28.02 / 19.30

7.02 / 19.30
SALA KONCERTOWA
SALA KONCERTOWA K KONCERTY ORGANOWE Adam Suprynowicz prowadzenie
Daniel ORGANY
28.02 / 19.30
7.02 / 19.30
SALA KONCERTOWA
SALA KONCERTOWA K KONCERTY ORGANOWE Adam Suprynowicz prowadzenie
Daniel ORGANY
ORGANY
MATTHIAS HÖFS
TRĄBKA
Bach / Boëly / Franck / Alain / Roth / Widor
Czas trwania (łącznie z przerwą): ok. 90 min
DYRYGENT
NARODOWA ORKIESTRA
Prosimy o niefotografowanie i wyłączenie telefonów komórkowych. Prosimy o powstrzymanie się od oklasków między częściami utworów.
George Gershwin (1898–1937)
Kołysanka
Fazıl Say (ur. 1970)
Koncert na trąbkę, organy, smyczki i perkusję
I. Maestoso
II. Andante
III. Romance
Charles Ives (1874–1954)
II Symfonia
I. Andante moderato
II. Allegro
III. Adagio cantabile
IV. Lento maestoso
V. Allegro molto vivace
WXIX wieku ocean przestał izolować Amerykę od Europy. Na pokonanie tej trasy wystarczało kilka dni rejsu parowcem. Zmniejszył się też dystans między muzyką obu kontynentów – głównie dlatego, że oficjalny nurt muzyki w Stanach Zjednoczonych jeszcze na początku XX wieku wciąż zapatrzony był w Europę. Równie tradycyjnie kształcony był w Yale przez Horatio Parkera młody kompozytor, syn kapelmistrza z miasteczka Danbury w Connecticut – Charles Ives. Wstąpił on na studia jako dwudziestolatek w 1894 roku, miał już jednak za sobą cały wachlarz niespotykanych eksperymentów z muzyką. Było to dziedzictwo rodzinne: jego ojciec uwielbiał łączyć nieprzystające do siebie dźwięki, tworzył też ćwierćtonowe gamy, a w nich melodie, które następnie śpiewać miała rodzina (najczęściej za karę, jak wspominał syn). Na Charlesie szczególne wrażenie zrobiła z kolei sytuacja, w której spotkały się na jednej ulicy dwie orkiestry marszowe – i każda grała co innego. To doświadczenie stało się formatywne dla jego własnej muzyki.
Jako chłopiec zaczął grać w orkiestrze ojca na bębnie, jako gimnazjalista został organistą kościelnym, nic więc dziwnego, że najbardziej naturalnymi dla niego melodiami stały się hymny,
psalmy i amerykańskie pieśni – de facto muzyka popularna, wręcz muzyka ludowa Nowej Anglii. W jego własnej twórczości ten folklor nie okazał się jednak celem, lecz materią. Wyobraźnia Ivesa wiodła ku polirytmicznemu i politonalnemu nakładaniu na siebie tych tematów, kontrastowaniu ich z ruchliwymi klasterami, przetwarzaniu przez fragmentyzację – jednocześnie z zachowanym zawsze charakterem melodii, jej atrakcyjnością dla ucha i z celem nadrzędnym, jakim jest artystyczny wyraz. Muzyka Ivesa – i nie umknie to żadnemu słuchaczowi – jest przede wszystkim nośnikiem emocji: radosna, niekiedy też ironiczna albo liryczna, metafizyczna lub podniosła. Jest dziełem sztuki, nie eksperymentem. Jej nowatorstwo skazało ją jednak na marginalizację. Jesteśmy przecież na samym początku stulecia, czyli w czasach, gdy radykalnie nowoczesnymi kompozytorami byli Strauss i Debussy, a Strawiński i Schönberg dopiero mieli się pojawić. Był jednak także drugi powód, który długo odstręczał dla odmiany żądnych nowości nowatorów: amerykański materiał, na którym się opierała. Mimo rozkwitających od początku XIX wieku kolejnych fal folkloryzmów w muzyce europejskiej Amerykanie nie zauważali, że muzyka Ivesa
jest amerykańską odpowiedzią na ten sam prąd.
Twórca okazał się jednak człowiekiem potrafiącym odnaleźć się w każdej sytuacji. Nie mając szans na wykonywanie swojej muzyki, znalazł zatrudnienie w nowojorskiej agencji ubezpieczeniowej. Dążył do poprawy jej pracy, a po paru latach ostatecznie zdecydował się na założenie własnej spółki. Ta błyskawicznie osiągnęła sukces na rynku. Wymagała wiele pracy, w zamian przynosząc bogactwo, ale kompozytor nie przestał przy tym tworzyć. Nie musiał jednak wykańczać utworów, nadawać im ostatecznego kształtu, gdyż nie myślał o ich wykonaniu. Pozostawał sam na sam ze swą wyobraźnią, nie potrzebował naginać jej do jakichkolwiek oczekiwań wykonawcy. Przynosiło to coraz bardziej niesamowite efekty, ale też problemy – gdy wreszcie znaleźli się muzycy chcący grać te utwory. Potrzeba było kolejnych kilkudziesięciu lat, by je stopniowo rozwiązać. Druga symfonia także czekała parę dekad na ostateczny szlif (Ives długo szukał właściwego zakończenia), a jeszcze więcej na pierwsze wykonanie. Poprowadził je niemal pół wieku po zasadniczym skomponowaniu utworu Leonard Bernstein z Filharmonikami Nowojorskimi w 1951 roku. Symfonia powstała, gdy Ives po studiach osiedlił się w Nowym Jorku. To dzieło należy już w pełni do kosmosu kompozytora: czerpie z jego organowej praktyki kościelnej, w tym dziecięcych jeszcze utworów, z amerykańskich marszów i pieśni oraz z wyobraźni, w której stają się one tworzywem zupełnie nowych jakości – tajemniczych, radosnych, lirycznych, wreszcie podniosłych i ironicznych, gdy w finale Columbia, the Gem of the Ocean, ten amerykański niemal-hymn, rozbrzmiewa prawdziwą apoteozą, by urwać się nagłym, radykalnym cięciem klasteru.
W przeciwieństwie do Ivesa – na młodszego odeń George’a Gershwina sława i popularność spłynęły bardzo szybko. Gershwin trafił jednak na zupełnie inną ku nich drogę: nie poprzez akademickie wykształcenie, które stwarzało też akademickie problemy, lecz przez świat rozrywki. Kompozytor piosenek i musicali, których wartość wyrażała się puchnącym portfelem, mógł pozwolić sobie na ambicje łączenia ówczesnego jazzu i bluesa z symfoniką. W ten sposób powstały najtrwalsze utwory Gershwina – ale Kołysanka jest wcześniejszą pracą. Powstała około 1919 roku, gdy kompozytor dopiero próbował swoich sił w twórczości „klasycznej” i przez lata cieszyła wyłącznie uczestników nowojorskich przyjęć, na których wykonywano ją w kwartecie. Oficjalne publiczne prawykonanie otrzymała dopiero w 1967 roku. O sto lat późniejszy jest orientalizujący, efektowny Koncert Fazıla Saya. Turecki kompozytor (a zarazem wybitny pianista) skomponował go w trakcie pandemii, w ostatnich miesiącach roku 2020. Sam twórca przedstawia go w ten sposób: „Po raz pierwszy komponowałem na organy, było to więc dla mnie doświadczenie trudne, ale zarazem interesujące. Stworzyłem ten utwór dla jednego z najlepszych organistów – Christiana Schmitta i trębacza Matthiasa Höfsa”. Dodaje, że trudności, z jakimi się mierzył, wiązały się z jednej strony z balansem brzmienia, a z drugiej ze specyfiką organów jako instrumentu kościelnego. Pragnął, by utwór był „koncertem na organy i trąbkę, z tureckimi melodiami”. Stąd też znalazły się w nim tureckie instrumenty perkusyjne: darbuka i kudüm, a także mnogość tradycyjnych rytmów aksak zestawiających ze sobą zmienne metra.
Jakub Puchalski