na terenie PL 45 zł nurkowanie freediving pasja wiedza LIPIEC/SIERPIEŃ
Wojciech Zgoła
Redaktor Naczelny
Świat zmienia się na naszych oczach i to w różnych sferach. Dlatego tym bardziej warto nurkować i warto mieć ze sobą Magazyn Perfect Diver, w którym zawsze znajdziesz coś ciekawego dla siebie.
Mamy konkretne zwycięstwo! Zobaczcie co teraz dzieje się w Meksyku z delfinami. Wyjaśnia nam to Jakub Banasiak, niestrudzony obrońca delfinów w ich naturalnym środowisku.
Jednak obecne wydanie naszego dwumiesięcznika zdominowały rekiny. Nie dosyć, że Anna Metrycka pokazuje nam na mapie świata, gdzie wybrać się, by mieć dużą szansę na obcowanie z konkretnymi gatunkami żarłaczy, to Przemysław Zyber okiem swojego aparatu opowiada nam o Malediwach. Gratulujemy okładki i zapraszamy na sam środek magazynu – tam niespodzianka –można sobie delikatnie rozpiąć zszywkę, wyjąć środkową stronę i cieszyć się plakatem, albo nawet dwoma
Jeśli rozmyślasz, marzysz o dalekich kontynentach, to przenieś się z Sylwią Kosmalską-Juriewicz i z Adrianem do Australii i zobacz, jak nurkuje się na Wielkiej Rafie Koralowej.
Nie moglibyśmy nie podzielić się z Wami naszymi spostrzeżeniami na temat pobytu
i eksploracji VIS’u. Dzięki zaproszeniu od Nautica Vis mogliśmy przez dobry tydzień uczestniczyć w życiu bazy, nurkować, zwiedzać i… szukać cienia. Napisała o tym Dominika Abrahamczyk.
Materiałów jest dużo więcej. Piszemy o bardzo praktycznych aspektach nurkowania, o tym jak np. dobrać buty. Do płetw, do kombinezonu, do koloru maski? O łodziach nurkowych i jak z nich korzystać.
Wewnątrz mamy jeszcze o Jeziorze Mamry, o kolejnym kamieniołomie Saksonii, o gorgoniach i wspominamy na chwilę Podwodne Kadry 2025.
Wciąż docierają też do nas informacje o wypadkach nurkowych, o sytuacjach, których nie chcielibyśmy nigdy przeżywać osobiście. Czasem też jesteśmy ich świadkami. W bieżącym wydaniu kilka słów o wypadku w nurkowaniu rekreacyjnym, który dobrze się skończył. Nurkujmy bezpiecznie, starajmy się zawsze zachować zimną krew, przypominajmy (trenujmy) sobie procedury, mierzmy siły na zamiary. Pod wodą zawsze jesteśmy gośćmi, planujmy z głową i nurkujmy zgodnie z planem. No i dbajmy o naszych partnerów nurkowych –to nasze pierwsze i czasem jedyne koło ratunkowe.
Spodobało Ci się to wydanie? Postaw nam wirtualną kawę buycoffee.to/perfectdiver Odwiedź naszą stronę www.perfectdiver.pl, zajrzyj na Facebooka www.facebook.com/PerfectDiverMagazine i Instagrama www.instagram.com/perfectdiver/
14 AUSTRALIA
24 Very Important Spot, VIS
32
Dwugłos z głębin. Jedna wyprawa – dwie perspektywy, MALEDIWY
42 Gdzie zanurkować z rekinami. SHARKS CALENDAR!
planeta ziemia podróże
10 Siła rośnie w półmroku. Lekcje, których nauczył mnie KORALOWIEC
20 Początek końca ERY DELFINARIÓW w Meksyku. Historyczne zwycięstwo w walce o dobrostan morskich ssaków
słodka woda
52 Baśniowa SAKSONIA i jej granitowy szlak. HORKA
mój punkt widzenia
48 Porozmawiajmy troszkę o ŁODZIACH
64 MERMAIDING. Bajkowy świat syren pod wodą
70 Analiza WYPADKU NURKOWEGO, wiosna 2025
56 Miłosna historia pięknej nimfy i elfa. Jezioro MAMRY 24 64 10 56
Redaktor Naczelny Nurek techniczny
Geografia świata i podróże Reportaż Reklama
Tłumacze języka angielskiego Opieka prawna Grafik
WOJCIECH ZGOŁA
TOMEK KULCZYŃSKI
ANNA METRYCKA
DOMINIKA ABRAHAMCZYK reklama@perfectdiver.com
Wydawca PERFECT DIVER Sp. z o.o. ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com
ISSN 2545-3319
30 BEUCHAT – sprzęt dla pasjonatów nurkowania i sportów wodnych
60 STAHLSAC – torby dla aktywnych nurków i podróżników
61 BARE AQUA-TREK EVO – suchy skafander. Mobilność bez kompromisów sprzęt
62 PODWODNE KADRY, podsumowanie wydarzenia
74 BUTY DO SKAFANDRA, poradnik porady i ciekawostki
AGNIESZKA GUMIELA-PAJĄKOWSKA, ARLETA KAŹMIERCZAK, PIOTR WITEK, TOMEK KULCZYŃSKI
Adwokat JOANNA WAJSNIS
BRYGIDA JACKOWIAK-RYDZAK
MAGAZYN ZŁOŻONO KROJAMI PISMA
Montserrat (Julieta Ulanovsky), Open Sans (Ascender Fonts), Noto Serif, Noto Sans (Google)
Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna. PayPal.Me/perfectdiver
FOTOGRAFIA NA OKŁADCE Przemysław ZYBER
NA ZDJĘCIU Rekin wielorybi
MIEJSCE Malediwy
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.
WOJCIECH
ZGOŁA ANNA METRYCKA
Pasjonat nurkowania i czystej natury. Lubi mawiać, że podróżuje nurkując. Pływać nauczył się jako niespełna 6-cio letni chłopiec. W wieku 15 lat zdobył patent żeglarza jachtowego, a nurkuje od 2006 roku. Zrealizował ponad 800 zanurzeń w różnych regionach Świata. Napisał i opublikował wiele artykułów. Współautor wystaw fotograficznych. Orędownik pozostawiania miejsca pobytu czystym i nieskalanym. Propagator nurkowania. Od 2008 r. prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń w 2018 roku stworzył nowy Magazyn Perfect Diver, który od 7 lat, z powodzeniem, wychodzi regularnie co 2 miesiące w języku polskim i angielskim.
„Człowieku! Zanurz się pod wodę. Jeśli piękno, które ujrzysz nie wstrząśnie Tobą – to nic ciekawego Cię już w życiu nie czeka.” Pasjonatka nurkowania, zodiakalna rybka, od zawsze związana z wodą. Pierwszy kurs nurkowy zrobiłam w wieku 14 lat i od tamtej pory nie rozstaję się z nurkowaniem! :) Pracę magisterską napisałam o turystyce nurkowej na studiach geograficznych UW. Od 2013 roku pisywałam do magazynu nuras.info, brałam udział w podwodnych sesjach fotograficznych. Od 2018 piszę artykuły do Magazynu nurkowego Perfect Diver (wcześniej jako Ania Sołoducha), a od kilku lat jestem również częścią redakcji. Przelewam na papier swoją wiedzę i doświadczenie, propagując właśnie to, co kocham najbardziej –czyli nurkowanie. 13 lat organizowałam wyprawy nurkowe na całym świecie, bo praca z ludźmi i sprawianie ludziom radości to właśnie to, w czym się spełniam. Uczestniczę w targach i eventach nurkowych, pomagam również w sprzątaniu jezior. Wielokrotnie miałam przyjemność wystąpić jako prelegentka na targach i konferencjach. Mam kilka nurkowych webinarow na koncie. Nurkowałam już w wielu miejscach na Ziemi, ale lista marzeń cały czas rośnie… Do zobaczenia pod i nad wodą! divebyann@gmail.com
stała współpraca
SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ
Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z naturą, propaguje zdrowy styl życia, jest joginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www.blog.dive-away.pl Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek. Dzisiaj jest instruktorem nurkowania, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.
TOMEK KULCZYŃSKI
Dla Tomka nurkowanie zawsze było największą pasją. Zaczął swoją przygodę w wieku 14 lat, rozwijając się został instruktorem nurkowania rekreacyjnego, technicznego, Instruktorem pierwszej pomocy oraz technikiem branży nurkowej. Aktualnie prowadzi 5* Centrum Nurkowe COMPASS DIVERS Pobiedziska koło Poznania, gdzie przekazuje swoją wiedzę i umiejętności początkującym oraz zaawansowanym nurkom, co sprawia mu ogromną radość i satysfakcję z bycia częścią ich podwodnej przygody…
DOMINIKA ABRAHAMCZYK
Zarażona pasją do nurkowania przez Perfect Diver. Wciąż poszerza swoje nurkowe umiejętności. Choć jest zdecydowanie ciepłolubna, zakłada suchy skafander i eksploruje również zimniejsze zbiorniki. Ulubione nurkowania to te z dużą ilością zwierzaków! Ostatnio bierze pod wodę telefon w obudowie i próbuje swoich sił w amatorskim fotografowaniu. Zaciekawiona medycyną nurkową. Zawodowo mgr pielęgniarstwa – instrumentariuszka.
JAKUB BANASIAK
Zoopsycholog, badacz i znawca behawioru delfinów, oddany idei ochrony delfinów i walce z trzymaniem ich w delfinariach. Pasjonat M. Czerwonego i podwodnych spotkań z dużymi pelagicznymi drapieżnikami. Członek Dolphinaria-Free Europe Coalition, wolontariusz Tethys Research Institute oraz Cetacean Research & Rescue Unit, współpracownik Marine Connection. Od ponad 15 lat uczestniczy w badaniach nad populacjami dzikich delfinów, audytuje delfinaria, monitoruje jakość rejsów whale watching. Jako szef projektu „Free & Safe” (wcześniej „NIE! dla delfinarium”) przeciwdziała trzymaniu delfinów w niewoli, promuje etyczny whale & dolphin watching, szkoli nurków z odpowiedzialnego pływania z dzikimi delfinami, popularyzuje wiedzę na temat delfinoterapii przemilczaną bądź ukrywaną przez ośrodki zarabiające na tej formie animaloterapii.
WOJCIECH A. FILIP
Nurkuje od 35 lat. Spędził pod wodą ponad 16 tysięcy godzin, z czego większość nurkując technicznie. Był instruktorem i instruktorem mentorem wielu organizacji m.in. CMAS, GUE, IANTD, PADI. Współtworzył programy szkoleniowe niektórych z tych organizacji. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą i doświadczeniem praktycznym. Uczestnik wielu projektów nurkowych, w których brał udział jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy prelegent. Jako pierwszy Polak nurkował na wraku HMHS Britannic (117 m). Jako pierwszy eksplorował głęboką część jaskini Glavas (118 m). Wykonał serię nurkowań dokumentujących wrak ORP GROM (110 m). Dokumentował głębokie (100–120 m) części zalanych kopalń. Jest pomysłodawcą i konstruktorem wielu rozwiązań sprzętowych podnoszących bezpieczeństwo w nurkowaniu.
Jest Dyrektorem Technicznym w firmie Tecline, gdzie m.in. kieruje placówką badawczo-szkoleniową Tecline Academy. Jest autorem kilkuset artykułów o nurkowaniu oraz książek dotyczących diagnostyki i napraw sprzętu nurkowego. Nurkuje w rzekach, jeziorach, jaskiniach, morzach i oceanach na całym świecie.
WOJCIECH JAROSZ
Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska –piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie –jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.
Dawno dawno temu w odległej galaktyce był chaos…
…czyli natłok myśli i zachwytów po moim pierwszym zanurzeniu głowy pod wodę w 2005 roku, w postaci INTRO, na wakacjach w Egipcie. Już wtedy całkowicie się „zatopiłem” w podwodnym świecie i chciałem, żeby odbijał on coraz większe piętno na moim życiu. 2 lata później zrobiłem kurs OWD, który dostałem w ramach prezentu z okazji 18 urodzin, a z czasem pojawiały się kolejne kursy i doskonalenie umiejętności. „Fotografia” pojawiła się niewiele później, ale początkowo w formie jednorazowego podwodnego „kodaka” z którego zdjęcia wychodziły oszałamiająco niebieskie
Nie jestem wielbicielem jednego typu nurkowania, choć największą słabość mam na ten moment –do dużych zwierząt pelagicznych. Wyspy Galapagos były do tej pory moją najlepszą okazją do sfotografowania tak wielu gatunków morskiej fauny. Pasję nurkowo-fotograficzną dzielę ze swoją buddy, która prywatnie jest moją żoną IG: luke.divewalker; www.lukedivewalker.com
Laura jest dziennikarką, trenerem instruktorów, nurkiem CCR i jaskiniowym. Przez ponad dekadę rozwijała swoją karierę nurkową, zdobywając wiedzę i doświadczenie z różnych dziedzin. Jej specjalnością są profesjonalne szkolenia nurkowe, ale pasja do środowiska podwodnego i jego ochrony skłania ją do odkrywania różnych miejsc na całym świecie, od głębin Cieśniny Lombok, jaskiń w Meksyku i wraków na Malcie po Malediwy, gdzie prowadzi centrum nurkowe nagrodzone przez ministerstwo turystyki tytułem najlepszego centrum nurkowego na Malediwach. Aktywnie przyczynia się do promowania ochrony środowiska morskiego, biorąc udział w projektach naukowych, kampaniach przeciw zaśmiecaniu oceanów i współpracując z organizacjami pozarządowymi. Znajdziesz ją na: @laura_kazi_diving www.divemastergilis.com
PRZEMYSŁAW ZYBER
Fotografuję – bo lubię, filmuję – bo to mnie kręci, piszę – bo lubię się dzielić, szkolę – bo wspieram rozwój, podróżuję – bo uwielbiam odkrywać nowe. www.facebook.com/przemyslaw.zyber www.instagram.com/przemyslaw_zyber/ www.deep-art.pl
Nurkuje od zawsze, nie pamięta swoich pierwszych nurkowań. Jedyne co pamięta, że od zawsze nurkowanie było jego pasją. Całe dzieciństwo spędził nad Polskimi jeziorami, które do dziś woli od dalekich destynacji. Z wielkim sukcesem zamienił pasję w sposób na życie i biznes. Ciekawość świata i ciągłe dążenie do doskonałości i perfekcji to główne cechy, które na pewno mocno mu przeszkadzają w życiu. Zawodowy instruktor nurkowania, fotograf, filmowiec. Twórca Centrum Nurkowego DECO, Course Director PADI, TecTrimix Instructor Trainer TECREC.
ŁUKASZ METRYCKI / Luke Divewalker
LAURA KAZIMIERSKA
DOMINIK DOPIERAŁA
MONIKA ZYBER
Trzask-prask i wskoczyło mi do życia nurkowanie. I pozmieniało mi krajobrazy – i fajnie, i zmieniło perspektywę – i super! No bo jak ktoś ma takie fajne życie jak ja, to nurkowania nie mogło w nim zabraknąć… hi-hi. Takie mam właśnie podejście. Nie chcę liczyć dni, chcę żeby dni się liczyły (najlepiej każdy dzień!)
Dlatego nurkowanie to kolejna przygoda, którą delektuję z rozkoszą (małymi kęsami, żeby nie mieć czkawki!) I smakuje mi bardzo, bo doprawiona jest super towarzystwem, świetnymi widokami i dreszczykiem emocji.
Z zawodu handlowiec, z zamiłowania nurek i podróżnik. Nurkuje od 2011 roku. Od 12 lat jako profesjonalista zaraża swoją pasją kolejne pokolenia miłośników morskich głębin. Zaczynała jako Divemaster a później Instruktor w PADI. W 2015 roku wraz z mężem założyła w Pruszkowie koło Warszawy własną szkołę nurkowania „Lionfish”. Od 2019 roku związana z polską organizacją nurkową IDF. Największe sukcesy odnosi w szkoleniach początkowych a jej „konikiem” jest praca z nurkującą młodzieżą. Uwielbia fotografię podwodną oraz podróże w najdalsze zakątki świata. www.lionfish.pl
JACEK KUBIAK
Ma 45 lat i jest żonaty, od 25 lat pracuje zawodowo w branży metalurgicznej, nurkuje od 2009 roku i nurkowanie stało się dla niego sposobem na życie i pasją. Mieszka w Kętrzynie, a związany jest z Klubem Mazursharks.
Z wykształcenia i zawodu jestem pielęgniarzem oraz menadżerem ochrony zdrowia, a fotografia to moja pasja, której poświęcam każdą wolną chwilę. Odkąd zacząłem nurkować w 2019 roku, aparat stał się nieodłącznym elementem moich podwodnych przygód. Chcąc uchwycić piękno podwodnego świata w pełnej krasie, sięgnąłem po lustrzankę Canon 5D Mark II, a dziś moim głównym sprzętem jest Canon R6. Nieustannie poszukuję nowych miejsc i wyzwań, aby doskonalić swój warsztat. Moje zdjęcia nie powstałyby jednak bez wsparcia przyjaciół, którzy towarzyszą mi od początku i często wcielają się w role modeli. Jestem również mocno związany ze środowiskiem syren w Polsce. Specjalizuję się w ich fotografii, starając się uchwycić podwodne piękno tej społeczności i oddać jej wyjątkową magię. Od początku swojej nurkowej przygody jestem związany z lubelską Szkołą Nurkowania Napoleon Arka Kowalika, a od 2025 roku mam przyjemność pełnić rolę Ambasadora oświetlenia nurkowego DivePro. IG @michalmuciek https://facebook.com/michal.muciek
ANNA PASZTA MICHAŁ MUCIEK
SIŁA ROŚNIE W PÓŁMROKU
Lekcje, których nauczył mnie koralowiec
Tekst LAURA KAZIMIERSKA
Są ludzie, którzy mieszkają nad oceanem i są tacy, którzy do niego należą. Dr Sonia J. Rowley bez wątpienia należy do tych drugich.
est jedną z nielicznych dusz, które miały ten przywilej, że od dziecka ocean był ich placem zabaw. Podczas gdy wielu z nas przebierało plastikowe lalki albo budowało zamki z piasku, Sonia patrzyła, jak jej rodzice znikają pod powierzchnią w nurkowym sprzęcie. Pierwszą maskę i fajkę dostała, gdy miała trzy lata. Pierwsze nurkowanie? W wieku jedenastu. Ocean nigdy nie był dla niej obcy, od początku był jej domem. I nadal nim jest.
Ale nie zawsze było łatwo. „Zaczęłam się uczyć dopiero po trzydziestce” – mówi Sonia z półuśmiechem. „Mam dysleksję. Pracowałam na łodziach, prowadziłam pełne życie zanim w ogóle pomyślałam o nauce i studiach. A potem przyszła biologia morska. I zmieniła wszystko.”
To może być pierwsza z wielu rzeczy, które łączą ją z gorgoniami, tymi nieziemskimi wachlarzowatymi koralowcami, które kołyszą się w głębinach jak oddech oceanu. Wytrzymałe. Elastyczne. Niezrozumiane. Tajemnicze.
Sonia nie tylko je bada. Nurkuje z rebreatherem na głębokości, na które większość naukowców nawet by się nie zapuściła. W strefie mezofotycznej, wodach półmroku (między 30 a ponad 150 metrami), gdzie każda minuta ma znaczenie. Każda dodatkowa sekunda to więcej dekompresji. Nie ma miejsca na błędy.
Zdjęcie Dr. Lauren Freeman
Na zdjęciu Sonia J. Rowley w swoim pierwszym suchym skafandrze
Otacza cię totalna cisza. A jednak... to właśnie w tej ciszy Sonia słyszy najwięcej.
„Gorgonie nauczyły mnie adaptacji,” mówi. „Nie są jak większość ryb, błyszczące i krzykliwe, wołające: »patrzcie na mnie«. One nie muszą. Są eleganckie. Po prostu są. Znajdują sposób, by rosnąć, trwać, przystosować się bez względu na prądy, bez względu na głębokość.”
Nurkując na takich głębokościach to nie tylko ogromny wysiłek fizyczny, ale też walka z systemem. Bo w świecie nauki, zarówno jak w świecie nurkowania technicznego, na tym levelu, który przez dekady należał głównie do mężczyzn, Sonia musiała walczyć o swoje miejsce. „Ludzie przypisywali sobie moje osiągnięcia. Musiałam wciąż na nowo coś udowadniać. To wyczerpujące,” przyznaje. „Ale wtedy patrzę na moje koralowce, utrzymujące swoją pozycję, zakorzenione w jednym miejscu, które nieustannie się zmienia i wiem, po co tu jestem.”
A to miejsce... jest niezwykłe.
„Bycie tam, na dole,” mówi, „to jak pływanie przez żywe, oddychające muzeum historii naturalnej. Twarzą w twarz z gatunkami, które istnieją od milionów lat. To uczy pokory.”
Im głębiej schodzi, tym więcej pytań się pojawia. Dlaczego, mały przyjacielu, wybierasz życie tutaj, w półmroku, z dala od światła, zamiast wygrzewać się w tropikalnym słońcu? To
pytanie Sonia czasem zadaje również i sobie. Dlaczego nie wybrałaś łatwiejszej drogi? Może dlatego, że ani ona, ani gorgonie nie zostały stworzone do łatwego życia.
Jej badania są przełomowe. Pomaga nam zrozumieć, jak te korale ewoluowały, jak przystosowywały się do drastycznych zmian środowiskowych przez miliony lat i jak ta wiedza może pomóc nam w ochronie tego, co zostało z naszych raf. Różnorodność i liczebność gorgoni rośnie wraz z głębokością, zwłaszcza, że większość z nich nie potrzebuje światła słonecznego w przeciwieństwie do płytkowodnych koralowców budujących rafy. Są przetrwańcami. Wskaźnikami. Może nawet systemem wczesnego ostrzegania.
„Strefa półmroku często pokazuje nam przyszłość,” mówi Sonia. „To sygnał z głębin o tym, co może wydarzyć się na płytszych rafach koralowych. To, co dziś przetrwa tutaj, może jutro też zdominować rafy.” Przekaz jest jasny: kończy nam się czas.
„Tracimy rafy zanim w ogóle dowiemy się, co tam żyje,” ostrzega. „Aktywność człowieka, podnoszący się poziom mórz, zmiany temperatur, to wszystko dzieje się za szybko. Szybciej niż kiedyś, kiedy gatunki miały czas, by się przystosować, i nie musiały radzić sobie z tyloma stresorami naraz.”
Opowiada o wyspiarskich społecznościach, z którymi pracuje. Małe kropki na środku oceanu, gdzie ludzie już teraz tracą swoje domy i ziemię na której żyli od pokoleń. Nikt tam nie planuje przyszłości, każdy walczy, by przetrwać. Ocean przez wieki dawał nam wszystko. Teraz zaczyna zabierać.
To, co robi Sonia, to nie tylko nauka. To opowieść spisana danymi. List miłosny do części świata, której większość z nas nigdy nie zobaczy.
Jej podwodny świat to jednak nie beztroski sen. To pot (głównie na powierzchni ;P), ciężki sprzęt i niekończące się checklisty.
Zdjęcie Marla Tomorug
Zdjęcie Sonia J. Rowley
Zdjęcie Sonia J. Rowley
Polka w Paradajsie
Zdjęcie Marla Tomorug
AUSTRALIA
„Australia jest pełna niespodzianek. Myślisz, że wiesz czego się spodziewać, a ona za każdym razem cię zadziwia”
Douglas Adams
Tekst SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ
Zdjęcia ADRIAN JURIEWICZ
Odkrywanie nieznanych miejsc dodaje nam energii, sprawia, że stajemy się bardziej odważni, uważni i kreatywni, a także pozwalamy sobie spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy. Miasta kryją w sobie mnóstwo tajemnic, które czekają, aż ktoś je odkryje. Wędrując ich ulicami, czujemy się jak odkrywcy, którzy wkraczają do nieznanego im świata.
Moment, w którym przekraczamy szklane drzwi lotniska w Sydney, sprawia, że mój oddech przyśpiesza. Australia, ziemia naszych marzeń staje się rzeczywistością. Gdy docieramy do hotelu, zegarki wskazują już późną porę. Za nami dwadzieścia cztery godziny w podróży. Sen przychodzi znienacka, kiedy kładę głowę na śnieżno-białej poduszce w hotelowym pokoju. Historia tego miejsca poczeka na nas do rana, by powoli odsłonić przed nami swoje tajemnice.
Poranek w Sydney wita nas aromatem kawy z mlekiem owsianym i ciepłym croissantem migdałowym, który delikatnie rozpływa się w naszych ustach. Kulinarne doświadczenia stanowią nieodłączną część każdej naszej podróży. Kawa, w różnych zakątkach świata smakuje inaczej, a, że jestem jej ogromną miłośniczką, chłonę każdą filiżankę niczym osobną opowieść o danym miejscu.
Sydney jest dużym miastem położonym na południowo-wschodnim wybrzeżu Australii. W jego sercu znajduje się rozległy port, który otwiera przed nami swoje ramiona. W jego zatokach i dopływach odbija się ruchliwe życie wypełnione gwarem turystów. Podczas rejsu tramwajem wodnym, z bliska
podziwiamy najznamienitsze symbole Sydney. Harbour Bridge, wysoki na 134 metry most łukowy, który od ponad wieku łączy dwa brzegi zatoki. Raz w roku w Sylwestra w jego pobliżu odbywa się pokaz sztucznych ogni. Tuż obok, na Bennelong Point, wznosi się majestatyczna Opera Narodowa, jeden z najbardziej rozpoznawalnych budynków na świecie, wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zaprojektowana przez duńskiego architekta, swą formą przypomina rozpięte żagle lub cząstki soczystej pomarańczy. Schody prowadzące do opery codziennie goszczą tłumy turystów, którzy uwieczniają tę niezwykłą chwilę na fotografiach.
W Sydney czas płynie powoli, ludzie nigdzie się nie śpieszą, mają czas na powolne picie kawy, rozmowy, odpoczynek w parku. Można odnieść wrażenie, że nawet trawa rośnie tu wolniej niż gdzie indziej na świecie. Miasto jest bardzo zadbane i dobrze skomunikowane, wszędzie można dotrzeć tramwajem, albo jak ktoś woli na piechotę. Spacer w takim miejscu jak Sydney jest czystą przyjemnością. Nie tylko miasto nas oczarowało, ale również jego okolice. Odwiedzamy słynną Bondi Beach plażę o białym, koralowym piasku, której nazwa wywodzi się od aborygeńskiego słowa „Bondi”, oznaczającego „szum rozbijających się fal”. I rzeczywiście fale potrafią być
tu imponujących rozmiarów, co przyciągająca surferów z całego świata. Z plaży kierujemy się w stronę farmy, będącej schronieniem dla uratowanych zwierząt. Tam poznajemy wombata, młode zwierzę, które przeżyło tragiczny wypadek, tracąc matkę na drodze. Choć nie widzi na jedno oko i wymaga specjalistycznej diety, jego radosna natura rozczula każdego odwiedzającego. Uwielbia masaże, które troskliwa opiekunka wykonuje mu kilka razy dziennie. Spotykamy także misie koala, ocalone podczas tragicznych pożarów w 2019–2020 r. Te urocze stworzenia, żywiące się wyłącznie liśćmi eukaliptusa, spędzają niemal całe życie na drzewach. Pośród rozległych wybiegów nie brakuje też kangurów, jedne wylegują się w słońcu, inne
skaczą po wybiegu, z radością, którą przypisuje się bawiącym się dzieciom.
Wyruszamy dalej, w stronę Gór Błękitnych, gdzie na powierzchni 1 032 649 hektarów rosną różne gatunki eukaliptusów. Te niezwykłe rośliny, uwalniają olejki eteryczne, które unoszą się w powietrzu tworząc mgiełkę. Ten niezwykły proces sprawia, że szczyty wzniesień otulone są błękitną poświatą. Ta poświata sprawia, że patrzymy na połacie lasów eukaliptusowych, które wydają się nie być z tego świata.
Po trzech dniach spędzonych w Sydney wyruszamy na północ, do Cairns turystycznego miasta o wakacyjnym klimacie i wysokich temperaturach, będącego bramą do podwodnego królestwa Wielkiej Rafy Barierowej.
Następnego dnia opuszczamy port w Cairns na pokładzie przestronnego, dwukadłubowego katamaranu z floty „Mike Ball Dive Expeditions”. W chwili, gdy kapitan uruchamia silniki, na horyzoncie pojawia się tęcza, która jest jak obietnica udanego rejsu. Katamaran, przystosowany jest do wielodniowych wypraw nurkowych, na jego pokładzie spędzimy siedem nocy. Do dyspozycji gości są trzy pokłady, dolny pełni funkcję centrum nurkowego, tu każdy nurek ma swoje stanowisko do przygotowania sprzętu, a fotografowie świata podwodnego mogą bezpiecznie zostawiać i ładować swoje aparaty fotograficzne w wyznaczonych do tego miejscach. Na tym samym poziomie usytuowane są również kajuty, o różnym standardzie, ale z jedną wspólną cechą, wszystkie znajdują się na tym samym poziomie.
Na wyższym pokładzie znajduje się część restauracyjna połączona z dużym salonem, taras zewnętrzny oraz mostek kapitański. Na najwyższym pokładzie czekają leżaki, skąpane w kolorze błękitnego nieba, idealne miejsce na relaks po nurkowaniach. Statek dzięki swojej dwukadłubowej konstrukcji daje poczucie bezpieczeństwa wszystkim pasażerom oraz poczucie stabilizacji w momencie pokonywania dużych fal. Po morzu koralowym
pływają trzy jednostki oferujące safari nurkowe dla nurków. Łódź, którą wybraliśmy szczyci się mianem najlepszej z nich pod każdym względem.
Zanim wypłynęliśmy z portu, Marita, pełniąca funkcję managera podczas tego rejsu, przeczytała zdanie oddając tym samym hołd Aborygenom, rdzennym mieszkańcom Australii: „Na początku chciałabym wyrazić wdzięczność rdzennym mieszkańcom tego obszaru, tradycyjnym opiekunom wspaniałego parku morskiego, który zaraz zwiedzimy”. Po krótkim przemówieniu wysłuchaliśmy długiego breafingu bezpieczeństwa, podczas którego każdy z uczestników wyprawy dostał indywidualny lokalizator GPS i zapoznał się z jego obsługą oraz innymi procedurami. Dzień na naszym katamaranie zaczyna się wcześnie. Budzimy się o 6:30, pół godziny później spotykamy się na dolnym pokładzie, aby wysłuchać breafingu. O 7:15 zanurzamy się nieśpiesznie w krystalicznie czystych wodach Morza Koralowego. W wyprawie uczestniczy dwadzieścia osiem osób, z czego dwadzieścia sześć to doświadczeni nurkowie posiadający uprawnienia AOWD
i co najmniej 30 zalogowanych nurkowań, warunek konieczny, ponieważ tylko dwa nurkowania dziennie odbywają się z przewodnikiem z ramienia floty (poranne i nocne). Pozostałe wymagają samodzielnej orientacji pod wodą przy pomocy kompasu lub nawigacji terenowej. Każdego dnia mamy możliwość wykonania nawet pięciu nurkowań, porannych, popołudniowych i nocnych. Kapitan cumuje katamaran blisko rafy. Z dolnego pokładu wskakujemy do wody metodą wykroku i schodzimy po linie cumowniczej, powoli zanurzając się w błękicie, aż naszym oczom ukazuje się Wielka Rafa Koralowa, piękna, żywa i kolorowa. Po zakończonym nurkowaniu zawsze wracamy na łódź, ale gdyby ktoś wynurzył się zbyt daleko od katamaranu, wystarczyło podnieś wysoko rękę (umówiony znak), wówczas ponton przypływał z pomocą. Na górnym pokładzie czuwała załoga z lornetkami, bacznie obserwując to, co dzieje się dookoła w momencie, kiedy nurkowie znajdowali się pod powierzchnią wody.
Każde zanurzenie w Morzu Koralowym jest niezwykłym doświadczeniem. Podczas wyprawy odwiedziliśmy ponad
20 unikalnych miejsc nurkowych, w tym słynne Steves Bommie, prawdziwy podwodny raj tętniący życiem. Pinakl wyrastał tu z dna niczym podmorska góra od 5 do 30 metrów głębokości, a jego ściany zdobiły bujne, wielobarwne ogrody koralowców. Ślimaki nagoskrzelne pozowały niczym modele do zdjęć, a w skalnym zagłębieniu dostrzegłam rekina dywanowego, gatunek, który wcześniej widywałam tylko w dalekim Raja Ampat. Teraz, w Australii, spotkanie z tym zwierzęciem było wyjątkowym zaskoczeniem i doświadczeniem.
Nurkowania w Australii spełniły nasze oczekiwania. Przed podróżą dużo czytaliśmy o tym rejonie świata i w materiałach, do których dotarliśmy, w dużej mierze była mowa o martwej rafie barierowej. My natomiast odwiedziliśmy wiele lokalizacji, gdzie rafa koralowa była zdrowa jak na Raja Ampat, a zwierzęta mnożyły się jak za sprawą czarów. Widzieliśmy mnóstwo rekinów rafowych, szczególnie zaznaczyły swoją obecność podczas nurkowań nocnych, które były jednymi z najpiękniejszych w jakich braliśmy udział. Na uwagę zasługują również przyjazne grupery, a szczególnie jeden, który podpływał bardzo blisko i domagał się pieszczot. Aż trudno było się powstrzymać od tego przyjacielskiego odruchu. Były też miejsca, gdzie bielenie raf było mocniej widoczne, a stworzeń morskich było znacznie mniej. Rafy koralowe na całym świecie stoją dziś w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Naukowcy alarmują o bezprecedensowej skali umierania koralowców. Głównym czynnikiem jest wzrost temperatury wód oceanicznych o 2°C, to wystarczy, by wywołać stres cieplarniany u koralowców. Pozbawione symbiotycznych glonów, tracą kolor i stopniowo obumierają z głodu. Mamy świadomość, jak niewielu ludzi na świecie może nurkować i doświadczyć takich chwil jak my. Dlatego opowiadamy o pięknie świata podwodnego, które wciąż jeszcze istnieje. Każde nurkowanie to swoisty wyścig z czasem, próba zapisania piękna rafy zanim umrze bezpowrotnie.
POCZĄTEK KOŃCA
ERY DELFINARIÓW W MEKSYKU
Historyczne zwycięstwo w walce o dobrostan morskich ssaków
Tekst i zdjęcia JAKUB BANASIAK, FREE & SAFE
W czerwcu 2025 roku, po dekadach walki organizacji zajmujących się ochroną zwierząt, aktywistów i naukowców, Meksyk odniósł historyczne zwycięstwo. Senat Meksyku jednogłośnie zatwierdził „USTAWĘ MINCHO” – zdecydowaną reformę zakazującą wykorzystywania delfinów i innych morskich ssaków w pokazach rozrywkowych w całym kraju. To nie tylko początek końca epoki delfinariów w Meksyku, ale także przełomowy moment w ochronie morskich ssaków na całym świecie.
Udręka w betonowych basenach – dlaczego ta zmiana była konieczna?
Przez dziesięciolecia przemysł rozrywkowy wykorzystywał niezwykłą inteligencję i społeczną naturę delfinów do generowania ogromnych zysków. W małych betonowych basenach, z dala od ich naturalnego środowiska, te inteligentne stworzenia były zmuszone do wykonywania sztuczek ku uciesze turystów. Rozmnażano je w niewoli, ale przede wszystkim odławiano ze środowiska naturalnego. Wiele zwierząt padło ze stresu, w wyniku agresji międzyosobniczej, wypadków, fatalnych warunków życia, w transporcie pomiędzy delfinariami. Delfiny, które w na-
turalnym środowisku pokonują dziesiątki kilometrów dziennie, nurkują na głębokość setek metrów i żyją w złożonych społecznościach rodzinnych, były zmuszane do egzystencji w sztucznych, pustych, małych zbiornikach i wykonywania sztuczek często zagrażających ich zdrowiu a nawet życiu.
Pierwsza próba w 2022 roku – niespełnione obietnice
Historia meksykańskiego zakazu delfinariów sięga 2022 roku. Izba Deputowanych po raz pierwszy zatwierdziła zakaz w 2022 roku, co wzbudziło ogromne nadzieje wśród obrońców praw zwierząt.
Projekt ustawy, którego główną inicjatorką była deputowana Karen Castrejón Trujillo, stanowił, że zwierzęta mogą być używane jedynie do celów naukowych lub edukacyjnych.
Jednak rzeczywistość okazała się znacznie trudniejsza od legislacyjnych zapisów. Mimo, że federalna legislacja zakazująca atrakcjom turystycznym wystawiania i oferowania interakcji z delfinami została uchwalona pod koniec 2022 roku, żadne zwierzęta nie zostały uwolnione. Zapisy prawne tak naprawdę były martwe, a właściciele delfinariów znaleźli sposoby na obchodzenie zakazów.
Nowe prawo z 2022 było kontynuacją ustawy z 2015 r. zabraniającej wykorzystywania dzikich zwierząt w cyrkach. W tamtym czasie takie prawo ujawniło problem relokacji dla uratowanych zwierząt, z których wiele trafiło do kontrowersyjnego tzw. „sanktuarium” dla dużych kotów Black Jaguar/White Tiger na obrzeżach Mexico City, prowadzonego przez organizację charytatywną z biurami w Kalifornii i Meksyku. Zostało ono zamknięte w lipcu przez agencję ochrony środowiska Profepa po tym, jak agencja dowiedziała się, że zwierzęta tam mieszkające cierpią z głodu i skrajnego zaniedbania.
Z pewnością obecna reforma stworzy jeszcze większe wyzwania dotyczące relokacji delfinów do przybrzeżnych morskich sanktuariów, których zresztą nie ma i które trzeba będzie tworzyć od podstaw. A jest to proces bardzo wymagający, żmudny, pracochłonny i kosztowny.
Czerwiec 2025 – definitywny początek końca
Prawdziwy przełom nastąpił 24 czerwca 2025 roku. Senat Meksyku jednogłośnie zatwierdził "Ustawę Mincho" głosami 99-0, wprowadzając kompleksową reformę Ogólnej Ustawy o Dzikiej Przyrodzie. Nowe prawo nakazuje humanitarną dożywotnią opiekę dla ssaków morskich przetrzymywanych obecnie w niewoli i nakłada znaczące grzywny za nieprzestrzeganie nowych przepisów.
Ta nowa legislacja jest znacznie bardziej rygorystyczna niż poprzednie próby zmiany prawa. Ustanawia nowe ograniczenia dotyczące posiadania i użytkowania ssaków morskich w całym kraju. Główne postanowienia są następujące:
● Zakaz hodowli w niewoli, z wyjątkiem hodowli w celach ochrony przyrody (np. reintrodukcji gatunku).
● Zakaz pozyskiwania nowych okazów ssaków morskich.
● Zakaz pokazów akrobatycznych z udziałem delfinów, orek, fok i innych zwierząt.
● Zakaz stosowania zbiorników betonowych jako stałego siedliska dla tych gatunków.
Delfiny obecnie przetrzymywane w delfinariach i obiektach rozrywki morskiej pozostaną w niewoli, ale muszą być otoczone opieką zgodną z rygorystycznymi standardami dobrostanu aż do ich naturalnej śmierci.
Ta szeroko zakrojona reforma dotyczy około 30 obiektów w całym Meksyku, gdzie obecnie przetrzymywanych jest w niewoli około 350 delfinów. Zakazuje ona również objazdowych pokazów delfinów i przyszłego pozyskiwania ssaków morskich. Dla kraju, który od dawna jest centrum rozrywki z udziałem
delfinów — przyciągającym miliony turystów każdego roku –to nowe prawo oznacza znaczącą zmianę moralną i polityczną.
Skąd nazwa „Ustawa Mincho”?
Mincho to delfin, który był wykorzystywany w delfinarium hotelu Barceló na Riwiera Maya. Jego historia stała się symbolem znęcania się nad zwierzętami w Meksyku i zapoczątkowała serię prawnych i społecznych działań w obronie ssaków morskich.
W listopadzie 2020 roku, podczas występu akrobatycznego Mincho uległ poważnemu wypadkowi, uderzając w betonową płytę na zewnątrz basenu.
Ten incydent nie został zgłoszony władzom ochrony środowiska, jak wymagało prawo i pomimo przepisania przez weterynarza 15 dni rekonwalescencji, Mincho wrócił do pracy zaledwie dwa dni po wypadku. Ponadto, w chwili wypadku, Mincho miał problemy z oczami, o których wiedzieli jego właściciele, a mimo to zmuszano go do wykonywania akrobacji.
Rozpowszechnione w mediach społecznościowych w 2025 r nagranie z tego wypadku zwróciło uwagę opinii publicznej na tę sprawę. Federalny Prokurator Generalny ds. Ochrony Środowiska (Profepa) przeprowadził kontrolę, która ujawniła wiele nieprawidłowości, w tym nieautoryzowane akrobacje, udział delfinów poddawanych leczeniu medycznemu w pokazach i to bez zgody weterynarza, nadmierne stłoczenie delfinów w ciasnych basenach, absolutnie za wysoką temperaturę wody w basenie z delfinami. W rezultacie Profepa na stałe zamknęła delfinarium w hotelu i nałożyła grzywnę w wysokości 7,5 mln pesos.
Po wypadku Mincho został podobno przeniesiony do innego ośrodka prowadzonego przez tę samą firmę w Cancún. Jednak jego obecny stan jest niepewny, ponieważ nie potwierdzono oficjalnie, czy nadal żyje. Specjaliści twierdzą, że po tak potężnym uderzeniu jego szanse na przeżycie są niewielkie. Zresztą w delfinarium hotelu Barceló na Riwiera Maya padły w ostatnich latach jeszcze przynajmniej dwa delfiny: Alex i Plata. Większość tego typu dramatycznych faktów jest skrzętnie ukrywana przez właściciela sieci delfinariów, zwierzęta są podmieniane, przenoszone z obiektu do obiektu i do końca nie wiadomo, który, kiedy zginął i co się dokładnie wydarzyło.
Konsekwencje dla biznesu rozrywkowego „Ustawa Mincho” ma ogromne konsekwencje dla meksykańskiego przemysłu turystycznego. Firmy lub osoby prywatne, które używają delfinów do celów rozrywkowych, mogą zostać ukarane grzywną do 300 000 pesos (16 000 dolarów). Oczekuje się, że wiele parków w Meksyku wkrótce stanie w obliczu grzywien. Prawdę mówiąc jest to jednak niewielka kwota w zestawieniu z przychodami, jakie generują delfinaria.
Wyzwania związane z wdrażaniem nowego prawa Mimo historycznego charakteru tej decyzji, wdrożenie „Ustawy Mincho” nie będzie łatwe. Główne wyzwania to:
1. Problemy logistyczne
Przeniesienie setek delfinów z betonowych basenów do naturalnych zagród morskich wymaga ogromnych nakładów finansowych i logistycznych. Nie wszystkie lokalizacje nadają się do utworzenia bezpiecznych zagród morskich. Zresztą na świecie nie ma jeszcze żadnego takiego w pełni działa-
jącego przybrzeżnego sanktuarium, więc brakuje dobrych praktyk, estymacji kosztowych i konkretnych lessons learned – zwłaszcza w skali masowej.
2. Opór biznesu opartego na niewoli delfinów Właściciele delfinariów, którzy przez lata inwestowali w te obiekty, z pewnością będą szukać sposobów na obchodzenie przepisów lub będą wywierać presję na ich złagodzenie. Delfinaria słyną z bezczelnego szermowania argumentami o rzekomo prowadzonych przez nie badaniach naukowych, twierdzą, że ich pokazy mają przecież wartość edukacyjną, że delfiny w ich ośrodkach są ambasadorami dziko żyjących osobników. Głoszą wszem i wobec, że działają dla dobra publicznego, bo niektóre z nich prowadzą delfinoterapię. Wszystko to ma usankcjonować trzymanie delfinów w niewoli i prowadzenie bez przeszkód krwawego biznesu opartego na cierpieniu zwierząt.
3. Monitorowanie i egzekwowanie nowych przepisów Skuteczne wdrożenie nowego prawa wymaga stałego monitorowania i egzekwowania przepisów przez odpowiednie organy państwowe. A do tej pory działały one dość opieszale. Poza tym, jak już wspomniano, wiele delfinariów fałszuje dokumenty, pożycza sobie delfiny, żeby ukryć zgony poszczególnych osobników. Dla postronnej, niewtajemniczonej osoby nigdy do końca nie wiadomo, który delfin jest który. Swoje robi też korupcja.
Co może zrobić opinia publiczna?
Jako miłośnicy delfinów i obrońcy ich praw na całym świecie możemy aktywnie wspierać wdrożenie nowego meksykańskiego prawa. Postawmy choćby na cztery poniższe rzeczy:
1. Warto cały czas otwarcie bojkotować delfinaria i głośno o tym mówić w mediach społecznościowych oraz w rozmowach ze
znajomymi. Edukujmy swoich przyjaciół, rozmawiajmy o tym na forach internetowych i social mediach, w sposób uprzejmy, ale i bezkompromisowy komentujmy niewłaściwe zachowania osób, które chwalą się wizytami w delfinariach albo otwarcie planują wycieczki do takich miejsc.
2. Organizacje takie jak World Animal Protection, Empty the Tanks Heroes potrzebują naszego wsparcia finansowego i promocyjnego w swoich działaniach monitorujących egzekwowanie nowego prawa. Udostępniajmy ich posty, apele, petycje i bieżące informacji na swoich profilach i w kręgach znajomych.
3. Dzielenie się informacjami o naukowych dowodach na cierpienie delfinów w niewoli to absolutna podstawa. To właśnie takie działania edukacyjne zwiększają świadomość społeczną i pomagają w konsekwencji wywierać presję na decydentów w poszczególnych krajach.
4. Jako konsumenci możemy też wywierać presję na międzynarodowe sieci hotelowe i operatorów turystycznych, aby zaprzestali promowania atrakcji z delfinami w niewoli.
Przyszłość bez delfinariów
Meksykańska "Ustawa Mincho" reprezentuje fundamentalną zmianę w sposobie postrzegania relacji między człowiekiem a morskimi ssakami. wać delfiny jako obiekty rozrywki, społeczeństwo zaczyna je postrzegać jako inteligentne istoty z własnymi potrzebami i prawami.
To nie tylko zapowiedź końca ery delfinariów, ale także początek nowego rozdziału w ochronie morskich ssaków. Droga do tego sukcesu była długa i wyboista – od pierwszych prób w 2022 roku, przez lata słabego egzekwowania prawa, aż do definitywnego triumfu legislacyjnego w czerwcu 2025 roku. Oczywiście dużo jeszcze jest do zrobienia. Ale sukces ten pokazuje, że systematyczne działania naukowe, społeczne i polityczne mogą doprowadzić do fundamentalnych zmian w sposobie traktowania zwierząt. Jednocześnie przypomina nam, że prawdziwe wyzwanie dopiero się rozpoczyna – skuteczne wdrożenie i egzekwowanie nowego prawa będzie wymagać ciągłej czujności i zaangażowania wszystkich, którym dobro delfinów leży na sercu.
Meksyk pokazał światu, że możliwe jest postawienie dobrostanu zwierząt ponad zyskami z turystyki. Teraz na innych krajach spoczywa odpowiedzialność, aby pójść w jego ślady i ostatecznie zakończyć na całym świecie erę eksploatacji morskich ssaków dla rozrywki.
Każdy z nas może przyczynić się do tej zmiany – poprzez świadome wybory jako turyści, wsparcie organizacji ochrony zwierząt i edukację innych o prawdziwej naturze delfinów. Tylko wtedy wizja świata, w którym te niezwykłe stworzenia żyją wolne i bezpieczne, stanie się rzeczywistością.
Very I mportant Spot
Tekst DOMINIKA ABRAHAMCZYK
Zdjęcia PERFECT DIVER
Chyba do końca życia pozostanie w mojej pamięci zapach rozmarynu wyczuwalny na większości pieszych szlaków tej małej chorwackiej wyspy.
VIS – BO O NIM MOWA, TO JEDNA Z NAJBARDZIEJ INTRYGUJĄCYCH
I NAJMNIEJ SKAŻONYCH MASOWĄ TURYSTYKĄ WYSP NA ADRIATYKU.
Słynie z krystalicznie czystej wody, podwodnych jaskiń i wraków z czasów II wojny światowej. Jak rozpoczęła się nasza redakcyjna przygoda na tej wyspie? Zaproszeni na nurkowania przez Nautica Vis Diving Center dotarliśmy do Visu promem ze Splitu. Nieco ponad dwugodzinny rejs już pozwolił napawać się cudownymi widokami na pobliskie wyspy i piękny kolor morza. Do pełni szczęścia brakowało tylko wyskakujących delfinów, które przecież są tutaj widywane. Tym razem obeszliśmy się smakiem, ale przecież to dopiero początek naszej Vis-owej historii. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie rozpoczęli od odwiedzenia knajpki w celu konsumpcyjnym, w końcu trzeba mieć siłę na nurkowania! Przyportowa Mamma Mia 2 serwuje smaczne jedzonko i kolorowe smoothies, jak na turystyczną restaurację przystało, a nazwa przypomina, gdzie kręcone były ujęcia drugiej części filmowego
musicalu (tak to na jednej z plaż Visu!) Z pełnymi brzuszkami byliśmy gotowi stawić czoła dalszym przygodom.
Turnusy nurkowe mają tu swój początek w niedzielę, gdzie na oficjalnym spotkaniu zostajemy powitani, przedstawiany nam jest cały personel bazy – co jest super, bo od razu wiadomo z jaką sprawą do kogo uderzyć, chociaż przecież z natury jesteśmy bezproblemowi ;) Poznajemy również pozostałe grupy nurkowe, które przyjechały poznać okoliczne wody i ku zaskoczeniu nawet spotykamy znajomych. Tak – to będzie udany tydzień. Zostajemy podzieleni na mniejsze grupki „zgodnie z przeznaczeniem” gdyż część przybyłych decyduje się na konkretne kursy. Jest tu doskonałe zaplecze szkoleniowe – grzechem by było z tego nie skorzystać! My jednak tym razem skupiamy się na pracy. Niedzielny check dive na pobliskim przybrzeżu pozwala na wyważenie się i przygotowania do następnych dni pełnych emocji.
Zdecydowaną większość tutejszych nurkowań planuje się z łodzi. Nautica ma dwie swoje (+ jednego RIBa). Każdego wieczoru sprawdzamy którą z nich, o której godzinie i z jakim przewodnikiem wypływamy następnego dnia po przygody. Neptun był dla nas dość łaskawy, serwując nam większe falowanie tylko jednego dnia.
Może wstyd się przyznać, ale nie jestem zbyt dużą entuzjastką wraków. Zdecydowanie preferuję nurkowania nastawione na obcowanie ze zwierzętami i kolorami. Dlatego mocno zastanawiałam się, czy ten Vis jest dla mnie… Jakie było moje zaskoczenie…! Są tu dziesiątki spotów bazujących na przeróżnych formacjach skalnych, kawernach, tunelach, które są miejscem bytowania ogromnej ilości gatunków podwodnych or-
ganizmów. Piękne kolory, łąki traw morskich, gorgonie… Każde nurkowanie wydawało się zbyt krótkie, aby nacieszyć oczy. Jeszcze większym zaskoczeniem był jednak fakt, że pierwszy raz widziałam pod wodą wrak samolotu i okazało się, że jednak te wraki mogą być ciekawe! Bombowiec B-24 naprawdę robi wrażenie… Podróże kształcą, ale też uczymy się wiele o sobie. Kolejnego dnia dla odmiany odwiedziliśmy miejsce archeologiczne – takiej ilości starożytnych amfor nawet sobie nie wyobrażałam. Wyobraźnia ruszyła stawiając przed oczami obrazy dawnych czasów… a może to ten azot? ;)
Ale co z tymi delfinami? Otóż były! Drugiego dnia jak tylko zanurzyliśmy się w wodzie zaczęły wyskakiwać obok łodzi – także widzieli je wszyscy oprócz nurków ;)
Popołudnia przeznaczyliśmy na aktywny wypoczynek, czyli zwiedzanie wyspy przeplatane z kosztowaniem tutejszych smakołyków. Wizyta w Chorwacji nie może się odbyć bez cevapi, a te serwowane w Katarinie lub Kut są wyśmienite.
Trzeba przyznać, że Vis to nie lada gratka dla fascynatów tematów militarnych. Była ona bazą wojskową Jugosławii i przez wiele lat (do 1989 roku) była zamknięta dla obcokrajowców. Pełna jest pozostałości wojskowych, takich jak podziemne tunele, bunkry, wyrzutnie rakiet, a nawet schron dla łodzi podwodnych. To właśnie spacerując po tych okolicach oddycha się pełną piersią, zaciągając się rozmarynowymi olejkami eterycznymi, zerkając kątem oka czy nie wpada się przypadkiem w jakąś pajęczynę ;)
Ciekawa historia wiąże się dawnym alianckim lotniskiem, położonym na Velo/Plisko Polje. Jest tam dzisiaj budynek Tawerny Aerodrom, który rzeczywiście pochodzi z czasów II WŚ. Słupy sygnalizacyjne i budynek terminala wciąż istnieją, a gospodarstwo Aerodrom znajduje się w odnowionym, murowanym budynku, który pełnił funkcję zarówno terminala, jak i zaplecza mieszkalnego obsługi lotniska. Lotnisko było strategicznym punktem w czasach wojny i służyło jako lądowisko dla uszkodzonych amerykańskich bombowców. Określone zostało jako lotnisko ostatniej nadziei, a w 2021 roku wydana została na ten temat książka „Vis – The Last Hope” Danijela Frki. Dzisiaj znajdują się tu pola i plantacje winorośli, a także wspomniana tawerna Aerodrom serwująca pyszne lokalne jedzenie (doskonały stek z tuńczyka!), wino i oliwę, w której również można oglądać ekspozycję retro zdjęć nawiązujących do czasów świetności lotniska.
Na wyspie nie brakuje pięknych plaż, zatoczek i miejsc, z których podziwiać można piękne zachody słońca, w towarzystwie dźwięczenia cykad, trzymając w ręku kieliszek Vugavy – białego wina rodem z Visu.
Dodać trzeba, że wieczory bywają umilane przez ekipę z centrum nurkowego poprzez organizację warsztatów czy pokazów zdjęć, albo imprezy integracyjnej na koniec turnusu.
Taka mała wyspa, a tak wiele do zobaczenia! Tak – tydzień pobytu był zdecydowanie zbyt krótki, aby zobaczyć choć większość miejsc i punktów na to zasługujących. Wniosek jest jeden – musimy koniecznie wrócić na Vis!
Oferta
Beuchat obejmuje sprzęt dla różnych dziedzin aktywności wodnych:
NURKOWANIE (SCUBA DIVING):
` Pianki neoprenowe, buty neoprenowe, kaptury i rękawice o doskonałej izolacji termicznej
` Maski o doskonałym widzeniu i idealnym dopasowaniu
` Fajki do nurkowania
` Automaty oddechowe o wysokiej niezawodności
` Płetwy kaloszowe i paskowe do rekreacyjnego i technicznego nurkowania
` Komputery i urządzenia pomiarowe
` Kamizelki (jackety) z innowacyjnymi rozwiązaniami
FREEDIVING I SNORKELING:
` Maski i fajki zaprojektowane z myślą o komforcie
` Lekkie, długie płetwy do freedivingu, które zapewniają efektywny napęd
` Skafandry neoprenowe
BEUCHAT
francuska jakość dla pasjonatów nurkowania i sportów wodnych dostępna ponownie w Polsce
Firma Beuchat to jedna z najbardziej rozpoznawalnych i cenionych marek w świecie sportów wodnych, zwłaszcza nurkowania, snorkelingu i łowiectwa podwodnego. Od ponad 90 lat firma łączy pasję do eksploracji podwodnego świata z innowacyjnością i niezawodnością swoich produktów.
DLACZEGO WARTO SIĘGNĄĆ WŁAŚNIE PO SPRZĘT BEUCHAT? Przyjrzyjmy się bliżej ofercie i wartościom tej francuskiej marki.
Tradycja i innowacja od 1934 roku
Beuchat została założona w Marsylii w 1934 roku przez Georges’a Beuchat – pioniera nowoczesnego nurkowania. To właśnie on stworzył pierwszy kombinezon izotermiczny, który zrewolucjonizował sposób uprawiania sportów podwodnych. Do dziś Beuchat pozostaje wierna tej innowacyjnej filozofii, stale rozwijając swoje produkty we współpracy z zawodowymi nurkami i sportowcami.
ŁOWIECTWO PODWODNE:
` Wyspecjalizowane kusze pneumatyczne i gumowe
` Kamuflażowe pianki i akcesoria do łowiectwa podwodnego
` Noże, pasy balastowe, bojki sygnalizacyjne
AKCESORIA I ODZIEŻ TECHNICZNA:
` Torby wodoodporne i podróżne oraz do przechowywania sprzętu
` Ubrania techniczne i sportowe dla entuzjastów wodnych przygód
Dlaczego warto wybrać Beuchat?
JAKOŚĆ WYKONANIA
Produkty Beuchat tworzone są we Francji, z najwyższej jakości materiałów, z zachowaniem rygorystycznych standardów produkcyjnych. Każdy detal – od ergonomii po trwałość – jest starannie dopracowany.
BEZPIECZEŃSTWO I NIEZAWODNOŚĆ
Sprzęt Beuchat przechodzi liczne testy, zanim trafi do użytkownika. Marka cieszy się zaufaniem służb ratowniczych, instruktorów nurkowania i zawodowych łowców podwodnych.
KOMFORT I FUNKCJONALNOŚĆ
Beuchat słynie z ergonomicznego dopasowania sprzętu – kombinezony są wygodne, nie krępują ruchów, a maski i fajki gwarantują komfort nawet przy długim użytkowaniu.
ZRÓWNOWAŻONY ROZWÓJ
Firma dąży do ograniczenia wpływu produkcji na środowisko – projektując produkty trwałe i częściowo poddawane recyklingowi, wspiera także odpowiedzialne nurkowanie i ochronę środowisk wodnych.
Podsumowanie
Beuchat to nie tylko sprzęt – to styl życia dla tych, którzy kochają wodę i chcą czerpać z niej jak najwięcej. Niezależnie, czy dopiero zaczynasz swoją przygodę z nurkowaniem, czy jesteś doświadczonym freediverem lub podwodnym łowcą –z Beuchat masz pewność, że korzystasz z rozwiązań opartych na dziesięcioleciach doświadczenia i pasji.
Jeśli szukasz niezawodnego partnera do podwodnych wypraw – postaw na Beuchat. Francuska jakość, która nie zawodzi.
Sprzęt BEUCHAT dostępny jest na stronie www.nurkowysklep.pl oraz u polskiego dystrybutora EXTREME DIVERS tel. 667341349, info@extremedivers.pl
DWUGŁOS Z GŁĘBIN
Jedna wyprawa – dwie perspektywy
Tekst MONIKA i PRZEMYSŁAW ZYBER
Zdjęcia PRZEMYSŁAW ZYBER
DLACZEGO DWUGŁOS?… BO CHOĆ ZAZWYCZAJ M I P (BOHATEROWIE TEJ OPOWIEŚCI) MÓWIĄ JEDNYM GŁOSEM, TO CZASEM PRZED NURKOWANIEM ZDARZA SIĘ, ŻE GŁOSY ROBIĄ SIĘ DWA. JEDEN JAKBY DRŻY Z PRZEJĘCIA, I JEST U PROGU PANIKI, A DRUGI JEST TAK „PODJARANY”, ŻE JUŻ NIE MOŻE SIĘ DOCZEKAĆ NURKOWANIA. NIE OD DZIŚ WIADOMO, ŻE PRZECIWIEŃSTWA SIĘ PRZYCIĄGAJĄ, A WSZECHŚWIAT ZAWSZE DĄŻY DO RÓWNOWAGI.
No więc jest on, w skrócie P – szczęśliwy, nieustraszony nurek techniczny, rozentuzjazmowany na wieść o wszystkim, co łączy się z nurkowaniem i jest ona M – jeśli chodzi o nurkowanie – rozważna bardziej niż romantyczna. Taka, co to do wody nie wejdzie, zanim nie sprawdzi dużym palcem u nogi czy temperatura jest odpowiednia. No… co tu dużo pisać… taka trochę nurkowa – księżniczka. Tak wiem, nurkowanie to sport dla twardzieli, bo butle ciężkie, do dna daleko, a kumple „Zimno” i „Ciemno” to przecież nieodłączne bratanki nurkowania…, ale nie możemy udawać, że w świecie nurków nie istnieje kategoria… lub swoisty
podgatunek zwany „nurkiem płochliwym”, czy „wrażliwcem głębinowym”, albo jakby go tu jeszcze nazwać inaczej… hmmm… no taki „panika diver”. Boi się, ale i tak się nie poddaje i dalej próbuje.
No więc M czy chce, czy nie, to właśnie taki „nieśmiałek podwodny” – okaz wcale nie tak rzadki jak się okazuje.
Ale żeby wstępu nie rozgrzebywać za bardzo… lecim…
M i P wykupili wyprawę na Malediwy. Safari nurkowe konkretnie. W marcu. Trasa południowa.
On już był. Ona nie. On jest nieustraszony, to tylko się cieszy, ale ona…
Jest wrzesień. I się zaczyna…
M Kochanie, a to nie problem, że moje płetwy są jaskrawo-niebieskie? a może to przyciąga rekiny?… nie chcę, żeby to było moje ostatnie safari w życiu…
P Od razu jaskrawe, one są po prostu niebieskie, nie panikuj…
M Nie panikuj?… w sumie, to brzmi jak zachęta! O Boże!… Podobno na Malediwach są okrutne prądy, czy ja sobie poradzę?… nie chcę, żeby mnie wywiało do Indii albo dalej…
Hak!!! Na pewno musimy kupić hak rafowy, bez tego nigdzie nie jadę!
P Spokojnie już kupiłem. Nowiutki. Nieśmigany. Nie martw się to już mamy.
M A czy moje kolorowe włosy nie będą przyciągać rekinów?… jak myślisz?… o kurczę to trzeba sprawdzić – Jakie kolory przyciągają rekiny? Czy rekiny w ogóle widzą kolory? Jak rekiny reagują na mój ulubiony różowy??? Czy ta stylówka z kolorowymi warkoczami, która jest niezastąpiona na nurkowaniach… może być synonimem kolorowego sushi dla rekina? :( O matko… nie chcę zostać przekąską… albo co gorsza daniem głównym…
P Spokojnie, wiesz, ilu ludzi ginie w roku od ataku rekina? Około 5! A ile od kokosa spadającego z palmy? około 150! A pod palmami nie boisz się bujać na hamaku.
M A jaka tam będzie temperatura wody? Aha… 28 stopni… na ciepłą piankę za ciepło, na najcieńszą przydałby się może
ocieplacz…?… co by tu jeszcze?…co jeszcze? No! Bikini… koniecznie trzeba nowe bikini… no nie uchodzi, żeby na Malediwy zabierać jakieś stare szmaty…
P Boże! Dotrwać do marca… i nie zwariować…
Malediwy
M To słowo brzmi jak kołysanka śpiewana przez fale. Kraj tysiąca wysp, gdzie plaże mają kolor i konsystencję mąki kokosowej, ludzie są uprzejmi, uśmiechnięci i spokojni, życie toczy się wolniej i wszędzie, gdzie okiem sięgnąć lazur wody po horyzont.
Można tu nie robić nic, popijając drinki albo robić wszystko – zwłaszcza pod wodą. To prawdziwa mekka dla nurków i freediverów z całego świata. Koralowce, ławice ryb, żółwie, rekiny do tego manty, a jak masz szczęście to i rekiny wielorybie – wszystko na wyciągnięcie… płetwy.
Lotniska na Malediwach wyglądają tak, jakby ktoś postawił sam terminal pośrodku lazurowego morza. Wysiadasz z samolotu i masz ochotę przeprosić swoje płuca za lata smogu i klimatyzacji. Stoisz na lotnisku, które tak naprawdę składa się głównie z dachu i oddychasz morską bryzą. Zanim zdążysz powiedzieć „Cześć” ekipie, z którą przyjdzie ci nurkować, jesteś już na łodzi.
Pamiętny briefing – pierwszego dnia nurkowego M Dwa pierwsze nurkowania są całkiem lajtowe… płytkie, spokojne no… taki „wyważeniowy klasyk”. Pianka musi się
nasączyć, trzeba się ciut oswoić z sytuacją… nurkowy luz blues. Myślę sobie, nie jest źle, prądy są, ale spokojnie daję radę… oby tak dalej…
Poczucie rozluźnienia znika w trakcie trzeciego briefingu. Nurkowanie ma być wrakowe, spodziewane są silne prądy. I to wprost idealna okazja, żeby zakomunikować wszystkim, jakie rodzaje prądów możemy spotkać na Malediwach, jak się je klasyfikuje, jak się zachować, kiedy się nam przytrafią… ogólnie słowo prąd pada częściej, niż jestem w stanie ogarnąć bez nagłego wzrostu ciśnienia krwi.
P No wreszcie. Już się robiło nudno. Nie przyjechałem na Malediwy, żeby machać płetwami, tylko po to, żeby prądy mnie niosły. W końcu zaczyna się zabawa!
Do zakochania jeden skok?
M No nie wiem, czy jeden?… i raczej niezbyt zdecydowany – jeśli o mnie chodzi… po tym, jakże obrazowym briefingu mam mętlik w głowie. Wizja tygodniowego opalania jawi się niczym obietnica świętego spokoju. Z drugiej zaś strony nie chcę się opalać. Chcę nurkować. Chcę zobaczyć rekiny, manty i te wszystkie cuda. Ale w głowie kręci mi się jakbym już wpadła w prąd zwany wirówką. Nie dziwię się, że taki briefing od razu podkręca niektórym perystaltykę jelit. Choćbyś się bronił. Działa ekspresowo. Muszę pobyć sama. Wyciszyć ten sztorm spowodowany nadmiarem informacji, niechcianych informacji. Sylwia co chwila podchodzi do mnie, pytając:
„I co idziesz?… No idziesz…” czuję, że na nią briefing też zadziałał podobnie i szuka kompana, żeby nie zdezerterować w pojedynkę. Miotam się z własnymi myślami w pustym już salonie (wszyscy poszli się przygotowywać do nurkowania). Mentalnie czuję się niczym mucha, która wpadła do mieszkania i obija się o szyby. Szukam jakiegoś znaku. Co zrobić? a może wbrew pozorom to nie będzie trudne nurkowanie? może tak tylko straszą na wyrost? a jak mnie prąd wywieje daleko od wszystkich? A jak to…? A jak tamto…? Mózg podpowiada scenariusze jak z filmu katastroficznego. Stres sięga zenitu.
P Tylko patrzę na ten obłęd w oczach i nic nie mówię. Widzę, że walka wewnętrzna M trwa, że jeszcze nie pora na „dobre rady”. Pakuję aparat do obudowy, z nadzieją, że jeszcze minuta lub dwie i ten sztorm minie. W końcu nie mogę uciec od pytającego spojrzenia M. Bo ta najwyraźniej dalej rozdarta. W końcu mówię: – Jak teraz zrezygnujesz, to będziesz się bać przed każdym następnym nurkowaniem.
M Cholera… ma rację.
Taaaaaaaaaaaa…
M I to… tooooo… jest najgorsze nurkowanie tego wyjazdu! W wodzie nie widać NIC! Silny prąd przemieszcza tony białego szlamu, którym wali prosto w twarz. Wygląda to, jakby pod wodą była burza śnieżna. Mimo że wszyscy mamy zapalone latarki, tony białej zawiesiny w wodzie sprawiają, że i tak nic nie widać.
Z ogromnym wysiłkiem dostrzegałam, tylko co kilka sekund, fragment płetwy nurka płynącego przede mną. Trzymam się tak blisko tych płetw jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Serce wali mi niczym młot. Zero radochy. Tylko stres i „rozkmina”: co zrobię, jak za chwilę te płetwy już mi nie migną przed oczami. Do tego niemały wysiłek, żeby płynąć w tempie grupy, pod ten niezły prąd i się nie zgubić. Jedyna misja – nie stracić z oczu płetw przed sobą. Nic więcej nie widzę. I jeszcze w głowie to dręczące pytanie, (wersja ocenzurowana) I PO CO MI TO??? I PO CO MI TO?…
Wychodzę na miękkich kolanach, mówiąc delikatnie – zawiedziona. No… nie ma co… nurkowanie życia, nic nie widzisz, walisz pod prąd, ile fabryka dała i tak niemal przez godzinę… Takie nurkowania są okropne! Takich nurkowań nie lubię! I kropka.
P Wiało szlamem, ale przynajmniej nie nudą. Przez bogate w wartości odżywcze prądy, korale oraz ryby zamieszkujące wrak statku były inne niż gdzie indziej. Po wypłyceniu na ok. 15 metrów głębokości, wizura się poprawia i w ruch idzie aparat i kamera. Ciemne zaułki wraku również dostarczają miłych wrażeń. Szkoda, że zwiedzam je samotnie, bo reszta grupy boi się wpłynąć.
M Nie, nie i jeszcze raz nie! Jak tak mają wyglądać nurkowania na Malediwach, to ja podziękuję! Mimo, że staram się nie „mielić w głowie” tego co właśnie mnie spotkało pod wodą… (A nie było to nic przyjemnego!)… mimo, że staram się nie rozkładać tego na czynniki pierwsze…, to już wiem, że po tym nurkowaniu wcale nie będzie mi łatwiej jutro znowu wskoczyć do wody. Oj nie będzie…
P Kochanie gorzej już raczej nie będzie. Pocieszam M, choć wcale nie mam pewności.
Koniec rozgrzewki
Od drugiego dnia nurkowego zaczyna się safari na pełnej petardzie. Na pierwszym nurkowaniu schodzimy w toni na 36 metrów… a tam rekiny… mnóstwo rekinów i tylko się nam przyglądają. Wisimy chwilę na hakach rafowych, a potem… Prąd porywa nas i ten „kolorowy podwodny film” przesuwa się przed naszymi oczami, tak szybko jakby ktoś przyśpieszył tempo odtwarzania.
O… żółw, jeszcze jeden i jeszcze… płaszczka, murena, błazenki… lecimy w prądzie bez żadnego wysiłku, jakbyśmy wykupili nurkową opcję All Inclusive, że nawet płetwami nie trzeba machać, po prostu pozwalamy się nieść… M Odpuszczam kontrolę, poddaję się chwili, pozwalam, żeby ten „film tak szybko leciał” bez powtórek i zatrzymywania. Choć zwykle lubię się zatrzymać i poobserwować, wiem, że na tym nurkowaniu to nie wchodzi w grę, więc po prostu lecę. I wiecie co? JEST FANTASTYCZNIE!… rekiny, płaszczki, mnóstwo żółwi, orleń… Matko jedyna… orleń! ;) Czekaj! Chcę mu się przyjrzeć, no czekaj, zwolnij!… Nic z tego… przelatuję nad nim próbując wyhamować, ile mogę (i nacieszyć oczy), ale prąd ma inne plany! No trudno! – myślę sobie, pewnie będzie mi dane jeszcze zobaczyć orlenie. Na przystanku bezpieczeństwa myślę sobie: – Aaaa… czyli tak wyglądają nurkowania na Malediwach? No dobra. Tak to mogą wyglądać! ALE CZAD!!!
Totalnie nie ma nudy… wszystko dzieje się szybciej… w przeciągu godziny widzimy tyle różnorodnego morskiego życia, że wprost ciężko to ogarnąć… wychodzę zachwycona. Zresztą nie tylko ja. Zewsząd słychać rozentuzjazmowanych nurków wyliczających co widzieli. Po takim nurkowaniu mam wreszcie apetyt na więcej…
Dawać mi te widoczki!
M To się nie nudzi! Kolejne nurkowanie i znowu rekiny, mnóstwo rekinów – prezentują się jak na paradzie.
P No! I jest nareszcie to, z czego słyną Malediwy! Przed twarzą ściana rekinów. Wisimy na skarpie wczepieni hakami. Pod nami błękitna otchłań niemająca końca. Jesteśmy blisko 40-go m, więc NDL w momencie przekroczony. Bąbelki powietrza lecą nie do góry, a poziomo. Prąd zrywa maskę z twarzy, jak tylko próbuję rozejrzeć się dookoła. Automat też mocno zagryziony, żeby go nie wyrwało. Kurczę, jak w tych warunkach utrzymam aparat do selfie? Epickie wręcz sceny przed obiektywem rozgrzewają aparat do czerwoności. Hamuj myślę, oszczędzaj baterię, żeby wystarczyło na całe nurkowanie. Po naliczeniu 15-sto minutowej dekompresji pada hasło „zwalniać haki”. Wtedy zaczyna się rodeo. Potężny prąd porywa nas. Pędzimy jak szaleni. Prąd wciska nas w kaniony archipelagu, gdzie nabiera jeszcze większej prędkości. Cieszę się jak dziecko na kolejce górskiej. Widzę, że M na szczęście nie walczy. Dała się też porwać. Bosko myślę. Wyjdzie i będzie zachwycona.
M Lecę w prądzie jak wszyscy. W sumie fajnie, ale w połowie nurkowania prąd robi się tak silny, że serce zaczyna mi walić jak oszalałe. Nie wypuszczam haka rafowego z ręki. Prąd jest teraz tak silny, że bez haka byłoby krucho.
Prąd wzmaga się interwałowo, co kilka sekund wali w nas z takim impetem, że przemieszczanie odbywa się skokowo. Kiedy prąd napiera, trzymam się jak najbliżej rafy, żeby zminimalizować opór wody. Kiedy po kilku sekundach delikatnie odpuszcza, próbuję przemieścić się za przewodnikiem, choć wymaga to sporo wysiłku. To jest walka. Czuję, że łydki i mięśnie zostały postawione w stan gotowości. Dodatkowo próba obrócenia twarzy, żeby popatrzeć, gdzie jest przewodnik, kończy się każdorazowo oderwaniem maski od twarzy i zalaniem jej. Uuuuu… to mi się nie podoba. Zadaję sobie pytanie, czy to jest jeszcze fajne, czy już nie? Ale nie jestem pewna.
Z jednej strony fajnie, bo sytuacja jest bardziej wymagająca i można się sprawdzić. Najgorzej, kiedy do głosu dochodzą obawy. Bo oto właśnie przyszedł czas, kiedy to mogę nie wczepić się na czas hakiem w skałę (podczas przemieszczania się) i prąd wywieje mnie gdzieś daleko od grupy. Ta myśl stresuje mnie najbardziej. Staram się nie dopuszczać jej do głosu. Skupiam się maksymalnie na zadaniu. Jestem cały czas tuż za przewodnikiem. Przemieszczam się zgodnie z rytmem, który dyktuje ocean. Inaczej po prostu się nie da. „Skubaniutki” targa nami tak, że próbuje nas oderwać od rafy i skał, w które się wczepiamy metr po metrze.
Po ok. 20 minutach takiej siłowej przeprawy przewodnik sygnalizuje, że już czas na przystanek bezpieczeństwa, co poniektórzy z nas mają już niewiele powietrza, przez ten okrutny wysiłek.
Ok… myślę sobie… wiec teraz przyjdzie nam się puścić skały – jedyne co jeszcze nas trzyma w miarę razem… bo do tej pory jesteśmy na ok 15 metrach. No dobra… pełna obaw, odczepiam się od skał, wpływając w toń… w końcu nie tylko mnie teraz porwie prąd… Pilnuję, żeby za wszelką cenę, być blisko przewodnika. Zresztą to moja główna zasada nurkowa: „zawsze być blisko przewodnika”. Udaje się. Przystanek bezpieczeństwa w toni, na szczęście jesteśmy w komplecie. Choć cały czas czujemy, jak prąd pcha nas w nieznanym kierunku. Trzymamy się razem. To jest moja strefa komfortu. Po wynurzeniu się na powierzchnię, wpadamy w jeszcze inny prąd. Zaczyna nami obracać „washing machine”. Kręcimy kółka dobre 15 minut zanim podejmuje nas łódź nurkowa. P jest pod nami 5 metrów. Woli być z aparatem pod wodą niż miotany na powietrzni, walczyć ze sprzętem. Co ciekawe w prądzie „washing machine” jego bąbelki wydychanego powietrza lecą w dół, a nie do góry.
P Wieczorem opowieściom nie ma końca. Każdy opowiada, jak doskonale bawił się podczas dzisiejszych nurkowań. Imprezę kończymy po północy, padnięci jak konie po orce.
Nikt nie spodziewa się, że nasz sen zostanie brutalnie przerwany przez pukanie do drzwi i wyszeptane cicho słowa:
Whale shark!!!
P Resztki snu plączą się pod powiekami, kończyny z wyczerpania
nie mają ochoty współpracować. Słuch niedomaga. Kochanie, co oni mówią? Jest 4 rano i jeszcze ciemno!!!
M Wydaje mi się, że mówią „whale shark”.
P Dochodzi do mnie, że do łodzi, zwabiony planktonem kumulującym się przy reflektorach statku, przypłynął rekin wielorybi. Choć wszystko we mnie krzyczy, nie wychodź z łóżka, ambicja fotografa nie zostaje obojętna na to wydarzenie. Szybka konfiguracja aparatu, chwytam za maskę, płetwy, kąpielówki i już po chwili jestem w wodzie. Choć na statku gotuje się od emocji, pod wodą panuje cisza. Gigantyczny, kilkumetrowy rekin wielorybi ze spokojem, pochłania śnieżnobiałą chmurę planktonu – ogromną paszczą.
W blasku potężnej lampy skierowanej w taflę wody, widok zapiera dech w piersi. W głowie kompletny mętlik. Nie wiem, czy to z emocji, czy niedospania. Skup się, myślę, masz jedyną taką szanse zrobić fantastyczne zdjęcia. W głowie kalkulator przelicza ustawienia parametrów aparatu. Przysłona, czas, ISO. Przysłona nie może być za mała, bo rekin jest olbrzymi, a musi wyjść w całości ostry. Nie może wyjść z głębi ostrości. Czas nie może być za długi, bo zdjęcie będzie rozmyte. Nie może też być za krótki, bo ISO będzie za wysokie i stracisz tak cenne szczegóły. ISO jest wypadkową przysłony i czasu. Za małe – to zdjęcie wyjdzie za ciemne. Za duże to szumy brutalnie zjedzą szczegóły i przepalisz zdjęcie. Parametry ustawione, teraz szukam odpowiedniego kadru. Rekin wije się pod wodą, zmieniając kierunek płynięcia.
Próbuję ustrzelić idealny kadr jak snajper na misji życia. Nie robię zdjęć seryjnych. Nie lubię przeglądać tysięcy zdjęć, w których może się coś znajdzie. Robię kilka, wyczekanych, przemyślanych, bez chybienia. Już pod wodą wiem, coś z tego będzie. I choć zanurzam się na bezdechu, czekam aż do drgawek na ten jedyny moment, żeby nacisnąć spust migawki. Rekin pływa pod statkiem prawie godzinę. Czasami odpływa, żeby po chwili wyłonić się z czarnej głębi śpiącego jeszcze oceanu. Kiedy niebo nabiera koloru poziomkowo-błękitnego odpływa.
To jest magia
P Ale safari się jeszcze nie kończy. Nie ma czasu na sen. Już za chwilę poranne nurkowanie. Zmęczony, ale szczęśliwy przygotowuję się do kolejnej przygody. Briefing podnosi skale siły prądów. Dobrze, myślę sobie, jestem zbyt zmęczony, żeby machać płetwami. Scenariusz się powtarza. Pierwsze nurkowanie jest najgłębsze, więc podpływamy do skarpy archipelagu, wyczekując na rekiny. Następnie wpływamy w kaniony. Dość szeroki piaszczysty korytarz ciągnie nas w głąb wysp. Na horyzoncie niczym ptaki pojawiają się orlenie. Przydałoby się zatrzymać i nacieszyć oczy oraz nakarmić kartę pamięci pięknymi kadrami. Jak zwykle prąd ma inne plany niż my. Piaszczyste dno nie ma punktu zaczepienia hakami. Walczymy, ile się da, płynąc pod prąd, aby spędzić choć chwilkę z orleniami. One zawieszone prawie w bezruchu, delikatnie poruszają skrzydłami. My walczymy o życie, żeby utrzymać pozycję. Po chwili odpuszczamy. Kanion rozszerza się, a prąd spowalnia. Po chwili znajdujemy się nad piękną kolorową rafą. Niemal w każdym zagłębieniu rafy żółw. Jest ich naprawdę sporo. Jedne śpią, inne swobodnie pływają wśród nas, pozując do zdjęć. Żółwie towarzyszą nam na przystanku bezpieczeństwa. Do samego końca nurkowania rozglądamy się we wszystkie strony, bo tyle ich jest.
Brzmi jak sen?
P Dla mnie i dla M safari po Malediwach to spełnienie marzeń. Spędzamy czas razem z przyjaciółmi. Ogrom pozytywnych przygód nakręca w głowach kolejne palny nurkowe. To również czas przełamania kolejnych lęków M związanych z prądami, głębokością i dekompresją. Choć zajrzała z bliska głęboko w oczy rekina tygrysiego (zresztą nie jeden raz!) nie skończyła jako jego przekąska. Wręcz przeciwnie. Teraz chce dalej, głębiej, egzotyczniej, drapieżniej. Wspólne nurkowania uczą M pokonywania lęków, a mnie cierpliwości ;)
M Wyprawa na Malediwy w mojej pamięci ma smak kokosa zerwanego prosto z palmy – na drugie śniadanie. To fantastyczny, nieśpieszny czas spędzany na powierzchni, za to pod wodą na 5 biegu, gdzie wszystko dzieje się szybko i dynamicznie. Wyprawa na Malediwy jest niczym „Pakiet VIP od Posejdona”: rekiny wielorybie, żarłacze tygrysie, żarłacze czarnopłetwe, srebrnopłetwe, rekiny młoty, żółwie, orlenie… nie sposób wszystko spamiętać…
M i P Zobaczyliśmy prawie wszystko co chcieliśmy zobaczyć, za wyjątkiem mant, których zabrakło na naszej bajecznej trasie. To nie przypadek. To okazja, aby wrócić. Aby po raz kolejny zaplanować i odliczać dni do powrotu w błękitne odmęty Oceanu Indyjskiego. Z całą pewnością możemy powiedzieć, że było to nasze najlepsze safari w życiu – jak na razie ;)
I choć przygód było… dużo… dużo więcej… nie możemy zdradzać wszystkiego… bo choć moglibyśmy ze szczegółami opisać każde z tych niesamowitych –i bardzo bliskich spotkań pod wodą… to żadna opowieść nie odda tego, co czuje się tam, pod wodą. Tego momentu ciszy, kiedy słychać tylko własny oddech i serce bijące szybciej niż zwykle. Bo najważniejsze nie jest to, ile gatunków zobaczysz. Najważniejsze jest być częścią tej niesamowitej, niepowtarzalnej, unikatowej chwili, której nikt nigdy ci już nie odbierze.
Więc jeśli masz szansę – nurkuj! Nie po rekordy, nie dla zdjęć. Po to, żeby przeżyć to wszystko samemu.
REKLAMA
Gdzie zanurkować z rekinami?
SHARKS CALENDAR!
KOCHAMY NURKOWAĆ. UWIELBIAMY ODKRYWAĆ NOWE MIEJSCA, ZAGŁĘBIAMY SIĘ W NOWE DESTYNACJE, JESTEŚMY PREKURSORAMI
SWOJEJ NURKOWEJ ŚCIEŻKI. Zaczynamy selekcjonować wyjazdy na podstawie swoich upodobań, preferencji. Jednym z wiodących upodobań jest wybieranie destynacji pod kątem zobaczenia konkretnych przedstawicieli fauny morskiej.
Są wśród nas wielbiciele dużych zwierzaków, ogromnych ławic ryb, a także pasjonaci głównie fotografii makro – czyli świata małych stworzeń (critters) i wszystkiego co małe i nie zawsze widoczne pod wodą na pierwszy rzut oka. W tym artkule spróbuję przybliżyć Wam mapę nurkową większych osobników, a mianowicie rekinów. Gdzie ich szukać? Kiedy? Z jakimi gatunkami będziemy mogli zanurkować?
Na świecie istnieje ponad 500 gatunków rekinów. Od najmniejszych – kilkucentymetrowych do ponad 16-metrowych. Z tej ogromnej ilości gatunków, tylko 12 może zaatakować człowieka, a 5-6 gatunków – faktycznie może nam zagrażać. Ta prosta matematyka pokazuje, że większość rekinów jest dla nas bezpieczna – o ile przestrzegamy kilku drobnych wskazówek, o których pisałam w artykule „Sharks” w nr 22 i 23 Magazynu PD.
Zaczynamy od TOP 4! Z pewnością plejadę gwiazd mamy w Oceanie Spokojnym: Galapagos, Wyspa Kokosowa, Malpelo i Archipelag Revillagigedo (Socorro). Pomiędzy tymi wulkanicznymi wyspami występuje migracja rekinów młotów, żarłaczy galapagoskich, rekinów jedwabistych, rekinów wielorybich, rekinów tygrysich, żarłaczy szarych.
1. GALAPAGOS. Galapagos to miejsce marzenie – polecam je zrealizować Na Galapagos nurkować można przez cały rok – zarówno z lądu jak i podczas safari, jednak to wokół wyspy Wolf i Darwin występuję największa koncentracja rekinów młotów. Te wulkaniczne wyspy należące do Ekwadoru, wpisane w 97% jako Park Narodowy, tworzą istny świat zwierząt. Najlepszy czas na nurkowanie? Czerwiec-październik, kiedy woda jest chłodna, a silne prądy i bogate w składniki odżywcze wody
Tekst ANNA METRYCKA
Zdjęcie ProDive
Zdjęcie Łukasz Metrycki
przyciągają ogromne ławice rekinów. Wówczas koncentruje się tu ok. 90% populacji rekinów młotów! Ponadto, miesiące przejściowe listopad/grudzień oraz kwiecień/maj to oczywiście również gwarancja zobaczenia hammerheadów i wyżej wymienionych gatunków rekinów (silky sharks, galapagos sharks, tiger sharks), koncentracja wynosi 65-70%. Niemniej jednak – kiedy popłyniecie na wyspę Wolf i Dariwn z pewnością zobaczycie setki, tysiące przepływających rekinów młotów. Scena jak z filmu Jeśli celujemy również w rekiny wielorybie (15-metrowe!!!) – spotkamy je pod wodą do końca listopada, początku grudnia. Co warte zaznaczenia – na Galapagos żyją również endemity, m.in. galapagos bullhead shark znany również jako peruvian horn shark, oraz ogromne ilości innych stworzeń morskich, które wspólnie tworzą chyba najlepsze miejsce do nurkowania na świecie! Absolutny TOP – must see!
2. ARCHIPELAG REVILLAGIGEDO. Jeśli wydaje Ci się, że nie ma miejsca porównywalnego do Galapagos – pojedź na Socorro Mamy tu powtórkę z rozrywki, jeśli chodzi o rekiny, a do tego jeszcze kilka inny przedstawicieli „dużych zwierzaków”. Kiedy warto zaplanować Socorro? Od listopada do czerwca, a szczególnie: listopad-styczeń, maj-czerwiec! Wokół archipelagu występuje bowiem 12 gatunków rekinów: rekiny wielorybie (listopad-grudzień oraz od kwietnia do czerwca), żarłacze galapagoskie, rekiny młoty, rekiny jedwabiste (kwiecień-czerwiec), rekiny tygrysie, rekiny rafowe białopłetwe i czarnopłetwe, żarłacze szare… sporo ich Ponadto, podczas nurkowania są one naprawdę bardzo blisko Was! Często „wisicie” w toni przez 20 min a hammerhead’y krążą wokół Was robiąc prawdziwe tornado! Do tego codziennie spektakle z rekinami w roli głównej na stacjach czyszczenia… nie wiadomo na co patrzeć Aby dotrzeć do tego wyjątkowego miejsca należy przylecieć do regionu Los Cabos na półwyspie Kalifornijskim. Następnie, aby przeżyć jedne z najlepszych nurkowań w swoim życiu trzeba płynąć ok 27 h łodzią safari, do archipelagu oddalonego o 400 km od stałego lądu. Czy warto? To pytanie retoryczne. Moje TOP 3 nurkowań!
3. WYSPA KOKOSOWA. Jedna z pereł w koronie wulkanicznego czworokąta Oceanu Spokojnego. Wyspa została odkryta w 1526 roku przez Hiszpana Joana Cabezasa, około 500 km na południowy zachód od wybrzeża KOSTARYKI, do której należy! Maleńka oaza tropikalnego lasu deszczowego we wschodnim Pacyfiku znana jest jako „Wyspa Rekinów”. Tutaj doświadczysz bliskiego spotkania ze stadami rekinów młotów, spotkasz tu mnóstwo rekinów rafowych białopłetwych czy rekinów tygrysich! Podobnie jak Socorro, Cocos Island to wyprawa z listy marzeń, a większość doświadczonych nurków uważa ją za jedno z najlepszych miejsc na świecie! Wyspa koncentruje życie w promieniu setek mil i jest szczególnie sławna właśnie z rekinów młotów, liczonych w setkach Sezon na „młoty”? Maj-listopad! Mała uwaga – nie mylcie Wyspy Kokosowej z Wyspami Kokosowymi, które znajdują się na Oceanie Indyjskim i stanowią terytorium zewnętrzne Australii! Tam tylko zobaczycie małe rekiny rafowe
4. MALPELO. Kiedy myślisz o nurkowaniu, prawdopodobnie Kolumbia nie jest jednym z pierwszych miejsc, które przychodzą Ci na myśl. I tu Cię zaskoczę! Ukryta we wschodniej części Oceanu Spokojnego, 500 kilometrów od kontynentalnej części Kolumbii, leży wyspa Malpelo. Ta mała, skalista przystań może wydawać się niepozorna na powierzchni, ale prawdziwe skarby wyspy kryją się pod powierzchnią wody! To tutaj zobaczymy po raz kolejny, jedną z największych populacji rekinów na świecie! Podczas każdego nurkowania możemy zobaczyć od 200 do 300 rekinów młotów, żarłaczy galapagoskich oraz setkę żarłaczy jedwabistych! Do tego piękne, ogromne rekiny wielorybie! Region Malpelo jest punktem zbiegu kilku ważnych prądów Pacyfiku i Zatoki Panamskiej, co niewątpliwie wpłynęło na ten szczególny skład tamtejszej fauny morskiej. Chronione wody Malpelo oferują również rzadką okazję do spotkania nieuchwytnego rekina „short-nosed ragged-toothed shark”. Najlepsza pora? Lato lub grudzień/styczeń i marzec Rekiny młoty i rekiny galapagoskie można spotkać praktycznie przez cały rok, ale ich ilość będzie się różnić. Latem można zobaczyć rekiny wielorybie a duże ławice rekinów jedwabistych pojawiają się wokół wyspy od kwietnia do lipca. Jeśli chcesz zobaczyć wszystkie te zwierzęta, najlepszymi miesiącami są czerwiec i lipiec. Jeśli chcesz zobaczyć największe ławice rekinów młotów,
najlepszym wyborem będzie grudzień. Trochę skomplikowane, ale wykonalne
5. HAWAJE. Jak wspomniałam na początku artykułu, istnieje około 500 różnych gatunków rekinów, a na Hawajach występuje ich ok 40. Możemy zobaczyć tu trzy główne gatunki: rekiny galapagoskie, piaskowe i tygrysie, szczególnie wokół Oahu i Big Island (Kona). Możemy mieć też szansę na spotkanie z rekinami błękitnymi, jedwabistymi czy młotami. Najlepszy czas na nurkowanie z rekinami na Hawajach, szczególnie z rekinami tygrysimi, to miesiące letnie i jesienne, konkretnie od maja do listopada. Okres ten pokrywa się z czasem, w którym duże samice rekinów tygrysich odwiedzają płytsze wody, prawdopodobnie w celu rodzenia lub kopulacji. Inną przyczyną jest fakt, że gatunki rekinów, takie jak rekiny galapagoskie i tawrosze piaskowe, mają w tym czasie tendencję do przemieszczania się na głębsze i zimniejsze wody. W rezultacie rekiny tygrysie, które czują się bardziej komfortowo w cieplejszych wodach, wykorzystują tę okazję do eksploracji płytszych obszarów, które są zwykle zajmowane przez inne gatunki. Wczesne poranki i dni z lekkim wiatrem zapewniają najlepszą widoczność i spokojniejsze warunki do spotkań z rekinami, i takie nury właśnie polecam! Ponadto, to tutaj występują również żarłacze białe… ale na te spotkanie raczej nie będę naciskać
6. BAHAMY. Słoneczne Bahamy to światowej klasy miejsce nurkowe z łatwo dostępnymi miejscami nurkowymi dla osób o każdym poziomie doświadczenia. To niezwykłe sanktuarium gości wiele gatunków rekinów, w tym żarłacze tępogłowe, tygrysie, młoty, rekiny cytrynowe, rekiny rafowe karaibskie, rekiny białopłetwe i rekiny rafowe czarnopłetwe. Wszystkie te gatunki przyciągają wielu nurków do trzech głównych miejsc nurkowych w tym regionie: Tiger Beach, Bimini Island i Cat Island. Aby spotkać rekiny młoty, warto zanurkować na Tiger Beach, które najczęściej widuje się tam w lutym i marcu, a nurkowanie jest stosunkowo łatwe, bo odbywa się w płytkiej wodzie, gdzie nurkowie klęczą na piaszczystym dnie i obserwują… rekiny tygrysie, żarłacze tępogłowe młoty, rekiny wąsate, żarłacze żółte i rekiny rafowe karaibskie! I to wszystko między październikiem a styczniem-marcem. Aby zobaczyć rekiny młoty, warto wybrać się na Bimini Island między grudniem a marcem, a Cat Island oferuje spotkania z rekinami białopłetwymi od kwietnia do czerwca. Polecam!
7. MEKSYK. Jukatan, Cozumel, Morze Korteza. Wspomniałam już w tym artykule o Archipelagu Revillagigedo – który należy do Meksyku, ale mamy w tym kraju jeszcze kilka miejsca na dobre nury z rekinami. Będąc na Jukatanie, koniecznie zaplanujcie snorkling przy Isla Mujeres. Latem, ciepłe wody Morza Karaibskiego przyciągają rekiny wielorybie do północnej strony Isla Mujeres, tworząc jedno z największych skupisk tych ryb na świecie! Główny sezon na pływanie z whale sharks przy Isla Mujeres to od maja do września, a szczyt aktywności przypada na czerwiec, lipiec i sierpień. Natomiast pomiędzy nurkowaniami w cenotach, w okresie listopad (raczej druga
Zdjęcia Łukasz Metrycki
Zdjęcie Łukasz Metrycki
połowa) do lutego/początku marca zarezerwujecie sobie nurkowanie z żarłaczami tępogłowymi! To dopiero niezapomniane przeżycie! Ostatnie miejsce, o którym chciałabym wspomnieć to Morze Korteza. Bahia de Los Angles to wyjątkowe miejsce, w którym w każdym sezonie (od maja do września/ października, ale najlepszym okresem jest lato) pojawia się nawet 220 rekinów wielorybich! To letnie zgromadzenie rekinów wielorybich jest wręcz legendarne w Baja de Los Angles! Warto wpisać na listę! :)
8. RPA. U wybrzeży Południowej Afryki pływa najwięcej rekinów na świecie – łącznie ponad 200. W okolicach rafy Aliwal Shoal oraz Protea Banks od grudnia do lutego macie szansę na spotkania z rekinami tygrysimi, żarłaczami tępogłowymi (Bull Sharks), Oceanic Black Tip Sharks, Raggies – czyli tawroszami piaskowymi, White Tip Reef Shark. Od czerwca do października zobaczycie full of raggiess! A w grudniu na Protea Banks – rekiny młoty Tawrosze piaskowe to rzadko spotykane rekiny – a bardzo charakterystyczne ze względu na kształt swoich poszarpanych zębów, których tracą ponad tysiąc w ciągu życia! Republika Południowej Afryki to miejsce szczególne które ma bardzo dużo do zaoferowania, ale trzeba wiedzieć, jak dobrze zaplanować wyjazd Nie mogę nie wspomnieć o Kapsztadzie, gdzie spotykają się dwa prądy oceaniczne, czego skutkiem jest stworzenie siedliska dla szerokiej gamy gatunków z cieplejszych i chłodniejszych środowisk, w tym właśnie rekinów. Wiele osób, słysząc słowo „rekin” w zatoce False Bay, od razu myśli o żarła-
czach białych (nurkowanie w klatkach, maj-sierpień), ale jest to także miejsce, gdzie można nurkować z prehistorycznie wyglądającym rekinem krowim (znanym również jako rekin siedmioskrzelowy) sevengill shark. Przy odrobinie szczęścia spotkamy dusky shark, shortfin mako (ostronosa atlantyckiego), rekina natalskiego, puffadder shyshark, pyjama shark, spotted gully shark. Hammerheads, blue, mako sharks zobaczymy pod wodą od listopada do marca
9. MOZAMBIK. Mozambik to jedno z najlepszych miejsc na świecie do nurkowania z rekinami tępogłowymi. Ale to nie wszystko – zobaczysz tu także rekiny wielorybie, rekiny tygrysie, rekiny młoty, rekiny lamparcie, szare rafowe, białopłetwe, srebrzyste i czarnopłetwe! Polecam eksplorację głębin Ponta do Ouro, Tofo i Barra oraz morskie sanktuarium Parku Narodowego Archipelagu Bazaruto. Najlepszy czas na nurkowanie z rekinami tępogłowymi (i większością rekinów wymienionych wyżej) w Ponta do Ouro to okres od października do maja, przy czym najlepszymi miesiącami są grudzień i marzec. Wtedy rekiny tępogłowe gromadzą się na głębszych rafach, a najlepszym miejscem na obserwację jest rafa Pinnacles. Rekiny wielorybie spotkasz w Tofo Beach i Archipelagu Bazaruto między październikiem a kwietniem!
10. MALEDIWY. Z prawie 2000 wysp położonych na Oceanie Indyjskim, na całym archipelagu Malediwów z pewnością nie brakuje niesamowitych miejsc do nurkowania – bo spotkasz
je prawie wszędzie! :) Jeśli jednak szukasz rekinów wąsatych (nurse sharks), udaj się na rafę koralową wyspy Alimathà, gdzie prawdopodobnie zostaniesz „otoczony” przez ponad 100 rekinów naraz! Jest to wręcz hipnotyzujące miejsce za dnia, ale jeszcze bardziej epickie po zmroku, więc koniecznie zaplanuj nurkowanie nocne! Ten sam spektakl doświadczysz przy Huvadhoo Atoll. Huvadhoo ma głębokie kanały i tętniące życiem systemy rafowe, co czyni je idealnym siedliskiem dla tych gatunków. Najlepszy czas? Od stycznia do kwietnia. Do kapitalnych miejsc na nurkowanie z rekinami dołóż koniecznie Rasdhoo, South Ari i Fuvahmulah! Rekiny wielorybie spotkasz podczas nurkowania lub snorklingu na South Ari Atoll: na zachodniej stronie Atolu Południowego Ari od grudnia do kwietnia, na wschodniej stronie od maja do listopada. Jeśli marzymy o spotkaniu z rekinem tygrysim – polecam atol Fuvahmulah, położony na dalekim południu! Tiger Zoo to światowej sławy miejsce nurkowe które daje możliwość nurkowania z rekinami tuż przy porcie wyspy. Najlepszy czas na ich obserwację od grudnia do marca. Na koniec wspomnę o szarych rekinach rafowych, które spotkamy pod wodą na South Male Atoll czy Vaavu Atoll, również od stycznia do kwietnia. Malediwy są naprawdę wyjątkowe!
11. PALAU. Republika Palau, wyspy należące do Stanu Mikronezji, w zachodniej części archipelagu Karolingów a stowarzyszone ze Stanami Zjednoczonymi. Palau znajduje się na skrzyżowaniu Oceanu Spokojnego i Morza Filipińskiego, na obrzeżach geograficznego regionu świata zwanego „Trójkątem Koralowym”. To tutaj powstało pierwsze sanktuarium
rekinów w 2009 roku i zasłużenie należy do najlepszych miejsc do nurkowania na świecie. Nieocenionym spotem nurkowym tego wyspiarskiego kraju jest Blue Corner, szczególnie dla miłośników rekinów. Prąd zrywa maski z twarzy płetwonurków przypiętych hakami do krawędzi rafy, a szare rekiny rafowe, rekiny czarnopłetwe i srebrzystopłetwe, wąsate, lamparcie – a czasem rekiny młoty, przepływają przed Wami tworząc niesamowity spektakl. Chociaż bogate w składniki odżywcze prądy zapewniają doskonałe warunki do nurkowania z rekinami, potrafią być one naprawdę silne i nieprzewidywalne, dlatego doświadczenie w nurkowaniu dryfowym jest niezbędne! Pomijając już spektakularny Blue Corner, w innych spotach nurkowych macie szansę zobaczyć także nurse sharks, bull sharks, tiger sharks i zebra sharsk! Reasumujac! Palau jest bardzo różnorodne i ma do zaoferowanie sporo innych rzeczy… ale o tym, w kolejnym numerze Najlepszy czas? Teoretycznie od listopada, ale polecałabym grudzień-marzec.
12. FILIPINY, MALAPASCUA. Malutka niczym muszelka, wyspa na północ od Cebu na Filipinach mierzy 1,5 x 2 km. Tropikalny raj można by rzec, ale swoją sławę zyskała dzięki rekinom zwanym lisami morskimi, czyli tresher sharks. Ważące ok. 250 kg, mierzące do 4 m – zwinne rekiny kosogony są wizytówką Filipin w kategorii „sharks”. Ogon stanowi 1/3 długości ich ciała i służy do ogłuszania potencjalnej ofiary. Zanurkujecie z nimi w Kimud Shoal, choć kiedyś znanym z populacji kosogonów było Monad Shoal. Pojawienie się rekina tygrysiego w tym miejscu sprawiło, że lisy morskie zmieniły swoją lokalizację. Przy odrobi-
Zdjęcie Matt Reed
nie szczęścia zobaczymy również rekina młota! Tresher sharks możemy zobaczyć już na 10-15 metrze, już nie tylko o świcie jak na Monad Shoal, ale również w późniejszej części dnia. Zapewniam, że warto wybrać się na tą malutką wysepkę… Najlepsza pora? Rekiny można spotkać cały rok, jednak celujcie od listopada do maja, jednak „peak” na kosogony przypada od stycznia do kwietnia.
13. FRANCUSKA POLINEZJA. Polinezja Francuska to utopia i niezmiennie od wieków synonim raju na ziemi, krystalicznie czystej wody i białych plaż. Jednak w obrębie przełęczy Tiputa (Rangiroa), znajdziesz jedno z najciekawszych miejsc do nurkowania, o nazwie Canyons. Prądy oceaniczne przyciągają tu ponad 200 szarych rekinów rafowych! Szare rekiny rafowe występują przez cały rok, ale jeśli zaplanujesz wyjazd między styczniem a marcem, masz dodatkowe szanse na spotkanie rekinów młotów!
14. FIDŻI. Fidżi to archipelag położony na południowym Pacyfiku, składający się z ponad 300 wysp. Jako światowa stolica miękkich koralowców, Fidżi zachwyci Cię tętniącą życiem rafą pokrytą wielobarwnymi koralowcami. Nie ma drugiego takiego miejsca jak Fidżi, jeśli chodzi o połączenie przepięknych koralowców i… rekinów! Jeśli spróbujesz oderwać wzrok od koralowców, Twoim oczom ukaże się stado tych fantastycznych zwierzą! Do najczęściej spotykanych gatunków należą rekiny rafowe białopłetwe, szare i czarnopłetwe, a także rekiny jedwabiste, zebra sharks, cytrynowe, młoty i rekiny wielorybie! Wyspy Gau, Nigali Passage i Makongi to najlepsze miejsca na obserwację tych gatunków! Aby zobaczyć żarłacze tępogłowe z bliska, koniecznie zapisz się na nurkowanie w lagunie Beqa w Pacific Harbour na wyspie Viti Levu. Średnio dziennie pojawia się tam około 50 rekinów. Główną atrakcją są żarłacze tępogłowe, ale można tam również zobaczyć również rekiny wąsate, cytrynowe, białopłetwe, czarnopłetwe, srebrnopłetwe, szare, a czasem tygrysie. Nurkowania z rekinami tępogłowymi możliwe są przez cały rok, ale polecam między kwietniem a wrześniem.
15. AUSTRALIA, PÓŁNOCNY QUEENSLAND. Na koniec nie można nie wspomnieć o kontynencie australijskim. Ta światowej sławy rafa nie wymaga przedstawiania. Jednym z najlepszych miejsc do obserwacji rekinów na Wielkiej Rafie Koralowej w Australii jest Osprey Reef, gdzie można zobaczyć rekiny rafowe szare, rekiny srebrzyste, rekiny dywanowe, rekiny młoty a nawet rekiny tygrysie! Najlepszy sezon przypada na okres od czerwca do grudnia.
Zdjęcie ProDive
MÓJ PUNKT WIDZENIA
Porozmawiajmy troszkę o ŁODZIACH!
Tekst i zdjęcia TOMEK KULCZYŃSKI
KTO Z WAS NURKOWAŁ KIEDYŚ
Z ŁODZI ALBO JAKIEJŚ INNEJ
JEDNOSTKI PŁYWAJĄCEJ??? TEMAT
Z POZORU PROSTY, ACZKOLWIEK
JAKŻE ISTOTNY W ŚWIECIE
NURKOWYM. Wraz z Waszym rozwojem nurkowym przychodzi moment, gdy staje się to nieuniknione i odkrywacie wtedy zupełnie nowy wymiar nurkowania.
Chcecie się dowiedzieć, z jakich jednostek jesteśmy w stanie zanurkować, jakie są ich różnice? Zalety oraz wady? Jakie zagrożenia ukradkiem na nas czyhają? O co w ogóle chodzi z tym nurkowaniem z łodzi? – Zapraszam do artykułu!
Zacznijmy od uprawnień. Czy aby nurkować z łodzi, powinniśmy ukończyć szkolenie, które nas do tego uprawnia? Odpowiedź brzmi: TAK, aczkolwiek zapytajcie Waszych znajomych, którzy podróżują po świecie – ilu z nich takie uprawnienia posiada Ja osobiście spotkałem się z tym, że organizator w ogóle o owe uprawnienia nie pytał, oraz zupełnie odwrotnie – przy okrętowaniu się na łódź konieczne były uprawnienia. W momencie, kiedy ktoś ich nie posiadał, możliwe było ich zro-
bienie w pierwszym dniu nurkowym – oczywiście za dodatkową opłatą Moim skromnym zdaniem – jeszcze trochę i przyjdzie taki czas, gdzie po prostu nie zostaniemy wpuszczeni na łódź bez uprawnień. A to za sprawą agencji ubezpieczeniowych! Przy jakiejś rozmowie z armatorem właśnie o tym rozmawialiśmy i wszyscy wiecie, jak to wygląda przy wypłacie odszkodowań…
Kolejnym aspektem związanym z łodziami jest choroba morska!!! Jest to straszna dolegliwość – i jak sobie pomyślę, że siedzę na RIB-ie – czyli wielkim pontonie, który będzie na zdjęciu poniżej. Są ogromne fale, buja łodzią góra-dół… Do tego ten cudowny zapach benzyny i oleju z silnika – kto przeżył, ten wie Ja osobiście mam małą tolerancję na chorobę morską. Z ogromnego doświadczenia wiem, że do 3 w skali Beauforta jest super zabawa. Brak jakichkolwiek objawów. Do 4 muszę już wspomóc się tabletką, a powyżej – rezygnuję z wypłynięcia. Dla kontrastu – niektórzy nie mają jej w ogóle i wtedy im większe fale, tym większa zabawa… Natomiast znam takich, którzy nie są w stanie dopłynąć z portu w Helu na wrak „Bryzy”. Kto nie był – jest to rzut kamieniem. Pozytywnym aspektem jest to, że po trzech dniach na morzu choroba morska przechodzi, błędnik się przystosowuje i wtedy można podbijać morza i oceany. Aczkolwiek – po tygodniu na łodzi, w momencie zejścia na ląd, czujemy, że jeszcze nami buja. Przechodząc do łodzi – zacznijmy od tych najmniejszych. Jest to najtrudniejszy rodzaj łodzi, z jakich możemy nurkować. Z reguły wchodzimy na taką łódź już ubrani w sprzęt, bo niemożliwością byłoby ubranie go na łodzi… Przy wyskakiwaniu musimy to zrobić przewrotką do tyłu (trzymając jedną ręką maskę i automat) i to dwie osoby jednocześnie – po przeciwnych stronach – bo inaczej ryzykujemy wywrotką. Nurkowanie z takich łodzi to nie lada wyczyn, aczkolwiek przy odrobinie praktyki wszystko jest możliwe.
Kolejne pod względem wielkości są wspomniane wyżej RIB-y. Skrót pochodzi z angielskiego Rigid Inflatable Boat i znane są one jako łodzie hybrydowe – ze względu na to, że mają twarde dno jak motorówka, oraz nadmuchiwane boki jak ponton. Swoimi rozmiarami wahają się od malutkich, trzyosobowych, po wielkie – ponad 9-metrowe. Silniki zaburtowe, które napędzają dane jednostki, różnią się wielkością i z reguły – w momencie, kiedy łódź się zatrzyma – możemy wyczuć wspomniany zapach spalin… Nurkowanie z takiej łodzi jest już o wiele bardziej przyjazne. Sprzęt możemy włożyć do środka i przymocowany do stojaka na środku łodzi bezpiecznie płynie na miejsce docelowe. Ubieramy się w niego, siedząc na boku pontonu. I tu fajny tip – właśnie dla konfiguracji twinset –super się go zakłada, siedząc okrakiem, czyli mając jedną nogę na łodzi, a drugą w wodzie. Wyskakujemy również przewrotką w tył, a aby wejść z powrotem – należy zdjąć sprzęt jeszcze w wodzie i wciągnąć się do góry (kto potrafi) – lub po prostu wejść po drabinie
Przechodzimy do większych jednostek, jakimi są łodzie, kutry, donie. Mają one już stały pokład, są o wiele bardziej stabilne. Z reguły posiadają ławki, na których możemy się spokojnie ubrać. Wejście do wody odbywa się z pokładu, a wychodzimy – w zależności jak łódź jest do tego dostosowana – z reguły w pełnym sprzęcie i rozbieramy się dopiero na ławce. Nurkowanie z takiej łodzi to już bułka z masłem w porównaniu z mniejszymi – falowanie jest mniej odczuwalne, a ryzyko napotkania problemów – zdecydowanie mniejsze.
Łodzie safari – tutaj mamy już luksus. Na takiej łodzi mieszkamy, jemy i żyjemy. Jest ona naszym domem na część rejsu, i jak to w domu – nie nosimy na niej butów! Z reguły cały tył takiej łodzi poświęcony jest nurkowaniu. To tam trzymamy cały nasz sprzęt, przebieramy się i wskakujemy do wody poprzez wykrok, trzymając jedną ręką automat i maskę. Wychodzimy drabinkami, a po wyjściu możemy się spłukać słodką wodą z prysznica! Nurkowanie z takiej łodzi jest przyjemnością samą w sobie i oszczędza mnóstwo czasu i energii!
Ostatnią kategorią są łodzie safari, ale nie te luksusowe – przerobione specjalnie dla nurków, gdzie mamy prysznice w kajutach. Tam kajuta to dwie koje i tyle Warunki na takich statkach są dosyć surowe. Całe życie poza nurkowaniem toczy się w mesie. Są one dosyć pokaźnych rozmiarów. Mamy tutaj też ławki i skrzynki do przechowywania sprzętu, jednakże nie zawsze muszą być pod dachem Łodzie te z reguły są o wiele wyższe od tych luksusowych i wskakując do wody, mamy około 2 metrów do tafli… Plusem jest to, że przy takiej różnicy poziomów dostajemy się na pokład specjalną windą – co jest super rozwiązaniem. Trzeba jednak uważnie słuchać odprawy z jej użytkowania, gdyż tutaj trzeba bacznie uważać, gdzie kładziemy ręce oraz gdzie stawiamy nogi.
Część wspólna dla wszystkich rodzajów nurkowania z łodzi to to, że mnóstwo zależy od naszej konfiguracji. Nurkując z małej łódeczki i będąc w konfiguracji sidemount, możemy wyskoczyć w samej uprzęży, i ktoś nam poda butle do wody, gdzie je podepniemy. W tej sytuacji w konfiguracji twinset –
przy bardzo dużych falach i w suchym skafandrze – jest to praktycznie niemożliwe. Warunki pogodowe odgrywają ogromne znaczenie przy wszystkich typach łodzi. Na tych małych – niemożliwe jest wypłynięcie przy złej pogodzie. Tymi dużymi też potrafi nieźle bujać przy dużej fali… Dlatego pamiętajcie, że jeżeli nurkowaliście przy bezwietrznej pogodzie – następnym razem na tej samej łodzi może być już zupełnie inaczej. Super przykładem jest nasz Bałtyk – ponieważ jest tak kapryśny, że warunki, w których płyniecie na wrak, mogą się tak szybko zmienić, że będziecie z niego wracać w zupełnie innych
Podsumowując – nurkowanie z łodzi otwiera mnóstwo drzwi w naszej karierze nurkowej. Pamiętajcie o przeszkoleniu przy pierwszym nurkowaniu z danej jednostki, gdyż każda z nich jest inna i występują różne zagrożenia. Przy wypłynięciach na morze może pojawić się choroba morska, dlatego dla tych, u których jest ona dosyć uciążliwa – racjonalnym byłoby wybranie większej jednostki. Pamiętajcie, że nurkowanie przynosi mnóstwo zabawy, jednakże występują tutaj swoistego rodzaju zagrożenia – dlatego zawsze mądrze planujcie i nie podejmujcie pochopnych decyzji. Bezpiecznego nurkowania – z niejednego pokładu – Wam życzę!!!
•Kursy nurkowania rekreacyjnego i technicznego
•Autoryzowany serwis sprzętu nurkowego
• Powietrze / Nitrox / Tlen / Hel do 300 Bar
•Sklep stacjonarny
•Wyprawy nurkowe
ul. Kolejowa 2, 62-010 Pobiedziska, k/Poznania
SŁODKA WODA
OKIEM ANNY PASZTY
Baśniowa Saksonia i jej
GRANITOWY SZLAK
Tekst i zdjęcia ANNA PASZTA
KORONA SAKSOŃSKICH
KAMIENIOŁOMÓW to raj dla nurkowych wariatów, lubiących tajemnicze, chłodne, mroczne głębiny.
Przynajmniej raz w roku poświęcamy kilka dni na radosne taplanie w zalanych wodą nieckach dawnych kopalń, gdzie wydobycie i obróbka skały plutonicznej ma ponad stuletnią historię. W XIX wieku granit pełnił ważną rolę w budownictwie, utwardzaniu nawierzchni dróg, konstrukcji mostów i jako tłuczeń na torach kolejowych.
Na terenie Łużyc powstało wiele kamieniołomów, a górnictwo i kamieniarstwo były istotnymi gałęziami przemysłu. Obecnie wiele z tych kopalń jest już nieczynnych, a powstałe podczas wydobycia wyrobiska zalała woda.
I tutaj zaczyna się ich najnowsza historia…
HORKA
Kolejnym przystankiem na naszej trasie jest Horka. Śliczny, jasny kamieniołom o wysokich skalistych brzegach w koronie mieszanego lasu, który w październiku pięknie zabarwia się wszystkimi kolorami jesieni. Jeśli trafimy na ładny, słoneczny dzień, widok zapiera dech w piersiach! Pomiędzy majestatycznymi, granitowymi ścianami, artystka Natura umieściła lustro z wypolerowanego szmaragdu, oprawione w koronkową ramę czerwonych, zielonych i złocistożółtych drzew. W lustrze przegląda się słońce na tle błękitnego nieba, po którym z wolna wędrują stada białych jak śnieg obłoczków. Po tafli wody, jak barokowa dekoracja, pływają nenufary otulone płaskimi talerzami ciemnozielonych liści. Kwitnące nenufary pod koniec października!
Czytałam kiedyś, że ta baśniowa sceneria stała się filmowym plenerem w ekranizacji łużyckiej baśni o Krabacie – chłopcu, który został uczniem czarnoksiężnika. I ta baśń będzie się za mną snuła podczas całego pobytu, jako fantastyczne tło uzupełniające nasze podwodne przygody.
Tuż obok akwenu rozciąga się duża, porośnięta trawą polana, na której porozstawiano wygodne ławeczki na sprzęt. Można tu zaparkować kampera lub rozbić namiot, jeśli planujemy
dłuższy pobyt. Baza, prowadzona przez niezawodną Cosimę Schiffauer, na której fachowości i wiedzy zawsze można polegać, oprócz typowych usług dla nurków, oferuje także miejsca noclegowe i dostęp do wyposażonej kuchni i stołówki. Latem spotykamy tam wielu ludzi, jednak w październiku zdarzało nam się, że poza obsługą bazy byliśmy sami.
Skręcamy sprzęt, ubieramy skafandry i po długich metalowych schodach schodzimy nad wodę. Schody nie kończą się na powierzchni. Kolejne stopnie wcinają się w błękitną, odbijającą niebo taflę, stopień po stopniu zagłębiając się pod powierzchnię aż do głębokości 5 m. Niby w dół, a do nieba
Akwen nie jest zbyt duży i można go opłynąć podczas jednego dłuższego nurkowania, my jednak zamierzamy zrobić tutaj co najmniej dwa zanurzenia.
Na początek wybieramy trasę w poprzek niecki, prosto na drugą stronę, przez najgłębszą część kamieniołomu. Głębokość dochodzi do 32 m, widoczność jesienią osiąga 10–12 m.
Zanurzamy się wzdłuż podwodnych stopni i docieramy do usianego wielkimi głazami dna. Stok jest łagodny, więc powoli opadamy na coraz większą głębokość. Po drodze, między kamieniami znajdujemy co chwilę jakąś intrygującą zabawkę. Robimy krótki przystanek. Koniecznie trzeba sprawdzić, czy
10 m pod wodą da się pograć w siatkówkę dobrze obciążoną piłką lub zbić zawieszoną na linie kulą wszystkie kręgle z planszy.
Dalej głazy robią się coraz większe, zaczynają dominować odcienie ciemnej zieleni i szarości. Jednak, co zaskakujące, po dotarciu na sam dół niecki wciąż nie potrzebujemy latarek, światła dociera tutaj wystarczająco dużo. Szperamy chwilę w szmaragdowym mroku przy dnie i kierujemy się na przeciwległy stok. Od tego momentu będziemy się powoli wypłycać zwiedzając lewą stronę zbiornika.
Gdzieniegdzie napotykamy pozostałości kopalnianych urządzeń. Około 25 metra wypływamy wprost na dobrze zachowany kamienny budynek. Prawdopodobnie są to pozostałości bunkra lub budynku stacji pomp, jednak dla mnie wygląda jak domek czarnoksiężnika. Stropu nie ma, można więc wpłynąć do środka przez obramowany czerwoną cegłą otwór po drzwiach i wydostać się górą.
Płynąc dalej w lewo natrafiamy na przecinające toń rury przepompowni i docieramy do ogromnej, pionowej ściany. Jej gładka powierzchnia i idealne kąty proste robią niesamowite wrażenie pod wodą. W takich miejscach czuję się jak ptak. Powoli, spokojnie szybuję w toni podziwiając leżące daleko w dole widoki. Za rogiem, na głębokości około 12 m, w połowie wyso-
kości ściany, wprawiona została zaskakująca aranżacja. Natrafiamy na mosiężny bulaj przytwierdzony do skały masywnymi śrubami. Po otworzeniu osłony widzę po drugiej stronie nurka, który wisi w toni uważnie taksując mnie wzrokiem. Zamiast szyby w bulaj wprawiono lustro. Wisisz jak w nieważkości, przy ogromnej granitowej ścianie i spoglądasz przez steampunkowe okno do równoległego wszechświata. Magiczne!
Po chwili ściana kończy się, przechodząc znów w kamienisty, łagodniejszy stok. Tu można się natknąć na szczupaka czekającego wśród gałęzi zatopionych drzew na jakąś nieostrożną ofiarę. Wszędobylskie okonie przyglądają się nurkom z ciekawością, towarzysząc nam podczas safety stop, który odbywamy przy dużej półce skalnej, gdzie na metalowej kratownicy stoją przeróżne bibeloty, figurki i wazoniki. Kończymy naszą wycieczkę docierając do schodów. Przed wynurzeniem robię kilka zdjęć bujnie rozrośniętym tutaj moczarkom, ramienicom i liliom wodnym.
Jeszcze pod wodą, stojąc na stopniach schodów zdejmuję płetwy i jak dziwaczna wodnica wyłażę z moim nagle bardzo ciężkim ładunkiem szpeju na powierzchnię.
Podczas przerwy powierzchniowej decydujemy, że warto coś zjeść. Na nasz piknik znajdujemy najwspanialszą restaurację po słońcem! Pomiędzy drzewami, trochę ukryte, wiją się małe schodki kończące się na zawieszonej wysoko nad wodą półce skalnej. Stoi tam stolik i kilka krzeseł, a pod ścianą, osłonięta baldachimem zielonych krzewów, zaprasza do leniwego wypoczynku wielka, okrągła kanapa!
Przyprawiona zachwycającym widokiem najzwyklejsza konserwa turystyczna, jedzona nożem prosto z puszki i zapijana wodą smakuje jak wykwintne danie, parówka maczana w słoiku z ketchupem przypomina foie gras w pomidorach, a plasterek sera gouda z Biedronki urasta do rangi francuskiego specjału. Sceneria pikniku na wiszącej skale wzbogaca nasz skromny posiłek o kilka gwiazdek Michelin.
Po posiłku i odpoczynku godnym rzymskich cesarzy zbieramy się na kolejne nurkowanie.
Planowanie trasy po prawej stronie akwenu jest odrobinę bardziej skomplikowane. Im będziemy płycej tym dłuższa i bardziej rozbudowana stanie się nasza wycieczka. Tutaj linia brzegowa wcina się w głąb lądu wąskimi językami płytkich zatoczek. Zaczniemy tak jak wcześniej – przecinając zbiornik w poprzek. To najkrótsza droga na przeciwległą ścianę, ponieważ niecka przypomina odwrócony do góry nogami, spłaszczony stożek. Docieramy do 25 metra i wzdłuż lekkiego wygięcia progu skalnego nawigujemy na drugą stronę. Tam, wypłycając się powoli, skręcamy w prawo. Mijamy zawieszone na pionowych ściankach półki skalne. W płytkich zagłębieniach ścian kryją się zaskakujące figurki. Na jednej z nich przysiadł czeski Krtek, na innej zamieszkała para skrzatów.
Teren jest bardzo zróżnicowany. Wpływamy pomiędzy poprzerastane niskimi drzewkami osuwisko wielkich głazów. To pierwsza i najdłuższa z czterech zatoczek. Zaraz za nią drogę
przecina nam wysoki skalny grzbiet osłaniający kolejną odnogę. Mnóstwo tu roślinności i małych rybek, a pomiędzy kamieniami można spotkać niebiesko ubarwione raki szlachetne. Prawdziwe, naturalne akwarium rozświetlone poruszanymi falowaniem wody refleksami słonecznych promieni.
Kolejna ścianka i kolejna urokliwa zatoczka, stanowiąca doskonały plener do zdjęć podwodnych. U jej skraju na głębokości 10 metrów z toni wyłaniają się trzy rekiny. Ta atrakcja bardziej przypomina mi estetykę amerykańskich lunaparków z horrorów klasy B z lat ’80. Naturalnej wielkości figury zostały podwieszone w toni na stalowych linkach. W stronę nurków szczerzą się pomalowane odłażącą powoli białą i czerwoną farbą pyski. Jestem dość umiarkowanie zachwycona, ale moi współtowarzysze świetnie się bawią, robiąc sobie zdjęcia z głową w najeżonej ostrymi zębami paszczy rekina.
Mijamy kolejną ściankę i w najmniejszej z zatoczek robimy przystanek bezpieczeństwa po czym docieramy do schodów i kończymy naszą podwodną wizytę w Horce.
Miłosna historia pięknej nimfy i elfa
Jezioro MAMRY
KTÓŻ Z NAS NIE SŁYSZAŁ O JEZIORZE MAMRY
NA MAZURACH. TEN BAJECZNY AKWEN ŚCIĄGA MIŁOŚNIKÓW
WSZYSTKICH SPORTÓW WODNYCH OD DZIESIĄTEK LAT. PRZEDE WSZYSTKIM
MUSIMY PAMIĘTAĆ, ŻE JEST TO JEZIORO LEŻĄCE NA SZLAKU WIELKICH
JEZIOR MAZURSKICH, CO DLA NURKOWANIA MA OGROMNE ZNACZENIE.
Wtym przypadku słowo klucz to BEZPIECZEŃSTWO NURKOWANIA, dlatego w artykule nie mogę przejść obok tego zagadnienia. Zacznijmy jednak od przyjemnych tematów. Według lokalnych mitów nazwa jeziora Mamry pochodzi od imienia nimfy o imieniu Mamra. Oprócz tego, iż owa nimfa była bardzo piękna i utalentowana, to potrafiła przemieniać się w różne postacie i rzeczy. Adoratorem serca Mamry stał się elf o imieniu Święcajt. Jednak jak to w miłości bywa, na owe czasy był to mezalians i rodzice Mamry nie akceptowali Święcajta. Zakochani nie zważali na protesty rodziców i dalej się spotykali. Dowiedziawszy się o tym rodzice wynajęli czterech strażników, aby rozdzielić parę. Strażnikami okazali się Dargin, Dobsk, Kirsajt i Kisajn. Z obawy przed rozłąką Mamra postanowiła przemienić siebie i ukochanego w jeziora. Jej zaklęcie było jednak tak mocne, że przeszło również na strażników i razem z zakochanymi tworzą kompleks jezior do dzisiejszych czasów. Kilka słów o samym jeziorze. Leży w powiecie węgorzewskim w gminie Węgorzewo. To bardzo duży zbiornik o długości 7,6 km i szerokości 5,2 km. Maksymalna głębokość to 43,8 m, jednak średnia głębokość nie przekracza 10 me-
trów. Przez Jezioro Kirsajty możemy dopłynąć do Jeziora Dargin albo przez Kalską Bramę na Jezioro Święcajty. Głębia Jeziora Mamry znajduje się na północnym-zachodzie i jest to rejon, który nas najbardziej interesuje pod względem nurkowania. Z Mamr przez rzekę Węgorapę i Kanał Węgorzewski możemy dopłynąć do Węgorzewa. Z jeziora wychodzi także niedokończony Kanał Mazurski. Jezioro Mamry nie jest pojedynczym jeziorem, stanowi bowiem część kompleksu jezior o nazwie Mamry – stąd pewnie ta legenda. Dawno temu wszystkie te jeziora były osobnymi akwenami połączonymi małymi przesmykami, jednak przez lata poziom wód na Mamrach się podniósł na skutek wypiętrzania się północnego brzegu. Przez ostatnie 500 lat poziom wody na Mamrach wzrósł o 2 metry zalewając przybrzeżne łąki i przesmyki.
Na Mamrach znajduje się wiele wysp, do których nie można przybijać, ponieważ są rezerwatami. Największą wyspą jest wyspa Upałty, do której akurat można przybijać, ale po wyspie poruszamy się tylko wytyczonymi szlakami. Gniazdują tu bowiem ptaki, które są pod ochroną.
Warto wspomnieć, że przy samym jeziorze znajduje się osada leśna pod nazwą Mamerki. Jest to kompleks niezniszczonych
Tekst i zdjęcia JACEK KUBIAK
bunkrów niemieckich z czasów II WŚ. Była to kwatera główna niemieckich wojsk lądowych w latach 1940-1944.
Nurkowanie na Mamrach. Największy w całości wrak statku na Mazurach znajduje się właśnie na Mamrach – to ARABELLA. Spoczywa on w północnej części Mamr na głębokości 33 m. Arabella – był to holownik, który po zakończeniu swojej służby przerabiano na jacht żaglowy, jednak pomimo prób reanimacji i walki z rdzą przegrał walkę i został przekazany nurkom z Giżycka. Taki dar został dobrze zagospodarowany. Jednostka długości 14 m i szerokości 3,2 m została wyczyszczona z osprzętu i w 1993 roku zatopiona w celach szkoleniowych dla płetwonurków. Początkowo plan był taki, aby Arabella osiadła na 20 metrach, pułap wieńczący kursy P1 lub OWD. Nie wzięto pod uwagę, że w tym miejscu jest strome zbocze i wrak zamiast na 20 m stoczył się na 33 m. W chwili obecnej wrak spoczywa na stępce, stał się gospodarzem dla węgorzy i zachętą dla kursantów aspirujących na stopień P2 lub DEEP. Bardzo ciekawą atrakcją zarówno dla nurków początkujących jak i doświadczonych, są tak zwane „zabawki”.
Jest to podwodny tor przeszkód stworzony w celach szkoleniowych w latach 90-tych. Znajduje się on niedaleko miejscowości Trygort, a dokładnie pola biwakowego Zwierzyniecki Róg, położonego w północnej części Jeziora Mamry. Jest to idealna atrakcja dla miłośników poręczówek, gdzie znajdziemy kilka łodzi, dzwon, do którego możemy wpłynąć i pogadać bez automatu, tunele z opon, czy też wielkie lustro, przy którym możemy strzelić selfiaka. To miejsce jest osiągalne z łodzi, jest oznaczone dwiema bojami pomarańczowymi dla nurków mniej doświadczonych albo z płetwy najbliżej jadąc z Trygortu na pole biwakowe Zwierzyniecki Róg, po drodze mijamy publiczny skip i od niego około 500 m do bojek.
Dla nurków lubiących naturę, a nie sztuczne atrakcje polecam pole biwakowe koło Mamerek, niedaleko Kanału Mazurskiego, po przeciwnej stronie jeziora. Z płetwy w kilkanaście minut dochodzimy do 25 m w towarzystwie niejednej ławicy okoni.
Jeśli nurkujemy sami albo z kimś, ale nie mamy doświadczenia w nurkowaniu w jeziorach na szlakach żeglugowych,
unikajmy miejsc z dużym natężeniem ruchu łodzi. Wybierajmy miejsca bardziej odludne, ciche zatoczki, godziny wczesno-poranne, lub późno-wieczory. Niech was nie zmyli fakt, iż jeśli wystrzelicie bojkę lub się oznaczycie to jesteście bezpieczni. Wbrew pozorom i mówię to z całkowitym przekonaniem oznaczając się boją z flagą nurkową, sprowadzacie na siebie większe zagrożenie, bo ludzie nie wiedzą co to jest i z ciekawości podpływają, aby to wyłowić. Mam ponad 800 nurkowań na szlaku WJM i za każdym razem w sezonie letnim, gdy się oznaczę boją walczę z turystami. Dźwięk w wodzie bardzo szybko się rozchodzi i po decybelach jesteśmy w stanie określić, czy jakaś łódź się zbliża, czy oddala. Świadomość sterników jest prawie żadna, że pod wodą jest nurek, ponieważ królują łodzie bez patentu. Tacy sternicy ledwo co i nie koniecznie zawsze siebie ogarniają na łodzi, która potrafi ważyć kilka ton, nie mówiąc o patrzeniu na znaki czy bojki. Piszę w oparciu o fakty, jeśli tacy sternicy potrafią skosić pławy żeglugowe na łańcuchach, których rozmiary są kilka razy większe niż nasze bojki. Kiedyś właśnie niedaleko Zwierzynieckiego Rogu podczas jednego nurkowania trzy razy podpływały łodzie i szarpałem się, aby nie stracić boi. Najbezpieczniej jest mieć suport powierzchniowy.
Są nurkowie – zwolennicy nurkowania w akwenach na szlakach żeglugowych, jak i tacy, którzy wolą nurkowania bazowe. Osobiście uwielbiam nurkowania na szlaku WJM, ponieważ tu każde nurkowanie jest inne i nie wiadomo na co się trafi. Można znaleźć starą kotwicę, wędkę, części łodzi, unikatową butelkę po piwie z przedwojenną sygnaturą, a tego nie znajdziemy w bazach nurkowych.
W Jeziorze Mamry znajdziemy wszystko, podwodne łąki, głębię, naturę, jak i tory poręczowe, plus to co wypadnie z łodzi,
telefony, ciuchy, garnki, okulary itp. Jeśli chodzi o ryby to znajdziemy tu wszystkie jeziorne gatunki ryb.
Osobiście dla mnie Jezioro Mamry jest wyznacznikiem wizury w jeziorach mazurskich. Jeśli jest słaba pogoda lub silny wiatr, zakwitanie i wszędzie jest kiepska wizura, to i tak ze wszystkich możliwych opcji najlepsza będzie na Mamrach.
PS. W sezonie letnim Mazurski Klub Nurkowy Lunar organizuje wyprawy łodzią zarówno na wrak Arabelli jak i na pobliskie Zabawki.
Emocje, zabawa i nagrody
Posiłek
REKLAMA
TORBY DLA AKTYWNYCH PODRÓŻNIKÓW
I NURKÓW
OD PONAD 40 LAT MARKA STAHLSAC SPECJALIZUJE SIĘ W PRODUKCJI TOREB, KTÓRE SPROSTAJĄ WYMAGANIOM PODRÓŻUJĄCYCH NURKÓW I AKTYWNYCH ENTUZJASTÓW SPORTÓW WODNYCH. To amerykańska firma z tradycją, która jako jedna z pierwszych zaczęła projektować torby specjalnie z myślą o potrzebach nurków. Łączy innowacyjność z trwałością, wykorzystując materiały odporne na wilgoć, sól morską i intensywne użytkowanie.
W OFERCIE STAHLSAC ZNAJDUJĄ SIĘ MODELE DOSTOSOWANE ZARÓWNO DO DALEKICH PODRÓŻY LOTNICZYCH, JAK I CODZIENNEGO TRANSPORTU SPRZĘTU NA NURKOWISKO. Ich praktyczny układ kieszeni, przemyślane przegrody i solidne wykonanie doceniane są przez profesjonalistów i rekreacyjnych nurków na całym świecie.
z SERIA STEEL
Flagowa linia toreb podróżnych z systemem kółek i wysuwaną rączką. Modele Steel 22, 27 i 34 (oznaczenia odpowiadają pojemności) łączą wytrzymałość i funkcjonalność. Oddzielna, wentylowana komora na mokre rzeczy, wzmocnione dno oraz zastosowanie grubych, nieprzemakalnych tkanin chronią zawartość nawet w warunkach podróży.
z CAICOS CARGO
Bardzo pojemna torba na kółkach, która z powodzeniem pomieści cały zestaw nurkowy. Posiada przestronną komorę główną, dużą kieszeń zewnętrzną oraz wewnętrzne przegrody ułatwiające organizację. Solidna rama i wysokiej jakości kółka sprawiają, że idealnie sprawdza się jako główna torba podróżna podczas wypraw nurkowych i egzotycznych safari.
z CURACAO CLIPPER
Lżejsza alternatywa dla modelu Caicos, również wyposażona w system kółek i teleskopową rączkę. Idealna dla osób szukających torby uniwersalnej – zarówno na sprzęt, jak i odzież czy akcesoria podróżne. Wytrzymała konstrukcja i funkcjonalny układ komór sprawiają, że jest to model chętnie wybierany przez nurków podróżujących samolotem.
z ABYSS DUFFEL
Klasyczna torba typu duffel z dużą komorą główną i kieszonkami wewnętrznymi. Wersje Small, Medium i Large pozwalają dobrać rozmiar do indywidualnych potrzeb. Wykonana z odpornego na przetarcia materiału, idealna jako torba nurkowa, żeglarska lub sportowa.
z WORKI Z SIATKI
Lekkie i bardzo przewiewne torby siatkowe, które świetnie sprawdzają się do transportu mokrego sprzętu. Modele takie jak Panama Mesh Duffel czy Bonaire Mesh Duffel zapewniają doskonałą wentylację, szybkie wysychanie i wygodę użytkowania – idealne na łódź lub szybkie nurkowanie z brzegu.
z WORKI DRYLITE
Wodoodporne worki w wersjach Drylite Dry Bag (z rolowanym zamknięciem) i Drylite Plus (z paskiem na ramię). Świetnie chronią zawartość przed wodą, kurzem i piaskiem. Niezastąpione podczas wypraw na safari, na plażę i podróży do tropikalnych rejonów. Ich kompaktowa konstrukcja i niewielka waga sprawiają, że są doskonałym wyborem jako dodatkowa torba ochronna na elektronikę, odzież lub dokumenty.
BARE Aqua-Trek Evo
MOBILNOŚĆ BEZ KOMPROMISÓW
BARE Aqua-Trek Evo to nowoczesny suchy skafander, produkowany na Malcie, stworzony z myślą o nurkach podróżujących, początkujących użytkownikach suchych skafandrów oraz osobach szukających lekkiego, funkcjonalnego rozwiązania do nurkowania w różnych warunkach.
Wykonany z czterowarstwowego laminatu Cordura Nylon Oxford, łączy wytrzymałość z niską masą –rozmiar M z neoprenową skarpetą waży około 2,5 kg, co czyni go jednym z najlżejszych modeli w swojej klasie. To idealny wybór na wyjazdy i nurkowania wymagające mobilności bez utraty funkcjonalności.
PRZEMYŚLANA KONSTRUKCJA
Skafander wyposażono w plastikowy, wodoodporny zamek YKK, ułożony ukośnie i dodatkowo zabezpieczony plisą zapinaną na zamek błyskawiczny, co chroni główny zamek przed zabrudzeniem i uszkodzeniem. Anatomiczny krój został zaprojektowany z myślą o ergonomii ruchu pod wodą – minimalizuje opór i umożliwia naturalną pracę ciała podczas nurkowania. Regulowany pas i opcjonalne szelki poprawiają komfort użytkowania. Zastosowano kryzę neoprenową, mankiety lateksowe i zawory SiTech, a kolana chronią elastyczne panele M-PADz. Na udach znajdują się dwie pojemne kieszenie TECH z możliwością regulacji pojemności, wyposażone w otwory odpływowe i wewnętrzne uchwyty D-ring – idealne na akcesoria i narzędzia nurkowe.
DLA KOGO?
Aqua Trek Evo to doskonałe rozwiązanie dla:
● nurków podróżujących, ceniących lekkość i kompaktowość,
● początkujących użytkowników suchych skafandrów,
● osób potrzebujących lekkiego i wygodnego backupu,
● nurków technicznych, poszukujących funkcjonalnego i solidnego skafandra.
STYL I PERSONALIZACJA
Dostępny w pięciu kolorach (czarny, szary, khaki, pomarańczowy, żółty), oferuje również możliwość personalizacji: wybór butów, uszczelnień, wzmocnień oraz elementów wizualnych.
BARE Aqua-Trek Evo to połączenie wygody, niezawodności i nowoczesnego wzornictwa. Jeśli szukasz lekkiego skafandra, który sprawdzi się w podróży i codziennym użytkowaniu –to właściwy wybór.
Wyłączny dystrybutor w Polsce: ECN Systemy Nurkowe
www.nurkowanie-ecn.pl
PODWODNE KADRY Podsumowanie
Tekst i zdjęcia REDAKCJA
O Jeziorze Niedackim mogliście już przeczytać na łamach Perfect Diver – kilkakrotnie gościliśmy w Twardym Dole, aby zanurkować w tym fantastycznym jeziorze. Tym razem naszemu pobytowi towarzyszyło spotkanie fotografów podwodnych – impreza
PODWODNE KADRY.
Podczas tego weekendu nurkowo – fotograficznego, w którym wzięli udział zarówno profesjonaliści jak i amatorzy, zaplanowane były warsztaty, wykłady, integracja oraz konkurs.
Z większością osób spotkaliśmy się już w piątek – dla części osób gmina Zblewo na Kociewiu jest destynacją dość odległą, ale przekonaliśmy się, że nurkowie nie szukają wymówek, tylko sposobności ;) Tak więc po krótszej lub dłuższej podróży duża grupa osób przygotowywała już swój sprzęt na poranne nurkowanie… lub już nurkowała sprawdzając warunki w jeziorze ;)…, a my z trwogą patrząc w zachmurzone niebo i wzbierający wiatr zastanawialiśmy się – czy wszystko pójdzie jak z płatka?
Po śniadaniu wszyscy uczestnicy wzięli udział w oficjalnym otwarciu spotkania. Wojciech Pruski – współorganizator imprezy oraz właściciel bazy nurkowej Good Dive omówił najważniejsze sprawy logistyczne, topografię jeziora oraz regulamin konkursu. Dostaliśmy również informację o niewielkich zmianach planu imprezy, które trzeba było powziąć z uwagi na niestabilną pogodę. Na szczęście okno pogodowe pozwoliło na długie i piękne nurkowania, podczas których każdy uczestnik miał możliwość wykonania tego najpiękniejszego zdjęcia. Co ważne – podkreślony przez organizatorów został fakt, że jury będzie brało pod uwagę kadr, a nie jakość sprzętu fotograficznego – ku uciesze rozpoczynających dopiero przygodę z fotografią posiadaczy aparatów amatorskich/ telefonów/ kamerek. Wyrównane szanse zwiększyły pewność siebie uczestników. Przysłuchując się licznym rozmowom pomiędzy nurkowaniami zaskoczyła mnie totalnie pozytywna atmosfera bez cienia rywalizacji. Wymiana doświadczeń, podpowiedzi związane ze sprzętem, udzielanie wskazówek – to chyba na to większość uczestników liczyła najbardziej. Świetnie patrzy się na taką integrację środowiska i jeśli taki był główny cel organizacji Podwodnych Kadrów to – Mission Complete!
Zaplanowane na wieczór ognisko, ze względu na pogodę zamieniło się na spotkanie w restauracji na terenie ośrodka Twardy Dół, podczas którego, po naradach i głosowaniu jury ogłoszono wyniki konkursu. Warto dodać, że zdjęcia trafiały do jury anonimowo – uczestnicy nadawali sobie pseudonimy i w takiej formie przesyłane były na zbiorczą skrzynkę. Każdy z nas w napięciu czekał na prezentację fotografii. Nazwiska laureatów oraz sponsorzy nagród zostali wymienieni poniżej. Decyzją organizatorów osoba zdobywająca pierwsze miejsce miała prawo wybrać sobie nagrodę spośród dostępnych, osoba, która zdobyła drugie miejsce wybierała nagrodę z pozostałych i tak dalej. Ciekawe rozwiązanie, które spotkało się z dużą aprobatą.
Gdy opadły już największe emocje, zebraliśmy się w sali konferencyjnej, aby wysłuchać prezentacji Michała Bazały na te-
mat jego nieoczywistej drogi do fotografii podwodnej. Takie zakończenie dnia z odrobiną zadumy pozwoliło na nocny relaks, gdyż na niedziele również przewidziano jeszcze aktywności. Ostatni dzień tego foto-weeku rozpoczął Marcin Trzciński – współorganizator tego wydarzenia – swoją prelekcją na temat serwisowania sprzętu dedykowanego fotografii podwodnej. Większość osób ze zdumieniem oglądała zdjęcia serwisowe zaprezentowane na prelekcji ukazujące jakie zniszczenia w tych nietanich aparaturach może wyrządzić szczególnie słona woda i czym grozi bagatelizowanie regularnego serwisu i dbałości. Po krótkim rachunku sumienia i w niektórych przypadkach z duszą na ramieniu fotografowie znów pognali do wody, aby jeszcze trochę nacieszyć się tym urokliwym jeziorem, po czym przyszedł czas rozstania, nostalgii i nadziei, że to nie ostatnia edycja spotkania podwodnych fotografów.
SPONSORZY NAGRÓD
Garmin Polska
ECN Systemy Nurkowe
Foto Podwodna
Mola Mola
Perfect Diver
I miejsce Marta URBANIAK
III miejsce Alina GÓRNA-GORODECKA
V miejsce Tomasz FURMAŃCZAK
II miejsce Brunon WALIGÓRA
IV miejsce Mirosław NIEDŹWIECKI
MERMAIDING
Bajkowy świat syren pod wodą
Wyobraź sobie świat, w którym każdy ruch jest tańcem, a każdy oddech krokiem ku wolności.
Gdzie prawa grawitacji przestają obowiązywać, a jedynym ograniczeniem jest pojemność płuc i siła marzenia. Taki właśnie jest mermaiding –zjawisko, które z dziecięcej fantazji przenosi nas do rzeczywistości jak z baśni.
Mermaiding, czyli pływanie w syrenim ogonie, to niezwykła dyscyplina balansująca między sportem, sztuką i osobistym odkryciem. To więcej niż aktywność fizyczna – to doświadczenie łączące freediving, taniec, teatr, elementy performance'u i cosplayu. Przede wszystkim jednak to stan umysłu – powrót do radości bycia sobą, bez masek i oczekiwań.
Na świecie zyskuje coraz większą popularność. Profesjonalne szkoły w Azji (Chiny, Filipiny), spektakularne pokazy w Stanach
Zjednoczonych czy widowiska w aquaparkach Europy przyciągają tysiące widzów. Polska również dołącza do tego nurtu – syreny, zarówno rekreacyjne, jak i zawodowe, tworzą silnie zintegrowaną społeczność. Spotykają się na zlotach i zawodach, uczestniczą w sesjach zdjęciowych, organizują warsztaty i kursy. Jako fotograf podwodny mam przywilej być nie tylko dokumentalistą tego świata, lecz także jego uczestnikiem. Z perspektywy obiektywu obserwuję, jak rodzi się prawdziwa magia.
Polska scena syrenia – więcej niż społeczność
Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że to niszowe zjawisko, ciekawostka czy chwilowy trend. Wystarczy jednak spędzić jeden dzień na zlocie syren, by zrozumieć: to ruch. Głęboki, piękny, różnorodny.
Akademia Syren – serce podwodnej rewolucji Wszystko zaczęło się od marzenia Magdaleny Gębickiej – instruktorki nurkowania, mermaidingu i artystki, która postanowiła stworzyć przestrzeń dla tych, którzy chcą naprawdę stać się syrenami. Tak powstała Akademia Syren – pierwsza w Polsce profesjonalna szkoła mermaidingu.
Na jej kursach uczestnicy uczą się nie tylko techniki i bezpieczeństwa, ale również pracy z ciałem, ruchem scenicznym oraz – co kluczowe – z oddechem. Bo mermaiding uczy, że mniej
Tekst i zdjęcia MICHAŁ MUCIEK
znaczy więcej. Jeden świadomy wdech może wystarczyć, by zanurzyć się głęboko i na chwilę zniknąć z tego świata.
Dzięki Akademii powstały kolejne szkoły i inicjatywy, takie jak Sealife Academy, Klub Syren Meluzyna, Muszelka Klub Syren czy Sea Stars – Szkoła Syren SSI. To nie tylko kursy, lecz wspólnoty – przestrzenie wzajemnego wsparcia i rozwoju.
Zloty i wydarzenia – syreni wir
Deepspot – najgłębszy basen w Europie (45,5 m) – to mekka dla nurków scuba, freediverów i syren. W 2024 roku właśnie tam odbyły się pierwsze ogólnopolskie zawody mermaidingu, a tuż po nich – 8. Zlot Syren i Trytonów. Choć treningi syren odbywają się do bezpiecznej głębokości 5 metrów, emocje sięgały dna.
W tych zawodach nie chodzi o wygraną, lecz o opowieść. Pokaz synchroniczny przypomina musical, solowy występ – balet. Tu liczy się magia. Ten moment, w którym zanurzasz się pod wodę i zostajesz tylko ty, twoje ciało i echo własnego serca.
W marcu 2025 roku na basenie Astoria w Bydgoszczy odbył się pierwszy dwudniowy Ogólnopolski Zlot Syren, zorganizowany przez Alicję Grabę i Sealife Academy. Dwa dni pełne kolorów, brokatu i emocji. Warsztaty, rozmowy przy świecach, pokaz bachaty i transmitowane przez TVP3 wodne show. Chaos? Trochę. Magia? Całkowicie.
Na brzegu jedna syrena zgubiła koronę, inna nie pamiętała, gdzie zostawiła ogon. Ale nikt się nie śmiał – wszyscy pomagali. Bo w tej społeczności najważniejsze są wspólnota, akceptacja
i siła, która płynie z bycia sobą. Nawet jeśli to „ja” mam ogon i włosy pełne muszelek.
Mermaid Olympics – oceaniczna scena marzeń
W niemieckim Wolfsburgu, w Aquaparku BadeLand, co roku odbywają się Merlympics – wyjątkowe igrzyska syren. Rywalizacja? Zdecydowanie tak. Ale to tylko jeden z elementów tej niezwykłej układanki. Merlympics to przede wszystkim święto wspólnoty, różnorodności i ekspresji – wydarzenie, w którym ogony błyszczą nie tylko od brokatu, ale przede wszystkim od pasji, determinacji i autentycznych emocji.
Stylizacje zapierają dech w piersiach – od klasycznych syrenich ogonów przez kreacje inspirowane mitologią, aż po pełne rozmachu kompozycje cosplayowe. Choreografie są dopracowane w najmniejszych detalach – pełne ekspresji, wyczucia rytmu, gracji i głębokiej symboliki. Widowiskowe pokazy przeplatają się z momentami wzruszeń, uśmiechów i sportowego napięcia.
W tegorocznej edycji Merlympics, która odbyła się w maju 2025 roku, Poland Mermaid Team zaprezentował się absolutnie rewelacyjnie. Dziewczyny pokazały nie tylko wysoki poziom artystyczny i techniczny, ale też ogromne serce i wspólnotowego ducha, który wyróżnia polską scenę mermaidingu. Ich występy były pełne emocji i pozytywnej energii – zebrały wiele pochwał i sympatii widzów oraz innych drużyn.
Szczególnie doceniona została Alicja Graba – która zdobyła tytuł Best Photo za wyjątkowy kadr uchwycony podczas za-
wodów. Jej obecność i osobowość przyciągały uwagę nie tylko pod wodą, ale i poza nią.
Miałem zaszczyt uczestniczyć w Merlympics 2025 jako fotograf i członek Poland Mermaid Team. Nie z ogonem w wodzie, a z aparatem w ręku. To doświadczenie było czymś więcej niż dokumentowaniem zawodów – było próbą uchwycenia tego, co najcenniejsze: emocji. Tych małych chwil pomiędzy startem a finiszem – nerwów, śmiechu, spojrzeń pełnych koncentracji i radości.
Mermaiding w tej odsłonie ukazuje swoje najpiękniejsze oblicze – ponad podziałami, ponad granicami. Nie liczy się wiek, rozmiar płetwy ani kraj pochodzenia. Liczy się serce, osobowość i to nieuchwytne „coś”, co sprawia, że woda staje się sceną, a każdy ruch – opowieścią.
To scena, na której każdy ogon błyszczy. Ale prawdziwy blask płynie z ludzi – syren i trytonów, którzy odważnie pokazują światu, kim naprawdę są.
Dzień Dziecka na Deepspot – zlot, emocje i edukacja 1 czerwca 2025 roku Akademia Syren zorganizowała wyjątkowy zlot z okazji Dnia Dziecka, który odbył się w Deepspot. Choć wydarzenie było częścią obchodów dziecięcego święta, sam zlot miał charakter w pełni profesjonalny. Syreny i trytony z całej Polski spotkały się, by trenować, występować i dzielić się swoją pasją – a najmłodsi widzowie mogli podziwiać ich podwodne występy z unikalnej perspektywy tunelu obserwacyjnego.
Zlot nie miał infantylnego charakteru – przeciwnie, przypominał miniaturową akademię mermaidingu z elementami edukacji, treningu i baśniowej oprawy. Dla dzieci była to niezapomniana przygoda, a dla uczestników – okazja do doskonalenia umiejętności w duchu wspólnoty i magii.
Nie tylko dokumentowałem fotograficznie to wydarzenie, lecz także poprowadziłem wykład pt. „Ile trzeba zrobić złych zdjęć, żeby powstało jedno dobre?”. Nie był to typowy wykład techniczny, ale osobista opowieść o chaosie sesji zdjęciowych, nieudanych kadrach, planktonie we włosach i tej jednej klatce, dla której warto zanurzać się ponownie. O błędach, które uczą więcej niż instrukcje. I o zdjęciach, które zostają w pamięci, bo mają w sobie prawdę.
Najważniejsze przesłanie było proste: To nie ogon czyni z ciebie syrenę. Syreną jesteś ty. Twoja osobowość, to jak czujesz się w wodzie, jak opowiadasz historię swoim ciałem, spojrzeniem, ruchem.
Nie musisz być idealna. Wystarczy, że jesteś świadoma – swojego ciała, granic, atutów, swojego oddechu. Woda nie toleruje napięcia i udawania. A najlepsze zdjęcia to nie te z katalogu, lecz te, które mają duszę.
Fotografia podwodna – zapis snów
Jako fotograf mam przywilej patrzenia na ten świat przez wizjer. Ale to nie aparat robi zdjęcia – to syreny. One opowiadają historie ruchem, spojrzeniem, gestem.
Fotografia podwodna to moje życie. Fotografowanie syren to jednak osobna kategoria – wymagająca sprzętu, umiejętności, ale też intuicji, zaufania i wyczucia rytmu oddechu.
Mój zestaw to Canon R6 + obudowa Marelux oraz oświetlenie DivePro Vision Pro+ (15000 lm).
Plan zdjęciowy? W kamieniołomie promień światła spadał jak teatralny reflektor. Ujęcie wyglądało jak kadr z fantasy. Magia? Nie – cierpliwość i zaufanie. Innym razem, w basenie, modelka zaplątała się w materiał dekoracji. Bo syreny nie czekają na idealne warunki – one je tworzą. Z błędu, z chaosu, z brokatu. „Zrób mi zdjęcie, jak oddycham światłem, jak łapię słońce!” – i tak powstają moje ulubione kadry.
Mermaiding jako terapia
Mermaiding nie tylko zachwyca. Leczy.
Fizycznie – wzmacnia mięśnie głębokie, poprawia elastyczność, uczy kontroli oddechu.
Psychicznie – uwalnia. Pod wodą nie ma telefonów, maili, hałasu. Jest cisza. Jesteś tylko ty i woda.
To przestrzeń, w której wiele osób odnajduje siebie na nowo – przekracza lęki, buduje pewność siebie, wraca do radości z bycia.
Głosy z głębin
„To coś więcej niż pływanie – to doświadczenie, które łączy ciało, oddech, ruch i duszę.”
„Kiedy zanurzasz się w wodzie z ogonem, wszystko znika –stres, napięcie, świat zewnętrzny. Zostajesz tylko ty i ruch.”
Co dalej z mermaidingiem w Polsce?
Mermaiding to nie trend. To nurt. Nie jest już ciekawostką – staje się przestrzenią twórczości, wspólnoty i osobistej siły.
Dla niektórych – sposobem na życie. Dla innych – formą ucieczki. Dla wszystkich – miejscem, w którym można nauczyć się oddychać na nowo.
Z roku na rok rośnie liczba syren, trytonów, instruktorów i szkół. Pojawiają się sponsorzy, zainteresowanie mediów, profesjonalizacja treningów. Perspektywy? Europejskie zawody, integracja z freedivingiem i fotografią artystyczną, większa różnorodność form – od klasyki po dark fantasy i cosplay.
A ja? Wciąż mam brokat w masce nurkowej. I mam nadzieję, że tak już zostanie.
Autor: Michał Muciek – Fotograf podwodny, nurek, ratownik, ambasador ogonów i kolekcjoner brokatu w maskach nurkowych.
UCZYMY, WSPIERAMY, INSPIRUJEMY.
KURSY
NURKOWANIA
REKREACYJNEGO
KURSY
NURKOWANIA
TECHNICZNEGO
POWIETRZE / NITROX / TLEN / HEL DO 300 BAR
WYPRAWY NURKOWE
KURSY
PIERWSZEJ
POMOCY EFR.
AUTORYZOWANY SERWIS
SPRZĘTU
NURKOWEGO
MÓJ PUNKT WIDZENIA
ANALIZA wypadku nurkowego
Tekst i zdjęcia WOJCIECH ZGOŁA
Wyobraź sobie, że to Ty jesteś uczestnikiem opisywanego wypadku. Zamiast szukać winnych – przeanalizuj, co doprowadziło do tej sytuacji i co można było zrobić inaczej, by do niej nie doszło. Ja sam zawsze stawiam się w roli poszkodowanego – to pomaga mi spojrzeć na sprawę bez emocji i skupić się na tym, jak realnie zwiększyć bezpieczeństwo moich nurkowań.
Data: wiosna 2025
Lokalizacja: jedno z Jezior Zachodniej Polski. Rodzaj nurkowania: płytkie nurkowanie rekreacyjne, nieprzekraczające 5 m głębokości, bezdekompresyjne. Pierwsze nurkowanie po przerwie zimowej.
Profil nurków:
Nurek 1 – mężczyzna w średnim wieku, doświadczony w podobnych warunkach, poziom certyfikacji: OWD, liczba nurkowań: 90 zalogowanych, niepełnosprawność nóg.
Nurek 2 – mężczyzna w wieku 16 lat, doświadczony w podobnych warunkach, poziom certyfikacji: OWD, liczba nurkowań: 88 zalogowanych.
Sprzęt: zestaw jednobutlowy na plecach, automat oddechowy plus octopus, jacket, płetwy, maska. Pianka 5 mm.
Opis przebiegu nurkowania
W nurkowaniu uczestniczyła większa grupa nurków z jednego klubu. Briefing został przeprowadzony. Głębokość: do 5 m. Czas: do 45 minut. Widoczność pod wodą: ok. 2 m. Temperatura wody: 16 st. C. Brak falowania i prądów. Wejście w parze: dwóch nurków. Użyty gaz: powietrze. Nurkowanie po prawej stronie wzdłuż trzciny.
Nurkowie przeprowadzili kontrolę partnerską i weszli z brzegu do wody. Rozpoczęli nurkowanie. Dotarli do 4 m głębokości (około 50 m od pomostu w głąb jeziora). Nurek 1 co chwilę skręcał zamiast płynąć prosto, co spowodowało „odejście” od litoralu. Nurek 2 klepnął go i pokazał, żeby się wynurzyć. Była to 10 minuta nurkowania. Nurek 1 był przeważony, miał 12 kg. Nadmuchał jacket i się wynurzył wraz z nurkiem 2. Nurek 1 szybko się wynurzył, napełniając jacket prawdopodobnie zbyt mocno. W rezultacie wyskoczył ponad powierzchnię wody i od razu wypluł automat z ust. W tym samym momencie utworzyła się fala, która uderzyła go w twarz – dokładnie wtedy, gdy próbował zaczerpnąć powietrza. Zamiast powietrza zaciągnął wodę, zachłysnął się, stracił przytomność i przestał się poruszać. Bez automatu w ustach opadł na dno, na głębokość około 4 metrów.
Drugi nurek, widząc co się stało, krzyknął „ratunku!” i natychmiast zanurkował, by go ratować.
Inni nurkowie widzieli zdarzenie z pomostu. W tym samym momencie przy pomoście wynurzył się jeden z instruktorów grupy (nazwijmy go K1). Otrzymał informacje o prawdopodobnym wypadku nurkowym, by natychmiast popłynął we wskazane miej-
sce (na azymut), co uczynił bez chwili przestoju. W tym samym czasie inny instruktor (nazwijmy go K2) zgłosił wypadek nurkowy na 112. Dyspozytor wysłał karetkę oraz śmigłowiec LPR.
Nurek 2 zanurkował na 4 m do leżącego bezwładnie nurka 1, uwolnił go z jednej kieszeni balastowej (na drugiej leżał) i natychmiast rozpoczął procedurę wynurzenia. W momencie, gdy nurkowie 1 i 2 pojawili się na powierzchni docierał do nich nurek K1, który przejął poszkodowanego nurka 1. Rozpoczął się proces reanimacji.
W tym czasie nurek K2 obsługuje połączenie z ratownikami. Wysyła kolejne osoby w miejsca strategiczne (skrzyżowania, rozstaje dróg leśnych, pilot od bramy), by jak najszybciej doprowadzić ratowników do miejsca zdarzenia.
Gdy K1 wraz z nurkiem 1 dopływali do pomostu, dwóch kolejnych nurków wskoczyło do wody i pomogło wyjąć poszkodowanego na brzeg zdejmując cały sprzęt „po drodze”. Rozpoczęła się resuscytacja. Po 6 serii 30 uciśnięć klatki piersiowej poszkodowany nurek odzyskał przytomność. K2 zapytał: „słyszysz mnie? słyszysz mnie?” – w odpowiedzi usłyszał – „tak słyszę”. Odetchnął „Chyba go mamy!”.
Na to przypłynął WOPR, który przejął nurka 1. Za chwilę przybyła straż pożarna i pogotowie ratunkowe i nurka 1 przejął ratownik. Poszkodowany został zaopatrzony. Przyleciał LPR z lekarzem i ostatecznie oni przejęli nurka1. Mężczyzna został odwieziony do szpitala na obserwację, gdzie zrobiono wszystkie potrzebne badania i prześwietlenie. W prawym płucu stwierdzono obecność niewielkiej ilości wody. Po mniej więcej 10 godzinach obserwacji poszkodowany nurek został zwolniony i odwieziony do domu.
Co warto wiedzieć!
Kontakt wody z krtanią lub tchawicą (np. przez zachłyśnięcie) powoduje gwałtowny, mimowolny skurcz mięśni krtani, zwłaszcza fałdów głosowych – zamknięcie głośni. W ten sposób dochodzi do czasowego zatrzymania przepływu powietrza i wody, co ma na celu ochronę płuc przed zalaniem. Skurcz ten może trwać kilkanaście sekund do około 2 minut, w zależności od indywidualnych reakcji organizmu i poziomu niedotlenienia. W miarę postępującego niedotlenienia mięśnie się rozluźniają, głośnia otwiera się i jeśli ofiara nadal jest pod wodą – dochodzi do zalania płuc.
W opisanym przypadku bardzo szybkie działania ratownicze (wydobycie z wody i resuscytacja) były kluczowe. Nurek 2 nie tracąc zimnej krwi i nie wpadając w panikę zgłosił prośbę o ratunek i natychmiast zanurkował, by wydobyć nurka 1 z wody. Zdążył przed upływem czasu, który rozluźniłby mięśnie krtani powodując zalanie płuc. Dalej cała akcja przebiegała szybko i sprawnie, a jej ukoronowaniem jest uratowany nurek.
Nie traćmy zimnej krwi, nie traćmy „głowy”. Nie wyskakujmy z wody zbyt szybko i przede wszystkim nie wyjmujmy od razu automatu z ust. Ustabilizujmy się, nabierzmy pewności, że jacket utrzymuje nas na powierzchni wody bez „walki”. Jeśli czujemy, że idziemy na dno, zrzućmy balast. Nurkujmy bezpiecznie. A na wodach otwartych, z falą na morzu i oceanie pamiętajmy o rurce, o bojce i o zdrowym rozsądku.
Warto mieć chłodną głowę i przede wszystkim działać – co jak widać może uratować życie!
BUTY DO SKAFANDRA
Poradnik
Element, który wpływa bezpośrednio na twoją technikę poruszania –BUTY NURKOWE.
Od tego, jak dopasujesz buty do swojej stopy, a potem całość do kieszeni w płetwie, zależy nie tylko komfort cieplny, ale też efektywność poruszania się pod wodą i na powierzchni.
Przeczytaj cały artykuł, żeby przekonać się, że poniższy podział tylko pozornie ma duże znaczenie:
´ buty do skafandrów mokrych
´ buty do skafandrów suchych
Jak dobrać idealny but do pianki?
Z zamkiem, bez zamka? Z grubą podeszwą, czy może takie, które niewiele różnią się od neoprenowych skarpet?
Tak wybieraj swoje buty:
1. Wybierz płetwy, w których będziesz nurkować.
2. Zabierz je do sklepu z dużym wyborem butów.
3. Wybierz taki model buta, który najlepiej wpasowuje się w kieszeń płetwy.
JEDNYM Z NAJCZĘSTSZYCH BŁĘDÓW PRZY
KONFIGUROWANIU SPRZĘTU JEST DOBÓR
PŁETW DO POSIADANYCH BUTÓW.
Dotyczy to zarówno nurków w piankach, jak i tych w suchych skafandrach. Płetwa jest dużo ważniejszym elementem niż fason buta – to od niej zależy m.in. zużycie gazu, komfort pracy fotografa czy skuteczność akcji ratunkowej.
Tekst WOJCIECH A. FILIP
Zdjęcie Tecline Academy
Płetwy z kieszenią na buta mają zwykle pasek albo sprężynę, która dociska stopę do przodu kieszeni. W przypadku paska dopasowanie można ustawić bardzo szybko. Sprężyny można wymieniać na krótsze lub dłuższe – zależnie od preferencji. Jest też trzecie rozwiązanie: zamiast paska czy sprężyny – gruba, mało rozciągliwa guma bungee, której długość/napięcie łatwo regulować, wiążąc na niej węzeł.
To właśnie pasek, sprężyna lub guma mają duży wpływ na dopasowanie boczne – zmniejszają luz po bokach buta w kieszeni płetwy. A to ma bezpośrednie przełożenie na precyzję poruszania się. Zdarza się, że nurek uczący się technik poruszania ma wrażenie, że wykonuje poprawny frogkick albo pływanie wstecz, a tak naprawdę porusza tylko butem wewnątrz płetwy i niemal stoi w miejscu.
Gruba podeszwa buta może nieco rozciągnąć kieszeń, co poprawia jej dopasowanie, ale jeśli masz wysoko podbitą stopę, może to powodować ucisk na podbicie. Z kolei buty z cienką podeszwą i cienkim neoprenem lepiej dopasowują się do kształtu stopy, co zmniejsza dyskomfort, szczególnie u osób z szerokimi stopami.
Z zamkiem czy bez zamka? Jeśli masz szeroką, wysoko podbitą stopę – wybierz buty z zamkiem. Łatwiej się je zakłada i zdejmuję.
Mam drobną, wąską stopę. Wiem też, że najprecyzyjniejszą płetwą jest klasyczny model typu Jet. Nurkuję w mokrej piance, więc wybrałam płetwy o dodatniej pływalności (np. LightJet), żeby nie ciągnęły nóg w dół. Zmieniłam sprężynę na gumę bungee, ale kieszeń na but wciąż była trochę za luźna.
Jeśli możesz wypełnić ten luz innym modelem buta – minimalnie większym – to dodanie grubej skarpety z wełny merino, zakładanej bezpośrednio na stopę może być świetnym rozwiązaniem. Taka skarpeta nie tylko poprawi dopasowanie, ale i znacznie zwiększy komfort cieplny.
Tricki dla używających mokraczy: Próbowałeś wszystkiego, a kieszeń płetwy wciąż za duża? Wypróbuj mało znane, ale skuteczne rozwiązanie: neoprenowe skarpety + rockbooty od suchacza. Daje to świetne dopasowanie do płetwy i wygodę podczas chodzenia po każdym terenie.
Rockbooty ci się nie podobają albo nie pasują do koloru pianki? To nie żart: załóż neoprenowe skarpety, a na nie trampki w wybranym kolorze! To praktyczne rozwiązanie, a przy okazji możesz dobrać kolor do humoru albo kombinezonu. Totalna dowolność i zero kompromisów !
Jak wybrać buty do suchego skafandra?
Większość dobrych producentów daje wybór kilku typów butów. Zasady doboru są podobne jak przy piance:
1. Wybierz płetwy, które ci odpowiadają.
2. Zabierz je do sklepu lub producenta skafandra.
3. Dobierz taki but, który najlepiej wypełnia kieszeń płetwy.
Ważna uwaga dla używających suchaczy: najwięcej możliwości wyboru daje suchy skafander zakończony skarpetami neoprenowymi. Na takie skarpety możesz założyć rockbooty, buty taktyczne, neoprenowe buty do pianki albo… trampki.
Z doświadczenia: jeśli masz szeroką, wysoko podbitą stopę – wybieraj luźniejsze skarpety neoprenowe i szukaj butów zewnętrznych, które nie będą uciskać. Zmarznięte, zdrętwiałe stopy na wielogodzinnej dekompresji to coś, czego nie zapomina się nigdy.
Podsumowując: zawsze zaczynaj od wyboru płetw – to one decydują o skuteczności i komforcie. Dopiero potem dopasuj do nich buty. Jeśli zrobisz odwrotnie, możesz mieć buty w ulubionym kolorze, ale utrudnisz sobie technikę poruszania. A w sytuacji awaryjnej – narazisz siebie i osobę, którą ratujesz. WAF
Wpadnij do Akademii Tecline – zabierz swoje płetwy i sprawdź, który rozmiar rockbootów będzie dla ciebie najlepszy. A jeśli pływasz w piance – już wiesz, że też warto to przetestować