Magazyn nurkowy Perfect Diver nr 39 nurkowanie, kursy nurkowania, sklep nurkowy

Page 1


nr 39

3 (39)/2025

MAJ/CZERWIEC

cena 33,00 zł

cena z dostawą

na terenie PL 45 zł nurkowanie freediving pasja wiedza

Wojciech Zgoła

Witaj w najnowszym wydaniu Perfect Diver!

To nie jest magazyn do przeglądania –to wydanie do pochłonięcia! Zanurz się z nami w najświeższe doniesienia z dna mórz i jezior, odkrycia i podróże, które inspirują i rozpalają wyobraźnię każdego nurka. Baltictech wraca z wyprawy z ładunkiem jak z podwodnej bajki: szampan, woda mineralna i ceramika z głębin Bałtyku. Z kolei Nicolas Giannoulakis zabiera nas w fascynującą ekspedycję do wraku statku z Antykithiry – miejsca, które nie przestaje zadziwiać archeologów.

Czas spakować płetwy i ruszyć w świat! Kuba, Mauritius, Egipt, Szkocja – tam nurkujemy, poznajemy lokalne smaczki i tajemnice podwodnych światów. W Europie odwiedzamy kamieniołomy

Hemmoor i Wetro, a pośród fiordów Norwegii polujemy z obiektywem na rekina piłogona.

Zaglądamy też bliżej – do polskich jezior. Dejguny i Barlineckie kuszą nie tylko urodą, ale i okazją do działania: już 7 czerwca wielkie sprzątanie, dołączysz?

To wydanie to również emocje z ekranu: Marcin Trzciński odkrywa kulisy filmu „Czego nauczyła mnie ośmiornica”, a Przemek Zyber… no cóż, on ma już tego dość. Czego? Przekonaj się sam.

Sprzętowo też się dzieje: pod lupą m.in. suchy skafander – Wojtek A. Filip wyjaśnia, dlaczego czasem „ciągnie” tam, gdzie nie powinno. Dorzucamy garść praktyki i nowości z konferencji IDF.

Nie zwlekaj – nurkuj z nami w treść!

Spodobało Ci się to wydanie? Postaw nam wirtualną kawę buycoffee.to/perfectdiver Odwiedź naszą stronę www.perfectdiver.pl, zajrzyj na Facebooka www.facebook.com/PerfectDiverMagazine i Instagrama www.instagram.com/perfectdiver/

spis treści

10 ODKRYJ CENTRA NURKOWE Z PERFECT DIVER

12 KUBA

26

20 Sekrety Oceanu Indyjskiego czyli podwodna magia MAURITIUSA W pogoni za diugoniem, MARSA MUBARAK oczami płetwonurka

34 Gdzieś w SZKOCJI...

wraki

30 Niesamowite ODKRYCIE NA DNIE BAŁTYKU! XIX-wieczny wrak z szampanem i porcelaną wydobyty przez Polaków

archeologia podróże

32 Nurkowanie TECHNICZNE w badaniach naukowych

słodka woda

42 Jezioro BARLINECKIE. Perła regionu i raj dla miłośników wodnych atrakcji

46 Podwodny świat staropruskich Galindów. Jezioro DEJGUNY 34

50 Słodkowodny HEMMOOR

56 Baśniowa SAKSONIA i jej granitowy szlak

mój punkt

widzenia

64 Mam już tego dość!!! Czyli spowiedź „speca od mokrej roboty” i OPOWIEŚĆ O SPRZĘCIE, który waży więcej niż zdrowy rozsądek

40 PIŁOGON Galeus Melastomus 60 Jak powstał słynny film o OŚMIORNICY

48 ZEAGLE – kiedy liczy się każdy detal pod wodą

54 Fourth Eement, suchy skafander ARGONAUT 3.0 sprzęt

68 10 lat IDF w Polsce

72 SUCHACZ Z TELESKOPEM –komfort albo kłopot. Twój wybór

Redaktor Naczelny Nurek techniczny Geografia świata i podróże Reportaż Reklama

Tłumacze języka angielskiego Opieka prawna Grafik

Wydawca PERFECT DIVER Sp. z o.o. ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com

ISSN 2545-3319

WOJCIECH ZGOŁA TOMEK KULCZYŃSKI ANNA METRYCKA DOMINIKA ABRAHAMCZYK reklama@perfectdiver.com AGNIESZKA GUMIELA-PAJĄKOWSKA, ARLETA KAŹMIERCZAK, PIOTR WITEK, TOMEK KULCZYŃSKI Adwokat JOANNA WAJSNIS BRYGIDA JACKOWIAK-RYDZAK

MAGAZYN ZŁOŻONO KROJAMI PISMA

Montserrat (Julieta Ulanovsky), Open Sans (Ascender Fonts), Noto Serif, Noto Sans (Google)

DRUK

Wieland Drukarnia Cyfrowa, Poznań, www.wieland.com.pl

www.perfectdiver.pl

DYSTRYBUCJA sklep internetowy sklep.perfectdiver.pl redakcja@perfectdiver.com

Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna. PayPal.Me/perfectdiver

FOTOGRAFIA NA OKŁADCE Tomek Kulczyński

MIEJSCE Kamieniołom Hemmoor

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.

WOJCIECH ZGOŁA

Pasjonat nurkowania i czystej natury. Lubi mawiać, że podróżuje nurkując. Pływać nauczył się jako niespełna 6-cio letni chłopiec. W wieku 15 lat zdobył patent żeglarza jachtowego, a nurkuje od 2006 roku. Zrealizował ponad 800 zanurzeń w różnych regionach Świata. Napisał i opublikował wiele artykułów. Współautor wystaw fotograficznych. Orędownik pozostawiania miejsca pobytu czystym i nieskalanym. Propagator nurkowania. Od 2008 r. prowadzi swoją autorską stronę www. dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń w 2018 roku stworzył nowy Magazyn Perfect Diver, który od 7 lat, z powodzeniem, wychodzi regularnie co 2 miesiące w języku polskim i angielskim.

Absolwentka Geografii na Uniwersytecie Wrocławskim, niepoprawna optymistka… na stałe z uśmiechem na ustach 

Nurkuję od 2002 roku czyli już ponad połowę swojego życia  Zaczynałam nurkowanie w polskich wodach, do których chętnie wracam w ciągu roku – i sprawia mi to ogromną przyjemność!:) Do Activtour trafiłam chyba z przeznaczenia i zostałam tutaj na stałe… już ponad 10 lat! Z zamiłowaniem spełniam ludzkie marzenia przygotowując wyprawy nurkowe na całym świecie!  Osobiście – latam i nurkuję w różnych morzach i ocenach kiedy tylko mogę, bo to jedna z miłości mojego życia Od początku istnienia magazynu PD przelewam swoje wspomnienia z wypraw nurkowych na papier dzieląc się swoją pasją z innymi i nie potrafię przestać pisać;) Od 2023 na stałe w redakcji PD – mając nadzieję przynieść jej trochę „świeżej krwi”;) Spełnione nurkowe marzenie: Galapagos! Jeszcze przede mną… Antarktyda! Jeśli nie nurkuję to wybieram narty, tenisa albo mocne, rockowe brzmienia;)! Motto które bardzo lubię to: „Bądź realistą – zacznij marzyć”!:) anna@activtour.pl www.activtour.pl

stała współpraca

SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ

Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z naturą, propaguje zdrowy styl życia, jest joginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www.blog.dive-away.pl Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek. Dzisiaj jest instruktorem nurkowania, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.

Dla Tomka nurkowanie zawsze było największą pasją. Zaczął swoją przygodę w wieku 14 lat, rozwijając się został instruktorem nurkowania rekreacyjnego, technicznego, Instruktorem pierwszej pomocy oraz technikiem branży nurkowej. Aktualnie prowadzi 5* Centrum Nurkowe COMPASS DIVERS Pobiedziska koło Poznania, gdzie przekazuje swoją wiedzę i umiejętności początkującym oraz zaawansowanym nurkom, co sprawia mu ogromną radość i satysfakcję z bycia częścią ich podwodnej przygody…

Zarażona pasją do nurkowania przez Perfect Diver. Wciąż poszerza swoje nurkowe umiejętności. Choć jest zdecydowanie ciepłolubna, zakłada suchy skafander i eksploruje również zimniejsze zbiorniki. Ulubione nurkowania to te z dużą ilością zwierzaków! Ostatnio bierze pod wodę telefon w obudowie i próbuje swoich sił w amatorskim fotografowaniu. Zaciekawiona medycyną nurkową. Zawodowo mgr pielęgniarstwa – instrumentariuszka.

Zoopsycholog, badacz i znawca behawioru delfinów, oddany idei ochrony delfinów i walce z trzymaniem ich w delfinariach. Pasjonat M. Czerwonego i podwodnych spotkań z dużymi pelagicznymi drapieżnikami. Członek Dolphinaria-Free Europe Coalition, wolontariusz Tethys Research Institute oraz Cetacean Research & Rescue Unit, współpracownik Marine Connection. Od ponad 15 lat uczestniczy w badaniach nad populacjami dzikich delfinów, audytuje delfinaria, monitoruje jakość rejsów whale watching. Jako szef projektu „Free & Safe” (wcześniej „NIE! dla delfinarium”) przeciwdziała trzymaniu delfinów w niewoli, promuje etyczny whale & dolphin watching, szkoli nurków z odpowiedzialnego pływania z dzikimi delfinami, popularyzuje wiedzę na temat delfinoterapii przemilczaną bądź ukrywaną przez ośrodki zarabiające na tej formie animaloterapii.

Trzask-prask i wskoczyło mi do życia nurkowanie. I pozmieniało mi krajobrazy – i fajnie, i zmieniło perspektywę – i super! No bo jak ktoś ma takie fajne życie jak ja, to nurkowania nie mogło w nim zabraknąć… hi-hi. Takie mam właśnie podejście. Nie chcę liczyć dni, chcę żeby dni się liczyły (najlepiej każdy dzień!) Dlatego nurkowanie to kolejna przygoda, którą delektuję z rozkoszą (małymi kęsami, żeby nie mieć czkawki!) I smakuje mi bardzo, bo doprawiona jest super towarzystwem, świetnymi widokami i dreszczykiem emocji.

Pochodzę z Puław na Lubelszczyźnie. Od 19 lat w Norwegii a od 16 nurkuję. Uprawnienia trymiksowe i około 2000 nurkowań. Kiedyś fotografia zajmowała mój czas pod wodą ale od 8 lat na dobre pochłonięty filmowaniem. W nurkowaniu pasjonuje mnie filmowanie przyrody jak i wraki, głównie te wojenne. Makro też zajmuje jakąś część mojej filmowej pasji. W wolnych chwilach poza nurkowaniem zajmuje mnie podróżowanie, góry, narty zimą i czytanie – uwielbiam standardowe papierowe książki. Dobrym czasopismem też nie pogardzę…

Absolwent UW. Fotograf i filmowiec podwodny nurkujący od 1995 roku. Współpracownik Zakładu Archeologii Podwodnej U.W. Publikuje w polskich i zagranicznych magazynach nurkowych. Właściciel firmy FotoPodwodna będącej Polskim przedstawicielstwem firm Ikelite, Nauticam, Inon, Keldan, ScubaLamp. www.fotopodwodna.pl m.trzcinski@fotopodwodna.pl

Na co dzień prowadzę własną firmę, co daje mi przestrzeń do realizacji moich pasji. W wolnych chwilach podróżuję, poszukując miejsc, które inspirują do dalszego odkrywania. Moja miłość do nurkowania zaczęła się w Tajlandii – tam po raz pierwszy zanurzyłem się w niezwykłą rzeczywistość ukrytą pod wodą. Od tego momentu fotografia podwodna stała się nie tylko pasją, ale i misją, by pokazać, jak piękny i różnorodny jest świat ukryty przed codziennym spojrzeniem.

Instagram @underthewater.pl www.underthewater.pl

Nurkowaniem zainteresowałam się 5 lat temu. Podwodny świat pokazał mi mój partner. Od tego czasu stało się moją pasją, nieustannie pogłębiam swoje umiejętności i wiedzę w tej dziedzinie. Posiadam certyfikaty AOWD oraz Rescue Diver. Od 3 lat pracuję w specjalistycznym sklepie ze sprzętem nurkowym. To nie tylko moja praca, ale przede wszystkim okazja do dzielenia się pasją, zdobytym doświadczeniem oraz stale poszerzaną wiedzą. Codzienny kontakt zarówno ze sprzętem najwyższej jakości, jak i z ekspertami w dziedzinie nurkowania, pozwala mi rozwijać się zarówno w aspekcie teoretycznym, jak i praktycznym. Miałam okazję nurkować w różnorodnych akwenach, choć największą przyjemność sprawiają mi ciepłe, przejrzyste wody, które umożliwiają pełne podziwianie podwodnego świata. Moją szczególną sympatię zdobyły Raja Ampat oraz Meksyk – miejsca, które urzekły mnie bogactwem morskiego życia i spektakularnymi formacjami podwodnymi. Dla mnie nurkowanie to znacznie więcej niż hobby – to styl życia. W najbliższej przyszłości planuję bliżej zapoznać się z wymagającymi warunkami zimnych i ciemnych polskich akwenów. Marzeniem, które towarzyszy mi od początku nurkowej przygody, jest przepłynięcie pod Archem – mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować.

Absolwent Politechniki Poznańskiej, finansista, biegły rewident. Nurek zafascynowany teorią nurkowania – fizyką i fizjologią. Zakochany w archeologii podwodnej pasjonat historii Starożytnego Rzymu, aktywny Centurion w grupie rekonstrukcyjnej Bellator Societas (Rzym I w.p.n.e.). Marzy, by choć raz wziąć udział w podwodnych badaniach archeologicznych a następnie opisać wszystko w serii felietonów.

Równie często jak pod wodą spotkać go można w Japonii, której kulturą i historią fascynuje się od blisko trzech dekad.

ZBIGNIEW ŻYTKOWIAK

Mieszkam w pięknym Barlinku, w województwie zachodniopomorskim. To właśnie tutaj prowadzę szkołę nurkowania oraz szkołę pierwszej pomocy – obie pod nazwą Blue Deep Barlinek. Moja przygoda z nurkowaniem zaczęła się wiele lat temu i od razu przerodziła się w prawdziwą pasję. Szczególnie fascynują mnie nurkowania w kopalniach, jaskiniach oraz na wrakach – to miejsca, gdzie czuję się naprawdę sobą. Od 2021 roku prowadzę własną szkołę nurkowania przy ulicy św. Bonifacego 84. Z kolei od 2023 roku pełnię funkcję szefa WOPR w Barlinku, gdzie mogę dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi, dbając o bezpieczeństwo nad wodą.

Wszystko, czym się zajmuję, kręci się wokół wody – bo to moja życiowa pasja. Uwielbiam też pracę z ludźmi, dlatego organizuję różnego rodzaju pokazy, imprezy oraz wyjazdy – zarówno w Polsce, jak i za granicą.

MAGDALENA GIL
PAWEŁ FRANCZYK
MICHAŁ CZERNIAK
DAMIAN NIWIŃSKI-KUJAWIŃSKI
MARCIN TRZCIŃSKI
MONIKA ZYBER

Ma 45 lat i jest żonaty, od 25 lat pracuje zawodowo w branży metalurgicznej, nurkuje od 2009 roku i nurkowanie stało się dla niego sposobem na życie i pasją. Mieszka w Kętrzynie, a związany jest z Klubem Mazursharks.

Polka mieszkająca w Szkocji, na co dzień współwłaściciel dwóch firm, technik laserowego usuwania tatuaży, po godzinach pasjonatka ruchu wszelkiego rodzaju oraz właścicielka 4 jaszczurek (Holly i Dracule – agamy brodate oraz Goro gekon orzęsiony i Basam gekon leopardzi). Kocha gotować i jeść.

Urodzony w Atenach w 1982 roku. Jest zawodowym instruktorem nurkowania od 2006 roku. W latach 1996–2001 uprawiał rzut młotem jako sportowiec, a następnie w latach 2001–2005 kształcił się jako inżynier dźwięku. W 2006 roku przeprowadził się na Kretę, skąd pochodzi jego rodzina, aby tam rozwijać karierę nurkową. Od 2012 roku jest aktywnym

Z zawodu handlowiec, z zamiłowania nurek i podróżnik. Nurkuje od 2011 roku. Od 12 lat jako profesjonalista zaraża swoją pasją kolejne pokolenia miłośników morskich głębin. Zaczynała jako Divemaster a później Instruktor w PADI. W 2015 roku wraz z mężem założyła w Pruszkowie koło Warszawy własną szkołę nurkowania „Lionfish”. Od 2019 roku związana

AGNIESZKA JAROSIŃSKA
ANNA PASZTA
NICOLAS GIANNOULAKIS
JACEK KUBIAK
REKLAMA

miejsce nurkowe basen

ROYAL DIVERS

www royaldivers pl

wypożyczalnia sprzętu nabijanie butli serwis sprzętu

CN TRYM

www trym sklep pl

sklep wyjazdy obsługa nurków technicznych szkolenia rebreather

KUBA

Tekst i zdjęcia MAGDALENA GIL

Nazwa sama w sobie wywołuje w głowie obraz starych samochodów, gorących rytmów salsy, rumu i kolorowych uliczek. Dla mnie Kuba stała się czymś więcej niż wakacyjną pocztówką – stała się przygodą pełną niespodzianek od podwodnych cudów po nieoczekiwane przerwy w dostawie prądu.

Pierwszą wiadomością jaką dostałam po wylądowaniu i złapaniu internetu na kubańskim lotnisku była taka, że na całej Kubie nie ma prądu, myślę sobie całkiem nieźle się zaczyna. Wylądowaliśmy w Hawanie – duże miasto, które powinno tętnić nocnym życiem – jedyne co widzieliśmy w drodze do hotelu, to ciemność, ale sprawnie do niego dotarliśmy. Na miejscu okazało się, że lepsze hotele i restauracje mają swoje agregaty prądotwórcze, więc było wszystko czego potrzebowaliśmy do szczęścia po całym dniu podróży.

Wiedziałam, że ten wyjazd będzie zupełnie inny niż dotychczas znane mi wyjazdy nurkowe. Tutaj, oprócz nurkowania, mieliśmy bardzo dużo zwiedzania. Spanie w kilku hotelach i setki

kilometrów do przejechania autokarem. Na Kubie jest tyle do zobaczenia, że nie da się inaczej.

Budzik zrywa mnie z łóżka o 6.30, czeka nas dzisiaj do przejechania 500 km. Przed wyjazdem trzeba wymienić dolary na tutejszą walutę, czyli kubańskie pesos. Okazuje się, że nie odbywa się to tak, jak wszędzie w kantorze. Kuba rządzi się swoimi prawami – trzeba znaleźć cinkciarza – tak jak w Polsce przed kilkudziesięciu laty. Nasza grupa jest spora, trzeba znaleźć ich kilku – udaje nam się to zrobić szybko i z kieszeniami wypchanymi pesos możemy zacząć naszą wycieczkę po kraju, który zaskoczy nas jeszcze nie raz.

W dzień zaczynamy widzieć fascynującą Hawanę: słońce, jaskrawe kolory i to co przykuwa od razu uwagę wszyst-

żyją piękne, cudowne flamingi, obrazek jak z bajki. Stada dostojnych flamingów, kroczące dumnie i żerujące – coś pięknego. Nie mogliśmy oderwać od nich oczu, wszyscy byliśmy zafascynowani tym cudownym spektaklem.

Po powrocie zdążyliśmy jeszcze oddać się lenistwu na plaży, po kąpieli w morzu i spacerach po białym delikatnym piasku już wiem, dlaczego znalazła się w 25 najpiękniejszych na świecie. Jest po prostu piękna :-) biały piasek otoczony lazurową wodą z jednej strony i soczystą zielenią palm z drugiej, jednym słowem raj na ziemi.

Rano ruszamy w drogę do Trynidadu, gdzie spędzimy dwa dni. Po drodze odwiedzamy dolinę Ingenios z dawnymi rezydencjami plantatorów trzciny cukrowej. W pałacu Manaca Iznaga wchodzimy na 45-metrową wieżę z 1816 roku, z której dawniej pilnowano pracy niewolników. Obiad jemy w towarzystwie kubańskiej muzyki.

Trynidad zachwyca kolonialną architekturą – z wieży dawnego klasztoru podziwiamy widoki na dachy miasta i góry Escam-

bray. Spacerujemy brukowanymi uliczkami bez ruchu samochodowego. W kultowym barze La Chanchanchara próbujemy lokalnego drinka z miodem, rumem i limonką.

Odwiedzamy muzeum historyczne w pałacu Cantero – z klasycystycznym dziedzińcem i widokiem z wieży na całe miasto. Docieramy też do Plaza Mayor, wpisanego na listę UNESCO. Zwiedzamy kościół św. Trójcy z XVIII-wieczną figurą Chrystusa oraz muzeum sztuki kolonialnej.

Wieczorem, po zmroku i wśród całkowitej ciemności (na Kubie często nie ma prądu), ruszamy na nocne zwiedzanie. Po drodze spotykamy rodzinę grającą w domino – zapraszają nas do domu, a głowie rodziny składamy urodzinowe życzenia.

Docieramy do Casa de la Musica – miejsca z muzyką na żywo, barem i tańcem pod gołym niebem. Tańczymy salsę i mambo razem z Kubańczykami, chłonąc niesamowity klimat Trynidadu.

Poranek jak zwykle zaczynamy wcześnie – podziwiamy wschód słońca i ruszamy w drogę do Playa Girón. Po drodze planujemy zwiedzić wodospady El Nicho. Ze względu na kręte

drogi przesiadamy się do małych busów, które wiozą nas przez wiejskie tereny Kuby do parku narodowego Topes de Collantes. Wędrujemy łatwym szlakiem „Reino de las Aguas”, mijając bujną roślinność, kładki i wodospady – najpierw Poceta de los Enamorados, później główny wodospad i punkt widokowy z panoramą na góry Escambray i jezioro Hanabanilla. Na koniec kąpiemy się w lodowatej wodzie wodospadu Poceta de Cristal – zabawa jak u dzieci!

Po kąpieli jedziemy do Cienfuegos, gdzie zwiedzamy secesyjny Palacio de Valle i spacerujemy po zabytkowym centrum wpisanym na listę UNESCO, z imponującym placem Jose Martiego. Dzień kończymy w Playa Girón – tu przez kolejne dni będziemy nurkować w morzu i jaskiniach.

Zaczynamy nurkowania w Zatoce Świń. Pierwsze dwa nurki robimy na rafie El Tanke. Sprzęt dojeżdża do nas starym Chevroletem z przyczepką. Do wody wchodzimy z brzegu po bielusieńkim piasku. Po zanurzeniu okazuje się, że widoczność jest doskonała, temperatura wody ok 25°C. W czasie nurkowania spotykamy mało ryb, ale za to widzimy spore kraby, homary i krewetki chowające się w szczelinach. Tutejsze rafy są zachwycające, zupełnie inne niż te w Egipcie, nie są zniszczone, bardzo kolorowe i bogate w roślinność. Doskonała widoczność i żywe kolory sprawiają, że jest to wymarzone miejsce dla podwodnych fotografów.

Po obiedzie i odpoczynku na tutejszej plaży zaczynamy nasze kolejne nurkowanie, tym razem w Punta Pertiz. Jest to bajeczne miejsce zarówno z brzegu jak i z perspektywy nurka. Do wody wchodzimy po skałach. Wspaniała, żywa i kolorowa karaibska rafa znajduje się blisko brzegu. Składa się z dwóch uskoków, za którymi znajduje się fantastyczna, magnetyczna toń. Między rafami widzimy zatopiony wrak statku, na który możemy wpłynąć. Pojawia się tutaj trochę małych kolorowych rybek, płaszczki, rozdymki i niespotykane nigdzie indziej kolorowe ryby i żyjątka. Po wyjściu z wody musimy spakować sprzęt i zabrać go do hotelu, niestety w tutejszych centrach nurkowych nie zostawia się sprzętu w bazie tylko trzeba zabierać go codziennie ze sobą.

Kolejny dzień zapowiada się fantastycznie, dzisiaj czekają na nas kolejne 3 nurkowania: w morzu, jaskini i nurkowanie nocne. Część grupy idzie do morza my zmierzamy w stronę jaskini Cuvea de los Peces, zwana Jaskinią Ryb. Uważana jest za największy tego typu cenot na Kubie. Jaskinia ma 70 metrów głębokości, znana jest z wyjątkowych podwodnych korytarzy i przejść łączących cenotę z oceanem, niestety tu nie udaje nam się dopłynąć. Jest przestronna dzięki czemu można tutaj nurkować posiadając różne poziomy zaawansowania. My schodzimy na 30 metrów podziwiając podwodne korytarze. W jaskini panu-

je całkiem niezła widoczność, a w niektórych miejscach dociera do nas słońce zapewniając wspaniałą grę światła. W cenocie jest słodka woda dość zimna w porównaniu z morzem. Wyjście z niej nie należy do najłatwiejszych, ponieważ trzeba wyjść po śliskich, stromych skałach, ale dajemy rade.

Następne nurkowanie mamy w morzu w miejscu Cuvea de los Peces en mar, jest ono bardzo podobne do nurkowań z poprzedniego dnia. Tak jak wcześniej urzekają kolorowe, doskonale zachowane rafy i różnobarwne drobne rybki.

Dzisiaj czeka nas jeszcze jedno nurkowanie nocne. Robimy je w Punta Pertiz Jordain. Znamy już to miejsce z nurkowania w dzień. Jednak nurkowanie nocne zawsze jest zupełnie inne. Wchodzimy do wody tuż po zachodzie słońca. Pod wodą czeka na nas nocne życie, pojawiają się zupełnie inne ryby spotykamy mureny, kraby pająkowe i czerwone, langusty, mątwy, małe rybki oraz skrzydlice.

Największe wrażenie zrobiły na nas kalmary, które w dzień się chowają, a wychodzą dopiero w nocy. Pięknie mieniące się w światłach latarek pozostaną długo w naszej pamięci. Miejsce, w którym nurkowaliśmy miało niesamowitą toń, która w nocy robiła jeszcze lepsze wrażenie niż za dnia.

Po nocnym nurkowaniu zabraliśmy sprzęt i wróciliśmy do hotelu, gdzie oczywiście posiedzieliśmy jeszcze rozmawiając o kolejnym dniu, który zapowiadał się jeszcze lepiej.

Dzisiaj czekały na nas kolejne jaskinie Cueva 35 Aniversario oraz El Brinco. Czuliśmy, że dzisiejszy dzień nas zaskoczy i to nie raz. Część grupy zdecydowała się nurkować w morzu. Nasza grupka musi przejść lasem około 300 metrów, do miejsca, gdzie będziemy schodzili pod wodę, zachwycające „oczko wodne” położone w środku lasu i otoczone stromymi skałami. Pojawia się pytanie jak my się tutaj ubierzemy? Nasz sprzęt przyjechał na wozie... ciągniętym przez konie. Plecaki poprzypinaliśmy do krzaków, żeby nic się nie sturlało do wody, która miała 75 metrów głębokości, w szczeliny między skałami postawiliśmy butle i zaczęliśmy się ubierać, trochę nam to zajęło, ale w końcu jesteśmy gotowi. Pomiędzy skałami była przygotowana betonowa półka, z której wskoczyliśmy do wody. Widoczność pod wodą bardzo dobra, ale trzeba było bardzo uważać, żeby płetwą nie poruszyć osadu ze skał. Woda słodka i całkiem ciepła. Kiedy wszyscy byliśmy już w wodzie zaczęliśmy płynąć w stronę tunelu, który okazał się dość szeroki ok 3-4 merów. Miejsce zaskoczyło już na samym początku, na ok. 7 metach pojawiło się niesamowite zjawisko – haloklina i nasz wzrok oszalał. Po chwili wpłynęliśmy w wodę słoną i zobaczyliśmy ogromną jaskinie z widocznymi dużymi rozpadlinami w skałach. Przepływając dość długi odcinek w sumie zeszliśmy na 32 metry głębokości do przewężenia i obejrzeliśmy je dokładnie. W tym momencie musieliśmy zawrócić, żeby wystarczyło nam powietrza. W drodze powrotnej

Zdjęcie Agnieszka Kruk
Zdjęcie Anna Słowek

zaskoczyło nas pięknie oświetlone wyjście z jaskini. Przepływaliśmy przez haloklinę, która znowu zapewniła nam ekscytujące wrażenia. Na 5 metrze robiąc przystanek bezpieczeństwa czas umilały nam krewetki przyczepione do ścian. Wyjście z jaskini było trudne więc zdjęliśmy sprzęt w wodzie i po skałach wdrapaliśmy się do góry. Poskładaliśmy sprzęt, zapakowaliśmy go na wóz a sami udaliśmy się w drogę do drugiego miejsca nurkowego przez środek kubańskiej dżungli. W drodze towarzyszyły nam kraby wychodzące ze szczelin w skałach, mijaliśmy wiele „oczek wodnych”, w których były żółwie i krokodyle. Po dotarciu na miejsce okazało się, że jest jeszcze bardziej fascynujące. Po skalnych schodkach musieliśmy zejść w dół, żeby zobaczyć błękit wody oświetlonej przez słońce. Zaczynamy nasze drugie nurkowanie, żeby nie było za prosto, trzeba skoczyć z półki skalnej jakieś 2 metry w dół pomiędzy dwoma skałami. Po raz kolejny zanurzamy się w błękitną wodę, aby odkrywać jaskinie z cudowną grą świateł. Dopływamy do bardzo szerokiego miejsca, gdzie jaskinia ma jakieś 40 metrów głębokości ze spektakularnie czystą i przejrzystą wodą. Niestety nie możemy zejść na sam dół więc zostajemy na około 30 metrze i podziwiamy ją na tej głębokości. Oczywiście tutaj również miesza się woda słodka ze słoną i znów możemy podziwiać zjawisko halokliny. Kiedy kończymy nurkowanie czeka na nas drabinka, po której musimy się wdrapać na wysokość ok 2 metrów i schodami do góry wychodzimy na powierzchnię.

To niestety było ostatnie nurkowanie w jaskiniach, na szczęście mamy jeszcze jedno w morzu.

Ostatnim miejscem nurkowym było Los Tunelos / Punta Perdix – takie same rafy, jak wcześniej – piękne, kolorowe, niezniszczone. Różnicą był bardzo duży przybój, nosiło nas na prawo i lewo, a piach na dnie sprawiał wrażenie, że tańczy. W czasie tego nurkowania spotkaliśmy bardzo ładnego ślimaka Flamingo tongue / porcelanka. Następnie przez niewielką szczelinę prze-

Zdjęcie Agnieszka Kruk
Zdjęcie Agnieszka Kruk

płynęliśmy do wraku kutra rybackiego i to był niestety już koniec naszych nurkowań na Kubie.

Przed nami ostatnie dni podróży –kierujemy się do Viñales. Po drodze odwiedzamy farmę krokodyli i replikę wioski Tainów na wyspie Taino-Guama, gdzie poznajemy ich zwyczaje. Przez malownicze wsie docieramy do hotelu z pięknym widokiem na zachód słońca.

Po wieczorze pełnym tańca ruszamy do doliny Viñales – wpisanej na listę UNESCO. Zwiedzamy plantację tytoniu, gdzie wszystko robi się ręcznie i degustujemy kubańskie cygara. Kolejnym punktem programu jest wycieczka konna przez dolinę – dla jednych pełna emocji, dla innych

czysta frajda. Docieramy też do jaskini Indio, którą zwiedzamy pieszo i łodzią.

Odwiedzamy Mural de la Prehistoria –malowidło o długości 120 metrów przedstawiające ewolucję człowieka. Viñales zachwyca krajobrazami, ale czas nas goni – ruszamy do Hawany.

W stolicy odwiedzamy m.in. posiadłość Hemingwaya, fort Castillo del Morro i Kapitol. Zwiedzamy miasto w stylowych kabrioletach, mijając Plac Rewolucji, dzielnicę Vedado i promenadę Malecón z hotelem Nacional. Spacerujemy po Starej Hawanie: od Katedry, przez Plaza Vieja i Plac Broni, po piękne kolonialne zaułki. Wieczorem trafiamy na koncert „Legend Guajirito”, gdzie grają gwiazdy projektu Buena Vista Social Club – tańczymy do białego rana! Ostatnie chwile na Kubie spędzamy w fabryce rumu Havana Club i barze El Floridita – ulubionym miejscu Hemingwaya. Kończymy spacerem po mniej turystycznych uliczkach, odkrywając prawdziwe oblicze Hawany – pełne kontrastów, które czynią to miasto i całą Kubę tak wyjątkową.

Kuba to nie tylko kraj do zwiedzania – to kraj do przeżywania. Jeśli tam traficie nie denerwujcie się brakiem prądu, nie planujcie każdej minuty. Pozwólcie Kubie płynąć własnym rytmem. Bo właśnie w tym rytmie – pełnym kolorów, śmiechu i muzyki – kryje się największa magia.

SEKRETY OCEANU INDYJSKIEGO

czyli podwodna magia

MAURITIUSA

Tekst i zdjęcia MICHAŁ CZERNIAK

W STYCZNIU TEGO ROKU (2025), W RAMACH FERII SZKOLNYCH, POSTANOWILIŚMY RODZINNIE ODWIEDZIĆ MAURITIUS.

CIEKAWOŚĆ BYŁA OGROMNA, BO TA MALEŃKA WYSEPKA POŚRODKU

OCEANU INDYJSKIEGO JEST SŁAWNA NIE TYLKO DZIĘKI SWOJEMU SYMBOLOWI – PTAKOWI DODO (WYGINĄŁ W XVII WIEKU), ALE TEŻ DZIĘKI JEDNEJ Z NAJWIĘKSZYCH RAF KORALOWYCH NA ŚWIECIE.

Rafa Mauritiusa to prawdziwy skarb natury, znany ze swej różnorodności życia morskiego. Rafa chroni tu wybrzeże przed falami oceanu i tworzy spokojne laguny.

Flaga tego kraju składa się z czterech kolorów: czerwonego, niebieskiego, żółtego i zielonego. Każdy kolor sym-

bolizuje coś innego: czerwień oznacza walkę o niepodległość, niebieski reprezentuje ocean otaczający wyspę, żółty symbolizuje słońce, a zieleń – bujną roślinność wyspy. Już w pierwszy dzień po przylocie stwierdziliśmy, że obietnica złożona w kolorach flagi została w pełni zrealizowana. Wybraliśmy hotel „Canonnier” znajdujący się na północy

wyspy. Na jego terenie porozrzucanych było kilkanaście żeliwnych dział, noszących punce znanych brytyjskich i holenderskich zbrojowni, pamiętających jeszcze XVII wiek i walki o niepodległość. Wyspa została odkryta przez Portugalczyków w 1505 roku, a następnie skolonizowana przez Holendrów w 1638 roku, którzy nazwali ją na cześć księcia Maurycego Orańskiego. W XVIII wieku kontrolę nad wyspą przejęli Francuzi, zmieniając jej nazwę na Ile de France. W 1810 roku Mauritius stał się brytyjską kolonią; niewolnictwo zostało zniesione. Mauritius uzyskał niepodległość w 1968 roku, stając się członkiem ONZ. W 1992 roku kraj przekształcił się w republikę w ramach Wspólnoty Narodów. Proces ten był wynikiem długotrwałych negocjacji i działań pokojowych, co istotnie odróżnia współczesną historię tego kraju od pełnej gwałtu i przemocy historii pozostałych krajów afrykańskich.

Dziś Mauritius jest domem dla ludzi różnych kultur, religii i tradycji. Hindusi, Kreole, Chińczycy, Europejczycy. To sprawia, że kraj ten ma bardzo różnorodną kulturę i jest bezpiecznym miejscem wypoczynku turystów z całego Świata.

Wracając do północnych terenów wyspy, gdzie mieliśmy okazję wypoczywać – szerokie, piaszczyste plaże i liczne małe zatoczki stanowiły idealne miejsca do relaksu. Stabilne warunki pogodowe oraz spokojne wody północnego wybrzeża sprawiają, że region ten jest popularny zarówno wśród turystów, jak i miłośników nurkowania.

Wybór „Canonniera” nie był przypadkowy, gdyż w hotelu tym mieściło się 5-gwiazdkowe centrum PADI „DIVING WORLD”, oferujące pełny zakres przygód nurkowych – od emocjonujących eksploracji wrakowych po pełne majestatu nurkowanie wzdłuż rafy koralowej, połączone z podziwianiem podwodnych pól gorgonii.

Planując wyjazd uznałem, że właśnie ta część wyspy jest najciekawszym miejscem pod względem nurkowym. Na północnym wybrzeżu znajdują się lokalizacje, które oferują strome ściany i bogactwo życia morskiego. Na zachodzie można podziwiać wraki statków oraz mieniące się kolorami rafy. Wody wokół wyspy są krystalicznie czyste, a widoczność często sięga 30-40 metrów.

Mauritius jest domem dla wielu gatunków ryb tropikalnych, płaszczek, muren. W niektórych miejscach, takich jak Gołębia Skała, można spotkać większe grupy rekinów rafowych.

Ekipa z centrum PADI „DIVING WORLD” stworzyła niezwykle ciepłą i sympatyczną atmosferę. Już po chwili, trzymając w dłoni szklaneczkę świeżego soku pomarańczowego delektowałem się lekturą „menu”, zawierającego 30 propozycji fascynujących i bardzo zróżnicowanych spotów nurkowych.

Na swój cel wybrałem dwa: wrak Stella Maru (26 m) oraz „3 Anchors” (12-17 m), dające szansę bliższego poznania fauny i flory Mauritiusa.

Następnego dnia o poranku, szybka łódź nurkowa zawiozła mnie (nikt inny się nie zgłosił) na miejsce zanurzenia.

Trzeba przyznać, że wrak Stella Maru to jedno z najbardziej znanych miejsc nurkowych na Mauritiusie i trudno je pominąć, nurkując w tej destynacji.

Stella Maru to japoński statek rybacki, który został celowo zatopiony przez Mauritius Marine Conservation Society w 1987 roku, aby stworzyć sztuczną rafę. Wrak spoczywa na piaszczystym dnie na głębokości około 26 metrów, w pobliżu miejscowości Trou aux Biches.

Widoczność w tym miejscu jest zazwyczaj doskonała, a prądy są łagodne, co czyni Stella Maru idealnym miejscem zarówno dla początkujących, jak i bardziej doświadczonych nurków.

Wrak stał się domem dla wielu gatunków morskich, takich jak mureny, ryby skorpenowate, ośmiornice oraz różnorodne mięczaki.

Wrak jest świetnie przygotowany pod względem technicznym, co powoduje, że bezpiecznie można zerknąć do środka przez liczne otwory i włazy.

Choć od zatopienia statku minęło 38 lat, rafa koralowa nie pokryła go jeszcze w widocznym dla niewprawnego oka stopniu. Doskonale uświadamia to, jak wolno rośnie rafa i jak bardzo ważne są działania chroniące ją i zapobiegające jej dewastacji.

Nurkowa opowieść głosi, że w wyjątkowo ciepłe dni, na pokładzie statku pojawia się żaba morska, która uwielbia przesiadywać na maszcie zatopionego statku… Nie miałem niestety okazji stanięcia oko w oko w ową żabą. Przypuszczam, że mamy tu jednak do czynienia z anegdotą lub nietypowym zjawiskiem świetlnym, zaobserwowanym przez nurków. Istnieje gatunek żaby, który toleruje środowisko morskie! Żaba krabożerna jest jedynym znanym płazem, który potrafi przystosować się do życia w wodzie słonej. Występuje głównie w Azji Południowo-Wschodniej, w takich miejscach jak namorzyny i mokradła. Ta żaba produkuje zwiększoną ilość mocznika, co pozwala jej przetrwać w słonym

środowisku… głębokość 26 metrów wydaje się jednak zbyt duża jak na jej żabie możliwości.

Drugie nurkowanie tego dnia zrealizowaliśmy w miejscu nazywanym „3 Anchors” – fascynującej pod względem historycznym i bardzo przyjemnej lokalizacji, idealnej dla nurków na poziomie OWD.

Nazwa „3 Anchors” pochodzi od trzech dużych kotwic, które są pozostałością po statkach z XVIII wieku, należących do Kompanii Wschodnioindyjskiej. Kotwice zostały skolonizowane przez różnorodne korale i gąbki, tworząc unikalny ekosystem. Kompanie Wschodnioindyjskie (brytyjska i holenderska) były jednymi z najważniejszych graczy w handlu międzynarodowym w XVII wieku. Kompania holenderska była pierwszą międzynarodową korporacją na świecie. Kompania miała monopol na handel zamorskimi przyprawami. Była również wyposażona w uprawnienia półrządowe, takie jak możliwość prowadzenia wojen, zawierania traktatów i zakładania kolonii – prowadziła własną administrację i posiadała świetnie wyposażoną armię. Pozostawione kotwice stanowią niesamowitą pamiątkę po okresie świetności tych organizacji, które miały ogromny wpływ na rozwój handlu, kolonializmu i globalizacji w XVII-XVIII wieku.

Wokół kotwic można podziwiać bogactwo życia morskiego, w tym kolorowe ryby tropikalne, mięczaki i korale miękkie. Podczas nurkowania towarzyszył mi żółw, płynąc powoli o parę metrów ode mnie. Nie mam pewności, lecz wydaje mi się, że miałem okazję spotkać żółwia szylkretowego – gatunek rzadki i mocno dziś zagrożony. Żółwie te żywią się głównie gąbkami i są znane ze swoich pięknych, wzorzystych skorup. Ich skorupy, które mają piękne, nakładające się na siebie płytki o barwach brązowych, złotych i bursztynowych, były niegdyś cenione w jubilerstwie, co niestety przyczyniło się do ich wyginięcia na wielu obszarach.

Żółwie szylkretowe jako świetni podróżnicy, znane są ze swoich długodystansowych podróży między miejscami lęgowymi, a obszarami żerowania. Mogą przepłynąć tysiące kilometrów, korzystając z podwodnych prądów oceanicznych.

Nurkowanie na „3 Anchors” przebiegłoby zapewne w majestatycznym tempie żółwia z Mauritiusa… gdyby nie moje nieświadome wtargnięcie na terytorium pary ryb „triggerfish”.

Triggerfish, znane jako ryby trigerowe zamieszkują rafy koralowe w tropikalnych wodach. Są łatwo rozpoznawalne dzięki swoim jaskrawym barwom, geometrycznym wzorom na ciele oraz spłaszczonym kształtom.

Nazwa „triggerfish” pochodzi od ich unikalnej cechy – ryba posiada „mechanizm spustowy”, czyli płetwę grzbietową, którą może zablokować w pozycji pionowej, co pozwala jej zaklinować się w szczelinach skalnych, chroniąc się przed drapieżnikami.

Ryby te mają bardzo mocne zęby i szczęki (przypominające ludzkie), które pozwalają im rozbijać skorupy jeżowców i skorupiaków.

Triggerfish słynie z terytorialności i agresji, zwłaszcza podczas ochrony swojego gniazda, które znajduje się często w piasku na dnie morskim. Gdy intruz zbliża się do ich terytorium, ryby potrafią bardzo szybko zaatakować, próbując odstraszyć zagrożenie. Są znane z używania swoich silnych zębów do obrony, choć zwykle ogranicza się to do pokazów agresji.

Miałem okazję doświadczyć kilku dynamicznych szarż w wykonaniu jednej z tych przepięknych ryb. Jej wielkość – na moje oko 60-70 cm budziła respekt! Ryba, broniąc swojego terytorium nabierała prędkości i kierowała się wprost na mnie. Wymijała mnie w ostatniej chwili będąc tak blisko, że kilka razy otarła się prawie o moją płetwę, którą wystawiłem do przodu niczym tarczę.

Choć na Mauritiusie wykonałem jedynie dwa nurkowania, te doświadczenia pozwoliły mi zanurzyć się w niezwykły świat podwodnych tajemnic tej wyspy na Oceanie Indyjskim. Każde zejście pod powierzchnię przypominało odkrywanie nieznanego wszechświata, pełnego życia, barw i historii, które tylko czekają, by je poznać. Mauritius to więcej niż rajska wyspa – to okno do fascynującego, podwodnego świata, który na długo pozostanie w mojej pamięci.

W POGONI ZA DIUGONIEM

MARSA MUBARAK oczami płetwonurka

Tekst i zdjęcia DAMIAN NIWIŃSKI-KUJAWIŃSKI

Podwodne łąki, majestatyczne

żółwie i ulotne spotkanie z diugoniem – MARSA MUBARAK to miejsce, gdzie natura wciąż rządzi własnymi prawami.

Marsa Alam — od skarbów starożytnych do skarbów pod wodą

Czy wiesz, że okolice Marsa Alam były znane już w czasach starożytnego Egiptu? W pobliskich górach znajdowały się jedne z najstarszych na świecie kopalni szmaragdów! To właśnie stąd wydobywano cenne kamienie dla faraonów, a później dla rzymskich elit.

Dziś Marsa Alam przyciąga nie poszukiwaczy minerałów, lecz miłośników podwodnych skarbów – żółwi morskich, diugoni i niesamowitych raf koralowych Morza Czerwonego.

Marsa Mubarak – zatoka spokoju i życia

Zatoka Marsa Mubarak rozciąga się na przestrzeni około jednego kilometra, oferując rozległy, naturalny basen idealny zarówno dla snorkel’erów, jak i płetwonurków rekreacyjnych. Jej szerokość dochodzi do około 400–600 metrów, a łagodne wejście do wody sprawia, że jest to miejsce przyjazne nawet dla początkujących.

W centralnej części zatoki głębokość wynosi zaledwie od 2 do 6 metrów – to właśnie tutaj rozciągają się podwodne łąki trawy morskiej, na których często żerują żółwie morskie i diugonie. Dno opada bardzo łagodnie w kierunku otwartego morza, osiągając głębokość około 15–20 metrów.

Ale to nie wszystko. Marsa Mubarak to istny podwodny teatr natury. W szczelinach rafy chowają się ciekawskie ośmiornice, których spotkanie zawsze przypomina, że pod wodą inteligencja przybiera różne formy. Tuż nad piaskiem przemykają płaszczki, a z głębin niespodziewanie mogą wynurzyć się trigger fish – jedne z najbardziej temperamentnych, a zarazem ulubionych przez płetwonurków ryb. Wśród koralowców nie sposób nie zauważyć błazenka – małego, kolorowego strażnika ukwiała, który od razu przywołuje skojarzenia z „Gdzie jest Nemo”, ale w rzeczywistości potrafi być bardzo terytorialny.

Spotkanie z legendą

Pod koniec marca, kiedy temperatury są już przyjemne, a woda zachwyca przejrzystością, wskoczyliśmy do zatoki na szybkie snorkeling’owe rozpoznanie. Niemal od razu spotkało nas coś magicznego – majestatyczny diugoń. Sunął wzdłuż podwodnych łąk, niespiesznie i z gracją. Diugoń, którego mieliśmy szczęście spotkać, poruszał się z taką spokojną godnością, że przez chwilę zapomniałem o całym świecie nad powierzchnią. Ten ulotny mo-

ment – krótki, ale niesamowicie intensywny – był jak rozmowa bez słów.

Nie zawsze udaje się spotkać diugonia, ale to właśnie czyni takie chwile wyjątkowymi. To trochę jak szukanie legendy – a kiedy już ją znajdziesz, zostajesz z wdzięcznością, że mogłeś być tylko obserwatorem.

Późniejsze nurkowania, choć równie piękne, nie przyniosły już kolejnego spotkania z tym tajemniczym mieszkańcem. Za to mieliśmy okazję podziwiać inne cuda podwodnego świata. Towarzyszyły nam majestatyczne żółwie morskie, które leniwie przemierzały piaszczyste dno lub spoczywały wśród korali, nie przejmując się naszą obecnością. W pewnym momencie, tuż przy skale porośniętej miękkimi koralowcami, wypatrzyliśmy doskonale zakamuflowaną rybę kamień – niemal nierozróżnialną od otoczenia, z nieruchomym ciałem i czujnym spojrzeniem.

Na jednej z raf spotkaliśmy płaszczki – ich zwinne ruchy przypominały taniec w slow motion, kiedy sunęły tuż nad dnem, wzbijając delikatne obłoki piasku. W szczelinach rafy wypatrzyliśmy także ośmiornice, które zmieniając kolor i fakturę ciała, wtapiały się w otoczenie z niemal magiczną precyzją. Ich ciekawskie oczy śledziły nas z ukrycia, a gdy czuliśmy się zbyt blisko – znikały w mgnieniu oka.

Nie zabrakło również spotkania z mureną, która wystawiła głowę ze swojej kryjówki w rafie. Jej falujący ruch i ostre zęby budziły respekt, ale jednocześnie fascynowały. Obserwowanie jej powolnych, hipnotyzujących ruchów było jak podglądanie

strażniczki podwodnego królestwa, czuwającej nad spokojem tego miejsca.

Rafa tętniła życiem – błyskały stada pomarańczowo-niebieskich anthiasów, między koralami przemykały błazenki, a z głębszych partii wypływały bardziej nieśmiałe gatunki, jak skrzydlice. Kolorowe koralowce, zarówno twarde jak i miękkie, falowały w rytm prądu, tworząc niezwykły krajobraz, który zachwycał z każdym metrem przemierzonej rafy.

Choć diugoń nie pojawił się już więcej, każde z tych spotkań było wyjątkowe i przypominało, jak niesamowicie różnorodny i pełen tajemnic jest podwodny świat Marsa Mubarak.

Czy wróciłbym do Marsa Mubarak?

Zdecydowanie tak – to miejsce oferuje bardzo spokojne nurkowania, z szansą na spotkanie żółwi i diugonia w ich naturalnym środowisku.

Kiedy najlepiej odwiedzić Marsa Mubarak?

Marsa Mubarak jest popularna także wśród łodzi wycieczkowych organizujących snorkeling. W godzinach szczytu zatoka bywa bardziej ruchliwa, dlatego najlepiej planować nurkowania wczesnym rankiem lub późnym popołudniem, gdy zatoka odzyskuje swoją naturalną ciszę i spokój.

Instagram @underthewater.pl

Strona www.underthewater.pl

Emocje, zabawa i nagrody

Posiłek

NIESAMOWITE ODKRYCIE NA DNIE BAŁTYKU!

XIX-wieczny wrak z szampanem i porcelaną wydobyty przez Polaków

Tekst WOJCIECH ZGOŁA Zdjęcia BALTICTECH

BAŁTYK SKRYWA WIELE TAJEMNIC, ALE TO ODKRYCIE PRZEJDZIE

DO HISTORII! Na głębokości 57 metrów odnaleziono wrak statku z połowy XIX wieku, który przewoził luksusowy ładunek: butelki szampana, wina, wody mineralnej Selters oraz porcelanę.

Odkrycia dokonała ekipa Baltictech pod kierownictwem znanego nurka i eksploratora Tomasza Stachury. Wrak został zlokalizowany już w lipcu 2024 roku, jednak dopiero teraz świat usłyszał o skarbie, który udało się z niego wydobyć.

Skarb z głębin: szampan LOUIS ROEDERER sprzed 170 lat

Jednym z największych sensacji tego znaleziska jest seria butelek francuskiego szampana Louis Roederer, datowanego na ok. 1850 rok. Wydobyte z wraku butelki zachowały się w stanie umożliwiającym spożycie – co czyni je unikalnymi na skalę światową.

„Tutaj mamy sporą ilość butelek szampana i jest to szampan nadający się do spożycia. To jest jego unikalność. Ten korek nie przepuścił słonej wody” – mówi Tomasz Stachura, szef ekipy Baltictech.

Eksperci ustalili, że trunek zawierał 110 gramów cukru na litr, około 11% alkoholu i... nie miał bąbelków. To właśnie brak ciśnienia i szczelność zamknięcia sprawiły, że szampan przetrwał niemal dwa wieki pod wodą w idealnym stanie.

Luksusowy ładunek na 18-metrowej „krypie” Statek, któremu nadano imię Henryk, mierzył 18 metrów długości i 4 metry szerokości. Gdy nurkowie go odnaleźli, wystawał około 2 metrów ponad dno morskie. Według ustaleń archeologów do zatonięcia doszło w październiku 1861 roku w wyniku gwałtownego sztormu, który został odnotowany w ówczesnych kronikach. Wrak spoczywa na południe od wybrzeży Olandii – szwedzkiej wyspy położonej na Bałtyku.

Oprócz alkoholu znaleziono na jego pokładzie drogocenną porcelanę oraz ceramiczne butelki z wodą mineralną Selters –w XIX wieku uważaną za towar luksusowy i wręcz leczniczy.

„Ona trafiała tylko na stoły dworów królewskich czy carskich. Była też uznawana za lekarstwo. Piło się jej małą szklaneczkę i była przewożona w ceramicznych butelkach” – tłumaczy Stachura. To właśnie dzięki oznaczeniom na ceramicznych naczyniach udało się ustalić producenta i przybliżony czas zatonięcia statku.

Międzynarodowa współpraca i lata przygotowań Odkrycie nie byłoby możliwe bez współpracy międzynarodowego

zespołu. Do akcji zaangażowano archeologów ze Szwecji, specjalistę ds. szampana z Francji, a także uzyskano wszelkie niezbędne zgody prawne. Lata przygotowań, setki godzin spędzonych na morzu i pod wodą oraz cierpliwość w oczekiwaniu na sprzyjające warunki – wszystko to doprowadziło do jednego z najbardziej spektakularnych podwodnych odkryć ostatnich dekad. Co ciekawe, butelki szampana wydobyte z wraku zostały przekazane obecnemu szefowi firmy Louis Roederer, która w przyszłym roku będzie obchodzić swoje 250-lecie istnienia. Historia zatoczyła symboliczne koło – po niemal dwóch wiekach szampan wrócił do swojej ojczyzny.

Sukces pod polską banderą

To pierwsze tego typu odkrycie na świecie – nie tylko ze względu na unikalność zachowanego ładunku, ale też fakt, że za wszystkim stoi polska ekipa nurków technicznych. Baltictech od lat specjalizuje się w eksploracji wraków Morza Bałtyckiego, ale jak sami przyznają – takiego skarbu nie spodziewali się znaleźć.

Wydobycie wraku „Henryk” i jego zawartości to nie tylko sensacja naukowa, ale też potencjalna gratka dla kolekcjonerów, muzeów i miłośników historii. Jak potoczą się dalsze losy wydobytych artefaktów? Tego dowiemy się już niebawem.

Redakcja Magazynu Perfect Diver serdecznie gratuluje całemu zespołowi Baltictech! To odkrycie to nie tylko sukces archeologiczny, ale też ogromny powód do dumy dla całego środowiska nurkowego i miłośników historii.

Nurkowanie

TECHNICZNE

w badaniach naukowych

Tekst i zdjęcia NICOLAS GIANNOULAKIS

Rola nurkowania technicznego w rozwoju badań naukowych: zwiększanie bezpieczeństwa i wydajności pod wodą, na przykładzie

EKSPEDYCJI DO WRAKU STATKU Z ANTYKITHIRY

Wciągu ostatnich dekad nurkowanie techniczne stało się nieodzownym narzędziem w eksploracji naukowej, umożliwiając badaczom bezpieczne schodzenie na większe głębokości, wydłużenie czasu pobytu na dnie oraz efektywną pracę w złożonych środowiskach podwodnych. To połączenie doskonale ilustrują trwające wykopaliska wraku z Antykithiry – przełomowy projekt archeologiczny pod powierzchnią Morza Egejskiego, łączący naukę, technologię i ludzką wiedzę.

Przełamywanie barier głębokości i odkryć

Nurkowanie techniczne, wykraczające poza granice rekreacyjnego nurkowania, wykorzystuje zaawansowany sprzęt, taki jak aparaty oddechowe o obiegu zamkniętym (rebreathery), mieszanki gazów i protokoły dekompresyjne, aby umożliwić bezpieczne i skuteczne działania pod wodą. Umiejętności te są szczególnie istotne w projektach takich, jak wykopaliska

wraku z Antykithiry, gdzie artefakty znajdują się na głębokości 45–60 metrów w wymagającym, dynamicznym środowisku. Od 2014 roku Nikolas Giannoulakis odgrywa kluczową rolę w tym międzynarodowym przedsięwzięciu. Jako instruktor nurkowania technicznego, nurek naukowy oraz podwodny fotograf i operator filmowy, Giannoulakis uosabia połączenie technicznej biegłości z naukową misją, które może wynieść badania podwodne na wyższy poziom. Jego praca obejmuje zarówno zapewnienie bezpieczeństwa nurków i ich szkolenie, jak i dokumentowanie wyjątkowych momentów odkryć z naukową precyzją i artystycznym wyczuciem.

Zapewnienie bezpieczeństwa w trudnych warunkach Bezpieczeństwo jest podstawą każdego udanego projektu badawczego pod wodą – zwłaszcza prowadzonego na dużych głębokościach, w odległych lub niebezpiecznych lokalizacjach,

Nurkowie korzystający ze skuterów i rebreatherów w celu sprawnego dotarcia do wraku Antykithiry

Nurek przeprowadzający badanie

wykrywające metale podczas wykopalisk stratygraficznych

takich, jak miejsce wraku z Antykithiry. Ryzyko choroby dekompresyjnej, narkozy azotowej czy awarii sprzętu jest na tych głębokościach znacznie większe. Dlatego niezbędne są rygorystyczne procedury i najwyższy poziom wyszkolenia.

Jako instruktor nurkowania technicznego Giannoulakis odgrywa kluczową rolę w utrzymywaniu i podnoszeniu tych standardów bezpieczeństwa. Od planowania dekompresji z wykorzystaniem zaawansowanego oprogramowania, po kontrolę nad redundancją sprzętu i procedurami awaryjnymi – jego działania umożliwiają nurkom pracę w trudnych warunkach z pełnym zaufaniem do siebie i zespołu.

Więcej czasu na dnie – więcej odkryć

Jedną z największych zalet nurkowania technicznego w badaniach naukowych jest wydłużenie czasu efektywnej pracy na głębokości. Dzięki urządzeniom takim jak rebreathery, nurkowie mogą dłużej pozostawać na dnie, jednocześnie minimalizując ingerencję w środowisko – co jest kluczowe przy pracy z delikatnymi artefaktami czy nagrywaniu materiału wideo.

W przypadku wraku z Antykithiry dłuższe nurkowania umożliwiły archeologom wykonanie szczegółowych map terenu, przeprowadzenie dokumentacji 3D metodą fotogrametrii oraz bezpieczne wydobycie starożytnych przedmiotów, takich

Zespół badawczy zajmujący się wrakiem statku z Antykithiry w bazie ekspedycyjnej

jak ceramika, rzeźby czy elementy Mechanizmu z Antykithiry –2000-letniego analogowego komputera, który wciąż fascynuje świat nauki.

Podwójna rola Giannoulakisa jako nurka i wizualnego kronikarza wzmacnia wpływ całej misji. Jego zdjęcia i filmy dokumentują przebieg badań i odkrycia w czasie rzeczywistym, tworząc przy tym dziedzictwo wizualne, które edukuje i inspiruje społeczeństwo, ukazując nasze wspólne podwodne dziedzictwo.

Zakończenie

Połączenie nurkowania technicznego i badań naukowych otwiera dostęp do świata, który jeszcze niedawno był poza zasięgiem. Projekty takie, jak ekspedycja do wraku z Antykithiry pokazują, że odpowiednio zastosowana technologia nurkowa – poparta wiedzą i napędzana ciekawością – może dosłownie i w przenośni wydobyć historię na powierzchnię.

Poprzez swoją działalność od 2014 do 2025 roku Nikolas Giannoulakis ucieleśnia to połączenie, pokazując, jak doskonałość techniczna, zaangażowanie naukowe i opowiadanie historii mogą wspólnie rozświetlać przeszłość i chronić ją dla przyszłych pokoleń. Wraz z rozwojem eksploracji podwodnej rośnie również rola nurków technicznych w kształtowaniu naszego rozumienia podwodnego świata.

Trwają szczegółowe prace dokumentacyjne nad artefaktami na dnie morskim, widoczne są siatka terenu i worki na próbki
Nurek używa pogłębiarki do wydobywania kruchego materiału z osadu, kierując się siatką terenu

Gdzieś w SZKOCJI...

Tekst i zdjęcia AGNIESZKA JAROSIŃSKA
„SZKOCJA

JAKO DESTYNACJA NURKOWA? PRZECIEŻ TU JEST

TAKĄ OPINIĘ, ALE NA CAŁE SZCZĘŚCIE TAK NIE JEST!

WSzkocji mieszkam od 2013 r., nurkować zaczęłam w 2021 i nie mogę przestać. Jedno z moich ulubionych miejsc nurkowych w szkockich wodach, gdzie uczyłam się nurkować i gdzie sezon trwa cały rok, to niewielkie nabrzeże wraz ze sporym pomostem we wsi Fairlie, 3 mile na południe (ok. 4,5 km) od Largs, w hrabstwie North Ayrshire. Dla mniej wtajemniczonych: 35 mil na południowy zachód od Glasgow (ok. 55 km).

Dlaczego wybrałam właśnie to miejsce? Kiedy trafiłam tutaj pierwszy raz do szkoły nurkowej C&C Marine Services, prowadzonej przez Peter'a Carricka, nie byłam do końca przekonana czy trafiłam w odpowiednie miejsce. Nie tak sobie wyobrażałam centrum nurkowe, choć tak naprawdę nie miałam też pojęcia jak ono powinno wyglądać. Realizując kurs OWD doszłam do wniosku, że to nie budynek tworzy to centrum nurkowe, a ludzie, którzy w nim pracują i generalnie świetna atmosfera. Pokochałam

Panorama

nurkowanie każdym wdechem i wydechem. A to, co zobaczyłam pod wodą przeszło moje najszczersze oczekiwania. I każdy, kto nurkował w innych miejscach u wybrzeży Szkocji, twierdzi, że nie spodziewał się tego, co zobaczył pod naszym pomostem, jest mile zaskoczony i chce więcej!

Molo znajduje się na terenie Fairlie Quay Marina, ma długość 188 m, głębokość dochodzi do 14-16 metrów przy maksymalnym przypływie. Z pewnością pomost ten stanowi formę ochrony (dom) dla wszystkich zwierząt, a ich różnorodność stanowi doskonałe miejsce żerowania. Do wody możemy wejść na dwa sposoby, z pomostu pontonowego (który wyjmowany jest na czas zimowy ze względu na sezonowe sztormy), gdzie głębokość wody to 1-2 metry przy odpływach i 3-4 metry przy przypływach oraz schody z platformą i drabiną w dalszej części pomostu. Tutaj woda ma około 6 metrów przy odpływie i 8-9 przy przypływach. Sam pomost na kształt litery L, co sprawia, że planując swoją trasę i czas spędzony pod wodą, można realizować na wiele sposobów. Nie jestem pewna czy wypróbowałam każdą możliwą trasę! Molo umieszczone jest na betonowych nogach, ale również jest wiele drewnianych elementów i każdy z nich jest domem dla roślin i zwierząt. Płynąc pod pomostem ma się wrażenie istnej dżungli. A im głębiej płyniemy, tym jest ciemniej i jakoś tak klimatycznie.

Nurkujemy cały rok, latem temperatura wody dochodzi nawet do 18 st. C (pianka o grubości 5-8 mm nadaje się bez problemu na nurkowanie ok 1h), a zimą 4-6 st. C (zdecydowanie suchy skafander i porządne ocieplacze, standardowo 35-40 min, dla tych, którzy mogą więcej – do 50 min, ale przyznam, że jest ciężko, pomimo grubych rękawiczek, ręce zamarzają, a buzia jest cała różowa, jak podczas mrozu w Polsce). Z widocznością... no tutaj bywa bardzo różnie. Szkockie wody przybrzeżne nie mają pięknego niebieskiego koloru, są zielone i często widoczność jest mocno ograniczona. Ale zdarzają się dni, a nawet tygodnie, kiedy nie pada i woda jest przejrzysta, a widoczność sięga wtedy nawet 10 metrów. W takie dobre dni śmiejemy się,

że nie idziemy nurkować, bo będzie za dużo widać. Każdy kto pływał w ciepłych wodach z nieskończoną widocznością pomyśli teraz, że co to za przyjemność, ale ma to swój klimat, poza tym smutno byłoby nie wykorzystać tego, co ma się na progu domu. W słoneczne dni nurkowanie wokół pomostu może odbywać się bez latarki, zwłaszcza w płytkich wodach wokół pomostu pontonowego. Ale płynąc głębiej pod pomost latarka to must have! Przyznam szczerze, że w pochmurny dzień, kiedy widoczność wynosi 1-1,5 metra masz czasem wrażenie, że nurkujesz w nocy! Słaba widoczność, zielona woda, brak słońca i pomost nad głową sprawiają właśnie takie wrażenie. Nocą też nurkujemy! Wtedy cały pomost zmienia się nie do poznania, jest niczym Las Vegas, tętni życiem! Pojawiają się nocne gatunki zwierzaków, których za dnia nie ujrzysz! Ale to trzeba zobaczyć na własne oczy. Ci, którzy nurkowali nocą wiedzą, że nie jest to coś dla ludzi o słabych nerwach. Pamiętam moje pierwsze nocne nurkowanie, byliśmy w 6 osób, czyli 6 mocnych latarek... a pomimo tego jak wpadłam na nogę pomostu, wyobraźnia ru-

szyła i bardzo, bardzo się przestraszyłam (no bo kto postawił te nogi właśnie w tym miejscu).

Dno wokół i pod pomostem jest piaszczyste, jest pas kamieni narzutowych chroniących przed sztormami, świetne miejsce do snorkellingu. Każde nurkowanie jest inne, nawet jeśli wybierzesz tą samą trasę. Nie wiesz, czy spotkasz te same zwierzęta, niektóre gatunki ryb przypływają tylko w słoneczne dni (jak rekinek psi, który lubi się wygrzewać na piasku), po każdym sztormie dno się zmienia, a ponieważ na dnie leży wiele starych elementów pomostu (np. stare drewniane 10 metrowe nogi pomostu, czy metalowe rury), to i one wędrują wraz z siłą wody. Wszystko co znajduje się w wodzie jest domem dla zwierząt i jeśli wiesz, co chcesz zobaczyć i jak tego szukać, to z pewnością to znajdziesz. Oczywiście są też stali bywalcy i na nich zawsze można liczyć.

Co ciekawego tutaj znajdziemy? Rozgwiazdy wszelkiej maści, koloru i wielkości; szkółki ryb i dorosłe ryby (śledzie, wargacze, makrele, dobijaki, babki i inne), ślimaki nagoskrzelne (również rożnej wielkości, z wypustkami, bez i różnymi kolorami), homary, langusty, krewetki, kraby (brązowy, jadalny, biernatek,

zwyczjany, szczeciniasty, truskawkowy, wędrowny i inne), różnego rodzaju robaki (paw, mysz morska, wieloszczety), jeżowce i kolorowe ukwiały. Jeśli chodzi o florę morską to najczęściej spotkamy palce umarlaka (białe i pomarańczowe), wiele gatunków wodorostów (alga cukrowa, mocznica pęcherzykowata, wrak spiralny i płaski, wiosło pospolite i inne). Mogłabym wymieniać w nieskończoność, ale nie będę odkrywać wszystkiego przed Wami.

Nie można też zapomnieć o widokach nad wodą, z pomostu widać wyspę Arran, Małą i Dużą Cumbrię (Wee Cumbrea i Great Cumbrea), Isle of Bute i przedgórze Highlandów (które zaczynają się już za Glasgow). Odwiedzają nas foki i delfiny butlonose, ale pod wodą ich nie uraczysz, trzymają się z dala (tak daleko, że człowiek ich nie widzi, choć one nas tak).

Niezależnie od tego czy jesteś doświadczonym nurkiem czy dopiero chcesz rozpocząć swoją przygodę z nurkowaniem, to zachęcam do skorzystania z usług centrum nurkowego. Jest tutaj również sklep ze sprzętem oraz możliwość napełniania butli powietrzem i nitrox. Poza tym świetne towarzystwo, ciepła kawa i pizza po nurkowaniu.

Piłogon

Galeus Melastomus

Tekst i zdjęcia PAWEŁ FRANCZYK

JEST POŁOWA KWIETNIA, CZWARTKOWE POPOŁUDNIE. MYŚLĘ

O WEEKENDOWYM NURKOWANIU I WYBORZE MIEJSCA. ROZPRASZA MNIE

DŹWIĘK POWIADOMIENIA W TELEFONIE. NA KLUBOWEJ GRUPIE POJAWIŁ SIĘ WPIS, ŻE WIDZIANO REKINY PODCZAS NOCNEGO NURKOWANIA.

est podane miejsce zatem problem z wyborem, gdzie zanurkować sam się rozwiązał. Zdzwaniam się z klubowymi kolegami z propozycją wspólnego nocnego nurkowania.

Nurkowanie planujemy na powietrzu z maksymalną głębokością do 40 m. Zabieramy ze sobą nitrox 50. Dekompresja na pewno wskoczy, bo szykuję się do filmowania. Podchodzę jednak do tematu ostrożnie i z lekkim dystansem. Przez 15 lat nurkowania w fiordach widziałem Piłogony tylko dwukrotnie. Raz, przypadkiem na nurkowaniu trymiksowym na głębokości 53 metrów, a kolejnym razem na około 48 metrach. W obu przypadkach były to pojedyncze, dorosłe sztuki samic, które u tego gatunku są większe od samców. Przeciętnie osiągają rozmiary pomiędzy 80-90 cm, ale odnotowywano sztuki mierzące 1m 20 cm. Dojeżdżam na miejsce, znajomi już są i szykują sprzęt. Mamy spory zapas czasu, bo zamierzamy się zanurzyć około

kwadransa po zachodzie słońca. Miejsce nurkowania swoją atrakcyjnością bardziej zachwyca nad niż pod wodą. Jest to spora zatoka w miejscu, gdzie fiord rozgałęzia się wbijając w góry na długości 6-7 km, a wspomniana zatoka przechodzi w piękną dolinę otoczoną z obu stron pasmami górskimi. Przy jednym z tych pas rzeczka znajduje ujście w fiordzie. To właśnie w tym miejscu spodziewamy się rekinów. W okresie jesienno-zimowym, spokojna rzeczka nabiera charakteru rwącego strumienia i narzuca mnóstwo żwiru w okolicach ujścia. Takie właśnie jest dno w miejscu, gdzie będziemy nurkować – głównie żwirowe, z gnijącymi liśćmi. Dno, które dość szybko, ale gładko opada w głębię. Nic szczególnego za dnia w tym miejscu się nie dzieje, bo dno jest gładkie i raczej nudne. Zwykle spotyka się tutaj trochę ryb i różnego rodzaju szkarłupnie – głównie jeżowce i rozgwiazdy leniwie przemierzające dno w poszukiwaniu pożywienia. Rzadziej wzrok przyciągnie wylegujący się

na dnie zębacz, dryfująca meduza, a sporadycznie foka.

Tymczasem słońce już zaszło. Powtarzamy jeszcze raz plan nurkowania, sprzęt jest gotowy i można się ubierać. Wchodzimy do wody, test świateł. Główne sprawne, dodatkowe też, a lampy video doskonale rozświetlają okolicę. Do filmowania używam dwóch głowic z zasilaniem kanistrowym, co zawsze daje mi gwarancję światła o stałej mocy przez długi czas. Gatunek, który spodziewamy się spotkać nie jest pod szczególną ochroną i cechuje się dużą liczebnością. Jednakże ze względu na charakter bytowania dość rzadko spotykany jest przez nurków, stąd decyzja o takim, a nie innym wyborze oświetlenia – nie chciałbym by coś poszło nie tak przy nagrywaniu. Pod wodą decyduję się na oświetlanie okolicy z 50 procentową siłą światła, bo przejrzystość dopisała i wynosi jakieś 20 metrów. Poza tym piłogony to zwierzęta głębinowe, żyjące głównie pomiędzy 150-400 metrów, a nie-

które źródła podają, że potrafią zanurzać się nawet do 900-1200 metrów. Dobrze byłoby zatem nie płoszyć zbytnio tych ryb światłem, bądź nie uszkodzić ich wzroku. Osiągamy głębokość 25 metrów. Gnijące liście na dnie przerzedzają się, a pomiędzy nimi sporo żerujących o tej porze krabów zwyczajnych. W toni mnóstwo kryla i krewetek, które w świetle naszych latarek pięknie mienią się kolorami. Nagle jeden z partnerów daje mi znaki światłem swojej latarki. Zdaje się, że dostrzegł kształt rekina w małej grupie ryb i wskazuje mi, gdzie spostrzegł go chwilę wcześniej. Przez moment mam wrażenie, że chyba mu się tylko wydawało i mam zamiar wyłączać oświetlenie video, kiedy nagle w oddali faktycznie rekin zawraca, zatacza koło, po czym znika w nieprzeniknionej czerni. Mijamy właśnie 30 metr, a ja pomyślałem, że chyba jednak szczęście mi dopisze i uda mi się coś nagrać tym razem. Grupka ryb żerujących w pobliżu nieszczególnie się nami przejęła, to młode dorsze. Kiedy jednak podpływamy bliżej nagle płoszą się i mam wrażenie, że to przez nas. Okazuje się, że to nie my. Oto jest winowajca całego zamieszania, piękny osobnik piłogona, który niezlękniony płynie w moim kierunku jakby chciał zapozować do kamery. Skupiony na tym ujęciu nawet nie zauważyłem, kiedy kolejne dwie sztuki przepłynęły nad i pode mną. To mnie trochę zdekoncentrowało, bo nie liczyłem na kilka, a na maksymalnie dwie sztuki przy odrobinie szczęścia. Tymczasem spoglądam przed siebie, jesteśmy na 39 metrach, po bokach widzę wijące się kształty sporej grupy rekinów, a przede mną z głębi wyłania się ławica przynajmniej 8 sztuk. Szok i niedowierzanie, jest zatem około 20-30 osobników w jednym miejscu. Spotkanie, jakby umówione, że na 40 metrach zatrzymuję się i filmuję – tak się stało. Piłogony w pełnej krasie. Głównie dorosłe osobniki 70-90 cm, ale są też mniejsze 30-40 cm sztuki. Dorosłe osobniki wyraźnie intensywniej ubarwione, brązowo – beżowe plamki pokrywają ich smukłe ciała. Pięć szczelin skrzelowych z czego ostatnia kończy się nad płetwą piersiową. Duże owalne oczy bez błony migawkowej, podłużna głowa. Ogon długi o promieniu lekko wygiętym w dół

z małymi wypustkami przypominającymi zęby piły. Kształtem faktycznie przypominające piłę. Te żarłaczokształtne ryby występują w Północnym Atlantyku przez Maderę aż do północno-zachodniej Afryki i zachodniej części Morza Śródziemnego. Piłogony są jajorodne, a samice składają zazwyczaj 2-4 jaj a czasem 8. Jaja przypominają nieduże sakiewki zakończone krótkimi wiciami czepnymi. Te niewielkie rekiny żywią się skorupiakami, mięczakami i niewielkimi rybami. Galeus Melastomus, łacińska nazwa oznacza czarnogęby ponieważ wnętrza ich pysków są czarne. Angielskie nazewnictwo odnosi się w peł-

ni do łacińskiej nazwy, stąd też ryby te nazywa się Blackmouth Catshark. 28 minut czasu dennego, niedługa dekompresja pozwala ostudzić emocje i nasuwa refleksję jak niesamowite i nieprzewidywalne jest nurkowe hobby. Tydzień później powtarzam nurkowanie w tym samym miejscu i również tym razem doliczam się powyżej 20 osobników, ale co najważniejsze – masa dobrych nagrań z piłogonami w roli głównej.

Zapraszam na film...

JEZIORO BARLINECKIE

Perła regionu i raj dla miłośników wodnych atrakcji

Tekst i zdjęcia lądowe ZBIGNIEW ŻYTKOWIAK Zdjęcia podwodne MARTA SMAGA

JEZIORO BARLINECKIE to jedno z najpiękniejszych miejsc w województwie zachodniopomorskim, które każdego roku przyciąga rzesze turystów i miłośników aktywnego wypoczynku. Położone w sercu Barlinka, otoczone malowniczymi lasami, stanowi idealne miejsce do relaksu, uprawiania sportów wodnych oraz odkrywania podwodnych tajemnic.

Jeśli szukasz niezapomnianych wrażeń i chcesz w pełni wykorzystać uroki tego miejsca, warto skorzystać z oferty wypożyczalni sprzętu wodnego Blue Deep Barlinek, zapisać się na kurs w szkole nurkowania Blue Deep Barlinek, a także poczuć się bezpiecznie dzięki czujnemu oku WOPR Barlinek.

CHARAKTERYSTYKA JEZIORA BARLINECKIEGO

Jezioro Barlineckie, położone na Pojezierzu Myśliborskim, zajmuje powierzchnię około 272 hektarów i osiąga maksymalną głębokość 18 metrów. Na jego tafli znajdują się cztery malownicze wyspy: Łabędzia (największa), Sowia, Nadziei oraz Zielona. Brzegi jeziora są zróżnicowane, porośnięte lasami, co czyni je atrakcyjnym zarówno dla plażowiczów, jak i miłośników przyrody. Akwen zasilają liczne źródła i drobne cieki wodne, w tym najbardziej znane źródło „Boży Dar” położone na południowym brzegu przy Polanie Lecha.

TURYSTYKA W BARLINKU

Barlinek, nazywany „Europejską Stolicą Nordic Walking”, oferuje bogatą infrastrukturę turystyczną. Wokół miasta wytyczono 54 km oznakowanych tras o różnym stopniu trudności, co stanowi doskonałą propozycję dla miłośników pieszych wędrówek i aktywnego wypoczynku. Jedną z atrakcji jest „Szlak Przygody nad Jeziorem Barlineckim”, który związany jest z baśnią o Królowej Puszczy Barlineckiej i oferuje spotkania z postaciami ze świata legend oraz modeli zwierząt, co stanowi nie lada gratkę dla dzieci i dorosłych. Położenie Barlinka w otoczeniu lasów i jezior sprzyja również turystyce rowerowej oraz sportom wodnym. W mieście znajduje się zabytkowe kąpielisko w stylu alpejskim z molo, które stanowi doskonałe miejsce do relaksu nad wodą.

AKTYWNY WYPOCZYNEK NA WODZIE Z BLUE DEEP BARLINEK

Nie ma lepszego sposobu na poznanie Jeziora Barlineckiego niż wyprawa kajakiem, rowerem wodnym, łódką z silnikiem elektrycznym lub deską SUP! Na miejscu wypożyczalnia sprzętu wodnego.

Blue Deep Barlinek oferuje szeroki wybór nowoczesnego i bezpiecznego sprzętu, który pozwala cieszyć się wodnymi przygodami zarówno rodzinom z dziećmi, jak i bardziej doświadczonym sportowcom. Niezależnie od tego, czy chcesz spokojnie dryfować po tafli jeziora, czy spróbować swoich sił w dynamicznej jeździe na desce SUP – Blue Deep Barlinek spełni Twoje oczekiwania.

PODWODNE TAJEMNICE JEZIORA –NURKOWANIE Z BLUE DEEP BARLINEK

Dla tych, którzy pragną odkryć piękno jeziora z innej perspektywy, szkoła nurkowania Blue Deep Barlinek oferuje kursy nurkowe zarówno dla początkujących, jak i zaawansowanych. Pod okiem doświadczonych instruktorów można nauczyć się podstaw nurkowania lub zdobyć międzynarodowe certyfikaty, które pozwolą eksplorować podwodny świat na całym świecie. Jezioro

Barlineckie skrywa wiele interesujących miejsc i tajemniczych zakamarków, które tylko czekają na odkrycie!

Warto również wspomnieć o corocznych inicjatywach organizowanych przez Blue Deep Barlinek. 7 czerwca 2025 roku

odbędzie się piąta edycja akcji sprzątania Jeziora Barlineckiego, podczas której nurkowie z całej Polski oraz liczne lokalne organizacje będą wspólnie oczyszczać dno jeziora oraz jego brzegi. To doskonała okazja, aby nie tylko zadbać o środowisko, ale także zintegrować się z lokalną społecznością.

Ponadto, 9 sierpnia 2025 roku, Blue Deep Barlinek organizuje ogólnopolskie zawody w nawigacji podwodnej. To wyjątkowe wydarzenie przyciąga najlepszych nurków z całego kraju, którzy rywalizować będą w precyzyjnym poruszaniu się pod wodą według wyznaczonych tras. Zarówno uczestnicy, jak i widzowie mogą liczyć na emocjonujące przeżycia i niezapomniane wrażenia.

Podwodny świat staropruskich Galindów

Jezioro DEJGUNY

Tekst i zdjęcia JACEK KUBIAK

DEJGUNY TO JEZIORO W KRAINIE WIELKICH JEZIOR MAZURSKICH, LEŻY W DORZECZU RZEKI WĘGORAPY, W POWIECIE GIŻYCKIM. TEN MALOWNICZY

KRAJOBRAZ AKWEN ZAWDZIĘCZA POŁOŻENIU Z DALA OD MIAST I ASFALTOWYCH DRÓG.

ak pokazała historia, ta mazurska perełka była obiektem zainteresowania wszystkich ludów zamieszkujących te tereny od starożytności.

Na jeziorze znajduje się duża wyspa, na której to, jak stanowi legenda, zamieszkiwał staropruski kapłan, do którego po wróżbę i radę przypływali czółnami Galindowie, ród zamieszkujący tą okolicę. Ową legendę uważa się za prawdziwą, ponieważ rybacy na dnie jeziora znaleźli naczynia i monety rzymskie z czasów dynastii Antoninów. Mogły być

one darem od GALINDÓW dla kapłana. Podczas drugiej wojny światowej jezioro było terenem wojskowym. Na półwyspie Lisi Ogon znajdowała się centrala łączności obsługująca Wilczy Szaniec, a na wyspie znajdował się budynek użytkowany przez nazistowskich oficjeli.

Obecnie jezioro jest jednym z najczystszych akwenów na Mazurach, w słoneczny dzień można strzelić nura do 15 m bez latarki. Pod wodą nie zobaczymy żadnych śladów cywilizacji – sama natura, przez co nurkowanie staje się

swoistą medytacją. Choć maksymalna głębokość jeziora to 45 m, to większość plaż charakteryzuje długie piaszczyste zejście, co w słoneczne dni daje wrażenie jakbyśmy byli na Malediwach.

DEJGUNY to jezioro sielawowe, jednak możemy tu spotkać wszystkie gatunki ryb. Moje ulubione do obserwacji węgorzy i okoni głębinowych, takich wielkich nigdzie indziej nie widziałem, ponad 50 cm. W litoralu możemy liczyć na obserwację pięknych, bujnych łąk, poprzedzielanych moczarkowymi połacia-

mi. Poniżej litoralu natrafimy na rakowe przechadzki pomiędzy małżowymi muszlami.

Na jeziorze obowiązuje strefa ciszy dzięki czemu możemy liczyć na sielankowy spokój i wyciszenie w odróżnieniu od gwaru i życia na jeziorach szlaku mazurskiego. Dodatkowy plus, jeśli chodzi o bezpieczeństwo nurkowania.

Jezioro DEJGUNY ze względu na swoją wielkość położone jest pomiędzy trzema wsiami Bogacko, Kronowo i Grzybowo. Na szczęście wszystkie te wioski mają publiczne plaże dzięki czemu można dojechać do nurkowiska. W obecnych czasach o dostępność do plaż coraz ciężej, rządzą tabliczki – teren prywatny...

Osobiście polecam ten zbiornik nurkom ceniącym sobie czystą wodę, ciszę, spokój, szukających kontemplacji z naturą. Dla większości lokalnych nurków jest to jezioro, na którym stawiali pierwsze kroki w nurkowaniu i zawsze jest mile wspominane.

KIEDY LICZY SIĘ KAŻDY DETAL POD WODĄ

W nurkowaniu nie ma miejsca na przypadek. Gdy schodzisz pod powierzchnię, liczysz na sprzęt, który nie zawiedzie – nawet w najtrudniejszych warunkach. Zeagle to marka dla tych, którzy rozumieją, że liczy się każdy szczegół: od precyzji działania automatu, przez funkcjonalność systemu wypornościowego, po efektywność płetw i komfort maski. Wszystko musi działać jak jeden zespół –dokładnie, niezawodnie, intuicyjnie.

POZNAJ CZTERY KLUCZOWE PRODUKTY ZEAGLE – stworzone z myślą o nurkach, którzy oczekują więcej niż tylko „dobrego” sprzętu.

F8 DIN – AUTOMAT, KTÓREMU MOŻESZ ZAUFAĆ

Oddychanie pod wodą musi być naturalne – niezależnie od głębokości czy temperatury. Zeagle F8 DIN to automat klasy premium, stworzony do pracy w warunkach ekstremalnych. Pierwszy stopień działa niezawodnie nawet w lodowatych wodach, a drugi stopień oferuje płynną, regulowaną pracę, dopasowaną do stylu i głębokości nurkowania.

Projektując F8, Zeagle nawiązał współpracę z Atomic Aquatics i zaprojektowali ponad 20 ulepszeń – we wszystkim: od wewnętrznych mechanizmów i zastosowanych materiałów, po zewnętrzne sterowanie oraz estetykę. Efektem jest automat, który oferuje wyjątkową trwałość, kulturę pracy i niezawodność nawet w najbardziej wymagających warunkach.

Æ Certyfikowany do nurkowania w zimnych wodach

Æ Regulacja oporów oddechowych i przełącznik dive/pre-dive

Æ Niezrównana trwałość i precyzja działania

FURY – JACKET, KTÓRY ROZWIJA SIĘ RAZEM Z TOBĄ

Zeagle Fury to kamizelka, która rośnie z Twoimi ambicjami. Dzięki modułowej budowie pozwala na pełne dopasowanie konfiguracji – od pasów, przez kieszenie balastowe, po system mocowania dodatkowego sprzętu. Komora wypornościowa typu rear-inflate zapewnia idealną pozycję pod wodą i wysoki komfort na powierzchni.

Æ System Ripcord® lub system kieszeni balastowych – niezawodne i błyskawiczne odrzucenie balastu

Æ Duża wyporność

Æ Możliwość regulacji rozmiaru I konfiguracji

RECON – MAKSYMALNA KONTROLA I NAPĘD

W KAŻDYCH WARUNKACH

Zeagle Recon to więcej niż płetwy – to narzędzie do precyzyjnego manewrowania i skutecznego przemieszczania się w każdych warunkach. Recon wykorzystują każdy element siły kopnięcia, minimalizując jednocześnie zmęczenie. Zaprojektowane z myślą o nurkowaniu technicznym, płetwy oferują maksymalną stabilność i kontrolę – idealne do frog kick, back kick i helicoptera.

Æ Dedykowane dla wymagających nurków technicznych i jaskiniowych

Æ Posiadają sprężyny ze stali nierdzewnej z wygodnym dużym uchwytem – trwałość i szybkie zakładanie

Æ Nowoczesny design – skuteczność bez kompromisów

SCOPE MONO – WIDZISZ WIĘCEJ, DZIAŁASZ PEWNIEJ

Widoczność to nie luksus – to bezpieczeństwo. Maska Scope Mono zapewnia panoramiczne pole widzenia, zachowując przy tym kompaktową i ergonomiczną konstrukcję. Jednoszybowa rama z silikonowym fartuchem doskonale dopasowuje się do twarzy, a elastyczny pasek podnosi komfort użytkowania – zwłaszcza podczas dłuższych nurkowań lub przy częstym użytkowaniu w różnych warunkach.

Æ Szerokie pole widzenia dzięki niskoprofilowej konstrukcji

Æ Elastyczny pasek – wygoda i trwałość

Æ Składa się na płasko – idealna jako maska zapasowa lub podróżna

Æ Dostarczana w firmowym pudełku Zeagle – Air Box

ZEAGLE W POLSCE – PEŁNE WSPARCIE DLA NURKÓW

ECN–Systemy Nurkowe to wyłączny dystrybutor sprzętu Zeagle w Polsce. Oferujemy dostęp do pełnej gamy produktów, autoryzowany serwis oraz wsparcie techniczne dla klientów indywidualnych, centrów nurkowych i instruktorów. Sprzęt dostępny jest bezpośrednio na stronie www.nurkowanie-ecn.pl oraz u autoryzowanych partnerów na terenie całej Polski.

DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:

Polska dystrybucja i kontakt: www.nurkowanie-ecn.pl

Słodkowodny

HEMMOOR

KREIDESEE HEMMOOR – bo tak brzmi pełna nazwa zalanego kamieniołomu będącego niegdyś wyrobiskiem kredy. To bardzo unikalne i oryginalne miejsce, które chciałbym wam przedstawić w większych szczegółach ze względu na ogromną popularność, jaką zyskuje w ostatnich latach.

Postaram się przybliżyć oraz dokładniej opisać to miejsce, dać wskazówki dotyczące planowania wyjazdu, a także podzielić się z wami moimi osobistymi spostrzeżeniami oraz doświadczeniami związanymi z tym akwenem.

Miasteczko Hemmoor znajduje się w północnych Niemczech, około 100 km od Hamburga. Dojazd zależy od miejsca, w którym mieszkamy, ale nawet jeśli mieszkamy tuż przy granicy z naszym zachodnim sąsiadem, jest to dość spory kawał drogi do pokonania. Pod uwagę trzeba też wziąć czas, jaki zajmie przejazd przez Hamburg – w naszym przypadku dołożyło nam to ekstra 40 minut do planowanego czasu. Ogólnie, zaczynaliśmy wyprawę o 3 w nocy, a na miejscu byliśmy około południa.

Tutaj dość przydatna rada na przyszłość – wyjazd był w nocy, dotarliśmy w piątek, a nurkowaliśmy do niedzieli. Z każdym dniem na akwenie było coraz więcej osób, co jednoznacznie wiąże się ze spadkiem widoczności pod wodą. Niedziela była już zupełnie opłakana ze względu na bardzo dużą ilość szkół nurkowych z uczącymi się nurkami, co sprawiało, że wizura miejscami spadała do kilku metrów i przez to musieliśmy szukać miejsc mniej uczęszczanych. Podczas kolejnych wyjazdów myślę, że mądrzej byłoby wyruszyć dzień wcześniej, nurkować od czwartku do soboty, a w niedzielę wyruszyć w drogę powrotną już od rana. Jeżeli chodzi o samo miejsce – mamy tu do czynienia z całym kompleksem nurkowym. Jest baza, gdzie możemy nabić powietrze/nitrox/trimix. Pole kempingowe, domki holenderskie oraz porządne domki z pełnym aneksem kuchennym, salonem,

Tekst i zdjęcia TOMEK KULCZYŃSKI

sauną – całość usytuowana w jednym kompleksie, czyli coś w stylu ośrodka wypoczynkowego. My wynajęliśmy domek i z czystym sumieniem mogę go polecić każdemu. Mnóstwo miejsca na suszenie sprzętu, czysto i schludnie.

Pod względem jedzenia – mamy tutaj do dyspozycji mnóstwo lokali, restauracji oraz fast foodów dostępnych w samym miasteczku. Jeżeli ktoś chciałby się tak stołować, bez problemu znajdzie coś dla siebie. Mając wynajęty domek, po prostu gotowaliśmy sobie sami, a na kolację jechaliśmy do restauracji. Pamiętajcie, że nurkujemy w sucharach i cała procedura rozbierania się, klarowania sprzętu, jechania na obiad zabiera dość sporą część czasu, który moglibyśmy spędzić pod wodą. W kwestii jedzenia mamy jeszcze na miejscu wszelakiego rodzaju supermarkety, gdzie ceny są niższe niż w Polsce – dlatego uważam, że bez

sensu jest przywozić jedzenie lub picie ze sobą.

Na miejscu, przy meldowaniu się w bazie nurkowej, wymagane będą od nas uprawnienia nurkowe, aktualne badania lekarskie oraz posiadanie minimum dwóch pierwszych stopni z regulatorem. Oznacza to, że musimy mieć minimum pojedynczą butlę z podwójnym zaworem i podwójnymi regulatorami. W naszym przypadku były to butle stage dla pojedynczej butli lub twin set. Dodam jeszcze, że podczas nurkowań pracownik centrum nurkowego chodzi wśród nurków i sprawdza, czy aby na pewno mają oni ten drugi stopień oraz kontroluje limity w komputerach nurkowych!!! Jak to Niemcy – są oni dosyć dokładni i systematyczni w swoich działaniach, więc nie chciałbym im podpaść w tym aspekcie, gdyż nawet niedokładne zaparkowanie na parkingu skutkowało utarczką słowną 

Sama historia kamieniołomu sięga połowy XVIII wieku, gdy funkcjonowała tu jedna z największych fabryk cementu na świecie. Jak wiadomo, do produkcji cementu potrzebna jest kreda – i tym sposobem powstał tutaj kamieniołom. Podobno cement produkowany z kredy wydobywanej w Hemmoor był użyty przy budowie Statuy Wolności w Nowym Jorku. Fabryka zatrudniała 2000 osób aż do 1983 roku, gdy zaczęły się problemy finansowe. Były one spowodowane coraz trudniejszym wydobyciem, gdyż kamieniołom osiągnął głębokość 60 metrów, a obsługa tak głębokiego wykopu była bardzo kosztowna. Do tego pompy nie nadążały z wypompowywaniem wód gruntowych, a lokalna infrastruktura i drogi miejskie również wymagały modernizacji. Fabrykę zamknięto w 1983 roku, a okres, w którym wody gruntowe wypełniły cały akwen, trwał aż 6 lat. Bliżej lat 90 pierwsi nurkowie zaczęli eksplorować jezioro i zachwycili się jego urokiem. Od tamtego czasu infrastruktura nurkowa rozwinęła się do obecnego poziomu – akwen ma powierzchnię 33 hektarów i głębokość 60 m.

Pod względem nurkowym pierwsze, co rzuca się w oczy, to bardzo przejrzysta woda o swoistym turkusowym kolorze. Naprawdę robi ona wrażenie –i jakbym miał ją porównać do czegokolwiek innego, to tylko do podobnych kamieniołomów w Wielkiej Brytanii. Woda jest zimna – latem podobno dochodzi do 15 stopni, ale nawet w bazie sugerują nurkowanie w suchym skafandrze. Samo klarowanie sprzętu jest tu dosyć utrudnione i troszeczkę się pomęczymy, ze względu na to, że niezależnie od wybranego miejsca wejścia, czeka nas krótszy lub dłuższy spacerek do wody – czasem po dość stromych schodach, a innym ra-

zem po szerokiej drodze. Miejsca do sklarowania są wyznaczone i można do nich podjechać samochodem. Niestety, w dni z dużą liczbą nurków obowiązuje zasada "kto pierwszy, ten lepszy" i czasami zostaje tylko miejsce dość sporo oddalone od wejścia do wody. Nie są to ogromne problemy logistyczne, ale będąc tam kilka dni i robiąc kilka nurkowań dziennie, może to nieco dać się we znaki.

Pod wodą możemy spodziewać się mnóstwa atrakcji. Mnie zachwyciła droga przy głównym wejściu oraz brama, która się tam znajduje. Ma ona coś w sobie, a do tego popołudniowy kąt padania promieni słonecznych czyni ją czymś, co dosyć dobrze utkwiło w mojej pamięci. Widoczność na głębokości poniżej 30 metrów wygląda jak nurkowanie w butelce wody mineralnej  Główna atrakcja, czyli ciężarówka, robi naprawdę ogromne wrażenie. Stoi ona na platformie, na której końcu znajduje się swoisty szyb schodzący do głębokości 30 metrów. Obok ciężarówki mamy skrzynkę na listy, do której możemy wrzucić specjalną wodoodporną pocztówkę – zakupioną w centrum nurkowym – i zostanie ona dostarczona jak normalna pocztówka pod wskazany adres. Atrakcji jest niezliczona ilość: łódka, stare struktury, samochody, budynki, samolot, zatopiony las czy… rekin! Niestety, podczas naszego pobytu samolot akurat przechodził modernizację i został wyjęty z wody. Za to rekin zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nigdy wcześniej nie widziałem rekina zawieszonego w toni… Wygląda on naprawdę imponująco – ma wielkie gabaryty i przede wszystkim nie jest to miły rekin z bajki, tylko złowrogi. Gdy natkniesz się na niego bez uprzedzenia, w sucharze robi się gorąco… Niestety, w ostatni dzień, przy bardzo dużej ilości ludzi, atrakcje są mocno okupowane, a widoczność bardzo słaba. Dlatego moim zdaniem niedziela to świetny dzień, by zostawić sobie miejsce na podwodne laski znajdujące się na głębokości do 8 metrów – tam znaleźliśmy bardzo dobrą widoczność. Oczywiście te miejsca nie są oporęczowane, dlatego nurkuje tam znacznie mniej osób, a jak już ktoś tam dotrze, to nie ma problemów z pływalnością.

PODSUMOWUJĄC – miejsca takie jak Kreidesee Hemmoor są wisienką na torcie dla większości nurków. Miejsce to niejednokrotnie zdobywało tytuł najlepszego nurkowiska w Niemczech. Widoczność oraz jakość wody to coś rzadko spotykanego. Mnogość atrakcji oraz głębokość akwenu sprawiają, że jest to miejsce idealne zarówno dla świeżo upieczonych nurków, jak i doświadczonych technicznych.

• Kursy nurkowania rekreacyjnego i technicznego

• Autoryzowany serwis sprzętu nurkowego

• Powietrze / Nitrox / Tlen / Hel do 300 Bar

• Sklep stacjonarny

• Wyprawy nurkowe

ul. Kolejowa 2, 62-010 Pobiedziska, k/Poznania

SUCHY SKAFANDER

FOURTH ELEMENT ARGONAUT 3.0

INNOWACJA W NURKOWANIU

Angielski producent sprzętu nurkowego Fourth Element stworzył nowy suchy skafander Argonaut 3.0, który jest następcą skafandra Argonaut w wersji 2.0

Ulepszona konstrukcja, większa elastyczność i więcej możliwości zaprojektowania własnego suchego skafandra.

Zaprojektowany, aby poruszać się wraz z Tobą, nowy projekt Argonaut 3.0 zapewnia idealne dopasowanie i swobodę ruchów podczas nurkowania.

Posiada system AFT (Articulated For Trim), wstępnie wygięte nogawki i kolana zapewniają całkowity komfort podczas trymowania.

Zoptymalizowany do nurkowania w trymie poziomym, unikalny projekt nogawek Argonaut 3.0 został zaprojektowany z myślą o optymalnym komforcie w wodzie, umożliwiając nieograniczoną swobodę ruchów w kolanach i udach, zapewniając pełny komfort podczas nurkowania.

Przeprojektowany teleskopowy tułów lepiej dopasowuje się do ciała, zapewniając bardziej opływową sylwetkę, a nowy, ciepły kołnierz pozwala na szybkie i bezpieczne schowanie kaptura i dodatkowe docieplenie.

Kompozytowy, suchy zamek błyskawiczny biegnący z przodu od prawego ramienia do lewego biodra poprawia elastyczność i dopasowanie, a także odprowadzanie gazów podczas usuwania powietrza z lewego ramienia. Zamek w skafandrze jest dłuższy od standardowych zamków co ułatwia zakładanie i zdejmowanie skafandra.

Argonaut 3.0 może posiadać lateksową lub neoprenową kryzę szyjną. Manszety nadgarstkowe mogą być lateksowe lub silikonowe. W skafandrze istnieje możliwość zamontowania przy zamówieniu systemu pierścieni Ellipse, Si-Tech QCP, Ultima lub nowy intuicyjny aluminiowy system PSI.

Skafander projektuje się do szycia na miarę przez wielokrotnie nagradzany systemu pomiarowy BIOMAP Fourth Element, jest to naprawdę szyty na miarę suchy skafander, stworzony z myślą o przygodach. Dzięki systemowi biomap skafander jest dopasowany perfekcyjnie.

Skafander posiada wewnętrzne wygodne regulowane szelki w kolorze pomarańczowym oraz elastyczny, regulowany pas kroczny z zapięciem blokującym.

Dwie duże kieszenie na udach w standardzie z zamknięciem na rzepa. Każda kieszeń zawiera dwie gumy bungee wewnątrz kieszeni głównej.

Zewnętrzna mini kieszeń zapinana na zamek zawiera dwie dodatkowe pętle bungee. Wybór ilości kieszeni zależy od Ciebie.

Kieszenie Argonaut są jednymi z największych kieszeni na rynku. Ich pojemność to 3,5 litra każda kieszeń.

Panele Duratex wzmacniają kluczowe obszary narażone na zużycie, w tym ramiona, łokcie, kolana i pośladki

Płaskie szwy są podklejone wewnątrz i na zewnątrz, co zapewnia wytrzymałość i niezawodność

Taśma Duratex służy do zabezpieczenia zewnętrznych szwów przed ścieraniem

Wysokowydajna taśma wewnętrzna PU jest klejona i zgrzewana, tworząc 100% wodoodporne szwy.

Do wyboru suche buty Standard ze skompresowanego neoprenu o grubości 4 mm lub buty Tech ze skompresowanego neoprenu 2,5 mm lub skarpety neoprenowe o grubości 2,5 mm.

Każde z nich wyposażone są w elementy ustalające miejsce pasków lub sprężyn od płetw i ergonomiczne wkładki zapewniające dodatkowy komfort.

TRZY MODELE SKAFANDRÓW:

Argonaut Flex: Trilaminat

Nasz materiał Flex został specjalnie zaprojektowany pod kątem trwałości i komfortu, aby stworzyć wytrzymały kombinezon.

Tkanina, pierwotnie zaprojektowana do celów wojskowych, jest laminowana elastycz-

ną warstwą butylową, która zapewnia ochronę bez usztywniania.

Argonaut Stealth/Flex Hybrid: Trilaminat nylon/poliester

Wybór naszej tkaniny Stealth oznacza lekką i wytrzymałą ochronę. Połączenie rozciągliwości i lekkości zapewnia niezrównaną swobodę ruchów podczas nurkowania.

Nasz materiał Flex został specjalnie zaprojektowany pod kątem trwałości i komfortu, aby stworzyć wytrzymały kombinezon.

Tkanina, pierwotnie zaprojektowana do celów wojskowych, jest laminowana elastyczną warstwą butylową, która zapewnia ochronę bez usztywniania.

Te dwie tkaniny można połączyć, tworząc nasz kombinezon „Stealth Hybrid” ze Stealth na górze i Flex w dolnej połowie, aby zapewnić wyjątkową mobilność i trwałość.

Argonaut Stealth: Nylon/Trilaminat Wybór naszej tkaniny Stealth oznacza lekką i wytrzymałą ochronę.

Połączenie rozciągliwości i lekkości zapewnia niezrównaną swobodę ruchów podczas nurkowania.

Tkanina, pierwotnie zaprojektowana do celów wojskowych, jest laminowana elastyczną warstwą butylową, która zapewnia ochronę bez usztywniania.

DOSTĘPNE KOLORY:

FOURTH ELEMENT w Polsce

W zestawie znajduje się:

● kaptur,

● wąż do suchego skafandra,

● praktyczna torba.

Wyłącznym dystrybutorem produktów Fourth Element na terenie Polski jest firma EXTREME DIVERS. Dla wszystkich zainteresowanych zakupem lub uzyskaniem dodatkowych informacji, kontakt z dystrybutorem możliwy jest poprzez e-mail: info@extremedivers.pl lub telefonicznie pod numerem: 667 341 349

SŁODKA WODA

OKIEM ANNY PASZTY

Baśniowa Saksonia i jej

GRANITOWY SZLAK

Tekst i zdjęcia ANNA PASZTA

KORONA SAKSOŃSKICH

KAMIENIOŁOMÓW to raj dla nurkowych wariatów, lubiących tajemnicze, chłodne, mroczne głębiny.

Przynajmniej raz w roku poświęcamy kilka dni na radosne taplanie w zalanych wodą nieckach dawnych kopalń, gdzie wydobycie i obróbka skały plutonicznej ma ponad stuletnią historię. W XIX wieku granit pełnił ważną rolę w budownictwie, utwardzaniu nawierzchni dróg, konstrukcji mostów i jako tłuczeń na torach kolejowych.

Na terenie Łużyc powstało wiele kamieniołomów, a górnictwo i kamieniarstwo były istotnymi gałęziami przemysłu. Obecnie wiele z tych kopalń jest już nieczynnych, a powstałe podczas wydobycia wyrobiska zalała woda.

I tutaj zaczyna się ich najnowsza historia…

WETRO

Kamieniołomem położonym najbliżej granicy z Polską jest Wetro. Leży on w okolicy miasteczka Niesky, założonego przez czeskich husytów w 1742 roku. Nazwa miasta jest zniemczeniem czeskiego słowa „nízký” czyli niski.

Od XVII wieku wydobywano w nim bazalt. Kopalnia została zamknięta w latach 40 XX w. Wyrobisko stopniowo wypełniało się wodą, osiągając ostatecznie głębokość 56 metrów. Z czasem w płytszych częściach zbiornika rozwinął się bujny litoral, zamieszkały w nim ryby i raki.

Mijamy miasteczko i wjeżdżamy do niewielkiego lasu otaczającego kamieniołom. Zalane wyrobisko jest duże, otoczone lasem. Jego wysokie brzegi bujnie porastają drzewa i krzewy. Powstałe jezioro rozciąga się na 450 m, a jego szerokość to średnio 70 m. Na leśnej polanie jest miejsce na kemping i rozbicie namiotu. Znajduje się tu również baza nurkowa. Sprzęt mona rozłożyć w wygodnej wiacie, udekorowanej metalowymi tabliczkami z reklamami w stylu retro. Wiata jest też wyposażona w gniazdka elektryczne, co okazuje się istotne, ponieważ w bazie nie ma możliwości zakupienia żadnych napojów ani jedzenia. Można tu podłączyć własny czajnik lub grzałkę.

Pod wodą, na głębokości około 20 m biegnie położona w poprzek zbiornika grobla, stopniowo wypłycając się do 6 m w kierunku zachodnim. Dzieli ona nieckę na dwa baseny. Głębszy osiąga 56 m, płytszy – 45 m.

Baza i wejście do wody znajdują się od wschodu, przy głębszym zbiorniku. Ze stromego brzegu do wody prowadzą wygodne metalowe schody, zakończone dużą platformą z ławkami. Tutaj można oprzeć ciężki sprzęt, zrobić kontrolę partnerską, założyć płetwy i maskę.

Zanurzamy się w zieloną, chłodną toń. Widoczność jest niezła, choć nie znakomita. Wiosną i latem często zdarza się słabsza wizura. Najlepszym czasem do nurkowania tutaj jest jesień, kiedy woda ma największą przejrzystość.

Od razu po zanurzeniu możemy zaobserwować zielony litoral, porastający stromo opadające ściany. W pobliżu kręcą się ławice małych okoni. Wetro to zbiornik dla bardziej opływanych nurków, ponieważ od razu po wejściu trafiamy na dość dużą głębokość. Nie ma tutaj nigdzie łagodnie opadającego dna, przydatnego podczas szkolenia osób początkujących. Spadamy swobodnie na głębokość około 12 metrów i ruszamy w prawą stronę, tuż przy ściance. Na tej głębokości jeszcze jest dość jasno, ale ze względu na średnią widoczność wszyscy włączamy

latarki. Co jakiś czas natrafiamy na zwisające ze ścian gałęzie zatopionych drzew.

Mijamy przymocowaną na ścianie tablicę, upamiętniającą dawnego właściciela bazy Thomasa. Z tablicy patrzy na nas uśmiechnięty, ubrany w bluzę dresową mężczyzna. Zanurzamy się głębiej. 22 m. Tutaj, pod termokliną dopada nas chłód i mrok. Doceniam gruby ocieplacz, system grzewczy i bieliznę termoaktywną, tak niewygodne na powierzchni. Teraz nie marznę, mimo że otaczająca mnie woda ma tylko 6 st C.

Płyniemy jeszcze przez chwilę wzdłuż ściany aż do miejsca, kiedy w toni wyrasta przed nami kamienista ściana grobli. Wypłycamy się do 18 m i skręcamy w lewo, aż do grzbietu grobli, który zaprowadzi nas pod przeciwległą ścianę. Na samym początku drogi natrafiamy na leżący tam rower. Zaraz za nim, na skalnej półce stoją dwa metalowe krzesła, jakby zapraszając do krótkiego odpoczynku, a kilka metrów dalej spotykamy bardzo poważnego pana manekina, ubranego w stary strój nurkowy.

Grobla powoli wypłyca się, robi się coraz jaśniej. Po prawej stronie, prosto z grzbietu wychodzą w toń zagięte w łuk tory kolejowe. Wiszą tak sobie, niczym nie podparte, przywodząc na myśl zwariowaną kolejkę górską w jakimś lunaparku,

po czym urywają się nagle po paru metrach. Na samym końcu, jak gdyby nieświadomy rozciągającej się pod nim głębi, przysiadł sobie mały pluszowy niedźwiadek. Grobla kończy się zieloną łąką na głębokości 8 m. Tutaj również spotykamy okonie. Jeśli teraz popłyniemy w prawą stronę, lekko w dół, na około 12 metrach natrafimy na sporą łódkę kabinową, a w lewo od grobli będziemy mogli podziwiać ciekawe bazaltowe ścianki, wyglądające jakby zostały specjalnie ułożone z kamiennych prostokątnych płytek. Decydujemy się na łódkę, po czym ruszamy w drogę powrotną. Przed wynurzeniem, już nad termokliną, w cieplejszej wodzie robimy przystanek bezpieczeństwa.

Wychodzę na platformę, podnoszę wzrok i moje spojrzenie pada na 40 stromych stopni pnących się po wzgórzu. Czy ja wspomniałam wcześniej, że są wygodne…?

Na plecach mam twinset, w butlach pozostało jeszcze jakieś 140 bar powietrza. Mogę sobie pozwolić na zostawienie go na platformie aż do kolejnego nurkowania. Z ulgą porzucam pięćdziesięciokilogramowy ciężar na ławce.

Po dwugodzinnej przerwie po raz drugi wchodzimy do wody. Tym razem zwiedzimy lewą stronę akwenu. Tutaj jest bardziej dziko. Po drodze napotykamy duże, bezlistne drzewa i szkielety krzaków które kiedyś porastały dno kamieniołomu. Opadają-

ce dość stromo ścianki mają ciekawą, niespotykaną strukturę. Na większej głębokości szary kamień porasta jadowicie żółte coś, spływające w dół wąskimi wstęgami. Wyglądem przypomina dobrze odżywioną pleśń albo kłęby waty.

Po 40 minutach spokojnego lotu wzdłuż ściany kompas pokazuje mi, że znajdujemy się już po drugiej stronie niecki. Nasz plan zakłada szkoleniowo powrót w toni do platformy. Na głębokości 6 metrów łapię na kompasie azymut i ruszamy w toń. To nie jest proste. Co chwila trzeba korygować kurs, ponieważ bez wzrokowych punktów odniesienia okazuje się, że kompas swoje, a nasza głowa i ciało swoje. Zawsze powtarzam moim kursantom: kompas wie lepiej! I jak się okazuje – mam rację…

Płynąc zgodnie z azymutem na chwilę odwracam wzrok, aby spojrzeć na płynącą za mną grupę. Wracam spojrzeniem na kompas. Skręciłam. Koryguję. Za chwilę to samo – szybkie spojrzenie na grupę, powrót do kompasu, skręciłam – korekta… Dochodzę do wniosku, że jedną nogę muszę mieć silniejszą od drugiej, bo skręcam z kursu zawsze w prawo. W końcu po jakimś czasie tej nierównej walki docieramy do wejścia. Uff! Trafiliśmy prosto w punkt, więc moja instruktorska godność została zachowana 

Wychodzę z wody i uświadamiam sobie, że tym razem nie ominie mnie długa wspinaczka po wysokich, stromych schodach z całym tym ciężkim, jak diabli, szpejem na plecach. Siłownia i kondycja mają w nurkowaniu duże znaczenie! Nie zaniedbujcie tego, chociaż wciąż słyszy się, że nurkowanie to sport dla leniwych 

Jak powstał słynny film o OŚMIORNICY

Cinematographer Roger Horrocks shooting in the waters of South Africa’s False Bay Courtesy of PIPPA EHRLICH / Courtesy of NETFLIX Źródło: https://www.hollywoodreporter.com/movies/movie-news/my-octopus-teacher-cinematographer-on-capturing-the-bond-between-a-filmmaker-and-an-octopus-4165485/

Naprawdę w pierwszej chwili myślałem, że mi się coś stało z Internetem –przepustowość tak spadła, że transmisja samoczynnie osiągnęła poziom 340 pix. Skląłem w myślach T-Mobile i cofnąłem trochę film, ale gdy znów doszedłem do sceny, w której ośmiornica bawiła się z ławicą ryb, o dziwo sytuacja powtórzyła się.

Za trzecim i za czwartym razem też. Sprawdziłem parametry i… wciąż dysponowałem obrazem Full HD. Powoli zaczęło do mnie docierać, że to nie była wina streamingu.

Dlatego gdy tylko skończyłem wyciągać wnioski z lekcji ośmiornicy (o ile dobrze zrozumiałem przesłanie, chodziło o to, że lepiej jest umrzeć, niż wychowywać własne dzieci) zajrzałem w głębię Internetu, by dowiedzieć się o co chodziło z tymi skokami jakości. Okazało się, że nie tylko ja to zauważyłem. Sieć była pełna różnych dywagacji i spekulacji. W końcu, gdy przebiłem się przez fantastyczne teorie różnych płaskoziemców (swoją drogą to ciekawe, czemu ich opinie zawsze znajdują się tak wysoko w wynikach wyszukiwania Google) dotarłem do paru naprawdę ciekawych materiałów. Temat powstania filmu „Czego nauczyła mnie ośmiornica” wciągnął mnie na tyle, że eksplorowałem go coraz bardziej. Był tego naprawdę warty.

Ten film wcale nie powstawał w sposób, do jakiego przywykliśmy. Był raczej zlepkiem różnych produkcji. Co było o tyle dziwne, że jego główny bohater, a przy tym narrator, Craig Foster był przecież doświadczonym filmowcem. Tyle, że on wca-

le nie chciał robić kolejnego dokumentu. W 2010 roku, po ukończeniu zdjęć do drugiej z produkcji o ludach Sun z pustyni Kalahari, gdy rozpadało mu się małżeństwo, wolał raczej zrobić sobie przerwę i wszystko przemyśleć. Coś jak Forrest Gump, tylko, że zamiast biegać postanowił trochę popływać. W zatoce False Bay, na południe od Kapsztadu. W świecie Wielkiego Afrykańskiego Lasu Morskiego – gęstych, wysokich na kilka metrów listownic, falujących w rytm przyboju. A potem zaczął nurkować za sprzęt mając tylko maskę i płetwy. Nie zakładał nawet pianki, co zakrawało już troszkę na początki masochizmu. I tak dzień w dzień, rok po roku z małym, wodoodpornym aparatem Panasonic w ręku, dzięki czemu mógł nie tylko poznawać, ale i rejestrować podwodny świat zatoki i zwyczaje zamieszkujących ją zwierząt. Wciągnęło go to na tyle, że aby lepiej zrozumieć podwodne interakcje nawiązał kontakt z profesorem Charlesem L. Griffithsem z Wydziału Biologii Morskiej Uniwersyte-

tu w Kapsztadzie oraz jego doktorantem, Jannesem Landschoffem, który pomagał mu identyfikować i klasyfikować obserwowane pod wodą zwierzęta oraz interpretować ich zachowania.

W tym czasie na drugim, bardziej północnym krańcu świata, w Bristolu, gdzie mieści się Centrala Projektów Przyrodniczych BBC, trwały przygotowania do realizacji drugiej części serialu Błękitna Planeta. Wyszukiwano tematy, tworzono wstępne scenariusze, kompletowano ekipy. Jedną z osób zaproszonych do udziału w projekcie był Roger Horrocks, Afrykaner, który zdążył już sobie wyrobić nazwisko w branży swoimi uprzednimi realizacjami. W tym przygotowanym dla Discovery Into the Dragon’s Lair, przy realizacji którego współpracował z Craigiem Fosterem.

„[…] Chciałem zrobić kilka sekwencji w południowoafrykańskim lesie wodorostów i miałem pomysł na historię, ale nie była ona wystarczająco dobra. Craig wspomniał o zachowaniu ośmiornicy, która chowa się w muszlach i chroni w ten sposób przed rekinami. I to był naprawdę początek naszej pracy nad sekwencją do Blue Planet”.

„Pokazałem kilka nakręconych przeze mnie materiałów Rogerowi. Był zachwycony zachowaniami, których byłem świadkiem.” –tak zapamiętał ten moment Craig Foster. Ale cóż w tym dziwnego, skoro aż dwa prądy głębinowe, opływające południowy kraniec Afryki dostarczają na powierzchnię olbrzymie ilości składników odżywczych, to w konsekwencji przy powierzchni pojawiła się olbrzymia bioróżnorodność. A takie zróżnicowanie fauny i flory powoduje, że wszyscy głodni zawsze znajdą tam coś do zjedzenia. A że dość często zjadający stają się zjadanymi, to nic dziwnego, że było co oglądać. Gdy ekipa miała już temat i zielone światło z centrali, pozostało już tylko… to wszystko sfilmować.

„Roger i Craig rozpoczęli roczne filmowanie oswajając poszczególne ośmiornice ze swoim widokiem i budując wzajemne zaufanie. Potem musieliśmy wnieść duże kamery do wody, co zajęło dużo czasu”. I wcale nie było proste, nie tylko zdaniem wypowiadającego te słowa Johna Chambersa, asystenta producenta, ale i reszty ekipy. Pracowali przecież na głębokości

Źródło: https://www.cinematography.world/dp-roger-horrocks-on-my-octopus-teacher/

Źródło: https://www.hollywoodreporter.com/movies/movie-news/my-octopus-teacher-cinematographer-on-capturing-the-bond-between-a-filmmaker-and-an-octopus-4165485/ sprawę, że nie stanowimy zagrożenia i oczarowała nas swoimi wybrykami. Jak każdego podwodnego kameleona, także i ją nie łatwo było wyśledzić, ale udawało mi się ją znaleźć podążając śladami szczątek upolowanych przez nią zwierząt.”

raptem kilku metrów, w wodzie która prawie zawsze jest wzburzona. Pogoda nie raz i nie dwa pokrzyżowała zaplanowany harmonogram zdjęć. W sumie Harrocks i Craig spędzili wspólnie w wodzie około 80 dni (ale nie jednym ciągiem). Po trzy do pięciu godzin dziennie, w czasie odpływów, gdy warunki do nurkowania były najlepsze. O ile jednak Craig pozostał wierny swobodnemu nurkowaniu, Harrocks nie mógł sobie na to pozwolić. „Po prostu przegapiłbym zbyt wiele, gdybym nurkował swobodnie”.

„Okazało się, że trudno jest zbliżyć się na tyle, by sfilmować zwierzęta, ale relacja, jaką nawiązałem z jedną młodą ośmiornicą, zaczęła się opłacać. Pomimo naszego ogromnego zestawu kamer zdała sobie

Były i momenty strachu, choćby wtedy, gdy jak wspominał John Chambers „[…] nasza ‘gwiazda’ została zaatakowana prze rekina piżamowego. Podpłynął do niej, złapał, a ona się broniła. Na tym etapie kręciliśmy już od roku i pomyślałem ‘świetnie, oto nasza gwiazda zostaje zjedzona na moich oczach’. A potem zobaczyłem, że ośmiornica ma ramiona wchodzące do paszczy rekina i wychodzące z jego skrzeli. Pozbawiła go tlenu! Musiał ją puścić i odpływając uderzył się w głowę, tak był zamroczony”.

Źródło: https://seachangeproject.com/stories/the-making-of-my-octopus-teacher/

Także Kathryn Jeffs, producentka odcinka Green Seas nie kryła podziwu dla ośmiornicy „[…] która okazała się geniuszem w sztuce ucieczki. I bardzo dobrze, bo mieszkała w podwodnym lesie, w którym roiło się od drapieżników.” I choć podwodna praca składała się głównie z czekania, to ostatecznie Harrocksowi udało się sfilmować „strój skorupowy” – pomysłową technikę opancerzania się, do której ośmiornica użyła ponad 80 muszli i kamieni. Do filmowania Roger Harrocks użył kamery RED Dragon z matrycą Super 35 i obiektywem Nikkor 17-55 f/2.8. Rejestrowany obraz był w rozdzielczości 6K, z 60 klatkami na sekundę. Ale to nie rozdzielczość i klatka zdecydowały o wyborze kamery.

„Kolejną, absolutnie krytyczną zaletą systemu RED jest funkcja pre-nagrywania. Daje mu to olbrzymią przewagę. W zdjęciach przyrodniczych wydarzenia są często nieprzewidywalne i spontaniczne, co sprawia, że ta możliwość jest niezbędna”. Do tego obudowa Nauticam i… brak jakiegokolwiek oświetlenia. Zdjęcia powstawały wystarczająco płytko, by nie było to konieczne, a ich autorowi bardzo zależało na zarejestrowaniu gry świateł, tańczących promieni słońca przedzierających się przez łodygi i liście listownic.

Gdy BBC zakończyła swoje zdjęcia, a mająca premierę w 2017 roku Błekitna Planeta II świętowała ogólnoświatowy tryumf, Craig Foster nadal pływał w zatoce False Bay. Wciąż bez sprzętu, wciąż z jakąś przypadkową, małą kamerką, którą filmował otaczający go świat. Czasem ustawiał ją na dnie, by uchwycić w kadrze swoje interakcje z zamieszkującymi przybrzeżne wody zwierzętami. Był tym tak zajęty, że prawie cały kolejny

rok zajęło mu przemyślenie kwestii nowego filmu. O lesie wodorostów, o ośmiornicy, rekinach i uchatkach… Do współpracy zaprosił Pippę Ehrlich, która włączyła się w pracę nad projektem. Najpierw tylko z doskoku, a potem już całkowicie. Teraz to ona zamiast Harrocksa nurkowała z nim w zatoce. Przez następne sześć miesięcy codziennie dokumentowała podwodne poczynania Craiga. Tyle, że idąc w ślady Fostera, postanowiła również pływać na wstrzymanym oddechu, co rzutowało na jakość powstającego materiału. Co prawda do pracy zaprzęgnięto Sony RX100 Mk V w obudowie Nauticam plus mokry konwerter szerokokątny WWL-C, ale nawet pomijając kwestie sprzętowe, sam sposób nurkowania nie dawał szansy na taką pracę z kamerą, do jakiej dążył Harrocks.

Niemniej jednak archiwum filmowe rosło w olbrzymim tempie, a nagrany materiał należało uporządkować, opisać i… spróbować ułożyć z niego jakąś historię. Tworzący film zespół wciąż się rozrastał, a pierwszym efektem jego pracy była rozbudowana, wielowątkowa historia, która… nikogo nie zadowoliła. Była zbyt rozwodniona, poruszając za dużo ważnych, ale nie do końca spójnych wątków. To wtedy właśnie zespół postanowił odrzucić wszystkie inne elementy i postawić wszystko na ośmiornicę. A potem jej wątek wzbogacono o osobiste problemy Craiga. Początkowo z jego osobistą narracja słyszaną w tle, aż w końcu mówiącego bezpośrednio do kamery.

Gdy ekipa scenarzystów, reżyserów i producentów tworzyła kręgosłup filmu, wcale nie łatwiejsze zadanie powierzono Kyle

Pippa filming Craig Źródło: https://seachangeproject.com/stories/the-making-of-my-octopus-teacher/

Stroebelowi, koloryście Baselight. Do komputera wrzucono mu terabajty ujęć z 20 modeli kamer, którymi tworzone były zdjęcia wybrane do filmu. A następnie poproszono o dopasowanie ich do siebie. Tytaniczna robota, bo dość ciężko było spasować obrazki otrzymane z RED Dragon z tymi pochodzącymi z Sony RX100 czy Panasonic WG. Niemniej się udało, choć pewne zawirowania jakościowe dało się zauważyć. Trudno jednak wymagać od aparatów z matrycą 1” czy nawet 1/2.3 cala, by dorównywały jakością obrazu profesjonalnej kamerze, prawda? To stąd właśnie moje (i nie tylko moje) początkowe zaskoczenie „falującą” jakością obrazu. Teraz, wiedząc już jak powstawał film, obejrzałem go ponownie. Nic nie stracił ze swojej atrakcyjności, a ja miałem dodatkowe wyzwanie zgadując, którą scenę nagrano jaką kamerą. Co wcale nie było trudne.

Źródła:

https://www.bbc.co.uk/programmes/articles/5pFNpbMVvXyvHL66MMpnX1S/filming-theoctopus-houdini-in-south-africa

https://www.bbc.co.uk/programmes/articles/1mZBhvSBrxc8wqb9SJCTCjj/getting-toknow-an-octopus

https://www.cinematography.world/dp-roger-horrocks-on-my-octopus-teacher/ https://www.btlnews.com/crafts/camera/roger-horrocks-my-octopus-teacher/ https://www.hollywoodreporter.com/movies/movie-news/my-octopus-teachercinematographer-on-capturing-the-bond-between-a-filmmaker-and-anoctopus-4165485/ https://seachangeproject.com/stories/the-making-of-my-octopus-teacher/

MAM JUŻ TEGO DOŚĆ!!!

Czyli spowiedź „speca od mokrej roboty” i opowieść o sprzęcie, który waży więcej niż zdrowy rozsądek

Tekst MONIKA i PRZEMYSŁAW ZYBER

Zdjęcia PRZEMYSŁAW ZYBER i JORAM

„Fotografia podwodna” to brzmi jak świetna zabawa i spełnienie marzeń jednocześnie: bo kolorowa rafa, tańczące rybki, błękitna głębia, obcowanie ze światem, który wciąż kryje tyle niesamowitych tajemnic… …ale czy aby tylko?…

aki jest faktyczny ciężar tej pasji, wie chyba niewielu. Dlatego dziś zapraszam Cię w podróż do „mojego świata”. Bo przeciąganie marzeń o idealnych kadrach przez lotniska, granice i urzędniczą paranoję, taszcząc za sobą walizki, których waga nigdy nie chce zmieścić się w granicach dopuszczalnej wagi, to mój chleb powszedni. Brzmi jak lament? No dobra… trochę jest! Ale nie zawsze tak było… Bo jak słusznie się domyślacie…

Zaczęło się niewinnie

Na początku mojej przygody z nurkowaniem brałem ze sobą

zwykłe Gopro. Z czasem chciałem czegoś, co przede wszystkim wierniej oddaje kolory. Sięgnąłem więc po Olimpusa TG 6. No to już było co trzymać w ręku. No cóż, aparat bez lamp nie ma prawa bytu. Więc kolejnym krokiem było uzbrojenie się w lumeny. Dwie lampy były dość ciężkie, więc cały zestaw miał mocno ujemną pływalność. Kolejno doszły pływaki wypornościowe oraz klamry.

Fotograficznego szpeju przybywało

Do lamp osobne ładowarki, dodatkowe baterie, uszczelki oraz smary. Ani się spostrzegłem jak, mój bagaż lotniczy przybrał 5 kg.

Niestety jakość obrazu mnie nadal nie zachwycała. Choć lepsza, była wciąż zdecydowanie poniżej moich oczekiwań. Do makro super. Jednak ja zawsze kochałem szerokie kadry, a do tego mała matryca i uniwersalny obiektyw nie sprawdzały się.

Kropką nad i był wyjazd do Meksyku i pierwsze próby robienia zdjęć w ciemnych meksykańskich cenotach. Tutaj sprzęt poległ kompletnie.

Zapragnąłem porządnej pełnoklatkowej lustrzanki Muszę przecież uchwycić piękno tych jaskiń.

Ponieważ miałem w domu Nikona D700 – zdecydowałem –„Włazisz ze mną pod wodę”. Tylko czy znajdę dla ciebie „case”? Wielomiesięczny trud szukania obudowy w końcu się powiódł. Po sześciu miesiącach udało mi się znaleźć do mojej leciwej puszki obudowę. A ponieważ sprzedawca miał jeszcze dobre lampy flash, od razu kupiłem komplet.

Oczywiście dołożyłem obiektyw typu rybie oko, port 230 mm, aby móc zacząć fotografować pejzaże.

Nie wcisnę tego do podręcznego!

I tym sposobem skazałem się na rolę tragarza.

W mgnieniu oka mój zestaw stał się gigantyczny.

Potężna aluminiowa obudowa, z jeszcze większym portem, zwieńczona niczym rogami jelenia lampami flash zamontowanymi na pływakach, ładowarki, zapasowe baterie, kable…

Osiągnąłem to, na co liczyłem.

Niesamowita jakość zdjęć, nawet w ciemnych jaskiniach.

Niestety na taki zestaw już nie wystarczała jedna walizka bagażu rejestrowanego. Musiałem mieć zawsze dwie. Od tamtej pory każdy lot był niczym ruletka: „Czy dziś mój plecak przejedzie po taśmie bez uwagi?”… Niestety nie zawsze wygrywała moja szczęśliwa „13”. Bywało, że pracownik lotniska wyszczerzał zęby. Bo oto nad linię horyzontu wynurzała się wściekle: „DOPŁATA!”

Logistyczna udręka rosła w siłę

W pakowaniu szkoliłem się na „Tetris-mastera”, wielogodzinne pakowanie stało się normą. Tak samo jak dwie walizki i dodatkowy podręczny. Więcej noszenia, większe koszty transportu, kontrole lotniskowe coraz dłuższe. Podróżowanie przestało być bezproblemowe.

Uzbrojony w dwie duże torby i dwa plecaki, spełniałem swoje marzenia o fotografii podwodnej. Oczywiście liczyłem się każdorazowo z problemami, dopłatami, przeszukiwaniem sprzętu…

Jednak moje ambicje nie spoczęły w tym miejscu.

Zapragnąłem oprócz zdjęć, kręcić filmy.

Moja poczciwa 700-setka nie miała takiej opcji, więc w grę wchodziła tylko kompletna wymiana całego zestawu łącznie ze światłem. Filmowanie wymaga światła stałego więc fleshe stały się zbędne.

Nowy na pokładzie

Swoją uwagę skierowałem w stronę Canona R6. Bezlustrekowca, który wydawał się idealny do moich potrzeb. Przeskok z lustra na belustrkowca nie był łatwy. Zanim nauczyłem się go wykorzystywać w odpowiedni sposób i odkryłem jego mocne strony, minęło kilka miesięcy.

Nasza współpraca układała się wyśmienicie. Ja o niego dbałem, a on odwzajemniał się pięknymi zdjęciami oraz filmami. Przez 3 kolejne lata nasza miłość trwała niezmiennie.

Zestaw w międzyczasie dalej się rozwijał. Wymieniałem lampy na coraz to mocniejsze i cięższe zarazem. Co za tym idzie, większe pływaki, ładowarki, cięższe baterie.

W tym czasie pokochałem filmowanie tak samo jak fotografię. Ale… przeszkadzało mi, że R6 kręci filmy w formacie MP4, a nie RAW. To taka sama różnica jak ze zdjęciami JPG konta RAW. JPG oraz MPG4 to pliki nienadające się do dalszej obróbki, lub w bardzo niewielki stopniu. Za to pliki RAW to surowe, bardzo elastyczne pliki poddające się obróbce.

Decyzja była prosta

Trzeba po raz kolejny wymienić sprzęt.

Niestety każda wymiana aparatu pociąga za sobą wymianę obudowy.

Tym razem postawiłem na naprawdę mocny sprzęt fotograficzno-filmowy.

Ponieważ jakość Canona mnie oczarowała, po raz kolejny postawiłem na tą markę.

Zakupiłem Canon R3 z obiektywem 15-35 mm F 2.8 L USM. Wsadziłem go do obudowy Nauticam, a wisienką na torcie był port WACP-2 250 mm. Dla większego komfortu filmowania doło-

żyłem do zestawu ekran zewnętrzny 7” Weefine WED-7 PRO oraz lampy Big Blue, które łącznie mają 120 000 lumenów.

A myślałem, że poprzedni zestaw był ciężki?

Teraz zafundowałem sobie złotą kulę u nogi.

Poprzedni zestaw ważył 10 kg, nowy: 25 kg. Bagaże spuchły niczym brzuch po świętach. Nagle okazało się, że nie mieszczę się wagowo łącznie ze sprzętem do nurkowania w dwa bagaże po 23 kg + 8 kg podręcznego, nawet gdyby liczyć na minimalną wyrozumiałość na lotnisku. To już nie przejdzie. To jest już dramat. Najgorsze to przebrnąć przez odprawy na lotniskach i nie dać sobie zważyć podręcznego bagażu, bo zazwyczaj jest dwukrotnie przeważony.

Ciężar pasji

Ceny lotów w ciekawe podwodne plenery są kosmiczne, zwłaszcza z „moją” ilością bagażu.

Ceny wstępów do cenot, czy jaskiń z tym zestawem rosną kilkukrotnie.

W mojej głowie kołacze się ostatnio pytanie: Czy gra jest warta świeczki? A potem następne:

Czy jestem zniechęcony? Na myśl o kolejnych podróżach lotniczych? Okrutnie! Na myśl o przesiadkach, międzylądowaniach, o awariach wind, o dźwiganiu waliz po schodach, na myśl o maratonie z walizkami przez długie lotniskowe korytarze i awaryjnych zmianach terminalu odlotu w ostatniej chwil… Moje kolana i kręgosłup jakby umiały mówić, to bym dopiero usłyszał…

Czy po tych doświadczeniach kupiłbym jeszcze raz taki zestaw? Trudno powiedzieć.

Jestem zmęczony dźwiganiem tego zestawu.

Wejście do bardzo ciasnych jaskiń wiąże się z ogromnym ryzykiem uszkodzenia sprzętu. Poruszanie się po statku z tak ogromnym zestawem to nie lada wyzwanie. A wskakiwanie z nim do wody to zawsze ogromny stres.

Cały zestaw ze szklanym, ciężkim portem to mój osobisty wyciskacz łez. Moja „sztanga”. Czasem myślę, że fotografia podwodna, to jakiś sport ekstremalny. Tylko zamiast medalu dostajesz skierowanie do fizjoterapeuty i maść na stawy. Każdą

podróż wypełnia stres, brak snu, zmęczenie i niekończące się „noszenie”. Taksówki, łodzie, motorówki, busiki, ryksze… no i oczy dookoła głowy… Jedyną rozgrzewką jest sięgnięcie po kawę. Jedyną rehabilitacją – chwilowe odłożenie plecaka na podłogę. Nie opuszcza mnie ostatnio ta dołująca myśl: Nigdy więcej! Powtórzona po raz 15 w tym roku! Dołuje jeszcze bardziej.

I po co to wszystko?

Bo pod wodą wszystko przestaje boleć. Jest cisza. Jest piękno. Jest świat, którego nie potrafię opisać słowami – tylko obrazem. I za ten obraz poświęcam kawek, spory kawałek swojego zdrowia i wygody.

Bo tam pod wodą nie ma chaosu, hałasu, przebodźcowania, natłoku spraw do ogarnięcia na już. Jest cudowny świat, który nie pyta o pozwolenie, żeby cię zachwycić. Z moim aktualnym zestawem „wagi ciężkiej” dopiero teraz uzyskuje efekty, o których marzyłem. Jakość zdjęć i filmów motywuje mnie i napędza do dalszego rozwoju.

PS.

Pozdrawiam wszystkich tych, którym wydaje się, że zrobienie dobrego zdjęcia pod wodą determinuje tylko naciśnięcie spustu migawki ;)

REKLAMA

10 lat IDF w Polsce

Tekst i zdjęcia

ABRAHAMCZYK

W dniach 11-13 kwietnia 2025 w Janowie Lubelskim (Polska) odbyła się KONFERENCJA NURKOWA

IDF Meeting 2025, na którą redakcja Perfect Diver otrzymała zaproszenie obejmując patronat medialny.

Czekały na nas dwa dni wystąpień o różnorodnej tematyce nurkowej, a wśród prelegentów znajdowały się znane w świecie nurkowym nazwiska. Byliśmy bardzo ciekawi tej imprezy, tym bardziej, że w środowisku ciągle wyczuwalny jest „głód integracyjny”, a takich spotkań jest zdecydowanie zbyt mało.

Konferencja dedykowana była nurkom zrzeszonym w federacji IDF, których ponad stu wzięło czynny udział w meetingu i była swoistym podsumowaniem dekady pracy tej organizacji, o czym mogliśmy posłuchać podczas otwarcia imprezy z ust Sebastiana Dobrowolskiego – prezesa i współzałożyciela IDF – trzeciej największej federacji w Polsce, zrzeszającej 200 aktywnych

instruktorów. Podczas swojej prezentacji wręczył nagrody zasłużonym członkom federacji, podsumował zmiany organizacyjne i możliwe ścieżki rozwoju nurka oraz przybliżył plany na nadchodzący czas, również odnośnie nowych podręczników, których do tej pory wydano 17, a które zawierają skondensowaną wiedzę teoretyczną, pomagającą zdobyć nowe kwalifikacje. Wszystkie te podręczniki prezentowała Daria Dobrowolska na stoisku, gdzie można było zakupić dowolny podręcznik.

Kolejna prezentacja należała do Konrada Kępki, który opowiedział nam o możliwościach szkoleń osób z niepełnosprawnościami i o tym jak niemożliwe przemienić w możliwe. O indywidualnym podejściu do osób z ograniczeniami ruchowymi i o spełnianiu ich marzeń. W tym kontekście faktycznie chcieć znaczy móc. Następnie dr hab. Piotr Dynowski w swoim wystąpieniu zadał pytanie czy nauka potrzebuje płetwonurków?

I tu podsumował działania Fundacji Naukowe Badania Podwodne. Z ust Ariela Łukaszewskiego dowiedzieliśmy się jakie są plusy i minusy konfiguracji Back – Side – lub Chest Mount. Przedstawił nam ewolucję tych systemów i różnice w praktycznym ich zastosowaniu. Kmdr por. Patryk Kiedrowski uchylił rąbka tajemnicy o nurkach bojowych XXI wieku, mogliśmy dowiedzieć się jak wygląda system nawigacji stosowany w służbach i jakie sprzęty są

używane przez płetwonurków w wojsku. Ostatnia prezentacja przed przerwą obiadową należała do dr Zdzisława Sićko, który opowiedział o różnych aspektach śmiertelnych wypadków nurkowych przybliżając dane statystyczne oraz o budowie tuneli komunikacyjnych i roli nurków podczas takich przedsięwzięć. Po takiej ilości wiedzy nastąpił posiłek regeneracyjny :)

W czasie przerw uczestnicy konferencji mieli możliwość zobaczyć wystawę fotografii podwodnych Michała Bazały oraz zapoznać się ze sprzętem udostępnionym przez wystawców takich firm jak Suunto, Garmin, Extreme Divers – Nurkowysklep.pl, iQsub & SubGravity CCRs.

Pełni i zregenerowani wróciliśmy na salę wysłuchać trzech ostatnich wystąpień tego dnia. Ten panel otwierał gość specjalny Anton Zhuchkov, którego w pełnym komforcie mogliśmy wysłuchać dzięki tłumaczeniu Darii Dobrowolskiej, a który opowiadał o pięknie Portugalii oraz eksploracji portugalskiej jaskini Ancos z wykorzystaniem Dual CCR i przeszkodom, które musiał pokonać, aby dotrzeć tam, gdzie dotarł. Podobną tematykę nurkowania jaskiniowego na dużych głębokościach zaprezentował Bartłomiej Pitala, który eksplorował nieodkryte do tej pory korytarze Sintzi – najgłębszej jaskini Grecji. Zapowiedział również powtórną wyprawę na dalsze odkrywanie jej zakątków. Na zakończenie wysłuchaliśmy kolorowej opowieści o Sierra Leone, odkryciu wraku i historii jego identyfikacji zaprezentowanej przez Marcina Jamkowskiego.

Ten pełen emocji dzień zakończony został integracją przy ognisku w towarzystwie pysznego swojskiego jedzenia i szant na żywo, choć momentami koncert przybierał formę karaoke – ale co się dzieje w Las Vegas – zostaje w Las Vegas, więc przejdziemy do podsumowania ostatniego dnia zjazdu.

Pierwsze trzy prelekcje utrzymywały się w tematyce podróżniczej. Wojciech Zgoła opowiedział o malowniczej Macedonii Północnej, nurkowaniu w Ochrydzie – jeziorze o maksymalnej głębokości 289 m i pięknej klarownej wodzie. Anna Metrycka przedstawiła nam Galapagos – raj dla nurków lubiących oglądać duże zwierzęta podwodne, a Przemysław Zyber zaprezentował film i opowieść z nurkowań na Jukatanie. Artykuły tych trojga autorów ukazują się na łamach niniejszego magazynu. Prezentacje te zapierały dech w piersiach co przygotowało nas do następnej prelekcji o tematyce freedivingu i rozważaniach na temat wpływu głębokości na organizm człowieka autorstwa Piotra Ławrynowicza. Lek. Mikołaj Wróbel rozwiał wiele wątpliwości dotyczących nurkowania osób w nie do końca idealnym stanie zdrowia, a na zakończenie wystąpił dr Jarosław Kur, który udzielał rad jak poprawnie wzywać pomoc i jakie ryzyko związane jest z ratownictwem nurkowym zgodnie z hasłem szerzonym przez IDF – Safety First!

Z przyjemnością uczestniczyliśmy w wydarzeniu, w którym nurkowie wymieniali się swoimi doświadczeniami w genialnej atmosferze.

SUCHACZ Z TELESKOPEM

Komfort albo kłopot

TWÓJ WYBÓR

Tekst WOJCIECH A. FILIP

Zdjęcia TECLINE ACADEMY

Na końcu artykułu podaję sprawdzoną metodę jak zepsuć sobie nurkowanie przy pomocy suchego skafandra i uprzęży.

Suchy skafander wpływa na pozycję nurka pod wodą.

Nie chodzi o to, że można zmienić pozycję po dodaniu do suchacza gazu, ale o to, że przedmuchując maskę, czy manewrując zaworami możesz nieświadomie ładować kolana i płetwy w delikatne dno jaskini czy rafę koralową. Może się tak stać, jeżeli nie wiesz, jak używać teleskopu w twoim suchaczu.

Poniżej dokładny opis jak wybrać dla siebie suchy skafander wyposażony w teleskop i jak go używać.

Żeby mieć 100% pewności, że wiesz o czym piszę, przeprowadź proste doświadczenie.

Załóż koszulę z długim rękawem zapnij ją i wypuść luźno na spodnie. Poproś kogoś, żeby przytrzymał dół koszuli.

Zacznij powoli i z dużym wyczuciem podnosić ręce. Zatrzymaj ten ruch, kiedy poczujesz pierwszy, delikatny opór koszuli.

Prawdopodobnie zatrzymałeś ręce na wysokości klatki piersiowej albo jeszcze niżej.

Opuść ręce do pozycji wyjściowej, a partnera poproś, żeby zapamiętał miejsce, do którego sięga koszula – wyspecjalizowana metoda polega na tym, że partner przytrzymuje w tym miejscu swój palec 

Zdjęcie Mocean Images

Teraz podnieś ręce nad głowę, a partnera poproś, żeby zmierzył o ile przesunęła się w górę koszula (chodzi o odległość pomiędzy palcem, a dolną krawędzią koszuli).

Wynik to ok. 30 cm. Prawdopodobnie będzie się on nieco różnił u kobiet i mężczyzn, oraz u osób o różnej budowie i wadze.

No i co z tego?

Właśnie zmierzyłeś jaki długi powinien być teleskop w twoim suchym skafandrze – może być dłuższy, ale z pewnością nie powinien być krótszy.

Jak działa efekt koszuli pod wodą?

Jeżeli włożysz koszulę głęboko w spodnie, które zapniesz dodając pasek, to kiedy zaczniesz podnosić ręce, od razu poczujesz, że koszula stawia opór. Jeżeli będziesz kontynuował ruch, to zaczniesz wyciągać ją ze spodni.

Jeżeli pod wodą w stabilnej, poziomej pozycji przeprowadzisz podobne doświadczenie w suchaczu, to z dużym prawdopodobieństwem w czasie, kiedy będziesz przesuwał ręce w kierunku głowy, ciasno przylegający suchacz będzie ciągnął twoje nogi w kierunku dna. Ruch może być także w prawo lub lewo w zależności od sposobu jakim będziesz przesuwał rękę w kierunku głowy.

Kiedy tak się będzie działo w czasie nurkowania? w czasie oczyszczania maski w czasie strzelania bojki w czasie sięgania do zaworów zawsze, kiedy z jakiegoś powodu konieczne będzie wysunięcie rąk do przodu

Tak, masz rację!

Za krótki skafander powoduje opadanie kolan, kiedy próbujesz ustabilizować idealny trym wyciągając ręce przed siebie.

ACADEMY

Możesz też używać teleskopu alternatywnie, bo przecież wszyscy tak robią 

ABY OGRANICZYĆ SWOJE MOŻLIWOŚCI POD WODĄ

NALEŻY:

opuścić teleskop jak najniżej skrócić i zapiąć szeroką gumę trzymającą go w dolnym położeniu zapiąć uprząż na wysokości pasa

Jak to naprawić?

1. Załóż dół skafandra i mocno skróć jego szelki tak, aby krok nie opadał pod ciężarem skafandra

2. Załóż i zapnij górę skafandra

3. Nie zapinaj gumy ściągającej teleskop w dół*, podnieś teleskop w górę

4. Uprząż zapnij pod teleskopem i nie opuszczaj teleskopu

KONIEC

Teraz już wszystko działa !

Nie działa?

Sprawdź na sucho jak współpracuje z tobą ocieplacz – zasady te same, szczególną uwagę zwróć na to, żeby mocno skrócić szelki.

Już?

Jeszcze coś delikatnie ciągnie?

Sprawdź czy przypadkiem nie włożyłeś góry z bielizny zbyt głęboko w kalesony – to sposób równie skuteczny co zablokowanie teleskopu w suchym skafandrze!

Jeżeli mimo zastosowania wszystkich opisanych czynności coś blokuje ci swobodny ruch rąk, to sprawdź, która to cześć ekwipunku i wymień ją na właściwie dobraną.

Nie masz koszuli?

Luz, wpadnij do Akademii Tecline bez koszuli, ale ze skafandrem – na pewno dowiesz się jak sprawdzić czy teleskop skafandra ma odpowiednią długość.

PS.

*Kilka wyjaśnień związanych z zewnętrzną gumą ściągającą teleskop:

1. Po raz pierwszy została użyta przez jedną z firm produkujących suchacze, aby skafander lepiej układał się na osobach lubiących posiadać spory brzuch.

2. Klamra gumy ściągającej teleskop często opiera się o kość łonową i skutecznie przeszkadza w nurkowaniu – sprawdź u producenta czy możesz ją obciąć nie tracąc gwarancji.

3. Niektóre, zazwyczaj bardzo szczupłe osoby są w stanie podnieść ręce nie poruszając teleskopem.

Teleskop nie rozsuwa się i nie wraca na swoje miejsce w czasie nurkowania. Na powierzchni też nie. Albo rozsuniesz go przed wejściem do wody, albo nie będzie działał.

https://teclinediving.eu/pl/akademia-tecline/#/

Zdjęcie Łukasz Piórewicz

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.