6.02 / 19.30
SALA KONCERTOWA

6.02 / 19.30
SALA KONCERTOWA
SKRZYPCE
Marcin Majchrowski
PROWADZENIE
17.01 / 19.30
SALA KONCERTOWA
SKRZYPCE INMO
DYRYGENTKA MARIN
Czas trwania (łącznie z przerwą): ok. 110 min
Prosimy o niefotografowanie i wyłączenie telefonów komórkowych.
Prosimy o powstrzymanie się od oklasków między częściami utworów.
Grażyna Bacewicz (1909–1969)
Divertimento na orkiestrę smyczkową
I. Allegro
II. Adagio
III. Giocoso
Jean Sibelius (1865–1957)
Koncert skrzypcowy d-moll op. 47
I. Allegro moderato
II. Adagio di molto
III. Allegro, ma non tanto
Béla Bartók (1881–1945)
Koncert na orkiestrę Sz. 116
I. Introduzione: Andante non troppo – Allegro vivace
II. Giuoco delle coppie: Allegretto scherzando
III. Elegia: Andante non troppo
IV. Intermezzo interrotto: Allegretto
V. Finale: Pesante – Presto
Zrąb programu dzisiejszego koncertu tworzą dwa wielkie dzieła, których powstanie dzielą 43 lata, zaś łączy określenie „koncert” oraz głębokie zanurzenie w tradycji narodowej ich twórców. Jednak koncert koncertowi nierówny – może być przeznaczony na instrument solowy i zespół albo na sam zespół, którego sekcje współzawodniczą ze sobą. Z kolei tradycja lokalna w jednym przypadku oznacza po prostu muzykę ludową, w drugim zaś – coś bardziej nieuchwytnego, co nazwać można „pejzażem duchowym”. Łączenie muzyki, która nie ma programu literackiego, ze zjawiskami zewnętrznymi teoretycznie można łatwo zanegować, ale w przypadku Koncertu skrzypcowego d-moll op. 47 Jeana Sibeliusa praktycznie jest to trudne. Nawet zatwardziali „autonomiści” muszą przyznać, że utwór ten ma wiele wspólnego z przyrodą Północy: ciemne barwy, rozlewne frazy, tajemnicza atmosfera, często zaskakujący sposób rozwijania narracji, jakby o jej kierunku decydowała kapryśna natura. Muzyka Sibeliusa zanurzona jest w fińskim pejzażu, choć nie odnosi się do niego bezpośrednio. Stanowi raczej emocjonalno-dźwiękową odpowiedź na silnie ingerującą w ludzkie życie przyrodę. Sibelius od najmłodszych lat wyczulony był na
otaczającą go naturę: zapachy i kolory łączył bezpośrednio z muzyką, zdarzało mu się słuchać alikwotów wygrywanych przez wiatr na kłosach zboża, jak sam opowiadał.
Koncert skrzypcowy prawykonał w 1904 roku Victor Nováček, wykładowca akademii w Helsinkach, który nie poradził sobie jednak z trudnościami technicznymi – dzieło poniosło klęskę. Twórca skorzystał z okazji i przeredagował utwór: znacznie go skrócił, zastosował inne rozwiązania harmoniczne, zmodyfikował kontury melodii. Koncert z jednej strony jest co prawda niezwykle wirtuozowski, z drugiej jednak orkiestra odgrywa w nim niemal tak ważną rolę jak solowe skrzypce. Pełna dramatycznych napięć na linii solista–zespół jest ogromnych rozmiarów część pierwsza, w której miejsce zwyczajowego przetworzenia zajmuje rozbudowana kadencja solowa. W lirycznej części drugiej prym wiodą skrzypce, zaś wyciszona, „przezroczysta” partia orkiestrowa tworzy niezwykle ciekawe pod względem harmonicznym tło. Z kolei zespół nadaje ton finałowi, choć to od arcytrudnej partii solowej bije szczególny blask. Skojarzenia z muzyką militarną narzucają się same, jednocześnie część ta ma wyraźny charakter taneczny. Muzykolog Donald Tovey nazwał ją „polonezem dla niedźwiedzi polarnych”,
jednocześnie przyznając mu miejsce wśród najwspanialszych finałów romantycznych koncertów skrzypcowych. O ile w Koncercie Sibeliusa nie ma żadnych nawiązań do muzyki tradycyjnej, o tyle Bélę Bartóka jako kompozytora ukształtowały etnomuzykologiczne badania terenowe prowadzone z Zoltánem Kodályem od 1906 roku. Kluczowe znaczenie miała rejestracja repertuaru za pomocą fonografu Edisona, co pozwoliło Bartókowi nie tylko dokładnie przetranskrybować i usystematyzować zebrany materiał, lecz także ukształtować własny, oryginalny język muzyczny. „Stało się dla mnie jasne – pisał w autobiografii kompozytor – że stare, zapomniane w naszej muzyce modi nie straciły nic ze swojej żywotności. Ich nowe zastosowanie umożliwiło mi także nowe kombinacje rytmiczne. Nowatorskie wykorzystanie skali diatonicznej uwolniło mnie od despotycznej skalowości dur-moll i w konsekwencji doprowadziło do nowej koncepcji skali chromatycznej, w której każdy dźwięk jest tak samo ważny i może występować swobodnie i niezależnie”.
Podsumowaniem drogi twórczej węgierskiego kompozytora jest Koncert na orkiestrę – utwór należący do ścisłego kanonu muzyki XX wieku, „testament całego życia, pożegnanie ze światem”, jak pisał Witold Rudziński. Dzieło zamówił u przebywającego na emigracji w USA twórcy Sergiusz Kusewicki i to on poprowadził Boston Symphony Orchestra podczas prawykonania 1 grudnia 1944 roku, które okazało się spektakularnym sukcesem. Uznanie przyszło jednak za późno i nie zmieniło trudnej sytuacji kompozytora – niecały rok później Bartók zmarł w biedzie i zapomnieniu. W Koncercie pobrzmiewają ludowe melodie węgierskie, rumuńskie i czeskie, ale także rytmy Ameryki, echa impresjonizmu Debussy’ego czy ekspresjonizmu Schönberga. Poszczególne
instrumenty traktowane są solistycznie, koncertują też ich grupy, de facto jest to jednak pięcioczęściowa symfonia. Bartók złagodził w niej swój język muzyczny i nadał jej klasycyzującą formę, choć tak jak we wcześniejszych utworach niezwykle istotne są rytm i barwna instrumentacja. W czwartej części sparodiowana została ponadto VII Symfonia „Leningradzka” Dymitra Szostakowicza, której Bartók szczerze nie znosił. Ale to właśnie ten fragment Koncertu zyskał największą popularność… Warto zwrócić uwagę na plan emocjonalny dzieła, które według słów samego kompozytora: „przedstawia – nie licząc zabawowej części II – stopniowe przejście od surowości części I i ponurej pieśni śmierci w części III, do afirmacji życia w ostatniej”.
O ile Bartókowskie arcydzieło stanowi podsumowanie, o tyle późniejsze o ponad 20 lat Divertimento na orkiestrę smyczkową Grażyny Bacewicz jest przykładem poszukiwań nowych środków wyrazu. Utwór zamówiony przez Karola Teutscha – skrzypka i dyrygenta kierującego Orkiestrą Kameralną Filharmonii Narodowej – zaliczyć można do nurtu sonorystycznego, tak typowego dla muzyki polskiej lat 60. XX wieku. Elementem wyróżnionym i formotwórczym jest brzmienie, a w utworze Bacewiczówny decyduje o nim „demiurgiczny tryton” (Małgorzata Gąsiorowska), czyli ostro brzmiąca kwarta zwiększona, w dawnych wiekach zwana diabolus in musica. Niezależnie od tego muzyka Divertimenta jest zdecydowanie lżejsza od pozostałych dokonań kompozytorskich Bacewicz z 1965 roku – punktem odniesienia, zgodnie z tytułem, były wszak służące rozrywce XVIII-wieczne divertimenta. Kompozycja, dzięki swojej ludyczności i mistrzowskiej zwięzłości, doskonale spełni dzisiejszego wieczoru rolę uwertury.
Piotr Matwiejczuk (Polskie Radio)