać się moją niewiarę zastąpić wiarą w Boga, w anioły bez skrzydeł, które chcąc czynić dobro wyciągają do mnie swoje ciepłe dłonie? A czy zawsze sam wierzę także w innych i w samego siebie? Warto podjąć niełatwą próbę odpowiedzi na te pytania, które z całą pewnością przybliżą nas do spotkania ze sobą na nowo, co zaprocentuje, a na końcu życiowej drogi pozwoli ze sceny zejść niepokonanym. [IN]

Iwona Niezgoda – inicjatorka niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca Litera prowadząca bloga Góralka Czyta

POST SCRIPTUM

111


112

POST SCRIPTUM


POST SCRIPTUM

113


Agata Strzyga Nowak

Facebook: https://www.facebook.com/strzyga.artist/ Instagram: https://www.instagram.com/sstrzyga/ 114 POST SCRIPTUM


Przepis na udane Walentynki ja ci usmażę jajecznicę ty mi wysmażysz list miłosny ja się dziś nawet nie nabzdyczę a ty nie będziesz dziś zazdrosny kupisz szampana i malinki chociaż alergie miewam po nich znienawidzone włożę stringi i ci się podam jak na dłoni pouśmiechamy się przy święcie i zapanuje słodycz błoga dasz mi serduszko najczerwieńsze choć nie lubuję się w podrobach i czółko w czółko obejrzymy serial miłosny w TV nudny a jutro znów się najeżymy by przepisowo pójść na udry Renata Cygan

Rzecz gustu Szanowne Panie Jestem jak Rubens Nie – tak pięknie nie maluję lecz też wole grube Stąd moja najdroższa to kobieta jak trzeba To takie pól „Mazowsza” (to nic że nie śpiewa!) I wystarcza mi jedna Z reguły jej nie zmieniam bo ma tak dużo bo ma tak dużo tak dużo miejsca do… pieszczenia W kilku słowach rzecz całą streszczę: ciągle pieszczę ciągle pieszczę ciągle pieszczę A choć jestem jak źrebak rączy to nawet do rana nie mogę skończyć (Zimą to nadążam gdy mrok i szaruga bo człowiek wypoczęty a noc taaaaaaaaka dłuuuuuuuga!) Czy górą złotówka euro dolar rubel ja niezmiennie codziennie wolę panie grube. Na koniec panów wzruszę do racji swych przekonam Lubię grube bo muszę! (Ten wiersz przeczyta żona!!!)

Moja ty Daj mi siebie na deser, albo na drugie danie, bo do ciebie się spieszę. Naprawdę – dziś nie kłamię, lecz jestem mówny prawdo, jak po przysiędze poseł, naprawdę ciebie pragnąc, (obwieszczam wielkim głosem). Bo jesteś najważniejsza, ważnością z nieba rodem, nie jakaś głupia gejsza, co chce mieć ze mną młode! Bo jesteś piękna taka, że Wenus z Milo gardzę i mogę w radość skakać, zapomnieć andropauzę. Bo jesteś jak ten anioł, co nie chce niepokoju, na złość tym pięknym paniom co kładą się w Playboyu. Daj mi siebie na deser… Nie mogę się doczekać… Tak do ciebie się spieszę… Moja ty... szklanko mleka… Juliusz Wątroba

Juliusz Wątroba POST SCRIPTUM

115


*** *** nie można wymagać zbyt wiele lecz przecież ja nie wymagam tak dużo wystarczy mi twoja obecność taniutki bukiet kwiatów i jakaś pora roku powiedzmy – wiosna Agnieszka Jarzębowska RC

116

POST SCRIPTUM


RC

POST SCRIPTUM

117


Pijana dziwka Pijana dziwka

Suzy wypierdzieliła się na środku ulicy. Pracuję w fabryce samochodów. Suzy wypierdzieliła się na środku ulicy. Tak wszystkim mówię, choć naprawdę Pracuję w fabryce samochodów. pracuję dla jednego z jej poddostawTak wszystkim mówię, choć naprawdę ców. Dokręcam śrubyzdo elepracuję dla jednego jejtakiego poddostawmentu, którego nazwa nic wam nie ców. Dokręcam śruby do takiego elepowie. Od roku. Cztery trzynastki mentu, którego nazwa nic wam i główna piętnastka. Robię też nie powie.śruba, Od roku. Cztery trzynastki rzeczy: zamiatam, noszę części, iinne główna śruba, piętnastka. Robię też pomagam Frankowi (to mój szef), ale inne rzeczy: zamiatam, noszę części, głównie przykręcam śruby. pomagam Frankowi (to mój szef), Teraz też przykręcam, stojąc przy ale głównie przykręcam śruby. brudnym oknie i wypatrując Margaret. Teraz też przykręcam, stojąc przy Minęła piętnasta. Z fabryki wychodzą brudnym oknie i wypatrując Margaret. już ludzie i niedługoZ powinna przechoMinęła piętnasta. fabryki wychodzą dzić koło okien naszego zakładziku, co już ludzie i niedługo powinna przechorobi „tegesy” dla wielkiej fabryki, dzić koło okien naszego zakładziku, w której nie pracuję, ale mówię, co robi „tegesy” dla wielkiej fabryki,że tak. Margaret zawszeale przechodzi w której nie pracuję, mówię, koło okna. w kwiecistych suże tak.Latem Margaret zawsze przechodzi kienkach, jesienią w długim płaszczu, koło okna. Latem w kwiecistych sua zimą w podniszczonej kurteczce kienkach, jesienią w długim płaszczu, za zimą futrzanym kołnierzem. Czasem na w podniszczonej kurteczce mnie zerka. Nie zawsze. Ale teraz na z futrzanym kołnierzem. Czasem cośmnie liczę.zerka. Na coś niżAle przelotne na Niewięcej zawsze. teraz spojrzenie. Wczoraj w pubie zdobyłem na coś liczę. Na coś więcej niż przelotne się na odwagę i zaproponowałem jej spojrzenie. Wczoraj w pubie zdobyłem randkę. się na odwagę i zaproponowałem jej – Czemu nie? – uśmiechnęła się. – randkę. Odezwij kiedyś. – Czemusięnie? – uśmiechnęła się. – IOdezwij poszła się do kiedyś. swoich koleżanek z księNoswoich więc dzisiaj, gdy będzie Igowości. poszła do koleżanek z księprzechodzić, mam zamiar ją zaprosić gowości. No więc dzisiaj, gdy będzie do kina, a potem nazamiar kolacjęjądozaprosić tej resprzechodzić, mam tauracji nazwie, do kina, oa francuskiej potem na kolację docotejdiabreslitauracji wiedząo jak się wymawia. Nie znam francuskiej nazwie, co diabfrancuskiego. li wiedzą jak się wymawia. Nie znam francuskiego. Suzy podniosła się nieporadnie, pozbierała lunch, się który właśnie niosła Suzy podniosła nieporadnie, pozojcu i znowu się wypierdzieliła. Jezu! bierała lunch, który właśnie niosła Ktoś ją w końcu Cholerna, ojcu i znowu sięprzejedzie. wypierdzieliła. Jezu! pijana dziwka. Ktoś ją w końcu przejedzie. Cholerna, –pijana Frank! – krzyczę, nie odrywając dziwka. kobiet mężczyzn –wzroku Frank!od– tłumu krzyczę, nie i odrywając wylewającego się z bramy fabryki. wzroku od tłumu kobiet i mężczyzn Nie słyszy, bo włączona jestfabryki. szliwylewającego się z bramy fierka. Widzę już Margaret otoczoną Nie słyszy, bo włączona jest szlifierka. wianuszkiem koleżanek. otoczoną Kobiety Widzę już Margaret patrzą w okna zakładu Franka i się wianuszkiem koleżanek. śmieją. Odkładam śrubę piętnastkę Kobiety patrzą w okna zakładu Frani biegnę do Suzy.Odkładam Chwytam śrubę ją w talipiętjak ka i się śmieją. psiaka, drugą ręką łapię jej torbę i zanastkę i biegnę do Suzy. Chwytam ją bieram ją zpsiaka, jezdni.drugą ręką łapię jej w tali jak – Pilnuj tej swojej pijanej dziwki,

118

POST SCRIPTUM

RC torbę i zabieram ją z jezdni. – Pilnuj tej swojej pijanej dziwki, bo bo następnym następnym razem razem ją ją przejadę! przejadę! –– wrzeszczy kierowca czerwonego wrzeszczy kierowca czerwonego ponpontiaca, tiaca, aa potem potem rusza rusza zz piskiem piskiem opon. opon. Przejechał Przejechał po po sałatce sałatce w w plastikowym plastikowym pudełku. Frank będzie pudełku. Frank będzie się się musiał musiał dzidzisiaj obyć bez surówki. Stoimy siaj obyć bez surówki. Stoimy przytuprzytuleni. leni. Boję Boję się się ją ją puścić, puścić, żeby żeby się się znowu znowu nie wyrżnęła. Odruchowo otrzepuję nie wyrżnęła. Odruchowo otrzepuję jej tyłekz zpiasku. piasku. Zaczerwieniła się jej tyłek iZaczerwieniła spuściła wzrok. też robi się się Mnie i spuściła wzrok. nieswojo. w stronę Margaret, Mnie też Patrzę robi się nieswojo. Patrzę ale już znikła za zakrętem. Dziś nie zaw stronę Margaret, ale już znikła za proszę jej na randkę. zakrętem. Dziś nie Szkoda, zaproszębojejmam na już w kieszeni Cholerna, Pijana randkę. Szkoda,bilety. bo mam już w kieszeDziwka. Patrzę wściekły na Suzy, a ona ni bilety. Cholerna, Pijana Dziwka. jakby to wyczuła, bo spuszcza wzrok Patrzę wściekły na Suzy, a ona jakby jeszcze bardziej. to wyczuła, bo spuszcza wzrok jeszcze bardziej. Znowu stoję przy oknie, ale nie widzę Margaret. Może Znowu stoję przywzięła oknie,wolne? ale nie widzę Widziałem jej koleżanki, które spojMargaret. Może wzięła wolne? rzały na mnie przez szybę i zaczęły się Widziałem jej koleżanki, które spojśmiać. Margaret z nimi nie było. rzały na mnie przez szybę i zaczęły –się Dzień – zSuzy weszła śmiać. dobry Margaret nimi nie było. do zakładu, uśmiechając się promiennie. – Dzień dobry – Suzy weszła do –zakładu, Przyniosłam dla was się lunch. uśmiechając promiennie. Dla was? Patrzę na nią zdziwiony, jak – Przyniosłam dla was lunch. rozpakowuje pudełka i talerzyki. NajDla was? Patrzę na nią zdziwiony, jak wyraźniej zrobiła też dla mnie. Chce rozpakowuje pudełka i talerzyki. Najprzeprosić za wczoraj. Za mnie. moją Chce strawyraźniej zrobiła też dla coną szansęzai wczoraj. zmarnowane biletystrado przeprosić Za moją kina. Oczywiście ona o tym nie wie. coną szansę i zmarnowane bilety Nikt nie wie. O Margaret nie mówię

do kina. Oczywiście ona o tym nie wie. Nikt nie wie. O Margaret nie mówię nawet nawet Frankowi, Frankowi, choć choć to to jedyny jedyny kumpel jakiego mam. Siadam kumpel jakiego mam. Siadam razem razem zz nim nim do do stołu stołu ii jemy jemy cudowności, cudowności, które przyrządziła jego córka. które przyrządziła jego córka. Suzy Suzy uśmiecha uśmiecha się się rozradowana, rozradowana, patrząc jak wylizujemy patrząc jak wylizujemy talerze, talerze, całuje całuje ojca ojca w w policzek, policzek, potem potem robi robi taki taki ruch, ruch, jakby chciała mnie też cmoknąć, jakby chciała mnie też cmoknąć, ale się odsuwam. Widzę, jak ale odruchowo się odruchowo odsuwam. Widzę, uśmiech gaśnie na jej ustach. jak uśmiech gaśnie na jej ustach. –– Do Do widzenia, widzenia, Josh Josh –– mówi mówi ii pospospiesznie wychodzi, nie czekając aż piesznie wychodzi, nie czekając skończymy jeść, żeby zabrać talerze aż skończymy jeść, żeby zabrać talerze ii pudełka. pudełka. Frank nieruchomieje na Frank chwilę, wpachwilę,nieruchomieje wpatruje się wnadrzwi, którymi truje się w drzwi, którymi wyszła Pijawyszła Pijana Dziwka, a potem patrzy na Dziwka, potem patrzyJemy na mnie, na mnie, aleanic nie mówi. dalej. ale nic nie mówi. Jemy dalej. Tańczę z Suzy na środku wielkiej sali Tańczę z Suzy naparami. środkuJest wielkiej sali otoczony innymi doroczotoczony innymi parami. Jest doroczny bal pracowników fabryki. Franka ny bal pracowników fabryki. Franka też zaprosili, jako wieloletniego dosteż zaprosili, jako wieloletniego dostawcę, ale on przekazał zaproszenie tawcę, ale on przekazał zaproszenie mnie. mnie. – Nie mam z kim iść – protestuję i jest –miNie mamgłupio, z kim iść protestuję trochę bo–wiem, że oni jest też mi trochę głupio, bo wiem, że on też nie ma z kim pójść. Zeszłej niedzienie ma z kim pójść. Zeszłej niedzieli byłem przecież na mszy w intencji liżony byłem przecież napiątej mszyrocznicy w intencji Franka. Z okazji jej żony Franka. Z okazji piątej rocznicy jej śmierci. śmierci. – Zaproś Suzan. – Zaproś Suzan.


Niedorzeczny pomysł! Ale potem sobie uświadomiłem, że Margaret też tam będzie. Tańczę z Pijaną Dziwką, a ona uśmiecha się promiennie. Jest jedyną dziewczyną, jaką znam, która tak się potrafi uśmiechać. Śmieją się nawet jej oczy. Bije od niej jakiś blask. Zauważam, że Suzy ma całkiem ładne piersi i śliczne nogi. Teraz to widzę. Zwykle dziewczyna chodzi w jeansach i długich bluzach, co dość dobrze ukrywa jej doskonałą figurę. Kiedy tak się nad tym zastanawiam, to myślę, że ma ładniejsze nogi od Margaret. Nie mówiąc o pupie. Jeszcze pamiętam te krągłości, gdy ją wtedy otrzepywałem z piasku. Tańczymy. Nawet się nie potknęła ani razu. Na wszelki wypadek trzymam ją mocno w tali. Czuję jej perfumy i zapach lekko spoconej skóry, wyczuwam zapach świeżo umytych włosów. Suzy ma piękne, długie i gęste włosy. Patrzy mi w oczy i wtedy dostaję pierwszy cios w żołądek. Nieprawdziwy. Tak się tylko mówi. Do kolejnego tańca zapraszam Margaret. Stoję przed nią, zginając się w pół, jakby naprawdę bolał mnie brzuch, żeby przekrzyczeć muzykę. Możliwe nawet, że mnie boli. Ze strachu. – Dziękuję, ale nie. Muszę chwilę odpocząć – mówi dziewczyna. Potem zerka na swoje koleżanki, które wybuchają śmiechem, jakbym powiedział coś śmiesznego. Nie tańczę najlepiej, to pewnie dlatego. Odchodzę do swojego stolika, przy którym siedzi wciąż rozpromieniona Suzy. Siadam obok niej zrezygnowany. Widzę, jak do Margaret podchodzi jakiś gość i ona rusza z nim na parkiet bez chwili namysłu. Szybko odpoczęła. Nie minęła minuta. Znam tego człowieka. Kierownik w dziale jakości. Kilka razy nas wzywał, bo coś mu się nie podobało. Jakąś rysę zobaczył albo coś. Straszna menda, ale na takim stanowisku bycie mendą, to chyba zaleta. Menda tańczy z moją Margaret, a Pijana Dziwka włożyła swoją dłoń w moją, jakbyśmy byli parą. Dobrze, że pod stolikiem, to nikt nie widzi. – Nie dawaj dziwce alkoholu, bo będzie cyckami wycierać posadzkę.

Obok naszego stolika przechodzi kilku młokosów z Montowni. Śmieją się. Widzę, jak twarz Suzy tężeje i czuję palce zaciskające się na mojej dłoni. Chcę wstać, ale ona mnie powstrzymuje. Może i dobrze, bo ich było czterech. Nie mówiąc o tym, że cała sala, to ich koledzy. Mnie nikt by nie pomógł. Siadam ponownie na krześle. Byłoby fajnie przypieprzyć gnojowi pięścią w zęby, ale równie fajnie byłoby też w zęby nie dostać. Jest mi przykro, bo uświadamiam sobie, że wcale nie jestem dużo lepszy od nich. Wychodzimy z balu. Trzymam ją mocno w talii, a ona wtula się we mnie. Jest mi dziwnie przyjemnie. Niedorzecznie, niezrozumiale przyjemnie. Mój dziadek założył tę fabrykę. Nie wymienię jej nazwy, bo wtedy wszystko byście wiedzieli. O mnie i mojej rodzinie. Dlatego wam nie powiem. Nawet nie zdradzę nazwy miasta ani stanu, w którym fabryka się znajduje. Pomysłem mojego ojca było, żebym zaczynał od prostych prac, żebym rozumiał robotników. Bał się, że w fabryce mnie szybko rozszyfrują, więc ulokował mnie u Franka. On też nie wiedział. Jakoś to ojciec załatwił przez kogoś. Kilka dni temu przyszedł wreszcie czas na zmiany. Zostałem dyrektorem zarządzającym. Nie znam francuskiego, ale znam: niemiecki, rosyjski i mandaryński. Trochę też japoński. Idę z Margaret pod rękę. Dziewczyna jest radosna i ładnie pachnie. Może trochę zbyt intensywnie spryskała się perfumami, ale zapach jest przyjemny. Nie tak erotyczny, jak woń skóry Suzy, ale ładny. Przechodzimy tuż pod oknami mojego byłego szefa. – Przywitam się z Frankiem – mówię. – Musisz przestać zadawać się z plebsem – odpowiada moja Margaret, wyginając usta z pogardą. – Jestem twoją dziewczyną, więc przynosisz wstyd nie tylko sobie, ale i mnie. Wiem, że ma rację. Mijamy zakład Franka. Kątem oka widzę go przykrytego pióropuszem iskier ze szlifierki. Dobrze, że mnie nie widzi. Oddycham z ulgą. – Boję się – Suzy płacze w moich ramionach. – A jak się nie uda?

Wtedy dalej będziesz się zataczać, idąc ulicą, a ludzie w dalszym ciągu będą cię nazywać „Pijaną Dziwką”. A ja nadal będę cię kochał. Tak myślę, ale tego nie mówię. Siedzimy na wielkim łóżku w naszym nowym domu. Suzy jest naga, a ja przytulam się do jej pleców i całuję ją w kark. Uwielbiam zapach jej skóry i włosów. Długo nie wiedziałem o jej chorobie. Frank mi nie powiedział. Rozmawiałem z nim o tym tylko raz, o ile można to nazwać rozmową. Zasugerowałem wtedy, że Suzy powinna mniej pić. Spojrzał na mnie z wściekłością. To było dziwne, bo mój były szef, to najłagodniejszy facet, jakiego znam. – Lubię cię, Josh – jego głos się zmienił, był szorstki jak papier ścierny do czyszczenia „tegesów”. – Jesteś przyzwoitym chłopakiem: bystrym i pracowitym. Dlatego będę udawał, że tego nie powiedziałeś. OK? I to była cała rozmowa na ten temat. W końcu się jednak dowiedziałem. Suzan nigdy w życiu nie była pijana. Po zwykłej grypie dostała powikłań, to znaczy zapalenia ucha środkowego, i ma uszkodzony błędnik. Dlatego chodzi jak pijana. Nie zawsze. Czasem idzie całkiem normalnie, a czasami nie potrafi utrzymać równowagi. Mam teraz dostęp do pieniędzy ojca i załatwiłem jej operację, która ma bardzo duże szanse przywrócić jej zdrowie. Tak, co najmniej, mówią lekarze. Napawam się zapachem skóry Suzan, przytulając ją do siebie jeszcze mocniej. A Margaret? – Musisz przestać zadawać się z plebsem – powiedziała wtedy przed zakładem Franka. I zrozumiałem, że ma rację. Minąłem duże, przybrudzone okna i wyciągnąłem ramię z jej objęć. – Do widzenia, Margaret. Odezwij się kiedyś! Spojrzałem w jej wielkie, zdziwione oczy i mimowolnie zacząłem się śmiać. Nie z niej się śmiałem. Z nikogo. Śmiałem się z radości, że wreszcie się od niej uwolniłem. I pobiegłem jak na skrzydłach do domu mojej „Pijanej Dziwki”, która właśnie pakowała lunch dla Franka.[JP]

Jarosław Prusiński 119

POST SCRIPTUM


Marta Krasnowska OSTATNI RAZ https://www.facebook.com/EyecoomshotArt/

120

POST SCRIPTUM


Wiersz miłosny Między drzewami a linią prześwitu porozwieszałeś brzęczące nadzieje świat w miękkim świetle nieśmiało bieleje kwitnąc hortensją wśród modrych zachwytów wiatr lekko wieje mówię dzień dobry bluszczowi i kotom puchowe niebo kładzie się na dachach słucham poszumu traw bujnych i Bacha słońce żółcieje i praży z ochotą tonąc w zapachach w oczach mam twoje głębokie źrenice twój głos mam w myślach a w sercu mam ciebie tkwię zawieszona w półskłonie pod niebem niczym nabrzmiałe od wina winnice w odcieniach sreber zdejmuję buty i drżę w tulipanach jestem westchnieniem płomieniem i miodem zjawisz się wreszcie jak ćma - mimochodem zagarniesz skrzydłem – ja w złocie skąpana nie dam ci odejść Renata Cygan

Wyznanie Nie umiem pisać wiersa Poezja mnie odpycha bo moja miłosć piersa ządała erotyka a ja próc anonima nicego nie napise więc snurek w ręku cymam i natym snurku wisę Juliusz Watroba POST SCRIPTUM

121


Ludzie wiersze piszą -akcja antyWalentynkowa

Na Krechę

„Ludzie wiersze piszą” to hasło ogólnopolskiej akcji pocztówkowej popularyzującej czytelnictwo poezji już po raz dziewiąty. Organizatorem jest FONT pod patronatem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Rozszerzamy znaną już w środowisku akcję antyWalentynkową Na Krechę, której kolebką jest Poznań, o działania podczas Światowego Dnia Poezji oraz w innych istotnych dla poezji miesiącach. Pomysł rozwinął się wśród poznańskich twórców związanych z Grupą Literyczną (literacko-artystyczną) Na Krechę i akcja od początku organizowana przez Łucję Dudzińską z małej, lokalnej (w pierwszych dwóch latach) stała się ogólnopolską, upowszechnianą dzięki współpracy z animatorami i poetami w około 50 miastach, miasteczkach. Do tej pory od 2012 roku własnym sumptem przygotowano ponad 580 wzorów pocztówek z erotykami, będą-

122

POST SCRIPTUM

cych kompilacją: wierszy, obrazów, zdjęć, grafik, rysunków twórców związanych z grupą oraz zaprzyjaźnionych artystów i poetów. Kartki drukowano w nakładzie 200 sztuk, co oznacza, że grubo ponad 116 000 kolorowych (najczęściej) lirycznych pocztówek trafiało do potencjalnych odbiorców, gdyż robiliśmy również dodruk niektórych wzorów. Z akcją związane były wydarzenia towarzyszące: Wystawy wierszy (WierszYstwki), Spotkania poetyckie, Integracje Literackie – Hyde Park, a przede wszystkim – aktualnie VII edycja Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „Erotyk na krechę” im. Tadeusza Stirmera. Poetycka akcja „Ludzie wiersze piszą”, jak już wspomniano, w szerszym zakresie kontynuuje tradycję akcji


OD 2012 ROKU PRZYGOTOWANO PONAD 580 WZORÓW POCZTÓWEK Z EROTYKAMI antyWalentynkowej, będąc formą popularyzacji czytelnictwa poezji – wychodzenia ze sztuką na ulice, do pubów, bibliotek, do zakładów usługowych, sanatorium (a nawet na stoki narciarskie w Wiśle, w Szczyrku, w Jańskich Łaźniach, jak miało to miejsce w ostatnich dwóch latach), aby odpoczynek również łączyć z czytaniem poezji i prozy. Na początku założeniem akcji poetyckiej była przede wszystkim odpowiedź na komercję i na wszędobylski „serduszkowy” kicz walentynkowy. Uważamy, że lepiej w tym czasie sięgnąć po tomik poezji – mamy przecież potężne źródła literatury i sztuki, z których nie tylko można, ale i należy czerpać przyjemność. Nie ukrywamy, że potrzebujemy większego wsparcia medialnego, bo akcja jest tego warta. Każda coroczna edycja odbywa się dzięki zaangażowaniu wielu, często ponad 100 twórców, artystów, animatorów, i na pocztówki z wierszami, w opracowaniu przede wszystkim Marii Kuczary (a także Jadwigi Włudarczyk, Małgorzaty Chwiła, kiedyś: Joanny Kulhawik, Jacka Wysockiego, Bronka Olachowskiego, Katarzyny Borczyńskiej, Renaty Cygan, Rafała Babczyńskiego, Projektu Ef Ef ...) można trafić w wielu miastach w Polsce. Dysponujemy różnymi wzorami pocztówek. Wśród publikowanych wierszy znalazła się poezja: Romka Honeta,

Janusza Drzewuckiego, Łukasza Jarosza, Jacka Dehnela, Anny Nasiłowskiej, Karola Maliszewskiego, Uty Przyboś, Piotra Muldnera-Nieckowskiego, Mirki Szychowiak, Mariusza Grzebalskiego, Marka Czuku, Wojtka Banacha, Krzysztofa Szatrawskiego, Ewy Sonnenberg, Dawida Junga, Barbary Gruszki-Zych, Krystyny Lenkowskiej, Teresy Tomsi, Brahy Rosenfeld, Olgerda Dziechciarza, Wojciecha Borosa, Bartłomieja Siwca, Bogdana Prejsa … Autorów, gości, laureatów konkursu, członków Grupy Literycznej Na Krechę, naszych sympatyków uczestniczących w akcji – to kilkaset nazwisk, więc nie da się wszystkich wymienić. Podobnie jest z animatorami czy artystami, których prace graficzne, malarskie, fotograficzne stanowiły osnowę wierszy. Między innymi podziękowanie za artystyczne prace należą się dla: Marii Kuczary, Anny Ewy Klimowicz, Kazimierza Rafalika, Marka Koneckiego, Renaty Cygan, Joanny Kulhawik, Grażyny Kielińskiej, Witolda Zakrzewskiego, Andrzeja Hamery, Romy Klinkosz, Małgorzaty Chwiła, Marka Sobczaka, Henryka Wańka, Artura Groszkowskiego, Kornelii Chojnackiej Madejskiej, Jolanty Ciecharowskiej, Zbyszek Kresowaty, Elżbiety Wasiuczyńskiej, Katarzyny Michalewskiej, Dominika Lesiczki, Urszuli Król, Giny Jusięgi, Mariusza Partyki, Agnieszki Czyżewskiej, Mirosława Greluka, Janusza Biernackiego, Krzysztofa

POST SCRIPTUM

123


Lalika, Ryszarda Zdunka, Wiesława Leszczyńskiego, Krzysztofa Schodowskiego, Renaty Brzozowskiej, Tadeusza Rolke/Agencja Gazeta, Anity Świrek, Arbena Brahimaj, Aleksandry Bujak... CZYTAJMY POEZJĘ – „Ludzie wiersze piszą” – ta ogólnopolska akcja ma o tym przypominać. Pokażmy, że dobra poezja istnieje i działa, nie tylko w walentynki! Może być z nami codziennie. Podstawowy termin rozdawania kartek z wierszami to 21 marca – Światowy Dzień Poezji Przypominam jako kurator akcji, że celem jest popularyzacja czytelnictwa poezji, reminiscencja tej niszowej dziedziny sztuki, aby znalazła swoje miejsce w naszej tzw. kulturalnej codzienności, aby nas zaskakiwać intelektualnie grą słów i znaczeń. Można czytać poezję, można rozwiązywać krzyżówki – to się nie wyklucza. Kurator akcji: Łucja Dudzińska / Kontakt: lucja.d@ op.pl Organizator: Fundacja Otwartych Na Twórczość (akronim FONT) pod patronatem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Patronat medialny: Kwartalnik FRAZA

124

POST SCRIPTUM


POST SCRIPTUM

125


*** Jeśli chcesz być ze mną, będziesz musiał pokochać poranki, co czasem wcześniejsze niż sen. Będę zabierać Cię tam, gdzie mgły sennie przecierają oczy. Potem będziemy wodzić po budzącym się świcie i malować nasz świat słowami na białej kartce dnia. Jeśli chcesz być ze mną, będziesz musiał pokochać moje roztargnienie. Pomylone skarpetki, niepomalowane usta, zapomniane kolczyki co pięknie opakowane nadal leżą w pudełku z kartką “od Gwiazki” Jeśli chcesz być ze mną, będziesz musiał pokochać mój świat Ze słowami na opak, z błędami życia, bez akapitów ze śladami ołówka i gumki, oraz niedzielnego rosołu na czystej koszuli Świat poskładany z kawałków rozbitego lustra Mój świat... Dorota Górczyńska-Bacik

126

POST SCRIPTUM


Paweł Jaroniewski, IG: jaroni_thephotographer POST SCRIPTUM

127


fraszki

AGNIESZKA JARZĘBOWSKA

O pragnieniach Pragnienie młodości w nich drzemie. Panowie szukają jej w młodszych, panie w kremie. Na dwie słodkie Ileż w nich słodyczy… Ta fałdki w spódnicy, ta na brzuchu liczy. One u niego Sądząc po frekwencji, jego libido było wyższe od ich inteligencji. Nieodwzajemniona miłość Marny widok na libido. Zakochani W niebo wzięci, choć nie święci. O łaskotkach Nie powiem, że nie chcę, kiedy mężczyzna próżność moją łechce. Ekologiczna fraszka z branży ciepłowniczej Jestem dogrzewana ciepłem pewnego pana.

128

POST SCRIPTUM

RC


Dom drewniany Zbudowałeś sobie dom we mnie, drewniany, nie lubisz wszakże zimnych murów. Wymościłeś sobie fundament z gałęzi moich uczuć. Stoi teraz dumnie pałac dostojny, stabilny, w którym ty jesteś panem. I z kominkiem, w którym co wieczór rozpalasz tańczący ogień. A ja, cóż, jestem tylko domem drewnianym, według zamysłu twórcy. Uważaj więc z ogniem, kochany. Drewno zbyt szybko płonie. Dorota Górczyńska-Bacik

tyle we mnie miłości tyle we mnie miłości ile twoich powrotów ile telefonów z drogi ile pytań o obiad i listę zakupów tyle we mnie miłości ile troski o dzieci o wspólny czas kiedyś o wspólny czas teraz

*** gdzieś tam tłum przy czerwonym dywanie wielcy znów dzielą świat między sobą

nie muszę się uczyć twoich ramion one zawsze mają kształt uśmiechu Agnieszka Jarzębowska

nam wystarczy ta wyspa a na niej filiżanka i druga tuż obok Tadeusz Knyziak (Coobus), luty 2020

POST SCRIPTUM

129


Dziękujemy, że poświęciliście swój czas, żeby przeczytać magazyn Post Scriptum. Jesteśmy wdzięczni, że zechcieliście przyjąć nasze zaproszenie i poznać bardzo ciekawych artystów, którzy dla Was oderwali się od sztalug czy komputerów, by opowiedzieć o swojej sztuce. W następnym numerze – kolejna porcja sztuki przez duże S. Będzie Jarosław Jaśnikowski, będzie dużo dobrej poezji, zachwycający fotograf z Japonii, proza w wykonaniu Elżbiety Sidorowicz-Adamskiej i Katarzyny Brus-Sawczuk, rozmowa z Krzysztofem Bielińskim o tym, jak się fotografuje teatr i wiele innych artystycznych smakowitości. Przedstawimy Wam wielu nietuzinkowych Artystów. Serdecznie Zapraszamy.

130

POST SCRIPTUM


Articles inside

Pijana dziwka

17min
pages 116-130

PostScriptumowy kącik walentynkowy

1min
pages 112-115

Alek Rogoziński w teatrze Druga Strefa

10min
pages 107-111

Wywiad z Anną Stryjewską

3min
pages 84-85

Rozmowa z Marcinem Kołpanowiczem o wystawie malarstwa

7min
pages 86-93

PERCEPCJA KOŁA w Gdańsku PERCEPCJA KOŁA – reacja z wystawy – Radosław Jaśnikowski

20min
pages 94-106

JOGA – wywiad z Agnieszką Krawczyk

5min
pages 80-83

Malarstwo Sebastiana Monia – wywiad

5min
pages 44-53

Monika Cichoszewska – fotografia

8min
pages 72-78

Polscy Poeci w Indiach

7min
pages 60-67

Recenzja książki Marleny Rytel

2min
page 79

Wywiad z organizatorem festiwali poetyckich w Indiach

8min
pages 68-71

Wywiad z Jarosławem Rybskim

13min
pages 54-59

Wywiad z Krystyną Śmigielską

7min
pages 40-43

Co nowego u Andrzeja Pągowskiego? – Joanna Nordyńska

15min
pages 12-21

Metin Cengiz

2min
pages 32-33

Józef Baran

3min
pages 30-31

Wiersze nadesłane

2min
pages 28-29

Wywiad z Katarzyną Jamróz

3min
pages 34-37

Z Dianą Żarów rozmawia Jarek Prusiński

5min
pages 22-27

Wokół twórczości Olgi Tokarczuk – Robert Knapik

18min
pages 4-11

Książki z tekstem – recenzja książek Patrycji Gryciuk i Kasi Mlek

3min
pages 38-39
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.