Pismo Studentów WUJ - Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego, grudzień 2025

Page 1


nie romantyzujmy samotności

 str. 2

sharenting, czyli krzywda dzieci

 str. 11

raperzy, którzy zostali „kukiełkami”

 str. 20

Zburzone mosty, wzniesione mury

autorka: Izabela bIernat

W dobie romantyzowania samotności zapominamy, że w rzeczywistości jest ona dla nas problematyczna. Bo życie smakuje znacznie lepiej, gdy można je przeżywać razem z kimś innym.

Jesteśmy samotni za każdym razem, gdy, wybierając się na kolejną w tym miesiącu randkę z samym sobą do kawiarni, czujemy się z tym dziwnie i nie możemy odpędzić ukłucia zazdrości, gdy widzimy, że krzesło po drugiej stronie naszego stolika jest jedynym pustym w lokalu.

Choć zdajemy sobie sprawę z tego, że w świetle biologii jesteśmy ssakami, bardzo często zapominamy o tym, że jesteśmy istotami stadnymi – ludźmi, którzy potrzebują innych ludzi do przeżycia. Potrafimy sami zatroszczyć się o własne podstawowe potrzeby – jak te fizjologiczne. Pomijamy jednak potrzebę kontaktów towarzyskich i budowania więzi międzyludzkich – choć te elementy są przecież głęboko wpisane w naszą naturę. Bez troski o te potrzeby nie byłoby mowy o ewolucji człowieka jako gatunku, a tym samym o rozwoju świata, w którym żyjemy dzisiaj. Co istotne, przynależność do wspólnoty to jednocześnie fundamentalny składnik naszej tożsamości: zapewnia poczucie bezpieczeństwa i umożliwia zdobywanie informacji o świecie.

Tymczasem zdawać by się mogło, że wszystko to zostaje celowo pominięte, przekreślone przez kulturę samowystarczalności i coraz silniejszej atomizacji. Ta kultu-

ra natomiast okrywa problem do którego nie potrafimy otwarcie się przyznać i z nim rozprawić. Znacznie łatwiej jest romantyzować życia w pojedynkę, niż otwarcie przyznać: „Owszem, żyjemy w społeczeństwie samotnych ludzi”.

Jesteśmy samotni za każdym razem, gdy, wybierając się na kolejną w tym miesiącu randkę z samym sobą do kawiarni, czujemy się dziwnie i nie możemy odpędzić ukłucia zazdrości, gdy widzimy, że krzesło po drugiej stronie naszego stolika jest jedynym pustym w lokalu.

Jesteśmy samotni za każdym razem, gdy przeżywając zarówno te gorsze dni, jak i sukcesy czujemy, że coś tracimy, nie mając nikogo, z kim moglibyśmy się nimi podzielić – tkwimy w oczekiwaniu na kilka słów pocieszenia lub dumy wybrzmiewającej w czyimś głosie.

Jesteśmy samotni za każdym razem, gdy przychodzi weekend, a na myśl o spędzeniu go tylko i wyłącznie w swoim towarzystwie,

sprawia, że czujemy, iż omija nas coś bardzo ważnego.

Brak pewności siebie, kompleksy, nieumiejętność radzenia sobie z trudnymi emocjami – to wszystko istotne komponenty, które mogą współtowarzyszyć nam w chwilach, takich jak te opisane powyżej. Nie każda typu sytuacja wynika tylko i wyłącznie z poczucia samotności. Każda z nich jest inna, tak samo jak każdy człowiek, jednak wiele przypadków łączy wspólna przyczyna, jaką jest poczucie osamotnienia. Gdzieś w tym wszystkim ukryta jest rozlewająca się z coraz większym impetem fala pandemii samotności, która zalewa nasze społeczeństwo. Może nie robi tego niepostrzeżenie, może w ostatnim czasie rzeczywiście coraz częściej zwraca się uwagę na ten problem i próbuje się leczyć jego symptomy – ale czy kultura atomizacji w naprawdę stanowi skuteczne remedium? Narzekamy na brak znajomych, o bliższych przyjaciołach nie wspo-

minając, podczas gdy na własne życzenie stawiamy odgradzające nas mury od innych osób. Nietrudno o obdarzenie kogoś etykietą – wystarczy, że popełni najmniejszy błąd, a już zyskuje miano osoby toksycznej, z którą nie warto dłużej się zadawać. W końcu tyle się mówi o wyznaczaniu granic, zaś o burzeniu murów i stawianiu mostów nikt nie zająknie się ani słowem. Zapominamy o tym, że sami dalecy jesteśmy od ideału, a przez to każdy z nas ma w sobie coś z „toksyka”. Umknęło nam, że świadoma decyzja o budowaniu relacji z drugim człowiekiem wiąże się z poznaniem zarówno jego dobrej, jak i gorszej strony, i vice versa. Oczekując akceptacji, wybaczenia, a także nieocenionego wsparcia w pracy nad sobą musimy dać od siebie to samo. Warto też przemyśleć, czy każdy popełniony błąd rzeczywiście jest wart przekreślenia całego dotychczasowego trudu włożonego w budowanie tej relacji. Znacznie łatwiej

fot. Pexels

jest kogoś zaszufladkować i odrzucić niż podjąć wysiłek zbudowania trwałej więzi i nieustannej pracy nad relacją.

Obrażamy się, gdy ktoś nie odpisuje na nasze wiadomości natychmiast, a sami nie potrafimy stworzyć miejsca dla drugiego człowieka w naszym życiu. Kalendarz pęka w szwach, nie ma mowy o rezygnacji z żadnych spraw, o czasie na budowanie wspomnień czy zwykłe wyskoczenie na kawę nie wspominając. Oczekujemy, że ktoś będzie poświęcał nam całego siebie, by tworzyć tę relację, podczas gdy sami z siebie dajemy za mało. Wystarczy, by ktoś raz czy dwa dał z siebie nieco mniej, by uznać, że nie jest wart naszego czasu. Brakuje nam realnej oceny sytuacji, odrobiny wyrozumiałości, a nierzadko i refleksji – czy nie mamy zbyt wysokich oczekiwań w porównaniu do tego, ile sami jesteśmy gotowi poświęcić?

W ten sposób – niekiedy nie zdając sobie z tego do końca sprawy – kopiemy pod sobą coraz głębsze dołki, jednocześnie okopując się z każdej strony, by chronić przed innymi ludźmi.

Mówimy o tym, jak bardzo brakuje nam prawdziwych, głębokich więzi międzyludzkich. Tymczasem sami nie mamy w sobie wystarczających pokładów odwagi i cierpliwości, by zapytać kogoś „Jak się dziś czujesz?” z autentyczną chęcią wysłuchania drugiej osoby. Uciekamy wzrokiem, gdy dostrzegamy oczy przepełnione bólem, z których dawno już uleciała radość. Udajemy, że niczego nie zauważyliśmy i pogrążamy się w grze pozorów, choć w nas samych podobny ból zdaje się krzyczeć: „Proszę, wysłuchaj mnie”. Oczekujemy od innych tego, czego my sami nie jesteśmy gotowi dać od siebie. rezygnujemy

z wysiłku, jaki trzeba włożyć, by spróbować naprawdę poznać drugiego człowieka. Nie tylko dowiedzieć się, jakiej muzyki lubi słuchać, ale kim jest w głębi duszy. Budowanie relacji międzyludzkich to nie pójście na skróty. Wymaga ciężkiej pracy i zaangażowania z obydwu stron, a w zamian daje owocną relację. Tylko w ten sposób można

Oczekujemy od innych tego, czego my sami nie jesteśmy gotowi dać od siebie. Rezygnujemy z wysiłku, jaki trzeba włożyć, by spróbować naprawdę poznać drugiego człowieka. Nie tylko dowiedzieć się, jakiej muzyki lubi słuchać, ale kim jest w głębi duszy. Budowanie relacji międzyludzkich to nie pójście na skróty. Wymaga ciężkiej pracy i zaangażowania z obydwu stron, a w zamian daje owocną relację.

skutecznie przerwać to błędne koło – podjąć działanie, aby wydostać się z tej pandemii samotności. Można też udawać, że problem nie istnieje i próbować zakrzyczeć go hasłami o miłości do samego siebie.

Prawdziwy trud związany z poznawaniem drugiego człowieka, zrozumieniem głębi jego duszy,

Pismo Studentów „WUJ – Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego”

Redakcja: ul. Piastowska 47, 30-067 Kraków

Wydawca: Fundacja Studentów i Absolwentów UJ „Bratniak” e-mail: wuj.redakcja@gmail.com; tel. 668 717 167

Strony internetowe: www.issuu.com/pismowuj oraz www.facebook.com/pismowuj

Redaktor naczelny: Adrian Burtan

Zespół: LU dZ ie i re LACJ e : Justyna Arlet-Głowacka, izabela Biernat, Alicja Bazan, iwona Łaciak; SZTUKA i iNSPirACJe: Martyna Lalik, Karolina iwaniec, Oliwia Wójciak, Wiktoria Piwowarska; Michał Jarosz; SŁOWA i MyśLi: Klaudia Katarzyńska, Wojciech Seweryn, daria Kopczyńska; SPOrT i reKreACJA: Wojciech Skucha, Michał Kowal; KAdr i OBrAZ: Lucjan Kos, emilia Czaja, Martyna Szulakiewicz-Gaweł

Korekta: Karolina iwaniec, Wiktoria Piwowarska

PR i marketing: Justyna Arlet-Głowacka

Media społecznościowe: Marta Kwasek, izabela Biernat

Okładka: Justyna Arlet-Głowacka

Reklama: wuj_reklama@op.pl

Numer zamknięto: 1 grudnia 2025 roku

fot. Pexels

w znacznej mierze toczy się w ciszy. To świadomy wybór budowania mostów zamiast stawiania murów. Jeśli chcemy przerwać falę samotności, każdy z nas musi zacząć od jednego z pozoru prostego, ale niezwykle znaczącego kroku – zapytać, wysłuchać, być dla drugiego człowieka. 

Znajdź nas!

Co nowego na uJ?

Praca nad zdrowiem psychicznym krakowian

13 listopada odbyło się pierwsze posiedzenie Krakowskiej rady Zdrowia Psychicznego, której zadaniem będzie opracowanie programu wspierającego zdrowie psychiczne mieszkańców Krakowa na lata 2026–2030. rada, licząca 31 osób, skupia ekspertów z różnych instytucji – w tym wielu związanych z Uniwersytetem Jagiellońskim.

Jej prace obejmą analizę potrzeb mieszkańców, koordynację działań profilaktycznych oraz wsparcie leczenia zaburzeń psychicznych, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży. Przewodniczącą została prof. dominika dudek, która podkreśla znaczenie edukacji, profilaktyki i zwiększania świadomości społecznej, w tym szczególnego wsparcia dla rodziców.

tajemniczy krucyfiks wita stwosza

Niewielka figura Chrystusa Ukrzyżowanego w zakrystii kościoła Cystersów w Mogile, dotąd niemal niezauważalna, została zidentyfikowana jako dzieło Wita Stwosza. dr hab. dobrosława Horzela i prof. Marek Walczak z UJ wykazali jej podobieństwo do innych krucyfiksów mistrza, wykonanych w Krakowie przed 1496 rokiem. Badania, możliwe dzięki programowi inicjatywa doskonałości, obejmowały dokumentację fotograficzną oraz analizę materiałów, które potwierdziły wykonanie rzeźby z twardego drewna gruszy – charakterystycznego tworzywa późnego gotyku. To jedyny taki obiekt w Małopolsce. Odkrycie dowodzi, że Stwosz tworzył również niewielkie, kolekcjonerskie dzieła. rzeźba została wpisana do rejestru zabytków. Trwa proces pozyskania środków na jej konserwację.

Debata wokół etyki ekonomii

14 listopada w Bibliotece Jagiellońskiej odbyła się czwarta odsłona cyklu debata Kopernikańska. W dyskusji uczestniczyli prof. Katarzyna de Lazari-radek (filozofka) i prof. Łukasz Hardt (ekonomista), a moderatorem był igor Wysocki. Tematami przewodnimi były granice ekonomii – etyka wymiany handlowej, moralna odpowiedzialność producentów i konsumentów. Nie zabrakło również tego, czy wszystko można wycenić i czy wszystko można kupić. Wydarzeniu towarzyszyła prezentacja traktatu „Monetae cudendae ratio” autorstwa Mikołaja Kopernika, w którym opisał on procesy psucia monety i wypierania pieniądza lepszego przez gorszy. Celem cyklu jest interdyscyplinarna wymiana myśli wokół spuścizny Kopernika, wykorzystana jako punkt wyjścia do współczesnych zagadnień.

: Martyna lalIk

Ku lepszemu diagnozowaniu boreliozy

dr Arkadiusz Borek z Wydziału Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii UJ został laureatem programu F ir ST T e AM, w którym spośród 92 zgłoszeń wybrano 12 projektów, przyznając dofinansowanie na łącznie ponad 47 mln zł. Otrzymał on ponad 3,8 mln zł na stworzenie zespołu badawczego i realizację projektu dotyczącego nowych testów diagnostycznych boreliozy.

Celem badań jest opracowanie metody opartej na aptamerach, umożliwiającej rozpoznanie aktywnego zakażenia bakterią Borrelia poprzez wykrywanie krążących we krwi antygenów, zwłaszcza we wczesnej fazie choroby. rozwiązanie ma być także użyteczne w późniejszych etapach infekcji. Projekt przyczyni się do rozwoju innowacyjnej diagnostyki i stworzenia nowej infrastruktury badawczej.

uJ będzie rozwijał technologie kosmiczne

30 października podpisano list intencyjny mający zacieśnić współpracę między nauką, biznesem i administracją w obszarze technologii kosmicznych. dokument, przygotowany przez Miasto Kraków i 15 partnerów, podkreśla rosnącą rolę rozwiązań kosmicznych w bezpieczeństwie, ochronie środowiska, mobilności, edukacji, zdrowiu i usługach publicznych. Sygnatariuszami są m.in.: UJ (oraz UJ CM), AGH oraz Politechnika Krakowska. Zadeklarowali oni współpracę w zakresie edukacji, badań, wsparcia przedsiębiorczości, organizacji wydarzeń popularyzatorskich oraz współpracy międzynarodowej.

List nie niesie zobowiązań finansowych, a jedynie wyznacza kierunki działań. Koordynacją jego realizacji zajmą się przedstawiciele UJ i UJ CM: Michał Furman oraz prof. rafał Olszanecki.

Źródło informacji: uj.edu.pl

autorka

sp Otkanie ze s ławOszem Uznańskim-w iśniewskim

Lot w kosmos? to wszystko musi być spokojne

Entuzjaści kosmosu wypełnili Auditorium Maximum UJ po brzegi. Na początku listopada do Krakowa przyjechał Sławosz Uznański-Wiśniewski – członek misji Ignis i drugi Polak w kosmosie. Astronauta podzielił się ze studentami doświadczeniami z życia na orbicie i opowiedział o eksperymentach przeprowadzonych na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Pytany o najbardziej emocjonujący moment misji, Uznański-Wiśniewski przyznał, że dzień startu jest zaplanowany z dokładnością co do sekundy.

– Wchodzimy do kapsuły trzy godziny wcześniej, półleżąc, czekamy na sygnał. Słyszymy: trzy, dwa, jeden… i lecimy. A tętno? 50-55. Bo wszystko musi być spokojne – mówił podczas spotkania z młodymi ludźmi na UJ.

Z Krakowa na orbitę Astronauta opowiadał o tysiącach godzin treningów i o chwili, gdy po raz pierwszy zobaczył Ziemię z orbity. Publiczność szczególnie ciekawiło życie w stanie nieważkości. – Na stacji nie ma góry ani dołu. Można pracować na „podłodze” albo do góry nogami. W pierwszych dniach musiałem nauczyć się czterech orientacji stacji – każda zależała od tego, w którą stronę akurat leciałem – żartował.

Zgromadzeni licznie słuchacze pytali o różne, czasem prozaiczne sprawy („Czy na stacji można zrobić pranie?”), ale nie zabrakło również pytań osobistych. Uznański-Wiśniewski opisał spotkanie z Mirosławem Hermaszewskim, pierwszym Polakiem w kosmosie. Wspominał też zabawne momenty: zaginionego pomidora odnalezionego po pół roku czy astronautę w kostiumie goryla, który pewnego dnia „przeleciał” przez stację ku zdumieniu załogi. Jednakże – jak sam podkreślał – kosmos to nie tylko widowisko, lecz przede wszystkim codzienna praca i nauka.

Polska nauka w kosmosie Podczas misji Uznański-Wiśniewski przeprowadził 13 eksperymentów z zakresu biologii, fizyki, biotechnologii i inżynierii. W jednym z paneli eksperci z UJ i Polskiej Agencji Kosmicznej rozmawiali

sp Otkanie z m ichałem sikO rskim

o tym, jak misja ignis, w której uczestniczył astronom, wpłynęła na rozwój krajowego sektora kosmicznego.

Wyraźnym przesłaniem spotkania stało się zdanie, które Sławosz Uznański-Wiśniewski wypowiedział na zakończenie: – Kosmos jest częścią życia każdego z nas. i wymienił przykłady: systemy nawigacyjne, komunikacyjne, nowe materiały, badania medyczne –wszystko to ma swoje korzenie w wysiłku sięgającym poza Ziemię.

Między Ziemią a marzeniem

Uznański-Wiśniewski zdradził też swoje marzenie, którym jest… spacer kosmiczny.

– Chciałbym nadal budować kolejne stacje i platformy badawcze, ale najbardziej chciałbym wyjść na zewnątrz, byłby to symboliczny krok, nie tylko dla mnie, ale dla całej polskiej nauki – mówił.

autorka: natalIa krajenta

Astronom zwrócił się do młodych: – Bądźcie ciekawi, wytrwali, szukajcie możliwości. Ja nadal mam w sobie ciekawość pięciolatka – zaznaczył.

Podkreślił, że w eksploracji kosmosu potrzebni są nie tylko inżynierowie, lecz także lekarze, biolodzy, fizjoterapeuci czy specjaliści od zarządzania. Jego obecność na Uniwersytecie Jagiellońskim pokazała, że podróż kosmiczna nie jest już marzeniem z filmów science fiction, lecz realną częścią współczesnej nauki. Przyszłość dzieje się tu i teraz – w umysłach tych, którzy nie boją się sięgać gwiazd. 

tam, gdzie sikorski przestaje udawać

Spotkanie z Michałem Sikorskim, zorganizowane przez Stowarzyszenie All In UJ z Chodźże do teatru, zapełniło salę Auditorium Maximum. Jak przyznał gość, nie potrafi zrozumieć, dlaczego tyle osób chce go słuchać, kiedy gra samego siebie. Znany z serialu „1670”, na scenie był równie charyzmatyczny jak jego ekranowa postać, ale jednocześnie spokojny, skromny i bardzo prawdziwy.

Aktor na spotkaniu wracał do zawodowych początków. Choć ma na koncie nagradzane filmy, nie ukończył studiów, bo nigdy nie napisał magisterki. Sikorski wrócił też do spektaklu dyplomowego, w którym grał kobietę. Zamykał się w sali, zakładał sukienkę, malował się, biegał po scenie i krzyczał: musisz mieć plan! − śmiał się, wspominając improwizacje, podczas których tarzał się po ziemi i testował granice własnej odwagi. d odał, że

fot. Lucjan Kos

nie tęskni za teatrem tak mocno, jak wielu mogłoby przypuszczać. Sikorski chętnie wracał do pracy nad filmami. Nie bał się mówić, gdzie upadł i gdzie wygrał. Z humorem opowiadał o castingach, które nie wyszły, i o tych, które otworzyły mu nowe ścieżki. Wspominając „Freestyle”, przyznał, że wejście w świat rapu było na początku trudne. Podkreślił, że to doświadczenie otworzyło mu głowę na historie spoza jego codziennej orbity i stało się ważnym etapem

w poszukiwaniu kolejnych wyzwań aktorskich.

duże emocje wzbudziła część poświęcona „Sonacie”. Sikorski mówił o latach przygotowań, nauce gry na pianinie i próbach zrozumienia sposobu słyszenia osoby z implantem ślimakowym.

− Żyłem tą rolą trzy lata. Zmieniła mnie jako aktora i jako człowieka − przyznał.

Aktor zaskoczył też wyznaniem, że coraz odważniej myśli o życiu poza aktorstwem. Kiedyś nie wy-

obrażał sobie innej drogi, dziś wie, że może być szczęśliwy, nawet jeśli wybierze coś innego. Prowadzenie festiwali, telewizja i nowe projekty pokazują, że nie zamyka się na jedną przestrzeń.

− Czasem mam wrażenie, że mój jedyny talent to udawanie, że coś umiem – powiedział pod koniec, bez kokieterii, raczej z autentycznym zdziwieniem, że jego praca porusza ludzi. 

autor: lucjan kos
fot. Lucjan Kos

mO da szybka i U ltraszybka

Przesyt. Jak fast fashion zdominowała nasze szafy

autorka: justyna arlet‑Głowacka

Życie człowieka XXI wieku przyśpiesza. Szybkość nie dotyczy już tylko przemieszczania się, czy komunikacji na odległość, ale także jedzenia oraz… mody. Właśnie dlatego sukcesy święci tzw. fast fashion. Zastanówmy się: dlaczego jesteśmy (i czy musimy być) od niej uzależnieni?

Kondycja współczesnej mody i sklepów odzieżowych to temat rzeka, na dodatek taka, która spływa pełną falą toksycznych substancji przez masowo produkowane ubrania. Zagrożenie dla środowiska, alergie skórne, przekraczanie norm etycznej pracy i uzależniająco niska cena to tylko niektóre z wyznaczników fast fashion. To zjawisko, które daje nam się we znaki na wielu płaszczyznach, a którego pęd trudno powstrzymać. dlaczego aż tak skutecznie nas uwodzi?

Ma być szybko

W dosłownym tłumaczeniu fast fashion to po prostu szybka moda. Co się za nią kryje? – Mówimy tu o markach, które oferują dużą liczbę produktów w atrakcyjnych dla konsumenta cenach – tłumaczy

Kondycja współczesnej mody i sklepów odzieżowych to temat rzeka, na dodatek taka, która spływa pełną falą toksycznych substancji przez masowo produkowane ubrania. Zagrożenie dla środowiska, alergie skórne, przekraczanie norm etycznej pracy i uzależniająco niska cena to tylko niektóre z wyznaczników fast fashion.

dr Michał Wójciak, projektant i teoretyk mody. – Coraz częściej mamy też do czynienia z modelem ultra fast fashion, gdzie tempo wprowadzania nowych produktów zostaje jeszcze bardziej podkręcone. Wpisują się w niego chińskie platformy sprzedażowe, które oferują ubrania często o jednorazowym charakterze z niskiej jakości tkanin, w cenach niższych od konkurencji – dopowiada.

Zmorą naszych czasów są masowo produkowane ubrania z sieciówek w galeriach handlowych, które co sezon kuszą nowymi wzorami, kolorami i ceną. Jednak platformy sprzedażowe z Azji to zupeł-

nie inny poziom zintensyfikowanej produkcji, który budzi coraz większe kontrowersje.

Konsekwencje O nawyki konsumenckie związane z zakupem odzieży i ocenę nurtu fast fashion zapytaliśmy też studentów.

– Wydaje mi się, że wszędzie mówimy o tym, jak zły wpływ na nasze otoczenie ma fast fashion, ale niestety chyba jesteśmy od niego uzależnieni. Staram się w jak najmniejszym stopniu być częścią tego procederu, ale zdałam sobie sprawę, że duży wpływ na indywidualne podejście ma nawet to,

z kim i gdzie przebywamy – tłumaczy Julia Cisińska, absolwentka zarządzania kulturą i mediami. Temat ten, jak wiele społecznych zagadnień, jest złożony i obecny na kilku płaszczyznach. Jednym z najważniejszych problemów jest kwestia zanieczyszczenia środowiska na ogromną skalę. Nie chodzi tylko o zużycie wody, produkcję CO 2, czy toksyczne ścieki, ale także ogromną ilość odpadów tekstylnych, których w większości nie przetwarzamy, skazując je na wieczne zapomnienie na wysypiskach. – Konsekwencje środowiskowe w przemyśle fast fashion są

najbardziej dotkliwe – tłumaczy dr hab. Katarzyna Stasiuk, prof. UJ, zajmująca się m.in. zachowaniami konsumenckimi. – Kupujemy często i dużo, więc jako konsumenci fast fashion, generujemy ogromną ilość odpadów – dopowiada. Okazuje się jednak, że podejście do szybkiej mody to również kwestia kulturowa. do Polaków mniej docierają argumenty dotyczące ekologii, w większym stopniu przejmujemy się natomiast naszym zdrowiem. A przecież toksyczne barwniki mają wpływ na skórę, doprowadzając m.in. do alergii czy stanów zapalnych. – Na poziomie zdrowotnym największym problemem są cząsteczki mikroplastiku, które podczas prania czy użytkowania odzieży z syntetycznych tkanin trafiają do wody i powietrza – tłumaczy dr Wójciak. – Musimy też pamiętać, że odzież bezpośrednio z Chin nie podlega takim regulacjom prawnym, jak ta oferowana chociażby przez marki europejskie w zakresie wykorzystania toksycznych substancji. Taka odzież może być zatem bardziej szkodliwa dla naszego organizmu – dopowiada. Napływ ubrań z Azji to także problem dla naszej gospodarki i rodzimych marek, które konkurując o klienta, często przegrywają, nie mogąc zaoferować tak niskich cen.

Terapia

Skażenie wody, mikroplastik oraz hałdy śmieci to jedna strona medalu. Problemy środowiskowe, zdrowotne, a także te gospodarcze są

prostsze do zwizualizowania, ale fast fashion to nie tylko twarde dane, takie jak hektolitry zmarnowanej wody czy tony odpadów. To także złudne „lekarstwo” na naszą nudę.

– Tanie i szybkie kupowanie to dostarczanie sobie przyjemności. Określenie „retail therapy”, czyli terapia zakupowa, to jeden ze sposobów regulowania emocji i poprawiania nastroju – tłumaczy dr hab. Katarzyna Stasiuk.

Fast fashion wzmacnia nie tylko konsumpcjonizm i zakupoholizm, ale także „kulturę przesytu i jednorazowości”. Anna, studentka 1. roku prawa własności intelektualnej, przyznaje, że miała kiedyś problem z nadmiernym kupowaniem. Wspomina też o „pożyczce na ciuchy z sieciówki”. – Pracowałam w dziale obsługi klienta w jednej z najpopularniejszych grup sieciówek. Klienci potrafili zapożyczać się na zakup ubrań z poliestru nawet na kilka tysięcy złotych, a później robili olbrzymie zwroty, żeby móc je spłacić – opowiada.

Co warto podkreślić – fast fashion cieszy się dużą popularnością zwłaszcza wśród młodszej części naszego społeczeństwa. – Jest to z reguły spowodowane chęcią wpasowania się w panujący trend – twierdzi Katarzyna Górowska, studentka 1. roku polonistyki antropologiczno-kulturowej. Martyna Zięba, studentka 3. roku religioznawstwa dodaje: – Osobiście staram się unikać wpadania w pułapki trendów i szybkiej mody, ale zdecydowanie musiałam z te-

go wyrosnąć. dzisiaj jest to forma poszukiwania akceptacji, przynależności do grupy, wręcz archetypu z Pinteresta.

Konsumenckie grzechy Jakość ubrań dostępnych w sklepach od lat ulega pogorszeniu. Specjaliści mówią, że nawet największe ekskluzywne marki przekładają zysk nad jakość, a torebka Chanel kupiona dzisiaj nie jest tą samą torebką co 20 lat temu. Jednak tania odzież z azjatyckich platform to skrajny przykład braku jakości. Głównym wyznacznikiem popularności mody ultra i fast fashion jest cena, co dla wielu stanowi decydujący argument. – Byłabym hipokrytką, gdybym powiedziała, że nigdy nie korzystałam z tych platform. Skusiłam się przede wszystkim przez dostępność i przewidywalność, co do jakości na podstawie ceny – przyznaje Martyna. – Kiedy dostałam swoją pierwszą wypłatę na początku pandemii, to skusiłam się na takie zakupy, ale niestety materiał okazał się fatalny, zaledwie raz to ubrałam – wspomina Julia. Z ultra fast fashion nie zaprzyjaźniła się także Anna. – Miałam kiedyś taki okres, że kupowałam akcesoria na jednej z takich platform. Nigdy nie dotyczyło to ubrań, a jako trochę dojrzalsza osoba zrozumiałam, że te produkty nie są tanie; po prostu ktoś zapłacił tę cenę swoim zdrowiem i niewolniczą pracą – podsumowuje. Kontrowersje wokół dalekowschodnich stron zakupowych wywoła-

ły dyskusję na europejskim rynku, skutkującą wystosowaniem apelu do Komisji o podjęcie działań w tej kwestii. Widać też pojedyncze reakcje. Francja, jako pierwszy kraj w europie, zakazała reklam platform typu ultra fast fashion. Wprowadziła także podatek ekologiczny od każdej sztuki odzieży, zabroniona zostanie również współpraca chińskich sklepów z influencerami. Co daje wprowadzenie takich regulacji?

– dotychczas ciężar odpowiedzialności był przerzucony na konsumenta, który głosuje portfelem i może wybrać produkt bardziej zrównoważony. Jednak dla konsumentów często najważniejszym kryterium jest po prostu cena. Zatem konieczne jest włączenie się sił rządowych i międzynarodowych instytucji w proces regulacji rynku – tłumaczy dr Michał Wójciak. – Nie może on mieć jednak tak wybiórczego charakteru jak we Francji, gdzie stworzono ustawę nie tylko uderzającą w chińskich producentów, ale także pozostawiającą tych europejskich poza marginesem odpowiedzialności. również giganci odzieżowi z naszego kontynentu kształtują rynek – komentuje.

Odcienie szarości

Zjawisko fast fashion jest oceniane w kategoriach pejoratywnych, ale nie możemy zapominać, że sami mamy ogromny wpływ – napędzając kulturę przesytu i jednorazowości, konsumpcjonizm i pętlę zakupoholizmu. Marki

Jakość ubrań dostępnych w sklepach od lat ulega pogorszeniu. Specjaliści mówią, że nawet największe ekskluzywne marki przekładają zysk nad jakość, a torebka Chanel kupiona dzisiaj nie jest tą samą torebką co 20 lat temu.

działające w Polsce, podejmując próby produkowania odzieży lepszej jakości lub z odpowiedzialnych źródeł, niestety często nie są w stanie przebić się do odbiorcy przez niekonkurencyjną cenę. Czy ta sytuacja na pewno jest zero-jedynkowa? Czy kupowanie dużej ilości rzeczy, które potem lądują w koszu, ale są z drugiej ręki, jest dla nas etycznym rozgrzeszeniem? – Często w dyskusji o modzie możemy zauważyć schemat czarno-białego myślenia. Moda fast fashion czy ultra fast fashion jest kojarzona jednoznacznie jako negatywna i jedynym wybawieniem jest wybór marek tzw. odpowiedzialnych lub zakup odzieży z drugiej ręki. Moda to jednak również odcienie szarości – tłumaczy dr Wójciak. – Nie możemy stwierdzić, że produkcja odzieży czy tekstyliów jest etycznie zła – sektor ten to przecież również miejsca pracy. Warto zapoznać się z książką „Życie na miarę” Marka rabija, w której autor pokazuje, że choć w fabrykach na Bliskim Wschodzie panują złe warunki w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy, to stanowią one często np. schronienie dla sierot i bezdomnych. Jeżeli będziemy kupować duże ilości odzieży z drugiej ręki i wyrzucać ubrania po kilku założeniach, to

taki model konsumpcji nie będzie różnił się od tego, w którym kupujemy duże ilości rzeczy z sektora fast czy ultra fast fashion – podsumowuje specjalista.

Podobnymi spostrzeżeniami podzieliła się Martyna. – Najgorsze jest to, że tracą na znaczeniu i jakości także te platformy drugiego obiegu, które mogły walczyć z tym zjawiskiem, ale ludzie zaczęli wrzucać tam ubrania nienadające się do noszenia. Tak oto wirtualny secondhand stał się internetowym wysypiskiem – konstatuje.

Co zrobić, żeby było lepiej?

Szybka moda zalała nie tylko nasz rynek, szafy, czy rzeki, ale także społeczne podejście do odzieży. Czy zmiana jest jeszcze możliwa? – Jeżeli chcemy coś zmienić, to powinniśmy działać z różnych poziomów – tłumaczy prof. Katarzyna Stasiuk. – Z jednej strony trzeba edukować konsumentów, z drugiej działać regulacjami prawnymi. Pomysł na ograniczenie tego zjawiska systemowo ma sens, tylko te regulacje muszą być skuteczne – dopowiada.

dr Wójciak: – Pierwszym krokiem jest oczywiście świadomość naszych potrzeb, niekupowanie rzeczy pod wpływem impulsu, niechodzenie na zakupy w celu

Dr Wójciak: – Pierwszym krokiem jest oczywiście świadomość naszych potrzeb, niekupowanie rzeczy pod wpływem impulsu, niechodzenie na zakupy w celu poprawy humoru, ograniczenie obecności w mediach społecznościowych i na platformach sprzedażowych czy zmniejszenie ilości otrzymywanych newsletterów.

poprawy humoru, ograniczenie obecności w mediach społecznościowych i na platformach sprzedażowych czy zmniejszenie ilości otrzymywanych newsletterów.

i dodaje: – Postawmy na kupowanie jakościowych rzeczy, wspieranie lokalnych twórców. Kiedy chcemy nabyć jakiś produkt, po prostu pomyślmy, czy jest to coś, czego naprawdę potrzebujemy. Odłóżmy decyzję na kilka dni i ponownie wróćmy do niej po jakimś czasie, bo może się okazać, że o tym produkcie po prostu zapomnimy.

Podobną strategię stosuje Julia. – Gdy coś mi się podoba, daję sobie czas, myślę, z czym mogę połączyć to ubranie, gdzie je założę, czy jest praktyczne i po miesiącu lub dwóch może się zdecyduję. Jestem tą osobą w rodzinie, która zbiera ciuchy po wszystkich, nie lubię zakupów, dużo lepsze są noszone rzeczy.

– Moim zdaniem najważniejsza jest świadomość tego, jak fast fa-

shion i nadmierny konsumpcjonizm wpływają na środowisko i na nas samych. Staram się edukować osoby, którymi się otaczam, opowiadając im o negatywnych konsekwencjach, a także o alternatywach, którymi są np. secondhandy – odpowiada Kasia.

– Myślę, że ludzie powinni zmienić stosunek do pieniędzy, mieć większą świadomość relacji między jakością i ceną oraz przestać tak bardzo inspirować się pseudo-idolami czy celebrytami. Społeczeństwo łatwiej akceptuje wymianę produktu na nowy niż naprawę poprzedniego egzemplarza, dlatego coraz ciężej znaleźć dobrego krawca, szewca, kaletnika, a małe lokalne firmy upadają – dopowiada Martyna.

– Wydaje mi się, że warto zainwestować w jeden dobry produkt na lata, jak kiedyś robiły to nasze babcie. A także nauczyć się tego, że po prostu nie potrzebujemy tylu rzeczy – podsumowuje Julia. 

w izerU nek dzieci w internecie

Dzieci w sieci.

Dlaczego rodzice to robią?

autorka: justyna arlet‑Głowacka

Rozwój technologiczny niesie ze sobą nie tylko postęp i nowe możliwości, ale także zagrożenia, których wcześniej nie znaliśmy. Media społecznościowe coraz częściej ukazują swoją mroczną stronę, a sharenting, czyli relacjonowanie przez rodziców życia ich dzieci w internecie, jest tego dobitnym przykładem.

Z udostępnianiem wizerunku wiążą się konkretne regulacje prawne, jednak inaczej sprawa wygląda w przypadku dzieci, których dane masowo są udostępniane przez… rodziców. Czy fotografie nieletnich są „własnością” ich opiekunów? Jakie konsekwencje ma taki cyfrowy ślad, który dokumentuje nasze życie od najmłodszych lat? Przyjrzyjmy się bliżej zjawisku sharentingu i zastanówmy, czy świadectwo szkolne jako post na Facebooku to na pewno niewinna oznaka rodzicielskiej dumy.

Pięciolatek w internecie

O czym w ogóle mówimy? – Sharenting to zbitka wyrazowa pochodząca od angielskich słów „share” (dzielić się) i „parenting” (rodzicielstwo). Określenie to pojawiło się wraz ze wzrostem popularności

fot. Pixabay

– Sharenting, szczególnie w wersji nadmiernej, zwanej oversharentingiem, naraża osoby małoletnie na utratę prywatności. Zwiększa także ryzyko cyberprzemocy: stalking, kradzież wizerunku, wykorzystanie danych albo popełnienie przestępstwa na szkodę dziecka –wymienia dr Malwina Popiołek.

mediów społecznościowych – tłumaczy dr Malwina Popiołek, specjalistka zajmująca się nowymi mediami. – Mówiąc najprościej, sharenting to dzielenie się w internecie różnymi materiałami, najczęściej zdjęciami, foto- i wideorelacjami, zawierającymi wizerunki osób nieletnich, a źródłem i podmiotem rozpowszechniającym są rodzice – dopowiada.

Zjawisko nie jest wcale marginalne, a liczba udostępnianych treści z roku na rok wzrasta, wraz z popularnością mediów społecznościowych. Według danych Państwowego instytutu Badawczego NASK, dziecko w Polsce jeszcze

przed ukończeniem piątego roku życia ma w sieci ponad 1500 cyfrowych materiałów z własnym wizerunkiem. Niestety taka rodzicielska duma niesie ze sobą szereg zagrożeń, którymi zaczęły interesować się zarówno instytucje państwowe, jak i młodzi badacze. Tacy jak Paulina Massopust, studentka zarządzania mediami i reklamą na UJ, która bada zjawisko sharentingu na potrzeby pracy magisterskiej. – Kiedy byłam dzieckiem, internet w polskich domach jeszcze nie był tak powszechny, nikt nie myślał o zagrożeniach, nie miał kto nas tego nauczyć. Teraz mamy wręcz obowiązek, by poka-

zać młodszemu pokoleniu, jak bezpiecznie korzystać z mediów społecznościowych. To właśnie było moją motywacją – by podejść do tematu od strony naukowej – tłumaczy Paulina.

Od ubranek po kradzież tożsamości dlaczego dzielenie się ze światem osiągnięciami swoich pociech może stanowić dla nich poważne zagrożenie?

– Sharenting, szczególnie w wersji nadmiernej, zwanej oversharentingiem, naraża osoby małoletnie na utratę prywatności. Zwiększa także ryzyko cyberprzemocy:

stalking, kradzież wizerunku, wykorzystanie danych albo popełnienie przestępstwa na szkodę dziecka – wymienia dr Malwina Popiołek. – To, co opublikujemy w internecie, pozostaje tam na zawsze. rodzice udostępniający wrażliwe informacje o dzieciach uniemożliwiają im świadome zarządzanie prywatnością online w przyszłości – zaznacza specjalistka.

– Należy sobie uświadomić, że nawet mało istotne fakty z życia dziecka mogą składać się w jedną całość, która pozwoli na jego identyfikację w prawdziwym życiu –dopowiada Paulina Massopust. –rodzice pokazujący na instagramie czy TikToku np. ubranka (tzw. haule zakupowe), uczęszczane miejsca i ulubione zabawki narażają swoje dzieci nie tylko na hejt ze strony internautów i rówieśników, ale także na znacznie poważniejsze przestępstwa, jak chociażby kradzież tożsamości czy nawet porwanie – ostrzega.

Urocze zdjęcia maluchów, chociaż cieszą oko i nierzadko wywołują w nas pozytywne emocje, mogą być wykorzystywane także po tej ciemnej stronie świata online. Według raportu internet Watch Foundation (organizacji działającej na rzecz powstrzymania wykorzystywania seksualnego dzieci w internecie) ponad połowa treści przedstawiających najmłodszych w kontekstach pedofilskich powstała z materiałów udostępnionych przez rodziców w social mediach.

Pokaz dumy

Konta rodziców w internecie są niekiedy tworzoną na żywo szczegółową biografią ich dzieci. To nie tylko wakacyjne ujęcia, ale także zdjęcia świadectw (z danymi szkoły, numerem P e S e L itp.), szczegółowy plan dnia wraz z zajęciami pozalekcyjnymi, czy transmitowane na żywo wideo z kryzysowych momentów – z płaczem dziecka w tle. rodzice, przywłaszczając sobie prawo do decydowania o wizerunku własnego dziecka, niestety działają przez to na jego szkodę. – O ile osoby dorosłe mogą wyrazić świadomą zgodę w tej kwestii, o tyle dzieci najczęściej nie są w stanie przewidzieć konsekwencji takich publikacji – tłumaczy dr Popiołek. – Młodzi ludzie nie mogą prawidłowo ocenić zagrożeń, a obowiązkiem rodzica jest dbanie o dobro i bezpieczeństwo dziecka. Mimo wszystko często spotykam się z tym, że szukamy usprawiedliwień dla sharentingu, argumentując, że jesteśmy dumni ze swoich pociech i chcemy się ni-

mi pochwalić od czasu do czasu –zarysowuje problem dr Popiołek. O prywatności najmłodszych mówi nam także moderatorka TikToka, która ze względu na charakter pracy, musi pozostać anonimowa. – Skala tego zjawiska w Polsce jest bardzo duża. rodzice nieświadomie obnażają swoje dzieci z prywatności, jednocześnie nie zdając sobie sprawy z tego, że pokazywane przez nich materiały są rodzicielskim nadużyciem.

Relacja z ciążowego USG

Zjawisko sharentingu zaczyna się przebijać do świadomości społeczeństwa także dzięki influencerom, którzy potrafią dzielić się z odbiorcami nawet nagraniem… z dopochwowego ciążowego badania USG. Autorka takiego materiału, Aniela Woźniakowska, znana jako Lil Masti,

założyła w 2025 roku fundację dzieci są z nami”, która ma na celu „normalizowanie wizerunku dzieci w przestrzeni publicznej” oraz „przeciwdziałanie silnemu ruchowi środowisk mających na celu wyeliminowanie wizerunku dzieci za pomocą nagonki i hejtu z przestrzeni internetowej”. inicjatywa ta spotkała się z silną krytyką, także ze względu na kontrowersyjną przeszłość fundatorki.

– O tej sprawie mogę powiedzieć, najdelikatniej jak się da, że jest to skrajna nieroztropność. Niestety w mojej ocenie stoi za tym wyłącznie chęć zarabiania na wizerunku dzieci. Nie jest to walka o wolność publikowania, raczej o utrzymanie wątpliwego etycznie źródła dochodów – ocenia dr Malwina Popiołek. – Jest wiele przykładów kanałów, poprzez które rodzice zarabiają na tym, że ro-

Według raportu Internet Watch Foundation (organizacji działającej na rzecz powstrzymania wykorzystywania seksualnego dzieci w internecie) ponad połowa treści przedstawiających najmłodszych w kontekstach pedofilskich powstała z materiałów udostępnionych przez rodziców w social mediach.

bią tzw. pranki, nierzadko celowo upokarzając, ośmieszając, a nawet seksualizując kilkuletnie dzieci dla zdobycia szerszej publiczności –dodaje ekspertka. W 2024 roku zapadł wyrok w sprawie amerykańskiej twórczyni parentingowej ruby Franke. Jej kanał „8 Passengers” relacjonował przez kilka lat życie całej rodziny, skupiając wokół siebie trzy miliony subskrybentów i generując zyski. Kiedy dzieci influencerki zaczęły ujawniać, że za pozornie idealnym życiem kryje się ośmieszanie, manipulacja, a nawet przemoc i skrajne zaniedbania matki, Franke została skazana na karę pozbawienia wolności. Sytuacja ta wywołała dyskusję na temat treści sharentingowych i związanych z nimi zagrożeń, które czasem kryją się pod płaszczykiem idealnej rodziny.

Jak przeciwdziałać?

Aby zmierzyć się ze zjawiskiem sharentingu, trzeba działać na wielu poziomach.

– Niestety, podobnie jak w przypadku fact-checkingu, regulacje prawne nie są w interesie gigantów technologicznych, ale tego typu treści powinny być bezwzględnie demonetyzowane – stanowczo zaznacza dr Popiołek. – Moim zdaniem edukowanie rodziców jest najlepszym rozwiązaniem, chociaż muszę przyznać, że spotykam się z wyrazami oburzenia, kiedy zachęcam do niepublikowania zdjęć dzieci – opowiada.

Twórcy treści to jedna strona medalu, drugą tworzymy my, odbiorcy, napędzając wiralowość nagrań i decydując lajkami o ich żywotności. Nasze zachowania również mają wpływ na to, co się w internecie „opłaca”. – Najlepiej nie wchodzić z takimi materiałami w interakcje, zwłaszcza jeśli jest to kontent monetyzowany przez rodziców. Jedynym sposobem na ograniczenie tych praktyk jest po prostu unikanie tego typu treści –radzi dr Popiołek. – Wiele osób myśli, że pisząc krytyczny komentarz, zniechęci rodziców do zarabiania na wizerunku dzieci. Nic bardziej mylnego. Taki komentarz paradoksalnie może jeszcze wywindować daną treść i zwiększyć jej zasięg, bo algorytmy „lubią” kontrowersje, zatem nasze krytyczne uwagi tylko pogłębiają problem – uświadamia specjalistka.

Zanim więc klikniemy w rolkę z uroczym maluchem w roli głównej, pomyślmy, czy aby nie wpływamy na jego cyfrowy ślad, który będzie miał konsekwencje w przyszłości. 

m edia sp O łeczn Ości Owe a relacje i sam O p O cz Ucie

Filtry prawdziwego świata

Wyłącz telefon, nie sprawdzaj powiadomień, wróć do życia w realu. Brzmi znajomo? Coraz częściej słyszymy o potrzebie cyfrowego detoksu. Tyle że taki detoks działa jak plaster na ranę, która w rzeczywistości wymaga głębszej interwencji i większego zaangażowania.

erving Goffman pisał o życiu jako występie scenicznym i aktualnie to stwierdzenie nabiera nowego znaczenia. Tyle, że scena nie jest niczym ograniczona, a widzowie mogą być anonimowi. Coraz więcej danych pokazuje, że długotrwała obecność online wpływa nie tylko na samoocenę, lecz także na pogorszenie jakości relacji twarzą w twarz. Z badań CBOS z ostatnich lat wynika, że intensywne korzystanie z mediów społecznościowych sprzyja wzrostowi poczucia osamotnienia i napięcia emocjonalnego – szczególnie wśród najmłodszych dorosłych. Z kolei analiza „Młodzi 2023” przygotowana przez instytut Spraw Publicznych wskazuje, że dla wielu młodych ludzi świat cyfrowy stał się dominującą przestrzenią budowania tożsamości – a to zwiększa podatność na porównanie się i presję idealizowania własnego życia. Zjawisko to potęguje fakt, że pokolenie Z nie zna czasów, kiedy nie było internetu. dojrzewanie przedstawicieli tej generacji przypadło na czas, kiedy komunikacja odbywa się w sieci, gdzie każdy z nas nakłada na siebie filtry i maski. W świecie, który znają młodzi dorośli ,,lajki” można zamienić na dawkę akceptacji wśród znajomych. Konsekwencje tego zjawiska są widoczne w gabinetach psychologów.

– Najczęściej u pacjentów obserwuję obniżenie satysfakcji z własnego życia, któremu towarzyszy poczucie „moje życie jest nudne i wciąż niewystarczająco dobre”. Stoi za tym m.in. ciągłe porównywanie się, które wywiera presję, aby robić więcej, inaczej – nie z autentycznej potrzeby, pragnienia, tylko po to, aby dostosować się do standardów mediów społecznościowych – mówi mgr Karolina Tomaszczyk, psycholożka i psychoterapeutka w trakcie szkolenia.

Poczucie, że z czymś nie zdążymy

Skutki przeciążenia cyfrowego nie kończą się tylko na emocjach. Coraz wyraźniej widać jego wpływ również na nasz układ nerwowy.

autorka: klaudIa katarzyńska fot. Pexels

Pokolenie Z nie zna czasów, kiedy nie było internetu. Dojrzewanie przedstawicieli tej generacji przypadło na czas, kiedy komunikacja odbywa się w sieci, gdzie każdy z nas nakłada na siebie filtry i maski. W świecie, który znają młodzi dorośli ,,lajki” można zamienić na dawkę akceptacji wśród znajomych. Konsekwencje tego zjawiska są widoczne w gabinetach psychologów.

– To, co obserwuję w gabinecie, to konsekwencje poznawcze korzystania z mediów społecznościowych, tj.: obniżenie uwagi, potrzeba coraz większej ilości bodźców, by ją utrzymać, pogorszenie pamięci, mgła mózgowa – wymienia mgr Tomaszczyk. W praktyce oznacza to, że mózg zaczyna pracować w trybie ciągłej gotowości, co sprzyja rozproszeniu, a jednocześnie utrudnia regenerację. Ten mechanizm łatwo przeradza się w pułapkę, bo im bardziej jesteśmy zmęczeni, tym częściej sięgamy po kolejne porcje bodźców, próbując odzyskać energię, choć efekt jest odwrotny.

– Częste korzystanie z mediów społecznościowych wraz z obciążającymi konsekwencjami emocjonalnymi jest elementem przyczyniającym się do rozregulowania układu nerwowego, czego objawami jest poczucie przewlekłego przebodźcowania, zmęczenie, trudności ze snem, izolowanie się, mniejsza pojemność emocjonalna,

zniechęcenie. To z kolei odbija się na relacjach z innymi, efektywności, a także produktywności własnej. Ostatecznie prowadzi to do obniżenia satysfakcji z życia – podkreśla ekspertka.

Media społecznościowe nie tworzą problemów znikąd, tylko raczej wzmacniają nasze wątpliwości, lęki, a także niepewność co do własnej drogi. – Bardziej podatne na wpływ mediów społecznościowych są m.in osoby o tendencjach ucieczkowych, z niską własną sprawczością i decyzyjnością, osoby młode budujące dopiero własną tożsamość, z niższym poczuciem własnej wartości, czy osoby o lękowej strukturze – wymienia mgr Tomaszczyk.

Warto zaznaczyć również, że niektóre etapy naszego życia mogą predysponować do odczuwania negatywnych skutków korzystania z internetu. – Jest to zwłaszcza czas, kiedy nasze ścieżki robią się coraz bardziej indywidualne, nie określone już przez tryb

szkoły czy studiów – podkreśla psycholożka. To wtedy pojawiają się pytania o przyszłość, a każde widoczne w sieci osiągnięcie rówieśników trafia w najbardziej wrażliwe miejsca. Obserwowane na ekranie sukcesy szybko zmieniają się w tło do porównań, które potrafią wywołać lawinę myśli. – Może wtedy pojawić się lęk, że z czymś nie zdążymy, że za mało z siebie dajemy, że coś nam umyka, a może nie podjęliśmy jednak w przeszłości odpowiednich decyzji. To z kolei prowadzi do wzmożonej samokrytyki, samobiczowania się, a także szeregu emocji, takich jak: żal czy rozczarowanie sobą –wymienia specjalistka.

Szczerość wobec siebie Media społecznościowe mogą łatwo zaszkodzić naszej psychice, ale nie zapominajmy o tym, że są narzędziem z potencjałem wspierania rozwoju. dlatego w praktyce powinniśmy uczciwie przyglądać się sobie i temu, co czujemy,

kiedy przeglądamy portale i czy treści, na które tam trafiamy, nas wzmacniają, czy tylko pogłębiają niepokój.

– Zdrowe korzystanie z mediów jest wtedy, kiedy używamy ich, by poszerzać własną wiedzę, inspirujemy się w trudnych momentach, a także wówczas kiedy nie są one źródłem poczucia beznadziei, zazdrości, złości czy sposobem ucieczki od działania we własnym życiu –mówi mgr Tomaszczyk.

Ta granica, chociaż bardzo subtelna, często jest przekraczana nieświadomie. Zwróćmy też uwagę na to, że szczególnie zdradliwe mogą być dla nas drobne nawyki. – Jeżeli publikujemy, zwróćmy uwagę czy ma to wpływ na nasze samopoczucie, czy „karmimy się” wynikami statystyk i czy zniechęcamy, kiedy są niższe, niż się spodziewaliśmy. Ostrzegawczy jest również przymus ciągłego sprawdzania, co się w mediach dzieje – komentuje mgr Tomaszczyk. W takim trybie łatwo o powierzchowność, bo wszystko staje się zadaniem, kolejną okazją do udokumentowania chwili, zamiast jej przeżycia. A kiedy kontakt z samym sobą się spłyca, zanika też naturalna zdolność odczuwania satysfakcji.

Jedynym z fundamentów świadomego korzystania z nowych technologii jest szczerość.

– Warto odpowiedzieć sobie na początek na parę pytań: czy potrafię spędzić parę godzin bez tele-

fonu w dłoni? Czy jestem w stanie nie scrollować zaraz po obudzeniu, przed snem, w każdej wolnej chwili i wtedy, gdy zapada cisza? Czego nie chcemy czuć? Z czym nie chcemy się mierzyć? Proponuję zacząć od sprawdzenia w telefonie, ile godzin realnie spędzamy w mediach społecznościowych, czy nas to realnie karmi, a może odbiera nam czas na to, czego faktycznie pragniemy, a boimy się po to sięgnąć? – dodaje ekspertka.

Szczerość z samym sobą może być niewygodna, ale prowadzi do pierwszego kroku, aby wprowadzić zmiany. – Kolejnym ważnym aspektem jest pamiętanie o tym, że to, co widzimy, to tylko niewielkie fragmenty cudzej rzeczywistości i zamiast z nią się porównywać, warto skupić się na swoim tu i teraz – podkreśla psycholożka.

Kiedy idealizujemy cudze życie, trudniej jest nam zauważyć i docenić wartość swojego. A to właśnie zwyczajność, którą tak rzadko widzimy online, powinna stać się dla nas punktem odniesienia, zanim zaczniemy oceniać siebie przez pryzmat cudzych kadrów. im częściej o tym pamiętamy, tym łatwiej odzyskać równowagę i wrócić do relacji, które są prawdziwe, a nie wirtualnie podkręcone. Ostatecznie to nie zasięgi, tylko autentyczne doświadczenia i bliskość z innymi budują poczucie sensu, którego nie zastąpi żaden filtr ani liczba polubień. 

z ap Owiedź cyklU m UsicalOweg O

– Zdrowe korzystanie z mediów jest wtedy, kiedy używamy ich, by poszerzać własną wiedzę, inspirujemy się w trudnych momentach i kiedy nie są one źródłem poczucia beznadziei, zazdrości, złości czy sposobem ucieczki od działania we własnym życiu – mówi mgr Tomaszczyk.

Barwny świat muzycznego teatru

Nowy sezon artystyczny to także nowe wyzwania, projekty i pomysły na realizowanie musicalowej misji na teatralnej scenie Krakowa. Misję tę z pewnością realizuje cykl „Mistrzowie musicalu” w Teatrze VARIETE.

Krakowski Teatr VA rie T e to stosunkowo młoda instytucja na kulturalnej mapie miasta, która powstała w 2014 roku z inicjatywy Janusza Szydłowskiego. Oprócz polskich adaptacji światowych hitów takich jak „ rent”, „Jesus Christ Superstar” czy „Six”, wciąż rozbudowuje swój repertuar, dostarczając widzom muzycznych wrażeń. Tym razem wraz

z cyklem „Mistrzowie musicalu” mamy okazję udać się w podróż po świecie tego złożonego gatunku w rytm najbardziej znanych utworów. Jak piszą twórcy: „świat musicalu ma wielu mistrzów – artystów, którzy potrafią jednym dźwiękiem przenieść publiczność w zupełnie inny wymiar emocji. To właśnie im poświęcony jest nowy cykl koncer-

tów”. Z krakowskiej sceny będziemy mieli okazję usłyszeć największe musicalowe hity w interpretacjach najlepszych głosów teatru muzycznego w Polsce. Wydarzenie otworzył listopadowy koncert edyty Krzemień i damiana Aleksandra przy akompaniamencie Jacka Szwaja. To cenieni artyści występujący nie tylko w kraju, ale także za granicą w ramach międzynaro-

autorka: justyna arletGłowacka

dowych tras i festiwali. W programie występu znalazły się nie tylko popularne duety z takich dzieł jak „Nędznicy” czy „Wicked”, lecz również opowieści zza kulis. Widzowie będą mieli okazję wysłuchać anegdot o pracy, pasji i przygodach, które tworzą ten niezwykle barwny i dźwięczny świat teatru muzycznego. Koncerty w ramach cyklu „Mistrzowie musicalu” będą trwały około stu minut, a w każdej kolejnej odsłonie wieczór uświetniać będą inni artyści: już 9 stycznia na scenie pojawi się Agnieszka Przekupień i Janek Traczyk. Jeśli chcecie choć na chwilę przenieść się do wirtuozowskich krain z „Upiora w Operze” lub „Moulin rouge”, koniecznie wypatrujcie kolejnych odsłon nowego cyklu w Krakowskim Teatrze VA rie T e 

c ykl „wO kół kół”

Ludzka aktywność w kosmosie to nie science fiction

Przestrzeń pozaziemska wydaje się bezkresna i nieokiełznana, a jednak istnieją przepisy, które próbują ją uporządkować. Na Uniwersytecie Jagiellońskim działają studenci, którzy patrzą na kosmos nie tylko jak na scenę filmowych przygód, lecz także jak na obszar pełen regulacji, sporów i pytań bez prostych odpowiedzi.

Koło Naukowe Prawa Kosmicznego im. Manfreda Lachsa UJ powstało 9 kwietnia 2024 roku i działa na Wydziale Prawa i Administracji. Obecnie liczy 36 członków, a opiekunem naukowym jest prof. dr hab. roman Kwiecień – kierownik Katedry Prawa Międzynarodowego Publicznego. Na czele organizacji stoi Zofia Żak, funkcję wiceprezesa pełni Piotr Wawrzyniak, a zarząd uzupełniają Stanisław Brzeziński i Jakub Tomaszek. Choć na wydziale istniała wcześniej sekcja prawa kosmicznego w ramach innego koła, nie była ona aktywna. Studenci uznali jednak, że tak szeroka i dynamiczna dziedzina zasługuje na własną, niezależną przestrzeń.

– Temat był dla mnie na tyle intrygujący i niecodzienny, że gdy dowiedziałam się o powstaniu koła, od razu postanowiłam do niego dołączyć – wspomina prezeska Zofia Żak. – To dla mnie zaszczyt kontynuować pracę moich poprzedników i pokazywać, że kosmos to dziedzina nie abstrakcyjna, lecz interdyscyplinarna – jest w nim miejsce także dla prawników. Nie dziwi wybór patrona: Manfred Lachs, sędzia Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości i absolwent UJ, to jedna z kluczowych postaci odpowiedzialnych za rozwój współczesnego prawa kosmicznego.

Sławosz Uznański i Star Wars Choć koło działa od niedawna, jego aktywności już zdążyły przyciągnąć uwagę studentów z różnych kierunków. Spotkania mają charakter interdyscyplinarny – od prawa karnego, przez prawo własności intelektualnej, aż po kwestie regulacyjne związane z eksploracją kosmosu. do tej pory członkowie uczestniczyli m.in. w prelekcji o odpowiedzialności karnej astronautów, dyskusji dotyczącej zawłaszczania zasobów kosmicznych czy spotkaniu poświęconym polskiemu projekto-

– Ludzka aktywność w kosmosie nie jest już science fiction rodem ze Star Treka, ale naszą jutrzejszą codziennością – odpowiadają bez wahania członkowie koła. – Czekamy na ciebie i niech moc będzie z tobą! – dodają.

wi ustawy o działalności kosmicznej. rok akademicki rozpoczęli zaś od głośnego tematu: analizy prawnej wykorzystania logo misji ignis i wizerunku drugiego polskiego astronauty.

– Zawsze intrygowała mnie tematyka kosmosu, ale dopiero tutaj zobaczyłam, jak fascynująca i złożona potrafi być – przyznaje Jagoda data, członkini koła. – dzięki członkostwu miałam okazję wziąć udział w spotkaniu ze Sławoszem Uznańskim, polskim astronautą. To było niesamowite doświadczenie.

Koło nie zamyka się wyłącznie w murach wydziału. Wspólnie z Kołem Studentów zorganizowało spotkanie o zanieczyszczeniu światłem, a największym hitem okazała się projekcja filmu „Gwiezdne wojny: Nowa nadzieja”. Po seansie odbyła się debata nad tym, czy budowa Gwiazdy śmierci naruszałaby obowiązujące traktaty o przestrzeni kosmicznej. Takie połączenie popkultury z analizą prawną przyciągnęło wiele osób – bo kto nie chciałby sprawdzić, jak na konflikt w odległej galaktyce patrzyłby dzisiejszy prawnik?

Dołącz do misji Choć koło istnieje dopiero od niedawna, już aktywnie zaznacza swoją obecność w środowisku akademickim i branżowym. W październiku ubiegłego roku zostało Partnerem Wspierającym wydarzenia NASA Space Apps Hackathon Stalowa Wola, podczas którego ówczesny prezes wystąpił w roli mentora i prelegenta. Członkowie uczestniczyli również w konferencji UP! r S POLSA, poświęconej roli Polski w eksploracji kosmosu, a także objęli patronatem inicjatywę „era Kosmicznych Marzycieli” realizowaną w ramach cyklu nauka All in UJ. Plany koła są ambitne i szerokie. Członkowie zapowiadają kontynuację cyklu analiz filmów science fiction pod kątem prawnym

oraz organizację swojej pierwszej konferencji naukowej. Niewykluczony jest także konkurs z prawa kosmicznego.

Największym wyzwaniem jest jednak przygotowanie drużyny do Manfred Lachs Space Law Moot Court Competition – prestiżowego, międzynarodowego konkursu w formie symulowanej rozprawy sądowej. To ogromna szansa dla studentów, którzy chcą rozwijać swoje kompetencje w prawniczym świecie kosmosu.

dlaczego warto wstąpić w szeregi koła? – Ludzka aktywność w kosmosie nie jest już science fiction rodem ze Star Treka, ale naszą jutrzejszą codziennością – odpowiadają bez wahania członkowie koła. – Czekamy na ciebie i niech moc będzie z tobą! – dodają. 

Facebook: @Koło naukowe Prawa Kosmicznego im. Manfreda Lachsa uJ

e-mail: kn.prawakosmicznego@uj.edu.pl

autorka: karolIna

w spóln Oty dUszpasterskie w k rakOwie

rozmowy o wierze przy herbacie i tańcu

autorka: wIktorIa PIwowarska

Krakowskie wspólnoty akademickie tętnią życiem. Studenci, którzy przyjeżdżają tu z różnych stron Polski, szukają miejsca, w którym mogą łączyć codzienność studencką z wiarą. W pierwsze wtorki miesiąca na Stradomskiej słychać śpiew, który przyciąga przechodniów. Kawiarenkę przy parafii Dobrego Pasterza w czwartkowe wieczory wypełniają rozmowy i wspólna modlitwa i dyskusje o wierze przy kubku herbaty. Najwięcej osób gromadzi się jednak na Balickiej 214, gdzie mieści się siedziba Głosu na Pustyni. Co łączy wszystkie te grupy?

Trzy różne miejsca, trzy wspólnoty, ale jedno pragnienie – umacniać wiarę i spotkać ludzi, którzy myślą podobnie. W świecie pełnym pośpiechu i samotności to właśnie tutaj młodzi odnajdują przestrzeń, w której mogą zatrzymać się, modlić i budować relacje. dla jednych to czwartkowe wieczory przy herbacie, dla innych taniec i śpiew, ale dla wszystkich –doświadczenie wiary, która łączy.

Droga do miłości

Konrad po raz pierwszy usłyszał o ruchu Czystych Serc jeszcze w szkole średniej dzięki czasopismu „Miłujcie się!”.

– To właśnie tam przeczytałem o ruchu Czystych Serc i dowiedziałem się, że są w Polsce wspólnoty ludzi młodych, którzy chcą iść pod prąd współczesnym nurtom myślowym. Chcą żyć w czystości do ślubu i kochać prawdziwą miłością – wspomina. Choć wtedy nie było wspólnoty w jego okolicy, zasiane ziarno wiary pozostało w sercu.

dziś r CS w Krakowie działa przy parafii dobrego Pasterza. W czwartkowe wieczory młodzi spotykają się w kawiarence akademickiej, by wspólnie rozważać Pismo święte, modlić się i wspierać się w codziennym życiu. Cotygodniowe spotkania uzupełniają wyjazdy integracyjne, pielgrzymki, rekolekcje, a także zabawa sylwestrowa.

– r CS daje mi poczucie przynależności, wsparcia i pomaga duchowo. Codzienna modlitwa zawierzenia przypomina o zasadach, według których chcemy żyć. Wspólna modlitwa za siebie nawzajem umacnia świadomość, że nie jesteśmy sami w drodze do prawdziwej miłości – mówi Konrad.

– Wspólnota r CS jest dla mnie miejscem, w którym można ro-

– Ruch Czystych Serc daje mi poczucie przynależności, wsparcia i pomaga duchowo. Codzienna modlitwa zawierzenia przypomina o zasadach, według których chcemy żyć. Wspólna modlitwa za siebie nawzajem umacnia świadomość, że nie jesteśmy sami w drodze do prawdziwej miłości – mówi Konrad.

zeznać swoje powołanie – mówi dominik. – dzięki niej pamiętam, że aby mieć czyste serce, trzeba codziennie się nawracać od nowa. Wspólnota pomaga mi przedefiniować rozumienie miłości. To nie jest oczekiwanie, co ktoś mi da, lecz bezinteresowne oddanie

siebie drugiemu człowiekowi. Codziennie uczę się na nowo czystości serca. To przygotowanie do sakramentu małżeństwa – dodaje.

Modlitwa, flagi i... taniec Na ulicy Balickiej, blisko Uniwersytetu rolniczego, spotykają się

członkowie Głosu na Pustyni. To wspólnota o charakterze ekumenicznym, do której należą zarówno katolicy, jak i protestanci. Łączy ich jednak pragnienie modlitwy, jedności i służby. Na środowe spotkania zapraszani są różni goście, którzy głoszą nauczanie. Są to księża, siostry zakonne, pastorzy i świeccy liderzy. Historia wspólnoty zaczęła się od marzenia Karola Sobczyka i jego żony Gosi. Pragnęli oni stworzyć miejsce, którego podstawą będą cztery filary: Słowo Boże, jedność chrześcijan, izrael oraz przygotowanie na powtórne przyjście Jezusa. Wszystko to po to, aby służyć Bogu, Kościołowi i lokalnej społeczności. – Naszym marzeniem jest, by środowe spotkania były miejscem spotkania z Bogiem. W naszej wspólnocie to uwielbienie jest sposobem, by spędzać czas z Panem i doświadczać Jego obecności. Mamy różne formy modlitwy, poprzez muzykę, śpiew czy taniec z flagami – mówi Asia, która odpowiada za promocję wspólnoty w mediach.

Spotkania otwarte obejmują nauczanie, uwielbienie oraz modlitwę. Co dwa tygodnie odbywają się spotkania zamknięte w małych grupach, gdzie formację uzupełnia duchowa literatura np. „Praktykowanie drogi” Johna Marka Comera. Aby dołączyć do wspólnoty należy przejść przez roczną formację, której jednym z etapów jest kurs Fundament.

– Zaczynaliśmy od siedmiu osób, teraz jest nas 127 dorosłych i 73 dzieci. Wierzymy, że duch święty obdarza Kościół różnymi darami, dla ubogacenia wszystkich – uzdrawiania, poznania czy proroctwa. Traktujemy je jako naturalny owoc życia z Bogiem, a nie cel sam w sobie. Najważniejsze jest dla nas upodabnianie się do Jezusa i życie w Jego obecności –

Wspólnoty akademickie, jak Ruch Czystych Serc, Głos na Pustyni czy

Pola Chwały, pomagają młodym odnaleźć swoje miejsce, odkryć swoje powołanie, a także wzmocnić relację z Bogiem i drugim człowiekiem. Wiara i młodość mogą iść w parze.

opowiada Julia, jedna z młodych liderek uwielbienia.

Skupiając się na dialogu Nieopodal, w centrum Krakowa na ulicy Stradomskiej, w kawiarence Pola dialogu Cafe. działa krakowskie biuro Sekcji Polskiej „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”, które prowadzi wieczory uwielbienia, tzw. „Pola Chwały” w pierwsze wtorki miesiąca. To tu grupa młodych ludzi spotyka się, by uwielbiać Boga i dawać w tym miejsce Kościołowi Prześladowanemu.

– Nasza historia zrodziła się z pragnienia, by uwielbienie się działo. i to się dzieje. Kiedy ktoś z ulicy nagle wchodzi i doświadcza Bożej obecności, zostaje, modli się – to naprawdę zmienia jego rzeczywistość – mówi Nikodem, jeden z liderów wspólnoty. działalność Pól dialogu nie ogranicza się wyłącznie do wieczorów uwielbienia, podczas których tworzy się tzw. „pokój modlitwy”. To także krakowskie biuro Sekcji Polskiej - „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” – ta przestrzeń jest zarówno biurem, kawiarnią, jak i sklepem z produktami z Ziemi świętej. Spotkania są otwarte i nieformalnie oraz łączą osoby z różnych wspólnot. Niekiedy

zapraszani są różni goście. Stałym punktem Pól jest także Msza święta w intencji prześladowanych chrześcijan. We wrześniu ubiegłego roku członkowie Pól zostali zaproszeni do Zembrzyc, a w tym roku odwiedzili rzym z posługą na Trzecią Międzynarodową Konferencję Liderów Wspólnot Charyzmatycznych Charis. – To uczy nas pokory i drugiego człowieka, tego, że każdy drugi człowiek to kolejna cząstka Boga, którą możemy poznać – opowiada Nikodem.

Codzienność we wspólnotach

Choć każda wspólnota ma swój rytm, nie da się zaprzeczyć, że w centrum każdej z tych grup stoją dwa filary – wiara i ludzie. Spotkania tych trzech grup często są żywe i różnorodne, jednakże ich członkowie nie koncentrują się tylko i wyłącznie na samej modlitwie, ale przede wszystkim na byciu razem i wspólnej integracji. Po wieczornej Mszy świętej członkowie r CS spotykają się, by wspólnie spędzić czas, rozmawiać o Słowie Bożym przy dobrej herbacie, w Głosie na Pustyni uwielbienie wypełnia salę muzyką i tańcem, a na Polach Chwały można doświadczyć nie tylko wspólnej

modlitwy, ale także spotkać się z ciekawymi młodymi ludźmi, którzy dzielą się swoimi świadectwami. To miejsca, w których młodzi ludzie mogą żyć wiarą w sposób autentyczny i – co najważniejsze –wspólnotowy.

– Człowiek jest istotą społeczną, powołaną do życia w relacji z innymi i z Bogiem.Cotygodniowe spotkania pozwalają pogłębiać wiarę, poznawać siebie i budować wspólnotę. ruch Czystych Serc to nie tylko modlitwa, ale integracja i radość bycia razem – mówi Konrad.– Chcemy pomagać ludziom zbliżać się do Boga. dla członków wspólnoty spotkania są przede wszystkim przestrzenią posługi. Mamy różne służby uwielbienia, techniczną, posługi modlitewnej czy służbę gościnności. To tam dary ducha świętego pomagają nam realizować misję powierzoną nam przez Boga – dodaje Julia. – Jesteśmy tak naprawdę osobami z różnych wspólnot, łączą nas relacje, ponieważ krakowskie wspólnoty się przenikają. Jako Kościół chcemy żyć w jego wspólnocie. Tak jak Bóg obdarzał nas osobami, które mają niesamowite talenty i chcą nimi służyć – uzupełnia Nikodem.

Rola wspólnot we współczesnym świecie Wspólnoty akademickie, jak ruch Czystych Serc, Głos na Pustyni czy Pola Chwały, pomagają młodym odnaleźć swoje miejsce, odkryć swoje powołanie, a także wzmocnić relację z Bogiem i drugim człowiekiem. Wiara i młodość mogą iść w parze. ewangelizacja może odbywać się na różne sposoby: poprzez media społecznościowe, czasopismo „Trwajcie w Miłości”, czy otwarte spotkania. dzięki działaniom ewangelizacyjnym młodzi ludzie przekazują wartości, które mogą inspirować innych. Niezależnie od drogi każdy może znaleźć przestrzeń, w której rozwija się w relacji z Bogiem i ludźmi. – W ten sposób docieramy do tych, którzy pragną żyć pełnią życia, zerwać z nałogami, trwać w czystości i odnaleźć prawdziwe szczęście. Naszym zadaniem jest siać ziarno wiary; niezależnie od tego, czy gleba, na którą pada, jest żyzna czy jałowa, bo to Bóg daje wzrost. Historia Kościoła pokazuje, że wielokrotnie ludzie, a nawet całe narody, odchodziły od Boga. Jednak Kościół pomimo tego trwał i się rozwijał – podsumowuje Konrad. 

autorka: olIwIa wójcIak

edycja świąteczna –przepis na grzane wino i pierniki w czekoladzie

Gdy dni stają się krótsze, a powietrze pachnie mrozem, w naszych domach pojawia się tęsknota za ciepłem, światłem i zapachami. Wspólne pieczenie pierników, czy powolne popijanie aromatycznego grzańca to rytuały, które łączą ludzi od pokoleń. W tym wydaniu proponuję coś, co natychmiast wprowadzi świąteczny nastrój – domowe pierniki w czekoladzie i aromatyczny grzaniec. Ich przygotowanie jest szybkie, a korzenne zapachy i rozgrzewające nuty sprawią, że poczujesz zimową magię.

y przyprawa do piernika y szczypta soli y 200 g gorzkiej lub mlecznej czekolady y do dekoracji: posypka, siekane orzechy, skórka pomarańczowa (opcjonalnie). s t U

Składniki na grzańca:

y 750 ml czerwonego, półwytrawnego wina y 1 pomarańcza y płynny miód

Sposób przygotowania:

y imbir y cynamon (2 laseczki) y goździki y gałka muszkatołowa.

Przygotowanie napoju rozpoczynamy od przelania czerwonego, półwytrawnego wina do garnka o grubszym dnie. Następnie dokładnie myjemy pomarańczę i kroimy ją w plasterki – część z nich dodamy bezpośrednio do wina, a resztę zostawiamy do podania. do garnka wkładamy również kilka cienkich plasterków świeżego imbiru, które nadadzą całości lekko pikantnego, rozgrzewającego smaku.

Kolejnym krokiem jest dodanie przypraw: 2 lasek cynamonu, kilku goździków oraz odrobina gałki muszkatołowej. Całość delikatnie podgrzewamy na małym ogniu, uważając, by nie doprowadzić wina do wrzenia. Kiedy napój zacznie wydzielać intensywny aromat, słodzimy go płynnym miodem według własnego smaku, mieszając, aż miód całkowicie się rozpuści. Grzane wino podajemy, kiedy jest jeszcze gorące, najlepiej z dodatkowym plastrem pomarańczy dla ozdoby.

Składniki na pierniki w czekoladzie:

y 3 szklanki mąki pszennej

y 100 g masła

y 1 jajko

y 4 łyżki miodu

y 2 łyżki kakao

y 1 łyżeczka sody oczyszczonej

y 1 łyżeczka kakao

y 1 łyżeczka cynamonu

Sposób przygotowania: Przygotowanie pierników rozpoczynamy od rozpuszczenia 50 gramów masła, 100 gramów czekolady i miodu w niewielkim rondelku, podgrzewając je tylko do momentu rozpuszczenia. Gdy masa lekko przestygnie, w dużej misce mieszamy mąkę, cynamon, kakao, sodę, przyprawę do piernika. dodajemy szczyptę soli. Następnie do suchych składników wbijamy jajko oraz dodajemy płynne masło z czekoladą i miodem, po czym zagniatamy ciasto, aż stanie się gładkie i rozciągliwe. Gotowe ciasto owijamy folią spożywczą i odkładamy na co najmniej 30 minut do lodówki, aby odpowiednio stwardniało. Po schłodzeniu rozwałkowujemy je na grubość około 5 mm i wycinamy dowolne kształty, które następnie układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Pierniki pieczemy w 180°C przez 8–10 minut.

Kiedy pierniki się pieką przygotowujemy polewę: rozpuszczamy pozostałą czekoladę z dodatkiem reszty masła w kąpieli wodnej. Upieczone pierniki zanurzamy w czekoladzie – częściowo lub całkowicie – następnie możemy je udekorować ulubionymi dodatkami. Następnie odkładamy je aby polewa mogła spokojnie zastygnąć.

Smacznego! 

dU ński przepis na szczęście i sp O kój dUcha

szczęście w duńskim wydaniu

autorka: Izabela bIernat

W świecie, który pędzi zdecydowanie zbyt szybko, Duńczycy znaleźli sposób, by na chwilę zwolnić, zatrzymać się i zwyczajnie celebrować teraźniejszość. Nazywają to „hygge”. Słowo to jest trudne do przetłumaczenia, ale najbliżej mu do „przytulności”.

W danii hygge stało się nieodłącznym elementem narodowej tożsamości, a dziś bywa uznawane za jeden z powodów, dla których duńczycy od lat znajdują się w czołówce rankingów najszczęśliwszych narodów na świecie. Trudne warunki klimatyczne – długie zimy, krótkie lata – sprawiły, że duńczycy nauczyli się szukać ciepła w inny sposób: poprzez celebrację teraźniejszości z bliskimi osobami i w przytulnej atmosferze. Hygge stało się zatem nie tylko skuteczną odpowiedzią na chłodne wieczory, ale także sposobem na zacieśnianie więzi międzyludzkich.

Ale o co w tym chodzi? Współcześnie hygge coraz częściej wykorzystywana jest jako opowiastka, którą sprzedaje się turystom w sklepie z pamiątkami – byle tylko kupili książkę na ten temat i przy okazji parę innych drobiazgów. Samo pojęcie „hygge” może się zatem wydawać wyzutym ze znaczenia, przereklamowanym hasłem, jednak stoi za nim prawdziwa filozofia codzienności,

sumiennie praktykowana w tej części świata od pokoleń. Hygge to ciepło świec, zapach kawy, miękki koc i spokój rozmowy z kimś, kto potrafi wysłuchać. To sztuka bycia razem bez pośpiechu i wzajemnych oczekiwań. Niby proste rzeczy, ale o niezwykłym znaczeniu, jeśli tylko świadomie się nad nimi zastanowimy.

Zachód szybko zachwycił się hygge, ale globalna popularność ma też swoje cienie. Pojawiły się książki, świece i gadżety, które miały „sprzedać” duński spokój. Tymczasem autentyczne hygge nie wymaga zakupów. To nie marka, lecz postawa. Meik Wiking, autor bestsellerowej „Księgi hygge”, pisał: „Hygge to atmosfera, którą tworzysz, a nie przedmioty, które kupujesz. Właśnie ta prostota odróżnia filozofię hygge od komercyjnej wersji, w której zanika jej społeczny sens.

W praktyce hygge to drobne, codzienne rytuały: wspólna kolacja z rodziną, popołudnie z książką, spacer mimo mżawki. To także nadawanie „przytulności” domo-

wemu wnętrzu poprzez wykorzystanie miękkiego światła, naturalnych materiałów i komfortowych drobiazgów. Wszystko to sprowadza się do tego, by wzbudzić w sobie poczucie bezpieczeństwa – odnaleźć moment, w którym można odetchnąć i po prostu być sobą. W kulturze, która promuje tempo i produktywność, hygge jest aktem sprzeciwu wobec powszechnie panującej presji. Uczy, że prawdziwą wartością w życiu są te krótkie, ale bogate w jakość chwile.

Społeczne walory hygge Z perspektywy społecznej hygge pełni funkcję spoiwa. Wzmacnia więzi rodzinne, sąsiedzkie i przyjacielskie. W danii wspólne posiłki są codziennością, a nie odświętnym rytuałem. To w takich chwilach rodzi się poczucie wspólnoty – nie przez wielkie gesty, lecz przez te drobne, ale pełne uważności: wspólny śmiech, dzielenie się ciszą, obecność.

Psycholodzy zauważają, że takie momenty mają realny wpływ na zdrowie psychiczne – obniża-

W Danii hygge stało się nieodłącznym elementem narodowej tożsamości, a dziś bywa uznawane za jeden z powodów, dla których Duńczycy od lat znajdują się w czołówce rankingów najszczęśliwszych narodów na świecie.

ją poziom stresu, poprawiają samopoczucie, zwiększają poczucie sensu.

Czy hygge można przenieść do Polski?

Jak najbardziej. Wspólne gotowanie, rozmowa z sąsiadem, gesty troski i uważności – to proste czynności, które w łatwy sposób można zaprosić do naszej codzienności. Nie chodzi o to, by kopiować skandynawski styl, lecz aby odzyskać czas i uwagę dla siebie i innych. W świecie, który zachęca do rywalizacji, hygge przypomina o współobecności. W tym tkwi jego prawdziwa siła społeczna. Hygge uczy, że szczęście nie jest stanem wyjątkowym, lecz momentem, który można stworzyć tu i teraz. Czasem wystarczy kubek gorącej herbaty, światło świecy i obecność drugiego człowieka. Bo, jak mówią duńczycy, hygge nie dzieje się wtedy, gdy wszystko jest idealne – lecz wtedy, gdy czujemy, że wystarczy. 

rOzm Owa ze s qU rczybykiem

r ap nie umarł

autor: adaM kwIatek

– Obecni raperzy przypominają kukiełki, które tańczą, jak zagra im publika. Dostosowywanie się wyłącznie pod trendy, bo wiesz, że to złapie ludzi, sprawia, że w muzyce brakuje ciebie – mówi w rozmowie z nami nowosądecki raper i freestyle’owiec Arkadiusz Sarota, znany jako Squrczybyk.

Powszechny we współczesnej muzyce jest komercjalizm, który polega na podporządkowaniu wartości artystycznych celom zarobkowym. W ubiegłym roku trzy największe wytwórnie (Universal, Sony i Warner) posiadały 70,3 proc. globalnego rynku muzycznego. Taka dominacja pozwala wielkiej trójce na swobodną kreacje trendów, tworzenie nowych gwiazd i maksymalizację zysków.

W dobie algorytmów platformy streamingowe robią wszystko, aby utrzymać konsumenta jak najdłużej. W tym celu promują muzykę, która niejednokrotnie jest prosta, generyczna i niestety coraz częściej tworzona przez sztuczną inteligencję. Artyści podejmują wiele aktywności zarobkowych, które niejednokrotnie powodują, że przypominają chodzący banner reklamowy. Czy w dobie sztuki jako produktu w rapie wciąż istnieje przestrzeń na autentyczność?

r ap jest już produktem, a może wciąż istnieje przestrzeń do ekspresji i autorefleksji?

 Arkadiusz Sarota (Squrczybyk): Tak, dzisiejszy rap śmiało można nazwać produktem. Oczywiście nie należy wrzucać wszystkich do jednego worka, ale tak, generalnie stał się on czystym biznesem. Tam, gdzie są pieniądze, pojawiają się ludzie, więc coraz więcej osób próbuje tworzyć lepsze bądź gorsze nuty, ale często głównie w celach zarobkowych. Pojawia się wielu „industry Plant’ów” czyli wykreowanych przez kogoś artystów. Budzi to w branży spore kontrowersje, bo znacznie trudniej pokazać się muzykom z talentem. Myślę, że zawsze znajdzie się przestrzeń do autorefleksji czy opisywania życiowych przeżyć w utworach. rap „z przekazem” jest niszowy, ale nie umarł i o tym warto pamiętać. Tworzę różnego rodzaju muzykę rapową, ale zawsze staram się zawrzeć w tekstach przesłanie.

w ielu raperów porzuciło swój początkowy styl na rzecz klimatów klubowych.

– Autentyczność w rapie nigdy nie zginie. Nawet jeśli będzie niszowa, zawsze będzie doceniana, nieważne, w jakiej formie zostanie dostarczona odbiorcom – mówi raper Squrczybyk.

na ile według Ciebie wynika to z dojrzałości artystycznej, a na ile jest to „granie pod publikę”?

 Trudno to określić. Ludzie z góry zakładają, że ktoś, kto nagle zmienia swój styl na obecnie popularny, robi to pod publikę. Zgadzam się z tym, ale są wyjątki, na przykład – Pezet, który od typowo oldschoolowych brzmień naturalnie przeszedł w obecne trendy, w których, moim zdaniem, odnajduje się idealnie.

Przyznam jednak, że proces, o który pytasz, ma miejsce i nie da się tego nie zauważyć. Ludzie, tworząc to, co robili od zawsze, zaczęli dostrzegać, że to nie działa,

nie nabija wyświetleń i nie ma z tego dochodu. dostosowują się więc do realiów rynku. Sporo osób przerzuca się na nowe rzeczy tylko dlatego, że są teraz na czasie, ale nie zapominajmy też o tych, którzy zwyczajnie eksperymentują. Trzeba jednak przyznać, że wielu współczesnych raperów przypomina kukiełki tańczące tak, jak zagra im publika.

A jak jest u Ciebie? Jakie kompromisy byłbyś w stanie zaakceptować, żeby twój numer się „klikał”?  Jestem przede wszystkim gościem z otwartą głową i naprawdę nie widzę problemu, że powstają różnego rodzaju collaby [współprace – przyp. red.], czy inne rzeczy, które szokują ludzi. Patrzę na to wszystko i często myślę „Nie zrobiłbym tego, ale brzmi to ok”. Jestem za wolnością artystyczną, ale taką, przy której nie czuć, że jest to robione na siłę. Nie szanuję featuring’u [gościnnego występu u jakiegoś artysty – przyp.red] z kimś tylko po to, aby podbić wyświetlenia, bo jest popularny. Staram się robić muzykę tak, jak czuję. Uważam, że tworzenie brzmień na siłę, tylko po to, aby wywołać tzw. „repeat value” czyli stan, kiedy fragment utworu zostaje Ci w głowie, jest po prostu głupie. Każdy chce, by jego dzieło było zapamiętane

i nucone pod nosem, ale dobrze, gdyby to wychodziło naturalnie. d ostosowywanie się wyłącznie pod trendy, bo wiesz, że to złapie ludzi, sprawia, że w tej całej muzyce brakuje Ciebie.

Mogę zaakceptować wiele kompromisów – na przykład zaprosić na kawałek gości, których ludzie mi odradzają. Ważne, by wszystko zgadzało się z moim „ja” i żebym nie robił niczego na siłę.

Kiedyś, żeby móc posłuchać ulubionego artysty, trzeba było pójść do sklepu i kupić jego płytę. teraz, żeby mieć dostęp do milionów artystów, wystarczy dostęp do internetu. Czy według Ciebie liczba wyświetleń na platformach streamingowych to nowa definicja jakości? tak jak kiedyś liczba sprzedanych albumów?

 Jestem wielkim fanem wydań fizycznych. Bardzo bym chciał, żeby płyty wróciły na piedestał. Niestety czasy się zmieniły – dziś to streamingi wyznaczają nową jakość. Płyty też są ważne – tu muszę zaznaczyć, że progi zdobycia

Złotych i Platynowych Płyt się podniosły i trudniej jest dostać takie wyróżnienie. Zdobycie tej nagrody budzi ogromne wrażenie, ale teraz chodzi głównie o sprzedaż cyfrową. Pieniądze ze streamingów są dużo większe niż za wydanie fizyczne. Nie oznacza to, że zrezygnuję z płyt, bo trzymanie ich w ręce jest moim zdaniem najlepszym uczuciem jako muzyka. Sam jestem w trakcie wydawania swojego krążka pt. „P erSONA NON G r ATA”.

Muzyka „pod tik tok’a” odnosi duże sukcesy, bo wpisuje się w algorytmy. Jak na jej tle wypada freestyle, który z definicji jest spontaniczny i nie kalkulowany pod „viral”?  Myślę, że to są dwie oddzielne kategorie. Freestyle jest nieprzewidywalny, a liczba „przekmin” jest nieskończona. Wiem, jak to wygląda i zdarza się, że ludzie w freestyle’u wałkują popularne tematy, aż do znudzenia. Myślę, że całe piękno bitew freestyle’owych polega właśnie na zaskoczeniu. Wchodząc tam, nie wiesz, czego się spodziewać, nawet gdy sam w nich star-

tujesz – i to jest w tym wszystkim piękne.

Viral z kolei jest promowany przez algorytm platformy, a jeśli natkniesz się na niego przypadkiem, to Ty decydujesz, czy jest w Twoim guście, czy nie. Freestyle ciągnie za sobą ciekawskich, głodnych rywalizacji i tego, co niespodziewane. Zasięgowo zawsze ta spontaniczność będzie w tle, ale zastanówmy się, czy to nie jest dla niej dobre? Uważam, że tak.

Myślisz, że w rapie jest jeszcze miejsce na autentyczność? Czy w ogóle słuchacze chcą tej autentyczności?  Jak najbardziej, uważam, że nie można patrzeć na innych i dostosowywać się pod publikę, bo sztuką jest właśnie pociągnąć tłum za sobą – za prawdziwym sobą. Życzę każdemu, by był jak najbardziej autentyczny w muzyce, w swoim podejściu i w swoich wersach. To jest właśnie definicja prawdziwego rapera. Pokazanie swojego „ja”, własnego zdania i wyrażanie swoich emocji to rdzeń hip-hopu i jak najbardziej chciałbym, aby było to pielęgnowane i praktykowane.

Przekaz i szczerość w utworach zawsze będą miały zwolenników. dzisiejszy brak tych aspektów wynika głównie ze zmiany pokolenia. Ludzie się zmieniają, a wraz z nimi gusta muzyczne. Obecnie muzyka jest dostosowywana do potrzeb słuchacza. Oldschoolowi wyjadacze dalej chcą tej autentyczności, ale zwyczajnie jest ich mniej i ich głos się po prostu nie przebija. Muzyka jest piękna pod tym względem, że każdy znajdzie coś dla siebie. Autentyczność w rapie nigdy nie zginie. Nawet jeśli stanie się niszowa, zawsze będzie doceniana, nieważne, w jakiej formie zostanie dostarczona odbiorcom. Kto wie, może w niedalekiej przyszłości zmieni się profil słuchacza, który doceni korzenie kultury hip-hopowej, a jego nieodłącznym elementem jest rap? Na razie nam, raperom, którym bliżej do tradycyjnych wartości rapu, pozostaje czekać i obserwować. W każdym razie trzeba robić swoje i jeżeli uprawiasz muzykę, w którą wkładasz serce, pot i łzy, to zawsze znajdziesz odbiorców. 

b liżej szt U ki

Klasyki w Filharmonii

autor: MIchał jarosz

Jednym z głównych celów, które stawia przed sobą Filharmonia Krakowska, jest promowanie muzyki klasycznej. Służyć temu mają liczne inicjatywy o różnorodnym charakterze. Do tych najbardziej udanych można zaliczyć cykl Musica Ars Amanda, skierowany do szerokiego grona osób zainteresowanych bardziej szczegółowym poznawaniem brzmień.

Musica Ars Amanda odbywa się już od 1982 roku. inicjatywa z początku była skierowana przede wszystkim do uczącej się młodzieży, jednak z czasem rozszerzono jej domyślny zasięg do każdego odbiorcy powyżej 10. roku życia. Choć także i dzisiaj na koncertach często można spotkać wycieczki szkolne, to obok nich pojawiają się też licznie doświadczeni melomani, zainteresowani poszerzaniem swojej wiedzy o świecie muzyki. Koncerty te mają za zadanie przybliżyć odbiorcom grany repertuar, łącząc go z wiedzą o jego twórcach, wykonawcach, kontekście historycznym oraz stylistyce. W ciągu sezonu odbywa się zwykle kilka koncertów Musica Ars Amanda, w różnych odstę -

pach czasowych, zwykle po jednym w programie na kalendarzowy miesiąc. Obecnie trwający sezon nie jest wyjątkiem. Poszczególne koncerty odbywają się dwukrotnie – dzień po dniu, w czwartki i piątki. dzięki temu osoby, które nie mogą danego dnia wysłuchać koncertu, mają szansę to nadrobić w innym terminie.

Utwory są opatrzone komentarzem na żywo z prezentacją multimedialną, która jednocześnie przybliża i komentuje repertuar. Olbrzymią zaletą koncertów są rozdawane na każdym z nich foldery, opisujące zarówno program, jak i poszczególnych wykonawców. Są one napisane w sposób przystępny, zawierając różne ciekawostki,

anegdotki oraz niezbędne omówienia. Stanowią również cenną pamiątkę, pozwalającą powrócić –choćby symbolicznie – do każdego koncertu na długo po jego zakończeniu. Za przygotowanie prezentacji i folderów często odpowiadają osoby specjalizujące się w promowaniu muzyki. Z osób, które pracowały przy Musica Ars Amanda wymienić warto altowiolistę i dyrygenta Pawła riessa oraz Mateusza Ciupkę, dziennikarza ruchu Muzycznego, prowadzącego niezwykle interesujący podcast ,,Szafa Melomana”.

W tym roku festiwal rozpoczął się październikowym koncertem orkiestry i solistów Filharmonii Krakowskiej pod batutą Piotra Wacławika. Usłyszeć można by-

ło utwory mistrzów klasycyzmu –Haydna i Mozarta. dowodem na różnorodność cyklu może być fakt, że w listopadzie mogliśmy usłyszeć zupełnie inny – nieznany nawet wielu melomanom – renesansowy repertuar. Muzycy zespołu FLO ri PA ri zaprezentowali na koncercie ,,Królewski dwór Jagiellonów. Jeden dzień z życia dworu” utwory m. in. Wacława z Szamotuł czy też zapisane w XV i-wiecznym zabytku znanym jako Tabulatura Jana z Lublina. dzieła te były opisane w szerszym kontekście dziejów muzyki na dworach renesansowej europy, zwłaszcza na dworze ostatnich Jagiellonów. Szczegółowy program znajduje się na stronie internetowej Filharmonii Krakowskiej. 

rekOmendacje kUltUralne dziennikarzy „w Uj -a”:

wszędzie dobrze, ale w domu (nie) najlepiej

Już dawno polski film nie wywołał takiego poruszenia wśród opinii publicznej – tylu dyskusji i pozytywnych komentarzy, mimo że dotyka społecznego tabu. Choć temat jest niezwykle trudny i naznaczony cierpieniem tysięcy kobiet, Wojciech Smarzowski za pomocą sztuki filmowej wyraził to, co trudno niekiedy ująć w słowach. Tytułowy „dom dobry” to jedynie pozorna obietnica szczęśliwej rodziny, z dzieckiem i psem idealnie pasującymi do tego obrazka. To nadzieja życia w szczęściu, dostatku, miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Jednak w chwili, gdy Gośka po raz pierwszy przyjmuje cios – dosłownie i symbolicznie –film zaczyna wzbudzać w widzach emocje, które trudno opanować.

Poznali się w sieci – zaimponował jej inteligencją, a toksyczna matka jeszcze przybliżyła ich do siebie. Na początku seansu można się nawet zaśmiać, ale po napisach końcowych w sali kinowej panuje cisza, a ludzie wychodzą z seansu w milczeniu. Przemoc w stosunku do kobiet to nie marginalne zjawisko – to problem, o którym boimy się mówić. To codzienność, której się wstydzimy, siniaki, które zasłaniamy i strach, który tłumimy. Ale siniaki to nie wszystko –można uderzyć tak, żeby nie było widać, można ośmieszać przy znajomych, wykorzystywać seksualnie, bo „gwałt w małżeństwie nie istnieje”. Przemoc to nie tylko poobijane ciało, ale także kontrolowany dostęp do karty kredytowej.

Historia relacji Gośki i Grześka staje się diagnozą społecznej znieczulicy, niewydolności systemu i służb, manipulacji. A jednocześnie wymownym symbolem braku wsparcia, solidarności oraz nadziei, która pozwala walczyć o wolność. „dom dobry” wywołuje emocje największego kalibru, bo rzadko kiedy wychodzi się z kina ze wściekłością w oczach. To dzieło sztuki kinematograficznej inspirowane historią, która nierzadko dzieje się za ścianą.

Justyna Arlet-Głowacka

„Dom dobry”, reż. wojciech smarzowski, Polska 2025

piłka jest

jedna, a ludzi jest wielu

Wielu z nas postrzega mecze piłki nożnej przez pryzmat ulubionego zawodnika, drużyny czy spektakularnych akcji. Bardzo często zapominamy jednak o tym, że rozegranie każdego meczu jest możliwe dzięki pracy wielu osób, także tych przebywających poza piłkarskim boiskiem.

Między innymi na ten aspekt zwrócił swoją uwagę w książce „Ludzie z cienia. O tych, którzy pracują na wynik drużyny piłkarskiej” dziennikarz i komentator piłkarski Marcin Borzęcki. Na łamach sześciu rozdziałów przedstawił opowieści osób pracujących w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat głównie w polskich klubach czy piłkarskiej reprezentacji Polski. Nie brakuje wśród nich wielu anegdot dotyczących osobistych doświadczeń

poszczególnych rozmówców. dzięki temu czytelnicy mogą poznać specyfikę pracy różnych profesji, m.in. kierowników zespołu, fizjoterapeutów, kucharzy czy osób zajmujących się na co dzień przygotowaniem piłkarskiej murawy lub strojów.

Ogromną zaletą książki jest również przedstawienie kulisów pracy przy sportowych wydarzeniach z perspektywy różnych okresów historii polskiego futbolu. Pozwala to poznać wyzwania, z jakimi musieli zmierzyć się rozmówcy pracujący w piłkarskich drużynach zarówno w latach 80. czy 90. ubiegłego wieku, jak i na przestrzeni ostatnich kilku lat. dzięki temu całość tworzy interesującą i dynamiczną narrację.

„Ludzie z cienia. O tych, którzy pracują na wynik drużyny piłkarskiej” jest książką, która ciekawie i szczegółowo przybliża specyfikę pracy osób związanych z piłką nożną, na ogół niewidocznych w blasku fleszy. Są to jednocześnie historie ludzi, których praca może być nieoceniona w osiągnięciu przez dany zespół sportowego sukcesu. To sprawia, że sama publikacja jest idealną propozycją dla wszystkich osób chcących poznać świat futbolu od podszewki. wojciech skucha

Marcin Borzęcki, „Ludzie z cienia. O tych, którzy pracują na wynik drużyny piłkarskiej”, wydawnictwo sQn, Kraków 2025 

nietypowa historia z Tadeuszem w roli głównej

chory, ale czy na pewno?

poczet królów musicalowych

dwa głosy, fortepian i wachlarz historii niesionych śpiewem – tak brzmi recepta na udany wieczór z Teatrem VA rie T e . Cykl koncertów „Mistrzowie musicalu” to podróż przez największe i najbardziej znane przeboje musicalowe oraz filmowe, w trakcie której widz ma okazję odwiedzić między innymi „Upiora w operze”, „Grease”, czy „Matyldę”. rolę przewodników w trakcie pierwszego spotkania pełnili już dobrze znani polskiej publiczności edyta Krzemień oraz damian Aleksander, a także akompaniujący im pianista Jacek Szwaj.

Teatr Słowackiego przygotował współczesną odsłonę epopei narodowej, czyli „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza. To sztuka bez patosu, w nowej, przystępnej formie. Historia znana z lekcji w szkole zyskuje tu świeże, zewnętrzne spojrzenie, bo zarówno reżyser, jak i odtwórca tytułowej roli nie czytali poematu w młodości. Oboje wychowywali się poza Polską –Klemm w Niemczech, Havryla w Ukrainie – co wyraźnie widać w ich interpretacji. W nowoczesnej odsłonie to nie motyw tęsknoty za ojczyzną zostaje wyeksponowany. reżyser skupia się przede wszystkim na tym, aby przełamać stereotypy płciowe i klasowe, nieco burząc obraz

„Pana Tadeusza”, jaki wynieśliśmy ze szkolnych ławek. Postacie są niejednoznaczne: Zosia, trzynastolatka zmuszona do małżeństwa z dorosłym mężczyzną, nie potrafi czytać ani pisać, a jej wartość sprowadza się do urody i to ona jest „wystawiona na sprzedaż”. Tadeusz to młody dorosły w znoszonych dresach i koszulce, którego trudno nie polubić. Nowa odsłona ukazuje współczesne przyzwyczajenie do oceniania wyłącznie po wyglądzie – widzimy, jak bohaterowie prezentują siebie światu, zamiast pokazywać to, co ukryte w środku. Na szczęście, ostatnia scena nam to wynagradza – bohaterowie wchodzą na scenę w tradycyjnych strojach szlacheckich,

odsłaniając swoje prawdziwe wewnętrzne tożsamości.

„Pan Tadeusz” wystawiony na deskach Teatru Juliusza Słowackiego to ukłon w stronę widza. Spektakl jest po mistrzowsku dostosowany pod nasze czasy. ekspresyjna i mocna gra aktorska, świetnie ukute dialogi przełożone przy tym na język współczesny sprawiają, że ze spektaklu wychodzimy bogatsi o interpretację epopei narodowej dostosowanej do naszych czasów. wiktoria Piwowarska

„Pan tadeusz”, reż. wojciech Klemm, teatr im. Juliusza słowackiego, Kraków 2025

„Wiek diagnozy” to książka napisana na podstawie wieloletniej praktyki lekarskiej autorki, która jest neurolożką. Suzanne O’Sullivan pokazuje, jak bardzo współczesna medycyna zmienia sposób, w jaki myślimy o sobie i swoim ciele. Nadmiar informacji oraz rosnąca ilość badań wpływają na nasze postrzeganie zdrowia i często przyczyniają się do niepokoju lub nadmiernego koncentrowania się na objawach. Autorka otwiera przestrzeń do refleksji nad tym, czy diagnoza zawsze jest pomocą, czy wręcz przeciwnie – czasem staje się obciążeniem. W sześciu rozdziałach prowadzi czytelnika przez różnorodne choroby, ale przede wszyst-

„Mistrzowie musicalu” przyciągają przede wszystkim programem i doborem jego poszczególnych elementów. Wybrano same ikony musicalowej sceny i nie będzie zaskoczeniem napotkać takie nazwiska jak Claude-Michel Schönberg czy Andrew Lloyd Webber.

Zdaje się, że osłuchani fani tej konkretnej formy spektaklu co piosenkę będą mieć ochotę szepnąć do osoby obok: ,,Znam to!”. Mniej obytych w świecie musicalowym również jednak czeka muzyczna uczta, a może i okazja do zgłębienia gatunku lub znalezienia nowego ulubieńca.

Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że i przeciwnik musicalu pozwoli się zauroczyć i po koncercie opuści swój fotel z pragnieniem kolejnego bisu, a to ze

kim przez ludzkie doświadczenia, od dziedzicznego lęku przed chorobą Huntingtona, przez Long Covid, aż po trudne do uchwycenia zaburzenia psychosomatyczne. Spojrzenie O’Sullivan porządkuje chaos wielu współczesnych obaw i podkreśla, że za każdym medycznym rozpoznaniem stoi konkretna historia człowieka, jego lęków, nadziei i sposobów radzenia sobie z niepewnością.

W analizach autorka zwraca uwagę, jak łatwo jest nadać objawom znaczenie wykraczające poza rzeczywiste zagrożenie, zwłaszcza gdy wiedza medyczna miesza się z narracjami obecnymi w mediach społecznościowych. dzięki

temu czytelnik otrzymuje nie tylko przegląd współczesnych problemów zdrowotnych, ale też wnikliwe spojrzenie na mechanizmy, które kształtują nasze wyobrażenia o chorobie.

„Wiek diagnozy” polecam jako książkę, która uczy rozsądku i przypomina, że zrozumienie siebie to proces szerszy niż jakiekolwiek wyniki badań.

Klaudia Katarzyńska suzanne O’sullivan, „wiek diagnozy. Jak obsesja na punkcie zdrowia czyni nas bardziej chorymi”, wydawnictwo Znak Literanova, Kraków 2025 

względu na mistrzowskie wykonania artystów. Umiejętności oraz talent wybitnie współgrają z poziomem interpretowanych utworów: mamy tu do czynienia z najwyższą ligą. do uroku koncertu zalicza się też jego forma. Kameralny, przeplatany anegdotami zza kulis, wręcz przyjacielski klimat tworzy idealne warunki do nostalgicznego zanurzenia się w sceniczny świat, bliżej niż dotychczas.

Być może sposób na szczęście jest prostszy, niż się wydaje – i jest to wieczór ze swoimi ulubionymi musicalami. Szczegółowy program cyklu znaleźć można na stronie teatru.

Maria wieruszewska

Cykl koncertów „Mistrzowie musicalu”, Krakowski teatr VAriete, Kraków 2025

Podgórze. Świąteczne

targi r zeczy wyjątkowych

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.
Pismo Studentów WUJ - Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego, grudzień 2025 by Pismo Studentów WUJ - Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego - Issuu