M MUZYKA

30.01 / 19.30
SALA KONCERTOWA
M MUZYKA
30.01 / 19.30
SALA KONCERTOWA
monodram muzyczny
Andrzej Chyra / Spółdzielnia Muzyczna
Nowatorski spektakl z pogranicza współczesnego koncertu, teatru dramatycznego i opery
PREMIERA / 18.00
NOSPR współfinansują
KAROL
MOSSAKOWSKI
ORGANY
PIERRE BLEUSE
DYRYGENT
NARODOWA
ORKIESTRA
SYMFONICZNA
POLSKIEGO RADIA
Czas trwania (łącznie z przerwą): ok. 110 min
Prosimy o niefotografowanie i wyłączenie telefonów komórkowych.
Prosimy o powstrzymanie się od oklasków między częściami utworów.
Joseph Jongen (1873–1953)
Symphonie concertante op. 81
I. Allegro, molto moderato
II. Divertimento, molto vivo
III. Molto lento, misterioso
IV. Toccata (Moto perpetuo, allegro moderato)
Antonín Dvořák (1841–1904)
VII Symfonia d-moll op. 70
I. Allegro maestoso
II. Poco adagio
III. Scherzo. Vivace
IV. Finale. Allegro
(Nie)szczęścia chodzą parami?
Aż trudno uwierzyć, że większość twórczej spuścizny belgijskiego kompozytora Josepha Jongena pozostaje wciąż nieznana szerokiemu gronu melomanów. Jedno dzieło jednak bez wątpienia zapewniło mu artystyczną nieśmiertelność – Symphonie concertante op. 81 należy dziś do najczęściej i najchętniej wykonywanych utworów na organy i orkiestrę symfoniczną. Choć z naszej perspektywy historia powstania i pierwszej prezentacji Symfonii brzmią fascynująco, Jongenowi z pewnością nie było do śmiechu, biorąc pod uwagę zaistniałe wówczas okoliczności – sam zresztą nazywał op. 81 „niefortunnym dziełem”.
Symfonia koncertująca powstała w 1926 roku na zamówienie samego Rodmana Wanamakera, znanego amerykańskiego przedsiębiorcy i właściciela domów handlowych. Utwór powstał z myślą o jednym z nich – znajdującym się w Filadelfii i dysponującym monumentalnymi organami. Nad Jongenem i op. 81 zebrały się jednak czarne chmury. Zła passa rozpoczęła się pod koniec 1927 roku: zmarł wówczas ojciec kompozytora, przez co premiera została przesunięta na początek roku następnego. Nie udało się i tym razem – do wykonania nie doszło z powodu prac technicznych skupionych
wokół instrumentu. Tym sposobem Symfonia koncertująca Jongena po raz pierwszy zabrzmiała w 1928 roku w Brukseli (partię solową wykonał kompozytor). Miesiąc później zmarł sam sponsor, Wanamaker... Ostatecznie Stany Zjednoczone musiały poczekać jeszcze siedem lat, a amerykańska premiera odbyła się w Carnegie Hall, nie w Filadelfii.
Chciałoby się napisać, że op. 81 Jongena to prawdziwe „starcie tytanów”: dwóch potężnych sił w postaci organów oraz rozbudowanego aparatu symfonicznego. Wspomniani „tytani” jednak częściej zgodnie ze sobą współpracują, czego świetnym przykładem jest m.in. imitacyjny początek części pierwszej Allegro, molto moderato, będącej połączeniem formy sonatowej z kontrapunktycznym kunsztem. Finezją i swoistą „zawadiackością” zaskakuje utrzymane w metrum 7/4 Divertimento, molto vivo pełniące w Symfonii rolę scherza: zaczynają organy solo, które jak zaklęcie powtarzają charakterystyczne frazy składające się na temat wielokrotnie powracający w tej części. Uwagę zwracają odcinki zaznaczone przez Jongena jako religioso – tutaj charakter dzieła ulega zupełnej zmianie, zaczepność ustępuje miejsca kontemplacji i wyciszeniu. Najdłuższa z części: trzecia Molto lento, misterioso to
majstersztyk instrumentacyjny, łączący piękną, niezwykle emocjonalną kantylenę z rozedrganą, sensualną, skrzącą się paletą orkiestrowych barw narracją muzyczną przywodzącą na myśl Claude’a Debussy’ego. Na zakończenie – Toccata (Moto perpetuo, allegro moderato) wykorzystująca niemal niekończące się ciągi wirtuozowskich figuracji, gęsta, intensywna. Prawdziwy fajerwerk, istne organowe perpetuum mobile.
Antonína Dvořáka i jego VII Symfonię d-moll op. 70 spotkało dużo więcej szczęścia: zamówienie, które otrzymał w 1884 roku od Philharmonic Society w Londynie, było wielkim wyróżnieniem – tak samo, jak przyznanie mu tytułu członka honorowego tego towarzystwa. Dvořák cieszył się w Wielkiej Brytanii ogromnym uznaniem, a wcześniejsze wykonanie Stabat Mater spotkało się z aplauzem tak ze strony melomanów, jak i krytyki muzycznej. Skąd zatem ten mroczny, posępny ton VII Symfonii? Skąd niespotykany wówczas w jego dziełach dramatyzm? Czy na takie rysy op. 70 wpływ miał kontekst społeczno-polityczny? A może presja napisania dzieła doskonałego, wynikająca z faktu, jak wielkie nadzieje wiązali z nim zakochani w muzyce Czecha Brytyjczycy? Wiemy również, że Dvořák był pod wielkim wrażeniem III Symfonii Johannesa Brahmsa – komponując swoje nowe dzieło, być może pragnął mu dorównać? W każdym razie tak pisał do swego przyjaciela Antonína Rusa: „Obecnie jestem zajęty moją nową symfonią (dla Londynu) i gdzie tylko się udam, myślę o tym dziele, które musi być w stanie poruszyć świat – oby Bóg sprawił, by tak się stało!”.
Czy to zasługa siły wyższej, czy też innych, bardziej ziemskich czynników, premiera VII Symfonii okazała się spektakularnym sukcesem. Podkreślano, że dzieło spełniło najwyższe oczekiwania i należy do najlepszych utworów swoich czasów. Dziennik „Athenaeum” zanotował, że to kompozycja, która zadowoli zarówno artystycznych konserwatystów, jak i zwolenników postępu – pierwszych poprzez wierność kanonowi, na którego bazie można stworzyć dzieło zupełnie nowatorskie; drugich z kolei dzięki śmiałości harmonicznej i rytmicznej. Mrok VII Symfonii otacza nas już od pierwszej części (Allegro maestoso). Druga (Poco adagio) wprowadza nieco światła – głównie za sprawą instrumentów dętych – ale jej faktura i tak pozostaje gęsta, silnie zabarwiona emocjonalnie. Scherzo. Vivace jest w swym duchu najbardziej słowiańskie w zakresie prowadzenia frazy i wyrazistej rytmiki. Część ostatnia Finale. Allegro jest najbardziej dramatyczna – kończy się co prawda w trybie durowym, ale to tylko pozorny uśmiech, na który rzuca się cień wspomnień z poprzednich ustępów dzieła. Swoją recenzję krytyk „Athenaeum” zakończył słowami: „Jesteśmy skłonni po pierwszym przesłuchaniu umieścić tę nową symfonię nawet ponad symfoniami Brahmsa, którym dorównuje w mistrzowskim opracowaniu i wykwintnej instrumentacji, przewyższa je jednak spontanicznością inwencji”. Kto wie, być może dla Dvořáka słowa te okazały się szczególnie ważne?
Agnieszka Nowok-Zych